Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

środa, 28 maja 2014

28 maja - Dzień bez prezerwatywy

Hejo ludzie~! Dzisiaj w dzień Shizayi Inu przygotowała notkę~... jest pod tą tutaj. Ja mam dla was tylko kartkę i wolałabym ją dodać nawet później ale jak nie dziś to za rok więc wiecie XD 
No to ja już nie przeszkadzam tylko jeszcze UWAGA POD TĘ NOTKĄ ZNAJDUJE SIĘ JESZCZE JEDNA



     Izaya miał dziś naprawdę dobry dzień. Zdobył informacje o jednym z najniebezpieczniejszych odłamów Yakuzy i już wiedział jak wysokiej ceny może sobie zażyczyć.
- Nieskończenie wysoko~! - zachichotał i nacisnął guziczek w windzie. O dziwo nikt na niego nie spojrzał jak na wariata. Pewnie w windzie to normalne tak mówić, gdy się wjeżdża na ostatnie piętro. - stwierdził i wzruszył ramionami.
     Winda dziś jechała przerażająco powoli, zatrzymując się co piętro lub dwa aby wpuścić i wypuścić ludzi. No tak... godziny szczytu... Czyli koło dziesiątej w nocy.
     Niezadowolony, że musi czekać, włożył ręce do swojej futerkowej bluzy i od razu się uśmiechnął. Miał dzisiaj taki dobry dzień, postanowił też sprawić prezent Shizuo, więc w drodze do domu odwiedził jedno bardzo ważne, a nie związane z jego pracą miejsce i nie, to nie było Rosyjskie Sushi.
     Małymi podskokami wysiadł z windy na odpowiednim piętrze i ruszył w stronę drzwi. Rozskakał się na dobre, dlatego nawet wyjmując klucze dalej podskakiwał.
- Fajna melodyjka~... - mruknął do siebie. Dźwięk dzwoniących kluczy był nawet zabawny.
- SHHHIIIIIIZZZZZZZUUUUU-CHAAAAAAANNNNN~! - krzyknął wesoło, otwierając na oścież drzwi.
- Nie drzyj się tak! - Usłyszał zdenerwowane warknięcie swojego chłopaka - W sypialni. - dodał ów blondyn, domyślając się, że o to chodziło informatorowi.
- Shizu-chan~... - westchnął Izaya, wyjmując z bluzy mały prezencik, po czym wesoło pobiegł do ich wspólnej sypialni. - Zróbmy coś szalonego~!!! - wykrzyknął, wskakując na kolana blondyna.
     Shizuo aż upuścił z wrażenia czytaną gazetę.
- Co ci dzisiaj... aż nadpobudliwy jesteś... - mruknął, łapiąc go w pasie.
- A czy to źle~? Będziesz mógł rozładować mój nadmiar energii~! - zachichotał.
- Dobrze, to co takiego chciałeś zrobić, żeby było szalone?
- Proszę~... - Izaya uśmiechnął się tajemniczo, wręczając Shizuo małe opakowanie.
     Blondyn popatrzył na ów "prezent" po czym roześmiał się.
- Serio Izaya? Serio akurat dzisiaj chcesz to wypróbować?
- Oczywiście~! Nie uważasz, że użycie prezerwatywy akurat dzisiaj będzie szalone~? - zachichotał. - W końcu zawsze tak słuchasz się tego kalendarza, raz możemy zrobić wyjątek, nie~?
- Wolisz krzesło, ścianę, czy podłogę?
- Normalnie powiedziałbym "wybieraj", ale skoro mamy szaleć to - łóżko~!
- ... - Blondyn popatrzył na niego zdziwiony, po czym uśmiechnął się perwersyjnie. - Faktycznie dzisiaj chcesz zaszaleć. - Wziął Izayę na ręce i zaniósł na łóżko. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że podeptał czytaną chwilę wcześniej gazetę. Kapeć blondyna odcisnął się akurat na ciekawym artykule "Reaktywowany koncern Yagiri znów może pójść na dno. Skandal w fabryce prezerwatyw. Czy geje mogą mieć przez to dzieci?

***

- Mrrr~... - Izaya zamruczał, rozciągając się lekko. - Jak fajnie~! Powinniśmy się tak bawić częściej. Do tego nie muszę się "tam" czyścić, raj~!!!
- Wcale nie! - warknął blondyn. - Jestem brudny... ohyda. - Zrzucił zużytą prezerwatywę z łóżka, Izaya to później posprząta. - Dzień bez prezerwatywy powinien być codziennie! Nie wierzę, że zgodziłem się na seks z tym kawałkiem lateksu! Od dziś słuchamy kalendarza! - warknął zły i zszedł z łóżka.

*** 5 miesięcy później. ***

     Izaya obejrzał się w lustrze.
- No cóż, porządnie mi się przytyło~... Jak myślisz Shinra od czego to? Przecież dużo się ruszam... - Podrapał się po głowie.
- No cóż... Powodów może być wiele, ale... może lepiej usiądź.
     Gdy Izaya wykonał polecenie lekarz dokładnie opowiedział mu jak to firma Yagiri przechwyciła próbki jego syntetycznego materiału, który miał być nieprzepuszczalny, zmodyfikowała je i wypuściła na rynek jako prezerwatywy. A później streścił artykuł w gazecie sprzed kilku miesięcy. Gdy skończył opowiadać spojrzał na zaszokowanego bruneta. Ten zdołał tylko otworzyć usta.
- NAMIE ZABIJĘ CIĘ!!! - wrzasnął na cały głos.



Znajdź mnie

Witajcie~!
Witam się z wami przed zapewne dłuższym czasem bez moich notek~... Wypadałoby zdać, czy coś w ten deser, nie~? X3""
W każdym bądź razie~! Wyciągajcie ciasta i czekoladę (możecie mnie poczęstować ;33) czas świętować... *werble* dzień Shizayi~! >w<
No więc~... Miłego czytania i miłego świętowania~... Dziś może jeszcze będzie dla was niespodziewajka, ale tego już nie jestem pewna~... Wybaczcie, jestem zbyt śpiąca. X3""" Idę spać i się uczyć, a dla was:
Enjoy~! :3






     Westchnąłem ciężko, odkładając kluczyki na kołek powieszony obok drzwi. Lekko garbiąc ramiona ze zmęczenia, z westchnieniem udałem się do kuchni. Dziś praca była ciężka, mozolna i niewdzięczna. W sumie dzień jak co dzień. Ale i tak mnie to męczyło. Głupi ludzie nie mogli sobie poradzić ze spłatą głupich długów, a na inne rzeczy było ich już stać...
     Wyjąłem z lodówki mleko w kartoniku i napiłem się porządnie. Tego mi brakowało... Zaczynała się porządna jesień, ale mnie nadal było na tyle gorąco, że z ulgą piłem zimne napoje.
     Wywaliłem kartonik i zawróciłem do salonu. Rozwaliłem się na kanapie z zamiarem odpoczęcia, kiedy... coś zaszeleściło mi pod plecami. Niechętnie podniosłem się i wziąłem do ręki pogniecioną przeze mnie kartkę.
     "Shizu-chan, witaj z powrotem~! Ponieważ wiem, że nie dasz rady, proponuję ci wyzwanie. Nie do odrzucenia z resztą, bo już się zaczęło. Nie odkładaj kartki! Masz czas do końca doby, by mnie znaleźć. Jeśli tego nie zrobisz, nie wrócę do domu przez miesiąc. Jeśli jednak mnie znajdziesz, wynagrodzę ci z nawiązką trudy szukania mnie~... Poddasz się walkowerem, czy podejmiesz wyzwanie~? Ach, to takie emocjonujące, co wybierzesz, kiedy twój umysł przestał już dawno wyłapywać mój "smród"~? Nie będzie ci za ciężko~? Twoja pierwsza wskazówka, to miejsce, w którym pierwszy raz o tobie usłyszałem. Nie za trudne~? Znajdź mnie, Shizu-chan~!"
     Powiodłem po tekście wzrokiem jeszcze ze dwa razy, po czym prychnąłem ze złością. Czy ten idiota nie wiedział, jak bardzo nienawidziłem ruszać się gdzieś po pracy??? I jeszcze mnie podpuszczał. Naprawdę miałem ochotę skopać mu ten jego tyłek. I jeszcze "miesiąc nie pojawię się w domu" - co on sobie myślał?! Że pozwolę mu tak grozić?! A może on celowo robił to, żeby mieć pretekst do zniknięcia?!
     Zgniotłem karteczkę, wściekły i ruszyłem tyłek z kanapy, żeby zaraz pójść do kuchni. Zostawiłem tu portfel jak wszedłem... Zabrałem go teraz i skierowałem się do wyjścia. Nie będzie mi ten kleszcz wmawiał, że może gdzieś znikać jak nie dam się wplątać w jego gierki.
     Przebyłem spacerkiem kawałek miasta, po drodze wpadając na ledwie chwilę do Russia sushi. W końcu Izaya mógł tam być, poza tym ten pasożyt nie zostawił mi obiadu, a coś jeść musiałem. W końcu wyszedłem i wróciłem na drogę do naszej byłej szkoły. Nie miałem pojęcia na co mu taka zabawa, ale niech będzie.
      Przystanąłem pod bramą swojego starego liceum. Wiele się nie zmieniło od tego czasu... Odkąd ją ukończyłem, mieli o wiele, wiele mniej przymusowych renowacji.
     Uśmiechnąłem się lekko i wszedłem na placyk. Spojrzałem w górę i doznałem wrażenia deja vu, jakby wokół mnie znów trajkotał upierdliwy tłum uczniów,  jakby on znów tam stał, jakby zaraz, mimo całego rozgardiaszu, nasze pełne nienawiści spojrzenia miały się skrzyżować. Zupełnie, jakby czas się na chwilę zatrzymał. Jakby wszystko stanęło. Jakbyśmy znów oceniali się wzrokiem i jakbyśmy obaj mieli właśnie zobaczyć w sobie nawzajem zagrożenie.
     Mój uśmiech mimowolnie się poszerzył. Rozejrzałem się. Tu nie było wskazówki. Ale na taras też nie było sensu iść. Wiedziałem, że nie o to mu chodziło. Gdzie się "spotkaliśmy", nie "zobaczyliśmy".

     "To jest Izaya."
     "Nie lubię go."

     Odetchnąłem cicho, podchodząc do miejsca, w którym siedział. Boisko i trawa nie różniły się w żadnym calu w tym konkretnym punkcie od całej reszty. A jednak wiedziałem. Dokładnie w tym miejscu, dokładnie w tym punkcie stałem ja, a w tym siedział on.
     Schyliłem się i podniosłem starannie zapisaną karteczkę.
     "Widzę, że podjąłeś moją grę, Shizu-chan. Cieszę się~! Jednak wiedz, że droga będzie kręta i zawiła i tylko jeśli wytrwasz, masz szansę na nagrodę~! Następną podpowiedzią jest nasza pierwsza bójka poza szkołą~... Pamiętasz to jeszcze~? Bójka, która zaczęła się daleko od szkoły~..."
     Czy pamiętałem? Oczywiście, że pamiętałem. Od czasu bójki rozpętanej na tym boisku było ich wiele. Ale nie zapomnę tej zaczętej poza szkołą. Gdy już myślałem, że odpocznę od twojego towarzystwa, uspokoję się, a ty pojawiłeś się przede mną. Mieliśmy okazję wówczas przerwać ciągłą walkę, porozmawiać. Ale ja atakowałem. Bo gdybym nie atakował, musiałbym z tobą rozmawiać. Chyba wszyscy już wiedzą, że w tym nie jestem zbyt mocny...
     Dotarłem na miejsce i zlustrowałem wzrokiem odnowione budynki. Tokio tak szybko się zmienia, że nikt nie wie, czyja to tym razem była wina.
     Pierwszy cios był w miarę lekki, niczym szansa na ucieczkę. Pamiętam, że mimo wszystko wzbraniałem się przed prawdziwą próbą zabicia cię. Atakowałem, gdy wiedziałem, że masz szansę tego uniknąć. Wolałem, byś tego uniknął... Początkowo myślałem, że to dlatego, że nie chcę czuć się winny. Potem dotarło do mnie, że naprawdę nie chciałbym cię zabić. Jedynie odstraszyć, żebyś w końcu trzymał się z dala ode mnie. Żebyś skończył z manipulowaniem mną, moimi emocjami, zachowaniem. I tak nie robiłem nic po twojej myśli. Ale to właśnie to sprawiło, że mnie nie zostawiłeś, teraz już wiem...
     Zauważyłem w końcu kartkę włożoną w wydłubany tynk. Wyciągnąłem ją ostrożnie.
     "A więc pamiętasz to miejsce, Shizu-chan~... A pamiętasz, jak się tutaj biliśmy~? Pamiętasz całą bitwę? Nigdy nie zapomnę, jak delikatnie rzuciłeś za pierwszym razem. Myślałem wręcz, że nie uważasz mnie za godnego przeciwnika~... A pamiętasz most, na którym poraz pierwszy normalnie rozmawialiśmy~?"
     Tak. Co to były za dziwne pytania... Czy pamiętasz, czy pamiętasz... Pamiętam to wszystko, bo jak mógłbym zapomnieć?
     Most, na którym rozmawialiśmy poraz pierwszy...

     "Nienawidzę cię! Szczerze nienawidzę! Idź, zrób przysługę światu i rzuć się z tego mostu!!!"
     "Heee~? Shizu-chan, skończ już marzyć o rzeczach nierealnych~... Nie skoczę, bo nie mam ochoty."
     "W takim bądź razie ja cię zabiję."
     "Takie zaloty mógłbyś sobie darować~..."
     "TO NIE SĄ ZALOTY!"
     "Ale lubisz mnie."
     "No i co z tego!"
      "Shizu-chan, naprawdę jesteś pierwotniakiem~... Lubię twój pokrętny sposób lubienia mnie."
     "IIIZAYAAAAAAAAA!"

     Nadal rozbrzmiewał mi w  myślach ten perlisty śmiech bruneta w tamtej chwili. Gdy stałem na tym moście, wszystkie wspomnienia odżywały. Nasza pierwsza "normalna" rozmowa miała się właśnie tak. O tyle normalna, że Izaya potem odbiegł, ale ja i tak niczym w niego nie rzuciłem. Po prostu mnie skołował...
     "Wystarczyło poznać mnie lepiej. Zaczęliśmy rozmawiać, od czasu do czasu, rzucać sobie uwagi, a potem rozmawiać coraz więcej... Zastanów się, w jakim miejscu nastąpił przełom~?"
     W jakim miejscu... Stare podwórko. Plac zabaw.
     Miałem dokładnie 20 minut drogi z mostu w to miejsce. Zaczynałem wkręcać się w "zabawę", nie myśląc o tym nawet jako o zabawie. Skupiałem się na kolejnych elementach układanki. Na naszej historii...

     Stara huśtawka skrzypiała, kołysząc siedzącą na niej drobną osobę. Brunet w zamyśleniu skubał rękaw koszuli i wpatrywał się w gwiazdy, jako że ludzie dawno pochowali się do domów.
     "Tak jak prosiłeś, kleszczu, jestem."
     "Shizu-chan..."
     "Co jest? Wyglądasz niewinnie. Coś jest na rzeczy, gadaj."
     "Lubisz mnie?"
     "Co? Nie. Jasne, że nie. Nienawidzę cię."
     "A jednak przyszedłeś. Dlaczego?"
     "Odpowiem, ale najpierw powiedz, co wymyśliłeś. Ściągasz mnie tutaj, żeby pogadać o tym, czy cię lubię??? To musi mieć ukryty cel."
     "W nic nie uwierzysz bez dowodów, prawda~?" - W tym momencie brunet zaśmiał się krótko, po czym przesunął się wraz z huśtawką w moją stronę. - "A jeśli powiem, że cię lubię~?"
     Jego usta były tak blisko, że ciepłym oddechem owiewał mi szyję.
     "Uznam, że coś knujesz."
     "Ale ja naprawdę cię lubię. Chociaż ty mnie nie."
     Twoje usta delikatnie musnęły mój policzek, wywołując elektryzujący dreszcz, który mógł być tak naprawdę tylko złudzeniem.
     "Widzisz?" - odezwał się, odsuwając się i pozostawiając mnie w stanie kompletnego osłupienia. Zaczął się delikatnie huśtać. - "To chyba jest dowód, co, Shizu-chan?"
     "Może." - Głos, do złudzenia podobny do mojego, lecz jakby nie mój, wydostał się z moich ust.
     "A mogę robić tak częściej?"
     "Nie ma mowy."

     Patrząc na opuszczony plac zabaw, zebrało mi się wręcz na nostalgię. Uśmiechnąłem się lekko, kierując swój wzrok na "nasze" huśtawki.
     To zdecydowanie przywoływało wspomnienia...

     "Jesteś podłą mendą i dobrze wiem, co robisz."
     "Przeszkadza ci to, co nie, Shizu-chan? Ale ja nie przestanę."
     "Przestaniesz, jak już cię nie będzie."
     "Masz na myśli...?"
     "Nie zbliżaj się do Ikebukuro. Nie chcę tu widzieć twojej twarzy, teraz ani nigdy, jasne??? Jak będziesz trzymał się z dala, to będzie, jakbyś przestał."
     "Więc bądźmy wrogami."
     "Ale tylko publicznie."
     "Dobrze, Shizu-chan~!"
     "I jeszcze jedno."
     "Taaaak~?"
     "Nie możesz mnie tak całować. Teraz to ja będę tym, który zaczyna pocałunek."
     "Haha, jakiś ty zaborczy, Shizu-cha... mmmn..."

     Przy tych huśtawkach, a właściwie niedaleko nich, idąc już do bramki, pierwszy raz go pocałowałem. To był zupełny "przełom"... Ponoć pierwszy pocałunek pamięta się najwyraźniej. Nie wiem, jak z innymi, ale fakt, ja go pamiętam co do szczegółu.

     Objąłem go na tyle delikatnie, a jednak mocno, by nie mógł się odsunąć, a jednak by go to nie bolało. Przysunąłem swoje usta do jego ust, delikatnie ujmując jego dolną wargę. Nie sądziłem, że potrafię być tak delikatny, zaskoczyłem sam siebie. Odruchowo położył dłonie na moich ramionach, ale zamiast mnie odepchnąć, jak się tego spodziewałem, objął mnie i zamruczał cicho. To ośmieliło mnie na tyle, bym z powolnego, niemal czułego pocałunku zrobił niemalże namiętny. Gdy się od siebie oderwaliśmy, oddychał odrobinę ciężej, ale wyczuwałem jego uśmiech, nawet jeśli w ciemności nie było go widać tak dokładnie, jak bym chciał.
     Chciałem więcej, a jednak go puściłem.
     Jeszcze nim odszedł, wymusił na mnie randkę. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby się zgodzić.

     Rozejrzałem się, wyrwany z zamyślenia krzykiem jakiegoś ptaka. Niby wiedziałem już, gdzie teraz powinienem iść, a jednak chciałem zobaczyć, co tym razem do mnie napisał. Zacząłem więc "poszukiwania" od miejsca pod huśtawką, na której siedział. Rozgrzebałem piasek nogą, ale nic z tego. Pod moją również. Nigdzie dookoła... Podszedłem więc do drzewka, które stało o dziwo zasadzone dokładnie w miejscu naszego pierwszego pocałunku. A przynajmniej w dokładności do jakichś 25 centymetrów. Było dość małe, ale miało już dość sporo gałązek. Dopiero teraz zauważyłem na samym czubku powiewającą karteczkę przywiązaną do gałęzi. Skrzywiłem się. Czy on chciał, żebym połamał to drzewo...?
     Nagiąłem je na tyle, na ile się dało i podskoczyłem, zdejmując kartkę.
     No naprawdę, jak on to tutaj zawiesił...
     Rozłożyłem zgięty w pół kawałek papieru i zacząłem czytać.
     "Chyba już wiesz, dokąd iść, Shizu-chan~?"
     Parsknąłem śmiechem. Aż dzieci w odległym rogu tego starego placyku popatrzyły na mnie jak na wariata, ale nie dbałem o to. Przez te wszystkie lata Izaya poznał mnie już za dobrze... A ja jego.
     Udałem się w stronę kawiarenki, w której miała miejsce ta nasze "randka". Musiałem przejechać się metrem, bo było dość daleko. Odleglejszy zakątek Tokio, gdzie nikt nie mógł nas znaleźć ani zobaczyć... Tak, to był pomysł Izayi. Ukryliśmy się przed światem niczym dwójka zwykłych ludzi. Choć do tej pory on dla mnie jest kleszczem, a ja dla niego "potworem".
     Przystanąłem przed małym budyneczkiem. Widać było, że kawiarenka zmieniała właścicieli już parę razy odkąd tu się spotkaliśmy. Wszystko się zmieniło, oprócz miejsca i koloru ścian.
     Wszedłem do środka. Gdyby nie wrodzona niecierpliwość, pewnie bym się napił. Jednak widząc mnie, właścicielka tylko się uśmiechnęła i podeszła, podając mi karteczkę, tym razem w kopercie. Podziękowałem, obrzuciłem wnętrze spojrzeniem - też całkiem się zmieniło - i wyszedłem.
     Teraz ściany były kremowe, krzesełka drewniane, okrągłe stoliki również, do tego kontuar stał odrobinę dalej sprawiając, że miejsca było więcej... Wtedy było inaczej... Stoliki z jasnego drewna, kwadratowe krzesła z tego samego materiału, błękitne ściany. Nic niezwykłego. Oferta obejmowała słodkie i słone przekąski, przy czym Izaya zamówił tylko herbatę. Wtedy dowiedziałem się, że nie lubi słodyczy. Mimo to nie chciał zmieniać miejsca, patrzył, jak popijam kakao i zjadam ciasto za ciastkiem. To były miłe wspomnienia...
     "Czas na trochę goryczy, Shizu-chan~... Pamiętasz, kiedy nasza prywatna sielanka się skończyła, prawda? Miejsce, w którym pokłóciliśmy się, już będąc razem?"
     Naprawdę chciał, żebym to sobie przypominał...? Wykrzywiłem lekko kąciki ust. Nie podobało mi się to... jednak walkowerem nie miałem zamiaru się poddać,więc wróciłem w tamto miejsce. Do Ikebukuro. Przy jego granicy, ale jednak Ikebukuro.
     Nasza pierwsza tak poważna kłótnia. Moment, w którym straciłem nad sobą panowanie. Gdy naprawdę poważnie oberwał, po tym, jak zacząłem na niego krzyczeć. Bo cholerne papierosy już nie pomagały. Nic nie pomagało. Z mojej dzielnicy ginęły młode dziewczyny, jedna po drugiej. Oczywiście, że musiał o tym wiedzieć. Do tego od dawna go nie widziałem, więc do tego doszła frustracja. A gdy już się pojawił, po wielu nieodebranych telefonach, nie chciał wyjaśnić gdzie był, nie mówiąc o wyjaśnieniu mi, co z tą sprawą i kto do cholery jest w to zamieszany. Pewnie bym się tak nie denerwował, gdyby nie to, że zaginęła dziewczyna Kasuki. Jego nastrój mi się udzielał. To przeciążało szalę.
      Stanąłem w tym miejscu. Słowa zabrzmiały echem w mojej głowie.

     "Nie pieprz!!! Wiem, że wiesz o wszystkim!!!"
     "Shizu-chan, wiem, że jesteś zdenerwowany, ale jestem zmęczony, więc~..."
     "Nie! Słuchaj mnie!!! Chcę wiedzieć już, teraz i to do cholery załatwić!!!"
     "Przystopuj, dobrze wiesz, że jak będziesz krzyczał, nic ci nie powiem. Shizu-chan~..."
     "NIE! To wcale nie jest tak wiele! Przestań się bawić w pieprzone sprzedawanie informacji i pomyśl, co się teraz z nimi może dziać!"
     "Idę do domu."
     "NIGDZIE NIE IDZIESZ, JAK DO CIEBIE MÓWIĘ!!!"

     Spojrzałem na ścianę, na którą wtedy upadł, pchnięty siłą uderzenia. Po prostu straciłem nad sobą wtedy panowanie... Nie wiedziałem nawet, kiedy to zrobiłem, po prostu go uderzyłem. A potem wezwałem pogotowie, bo Izaya stracił przytomność.
- Jakbyś nie mógł powiedzieć mi wtedy, że właśnie kończyłeś odbijanie ich... - prychnąłem sam do siebie. Podszedłem do miejsca, o które się obił. Tynk nie był rozgrzebany, nie mógł być, bo ściana była metalowa. Spojrzałem za to na ziemię i chwilę grzebałem w śmieciach i liściach.
     "Bolało mnie to, Shizu-chan. Naprawdę myślałem, że mi ufasz. Dlatego potem się rozstaliśmy... Pamiętasz...?"
     Prawie zmiąłem kartkę w dłoni. Po co on to rozgrzebywał?! Teraz? Dzisiaj? Dla zabawy???
     Napędzany wściekłością, pobiegłem wręcz w miejsce naszego pierwszego rozstania. Pierwszego, bo były też inne, choć mniej poważne...
     "Po tym, jak się rozeszliśmy, wyjechałem z Shinjuku. Nie pokazywałem się też w Ikebukuro. Tak naprawdę w ogóle wyjechałem jak najdalej. Wiesz... Było mi smutno. Nie sądziłem, że posiadam aż tak silne emocje, a jednak ty potrafiłeś ze mną zrobić wszystko, Shizu-chan~... Po tej kłótni potrzebowałem trochę czasu, by uporządkować sprawy całego Tokio. A jednak cieszę się, że wróciłem~... Wiesz, gdzie szukać dalej~?"
     Stojąc na miejscu przypominałem sobie całą sytuację. Cały chłód, jakim mnie tego dnia obdarzył i całe niezadowolenie.
   

     "To był błąd, Shizu-chan. Chyba przyznasz mi rację~?"
     "Ja nie..."
     "Nie, wystarczy."
     "Chyba lepiej, jak będziesz z dala ode mnie..."

     Myślałem, że przy mnie będzie kontrolowany, że nic nikomu nie zrobi, bo ja będę obok i w razie czego go powstrzymam. Że liczba jego przestępstw zmalała, że mniej ludzi umiera. Myliłem się. Ja byłem bestią a on był tą samą podłą mendą społeczną.
     W jakiś sposób do siebie pasowaliśmy, choć byliśmy kompletnymi przeciwieństwami.
     Złapałem powiewającą na cienkiej nitce karteczkę.
     "Tęskniłem. Cieszyłem się, gdy do mnie wróciłeś."
     Byłem już nieźle zmęczony, więc wziąłem taksówkę.
     Dojechałem spokojnie w odpowiednie miejsce. Koło Russia sushi, spotkałem go tam przypadkiem, akurat jak wrócił... I zaciągnąłem w kompletnie odciętą uliczkę, jak najbardziej odludną jak tylko się dało... Mieliśmy sporo do omówienia.

     "Izaya..."
     "Co, Shizu-chan? Nagle zebrało ci się na jakieś wyznania, czy coś?" - jego głos był pełen chłodu, ale byłem pewien, że słusznie.
     "Nie chciałem..."
     "Nie chciałeś, ale stało się. Zerwałeś."
     "Nie chciałem cię uderzyć."
     "I co w związku z tym?"
     "Tylko przepraszam. To chyba wszystko."
     "Więc nie musiałeś mnie tu przyprowadzać." - Zabrał rękę, którą nieświadomie wciąż trzymałem.
     "Izaya..." - mruknąłem, przytulając go do siebie. - "Cholera, masz pojęcie, jakie to żałosne? Ja mam... Ale wróć do mnie. Proszę. Więcej cię tak nie uderzę."
     "Nie wiem, czy powinniśmy, Shizu-chan. Ja się nie zmienię." - westchnął. Tak naturalnie, jakby już się poddał.
     "Ale ja i tak chcę z tobą być."

     Westchnąłem, opierając się o ścianę budynku. Wykonałem dziś niemalże maraton po tym ogromnym mieście, a dokładniej po paru jego dzielnicach. Wszystko po to, by przypomnieć sobie to wszystko... Jaki on miał w tym cel...?
     Ostatnia karteczka była chyba najdłuższa.
     "Mieliśmy po tym mnóstwo wzlotów i upadków, nie, Shizu-chan~? Kłótnie, zejścia, randki, wspólne wieczory przed telewizorem, gonitwy po mieście~... Każdy dzień był inny, a jednak taki sam~! Rozumiesz, co mam na myśli?
Cieszę się, że spędziliśmy z sobą tyle lat. Jesteśmy już niczym stare małżeństwo, nie~?
Ale nie chcę być tak całkiem jak stare małżeństwo~.... Chcę, żebyś pamiętał, jak się czułeś, gdy się rozstawaliśmy i wracaliśmy. Żebyś pamiętał o tym, jak było na początku. Żebyś nadal starał się ze wszystkich sił, tak jak ja, żebyśmy już więcej się nie rozdzielali~!
Wiem, że to nie brzmi jak moja mowa, Shizu-chan~... Ale dziś jest niezwykły dzień, więc chyba mogę, nie~? ;3
Kolejna nasza rocznica. Wiem, że zapomniałeś, nie przejmuj się~! Przeszedłeś przez całą naszą historię jeszcze raz, tak jak planowałem, to mi wystarczy.
To będzie już ostatnie miejsce.
Miejsce, które należy do nas obu. Miejsce, w którym obecnie kończy się nasza historia. Tam na ciebie czekam. Znajdź mnie, Shizu-chan~..."
     Ledwie doczytałem ostatnie słowo i schowałem kartkę do kieszeni, tam gdzie wszystkie inne, już zerwałem się do biegu. Przemierzyłem tyle miejsc, ruszyłem się z domu, by dotrzeć...
     ...do domu.
- Okaeri nasai, Shizu-chan~! - Izaya rzucił mi się na szyję. Był ubrany w dość ciasne spodnie i rozpinaną koszulkę z niedopiętym ostatnim guzikiem, odsłaniającym pępek. Uśmiechnąłem się lekko, mimowolnie. Objąłem go i zamykając za sobą drzwi kopniakiem, delikatnie pocałowałem go w usta. - Przeszedłeś całą drogę czy znudziło ci się w trakcie, przyznaj się! - Popatrzył na mnie podejrzliwie. Wyjąłem kartki i rzuciłem ja na podłogę obok jego stóp.
- Chcesz teraz przejrzeć, czy są wszystkie, czy przypieczętujemy nasz związek jeszcze przed północą? - mruknąłem mu do ucha lekko zachrypniętym z braku wody głosem. Zaśmiał się.
- Ale jak nie ma wszystkich to się zemszczę~... Poważnie poważnie, wykastruję cię plastikowym nożykiem, albo łyżeczką, zobaczysz...
     Niewiarygodne, jak bardzo mu nie wierzyłem. To nawet nie brzmiało jak groźba...
- I wtedy do końca życia będziesz musiał żyć z impotentem, chcesz tego? - Przygwoździłem go do ściany, zaczynając całować lekko linię jego szczęki i powoli schodząc na szyję.
- Hmm... - mruknął, jakby naprawdę się zastanawiał. - Nie sądzę~... Wolę cię mieć sprawnego, Shizu-chan~! Tym bardziej, że to do końca naszych dni~...
- Mhm. Do końca. - Złapałem go w pasie i zaniosłem do łazienki. W końcu należała mi się nagroda, a po tym całym bieganiu po mieście potrzebowałem prysznica. Mogłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu...
     W końcu to był dzień jak co dzień. Wszystkie takie same, a jednak każdy oddzielnie niezwykły. Codziennie znajdywałem i odkrywałem Izayę na nowo. Tak już od wielu, wielu lat...


niedziela, 25 maja 2014

25 maj - dzień mleka

Ohayoo minna~!
Dziś już pierwsza kartka z kalendarza~... Taka sobie, bo to będą
głównie miniaturki, ale jednak~! X3
Właściwie to nie wiem, co więcej wam powiedzieć~... Chyba tylko...
Enjoy~!



- Shizu-chaaaan~!
- Spadaj, kleszczu.
- Shizuuuuu~!
- Nie.
- Ale noooo~! Mam coś dla ciebie~...
- POWIEDZIAŁEM NIE. Czego nie rozumiesz!?
- No bo mam coś dla ciebie, więc odwróć się w końcu i przestań się boczyć, pierwotniaku!
- Ja się nie boczę! Skąd! Tylko jakiś kleszcz wysmarował z rana prześcieradło krwią i poszedł sobie do pracy! CO CHCIAŁEŚ, ŻEBYM ZROBIŁ?! SZCZĘŚLIWY WRÓCIŁ DO SWOJEGO DOMU?! - wybuchnął, nie bacząc na to, że byli niemalże w środku miasta. W końcu co on sobie myślał!!! To nie było zabawne ani nic podobnego!!!
- Gomenne, Shizu-chan... Wiesz, nie mogę się przyzwyczaić do tego, żeby cię nie wkurzać ani sobie z ciebie nie żartować... To za silny nawyk! Poza tym byłem ciekaw, co zrobisz. - wydął usta. - A teraz łap~! - rzucił do niego całkiem sporym pudełkiem, które Shizuo odruchowo złapał.
- To nie było ciekawe kleszczu, to było podłe i chamskie z twojej strony. - prychnął, wypuszczając z ust papierosa i depcząc go. - Masz mi obiecać, że więcej tego nie zrobisz. - oznajmił poważnie.
- Nieee... Nie mogę~! - Orihara tylko zachichotał. - Nie pozbawię się możliwości patrzenia na twoje reakcje, Shizu-chan~!
- ZACZNIJ DO CHOLERY SŁUCHAĆ, CO DO CIEBIE MÓWIĘ! - Blondyn ze złości odruchowo ścisnął to, co miał w dłoniach. Akurat było to pudełko... Zamarł, czując, jak po rękach ścieka mu jakaś ciecz.
- Shizu... - jęknął brunet, patrząc na jego ręce. Nie mówił nic więcej, ale sam wyraz jego twarzy mówił sam za siebie, że blondyn zrobił coś bardzo, ale to bardzo nieodpowiedniego.
- Co...? - spytał cicho i zerknął w dół, na swoje ręce. Nadal ściskał karton, teraz już splaszczony, a z całkiem zmokłego kartonu wyciekało... różnokolorowe, smakowe mleko. - Czemu...? - wydusił, kompletnie gubiąc się w sytuacji.
- Dziś dzień mleka. - mruknął brunet wymijająco, wzruszając ramionami. - Pomyślałem, że może sprawię ci taki prezent. Ale chyba ci się nie spodobał, no to nie. - prychnął na koniec wyniośle i odwrócił się na pięcie. Uwagi Shizuo nie umknęło, że ta wyniosłość była udawana.
- Ej, Izaya. - Upuścił pudełko i otrząsnął ręce, po czym podszedł i otoczył go ramionami. - Dziękuję.
- Byłeś zły, więc chciałem cię w ten sposób też przeprosić. Ale tak to nie licz na inną formę przeprosin. - prychnął.
- Nie szkodzi. Już dajmy sobie spokój. - zadecydował, całując go lekko w kark. - Idziemy do mnie.
- Nie skończyłem pracy...
- Guzik mnie to obchodzi. Ja też nie mam zamiaru rezygnować ze swoich planów. - prychnął i pociągnął go za sobą do swojego domu.


piątek, 23 maja 2014

Kartki z Kalendarza - SPIS

Witajcie~!

Ponieważ w ciągu roku pomijamy wiele pomniejszych okazji do świętowania, postanowiłyśmy je wam przedstawić w tej serii~!
Oto króciutki prolog, pod którym zamieszczane będą linki do poszczególnych dni~!
Notki z danych świąt będą pojawiać się wyłącznie w dzień tego święta, poza tym nie w każde wypisane tu święto, to tylko propozycje, plan wieloletni, inaczej się nie wyrobimy~...
Chciałam jeszcze zaznaczyć, że seria jest wspólna, dlatego niektóre notki należeć będą do Inu, niektóre do Kiasarin~! Myślę, że poznacie, które są które. ;3
Enjoy~!


"Kartki z kalendarza"

     Izaya siedział przed komputerem. Już kolejny raz przeglądał te strony i nie mógł tego znaleźć... A tak mu na tym zależało... Miał mało czasu...
- Nie ten... Nie... Też... Nie pasuje mi... Za duży... Za mały... Okropny...
     W tym momencie rozległo się trzaśnięcie drzwi i po chwili za jego biurkiem stanął dobrze mu znany blondyn, bez słowa podrzucając kluczyki.
- Różowy... Zły model...
- Czego ty szukasz??? - zainteresował sięw końcu blondyn, pochylając się i zerkając na ekran.
- Kalendarza, Shizu-chan~... Ale żaden mi nie pasuje do biura...
- Ten. - Shizuo wskazał na jeden z kalendarzy na ekranie i zadowolony położył Izayi rękę na ramieniu. - Już, teraz go zamów i idziemy.
- Shizu-chan~!!! - fuknął niezadowolony brunet. - O czym ty mówisz??? Ten nie może być! Zobacz, cyderki są za małe a obrazy za duże...
- No dobra... - Przewinął trochę. - Co powiesz na ten?
- Motyw kotów u mnie w gabinecie...? Shizu-chan no baaaka!

*dwie godziny później*

- A ten?
- Nie pasuje do tapety!
- A ten?
- Za ciemny~... Chcę go widzieć z daleka~...
- A ten?
- Ma za duże liczby, Shizu-chan nooo~!
- DOSYĆ! Bolą mnie oczy od tego głupiego ekranu, a ty wydziwiasz i wydziwiasz! Twoje narzekanie nie ma końca, jesteś jak baba w ciąży, a z tego co wiem nie jestem w stanie biologicznie zrobić ci dzieciaka, więc bądź cicho! Idziemy, jasne???
- Ale...
- NIE MA ALE, IDZIEMY. - oznajmił i wyciągnął go z domu.

*piętnaście minut później*

- Shizu-chan, puść, au, to boli, boli, boliiiii... Noooo... Nie trzymaj mnie tak... Ach, chcesz mi zrobić krzywdę?!
- Zrobię, jak się nie zamkniesz.
- No ale daj mi się chociaż rozejrzeć, dopiero weszliśmy do tego sklepu a ty mnie ciągniesz jak bydło...
- Nie. Cicho bądź. Weźmiemy... ten. - Blondyn wziął pierwszy lepszy kalendarz na ślepo, nawet na niego nie patrząc i zaciągnął go do kasy, za którą stała kompletnie zszokowana kasjerka.
- NIENIENIENIE, to mi nie wystarczy, on ma pasować, słyszysz pierwotniaku, ma PASOWAĆ mi do biura, ja nie chcę, chcę inny, chcę popatrzeć...
- Miałeś czas na patrzenie. Teraz ja wybieram. Ile płacę? - warknął do kasjerki.
- Sz-sześćset jenów...
- Prosz. - mruknął, płacąc. Zabrał resztę i kalendarz, nim Izaya zdążył go zabrać. - Nie tykaj pchło, będziesz miał niespodziankę. - prychnął i pociągnął go do domu.
- SHIZUUUU, BĘDĘ MIAŁ ŚLADYYY... Trzymasz mnie za rękę publicznie, tak w ogóle...
- Zamknij się, pchło.

*kolejne piętnaście minut później*

- To jest ta twoja niespodzianka? - sarknął ponuro zirytowany Izaya. - "Kalendarz świąt nietypowych"??? Serio, Shizu-chan~? Ma mi coś takiego wisieć w gabinecie~??? - syknął niemal jadowicie.
- Ale co za problem? Daj spokój, powieś go i po problemie.
- Świąt nietypowych, pierwotniaku. Nie sylwester, nowy rok, Wielkanoc i inne pierdoły. - Otworzył losowy miesiąc. - Dziesiąty maj. Światowy dzień przytulania. 28 maja. Dzień bez prezerwatywy. - Zmienił stronę. - 14 lipca. Dzień łapania za pupę. - Posłał Shizuo piorunujące spojrzenie. - 6 sierpnia. Dzień musztardy. 31 stycznia. Międzynarodowy dzień przytulania. Widzisz problem, Shizu-chan~? Widzisz go w końcu, jednokomórkowcu~? Czy twój mózg tego nie rozumie~? Wiesz co~? Pantofelek by wyśmiał tę twoją inteligencję! - Rzucił w niego kalendarzem i założył ręce na piersi. Celowo okazał w pełni swoje niezadowolenie. - Wiesz, jak to będzie wyglądało, jak zapiszę na oczach klienta spotkanie z nim na przykład w dniu seksu???
- O, a jest taki? Ee... - Blondyn zamilkł, widząc lodowato zimny wzrok Izayi. - No dobra, to faktycznie nie najlepszy pomysł, jeszcze wezmą to za jakąś propozycję... Hmm... Ale i tak go zachowam. - Uśmiechnął się do siebie i szybko zabrał kalendarz z biurka Izayi. - Tobie zaraz przyniosę, dobra? Czekaj tu.
     Nie czekając na odpowiedź wyszedł z domu.
- Głupi pierwotniak, teraz to już nawet będą szczególne dni w roku, kiedy to mój tyłek będzie cierpiał... - prychnął pod nosem brunet, siadając na krześle. Pokręcił niedowierzająco głową. - Znowu mi wybierze jakiś badziew...

*nieco ponad pół godziny później*

     Zadowolony Heiwajima przywiesił kalendarz swojego chłopaka na ścianie i szybko zwinął się do ich sypialni. Po paru stukach gwóźdź był wbity w ścianę, a "Kalendarz świąt nietypowych" powieszony na nim. I tam miał zostać.

     Od tego dnia codziennie rano sprawdzali, jakie to nietypowe święto dziś mają~...



Kalendarz:


STYCZEŃ

1 stycznia – Światowy Dzień Kaca
8 stycznia - Dzień kąpieli z bąbelkami
10 stycznia - Dzień spełniania swoich marzeń
31 stycznia – Międzynarodowy Dzień Przytulania

LUTY

2 lutego – Dzień Pozytywnego Myślenia
9 lutego – Międzynarodowy Dzień Pizzy 
9 lutego -  Dzień czytania w wannie
17 lutego – Dzień Kota
24 lutego – Dzień niespodziewanego całusa
25 lutego  Dzień Masturbacji

MARZEC

10 marca – Międzynarodowy dzień całowania w czoło
12 marca – Światowy Dzień Drzemki w Pracy
28 marca – Dzień Masturbacji

KWIECIEŃ

11 kwietnia - Dzień milczenia 
17 kwietnia - Dzień poezji Haiku
23 kwietnia - Dzień książki
25 kwietnia - Dzień sekretarki

MAJ

7 maja - Dzień bez papierosa
8 maja – Dzień Bibliotekarza i Bibliotek
10 maja – Światowy Dzień Przytulania
21 maja -  Dzień Odnawiania Znajomości.
31 maja –Dzień bez Tytoniu


CZERWIEC

2 czerwca – Dzień bez Krawata
6 czerwca  Światowy Dzień Pocałunku
6 czerwca -  Dzień Sushi
7 czerwca Dzień Seksu
8 czerwca - Dzień Informatyka ( Psy420 x Vi138 + Psyche)
21 czerwca - Dzień Łaskotek
24 czerwca – Dzień Przytulania
30 czerwca – Dzień Motyla Kapustnika


LIPIEC

2 lipca – Międzynarodowy Dzień UFO
4 lipca – Święto Hot-doga,
4 lipca -  Światowy Dzień Mleka
6 lipca – Światowy Dzień Pocałunku
15 lipca – Dzień bez Telefonu Komórkowego
25 lipca - Dzień rozmawiania w windzie 


SIERPIEŃ

1 sierpnia - Dzień przyjaźni
3 sierpnia - Dzień arbuza 
5 sierpnia – Międzynarodowy Dzień Piwa i Piwowara
6 sierpnia – Dzień Musztardy
8 sierpnia - Dzień wiary w szczęście
17 sierpnia – Dzień Pozytywnie Zakręconych
20  sierpnia -  Dzień wyznawania miłości
25 sierpnia - Dzień przebaczenia i zgody
31 sierpnia – Dzień Blogów

WRZESIEŃ

5 września - Dzień spóźnialskich
9 września - Dzień cudownych dziwaków

PAŹDZIERNIK

2 października – Międzynarodowy Dzień bez Przemocy
2 październiku - Dzień uśmiechu
11 października – Dzień Wychodzenia z Szafy
13 października –Dzień Garnituru
18 października- Dzień bycia najmilszym na świecie
21 października – Dzień Bez Skarpetek
22 października – Światowy Dzień Osób Jąkających
22 października -  Dzień Caps Locka
28 października - Dzień zwierząt pluszowych 
30 października- Dzień szalonej lodówki 


LISTOPAD

3 listopada- Dzień kanapki
 9 listopada – Światowy Dzień Jakości,
9 listopada - Światowy Dzień Gry Wstępnej
11 listopada – Japoński Dzień Singli i Dzień Pocky
28 listopada – Dzień Pocałunku, Dzień Podłości
30 listopada – Dzień Białych Skarpetek

GRUDZIEŃ

16 grudnia - Dzień wszystkiego w polewie czekoladowej
21 grudnia – Dzień Orgazmu
28 grudnia – Międzynarodowy Dzień Pocałunku


środa, 21 maja 2014

Egzorcysta x Wampir - "Inny niż wszystkie" - rozdział 1

Hejo ludzie~!!!
Dziś mamy dla was kolejnego role-play'a z Prizetsuo i Izetsukim  - Egzorcysta x Wampir jak kto woli XD 
Tym razem pewna nowość, mianowicie to będzie opowiadanie, nie one-shot, nie coś w stylu "dzień z życia" po prostu zwyczajne opowiadanie XD
I w tym miejscu muszę bardzo podziękować Reivi, bo bez niej pewnie zobaczylibyście to opowiadanie w ... bo ja wiem... lipcu? Sierpniu? Może w październiku XDD Ale na serio - Bardzo dziękujemy. Już drugi raz ratujesz nas swoją betą~!  
Um... fick jest dość specyficzny i Izaya ma inny charakter niż normalnie miałby nawet w wykonaniu tej parki, ale taki już jest takiego go wymyśliłam więc wiecie XD 
A no i stuknęło nam tysiąc komentarzy *trąbi rzucając konfetti, przebiegając koło Inu nakłada jej urodzinową czapeczkę na pyszczek*
Szczeniaku powiedz coś bo mnie tak samej to głupio...

O-ka-eriiii~!
Ostatnio przy barze sushi widziałam "okaeri" przetłumaczone na "Witajcie", dziwne, nie~? X3
A wracając do notki~! Tak, strasznie się cieszę, że dobyłyśmy aż do 1000 komentarzy~! Znaczy się WY dobiliście~! :33 Dokładnie 1000 komentarz to ten Reivi pod dj "Secret voice", który, swoją drogą, cieszę się, że wam się podobał~... X3
Cieszę się też na to opko, bo jest bardzo~... lekkie, przyjemne~? Z mojego punktu widzenia. :3
Aha i jeszcze jedno, wstęp może być kontrowersyjny dla wierzących, przepraszamy~... Nie gniewajcie się, dobra~? X3""
Cichaj szczeniaku wszyscy wiedzą jakim kościół katolicki był bagnem w średniowieczu i później -.-"" nikt się nie uczepi.
Ale na wszelki wypadek mówię~! >3<
Enjoy~!





- Niech będzie pochwalony.- Shizuo Heiwajima wszedł do sali, zgodnie ze swoim przyzwyczajeniem, wyprostowany i pewny siebie. Wiedział, że w przypadku spotkania z biskupem powinien być bardziej "pokorny", ale... Nie. Nie był figurką i choć to nie przystało księdzu, nawet egzorcyście, to miał osobowość i wolał być sobą. Choć często zdarzało mu się dostać w ramach pokory, miał to gdzieś. Nie będzie się płaszczył... 
- Wasza ekscelencja.- zmarszczył lekko nos. - Czegoś chciała, prawda? Zostałem wezwany?
- Ta, ta, siadaj młody! - Opasły grubas wychylił się zza wielkiego pieczonego barana i udźcem wskazał blondynowi miejsce. Rozsiadł się wygodniej, ze smakiem pochłaniając mięso.
     Odstawiwszy kość na talerz przypadkiem strącił srebrny krzyż stojący na rogu stołu.
- I dobrze, to tylko zawadza.- skwitował, patrząc na połamaną ozdobę. - Przynajmniej to nie szklanka wina~! - zaśmiał się, mrugając do jednej z zakonnic. - Taaak... To jest dooobre winooo... Szkoda zmarnować... - rozmarzył się, patrząc w górę. Z kącika ust pociekła mu ślinka, co zaraz zostało zauważone i wytarte przez jednego z licznych służących. Inny pobiegł po wino i dostarczył je panu, z trudem upychając na zastawionym w każdym calu stole.
- Mhm. - mruknął, zaciskając szczęki. I TO JEMU DOSTAWAŁO SIĘ ZA BRAK POKORY!!! Aż miał ochotę rąbnąć tym stołem o ziemię... Opasła świnia, nie żadna ekscelencja! Ale chciał poświęcić się eliminowaniu demonów. Poza tym rodzice oddali go do zakonu, mały więc miał wybór. Musiał być "miły"... I tak nic ponad tytuł! Nie zniesie tego! 
- Więc, co to za wezwanie? O co chodzi? - Usiadł, starając się nie dotykać niczego tłustego, co zabrudziłoby jego koszulę.
- A tak... - mlasnął jeszcze kilka razy, po czym pstryknął. Od razu przyniesiono mu chusteczki i jakiś papier. Nie przejmując się zupełnie tłuszczem na rękach i nie kłopocząc się używaniem chusty, chwycił starannie wykaligrafowany tekst w swoje tłuste dłonie. - No więc...- zaciął się, spoglądając na litery. Oddał szybko kartkę zakonnicy i nakazał: - Czytaj!- bo przecież niby wielu księży nie umiało czytać, ale przyznać się do tego przed podwładnym to byłaby ujma na honorze.
      Heiwajima skrzywił się. Imbecyl, świnia i analfabeta. Naprawdę przysługę by zrobił światu, gdyby umarł. Do tego... Ugh, nie chciał o tym myśleć.
- Decyzją zakonu jest, aby ksiądz Heiwajima Shizuo podjął się misji w imię...- Tu blondyn westchnął w duchu, czekając, aż skończą się formułki i przejdzie do sedna sprawy.- ...zatem misją tą jest zgładzenie wampira grasującego w lasach na granicy...
     Shizuo wysłuchał lokalizacji i jeszcze paru formułek, oraz jak bardzo boi się ludność i jaką to siłę ma zakon i bla, bla, bla... Gówno prawda. On miał siłę, a zakon miał pieniądze. Tylko to go trzymało.
- Podejmuję się. - przerwał, mając już dość. Mogli się streścić w dwóch zdaniach, a tak zmarnowali i tusz, i kartkę.- Kiedy wyruszam?
- Aha! - mlasnął biskup, budząc się ze swojej drzemki, w którą zapadł w trakcje odczytywania listu. Wycelował w Heiwajimę drugi indyczy udziec.- Nasze źródła donoszą, że kiedyś już miałeś schwytać tego wampira.- Ugryzł mięso.- Mumie to - przełknął kęs. - kilka razy ci to zlecano, ale za każdym razem nie podołałeś. Zakon twierdzi, że może cię coś z nim łączyć więc potraktuj... - znów ugryzł mięso. - mę miję... - Popił winem z kielicha i przełknął. - Potraktuj tę misję jako sprawdzian. Albo zabijesz wampira, albo możesz nie wracać i zostaniesz uznany za opętanego sługę tego krwiopijcy. - Uśmiechnął się złowrogo i znów zabrał się do jedzenia. - Oczywiście... - Pokręcił nadgarstkiem, bagatelizując sprawę i bardziej skupiając się na gęsim pasztecie niż na słowach, które wypowiadał. - Oczywiście ostatnią opcją, która nie przyniesie ci ujmy na honorze jest śmierć. Możesz wyjść... - Odczekał chwilę, patrząc jak służący nakłada mu na talerz wypatrzone danie. - Tylko zamknij drzwi bo zaraz te sępy się zlecą! - krzyknął jeszcze za wychodzącym blondynem. Oczywiście miał na myśli głodujących chłopów i służbę sprzątającą jego rezydencję.
- Tak jest. - warknął i wstał gwałtownie. Naprawdę miał ochotę go zabić tu i teraz, gołymi rękoma... To było tak cholernie kuszące... I ile ludzi byłoby mu wdzięcznych... Wznieciłby rebelię, stając na jej czele. I miałby święty spokój o jakim marzył.
     Nie, nie mógł. Nawet, jeśli ten gość nie był wart, by nim dzikie psy nakarmić. Przede wszystkim... Przede wszystkim chodziło o wpływy. Gdyby ktoś się dowiedział o tym, że on zabił biskupa, jego brat byłby wyszydzony... Taa, tego się musiał trzymać. Nie mógł mu psuć reputacji swoimi czynami.
     Zamknął za sobą drzwi może nieco głośniej, niż powinien. Właściwie, to urwał gałkę od drzwi. Rzucił nią tylko o ziemię. Przypadek, nie? Najwyżej będą tego tłuściocha używać jako tarana. Mało go to obchodziło.
Wrócił do swojej komnaty, zabrał tobołek na podróż, pieniądze i poszedł. W końcu musiał znów znaleźć tę pijawkę... Izayę.
     Izaya zmęczony położył się na gałęzi rozłożystego drzewa. Ciężko oddychał...
- Wspinanie się... jest trudne... - wysapał, nie mogąc nadziwić się, że potrafią to nawet ludzkie berbecie. Odetchnął głęboko jeszcze kilka razy i zamknął oczy. Musiał się przespać. Chociaż chwilę. Od tak dawna nie pił krwi... A przynajmniej o wiele mniej niż powinien... Tylko kilka razy posmakował jakąś wiewiórkę i pamiętał jak miesiąc temu aktem desperacji jakiegoś jelenia... Ale teraz nie zdobyłby się nawet na taki wyczyn... Był zbyt osłabiony. Ludzka krew pachniała tak pysznie, że nie potrafił pohamować żądzy... Tak źle nie było chyba jeszcze nigdy. Jego organizm był zbyt wycieńczony. Wręcz na skraju. Dlatego Izaya schował się w lesie, z dala od ludzi, by żadnego z nich nie skrzywdzić. By nikt go nie znalazł. Nie mógł w tym stanie się do nikogo zbliżyć. Tym bardziej, że niedawno słyszał, że śledzi go jakiś "szpieg duchownych" i pozwolił mu iść... W końcu nie zrobił nic złego, wykonywał tylko swoją pracę. Izaya też nie zrobił nic, więc czemu duchowieństwo chce go za to karać? Nie wiedział, ale w tym stanie nie mógł walczyć... Był pewien, że nawet wiewiórka by go pokonała. Zachichotał, widząc swoją słabość. 
- To chyba już mój koniec, co~? - zapytał sam siebie. - Dobrze wiedzieć, że jeśli przez dwieście trzydzieści cztery i pół roku wampir nie wypije ludzkiej krwi, rozpadnie się. - Chociaż nie... Ja jeszcze żyję. - Przetarł językiem po spierzchniętych wargach. Tak mu się chciało pić... - Zobaczymy jak długo... - westchnął, zmuszając się do otworzenia oczu. Może z nieba spadnie mu jakiś ranny zwierzak?
      Nie chciał, aby ludzie się tu pojawili, cokolwiek, ale nie ludzie. Ich nigdy nie chciał skrzywdzić, a wiedział, że w tym stanie... Rzuciłby się na nich bez opamiętania mimo, że czuł, iż nie ma siły. Okropne.
     Blondyn podróżował już od jakichś czterech świtów. Poważnie miał dość takiego życia... 
I gdzie ta pijawka w ogóle się podziała? Chociaż... Chyba nawet niezbyt chciał go spotykać. Może akurat się wyniósł i nie musi go zabijać...? Chciałby, by właśnie tak było. Wampir nie przeszkadzałby ludziom, a on nie musiałby go zabijać. Bo jakkolwiek nienawidził tych stworzeń... Izayę zdążył już poznać. On nie był taki, jak reszta. Przynajmniej nie żywił się ludzką krwią. Nie zabijał. Patrzył, obserwował, ale nie zabijał. I nawet blondyn go rozumiał. Obserwowanie ludzi, którzy byli po prostu paskudni. Dla siebie, dla innych. Shizuo wolał się od nich odwracać, Izaya ich oglądać. Ale żaden nie był taki, jak inni ludzie.
     Czy mógłby go polubić...? Kto wie... Może to właśnie się stało? Ale. To był wampir. Chcąc czy nie, dostał ostatnią szansę i musiał go zgładzić.
     Wszedł do lasu i z wściekłości walnął w drzewo. Przekrzywiło się lekko, po chwili padając. Nie zdawał sobie sprawy, że włożył w to tyle siły...
     Westchnął i poszedł dalej, rozglądając się. Musiał go znaleźć... Czuł go, niestety. Był jeszcze trochę w głąb... Tam też się skierował. Brunet został ostrzeżony. Mógł przecież uciec... Dał mu szansę.
     Izaya usłyszał upadające drzewo. Pojedyncze upadające drzewo. To mogło oznaczać tylko dwie rzeczy. Albo zaczął się sezon świąteczny i wszyscy pospieszyli do lasu ścinać świerki na choinki... Co było dość absurdalne w połowie lipca. Albo pewien blond włosy egzorcysta go znalazł. Westchnął cicho, starając się usiąść. Nawet tak prosta czynność sprawiała mu trudności. Nie zdążył się przespać... Był wykończony. Z jękiem bólu wreszcie oparł się o pień. Uśmiechnął się, patrząc w stronę, z której czuł zapach blondyna. 
- Dziś wreszcie spełnisz swoje marzenie i mnie zabijesz~. - zanucił, uśmiechając się smutno.
     Popatrzył jeszcze chwilę bezmyślnie w tamtą stronę nim uświadomił sobie, że Shizuo wydziela zapach, zapach człowieka. Automatycznie zakrył nos. Nie, nie może na to pozwolić. Nie Shizuo, on nie chciał... Musiałby się schować, ale... Nie miał siły...
     Bał się, że Shizuo nie zrozumie, że instynkt wampira weźmie górę nad ciałem Izayi za wcześnie. Nie chciał nic zrobić, a już szczególnie nie tej wyjątkowej osobie. Wymykał mu się tyle lat, tyle razy go prowokował... Shizuo go zabije... dzisiaj. Oby tylko wygrał z głodem Izayi.
     Brunet spojrzał niepewnie na blond czuprynę wychylającą się zza krzaków i przycisnął mocniej rękę do twarzy. Czuł ten oszałamiający zapach... Wręcz słyszał krew płynącą w blondynie. 
- Nie... - wyszeptał cicho, licząc, że Shizuo nie zauważy ani jego, ani nie usłyszy tego co mówi.
- Co "nie"? - mruknął Shizuo, unosząc głowę. - Nie mów, to było "nie" w stylu "nie spodziewałem się ciebie"? Co, pijawko? A może "nie" w sensie "o nie, nakrył mnie"? - warknął. Miał ochotę rozwalić coś jeszcze większego... W końcu SŁYSZAŁ go, nie mógł uciec?! Naprawdę nie mógł?! - Przykro mi, czuć cię na kilometr. Mnie najwidoczniej też, co? - prychnął. - Ale daj sobie spokój, aż tak chyba nie śmierdzę, mógłbyś odetkać nos... - Zbliżył się jeszcze trochę, wyciągając miecz. - Złaź tu i walcz ze mną. Wystarczy tego. Dostałem ostateczny rozkaz zabicia cię. - wymruczał pewien, że on to i tak usłyszał. 
- Złaź albo zwalę drzewo!!! - warknął głośniej, patrząc na niego z czystą wściekłością. Naprawdę był na niego wściekły, że nie uciekł. Naprawdę, jak nigdy... MIAŁ PRZECIEŻ, CHOLERA, UCIEC!!! Zawsze uciekał, więc dlaczego nie teraz?!
- "Nie" w sensie "nie podchodź"!!! - krzyknął przerażony, zaciskając dłoń bardziej na nosie. - Nie zejdę za nic na świecie! - bronił się... A w sumie bardziej blondyna. Nie chciał, żeby coś mu się stało. A Shizuo pachniał tak intensywnie... Izaya poczuł jak powiększają mu się kły. Na chwilę stracił kontrolę. - Shizuo idź stąd! - wrzasnął spanikowany. Zaraz nie wytrzyma. Zakrył drugą ręką usta. Za moment naprawdę nie wytrzyma.
- Łaaa, teraz to "Shizuo". - mruknął, spoglądając na niego z dołu. - No złaź!!! I tak cię zabiję! - krzyknął. Zmarszczył brwi bardziej. Widział, że najwidoczniej jest głodny... I nie chce zejść. Nie chciał go zabić? Dureń, i tak by sobie poradził. Tylko... Teraz sam miał jakieś wyrzuty. Miał zabić nieszkodliwego wampira... Niegdyś nie wierzył, że istnieje połączenie słów "nieszkodliwy wampir", jednak teraz... Jakoś... Nie, nie mógł być słaby i nieudolny! Od tego zależało jego życie, więc musiał po prostu go zabić! - Zejdziesz tak czy inaczej, więc lepiej po dobroci! - Przygotował miecz.
     Izaya w błysku unoszonego miecza dostrzegł swoją szansę. Zostanie zabity zanim coś mu zrobi. Wykorzystał końcówkę swojej mocy, by pojawić się przed Shizuo. Klęczał gotowy na cios.
- Szybko... Zabijaj. - wydyszał, walcząc z sobą. Nie mógł wytrzymać. Stanął na czworakach, czując jak coś z niego wychodzi... Pamiętał dwieście trzydzieści cztery lata temu. Tak wymiotował... Czyżby wychodziły mu wnętrzności?
     Nie. Zacisnął mocniej rękę na ustach. Musiał to wytrzymać... Jeszcze chwilę... Jeden sprawny cios i Shizuo pozbawi go życia... Jeden cios i jego ukochany będzie bezpieczny.
- Co? - Odsunął się trochę. Cholera! Nie mógł tak po postu... Jak to on się poddawał?! Dlaczego do cholery sprawił, że było tak łatwo!? - Życie ci się znudziło? - zakpił. Nie opuszczał miecza, ale też nie atakował... - Oj, co z tobą dzisiaj, do cholery? Zero rozrywki... - mruknął, niby zrezygnowany. Tak naprawdę chciał wyjaśnień.
Izaya z niezrozumieniem popatrzył na blondyna. Chyba miał łzy w oczach. Czego Shizuo jeszcze od niego chciał... 
- Nigdy nie lubiłem życia...- mruknął, uważając, że szybko to wyjaśni i odejdzie z tego świata. 
- Ironia polega na tym, że gdy wreszcie pojawia się ktoś kto gotów jest mnie zabić...- zatrzymał się niepewny czy mówić dalej. Dodatkowo demon wewnątrz niego szalał coraz mocniej. Zaraz przejmie kontrolę. Nie, musiał to powiedzieć. Nawet, jeśli Shizuo będzie się śmiał.- Przestałem chcieć śmierci, bo zakochałem się w tej osobie.- zamknął oczy czekając na cios. Już tylko chwilka. Shizuo przecież uzna to za obrzydliwe i tym szybciej będzie chciał uwolnić świat od kogoś takiego. Musi się powstrzymać jeszcze tylko chwilkę. Złapał się za brzuch i zacisnął rękę na ustach. Zaraz chyba oszaleje... To coś przejmie kontrolę i zabije Shizuo. Ale na to Izaya nie chciał pozwolić. Dawał Shizuo jeszcze chwilę, kolejną byle tylko mu się nic nie stało... Mógł starać się ile tylko się da.
- ... - Zakochał...? Ale... Nie, to niemożliwe... Znaczy... Wiedział, że... Nie... Wszystko to namieszało Shizuo w głowie. Skołowany opuścił miecz. - O mnie chodzi? - mruknął nieco spokojniej. - Więc to dlatego pozwalasz mi się uśmiercić? Co się dziś z tobą dzieje? - Popatrzył na niego krytycznie. Wcześniej się tak nie zachowywał. Skąd taka słabość? 
- Do cholery, wyjaśnij mi to wszystko, bo nie rozumiem!!! - wybuchnął, nie mogąc dłużej tłumić wściekłości.
- Shizu... Zabij mnie... Już...- sapał. Nie wytrzyma. A Shizuo jeszcze zaczął zadawać mu kolejne pytania. Nie. To nie miało sensu. Musiał stąd uciec jakoś. 
Spróbował znów wykrzesać z siebie dość mocy, aby zniknąć. Jednak było jej za mało. Starczyło tylko na tyle, by schować się za pniem drzewa. Niepewnie wychylił zza niego głowę.
- Albo mnie zabij, albo uciekaj. - poprosił po raz kolejny. On nie mógł dalej uciec. Nie był pewien czy da radę się choćby ruszyć.
- Myślisz, że jestem tchórzem? - warknął, już poważnie wkurwiony. - Słuchaj no... Nie jest tak łatwo mnie zabić. - Schował miecz do pochwy. Misja mogła zaczekać. Chciał się DOKŁADNIE dowiedzieć, o co w tym chodziło! 
- Widzisz? - Rozłożył ręce i zaczął się zbliżać pozornie wyluzowanym krokiem. - Nawet gdybyś chciał, dałbym ci radę gołymi rękoma. Więc bądź tak miły i zamiast się chować, wyjaśnij mi do jasnej cholery, o co ci biega z tą miłością! - fuknął. Próbował się opanować, ale chyba było oczywiste, że to nie wychodziło. - Nie pójdę sobie, dopóki mi tego nie wyjaśnisz, jasne?!
Izaya jak zauroczony wpatrywał się w jedną z otwartych dłoni blondyna. TAM BYŁA KREW. Świeża rana prawdopodobnie po jakimś kolcu lub cierniu... Niewielka za to jak pachniała...
- Shizu-chan~...- zaczął, wciąż przyglądając się ręce.- Może... mógłbym...- oblizał się opuszczając rękę. Pokazał blondynowi kły, ale nie dbał o to. Jego oczy pewnie płonęły dziką czerwienią łaknąc krwi. - Tylko... wylizać...- spojrzał na ranę. Aż się prosiła. Kropelka szkarłatnej posoki ciekła po niej... I niedługo spadnie na ziemię. Izaya był pewien, że gdyby tak się stało rzuciłby się w tamto miejsce i wąchał piasek na który spadła. Zwariował... Aż tak bardzo nie mógł się powstrzymać? 
Pokręcił przecząco głową. - Odejdź!
      Blondyn uniósł brew, spoglądając na rankę. Poważnie...? To była tylko kropelka kwi... Zaraz jednak odwrócił czujny wzrok na Izayę.
- Aż tak głodny jesteś? - rzucił niechętnie. W myślach analizował sytuację. Wciąż miał niemal nadludzką siłę, w razie czego... - Nigdzie stąd nie idę. - obwieścił, słysząc ostatnią prośbę. - Dam ci się napić, ale tylko trochę. - zastrzegł. - Potem wyjaśnisz mi całą sytuację, a ja cię zabiję, jasne? Swoją drogą, myślałem, że jednak nie pijesz ludzkiej kwi. - Skrzywił się lekko. Walczył ze sobą i tylko dlatego jeszcze żył. Bo dobrowolnie odmawiał sobie jego krwi.
Wyciągnął do niego rękę, czekając. Przystanie na propozycję? Z obecnym pragnieniem w oczach... Najprawdopodobniej tak.
Izaya już widział tę ranę, już się oblizywał. Chyba miał obłęd w oczach, ale...
- Nie.- odsunął się. - Wypiję za dużo. Coś ci zrobię.- przesuwał się w tył.- Odejdź... Proszę... Nie chcę twojej krwi.- kręcił głową, próbując się do tego przekonać samego siebie. Nigdy nie pił ludzkiej krwi, absolutnie nie może się teraz ugiąć...
- J-jak chcesz... żebym ci to wyjaśnił...- oblizał się niepewnie. Shizuo zgodzi się na jego prepozycie? Prawdopodobnie nie, ale może spróbować.- Zwierzaka.- rzucił.- Krew zwierzaka... Jakiegokolwiek.- popatrzył na niego błagalnie. Ta krew była bez porównania gorsza. A tal przynajmniej słyszał od innych wampirów. Ale pozwoliłaby go utrzymać przy życiu jeszcze jakiś czas. Później blondyn i tak go zabije... Więc co za różnica? A gdyby wypił krew Shizuo... Mógłby mu coś zrobić. A na to pozwolić sobie nie może.
- Yhh... - stęknął, zniecierpliwiony. - Czy ty masz w ogóle pojęcie, jak ciężko jest coś złapać ot, tak? Musiałbym wziąć się za łowiectwo, nie znoszę tego. - prychnął. - Pij, najwyżej coś ci zrobię. - rzucił niby od niechcenia. - O mnie się nie martw. I nie bierz mnie za słabego, bo poważnie sprawię, że umrzesz w męczarniach.- zagroził. - No, pij! - nakazał. - Chcę już wiedzieć, o co ci chodziło, jasne?!
- D-Dobrze....- Izaya niepewnie uniósł dłoń blondyna. Powąchał ranę. Nigdy nie pił ludzkiej krwi... Bał się to zrobić w tym stanie. 
Otworzył usta chcąc zlizać krew. Już prawie jej językiem dotykał, już prawie... Ale musi mu coś jeszcze powiedzieć! 
- J-Jeśli wypiję za dużo... Odepchnij mnie... Szybko...- poprosił niepewnie, spoglądając na ranę... - A może... Chociaż szopa?- zapytał błagalnie. Nie chciał mu nic robić. Nigdy. Nic. A tak mógłby go zabić.
- Jak przesadzisz skręcę ci kark. A teraz pij, bo nie chce mi się czekać, jasne? - Co za niedorzeczny gość. Zdycha z głodu, ale i tak chce czekać tych parę godzin, aż Shizuo coś złapie.
Izaya poczuł jak Shizuo na siłę przysunął mu rękę do twarzy. Nie mógł wytrzymać. Szybko zlizał cieknącą po ręce krew. Drugą kropelkę jakoś wyssał z jeszcze niezasklepionej rany. Ale więcej nie było. Chciał jeszcze.... Choć łyczek jeden, tylko jeden. Nie mając pomysłu co mógłby w takim momencie zrobić. Shizuo pewnie nie życzył sobie żeby się w niego wgryzał. Zaczął więc lizać i ssać ranę licząc, że może coś jeszcze z niej wycieknie... A jak nie to przynajmniej ładnie odkazi ją blondynowi.
- Ale się cackasz. - westchnął. Jak z dzieckiem, no jak z dzieckiem... - Chcę od ciebie informacji więc płacę idioto. - mruknął i wyjął sztylet, po czym zwyczajnie naciął dłoń i podstawił Izayi. Chciał się dowiedzieć jak właściwie wygląda jego stosunek do niego. O co mu wtedy chodziło. Jeśli to była sztuczka, by dać mu się napić, to obleje go wodą święconą, poczeka i dopiero go zabije. 
- Nie czekaj zro...- chciał zaprotestować ale Shizuo już rozciął dłoń. Izaya nie mógł się teraz opanować... Za dużo krwi... Która jeśli jej nie wyliże, zmarnuje się kapiąc na ziemię. Szybko zaczął zlizywać krew ze sztyletu, starając się nie uronić ani kropelki. Dłoń Shizuo przytrzymał tak by nic nie wyciekło. Nie pozwoli na to... Ten posiłek był dla niego zbyt cenny... Zwłaszcza, że Shizuo mu go dał.
- Tylko nie przetnij języka. - Nie wiedział, po co to właściwie powiedział. Przecież to nie tak, że się martwił... Czy coś. Zapewne chciał tylko, żeby mógł normalnie mówić. Tak, pewnie o to chodziło. - I pospiesz się. - dodał ze zniecierpliwieniem w głosie. Ile już czekał...? Zbyt długo, to pewne.
- Dobrze.- mruknął Izaya w odpowiedzi na ponaglenie. Idealnie wylizany miecz oddał Shizuo do zdrowej ręki a sam zaczął spijać krew przeciekającą już między palcami. Shizuo musiał zrobić naprawdę głęboką ranę. Tylko po co? Przecież nie zależało mu na Izayi. Mimo to brunet wypił wszystko co do ostatniej kropelki i zaczął wylizywać miejsce, które było ranne. Oblizał się z krwi wiedząc, że Shizuo pewnie uznaje taki widok za obrzydliwy.
- Co chciałeś wiedzieć?- zapytał, znów wąchając jego dłoń. Krew była taka pyszna, ta od Shizuo była nieskończenie wiele razy lepsza od krwi jakiegoś zwierzęcia. Teraz już rozumiał co miały na myśli tamte wampiry. Musiałby chyba wyssać krew z całej zwierzyny w tym lesie, aby mieć choć połowę tej energii, którą miał teraz. Nie wiedział jednak na jak długo to wystarczy... Jednak czy to było ważne. W końcu blondyn może go zaraz zabić... Nie. Czy on na pewno to zrobi?
- O co ci chodziło z tym zakochaniem. - warknął. - O kim ta mowa? I dlaczego? Ni cholery nic z tego nie zrozumiałem, więc wyjaśnij mi to w końcu. Tylko to powstrzymuje mnie przed rozwaleniem cię. - W tym jednym skłamał. Tak naprawdę to, co go powstrzymywało można było chyba nazwać sumieniem... Osobistą blokadą... Jakkolwiek. Nie chciał go zabijać, nie uważał, by zasłużył. Nie wiedział, skąd w nim tyle litości dla wampira.
- No więc...- Izaya nieznacznie się zarumienił i zaczął bawić palcami w ręce blondyna. Dotykał każdy opuszek osobno, delikatnie je przyciskając albo okręcał palcami ranę. Tak, by nie dotknąć gojącego się miejsca... Nie chciał odpowiadać na to pytanie... Było mu wstyd... Wcześniej Shizuo powinien go zabić. Żeby nie słyszeć ponownie tak głupiego wyznania.
- Jedyna osoba zdolna mnie zabić jest jednocześnie osobą, którą kocham...- mruknął nie przerywając zabawy. Było mu głupio patrzeć teraz na Shizuo, ale domyślał się, że blondyn nie zrozumiał tak prostego przekazu.- I jest też osobą, która jedyna dała mi krew...- dodał już ciszej. - Była pyszna.- zapewnił, nie chcąc urazić blondyna. Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się radośnie. - Więc... Dziękuję~!
     Blondyn popatrzył na niego dziwnie. Zastanawiał się dłuższą chwilę w ciszy. W końcu zabrał rękę z jego dłoni.
Dość już spoufalania się... Miał go zabić albo sam zginąć... Musiał... Do tego go zmuszała ta gruba świnia i cały zakon, nie...? Chociaż tego nie chciał...
Wyciągnął miecz z pochwy i odsunął się.
- Nie ma sprawy. - Podparł się na rękojeści. - Nie uznawaj to za nic osobistego, czy coś... Ale wychodzi na to, że albo cię zabiję, albo mogę nie wracać. Nie bardzo wiem, co mam z tym zrobić. - Widocznie dał znać, że się wacha. Nie trzymał też miecza w gotowości. Był już chyba w pełni sił, więc dla Shizuo to było danie mu szansy na zniknięcie. Może tego nie okazywał, ale to przecież byłą szansa, nie? Nawet, jeśli kłamał... Nie chciał go zabijać. Nie kogoś, kto mimowolnie był zły, ale też był... inny.
Izaya rozważał przez moment ucieczkę. Miał wrażenie, że tego właśnie Shizuo od niego oczekuje, choć pewien nie był. Drastycznie zmienił zdanie, gdy usłyszał, że albo go zabije, albo może nie wracać. Jeśli ucieknie... Zabiją Shizuo. Ta myśl zbyt go przerażała. On... Po co miałby żyć na świecie, znowu i znowu, przez kolejne dziesięciolecia, jeśli nie byłoby Shizu-chana? Co zrobiłby bez osoby, którą kocha... Przecież tylko dlatego żył... Żeby go spotkać ponownie i znów z nim się bawić... Teraz Shizuo musi go zabić.
- Wiedziałem że nasza zabawa prędzej czy później się tak skończy.- uśmiechnął się wzruszając ramionami i znów klęknął czekając na cios.- Dobrze Shizu-chan, nie widzę powodu, dla którego miałbyś przez mnie umierać~! Ja już się nażyłem, więc...- uśmiechnął się po raz kolejny.- Mam nadzieję, że ci się jakoś w życiu ułoży Shizu-chan.~ Szkoda, że nie dane mi będzie tego zobaczyć~!- zachichotał uśmiechając się i czekał na cios.
- Nie uśmiechaj się tak, idioto! - warknął. Nie wytrzymywał tego. Było mu gorąco... Cholernie gorąco. Wszystkie mięśnie spiął mimowolnie. Dał mu szansę ucieczki... Czy on tego nie widział?! - No szlag by to! Co mnie to obchodzi?! Co mnie obchodzi zdanie jakiegoś pieprzonego zakonu?! - Wycelował w jego miecz. - Jak tego nie rozumiesz, to zrobimy inaczej. Masz ostatnie życzenie. DOWOLNE ostatnie życzenie. - podkreślił. Mógł uciec... Byle teraz.
Izaya popatrzył na niego z niedowierzaniem... Po co Shizuo to robił? Przecież wtedy zginie... 
- Dziękuję za kolejną szansę na ucieczkę... W sumie to za trzecią~! Ale nie chcę twojej śmierci i niczego od ciebie nie potrzebuję... Możesz mnie zabić!- nie wiedział, czy uśmiech jest tu na miejscu, ale chciał pokazać Shizuo, że on nie ma nic przeciwko, a raczej, że godzi się ze swoim losem, jeśli to pomoże w jakiś sposób blondynowi. Uśmiechnął się ponownie. Zastanowił się i zagryzł wargę. Shizuo nadal nie wykonał na nim egzekucji może... gdyby...
- Hej Shizu-chan chyba jest jednak coś czego chcę~!- uśmiechnął się wesoło- Może mógłbyś mi dać buziaka co~? Takie ostatnie życzenie to musi być coś~!- rozmarzył się. Zawsze tego chciał, ale Shizuo najpewniej się go brzydził... Zaraz brzydził... Więc po co go teraz o to poprosił? Nie, nie będzie sprawiać problemu Shizuo.- Wiesz co... zapomnij, to był głupi pomysł~! Pewnie jestem dla ciebie obrzydliwy... Nie tylko wampir, ale jeszcze chłopak. No cóż...- uśmiechnął się do siebie schylając głowę tak, aby za grzywką schować oczy. Mimo, że mówił to wszystko z uśmiechem... Te słowa naprawdę go bolały. 
- Moim ostatnim życzeniem więc będzie śmierć~! Taka jaką dla mnie wybierzesz. Nie ważne czy bolesna, czy nie, po prostu... Zrób co chcesz~!
     Blondynowi po raz pierwszy zadrżały ręce. W końcu... Nikomu innemu nie dawał znaków, że idzie. Nikomu innemu nie dawał szans na ucieczkę. W życiu nie dałby nikomu napić się swojej krwi, już prędzej zagroziłby bolesną śmiercią... Od razu. I teraz jeszcze zadrżały mu ręce. W sumie, to nic do niego nie miał. O ile inne wampiry miały kogoś na sumieniu, to ten... Ten opierał się nawet, gdy ktoś chciał dobrowolnie dać mu się napić... Do tego mówił mu, że go kocha. Wolał umrzeć, niż skazać go na bezcelową tułaczkę jako jakiejś biedocie. Ale Shizuo przecież znalazłby sobie inną robotę. Tylko, że byłby prześladowany przez kościół, ale to nie problem. Przecież umiał zabijać lepiej niż ktokolwiek. Znalazłby do tego jakąś pracę, w której byłby niezastąpiony. I tak od dawna chciał uwolnić się od zakonu...
Nie obchodziło go tak naprawdę, czy Izaya jest chłopakiem. Bo co to za problem? Już na pewno nie w jego zakonie. Gdy widziało się wszystko od wewnątrz, przestawało się dziwić. Dla niego to się nie liczyło. Bardziej, że to wampir... Ale po co chciał pocałunku...? Dlaczego akurat pocałunku? Niemożliwe, żeby naprawdę go kochał... Takie uczucie... Choć to było wyjątkowo ludzkie stworzenie... Czy to możliwe...? W końcu widywał go niejeden raz. Znał poniekąd Oriharę. Nie, to nie mogło być kłamstwo. Tak to wyglądało.
- Idiota. Dla nikogo śmierć nie jest ostatnim życzeniem. - Wplótł palce w jego włosy, odgarniając mu grzywkę. Miecz spuścił, trzymając go jedną ręką. Czy można powiedzieć, że to, co czuł po drodze, to był żal, że musi go zabić? Tak. Czy można było powiedzieć, że podejrzewał, że czuje do niego coś więcej? Cóż, tak. Jednak nie znali się na tyle dobrze... - Powiedzmy, że spełnię to poprzednie. - Przyklęknął i wpił się mocno w jego usta. Najpierw wręcz brutalnie, potem spuścił z tonu, łagodniejąc i jakby delikatnie zapraszając go do odwzajemnienia pocałunku. Czuł przecież, że Izaya jest raczej zszokowany tą sytuacją. A w końcu to było jego życzenie, powinien też mieć możliwość odwzajemnienia.
Izaya nie rozumiał co się dzieje. Gdy Shizuo przytrzymał go za włosy w pierwszej chwili pomyślał, że może po prostu chce mu odciąć głowę i się nacieszyć tym widokiem. Był PEWIEN, że zaraz poczuje ból... Albo już kompletnie nic... Zależy jak blondyn by wycelował. Jednak nie poczuł chłodu stali. Czuł miękkie usta blondyna stykające się z jego. Był zaszokowany i nie wiedział co zrobić... Przecież nigdy nie sądził, że taka prośba może być spełniona. Shizuo całował tak brutalnie i zachłannie, że Izaya nie potrafił się mu nie poddać. Nawet nie chciał walczyć, chciał się nim po prostu nacieszyć. 
W końcu odważył się założyć ręce blondynowi na szyję i przysunąć się trochę bliżej. Było mu tak przyjemnie... Nie chciał kończyć. Najchętniej zostałby tak do końca świata... Ale Shizuo kończyło się powietrze, więc pozwolił mu przestać. Mimo wszystko wciąż trzymał ręce na ramionach blondyna. 
- Ostatni posiłek, ostatnie życzenie rozpieszczasz mnie Shizu-chan~! Nigdy nie doświadczyłem od ciebie tyle dobroci co dziś~!- zachichotał jeszcze raz go przytulając.- Szkoda...- mruknął cicho, odsuwając się od Shizuo. W końcu blondyn miał go wreszcie zabić.- Ne, Shizu-chan. Lubisz dramatyczne końcówki~? Bo przeciągasz scenę śmierci w nieskończoność~!- zachichotał.
- Być może... - mruknął, robiąc jeszcze parę głębokich wdechów. - Ty za to nie uciekłeś, chociaż dawałem ci tyle szans. Może naprawdę chciałeś umrzeć? W takim razie dlaczego do tej pory uciekałeś? - mruknął, na powrót marszcząc nieco brwi. Nie rozumiał tego... Jeszcze nie odszedł, ba, odważył się przytrzymywać jego szyję. Tak bardzo chciał umrzeć? Jaki miał powód?
- Powiedziałeś, że jeśli mnie nie zabijesz sam zginiesz... Nie mam zamiaru uciekać, a ty sam jesteś idiotą skoro chcesz się poświęcić dla osoby której nienawidzisz. A może raczej dla osoby z gatunku, którego nienawidzisz. Ja mam jeszcze jakiś powód, by chcieć śmierci, ty nie... - próbował jakoś przemówić Shizuo do rozsądku. Może go zaraz zabije i będzie dobrze, nie?
- Tsk. Ty naprawdę zdurniałeś do reszty. - parsknął i odsunął się nieco, kręcąc głową. - Nie dość, że nie jesteś jak zwykły wampir, to jeszcze chcesz się poświęcać dla mnie. A co ja ci niby takiego zrobiłem? Życie uratowałem, że mi je wisisz? - popatrzył na niego ze złością. - Z jakiego powodu mnie lubisz?! Czy też kochasz?! O ile to nie blef?! Dlaczego miałbyś coś do mnie poczuć, co?! - Odetchnął głęboko. - Nie zginę. Choćby i chcieli, nie zabiją mnie za to. Albo ty mnie zabijesz, albo ja ciebie, taki warunek postawił klasztor. Ale mam to głęboko i szeroko, bo będę żył jak chcę.
- Nie "wiszę" ci życia. Po prostu... Ty sobie jakoś ułożysz beze mnie życie, ja nie. Więc po co masz ginąć na próżno? Lepiej mnie zabij i po kłopocie~! Może nawet dostałbyś jakąś ważną fuchę w tym waszym kościele. - zachichotał. Shizuo nie był typem osoby nadającej się na księdza. No chyba, że właśnie egzorcystę.- Nie wiem czemu cię lubię~! Po prostu tak jest... Jesteś dla mnie wyjątkowy spośród tych wszystkich wyjątkowych ludzi~!- zachichotał. Przez te dwieście lat obserwował najróżniejszych ludzi i pośród nich wszystkich znalazł się tylko jeden Shizuo. To coś musi znaczyć, prawda?
- Ale to przecież tylko dla ciebie szansa~!- uśmiechnął się smutno.- Pomyśl jakiś idiota zgadza się zginąć, ponieważ twierdzi że cie kocha, a dzięki temu dostaniesz fuchę, zaszczyty, ocalisz honor i pewnie nieźle zarobisz~! Same plusy, a skoro taka osoba jak ja nic dla ciebie nie znaczy, to nic przecież nie tracisz~! - nie wierzył, że musi zachęcać go do zabicia wampira. To powinno być naturalne. Ale... Będzie to robił tak długo jak trzeba, jeśli to ma pomóc Shizuo.
- Ychh... Jesteś głupi. I tyle w temacie. - prychnął, po czym wstał i schował miecz. - Jakbym miał ochotę być kimś "ważnym" w kościele, jak ten tłusty prosiak, zwyczajnie bym go zabił. Wiesz dlaczego? Bo zasłużył. Skoro nadal nie rozumiesz aluzji, jesteś wyjątkowo tępy, jak na wampira. -Odwrócił się tyłem. I tak miał wrażenie, że Izaya nie zaatakuje go, choćby nie wiem co. Ruszył przed siebie. - Przemyśl to i dopiero wtedy wróć po śmierć. Jeśli uznasz, że w ogóle jesteś jej wart, jasne? - rzucił, niby od niechcenia. Na razie miał zamiar gdzieś się zatrudnić. Nie wierzył, że kończy z kościołem, do tego w taki sposób, dla takiej osoby... A jednak. Więc poszuka szczęścia. Przynajmniej miał w końcu pretekst, by się usamodzielnić... Prawda?
- Stój.- Brunet wyprzedził go, tarasując drogę.- Dlaczego nie jestem godny śmierci? Wyjaśnij mi to... Czym się różnię od innych wampirów co?! Napiłem się ludzkiej krwi i wiesz co? Była pyszna! Chętnie bym się napił jeszcze raz i jeszcze, i ile się tylko da, choćbym miał wybić połowę waszego gatunku~!- Izaya zaśmiał się histerycznie kontynuując swój monolog.- Nadal uważasz, że nie jestem godzien śmierci? Podły krwiopijca, morderca, wampir. W takim razie skoro nawet ja nie zasługuję na śmierć to powiedz mi Shizuo kto zasługuje~? No nikt... Więc czemu ludzie umierają~? Nie wiesz, prawda... A czemu wampiry żyją wiecznie skoro żywią się śmiertelnymi istotami? Czyż to nie okrutne kraść ludziom czas, ich życia, aby samemu móc je zachować~? Okrutne. - zaśmiał się. W głębi duszy błagał, aby Shizuo nie domyślił się podstępu i naprawdę go znienawidził chcąc zabić. Tak jak powinno być. Niepotrzebnie powiedział mu prawdę... Gdyby grał do końca poszłoby dużo szybciej i Shizuo nie cierpiałby potem nękany przez kościół.
- I musisz zabić tylko jedną tak podłą istotę by zachować status, a i tak nie potrafisz? Żałosne Shizu-chan~!- dodał jeszcze, mając nadzieję, że go to trochę rozwścieczy. Bolały go te słowa ale, wszystko co powiedział było prawdą, z wyjątkiem tej części o zabiciu wszystkich ludzi. Tego nie zrobiłby nigdy, przecież ich kochał. Oby tylko Shizuo nie przejrzał tej jego małej gry.
- Tak, tak, zabiłbyś połowę gatunku. - parsknął dość obojętnie. - Widzę to. Miałeś opory nawet wtedy, gdy sam ci dałem się napić. Coś wątpię w twoje zapewnienia. Poza tym... Żałosne, tak? - puknął go palcem w czoło. - To ty jesteś żałosny. Śmierć to za duża cena w zamian za... No właśnie, za co? Za pocałunek? Nie jesteś mi nic winien. A nie zasłużyłeś sobie, bo nie robisz nic złego. - Wzruszył ramionami i spróbował przejść obok. - Nie zamierzam zabijać niewinnych osób, nawet jeśli są wampirami. Trochę cię znam, wiem, jaki jesteś. Wkurzasz mnie i to jest najgorsze. Zejdź mi z drogi i żyj sobie. Ja poszukam noclegu. Wróć jak zrobisz coś złego, okej?
- No to uznaj moje życie za prezent~! - zaproponował.- Mały prezencik, który ułatwi ci życie, co ty na to~? - zaproponował. Już nie wiedział czego się uczepić- Dobrze.- udał, że się poddaje.- W takim razie... Nocleg będzie dobrą zapłatą za pocałunek~?- upewnił się - Jeśli nie wystarczy to dorzucę ci coś gratis~!- zachichotał- Na przykład śniadanie~! Chodź~!- chwycił go za rękę i pociągnął. Powinien oszczędzać energię, a i tak użył super szybkości, aby wyprzedzić blondyna. Nie może ich obu przenieść do zamku... Muszą się przejść na piechotę.- Chodź Shizu-chan. To niedaleko i gwarantuję, że duchowieństwo nie ma zwyczaju tam zaglądać~!
- Uparłeś się, co? - mruknął, niechętnie idąc za nim. Czego on jeszcze chciał? Darował mu życie, a ten się czepił. Nie, żeby... No w sumie... Był ciekawy i chciał wiedzieć coś więcej o osobie, którą "uratował", ale nie sądził, by to było możliwe. Mimo wszystko to wampir. W Shizuo walczyły dwa sprzeczne przekonania. Jedno, że to wampir, drugie, że to nieszkodliwy wampir. Ale pewien być nie mógł. Nigdy, niczego. Tak go uczono... 
- Dobra... Jedną noc. - poddał się.
- Wspaniale Shizu-chan~!- Zaklaskał i zrobił piruet. Naprawdę się cieszył.- Przepraszam, że tam nie polecimy, ale nie mam na to siły...- przyznał się. W sumie Shizuo nadal ma pełne prawo go zabić.- Musimy się przejść, dobrze? Ale nie martw się, zameczek jest niedaleko~!
- Nie ma sprawy, umiem chodzić. - odmruknął. - Zame... Co? - przystanął. Właściwie, dlaczego on go trzymał za rękę? A, nieważne, nawet mu to nie przeszkadzało. Była miła w dotyku... Ale nie o tym teraz myślał! - Jaki zameczek? Skąd zameczek? Nie dziwię się już, że chcą cię zabić! - parsknął nerwowo, przeczesując włosy i przy tym boleśnie zaciskając na nich wolną dłoń. - Izaya... Oni chcą twojego majątku, zdajesz sobie z tego sprawę?!
- Możliwe Shizu-chan~! Ale czy to naprawdę aż tak istotne~? - wzruszył ramionami.- Nie będzie ich tam więc możemy się tam przespać, to nie będzie problem, prawda~? Możesz w to nie wierzyć, ale w tej sytuacji moja rezydencja choć malutka jak na "zamkowe" standardy to jednak jest bezpieczniejsza niż jakaś karczma... Nie przeszkadza ci, że będziesz spał u wampira prawda? - przystanął wpatrując się w niego niepewnie.
- U wampira tak. ale ty mi nic nie zrobisz. - westchnął. Naprawdę nie obchodziło go, że gdyby sprzedał ten zameczek miałby spokój? - Dlaczego sądzisz, że u ciebie jest bezpieczniej? Aż tak rzadko ktoś do ciebie zagląda? - skierował rozmowę na inne tory, byle już tylko nie myśleć o tym całym konflikcie, że Izaya jest wampirem. Wampirem, chłopakiem, jest w nim zakochany. Głowa go od tego bolała.
- Dzięki Shizu-chan~!- Przytulił się do jego ramienia. W końcu i tak szli za rękę, więc nie miał daleko. - Wiesz... Nie chodzi o sam zameczek~!- zachichotał.- Chodzi o majątek. Nie mam nikogo bliskiego, od przeszło dwustu lat i jeśli bym zginął cały majątek przeszedłby na kościół. Sam zamek stoi dziś w środku lasu... Kiedyś to był park w miasteczku, którego "właścicielami" była moja rodzina, ale teraz miasta już nie ma, a zameczek został. A razem z nim schowana fortuna rodzinna. - Izaya uśmiechnął się dalej w niego wtulając - Zamek może i jest drogi, ale kompletnie im nie przydatny, co innego skarby~. - normalnie nie powinien był o tym opowiadać, nie duchownemu, ale to przecież był jego Shizu-chan. Nawet gdyby zabrał mu cały majątek Izaya nie miałby nic przeciwko, bo to przecież był tylko kolejny pretekst do spotkania się z Shizuo i walki... A jeśli Izaya nie mógł mieć zakochanego w sobie blondyna żyjącego razem z nim, to musiał zadowolić się nienawidzącym go i ciągle chcącym zabić. Izayi to wcale nie przeszkadzało, bo przecież mógł chociaż z nim być.
- Nie masz za co mi dziękować. - upomniał. - Więc ten teren należał do twojej rodziny? - Spróbował wyobrazić sobie Izayę jako człowieka, a dokładniej słodkiego malucha biegającego po parku. Nie mógł. Ale to z pewnością musiało być zabawne... Zaraz, o czym on myślał? - I prawnie jest twój, chociaż wciąż jesteś wampirem? Dziwne... Nieźle musiałeś go bronić... Ale zastanawia mnie, dlaczego właściwie mi o tym mówisz. Prawnie wciąż jestem księdzem. - mruknął. Dziwne, że nie przeszkadzało mu nawet to, że był tak blisko i tulił się do jego ręki... Wręcz przeciwnie, to było miłe. Ale co, miał mu o tym powiedzieć.?!
- Mhm~! Wszystkie te lasy należą do mojej rodziny~.- Uśmiechnął się, pokazując krajobraz w około. - Wiesz, kiedyś to była dość znana kupiecka osada, niedaleko jest rzeka. Uregulowaliśmy ją i można było transportować towary. Do tego, niedaleko stąd jest do stolicy, jak już pewnie zauważyłeś~! - uśmiechał się.- Po co ci mówię?- zastanowił się- Hm... w sumie dobre pytanie Shizu-chan, sam nie wiem~! - zachichotał.- Może chcę żebyś został na dłużej... Albo po prostu cieszę się z twojego towarzystwa~! - pociągnął Shizuo bardziej w prawo. - Nie korzystam z głównej bramy. Dlatego wszyscy sądzą że dworek jest opuszczony, ale nie martw się, niczego ci tam nie zabraknie~!- zapewnił wesoło blondyna.
- Mhm. - mruknął, zamyślony. Naprawdę... Co się stało... Tak nagle...? Zachowywali się jak przyjaciele, a przynajmniej Izaya się tak zachowywał... Opowiadał mu o sobie tak po prostu. - Więc w sumie byłeś małym paniczem, tak? Rozpieszczanym i w ogóle? - On sam tego nie doświadczył, choć był z rodziny szlacheckiej. Jako drugi syn poszedł na duchownego. No cóż.
- W sumie... Może i byłem małym paniczem... Nie wiem Shizu-chan, nie pamiętam~! - wzruszył ramionami.- Pamiętam tylko, że jako nastolatek wymykałem się do miasteczka obserwować ludzi. A rodzice uważali, że po prostu zakochałem się w jakiejś prostaczce i nie pozwalali mi już tam chodzić~! Ale teraz na obserwowałem się moich kochanych ludzi jak nigdy~!- Uśmiechnął się do siebie - Ne, Shizu-chan, a jakie ty miałeś dzieciństwo~?
- Szkoda, że nie pamiętasz...- westchnął.- Ja? Hmm... Byłem wychowywany pod kościół, więc przede wszystkim prosto... Znam zasady savoi-vivre'u i takie tam, ale nie byłem rozpieszczany i szybko posłano mnie do klasztoru. - o dziwo łatwo mu się mówiło o sobie, chociaż jeszcze tak naprawdę dotąd nie mieli ze sobą okazji porozmawiać tak swobodnie.
- Hm... Nikt cię nigdy nie rozpieszczał?- zdziwił się brunet. W końcu jego zawsze rozpieszczano nawet, jeśli był niegrzeczny. - Musiało być ci smutno... Bez rodziców z jakimiś strasznymi obcymi ludźmi...- mruczał dalej. - O, jesteśmy~! - uśmiechnął się, widząc już zarys budowli za krzakami. Chwile później podeszli pod same obrośnięte bluszczem mury. - Nie jest już tak piękny jak kiedyś, ale zapewniam ci, że w środku jest wygodnie~!- uśmiechnął się wyjmując klucz. Puścił blondyna i otworzył drzwi.- Proszę~!
- Dzięki. - mruknął. Tak, to mu przypomniało o jego dzieciństwie. No może nie był zbyt szczęśliwy, ale zawsze miał Kasuke, poza tym... Odebrał całkiem niezłe wychowanie, biorąc pod uwagę, że potrafił sobie teraz poradzić w życiu. Jednak nie chciał o tym opowiadać. Jakoś to było zbyt prywatne. - Całkiem tu ładnie. - zdziwił się lekko. W końcu spodziewa się, że Izaya sam by tego nie utrzymał. No, ale skoro miał tyle czasu, to czemu by nie...?
- Dziękuję~. Rozgość się.- mruknął, prowadząc blondyna do saloniku.- Um...- stanął niepewnie na środku dywanu nie wiedząc co ze sobą zrobić.- Chciałbyś może jakąś kolację? - nie wiedział jakie pytanie mógłby zadać. Ale słonce już zachodziło, co jak na lipcowe standardy oznaczało, że jest późno więc w sam raz na kolację.
- Eem... - mruknął, starając się na niego nie patrzeć. Kolacja od wampira? Lepiej nie. - Mam jeszcze zapasy, dam sobie radę. - poklepał tobołek przy pasie. - Właściwie... - podrapał się po karku. Jak już tu wszedł to stało się niezręcznie... - Gdzie miałbym spać?
- Nie martw się~! Na piętrze są sypialnie. - zapewnił blondyna.- Dobrze. Gdybyś jednak czegoś potrzebował... To z kuchni jest wyjście na ogród warzywny.- uśmiechnął się do Heiwajimy. - Chyba, że wolisz żebym zaprowadził się co pokoju?
- Nie, to co mam wystarczy... Zaraz, hodujesz warzywa? - brunet najwidoczniej był jeszcze dziwniejszym wampirem,niż sądził na początku... - Wolałbym usiąść już w pokoju. Albo i nawet zasnąć. - ziewnął.
- Mama zawsze się upierała żeby w tamtym miejscu sadzić warzywa, a ja i tak nie mam po robić z czasem.... wiesz zawsze mogę później dokarmiać zwierzęta. One nie boją się wampirów. Albo jeśli zrobię przetwory mogę oddać to ludziom, jeśli tego potrzebują... Dzieci zawsze mają wtedy takie szczęśliwe minki!- sam się uśmiechnął.- Dobrze, chodź Shizu-chan, zaprowadzę cię~!- uśmiechnął się wesoło.
- Dzieci...? - popatrzył na niego, już kompletnie zszokowany, ale poszedł za nim. Ile jeszcze o nim nie wiedział? I dlaczego wampir był o tyle lepszy od ludzi? Przecież... To biło na głowę sporą część jego światopoglądu... Wiedział, że ten tu jest dziwny, ale aż tak? - Hej... Ludzie się na ciebie nie skarżą, nie? Tylko kościół? - niemalże stwierdził.
- Jasne, że kościół. Mogę ci nawet pokazać dlaczego~!- zachichotał. - Ludzie mnie lubią, a ja lubię ich... Szkoda tylko, że tak szybko odchodzą...- westchnął smutniejąc. Rozpogodził się jednak po chwili - Um... Mam nadzieję, że będzie ci odpowiadał. Otworzył drzwi do największej sypialni. Stało w niej ogromne dwuosobowe łózko z baldachimem, kilka szafek, toaletka i spory regał. 
- To sypialnia rodziców, ale ma najwygodniejsze łóżko w domu, miłych snów~!- uśmiechnął się do niego - A! Przyniosę ci świeczkę, żebyś nie wpadł na nic w ciemnościach~!- wyszczerzył się do Shizuo, wymijając go i idąc na dół.- Nie używałem świeczek od dwustu lat, ciekawe jakie to uczucie~?- mruczał sobie w drodze do pokoju gospodarczego. Znalazł świeczki i zabrał ich o wiele więcej niż powinien. W końcu mogą się przydać, choć sam nie wiedział do czego. Nie pamiętał już nawet po ilu dniach, godzinach, minutach taka świeczka się wypala. Wesoło wskoczył po schodach i zapukał do drzwi sypialni. Nie chciał przeszkadzać Shizuo, gdy ten robił coś ważnego.
     Blondyn przysiadł na podłodze koło łóżka, gdy Izaya wyszedł. Tobołek położył obok, miecz zostawił za tobołkiem. W jakiś dziwny sposób był w stanie uwierzyć w jego wersję... W to, że Orihara naprawdę jest dobry. To było nawet bardzo niezwykłe. W końcu normalnie nikomu nie wierzył...
- Ja nawet nie używam świeczek... - westchnął cicho, ale na tyle, aby go nie usłyszano. W końcu... Cieszył się z chwili odpoczynku w samotności.
Ściągnął buty, płaszcz i rozpiął koszulę. Gorąco nie było, ale niezależnie od temperatury, jemu nie było też zimno... Chyba, że w zimie.
Oparł głowę o łóżko. Było pościelone świeżą pościelą... Jakby ktoś codziennie o nie dbał. W takim wypadku, wiedząc do tego, że tam spali rodzice Izayi, jakoś nie mógł się przemóc, by się na nim położyć. Ułożył tylko policzek, wzdychając cicho. Tak też mógł spać... Albo i na dywanie. Nie wiedział, dlaczego w sumie tak mu szkoda, ale coś czuł, że brunet bardzo dbał o to miejsce. Po tym, jaki był dla niego szorstki, jakoś nie uśmiechało mu się jeszcze nadużywać gościnności.
- Wchodź, wchodź. - mruknął sennie.
-Mam świe~...- zaczął, ale momentalnie przerwał widząc Shizuo na podłodze. Wybuchnął śmiechem o mało nie upuszczając tego z czym przeszedł. Szybko odłożył świeczki na pierwszą lepszą szafkę. - Yare, yare, Shizu-chan... W tym klasztorze nie nauczyli was nawet, że śpi się na łóżku, a nie klęcząc przy nim? Ja wiem, że jesteś zmęczony, ale przecież tak ci będzie wygodniej~!- zachichotał.- A, no i klęczy się w drugą stronę~!- zauważył wesoło.- Nawet ja to wiem, a nie byłem w kościele od dawna!
- Obojętne mi, gdzie klęczę. To nawet nie tak, że ja wierzę w Boga, wiesz? - ziewnął. No, jemu mógł powiedzieć. - Wiem, że tak się nie śpi, ale po co mam brudzić posłanie... Tylko się zdrzemnę. - zapowiedział, nawet nie otwierając oczu. Wszystko mu było obojętne, był zmęczony.
- Nie ma mowy Shizu-chan, jeszcze cię będą jutro plecy bolały~! Wskakuj do łóżka, ale już~!- zachichotał.- Wiesz, zabawnie jest mówić do ciebie jak do dziecka, ale nie po to dałem ci najfajniejszy pokój żebyś z niego nie skorzystał. Zobacz~! - uśmiechnięty Izaya wskoczył na łózko nic sobie nie robiąc z tego, że gniecie pościel. Zaczął odbijać się od materaca. - Widzisz, jest mięciutkie i robi za fajną trampolinę~!- chichotał dalej. - A jeśli boisz się spać sam, to łóżko jest tak wielkie, że zmieścimy się obaj~!- zaproponował.- No bo jeśli Shizu-chan boi się duchów~...- poruszył sugestywnie brwiami.
- Tsk. Duchy. Egzorcysta bojący się duchów, no już to widzę. - westchnął i jednak otworzył oczy. Zrzucił z siebie koszulę i skarpetki, po czym wszedł pod ciepłą kołdrę. Faktycznie było bardzo wygodne... - Tylko nie skacz po nim, dobra? Wolałbym już się wyspać. - mruknął wyjątkowo łagodnie i znów zamknął oczy, starając się już zasnąć.
Izaya przez chwilę zapatrzył się na odsłonięty tors Shizuo. Podążał za nim wzrokiem, aż zniknął pod kołdrą.
- W takim razie dobranoc Shizu-chan~! - Uśmiechnął się schodząc z łóżka. Odważył się tylko pogłaskać Shizuo po głowie i chciał znikać. W końcu... Shizuo pewnie wcale nie chciał jego towarzystwa, ale musiał je znosić podczas podróży, bo w końcu tylko Izaya znał drogę.
- Hmm? - mruknął Heiwajima sennie. Dziwne, takie zwyczajne pogłaskanie po głowie... Nikt tego nie robił od dłuugich lat... To było wręcz zadziwiająco miłe... - A ty nie śpisz tutaj...? W końcu jest wygodnie... - Nie miał zamiaru go do niczego namawiać, po prostu się dziwił.
- Mogę? - uśmiechnął się mile zaskoczony - W takim razie... posuń się Shizu-chan, wampirom jest zawsze zimno~!- zachichotał. Szybko zdjął pelerynę, koszulę, spodnie, buty oraz skarpetki. Nie był pewien czy przypadkiem nie skorzystał z super szybkości, ale faktem było, że już po chwili wygodnie mościł się koło Shizuo. - Wooah... Aale jesteś cieplutki~!- zauważył, wtulając się w niego. Miał świadomość, że on jest wręcz zimny, ale co poradzić na taką naturę wampira?
- Boże... - jęknął blondyn, krzywiąc się lekko. - Izaya, czy ja coś mówiłem, że możesz się przytulać? Zimny jesteś... - burknął, jakby od niechcenia.To nie to, że go wyganiał. Dziwnie było mieć drugie ciało obok, ale o dziwo to też mu jakoś tam szczególnie nie przeszkadzało. Jak już się cieszył. Mógł sprawić mu tę radość. - Ale jak tu jesteś to już nie uciekaj, tylko leż spokojnie, to zaraz będziesz cieplejszy. A ja się zdrzemnę... - powtórzył uparcie. Przez to wszystko co chwila się wybudzał...
- Dobrze Shizu-chan, dziękuję~. - uśmiechnął się szepcząc.- I słodkich snów~. - nie wiedział co mógłby jeszcze powiedzieć, więc tylko ze skupieniem wpatrywał się w twarz blondyna. Nie miał za bardzo co innego robić... Wampiry nie sypiają, a przynajmniej on nie sypiał, chyba że był wycieńczony po zbyt rzadkich i nieregularnych oraz małych porcjach krwi. W sumie ciekawe na ile starczy ta od blondyna. Nie było jej bardzo dużo, ale była ludzka więc na trochę powinno wystarczyć, zwłaszcza jeśli postara się odpoczywać i nie używać nadludzkich mocy.