Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

środa, 28 maja 2014

Znajdź mnie

Witajcie~!
Witam się z wami przed zapewne dłuższym czasem bez moich notek~... Wypadałoby zdać, czy coś w ten deser, nie~? X3""
W każdym bądź razie~! Wyciągajcie ciasta i czekoladę (możecie mnie poczęstować ;33) czas świętować... *werble* dzień Shizayi~! >w<
No więc~... Miłego czytania i miłego świętowania~... Dziś może jeszcze będzie dla was niespodziewajka, ale tego już nie jestem pewna~... Wybaczcie, jestem zbyt śpiąca. X3""" Idę spać i się uczyć, a dla was:
Enjoy~! :3






     Westchnąłem ciężko, odkładając kluczyki na kołek powieszony obok drzwi. Lekko garbiąc ramiona ze zmęczenia, z westchnieniem udałem się do kuchni. Dziś praca była ciężka, mozolna i niewdzięczna. W sumie dzień jak co dzień. Ale i tak mnie to męczyło. Głupi ludzie nie mogli sobie poradzić ze spłatą głupich długów, a na inne rzeczy było ich już stać...
     Wyjąłem z lodówki mleko w kartoniku i napiłem się porządnie. Tego mi brakowało... Zaczynała się porządna jesień, ale mnie nadal było na tyle gorąco, że z ulgą piłem zimne napoje.
     Wywaliłem kartonik i zawróciłem do salonu. Rozwaliłem się na kanapie z zamiarem odpoczęcia, kiedy... coś zaszeleściło mi pod plecami. Niechętnie podniosłem się i wziąłem do ręki pogniecioną przeze mnie kartkę.
     "Shizu-chan, witaj z powrotem~! Ponieważ wiem, że nie dasz rady, proponuję ci wyzwanie. Nie do odrzucenia z resztą, bo już się zaczęło. Nie odkładaj kartki! Masz czas do końca doby, by mnie znaleźć. Jeśli tego nie zrobisz, nie wrócę do domu przez miesiąc. Jeśli jednak mnie znajdziesz, wynagrodzę ci z nawiązką trudy szukania mnie~... Poddasz się walkowerem, czy podejmiesz wyzwanie~? Ach, to takie emocjonujące, co wybierzesz, kiedy twój umysł przestał już dawno wyłapywać mój "smród"~? Nie będzie ci za ciężko~? Twoja pierwsza wskazówka, to miejsce, w którym pierwszy raz o tobie usłyszałem. Nie za trudne~? Znajdź mnie, Shizu-chan~!"
     Powiodłem po tekście wzrokiem jeszcze ze dwa razy, po czym prychnąłem ze złością. Czy ten idiota nie wiedział, jak bardzo nienawidziłem ruszać się gdzieś po pracy??? I jeszcze mnie podpuszczał. Naprawdę miałem ochotę skopać mu ten jego tyłek. I jeszcze "miesiąc nie pojawię się w domu" - co on sobie myślał?! Że pozwolę mu tak grozić?! A może on celowo robił to, żeby mieć pretekst do zniknięcia?!
     Zgniotłem karteczkę, wściekły i ruszyłem tyłek z kanapy, żeby zaraz pójść do kuchni. Zostawiłem tu portfel jak wszedłem... Zabrałem go teraz i skierowałem się do wyjścia. Nie będzie mi ten kleszcz wmawiał, że może gdzieś znikać jak nie dam się wplątać w jego gierki.
     Przebyłem spacerkiem kawałek miasta, po drodze wpadając na ledwie chwilę do Russia sushi. W końcu Izaya mógł tam być, poza tym ten pasożyt nie zostawił mi obiadu, a coś jeść musiałem. W końcu wyszedłem i wróciłem na drogę do naszej byłej szkoły. Nie miałem pojęcia na co mu taka zabawa, ale niech będzie.
      Przystanąłem pod bramą swojego starego liceum. Wiele się nie zmieniło od tego czasu... Odkąd ją ukończyłem, mieli o wiele, wiele mniej przymusowych renowacji.
     Uśmiechnąłem się lekko i wszedłem na placyk. Spojrzałem w górę i doznałem wrażenia deja vu, jakby wokół mnie znów trajkotał upierdliwy tłum uczniów,  jakby on znów tam stał, jakby zaraz, mimo całego rozgardiaszu, nasze pełne nienawiści spojrzenia miały się skrzyżować. Zupełnie, jakby czas się na chwilę zatrzymał. Jakby wszystko stanęło. Jakbyśmy znów oceniali się wzrokiem i jakbyśmy obaj mieli właśnie zobaczyć w sobie nawzajem zagrożenie.
     Mój uśmiech mimowolnie się poszerzył. Rozejrzałem się. Tu nie było wskazówki. Ale na taras też nie było sensu iść. Wiedziałem, że nie o to mu chodziło. Gdzie się "spotkaliśmy", nie "zobaczyliśmy".

     "To jest Izaya."
     "Nie lubię go."

     Odetchnąłem cicho, podchodząc do miejsca, w którym siedział. Boisko i trawa nie różniły się w żadnym calu w tym konkretnym punkcie od całej reszty. A jednak wiedziałem. Dokładnie w tym miejscu, dokładnie w tym punkcie stałem ja, a w tym siedział on.
     Schyliłem się i podniosłem starannie zapisaną karteczkę.
     "Widzę, że podjąłeś moją grę, Shizu-chan. Cieszę się~! Jednak wiedz, że droga będzie kręta i zawiła i tylko jeśli wytrwasz, masz szansę na nagrodę~! Następną podpowiedzią jest nasza pierwsza bójka poza szkołą~... Pamiętasz to jeszcze~? Bójka, która zaczęła się daleko od szkoły~..."
     Czy pamiętałem? Oczywiście, że pamiętałem. Od czasu bójki rozpętanej na tym boisku było ich wiele. Ale nie zapomnę tej zaczętej poza szkołą. Gdy już myślałem, że odpocznę od twojego towarzystwa, uspokoję się, a ty pojawiłeś się przede mną. Mieliśmy okazję wówczas przerwać ciągłą walkę, porozmawiać. Ale ja atakowałem. Bo gdybym nie atakował, musiałbym z tobą rozmawiać. Chyba wszyscy już wiedzą, że w tym nie jestem zbyt mocny...
     Dotarłem na miejsce i zlustrowałem wzrokiem odnowione budynki. Tokio tak szybko się zmienia, że nikt nie wie, czyja to tym razem była wina.
     Pierwszy cios był w miarę lekki, niczym szansa na ucieczkę. Pamiętam, że mimo wszystko wzbraniałem się przed prawdziwą próbą zabicia cię. Atakowałem, gdy wiedziałem, że masz szansę tego uniknąć. Wolałem, byś tego uniknął... Początkowo myślałem, że to dlatego, że nie chcę czuć się winny. Potem dotarło do mnie, że naprawdę nie chciałbym cię zabić. Jedynie odstraszyć, żebyś w końcu trzymał się z dala ode mnie. Żebyś skończył z manipulowaniem mną, moimi emocjami, zachowaniem. I tak nie robiłem nic po twojej myśli. Ale to właśnie to sprawiło, że mnie nie zostawiłeś, teraz już wiem...
     Zauważyłem w końcu kartkę włożoną w wydłubany tynk. Wyciągnąłem ją ostrożnie.
     "A więc pamiętasz to miejsce, Shizu-chan~... A pamiętasz, jak się tutaj biliśmy~? Pamiętasz całą bitwę? Nigdy nie zapomnę, jak delikatnie rzuciłeś za pierwszym razem. Myślałem wręcz, że nie uważasz mnie za godnego przeciwnika~... A pamiętasz most, na którym poraz pierwszy normalnie rozmawialiśmy~?"
     Tak. Co to były za dziwne pytania... Czy pamiętasz, czy pamiętasz... Pamiętam to wszystko, bo jak mógłbym zapomnieć?
     Most, na którym rozmawialiśmy poraz pierwszy...

     "Nienawidzę cię! Szczerze nienawidzę! Idź, zrób przysługę światu i rzuć się z tego mostu!!!"
     "Heee~? Shizu-chan, skończ już marzyć o rzeczach nierealnych~... Nie skoczę, bo nie mam ochoty."
     "W takim bądź razie ja cię zabiję."
     "Takie zaloty mógłbyś sobie darować~..."
     "TO NIE SĄ ZALOTY!"
     "Ale lubisz mnie."
     "No i co z tego!"
      "Shizu-chan, naprawdę jesteś pierwotniakiem~... Lubię twój pokrętny sposób lubienia mnie."
     "IIIZAYAAAAAAAAA!"

     Nadal rozbrzmiewał mi w  myślach ten perlisty śmiech bruneta w tamtej chwili. Gdy stałem na tym moście, wszystkie wspomnienia odżywały. Nasza pierwsza "normalna" rozmowa miała się właśnie tak. O tyle normalna, że Izaya potem odbiegł, ale ja i tak niczym w niego nie rzuciłem. Po prostu mnie skołował...
     "Wystarczyło poznać mnie lepiej. Zaczęliśmy rozmawiać, od czasu do czasu, rzucać sobie uwagi, a potem rozmawiać coraz więcej... Zastanów się, w jakim miejscu nastąpił przełom~?"
     W jakim miejscu... Stare podwórko. Plac zabaw.
     Miałem dokładnie 20 minut drogi z mostu w to miejsce. Zaczynałem wkręcać się w "zabawę", nie myśląc o tym nawet jako o zabawie. Skupiałem się na kolejnych elementach układanki. Na naszej historii...

     Stara huśtawka skrzypiała, kołysząc siedzącą na niej drobną osobę. Brunet w zamyśleniu skubał rękaw koszuli i wpatrywał się w gwiazdy, jako że ludzie dawno pochowali się do domów.
     "Tak jak prosiłeś, kleszczu, jestem."
     "Shizu-chan..."
     "Co jest? Wyglądasz niewinnie. Coś jest na rzeczy, gadaj."
     "Lubisz mnie?"
     "Co? Nie. Jasne, że nie. Nienawidzę cię."
     "A jednak przyszedłeś. Dlaczego?"
     "Odpowiem, ale najpierw powiedz, co wymyśliłeś. Ściągasz mnie tutaj, żeby pogadać o tym, czy cię lubię??? To musi mieć ukryty cel."
     "W nic nie uwierzysz bez dowodów, prawda~?" - W tym momencie brunet zaśmiał się krótko, po czym przesunął się wraz z huśtawką w moją stronę. - "A jeśli powiem, że cię lubię~?"
     Jego usta były tak blisko, że ciepłym oddechem owiewał mi szyję.
     "Uznam, że coś knujesz."
     "Ale ja naprawdę cię lubię. Chociaż ty mnie nie."
     Twoje usta delikatnie musnęły mój policzek, wywołując elektryzujący dreszcz, który mógł być tak naprawdę tylko złudzeniem.
     "Widzisz?" - odezwał się, odsuwając się i pozostawiając mnie w stanie kompletnego osłupienia. Zaczął się delikatnie huśtać. - "To chyba jest dowód, co, Shizu-chan?"
     "Może." - Głos, do złudzenia podobny do mojego, lecz jakby nie mój, wydostał się z moich ust.
     "A mogę robić tak częściej?"
     "Nie ma mowy."

     Patrząc na opuszczony plac zabaw, zebrało mi się wręcz na nostalgię. Uśmiechnąłem się lekko, kierując swój wzrok na "nasze" huśtawki.
     To zdecydowanie przywoływało wspomnienia...

     "Jesteś podłą mendą i dobrze wiem, co robisz."
     "Przeszkadza ci to, co nie, Shizu-chan? Ale ja nie przestanę."
     "Przestaniesz, jak już cię nie będzie."
     "Masz na myśli...?"
     "Nie zbliżaj się do Ikebukuro. Nie chcę tu widzieć twojej twarzy, teraz ani nigdy, jasne??? Jak będziesz trzymał się z dala, to będzie, jakbyś przestał."
     "Więc bądźmy wrogami."
     "Ale tylko publicznie."
     "Dobrze, Shizu-chan~!"
     "I jeszcze jedno."
     "Taaaak~?"
     "Nie możesz mnie tak całować. Teraz to ja będę tym, który zaczyna pocałunek."
     "Haha, jakiś ty zaborczy, Shizu-cha... mmmn..."

     Przy tych huśtawkach, a właściwie niedaleko nich, idąc już do bramki, pierwszy raz go pocałowałem. To był zupełny "przełom"... Ponoć pierwszy pocałunek pamięta się najwyraźniej. Nie wiem, jak z innymi, ale fakt, ja go pamiętam co do szczegółu.

     Objąłem go na tyle delikatnie, a jednak mocno, by nie mógł się odsunąć, a jednak by go to nie bolało. Przysunąłem swoje usta do jego ust, delikatnie ujmując jego dolną wargę. Nie sądziłem, że potrafię być tak delikatny, zaskoczyłem sam siebie. Odruchowo położył dłonie na moich ramionach, ale zamiast mnie odepchnąć, jak się tego spodziewałem, objął mnie i zamruczał cicho. To ośmieliło mnie na tyle, bym z powolnego, niemal czułego pocałunku zrobił niemalże namiętny. Gdy się od siebie oderwaliśmy, oddychał odrobinę ciężej, ale wyczuwałem jego uśmiech, nawet jeśli w ciemności nie było go widać tak dokładnie, jak bym chciał.
     Chciałem więcej, a jednak go puściłem.
     Jeszcze nim odszedł, wymusił na mnie randkę. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby się zgodzić.

     Rozejrzałem się, wyrwany z zamyślenia krzykiem jakiegoś ptaka. Niby wiedziałem już, gdzie teraz powinienem iść, a jednak chciałem zobaczyć, co tym razem do mnie napisał. Zacząłem więc "poszukiwania" od miejsca pod huśtawką, na której siedział. Rozgrzebałem piasek nogą, ale nic z tego. Pod moją również. Nigdzie dookoła... Podszedłem więc do drzewka, które stało o dziwo zasadzone dokładnie w miejscu naszego pierwszego pocałunku. A przynajmniej w dokładności do jakichś 25 centymetrów. Było dość małe, ale miało już dość sporo gałązek. Dopiero teraz zauważyłem na samym czubku powiewającą karteczkę przywiązaną do gałęzi. Skrzywiłem się. Czy on chciał, żebym połamał to drzewo...?
     Nagiąłem je na tyle, na ile się dało i podskoczyłem, zdejmując kartkę.
     No naprawdę, jak on to tutaj zawiesił...
     Rozłożyłem zgięty w pół kawałek papieru i zacząłem czytać.
     "Chyba już wiesz, dokąd iść, Shizu-chan~?"
     Parsknąłem śmiechem. Aż dzieci w odległym rogu tego starego placyku popatrzyły na mnie jak na wariata, ale nie dbałem o to. Przez te wszystkie lata Izaya poznał mnie już za dobrze... A ja jego.
     Udałem się w stronę kawiarenki, w której miała miejsce ta nasze "randka". Musiałem przejechać się metrem, bo było dość daleko. Odleglejszy zakątek Tokio, gdzie nikt nie mógł nas znaleźć ani zobaczyć... Tak, to był pomysł Izayi. Ukryliśmy się przed światem niczym dwójka zwykłych ludzi. Choć do tej pory on dla mnie jest kleszczem, a ja dla niego "potworem".
     Przystanąłem przed małym budyneczkiem. Widać było, że kawiarenka zmieniała właścicieli już parę razy odkąd tu się spotkaliśmy. Wszystko się zmieniło, oprócz miejsca i koloru ścian.
     Wszedłem do środka. Gdyby nie wrodzona niecierpliwość, pewnie bym się napił. Jednak widząc mnie, właścicielka tylko się uśmiechnęła i podeszła, podając mi karteczkę, tym razem w kopercie. Podziękowałem, obrzuciłem wnętrze spojrzeniem - też całkiem się zmieniło - i wyszedłem.
     Teraz ściany były kremowe, krzesełka drewniane, okrągłe stoliki również, do tego kontuar stał odrobinę dalej sprawiając, że miejsca było więcej... Wtedy było inaczej... Stoliki z jasnego drewna, kwadratowe krzesła z tego samego materiału, błękitne ściany. Nic niezwykłego. Oferta obejmowała słodkie i słone przekąski, przy czym Izaya zamówił tylko herbatę. Wtedy dowiedziałem się, że nie lubi słodyczy. Mimo to nie chciał zmieniać miejsca, patrzył, jak popijam kakao i zjadam ciasto za ciastkiem. To były miłe wspomnienia...
     "Czas na trochę goryczy, Shizu-chan~... Pamiętasz, kiedy nasza prywatna sielanka się skończyła, prawda? Miejsce, w którym pokłóciliśmy się, już będąc razem?"
     Naprawdę chciał, żebym to sobie przypominał...? Wykrzywiłem lekko kąciki ust. Nie podobało mi się to... jednak walkowerem nie miałem zamiaru się poddać,więc wróciłem w tamto miejsce. Do Ikebukuro. Przy jego granicy, ale jednak Ikebukuro.
     Nasza pierwsza tak poważna kłótnia. Moment, w którym straciłem nad sobą panowanie. Gdy naprawdę poważnie oberwał, po tym, jak zacząłem na niego krzyczeć. Bo cholerne papierosy już nie pomagały. Nic nie pomagało. Z mojej dzielnicy ginęły młode dziewczyny, jedna po drugiej. Oczywiście, że musiał o tym wiedzieć. Do tego od dawna go nie widziałem, więc do tego doszła frustracja. A gdy już się pojawił, po wielu nieodebranych telefonach, nie chciał wyjaśnić gdzie był, nie mówiąc o wyjaśnieniu mi, co z tą sprawą i kto do cholery jest w to zamieszany. Pewnie bym się tak nie denerwował, gdyby nie to, że zaginęła dziewczyna Kasuki. Jego nastrój mi się udzielał. To przeciążało szalę.
      Stanąłem w tym miejscu. Słowa zabrzmiały echem w mojej głowie.

     "Nie pieprz!!! Wiem, że wiesz o wszystkim!!!"
     "Shizu-chan, wiem, że jesteś zdenerwowany, ale jestem zmęczony, więc~..."
     "Nie! Słuchaj mnie!!! Chcę wiedzieć już, teraz i to do cholery załatwić!!!"
     "Przystopuj, dobrze wiesz, że jak będziesz krzyczał, nic ci nie powiem. Shizu-chan~..."
     "NIE! To wcale nie jest tak wiele! Przestań się bawić w pieprzone sprzedawanie informacji i pomyśl, co się teraz z nimi może dziać!"
     "Idę do domu."
     "NIGDZIE NIE IDZIESZ, JAK DO CIEBIE MÓWIĘ!!!"

     Spojrzałem na ścianę, na którą wtedy upadł, pchnięty siłą uderzenia. Po prostu straciłem nad sobą wtedy panowanie... Nie wiedziałem nawet, kiedy to zrobiłem, po prostu go uderzyłem. A potem wezwałem pogotowie, bo Izaya stracił przytomność.
- Jakbyś nie mógł powiedzieć mi wtedy, że właśnie kończyłeś odbijanie ich... - prychnąłem sam do siebie. Podszedłem do miejsca, o które się obił. Tynk nie był rozgrzebany, nie mógł być, bo ściana była metalowa. Spojrzałem za to na ziemię i chwilę grzebałem w śmieciach i liściach.
     "Bolało mnie to, Shizu-chan. Naprawdę myślałem, że mi ufasz. Dlatego potem się rozstaliśmy... Pamiętasz...?"
     Prawie zmiąłem kartkę w dłoni. Po co on to rozgrzebywał?! Teraz? Dzisiaj? Dla zabawy???
     Napędzany wściekłością, pobiegłem wręcz w miejsce naszego pierwszego rozstania. Pierwszego, bo były też inne, choć mniej poważne...
     "Po tym, jak się rozeszliśmy, wyjechałem z Shinjuku. Nie pokazywałem się też w Ikebukuro. Tak naprawdę w ogóle wyjechałem jak najdalej. Wiesz... Było mi smutno. Nie sądziłem, że posiadam aż tak silne emocje, a jednak ty potrafiłeś ze mną zrobić wszystko, Shizu-chan~... Po tej kłótni potrzebowałem trochę czasu, by uporządkować sprawy całego Tokio. A jednak cieszę się, że wróciłem~... Wiesz, gdzie szukać dalej~?"
     Stojąc na miejscu przypominałem sobie całą sytuację. Cały chłód, jakim mnie tego dnia obdarzył i całe niezadowolenie.
   

     "To był błąd, Shizu-chan. Chyba przyznasz mi rację~?"
     "Ja nie..."
     "Nie, wystarczy."
     "Chyba lepiej, jak będziesz z dala ode mnie..."

     Myślałem, że przy mnie będzie kontrolowany, że nic nikomu nie zrobi, bo ja będę obok i w razie czego go powstrzymam. Że liczba jego przestępstw zmalała, że mniej ludzi umiera. Myliłem się. Ja byłem bestią a on był tą samą podłą mendą społeczną.
     W jakiś sposób do siebie pasowaliśmy, choć byliśmy kompletnymi przeciwieństwami.
     Złapałem powiewającą na cienkiej nitce karteczkę.
     "Tęskniłem. Cieszyłem się, gdy do mnie wróciłeś."
     Byłem już nieźle zmęczony, więc wziąłem taksówkę.
     Dojechałem spokojnie w odpowiednie miejsce. Koło Russia sushi, spotkałem go tam przypadkiem, akurat jak wrócił... I zaciągnąłem w kompletnie odciętą uliczkę, jak najbardziej odludną jak tylko się dało... Mieliśmy sporo do omówienia.

     "Izaya..."
     "Co, Shizu-chan? Nagle zebrało ci się na jakieś wyznania, czy coś?" - jego głos był pełen chłodu, ale byłem pewien, że słusznie.
     "Nie chciałem..."
     "Nie chciałeś, ale stało się. Zerwałeś."
     "Nie chciałem cię uderzyć."
     "I co w związku z tym?"
     "Tylko przepraszam. To chyba wszystko."
     "Więc nie musiałeś mnie tu przyprowadzać." - Zabrał rękę, którą nieświadomie wciąż trzymałem.
     "Izaya..." - mruknąłem, przytulając go do siebie. - "Cholera, masz pojęcie, jakie to żałosne? Ja mam... Ale wróć do mnie. Proszę. Więcej cię tak nie uderzę."
     "Nie wiem, czy powinniśmy, Shizu-chan. Ja się nie zmienię." - westchnął. Tak naturalnie, jakby już się poddał.
     "Ale ja i tak chcę z tobą być."

     Westchnąłem, opierając się o ścianę budynku. Wykonałem dziś niemalże maraton po tym ogromnym mieście, a dokładniej po paru jego dzielnicach. Wszystko po to, by przypomnieć sobie to wszystko... Jaki on miał w tym cel...?
     Ostatnia karteczka była chyba najdłuższa.
     "Mieliśmy po tym mnóstwo wzlotów i upadków, nie, Shizu-chan~? Kłótnie, zejścia, randki, wspólne wieczory przed telewizorem, gonitwy po mieście~... Każdy dzień był inny, a jednak taki sam~! Rozumiesz, co mam na myśli?
Cieszę się, że spędziliśmy z sobą tyle lat. Jesteśmy już niczym stare małżeństwo, nie~?
Ale nie chcę być tak całkiem jak stare małżeństwo~.... Chcę, żebyś pamiętał, jak się czułeś, gdy się rozstawaliśmy i wracaliśmy. Żebyś pamiętał o tym, jak było na początku. Żebyś nadal starał się ze wszystkich sił, tak jak ja, żebyśmy już więcej się nie rozdzielali~!
Wiem, że to nie brzmi jak moja mowa, Shizu-chan~... Ale dziś jest niezwykły dzień, więc chyba mogę, nie~? ;3
Kolejna nasza rocznica. Wiem, że zapomniałeś, nie przejmuj się~! Przeszedłeś przez całą naszą historię jeszcze raz, tak jak planowałem, to mi wystarczy.
To będzie już ostatnie miejsce.
Miejsce, które należy do nas obu. Miejsce, w którym obecnie kończy się nasza historia. Tam na ciebie czekam. Znajdź mnie, Shizu-chan~..."
     Ledwie doczytałem ostatnie słowo i schowałem kartkę do kieszeni, tam gdzie wszystkie inne, już zerwałem się do biegu. Przemierzyłem tyle miejsc, ruszyłem się z domu, by dotrzeć...
     ...do domu.
- Okaeri nasai, Shizu-chan~! - Izaya rzucił mi się na szyję. Był ubrany w dość ciasne spodnie i rozpinaną koszulkę z niedopiętym ostatnim guzikiem, odsłaniającym pępek. Uśmiechnąłem się lekko, mimowolnie. Objąłem go i zamykając za sobą drzwi kopniakiem, delikatnie pocałowałem go w usta. - Przeszedłeś całą drogę czy znudziło ci się w trakcie, przyznaj się! - Popatrzył na mnie podejrzliwie. Wyjąłem kartki i rzuciłem ja na podłogę obok jego stóp.
- Chcesz teraz przejrzeć, czy są wszystkie, czy przypieczętujemy nasz związek jeszcze przed północą? - mruknąłem mu do ucha lekko zachrypniętym z braku wody głosem. Zaśmiał się.
- Ale jak nie ma wszystkich to się zemszczę~... Poważnie poważnie, wykastruję cię plastikowym nożykiem, albo łyżeczką, zobaczysz...
     Niewiarygodne, jak bardzo mu nie wierzyłem. To nawet nie brzmiało jak groźba...
- I wtedy do końca życia będziesz musiał żyć z impotentem, chcesz tego? - Przygwoździłem go do ściany, zaczynając całować lekko linię jego szczęki i powoli schodząc na szyję.
- Hmm... - mruknął, jakby naprawdę się zastanawiał. - Nie sądzę~... Wolę cię mieć sprawnego, Shizu-chan~! Tym bardziej, że to do końca naszych dni~...
- Mhm. Do końca. - Złapałem go w pasie i zaniosłem do łazienki. W końcu należała mi się nagroda, a po tym całym bieganiu po mieście potrzebowałem prysznica. Mogłem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu...
     W końcu to był dzień jak co dzień. Wszystkie takie same, a jednak każdy oddzielnie niezwykły. Codziennie znajdywałem i odkrywałem Izayę na nowo. Tak już od wielu, wielu lat...


6 komentarzy:

  1. Boziu, tak mi się dziwnie nostalgicznie zrobiło jak czytałam te ich wspomnienia~! ;3 No normalnie aż mam łzy w oczach, takie urocze i kochane to było :D Kurde, aż czuję, że muszę się przyznać: zapomniałam że to dzisiaj! XD Więc dziękuję za cudownego shota i za przypomnienie o dniu Shizayi~!
    ~Misa

    OdpowiedzUsuń
  2. KOCHAM KOCHAM KOCHAM <3 przeczytałam to już dwa razy i mam zamiar czytać jeszcze raz! ta notka mi się tak spodobała że napewno do niej wrócę! dziękuje wam drogie autorki że tworzycie coś do czego chętnie wracam i czytam od nowa............i za każdyym razem te emocje nie opadają..........
    wyjiebista

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo~... Przez moich "kochanych" znajomych zapomniałam, że to dzisiaj ;u;
    Jak byłam przy ostatniej karteczce to strzeliło mi do głowy, że Izaya odchodzi, albo jakiś wypadek śmiertelny i w ostatniej chwili napisał te kartki i kazał je roznieść komuś w te miejsca >____< :P
    Ale to było takie słodkie i wgl /\(*^*)/\
    No to co? WESOŁEGO DNIA SHIZAYI~! <33 :D ^.^

    OdpowiedzUsuń
  4. o bogowie.. to dziś? chyba jednak zbyt dużo chcę zrobić naraz..
    ja tu wrócę;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak mi się ciepło na sercu zrobiło, gdy czytałam tego shota.
    Strasznie mi się spodobał ;-;
    Więcej takich proszę, są cudowne *o*
    <3
    Weny, weny, weny~

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne.
    Poruszająca podróż przez życie. Taka prawdziwa. Nie do końca wiem co powiedzieć, mogę jedynie brać przykład.
    Życzę więcej takich maleństw.
    lofe - wierna Eio-chan, ciągnąca swojego wena z ucho.

    OdpowiedzUsuń