Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

wtorek, 30 grudnia 2014

Delic x Tsuki - Książka

Ohayo ohayo~...
No więc tak~... Strasznie chciałam to napisać, głównie z racji tego, że to moja ukochana parka. X3 Pomysł poddany mi (nie no tak właściwie to dostałam zarys całej fabuły >.>) przez Kiasarin-san, za co strasznie strasznie dziękuję~! X3 Chęci do dłuższych produkcji wciąż mi uciekają~... A to było w sam raz do pisania. <3
Mam nadzieję, że i wam się spodoba~...
Z przeprosinami za długą nieobecność. (Stąd tak nagle notka. X3")
Aha i ogłoszenia fandomowe~! Jestem okropnym, okropnym szczeniakiem i ani nie dodałam, ani nie podzieliłam, ani nawet nie podziękowałam Reivi-chan za ogromną robotę, jaką dla nas zrobiła, za co już zaczynam tysiąckrotnie przepraszać... Q.Q"
Niedługo zobaczycie efekty jej pracy.
A póki co...
Enjoy~!





     Luty. Chyba najbardziej pracowity dla Delica miesiąc pod względem wysilania procesów myślowych. W końcu najpierw walentynki, a teraz... to.
- Nie będę do nikogo dzwonił po poradę, aż tak nisko nie upadłem. - prychnął pod nosem. Słysząc, że Tsuki wstał i kieruje się do łazienki schował telefon do kieszeni, wstał i wrócił do ozdabiania omletów ryżowych.
     Gdy drzwi się zamknęły znów przysiadł na krześle, uparcie wpatrując się w czerwony dywan na białych kafelkach chłodnej podłogi. Czerwony... Miłość... No przecież nie powie mu drugi raz w ciągu miesiąca, że prezentem będzie on sam i w dużej kąpieli z mnóstwem świeczek dookoła... I jeszcze paroma fajnymi dodatkami... Jakie on miał wtedy śliczne, buraczkowe rumieńce! Uwielbiał na nie patrzeć, mógł tak godzinami, zawstydzać go... Byle tak, żeby się nie uodpornił na jego słowa i czyny. A nawet gdy się uodporni pozostawała jedna sytuacja, w której Tsuki'emu niezmiennie krew uderzała do głowy i robił się czerwony po czubki uszu.Tyle miłości wyrażonej w tej pięknej czerwieni...
- O-ohayo D-Delic... - Tsuki wszedł do kuchni, już nakładając na siebie szalik. Chyba samym patrzeniem na jego rozmarzoną i lekko perwersyjną minę wywołał u siebie lekkie rumiane wypieki na policzkach. A może to pozostałość po kąpieli?
- Witaj, kochanie~. - Delic momentalnie podniósł się z krzesła, objął go ramionami i cmoknął go lekko w odkryty kawałek szyi pod uchem. - Już wiem. - rzucił wesoło i musnął jego usta, a po chwili bez zastanowienia przedłużył pocałunek. Gdy się od niego oderwał, usadził go na krześle, na wypadek gdyby jego chłopakowi trochę zmiękły nogi. - Już wiem~! - powtórzył radośniej i wyszedł do przedpokoju.
- H-hę...? C-co wie... - Ledwo zaczął drzwi się zatrzasnęły, przerywając jego pytanie. Chyba faktycznie mówił trochę za cicho... No, cóż. Może powie mu jak wróci? Albo ewentualnie nie powie. Ale dowie się wtedy od Psyche. Z tą myślą Tsuki odwrócił się do talerza i spiekł raka, widząc na omlecie napis "Wszystkiego najlepszego~".
~~~
     Po dłuższym czasie nie wracania swojego chłopaka czerwonooki zaczynał się już martwić. W końcu... jakich nakładów wymagało to jego "już wiem"? Miał nadzieję, że Delic nikogo specjalnie nie kłopocze i że nie robi specjalnych kłopotów... Zaraz, czy to nie to samo? Oczywiście, że to samo... Ale podwójnie nie chciał kłopotów. Znał go na tyle długo, by dobrze wiedzieć, że potrafi zawstydzić jak mało kto nawet kogoś nie znając... Albo powiedzieć coś takiego...
- Wróciłem~! - odezwał się melodyjnie blondyn i trzymając jedną rękę za plecami zakluczył drzwi. Ale się namęczył ze zdobywaniem tego... Po długich, długich poszukiwaniach z kompletnie poczerwieniałą ekspedientką - swoją drogą nie były to tak słodkie rumieńce jak te Tsuki'ego, więc nie umiliły mu czasu - dotarł do tego produktu. Mało produkowali takich w tym rodzaju, a jak już, to były beznadziejne, więc musiał kupić taką...
- W-witaj z p-powrotem... - odezwał się głos z salonu zaraz po wyłączeniu telewizora.
- Czekaj, stój jak stoisz! - Zdjął tylko buty i wszedł do salonu z szerokim uśmiechem. Na stole postawił ciasto, a drugą rękę wciąż trzymał za plecami. Nachylił się i pocałował krótko dość zmieszanego Tsuki'ego. - Wszystkiego najlepszego Tsuki. - Popatrzył mu w oczy, szczęśliwy i dumny z powodu swojego wyboru. Wręczył mu prostokątny pakunek w śliskim, biało-różowym papierze przyozdobionym wzorami kwadratów i serc.
- D-dziękuję... - niemal wyszeptał, przyglądajac się z zaciekawieniem pakunkowi. Powoli rozerwał elegancko złożony papier. Spod niego wychynęły białe kartki książki... A spodziewał się czegoś zdecydowanie w stylu Delica! Mimowolnie uśmiechnął się radośnie. Ciekawe, co to... Grubsze od zbioru wierszy, więc może jakaś powieść, fantastyka z kolejną magiczną krainą, w którą mógłby się zagłębić... Poczuł, jak jego chłopak przesuwa się i przytula go od tyłu, układając głowę na jego ramieniu.
- Mm, no sprawdź... - zachęcił go delikatnie.
- Dz-dziękuję! - powtórzył, tym razem szczerze, zarumieniony ze szczęścia Tsuki. Rozerwał papier do końca i spojrzał na okładkę.
     Najpierw zbladł i poczuł, jak okulary powoli zjeżdżają mu z nosa, jakby chcąc mu to przybliżyć, bo sam niedowierzał. W końcu buchnął tak żenującym, buraczkowym rumieńcem, że po sam nos schował się w swoim szaliku.
- Możesz przeczytać ją szybko, a potem z chęcią wypróbuję twoją nową wiedzę. - wymruczał mu do ucha różowooki, po chwili delikatnie przygryzając jego płatek.
     Tsuki za to nie wytrzymał psychicznie i z cichym jękiem osunąłby się na ziemię, gdyby nie przytrzymujące go ramiona, które złapały go w ostatniej chwili.
     Trudno się dziwić - nie każdy na swoje urodziny dostaje od własnego chłopaka "Kamasutrę".

niedziela, 28 grudnia 2014

Dzień z życia Shizuo i Izayi - Kurismessu kissu i randomowy mikołaj~

Ekhem~ Komban-wa.
Wybaczcie, że dopiero~... Mam nadzieję, że święta wam się udały, nie przytyliście za wiele i że ucieszy was taka długa notka~... Z tego miejsca też pokłony dla Kiasarin-san, że utrzymywała blog, gdy ja straciłam internety w laptopie i chęci do życia~...
To tylko tyle, bo wyszarpałam komputer od młodszej siostry i już na mnie krzyczy. Obiecuję poprawę, obiecuję długie noty z okazji (już) 81 obserwatorów i zamierzam się wywiązać~.
Enjoy~!
A ja was przepraszam, że notka dopiero o takiej godzinie... po prostu... nie wiedziałam, że Inu tego nie opublikowała bez mojego wstępu.... a wiadomość zobaczyłam 2 minuty temu więc... dodam a co tam XD
Uśmiejecie się bo po świętach naszła mnie wena na gwiazdkowego one-shota, ale i tak go pewnie nie napiszę więc nawet nie zapowiadam XD 
BANEREK PUSTA MISKA WSZYSCY KLIKAJĄ NA RAZ!
P.S. Patrzcie jaki tytuł haha! (ja go wywalczyłam \(*o*)/)
A teraz Enjoy~!



- Shizu-chan, Shizu-chan obudź się~! - krzyczał wprost rozentuzjazmowany brunet, szturchając swojego chłopaka. Siedział na nim okrakiem w ich wspólnym łóżku, w dodatku w samej koszuli Shizuo, a ten pierwotniak nadal spał w najlepsze. - Shizu, bo mleko ci wykipi!!! - wrzasnął.
- CO?! Wyłącz je!!! - krzyknął, budząc się gwałtownie. Rozejrzał się nieprzytomnie i zauważywszy, że leży w łóżku ze swoim chłopakiem siedzącym na nim okrakiem, zarumienił się ze złości. - IIIZAAAYAAA! Co ty do jasnej wyprawiasz?!
- Dziś mamy Mikołajki, kochanie~! - Izaya uśmiechnął się wrednie, nakładając mu na głowę czerwoną czapkę. Sam paradował w takiej samej, jednak blondyn wyglądał w niej świetnie. - No pięknie~! - Uśmiechnął się wesoło. Na przeprosiny cmoknął go szybko w usta. Pozwolił się objąć. - Jesteś niewyżyty, wiesz~? - zakomunikował, prawie mrucząc z wargami Shizuo na jego własnych. Wtem przerwały im dźwięki jakiejś świątecznej piosenki. Izaya natychmiast oderwał się od blondyna. - To pewnie klient, pójdę otworzyć, a ty się ubierz~! - zakomunikował wesoło, ruszając w stronę drzwi.
- IZAYA, WRACAJ! - warknął tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Ubierz się, bo jeśli ktokolwiek zobaczy cię tak oprócz mnie... - Nie dokończył, nie czuł takiej potrzeby. - Nawet się nie waż wychodzić bez kompletnego ubrania, jasne???
- No wiesz... Musiałbym się chyba umyć, żeby... Nadal jestem cały brudny. - dodał ciszej, uśmiechając się. - A on raczej nie może czekać... - westchnął, patrząc z nadzieją to na blondyna, to na drzwi.
- Nie, nie patrz tak nawet. - westchnął. - Klient jak klient, nie mówiłeś przypadkiem, że to ty jesteś tu bogiem? Ty ustalasz zasady, więc najpierw się umyj i porządnie ubierz, a potem wolno ci gdziekolwiek iść. Chyba, że idziesz tak, ale wtedy idę z tobą i oboje ucierpicie. Więc? - Nie ma to jak siła perswazji.
- Nie pozwolę ci tak iść. - postanowił szybko. - Nie masz na sobie NAWET bokserek, a krzyczysz na mnie. - prychnął, chwytając z szafy świeżą parę, a następnie jeszcze lezące niedaleko spodnie. Wciągnął je na tyłek i znalazł kapcie. - Zostań~! - Pokazał ręką jak do psa i wyszedł z pokoju chichocząc. - Ohayo~! - wykrzyknął od drzwi.
- Jasne, jasne. - burknął pod nosem. Jednak wstał, naciągnął na siebie spodnie, olewając leżące gdzieś, wczorajsze bokserki i zerknął przez szparę w drzwiach. Czy to źle, że był zazdrosny? To chyba naturalne?
- Shiki-san~! Nie spodziewałem się ciebie w ten piękny, śnieżny dzień~! - paplał wesoło brunet, prosząc gościa do salonu. Zaczęli rozmawiać, niby o interesach, jednak Izaya dbał, by atmosfera cały czas była pogodna. Czuł na sobie wzrok blondyna, jednak uznał, że po prostu sprawdza, któż to przyszedł.
     W Shizuo z każdą sekundą narastała złość. Dlaczego z nim ciągle się kłócił, dlaczego przy nim był tak słodki, że to wyglądało tylko na kolejną jego maskę, a ze zwykłym klientem rozmowa szła mu tak lekko??? Jakoś tak... Naturalnie. Z nim nigdy nie rozmawiał w TEN sposób... Nie tak pogodnie i miło! Może było to irracjonalne uczucie, jednak blondyn czuł, że nie powinno tak być. Chciał, by Izaya był teraz, tu i rozmawiał z nim, nawet o byle czym, ale nie wychodził nieogarnięty z łózka i leciał jak na skrzydłach na spotkanie z jakimś klientem...
     Klientem... Jak to brzmi?! Nie, Shizuo zdecydowanie musiał pozbyć się dziwnych skojarzeń... Mimo to, wciąż się denerwował, spoglądając przez szparę w drzwiach.
     Izaya zachichotał gdy Shiki poklepał go po plecach. Uścisnęli sobie dłonie. Izaya przekazał dokumenty, a na samym końcu klient szepnął mu na ucho gdzie i co ma załatwić. Na szczęście mógł to zostawić na jutro. Dziś mógł być tylko z blondynem. Shiki nieświadomie szedł mu na rękę i do tego dostarczył ciekawych informacji. Kochał manipulować ludźmi, jednak Shiki był dość ciekawym osobnikiem, nigdy nie było wiadomo, czy udało się w 100% czy tylko w 80%. Mimo, że było to denerwujące, Izaya cenił go przynajmniej za to, że jest w stanie go jeszcze jakoś zaskoczyć. Pożegnali się jeszcze raz formalnie i Izaya zaoferował, że odprowadzi go do drzwi.
     Shizuo zagryzł wargę tak mocno, że zaczęły z niej wypływać kropelki krwi. Mentalnie miotał się między wejściem do salonu i zrobieniem awantury, a z drugiej strony machnięciem na to ręką i pójściu do domu. Ręce mu zadrżały, gdy "klient" Izayi szepnął mu coś do ucha.
     Czy Shizuo był chorobliwie zazdrosny? Kto wie? Ale jeśli uważa się kogoś za swojego chłopaka, to ten chłopak nie powinien chyba wyglądać, jakby tak dobrze bawił się z kimś innym? Kiedy tak się dla niego starało, chyba można oczekiwać, że chłopak będzie chociaż starał się wyglądać niedwuznacznie przy innych?
     A może się łudził?
     A z resztą!
     Blondyn przestał przygryzać wargę, zamknął cicho drzwi i ruszył do łazienki. Miał zamiar się przynajmniej opłukać, a potem wyjść. Co z tego, że to Mikołajki i mieli się bawić? Na dziś miał dość.
     Izaya pożegnał Shiki'ego i wrócił do blondyna. Liczył, że znajdzie go w łóżku, ale się pomylił. Aha, słychać szum wody, jego blondynek się myje, czyli... Może sobie na niego poczekać~! A potem będzie mógł go sobie obejrzeć w pełnej krasie~! Oblizał się na tę myśl, siadając na łóżku. Czekał.
     Blondyn włączył wodę na tyle gorącą, że nawet jego parzyło. Jednak nie narzekał. Ta temperatura skutecznie odwracała jego myśli od zagmatwanych spraw jego uczuć. W końcu umył się cały, wytarł dokładnie i nawet nie zastanawiając na tym, co mógłby zobaczyć, gdyby jego wyobraźnia gdzieś go poniosła, wyjątkowo ubrał się we wczorajsze ciuchy. Nie ważne, że pogniecione, czy że nie wziął bielizny. Co z tego? Ikebukuro nie raz widziało dziwniejszych i bardziej zaniedbanych ludzi. Tym razem bez swojego stroju barmana nie powinien się od nich wiele różnić.
     Zostawił swoją świąteczną czapeczkę koło zlewu. Prychnął cicho i wyszedł z łazienki, nawet nie rozglądając się, a zamiast tego wpatrując w dywan, idąc do wyjścia. Piękny prezent na Mikołajki, nie ma co.
- Shizuo? - zdziwił się, widząc takiego blondyna. Był... smutny i... chciał wyjść. - Shizuo!!! - wrzasnął za nim. Podbiegł do niego, tarasując mu wyjście. - Co się stało, czemu nie masz czapki~? Dziś już nie mam więcej klientów, będę cały twój~! - zachęcał go, choć nie był pewien, czy to jakoś podziała. - Shizuo, co się dzieje? - Zmarszczył brwi.
- Hmm? - mruknął w zamyśleniu, po czym podniósł dosyć gniewny wzrok na swojego chłopaka. W sumie nie chciał patrzyć na niego w ten sposób. Jednak to było silniejsze od niego. Dopiero po chwili się poddał i znów zerknął na dywan. Zielony, w czerwone wzorki... - Nic takiego. - Na sekundę zacisnął wargi, zmagając się sam ze sobą, po czym dodał: - Wychodzę. - I chciał znów ruszyć do drzwi.
- Nie. - zaprotestował. - Wyjaśnij, co się stało. Co takiego zrobiłem. Nigdy taki nie byłeś, więc... - czekał na wyjaśnienia i nie zamierzał go puścić. - Mam dla ciebie cały dzień, możemy spędzić mikołajki razem~! - Starał się, naprawdę się starał. Chciał, żeby blondyn był z nim, a tym razem okazuje się, że znów coś robi nie tak. Szybko spławił Shiki'ego, zaprzestał pracy, a tu co? Nadal jest coś nie tak? Co?
- Kiedy ja... - Odetchnął głęboko. On co? Poczuł się zazdrosny, że Izaya tak dobrze dogaduje się z klientem zamiast z nim i przez to chce wyjść? ...Tak, dokładnie. - Nieważne. Jesteś pewien, że chcesz spędzić ten czas ze mną? - rzucił może bardziej złośliwie, niż miał w zamiarze. - Są setki, jeśli nie tysiące osób, z którymi będzie ci ciekawiej niż ze mną, więc może po prostu sobie pójdę. - skwitował.
- Shizuo? - Izaya nie rozumiał, czy blondyn żartuje, czy kpi. - Daj spokój~! - Uśmiechnął się, podchodząc bliżej. - Kto miałby być lepszy od mojego chłopaka~? Nie złość się, cokolwiek zrobiłem, zrobiłem niechcący, przepraszam, dobrze~? Ale mogę cię zapewnić, chcę spędzić ten i każdy inny dzień właśnie z tobą, nikim innym~! - zapewnił go, przytulając się do niego.
- Eh... - Shizuś westchnął, rozluźniając się nieco. - Dlaczego ty musisz być tak nieznośnie słodki? - Popatrzył na niego, już spokojnie, może z lekkim rozżaleniem. - Dlaczego jesteś taki słodki zawsze? Nie mógłbyś być taki tylko dla mnie? - Nachylił się, składając na jego wargach dłuższy pocałunek. Objął go przy tym ramionami. Najchętniej by go nie wypuszczał... Teraz miał ochotę tulić go w ramionach dniami i nocami i najlepiej nigdy nie przestawać. Więc czy to źle, że był tak zaborczy? Czy powinien przestać tak się tym wszystkim zamartwiać?
     Izaya zachichotał słysząc coś takiego.
- Wiesz~! Muszę być miły dla klientów, taka moja praca~! To o to się zezłościłeś? Shizu-chan przecież wiesz, że robię tak od zawsze~!
- Niby od zawsze, ale... Jakoś tak... - Mimo wszystko nie potrafił powiedzieć, że był zazdrosny. - Mniejsza z tym. - westchnął. - Już wyszedł, tak? Teraz nie będzie już więcej takich niespodzianek?
- Nie, nie będzie~! -Uśmiechnął się szczęśliwy. - Ale to i tak słodkie, że jesteś za-zdro-sny~! Tylko lepiej byś wyglądał w czapce~! - Uśmiechnął się, szybko przytulił blondyna i pobiegł do łazienki.
 - ... - Chciał powiedzieć, że wcale nie był zazdrosny, ale zaprzeczanie faktom nie miało sensu. Poczekał, aż Izaya wróci z łazienki i nałoży mu czapkę na głowę, po czym chwycił go za nadgarstek i pociągnął do kuchni. - Zrobię śniadanie. - mruknął, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Mieli jeszcze trochę czasu, a później planował dać mu prezent... Tylko jaki? No właśnie, to był problem. Od początku grudnia myślał nad tym, co będzie odpowiednie dla Izayi na mikołajki. W końcu on nie przepadał za słodyczami... Więc co? No... Jeszcze nie wymyślił. Co teraz?
 - Naleśniki~! - krzyknął Izaya. - Ne Shizu-chan, mam truskawki, zrobisz takie świąteczne naleśniki~?
 - Świąteczne? Co masz na myśli? - Wyciągnął składniki na naleśniki, truskawki i bitą śmietanę. Słuchając odpowiedzi Izayi zaczął mieszać składniki na ciasto.
- No czerwono-białe~! Jak czapka Mikołaja~! - chichotał dalej. Uwielbiał święta, choć po raz pierwszy spędzi je z chłopakiem a nie w pracy...
- Dobra, dobra. - Uśmiechnął się lekko. Optymizm i humor Izayi były momentami zaraźliwe. - Chyba rozumiem... - Zaczął miksować składniki. W trakcie jego i tak już pomięta koszula zyskała kilka plam z ciasta. Jak to dobrze, że nie przyszedł tu w stroju od Kasuki... - westchnął jeszcze raz w myślach. - Przygotujesz truskawki?
- Hai~! - krzyknął i pobiegł do lodówki wyjąć owoce. Jak on uwielbiał Japonię, była zima, za oknami śnieg, a truskawki piękne i czerwoniutkie~!
- Położyłem na blacie. - Uśmiechnął się nieco szerzej, widząc szukającego owych owoców bruneta. - Przecież nie będziemy jedli zimnych. - Podpalił gaz i położył na nim patelnię. Zaczął jeszcze szukać oleju...
- W szafce na dole po prawej~! - odkrzyknął widząc, że blondyn czegoś szuka. - A co do truskawek... Zimne są pyszne~!
 - Mhm, dzięki. - Zajął się smażeniem naleśników. - To może ja usmażę, ty ozdobisz? - zaproponował. Nadal myślami był przy prezencie dla Izayi. Co by mu dać...? Zwierzę mu nie potrzebne, jakieś urządzenia do podsłuchu i inne takie... Przecież nie miało to dotyczyć jego pracy, tylko ich dwójki! Może nowa bluza? Ale on by się nie pozbył tej starej... Hmmm...
- Może być~! Właśnie Shizu-chan~? - postawił na stole miskę z owocami i bitą śmietaną. - Powiedz mi, jest coś, co chciałbyś dostać na święta...? No, poza słodyczami rzecz jasna~! - dodał szybko. Był pewien, że inaczej usłyszałby "coś słodkiego" albo "czekolada".
 - Ee...? - Zaskoczył go. ON, Izaya, informator, też nie mógł wymyślić, co mu dać? Jednak z drugiej strony uszczęśliwiło go to. Nie on jeden został bez prezentu... Naraz przyszła mu do głowy pewna myśl. - Wiesz, naprawdę chciałem słodycze... - Uśmiechnął się, lekko niepewnie. - Ale skoro tak... Wiesz, że wystarczysz ty sam? - Nachylił się i cmoknął go w czoło. - Ja też jeszcze nie wymyśliłem, co ci dać.
 - Shizu-chan~... - jęknął. - Nie mogę ci dać siebie, jurto mam ważne spotkanie... Nie mogę syczeć przy każdym ruchu... rozumiesz? - Popatrzył na niego przepraszająco
- Nie to to mi chodziło. - Pokręcił głową, parskając śmiechem. Jednak nie nadawał się na romantyka, bo nie wyjaśnił już więcej, tylko skupił się na smażeniu.
- No ale... co innego mógłbyś chcieć, Shizu-chan jak chcesz mnie to mogę co najwyżej ci załatwić moją podobiznę z czekolady. - fuknął niepocieszony, ozdabiając naleśnika.
- Kiedy nie o tym mówię... - westchnął cierpiętniczo. Nie chciał mówić takich rzeczy, to po prostu nie było w jego stylu. - O samą twoją obecność dzisiaj mi chodziło, no... - Niebywale mocno skupił się na zastygającym na patelni cieście. - No i że nie musisz mi nic kupować. Ja w sumie też nie wiem, co ci dać. - dodał, przysięgając sobie, że nie spojrzy mu w oczy przez najbliższy tydzień. Żeby gadać na głos takie głupoty, będąc w tym wieku! Gdyby jeszcze był gimnazjalnym wierszokletą, ale TERAZ?!
- No to... w takim razie możesz napisać dla mnie wierszyk i będzie po sprawie~! - zażartował sobie. - Shizu-chan~! Co tak skamieniałeś?
- Nie, nic. I nie będę pisał wierszy! - Przewrócił naleśnika. - Lepiej się zastanów, co byś chciał.
- Ciebie~! - uśmiechnął się zadziornie, jak Shizuo mu odpowiada w taki... nieokreślony sposób to co on się będzie wysilał i coś wymyślał.
- Ty... - Zerknął na niego, ale od razu odwrócił się do naleśnika. Miał nie patrzyć mu w oczy... - Mnie już masz. Wymyśl coś, co mógłbym dla ciebie zrobić. - burknął. Jemu wystarczył Izaya, ale jakoś nie sądził, by Izayi wystarczył tylko on. Na pewno nie w takim kontekście mówił, że "chce jego", zapewne po prostu nie chciało mu się wysilać...
- Shizu-chan ale to prawda... Nigdy nie robiłem i nie dostawałem prezentów na mikołajki, musisz mi jakoś pomóc... - westchnął, postanawiając łaskawie powiedzieć prawdę.
- Hmm... - mruknął. Więc w tym problem? - Zazwyczaj to po prostu jakaś rzecz... Na mikołajki dostaje się drobne rzeczy, dopiero na gwiazdkę coś dużego. Przynajmniej ja tak miałem... Wiesz, podam ci przykład, na trzecie mikołajki Kasuki dostał ode mnie pluszowego misia... Na dziewiąte książkę fantasy, na dziesiąte dołożyłem mu pieniędzy, żeby mógł sobie kupić kamerę... Takie rzeczy, które chciałoby się dostać, a jakoś jeszcze się ich nie kupiło, albo wykonanie czynności, których normalnie nie chciałoby się robić... Masz już jakiś pomysł? - Właśnie zauważył, że przypiekł ciasto za mocno. No cóż, zamyślił się...
- Shizu-chan, to to wiem~! - zachichotał. - Nie mam tylko pojęcia co by tobie sprawiło radość, nigdy nie bawiłem się w mikołaja, przecież wiesz~!
- Mhm. - Już sam nie wiedział. Co chciałby dostać? - Nie oblałbyś się czekoladą, nie? - Spytał bez większej nadziei, jednak uśmiechając się pod nosem.
- Wtedy to na pewno jutro nie mógłbym usiąść. - burknął. - Naprawdę nie ma nic nie związanego z moim ciałem czego byś chciał~? Nie wiem poduszka, misiek, film... cokolwiek. - westchnął.
- Już ci mówiłem, że mogę się powstrzymać. - westchnął. - Poza tym... Nie wiem. Chyba nie ma takiej rzeczy... - Przeczesał włosy palcami, zastanawiając się. - Może... - Zagryzł wargę. Nie, odpada. Izaya nie chce słyszeć o niczym, co byłoby związane z nim... Więc co? Jakimś specjalnym materialistą nie był... - Wiesz co, to nie tak, że muszę coś dostawać. Jeśli chodzi o mojego brata, to taka tradycja, że coś sobie dajemy, ale nie jestem specjalnie przywiązany do prezentów. - Wzruszył ramionami. - Poza tym, wciąż nie powiedziałeś, co ty chciałbyś dostać.
- Może co? - podchwycił licząc, że jednak jego chłopak wymyślił coś ciekawego.
- Nie, to nic ważnego. - Wzruszył ramionami. - Myśl lepiej nad swoim prezentem.
- Nie, masz powiedzieć, chcę ci coś dać, mów nawet jeśli to głupie~!
- Nie, to tylko... Bo chciałem, żebyś chociaż dał mi się nakarmić... Coś jak złamanie twojego zakazu, tylko, że nic cię nie będzie bolało. Ale wiem, wiem, głupie... - W ogóle nie w moim stylu, jak zresztą sądzisz - chciał dodać, ale sobie odpuścił. - Więc... No nie wiem, może jakąś książkę? Albo zapas papierosów? To raczej, z takich potrzebnych rzeczy... - Już nie wiedział, czy głupsza była ta pierwsza propozycja, czy te kolejne.
- Nie kupię ci tego cholerstwa żebyś mi się truł. - zaprotestował, ustawiając udekorowane naleśniki na stole. - Nakarmić, mówisz~! - Uśmiechnął się. - No to siadaj~!
- Mogę? - spytał, zdumiony, ale usiadł i uśmiechnął się. - To nawet lepiej, w końcu moją "trutkę" sam mogę sobie kupić.
- Zabraniam. - fuknął. - Masz mi się nie truć... Ne Shizu-chan, może ja ci po prostu w ramach prezentu opłacę terapię antynikotynową~! - zażartował sobie, wiedział, że to był najgorszy prezent jak dla Shizuo.
- Jeszcze czego. - warknął, ale zaraz się uspokoił. Niesamowite, jaki z niego spokojny człowiek, odkąd jego największy problem zniknął. No, od czasu do czasu wybuchał, to nie tak, że zawsze był taką ostoją spokoju... - Lepiej już siadaj.
     Izaya zachichotał i posłusznie usiadł mu na kolanach.
- Wiesz, że mogłeś poprosić i bez okazji pozwoliłby ci się nakarmić~! - zachichotał raz jeszcze. - Chyba, że byłbym w pracy, wtedy byłoby dziwnie~!
- Niby wiem. Ale dzisiaj mimo wszystko jest jakoś specjalniej. - Odkroił kawałek naleśnika i podał do ust Izayi. Zrobił tak jeszcze z paroma, ale przy którymś kawałku z kolei, gdy Izaya chciał zjeść podawany mu kawałek, szybko zabrał mu go sprzed nosa. Zaśmiał się cicho. Chciał się trochę podroczyć, no...
- No hej! - warknął, jakby to naleśnik mu zawinił i wysunął głowę w przód, próbując złapać śniadanie.
     Blondyn odsunął rękę nieco w bok, patrząc z rozbawieniem na swojego chłopaka. W końcu to było zabawne, wyglądał na tak wzburzonego samym tylko jedzeniem.
- Shizu-chan~! - jęknął żałośnie. - Weź coś zrób, ten naleśnik mi ucieka~! - zrobił proszące oczka i popatrzył na niego trochę naburmuszony. A niech Shizuo ma trochę zabawy, ten jeden raz może się poświęcić.
- Hahaha! - Zakrył usta i śmiał się tak jeszcze chwilę, nim się uspokoił. Dopiero wtedy podłożył Izayi naleśnika do ust. - On przeprasza, obiecał dać się zjeść. - stwierdził z uśmiechem, patrząc na słodką minkę swojego chłopaka. W sumie to ten miał dać się zjeść, ale... Zabawa jeszcze się nie skończyła, nie?
- No to mu wybaczę~~! Był pyyszny~! - zaśmiał się, gdy tylko przełknął jedzenie. - Ne Shizu-chan, a ty nie jesz~?
- Hmm? Nie, na razie nie jem, wolę karmić ciebie. - odpowiedział wesoło.
- Ale też masz coś zjeść, czeka nas ekscytujący dzień~! - zapewnił szybko, chwytając jego widelec. - No to powiedz aaa~!
- No nie... W ten sposób? - burknął, ale zaraz przewrócił oczami i otworzył usta. - Aaa!
- Haha~! - ucieszył się. - Wiesz Shizu-chan nie chciałeś jeść to trzeba było ci w tym pomóc~! - Uśmiechnął się słodko. - Wiesz, tak mi się przypomniało... Namie powinna zaraz przyjść~!
- To co? - mruknął, chociaż znał wniosek. Jakby Izaya nie mógł jej wygonić... - Więc... Co zamierzamy z tym zrobić? - Przekrzywił głowę, wyczuwając, że Izaya prawdopodobnie ma w tym jakiś plan.
- Będę miał dobry dzień i dam jej wolne~! - odpowiedziałem wesoło. - Ale zastanawiam się czy nie obrazisz się za to, że uśmiechnąłem się do jakiejś kobiety~! Nie obrazisz co~? - zapytał, przytulając się do blondyna. W tej samej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. - Nie obrazisz~?
- Nie obrażę, nie obrażę... W końcu to kobieta. - dodał już bardziej do siebie. - No idź i daj jej to wolne...
- A to nie byłoby normalne gdybym zakochał się w kobiecie? - zapytał zdziwiony. - Może tego nie wiesz Shizuś, ale normalnie to tak właśnie działa~! - westchnął, wstając. - No to poczekaj chwilkę zaraz wracam~! - Cmoknął go w nos i zachichotał.
- Normalne dla innych, a ty... to ty. - skwitował tylko, patrząc za nim. Już siedział cicho i popatrzył tylko, jak ten idzie do drzwi, by odprawić sekretarkę.
- Ho ho ho Namie-san~!!!- wykrzyknął sprawiając, że sekretarka podskoczyła i instynktownie cofnęła się o krok. - Postanowiłem, że dziś będę dla ciebie łaskawy~... Idź spędzić ten cukierkowo-brodowo-czepkowy dzień ze swoim bratem, papa~! - Uśmiechnął się i zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
     Blondyn mimowolnie uniósł kącik ust i pokręcił głową. No serio... Bardzo miłe jest zatrzaskiwanie drzwi. Bardzo... Ukroił sobie naleśnika i zaczął powoli jeść, zastanawiając się nad czymś.
- I jak? Dobrze sobie poradziłem czy też jesteś o coś zazdrosny? - zapytał, wdrapując się blondynowi na powrót na kolana, no przecież nie skończyli jeszcze śniadania.
- Nie, nie mam o co. To tylko Namie, nie? - mruknął jakby nigdy nic i umazał kawałek naleśnika w soku truskawkowym, po czym najpierw umazał mu czubek nosa, a potem dopiero przyłożył mu go do ust. Szkoda, że nie było to bardziej widoczne... Izaya wyglądałby jak klaun. Shizuo uśmiechnął się pod nosem na tę myśl.
- Tak... Tylko Namie. - przeciągnął sylaby, ze zdziwieniem wpatrując się w pojawiający się zagadkowy uśmiech blondyna. - Coś sobie znów pomyślał! - popatrzył na niego podejrzliwie.
- Ja? Skąd, nic... - Przesunął ciastem z truskawkami po jego ustach, ale zamiast dać mu to zjeść nachylił się i oblizał lekko jego dolną wargę. - Absolutnie nic, a co? - Znów podał mu naleśnika. - Zresztą jedz lepiej zamiast tyle myśleć...
     Izaya spojrzał na niego podejrzliwie i niepewnie ugryzł naleśnika. Rano Shizuo miał focha, teraz jest taki... Co się działo?
- Niczego tam nie dodałem... - zapewnił i wytarł mu nos z truskawkowego sosu. Nic nie mógł poradzić, że rozbawiło go to odprawienie Namie i wizja Izayi-klauna... O ile nie mieli mieć więcej gości powinno się to utrzymywać... - Planowałeś więcej gości na dziś?
- Nie planowałem nawet jednego. - przyznał. - Choć jestem przekonany, że jeszcze ktoś tu wpadnie. - westchnął. Erika co roku wpadała do niego niby przypadkiem, razem z resztą ekipy. Głównie po to by sprawdzić, czy on i Shizuo NA PEWNO nie są razem. - Może Erika będzie się chciała wprosić... - dodał po namyśle.
- Chrzanić to, nie otwieraj drzwi. - stwierdził odrobinę niecierpliwie. Jeszcze tu tej małej brakowało. - I co jeszcze, może Shinra z Celty? Albo kolejny klient? Dziś cię rezerwuję... - Zmarszczył brwi. No, prezentu w łóżku nie mógł mu dać, to znajdzie inny pomysł, nieważne, ważne, że nie chciał nieproszonych gości... W tym momencie zadzwonił jego telefon, więc sięgnął do kieszeni, przy okazji macając tyłek Izayi. No tyle to chyba mógł.
     Izaya uśmiechnął się niemrawo. Powinien chronić tyłek... Z drugiej strony może jednak przecierpiałby jutro z obolałym, ot tak, bo mikołajki i musi dać Shizuo prezent. Przytulił się do jego torsu chcąc posłuchać rozmowy.
     W końcu blondyn wyciągnął urządzenie i spojrzał na wyświetlacz. Kasuka. No tak, właściwie kogo innego się spodziewał w Mikołajki? Przyłożył telefon do ucha i wysłuchał krótkich, ale treściwych życzeń swojego brata. Uśmiechnął się lekko, mimo woli i również złożył mu kilka, po czym zapytał o plany, na co dostał odpowiedź, że będzie miał parę wizyt na kilku kanałach. Zadowolony z tego powiedział tylko, że trochę się ponudzi. W końcu pożegnał się i rozłączył, nie chcąc zajmować mu czasu.
     Izaya popatrzył na niego z miną "błagam nie".
- Czeka nas maraton z wywiadami twojego brata na wszystkich stacjach prawda?  
    Shizuo patrzył na niego chwilę w milczeniu, aż postanowił się odezwać.
- Nie. Zgram sobie, marudo... - burknął i włożył sobie kawałek naleśnika do ust. Chyba już starczyło tego śniadania... - Najadłeś się?
- Hurra~!!! - Ucieszył się cmokając blondyna w pełne usta, przy okazji zlizując mu sos truskawkowy z twarzy. - Tak, najadłem możemy coś porobić~ - Uwiesił mu się na szyi i odchylił mocno w tył. - To co byś chciał? - zamruczał oplatając go nogami w pasie.  
- Na początek możemy gdzieś wyjść, zapaliłbym przy okazji. - zauważył wesoło i ściągnął jego nogi ze swoich bioder. Niepotrzebna pokusa. Mogliby... No, pomyślmy, zrobić cokolwiek, właściwie... Dziś był otwarty na propozycje.
- Do~brze a gdzie mnie zabierzesz? - zapytał, siadając już normalnie i uśmiechając się przymilnie.
- A gdzie chciałbyś iść? - spytał, nie do końca wierząc, że Izaya nie ma ochoty na jakieś konkretne miejsce w tej chwili. - Teoretycznie można by się zwyczajnie przejść po mieście... Albo bo ja wiem... - Zastanowił się, na co sam miałby ochotę. - Ja bym w coś pograł... Kto wygra na większej ilości automatów, czy coś... Albo... Nie wiem. - zamyślił się, szukając jakichś miejsc, gdzie mogliby pójść.
- Hmmm... Co powiesz na rundkę po automatach jak za licealnych czasów, a potem kubek gorącej czekolady na Tokio Tower? - zapytał już sobie planując jak cudny widok będą mieć z góry.
- Mhm, to już lepiej brzmi. - zgodził się i wstał, podtrzymując go pod pachami w powietrzu jak dziecko. Z jego siłą to nie było trudne, a mógł sobie pozwolić na tę małą wredność. - Chcesz iść teraz? Czy lepiej wziąć jeszcze prysznic po tej nocy?
- Prysznic - Sapnął komunikując swoje potrzeby. - Z Shizu-chan'em... W świątecznym żelu~... - dodał, żeby nie było niedomówień. 
- Jasne, jasne... - Postawił go na ziemi. - Ale wiesz, ja już brałem prysznic... Chyba będziesz musiał poradzić sobie beze mnie. - stwierdził po prostu, skrywając rozbawiony uśmiech. Mniej kuszenia więcej wytrzymywania...
     Izaya odburknął coś i naburmuszony zszedł z blondyna. Chwilę później Shizuo widział jak informator z nadętymi policzkami, nadal coś burcząc pod nosem i ciągnąc za sobą niechętnie ręcznik idzie do łazienki.
     Blondyn odetchnął cicho i przeczesał włosy palcami. No cóż... Chodził we wczorajszych rzeczach, czy to już liczyło się jako pobrudzenie?
     Wredny, mały manipulant...
- Można? - Przystanął w progu łazienki, spoglądając na rozbierającego się bruneta. Blade plecy, płaski brzuch i... Nieważne... - Jak można to jednak odświeżę się jeszcze raz... - zamknął za sobą drzwi.
     Izaya uśmiechnął się zwycięsko i pociągnął blondyna za ramię zaraz go rozbierając. Wyrzucił przepocone ciuchy do kosza z praniem. Jutro Namie to przepierze.
- Zawsze można, Shizu-chan. Dla ciebie zawsze. - Cmoknął go lekko w usta.
- Mówiłem ci już, że jesteś małym manipulantem? - spytał go całkiem poważnie, dając się rozbierać, choć jak o spodnie chodziło, wolał to zrobić sam. Przynajmniej dziś. Zsunął jeszcze z niego pozostałe na Izayi bokserki i skierował się pod prysznic. Samokontrola wcale nie była taka trudna... Dopóki Izaya go nie kusił było w porządku. Puścił wodę, zamykając za nimi drzwiczki kabiny.
- Tylko mały? W takim razie musimy to naprawić~... - mruknął przeciągając ręką po wyeksponowanej nodze, później po biodrze i brzuchu. - I jak... nadal mały?
- Nie wiesz, że jak się nie uspokoisz będziesz miał więcej, niż mały problem? - Uśmiechnął się lekko i z zaskoczenia oblał go ciepłym strumieniem wody. - To za karę. - zaśmiał się, widząc jak Izaya jest zmuszony przecierać oczy.
- Cóż... Mokry bardziej kuszę~... - Wzruszył ramionami i przysunął się do blondyna ocierając się o niego lekko. - I jak ci się podoba taki Izaya~?
- Grabisz sobie... - parsknął, kręcąc lekko głową. Skąd, bo wcale nie zauważał tych kropelek wody spływających z jego ramion po łuku pleców i niżej na... Cholerny manipulant!!! - Myj się lepiej, a nie... - Wziął żel z półki i oblał lekko jego ramiona i tors.
     Izaya powąchał a stwierdziwszy że pachnie jak kwintesencja słodkich świąt pozwolił się namydlać dalej. Pomrukiwał sobie z przyjemności, gdy Shizuo gładził co wrażliwsze miejsca.
     Blondyn sięgnął w końcu po gąbkę i obrócił go nieco, tak by umyć mu plecy. Nie dość, że manipulator, to jeszcze wykorzystywał go do mycia się... Nie żeby mu to przeszkadzało, biorąc pod uwagę, że zwykle sam na tym korzystał. Z pewną premedytacją, opłukawszy gąbkę przesunął po jego pośladkach - je też w końcu trzeba umyć - i zsunął się na uda, zawzięcie go namydlając. Sam teraz pachniał jakoś dziwnie słodkawo.
- Masz rację~... - przytaknął, wypinając się trochę bardziej i eksponując swój tyłek. - Wyczyść dobrze, w końcu to ty najczęściej go używasz~...
- Dbanie o swoje interesy, tak by to można nazwać z mojej strony. Ale z twojej... Ty lepiej dbaj o swoje bezpieczeństwo. - Wyprostował się i pocałował go krótko. Miał już całe ręce w pianie. Mimo to sięgnął znów do jego pośladków, mrucząc cicho, obmywając go z pozostałości poprzedniego wieczoru.
- Dla mnie to się nazywa ułatwianie chodzenia... - mruknął dając się macać, w końcu... to tylko Shizuś.
- Ułatwianie? Z której strony, jak po fakcie jest chyba trudniej...? - mruknął, przesuwając palcem po jego wejściu. Niby mógłby myć go tam dalej, ale chyba Izaya posądziłby go o sprośne myśli, no więc znów przeniósł się na jego uda.
- Ale nie czuję tego dyskomfortu jakby mi ktoś coś wsadził do tyłka... Do tego się wylewa i moczy bieliznę. - Wykrzywił się z niesmakiem.
- Sugerujesz, że mam zacząć używać gumek, dobrze rozumiem...? - Przykucnął, kończąc na jego łydkach i kończąc niemal mycie ogólnie. Izaya cały był w mydle. Sięgnął po słuchawkę prysznicową i zaczął go oblewać.
- Jeśli nie robi ci to różnicy~... - mruknął przeglądając się w szybie prysznica, - Jak klimatycznie~... - zamruczał. - Wyglądam jak mały bałwanek~!
- Różnicę robi, więc zależy, jak tego chcesz... - Zaczął go opłukiwać mocnym strumieniem wody. Powstrzymał się od złośliwego komentarza. - Bałwanek nam stopniał... Za to pachniesz jak mój deser. - mruknął, wąchając powoli jego szyję po wyłączeniu wody na chwilę. Jeszcze nie spłukał go do końca.
- No cóż nastała odwilż to i bałwanki topnieją. - westchnął, spoglądając smutno na odpływające mydliny. - Robi różnicę? W takim razie nie kłopocz się. - Cmoknął go w policzek. - To dobra okazja, żebyśmy częściej to robili w wannie... albo pod prysznicem. - Uśmiechnął się wesoło.
- Ok... Zgadzam się. - potwierdził i objął go w biodrach, przesuwając czubkiem nosa po skórze na jego szyi. W końcu nic takiego nie robił, a Izaya naprawdę pachniał jakoś tak słodko...
     Izaya instynktownie wtulił się w niego plecami czując ciepło. Policzek kilka razy otarł o rękę blondyna by w końcu wygodnie się na nim ułożył i tak sobie stał.
- Shizuś... Słuchaj. - westchnął. - Jak obiecasz to zrobić delikatnie to możemy nawet dzisiaj...
- Jak będę się starał nie powinno boleć... - mruknął potwierdzająco, zanim zdołał w ogóle przypomnieć sobie, że mieli tego nie robić tak czy inaczej. Cmoknął go w odsłonięty kark i zsunął się niżej po szyi, aż w końcu zatrzymał się i odetchnął. - Ale nie teraz, na razie mieliśmy iść na miasto. - przypomniał, trzymając się tej myśli. W końcu to było ważniejsze.
     Izaya uśmiechnął się krzywo rozbawiony postawą Shizuo.
- Zakręć wodę, wytrzemy się. Umowa jest taka... - Stuknął go palcem w pierś. - Ty bierzesz suszarkę i wysuszysz mi włosy, ja ci zrobię dobrze, co ty na to~? - A gdyby Shizuo chciał oponować dodał: - I tak musimy trochę obeschnąć po kąpieli, inaczej się przeziębię.  
- No to fakt, wyschnąć trzeba... - westchnął i cmoknął go w usta. - Nie dość, że manipulant, to kusiciel. Dobra. - Odłożył słuchawkę prysznicową i otworzył drzwiczki parnej łazienki, po czym szybko przyniósł mu ręcznik. On nie zachorowałby od tego zimna, Izaya już tak. Narzucił na niego materiał i dopiero wtedy sam obwiązał się ręcznikiem.
- Mhm... - zamruczał, pozwalając wytrzeć się blondynowi. Udawał, że nie czuje się wybitnie zmacany przez ręcznik. Pociągnął za sobą blondyna do salonu. - Masz suszarkę? - rzucił popychając go na kanapę.
- Mam, mam. - Zapewnił, pokazując mu urządzenie zabrane podczas wychodzenia. Uśmiechnął się do niego kącikiem ust. - Tylko jeszcze ktoś ją musi podłączyć, więc pozwól... - Sięgnął za fotel i dopiero gdy ją podłączył, usiadł z powrotem.
     Izaya przewrócił oczyma i uklęknął na dywanie. Na ramionach nadal miał ręcznik.
- Cóż, pokaż mi jak bardzo mój tyłek cierpi~... - Zachichotał, zaczynając poruszać ręką po przyrodzeniu blondyna.  
     Blondyn mruknął cicho i włączył suszarkę. To nawet było wygodne, bo nie było słychać jego mruczenia, zlewał się z pomrukiem urządzenia. Zabrał się za suszenie włosów bruneta, czując, jak zostaje pobudzony, co nieco go dezorientowało. Musiał się skupiać na tym, co robił, żeby jeszcze przypadkiem nie poparzyć go zbyt gorącym powietrzem, czy coś.
- I jak? Przyjemnie~...? - zapytał, nadstawiając głowę tak by gorące powietrze dmuchnęło w przyrodzenie blondyna. Poruszał dalej ręką, zauważając, że 'suche' ruchy nie dość, że są niewygodne dla niego to jeszcze nie sprawiają blondynowi takiej przyjemności. Wziął więc czubek jego przyrodzenia do ust, później śliniąc też trzonek.
- Mhm... - Drgnął lekko, czując jego usta. Przeszedł go przyjemny dreszcz, przez co znów ciężej się było skupić. Wplótł dłoń w jego włosy, zaraz jednak tylko je susząc. Jaka szkoda, że one nie mogły zrobić się teraz suche ot, tak.
     Izaya popatrzył na blondyna od dołu uśmiechnął się i zaczął lizać go mocniej. Co jak co, ale Shizuo musiał to docenić.  
     Ten mimowolnie zacisnął lekko usta, a potem je otworzył, pozwalając sobie na ciche sapanie - zagłuszane przez suszarkę - i nieco zamglony wzrok. Znów wplótł palce w jego włosy, susząc je, a jednocześnie gładząc go po głowie i przyciskając lekko. Co tu dużo mówić, Izaya zawsze wiedział, jak najlepiej sprawić mu przyjemność tym sposobem...
     Izaya poruszał szybko głową biorąc go najgłębiej jak tylko potrafił. Starał się nie uśmiechać słysząc sapnięcia, nie suszarka wcale ich nie tłumiła tak mocno. Uwielbiał gdy blondyn sapał więc starał się coraz bardziej.
     Heiwajima poruszył nieco niecierpliwie biodrami, w pewnym momencie zamiast kończyć suszenie kładąc tylko rękę na podłokietniku. Specjalnie długo mu to nie zajęło, już było mu tak cholernie przyjemnie, że sam nie wiedział, czy chce skończyć, czy wolałby tak dłużej. Wpatrywał się w czarne kosmyki dość tępo, posapując trochę.
     Izaya nagle przerwał, spoglądając dumnie na swoje wyprężone wielkie dzieło. Aż gwizdnął z podziwu. Przeniósł rozbawiony wzrok na rozochoconego blondyna.
- Coraz lepsze widoki~... - mruknął do siebie, a na głos dodał. - Na twarz czy do ust Shizu-chan?
     Blondyn otworzył usta i zamknął je na chwilę, czując się idiotycznie. Było mu na swój sposób gorąco i przyjemnie, więc czy to była jakaś różnica...?
- Obojętnie... - mruknął w końcu, czując lekkie pulsowanie w tym konkretnym miejscu. Jakkolwiek to wyglądało nie mógł oderwać wzroku od bruneta.
- Nie, któreś musisz woleć. - mruknął chrapliwie brunet przesuwając najpierw nosem, potem policzkiem po dumie Shizuo. - Jakie ciepłe~... - zauważył, łapiąc ją w ręce.
- Na twarz. - mruknął, czując, że chyba krew uderza mu nieco do głowy. - Najwyżej jeszcze raz cię umyję... - dodał mrukliwie. "Zresztą cokolwiek, byle szybciej..." przeszło mu przez myśl.
     Izaya pokiwał głową na znak, że zrozumiał i zabrał się do lizania trzonka na górze, pobudzając go ręką. Zjechał na jądra.
   Blondyn wydał z siebie ciche mruczenie. Chciał wyłączyć suszarkę, ale na wszelki wypadek ją zostawił. Tak do zagłuszania. Przez chwilę spróbował wrócić do suszenia jego wciąż lekko wilgotnych włosów, ale poddał się, czując jego usta niżej. Drgnął nerwowo, widząc, jak powoli coś chce się z niego wydostać. Nie miał tylko dziwnie ochoty, żeby cokolwiek mu na ten temat powiedzieć.
     Izaya oderwał się zdziwiony od blondyna gdy tylko Shizuo zadrżał a z czubka wytrysnęło coś białego... brudząc przy tym nie tylko twarz ale i włosy.
- Wyłącz suszarkę... - mruknął. W końcu i tak teraz musi znów umyć włosy. - Ho ho ho~... Białe święta nie ma co~! - zachichotał, dotykając swoich włosów rękoma i przyglądając się białej mazi na swoich palcach.
     Heiwajima szybkim ruchem wyłączył urządzenie i odłożył je na podłogę, po czym nachylił się nad swoim chłopakiem, by cmoknąć go krótko w usta. Otarł jego policzek, niestety tylko rozmazując bardziej. Mimowolnie się uśmiechnął, zadowolony i rozluźniony.
- Mhm, całkiem ci do twarzy. - mruknął wesoło. Najchętniej zrobiłby mu zdjęcie, ale pewnie Orihara zaraz by je usunął. - To co, druga kąpiel...?
- Uważaj bo zaraz sprawdzimy czy tobie nie będzie. - mruknął strasząc go i wstał z klęczek. Wytarł brudne palce o policzek Shizuo i ruszył do łazienki. - Tak~ Znów mnie będziesz musiał wysuszyć~...
- No to akurat ciekawe... - parsknął i nic sobie nie robiąc z słów Izayi poszedł za nim do łazienki. Przemył policzek, po czym wziął znów słuchawkę prysznicową, wsadzając Izayę pod prysznic. - Tym razem mycie włosów raz...
- I twarzy... - mruknął jeszcze i szybko zamknął usta i oczy wstrzymując oddech. Shizuo nie miał litości i chciał go zatopić.  
- Jeszcze moment. - Opłukał już niemal całą jego twarz, zaraz ciągnąc go lekko, żeby się pochylił i zabierając się za płukanie jego włosów. Teraz już brunet mógł oddychać, więc nie musiał się o to martwić. Wyłączył na chwilę wodę, żeby oblać je szamponem i zacząć myć porządnie, choć nie robiąc krzywdy.
- Najpierw chcesz mnie utopić a teraz zmusić do płaczu! - Zaczął awanturować się rozbawiony, gdy Shizuo nieumyślnie namydlił mu piany koło oczu. Delikatnie zebrał pianę i dmuchną nią w Shizuo.
- No jasne. Wszystko dlatego, że przy mnie nie płaczesz... Właśnie. - Zatrzymał się, unikając piany i popatrzył na bruneta. - Izaya, ty w ogóle potrafisz płakać? - zadał głupie pytanie, chociaż naprawdę nie pamiętał płaczącego Izayi.
     Izaya popatrzył na niego spod byka, ale gdy zobaczył że Shizuo wcale nie udaje i jest autentycznie ciekawy lekko zbaraniał.
- Jasne, każdy płacze choćby wtedy gdy z zimna szczypią oczy, albo gdy ktoś ci naleje w nie szamponu... Ty nie?
- No to łzawią, ale to nie płacz... Mam na myśli taki płacz ze smutku czy w ogóle "bo tak"... - Wrócił do mycia mu włosów, czy bardziej formowania ich na jego głowie za pomocą gęstej piany.
- Nie wiem... - Zamachał rękoma by utrzymać równowagę gdy Shizuo szarpnął go w tył. - Nie pamiętam... dawno tego nie robiłem... A ty Shizu-chan? Chłopaki nie płaczą a co z potworkami~?
- Jestem tylko człowiekiem, też mi się zdarza. - potwierdził, w myślach komentując, że najwidoczniej taki kleszcz nie ma smutków dostatecznie wielkich, żeby płakać. Zresztą on sam dawno takich nie miał... I to bardzo dawno. Sięgnął po natrysk, opłukując ręce i znów każąc mu lekko się schylić. Zaczął mu opłukiwać głowę, zasłaniając oczy przed pianą.
     Izaya czuł słodki i lekko chemiczny zapach... Mimo wszystko bardzo słodki.
- Shizu-chan... - zaczął zaraz wypluwając wodę z mydlinami jaka dostałą mu się do buzi. - Czy... to... twój... budyniowy... szampon? - zapytał spokojnie, starając się ukryć poirytowanie. Jak on, wielki bóg całego Tokio może pachnieć budyniem?
- A wiesz, że nie wiem? - Zerknął na szampon, którego użył, gdy sam skupił się na zapachu. Aha, nie dało się go pomylić. - No, mój. Pasuje do twojego świątecznego żelu, nie sądzisz? - Skończył płukać ostatnie ślady piany i opryskał mu twarz z opłukiwanej piany. W końcu odłożył słuchawkę prysznicową i wyszedł po ręcznik.
     Informator poruszał chwilę nosem jak królik po czym wzruszył ramionami i poszedł za Shizuo. Dziś i tak będzie się jeszcze kąpał i to z siebie zmyje, a jak nie dziś to jutro.
     Blondyn okrył go ręcznikiem i wytarł, potem znów wytarł siebie.
- Dobra, a teraz ubierz się, wysuszę ci te włosy i idziemy. - zapowiedział, samemu zmierzając do wyjścia, by się ubrać w nowe ciuchy.
- Dobrze~... Ale nie licz na powtórkę z rozrywki~! - zapowiedział wesoło podskakując w stronę pokoju.
- Wiem, wiem... Zresztą chyba do końca dnia utknęlibyśmy w błędnym kole, brudziłbym cię, mył, suszył włosy... Jeszcze mieliśmy wyjść. - Ubrał nową bieliznę i jakieś swoje jeansy z szafy. Tym razem posadził Izayę, przystanął za fotelem i dopiero wtedy zaczął suszyć czarne kosmyki.
     Izaya zamruczał czując ciepły powiew.
- Masz rację, choć pewnie dla ciebie to wcale nie byłaby taka zła perspektywa co? - zagadnął. Chwycił za pilota i włączył telewizor. - Jeśli tylko nie będziesz kazał mi oglądać do końca to... Masz. - zatrzymał na kanale z Kasuką. - Tylko dopóki suszysz. - zastrzegł.
- Nie byłaby, chociaż mam jakoś ambitniejsze plany na południe. - Zerknął na telewizor i uśmiechnął się lekko. Co mógł poradzić, uwielbiał oglądać swojego brata w akcji... - Resztę sobie nagram...
- Do~brze. - Izaya podciągnął nogi pod tyłek i usiał na fotelu jak grzeczny uczeń na fuutonie. Czekał aż jego włosy wyschną... A gdyby przez Shizuo schły za długo... Nogi dadzą mu znać, że drętwieją.
     Blondyn przeczesywał jego włosy palcami, susząc i jednocześnie starając się wsłuchiwać w występ swojego brata. W końcu wyłączył suszarkę. Były niby nieco wilgotnawe, ale jakoś nie mógł ich wysuszyć bardziej...
- Jeszcze chwila i będą w porządku. Możesz się ubierać do wyjścia.
- Jak będę chorował to będziesz się mną opiekował. - wskazał na blondyna palcem. Czuł, że jego włosy są jeszcze wilgotne. - A musisz wiedzieć, że jestem wyjątkowo marudnym i wkurzającym pacjentem~... - wymruczał złośliwie wstając z fotela.
- Dobra, dobra. Załatwię ci środki nasenne i będziesz się regenerował. - zapewnił, nieco rozbawiony i sięgnął po pilota. Tak naprawdę liczył, że zanim Izaya się ubierze włosy zdążą mu doschnąć. Zabrał się za grzebanie w nagrywarce, żeby wszystko się nagrało.
- Tak to nie ma. - Nadął policzki. - Będziesz musiał mnie doglądać i poprawiać poduszkę i dbać, żeby mi było ciepło i żebym miał chusteczki, i ciepłe picie, i gotować mi obiadki, i nie wymagać ode mnie aktywności fizycznej, i być przymnie... W sumie choroba to dobry pomysł. - stwierdził kierując się do sypialni po swoje ubrania.
- Nie próbuj chorować celowo! - zawołał za nim, kończąc z ustawieniami. Spojrzał jeszcze na relację na żywo ze swoim bratem. Ten to się dopiero wczuł... I męczył, na gust Shizuo, on sam by się męczył... Kasuka był w swoim żywiole. Chociaż szkoda, że nie mógł spędzić tego czasu ze swoją drugą połówką... W przeciwieństwie do swojego starszego brata. Wyłączył telewizor i poszedł do Izayi. Podszedł od tyłu, przytulając go w pasie.
- Co jest... - Izaya zdziwił się, gdy wciągając koszulkę poczuł na skórze ciepłe ręce. - Shizu-chan? Co cię wzięło na czułości? Kasuka coś powiedział~...?
- Nie... Tak tylko. - Przesunął nosem po jego karku i cmoknął go lekko. - Pachniesz jak budyń i słodycze. - zauważył, całkiem z tego faktu zadowolony. Przeczesał jego włosy palcami. Były suchsze. Odsunął się lekko. - No dobra, możesz się ubierać. - Sam wyjął świąteczny sweter i koszulę i naciągnął na siebie.
     Izaya nie całkiem jeszcze ubrany podszedł do blondyna i nacisnął na głowę renifera będącego na swetrze Shizuo. Wbudowany mechanizm zaczął grać jakąś świąteczną melodyjkę. Izaya zaklaskał rozbawiony. - Uwielbiam święta~!!! - Przytulił się do ramienia blondyna. - Zwłaszcza z tobą~...
- Oo, nawet ty robisz się ckliwy dzisiaj... - Puknął go lekko palcem w nos, uśmiechając się lekko. Cmoknął go w policzek i poprawił rękawy. - No, ubieraj się, bo salony zamkną. - popędził go, podchodząc z nim do jego szafy i wybierając mu brakujące ciuchy.
- A po co nam jakieś inne salony? - Zdziwił się idąc z Shizuo do szafy. - Nasz jest tylko nasz i otwarty całą dobę~...
- Salon gier kleszczu, salon gier. - Popukał go knykciem w głowę. - Ta muzyczka... A może to ja zbyt zawróciłem ci w głowie, ale to nie jest powód, żeby nie pamiętać, gdzie idziemy, nie? - Podał mu ciuchy. - No, ubieraj się...
- Może i tak~... - zamruczał zabierając swój podkoszulek, a później wciągając na siebie gruby wełniany sweter. Nieco tylko za duży. Uśmiechnięty pomachał do Shizuo pokazując mu, że rękawy są za długie.
- To zmień na mniejszy... - westchnął i wyszukał mu inny. - Ten? - Ściągnął z niego zbyt obszerny sweter i naciągnął ten nowy. Świetnie, pasował... - No, to zakładaj resztę i do wyjścia. - pospieszył go.
- Nie! - zaprotestował zakładając ręce. - Ja chcę tamten! - zaczął wykłócać się jak dzieciak. - To był prezent od Shizusia~...
- Ale za mały na to jesteś... Może jak podrośniesz. - mruknął, wiedząc, że to niemożliwe. Jego wina, że zażyczył sobie w zeszłym roku jego sweter...? - No zostań w tym, wygodniej ci będzie. - starał się go przekonać.
- Nie - Uparł się- Tamten jest lepszy... - burknął. - Pachnie Shizu-chan'em. - Złapał sweter za rękaw i zaczął go ciągnąć w swoją stronę.
- Jak wolisz... - Puścił jego sweter i pozwolił mu się przebrać, nie komentując, tylko pokręcił lekko głową. - Tylko się pospiesz, wszo, dobra? Wrócimy jeszcze na wieczór, nie na jutro...‏
- Hai hai~! - odkrzyknął wesoło, machając ręką w za dużym swetrze. - Dla Shizu-chana wszystko~!!! Choć w granicach rozsądku. - Puścił mu oczko i wtulił się w sweter. - Taki cieplutki~...
- Rozsądnie nie będzie jak cię wywlekę w tym twoim "ciepłym" swetrze na dwór... nie? - mruknął, biorąc się za szukanie najniezbędniejszych rzeczy i nakładanie butów. Wyjął jeszcze ich kurtki z szafy. - Gotowy?
- Zaraz... - Izaya włożył najcieplejsze buty jakie miał, do tego kurtkę narciarską, grube rękawice, czapkę i szalik. Był opatulony niczym bałwanek, mimo to z lekką trudnością obrócił się do blondyna i zapytał: - Coś jeszcze mam ubrać?
- Myślę, że taki wygląd na cebulkę sprawi, że nawet na dworze się spocisz. - zauważył stanowczo. - Nie mówiąc o poruszaniu się przy grach. ...Chcesz jeszcze maskę na twarz? - spytał, odrobinę zniecierpliwiony. No w końcu mógł się ubrać chłodniej a rozsądniej...
- Na dworze jest mróz tak straszny, że szyby pękają... Nie ma mowy żebym ubrał się chłodniej. - Przytulił się do ręki blondyna. - Wychodzimy?
- Niech ci będzie... Zmarźluchu... - Pokręcił głową, ale wyszedł z nim i zamknął za nimi drzwi. - Tylko na miejscu ściągasz tę niedorzeczną kurtkę, bo z kolei mi się spocisz i przeziębisz.
- ... Dobra. - Niechętnie się zgodził widząc, że Shizuo na większy kompromis nie pójdzie. - Wychodzi na to ze mamy randkę~! - zanucił wesoło łapiąc Shizuo pod rękę.
- Randkę... Ta, jak za dawnych, dobrych czasów. - Nawet się lekko uśmiechnął, myśląc o tym. To było tak dawno, a jakoś wciąż miał miłe wspomnienia. Jak najbardziej chciał to powtórzyć.
- To te dzisiejsze są złe? - zdziwił się. Wydawało mu się, że mimo sprzeczek kłótni i nieporozumień... oraz latania noży i talerzy dogadują się całkiem dobrze. Nie sądził, że coś się między nimi, według blondyna, psuło. - Znudziłem ci się czy jak?
- Nie, skąd taki pomysł? - Chciał poczochrać mu włosy, ale pod tą czapką to raczej nie było możliwe. Zwłaszcza, że byli na dworze. - Chyba po prostu łapie mnie coś na starość, bo liceum wcale nie kojarzy mi się tak źle jak dotąd. - Wzruszył ramionami i wyciągnął papierosa. No, jak nie zapali to będzie ciekawie...
- To bardzo się cieszę~! - Przytulił się do niego mocniej, dyskretnie odciągając rękę z papierosem od zapalniczki. - Nie pal, co...? - poprosił. W sumie, nie wiedział czy było widać spod tony ciuchów ale popatrzył na Shizuo miną proszącego psiaka.
- Czemu miałbym nie palić? - Spojrzał na niego dziwnie. To był nałóg, czego on od niego wymagał...? Zresztą to go uspokajało. - Chce mi się palić i palę od tylu lat, że powinieneś się przyzwyczaić... - Włożył papierosa w usta i podpalił szybko. Udało się... Wraz z pierwszym zaciągnięciem poczuł ulgę.
     Izaya posmutniał całym ciałem.
- Nadal... Jesteś przy mnie aż tak zły? - Puścił jego rękę i poczłapał kilka kroków w przód nadal smutny i przygarbiony.
- Nie, ale to jest nałóg. Jestem zły jak nie palę... - "Cholerny manipulant..." mruczał w myślach, paląc papierosa wręcz wzrokiem. Podszedł do Izayi, łapiąc go za rękę. - Tylko mi się tu nie smuć o takie rzeczy, dobrze wiem, że po prostu przeszkadza ci, że palę.
     Brunet uśmiechnął się chytrze do blondyna, splatając jego dłoń ze swoją.
- Naprawdę to... przeszkadza mi ten zapach. - Skrzywił się. - W końcu kiedy palisz jestem biernym palaczem, a co za tym idzie szybciej umrę... A jako bóg powinienem być nieśmiertelny prawda~? Jak możesz odbierać mi czas na zabawę z moimi ludźmi~?
- Wiesz, zabieram ci czas na swoją rzecz, umrzesz razem ze mną. Poza tym staram się, żeby dym leciał w inną stronę, nie? - To akurat była prawda, pilnował kierunku wiatru i wciąż starał się, by na niego nie leciało. Nawet wydmuchiwał w drugą stronę... - No chyba, że na czas palenia mam iść z daleka, żebyś miał pewność? - mruknął i kopnął jakąś małą zaspę.
- Nie. - Naburmuszył się. - Chcę żebyś przestał palić... Shinra ci też to mówił, nie? Palenie zabija... Kiedyś chciałem żebyś zdechł. Wtedy palenie było mi na rękę, teraz nie. - fuknął.
- Ja i śmierć. Przemyśl to, kleszczu... Biegam tyle, że moje płuca tak szybko nie umrą. Kości też teoretycznie powinienem mieć teraz tak kruche jak nikt inny. I co? - Poklepał go po głowie. - O mnie się nie martw, jakoś to przeżyję... Zobacz, czy to nie Simon? - odwrócił jego uwagę, wskazując wielką postać niedaleko.
     Izaya zostawił temat w spokoju. W zamian za to z trudem podniósł swoją rękę i przyłożył swoją dłoń ubraną w grube rękawice, do oczu. Widział wielką trzęsącą się kulę materiału... Gdzieniegdzie wystawały czarne kończyny. - Shizu-chan, czy mi się to śni? - zapytał obrzydzony. - Czy Simon naprawdę stoi tam w kostiumie ootoro?
- Dobrze widzisz... No cóż, ciepło mu w tym, więc chyba w porządku, nie? - podszedł do tego jak zwykle olewczo. Chociaż uważał to za trochę poniżające dla jego przyjaciela, przebierać się za sushi...
- Przecież to murzyn... (Izaya ty rasisto Q.Q - dop. Kias) więc powinno mu być zimno, nie? ...Chociaż mieszkał w Rosji... Może to ze wstydu? - Zaczął się zastanawiać, ciągnąc blondyna w odpowiednią stronę.
- Może jeszcze go spytasz? - Pokręcił głową i zdeptał papierosa, idąc tam, gdzie go ciągnął. Czego on jeszcze chciał od niego... Przecież to miała być ich wycieczka... Ale jak zwykle ootoro wszelkiego rodzaju musiało być ważniejsze.
     Izaya puścił blondyna i dokładnie obszedł trzęsącą się kulkę.
- Ne Simon... - zagadnął, licząc na to, że w magiczny sposób pojawi się głowa Rosjanina.
     Znad kostiumu faktycznie wyłoniła się głowa Simona.
- I-za-ya! - zawołała, po czym wyciągnęły się ogromne ręce w rękawiczkach, trzymające ulotki. - Wpadniesz na sushi? Sushi dobre, smaczne, pełny żołądek rozgrzewa ciało!
- Yo, Simon... - mruknął Shizuo, oddalony nieco, tak by widzieć go dokładnie. Zerknął na Izayę. Czego ten kleszcz musiał podchodzić...?
     Izaya z radością złapał za ulotki, które okazały się również kuponami rabatowymi i oblizał.
- Wpadniemy, ne Shizu-chan? - Uśmiechnął się chciwie wróżąc portfelowi blondyna pustki.
- Najpierw salon gier. Robiłem ci dziś śniadanie, wytrwasz... Jak pójdziemy teraz nie starczy na automaty, już cię dobrze znam. Hej, Simon, do której macie otwarte?
- Do dwudziestej. Zapraszam! - Próbował podać ulotki również przechodzącym dziewczynom, ale te zgodnie pokręciły głowami i odeszły.
- Wpadniecie? - zwrócił się znów do nich.
- Tak... Później. - Skinął głową i złapał Izayę za rękaw. - A teraz chodź kleszczu, zaczyna być zimno...
- Ale... Ale... - Izaya zaczął poruszać ustami niczym wyrzucona z morza rybka. - Co z moim ootoro?!?!?! - Miał prawie łzy w oczach, a butami rył tunele w śniegu, byle tylko Shizuo go nie odciągnął.
- POTEM! - stwierdził stanowczo, ciągnąc go za sobą. Był niemal gotów go wywrócić. Nie dość, że tak powoli się zbierał, to teraz zamiast iść z nim tam, gdzie planowali, wolał obchodzić to naokoło i marnować pieniądze na coś innego? Jasne. Mógł zaopatrywać go w ootoro i pozwalać obserwować ludzi, a on w zamian zadowalałby go w łóżku i paru innych miejscach i teoretycznie wszystko byłoby dobrze, tak? No właśnie dla blondyna niekoniecznie. Wkurzała go taka wizja. Teraz mieli iść według planu i koniec...
     Izaya pomachał tęsknie oddalającej się przekąsce, a raczej Simonowi w jej przebraniu. Odwrócił się idąc przy Shizuo. Czuł, że blondyn ściska jego rękę zbyt mocno.
- Ne Shizu-chan stało się coś? Obiecałeś mi, że nie będziesz już dzisiaj zły... No przecież nie flirtowałem z Simonem... Może się śliniłem, ale to przez to jak był ubrany... ZNACZY SIĘ! Że był ubrany w moją ukochaną przekąskę..‏.
- Skąd. Brak wyczucia w dłoni na zimnie, co ty na to? - Puścił jego rękę i szedł dalej. No bo co? Skąd, nie był zły... Był zirytowany, może, ale najlepszym się zdarzało!
- Shizu-chan co się dzieje? - Dogonił go w wesołych podskokach, które równocześnie rozgrzewały jego zziębnięte ciało. - Nie lubisz mikołajek czy co~?
- Jaka to różnica...? Dzień jak codzień, tylko ma się wolne i teoretycznie daje się sobie prezenty. - Wzruszył ramionami. No, taka prawda. A przynajmniej teraz tak na to patrzył. - Nie ma czego nie lubić, nie? - Włożył dłonie do kieszeni i rozejrzał się, orientując się, jak daleko jeszcze.
- No to czemu jesteś zły...? - westchnął. - Przecież jestem grzeczny, prawda? Co jeszcze ci nie pasuje...? Naprawdę się staram! - dorzucił żałośnie.
- Bo tak... Mam wrażenie, że teraz ciągnę cię na siłę do tego całego salonu. - burknął, z braku innych pomysłów obracając papierosa w palcach ukrytych w kieszeni. - Jak nie chcesz iść to starczy powiedzieć, możemy iść gdzieś indziej. - zdecydował w końcu. W końcu jakoś aż tak bardzo mu nie zależało. No skąd.
     Izaya westchnął ciężko. Już zrozumiał o co chodzi. Shizuo miał "te dni". Pojawiały się znienacka i psuły mu zabawę. W te felerne dni, Shizuo zawsze kwestionował jego chęci, a w najgorszych przypadkach nawet sens bycia razem. Ten wyglądał na... średni i oby tak pozostało. - Shizu-chan ile jeszcze razy mam ci tłumaczyć, że cieszę się będąc z tobą nie ważne jakim pierwotniakiem jesteś? - spytał retorycznie, podskakując i poprawiając blondynowi grzywkę.
- Ej, ja ci dam pierwotniaka... - Zatrzymał się i nie patrząc na przypadkowych przechodniów ucałował jego zaczerwienione z zimna wargi. Może nie wyglądało na to tak do końca, ale dzięki temu stwierdzeniu trochę mu ulżyło. Serio chciał się dziś dobrze bawić. - Dobra wszo, to co teraz? Chciałem zaproponować, że zrobię ci ten prezent i pozwolę ci przebiec się siedząc mi na plecach, ale w tej kurtce zrobiłeś się gruby... - zauważył złośliwie.
- Ale za to jaki mięciutki~...- zamruczał chciwie wyciągając łapki. - Zobacz, więcej do kochania~...
- Ach, tak...? - Zaśmiał się i w końcu obrócił się do niego plecami, po czym zniżył się trochę. - Tylko wsiadaj ostrożnie... A tak swoją drogą twojej kurtki nie kocham. - dodał po namyśle. - Jest tyle samo do kochania...
- Ale teraz nie możesz narzekać, że jestem za chudy. - Pokazał mu język i chętnie wskoczył mu na barana. Upewniwszy się, że Shizuo mocno go trzyma pomachał nogami, strzepując z butów śnieg. - No to kierunek cokolwiek zechcesz Shizu-chan~...
- Jesteś chudy pod kurtką a gruby na zewnątrz. - Jakimś cudem trzymając go udało mu się położyć dłoń na jego pośladku i ścisnąć go lekko. - Tak, tak, salon gier, pchło. Pamiętasz jeszcze, jak to ustalaliśmy? - spytał retorycznie i poszedł z nim szybkim krokiem w stronę owych gier. Daleko do budynku nie było.
- Mmmmm... - Brunet zamruczał, kładąc brodę na głowie blondyna. - Pamiętam gorącą czekoladę na szczycie Tokyo Tower~... - Uśmiechnął się i zdmuchnął kilka płatków śniegu które osiadły na grzywce blondyna. - Czemu nie nosisz czapki? Ani nauszników... Przeziębisz mi się i co wtedy będzie?
- Jasne, że będziesz mnie pielęgnował... Jeśli się przeziębię. W końcu to ty nie zwróciłeś mi uwagi przed wyjściem. - odwrócił sytuację tak, by wyszło, że to wina Izayi. Dzięki temu w końcu możliwe, że nie
będzie narzekał, jak trzeba mu będzie przynosić gorącego mleka... Ta, fajnie by było. - Pójdziemy dziś na tę czekoladę, nie? Na górze jest zimno, mało komu chce się tam dziś wchodzić. Ale to po automatach. - Postawił go na ziemi przed drzwiami. - Jesteśmy. - Otworzył przed nim drzwi.
- Przepraszam... - burknął cicho wtulając się policzkiem we włosy blondyna. - Ale jak chcesz mogę podzielić się szalikiem~... - zaoferował. Nie chciało mu się schodzić, nawet jeśli już tu byli. Blondyn bądź co bądź był wygodny i cieplutki...
- Jak wejdziemy na górę możesz się podzielić... Tam to chyba nawet mi będzie chłodno. - Pokręcił głową i sam wszedł do środka. Już rozlegały się jęki, że zimno wpuszczają, więc wciągnął Izayę i zamknął drzwi. Pierwsze co, to rozpiął kurtkę i ją zdjął. Było cholernie zimno...
     Izaya niechętnie zsunął się z blondyna i też zaczął się rozbierać. Zatrząsł się z zimna i korzystając z chwili nieuwagi blondyna wtulił się w niego chciwie.
- No co? Mój kaloryfer, prywatny, mogę używać...
- Tak, tak, ale nie gorąco ci tu...? Przecież idzie się zapocić... - Nie rozumiał tego... Izaya miał taką grubą kurtkę i jeszcze było mu zimno po tym, jak wszedł w to gorąco? To się nazywa brak zdrowia, prychnął w myślach. - W każdym bądź razie, wybierasz pierwszy automat. - Poklepał go po głowie, żeby już pobiegał i się rozgrzał.
- Zawsze mi przez chwilę zimno gdy wchodzę gdzieś gdzie jest cieplej, a kurtkę już ściągnąłem~... - wyjaśnił uśmiechając się chytrze do blondyna. - No nie wiem... A preferujesz automaty a'la rozrywka, a'la rywalizacja czy a'la randka~?
- W porządku... Daj, powieszę. - Swoją już zawiesił na wieszaku dla gości o którym na szczęście pomyślał właściciel. Wyjął portfel z kieszeni i wziął kurtkę Izayi. - Preferuję takie a'la rozrywka na dobry początek... Yy, a gdzie niby są randkowe? - Tym to już był zdziwiony. Niby które były dla randkowiczów?
- Um... No wiesz, chwytak na przykład~... Albo ta dziwna mata do tańczenia. - zachichotał, wyobrażając sobie tańczącą bestię z Ikebukuro i ledwie powstrzymał głośny śmiech, gdy zauważył, że "Bestia z Ikebukuro" wcale nie brzmi tak strasznie jak powina, gdy się ją wstawi w klimat lat osiemdziesiątych i gorączkę sobotniej nocy. - Tak z ciekawości Shizu-chan... nosiłeś kiedyś dzwony?
- Nosiłem... dzwony...? - Zdziwił się. Ale że dzwonki? Tym jeszcze w niego nie rzucał... - widziałeś, żebym próbował w ciebie rzucać dzwonkami...? Nie. A co do chwytaka i maty, to podziękuję... Lepiej coś poważnego wybierz, zaraz cię znajdę. - zapewnił i powiesił jego kurtkę.
- Możesz we mnie rzucić w Wigilię... Będzie tak świątecznie~... - zamruczał roześmiany. - Ale nie o takie dzwonki mi chodziło... niestety. - dodał, łapiąc blondyna za ramię i ciągnąc w stronę symulatorów wyścigowych.
- Nie takie to o jakie...? - Nie rozumiał. No bo co innego to były "dzwony"...? Jakoś nie wiedział. Dał się pociągnął i po chwili wyjął banknot, żeby mogli zacząć grać.
- Takie spod... Nie, zresztą ubierzemy cię w takie. - Izaya uśmiechnął się złośliwie. - Zahaczymy o jakiś sklep z modą disco i od razu zrozumiesz~... A ja zrobię zdjęcie. - dodał ciszej, łapiąc za kierownicę.
- Moda disco...? - Coś mu zaświtało. A, TAKIE dzwony! - Chyba śnisz, w życiu. - Pokręcił gwałtownie głową i usiadł za kierownicą. Nacisnął "start". - Szykuj się, wygrany wybiera następną grę. - Uśmiechnął się lekko, widząc odliczanie.
- Czyli jednak a'la wyzwanie. - mruknął, naciskając gaz nim jeszcze skończyło się odliczanie, co zaskutkowało tym, że jego samochodzik ruszył z piskiem opon zostawiając wyścigówkę blondyna z tyłu.
- Się nie wykolej. - prychnął i skręcił. Mieli po trzy życia i długie dwa kółka przed sobą, wolał skupić się teraz na skrętach... Więc nic już nie mówił.
     Izaya prychnął, skręcając z piskiem opon. Udało mu się, ledwo, bo prawie wpadł w opony, ale udało mu się. - I co! - krzyknął. - Szykuj się, jak wygram wysyłam cię na tańczącą matę w rytmach DISCO!... Przeboleję te spodnie...
- No bez jaj, tam nie pójdę! - Nawet mu przez myśl nie przeszło, że Izaya pośle go akurat tam... No to musiał wygrać. Wyprzedził go już przez ten jego skręt i teraz był..‏.
     Izaya śmiał się wesoło, wjeżdżając na kolejną rampę i wyskakując wysoko ponad tor.
- Lecę Shizu-chan, patrz lecę~!!! - zaśmiał się, lądując już na mecie. Na ekranie pojawił się wielki biały napis WIN. A ludziki z gry zaczęły wiwatować i strzelać konfetti.
- A idź się utop. - burknął i popatrzył na niego spod byka. Chwila i byłby szybciej, ale Izaya musiał mu rampę zająć, no jasne... Tak więc... - Co teraz? - Spojrzał na niego wyczekująco, licząc, że jednak wybierze coś zwykłego. Ta płonna nadzieja.
- Naprawdę nie chcesz tańczyć? - spojrzał na niego prosząco. Nigdy nie widział tańczącej bestii. - Włączymy ci coś prostego... Na przykład... Kankana! Co ty na to~?
- Z takim "prostym" poziomem jaki ty wybierasz gra mi padnie po paru sekundach, bo nie będę nadążał... Nie. - Pokręcił głowy. On i taniec...? Może w czasach liceum jak popili, ale teraz? - Najwyżej po pijaku byłbym w stanie...
- Hmmm... - zamruczał, drapiąc się po brodzie. - Sprawdzimy to kiedyś. - Pstryknął palcami. - Choć boję się, że twoja chcica wzrośnie wraz z ilością procentów... - zażartował sobie, wstając od automatów. - To może... sprawdzimy twoją siłę? - Wskazał na automat do boksowania. - Jak wygrasz dostajesz punkty, a za punkty nagrody~...
- O? - Jego usta ułożyły się na chwilę w wyraz zdziwienia, jakby pierwszy raz widział taki automat. Nie widział poraz pierwszy, ale pierwszy miał spróbować. - Jak go nie rozwalę to pewnie zasłużę sobie na nagrodę. - Uśmiechnął się lekko i wstał z niewygodnego fotela, po czym podszedł do automatu. Jakaś lista nagród za 100 punktów...? - Jak sądzisz, co jest za maxa?
- Hmmmm... - Izaya zamruczał w zastanowieniu i przejrzał nagrody. - Pewnie jakiś pluszak albo inne badzie... - Zatrzymał się wpatrując w informację, że za pierwsze miejsce jest miesięczny karnet do sushi baru, bez ograniczenia co do ilości i gatunku sushi. - Shizu-chan masz to wygrać!
- Mm, czemu...? - Popatrzył na nagrody i przewrócił oczami. Wygrać i zadowolić swojego chłopaka, czy przegrać i nie pozwolić Simonowi i jego pracodawcom splajtować? Trudny wybór. Bardzo trudny. Wrzucił banknot w maszynę. - A kiedyś dawali dobre wino za wygraną... - poskarżył się jeszcze i nacisnął start.
- Kupię ci jakie chcesz tylko wygraj~!!! - Izaya szarpał za jego ramię czekając aż gra się załaduje. O mało nie poślinił karteczki z nagrodami.
- Tak, tak, odsuń się... - Gdy spadła "gruszka" bokserska odsunął się trochę i przymierzył. Trafić tak, żeby nie rozwalić. Cholera, ciężko. Ale... Zamierzył się i walnął. Przymknął oczy. Nie, nie rozwaliło się, chociaż coś jakby zgrzytnęło. Uff... Teraz liczyły się punkty...
- Yatta~!!! - Izaya uradowany przytulił blondyna i podskoczywszy pocałował go soczyście gdy tylko zobaczył napis oznaczający wygraną. - Idź po sushi idź po sushi~... - nalegał rozanielony, śliniąc się trochę.
- Ślinisz się. - zauważył, rozbawiony. Mimo to wzruszył tylko ramionami i poszedł, a po chwili wrócił z właścicielem i poszedł raz jeszcze, po kupon na sushi. Po dokładnym zlustrowaniu jego mięśni i sprawdzeniu, czy czegoś nie oszukał w automacie, oczywiście. No, ale cóż. W tych ciuchach po prostu nie kojarzyli Shizuo Heiwajimy... To wszystko dlatego. Wręczył w końcu kupon Izayi. - Nie zgub tylko. - stwierdził z lekkim uśmiechem.
- Nigdy... A przynajmniej nie przez najbliższy miesiąc. - zapewnił, od razu patrząc przychylniej na blondyna. - To... Co teraz moje najsłodsze kochanie chciałoby zrobić?
- Najsłodsze kochanie...? Oho... Chyba naprawdę częściej powinienem ci stawiać sushi. - Pokręcił głową z rozbawieniem i pokazał jeden z automatów. - Na zwinność. - zauważył. Jeden z popularniejszych, bo hokej stołowy... Kto wbije więcej krążków w bramki? Może kolejny zakład?
- ... - Izaya milczeniem i zalotnym uśmiechem zbył zdziwienie blondyna. No cóż więcej sushi to raj dla niego. Zwłaszcza więcej ootoro. - To tak jak dla ciebie mleko. - odgryzł się w końcu. - W tym to nie masz ze mną szans. - zauważył, uśmiechając się złośliwie. - Chyba, że użyjesz swojej siły... Ale to nie fair. - Pokazał mu język. - A skoro ty wygrałeś ty wybierasz kolejny zakład~...
- Lubię mleko. - odparł ze wzruszeniem ramion i złapał go za rękę, prowadząc do stołów z hokejem. To wybrał i koniec. Niech się nie sprzecza... - Mam szanse, mam, no chyba, że będziesz odbijał po k... Zresztą nie zdradzę ci sposobu, zobaczymy... Wygrany kupuje czekoladę na wieżę.
- Wygrany? Coś widzę, że chcesz przyoszczędzić na moim talencie~! - Pokazał mu język. - Ale za to sushi ci wszystko wybaczę~! - Pogłaskał kartkę w swojej kieszeni. - I wiem, że trzeba odbijać po kątach, inaczej ta gra jest zbyt prosta. - Przewrócił oczyma, łapiąc za plastikowy uchwyt.
- Nie... Mam zamiar wygrać, a głupio byłoby kazać ci płacić tylko dlatego, że byłeś gorszy. - parsknął, płacąc za grę. Nie robiło mu różnicy, kto płaci, tak naprawdę... - Dobra, będzie trudniej. A tak w ogóle... Zupełnie wszystko mi wybaczysz za to sushi? - Uśmiechnął się lekko, łapiąc za plastikowy uchwyt do odbijania. Kliknął start. Krążek musiał wypaść u Izayi.
- Nie wszystko... - mruknął, schylając się po krążek. - Zdrady ci nie wybaczę wiesz~... - fuknął uderzając w niego z całej siły. - Ale inne rzeczy kto wie... - Wzruszył wesoło ramionami.
- Po co mi zdrada jak wybaczysz mi moje fantazje względem ciebie...? - Odbił krążek. - Głupota. Musiałbym być skończonym idiotą jakbym mógł coś zrobić a po prostu poszedł załapać jakiegoś syfa... - Starał się jak najszybciej wbić pierwszy punkt.
     Izaya uśmiechnął się pobłażliwie, ale szczęśliwie i o wiele lżej niż poprzednio odbił krążek.
- Chyba masz rację. W takim razie o co ci chodziło?
- Hmm, no... - Łapiąc okazję odbił szybko krążek tak, by wpadł prosto do bramki. Pierwszy punkt. W jego oczach zabłysnął triumf. - Nie wiem jeszcze... Ale nie muszę się aż tak pilnować w razie czego. - Wzruszył ramionami. No, bólu tyłka na jutrzejszym spotkaniu chyba by mu nie wybaczył, ale przecież nie o to chodziło... I nie zamierzał wynosić tego tematu.
- Musiało ci coś zaświtać. - W ostatniej chwili złapał krążek tak, by ten się nie wpadł do bramki. Delikatnie przesunął go w bezpieczne miejsce i zamachnął się tak, by puścić krążek po kątach, najszybciej jak się dało.
- Być może, ale to nie znaczy, że będę cię uprzedzał o każdym możliwym pomyśle. - Zamachał szybko przed swoją bramką, tak by na pewno obronić. Obronił i odbił gwałtownie do niego. Jeszcze trafi tę głupią bramkę...
     Izaya przewrócił oczyma.
- To powiedz choć jeden, ten który przyszedł ci na początku. - wymruczał zachęcająco odbijając krążek. Po chwili obaj usłyszeli głośny dźwięk oznaczający GOAL. - Mówiłem, że mnie nie pokonasz~...
- Bo mnie rozproszyłeś. - burknął. Wyjął krążek i wstrzelił z zaskoczenia w jego bramkę. - Jeszcze pokonam, mamy koło minuty... - wymruczał, zapominając nawet o całym tym przykładzie.
- Nie ma mowy. - Uśmiechnął się rozbawiony kryjąc bramkę przed krążkiem. Odbił go prosto i mocno. - Potem idziemy na nasze mikołajki prawda?
- Już na nich nie jesteśmy...? Potem idziemy na Tokio Tower. - Odbił mocno, próbując trafić po kącie. No jak się nie uda to sam nie wiedział, co...
     Izaya chciał to obronić jednak się spóźnił. Zamknął oczy czekając na dźwięk goal'a, ale nic się nie stało. Niepewnie uchylił najpierw jedną potem drugą powiekę i baranim wzrokiem wpatrywał się w krążek. - Odbiło się... - powiedział cicho. - Tuż przy bramce... odbiło się~! - Wybuchnął śmiechem.
- Bez jaj! - warknął i dobił krążek do bramki. No przecież nie będzie czekał, aż samo się wbije! Zamierzał wygrać, nawet jeśli to oznaczało stawianie czekolady... Ba, nie robiło mu to nic, po prostu chciał wygrać.
- Aż taki zły?- Zdziwił się chichocząc i niby to przypadkiem przesunął ręką by krążek wpadł do jego bramki. - No nie~... - Jęknął niby niepocieszony, wyjmując krążek z otworu.
...Co? - Popatrzył na niego, nie rozumiejąc. Gra tak go pochłonęła, że zajął się punktami. - Dałeś mi wbić...? - Zmarszczył brwi i odbił krążek. Ostatnie dwadzieścia sekund. Mieli remis... I to nierówny remis.
- Nie... Oczywiście, że nie. Po prostu się zagapiłem. - wyjaśnił, odbijając krążek tak by uderzył w bok. - I znów pudło... - westchnął.
- Jasne... - mruknął i pokręcił głową. Odbił krążek i znów spróbował wbić. Ostatnie siedem sekund... - I że co mówiłeś, że "aż tak źle"...?‏
- Nie mam pojęcia o czym mówisz... - mruknął lekko podnosząc rękę i pozwalając krążkowi wpaść do bramki. Syknął, udając niezadowolonego, po czym rozpromienił się. - Yatta, stawiasz czekoladę Shizu-chan~... A może raczej dla mnie kawę~! - Puścił mu oczko.
- Skąąąd... Wcale nie masz pojęcia. - Skrzywił się lekko, niezadowolony tym, że dawał mu fory. Tak, jego męska duma ucierpiała... - No, stawiam. To ty wybierz automat chociaż za tę twoją "przegraną"...
- I to nie może być maszyna do tańczenia? - Spojrzał na niego błagalnie, ale wzrok Shizuo mówił jasno "nie" więc brunet poddał się wybierając jakąś strzelankę dla dwóch graczy.
- No, strzelankę rozumiem... - Pokiwał głową, przeszedł do płacenia i wziął jeden z pistoletów. Niebieski. Co tym razem...? Samoloty. Zestrzelić samoloty. No ciekawe...
- Żeby tylko samoloty~! - Izaya przewrócił oczyma. - Powinno ci się spodobać~... Masz tu samoloty, szturmujące na ciebie oddziały... W sam raz dla takiej bestii jak ty... Ne Shizu-chan, myślisz, że mają tu symulator tej wielkiej małpy co złapała jakąś laskę i machała nią na szczycie budynku... Jak ona miała... Godzilla?
- No, bodajże Godzilla... Ale nie mam pojęcia, czy jest. - Wzruszył ramionami. Wyciągnął mu drugi, czerwony pistolet i podał. - W sam raz dla takiej pchły jak ty. Prosz... I strzelaj. - mruknął i od razu włączył start.
     Izaya popatrzył na broń i się roześmiał.
- Mam to zjeść? Bo czerwone jak krew?... Chyba nie zrozumiałem aluzji... - Podrapał się po głowie pistoletem, jednocześnie przypadkiem wystrzeliwując... Jego cyfrowa postać zestrzeliła kaczkę...
- Tch, nie... No Izaya, to strzelanka, strzelaj... - Pokręcił głową i z wyciągniętymi rękami strzelał, jedno po drugim. No cóż, on był oswojony z tymi grami, ba, to były jego lubione... Ale Izaya chyba nic nie łapał, patrząc na -1 punkt za kaczkę, do których mieli nie strzelać...
- Oi... To było przypadkiem... - fuknął w żartach. Liczył, że męska duma Shizuo jakoś przełknie wygraną poprzednią grę, jeśli o tym zapomni... - Ne Shizu-chan patrz znów kaczka~! - wykrzyknął, strzelając do niej. - Tak fajnie kwaczą jak się je trafia~! - zachichotał znowu.
- Izaya! Ty dobrze wiesz, że za to się dostaje minusowe punkty... - burknął. Znów mu się podkładał czy co... - Wojska. Samoloty. Strzelaj no. - Znów strzelił do najbliższych ludzi i samolotu. Gra nie dawała mu nawet chwili na zastanowienie. - Nie podkładaj mi się...
- Nie podkładam przecież. - Wydął niezadowolony usta. - Tylko się martwię o twoją męskość... Wiesz, to w interesie mojego zadka. - zachichotał, strzelając do jakiegoś żołnierza.
- Jak będziesz mi się podkładał poczuję się niedoceniony i postaram się o twój tyłek dwa razy bardziej. - ostrzegł, chcąc go jednak zachęcić do gry. Co za przyjemność, jak Izaya nie będzie z nim grał...? Co to za zabawa?
- Będziesz się o mnie bardziej starał? - zamruczał zadowolony. - To chyba kaczki zostaną moim nowym celem~! - Zaczął mierzyć do jednej z nich.
- Starał...? Co dokładnie masz na myśli? - Popchnął jego pistolet tak, że przynajmniej nie strzelił w kaczkę, a sam strzelił w paru żołnierzy i wóz.
- Powiedziałeś, że postarasz się o mój tyłek jak będę ci dawał fory... - westchnął, od niechcenia zabijając kilku żołnierzy. - Jeśli twoja wygrana sprawi, że będziesz się o mnie bardziej starał to wygrywaj. Moja boska egzystencja raczej nie ucierpi...
- Nie, źle to zrozumiałeś. Jak będziesz mi dawał fory, moja męska duma ucierpi. Będę ją nadrabiał w łóżku. Dlatego staraj się dobrze strzelać. - Dlaczego jak próbował podejść go psychologicznie, to ten jakby nie rozumiał...? Faktycznie chyba nie miał talentu do psychologii. Ech... - A co, mało się staram...?
- Nie mało... - przeciągnął uciekając wzrokiem w bok i strzelając w kilku żołnierzy. Zmienił broń na wyrzutnię ziemia-powietrze i zestrzelił jeden z helikopterów. - Patrz Shizu-chan, udało się~! - zmienił temat.
- Tak, tak, zmieniasz temat. - Podirytowany zestrzelił parę wozów. Gra dobiegała końca. - Za mało się staram, tak? Za mało robię, tak? - Oczekiwał odpowiedzi. No bo za mało romantyczny był według niego? Co robił niby nie tak?
- Nie, Shizu-chan robi wystarczająco dużo - Uśmiechnął się do niego, gratulując wygranej. - Po prostu chciałbym więcej~... - Jego uśmiech stał się gorzki. - To trudne, wiesz? Gdy miłość do całego świata trzeba skumulować w jednej osobie... Nawet, jeśli jest potworem.
- Masz na myśli... Że ja mam więcej się starać, czy że...? - Nie rozumiał tej wzmianki o ludziach. - Czy że kochanie mnie to za mało... Czy co? - wybuchnął. Nie cierpiał czuć się jak półgłówek, jak czegoś nie rozumiał...
- Nic takiego Shizzy - Zapewnił go, uśmiechając się. - No wygrałeś... Który automat teraz? - Westchnął, zakładając sobie ręce na głowę. - Myślałem, że jestem lepszy w takie gry no ale cóż~... Przynajmniej mam dla ciebie prezent na święta~! - Puścił mu oczko.
- Nie "nic takiego" Izaya... - Podszedł, nachylając się, by popatrzeć mu w oczy. - Wiem, że się podkładałeś i wiem, że unikasz tematu... Jak to trudno skumulować miłość do wszystkich w jednej osobie, hm? Wyjaśnij mi to. - Właściwie poprosił, czekając, aż mu wyjaśni. Nie miał zamiaru dalej grać póki się nie dowie.
- Znaczy to dokładnie to co powiedziałem. - prychnął. - Ciężko mi przywyknąć, że kocham tylko Shizu-chan'a, ciężko mi przywyknąć że MNIE kocha tylko jedna osoba i ciężko mi przywyknąć, że nie będę mógł być w stosunku do ciebie bogiem. To jasne, że chcę czegoś kompletnie innego jeśli chodzi o nasze relacje. Ale tak jak jest jest wspaniale, więc nie złość się już i zagrajmy w coś - zachichotał, co wypadło nieco sztucznie, i złapawszy go za ramię pociągnął w stronę innych automatów.
- ...Czyli, że ci się nie podoba, że wypadło, że z sobą jesteśmy, ale tak jak jest jest ok, więc się z tym pogodzisz? - przerobił to na ludzki język i podsumował, zaskoczony nieco. No bo co... Nie spodziewał się. Naprawdę się nie spodziewał. Aż dał się pociągnąć do kolejnego automatu, nawet nie patrząc co to. Trochę... otępiały się czuł.
- Nie Shizu-chan... nic nie rozumiesz. - zachichotał. - Dlatego właśnie nie chciałem rozpoczynać tej rozmowy... Naprawdę się cieszę, że razem ze sobą jesteśmy. Nie mogłoby być lepiej wiesz? - Uśmiechnął się tym razem szczerze i przytulił go. - To już... Nie martw się tym~!
- Teraz to zagmatwałeś, pchło. - warknął i pociągnął go w stronę tych starych automatów, których nikt nie używał. Tam, gdzie nikt nie mógł ich zobaczyć, wpił się gwałtownie w jego usta, koniecznie chcąc po prostu się przekonać, że mówi prawdę.
     Brunet z chęcią oddał pocałunek zakładając Shizuo ręce za szyje. Nie chciał go puszczać, ani przestawać... Najwyżej wyrzucą ich z salonu gier. Miał już bon na sushi, czego mógł chcieć więcej?
     Blondyn dość szybko pogłębił pocałunek, głaszcząc go po policzku. Oparł go o jeden z automatów... Dopiero jego pisk wyrwał go z transu. Odsunął się od niego trochę. W porządku...
- Chcesz jeszcze grać, kochanie? - odezwał się do niego, uśmiechając się. No, raz nie zawsze, a... jakoś milej mu się zrobiło, to co mu szkodziło?
     Izaya zachichotał i szturchnął go przyjacielsko w ramię.
- Nie próbuj być romantykiem bo ci nie wychodzi~... Ale pograć możemy... Wybieraj co~!
- No wiesz? Bombardujesz moje starania. - Pokręcił głową, jednak nie bez rozbawienia. Pokazał na piłkarzyki, bilard dalej i jeszcze jakąś grę liczącą, kto walnie więcej wyskakujących kretów. - Chyba to nam zostało z gier wspólnych... Innego rodzaju niż te, w które graliśmy. Czy widzisz coś jeszcze? Poza matą do tańczenia? - zastrzegł jeszcze.
     Izaya otworzył usta chcąc coś odpowiedzieć lecz gdy usłyszał o macie... opuścił palec milknąc.
- Zagrajmy w piłkarzyki... O ile nie będziesz chciał uderzyć mnie tym metalowym kijkiem jak za dawnych czasów~! - zachichotał. - Siniak to kiepski prezent na mikołajki~...
- A ty to nadal pamiętasz...? Nie moja wina, że te kije są takie długie. - zauważył, choć jego lekki uśmiech przeczył przypadkowi. Ruszył do piłkarzyków.
- Tak, tak... Choć nigdy nie widziałem samoistnie lecącego stołu. - Pokręcił w rozbawieniu głową idąc za nim. - To jak... Ty czerwone ja niebieskie?
- Ja niebieskie. - zadecydował za niego. - A latające stoły się zdarzają. To duchy... Wiesz. - mruknął niechętnie i wzruszył ramionami. Ustawił się przy niebieskich.
- Hai, ha Shizu-chan... Jestem pewien, że był tak ciężki, że nawet duch by go nie uniósł~... Nieźle mnie wtedy bolały plecy. - Przeciągnął się i ustawił z drugiej strony. - Ne Shizu-chan... A piłeczka?
- Należało ci się. Ale dziś nie jestem aż tak nabuzowany... Więc nie ma problemu. - mruknął i popatrzył najpierw na miejsce na piłeczkę, potem na planszę. - Cholera... Czekaj. - Odszedł na chwilę do właściciela i  wrócił z piłeczką, którą położył na środek. - No, w porządku.
- Boję się czy się nie nabuzujesz gdy ze mną przegrasz~! - Wyszczerzył się wrednie, ale szczęśliwie i odbił piłkę.
- Przegram? Chciałbyś! - prychnął i zakręcił piłkarzykami. No, jasne, że nie. Nie przegra. Ewentualnie trochę uszkodzi stolik, ale one tak zawsze, jak tylko mocniej się szarpnie, co za tandeta...
- Jasne Shizu-chan... - powiedział miękko. Odbił lekko piłeczkę, tak by podać ją bliżej i bliżej... Już był prawie przy bramce.
- Jasne, że co...?  - mruknął i popatrzył na niego, przepuszczając piłkę. - Że wygram? - Położył ją znów na środku planszy. No, wygrywania już było dosyć, o zabawę chodziło... Ale więcej forów mu nie da, żeby nie było nierówno.
- Chciałbym żebyś przegrał... bo wtedy ja wygram. To właśnie jest jasne~! - zachichotał, podskoczył i zaklaskał w dłonie. - Yatta! Iza-Shizuo 1:0~!!!
- Jasne jak twoja skóra w lecie. - Pokiwał głową i odbił piłeczkę aż koło jego bramki. Teraz tylko dobić... - Ale i tak nie licz na to!
- Nie moja wina, że nie lubię gorąca. - Wygiął niezadowolony usta. - Kilka wieków temu wielbiłbyś mnie za moją mleczną karnację~! - prychnął wyniośle unosząc głowę. - I co na to powiesz Shizu-chan~?
- Powiem, że nic nie mówię... Jakbyś był cały czerwony, nie byłoby widać malinek i nie pozwoliłbyś się dotykać. Więc czy ja się kłócę? - spytał retorycznie.
- Widzisz Shizu-chan, jak chcesz to myslisz przyszłościowo. - Uśmiechnął się do niego, puszczając piłkę koło obrońcy, w ostatnim momencie przesunął bramkarza i oddalił perspektywę wyrównania wyniku.
- Ba, stosuję to codziennie... - mruknął i w skupieniu przesuwał piłkarzykami trochę bliżej, to trochę dalej, by wbić w końcu tę bramkę. Blisko... I koło bramki!
- Ech... Nie wiem czy powinienem się przez to martwić czy cieszyć... - zachichotał kręcąc mocno jedną z gałek. - Patrz Shizu-chan robią fikołki~!!!
- Żyć normalnie, dotąd żyłeś i było w porządku, nie? - mruknął i zadowolony przesunął piłeczkę, po czym strzelił gola. Remis! - Raczej salta do tyłu z radości nad remisem... No, dawaj tę piłeczkę. -
Pospieszył go. - W ogóle do ilu gramy?
- Ale wcześniej nikt mi nie oświadczył, że zmienił sposób myslenia i całe swoje życie tak żeby mój tyłek był w centrum... - mruknął wyjmując piłeczkę i ustawiając ją przed bramkarzem. - Sam nie wiem... - westchnął i mocno wystrzelił piłkę podając pod samą bramkę blondyna i wbijając mu gola 2:1. - Do 3. - zadecydował.
- I mówisz to jak wbiłeś... - mruknął niechętnie, ale położył piłeczkę i wbił bliżej jego bramki. - I nie twój tyłek a ty i nie w centrum, tylko to jest sposób myślenia pomagający mi w radzeniu sobie z tobą... Nikt nic nie mówił o moich priorytetach. Moim priorytetem to może być papieros dla przykładu. - mruknął. Tak żeby brunet sobie za wiele nie myślał... Bo popadnie w jeszcze większy egocentryzm...
     Izaya zachichotał i odebrał piłkę piłkarzowi Shizuo.
- Wiesz gdyby w centrum był papieros poważnie martwiłbym się tym nałogiem... Papierosocentryzm? Straszne~... - Zatrząsł się, tłumiąc śmiech.
- Nikotynocentryzm... Tak, czemu nie. Papieros najlepszym nałogiem człowieka. - Wzruszył ramionami i zawzięcie odbijał piłeczkę, już z niecierpliwością szybko doprowadzając ją do jego bramki. Przez ten nagły atak wstrzelił gola. - To teraz punkt rozgrywający...
     Izaya prychnął, ustawił piłeczkę i przymierzył się... STRZELIŁ! Weszła prosto, prościusieńko!!! W nos Shizu-chana! Trybuny szaleją informator padł, leży, trzęsie się w spazmach śmiechu!
- Ma-ma-asz za t-ten hahahaha!!!
     Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem i złapał piłeczkę. No ale śmieszne, ale śmieszne...
- Wstawaj, kleszczu, wstawaj. - Wyciągnął do niego rękę. Nawet tej piłeczki zbytnio nie poczuł, tylko go zaskoczyła...
- Ale to było śmieszne~!!!! - Z uśmiechem podał mu rękę wstając - To co? Ostatnia akcja, ostatni punkt i idziemy?
- Ta, na dziś wystarczy. - Pociągnął go do góry, położył piłeczkę i ustawił się do piłkarzyków. Wypadałoby wygrać...
- Nie wygrasz Shizu~chan~! - powiadomił go śpiewnie, sprawnie blokując piłkę i podając do napastnika. - Jeszcze się przekonamy... - Zablokował go i z czystą przyjemnością odbił do następnego. Piłeczka utknęła przy czerwonych, kolejny blok, poszybowała w górę... Tak się wczuł, że po paru momentach gry w stole powstało małe wgniecenie. Ale co tam... Dało się grać dalej...
- Shizu-chan... Niszczysz cudze mienie... Jeszcze nas wywalą... - poskarżył się. - I zabiorą talon na sushi! - Wystraszył się od razu zabierając piłke i zaczynając grać. - Nie pozwolę na to!- Podniósł głos wbijając ostatniego gola. - Wara od ootoro!
- Jeszcze lepsze by było "za ootoro!". - Przewrócił oczami i uśmiechnął się. Następnym razem wygra. - To co, po kawę i czekoladę, tak? Dokąd tym razem? - Zabrał piłeczkę i skierował się do właściciela. Drobne wgniecenie... O tym nie musiał mówić.
- Shizu-chaaaaa~n~! - Izaya jęknął stając z proszącymi oczkami. Poczekał aż blondyn sie do niego odwróci i zastosował manewr z oczami szczeniaka i drgającą dolną wargą. W łapkach trzymał kupon - A nie do Russia Sushi?
- Mieliśmy chyba jakiś plan... Pamiętasz? - Nie bardzo uśmiechała mu się paplanina Simona i inych ludzi, jak mogi posiedzieć na Tokio Tower praktycznie sami z okazji zimnicy, w którą nikt nie chciał tam wchodzić. No ewentualnie z kilkoma odważnymi ludźmi poza nimi, ale wciąż... - Ale jak chcesz to idź. - Wzruszył ramionami. Jak był głodny mógł powiedzieć w domu, zamiast ciągle marudzić jak wyszli...
- Przestań... Znów się fochasz? - zapytał patrząc smętnie na kupon. - Mogłeś powiedzieć, że nie lubisz świąt i że wszystko cię wtedy denerweuje... - burknął, wsuwając kupon głęboko do kieszeni.
- Nie focham się, tylko... Zresztą nieważne. - I tak pewnie by go nie przekonał, że po prostu chciał się przejść, zamiast chodzić za jedzeniem, które Izaya tak uwielbiał. Ubrał się i podał mu jego kurtkę. - Pójdźmy się najeść, zanim padniesz mi gdzieś z tego głodu. - zadecydował w końcu, kończąc nakładać kurtkę.
     Izaya w milczeniu ubrał się we wszystkie swoje warstwy i z trudem łapiąc klamkę wytoczył się na ulicę. Poczuł przerażający ziąb w płatku prawego ucha.
- Shizu-chan... Zakryj mi prawe ucho... Zimno. - poskarżył się spod szalika zasłaniającego mu pół twarzy. - Sam nie dosięgnę...
- Było się nie ubierać na cebulę. - parsknął i zakrył mu to ucho. Z politowaniem pokręcił głową. No naprawdę... Żeby nawet nie mógł sięgnąć do czapki. Jakby on miał tak skrępowane ruchy chyba by się wkurzył.
- Dzięki~... Gdybym nie był tak szczelnie opatulony, dostałbyś buziaka~! - zapewnił go łapiąc za rękę i ciągnąc w przeciwną stronę niż Russia Sushi. - Uznaj, że to mój prezent na mikołajki~! - Puścił mu oczko, czego chyba nie było widać spod spadającej na oczy czapki, gdy w oddali zamajaczyła im czerwona konstrukcja Tokio Tower.
- A nie byłeś głodny...? - spytał, ale już po chwili zamilkł. Co się będzie kłócił... Izaya był dziś zmienny jak dziewczyna, ale skoro mogli przynajmniej zrobić to, na co mieli ochotę, to zły za to nie będzie. - A buziaka odrobisz później z procentami. - dodał, lekko rozbawiony.
- Nie sądzisz, że rano wyrobiłem normę za cały tydzień? - zachichotał i uśmiechnął się zalotnie. - Dobrze, za następny też mogę~... Jak wrócimy i mnie wyplączesz z tych ciuchów.
- Rozerwanie ich wchodzi w grę? - spytał jakby nigdy nic. - Wiesz, zawsze to pretekst, żebyś został ze mną w domu na resztę zimy. - zauważył. No, teraz tylko docenić jego geniusz. Zostawi go sobie na zimę na wyłączność.
- Jeśli przyniesiesz mi laptopa, ładowarkę i obiecasz dostarczyć kawę... no i pozwolisz chodzić w swoich ciuchach to... zgodzę się rozerwać moje. - Przemyślał to przez chwilkę. - Ale oszczędzisz moją kochaną bluzę! - zastrzegł.
- O? - Zdziwił się niemało. Docenił jego geniusz, no proszę! - Idę na taki układ... To jutrzejsze spotkanie nieważne? - zagadnął. Jak tak to by dopiero miał prezent...
- Nieważne... Raczej się do tego czasu nie rozstaniemy. - Uśmiechnął się wesoło. - Ale wiesz... Będę miał z rana małe spotkanie na porcelanowym tronie, ale potem mogę się spotykać do której chcesz~... - zapewnił.
- Wchodzę w to. - skinął i szerokim gestem zaprosił go na wieżę. Teraz pozostało dostać się na górę. Mógł się śmiało wtaczać w swojej kulkowatej formie, będzie go asekurował.
- Ale jutro zamawiamy sushi!- Zarządził próbując wejść. Gdy podniósł nogę przechylił się w tył. Pomachał chwilę rękoma starając się złapać równowagę. Nie normalnie to sposobem. - postanowił. Stanął bokiem i zaczął wchodzić na schodki. To nawet zabawne~...
- W porządku... - mruknął, odkrywając wadę i zaletę jego stroju. Zaleta, że śmiesznie wchodził po schodkach, wada, że nijak nie mógł się do niego przystawiać. Całe szczęście, że bez ciuchów był taki szczupły. Jak wrócą chyba będzie się musiał jeszcze co do tego upewnić...
- No nie śmiej się~! - fuknął. - Jestem jak taka kulka, kulce ciężko po schodach wiesz... Mógłbyś ponieść, pomóc, a nie... - fuknął niby urażony.
- Podniósłbym cię, ale jesteś zbyt duży i zbyt okrągły. Automat podniosę za bok, róg, a ty byś mi się wyślizgnął. - Wzruszył ramionami. - No chyba, że ściągniesz chociaż kurtkę na ten czas, bo jest śliska...
- To złap nie za biodra, tam kurtka się kończy! - narzekał dalej. Nie oddałby kurtki, nie ma mowy, zamarzłby. - Chcesz żebym się zamienił w Izaya-sopel?
- To byłby wyjątkowo gruby sopel. Izaya-śnieżka. O, dobry pomysł mi poddałeś... - przyznał z udawaną aprobatą. Złapał go za biodra i podniósł, starając się iść tak z nim przed sobą. Cholernie męczące dla rąk. Uniósł go nieco, jakby chciał nim rzucić, ale go trzymał. Niewygodne. Ale przynajmniej widział schody.
- Od biedy nazywaj mnie śnieżką. - Przewrócił oczyma. Przy każdym stopniu podkurczał nogi, bojąc się, że Shizuo machnie nim tak, ze uderzy w stopień. - Fajnie~... - Zatrząsł się w niemym chichocie. - Powinieneś mnie częściej nosić~.....
- Od razu... Serio mam cię nosić? A jak cię "przypadkiem" upuszczę za którymś razem, to co? - Popatrzył na niego w górę i znów na schody. Ileż ich było...
- Hmmm.... - zamyślił się w żartach. - No to cóż... Przykro mi, celibat aż mój tyłek nie wydobrzeje po upadku~! - Wzruszył ramionami.
- Echh, jako kobieta byś tyle nie narzekał. - Pokręcił głową niby to poważnie, ale z rozbawieniem. No, ale i tak doceniał, że jego chłopak był jego chłopakiem... I taki mu się podobał. Ale co, głośno mu tego nie powie.
- Ale wtedy miałbym humorki, bóle głowy i dwa razy w miesiącu miałbyś celibat... W sumie pół miesiąca celibatu! To jak wolisz~?
- Jak dwa razy w miesiącu...? - Zmarszczył brwi. O nie, jakie pół miesiąca, nawet on wiedział, że przeciętna kobieta ma tak góra tydzień na ponad miesiąc... Ale zawsze coś, o tyle więcej... - Zresztą nieważne... Nie narzekaj. - burknął i przyspeszył kroku. Tak blisko szczytu...
- A chcesz stworzyć małego Shizusio-Izayę? Bo jeśli nie to doliczy kolejne dni do tego twojego "tylko tydzień"... - Przewrócił oczyma. - Yay Shizu-chan udało ci się~! - Zaklaskał widząc już koniec schodów.
- Chcę. - potwierdził i postawił go na ziemi, po czym spojrzał na niego pewnie. - Czemu by nie? Ktoś w tym mieście musi pilnować porządku, jak mnie nie będzie... Hmm, ciekawe, czy jakby poszedł po mnie, to biegałby za tobą i okładał cię łyżką. - Na samą taką wizję lekko się uśmiechnął. Uświadomiwszy sobie jednak, że powiedział co powiedział na głos przy Izayi spoważniał i poszedł dalej na taras widokowy. - Zimno. - zmienił temat. - Napojów nie kupiliśmy przed wejściem. - Choć pewnie i tak by go nią oblał...
- A co gdyby to było dwóch takich jak ja? Co wtedy Shizu-chan~? - Uśmiechnął się mile zaskoczony postawą blondyna. - Zimno a z mojej kurtki się śmiejesz!
- Jak co? - Popatrzył na niego, wręcz zdziwiony, że nie wie. - Wychowałbym ich na ludzi, żeby mi po domu dwie kolejne pchły nie skakały... A co do kurtki i tak będę się śmiał. Ty nie czujesz wiatru, a ja tak... Zimny, ale przyjemny. - Zadrżał lekko, ale wciąż lekko się uśmiechał. Dwie pchły. Z plastikowymi nożykami. Wszytkie inne noże by chował pod kluczem...
- Wierz lub nie, ale mnie też wychowywali "na ludzi". - Uśmiechnął się i zadrżał. - Czuję wiatr, czuję... Przytul mnie a nie!
- Nie wierzę... Na pewno nie po mojemu. - Wzruszył ramionami i podszedł, po czym poprowadził go do ośnieżonej dość ławki dla zwiedzających dłużej. Przyśrubowana była, toteż nie mógł jej podnieść, by strząsnąć śnieg i zrobił to ręką. Wskazał mu miejsce i sam siadł obok, otaczając go ramieniem. - Pod ścianą ci tak nie wieje, nie?
- Lepiej~~... - westchnął z lubością wtulając się w blondyna. - Powiedz Shizu-chan... Dobre te mikołajki czy nie?
- No... Wyszły inaczej niż myślałem, ale u nas to chyba normalne. Podobają mi się... A co?
- Tak byłem ciekawy~... Z reguły nasze dni upływają bardziej... pod znakiem mojego uciekania po ulicach niż twoich fochów... - zachichotał. - Naprawdę musisz nie lubić świąt... Cieszę się jednak, że ze mną wytrzymałeś. - Uśmiechnął się do blondyna znacząco. - Ne Shizu-chan wiedziałeś, że tu wszędzie jest jemioła? - Szepnął ustami w usta blondyna.
- Ho ho ho, czy ktoś tu mówił, że nie lubi świąt? - Gruby białobrody dziadek w czerwonym płaszczu spojrzał na nich zdziwiony. Stał zaraz obok, podpierając się rękoma za boki.
- Nie, skąd... Nie lubi tylko, jak nam się przeszkadza. - zauważył Shizuo i olewając całkiem, że im przerwano, wpił się w usta Izayi. No... Dzień jak codzień, tylko tyle, że dziś mógł olać nawet Mikołaja dla chwili przyjemności.
- Shizu-chan znieważasz świętego? Oya, oya uważaj potworku bo nie dostaniesz prezentu~... - wysapał w przerwie między pocałunkami, po czym sam wpił się w usta blondyna.