Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

czwartek, 30 maja 2013

Poskromić bestię - rozdział 5

Witajcie wszyscy~! Wróciłam~! :3 Znaczy się, razem z Kiasarin-chan byłyśmy na obozie i dopiero wczoraj odzyskałyśmy dostęp do cywilizacji... Wyobraźcie sobie, że tam nie można było łączyć się porządnie z internetem ani pisać!!! I jeszcze załapałam jakieś choróbsko. (Nie mogę się ruszyć 4 kroki, żeby się nie zachwiać... Q.Q) Dobrze że były też jakieś plusy~! To po prostu była dobra zabawa w znajomym gronie. ;3
Niemniej cieszę się że wróciłam, mogę dodać rozdział i zająć się trochę pisaniem~!!! :3
Brakowało mi bloga~...
Dobrze, już nie zanudzam swoim szczekaniem~! X3
Enjoy~!




     „Sakamoto przysłał mi żądanie zapłaty odszkodowania 300 000 jenów. Iryo-sama, mam mu zapłacić, czy lepiej byłoby dorwać go pojutrze na transakcji z jakuzą???” – Sms od Fuji’ego. Informator przypomniał sobie szybko – szeroki, płaski nos, brązowe włosy, piwne oczy z domieszką jasnego brązu, posiada jednego szpiega w jakuzie. Krewny szefa działu finansów w ósmej w Japonii, pod względem wielkości, firmy pełniącej usługi turystyczne.
     „Zgodnie z twoimi zaleceniami kazałem Fuji’emu zapłacić 300 000 jenów. Tak jak podejrzewałeś zapewne nie zapłaci. Fikcyjne spotkanie z jakuzą już dotarło do jego uszu. Jestem gotowy na następne polecenia.” – Wiadomość od Sakamoto wysłana dokładnie 1,5 godziny po sms’ie Fuji’ego. Orihara uśmiechnął się pod nosem. Banalna sprawa.
     Po odpisaniu na około 15 spraw, zostało mu 17 sms’ów i doszło kolejnych 8. Żałował, że nie ma przy sobie laptopa, na którym mógłby to wszystko pospisywać, ale postanowił, że w swoje ciuchy, ootoro i laptopa zaopatrzy się, kiedy Shinra z Celty wrócą do opieki nad Shizu-chan’em. Póki co musiał wytrwać z samym telefonem...
     2 godziny później Izaya zerkał znudzony na Shizuo, rozważając, czy coś by się stało, gdyby na chwilę wyszedł. Przecież nie mógł siedzieć nieruchomo całą wieczność, podczas gdy lekarz ze swoją ukochaną kręcili się zapewne gdzieś po mieście, zapomniawszy nawet o ich istnieniu. No chyba, że akurat załatwiali swoje sprawy, albo jeszcze lepiej – zajmowali się sobą, jakkolwiek to możliwe... On chciał jedynie wyskoczyć do 2 sklepów i zajrzeć do Simona, to chyba nie tak wiele~?
     Akurat w chwili, gdy Izaya już niemal podjął decyzję o wyjściu na dosłownie 10 minut, do jego uszu dotarł odgłos otwieranych drzwi wejściowych i kroków przytłumionych przez wykładzinę. Po tym, że kroki były skierowane dokładnie w stronę pokoju Shizusia i owa osoba nie błąkała się po domu jak on na początku, sądził, że musi to być doktor albo dullahan. Mimo to wyciągnął z kieszeni nożyk sprężynowy i przykucnął na krześle, gotów do skoku. Gdy drzwi uchyliły się ze skrzypnięciem, wszystkie jego mięśnie spięły się w gotowości do działania. Nikt z domowników nie zaglądałby tam przecież tak niepewnie. Drzwi otworzyły się już całkiem i informator opadł z powrotem na krzesło, jednocześnie rozczarowany i lekko rozdrażniony. Zawsze był cierpliwy, ale Shinra zaczął przesadzać. Zamiast zjawić się obejrzeć stan pacjenta, czy chociażby zgodnie z obietnicą pilnować, żeby on sam nic nie zrobił swojej zabawce, ten okularnik poinformował Kasukę o miejscu pobytu Shizu-chan’a!
- Kasuka-kun, czyżby Shinra cię przysłał~? – Spytał z pozorną obojętnością.
     Skinięcie głowy musiało mu wystarczyć za odpowiedź. Brunet był już zapatrzony w swojego brata jak w obrazek. Oczywiście informator wiedział, że Kasuka żywi ogromny szacunek dla Shizusia, a także że jeśli chodzi o dojrzałość psychiczną prawdopodobnie jest ona u niego na nieco wyższym poziomie niż u blondyna. Jednak chwilowy przebłysk troski w oczach młodszego Heiwajimy wcale się Izayi nie spodobał. Tylko tego mu brakowało – aktora przesiadującego godzinami przy swoim bracie, przeszkadzającego mu w obserwowaniu blondyna i co więcej przeszkadzającego w opiece nad nim! Gdzie ten Shinra się podziewał~?! Chyba wypadałoby poinformować Oriharę o postępowaniu z nieprzytomnym pacjentem~...
     W tej samej chwili Kasuka ze swoim jak zwykle flegmatycznym wyrazem twarzy zbliżył się do szafki nocnej Shizu-chan’a. Wyjął z niej woreczek z kroplówką i zawiesił na stojaku dotąd stojącym pod ścianą, a teraz przyciągniętym do łóżka. Chwycił za rurkę od kroplówki i podłączył do opatrunku na ręce blondyna, po czym puścił powoli krople cieczy, tak by spływały wprost do organizmu jego brata...
- Heiwajima-kun, czy to należało do instrukcji które przekazał ci doktor? – Izaya utrzymywał spokojny ton głosu, chociaż czuł się naprawdę rozdrażniony i obrażony.
     Dlaczego on dostał jakieś polecenie i mógł pomóc, a Izaya miał siedzieć na tyłku bez tak właściwie żadnej roboty???
     Kolejne skinięcie głowy tylko utwierdziło go w przekonaniu, że to najwyraźniej jakiś sprawdzian okularnika, mający za zadanie go przetestować. Postanowił, że nie da się tak łatwo sprowokować ani nawet nie zadzwoni do lekarza. Rozsiadł się z powrotem na fotelu i wpatrzył w Shizusia, układając sobie plany manipulacji tym pięknym, chwilowo dla niego niedostępnym miastem.


Kasuka:

     Aktor też nie miał zamiaru okazać choć cienia zainteresowania kimś poza Shizusiem. Usiadł na łóżku swojego brata i zaczął jeździć wzrokiem po nieprzytomnym blondynie.
     Shizuo... Kishitani-san mówił, że może być gorzej, niż wygląda. Ale ty udowodnisz wszystkim, że się myli. Jak zawsze zaprzeczysz wszystkim teoriom. W końcu cię znam. Wstań szybko, Shizuo. Poczekam na ciebie.


Wszyscy:

     Minęły następne 2 godziny. Dwie godziny w zupełnej ciszy, przerywanej jedynie jakimś telefonem czy sms’em od czasu do czasu. Blondyn się nie obudził, obaj bruneci nie rozmawiali. Słowem – sytuacja przedstawiała się nieciekawie. I została przerwana dopiero po upływie owych 2 godzin przez przybycie Shinry.
- Ohayo Izaya. Witaj, Kasuka-kun. – Lekarz wyglądał na przemęczonego. Błękitne cienie pojawiające się pod jego oczami świadczyły dobitnie, że od rana jest na nogach, mimo wczorajszej ciężkiej operacji.
- Shinra~! – Izaya uśmiechnął się lekko, mrużąc oczy. Przyjemnie było nieco pogimnastykować mięśnie twarzy. Od ładnych kilku godzin nie miał dla kogo grać. – Gdzie byłeś~? Nieładnie tak zostawiać gościa bez instrukcji ani wyjaśnień~!
     Okularnik uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Wybacz, Izaya. Myślałem, że przyjdę trochę wcześniej. Straciłem telefon i miałem jeszcze kilka spraw do załatwienia, dlatego dotarłem dopiero teraz. Co z Shizuo? – Ku irytacji informatora to ostatnie pytanie skierowane zostało do Kasuki.
- Śpi. – Młodszy Heiwajima odezwał się poraz pierwszy od dłuższego czasu.
- Rozumiem. – Mruknął Kishitani, badając ostrożnie blondyna. – Wygląda na to, że póki co wszystko jest w porządku. Dziękuję za opiekę nad pacjentem. – Uśmiechnął się lekko do nich obu i zauważywszy nietęgą minę Izayi zaproponował: - Może przejdziemy się do rosyjskiego sushi? Simon bardzo usilnie mnie zapraszał, żebym zaprosił znajomych, a Shizuo i tak nie obudzi się przez najbliższych kilka godzin. Tak sądzę. – Podrapał się po gęstej czuprynie i uśmiechnął nieco weselej. – Więc, kto jest chętny~?
     Kasuka pokręcił głową, ponownie wbijając wzrok w swojego brata. Wolałby zostać.
- Niestety Shinra, obiecałem Shizu-chan’owi, że przy nim posiedzę. – Izaya czuł ssanie w żołądku, ale też wolał zostać. Shizu-chan był jego zabawką, nie odda go tak po prostu, nawet jeśli chodziło o brata tejże zabawki. Simon będzie musiał poczekać, tak samo jak ulubiona bluza.
- Oy~... – Okularnik westchnął, jakby nad jego głową zawisła conajmniej metrowa burzowa chmura i zapowiedziała, że zostanie sam do końca życia. – No proszę, Celty musiała zająć się swoimi sprawami, a ja nie chcę wychodzić do miasta sam... Kasuka-kun, może chociaż ty się ze mną wybierzesz~? – Zapytał z nadzieją. – Za godzinę i tak musisz być na planie, a Shizuo naprawdę nie ucieknie... Musicie robić coś poza siedzeniem tutaj. – Stwierdził stanowczo, widząc zacięte miny obu.
     Aktor powoli wstał, rozprostowywując obolałe od bezruchu mięśnie. Westchnął niedosłyszalnie i skinął głową. Idzie. Musi coś zjeść przed nagraniami, inaczej osłabnie, przecież o tym wie. Tylko jeśli Shizuo się obudzi... Zresztą, dowie się o tym od razu. Shinra mu to obiecał, a on nie złamał danego słowa jeszcze nigdy.
- Cudownie~! – Lekarz od razu się rozpromienił, choć tylko na pokaz. Zastanawiał się, co kombinuje Izaya. Czyżby to, że nie ma w tym żadnego interesu było możliwe? Shinra, tak samo zresztą jak i Celty, był niemal całkowicie przekonany, że informator musi mieć ważny powód, żeby zaniedbywać manipulowanie ludźmi i przesiadywać przy swoim wrogu. Różnica między twierdzeniami Shinry a domysłami jego ukochanej była jednak taka, że bezgłowa kobieta rozmyślała nad tym, jakie tortury zgotuje Orihara dla Shizuo, gdy ten już się przebudzi. Doktor rozmyślał z kolei, czy i dlaczego podejście informatora do blondyna aż tak się zmieniło. Oczywistym było, że już nie chce go zabić, jednak dlaczego...??? I czy na 100% mógł zostawić ich samych? W końcu Shizuo wyglądał, jakby jednak nic złego mu się nie działo... – A ty, Izaya? Może jednak wybierzesz się z nami~? – Wpatrzył się w bruneta z nadzieją w szczenięcych oczkach. Na pewno nie wyglądał na tak niebezpiecznego jakim mógłby się stać, gdyby tylko miał powód, ale brunet i bez tego wiedział, że powinien być grzeczny.
- Shinra~! – Orihara się naburmuszył. – Obiecałem! Zostaję~. – Oznajmił.
     Okularnik nie nalegał już więcej. Zostawił Izayę razem z pacjentem w spokoju, zabierając ze sobą młodszego Heiwajimę.

Izaya:

- Zostaliśmy sami, Shizu-chan~! – Zawołał wesoło, usłyszawszy trzaśnięcie drzwi. – Nadal śpisz~? – Wstał z kanapy i pochylił się nad Shizusiem. – Hmm~... Tak, śpisz. Dalej zero zabawy, ale przynajmniej jesteśmy sami~! – Klasnął w dłonie, co rozniosło się echem po słabo wyposażonym pokoju. – Jak wpadnę na pomysł jakiejś zabawy, to ci powiem, dobrze~? A teraz wybacz, muszę iść tam gdzie nawet informatorzy chodzą piechotą~! – Zachichotał cicho. – Chociaż ja po całym mieście chodzę pieszo~... No dobrze, muszę też coś zjeść, więc nie budź się i nie uciekaj do tego czasu~. – Przykazał pogrążonemu w głębokim śnie blondynowi i wyszedł. - Yare yare, w życiu nie czułem się tak obolały~... – Westchnął jeszcze, rozciągając mięśnie po drodze.


wtorek, 28 maja 2013

Shizaya-day ~ by Kiasarin

O matko, ludzie na serio przepraszam, bylam pewna ze to sie wczoraj doda. Ustawilam automatyczną publikację i nic. Nie wiem jak to zrobliam nie mniej jednak przepraszam. Teraz to dodam, mimo ze z komorki.
No hej, ktoś gdzieś kiedyś napisał, albo mi powiedział, że dziś powinien być dzień Shizayi i o ile nie mogę jakoś potwierdzić tej informacji, bo zwyczajnie nie wiem skąd ją mam, to pomyślałam, że w sumie można by coś napisać ot, tak, przecież nie zaszkodzi. A że miałam pomysł (zaraz okaże się czy dobry) no to napisałam. Wyszło mega długie, ale mam nadzieję, że jakoś dotrwacie do końca~! Zapraszam :)

Shizuo niespiesznie przemierzał ulice Ikebukuro, za kompana mając tylko leniwie tlącego się papierosa w ustach. Właśnie skończył pracę i doszedł do wniosku, że i tak nie ma po co wracać do mieszkania. Przecież jest tam sam. Dzisiaj wyjątkowo nikt nie odsuwał się od niego na ulicy, przez co pierwszy raz od kilku lat musiał przepraszać dziewczyny i niezdarnie manewrować pomiędzy ich coraz większą gromadką. "Co jest ktoś sławny przyjechał?" - pomyślał, a gdy usłyszał piski i zobaczył ślinotok kilku nastolatek, był pewien. "Hah, nawet Izaya nie wymyśliłby tego lepiej... Czemu ja do cholery myślę o tym skurwielu nawet jak mam wolne!!!" Bijąc się z myślami wpadł na jakąś drobną osóbkę. Już chciał ją przepraszać (już chyba 30 raz w ciągu tego dnia kogoś przepraszał) gdy ów dziewczyna obróciła się w jego stronę z gwiazdkami w oczach. Gdy tylko zlustrowała blondyna jej ślinotok się powiększył, a chwilę potem cała dzielnica usłyszała jej pisko-krzyk. Shizuo automatycznie zakrył uszy, dziwiąc się, jak Izaya może to wytrzymywać niemal dzień w dzień, a potem zapodał sobie mentalnego kopa za porównywanie siebie do rozwrzeszczanej nastolatki, która ślini się i piszczy na widok tej społecznej mendy.
Z bocznych uliczek zbiegła się cała chmara rozemocjonowanych nastolatek. Rzuciły się na niego. Wzrok miały zachłanny i niewyżyty. Walczyły dzielnie, gdy ex-barman próbował je jakoś delikatnie odpędzić. "Przecież nie bedę ranił niewinnych dziewczyn, nawet jeśli mnie atakują." Sprawy przybrały gorszy obrót, gdy jedna z nastolatek  oddarła kawałek koszuli od Kasuki. Co gorsze, (dla Shizuo) reszta zgromadzenia podchwyciła pomysł i już po chwili blondyn był na siłę pozbawiany odzieży. Gdy Shizuo pokonał pierwszy szok, jeszcze przed wielką falą adrenaliny, ostatkiem silnej woli wybił się przez cały tłum i pobiegł jak najszybciej szukając bezpiecznego schronienia. Te wariatki były zdolne do wszystkiego, a on nie chciał nikogo krzywdzić bez powodu, no chyba że Izayę. Biegł prawie tak szybko jak gdy ganiali się z informatorem.
Z włosami w nieładzie, w pokiereszowanej koszulki i poszarpanych spodniach, bez muszki czy kamizelki, wpadł do upragnionego schronienia w Russia Sushi. Po drodze spotkał jeszcze 2 inne pochody wariatek i by nikogo nie skrzywdzić musiał wybrać naprawdę pokrętna drogę ucieczki. Musiał przełazić przez jakieś murki (Po czwartym miał dość, więc kolejne zarobiły po prostu dziurę w kształcie Shizuo.) Cicho zamknął drzwi i dalej obrócony przodem do wejścia, zaczął iść w stronę lady, za którą stał Simon. W pewnym momencie coś, albo ktoś, uderzył go delikatnie w plecy. Natychmiast się odwrócił i już trzymał pięść gotową do ataku - to był odruch, nie kontrolował tego a do tego był poddenerwowany przez te wariatki na zewnątrz. Gdy poczuł zimno stali gdzieś na swojej szyi otworzył szerzej oczy w niemym zdziwieniu.
- O, to tylko ty, Shizu-chan~! Nie masz pojęcia jak się cieszę, że to właśnie ty~! - Powiedziała śpiewnie jego niedoszła ofiara i zaraz zdjęła nożyk z gardła blondyna.
-TY!!! - Shizuo chwycił uśmiechniętego informatora i podciągnął go za bluzę do góry, tak że ich twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów. Dało się słyszeć pisk fanek za oknem, ale blondyn się tym nie przejął.
-Oi Shizu-chan, zero kultury, a gdzie jakieś powitanie~? Nawet zwykłe hej byłoby miłe, wiesz~? - Izaya uśmiechnął się cwaniacko mimo swojego nieciekawego położenia. Machał nogami 10 cm nad ziemią i nic nie zapowiadało, by Shizu-chan szybko go puścił. - Ne, Shizu-chan, mógłbyś mnie postawić? Nie chcę, żeby moja kurteczka dziś jeszcze bardziej ucierpiała. - Brunet stwierdził, że skoro na blondyna i tak nie zadziałają chwyty psychologiczne to przedstawi sprawę jasno i klarownie - rzecz dla niego najważniejsza to kurtka.
- To twoja wina więc teraz cierp. - Wysyczał w odpowiedzi ex-barman.
- Zaskoczę cię, ale tym razem wyjątkowo nie zrobiłem nic a nic. - Odparł nadal bezczelnie uśmiechnięty brunet, jednocześnie próbując wyszarpać końcówki kurtki z rąk Shizuo.
- Nie wierzę.
- To uwierz. - Odparł bezczelnie, ale widząc powątpiewającą minę swojego wroga raczył wszystko wyjaśnić. - Tym razem to wina Eriki. - Shizuo łaskawie rozluźnił uścisk i Izaya poleciał na ziemię, po czym wstał, otrzepując się. - Sam też jestem pokrzywdzony. Omal nie zostałem rozebrany siłą i zawinięty w różową kokardkę. - Burknął. Nie podobało mu się, że prawie dał się złapać jakimś podrzędnym dziewuchom.
- Hahahahahahaha!!! - Shizuo otarł łezkę. - Wyglądałbyś przezabawnie. - Skomentował, nadal rozbawiony tym niedorzecznym pomysłem.
- Ta, jasne. - Izaya włożył w to cały swój sarkazm. - A zgadnij, pod czyje drzwi by mnie podrzuciły? - Zapytał z błyskiem w oku i chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie. - Odparł Shizuo z niedowierzaniem.
- Tak. - Izaya sparodiował niedowierzanie blondyna.
- W sumie wyglądałbyś słodko. - Skomentował zgryźliwie Shizuo.
O.O - Skrajne zdziwienie, jednak po krótkiej chwili informator opanował się.
-Ta, byłby ze mnie piękny trup, Shizu-chan~! - Prychnął, niezadowolony z takiego pomysłu: on nagi w różowej kokardce, zdany na łaskę tej bestii??? Nie, to się nie mogło tak potoczyć.
- Dobra, przestań i powiedz lepiej o co chodzi. - Shizuo widząc dokąd zmierza ta rozmowa, postanowił zadać bardziej logiczne pytanie.
- No więc... - Izaya zastanowił się, jak dobrze przekazać to swojemu wrogowi. - WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NASZ DZIEŃ, SHIZU-CHAN~! - Wykrzyknął, uradowany.
- CO?!?!?! Jaki NASZ dzień??? Coś ty znowu wykombinował, pchło!!!
- Już ci mówiłem. - Westchnął, łapiąc się za głowę. - Podziękuj Erice.
No ja nie mogę, co ta wariatka znowu wymyśliła???
-Wiesz, - chytry uśmieszek Izayi się powiększył - moje informacje nie są tanie, Shizu-chan~!
-Ehh... co chcesz w zamian?
- Grzeczny potworek, za to że jesteś taki potulny dostaniesz rabat. - Izaya mrugnął figlarnie w stronę skołowanego blondyna.
- No więc? - Shizuo zaczynał się niecierpliwić.
- Eh... zero zabawy z tobą, ale dobra. Erika i wszystkie Yaoistki z miasta obchodzą dziś swoje święto.
- Jakie?
- Dzień Shizayi.
- A co to ma niby być?
- Noo wiesz... - Izaya delikatnie się zarumienił, ale kontynuował. - Yaoistki to takie dziewczyny, które parują ze sobą dwóch chłopaków, iiii... - Nie mógł wykrztusić dalej, w dalszym ciągu usilnie starając się utrzymać jak najmniej zaróżowioną twarz.
- Przestań się rumienić i gadaj jak człowiek. - Warknął mało przychylnie blondyn.
- No według nich... - Izaya wziął głęboki oddech. - Według nich jesteśmy parą!!!
- CO?!?!
- A niby skąd nazwa "Shizaya"? - Westchnął, zdziwiony brakiem rozumowania blondyna.
- Czekaj, czekaj. - Shizuo błysnęły groźnie oczy, Izaya już przygotowywał się na cios. - Czyli, że byłem na górze. - Shizuo uśmiechnął się sadystycznie. Izaya widząc to, głośno przełknął ślinę.
- C-co? - Izaya  zaczął się delikatnie wycofywać. - Co ty kombinujesz? - Blondyn zbliżał się do niego nieubłaganie - Shizuś nie wygłupiaj się. - Informator uśmiechnął się głupkowato.
- Wiesz, tak sobie pomyślałem, - oblizał usta, nadal zbliżając się do swojej ofiary - że jak dam im to czego chcą, to przestaną mnie wkurzać.
- Ty lepiej nigdy więcej nie myśl, Shizu-chan~! - Zaśmiał się, nadal usilnie starając się utrzymać maskę na twarzy. Dotknął plecami zimnej ściany i już wiedział, że to może być koniec.
- Cicho kleszczu!!!! Próbuję się jakoś przemóc. - Westchnął blondyn.
- Ty! Ty lepiej się nie przemagaj! - Shizuo chwycił przerażonego już trochę informatora za bluzę i przyciągnął do swojej twarzy. Piski dziewczyn za szybą, jak i uderzenia w nią, nasiliły się. W końcu szkło nie wytrzymało i pękło.
- DOSTAŁY SIĘ TU!!! - Krzyknął Rosjanin, po czym wskazał palcem prawie całującą się dwójkę. - WY MUSIEĆ UCIEKAĆ!!! - Popchnął ich w stronę tylnego wyjścia.
Izaya szybko wyrwał się z uścisku i pociągnął Shizu-chan'a za rękę, przy wejściu krzycząc:
- Szybciej Shizuś, spadamy!!! Arigato, Simon~! - Pomachał Rosjaninowi na pożegnanie.
- Chłopaki!!! - Usłyszeli głos Eriki.
- Erika!!! - Ze strachem spojrzeli na siebie nawzajem.
- No nie bądźcie tacy, chociaż ten raz w roku pokarzcie co się tu po nocach dzieje~!
- Nie ma problemu, tylko daj coś twardego. - Odparł Shizuo, nie rozumiejąc polecenia. Ale jak to on miał w zwyczaju, postanowił żyć zasadą "zawsze jest pora, by wpieprzyć Izayi".
- *q* i *w* Już wiem o co ci chodzi Shizuo~!
- O czym ty myślisz?! - Wrzasnął skołowany blondyn.
Izaya miał dość tego monologu, więc wybiegł trzymając za rękę i tym samym holując za soba Bestię z Ikebukuro.
- Shizu-chan, ty debilu. - Orihara zaczął rozmawiać w biegu. - Jak myślisz, o czym twardym pomyślała??? Ja nie mam zamiaru spełniać jej chorych fantazji, nie wiem jak ty.
Biegł, klucząc między ślepymi uliczkami i tajemnymi przejściami. Wszystko by zgubić tę wariatkę. Wbiegł do jakiegoś mało uczęszczanego zaułka i dopiero po chwili, gdy załapał oddech, zrozumiał ze wciąż trzyma swojego wroga za rękę. Natychmiast ja puścił. Odwracając się tak, by wróg nie widział tego jak go to peszy, zwłaszcza po tym co usłyszał od Eriki.
 - Co?- Shizuo zarumienił się, choć nie wiadomo, czy z wstydu czy z wysiłku. - Ale... To... To nie tak... Nie, bo ja... - Nie umiał się wysłowić.
- Taa... - Mruknął brunet z sarkazmem. - Bo już ci uwierzę, że nie chodziło co po głowie coś nieprzyzwoitego. A kto chciał mnie całować w barze Simona?
- TY!!! - Shizuo zdenerwował się, a jednocześnie z każdą wypowiedzią bruneta stawał się coraz czerwieńszy.
- Tak, ja. - Informator w odpowiedzi tylko bezczelnie się uśmiechnął i dumnie wypiął pierś - A teraz pomyśl, gdzie się możemy przed tą wariatką ukryć, taż żeby nas przez całą noc nie znalazła.
- No nie wiem. - Shizuo wołał już nic nie mówić, żeby nie wyszło, że jest zboczeńcem. - To ty tu jesteś mistrzem kamuflażu.
- O nie, nie. - Izaya przecząco pokręcił głową. - Nawet w tak pokrętnej sytuacji, nie licz, że pokarzę ci moje kryjówki, skróty i tajne przejścia.
Rozmowę przerwał warkot motoru. Obaj mężczyźni odwrócili głowy w tym kierunku.
- Celty!!! - Wrzasnęli obaj równocześnie.
- [Jak dobrze, że jesteście, całe miasto ześwirowało... Zaraz, co wy dwoje robicie w ciemnej alejce?! O.O] - Dodała chwilę potem.
- A, nic. - Odparł cichutko Izaya. Właśnie doszła do niego dwuznaczność tej sytuacji.
- [Nieważne, wskakujcie.]
- Dzięki Celty, życie mi ratujesz. Szkoda tylko, że tej mendzie też.
- To musiało świetnie wyglądać, my dwoje w ciemnej alejce, jeszcze niewiadomo co robiliśmy~! - Informator dostrzegł okazję do małej manipulacji i zamierzał ją wykorzystać.
- Ty już lepiej nic nie mów, mam dość jak na jeden dzień.
- A myślałem, że ty nigdy nie masz dosyć, Shizu-chan, jesteś przecież niewyżytą bestią~!
- CO?! - Wrzasnął zdenerwowany blondyn.
- I za to cię kocham~! - Izaya cmoknął go w policzek i wskoczył na motor Celty. - Jedziesz, Shizu-chan~? Tylko pamiętaj, trzymaj się mnie bardzo mocno~!
Przemierzali ulice Ikebukuro. Wszędzie gdzie tylko się pojawiali towarzyszyły im piski rozemocjonowanych nastolatek. Izaya czuł się jak gwiazda filmowa, za to Shizuo miał wrażenie, że zapadnie się ze wstydu pod ziemię. Jeździł po mieście trzymając swojego rzekomego chłopaka w pasie i rumieniąc się jak debil, czy można się bardziej zbłaźnić? Chyba nie.
- Celty, gdzie my jesteśmy? To mi nie wygląda na mieszkanie. - Izaya nerwowo przełknął ślinę - To bardziej rabu hotel*. Nie mów mi, że...
- [Wybaczcie chłopaki, to dla dobra tego miasta i Shinry.]
- Ale Celty, o czym ty mów... - Shizuo nie zdążył dokończyć swojej kwestii, gdyż cień kobiety chwycił i oplótł Izayę. Biedny brunet nie zdążył uskoczyć i teraz szarpał się z czarnym cieniem.
- No co tak stoisz, pomóż mi. - Krzyknął zdenerwowany Izaya, starając się jakoś wyplątać. Shizuo wykonał jego "prośbę" i starał się jakoś pomóc informatorowi. W tej chwili jednak brunet na coś wpadł. - Shizuś, szybo, odsuń się, odsuń się jak najdalej!!! - Krzyknął jednak za późno, gdyż cień chwycił zdezorientowanego blondyna i związał go z Izayą.
Celty weszła do budynku wyglądającego jak żywa pisanka, ciągnąc za sobą niedoszłych kochanków.
- Nie Celty, puść mnie, ja chcę żyć, jutro będę cały obolały!!! Nie będę mógł chodzić!!! Proszę, wiesz jaki Shizuś jest brutalny, myślisz że mi odpuści tylko dla tego że mamy święto?! Nie, będzie dwa razy ostrzejszy niż zwykle, bo musi rozładować frustrację!!! To wszystko się na mnie skupi i jeszcze nie mam gdzie uciec.
- *w* Na to właśnie liczę, Iza-chan. - Erika pojawiła się koło nich, pilnie przysłuchując się rozmowie i interpretując ją na swój własny, chory sposób.
- Cicho Izaya!!!! Jak chcesz żeby cię jutro dupa nie bolała to się zamknij!!! - Wrzasnął zdenerwowany blondyn.
- A co to zmieni, już i tak mają nas za parę. - Izaya prychnął, niechętnie godząc się z losem.
- W następny dzień Shizayi siedzę w domu. - Burknął blondyn.
- Zostaję z tobą.
- *krwotok z nosa Eriki* Aaaaaaa~~~~~~! <3
- Oi, Erika-chan, a gdzie Wolter~?
Yaoistka się naburmuszyła.
- Nie chce się w to mieszać. - Zrobiła smutną minkę. - Twierdzi, że to uwłacza godności faceta. Phi! - Prychnęła.
- A tak na serio? - Nawet Shizuo nie nabrał się na tak idiotyczna wymówkę.
- "Nie chcę zginąć jak oni bedą w szale niszczyć miasto." Tak mi powiedział. Ale przecież wy nic nie zniszczycie, bo wy się bardzo kochacie~! <3 Ale on tego nie zrozumie. - Znowu zrobiła smutną minkę.
- To co, pierwszy na liście osób do zniszczenia jak będziemy demolować miasto? - Izaya szepnął Shizusiowi na ucho.
- Awww... Co tak szepczecie? Jakieś niegrzeczne rzeczy~? No dajcie posłuchać~! Przecież o Was wiem!
- Nie ma żadnych Nas!
- Daj spokój Shizuś, wariatki nie przekonasz.
- Nie mydlcie mi oczu, ja i tak wiem swoje~! <3
Celty wepchnęła największych rogów w Ikebukuro do jednego pokoju i zamknęła szybko drzwi. Dało się słyszeć narzekanie Eriki - "Mogłaś zostawić Shizuo kajdanki, albo chociaż sznur, w końcu nie wiadomo jak lubią to robić!" - po czym nastąpiła przerwa, prawdopodobnie na napisanie przez Celty wiadomości.
"Dobrze, jak uważasz, ale co im zaszkodzi brak opaski na oczy i kajdanek?" ... "Dobrze już dobrze, wierzę że sobie poradzą nawet w takich warunkach."

*** W POKOJU***

- Ne, Shizu-chan, to co robimy~? - Izaya położył się na łóżku i przekręcił na brzuch, czekając na odpowiedź blondyna.
- Ty sobie nic nie wyobrażaj kleszczu. - Blondyn przysiadł niepewnie na skraju łóżka.
- Hahaha, to zobaczymy co jest w telewizji~. - Izaya sięgnął po pilota, dosłownie kładąc się na kolanach Shizuo. Gdy już dobył pilot w swoje łapki, poprawił się tak, by mieć głowę na kolanach Bestii z Ikebukuro i zaczął pstrykać po ustawieniach. - Karaoke? Nie to chyba nie dla ciebie, może konkurs wrzasków byś wygrał, ale nie karaoke. - Przełączył jakiś inny przycisk. - O, opcja łóżka wodnego. - Zaczęli trząść się na materacu.
- Iizaya, przeełącz too... - Shizuo starał się zachować równowagę, co nie jest wcale takie łatwe, gdy siedzi się na krawędzi łóżka z bezczelnym brunetem na kolanach.
- Hahaha, chodź Shizu-chan~! - Wciągnął swojego ex-wroga na łóżko i sadził go tak, że ten oparł się o wezgłowie łóżka. Sam informator bezczelnie położył się na jego torsie, dalej bawiąc się pilotem.
- Co ty Izaya, chcesz spać razem ze mną?
- Ta, nie mam zamiaru spać na podłodze. Jak już chcesz mnie wykorzystać by się zaspokoić to chociaż tu gdzie jest miękko.
- Co ty wygadujesz?!?! Ja wcale nie...
- Co wybierasz Shizu-chan, możemy obejrzeć pornosa, albo pornosa, albo gejowskiego pornosa... Cóż za różnorodność. *sarkazm* - Izaya w końcu wyłączył telewizor i włączył jakąś relaksacyjną muzyczkę w radiu. Wtulił się przy tym bardziej w blondyna. Jak już mieli razem spać to dziękował losowi, że Shizuo jest wielki, ciepły i wygodny. - Miło, prawda? - Zapytał po jakimś czasie.
- Ta... - Blondyn powoli odpływał. Gładził po włosach Izayę, czuł jego ciepło koło siebie i było mu z tym strasznie dobrze. - To znaczy nie!!!- Szybko się zreflektował, gdy doszło do niego znaczenie słów Izayi.
- To co chcesz porobić, jak tak nie jest miło...? Nakręcamy własnego pornosa, żeby Erika miała się czym chwalić~? - Wskazał palcem kamerę w rogu pokoju, po czym pomachał do niej.
- A chcesz? - Ex-barman już nawet nie zastanawiał się nad tym, co szalona Yaoistka zrobi z tym nagraniem, nie obchodziło go już nic. Miał przy sobie swoją mendę i było mu dobrze. Czekał tylko na odpowiedź bruneta.
- Emm... - Izaya zaczerwienił się i
(I to będzie pytanie dla was... Co takiego zrobił Izaya? I tak, wiem, że jestem wredna. Tak, wiem, nie powinno się kończyć w takim momencie. I tak, jak Inu-chan mnie nie zamorduje i będziecie chcieli, to może kiedyś dopiszę cześć 2, chociaż nie wiem. Mam nadzieję, że mimo wszystko się wam podobało. :) A i kończę jeszcze z jednego powodu - to jest mega długie. Właściwie to najdłuższa nota na blogu. Ups, a jeszcze 3 lata temu nie potrafiłam pisać na więcej niż stronę. Się porobiło... No nic, to we czwartek nowy rozdział "Poskromić bestię", zapraszam~!)

sobota, 25 maja 2013

Shizaya - "Może "bóg" potrafi zachować rozum w miłości?" - rozdział 7

Hej ludziska :)
Co do "Stanu wyjątkowego" to tak, jest to mój i Inu-chan WIELKI PREZENT Z OKAZJI PRAWIE KOŃCA SZKOŁY przez 2 następne tygodnie notki będą pojawiać się w określonym porządku (tak jest, wreszcie wiemy kiedy dokładnie się co pojawi)
WSZYSCY NIECH TO PRZECZYTAJĄ BO TO NA SERIO WAŻNE !!!
więc tak:
- 28.05 (czyli wtorek) mamy dla was takiego małego specjal'a
- 30.05 (czyli czwartek/boże ciało) jest nowy rozdzialik "Poskromić bestię"
- 1.06 (czyli sobota) Z OKAZJI DNIA DZIECKA ( mimo że raczej nikt już nie jest dzieckiem) będzie kolejna niespodzianka
- 3.06 ( czyli poniedziałek) - drugi rozdział owej niespodzianki 
- 5.06 (czyli środa) - trzeci rozdział niespodzianki
- 7.06 (czyli piątek) - kolejny rozdział "Poskromić bestię"
- 9.06 (czyli niedziela) - epilog (tak, jednak to napisałam) " Może bóg ..."

No i to by było tyle, nie przejmujcie się nie zawieszamy/porzucamy ( niepotrzebne skreślić) bloga, tylko robimy mega niespodziankę, specjalnie dla was!!!! Notka co DWA dni ( cieszycie się?)
 
Ale po 9.06 wracamy do normalnego trybu dodawania notek, a ja do nowego opowiadanka~ ( nic nie trwa wiecznie, więcej notek w zanadrzu nie mamy)
 no a teraz zapraszam na rozdział 7 i ostatni

PERSPEKTYWA SHIZUO
Zobaczyłem przerażenie na twarzach moich niedawnych oprawców. Uśmiechnąłem się sadystycznie. Odruchowo wszyscy cofnęli się o krok. Schowałem swoje okulary do kieszonki w kamizelce i ruszyłem prosto na nich. Po drodze oderwałem jakąś rurę ze ściany. Natychmiast trysnęła woda, ale teraz się tym nie przejmowałem. Musiałem, chciałem sprawić by cierpieli, po raz pierwszy w życiu chciałem, by ktoś poczuł zadany przeze mnie ból. Pierwszy raz nawet nie starałem się kontrolować. Po prostu uderzałem tych stojących najbliżej mnie. Nikt, ale to absolutnie nikt poza mną nie może tknąć Izayi i trzeba było im to wyperswadować. Podczas rzutu czwartą z kolei osobą, podczas którego muszę się pochwalić pobiłem swój rekord, (siła uderzenia nim o ścianę sprawiła że zleciały 4 półki - poprzednio spadały maksymalnie dwie) zarejestrowałem, że Izaya stoi pod ścianą i przygląda się wszystkiemu. Walczył z ludźmi którzy starali się go zabić, ale jakoś bez werwy i zapału. Cały czas spoglądał w moją stronę ale mimo to i tak powalił z siedmiu. Nie rozumiem jak mógł dać im się wcześniej pobić. Chyba, że naprawdę coś do mnie czuje i to było tylko po to, by dostać się do mojej "celi". Westchnąłem, odbierając pałkę jednemu z moich przeciwników i miażdżąc ją w jednej ręce. Szkoda, może pograł bym sobie (z) nimi w baseball?  No ale mówi się trudno.

PERSPEKTYWA IZAYI
Przyglądałem się z zaciekawieniem Shizu-chan'owi. Zachowywał się jak bestia, taka prawdziwa, taka jakiej nigdy nie udawało mi się z niego wydobyć. Kto by pomyślał, że obudzi się ponieważ zostałem ranny. To takie ciekawe~! Nie obchodziła mnie moja walka, ci ludzie byli w tej chwili nudni i tylko mi wadzili. Chciałem widzieć Shizusia, bo w tej chwili to on był najciekawszy. Obserwować jak się złości, jak traci kontrolę nad sobą, jak staje się bestią, taką jaką zawsze mu wmawiałem, że jest. Tak miło jest popatrzeć, zwłaszcza, że wiem że to przeze mnie~! Nie mogę w to uwierzyć~! To takie wspaniałe~ <3
 Omal nie skakałem z radości, chciało mi się śpiewać, tańczyć i ogólnie świętować. Leki nadal działały, więc nic mnie nie bolało i czułem się niezniszczalny. Jutro pewnie będzie gorzej, ale co mi tam. Dla takiego przedstawienia warto było~! Shizuś właśnie grał sobie w kręgle nowymi przyjaciółmi. Ludzie latali na około razem z bronią palną, nożami i odłamkami ściany. Pobiły się też jakieś chemikalia, przez co trzeba było między nimi skakać. No chyba, że hipotetycznie chciałeś mieć dwie głowy. Woda lała się strumieniami z rozwalonej przez Shizu-chan'a rury. Na szczęście w podłodze też były dziury, inaczej byśmy po kostki brodzili w wodzie. A tak wszystko sobie ścieka i zalewa parter. Robimy sobie darmowy basen~! Ach... Jak ja lubię pływać :)
 Uchyliłem się przed ciosem kogoś tam stylu, a chwilę potem wbiłem mu nożyk w tętnicę szyjną. Krew chlusnęła na wszystkie strony, ale koniec końców facet nie żył. A moja kurteczka nie nabawiła się okropnych czerwonych plam. Co mnie bardzo ucieszyło, bo nie dość, że ciężko to sprać, to jeszcze mogło by mi się futerko posklejać. A to by była katastrofa. Usłyszałem szczęk odbezpieczanej broni. Odruchowo odwróciłem głowę w tamtym kierunku. Szef stał teraz z karabinem celując prosto w moją zabaweczkę. O nie, tylko nie teraz, jak wreszcie się udało go wyciągnąć z tej celi. Jak wreszcie udało mi się go odpowiednio sprowokować. Tylko nie teraz !!! Nie do końca myśląc co właściwie robię skoczyłem na blondyna ciągnąc go na ziemię. Upadł, a ja wylądowałem na nim. Kula minęła kaptur mojej kurteczki o jakieś 2 centymetry. Widząc zdezorientowany wzrok strzelca szybko rzuciłem mój nożyk. Trafiłem prosto w lufę pistoletu. Lata treningu z Shizu-chan'em przynoszą efekty ;)
- Co ty robisz debilu?!?! - Wrzasną na mnie człowie... przepraszam, potwór, któremu chwilę temu uratowałem życie.
- Co ja robię?!?! Co ty robisz!!! Omal cię nie postrzelili jak już sobie zadałem tyle trudu żeby cię uwolnić!!! Zero wdzięczności - prychnąłem. - Poza tym obiecałeś mi, że sprawisz, że nie będę się o nic martwił. Jak na razie martwię się głównie o ciebie idioto!!! (Dla nie pamiętających, była o tym mowa w końcówce rozdziału 4 - dop. Kiasarin) - wykrzyczałem zanim zdążyłem ugryźć się w język. Mówiłem, że powinienem przestać dawać się ponosić emocjom? Tu mam kolejny dowód.
- A więc jednak pamiętasz!!!!! - Shizu-chan podniósł się z taką szybkością, że spadłem z jego pleców, boleśnie obijając sobie siedzenie. Jakby mój tyłek nie był już dość obolały.
- Brawo, odkryłeś Amerykę. - Sarknąłem, wstając i rozmasowując obolałe miejsce. - Ała, ty lepiej uważaj, jak mnie tak będzie tyłek bolał to nici z wieczornej zabawy. A wiem jak bardzo ją lubisz. - Uśmiechnąłem się wrednie.
- Może pogadamy o tym później, co? Ludzie się gapią. - Zbył mnie, odwracając wzrok na zdziwionych mafiozów. Ci też jacyś nieogarnięci, my stoimy i się kłócimy a oni wstrzymali ogień. Pogratulować tym geniuszom normalnie.
- Wiem, mają wspaniałe miny~!  - Odpowiedziałem z wrednym uśmiechem, rejestrując ledwie widoczne rumieńce Shizusia.
- Mogłem się tego spodziewać. - Westchnął, a nastepnie wziął mnie na ręce.
- Shizu-chan, co ty? - Wydukałem zdziwiony.
- Najpierw narzekasz, a jak chcę pomóc to krytykujesz. - Burknął, coraz bardziej czerwony.
- Nie, nie, jest dobrze. - Uśmiechnąłem się krzywo. - Ale poczekaj chwilę. - Zeskoczyłem z jego ramion i z gracją kota wylądowałem na podłodze. - Nie lubię zostawiać śladów. - Wyjaśniłem z dziwnym uśmiechem, a chwilę potem zaserwowałem potężną dawkę środków nasennych i halucynogennych każdemu z naszych przeciwników. Jak się obudzą będzie tu już policja, a oni będą sądzić, że między mną a Shizu-chan'em nic nie ma. Wszyscy wmówią im, że te halucynacje są wynikiem oparów z rozlanych chemikaliów,a oni uznają, że to co widzieli to wynik tych halucynacji. Ah, jestem taki genialny~! A to, że potraktowałem ich ich własną bronią... no przepraszam bardzo, ale było nie zostawiać w kuchni tak pomocnych mieszanek. Sami są sobie winni. Czy oni naprawdę myśleli, że nikt nie zwinie rzeczy pozostawionych na wierzchu?
 Po tym zabiegu z radością wskoczyłem w ramiona Shizusia.
- To co, wracamy do domciu? - Zapytałem, nadal szczęśliwy. Shizuś na początku się zmieszał, ale zaraz lekko uśmiechnął i wyniósł mnie na ulicę. - Jak byś mnie przenosił przez próg w drugą stronę to by wyglądało jak po ślubie. - Zachichotałem, widząc jego zdziwioną i jeszcze bardziej zmieszaną minę. Musi się przyzwyczajać, jak tak mnie lubi to pocierpi.
Po najdłuższym i najbardziej kompromitującym dla Shizusia (na razie) spacerze w dziejach wreszcie dotarliśmy do mojego apartamentu. Wykąpałem się, przebrałem i powlokłem się do sypialni, po drodze sprawdzając jeszcze ile mam proszków przeciwbólowych - jutro będą mi strasznie potrzebne. Na szczęście było 12 saszetek, powinienem wytrzymać. Shizuś nawet odpuścił mi wieczorną zabawę argumentując to moimi jak to określił "głupimi ranami". Gdyby nie one nadal tkwiłby w tej klitce więc mógłby się choć trochę milej o nich wrażać. Chociaż ja myślę, że Shizu-chan był po prostu nadal otumaniony tymi prochami i zbyt zmęczony na coś ambitniejszego. Z chęcią poszedłem spać. Niestety ta pigułka którą zjadłem miała pewien efekt uboczny. Jak wszystko co wyprodukuje Shirna. I jak normalnie była to na przykład senność tak ta nie pozwalała zasnąć. Przez taki obrót sytuacji spędziłem pół nocy rozmyślając o tym, gdzie podziałem mózg gdy szedłem ratować tę blondwłosą bestię. Przy okazji urozmaicałem to sobie zabieraniem mu kołdry i łaskotaniem go piórkiem w nos. Tak zabawnie się denerwował i wiercił przez sen. I cały czas powtarzał "Izaya", przez co kilka razy myślałem, że się obudził. Ale nie, spał jak głaz. Koło północy zadzwonił alarm w moim telefonie, obwieszczając początek nowego dnia. Z reguły o tej porze byłem na mieście i mi to nie przeszkadzało, niemniej jednak tym razem już prawie udało mi się zasnąć. Gdy przeczytałem wiadomość, którą dodałem do alarmu, omal nie zacząłem się śmiać jak wariat. " Czy bóg potrafi zachować rozum w miłości?" - tak brzmiała ustawiona przez mnie na ten dzień sentencja. Miałem ochotę odpisać "nie". Myślałem nad tą kwestią dobre 3 godziny i nagle coś takiego. Odłożyłem telefon na szafkę nocną. Chwilę potem poczułem jak coś, albo ktoś mnie obejmuje w pasie i przyciąga do siebie. Zasnąłem dopiero koło 2 nad ranem. Było mi gorąco i niewygodnie, ale nie narzekałem, przynajmniej to był Shizuś a nie jakiś ninja próbujący mnie zabić. A nawet gdyby ten dawny japoński skrytobójca się tu pojawił, to przecież Shizuś chciał, żebym się nie martwił, prawda~? Więc jakby co, to on się z nimi pomęczy. A ja będę sobie w tym czasie słodko spał... Chociaż nie, wezmę popcorn i zacznę oglądać jedną z najlepszych scen walki w historii kina (bądź teatru, jak kto woli).

poniedziałek, 20 maja 2013

Poskromić bestię - rozdział 4.

Na początek kilka spraw~! :3
Notkę dodaję niezbyt wcześnie... *kładzie uszka w przepraszającym geście* Tylko dzień przed normalnym terminem~... Wiem. Ale wszystkie opóźnienia możecie traktować jako zapowiedź czegoś ciekawego niedługo~! ;3 (Choć czy wam się spodoba, zobaczymy później~...)
Następna sprawa~! Muszę się wziąć za siebie, żeby naprawdę zasłużyć na te pochwały~!!! Plan wydrukowania mojej pracy~... *macha ogonem tak szybko, że niemal go nie widać* Nie zasłużyłam na takie pochwały~... Jednak strasznie się cieszę~...! Jestem niezwykle próżnym szczeniakiem... X3" (Oczywiście, że się zgadzam, jeśli kiedyś naprawdę będziesz chciała zrobić coś takiego, dark_doom~... ;3)
Aa, już nie przedłużam~! Ostatnia sprawa na końcu notki~.
Enjoy~!




     Po nieokreślonym czasie, brunet otworzył podpuchnięte orzechowe oczy i przeciągnął się, nadal leżąc na dywanie. Czując potworną suchość w ustach zmusił się do wstania i podążenia do kuchni.
     Dom zbudowany był w przeciętny, typowy dla bogatszej klasy średniej sposób. W prawej ścianie szerokiego hallu, od wejścia drzwi prowadziły kolejno do salonu, (w głębi którego widać było kolejne drzwi z ciemnego mahoniu, prawdopodobnie prowadzące do sypialni lekarza i jego ukochanej) gabinetu i kuchni. Idąc od drzwi wejściowych cały czas naprzód, docierało się do najszerszych w domu drzwi, prowadzących do łazienki, służącej do zmylenia policji, na wszelki wypadek. Z łazienki kolejne, ukryte za kotarą drzwi prowadziły do ukrytej sali operacyjnej, w której jeszcze wczoraj operowany był Shizu-chan. Z kolei po lewej stronie od wejścia drzwi prowadziły kolejno do: zwyczajnego pokoju gościnnego, kuchni i korytarzyka z kolejnym szeregiem drzwi, prawdopodobnie do pokojów przystosowanych do długotrwałej kuracji pacjentów. Nieco pod ścianą hallu stała kanapa, obok stolika z wazonikiem pełnym zasuszonych polnych kwiatków. Było w tym widać rękę Shinry i jego troskę dla oczekujących pacjentów.
     Orihara po zaledwie jednej pomyłce trafił do kuchni. Nikogo w niej nie było, więc sam rozeznał się w zawartości szafek. Po wypiciu około trzech szklanek czystej wody brunet doszedł w końcu do wniosku, że najzwyczajniej w świecie śmierdzi. Musiał więc odszukać drogę do łazienki i co więcej znaleźć sobie nowe ciuchy, bo jego ukochana bluza nie nadawała się już do niczego. Wyszedł z kuchni i skierował się do sypialni lekarza i jego dziewczyny, chcąc zapytać ich o jakieś ubrania, które mógłby założyć.
- Shinra, Celty... Mam tam wejść, czy któreś z was będzie tak miłe mi pomóc~? – Zza drzwi nie dobiegł go żaden odgłos. Potraktował to jak nieme pozwolenie i otworzył drzwi, tanecznym krokiem wchodząc do środka. – No wiecie, to strasznie niemiłe tak zostawiać gościa~... – Dopiero zauważył, że w małżeńskiej sypialni nikogo nie ma. Właściciele albo byli gdzieś indziej, albo zmyli się razem z Shizu-chan’em, albo może... Zostawili jego słodką zabaweczkę razem z nim~? Zaraz, wróć, dlaczego słodką? Nieważne, Shizu-chan, nadchodzę~!
     Izaya w błyskawicznym tempie przemierzył cały dom, upewniając się, że w łazience leżą zapasy białych i czarnych ubrań w każdym rozmiarze, a lekarza i dullahana nigdzie w domu nie było. Za to w jednym z pokojów dla pacjentów znalazł... Shizu-chan’a~! Całą klatkę piersiową miał w bandażach, podobnie jak nogę pociętą przez samego informatora. Drugą nogę i rękę miał za to włożone w gips. Leżał spokojnie na śnieżnobiałej pościeli, najwyraźniej pogrążony w głębokim śnie, lub też wciąż nieprzytomny. Niestety nie było nikogo, kto mógłby poinformować Izayę, która z tych opcji jest prawdziwa. Zresztą, brunet nie miał jeszcze zamiaru stamtąd wychodzić, nawet po to by zdobyć jakieś informacje. Przypatrywał się spokojnej twarzy Shizuo i aureoli blond włosów rozsypanych na poduszce, nie mogąc oderwać od niego wzroku.
- Shizu-chan~... Dlaczego wyglądasz jak anioł, chociaż uniknąłeś śmierci? – Orihara przekrzywił głowę i uśmiechnął się nieco złośliwie. – Oy~! Śpiąca królewno, dalej udajesz? Na pewno zostawili cię, bo sądzili, że poradzisz sobie ze mną nawet w gipsie, co~? Udajesz że śpisz, żebym podszedł, żebyś ty wtedy mógł zmiażdżyć mi gardło, zgadza się~??? Shizu-chan~... Oy, nie nabrałem się, możesz otworzyć oczy... Shizu-chan, wystarczy, ta gra trwa za długo~! - Izaya zrobił nieszczęśliwą minkę, czując nie do końca zrozumiałą frustrację.
     Dlaczego Shizu-chan nie chciał się obudzić i troszkę na niego powkurzać??? On naprawdę chciał się trochę zabawić, a kiedy Shizu-chan jest nieprzytomny to przecież dokuczanie mu nie ma najmniejszego sensu... Nie ma żadnej zabawy, nie ma satysfakcji, można jedynie przyglądać się niewzruszonej, pozbawionej wszelkiej wściekłości, rozluźnionej twarzy... Pozbawionej ciągłego napięcia i zamyślenia, nieodgadnionej, tajemniczej, wciągającej swoją zagadkową delikatnością akurat w chwili, gdy jego wróg był na tyle blisko, że mógłby go spokojnie dotknąć...
     Część opuchlizny już do tego momentu zniknęła, ukazując coraz wyraźniej szkody wyrządzone przez informatora. Czerwone linie znaczące policzki, czoło i skroń, zadrapania na prawym policzku i co większe fioletowe siniaki. Orihara wpatrywał się zafascynowany w krwistoczerwone rozcięcie na kości policzkowej i nieświadomie zbliżył się do blondyna tak bardzo, że nogami dotykał krawędzi łóżka. Informator pochylił się i przejechał opuszkiem palca po śladzie przecięcia, które sam zrobił zaledwie dzień wcześniej. Skóra Shizuo była zaskakująco delikatna, gładka i zdrowa mimo wszystkich tych uszkodzeń. Z głębszego nacięcia w ledwie kilka godzin pozostał tylko czerwony ślad.
- Shizu-chan, jesteś naprawdę nieznośnym potworem~... – Westchnął cicho. – Nadal śpisz~? Akurat kiedy moglibyśmy się zabawić~? Shizu-chan~... Shizu-chan~! Nee, Shizu-chan~!!! – Brunet zaczął wołać już całkiem głośno, ale nie doczekał się żadnej reakcji. – Jak chcesz! – Prychnął i wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Mimo wszystko wiedział od początku, że trochę potrwa, nim ta bestia się obudzi... Łudził się tylko, że skoro to nie do końca człowiek, a jego rany już się niemal zagoiły, to może obudzi się też niemal od razu... Ale to było idiotyczne złudzenie. Izaya będzie musiał jeszcze trochę poczekać, nim jego zabaweczka będzie zdolna do sprostania jego wymaganiom...
     Brunet skierował się z powrotem do łazienki. Powoli ściągnął z siebie całe pobrudzone ubranie i wsadził je do worka na śmieci. Potem wszedł pod prysznic i spędził całą godzinę w odprężającej ciepłej kąpieli. Gdy wyszedł spod ciepłego strumienia czuł się dużo lepiej. Odświeżony, wypoczęty, rozluźniony... Czuł się po prostu gotowy do akcji. Założył na siebie czarną koszulkę i białe spodnie (bo tylko takie na niego pasowały) i postanowił, że pierwsze co zrobi po wyjściu z tego domu, to pójdzie po swoje ubrania. Póki co jednak musiał zadowolić się tym co miał.
     Dokończył swoją poranną toaletę i wybrał się na śniadanie. Miał ogromną ochotę na rosyjskie sushi, ale wiedział, że lepiej nie zostawiać Shizusia samego w domu, na wypadek, gdyby się obudził i postanowił zacząć dzień od rozwalenia gipsu i pójścia do domu... Ach, ta jego nieprzewidywalność~! Właściwie informator nie wiedział, czy Shizu-chan nie leżałby aż do momentu przyjścia Shinry, jak to mu się kiedyś już zdarzyło... I to właśnie było jednym z powodów, dla których cieszył się, że teraz może bez przerwy obserwować Shizu-chan’a. Jakby nie było, dla tego warto zaniedbać kilka dni z życia Ikebukuro... I tak o każdej ważniejszej sprawie będzie informowany przez telefon, więc nie ma czym się martwić.
     Ledwo po kuchni rozniósł się cudowny zapach smażonego jedzenia, już samo jego źródło zniknęło. Izaya nie miał zamiaru marnować czasu na coś tak prozaicznego jak jedzenie. Jak tylko zmył po sobie naczynia, z uśmiechem na ustach, tanecznym krokiem i nucąc pod nosem tylko sobie znaną melodię, skierował się z powrotem do pokoju Shizuo.
     Celty i doktorka dalej nie było.
- Shizu-chan~! – Krzyknął głośno, otwierając drzwi i od razu się na nich wieszając. – Shizu-chan, a wiesz, że te bokserki w misie, które zniknęły ci we wtorek z prania, to moja sprawka~? – Wyszczerzył się szeroko, dalej huśtając się na drzwiach. – I ta damska bielizna, którą ci ktoś podrzucił akurat na czas w którym gościłeś rodziców, to też ja~! – Zawołał śpiewnie. Reakcji nadal nie było. – Shizu-chan, a wiesz, że mam filmik z twoim bratem, jak się przebiera? I jak już jest całkowicie nago... – Oczywiście Orihara blefował, ale miał nieodpartą chęć sprowokowania Shizuo. Nawet gdyby musiał załatwić taki filmik żeby Shizu-chan się obudził, zrobiłby to z łatwością. – Shizu-chan~! To się robi nudne... – Westchnął i podszedł bliżej swojej ofiary. – Naprawdę mogę się znudzić, kiedy nie będziesz chciał mnie zabić... No zobacz, daję ci więcej powodów niż zwykle~! Prawie udało mi się ciebie dobić, a teraz co~? Leżysz i mnie ignorujesz, Shizu-chan, to najgorsza kara jaką mogłeś mi zadać, to jest zwyczajnie nie fair~! – Brunet pochylił się tak, że jego twarz znajdowała się zaledwie ze 3 centymetry od twarzy Heiwajimy. – Shizu~... – Mruknął cicho, muskając twarz blondyna ciepłym oddechem. – Śpiąca królewno, otwórz oczy... – Uśmiechnął się lekko z satysfakcją wyobrażając sobie, jaką minę miałby ex-barman, gdyby się teraz obudził. Zsunął twarz nieco niżej, trącając lekko obojczyki blondyna swoim nosem. – Księżniczko, czas wstawać~.... – Zachichotał, przesuwając głowę jeszcze niżej, przez mostek w końcu docierając do szwów na brzuchu. Ostrożnie zbliżył usta do śladu po operacji i polizał rozcięcie na całej długości. Nici operacyjne w całkiem ciekawy sposób drapały go w język. Rana smakowała chłodną krwią o lekko metalicznym posmaku i środkiem odkażającym, który całkiem mocno szczypał język, oczyszczając go z wszelkich bakterii. – Oy, Shizu-chan, masz całkiem smaczną krew. Gdyby nie ten środek odkażający~. – Informator skrzywił się lekko, ale zaraz wesoły uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy znów zawisł twarzą w twarz z Shizusiem. – Śpiąca królewna została obudzona przez pocałunek księcia, prawda~?! – W jego oczach zatańczyły iskierki ekscytacji. – Więc jeśli cię pocałuję, Shizu-chan, obudzisz się, mam rację~??? - Brunet był po części dumny i zarazem rozbawiony swoją teorią. Była równie absurdalna co każda bajka, ale stanowiła też informację do sprawdzenia, której dotąd sprawdzić nie mógł. Ponoć jeźdźcy bez głowy też nie istnieli, a co się okazało...? Więc może to jednak ma sens? – Księżniczko, pozwól mi być swoim księciem... – Mruknął cicho na ucho Heiwajimie, powstrzymując się od śmiechu.
     Nachylił się powoli i lekko przekręcił głowę, stykając swoje własne usta z ustami swojego największego wroga. Dłonią przesunął po policzku blondyna, wyczuwając każde zadrapanie na jego skórze wyraźniej niż dotąd. Zmysł dotyku znacznie mu się wyostrzył, kiedy wsunął swoje wargi między wargi Shizuo. Pieścił je nadzwyczaj delikatnie, pilnując się, żeby ich nagle nie ugryźć. Jego palce w końcowym efekcie wylądowały w miękkiej blond aureoli na głowie Shizusia, prowadząc jego twarz tak, jakby on sam też nią lekko poruszał. Orihara właśnie przeżywał najdelikatniejszy i zarazem najbardziej zmysłowy z pocałunków swojego życia. Jednak kiedy odsunął się od ust swojego tymczasowego podopiecznego, pozostawiając na nich lekko wilgotny ślad, ten nadal pogrążony był w głębokim śnie. Izaya westchnął tylko i na swojej wyimaginowanej liście skreślił ”pocałunek z królewną”.
- No cóż, Shizu-chan~... Na księżniczkę jednak się nie nadajesz. – Mruknął i usiadł na fotelu pod ścianą. – Poczekam tutaj, na wypadek, gdybyś się rozmyślił i postanowił wstać. – Zakpił, wyciągając telefon z kieszeni. 43 nieodebrane sms’y.
     Świetnie – sarknął w myślach – pracy się nazbierało, a to tylko jedna przespana noc...




No i to koniec na dziś~! Moim zdaniem~... Albo nie, nic nie mówię~! X3
A teraz, a teraz~! Mam do was sprawę~!
Ostatnim razem pomysł nie wypalił, więc postanowiłam, że spróbuję jeszcze raz~... A rezultaty zależą od was~!
Chciałabym spróbować napisać coś mniej samolubnie, a więc co za tym idzie, zapraszam was do zabawy~! Proszę o podanie cechy charakteru (Bądź kilku cech, jednak max. 3 propozycje od osoby, dobrze~?) - może to być coś z waszego charakteru, ulubionej postaci, bądź to co aktualnie wpadnie wam do głowy~! Wybierzcie sobie co tylko chcecie~!
Chcę spróbować~... Nie ręczę, że mi się uda, ale być może, jeśli mi pomożecie i trafi mi się wolna chwila, napiszę to i opublikuję efekty. :3
Bardzo liczę na waszą współpracę~!!!

sobota, 18 maja 2013

Shizaya - "Może "bóg" potrafi zachować rozum w miłości?" - rozdział 6

Ludzie skończyłam wcześniej więc dodaję dziś ten rozdział.
Tu poniżej macie ostatnie zdanko z poprzedniego rozdziału żeby było wiadomo na czym skończyło się ostatnio.
 
Cały czas mając przed oczami ten przeklęty napis stanąłem przed drzwiami "kwatery głównej" tych idiotów którzy porwali moją ukochaną zabaweczkę.

PERSPEKTYWA IZAYI
Westchnąłem cierpiętniczo, próbując tym równocześnie przywrócić sobie dawną pewność siebie. Udało się. Przykleiłem na twarz mój firmowy uśmieszek i popchnąłem mocno drzwi. Zaskrzypiały ale otworzyły się bez problemu. Strażnicy nie próżnowali, no przynajmniej wtedy. Gdy próbowali mnie jakoś zatrzymać wbiłem każdemu z nich strzykawkę ze środkiem uspokajającym. Teraz śpią jak dzieci. No nie moja wina, że mam przy sobie tylko dawki odpowiednie dla Shizu-chan'a. Wychodząc z domu chwytałem co miałem pod ręką. Co było szczytem bezmyślności z mojej strony, bo mam  jeszcze tylko jakieś tabletki niwelujące w znacznym stopniu odczuwanie bólu, pigułki odtruwające (jak by mi ktoś wstrzyknął jakąś truciznę czy nawet środek nasenny) i mój ukochany nożyk. Trochę za mało, ale co poradzić. Jakiegoś wybitnego i genialnego planu też nie mam. Co prawda wpadło mi w biegu coś do głowy ale jest niedopracowane. Czyli idziemy na żywioł i stosujemy prosty i banalny plan. No w końcu ktoś kiedyś powiedział, że proste pułapki są najefektywniejsze. I oby miał rację, bo inaczej dorwę i "okażę mu swoją miłość" w taki sam sposób jak tym wszystkim samobójcom. No chyba, że ten człowiek już nie żyje, w takim wypadku będę musiał poczekać aż Shirna wymyśli coś co wskrzesi zmarłych i wtedy się z nim rozprawię. Wszedłem do budynku, który swój okres świetności przeżył jakieś 10 lat temu. Zajrzałem do jednego pokoju - nic, drugi - dalej nic, trzeci był pokojem "gościnnym". Następny i za razem ostatni na parterze był prowizoryczną salą tortur (słabą muszę dodać). Pozwoliłem sobie jeszcze zwiedzić kuchnię zanim ruszę na poszukiwanie Shizusia. No i tu wreszcie było coś ciekawszego. Jakieś bulgoczące różnokolorowe cosie w buteleczkach, menzurkach i szklanych kolbach. Zajrzałem do lodówki - trutki, trucizny, środki nasenne, eksperymentalna broń biologiczna (przynajmniej tak to podpisali). Zamknąłem ją, ziewając znudzony. Mają tu niezły stos chemikaliów, ale to bardziej zainteresuje Shinrę niż mnie. Ciekawe które świństwo podali Shizusiowi żeby za nimi grzecznie poszedł. Znalazłem też zakrwawione noże. Krew już zdążyła zaschnąć, więc nie była to prawdopodobnie krew Shizu-chan'a. Odetchnąłem z ulgą. Jeszcze tego mi brakowało żeby moja zabaweczka się zepsuła. Ona ma być zawsze gotowa do działania, a nie leczyć rany. Wszedłem na górę po skrzypiących schodach. Usłyszałem kłótnię, darli się tak głośno że pewnie nawet nie zauważyli, że ktoś jest w środku. Nastraszę ich. Uśmiechnąłem się chytrze i z całej siły popchnąłem drzwi prowadzące do ich "sali obrad".
- No hej, hej słyszałem, że zaopiekowaliście się moją zabaweczką gdy zajmowałem się rządzeniem Tokio, ale to już nie potrzebne~! - Odparłem wesoło jak zawsze, z dumą rejestrując jak nerwowe ruchy moich przeciwników. Ich zdziwienie było takie cudowne~... Czułem się jak Bóg. A ta zawiść i złość gdy wspomniałem o rządzeniu miastem, no po prostu coś pięknego. Kocham ludzi właśnie za takie cudowne reakcje, są wspaniali ~<3 Rozsiadłem się pańsko na jednej z kanap, ręce ułożyłem pod głową, a nogi oparłem na stole. Może trochę zniszczyłem tym ich cudowne papierowe plany, nad którymi właśnie obradowali, ale sami są sobie winni. Papier to przeżytek.
- Izaya!!! - Wrzasnęli równo. Niby było głośno, niby tak samo, a jednak to nawet nie przypominało krzyku Shizu-chan'a. - A ty po coś tu przylazł mały popaprańcu?!?!?!?
- Tylko nie mały - odparłem jakby to mnie najbardziej uraziło w ich wypowiedzi. - Przyszedłem po Shizu-chan'a, nudno w Ikebukuro bez niego. Automaty nie fruwają, drogowcy nie mają gdzie stawiać nowych znaków, bo nikt nie wyrywa starych... - Zrobiłem naprawdę smutną minkę i zacząłem opowiadać o tym jak to ci ludzie są biedni bez blondynka.
- Ty kłamliwa gnido, nie wymyślaj, ludzie są nam wdzięczni, że pozbyliśmy się problemu.
- Nie, nie sądzę. - Odpowiedziałem uśmiechnięty. Wiedziałem jak przez to się wspaniale wkurzą. - Ikebukuro straciło ten dreszczyk. Co z tego, że są tam kolorowe gangi, jeździec bez głowy, czy nawet nożownik? Bez Bestii z Ikebukuro to nie to samo. A tak w ogóle to jak wam tam idą interesy~? - Wyciągnąłem nóż i zacząłem się nim bawić, tak z nudów. - Słyszałem, że nie za dobrze. Ponoć nikt nie ufa nowym gangom, przez co trudniej się przebić. No takie czasy, jedni płaczą a inni mają. - Wstałem z fotela gotów by odejść. Wiedziałem, że zrozumieją aluzję. Ja mam, a oni płaczą - czyż to nie piękne~? Słabości są takie wspaniałe, stanowią klucz do manipulacji. Uśmiechnąłem się radośnie i pomachałem skołowanemu gangsterowi, który właśnie zagrodził mi drogę do wyjścia. Za plecami usłyszałem głosy przywódcy i szczęk metalu. "Oi, już wychodzisz Orihara? Zostań na dłużej, bynajmniej nie jako gość."
- Eh...~ Niestety nie mogę, świat na mnie czeka, bywajcie. - Uśmiechnąłem się cwaniacko i wtedy właśnie poczułem pięść na własnej twarzy. Zrobiłbym unik, ale to jest część planu. Tylko czy on zadział... Chwilę, to mój plan - na pewno zadziała. Przewróciłem się na ziemię. Szybko zostałem podniesiony i rzucono mną o ścianę. Prawie jak zabawa z Shizusiem, aczkolwiek lżejsza. Uśmiechnąłem się chytrze i starłem krew z rozciętej wargi. Przy okazji połknąłem tabletki łagodzące odczuwanie bólu. (Dziękuję Shinra :*)

PERSPEKTYWA SHIZUO
Słyszałem głośne głosy, w sumie krzyki. Od tych durnych prochów, którymi mnie nafaszerowali, bolała mnie głowa, a jeszcze na domiar złego zaczęli się wydzierać i rzucać czymś po całym pokoju. Czy oni nie pomyśleli, że wykończony człowiek siedzi w sąsiednim pokoju i próbuje spać? Co z tego że mnie złapali, więźniowie też mają jakieś prawa. Gdyby nie to, że nie mam siły nawet wstać - a gdybym jakimś cudem jednak zdołał to nie ustał bym na nogach i znowu przywitał się z ziemią - dostali by za swoje. Tak więc póki nie przejdzie ten upierdliwy ból głowy i dzwonienie w uszach, nie mam co marzyć o wolności. Westchnąłem próbując się jakoś w ten sposób uspokoić. Nie podziałało, więc postanowiłem coś zrobić ze źródłem hałasu. Miałem zakute ręce i nie mogłem ich uwolnić w moim obecnym stanie, więc pozostawało mi krzyczeć i liczyć, że usłyszą. "CICHO TAM, LUDZIE PRÓBUJĄ SPAĆ!!!" Otworzyły się drzwi mojej celi, wrzucono do środka "coś" i natychmiast ponownie je zamknięto. Nie dziwię się, w końcu gdyby mi się tak cholernie nie kręciło w głowie to próbowałbym stąd zwiać. Owe coś szybko podniosło się z ziemi i ruszyło w moim kierunku. Spojrzałem zdezorientowany na zbliżającą się postać. Jej krwawe tęczówki błyszczały w mroku, coś błysnęło na wysokości ręki tajemniczego ktosia. Gdy usłyszałem szczęśliwe, ale jakby i złowieszcze "Shiiizzu-chaan~" byłem pewien kto mnie odwiedził. Zastanawiałem się, czy to Izaya wszystko zaplanował, czy może tylko wykorzystał tę sytuację by zabawić się moim kosztem. Zobaczyłem twarz wygiętą w sadystycznym uśmiechu i oniemiałem. Jakoś nie mogłem uwierzyć, że to Izaya. Wiedziałem to, ale jakoś nie docierało to do mnie. Mimo tego wszystkiego co mi zrobił, mimo tego jak mnie niedawno potraktował i tak nie potrafiłem, po prostu nie potrafiłem zachowywać się tak jak dawniej.
- To co, Shizu-chan, zabawimy się~? - spytał na powrót radośnie, przybliżając się do mnie. Nie widziałem w jego rękach noża, a przecież coś wyraźnie błyszczało gdy do mnie podchodził.
- To wszystko twoja sprawka kleszczu? - zapytałem może trochę smutnym, ale na pewno zbolałym głosem. Nie potrafiłem ukryć jak bardzo mnie ranił. Pewnie przez to będzie miał tylko większą radochę.
- Oi, Shizu-chan, to nie ładnie posądzać mnie o wszystkie okropności świata. - Westchnął teatralnie, jednocześnie klękając między moimi nogami (Tak, ludzie którzy porwali Shizusia byli tak mili i dali mu krzesło na którym w tej chwili blondynek siedzi - dop. Kiasarin). - Czy nie możesz uwierzyć, że na świecie poza mną też istnieje zło?
- I-Izaya co ty?.. - Nie wiedziałem co powiedzieć. Izaya tak cholernie mi się podobał. Jego postawa, jego styl bycia, barwa głosu, to w jaki sposób mówił i się poruszał - ogólnie wszystko. A najgorsze były takie dwuznaczne, albo w sumie jednoznaczne pozy, bo wiesz, że on tylko żartuje ale i tak nie możesz opanować podniecenia wywołanego jego dotykiem. Westchnąłem mentalnie gdy poczułem dłoń informatora na moim udzie. Co on sobie myśli!!!
- Otóż istnieje, przecież jeden bóg to za mało na każdą złośliwość na tym świecie. - Dalej nie przejęty moim pytaniem kontynuował swój monolog. Przysunął się jeszcze bliżej, tak że teraz prawie kładł policzek na moim pasku od spodni. No jak tak dalej pójdzie to zobaczy coś czego wcale nie powinien. Choć nie, zobaczyć nie zobaczy, za ciemno jest, ale poczuje, a to wcale nie brzmi lepiej.
- Myślałem, że byłem twoją zabaweczką tylko na jedną noc, więc co tu jeszcze robisz? Mało ci pchło? - Warknąłem.
- Pracuję, a cóż innego mogę robić w tej zatęchłej norze, Shizu-chan? - Odparł nadal rozbawiony. Poczułem jak uścisk na moich nadgarstkach zelżał, a następnie poczwórnie wzmacniane metalowe kajdany z brzękiem upadły na ziemię. Popatrzyłem z niezrozumieniem na bruneta. On tylko pamachał mi srebrnym kluczem przed oczyma.
- Jeszcze się nie nauczyłeś, że większość rzeczy które mówię to kłamstwa? Aleś ty naiwny i prostoduszny Shizu-chan~! - Uśmiechnął się chytrze, a widząc moje nieme pytanie o klucz wyjaśnił - Zakosiłem gdy mnie tu eskortowali, w końcu nie liczyłbym na to, że będzie leżała gdzieś tu piłka do metalu, a tak silny by rozerwać te kajdany nie jestem, to twoja działka.
- A czy wtedy też kłamałeś? - Zaschło mi w gardle od tego pytania, dodatkowo musiałem włożyć sporo wysiłku by głos nie drżał mi podczas wypowiadania tych kilku słów. Ale udało się.
- Domyśl się Shizu-chan~! Chyba nie liczyłeś, że podam ci rozwiązanie na tacy, musisz się trochę pomęczyć. - Uśmiechnął się chytrze i zbliżył, by pstryknąć mnie w nos. To była moja szansa. Chwyciłem go za nadgarstek i pociągnąłem do siebie. Usłyszałem syk bólu. Zaniepokoiło mnie to, przecież Izayi nie da się zranić. Wiem, bo próbowałem całe lata.
- No weź Shizu-chan, ja wiedziałem ze jesteś niewyżyty, ale żeby aż tak? - Puściłem mimo uszu jego kąśliwe uwagi i chwyciłem go za nadgarstek dokładnie obserwując jego twarz. Ledwie zauważalnie się skrzywił. - No co? - Zapytał zbity z tropu.
Podciągnąłem rękaw jego swetra w górę i zobaczyłem, że ma posiniaczoną całą rękę. Co on wyrabiał? Boksował się ze ścianą? Podciągnąłem mu do góry bluzkę przy akompaniamencie jego złośliwego śmiechu i ponownej uwadze o tym, że jestem niewyżyty. Cały brzuch miał w sińcach. Wyglądał jak by ktoś mu porządnie przyłożył i tym razem to nie byłem ja. Plecy pewnie wyglądają podobnie. Tylko nie mówicie mi, że te odgłosy walki z przed chwili to Izaya. Po co on się narażał i tu pakował!!! Jak mógł być tak głupi!!! Co się stało z tym jego genialnym mózgiem!!! Popatrzyłem na niego wściekły, a on tylko usmiechnął się ciepło.
- Ach to~... Nie ważnie, wypadki się zdarzają. - Odparł beztrosko, zakrywając szybko swoje ciało swetrem.
- Kłamiesz. - Osądziłem go. Po mojej uwadze jego uśmiech jeszcze się powiększył.
- Bingo Shizu-chan~! - Oznajmił mi z radością.
Aż krew mnie zalewała. Jak ci podrzędni mafiozi śmiali mu zrobić takie coś?! To tylko i wyłącznie moje prawo. Cały Izaya to wyłącznie moja własność. Nie pozwolę na takie traktowanie czegoś co należy do mnie. Już ja im pokażę. Zginą, zginą, zginą jeszcze dzisiejszego dnia. Już ja im pokażę jak to jest zadrzeć z bestią. Adrenalina przejęła kontrolę nad moim mózgiem, dzięki niej od razu wróciłem do normy. Nie byłem otumaniony, rzygać mi się nie chciało i nie miałem wrażenia że świat wiruje. Wreszcie normalnie stanąłem na nogi. Uczciłem to triumfalnie rozwalając ścianę na drobne kawałeczki (Bo drzwi są dla plebsu, szlachta wchodzi przez ścianę - dop. Kiasarin. Wybaczcie nie mogłam się powstrzymać, ten demotywator tak strasznie mi się tu kojarzy.) Strzyknąłem kostkami w dłoniach, gotów by zrównać z ziemią cały ten budynek, jak nie całą dzielnicę.


No to tak, ciąg dalszy nastąpi, wkrótce, nie wiem dokładnie kiedy. Ale, o ile nic się nie wydarzy, to wkrótce będzie w następną niedzielę czyli  26 maja. Teraz mogę z cała pewnością powiedzieć, że następna notka to tak zwany wielki finał. No niestety :c Myślę jeszcze nad dodaniem epilogu albo czegoś w tym stylu, ale nie wiem jak z tym będzie. Wiecie wszystko zależy od chęci. A z tymi u mnie różnie. No to by było na tyle :)

wtorek, 14 maja 2013

Poskromić bestię - rozdział 3

A więc, a więc~! Nadeszła pora na rozdział trzeci~! :3
Jak już zapowiadałam, nie dzieje się tak wiele... I nie jestem do końca pewna, czy jeden moment powinien wogóle się tutaj ukazać, ale już tego nie zmienię~... Po prostu jest jak jest~! X3
Mam nadzieję, że przetrwacie~! X3
Enjoy~.


Izaya:

     Orihara widział, jak bardzo doktorek i bezgłowa kobieta mu nie wierzą. Widział nawet, jak między sobą poszeptują co jakiś czas. Jednak dopóki uważali, że nie stanowi wielkiego niebezpieczeństwa, był skłonny wybaczyć im wszelką nieufność. W końcu zasłużył sobie, jakby nie było. Zaczął się zastanawiać, skąd nagle wzięło się w nim tyle pokory, jednak ten wniosek nie różnił się od żadnego innego od kilku godzin – chciał żyć w swoim uporządkowanym świecie, w którym nie mogło zabraknąć Shizusia. Jeśli tego potwora by zabrakło, musiałby ustalać porządek od nowa. Wolał wziąć na siebie całą winę, byle blondyn wyzdrowiał.
     Tak przynajmniej usprawiedliwiał swoje ludzkie odruchy, czyli troskę i niepokój.

Shinra:

     Po zaszyciu rozcięcia na brzuchu, okularnik poprosił Celty, żeby wyszła. Kiedy już to zrobiła, przywołał bruneta do siebie.
- Izaya – zaczął powoli, czując, jak odpływa z niego stres po tej operacji. Dobrze, że nie była aż tak poważna jak się spodziewał i mimo zagrożenia, dzięki nadludzkiej odporności na skaleczenia Shizuo miał duże szanse na brak powikłań pooperacyjnych. – Słuchaj, bo to bardzo poważne zadanie. Na chwilę obecną Shizuo jest świeżo po operacji i szwy są mocne, ale jednocześnie bardzo delikatne. Tak jak mówiłem, do nastawienia są ręka i noga no i jeszcze muszę coś zrobić z jego drugą nogą. – Orihara wyglądał przez chwilę, jakby dostał w brzuch, ale doktor kontynuował. – Złamane kości już zaczęły się nieprawidłowo zrastać, więc musimy to zrobić w miarę szybko. Jak dotąd stan ofiary był na tyle poważny, że nie mieliśmy okazji przemyć nic poza brzuchem i twarzą. – Okularnik zwolnił i popatrzył bardzo profesjonalnym i uważnym wzrokiem na swojego pomocnika. – Słowem: trzeba go rozebrać i umyć, a sam tego nie zrobię.
     Izaya na sekundę uniósł brwi, ale poza tym nie przestawał się lekko uśmiechać.
- I żeby nic głupiego nie przyszło ci na myśl. – Ostrzegł jeszcze lekarz.
- Shinra-kun~! Spokojnie, mam wprawę w rozbieraniu ludzi~! – Zabrzmiało to nieco sarkastycznie, ale na tyle beztrosko, że okularnik postanowił zaryzykować pozostawienie sobie pomocy. Nie narazi przecież Celty na takie widoki, jeśli ma jakąś alternatywę, a samemu było to dosyć ciężko zrobić.
- Dobrze, więc trzeba go przenieść na tamten stół – wskazał metalowy, lekko wklęsły stół z natryskiem prysznicowym powieszonym zaraz obok – i rozebrać, a potem opłukać wodą w odpowiedniej temperaturze. Przeniesiemy go na 3, ok? – Przeciągnął nosze tak, żeby stały obok prowizorycznej wanny dla ofiar wypadków i wskazał Izayi nogi blondyna. – 1, 2 i 3! – Przenieśli go szybko i sprawnie. Shinra upewnił się, czy wszystkie szwy są całe i odsunął zakrwawione nosze. – A teraz rozbierz go całkowicie, a ja przygotuję wodę. – Zarządził i oddalił się trochę, po czym zaczął coś grzebać przy skrzyneczce koło słuchawki prysznicowej.


Izaya:

- Robi się~! – Odpowiedział po swojemu, czyli wesoło, brunet.
     Popatrzył na półnagiego blondyna i zastanowił się, czy swoim dotykiem sprawi mu jakiś ból. Przecież teraz powinien chyba postarać się nie szkodzić mu już bardziej, niż to konieczne. W końcowym efekcie doszedł do wniosku, że powinien być delikatny, a znieczulenie, jeśli jeszcze działało, powinno załatwić resztę.
     Orihara wyjął z kieszeni nóż sprężynowy, aktualnie pobrudzony zaschniętą, rubinową krwią Shizu-chan’a, i zaczął rozcinać jego spodnie. I tak były już w strzępach, więc nie minęły trzy minuty do momentu, w którym został ich pozbawiony. Informator zaśmiał się cicho, wyciągając materiał spodni spod ciała swojego byłego rywala. Do ściągnięcia zostały tylko bokserki i muszka na szyi. Mimo opuchlizn i ogólnych obrażeń, można by pomyśleć, że Shizu-chan pracuje na codzień jako striptizer. Ta myśl wydała się Izayi tak śmieszna, że ledwo powstrzymał wybuch śmiechu. Nieoczekiwanie przeszło mu przez głowę, że chciałby kiedyś zobaczyć blondyna w takiej sytuacji. Szybko jednak pozbył się tego durnego przebłysku, a zamiast tego ściągnął mu muszkę. Zostały już tylko bokserki.
     Mam je tak po prostu zdjąć? Czy może rozciąć? Właściwie nie wiadomo, czy czegoś mu nie uszkodzę... – Namyślał się brunet. Jednak w końcu doszedł do wniosku, że bezpieczniej będzie rozciąć gumkę przytrzymując ją i ściągnąć ten strzęp materiału, jaki zostanie bez dotykania nóg poszkodowanego.
     Zrobił wszystko tak, jak postanowił. Shinra na szczęście nadal stał odwrócony tyłem i nie mógł zobaczyć niedowierzania i powiększających się rumieńców na obliczu Izayi.
     Shizu-chan~... Hmmm, jakby to powiedzieć, parę godzin temu chciałem cię zabić, ale... Och~! Wyrządziłbym straszną krzywdę społeczeństwu, które przecież kocham~! No i... Hmm... Dlaczego myślę o czymś takim~??? Dobrze, wystarczy... Ja tylko... – Jego rumieńce stały się czerwieńsze, a spojrzenia rzucane zajętemu lekarzowi coraz uważniejsze. – Shizu-chan~! Może sprawdzimy czy znieczulenie wciąż działa, co~?
     Informator ostrożnie wyciągnął rękę w stronę męskości blondyna i przejechał po niej kilka razy palcami, obserwując jednocześnie, czy Shizuo jakoś zareaguje i czy doktor nie ma akurat zamiaru się odwrócić. Na szczęście ani jedno, ani drugie się nie stało. Orihara jakby otrząsnął się z jakiegoś dziwnego transu i błyskawicznie zabrał rękę.
     Co ja wyprawiam?! Co to było?! Ja... Po prostu... O nie, tylko żeby Shinra nie zauważył tego wybrzuszenia w spodniach... – Na tę myśl zarumienił się już cały. – Muszę się nauczyć nad sobą panować. Nie, ja ZAWSZE muszę panować nad KAŻDĄ sytuacją. – Skarcił się w myślach. Do dzieła wkroczyła jego chłodna strona i rumieńce oraz podniecenie zaczęły powoli znikać. – Yare yare, Shizu-chan~. Nie sądziłem, że będę miał tyle problemów z polubieniem cię. Ta sytuacja staje się męcząca... Pomijając fakt, że jestem zmęczony, przy czym organizm przestaje normalnie funkcjonować i przełącza się na tryb oszczędzający energię~... Uh, zaczynam gadać od rzeczy. No dobrze, nie mogę przecież zawieść Shinry, muszę się trzymać na nogach. A tak w ogóle, co on tak długo grzebie przy tej skrzyneczce~?
- Shinra~? Coś się stało? Shizuo jest już rozebrany, więc możemy chyba zaczy...
- Izaya-kun... – Shinra odwrócił się, robiąc jednocześnie niewinną i zakłopotaną minę. – Chyba coś mi się tutaj zepsuło...
- Pokaż. – Zażądał brunet, podchodząc bliżej i oglądając regulator temperatury.
- Te cyferki nie chcą się wcale zmieniać, a przecież kręciłem tym pokrętłem – wskazał jedyne pokrętło na urządzeniu – i wciskałem go i próbowałem walić w obudowę, a nawet wciskałem to czerwone... – Wskazał czerwone przyciskopodobne coś z boku obudowy. – Zupełnie nic się nie dzieje! To nowy gabinet, nie mam w nim zbytniego rozeznania, więc...
- A próbowałeś tak? – Izaya pociągnął za owo przyciskopodobne coś i tym samym odblokował funkcjonowanie pokrętła. – Wystarczyło wyciągnąć. – Wzruszył ramionami z ironicznym uśmiechem.
- Dziękuuuję, Izaya-kun! – Shinra rzucił się na niego, wzdychając ciężko. – Już myślałem, że będzie trzeba go wlec do łazienki... – Odsunął się i wskazał na Heiwajimę. – A to jednak byłby problem. – Uśmiechnął się i chwycił za natrysk. – To teraz do roboty! – Zbliżył się do Shizuo i włączył delikatny strumień, bardzo delikatnie myjąc mu szyję i schodząc coraz niżej. Blondyn wcale nie zareagował, za to Izaya przypatrywał się temu w zamyśleniu, dopóki nie powziął nowej decyzji.
- Shinra? Mogę też spróbować? – Zapytał i w odpowiedzi na pytające spojrzenie szatyna dopowiedział. – Wiesz, że nie zamierzam stąd odchodzić, dopóki Shizu-chan się nie obudzi, nie~? – Uśmiechnął się pełnym wesołkowatości uśmiechem. – Do tego czasu mogę się nim opiekować, żebyś nie musiał się niepotrzebnie męczyć~...
- Co ty knujesz, Izaya-kun? – Okularnik zmarszczył brwi, starając się odgadnąć myśli bruneta. – To twój wróg, prawda? To, że wołasz mnie, bym go poskładał, da się jeszcze zrozumieć, ale opiekowanie się nim...? Rozumiesz chyba, że nie mogę ci w tej sprawie zaufać, że go nie dobijesz, prawda?
- Shinra~... – Zaczął wesoło, ale zaraz spoważniał. – Możesz mi nie wierzyć, ale troszkę się zmieniłem. Obiecuję na mój honor, a musisz przyznać, tego słowa danego tobie jeszcze nigdy nie złamałem, że nie zrobię mu krzywdy. – Położył jedną rękę na sercu, jednocześnie unosząc drugą w górę i zachichotał cicho. – To tak się robi, tak~? No więc, przysięgam.
     Shinra zastanowił się chwilę, po czym ostrożnie skinął głową.
- Będziemy cię obserwować, pamiętaj. – Podał mu słuchawkę prysznicową i pokazał, jak powinno się myć pacjenta. – Poradzisz sobie?
- Oczywiście~! – Izaya był zadowolony, że ani razu się nie zarumienił. Teraz miał całkowitą pewność, że panuje nad sytuacją.
- Teraz idź coś zjeść. – Zarządził Shinra. – Jesteś przemęczony, lepiej żebym nie musiał leczyć też ciebie. Potem umyj się i połóż, a z resztą poradzę sobie sam. Zostały jeszcze tylko połamane kości i te nacięcia. Szczęście, że nie trafiłeś. – Uśmiechnął się blado. – No, idź już sobie. – Wypchnął bruneta za drzwi pomieszczenia.
     Izaya nie protestował. Z każdą chwilą czuł, że ze zmęczenia kręci mu się coraz bardziej w głowie, jakby miał upaść. Nie pokazał się w kuchni, ani nawet nie skorzystał z łazienki. Znalazł sobie ciepły kawałek podłogi żeby nie brudzić kanapy i od razu zasnął. To zmęczenie było tak inne od nieprzespanych nocy w pracy...


niedziela, 12 maja 2013

Shizaya - "Może "bóg" potrafi zachować rozum w miłości?" - rozdział 5

Jest wyrobiłam się. Sorry ludzie net mi coś ostatnio siada. Ale udało się dodaje notkę. Standardowo nie wiem kiedy kolejna. Postaram się na 19 maja, ale nie wiem jak z tym będzie. Znowu mamy z Inu-chan nawał sprawdzianów kartkówek i tego typu rzeczy - no bo przecież trzeba powystawiać oceny ( szybko się nauczyciele obudzili). Ale nie martwcie się ci którym podoba się "poskromić bestię" bo Inu-chan jest z notkami do przodu ( nie to ci ja :c)
 No to tyle zapraszam do czytania :) 

PERSPEKTYWA SHIZUO
Przeciągnąłem się jeszcze w pół śnie i trafiłem na niezidentyfikowany obiekt koło mnie. Był ciepły i pochrapywał cichutko. Otworzyłem niechętnie jedno oko. Jednak dla takiego widoku warto było. Izaya spał skulony kurczowo przytrzymując się poduszki i mrucząc co jakiś czas coś przez sen. Nadal był nagi, ale widziałem tylko kawałek jego torsu. Włosy miał w nieładzie,  policzki były rumiane i oddychał przez usta. Widać było mu gorąco.Odkryłem delikatnie kołdrę. Jednak to mu wcale nie pomogło, mruknął "zimno" i odwrócił się w drugą stronę wtulając w mój tors. On nawet nie zdaje sobie sprawy jak uroczo wygląda gdy śpi. Uśmiechnąłem się. Manewrując na ślepo ręką wyjąłem z szuflady w szafce nocnej aparat Izayi. Dobrze, że zawsze go tam trzymał, choć do dziś nie mam pojęcia po co. Ustawiłem urządzenie tak abyśmy obaj znaleźli się w kadrze i pocałowałem w policzek naciskając jednocześnie spust migawki. Błysk flesza sprawił, że brunet się obudził. Podskoczył, wystraszony, tak, że omal nie przywalił mi swoją głową w szczękę. Rozejrzał się, nadal trochę zdziwiony, po pokoju i najwyraźniej przyjmując do wiadomości że jest u siebie odetchnął z ulgą.
- Dzień ~ doby - Powiedziałem wesoło przyglądając się dalej rumianej twarzyczce informatora.
- Dobry Shizu-chan - Odpowiedział mi ze swoim naturalnym pełnym kpiny uśmiechem. Ale jakoś sie tym nie przejąłem, przywykłem do tego jak mnie traktuje. - To co zrobisz mi naleśniki na śniadanie~? -Popatrzył na mnie proszącymi ale i rozbawionymi oczkami i aż klasnął ze szczęścia w dłonie gdy nie chętnie się zgodziłem. - Tylko dodaj truskawek~! - Krzyknął za mną. Momentalnie się odwróciłem
- Izaya czy ty sobie przypomniałeś? - Zapytałem nadal zaszokowany tym co wymyśliłem. Czy on mógł wykorzystać moją słabość do niego by coś sobie przypomnieć? Czy to po to się przymilał?
- Nie, a jakim sposobem - Zapytał przekrzywiając główkę w bok, skrajnie zdziwiony moim pytaniem. - Chyba, że wiesz jak to zrobić? - Wstał niby to z zamiarem ubrania się ale zaczął iść w moją stronę. - Jeśli tak to mi powiesz ~.- Zarządził wieszając się na mnie - Prawda? Powiedział byś mi. - Spojrzał na mnie oczami szczeniaczka chcąc abym zapewnił go co do tego. Westchnąłem i uschnąłem się do niego szczerze.
On uśmiechnął się po swojemu i zbliżył swoją twarz do mojej. Pocałował mnie w policzek i odskoczył z powrotem na łóżko.
- Tylko nie zapomnij o bitej śmietanie, Shizu-chan ~! - Krzyknął radośnie i znowu pokazał swoje ząbki.
Ruszyłem w stronę kuchni, na dźwięk jego słów stanąłem. Zdziwiony miałem ochotę się obrócić i spytać jeszcze raz czy aby na pewno nic nie pamięta. Zawsze robiłem Izayi rano naleśniki i na początku zdarzało mi się zapominać bitej śmietany. Skąd on o tym wiedział? Uznałem, że to mógł być przypadek, w końcu Izaya uwielbiał naleśniki i pewnie mimo braków w pamięci nie zmienił swoich upodobań kulinarnych.
PERSPEKTYWA IZAYI
Muszę bardziej uważać, omal nie pokazałem Shizusiowi, że wszystko już wiem. W sumie to skończyła się nasza mała gra, więc czemu ja to nadal ciągnę.  Nadal się do niego uśmiecham i daję mu złudną nadzieję. Mam wszystko czego chciałem, mogę go wykopać za drzwi. Tylko ze coś mi nie pozwalało, tłumaczyłem to sobie tym, że chcę aby po fakcie jeszcze bardziej cierpiał, by się załamał. Bezsilna bestia, zdana na moją łaskę - jak cudownie to brzmi. Ale tak na prawdę coś wewnątrz mnie usilnie starało się powstrzymać moje "złe" zamiary względem blondyna. Nie mam pojęcia co to, ale nich się zamknie i nie przeszkadza w zabawie.
Coś mnie trzyma przy Shizu-chanie? Nie to nie możliwe - zlekceważyłam taką możliwość. To było nie normalne. Nawet jeśli on się we mnie zakochał, nawet jeśli ja się w nim wtedy zakochałem, to przecież znów jestem sobą, wszystko powinno wrócić do normy racja? Ależ ja jestem głupi i słaby - marne wymówki mają mnie pocieszyć i przekonać, że nic się nie dzieje. Może zadziałało by to na Shirnę ale na pewno nie na mnie. Przecież to pamiętam, przecież rumieniłem się jak debil, przecież było mi przyjemnie. O matko BYŁO MI DOBRZE z Shizu-chan'em. Ja protestuję to się nie może dziać, ja nie mogłem zakochać się w tej bestii. Nie mogę. Ja kocham ludzi, wszystkich tylko nie Shizusia. W sumie to czemu go nie traktuję tak jak wszystkich, teraz zachowuje się bardzo ludzko. Jest miły troskliwy, zależy mu na mnie. Właśnie NA MNIE a to coś znaczy. Czemu? Czemu musiał mi się spodobać akurat on. Nigdy nie interesowali mnie ludzie w sensie fizycznym zawsze chodziło tylko o ich psychikę. Więc jako alternatywę musiałem wybrać bestię. Nie nie bestię Shizu-chan'a. Ze złości i bezsilności walnąłem twarzą w poduszkę. Byłem zły (przez moje własne rozmyślania), zmęczony, głodny i na domiar złego znowu bolał mnie tyłek.
- Izaya wszystko w porządku? - Usłyszałem rozbawione pytanie mojego byłego wroga.
- Ta. Masz już te naleśniki? - Mruknąłem lekko unosząc twarz z poduszki, jednak po skończonej wypowiedzi znowu ją tam ukryłem. Nadal się rumieniłem jak dureń. Ciągle, w ciąż i w kółko przypominała ni się obietnica Shizusia. Głupek - czemu on musiał to powiedzieć. I co ważniejsze czemu tak o tym rozmyślam, pewnie chciał mnie tylko uspokoić i tak naprawdę nic dla niego nie znaczę. Jestem żałosny, tak prosta wymówka i do tego tak nie realna pewnie nawet 5 latek by w nią nie uwierzył. A najgorsze że nie za bardzo miałem jak się dowiedzieć czy to co mówił to prawda. Przeturlałem się w bok - nie zaszkodzi spróbować.
-Shizu-chan~ tak się zastanawiam. Co ty do mnie w zasadzie czujesz? Sokoro już wiesz że jestem tę samą mendą społeczną i utrapieniem całego miasta to mnie nienawidzisz? Czy może podobam ci się tak jak mój nic nie pamiętający poprzednik? - Zamurowało go. Chwile stał w bezruchu by potem podejść do łóżka i przysiąść na nim. Zaczął głaskać mnie po głowie. A ja przymilałem się do niego jak kotek. Głupie ciało, tak szybko poddało się tak przyjemniej pieszczocie. Zaraz co ja wygaduję - to mi się nie podoba, to wcale nie tak że mi miło gdy Shizu-chan mnie głaszcze. To tylko jego kaprys i to tylko pomaga mu wymyślić odpowiedź. To nic nie znaczy, że ... Prawie mruczałem z zadowolenia. To było takie przyjemne ciepła dłoń Shizusia na mojej głowie potem na szyji. Następnie gładził mnie po ręce i brzuchu. Chwila moment czy ja nadal jestem nagi. O i do tego teraz jeszcze czerwony - pięknie. Co ja się taki wstydliwy zrobiłem - jak jeszcze nigdy. Westchnąłem mentalnie, przenosząc jednocześnie swój proszący wzrok na blondyna. Nie ma teraz na nosie swoich okularów więc nie ma nic co by go osłoniło przed moimi "psimi oczyma". Muahahaha broń ostateczna od której padają wszyscy przeciwnicy. Czas zobaczyć czy poradzi sobie z zakochaną bestią z Ikebukuro.
- No więc Shizu-chan~! co do mnie czujesz? - Ponowiłem pytanie, aby jakoś przyspieszyć odpowiedź. Jeszcze trochę takiego bezsensownego marnowania czasu a naleśniki się przypalą.
- To może ty mi najepierw powiedz co czujesz do mnie - Westchnął. Czyli jest mu głupio, bo się zakochał ale nie chce mi mówić bo nie chce żebym wiedział. Nie chce żebym sie go brzydził. Załosne, przecież ja wiem wszystko. Ale co do jednego ma racje to dziwne uczucie między nami nie powinno nigdy zaistnieć. Lepiej bedzie skończyć to tu i teraz.
- Szczerze? to nic do ciebie nie czuję Shizu-chan~ ! - Powiedziałem wesoło i z kpiącym uśmieszkiem na twarzy obserwowałem jak się załamuje. Miał ochotę coś rozwalić. Ostatecznie wstał z łóżka i trzaskając drzwiami wyszedł z mojego mieszkania. A ja dalej siedziałem na łóżku gapiąc się przed siebie. Wraz ze Shizu-chan'em zniknął mój uśmiech, w oczach przygasły iskierki szczęścia a ja tam siedziałem gapiąc się w ścianę. W oczach zbierały mi się łzy, nie wiem czemu ale to tak potwornie bolało. Nie mogłem zrozumieć dlaczego czułem taki ból gdy go okłamałem, gdy trzasnął drzwiami. To było do mnie nie podobne, przecież nie miałem nigdy problemów z sumieniem, okłamywanie innych to mój chleb powszedni i jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się czuć bólu w klatce piersiowej z takiego powodu. Gdy mnie Shizuś czemś uderzył - jasne, gdy miałem zadyszkę po zbyt długim biegu - też się zdarzało, ale dla tego że kogoś okłamałem? To ci dopiero zagadka. Moje rozmyślania przerwał dopiero swąd przypalonego ciasta naleśnikowego. Zerwałem się z łóżka i pobiedłem do kuchni ale na szczęście nic więcej, poza przypalonym naleśnikiem, się nie stało. Niosąc tę część śniadania którą zdążyłem uratować podjąłem decyzję żeby nie przejmować się tym dziwnym uczuciem względem Shizusia i po prostu zająć się pracą. Włączyłem swój komputer i telefon ( wczoraj wyłączyłem go by nie przeszkadzał w mojej rozmowie z Shizu-chan'em) i spojrzałem na listę SMS nie odebranych połączeń, e-maili i innych różnego rodzaju prób skontaktowania się ze mną. Miałem ponad setkę e-maili, nieodebranych połączeń 56 ( licząc 1 połączenie na jednego klienta) SMS dobijały do 500. Rany nie byłem przy telefonie tylko kilka godzin. Zabrałem się do odpowiadania na wiadomości i szukaniem najpilniejszych danych. "Szybko" poszło bo "już" po 6 godzinach skończyłem wszystko co miałem zrobić na chwilę obecną. Nie byłem z tego jednak zadowolony, znowu czułem to palące uczucie wewnątrz mnie. Głupi Shizu-chan nawet jak go nie ma to sprawia problemy. Ze złością włączyłem stronę informacyjną "Mūn no hito" ten gang miał teraz dość poważną siłę i nie mogłem go lekceważyć. A do tego mnie nie lubili i chcieli mi życie uprzykrzyć, a przeceiż to moja działka. Niech lepiej nie bawią się w bogów, bo bóg jest tylko jeden - ja . Załadowały mi się "aktualności". To co zobaczyłem sprawiło, że prawie walnąłem się w głowę. Informacja tylko dla mnie - o jak miło - szkoda tylko, że kompletnie nie na rękę. Gapiłem się z wielkimi oczyma na te literki dobrych kilka minut zanim zrozumiałem ich sens. Blefowali, na pewno blefowali, musieli to przecież nie możliwe. Zacząłem panikować. Wziąłem do ręki telefon i zacząłem wydzwaniać do kilku osób które mogły mi podać w tej chwili odpowiednie informacje. Pomijając zdziwienie w jakie ich wprowadziłem okazali się bardzo pomocni. Jeśli ten podrzędny gang myślał, że nie mam w ich szeregach jakiegoś informatora to się grubo pomylili. Narzucając na na siebie kurtkę zakończyłem rozmowę. To nie był blef. Kurde to moja wina. To przeze mnie ten cały bajzel. Raz postanowiłem pokierować się emocjami a nie chłodną logika i teraz mam za swoje. Wybiegłem pędem z mieszkania. Jak mogłeś się tak łatwo dać podejść Shizu-chan i co ważniejsze czemu zacząłeś mnie obchodzić. Bo przecież normalnie nie przejmował bym się jak głupi i wcale nie leciał ci pędem na ratunek, rany jak to brzmi. Biegłem przez miasto z taką szybkością jakby co najmniej Shizuś mnie gonił. Ludzie usuwali mi się z drogi, co było mi na rękę, i dziwnie się na mnie patrzyli gdy widzieli ze nikt nie biegnie za mną, nie lecą żadne znaki czy automaty, pa prostu nic. Z tego pośpiechu zostawiłem włączonego laptopa z otwartą stroną. Jedyny napis na stronie, ten który sprawił że robię to co robię dalej. Czarne tło, biała czcionka 72px. A najzabawniejsze jest to, że pewnie nawet nie przewidywali, że aż tak na mnie zadziała jedna prosta informacja. Manipulacja tak prosta, że normalnie nikt by się na nią nie nabrał, no chyba że był by bardzo zdesperowany, albo... zakochany.
" Dokonaliśmy tego czego nie zdołał nawet wielki informator Orihara Izaya. Bestia z Ikebukuro jest na naszej łasce. Złapana i zakuta. Wygraliśmy te rundę Izaya. Hahahaha"
Cały czas mając przed oczami ten przeklęty napis stanąłem przed drzwiami "kwatery głównej" tych idiotów którzy porwali moją ukochaną zabaweczkę.

środa, 8 maja 2013

Poskromić bestię - rozdział 2.

Witajcie~! :3 Powracam z nowym rozdziałem, zapewne dość mało wciągającym, za co najmocniej przepraszam, (tej treści naprawdę nie mogłam pominąć) ale przynajmniej historia poszła dalej~! Jeszcze jakiś czas niewiele się będzie dziać, bo chciałam, żeby napięcie Izayi wam się troszkę udzieliło. ^^" Mam nadzieję, że czytelnicy mi to wybaczą~?
Więc, nie będę dłużej przynudzać (chyba mało kto lubi wstępy odautorskie tak jak ja~?), tylko szybko dodam rozdział 2 i zajmę się pisaniem trzeciego~.
Ach, i jeszcze dziękuję wszystkim, którzy skusili się chociaż na pierwszy rozdział, niezależnie czy komentowali, czy też nie~. ;3
Tak więc, tym razem już naprawdę nie przedłużając, serdecznie zapraszam~! :3
Enjoy~.



     Po drodze nikt zbytnio nie kwapił się do rozmowy. Doktor był zbyt zajęty prowadzeniem, i tylko od czasu do czasu prosił Izayę o raport na temat zdrowia blondyna, a sam informator prócz tych raportów nie mówił też zupełnie nic. Nie upewniał się, czy z Shizuo będzie wszystko w porządku. Nie szukał pocieszenia. Nie próbował szukać potwierdzeń wymyślnych rozwiązań przywracania ofiary do zdrowia. Nie oferował pomocy. Nie próbował się usprawiedliwiać, mimo że jasnym było, iż ten wypadek był jego sprawką. On po prostu się zamyślił. Nie odrywając wzroku od swojego wroga, stojąc cały czas na nogach, mimo widocznego wyczerpania, intensywnie nad czymś rozmyślał. To było tak prawdziwą i nienaturalną reakcją, że Shinrze wydawało się aż nieludzkie. Ale z drugiej strony, kto widział, żeby Orihara Izaya zachowywał się kiedykolwiek jak przeciętny człowiek?
     Okularnik dotarł do swojego najbliżej położonego, tajnego gabinetu, w przeciągu kilku napiętych i niespokojnych minut. Zaparkował z piskiem opon, ale na tyle ostrożnie, żeby pasażerowie nie rozpłaszczyli się na ścianach. Wybiegł zza kierownicy i pociągnął nosze z Shizuo aż do sali operacyjnej w niepozornym domku w środku miasta. Izaya pomógł mu, z zawziętą miną upierając się, że będzie obecny przy wszystkim, czy Shinra tego chce, czy nie.
     Dotarli do dźwiękoszczelnego pomieszczenia, oświetlonego ostrym światłem mocnych żarówek operacyjnych. W pokoju nie było też okien, więc lekarz mógł na tyle spokojnie na ile pozwalała sytuacja, wziąć się do pracy bez zbędnych przygotowań.
     Tylko czym na ten czas zająć Izayę, żeby nie przeszkadzał i, co więcej, nie wyrządził żadnej szkody?

Izaya:

     Informator stanął przy drzwiach, właściwie nie wiedząc, co powinien zrobić. Nie znał się zbytnio na medycynie, przynajmniej nie aż do tego stopnia, jaki był w tej chwili potrzebny, żeby coś zdziałać. Postanowił, że zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby uratować osobę, bez której jego życie ziałoby nudą i pustką, jednak nie wiedział, w czym mógłby pomóc. Przyglądał się od progu działaniom lekarza – myciu rąk, szybkiej zmianie fartucha, zdejmowaniu koszuli z umięśnionego torsu blondyna i pospiesznym badaniom.
     Do pokoju wpadła Celty, bez zbędnych ceregieli podstawiając okularnikowi telefon pod nos.
- Tak Celty, przygotuj mi narzędzia. Zgubiłaś ich? – Shinra właśnie sprawdzał, w jak przytomnym stanie znajdował się Shizuo. Blondyn najwidoczniej całkowicie odpłynął, ale nadal żył. Lekarz wstrzyknął mu jakiś płyn, prawdopodobnie znieczulenie.
     Ze strony kobiety-cienia padła niema odpowiedź, po czym podjechał też stolik z narzędziami.
- Dziękuję. Zaczynam.
     Shinra w końcu chwycił za skalpel. Przedmiot zalśnił niebezpiecznie w ostrym świetle żarówek, przypominając ostrze mające zadać śmiertelny cios, żeby biedna ofiara nie musiała się zbyt długo męczyć.
     Izayę ogarnęły mdłości i jakaś gwałtowna fala paniki, wywołująca pieczenie całego ciała i szum w głowie. Bał się, że Shizu-chan’owi zaraz coś się stanie. Że zaraz obudzi się z krzykiem, skalpel przebije mu jakiś organ i ten po prostu wykrwawi się na śmierć. Albo, że operacją się nie powiedzie. Albo, że mimo sprawnej operacji okaże się, że blondyn i tak jest nie do odratowania. Albo jeszcze gorzej, nie da się operować bez poświęcenia czegoś i Shizu-chan zostanie inwalidą do końca życia. Albo nawet, że on już nie żyje, tylko Shinra jeszcze tego nie zauważył. Dotąd mogło stać się właściwie wszystko.
     Izaya zamknął oczy i kolorem twarzy dopasował się do śnieżnobiałych ścian.
     Jeśli chce, żeby Shizu-chan żył, musi pomóc. Jeśli chce, żeby ta irytująca bestia normalnie funkcjonowała, musi wziąć się w garść. Shizuo był przecież dla Orihary, tak jakby, mimo wszelkich sprzeczności i nieporozumień, jego najlepszą i najcenniejszą zabawką. Bez niego życie bruneta byłoby ciągłym przedstawieniem, wiecznym siedzeniem przed ekranem laptopa, z każdym dniem bardziej nużącą zabawą, polegającą na ingerowaniu w życiu innych, o czym oni nie mieli nawet zielonego pojęcia. Shizu-chan był inny. Pod każdym względem inny. Nie miał ludzkich odruchów, zachowań, ani żadnego takiego badziewia. Nie bał się, zawsze był gotów przeciwstawić się losowi i postawić na swoim. Ludzie bali się go, ale nie miał problemów z nawiązywaniem szczerych więzi przyjaźni. Izaya mógł powiedzieć mu, co myśli, mógł zdradzić jakie okropieństwa wplótł w jego życie, mógł nawet próbować go zabić, ale Shizu-chan okazywał się silny, silniejszy niż on sam i zawsze na swój sposób stawiał na swoim, zostawiając brunetowi jedynie kontrolę nad sytuacją, dzięki czemu jeszcze żył. Bez niego życie informatora byłoby jednak irytujące i stresujące. Bez niego życie nie byłoby takie samo. Całkowicie by się zmieniło, straciłoby dotychczasowy sens. Izaya przemyślał to już w furgonetce. Nie był gotów pozwolić Shizusiowi umrzeć. To zburzyłoby cały jego plan. Teraz jego obowiązkiem było podejść tam i pomóc na ile się da.
- Shinra, ja... – Zaczął, ale głos mu zadrżał. Co się z nim działo?!
     Doktor rzucił mu tylko szybkie spojrzenie. Nie był zbyt zadowolony z jego stanu, to mało powiedziane.
- Izaya! Potrzebny mi ktoś z głową, osoby które ją tracą stanowią tylko przeszkodę! – Pouczył go surowo.
     Celty wyrzuciła z siebie silniejszy obłok dymu i podstawiła Shinrze ekran pod sam nos.
- Ależ nie Celty! – Okularnik rozweselił się i przez chwilkę wyglądał na zakłopotanego. – Nie chodziło mi o dosłowne tracenie głowy, ty jesteś tutaj niezastąpiona! To była przenośnia, żeby Izaya w końcu się stąd ruszył i się uspokoił, może przespał... Absolutnie nic do ciebie nie mam, najdroższa. – Uśmiechał się jeszcze przez chwilkę, a potem spoważniał. – Potrzebne mi sączki i jeszcze... – Resztę słów zagłuszył pisk w głowie Orihary. Był tak nieznośnie głośny, że brunet nie był w stanie się skupić. Dotarło do niego tylko to, jak zsuwa się po ścianie. Podciągnął kolana pod brodę i wpatrzył się w punkt przed sobą, zastygając tak na jakiś czas.
     To tylko krew. Nic mu się nie może stać. Oczywiście, że nie może. On jest odporny na obrażenia, jego ciało regeneruje się kilkanaście razy szybciej niż przeciętnego człowieka... Ach~! Co ze mnie za idiota! Martwię się o tę kreaturę, a jestem przez to zupełnie bezużyteczny... Ha~! Przecież jestem Orihara Izaya, jestem bogiem tego miasta~! Co ja wyprawiam... Mogę pomóc, oczywiście, że mogę. Nie jestem słaby, nawet jeśli chwilowo dałem się ponieść, zupełnie jakbym był jakimś PRZECIĘTNYM człowiekiem... Też jestem silny. Nie zostawię go tam samego, w ciemnościach, nie pozwolę mu umrzeć bez mojej zgody.
     W miarę jak Izaya odzyskiwał swoją zwyczajową pewność siebie i przypominał sobie, że jest niepokonany, pisk w uszach zanikał. Po kilkunastu, albo nawet tylko kilku minutach, Izaya podniósł się czując, że znów jest dawnym Izayą. W każdej chwili gotowy na rozlew krwi.
- Już dobrze. – Zapewnił, widząc spojrzenie lekarza. – Chcę pomóc w czymkolwiek. Proszę, – dodał, uśmiechając się lekko i rozkładając ręce – chyba jest coś, przy czym mogę się przydać?
     Celty podała mu nasączone czymś waciki i pokazała tekst wstukany pospiesznie w telefonie.
- ”Twarz Shizuo. Trzeba odkazić otarcia. Masz tu wodę utlenioną i wszystko, co może się przydać. To podstawy pierwszej pomocy, tyle na pewno potrafisz, prawda? Wygląda gorzej niż jest w rzeczywistości, głowa zawsze bardziej krwawi. Na pewno dasz radę, Izaya???”
- Oczywiście~! – Brunet uśmiechnął się, zadowolony. Nie było miesiąca, w którym nie musiałby opatrywać swoich zadrapań po spotkaniu z Shizu-chan’em. – Już się za to biorę.
     Shinra nawet na niego nie spojrzał. Był zajęty operacją, na którą Izaya wolałby nie spoglądać zbyt często.
     Kiedy informator otarł już bardzo powoli całą twarz Shizuo z krwi, okazało się, że nie było aż tak źle. Tak naprawdę największe szkody wyrządził on sam, bo jego nacięcia były gorsze niż stłuczenia od wypadków. Gdyby nie uprzednie nacięcia zresztą, blondyn pewnie nie miałby tej strasznej opuchlizny. Jednak teraz nie można było wiele na to poradzić. Jedyne, co on sam mógł teraz zrobić, to obiecać sobie, że od teraz będzie łagodniejszy i nie pozwoli, żeby jego zabawka się o tym dowiedziała. To zaburzyłoby przecież jego codzienne wybuchy złości, prawda? A tego by nie chcieli...


Celty:

Po dłuższym czasie ciężkiego zmagania się z krwawieniem i nastawianiem żeber, czasie w którym Izaya oczyszczał twarz Shizuo, a potem bawił się skalpelem, podając od czasu do czasu potrzebne narzędzia, Shinra w końcu przerwał wręcz nieznośną ciszę.
- Izaya, bądź tak miły i podaj mi wodę. Tą do picia, zaschło mi w gardle. – Wychrypiał doktorek.
- Proszę~! – Zawołał śpiewnie brunet, przystawiając mu butelkę do ust. – Oo, Shinra, kończysz już~? – Ucieszył się, robiąc przy tym tak niewinną minkę, że Celty, gdyby miała głowę, uniosłaby obie brwi. Przecież jeszcze niedawno wyglądał na przybitego... On chyba rzeczywiście nie mógł żyć, nie czując się panem sytuacji.
- Jeszcze chwila i będę mógł go zaszyć. – Westchnął jej ukochany, robiąc równie dziecinną, nieporadną minkę. Widać przepełniała go ulga, bo stan Shizuo stał się stabilny. Największy problem z pewnością był już z głowy, skoro on sam pozwalał sobie na mniej poważne zachowanie. – Potem jeszcze tylko ręka, noga... Do nastawienia, bo oczywiście ta druga... Izaya, czy ty celowałeś w tętnicę udową? – Okularnik przeszył Izayę wzrokiem na wylot.
- Shinra~... – Mruknął informator, szczerząc się radośnie i równie niewinnie, co przedtem. – Cokolwiek odpowiem, nie uwierzysz mi, prawda~?
- Racja. – Skinął głową w odpowiedzi. – Zostawmy to na później, kiedy już wszystko będzie zależało od czasu, zamiast od mojego spokoju.
- ”Też mu nie wierzę.” – Podstawiła ekran przed okulary doktora. – ”Sądzisz, że to bezpieczne, żeby tutaj był? Jakby nie było to on najbardziej chciałby zabić Shizuo.”
- Wiem. Ale nie pozwoli się wyrzucić, a poza tym mógł pozwolić mu się wykrwawić, a zamiast tego zadzwonił do mnie. Nie wiem co się dzieje, ale myślę, że na razie możemy mu zaufać. – Szepnął ledwie dosłyszalne Shinra, obserwując Izayę stojącego po drugiej stronie pomieszczenia.
- ”Niech będzie. Ale ja wolę mieć go na oku.”