Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

wtorek, 18 lutego 2014

FzA - Tsugaru x Psyche ,,Jesteś moim szczęściem"

Ohayou, ohayou~!
Etto~... Nie wiem, co wam powiedzieć. X3"" Wiem, notka miała być dwa dni temu, jednak wiecie, szkoła się zaczęła i okazało się, że zostałyśmy ściśnięte, ja utknęłam na bezweniu, pisałam 3 dni coś, co usunęłam i~... No i właśnie. Mam nadzieję, że się nie gniewacie~! A jak gniewacie, to proszę o grzeczne oddanie nożyczek/nożyków/ewentualnie znaków drogowych i kontenerów na śmieci~... ;33
Kolejna rzecz - chciałyśmy Wam ogromnie podziękować za to, że tak często nas odwiedzacie~! :33 Stuknęło nam już 50 000 odwiedzin, więc~... Przypuszczam, że za jakiś czas dostaniecie za to jakiegoś specjalnego shot'a. X33 Tylko za jakiś czas, więc proszę uzbrójcie się w cierpliwość~! (A to dlatego, że Kiasarin-san oznajmiła, że to JA mam napisać, więc to troszkę zajmie~... X3"" Niedługo mam poprawkę z matmy i nie wiem, jak to z tym wyjdzie.)
No więc przypuszczam, że następna część pojawi się za 2, góra 3 dni~...
A póki co - Enjoy~!

Ostrzeżenia: Duża dawka cukru. X3"



     Psyche uradowany skakał po domu z miotełką do kurzu. Było prawie idealnie... Dzięki temu, że dom urządzony był w stylu Tsugaru, było tu naprawdę mało błahostek, które wypadałoby sprzątnąć. Tak więc latał wycierając kurz i wietrząc mieszkanie, aż uznał, że jest dostatecznie świeżo. Po tym zajął się ścieleniem ich wspólnego łóżka, nastawił pranie, zrobił jedzenie... I gdy skończył, usiadł na środku pokoju ze swoim królikiem-pluszaczkiem w łapkach. Tak strasznie tęsknił... Chciał, żeby Tsugaru był już w domu. Miał tak 5 dni w tygodniu, więc powinien się już przyzwyczaić, jednak... To sprawiało tylko, że tym bardziej chciał go zobaczyć.
- Tsugaru-chaaan~... - jęknął, wtulając się w króliczka i przymykając oczy. Króliczek spał z nimi, więc pachniał Tsugaru...
     Minęło dziesięć długich minut, w trakcie których Psyche prawie zasnął. Gdy zerknął na zegarek i zorientował się, że to już TA godzina, szybko podskoczył i ciągnąc maskotkę za łapkę, pobiegł do drzwi. Kiedy stanął przed nimi, akurat się otworzyły.
- Tadaima. - mruknął blondyn, ściągając buty.
- Tsu-chan~! - Różowy klon podskoczył wesoło i rzucił mu się na szyję. Dobrze, że Tsugaru w porę go złapał i przytrzymał tak, żeby nie upadł. - Okaeri~!
- Witaj, Psyche. - odparł, stawiając go na ziemi i całując delikatnie w czoło. Uśmiechnął się do niego, na co Psyche wyszczerzył się wesoło.
- Tsu-chan, obiad już czeka~! - złapał go za rękę i pociągnął do kuchni. Usadowił go przy stoliku w stylu japońskim, a sam usiadł obok.
- Psyche, chodź tu. - odezwał się złotooki i przyciągnął go do siebie. Usiadł po turecku i posadził go sobie na kolanach.
- Tsu-chan~! Nakarmisz mnie~? - spytał podniecony brunet. Co prawda to też robił niemal codziennie, jednak... Cieszyło go to~!
- Mhm. Powiedz "aaa". - nakazał, unosząc kawałek ryby.
- Aaa~! - zawołał, wydobywając z siebie wysoki, melodyjny dźwięk. Rozdziawił szeroko buzię, żeby Tsugaru nie miał problemu z trafieniem do jego ust. Chociaż gdyby go pobrudził też nic by się nie stało...
- Itadakimasu. - szepnął Heiwajima, następny kawałek wkładając sobie do ust. Podał Psyche ryż.
- Ojej, Tsugaru~! - zawołał brunet, odsuwając od siebie pałeczki. - Zapomniałem o herbacie~! - zasmucił się. - Przepraszam, Tsu-chan, daj mi chwilę to zrobię! - Chciał wstać, ale jego chłopak go zatrzymał.
- Siedź spokojnie i najedz się, Psyche. Ja zaparzę. - Zsunął Psyche z kolan i wstał.
- Mogę pomóc...? - spytał płaczliwie. W końcu to jego wina... On przygotowywał obiad...
- Chodź. - Uśmiechnął się i pomógł mu wstać. Psyche od razu podskoczył wesoło i wtulił się w niego. - No już, już Psyche, musimy zrobić herbatę, prawda...?
- Ty robisz ją najlepiej, Tsugaru~! - zawołał wesoło, patrząc na niego z podziwem. - Twoja zawsze jest najlepsza i ma najwyrazistszy smak~!
- Twoja też jest pyszna, Psyche. - Pogłaskał go po głowie. - A teraz już chodź. - Wyciągnął rękę i poczekał, aż Orihara się od niego czepi i go za nią złapie. Wtedy splótł ich palce i pociągnął go do kuchni. Doszedł zą do szafki z herbatami, ale wtedy Psyche zagrodził mu drogę.
- Przepustka, Tsugaru~! - Zrobił dzióbek czekając, aż ten go pocałuje. Tsugaru zaśmiał się i cmoknął go lekko w usta. Dopiero wtedy różowooki odsłonił szafkę.
- Usiądź sobie i obserwuj. - zarządził i posadził go na blacie. Wstawił imbryczek ze świeżą wodą na gaz. - Podaj którąś herbatę, Psyche. - poprosił.
- Zieloną~?
- Może być. Nie wolałbyś czarnej? Jest słodsza.
- Nie-e~! Tsu-chan, ty jesteś dość słodki~! - Zaśmiał się i pomachał nogami, kołysząc się lekko.
- No, no, nie przesadzaj. - Poczochrał mu włosy i zabrał pudełko z herbatą. Wyciągnął z szafki dwie czarki. Obie były białe, ale wzory na nich całkowicie różne. Na pierwszej, malowane ręcznie ciemnoniebieską farbką, tworzyły śliczne ornamenty przypominające pnącza z kwiatami. Na drugiej, również odręczne, wzory przypominały stado różowych, odlatujących motylków. Tsugaru ostrożnie postawił je na stoliku.
- Waaa~... Tsugaru? - spytał szeptem Orihara, przestając machać nogami. Z uwagą wpatrzył się w czarki. Nigdy wcześniej ich nie widział... - Skąd one się tu wzięły? Kupiłeś je?
- Nie. - odparł zwyczajnie, podchodząc do imbryczka. Sprawdził temperaturę wody. - Dostałem.
- Od kogo~? - dopytywał różowooki. Takich pięknych rzeczy nie dostaje się ot, tak... - Tsugaru...? - spytał widząc, że blondyn odleciał gdzieś myślami.
- Hmm? Co mówiłeś?
- Od kogo je masz~? - spytał cicho, przyglądając mu się uważnie.
- To prezent od mojej mamy.
- Ma-my...? - powtórzył cichutko, nieruchomiejąc. Dlaczego jego mama dała mu coś takiego...?
- Mhm. - Blondyn powoli skinął głową i otworzył paczuszkę z herbatą. - Ponoć mają zapewnić szczęście parze przeznaczonych sobie ludzi... Przynajmniej ona tak mówiła. Pasują do siebie, prawda? - Uśmiechnął się lekko, wsypując sproszkowaną herbatę do obu czarek za pomocą bambusowej łyżeczki.
- Pasują do nas. - poprawił go Psyche, schodząc z blatu z cichym "tąpnięciem". Zbliżył się do niego. - Będziemy pić z nich codziennie~? Czy to jakaś okazja~? - spytał, przekręcając lekko głowę i przystawiając palec wskazujący do ust. Zastanawiał się...
- Pomyślałem, że w końcu ci je pokażę, skoro już je przyniosłem. Myślałem, że sam je dziś znajdziesz, robiąc herbatę... Ale skoro sam miałem okazję ci je pokazać, to się cieszę. - Wstał i pocałował go dokładnie w kącik ust. Jego chłopakowi zaróżowiły się nieco policzki. - Możemy pić z nich codziennie.
- To super~! - ucieszył się Psyche, wtulając w niego. - Tsu-chan, będę dziś mógł nakarmić ciebie?
- Jasne. - Uśmiechnął się i poszedł po już gotującą się wodę. - Tylko najpierw zrobię herbaty.
     Brunet usiadł, obserwując uważnie jak blondyn zalewa, a następnie roztrzepuje sproszkowaną herbatę tak, by miała odpowiednią konsystencję i smak, a przy okazji nie uronić ani kropli. Nie całe przygotowywanie herbaty zgadzało się z tym podczas ceremonii herbacianej, ale i tak miało to w sobie jakiś urok. A już najwięcej go miało skupienie, spokój i uwaga, jaką Heiwajima poświęcał samemu parzeniu herbaty. Patrzenie na to było naprawdę niesamowitym zajęciem... Dzięki temu smutek, że sam zapomniał o jej przygotowaniu powoli zaczął przechodzić.
     Gdy niebieski skończył, podniósł się i zaniósł obie czarki do pokoju. Psyche nawet nie ośmielił się wieszać na jego ramieniu, dopóki ich nie postawił.
- Ne, ne, Tsu-chan, dlaczego taką uwagę przywiązujesz do parzenia herbaty~? - spytał, usadawiając się znowu na jego kolanach, tym razem bokiem i chwytając w dłoń pałeczki.
- Odrywam się przy tym od codziennych spraw. To moja chwila wytchnienia i absolutnej ciszy. - odpowiedział spokojnie, na co Psyche zmarkotniał nieco. - Co się stało? To nie znaczy, że nie lubię twojego głosu. Kocham go. - Nachylił się, cmokając go w policzek, na co brunet uśmiechnął się niepewnie i popatrzył mu w oczy. Na jego policzkach pojawiły się znów słodkie rumieńce.
- A ja kocham całego Tsu-chan'a~! - burknął i wtulił się w niego. Tsugaru pogłaskał go po głowie i odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
- Psyche, mam sam zjeść, czy mnie nakarmisz? - Uśmiechnął się czule, przez co Psyche z lekkim zażenowaniem oderwał się od niego i sięgnął pałeczkami po warzywa i ryż.
- Powiedz "aaa"~! - zażądał, z uwagą starając się trafić do otwartych ust Tsugaru. Gdy mu się udało, kontynuował. Z kolei jego chłopak również sięgnął po miseczkę i pałeczki i zaczął karmić jego, aż obaj się najedli.
     Tsugaru pierwszy sięgnął po herbatę, a Psyche poszedł w jego ślady. Wypili w ciszy, choć Psyche bardzo chciał skomentować jakoś te czarki. Jednak nie znajdował słów...
     Miały przynosić im szczęście. Obiecał więc sobie, że będzie o nie bardzo dbał.

- Psyche, wychodzę do pracy. - Potrząsnął lekko za jego ramiona.
- Hmm? Tsu-chan~... Już wychodzisz...? - spytał ponuro i sennie.
- Tak, muszę iść. - Nachylił się i cmoknął go lekko w usta. - Śpij słodko.
- Tsugaru, poczekaj~! - zawołał, zanim złotooki zdołał się oddalić od łóżka. Różowy klon podniósł się, przez co lniana pościel zsunęła się z jego nagiego ciała i opadła na łóżko. Wstał i choć lekko zakręciło mu się w głowie, zarzucił Tsugaru ręce na szyję i odszukał wargami jego usta, obdarzając go namiętnym pocałunkiem. - Do widzenia... Uważaj na siebie, Tsu-chan. - mruknął i usiadł, przecierając zmęczone oczy.
- Będę uważał. - odparł i wyszedł.
     Psyche położył się na wznak na materacu i rozłożył ramiona tak szeroko jak się dało, przeciągając się.
     Zwykle zasypiał, żeby odpocząć jeszcze ze dwie godziny, ale tym razem miał inne plany. Skoro już wczoraj powycierał kurze, dziś za ten czas pouczy się robić herbatę, żeby była tak dobra, jak ta Tsugaru...

     Po przyjemnej kąpieli z tęczowymi bąbelkami i dość długim wybieraniu ubrań, Psyche wszedł w końcu do kuchni i znalazł jakieś pierwsze-lepsze lekko obite czarki. Wstawił wodę w imbryczku, bo w nim było wygodniej, i zebrał wszystkie inne potrzebne przedmioty. Wsypał do jednej z czarek trzy łyżeczki sproszkowanej herbaty specjalną, bambusową łyżeczką i poczekał, aż woda osiągnie odpowiednią temperaturę. Gdy w końcu się zagotowała i ostygła nieco, zalał proszek i równie uważnie, co Tsugaru poprzedniego dnia, zaczął ją roztrzepywać.
     Upił łyk.
     Nadal nie była równie dobra!
     Ćwiczył więc długo, skupiając się coraz bardziej i z coraz większą wprawą wykonywał wszystkie punkty. Opił się herbatą jak nigdy i wytracił połowę ich zapasu proszku z zielonej herbaty, ale opłacało się. Była dużo lepsza.
     Szczęśliwy, że sprawi niespodziankę Tsugaru, umył naczynia, zrobił obiad, a w końcu, radośnie podrygując do puszczonej piosenki, wyciągnął ich dwie wspaniałe czarki. Te, które miały przynieść im szczęście. Bo, jeśli będą z nich pili codziennie - tłumaczył sobie - Tsugaru przez cały czas będzie szczęśliwy.
     Postawił obie na stoliku i zaczął przygotowywać kolejną herbatę tego dnia. Z uśmiechem na ustach, mrucząc melodyjnie słowa piosenki, zrobił dwie, niemal tak dobre jak te jego chłopaka, herbaty. Chwycił je ostrożnie i zaczął iść w stronę salonu, wyciągając przed siebie ramiona i patrząc na czarki uważnie.
- Tylko do stolika~... - Wylało mu się trochę herbaty. Widać nalał jej za dużo. Ale to nic, przecież nadal sporo zostało. Szedł dalej. - Bądźcie grzeczne... - Czuł stres związany z niesieniem tak drogocennych naczyń. Przecież one miały przynosić szczęście Tsugaru!
     Przez to wgapianie się w czarki nie zauważył, że wchodzi w małą kałużę rozlanej herbaty. Poślizgnął się i nadal wyciągając ręce przed siebie, runął na podłogę.
- Uu... - stęknął, czując obity podbródek i ręce. Pewnie będzie miał siniaki... Oczy mu się trochę zaszkliły, ale powtórzył sobie kilka razy, że musi być dzielny, tak jak to zawsze mówił mu Heiwajima.
     Całe szczęście, że nie odwrócił rąk. Herbata wyleciała, ale czarki były całe. Więc jednak były pozytywy w tym wszystkim~!
- Zrobię jeszcze jedną~! - mruknął zawzięcie, pociągając nosem. I tak też zrobił. Tym razem najpierw uważnie wytarł podłogę, dopiero potem zrobił nowe picie i doniósł je do stolika w salonie. Wszystko było idealnie~! Obiad już był, herbata także... Właściwie mógł tam jeszcze odkurzyć, czekając na swojego ukochanego~! Zostało dużo czasu... Właściwie, to trochę zbyt dużo, pospieszył się~... To nic~! Poczeka razem z panem króliczkiem, jak zawsze~!
     Wyciągnął odkurzacz z szafy i zabrał się za kolejne porządki. Normalnie nudziła go ta praca, ale skoro blondyn był szczęśliwy mogąc mieszkać w czystym i zadbanym domu, to nie miał nic przeciwko~!
     Wziął się energicznie za czyszczenie podłogi. Wsysał każdy paproch, jakby żywił do niego osobistą urazę. Chociaż... W sumie, to żadnej nie miał...
- Przepraszam paproszki, ale przeszkadzacie~! - Wybuchnął śmiechem. Przez przypadek uderzył odkurzaczem w stolik tak, że wszystko się przesunęło. W tym dwie czarki stojące prawie na brzegu... Na całe szczęście nie spadły. Zakołysały się niebezpiecznie, ale nie spadły. - Uff... - Przetarł czoło dłonią i podszedł, przestawiając je bliżej środka stolika. - Będę uważał... Teraz będę ostrożniejszy~! - obiecał głośno, żeby dodać mocy swoim słowom. I rzeczywiście teraz skończył odkurzanie już spokojniej, a potem jeszcze przetarł podłogę, uważając, żeby unikać stolika. Na końcu zerknął jeszcze na zegarek. Dwadzieścia minut do przyjścia jego ukochanego. Pobiegł do sypialni, zabrać swojego króliczka i przybiegł z powrotem do salonu, trzymając go za łapkę.
     Niestety dość ciężkie łapki króliczka zahaczyły o czarkę, a ta potoczyła się, potrącając tę drugą i nim Psyche się obrócił, obie upadły, robiąc dwa ciche "trzask" i "brzęk".
     Uśmiech zamarł mu na ustach gdy zobaczył pobite skorupki, które jeszcze chwilę temu były czarkami, leżące w zielonej kałuży.
- N... - Oczy mu się zaszkliły. Puścił króliczka, który opadł na podłogę z cichym szurnięciem swojego wypełnienia. - Nieee! - jęknął Psyche, a z jego oczu łzy zaczęły lecieć niemal potokiem. - T-Tsuga-aru... Nn... - zaczął łkać i klęknął przy pobitych, choć wciąż pięknych skorupkach. Niestety tylko namiastce pozostałej z owych miniaturowych dzieł sztuki. - Sz-szczęście T-Tsugaru... Uuuu... - Zaczął przecierać oczy piąstkami, nadal płacząc. Siorbnął nosem. - Panie króli-czku, co myśmy zrobili...? - załkał i podniósł pluszaka, wtulając się w niego dla podniesienia się na duchu. - Teraz Tsu-chan i ja nie będziemy mieli szczęścia... - szepnął, łapiąc rozpaczliwie powietrze. - To nasza wina, króliczku... A-a co, jeśli teraz... - znów zaczął łkać, na samą tę straszną myśl. - A-a jeśli teraz s-się rozstanieeeemyyyy?! - zawył, trzęsąc się. Ledwo usłyszał pukanie do drzwi. Tak się wystraszył, że natychmiast przestał płakać. Zamiast tego skulił się i wtulił mocniej w pluszaka. Pukanie stało się głośniejsze. Ktoś dosłownie walił w drzwi... To nie mógł być Tsugaru... Prawda?
     Wstał na chwiejnych nogach i zerknął przez wizjer. Szybko się odsunął i otworzył drzwi, ściskając kurczowo króliczka i wciągając smarki, które i tak wydostawały się powoli na zewnątrz. Popatrzył na swojego gościa żałosnym wzrokiem zbitego szczeniaczka.
- Psyche...? - spytał zszokowany Delic. Otrząsnął się szybko i wszedł do środka, zamykając drzwi. - Ej, co jest...? - Podszedł i objął go, głaszcząc lekko po plecach. - Krzyczałeś coś, a teraz wyglądasz jak kupka nieszczęścia, domagam się wyjaśnień. - oznajmił stanowczo. - To przez Tsugaru? - spróbował zażartować. Jednak Psyche pokiwał głową. Różowooki blondyn odsunął go od siebie na odległość ramion i przypatrzył mu się niezwykle uważnym wzrokiem. - Jak to - przez Tsugaru? Psyche, powiedz, co się stało! - Potrząsnął nim lekko, bo ten znów zaczął płakać.
- D-Delic-nii~! - jęknął Orihara, wtulając się w niego ponownie. Jego ciałem wstrząsały delikatne drgawki. - T-to... B-bo ja... Ja i Pan Króliczek... I Tsugaru nie będzie miał szczęścia i mnie zostawiii! - zaszlochał.
- Psyche... - westchnął, kręcąc głową. - Po pierwsze, właśnie osmarkałeś mi moją wyjściową koszulę, po drugie mów jaśniej... Nic nie rozumiem. - westchnął. W co on się wpakował...
- B-bo Tsu-Tsugaru dost-tał czark-i i one są ważne, dlatego pomóż mi je naprawić! - wydusił i zakaszlał.
- Ok, teraz było jaśniej. Rany, bywasz bardziej nieznośny niż Hibiya, wiesz? - prychnął z rozbawieniem. - No dobra, słuchaj... Tsugaru spotkał mnie na mieście, a że wiesz, że on nie nosi komórki, to prosił, żebym ci przekazał, że on wróci tak ze trzy godziny później, bo na razie dostał jakieś większe zlecenie i musi coś jeszcze pozałatwiać w firmie... Jakieś tam dostawy herbaty, cośtam... W każdym bądź razie mamy jeszcze trzy godziny, dlatego się nie martw. Idziemy cię ogarnąć. Zobacz, jak ty wyglądasz... Jak dzieciak. - Zaprowadził go do łazienki, opłukał mu twarz dokładnie, wytarł ręcznikiem i dał chusteczki, żeby wysmarkał nos. - Ale z ciebie ciapa... - prychnął z rozbawieniem, obejmując go i głaszcząc po głowie jak młodszego brata. - Już lepiej?
- Nie... - szepnął Psyche, po czym wysmarkał nos. - Czarki są pobite, Delic-chan... Muszę je naprawić... Albo znaleźć takie same... Bo one przynoszą szczęście! Rozumiesz~? - Popatrzył na niego wzrokiem smutnego szczeniaczka.
- No, nie rób takiej miny... Pokaż mi je.
     Brunet skinął głową i zaprowadził go do salonu. Popatrzył smutno na resztki czarek. Że też właśnie o nie musiał zaczepić... To jakieś fatum...
     Podniósł je i pokazał Delicowi.
- Widziałeś gdzieś takie, Delic-nii~? - spytał z nadzieją. - Albo może wiesz, jak je naprawić~?
- Psyche, poranisz się... - Zabrał mu je z rąk i przyjrzał im się uważnie. - Niee... Nawet, gdybyś je skleił, nie będą wyglądały równie dobrze. A z tego, co mówił mi ostatnio Sakuraya, te wzory są jednymi z najrzadszych... I najdroższych. Mówisz, że przynoszą szczęście? - spytał, nie odrywając od nich wzroku.
- Umm... Tak, Tsu-chan mówił, że dała nam je jego mama i mają nam przynosić szczęście... A-a ja je pobiłem... - Jego oczy zalśniły na nowo.
- Hej, tylko nie becz! - zastrzegł szybko blondyn. - Ech... Sprawdź w sklepach, popytaj znawców... Ja się na tym za dobrze nie znam. - Wzruszył ramionami. - Nie martw się, przecież Tsugaru nie będzie się złościł. - Poklepał go lekko po ramieniu. - Zostawić ci je? - Wyciągnął drugą dłoń, a brunet zabrał z niej odłamki i pociągnął nosem.
- Dziękuję, Delic-nii. - mruknął, patrząc na połamane czarki, a potem na blondyna. Uśmiechnął się radośniej. - Naprawię je i wszystko będzie dobrze, prawda~? - spytał wesoło.
- Oczywiście. - odparł Heiwajima i jeszcze raz pogłaskał go po głowie.
- Delic-nii... Idę do Sakurayi~! - postanowił. - Dziękuję za pomoc... Jeśli chcesz możesz zostać, zrobiłem obiad~! Tylko potem zamknij drzwi, masz chyba zapasowy klucz, nie~?
- Dzięki. Akurat spieszę się do Hibiyi... Stwierdził, że zrobimy sobie piknik. - prychnął, po czym się roześmiał. - Typowe dla niego... Piknik na jesień. - Zaśmiał się. - Sakuraya mieszka w tę samą stronę, więc wsiądziemy w jedno metro, ok?
- Okey~! - Podskoczył lekko i pobiegł po bluzę, króliczka zostawiając na łóżku koło szafy. Ubrał się szybko i spakował do torby odłamki zawinięte w szmatkę oraz pieniądze. Potem pobiegł do wyjścia, ubrać buty. Delic już na niego czekał, więc wyszli razem.
- Pozmywałem ci tę herbatę, żeby nie wsiąkła w podłogę. To tak, żebyś się nie martwił. - rzucił mimochodem blondyn.
- Arigatoo Delic-nii~!!! - Objął go i uściskał.
- No, daj spokój, to drobna przysługa. - Poczochrał mu włosy. - Najważniejsze, żebyś już się nie martwił. Kochacie się tak bardzo, że przeżyć nie możesz każdej błahostki. - Przewrócił teatralnie oczami.
- Delic-nii, nie przekomarzaj się ze mną~! - Zaśmiał się. - Ty też kochasz Hibiyę-sama, prawda~?
- Po co od razu to "-sama"? - prychnął. - Żebyś ty go widział...
- Dobra, dobra, on też cię kocha~! - Tyknął go w nos i się zaśmiał.
- Nie róbcie z tego wielkiej sprawy... To naturalne uczucie, nie coś niezwykłego. Mam nadzieję, że wam się uda i naprawisz te swoje amulety na szczęście.
- Ja też~... - mruknął ciszej. Weszli do metra i już nie było jak rozmawiać.

     Delic jechał dalej niż różowooki klon Orihary, dlatego sam tylko go popchnął do wyjścia w odpowiednim momencie i machnął mu z ledwo dostrzegalnym uśmiechem. Psyche sam musiał trafić.
     Na szczęście brunet był tam tyle razy, że nie potrzebował żadnych wskazówek. Po ledwie parunastu minutach przystanął przed czymś w rodzaju starojapońskiego zameczku, czy może raczej apartamentu... Nie bardzo wiedział, nikt mu jeszcze o tym nie opowiadał. Zresztą, mało go to teraz obchodziło. Miał coś ważnego do załatwienia.
- Sakuraya-chaan~? - zawołał, wchodząc do środka. Po kilku chwilach w korytarzyku pojawił się Shitsuo.
- Oya~? Psyche-kun, co ty tu robisz? - spytał zdumiony blondyn. - Do tego sam? Gdzie Tsugaru-san?
- Mam bardzo ważną sprawę do Sakurayi~!!! - podniósł głos, patrząc w bursztynowe oczy Shizuo-kamerdynera z dziwną wręcz jak na niego determinacją.
- Co się stało? - Również różowy, ale bardzo spokojny klon Izayi również pojawił się w korytarzyku. - Psyche? To coś poważnego? Chodź, nie stój w korytarzu. Jesteś przecież moim gościem. - Podszedł, złapał go za rękę i pociągnął za sobą do jednego z pokoi. Skinął na Shitsuo, że ma iść z nimi. W końcu nie wiadomo, może mógł się na coś przydać...
- To bardzo ważne! - rozemocjonował się Psyche po drodze. - B-bo Tsugaru przyniósł czarki i one są szczęśliwe i bez nich on mnie zostawi... I... - Dzielnie przełknął łzy. - Ja muszę je naprawić! Albo dostać takie same~!
- Czarki przynoszące szczęście...? Po twoich słowach wnioskuję, że się rozbiły? - Przyklęknął przy małym stoliku, a gdy Psyche usiadł obok i skinął głową, kontynuował. - Więc masz może przy sobie ich resztki?
     Nadpobudliwy zazwyczaj brunet powolutku i ostrożnie wyjął ściereczkę z resztkami czarek w środku i podał je Sakurayi.
- Sakuraya-chan... Da się coś zrobić, prawda~??? - spytał z nadzieją.
- Hmm... Shitsuo? Byłbyś tak miły i zrobił nam herbaty~?
- Oczywiście. - Lokaj skłonił się i odszedł.
- Psyche-chan... - Sakuraya pogłaskał go delikatnie po głowie. - To wyjątkowo rzadkie czarki. Tego podpisu na spodzie - pokazał mu spód - nie da się sfabrykować. Są wyjątkowo drogie.
- Delic-chan coś wspominał... - burknął, czując, jak do oczu napływają mu łzy. - N-nic nie da się zrobić...? A naprawić???
- Niestety. - Sakuraya pokręcił głową i zabrał rękę. - Nie naprawię ich. Ale pomogę ci jak tylko mogę. Znam kilku kolekcjonerów, którzy być może posiadają nienaruszone egzemplarze. Popytam ich, dobrze? Tylko nie płacz.
- Dziękujęęę~! - jęknął Psyche, wtulając się w niego.
- No, no, spokojnie, to jeszcze nie koniec. - odezwał się cicho Sakuraya, muskając palcami jego policzek. - Nie zrobię tego tak od zaraz. I tak musisz opowiedzieć Tsugaru, co się stało.
- Ale... - Psyche spojrzał na niego błagalnym wzrokiem. - Nie mogę inaczej...? Przecież... Będzie zły i mnie zostawi... - mruknął smutno.
- Tsugaru-san? - spytał zszokowany Sakuraya. - Nie gadaj bzdur, Psyche-chan. - skarcił go lekko. - On cię kocha jak nikt inny. Jeśli już naprawdę nie chcesz mu na razie mówić nic o czarkach, to odwróć jego uwagę jak tylko się da. Być może przez tych kilka dni znajdę dla ciebie nowe.
- I będziemy znów mieć szczęście?
     Sakuraya parsknął cichutko i nic już nie odpowiedział. Po prostu siedział, oczekując na herbatę. Pewne rzeczy były zbyt oczywiste. W ich rodzinie wszyscy widzieli, jakim uczuciem darzyła się ta dwójka.
- To ja już pójdę. - Psyche odsunął się od niego i otarł oczy.
- Nie napijesz się z nami herbaty, Psyche-chan?
- Nie~! Ugotuję Tsugaru naprawdę niezwykły obiad i odwrócę jego uwagę~! - Uśmiechnął się wesoło. Miał cel i zamierzał się go trzymać ze wszystkich sił. Jeśli nie te czarki, to on sam zadba o ich szczęście~! O szczęście Tsugaru~!
- Dobrze więc. Odprowadzę cię. - Sakuraya zaczął się podnosić.
- Sam trafię~! Wy się napijcie~! Ogromnie dziękuję, Sakuraya-chan~! Wynagrodzę ci to~! - Nim ktokolwiek zdążył coś jeszcze powiedzieć, wybiegł i popędził na zakupy. Musiał w końcu jeszcze dużo zrobić~!

     Po zrobieniu zakupów, powrocie do domu i wysprzątaniu resztek wcześniejszego obiadu, czy też raczej ich zamrożeniu, Psyche zrobił pyszny zestaw złożony z sushi z awokado, z bananem i innymi takimi, które miały stanowić odwrotność zwyczajowego jadłospisu Tsugaru. Na deser zrobił pyszne botchan-dango. Zastanawiał się nad jeszcze jakimiś wypiekami, ale wtedy drzwi się otworzyły i pobiegł przywitać się ze swoim powracającym chłopakiem.
- Wybacz mi, że tak długo. - mruknął przepraszająco i cmoknął go lekko w czółko na powitanie.
- Umm... - Psyche pokręcił głową. - Nic nie szkodzi. - Chwycił go za rękaw i pociągnął do salonu. - Ta-dam~! - Podskoczył radośnie i wskazał ręką na stolik. - Zrobiłem to dla ciebie, Tsu-chan~! Cieszysz się~? - spytał z radosnym podnieceniem w oczach. Tsugaru w życiu nie starłby mu tej minki z twarzy przyznając się, że był tak głodny, że najadł się na mieście.
- Oczywiście. - potwierdził, uśmiechając się lekko. - Psyche? - Gdy brunet spojrzał na niego, zaciekawiony, przyciągnął go bliżej, obejmując w talii i pocałował go mocno, niemal pożądliwie. Gdy w końcu go puścił, Psyche był mocno zarumieniony.
- Umm, Tsu-chan, czy ty... Masz ochotę? - spytał ciszej, przypatrując się raczej jego strojowi, niż twarzy.
- Po prostu chciałem cię pocałować. - Uśmiechnął się nieco szerzej. - Bo cię kocham. - pogłaskał go ciepłą dłonią po policzku. - I cieszę się, że tak się dla mnie napracowałeś, chociaż się spóźniłem. Czy to jakaś specjalna okazja?
- Nie~! - zaprzeczył wesoło i spojrzał w jego oczy. Tak ślicznie złote... - Po prostu chciałem, żebyś był szczęśliwy~! - Wtulił się w niego, a po chwili pociągnął go znów, tym razem by usiadł przy stoliku. - Itadakimasu~!
- Itadakimasu. - powtórzył blondyn, podając sushi swojego chłopakowi. Psyche właśnie zrobił dokładnie to samo.

     Do wieczora Psyche starał się jak mógł odwrócić uwagę Tsugaru. Powiedział mu nawet, że podał herbatę w innych czarkach, żeby tamte się nie zniszczyły i szybko zabrał się za deser, by uciszyć protesty, że przecież by ich nie poniszczyli piciem z nich. Tsugaru nie drążył tematu, póki co.
     Takim cudem Psyche dotrwał do wieczora, uszczęśliwiając Tsugaru. A im bardziej go uszczęśliwiał, tym szczęśliwszy sam się stawał.
     Gdy przyszła pora kąpieli, zabrał ze sobą pana króliczka. Długo toczyłby się spór o to, czy wolno go myć w ten sposób, gdyby Tsugaru nie obiecał go potem własnoręcznie wyczyścić. Jednak za to tej nocy pluszak był zbyt mokry, żeby z nimi spać. Psyche wtulił się więc w swojego ukochanego dwa razy mocniej. Tym trudniej było bondynowi zostawić go rano... I kolejny dzień iść do pracy.
- Do widzenia, Psyche-chan.
- Będę tęsknił... - mruknął ponuro brunet, wtulając się w niego i muskając jego usta na do widzenia.
- Nie wiesz, jak trudno mi teraz wyjść przez to, co powiedziałeś. - odparł niezadowolony Heiwajima i obdarzył go długim, głębokim pocałunkiem.
- Przepraszam. - westchnął Psyche, gdy skończyli. - Idź już. I wróć szybko, Tsu-chan. Tylko nic sobie nie zrób~! - zastrzegł.
- Będę uważał. - obiecał i wyszedł.

     Po południu Psyche miał już wszystko załatwione. Odwiedził nawet Sakurayę, choć dowiedział się tylko, że połowa z tych kolekcjonerów nie ma czarek, jakich potrzebowali. A z naprawą obecnych nawet Shitsuo nie dał sobie rady, choć był specjalistą od niemal wszystkiego.
     Orihara jednak nie tracił pogody ducha i zwyczajnie zajął się domem, obiadem, sobą... Przeczytał sobie słodkie romansidło, obejrzał trochę telewizji, dotarł kurze, przetarł podłogę. Wszystko było jak zwykle w porządku.
     Ponadto przygotował się dziś szczególnie. Zrobi Tsugaru niespodziankę...

     Gdy drzwi zaczęły się otwierać, stał już przed nimi razem ze swoją różową maskotką w łapkach czekając, aż Tsugaru wróci i da mu buziaka na dzień dobry.
     Jednak gdy zobaczył swojego ukochanego, aż zaniemówił.
     Policzek blondyna pokrywał okropny, fioletowy siniak.
- Tsugaru! - prawie krzyknął, natychmiast się do niego przytulając.
- To nic takiego... To był przypadek, naprawdę. Półka się przewracała, więc ją podtrzymałem, ale zsunął się z niej talerz i siłą rozpędu uderzył mnie w policzek. Nie denerwuj się tak. - Poczochrał mu włosy.
     Jednak jak miał się nie denerwować? Psyche jako jedyny wiedział, o co w tym wszystkim chodziło. To przez te czarki. Chciały się zemścić za pobicie ich i dlatego nasłały ten talerz na jego ukochanego! Ale dlaczego??? Dlaczego Tsugaru, a nie on???
- Tsu-chan, a gdyby ta szafa upadła na ciebie? Trzeba było uciekać~!!! - jęknął z pretensją. - Teraz nie możez kusić losu! A co, jak zabraknie ci szczęścia??? - nadąsał się.
- Spokojnie... - odpowiedział opanowanym tonem, jednak zerknął na Psyche lekko zdziwiony, czego brunet nie zauważył. Zbyt zajęty był burczeniem czegoś w jego klatkę piersiową... Niebieski klon dobrze go znał i widział, że czymś się martwi. Tylko z jakichś przyczyn nie chciał powiedzieć, czym... Cały Psyche.
- Nie będę spokojny. - zaprzeczył stanowczo brunet. - Nie, dopóki Tsugaru coś grozi~! - Naburmuszył się i wydął policzki, robiąc dzióbek. Jego chłopak szybko go w ten dzióbek ucałował. - Nee~? - Nagle zmienił minę na niezwykle poważną. - Chodźmy jeść~!

- Psyche... Naprawdę, możesz podać w nich picie... Szkoda, żeby się marnowały w szafce. Prezentów trzeba używać z należytą uprzejmością, inaczej ten, kto ci je sprawił, będzie zasmucony. - pouczył go cierpliwie po skończonym obiedzie.
- Ale Tsu-chan~... Zresztą, napijemy się z nich innego dnia, dobrze~? Chcę ich użyć dopiero na coś specjalnego, proooszę~! - Zrobił słodkie oczy.
- Czyli kiedy?
- Na kolejną rocznicę~? - spytał niewinnie.
- Nie ma mowy. To dopiero za cztery miesiące. - odmówił stanowczo.
- No więc za tydzień~! Na miesięcznicę~! - Coraz bardziej odzywały się w nim wyrzuty sumienia, więc urwał ten temat i popatrzył tylko smutno na siniaka Tsugaru. Dlaczego to akurat on musiał zrzucić na niego tę klątwę~...? Zabrał mu szczęście, a wszystko przez to, że razem z panem króliczkiem chcieli go przywitać...
- Psyche, co się stało? Wyglądasz, jakbyś miał się rozpłakać. - zmartwił się Tsugaru.
- Hm? - Psyche ocknął się i popatrzył w jego pełne troski oczy. No nie, jeszcze tego brakowało, żeby teraz Tsu-chan się o niego martwił~... - Nie, nie, nic się nie stało~! - Pomachał gwałtownie łapkami. - Tylko~... Tsugaru, mam dla ciebie niespodziankę~! - Uśmiechnął się szeroko i wstał gwałtownie. - Mogę ci ją dać~? Mogę, mogę~??? - Podskoczył lekko w miejscu. Chciał go uszczęśliwić, dać mu moment odprężenia i przyjemności... Co mogło być lepsze od tego~?
- Prezent? To jakaś okazja? - Heiwajima wyglądał na zaskoczonego.
- Niee~! Ale dzięki temu się odstresujesz~! - oznajmił wesoło i podskoczył raz jeszcze. - To mogęęę~? - jęknął, robiąc słodkie oczka.
- Oczywiście. - Niebieski klon Shizusia skinął głową i przypatrzył się swojemu ukochanemu uważnie. On z całą pewnością coś ukrywał... Ale najwidoczniej jeszcze nie chciał mu mówić...
     Psyche wstał szybko i pobiegł do pokoju. Nałożył na głowę przepaskę z różowymi króliczymi uszkami i wpadł do kuchni. Po chwili wrócił do salonu uśmiechnięty, trzymając w łapkach talerz z własnoręcznie robionymi daifuku. (z jap. dosłownie "wielkie szczęście" - dop. Inu-chan)
- Prooszę~! - zawołał wesoło, kładąc talerz na stoliku. Starał się przy nich jak mógł... - Jesteś szczęśliwy, Tsu-chan~? - spytał, patrząc na niego z czystą nadzieją w swoich różowych oczkach.
- Oczywiście. - Tsugaru zaśmiał się chicho, przymykając na chwilę oczy. Gdy je otworzył, Orihara już siedział tuż obok niego, trzymając jedno daifuku w dłoni.
- Tsugaru... Spróbuj~! - Podał mu swój wypiek na wyciągniętej łapce.
- Tylko, jeśli mnie nakarmisz. - zaczął się trochę przekomarzać. Brunet przysunął się bliżej, na co Heiwajima rozprostował nogi przed sobą, siedząc, a Psyche usiadł na jego kolanach w rozkroku i przysunął smakołyk do jego ust.
- Powiedz "aaa"~! - nakazał wesoło i poczekał, aż blondyn ugryzie kawałek. - Dobre~?
- Pyszne. - pochwalił go i złapał w pasie, przyciągając go bliżej do siebie, tak, że stykali się klatkami piersiowymi. - Dasz jeszcze trochę? - zapytał, widząc, że Psyche sam próbuje kawałek.
- Proszę~! - zachichotał różowy, przykładając mu słodycz do ust. Rzeczywiście udało mu się... Słodycze działały cuda~! - Słodycze też uszczęśliwiają, prawda~? - spytał, zadowolony ze swojego odkrycia. Pokręcił się trochę, żeby było mu wygodniej siedzieć.
- Po cukrze będziesz miał przede wszystkim za dużo energii. - dodał blondyn, głaszcząc go po plecach i odgryzając jeszcze jeden, większy kawałek.
- Hęę~? Ale ja lubię słodycze~! - poczęstował się, zostawiając tylko kawałek słodkiego wypieku.
- Przecież ci ich nie zabronię... - parsknął Heiwajima, łapiąc go za nadgarstek i przysuwając sobie jego dłoń do ust. Zjadł szybko resztę słodyczy, po czym zlizał słodkawe resztki z jego palców. Przesunął językiem po środkowej części jego dłoni, dojeżdżając do nadgarstka. Ucałował go delikatnie i zerknął na Psyche. Patrzył na jego poczynania jak zahipnotyzowany. Odsunął więc jego dłoń sprzed twarzy i z zaskoczenia pocałował go w usta, drugą ręką obejmując jego plecy i przytrzymując go blisko siebie. Czuł delikatnie przyspieszone bicie jego serca tuż przy sobie. Ich ciepłe ciała stykające się ze sobą...
     Orihara poruszył delikatnie biodrami, tym razem już celowo. Tsugaru położył sobie jego dłoń na ramieniu, a ten szybko przysunął ją do jego policzka, a potem zsunął na jego kark, przesuwając po nim delikatnymi paluszkami. Ich pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zmysłowy, coraz to bardziej zachłanny. W końcu brunet zjechał dłońmi na jego kimono i rozwiązał jego obi. Rozsunął poły kimona, jeżdżąc opuszkami po delikatnie zarysowanych mięśniach jego klatki piersiowej. Tsugaru też powoli rozpiął jego bluzę i przesunął wolną dłonią pod jego koszulką. Pogłaskał go po biodrze, plecach... Oderwali się od siebie, a między ich ustami zawisła cienka niteczka śliny. Tsugaru przerwał ją, unosząc jego koszulkę wyżej, aż pod samą szyję i schylając głowę tak, by móc zacząć delikatnie całować jego tors. Po chwili ucałował też jeden z jego sutków. Psyche westchnął cicho, więc kontynuował pieszczoty wargami, ssąc lekko, pieszcząc językiem, a w końcu obdarzając tym samym drugi różowy punkcik. Orihara zaczął ściągać z niego bieliznę, uwalniając tym samym jego lekko już pobudzoną męskość. Zaczął rozpinać też swój rozporek, jęcząc w tym samym czasie cichutko z przyjemności, ale Tsugaru sam mu przerwał. Uniósł go tak, by klęczał, mając między nogami jego uda i ściągnął z niego spodnie razem z bielizną. Różowooki złapał go za rękę, wkładając sobie jego palce do ust. Zaczął uważnie pokrywać je śliną, od czasu do czasu jęcząc głośniej, bo Heiwajima zaczął pobudzać w tym czasie jego męskość. W końcu wypuścił je z ust i wypiął się nieco mocniej, czekając, aż Tsugaru je w niego wsadzi. Zbliżył się do jego warg, muskając je swoimi mniejszymi odpowiedniczkami. Całował go, dając się powolutku rozciągać. Trwało to chwilę, bo na każdy najmniejszy objaw bólu Tsugaru zwalniał i dawał mu się przyzwyczaić.
     Był dla niego, delikatny, czuły i kochający... Teraz Psyche myślał tylko o tym, że pozwoliłby mu na wszystko, byle z nim został. Cieszył się, że może go uszczęśliwić... I chciał, by obaj mieli szczęście w swoim związku. Żeby tylko on mu wystarczył i żaden pech nie mógł im w tym przeszkodzić...
     Wciąż przyklękając ustawił się tak, by podniecenie Tsugaru dotykało jego wejścia. Przytrzymał je tak i sam zaczął się nadziewać, odchylając nieco głowę. Tsugaru pogłaskał go uspokajająco po plecach i ucałował odsłoniętą szyję, przez co brunet spróbował przyspieszyć. Niestety poskutkowało to tylko nagłym impulsem bólu. Zatrzymał się, ale zaraz kontynuował. Męskość Tsugaru powiększała się stopniowo, im głębiej w nim był. Psyche czuł, jak już całe policzki szczypią go od napływającej krwi. Ze zbolałym jękiem opuścił się nagle w dół, pozwalając mu wejść do samego końca. Przeszedł przez niego dreszcz bólu, który był jednak niczym w porównaniu do lekkiego pulsowania jego podniecenia.
- Psyche, nie musiałeś tak szybko... - westchnął Tsugaru z troską, ale też nieukrywaną przyjemnością. Po prostu nie mógł nad nią zapanować...
- T-to nic... Tsu-chan, chcę cię zaspokoić... - szepnął, wtulając swoje ciałko w rozgrzany tors Heiwajimy. Po krótkiej chwili puścił go i poślinił swój paluszek, patrząc mu w oczy. Nie mógł się jeszcze ruszyć, dlatego na razie Tsugaru musiał nacieszyć oczy samym jego widokiem...
     Przesunął paluszkiem po swoim torsie, zjeżdżając dziwnymi szlaczkami aż do podbrzusza. Tam zakręcił, wracając podobną drogą do swojego sutka. Sam go potarł, a potem złapał między dwa paluszki i jęknął cicho, pocierając go. Czuł w sobie, jak Tsugaru na niego reaguje. Chyba już był zdolny się poruszać, więc oplótł rękoma jego szyję, wzdychając cicho w jego szyję tuż pod uchem. Uniósł się lekko i opadł. Następny ruch był już mocniejszy. Jego własna męskość za każdym razem ocierała się o tors jego chłopaka, aż do momentu, gdy Tsugaru złapał ją, zaczynając pocierać główkę, co sprawiło, że Psyche przyspieszył jeszcze bardziej. Przyspieszał, jęcząc, a gdy już prawie dochodził, zadrżał, niezdolny do kontynuowania. Blondyn położył go więc na podłodze, zawisając nad nim. Gdy różowooki oplótł go nogami w pasie, zaczął przesuwać się w nim, wchodząc głęboko, w miarę powoli, całując jednocześnie jego obojczyki, linię szczęki, skronie, usta, tak długo, aż obaj osiągnęli szczyt przyjemności w akompaniamencie głośnego okrzyku rozkoszy bruneta, czego ten nawet nie był zbyt świadomy.
     Opadli na deski podłogi, dysząc ciężko i tuląc się do siebie z ufnością. Gdy ich oddechy dość się uspokoiły, zaczęli się całować. Powoli, delikatnie, zawierając w tym wszystkie swoje uczucia. Należeli tylko do siebie i byli z tego powodu szczęśliwi.
     Po chwili Psyche usnął w ramionach Tsugaru, a blondyn przymknął oczy, wypoczywając razem z nim.

     Już do końca dnia czas płynął im przyjemnie na wspólnych zajęciach. Tsugaru przeczytał im kawałek książki na głos, Psyche opowiedział swoją własną historyjkę, zrobił kilka sztuczek magicznych, których uczył się ze dwa tygodnie temu od Shitsuo i nieważne było, że pokazywał je wcześniej ze dwa razy. Ugotowali razem kolację i zjedli ją wspólnie, a potem obaj wzięli długą kąpiel w wannie pełnej kolorowych bąbelków, które Psyche tak uwielbiał przebijać.
     W końcu obaj, a raczej trzej, bo jeszcze pan króliczek, położyli się w łóżku. Po dniu pełnym wrażeń czekała ich pełna przyjemnych snów noc.

- Tsugaruuu~... - jęknął Psyche z rana. Złapał go za rękaw kimona i pogładził po policzku, przejeżdżając opuszkiem palca po jego siniaku. - Proszę, dziś na siebie uważaj sto razy bardziej~! - Popatrzył na niego wzrokiem szczeniaczka.
- Obiecuję. Tamto to był przypadek, przecież wiesz, że nic mi się nie stanie. - Przeczesał mu włosy palcami i uśmiechnął się lekko.
- Obiecałeś, pamiętaj~! - Nadął policzki, ale zaraz wstał, żeby musnąć jego usta swoimi na do widzenia. - Sto razy bardziej. - dodał dla pewności, że Tsugaru zapamięta.
- Sto. - Złotooki skinął głową i pocałował go w czółko, po czym wyszedł.

     Psyche nie mógł przestać myśleć o pobitych czarkach. Mieli wczoraj tyle szczęścia... Dziś bał się, że to wszystko odbije się na nieszczęściu Tsugaru. O dziwo jemu samemu nic nieszczęśliwego się nie zdarzało, ale sądził, że to tylko gorzej, bo przez to cały pech spadał na jego chłopaka. Wczoraj związał pana króliczka obowiązkiem dotrzymania tajemnicy na temat czarek i dziś mu to powtórzył. Musieli znaleźć nowe czarki, żeby odzyskać szczęście Tsu-chan'a.
     Odwiedził znów Sakurayę, przepraszając za ciągłe najścia i tłumacząc się zmartwieniem o szczęście Tsugaru.
- Źle się czuje? - spytał Sakuraya, najwyraźniej nie rozumiejąc.
- Całkiem dobrze, ale jego szczęście ucieka... Niedługo zniknie, a co, jak nie wróci~??? - spytał, czując gorycz swoich słów. Gdyby jego szczęście nie wróciło... Co by zrobił?
- Nie martw się tak, Psyche-chan, wróci. - uspokoił go Sakuraya, podchodząc do jakiegoś stosu dokumentów. - Na razie nie znalazłem tych czarek... Są na tyle rzadkie, że albo ich kolekcjonerzy nie odpowiadają, albo ukrywają, że je mają. Mało kto przyzna się do ich posiadania, nie mówiąc o sprzedaży. Aż dziwne, skąd mama Tsugaru je wzięła. To trochę skomplikowało sprawę... Ale wciąż szukam. Chyba osobiście wybiorę się do jednego kolekcjonera, skoro to dla ciebie takie ważne. - Odgarnął mu włosy z czoła, uśmiechając się lekko.
- Dziękuję, Sakuraya-chan~! - Brunet ze wzruszeniem w oczach rzucił mu się na szyję i go uściskał, na co Sakuraya lekko zatoczył się do tyłu. Był przyzwyczajony do jego wybuchów radości, ale nie takich pełnych rozpaczy...
- Nie ma sprawy. Pomogę jak tylko mogę, dobrze?
- Dobrze~!
- W takim bądź razie niedługo pakuję się do podróży. Masz ochotę na wypicie jeszcze jednej herbaty?
- Nie, już idę. Wrócę do domu, zanim Tsugaru przyjdzie. - Uśmiechnął się wesoło i odsunął o parę kroków. - To papaa~! - zawołał zarówno do Sakurayi, jak i do Shitsuo, który właśnie szedł z herbatą. Wyszedł szybko, by zdążyć przed powrotem swojego chłopaka.

     Czekał przed drzwiami już od dziesięciu minut. Tsugaru się spóźniał i strasznie go to martwiło. Więc gdy klamka się poruszyła i drzwi otworzyły, natychmiast podniósł się z podłogi i przytulił do niego. Jednak coś było nie tak. Twarz Tsugaru była zmęczona i jakaś wymizerowana, do tego przytulił go jedną ręką, nawet nie przytrzymując w górze.
 - Tsu-chan~? Co jest? - Przyjrzał mu się uważnie, zmartwiony.
- Nic się nie stało. - Haiwajima uśmiechnął się lekko, jakby to naprawdę nie było nic takiego. Złapał go za rękę tą samą ręką, którą wcześniej go objął, mimo, że to była lewa. Brunet wiedział, że Tsugaru jest leworęczny, ale zwykle używał prawej... Zawsze jej używał, bo Psyche zawsze szedł po jego prawej stronie. Zerknął na jego prawą dłoń i aż wciągnął gwałtowniej powietrze, zatrzymując się. Prawa dłoń Tsugaru zabarwiona była na brązowo od środka odkażającego, do tego pokrywał ją bandaż. Nawet dość długi rękaw kimona nie mógł tego zakryć.
- Tsugaru! - Złapał go za tę zabandażowaną rękę, na co blondyn syknął. - Przepraszam, przepraszam! - zawołał szybko brunet, patrząc mu w oczy. Po chwili wahania odwinął bandaż i przytrzymał go tak, by nie dotknął podłogi. Nie odwinął go nawet do końca, bo się przykleił... Ale widział to wyraźnie. Szwy. Łzy stanęły mu w oczach. Zaniemówił. Szwy... Więc tym razem uważał na siebie sto razy bardziej, a i tak dosięgnął go pech. Nawet, jeśli Psyche się starał jak mógł, by znaleźć nowe czarki, to ich pech pogłębiał się tylko z dnia na dzień... I codziennie skupiał się na Tsugaru... A co, jak któregoś dnia stanie mu się coś jeszcze gorszego?! Jak zginie?! Co, jeśli wpadnie pod samochód, albo tłum go zadepcze?! I to wszystko będzie jego winą! A on... On chciał tylko przygotować dobrą herbatę i przywitać go w drzwiach... Nie jego wina, że pan króliczek zahaczył o szczęśliwe czarki... - T-Tsuga-aaru... - załkał, patrząc na jego dłoń, ale nie mogąc jej dostrzec zza gwałtownej fali łez, które jedna po drugiej zaczęły spływać po jego policzkach. Jego ciałem wstrząsnął gwałtowny szloch.
- Psyche... Psyche! - Tsugaru aż podniósł głos, wystraszony tym nagłym wybuchem. Zabrał mu bandaż z ręki i objął go jak tylko mógł, tuląc do siebie mocno. Zmusił go, by usiadł, a różowooki sam się w niego wtulił. Zdrową ręką Heiwajima zaczął go głaskać po plechach. - Cii, nic mi nie jest, to tylko wypadek, to tylko niefortunny wypadek, no nie płacz, przecież nic mi nie będzie...
- B-bę-będzieeee! - zawył Psyche, prawie krztusząc się własnym płaczem. - N-no bo.. B-bo ja p-przeedwczo-raj m-miałem zrobić he-herba-tę, a... Jak zrobiłem, w t-tych czarkach od cieb-bie, znacz-czy t-tych od twojej ma-amy, to...
- Psyche, spokojnie, poczekaj, uspokój się najpierw. - Przytulił go do siebie i zaczął nim lekko kołysać. Zastanawiało go, o co mogło chodzić z tymi czarkami... Fakt, że nie chciał ich ostatnio używać i wydawało się, że coś ukrywa mówił sam za siebie. Ale postanowił, że poczeka, aż brunet sam to z siebie wykrztusi i trochę mu ulży, kiedy się przyzna.
- Bo... Bo ja miałem zrobić h-herbatę... - odezwał się Psyche po naprawdę długiej chwili, czyli ładnych parunastu minutach ciągłego szlochu i kołysania. Nie miał sił, by płakać jeszcze więcej, więc tylko zaciskał zbielałe piąstki na kimonie swojego ukochanego. - Przedwczoraj... I bie-biegłem z panem króli-czkiem, żeby... Żeby się przywitać... I on zahaczył nóżkami o t-twoje szczęśliwe czarki... - załkał, tym razem bez łez. - N-no ale nie miej mu za złe, bo... Bo to ja go trzymałem... I one się pobiły... Bo spadły... I... I t-teraz... To moja wina, bo nie masz szczęścia... I teraz masz tylko pecha... I prz-prze-ze mnie możesz um-umrzeć! - krzyknął, rozpaczliwie się w niego wtulając. Jeszcze jedna łza wypłynęła z jego oka i spłynęła na klatkę piersiową blondyna. - Sakuraya-chan szuka nowych, ale nikt ich nie chce sprzedać, ale jak nikt ich nie sprzeda, to nie będziesz miał szczęścia i to moja wina, moja win-naaaa! - Wtulił twarz w jego ciało, płacząc po cichu.
- Psyche... - westchnął blondyn, już uspokojony. Nic okropnego się nie stało, a jego ukochany zamartwiał się cały ten czas... I nic mu nie powiedział... - No, już nie płacz, głuptasie. - Zdrową ręką uniósł jego podbródek i wpił się w jego mokre, nabrzmiałe i słone usta. Oderwał się on niego dopiero po dłuższym czasie, gdy brunet już się uspokoił. - Spokojnie. Powiem ci coś, dobrze? Ale musisz mnie słuchać uważnie i uwierzyć. Wierzysz mi, Psyche? - Popatrzył na niego poważnie. Gdy Orihara skinął głową, kontynuował. - To nie były magiczne czarki. Według pewnej legendy miały przynosić szczęście zakochanej parze, która będzie z nich piła. Rozumiesz? - Popatrzył mu prosto w oczy z powagą. - Ale to tylko głupi zabobon. Taka magia nie istnieje i picie z tych czarek nic nie znaczy. Nie przyniosłoby mi to jakiegoś specjalnego szczęścia. Tak naprawdę, to ty jesteś moim szczęściem. - Nachylił się jeszcze raz i patrząc mu prosto w oczy ze spokojem i powagą, pocałował go krótko i delikatnie. - Rozumiesz, co to dla mnie znaczy?
- Ja jestem twoim amuletem na szczęście? - spytał cicho brunet, nie odrywając wzroku od jego złotych tęczówek.
- Nie. Ty nie jesteś nawet amuletem. Ty dajesz mi szczęście każdego dnia. Rozweselasz mnie, sprawiasz, że się uśmiecham. Ty, nie para czarek od herbaty. Jasne? - zapytał spokojnie. - To nieszczęście to tylko zbieg okoliczności, nie jakaś zemsta naczyń. - Uśmiechnął się lekko.
- I już więcej nic ci nie będzie? - chciał się upewnić.
- Nic a nic. Chyba, że przez całkowity przypadek, tak jak się to zdarza wszystkim ludziom. Więc nie martw się już. - Ucałował go w czółko.
- Jeśli nie chcesz, żebym się martwił, nie wpadaj więcej w tarapaty. - burknął brunet, tuląc się do niego z ufnością. Mimo wszystko mu wierzył... Tsugaru nigdy by go nie okłamał. To wszystko nie przez czarki. One nie były szczęśliwe. On był. Taak, teraz był szczęśliwy. - To powiem, żeby Sakuraya-chan tak się nie martwił pomocą~! - Uśmiechnął się lekko i sięgnął po jego bandaż. Nadal opierając się o jego tors, zaczął na powrót opatrywać jego dłoń, starając się robić to jak najsprawniej i jak najdelikatniej.
- Dobrze... I następnym razem przyjdź do mnie, jeśli będziesz miał problem. Chcę wiedzieć o nim pierwszy, dobrze?
- Dobrze~! - zgodził się, patrząc na niego wesoło. Wyglądał słodko, nawet z podpuchniętymi od płaczu oczami...

     Cztery miesiące później, na rocznicę ich związku, Tsugaru dostał paczuszkę od Psyche. Zawierała ona dwie piękne, ręcznie malowane czarki. Jedna, na której ornament układał się w ciemnoniebieski wzór pnączy kwiatów, z kolei druga w różowy wzór odlatujących motyli. Do paczuszki dołączona była karteczka:
      "Trzymałem to na specjalną okazję, Tsu-chan~!
                                 - Twoje Szczęście."





piątek, 14 lutego 2014

Dzień z życia Shizuo i Izayi - Walentynki

Szczęśliwych walentynek~!!! *rzuca serpentynami i kolorowym konfetti*
Yeeeah, w końcu rzuciłam te serpentyny, zalegały mi od urodzin Izayi~! X33
Dobra, a tak poważnie~... A do chrzanu z powagą~! >.< Jak wam mija ten dzień~? Bo Inu tuli poduszkę z neko-Sasuke i betowała notkę~... I chyba pójdzie sobie kupić czekoladę, bo zabrakło~... Albo NIE~! TRUFLE~! *w*
Nikt mi nie chciał trufli kupić, czujecie ten ból biednego szczeniaka~? Q.Q"" I jeszcze ferie nam się kończą~... A ja się zorientowałam, że mam wypracowanie z angielskiego na pojutrze~... Buu, niech mi to ktoś napisze~... Q.Q
Dobra, ale odbiegłam od tematu~! X33" No więc~... Szczęśliwych walentynek, z najlepszymi życzeniami od Inu~! :33
Duuuużo czekolady i yaoi~!!! ;33 Z czego to drugie macie poniżej~... X33
To ja też wam życzę szczęśliwych walentynek... jestem ciekawa czy ktoś dostał jakiś prezent albo chociaż życzenia, bo ja co najwyżej od dziadków i od Inu-chan xD no i wywiązała się bardzo ciekawa rozmowa... która z grubsza wyglądała tak:
 I:  "To są walę-w-tynki"
 K: "Ty to takie bardzo Shizusiowe nie, on też wali w tynki... albo może w całą ścianę?" 
 I: "Nie, u Shizusia jest dzień "walę-w-tyłek Izayę"
 K: XDD"
dobra odwala mi xD wesołych walentynek xDD
Enjoy~!
Enjoy~! :3



- Izaya! Budź się, kleszczu... - mruknął, prawie spychając bruneta z łóżka. Dziś był ten dzień. Ten konkretny, upierdliwy dzień. 14 lutego. Walentynki. Innymi słowy liściki miłosne, serduszka, tęcze i kto wie, co jeszcze... A wszystko po to, by sprzedać wszystkie te pierdółki ze sklepu... Nie uznawał takich zabaw. Bo to były zabawy dla zakochanych uczniaków... - Ej, wstawaj! Kawy możesz zrobić, przy okazji... - dodał sennie.
- No wiesz~? A gdzie buziaczek na dzień dobry i kawunia do ręki~? - zapytał słodko. Wiedział, że Shizuo nie cierpi tego jednego, konkretnego dnia... W sumie on też go nie lubił, ale musiał sprawić Shizusiowi jakąś wredną niespodziankę za tak chamską pobudkę... - Kochanie... Jak już mnie obudziłeś to liczyłem, że dostanę naleśniki w kształcie serduszek do łóżka i taką fajną kawę też, z serduszkiem w piance~!
- Chyba cię pogrzało. - warknął i znów zaczął spychać go z łóżka. - Won mi do kuchni po kawę. Muszę się obudzić do pracy. - prychnął, nie otwierajac oczu. - Chyba, że zamiast "buziaczka" mówimy o porannym seksie, to mogę to rozważyć. - parsknął.
- Ale potworku~! (Chciałam napisać rybko, ale to by brzmiało dziwnie - dop. Kiasarin) Dzisiaj sobota, nie idziesz do pracy, więc możesz spędzić ze mną cały dzień, możemy sobie razem za rączkę pochodzić po tym różowo-serduszkowym świecie w jaki dziś zmieniło się Tokio~! - Mentalnie pękał ze śmiechu, choć jego głos nadal był słodki i zapraszający... Nie, nie drżał. Po prostu nie mógł. Izaya był przecież mistrzem zgrywania się
- Zaraz ci walnę. - oznajmił szorstko, po czym perfidnie zepchnął go w końcu z łóżka. - Ten raz niech szlag trafi soboty. - warknął do samego siebie. - Sio po kawę i bez niej nie waż się pokazywać, jasne? A te wszystkie serduszka i tęcze przyprawiają mnie o mdłości i ty dobrze o tym wiesz. Więc nawet się nie spodziewaj. - Obrócił się na drugi bok, żeby oglądać, jak brunet podnosi się z podłogi. Taki początek dnia był naprawdę kolorowy.
- No wiesz? - fuknął, podnosząc się z podłogi. Syknął i rozmasował zbolały tyłek... Jakby to coś dawało... - Najpierw nie dajesz mi spać w nocy, a teraz wykopujesz z łóżka po kawę mimo, że jestem obolały?
- W trakcie sam jęczałeś o więcej. - zauważył z perfidnym uśmieszkiem. - Więc to też na twoje życzenie. Zresztą, po tylu razach powinieneś być przyzwyczajony, nie? - prychnął. - Ostatni raz powtórzę - won mi po kawę. Jak ty nie pójdziesz to sam pójdę, ale odpokutujesz prawdziwym bólem tyłka... - zagroził.
- Sadysta się znalazł. - burknął i niechętnie ruszył do kuchni. Tłukąc się jak tylko można znalazł kubki i zaparzył im obu kawę wrócił do pokoju. - Jak zaraz nie usiądziesz, to ci tę kawę na twarz wyleję.
- I kto tu jest sadystą. - parsknął i niechętnie podniósł się do siadu. Odebrał swój kubek i zaciągnął się aromatem kawy. Ta poranna była najlepsza... - Dobra. Nie wiem, jak ty, ale ja rezerwuję telewizor. - oznajmił, po czym upił łyk. Była gorąca, choć wątpił, żeby mogła go jakoś dotkliwie poparzyć. - A ty rób sobie, co chcesz.
- No tak, wieczorem to jest "Izaya, Izaya chodź do łóżka" przytulanki i takie tam, a następnego dnia tylko "won po kawę i rezerwuję telewizor... W ogóle o mnie nie dbasz~! - burknął, nieszczęśliwy. - Ale w sumie... Telewizja dzisiaj to dla ciebie idealna kara~! - Uśmiechnął się wrednie. - Ja biorę komputery, więc nie licz na uwolnienie cię od telewizora~!
- Mówisz o tym, jakby tam miały lecieć tylko idiotyczne filmy dla niespełnionych uczuciowo nastolatek. - prychnął. - No chyba płacę za kablówkę i powinienem mieć coś więcej z życia, nie? Poza tym, na cholerę ci dwa komputery? - spytał, zdumiony. Wzmianki o tym, jak to o niego "nie dba", pominął mimo uszu. W końcu to była codzienność, na którą Izaya się godził, będąc z nim.
- Jesteśmy u mnie, więc to ja za nią płacę. - dodał dla ścisłości. - Bo na 2 jest szybciej~! - Uśmiechnął się wrednie i wziął łyka swojej kawy. No już Shizuś zobaczy, jak to nie lecą tylko filmy o uczuciach, oj zobaczy~!
- U mnie też jest kablówka, więc w teorii mnie też coś się należy, nawet na twojej kablówce. - odparował. - I nie wiem, co ci szybciej, ale mniejsza z tym. Idę pokazać ci, że można znaleźć normalny film nawet w ten zakichany przesłodzony dzień. - Wygramolił się z łóżka nadal z kawą w dłoni i ruszył do salonu. Znajdzie jakąś rozwalankę, kryminał czy nawet komedię. No coś musi być.
- Jak znajdziesz, to spełnię jedno twoje życzenie~! - Wybuchnął śmiechem. To było niemożliwe, nawet na przyrodniczym kanale puszczali o zwierzęcych godach - czyli technicznie o miłości. Sam też wstał i uśmiechając się pod nosem na widok bokserek w serduszka Shizusia poszedł się ubrać, a potem... Pewnie odrzucić milion różnych upierdliwych zleceń czy zaproszeń na bale walentynkowe.
- To się szykuj. Będziesz biegał po domu w falbaniastej różowej sukience i mi usługiwał. - parsknął śmiechem. Co za problem, znaleźć JEDEN normalny film na... Kilkaset(?) kanałów. Izaya jeszcze pożałuje tego zakładu. - Więc zakład! - krzyknął i włączył telewizor.
- Hahaha, powodzenia ko-cha-nie~! - Uśmiechnął się i wszedł do salonu już przebrany w normalne ciuchy. Niósł ze sobą oba laptopy. Rozsiadł się wygodnie na kanapie.

- Weź je podłącz, bo ci zdechną. - zauważył i przerzucił kanał. No cóż, na razie bez rewelacji... Następny zapowiadał się obiecująco, ale okazało się, że to też jakiś romantyczny... Nawet w filmie wojennym! Niech szlag trafi tępotę autora! - Było blisko... - westchnął, przełączając na wiadomości. Szał w sklepie z artykułami walentynkowymi. Oni chyba do jasnej cholery się naćpali. Epidemia sięgnęła nawet wiadomości. Apokalipsa jest blisko... Ale i tak coś normalnego musi się znaleźć.
- Spokojnie, nowa bateria, wytrzymają spokojnie te kilka godzin~! - Uśmiechnął się. - No i co Shizuś, 50 kanał i nadal nic~?
- Odwal się. - warknął nieprzychylnie. Ludzie naprawdę się czymś naćpali. Przedawkowali tęczę i grzybki halucynki. ŻEBY NAWET NA TYM CHOLERNYM PRZYRODNICZYM BYŁO O GODACH?! No chyba nie! No chyba kurna nie!!! - Tsk. I tak wygram. I będę miał to życzenie, zobaczysz. Zostało jeszcze sporo kanałów.
- Tak oczywiście, tak samo jak zostało jeszcze mnóstwo romantycznych filmów, które można by wyemitować, pewnie nawet na kanałach dla dzieci lecą walentynkowe odcinki~! - cieszył się. - I ty bidulku musisz wytrzymać aż do północy hahahaha~!
- Nie ma już czegoś takiego jak kanały dla dzieci, teraz lecą seriale dla nastolatków... - wywarczał przez zęby. - No nie!!! - wydarł się w końcu. Gdzie nie byłoby słowa o miłości?! No gdzie?! Do cholery, w życiu codziennym nie wszystko się wokół niej obraca...! - Idę zapalić. - rzucił, wstając i idąc po papierosy. Coś go musiało uspokoić, no niestety.
- Hahaha, ale z ciebie bidulek, co za szkoda, że z kuchni widać piękny różowy baner w serduszka~! - Śmiał się dalej, pławiąc w swoim geniuszu. Wkurzał blondyna nic nawet nie robiąc~!
- Ugh. Wychodzę. - rzucił zdenerwowanym tonem i wyszedł z kuchni.
- EJ! Nie waż mi się wychodzić w samych bokserkach! - wydarł się. - ...Chociaż serduszka... Klimatycznie dobrałeś. - zaśmiał się.
- Nosz kurwa! - Ze złości walnął w ścianę pięścią. Został ślad... - Świat zwariował! Idźcie się, ludzie, powieście! Też mi święto! Aż się niedobrze robi! Żeby to jeszcze miało jakiś normalny poziom, ale to jest jeden dzień, gdzie nagle wszystkim skacze cukier... - Tak naprawdę nie miał nic przeciwko poza tym, że już go to męczyło. Jednak cały świat jakby się sprzysiągł krzycząc "zadbaj o swojego chłopaka w walentynki" (dosłownie, co druga reklama brzmiała właśnie tak), a on nie miał zamiaru bawić się w takie idiotyzmy... Dlatego tak go to wkurzało. - Koniec. Ubieram się, wychodzę i idę poszukać kogoś normalnego.
- Już się poddajesz? No co ty~! - krzyknął za nim. Nie przejmował się ani dziurą w ścianie, ani tymi krzykami, w końcu da Shizuo szpachlę i ten to naprawi... Może nie zniszczy bardziej. - A ja już mam w szafie taką różową sukienkę~!!! - próbował go zachęcić.
- Że niby skąd, hę? - mruknął, wyglądając zza ściany. - Nie wierzę ci, kleszczu.
- Mnie nie wierzysz~? - prychnął, odłożył laptopa na stolik i wstał. Podszedł do szafy, otworzył ją i trochę w niej poszperał, ostatecznie wyjmując różową sukienkę. - Może być~?
- Hm. Myślałem, że takie coś to raczej upokorzenie dla ciebie, nie spodziewałem się takich fetyszy. - Uśmiechnął się prowokacyjnie, po czym siadł i zajął się dalszym przełączaniem kanałów. - Może być. Za samo latanie po tych idiotycznych romansidłach powinienem dostać jakąś nagrodę, ale dobra. Jeszcze jakiś porządny film się znajdzie. - stwierdził pewnie i przełączył jakiś durny sitcom.
- No patrz, od razu podziałało. - zaśmiał się i wrócił na kanapę, przewieszając sukienkę przez oparcie. Niech tam sobie czeka i wisi jak wyrok nad Shizuo. - Co do moich "fetyszy" to nie martw się, nie mam ich, potrzebowałem przebrania i wysłałem po nie niewłaściwą osobę. - westchnął, cicho się śmiejąc. Tak, stare, dobre czasy.
- Dobrze, bo na pewno ją założysz. - Warknął. Ostatnich trzydzieści kanałów. W nich jedyna nadzieja... Może chociaż obrady sejmu?
- Wiem to~! - zachichotał. - Dlatego cieszę się, że to mój rozmiar, a nie jest przymała~!
- Trochę szkoda, pocierpiałbyś dla zasady. - mruknął. Dwadzieścia kanałów. Co za napięcie...
- Czemu mam cierpieć? Co ci niby zrobiłem i dla jakiej zasady? - Wycelował w niego palec z udawanym bulwersem na twarzy.
- Nie wiem. Chcę cię zobaczyć w ciasnej, różowej, falbaniastej sukience. - wzruszył ramionami i przełączył kanał. - Taki kaprys.
- Ciasna jest~! - Odwrócił wzrok i dodał ciszej. - Tylko nie ZA ciasna.
- No to dobrze. - mruknął i zaczął ostatnią dziesiątkę. Coś czuł, że już nic nie znajdzie i będzie musiał coś rozwalić. Była jeszcze ta puszka po herbacie... Śmiesznie się zginała... Takie lekarstwo na stres, ale kto wie, czy by wystarczyła...
- I co masz~? - zapytał zaciekawiony, układając łokcie na barkach blondyna i opierając swoją głowę na swoich rękach oraz głowie blondyna.
- Gdzie się nie zagłębić w fabułę, jest jakaś wzmianka o miłości. Ale animal planet mnie rozwaliło. - westchnął, rzucając pilota na pobliski fotel. - No nic, nie mam życzenia. - powiedział jakby nigdy nic. - Nie mam też nic ciekawego do oglądania w telewizji. Nie mam komputera... Tsa. Chyba rzeczywiście się przejdę.
-Jesteś Idiotą Shizu-chan. - westchnął Izaya. Starał się, by w jego głosie nie było słychać pogardy... aż tak bardzo. - Naprawdę jesteś takim pierwotniakiem, by tego nie zauważyć~?
- Że chcesz ubrać tę sukienkę dla mnie? - spytał z lekko kpiącym uśmiechem. - Kto wie... - westchnął. - Zawsze mogę się mylić. Ja biorę to pod uwagę, nie to, co ty. - prychnął na pokaz.
- Może. - zironizował. - Ale bardziej chodziło mi o to, że nie zauważyłeś, że absolunie WSZYSTKIE programy były po japońsku...
- No i w związku z tym? - mruknął, bawiąc się niezapalonym papierosem. Jak tak dalej pójdzie, zapali u niego w domu...
- Satelita. - Podniósł rękę ku niebu. - Japoński. - Tym razem wstazał na telewizor. - Satelita. - powtórzył raz jeszcze, wskazując sufit. - TYLKO japoński. - Na telewizor. - Dalej nic ci nie świta?
- Masz mnie za idiotę? - spytał poważnie, przełamując papierosa na pół w palcach. Przecież on go zabije... Normalnie go zabije...
- Nie, twierdzę tylko, że jesteś niedomyślny. - mruknął i chwycił pilota. - Skoro to jest telewizja SATELITARNA, to znaczy, że ma programy z całego świata, a co za tym idzie nie sprawdziłeś wszystkich. - tłumaczył jak dziecku. Wcisnął jakiś przycisk na pilocie i zaczął przewijać listę. - O patrz, wiadomości ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich~! - udał zaskoczenie. - Tam nie obchodzą walentynek, a więc~? -zapytał retorycznie. - Oczywiście~! - pacnął się w głowę na pokaz. - To jest program, który nie ma w sobie krztu uroku tego święta! - prychnął, rozsiadając się na kanapie. - No cóż, chyba wygrałem~! - zakomunikował wesoło. - No to Shizu-chan, wciskaj się w sukienkę i zrób mi nowej kawki~! - wyszczerzył się wrednie.
- Powiedziałeś, że będę miał życzenie, jak znajdę zwyczajny film bez miłości w nim. Ja ci niczego nie obiecywałem. - Uśmiechnął się cynicznie i wstał. - A teraz mam zamiar się przewietrzyć, więc nie czekaj z kolejną kawą, bo nie wiem, kiedy wrócę. - Przekroczył próg sypialni i zaczął szukać czegoś porządnego do ubrania.
- Jeszcze bardziej niedomyślny. - westchnął i przełączył na rosyjski program. Ci też nie mieli walentynek, do tego puszczali jakieś tam filmy...
     To go i tak pewnie nie zmusi do myślenia, ale co tam. - pomyślał jeszcze i wrócił do laptopa. Aż tak mu się narzucać nie będzie.
- Słyszałem! - mruknął z irytacją. - Nie niedomyślny, tylko uczciwy, kleszczu. - warknął, ponownie wyglądając zza ściany. - Nie ja je znalazłem, więc chyba się nie liczy, nie?
- Co nie zmienia faktu, że jest jeszcze ze 20 arabskich kanałów. - burknął cicho do komputera. W sumie było mu to na rękę, nie musiał się upokarzać...
- Dobra. - Podszedł i zmienił na jakieś fakty po arabsku. - Prawie jak dobry film dokumentalny. - Rzucił na niego sukienkę. - A teraz się przebieraj. - stwierdził pewnie, siadając wygodniej na kanapie.
- Bez łaski. - burknął. - Nie narzucam się, chciałeś iść to sobie idź.
- Przebieraj się i nie marudź. - uciął. - Poza tym wygadałeś się, że tego chcesz. "Nie mam takich fetyszy", co? - Uśmiechnął się. Nie, żeby miał coś przeciwko. Jemu to odpowiadało.
- Słuchaj, staram się jak mogę, wytrzymuję twoje humorki od rana, staram się, żebyś tu ze mną został mimo, że nie uśmiecha mi się paradowanie cały dzień w kiecce, obiecałem ci to tylko po to, żebyś tu dalej był mimo, że mi to uderza w dumę, a ty masz mnie nadal gdzieś! - warknął, chwycił sukienkę i poszedł do toalety. Nie mógł już wytrzymać. Zamknął za sobą drzwi i zsunął się po nich, opadając na tyłek. No cóż... Nie powinien był tego mówić. Zagryzł wargę i odetchnął głęboko. Tyle wystarczyło, żeby się uspokoił. Ubrał sukienkę i jeszcze chwilę poćwiczył przed lustem słodkie minki, żeby Shizuo jakoś zapomniał co się stało. Musiał tylko poudawać tak jak blondyn chciał, to w końcu nic trudnego, prawda~?
     Shizuo westchnął ciężko i przełączył na coś japońskiego. Naprawdę głupie te filmy... Już z wielu złych propozycji wybrał jakiś kryminał o zabarwieniu "zdradzał ją, więc go zabiła". Mówi się trudno...
     Nie, to wcale nie tak, że mowa Izayi wcale go nie ruszyła. Po prostu musiał zająć czymś myśli, żeby popatrzeć na to za chwilę bardziej obiektywnie.
- To się nie przebieraj, idioto. - mruknął do siebie. Po co się przebierać w jakąś kieckę, która prędzej nadawałaby się dla jakiejś bezmózgiej lolity, skoro nie miał na to ochoty...? Chciał jego upokorzenia, ale to był tylko kaprys, mógł z tego zrezygnować. Nie chciał, żeby mu się od razu denerwował... Może gdyby teraz przestał się fochać i zwrócił na niego więcej uwagi, to jakoś by mu to wynagrodził...? Ale jak ON mógł mu poświęcić więcej uwagi? Na czułości się nie pisał, a jeśli chodzi o seks, to raczej nie zachęciłby go tym ani nie uszczęśliwił. Już chyba prędzej brunet by się obraził na poważnie...
     Izaya odetchnął po raz ostatni i otworzył drzwi. Wystawł za nie głowę z różową kokardką. - Ne Shizu-chan, chyba się na mnie nie obraziłeś co~? - zapytał słodko i podszedł do niego, siadając na podłodze... prawie pomiędzy jego nogami. Uśmiechnął się słodko po raz kolejny.
- ... - Chciał spytać, po co to robi, ale na to też znał reakcję Izayi. Teraz udawał, choć w środku się denerwował. Gdyby o to spytał, Izaya pokazałby, że jest wkurzony... Już tak całkiem jawnie. - Nie obraziłem. Jasne, że nie. - westchnął i nachylił się nad nim. - Wyglądasz bardzo... Hmm, dziewczęco. Uroczo. - Tylko lekko cmoknął go w usta. To już chyba było w jakiś sposób czułe... Niech mu będzie, ten jeden raz zrobił wyjątek, specjalnie dla niego.
- Nie rób takich rzeczy, nie męcz się, bądź sobą. - westchnął cicho, gdy się od niego odsunął. Uśmiechnął się najpierw trochę smutno, potem już tak, jak ćwiczył przed lustrem. - Ne Shizu-chan, mam coś co ci się spodoba~! - Uśmiechnął się szerzej i chwycił go za ręce. Nakierował dłonie tak, by dotykały jego pośladków a sam uklękął na kanapie tak, by między nogami miał uda blondyna. - Czujesz? Nie mam bielizny~!
    Ech... Dlaczego on się zmusza...? - Shizuo denerwował się w myślach. Nikt nigdy nie powinien się do niczego zmuszać. To była jego zasada... Izaya z tymi ciągłymi maskami był dla niego po prostu niezwykły. Trudno powiedzieć, czy w pozytywnym, czy negatywnym sensie... Z jednej strony to niesamowite, że potrafił się do czegoś zmusić, z drugiej po prostu... głupie. Gdyby tego nie robił, to Shizuo musiałby się starać...
- Dlaczego zakładasz, że tamto mi się nie podobało? - ścisnął lekko jego pośladki i przyciągnął go do siebie tak, by usiadł mu na kolanach. Jedną dłonią przyciągnął go do pocałunku - ale nie takiego nachalnego, tylko zwyczajnego, nie głębokiego, po prostu ot, takiego, jakiego już dawno nie mieli.
- Shizu-chan'a przecież w ogóle nie interesuję, chce tylko się ze mną znów przespać. - mruknął. - Masz mnie gdzieś, więc nie zmuszaj się do czegoś takiego.
- Ale to mi się podoba. - odparł poważnie, patrząc mu w oczy. - Masz coś przeciwko? - Nie powinien zaprzeczać, wiedział to. Wtedy Izaya zwykle tylko powtarzał, że go nie obchodzi i się denerwował... Tak bardzo trzeba było uważać, żeby go nie rozjuszyć... Musiał być naprawdę wściekły...
- Oczywiście, że nie~! - Uśmiechnął się pogonie i przeczesał włosy Shizuo ręką. - No to co chcesz porobić~? - zapytał ciekaw.
- Skoro jesteś w sukience, raczej nigdzie nie wyjdziemy... - zastanowił się chwilę. - A co z tym czymś, co robiłeś w laptopach? - Zerknął na nie, zaciekawiony. Może przerwał mu w czymś ważnym...?
- Nic ważnego. - zaprzeczył szybko. - Nooo... Skoro jestem w sukience i mam ci usługiwać przez cały dzień... To może teraz to zrobimy, więc nie będziesz taki spięty tymi całymi walentynkami, a ja potem zrobię śniadanie, co~? - Uśmiechnął się radośnie.
- Skoro nie chcesz, żebym wiedział... - westchnął. - Dzięki, Izaya, ale... To mi nie pomoże na spięcie, wiesz? - Cmoknął go raz jeszcze i przeczesał włosy palcami, zatrzymując dłoń na jego głowie. Tak mu się nic nie chciało... - A co do śniadania, może po prostu zrobię nam kanapki, co? A ty zajmiesz się tym "niczym ważnym"?
- Przestań, to tylko praca, nic ważnego... Pomogę ci~! - Uśmiechnął się szczerze i wstał z kolan blondyna. - Idziemy~? - Założył sobie ręce na plecy i uśmiechnął się słodko, przekrzywiając głowę.
- A tobie to jakoś wolno robić to, czego normalnie nie chciałoby ci się robić? - spytał pokrętnie. Nie wytrzymał tej słodkiej minki... Przecież Izaya taki nie był! Fakt, że lubił go takim, ale to nie był on... - Zresztą nieważne, idziemy. - zmienił szybko temat.
- Oczywiście, sam jestem sobie szefem. - Uśmiechnął się tym razem bardziej drapieżnie, ale posłusznie podreptał za blondynem. Trochę mu było zimno w gołe stopy i przez brak... w sumie całego dołu odzieży, ale nie narzekał, już był w o wiele bardziej marznących sytuacjach i jakoś nie złapał nawet kataru.
- Mhm, jasne. - mruknął i wszedł do kuchni. - Too... Chcesz kanapki, czy wolisz płatki, albo jeszcze coś innego?
- Obojętnie. - Przeciągnął się i ziewnął, w sumie blondyn zerwał go z łóżka wcześniej niż powinien... - Chcesz herbaty czy kawy? - zapytał, podchodząc, by nastawić wodę.
- Kolejna kawa i serce mi wybuchnie. Nie żebym cię zachęcał. - parsknął. - Herbaty. Zrobię te kanapki. - Mruknął i wyciągnął jakieś dodatki do kanapek z lodówki. Ogórek, pomidor, sałata... Wyciągnął też chleb i położył na blacie masło. Zaczął od obierania ogórka, a potem chciał go posiekać na plasterki jak najszybciej... - Szlag by to! - warknął, zaciskając drugą dłoń na krwawiącym palcu wskazującym. Oczywiście, nie powinien był się spieszyć, ale... - Cholera! - syknął, zacieśniając uścisk. Może przez to przestanie piec...
- Co się...? - spytał, odwracając się z czajnikiem w ręce. Gdy zobaczył co się stało szybko odłożył go na blat i podszedł do blondyna. - Zachlapiesz mi kafelki~! - poskarżył się żartem i zabrał mu palec z ręki... Rana nie była głęboka więc... Izaya niepewnie podniósł dłoń do swoich ust i zaczął zlizywać krew, potem wsadził całe krwawiące miejsce do buzi.
- Mmmh... - westchnął niechętnie, choć rana dzięki Izayi przestawała tak piec. - Dzięki. - mruknął.
     Izaya uśmiechnął się ciepło choć prawdziwie i wypuścił palec blondyna.
- Lepiej~?
- Lepiej. - mruknął, patrząc na swój palec. - Nie krwawi i już tak nie piecze. W posługiwaniu się nożem masz dużo lepszą wprawę... - dodał i wrócił do krojenia. Zastanawiał się, dlaczego właściwie nie zrobi nic miłego dla Izayi. Właściwie, to dlaczego nie chciał zrobić nic miłego... Bo to nie w jego stylu? Bo uważał to za komercyjne święto? Ale miły mógłby być... A może tak dla zasady zacznie, ale od jutra.
- O ho ho nigdy nie sądziłem, że usłyszę od Shizu-chan'a jakiś komplement~! - powiedział wesoło. Nie, tym razem nic nie ironizował, po prostu się cieszył. - To może żebyś nie uciął sobie palca ja pokroję~? - zaproponował.
- Kto mówił, że to komplement...? To był fakt. - Wzruszył ramionami. Nie chciał go gasić, to było instynktowne, z przyzwyczajenia... - Nie trzeba, ja zrobię jedzenie, ty tylko czekaj, a potem zjesz. Raz mogę się zdobyć na taki wysiłek, nie? - spytał retorycznie. W końcu to nie tak, że robił to pierwszy raz.
- Nie pierwszy raz~! - uśmiechnął się pogodnie i usiadł na stołku w kuchni. - Jak dobrze, że jednak zdecydowałem się na materiałowe obszycie stołków a nie na zostawienie zimnego metalu~... - westchnął z ulgą.
- Jeszcze by ci tyłek zmarzł... - dodał odrobinę ironicznie. Tak naprawdę chciało mu się śmiać. Dlaczego nie kupił po prostu drewnianych stołków? Byłoby łatwiej... - Wiesz, drewniane byłyby cieplejsze. - mrukął. - Umyłbyś pomidora?
- A myślisz, że do czego by mi pasowały w czarno-srebrnej kuchni~? - spytał zaciekawiony. - Już myję. - Chwycił za warzywo i szybko opłukał, po czym podał blondynowi.
- Bo ja wiem? Było zrobić cieplejszą kuchnię. Dzięki. - dodał, gdy otrzymał umytego pomidora. Zaczął go kroić, choć nie wiedział, po co robi tego aż tyle, skoro tyle kanapek nie zjedzą. Może po prostu chciał zająć ręce? Żeby nie dobierać się do Izayi? Możliwe. Czyli jednak już dziś starał się być miły, choć prawdopodobnie Izaya tego w ogóle nie zauważy...
- Ne Shizu-chan jakby to nie były takie lodowate krzesełka to nie mógłbym ci się wpakować na kolana i tłumaczyć odmrożeniem części ciała z której szczególnie często korzystasz~! - Uśmiechnął się, zadowolony. - Shizu-chan, jesteś aż tak głodny~? - zdziwił się, gdy zobaczył kopiasty talerz kanapek. A Shizuo wciąż dokładał nowe...
- Też racja. - Uśmiechnął się pod nosem. - I nie... Nie jestem... - Przestał kroić i robić kolejne kanapki. Czym zająć się teraz...? - To ty zanieś talerz do pokoju, ja posprzątam. - zarządził.
- Pokoju? - zdziwił się lekko. - Nie jemy w kuchni jak zwykle...? Jak wolisz~! - Uśmiechnął się i chwycił talerz.
- Nie, w pokoju wygodniej... - zaprzeczył, zbierając resztę pokrojonego ogórka na talerz i to samo robiąc z pomidorem. Potem wsadził je do lodówki, schował chleb, masło... Wytarł blat, wywalił okruszki, umył nóż i dopiero wtedy sam poszedł do pokoju.
    Izaya przyszedł do pokoju, odstawił kanapki i chwycił za pilota... Chyba powinien to wyłączyć, jak nie chce kolejnego wybuchu złości blondyna. Wzruszył ramionami i nacisnął "off" na pilocie. Usiadł do stołu i chwycił za jedną z kanapek. Ugryzł ją, gapiąc się w wielkie, przeszklone okno i piękny korek, jaki powstał na jednym z pobliskich skrzyżowań... Czy przez sam środek głównej ulicy Shinjuku przechodziła parada walentynkowa??? Omal nie wybuchnął śmiechem, biedny Shizuś skazany na porażkę.
- Co za idioci. - mruknał, wchodząc do salonu i patrząc przez okno. I co oni sobą demonstrowali? Jak już chcieli kogoś kochać, to niech sobie kochają, ale nie pokazują tego całemu światu... - Tak się obnosić... - westchnął, nieświadomie na głos. Usiadł koło bruneta i wziął sobie kanapkę. - Izaya, czemu wyłączyłeś telewizor?
- Bo miałbyś poza paradą również reportaż na żywo. - mruknął, uśmiechając się. - Ne Shizu-chan, co jest złego w obnoszeniu się z uczuciami, jak chcą to przecież mają prawo~!
- Mają prawo... Ale uczucie, z którym się zbytnio obnosi, jest udawane. Jak kogoś kochasz, to kochasz i już. A jak zaczynasz walić z kwiatami, przytulankami, serduszkami i całym tym cholerstwem, to znaczy, że masz wyrzuty sumienia. - Wzruszył ramionami. No co? Taka prawda. - Więc co będziemy robić, jak nie mamy telewizora i nie zamierzamy... Dobra, ja nie zamierzam wyjść z domu...? - spytał bardziej siebie niż jego.
- Moją propozycję już znasz. - burknął cicho i oparł głowę na łokciu. Smętnie spojrzał na falbanki przykrótkiej sukienki. Odłożył kanapkę, jakoś nie miał ochoty jej jeść. - Przecież my nic innego nie moglibyśmy robić. - burknął jeszcze, choć pewnie było to zniekształcone przez rękę, na której opierał twarz.
- Wcale nie. Moglibyśmy robić cokolwiek, Izaya... Nie muszę cię non-stop wykorzystywać. Jak masz ochotę na coś innego, to mów.
- Nie mam. - mruknął. - Możemy pograć w karty, albo... Może obejrzymy jakiś film, co~? Ale nie komedię romantyczną. - Sam się skrzywił, może i wyśmiewał Shizusia za takie denerwowanie się, ale on sam też nie przepadał za tym gatunkiem.
- Nie mam w ogóle ochoty na komedię romantyczną, jeśli to cię pocieszy. - parsknął. Nawet Izaya ich nie lubił... No cóż... - Mogę cię też całkowicie przebrać za dziewczynę i zabrać do jakiegoś lunaparku. Jestem ciekaw, co byś wybrał za atrakcje... Możemy też iść na dach. Z reguły to lubisz, nie? Ewentualnie można by wypróbować jakiś salon gier... Co ty na to? - Oparł się wygodnie o kanapę. Dziś to zaszalał z pomysłami... Choć pewnie wszędzie będą tłoki zakochanych par. No ale są plusy, nikt nie zauważy, że Izaya to chłopak, a on chciał go wyciągnąć w tej sukience... No chciał i już...
- Dach, salon gier, sukienka? - Izaya wyrwany z zamyślenia mimowolnie powtórzył usłyszane propozycje. - Mam się przebrać do końca, tak? - upewnił się.
- Oj, Izaya, ja tu rzucam propozycjami, a ty usłyszałeś tylko to...? Mówię, że mógłbyś się przebrać do końca za dziewczynę i poszlibyśmy do lunaparku, albo salonu gier... Moglibyśmy też iść na dach, bo to lubisz... Nie każę ci tego robić, to tylko propozycje, rozumiesz? - Puknął go lekko w czoło.
- Rozumiem. - potwierdził szybko. - To... Jak chcesz mnie przebrać do końca za dziewczynę~? W sumie wypadałoby zmienić sukienkę na spodnie. - mruknął. - Jest luty...
- Hmm... Wiesz, leginsy, mini, jakieś futerko na to, makijaż... - Nie wytrzymał i parsknął śmiechem. - D-dobra, żartowałem... Możesz iść jako chłopak, tylko to oznacza, że za rączkę iść nie będziemy. - Uspokoił się, choć ta wizja i tak go bawiła. On i chodzenie z kimś za rączkę... No chyba nie. - Jeśli to ci przeszkadza... - wzruszył ramionami. - To gdzie wolałbyś iść?
- Za rączkę... - jego umysł zatrzymał się na tych słowach. Wstał z krzesła. - Poczekaj 5 minut~! - mruknął i poszedł do pokoju. Przebrał się, dokładnie tak jak Shizuo powiedział... W końcu zawsze może się wymigać tym, że miał spełniać dziś cały dzień jego rozkazy... Wyszedł z pokoju z beżowymi kozaczkami obszytymi futerkiem i damską kurtką pod kolor. Miał też czapkę i szalik. - Ok, możemy iść. - zakomunikował, zostawiając nadmiar rzeczy na wieszaku przy wejściu, a buty odstawiając obok. Wszedł do salonu i okręcił się. - Może być~? - spytał lekko uśmiechnięty.
     Shizuo na chwilę opadła szczęka.
- Nawet nie pytam, skąd masz takie rzeczy... - odparł, wstając z kanapy. - Daj mi się tylko ubrać... Za ten czas przemyśl, lunapark, salon gier czy dach? - Poszedł do sypialni. W co się ubrać...? - Nie będzie ci zimno? - zawołał jeszcze. Po co on się tak przebierał...?
     Izayi opadły ręce.
- No chyba bym się tak nie przebierał gdybym chciał iść tylko piętro w górę na dach~! - fuknął. - Jasne, że lunapark~! - Uśmiechnął się wrednie, już sobie wyobrażając wkurzonego Shizuo gdy zobaczy wszystkie te zakochane pary. - Nie martw się, mam kurtkę~!
- Ok, jak wolisz. - mruknął i wyjął z szafy jakieś jeansy, zapinaną bluzkę, bluzę i przede wszystkim nową bieliznę, już nie w serduszka. - Idziemy do lunaparku. - Zaczął się przebierać. - Tylko unikniemy tej parady, jasne?
- Dobrze... Tylko, że wtedy musimy iść przez Ikebukuro~! Nie masz nic przeciwko, nie~? - zapytał tak dla pewności i dokończył porzuconą wcześniej kanapkę... bo pewnie szybko nie wrócą do domu.
- No cóż... Tym razem nie. - Zapiął koszulę i narzucił na siebie bluzę. Ciekawe, czy ktoś go w tym pozna... Ubrał się do końca, nałożył buty, kurtkę i poszedł jeszcze po plecak, żeby schować pieniądze i butelkę z piciem. - Dobra, gotowy. Masz już wszystko? - Zlustrował go wzrokiem. Naprawdę przypominał dziewczynę... Bardzo płaską dziewczynę, ale jednak...
- Tak~! - Uśmiechnął się. Gdy zobaczył na co Shizuo patrzy zacmokał tylko z dezaprobatą. - Co, aż tak żałujesz, że nie jestem dziewczyną?
- Czy mówiłem kiedykolwiek coś takiego? - prychnął. - Gdybym chciał być z dziewczyną, to byłbym z dziewczyną, prawda? - stwierdził oczywistość. - A teraz idziemy. - Złapał za klucze i skierował się do wyjścia.
- Oi już się nie wkurzaj tak... Myślałem, że wolałbyś... Nigdy nie umawiałeś się z chłopakiem. - burknął cicho i ubrał kurtkę i szalik, upychając go w taki sposób, by płaszcz nie leżał na nim płasko. - Widzisz, nie widać różnicy~! - Uśmiechnął się.
     Blondyn roześmiał się szczerze.
- Aż tak ci zależy, żeby przypominać dziewczynę? Niedługo zaczniesz nakładać na twarz tapetę, czy to tylko czarnowidztwo, co? - Otworzył drzwi. - No, wychodzimy.
- Skoro Shizuo woli dziewczyny to mam mu zamiar to dać~! - prychnął wyniośle, łapiąc go za rękę i wyciągając z mieszkania. Inaczej pewnie stali by w progu do końca tej bezsensownej kłótni.
- Jakbym wolał dziewczyny wybrałbym sobie stworzenie obdarzone czym innym między nogami, zrozum w końcu... - Zamknął mieszkanie i ruszył w stronę windy. Że też Izaya nie mógł mieszkać niżej... Blondyn nie był przyzwyczajony do wieżowców, nie ważne jak długo był już z Izayą. Nawet jeśli to było na tyle długo, by mieć klucz do jego mieszkania... - Tylko unikajmy tej parady, jasne? - powtórzył raz jeszcze, rozdrażniony samym jej wyobrażeniem. Bezsensowny pochód tamujący ruch uliczny...
- Dobrze, jak uważasz potworku~! - mruknął już wchodząc do winy. W pierwszym odruchu chciał zacząć wciskać guziczki i wygrywać melodyjkę, ale... Shizuo był rozdrażniony, więc chyba nie powinien tego robić. Wcisnął więc tylko guziczek parteru. I stał tak, pukając palcami w ścianę.
- Jesteś dziś dziwnie spokojny. - zauważył Shizuo niby obojętnie. W końcu nie bawił się jak dzieciak i w ogóle... Nie był sobą. To było aż dziwne.
- Bo jesteś zły, nie będę cię denerwował bardziej. Chce z tobą spędzić miło dzień. - Uśmiechnął się, szczęśliwy. Przynajmniej Shizuo zauważał choć tyle... A myślał, że nawet to blondyn oleje.
- Hmmm... Ale to z powodu tych idiotycznych manifestów sztucznej miłości jestem zły, nie przez ciebie, wiesz o tym? - spytał, nie do końca wiedząc, jakiej odpowiedzi się spodziewać. Przynajmniej to mu coś wyjaśniło... To dlatego był dziś taki uległy...? I nawet te ciuchy...? - Jasne, spędźmy go miło. Rozerwiemy się, odpoczniemy trochę... - mruknął pod nosem. Nie robił tego z powodu tego komercyjnego święta. Robił to, bo miał ochotę na rozrywkę. Sądził, że to jasne, ale nie miał zamiaru mówić tego na głos. Tak na wszelki wypadek.
- Wiem~! - zapewnił go szybko. - Ale mimo wszystko Shizu-chan jest zły na wszystko w około nawet z powodu jednej nic nie znaczącej rzeczy~! Nie chcę cię denerwować bardziej, ale skoro sam mówisz, że ma być miło, to pewnie tak będzie~! - Uśmiechał się cały czas, ale nie tak wrednie jak zwykle, robił to w ten naturalny sposób, którego nigdy nikomu innemu niż Shizuo nie pokazał. Usłyszał charakterystyczny dźwięk oznaczający, że winda dojechała na parter. Po chwili drzwi się otworzyły, a on dalej trzymając blondyna za rękę, pociągnął go do wyjścia.
     Shizuo dał się pociągnąć, zastanawiając się, dlaczego właściwie Izaya ciągnie go za rękę, skoro zawsze chodzili niemal osobno, tylko obok siebie, a właściwie to Izaya szedł tyłem przed nim...
- Gdzie ci się tak spieszy? - parsknął, nieco rozbawiony. - Dziś do późna nie zamkną, nie martw się...
- Nie spieszę się~!- zrównał się z nim krokiem. - Po prostu parada zaraz tu będzie. - Zaśmiał się. - Chciałeś ją omijać, prawda~?
- A no chyba, że tak. - Chwycił go mocniej za rękę i sam przyspieszył kroku. Nie chciał ich spotkać, bo by się wkurzył, zrobił rozpiernicz i ogółem... byłoby zdecydowanie niefajnie. - Zjemy coś już w lunaparku jak będziesz głodny, dobra?
-Jasne~! ...Normalnie zaproponowałbym Simona, ale teraz... - Spojrzał na swoją spódniczkę. - Chyba faktycznie lepiej będzie na miejscu~! Ne, Shizu-chan a masz pomysł co zrobimy jak już dojdziemy~?
- Też tak sądzę... Co zrobimy? Wybierzemy jakąś atrakcję odpowiednią do naszego wieku typu kolejka, pałac strachu, czy coś takiego... Tak zakładałem. I zjemy coś na ciepło. A ty co byś chciał robić?
- Może pójdziemy do tunelu miłości~? - Wyszczerzył się wrednie, dokładnie przyglądając się zmianom na twarzy Shizuo. No co? Nie mógł tak cały dzień, musiał jakoś odreagować tę uległość, wkurwianie blondyna było zbyt zabawne~! Choć teraz musiał pilnować, żeby Shizuo nie przekroczył za bardzo swojego codziennego poziomu wkurwienia...
- Tunel miłości? - Zmarszczył brwi. - Izaya, nie denerwuj... Kraina różu, tęczy, jednorożców i co jeszcze... Aż się słabo robi... - prychnął. Nie, tunele miłości to coś, do czego wyjątkowo upierdliwe kobiety zmuszały swoich mężczyzn rok w rok... Nie miał W OGÓLE zamiaru tam wchodzić, szczególnie w TEN dzień!!!
- Zapomniałeś wspomnieć, że śmierdzi jak szatnia chłopaków w Rairze po w-f i to jakby ktoś tam na tydzień zostawił mocno używane skarpety~!!! - Zaśmiał się serdecznie, licząc, że Shizuo zrozumie, że to był tylko żart. - No może pobawmy się w równouprawnienie~! Najpierw ty proponujesz atrakcję, potem ja~!
- Nie wiem, nie wąchałem... - prychnął i lekko się rozluźnił. - Dobra... Ja na początek chcę watę cukrową. - Uśmiechnął się do Izayi. No cóż, miłośnik słodyczy, to zobowiązuje... - A ty?
- Popcorn~! - Wyszczerzył się. - Będzie czym obrzucać ludzi~... - zamruczał. - Oczywiście tylko miziające się pary~! - Zamachał rękoma przed twarzą, próbując się usprawiedliwić ostatnim zdaniem.
- Hmm, też racja... Nie no, nie mam nic przeciwko. - Wyszczerzył się, choć nie miał pojęcia, czy brunet tak na poważnie. W końcu był do tego zdolny, ale może tak naprawdę nie miał na to ochoty...? - Potem... Potem może być gra jako zawody na dwie osoby. - zastanowił się. - Strzelanka. Twoja kolej.
- A co powiesz a jakiś rollercoaster? - rozmarzył się Izaya. Poza tym liczył, że może Shizuo będzie piszczał, a dobyć takie zdjęcie/filmik to jeden z punktów na jego liście "Co zrobić, żeby bardziej skompromitować Shizuo".
- Może być rollercoaster. - przytaknął. - Nie chce mi się wymyślać... Pójdę na żywioł. - zadecydował. Jego uszu dobiegła muzyczka. Aż przystanął z wrażenia, po czym chwycił Izayę za rękę i pociągnął przed siebie zdecydowanym krokiem. - Parada się zbliża. I lepiej, żebym się na nich nie natknął, bo za samego tego wyjca... Rozwalę ich. - prychnął, wkurzony.
- Dobrze~! To... Idziemy na skróty przez jakieś ciemne zaułki, czy jak~? - spytał, już spoglądając na jeden z nich. W sumie w środku był jakiś żul, ale jeden to o wiele mniej niż cała parada dziwaków. A Shizuo mógłby na nim zawsze odreagować...
- Ok, ty się znasz, więc prowadź. - przytaknął. Jak na jego uszy to było za wiele...
- Bardziej się przejmujesz paradą niż tym, że twoją dziewczynę mogliby zgwałcić w ciemnym zaułku~! - Udał zasmuconego, ale chwycił blondyna za rękę i pociągnął najkrótszą drogą. Co z tego, że przez dwa ogródki i koło kilku ujadających psów? Wyszli tuż obok lunaparku. - Jesteśmy na miejscu~!!!
- Ze mną by nie mogli... - zauważył, po czym szedł już w ciszy. Dopiero gdy zobaczył lunapark, uśmiechnął się lekko. Jego uśmiech zmazała dopiero para złożona z jakiejś wytapetowanej laski i kolesia, który trzymał ją dość... nieprzyzwoicie. W ten dzień najwidoczniej nie przejmowali się ogólnymi regułami powszechnych zachowań... - Ok, idziemy. - Wszedł na plac wyglądający jak cukierkowy raj dla dzieci. Dziś było tam wyjątkowo dużo dorosłych... - O, patrz jakie ogromne żelki... - Niewielkie stoisko z łakociami od razu przyciągnęło jego uwagę. - Zmieniam zdanie, wolę to od waty cukrowej... - Pociągnął go tam. Żelki były grube i miały z 30 centymetrów długości, ogromne lizaki-serca można było jeść pewnie z tydzień, a kulki złożone z owoców w czekoladzie kusiły gładką powierzchnią... Nawet przez chwilę zastanawiał się, czy nie kupić Izayi banana w czekoladzie, przez co mimowolnie parsknął ledwo tłumionym śmiechem. Dobra, powinien chyba myśleć poważnie w miejscu publicznym...
- Ne, co cię tak rozbawiło Shizu-chan~? - zapytał słodko i przysunął się bliżej, łapiąc ramię blondyna między ręce... Powinni wyglądać jak para, a Shizuo się o to przeceż nie zatroszczy. - Powiedz~... - nalegał słodkim głosikiem.
- Hmm? Nie, nic... Nawet nie chciał... Nie chciałabyś wiedzieć. - Parsknął jeszcze raz, tym razem przez udawanie, że Izaya jest dziewczyną. Już chyba lepsze to, niż żeby go brali za transwestytę, czy inne licho... - Khem, no więc... - Wrócił do oglądania słodyczy. Na wykupienie całego sklepu nie było go stać... - Co chciałabyś do jedzenia...? Może jednak coś z tąd...?
- No co ty~! - powiedział rozkapryszonym tonem. - Słodycze tuczą, nie chcę być gruba, wtedy na pewno nie będę mieć tak idealnej figury~! Ale jeśli chcesz Shizu-chan możesz wykupić i pół sklepu~! Wiem, że masz słabość do czekolady~!
- Od kilku łakoci nie utyjesz... - zaśmiał się. Popatrzył jeszcze raz na słodycze. Oj, naprawdę nie wiedział, na co się zdecydować... - Dobra, to chociaż wybierz za mnie. - zadecydował. - Co kupić?
- Hm...- zastanowił się, przykładając palec do ust, po czym słodko uśmiechnął się do sprzedawcy. - Mógłby pan nam dać trochę tych czekoladek~? - Wskazał odpowiednie pudełko. - Kilka żelków i... - zawahał się na chwilę, po czym dodał słodko: - Jeszcze trochę więcej tych czekoladek~?
     Heiwajima poklepał swojego chłopaka dłonią po głowie i o mały włos, a znów parsknąłby śmiechem. Jednak to prawda, że słodycze uszczęśliwiają... Nawet jeśli jeszcze ich nie jadł...
- Tak się wdzięczyć możesz jedynie do mnie, dobra? - szepnął mu do ucha , po czym odebrał swoje słodycze i zapłacił, dziękując. - Mmm, jak dla mnie możemy teraz iść gdziekolwiek... - mruknął, pakując część słodyczy do plecaka, a jednego żelka już w 1/3 wciągając. Był pyszny...
     Izaya delikatnie się zarumienił, oczywiście wciąż grając i pokiwał głową. Skinął przepraszającym gestem do sprzedawcy, na wypadek gdyby coś usłyszał. Poczekał aż Shizuo się oporządzi i chwycił blondyna za rękę, ciągnąc go delikatnie w stronę ludzi. Nie wiedział jeszcze konkretnie gdzie. Gdy tylko zniknęli temu sklepikarzowi, którego uważne spojrzenie Izaya zapamięta na bardzo długo, odpowiedział: - No oczywiście, zasłodzony Shizuo to szczęśliwy Shizuo~! - zachichotał. - Więc czemu moje słodkie "Shizu-chan" nie działa~? - Zrobił smutną minkę.
- Nie smakuje jak żelek. - wyjaśnił po prostu. - Właściwie, to w ogóle nie smakuje, bardziej działa na słuch... A ja już ci mówiłem, że mam imię. - Jednak nachylił się i szepnął: - Ale jak jęczysz "Shizu-chan" w łóżku, brzmi bardzo słodko i uwierz, że działa swoje. - Odsunął się i uśmiechnął z rozbawieniem. - Część czekoladek zostawię sobie do domu... Tylko mi przypomnij, żebym ich wszystkich nie zjadał, dobra? - spytał, zasysając dalszy kawałek żelka. Smak coli... - To teraz po twój popcorn?
     Izaya zamarł na chwilę, zdziwiony tym nagłym wyznaniem. Jednak po chwili uśmiechnął się promiennie.
- W takim razie powinieneś dostawać tego mnie~! Tak jak mówiłem, słodycze tuczą~! - zaśmiał się serdecznie, aczkolwiek cicho, by nie zwracać na nich uwagi. - Postaram się przypomnieć o czekoladkach... Choć pewnie i tak nie posłuchasz~! - dogryzł mu. - Am... Może popcorn później~? - zaproponował. - Chcę iść na rollercoaster~!
- Posłucham, bo mam co do nich plany... - Odgryzł kawałek żelka i połowa została mu w dłoni. - Dobra, możemy iść. Tym lepiej, że jeszcze się tym tak nie objadłem... - Ruszył w stronę proponowanej przez Izayę atrakcji.
- Już się boję~! - zachichotał, domyślając się o co chodzi. - No szkoda, mógłbyś potem puścić pięknego pawia~! - chichotał dalej. - Choć wtedy raczej nieprzyjemnie byłoby cię pocałować... Kwas żołądkowy niszczy wszytko.
- Jeszcze gorzej, jak na ciebie, nie? - mruknął złośliwie, po czym przystanął, zmuszając Izayę do tego samego. - Ryzykuję tym, że potem nie będę mógł cię pocałować, więc... - Uniósł jego podbródek, drugą ręką obejmując go w pasie i przyciągając do siebie, i pocałował go. Długo, namiętnie, tak jak miał ochotę. Jak zawsze robił to, na co miał ochotę. Stali nieco na uboczu drogi i w niczym się nie różnili od mizdrzących się wszędzie par, więc nikomu to nie przeszkadzało...
     Izaya chętnie przystał na tę propozycję. W końcu od rana tylko się na niego darto albo zrzucano go z łóżka, to całkiem miła odmiana. Zamruczał z aprobatą. Oderwali się od siebie po baaardzo długiej i przyjemnej chwili. Izaya od razu zachichotał widząc Shizuo. Wyjął telefon i pstryknał szybką fotkę, dalej chichocząc.
- Hmm? Co jest? Po co to zdjęcie? - spytał, wkładając znów żelka do ust. Przynajmniej chwilowo jego potrzeby zostały zaspokojone. Namiętny pocałunek? Był. Słodycze? Były. No to czuł się zaspokojony.
- Masz całe usta w szmince~!!! - Chichotał jak opętany. No to jeden punkt na liście "Jak pogrążyć Shizu-chan'a" załatwiony, została jeszcze tylko nieskończoność, w końcu każda przeszkoda otwierała przed nim nowe możliwości.
- Zabiję cię. - warknął, ocierając usta. - Kiedy żeś się tym świństwem... Nawet nie zauważyłem. - wymknęło mu się. No, ale to nie baba, żeby miał rozpaczać, bo ktoś nie zauważył jego szminki, prawda? Zwłaszcza, że teraz przez to miał to idiotyczne zdjęcie... - Usuń to. - warknął, ruszając do rollercoaster'a i nadal ocierając usta.
-Nie-e~! To twoja kara za to, że nic nie zauważasz~! - Wystawił mu język, uśmiechając się. - I tak go nikomu nie pokarzę. A teraz chodź na kolejkę~!
- Ugh... Czego niby nie zauważam? - Spojrzał na niego zdenerwowanym wzrokiem. Zauważał wszystko. Nie mówił mu o tym, to fakt, ale zauważał wszystko! Czego on jeszcze chciał??? Żeby obnosił się ze wszystkim, co widzi??? - Pójdziemy... Ale najpierw powiedz. - zażądał.
     Izaya spojrzał na niego powątpiewająco, unosząc jedną brew i wskazał sobie na usta. Jak jest taki domyślny to zrozumie.
- No daj spokój... To TYLKO szminka, takich błachostek chyba nie muszę zauważać? Zresztą... - Wyciągnął chusteczkę i szybko starł mu usta. - Tak wyglądasz lepiej, wiesz? - Uśmiechnął się z satysfakcją. Naprawdę lepiej wyglądał bez tych babskich pierdół...
- Ale dopełnia mi kostium. - upierał się dalej. - No a teraz chodź na tę kolejkę~! Proszę~...
- Niby tak... Ale tak i tak jest lepiej. Dobra, idziemy. - westchnął i pociągnął go w stronę rollercoastera. Powoli kończył żelkę.
- Wiesz, lepiej wyjmij sobie następnego, czeka nas jeszcze stanie w kolejce~! - Uśmiechnął się i podszedł. Dziś wyjądkowo nie była taka długa. No cóż, widać szybke kolejki nie cieszyły się sławą u dziewczyn.
- Chyba nie będziemy stali tu tak długo, nie? - Zerknął na kolejkę z niepokojem. Jak on nienawidził czekać...
- Przecież widać, że nie~! Dziś jest mało osób~!- Uśmiechnął się. - A co potem robimy Shizu-chan~? Bo jeśli nic szczególnego, to wysuwam propozycję gry siłowej~! Pokażesz jaki jesteś męski~!
- Gry siłowej? - zainteresował się. - Co dokładnie miałeś na myśli? Bo potem... Na razie w planach miałem tylko ten lunapark...
- A czy ja twierdzę, że to poza nim~? Po prostu wziąłbyś wielki młotek, uderzył w wagę i wygrał mi misia~! - rozmarzył się. Zrobił kilka kroków w przód. - Mówiłem, że kolejka szybko się przesuwa~?
- Mhm... Kumam... Rozwalę maszynę i dostaniesz misia, który będzie się kurzył... - Pokiwał głową starając się, naprawdę się starając, żeby to nie zabrzmiało ironicznie. - Nie no, nie żebym miał coś przeciwko... - stwierdził szybko. - Tylko po co ci ten miś?
- Oi, już nie narzekaj, pesymisto jeden. - westchnął. Naprawdę, tak torpedować moje starania to tylko Shizuś potrafi - pomyślał, choć na głos powiedział tylko: - Dobrze, nie idziemy po misia, wrócimy się do budki z watą cukrową, co ty na to~? - Uśmiechnał się zapominając o sprawie, w końcu to tylko maskotka, którą nosiłby ze sobą i przytulał cały dzień... I pewnie jeszcze by ją Shizuś nazwał, no cóż, pomarzyć można.
- No nie no... Możemy iść, tylko mnie to zastanawiało. - mruknął i przesunął się kawałek za kolejką. - Liczyłem, że odpowiesz na pytanie. Od zawsze zastanawiałem się, dlaczego ludzi tak interesują maskotki, chociaż z zasady tylko są i nic się z nimi nie robi... Przynajmniej u mnie tak było. - westchnął.
- Zagramy w tę grę, wygrasz miśka to ci pokarzę~! - Uśmiechnął się, znów przesuwając w przód. Już prawie koniec kolejki~!
- Mhm... - Był pewien, że to tylko kolejny plan Izayi, ale się zgodził. Chyba z czystej ciekawości. O ile tym pluszakiem nie będzie coś serduszkowatego lub tęczowego, to czemu nie? - Zaraz nasza kolej, nie? - Przesunął się z kolejką i czekał. Jeszcze tylko chwila...
-Mhm~! - potwierdził, chwytając Shizuo za ramię i przytulając się do jego boku tak, by ramię blondyna oplotło go w szyi. - Zero romantyzmu, jak ja nie zadbam to nikt nie zadba~! - fuknął, uśmiechając się i wtulając bardziej w blondyna. Ach, jaki on był ciekaw jego reakcji~!
- Romantyzmu...? - stwierdził z raczej nietęgą miną. Zjechał ramieniem tak, żeby oplatać bardziej jego plecy, zatrzymując dłoń na jego biodrze. - Kto ci wmówił, że ja jestem romantyczny...? - prychnął. No raczej, on do romantyków nie należał... Jakby Izaya tego nie wiedział...
- Ale teraz przez chwilę było całkiem miło, nie~? - Uśmiechnął się, wyplątując z uścisku i wsiadając na kolejkę. Tak, uprzednio kupił bilety dla ich dwójki. - No, pospiesz się~!
- Mhm, całkiem... - Nie chciał jego fochów, więc przyznał mu rację. Zresztą, lubił go czasem przytulić, to też fakt. - I nie pospieszaj...
     Wsiadł, myśląc właściwie tylko o słodyczach, jakie trzymał w plecaku. Zjadłby teraz jedną czekoladową kulkę... Chociaż jedną... Ale teraz nie mógł... Zresztą musiało mu coś zostać do domu. Dlatego po prostu wsiadł, zapiął pasy bezpieczeństwa sobie i Izayi, i założył metalowe zabezpieczenie do trzymania. Czekał...
- Łiiiiiiii~!!!! - zapiszczał Izaya, gdy kolejka wtoczyła się na górę i zjechała szybko. Kilka razy skręciła mocno, to w prawo, to w lewo i chyba tylko dzięki geniuszowi fizyki nie wypadli z toru... No ale cóż, Izaya uwielbiał tego typu zabawy, więc był wniebowzięty. Cały czas się śmiał i cieszył jak dzieciak. Już dawno nie jeździł kolejkami bo nie miał z kim... No może ewentualnie jak przychodziły do niego siostry...
     Shizuo przymknął oczy. Przez ten wiatr i bez okularów gałki oczne mu się wysuszały i zaczęły z nich wypływać łzy. To było tak głupie uczucie, że zaczął się śmiać. W końcu otarł kropelki rękawem i zamknął oczy, dając się ponieść szumieniu wiatru w uszach. Całkiem ciekawe uczucie... Już kiedyś się tak czuł... Ale to było dawno temu i to było dość blade wspomnienie... Próbując sobie przypomnieć dojechał do końca kolejki.
- Ne Shizu-chan podobało ci się~? - Rozpromieniony Izaya wpatrywał się w blondyna. Dawno nie widział, by Shizuo się tak cieszył... A to był naprawdę przyjemny widok~!
     Blondyn uśmiechnął się mimowolnie.
- No... Nawet coś mi się przypomniało. Niesamowite jak łatwo zapomnieć, że było się dzieckiem. - prychnął ze śmiechem. Humor mu się poprawił. Nawet wszechobecne pary mu tak nie przeszkadzały. Po prostu sobie byli... A on nie musiał być jak oni, nie miał takiej presji. Był wolną, indywidualną istotą i nikt nie będzie mu miał za złe, jeśli zrobi wszystko tak, jak ON będzie chciał. Nie musiał widzieć w walentynkach kiczowatej tęczy i wszechobecnych, już niemal komercyjnych serduszek... Mógł uważaćwalentynki zaświęto, ale tak... Po swojemu. Po co się denerwować, nie...? Huh, niesamowite, jak jego myślenie zmieniło jedno wspomnienie...
- A coś takiego sobie przypomniał~? - Izaya wygiął usta w dzióbek. - Przyznaj się, byłeś tu na randce z inną~! - Starał się udawać smutną i wkurzona nastolatkę... Choć... Nie wiedział, jak mu to wychodziło.
- Jak się było DZIECKIEM, Izaya, nie jak się było na randce... - westchnął i pokręcił głową. No naprawdę... - Nie, po prostu to było dawno... Przypomniałem sobie, jak się wtedy czułem. - Wzruszył ramionami. - To wszystko.
- Mhm. - Kiwnął głową na znak, że zrozumiał. - Też się w ogóle nie znasz na żartach, przecież to jasne, że Shizuś nie mógłby mieć dziewczyny~! - zachichotał, wychodząc z kolejki. - Przyjdziemy tu sobie jeszcze później, co~?
- Najpierw się fochasz, że może wolałbym dziewczynę, teraz śmiejesz się, że nie mógłbym żadnej mieć...? - mruknął cicho. - Poza tym, mów ciszej, bo aktualnie TY robisz za dziewczynę. - Sam się cicho zaśmiał. - Jasne, wrócimy tu potem. - Skierował się w stronę automatu siłomierza.
- Oczywiście, dlatego twierdzę, że innej mieć nie możesz~! - Uśmiechnął się. - Ne Shizu-chan, wata cukrowa jest w druga stronę~! - zawiadomił, chwytając blondyna za rekę. No co? Był dziewczyną, miał prawo~!
- A nie chciałeś do siłomierza...? Ja już mam żelki, więc mi wystarczy... - Wzruszył ramionami i spróbował sięgnąć do plecaka. Nie bardzo się udało, więc zdjął jedno ramiączko i dopiero wyjął żelka. Czekoladowy...
- Naprawdę idziemy~? - Rozpromienił się jeszcze bardziej, o ile to możliwe, i natychmiast zawrócił, ciągnąc chłopaka za sobą... W sumie starając się go ciągnąć, bo Shizuo był zbyt silny na taki numer.
- Nie, naprawdę stoimy, wiesz? - parsknął i dla przekory odwrócił się, ale nie ruszył się z miejsca. Oczywiście, że to był tylko żart... Ale niech próbuje, co mu szkodzi?
- No Shizuś, no~... - jęknął prosząco. Po jakiejś minucie uznał, że ciągnięcie go nie ma sensu, więc stanął przed nim z zamyśloną miną. - Co mam zrobić, żebyś się ruszył~?
- Hmm... - udał, że się zastanawia, po czym nachylił się lekko. - Chyba sama musisz się domyślić... - Prawie parsknął śmiechem. Mówienie do Izayi w formie żeńskiej było takie... Dziwne. Śmieszne. Głupie. Ale bawiło.
     Izaya nie wiele się zastanawiając, nim Shizuo jeszcze podniósł głowę mocno go do siebie przyciągnął i zachłannie pocałował.
- Tyle wystarczy~? - zapytał szczęśliwy, odrywając się od niego.
- Mmm... Powiedzmy, że na razie tak... - Uśmiechnął się i przeczesał włosy palcami. - To idziemy. - Ruszył znów w stronę tego siłomierza. Jak tak będą do niego iść, to się w końcu zakręcą i zgubią, najlepiej iść prosto przed siebie... Ignorować zakochane pary... Niesamowite, jak łatwo mu to teraz przychodziło... Ważne, że jemu i Izayi było dobrze, nic innego się nie liczyło, takie podjął postanowienie.
- Ne Shizu-chan, wydajesz się jakiś weselszy~! - zagadnął Izaya po drodze. Cisza go jakoś denerwowała. - Co się stało, że tak ci się odmieniło w stosunku do rana~?
- Hmm... - mruknął, w myślach formuując odpowiedź. - Teraz po prostu coś przemyślałem. Nie obchodzę walentynek, ale to nie znaczy, że to ich "święto" - zironizował - ma mnie jeszcze bardziej wkurzać... Ty wystarczysz. - Wyszerzył się.
- Shizuś i pozytywne nastawienie to jakaś nowość~! - udał zdziwionego. - Zawsze mnie zaskakujesz potworku~! - Puścił mu w powietrzu całusa. Gdzieś w oddali zamajaczył mu siłomierz. - Ale to nie znaczy, że się nie cieszę~!
- Gdybym przestał, nam obu by się nudziło. - Wzruszył ramionami. Skręcił i prowadził ich dalej. Żelek był już w połowie zjedzony. - Masz jakąś konkretną maskotkę na myśli?
- Nie, zobaczę jak się przyjrzę~! - Uśmiechnął się i podszedł do stoiska. - Ne Shizu-chan, ten wielki, niebieski~! - Pokazał misia, na co sprzedawca się tylko zaśmiał i wyjaśnił mu, że wygrać go można tylko uderzając w dzwonek na samej górze a taki wyczyn jest tylko na miarę olimpijczyka. No cóż, założył się z nim o 1000 yenów, że Shizuś da radę... To będą łatwe pieniądze...
- Olimpijczyka. Mogłem o tym pomyśleć, zamiast zostawać ochroniarzem. - prychnął blondyn, zacierając ręce. Pomyślał o tym, jak bardzo ten dzień mógłby być do bani, gdyby nie to, że zmieniło mu się nastawienie. Cholerni ludzie... Walnął młotkiem w grzybek i dzwonek zabrzęczał niemal natychmiast. Cud, że nie wyleciał. Może to dlatego, że Shizuo w miarę dziś nad sobą panował. - Dobra, to weź tego miśka... I wyjaśnij mi w końcu, po co on ci...
- Widzisz, minąłeś się z powołaniem~! - zachichotał, opierając się o ladę i patrząc jak dzwonek na szczycie siłomierza prawie odlatuje w niebo. - Ale panuj nad osbą Shizu-chan~! - zachichotał, odbierając misia. - A teraz popatrz~! - Podszedł do niego i ustawił się w jak najsłodszej pozycji. - I jak~? Już rozumiesz~?
- Może ci zdjęcie zrobić? - parsknął. - Ok, ok, rozumiem... Zostaniesz modelką, tak? - Prawie znów parsknął, ale skończyło się na odchrząknięciu. No naprawdę, nie mógł przestać... Izaya-dziewczyna... Jeszcze czego...
- Nie podobam ci się~? - mruknął jeszcze słodziej, trzepocząc delikatnie rzęsami. No co, pewne było, że Shizuo się spodoba, każdemu by się spodobało, tego był pewien.
- Jasne, że podobasz. Ale czy koniecznie chcesz już wracać do domu...? - mruknął, unosząc brew. Chyba Izaya zrozumie, o co mu chodzi... - To gdzie chcesz teraz?
     Izaya zwrócił oczy ku niemu.
- Czy ty zawsze myślisz tylko o jednym? - żachnął się, ale chwile później uśmiechnął pogodnie. - No to Shizu-chan, ja już wybierałem, teraz ty~!
- Przez większość czasu. Możemy iść tam. - Wskazał ogromny booster, czyli maszynę którą można było wzlecieć pod same niebo... No dobrze, może nie pod niebo, w każdym bądź razie bardzo wysoko. I zaśmiał się. - Żartowałem. Może ławka? - Wskazał mniej niebezpieczne urządzenie, na którym się siadało, a ono po prostu kręciło ludźmi usadzonymi na "ławce" na wszystkie strony. - Przypuszczam, że salon krzywych zwierciadeł i ławeczki na karuzeli dla dzieci nie są tak ciekawe, jak to... No, są jeszcze te całe samochodziki, którymi można się stukać do woli, ale to wygląda dziecinnie i wpada się na wszystkich. - Wzruszył ramionami. - Sam nie wiem, co wybrać.
     Izaya spojrzał na niego jak na idiotę.
- To się zdecyduj, bo ja nie mam wielkiej ochoty stać tu do wieczora, no Shizuś~! - jęknął. - Ostatecznie zawsze możesz wybrać wszystko.
- Echh... A, już wiem! - Złapał go za rękaw i pociągnął ze sobą. - Miała być strzelanka przy automacie. Takie jakby zawody. - Zaczął szukać automatu. Musiał być gdzieś niedaleko...
- Jaka strzelanka? Jakie zawody? - dziwił się Izaya, pozwalając się ciągnąć. - Nie mów, że chcesz powystrzeliwać wszystkie zakochane pary~! - zachichotał. - Bo ci nie pozwolę, to są moi kochni ludzie~! - mruknął już ciszej.
- Nie... Mówię o grze, w której dwóch zawodników trzyma kontrolery w kształcie pistoletów i celuje w postacie na ekranie. Za kazdego zabitego wroga są punkty i kto ma ich więcej, wygrywa. - Znalazł odpowiedni autowat i wyciągnął pieniądze z kieszeni. - Wybierz sobie nagrodzę za wygraną.
- Co ty? - zdziwił się. - Gram przeciw tobie~! - Wystawił mu język i chwycił za drugi pistolet. - Jak wygram wymyślam nagrodę~!
- Dobra, więc na razie o dowolne życzenie. - Skinął głową, wsadził pieniądze w automat i wziął pistolet do ręki. Początek gry... Poleciały jakieś niby "straszne" dźwięki apokalipsy zombie i zaczęła się plansza. Teraz tylko zauważyć, strzelać i nie stracić żyć...
- Hahaha, patrz Shizu-chan, ten przypomina Dota-chin'a~! - zaśmiał się i zrobił piruet, wskazując na jednego z zombie.
- Ten cię zaraz rozszarpie. - mruknął i strzelił w niego na swojej planszy. Przeszedł dalej...
- Buuu~... zabiłeś Dota-chin'a~! - Udawał, że się smuci. - Ale to miłe, że uratowałeś mi życie~! Dziękuję~! - Uśmiechnął się wesoło.
- Jasne, ale mógłbyś pomó... Albo wiesz co, nie. Poczekaj jeszcze trochę, to podwoję twój wynik. - Uśmiechnął się złośliwie. - Będziesz musiała zrobić coś poza ponownym założeniem tej różowej sukienki, więc lepiej się staraj... - Miał serdecznie dość nazywania go dziewczyną, ale postanowił, że jeszcze chwilę wytrwa. Jeszcze trochę...
- Hahaha, głupi Shizu-chan, zmuszać dziewczynę do ubrania sukienki to nie kara~!- Zaśmiał się serdecznie i strzelił w kilka zombiaków... Nawet chciał, żeby Shizuo wygrał, był ciekaw co on takiego wymyśli. - Buuu zostało mi pół życia~! - Zasmucił się, gdy niby to przypadkiem jeden potwór go ugryzł.
- Ale co do TEJ sukienki nie byłbym taki pewien... - Uśmiechnął się jeszcze, widząc jego pół życia. No cóż, przez dwuznaczności także... - Wygląda na to, że wygram? - Parsknął, strzelając w kilka potworów na ekranie. Bonus...
- No to nie fair, ty zawsze tylko grasz w gry~! - fuknął, obracając się i tym samym pozwalając potworowi się zjeść. - No wygrałeś~... - Udał, że się smuci.
- Było się nie odwracać. - parsknął i poczochrał mu włosy palcami, odkładając "pistolet". - Wygrałem. Mam jedno życzenie. Ale to potem... - Uśmiechnął się tajemniczo. Będzie musiał coś załatwić, ale żeby to załatwić, musiał na chwilę oddalić się od Izayi... - No więc na co masz teraz ochotę?
- Może ten... Jak go nazwałeś... - zastanowił się. - Bokser, czy jakoś tak~...
- Hahaha, booster Izaya, booster. Koło czterdziestu, pięćdziesięciu metrów nad ziemią. Czasami do góry nogami. Może jednak coś innego? - Uniósł brew. Na pewno na to się nie chciał odważyć...
- No to booster, co za różnica ważne, że wiesz o co mi chodzi, chodźmy~! - Chwycił go za rękę. - A może to ty się boisz, Shizu-chan~?
- Ja...? O ile żelkom i czekoladkom nic się nie stanie, mogę iść. - Wzruszył ramionami. - To idziemy. - Poprowadził go do jednej z najwyższych atrakcji. Było ją widać z daleka...
- Nic się nie stanie, nie stanie, nie martw się~! - westchnął. Prawda była taka, że Shizuo bardziej dbał o swoje słodycze niż o swoje życie. - Ne Shizu-chan, nie masz lęku wysokości, nie~? Bo jakoś nidy nie paliłeś się, żeby wchodzić za mną na dachy~!
- Nie przepadam za spadaniem z dużych wysokości. - westchnął. - Ale nie stchórzę, jak rzucasz mi wyzwanie, nie licz na to. - rzucił niby od niechcenia. Bardziej martwiło go, czy nie będzie mu jakoś bardzo niedobrze po tej przejażdżce. To by trochę zepsuło mu dzień i nici z wszelkich przyjemności. Ale nie odmówi, nie ma mowy. Izaya by mu to wypominał kilka następncyh lat.
- Ok... Jeśli tak wolisz~! - Uśmiechnął się i ciągnął go dalej przez ludzi. Może Shizuo tego nie zauważał, ale... Podświadomie hamował stopami.
     No cóż... Czas to przyznać. Miał nadzieję, że Izaya zmieni zdanie. Ale trudno... Nie, to nie.
- Dwa. - rzucił przy kasie. Zapłacił i stanął w kolejce wynoszącej dokładnie sześć osób. Jeszcze ich dwóch brakowało, żeby ruszyli. - Dobra... Wsiadaj pierwszy, ja się wpakuję obok ciebie.
     Izaya powąpiewajaco uniósł jedną brew.
- Żebyś mi uciekł, a potem wyjaśniał, że "drzwi się za szybko domknęły" czy coś takiego~? Nie ma mowy, wsiadaj pierwszy. - Wskazał palcem na fotel.
- Nie ruszą beze mnie, bo jest za mało osób. - Przewrócił oczami, po czym wszedł na podwyższenie i usiadł na fotelu. Poklepał siedzenie obok. - No, wsiadaj. Chyba, że wyślesz mnie tak samego?
- No już, już. - mruknął, usadzając się obok. - A sądziłem, że stchórzysz~! - Uśmiechnął się promiennie. - No to możemy jechać~!
- Nie stchórzyłbym. - prychnął i dał się zapiąć, tak samo Izaya. - No to... Jedziemy. - Czekał, aż urządzenie się rozchuśta i porwie ich w górę. Było zimno, pęd powietrza wyciskał łzy z oczu, byli do góry nogami i widzieli całe miasto... Miał wrażenie, że spadnie, że już się wyślizguje, przesunął się trochę do góry i chwycił mocniej... Kiedy metal skrzypnął, puścił ręce. Już chyba gorsze od tego było spadanie, bo ze stresu wygięło się zabezpieczenia... Zacisnął ręce na udach...
     Izaya był zachwycony tym "lotem", tylko rozłożył sobie ręce i oglądał miasto. Prawie jakby naprawdę latał. On uwielbiał i wysokość i takie widoki, a szybkość i wiatr smagający go po twarzy tylko bardziej go nakręcały.
- Shizu-chan musimy tu częściej przychodzić~!!! - przekrzyczał wiatr dzwoniący mu w uszach, wciąż ciesząc się jak dzieciak... No cóż, on mentalnie czasami naprawdę był dzieckiem.
     Heiwajima nie wiedział już, czy jest bardziej czerwony, czy zielony. Wszystko podeszło mu do głowy, zarówno krew jak i jedzenie. Zaczęli spadać w dół, a on starał się tylko to wytrzymać. Za dużo słodyczy przedtem... Teraz miały bardzo kwaśny smak...
- Shizu-chan? - zdziwił się, przerywając na chwilę swoją zabawę. Zobaczył, że coś jest nie tak... Biedny Shizuś... Położył mu swoją rękę na jego... Miał nadzieję, że jakoś zrozumie.
     Shizuo zamknął oczy. To jednak nie był najlepszy pomysł. Każdy wstrząs odczuwał, jakby już zaczynał spadać. Z tej wysokości by nie przeżył, a wyobraźnia robiła swoje. Już wolał mieć oczy otwarte.
     Teraz huśtali się na połowie wysokości. Zawiśli. To oczywiście była część przedstawienia, żeby wydawało im się, że maszyna się zacięła. Mimo wszystko... Czas ciągnął się, jakby naprawdę się zacięła, a jemu nadal było niedobrze...
     Izaya zdziwił się lekko, gdy się zatrzymali, choć... Może to dobrze, będzie mógł pogadać z blondynem.
- Wszystko dobrze? - upewnił się. - Chcesz torebkę?
     Ten tylko zacisnął zęby i pokręcił głową. Nie miał takiego zamiaru. Nie miał zamiaru okazywać słabości. I do tego cały jego nastrój szlag trafił. Odegra się za to na jego tyłku... Izaya dobrze to zapamięta... Zemsta będzie słodka... Czyli w jego ulubionym stylu.
- Na pewno~? - Izaya odgarnął mu palcami włosy z twarzy i uśmiechnął się pogodnie. Przytulił się do niego na tyle, na ile to było możliwe... Czyli w sumie tylko oparł się o niego bokiem.
     Tym razem skinął głową na "tak". Jasne, że wszystko było dobrze... Było jak najlepiej. Tylko zabezpieczenie było trochę wygięte. Ale to nic poważnego...
- Shizuo? - Nie był pewien, co może jeszcze dla niego zrobić. - Mógłbyś mi coś odpowiedzieć, a nie tylko kiwasz głową. Wiem, że chciałbyś zejść, ale nie możemy... - westchnął. - Znaczy wiesz, jakbyś wyłamał barierkę i jakbyśmy skoczyli na tamten dmuchany zamek to może byśmy przeżyli, ale są na to niewielkie szanse~!
     Prychnął i zamknął oczy. Oczywiście, że nie mógłby nic powiedzieć, bo zaraz by zwymiotował. Czy to tylko dla niego było takie oczywiste...? Targały nim tłumione odruchy wymiotne. Gdyby jeszcze mógł nie patrzeć w dół, czy cofnąć się od barierki jak na dachu... Ale tu nawet barierki nie było.
     Ruszyli. Zrobili jeszcze dwa kółka, nim maszyna się zatrzymała i odpięli ich, pozwalając zejść.
     Izaya odpiął się szybko i doskoczył do Shizuo.
- Wszystko jest dobrze? Shizuś, jak coś nie tak masz mi mówić, a nie zgrywać bohatera... Chcesz tabletkę abo torebkę, albo... - Zaczął się zastanawiać, co więcej mógłby dla niego zrobić.
     Znów zacisnął zęby i wyminął go, kręcąc głową i kierując się w mniej zaludnione miejsce na trawie, nieco dalej od tego wielkiego placu zabaw. Kazałby mu zostać, ale wolał się na razie nie odzywać. Nie, dopóki nie schowa się przynajmniej przed wzrokiem ludzi...
     Izaya westchnął i poleciał za nim. Wiedział, czym to się skończy...
- Shizuo, albo toaleta albo ławka, wybieraj. - westchnął widząc, że blondyn po prostu chowa się przed ludżmi...
     O, toaleta, to był dobry pomysł... Ruszył biegiem, o mało się nie wywalając, do najbliższej toalety. Tam w końcu na spokojnie mógł oddać temu zachłannemu paskudztwu swoje żelki... Zajęło mu to ładnych kilka minut. W końcu otarł usta chusteczką i wszystko spłukał. Teraz musiał znaleźć jakąś wodę, a najlepiej jeszcze cukierki miętowe, żeby pozbyć się tego ohydnego smaku z ust.
     Gdy tylko Shizuo się ogarnął Izaya podał mu wodę i paczkę gumy miętowej.
- Co ty byś beze mnie zrobił~? - westchnął. Choć tak naprawdę naprawdę martwił się, czy z jego chłopakiem wszystko w porządku.
- Pewnie siedziałbym w domu. - odparł z mruknięciem. Wypłukał usta i napił się wody, po czym wpakował do ust chyba z pół paczki gum. Co za ohyda...
- A tak przynajmniej jakoś urozmaicam ci życie~! - Uśmiechnął się pogodnie. - Co chciałbyś porobić? Bo zgaduję, że nie masz ochoty na watę cukrową~?
- No masz, jakoś nie bardzo. - prychnął. Taak, jego humor kompletnie zniknął... - Mam pomysł. Ty idź na watę cukrową, a ja posiedzę i odpocznę. - Wskazał ławkę niedaleko. - Tylko potem tu wróć. Ok? - To by mu nawet leżało w planach... Nie zrezygnował jeszcze ze swojego życzenia...
- Nie lubię słodyczy. - westchnął. - Ale możemy sobie posiedzieć. - Uśmiechnął się i pociągnął Shizuo w stronę ławki.
- W takim bądź razie idź się przespaceruj i znajdź coś gorzkiego do jedzenia, w porządku? Chcę przez chwilę posiedzieć sam. - No bo musiał, musiał to załatwić, będąc sam, inaczej Izaya wszystkiego by się domyślił...
- Ech... Dobra. - westchnął i odszedł szybko, znikając za zakrętem.
- No i to jest dobre podejście... - mruknął i szybko wyciągnął telefon. Upewnił się, że brunet sobie poszedł i wybrał numer do Kasuki. W paru słowach przedstawił mu swoje prośby i załatwił, co trzeba. Dobrze mieć czasem brata-sławnego aktora... Teraz za jakiś kwadrans minimum mogli sobie iść... Rozparł się wygodnie na ławce, czekając na Izayę.
     Izaya warknął zezłoszczony, bo nie słyszał o czym Shizuo rozmawia... Po wyglądzie jego twarzy mógł tylko wnioskować, że był to Kasuka... Jasne, że Izaya nigdzie nie poszedł. Choć jak teraz o tym pomyślał to uznał, że to dziwne tak wracać bez niczego, więc skoczył po swojego wielkiego miśka którego wygrał Shizuo, a którego zostawił prz tym... Tym... Boosterze. Wrócił rozradowany, przytulając się do misia. Usadził go koło blondyna, a sam usiadł za nim. - Ne Shizu-chan, już lepiej~?
- Ta, lepiej. Jedyną gorzką rzeczą, jaką znalazłeś, był twój miś, tak...? - zakpił. W końcu był pewien, że brunet próbował podsłuchiwać. Ale już po jego twarzy mógł się zorientować, że nie był niczego świadom.
- Nie, prawdę mówiąc wydaje mi się niezmiernie słodki... Ale jak go ugryzłem w ucho okazał się zaskakująco niesmaczny, więc może to chyba podpadać pod gorzki... A poza tym widziałem grapefruitowe lody... I zieloną herbatę na twoje... Problemy gastryczne~! - powiedział i wybuchnął śmiechem.
- Nie mam problemów gastrycznych, kleszczu. - syknął. No normalnie zaraz przestanie być miły... - Poza tym twojego miśka nie zjem. Chodźmy na... - Olśniło go. - Miałem kupić sobie coś grillowanego! Poza tym możemy jeszczeiść na tę herbatę. - Wstał. - Idziemy?
- Jasne~!- Uśmiechnął się widząc, że z Shizuo już lepiej. - Nie wiem, czy powinieneś jeść ciężkostrawne rzeczy, ale jeśli tak wolisz... - Wzruszył ramionami.
- To nie problem z trawieniem, tylko z tą maszyną. A teraz chodź. - Złapał go za rękaw i pociągnął, kierując się zapachem. Jedzenie... Grillowane mięso... Zielona herbata... Dango... Czuł to, tylko gdzie...?
- Dobrze... Dobrze, nie ciągnij bo mi porwiesz kurtkę, ne Shizuś, może ja pójde po herbatę a ty coś sobie zamówisz, co~? - Starał się go udobruchać... Dobry humor blondyna jakoś tak zniknął.
- Hmm, mówisz...? Ale ty też musisz coś zjeść, bo ja ci nie będę potem gotował, a będziemy zajęci... - napomknął. Oczywiście nie miał zamiaru wyjaśniać, o co chodzi... Ale na samą myśl o tym robiło mu się trochę weselej. - Więc na razie musisz znaleźć coś do jedzenia dla siebie, dopiero potem możemy zamówić herbatę. - zarządził, wchodząc między stragany.
- No wiesz... - fuknął. Już wiedział co będą robić w domu, ale żeby zabraniać mu kupić herbaty? - Dobra niech ci będzie... Tam gdzieś sprzedawali anman może być~?
- Dobra. A ja kupię sobie kilka szaszłyków. - Wyszczerzył się i wskazał stoisko obok nich. Smakowity zapach... - Więc najedz się dobrze i wróć, a wtedy pójdziemy na herbatę. Zgadzasz się?
- Jak wolisz. - westchnął, kierując się do stoiska. Nie miał zbyt dużego wyboru, ale no cóż, nikuman i anman mu powinny wystarczyć. Zamówił sobie po 3 z każdego rodzaju i pałaszując jedną bułeczkę z pastą z czerwonej fasoli podszedł do odbierającego zamówienie blondyna.
     Shizuo pomachał przez chwilę szaszłykami w chłodnym powietrzu i zaczął jeść. Były pyszne... Naprawdę pyszne...
- Możemy iść. - mruknął, powoli zabierając się za drugiego. W sumie to miał ich osiem... Na razie starczy...
     Ruszył za zapachem herbaty.
- Shizu, w drugą stronę jest herbaciarnia. - westchnął widząc, że Shizuo sam raczej nie znajdzie drogi.
- Hmm...? Ok, to przez ten zapach szaszłyków. - Wzruszył ramionami, zjadając trzeciego do połowy. Nawet nie wiedział, że taki jest głodny... Już się chyba pobrudził, ale mniejsza z tym. Zaraz się wytrze... - No to zawracamy... - Odwrócił się i ruszył. Tak, tu też tak pachniało. Cukrem i zieloną herbatą...
- Ne Shizu-chan, ja znajdę miejsce ty zamawiasz~! - zaproponował, wchodząc do lokalu. - Ja chcę jaśminową~! - Uśmiechnął się słodko i ruszył na poszukiwanie wolnego stolika. Znalazł taki dwuosobowy, na uboczu, taki idealny na randkę, że aż dziw, że nie zajęty... W taki dzień...
- Jaśminową... I zieloną... - zamówił i zapłacił, po czym obie odebrał i dosiadł się do Izayi. - Fajne miejsce. - skomentował tylko, podstawiając mu szklankę.
- No proszę, jak chcesz to się śmiej~! - fuknął, delikatnie mieszając w herbacie. - Ale lepszego tu dziś nie znajdziesz. - Jemu samemu to miejsce średnio odpowiadało. Niby było zaciszne, ale nie można z tąd było obserwować ani ludzi w herbaciarni, ani tych chodzących aleją tuż obok, innymi słowy mógł się skupiać tylko na Shizuo.
- Racja, lepszego nie ma. - Uśmiechnął się lekko. On lubił takie klimaty - spokój, cisza, nic ich nie rozprasza, nikt nie przeszkadza... No i najwidoczniej Izaya nie mógł obserwować swoich ludzi. - Jesteś zły, bo możesz patrzeć tylko na mnie? - spytał spokojnie, po czym upił łyk herbaty. Czuł się najedzony, a zielona herbata świetnie smakowała po sytym jedzeniu.
- Nie, nie jestem zły... Szkoda, że nie mogę stąd obserwować ludzi. - mruknął. - A chętnie poobserwowałbym ciebie, ale pewnie by mi się dostało~... - Zaśmiał się cicho, dmuchając na herbatę. Nawet ładnie pachniała...
- Patrz sobie gdzie chcesz. - Wzruszył ramionami, upijając kolejny łyk. Chciał już do tego samochodu, a potem do domu i potem... Hmm, jeszcze nie... Musiał poczekać...
     Izaya uśmiechnął się kącikiem ust i spojrzał zaciekawiony na Shizuo. Tak, dokładnie tym wzrokiem, którego blondyn tak nie lubił. Patrzył się na niego i parzył, starając się nawet nie mrugać.
     Shizusiowi zadrgała powieka, ale nic nie powiedział. Też wbił w niego wzrok, jakby nigdy nic. Irytował go akurat tym spojrzeniem, dobrze o tym wiedział... Ale skoro tak chciał się na niego gapić, to on też się na niego pogapi, czemu by nie???
- Shizu-chan, chcesz się pobawić w bitwe na spojrzenia~? - Izaya uśmiechnął się szczęśliwie, wbijając wzrok w blondyna jeszcze intensywniej.
- Mało mnie obchodzą twoje gry. - odparował, przestając nawet mrugać.
- Ale nadal się ze mna bawisz~! - mruknął, szczęśliwy. - Od siedmiu lat dzień w dzień się ze mną bawisz, musisz to lubić~!
- Nie wmawiaj mi rzeczy, o których nie masz pojęcia. - mruknął. Powieka go swędziała, normalnie jak na złość...
- No to jak wyjaśnisz to, że zawsze za mną biegałeś~! I ani razu ci się nie znudziło~? Musi ci zależeć, musi~! Tak chociaż troszkę~!- Zachichotał, pokazując palcami jakieś 10 cm.
- Czy mi sie wydaje, czy mrugnąłeś? - spytał, żeby odwrócić jego uwagę. Upił łyk herbaty, dalej się na niego gapiąc. Gdy skupia się na niemruganiu, tym bardziej chce się mrugnąć.
- Nie, pewnie to ty mrugnąłeś tak już 5 razy~! - Uśmiechnął się wrednie. - Ale wiesz, Shizusiowi zawsze trzeba dać fory~!
- Nie mrugnąłem ani razu! - warknął, mrużąc lekko oczy. Zaczynały piec... Niech to... - I żadne fory. Wygrałem! - warknął i mrugnął. Dość tego... - Kończ i idziemy. Niedługo czas na moje życzenie...
- Ale to ty przegrałeś~! - westchnął i upił łyk herbaty. W końcu przestała być gorąca, oczywiście Shizuo to potwór i temperatura wody wcale mu nie przeszkadzała, ale Izaya miał problem ze zbyt wysokimi temperaturami, konkretniej paliło jak diabli.
- Nieważne. - uciął i dopił herbatę. Przyjemnie rozgrzewała... Był teraz syty, napojony... Jeszcze brakowało mu Izayi w łóżku, ale teraz nie o tym... Teraz jego życzenie... Dostał sms'a. Tak, samochód już był. W sam raz... - Musimy iść.
- Tak, tak, teraz Shizuo mnie porywa po swoje sekretne życzenie. - westchnął i dopił herbatę do końca. Była zbyt smaczna, by ją tak chamsko marnować. - Możemy iść~!
- Ok, czuj się porwany... Khem, porwana. - Złapał go zarękę. - Idziemy... - Wyszli i skierowali się do bramy. Na całe szczęście była stosunkowo niedaleko... Przed bramą czekało czarne BMW. Shizuo podszedł do niego z uśmiechem i zapukał w okno kierowcy, po czym się odsunął. Kasuka wyszedł ze środka, zakutany w płaszcz i szalik na pół twarzy, żeby nikt go nie rozpoznał. Wręczył mu tylko kluczyki i skinął głową. - Dzięki. - mruknął i też skinął mu głową, po czym zwrócił się do Izayi. - Wsiadaj koło kierowcy.
- Jak wolisz~! - westchnął i usiadł, uprzednio machając Kasuce i uśmiechając się słodko... Ciekawe, czy go poznał. Zamknął za sobą drzwi. - Ne Shizu-chan, aż tak ci zależy, że oderwałeś brata od pracy~? No cóż, zawsze mnie zaskakujesz potworku~!
- Potrzebowałem paru rzeczy... A jego nagrania zaczynają się za godzinę, inaczej bym go nie prosił. - wyjaśnił, wrzucając pierwszy bieg i uruchamiając silnik. Wyjechał z krawężnika i ruszył do swojego domu. - Masz jeszcze jakieś rzeczy u mnie, nie? Takie na kilka dni pobytu?
- Tak, mam. - potwierdził. - Aż tak długa ta moja kara~? - zachichotał. - Wiesz, zawsze jako bonus dla ciebie mogę chodzić nago~!
- Też dobry pomysł. - parsknął, skupiając się na drodze. - Nie wiem, ile to potrwa, ale możliwe, że trochę cię przetrzymam. - Przyspieszył i po chwili zaparkował przed swoim domem. - No dobra, możesz wysiąść...
- A już myślałem, że mnie wywieziesz gdzieś za miasto i zamkniesz. - zachichotał, wychodząc. - Ne Shizu-chan pospiesz się, zimno jest~... - mruknął. Auto Kasuki było podgrzewane i gdy z niego wysiadł było mu po prostu jeszcze zimniej, niż wcześniej. - Mam nadzieję, że u ciebie kaloryfery grzeją. - westchnął. - Co ja się oszukuję, przecież nie było cię w domu od dwóch dni...
- I tak długo tu nie zostajemy. - parsknął. - Dobrze myślałeś, wywożę cię za miasto... I zamknę ze sobą w odosobnieniu. Chyba nie sądziłeś, że pożyczałem auto od Kasuki tylko po to, żeby dojechać do domu? - Uniósł brew, uśmiechnął się i otworzył drzwi do mieszkania. Fakt, zimno tu było... Ale tam, gdzie jadą, będzie już nagrzane do tego czasu.
- Mogłeś mi przynajmniej pozwolić zabrać laptopa. - westchnął, wchodząc za nim. Zgarnął z szafy Shizuo swoje rzeczy i doszła do niego pewna rzecz. - I tak będę musiał wracać w różowo-pastelowej kurtce i damskich butach... - wetchnął cicho, dalej się pakując.
- Ale tak też ładnie wyglądasz. - Oderwał się od swojego pakowania, żeby przyciągnąć go do siebie i pocałować. Taak, dokładnie, miał taką zachciankę, więc co, nie wolno? - No a teraz skończ się pakować, na całe tygodnie tam nie jedziemy. - parsknął, widząc jego wypchaną torbę.
- Nie wiem gdzie jedziemy i pomijam fakt, jak jest to dla mnie niekomfortowe, niemiłe i frustrujące, wiec z łaski swojej nie śmiej się z torby. - westchnął, siadając na niej i dopinając ją do końca.
- Ale i tak miałeś chodzić nago, nie? - zażartował i zapiął swoją torbę, uprzednio dorzucając kilka koszul i portfel. - Wystarczy, że mi zaufasz i pojedziesz. Takie jest moje życzenie. - Uśmiechnął się, wziął jego torbę i podszedł do drzwi.
- Wiem. - Uśmiechnął się krzywo, oddając torbę. Wyjął z kieszeni telefon. No tak, przecież tak boski i rozchwytywany informator jak on nie mógł sobie zrobić nieplanowanego urlopu...
- Ech... Zamknij drzwi, jak będziesz wychodził. - Rzucił mu klucz i wyszedł zanieść torby.
- Przynajmniej dał zadzwonić. - burknął, łapiąc klucze. Pogadał chwilę z Namie, wymyślił na poczekaniu jakąś bajeczkę dlaczego go nie ma, obiecał dziewczynie coś ekstra do wypłaty i się zgodziła. Wyszedł, zamknął drzwi i podszedł do samochodu, do którego Shizuo pakował torby.
- Gotowy? - spytał, zatrzaskując bagażnik. Przemilczał, że torba Izayi ledwo się tam zmieściła. - Możemy jechać? Jak tak to wsiadaj.
     Brunet otworzył drzwi i wsiadł po stronie pasażera.
- Już~! - zakomunikował, zapinając pasy.
- Ok... Czeka nas około pół godziny podróży, więc przygotuj się... - Wsiadł i zapiął pasy, po czym ruszył. - Włączysz radio?
- Jak chcesz. - westchnął, notując sobie w głowie i robiąc kalkulacje w ile miejsc mogą pojechać w pół godziny... No cóż, możliwości było spokro, delikatnie mówiąc. Włączył pierwszą lepszą stację, akurat trafiając na wiadomości.
- Proszę, no... - warknął, słysząc walentynkową audycję. - Mogą być głupie piosenki o miłości, ale nie to...
- Jak wolisz. - westchnął, przełączając stację. - Hatsune Miku "Love War" może być~? - powtórzył po zapowiadającym piosenke spikerze.
- Widzisz, a nie grzmisz... Dobra, powiedzmy, że może być... - westchnął i skręcił, pilnie trzymając się znaków. Pamiętał tę drogę, ale wolał być pewien. W końcu był tam może z osiem razy...
- Dobra poszukam czegoś innego. - Przekręcił znów gałkę radia. - Jakaś emo transmisja... Nie... Wywiady z nastolatkami... Nie... Konkurs na najsłodszą parę... - mruczał, słuchając audycji.
- To Kasuki. - skomentował odruchowo. - Możesz zmienić. - dodał.
- Nie, może zostać, myślałem że tobie nie odpowiada~! - Uśmiechnął się, zostawiając audycję brata Shizuo. Jemu w sumie było wszystko jedno. Póki co wiedział, że był porwany i będzie przetrzymywany gdzieś w miarę daleko od domu... Do tego kilka dni... No cóż, to najprzyjemniejsze uprowadzenie jakie przeżył...
- Póki to Kasuka, to nawet zabawne. - Uśmiechnął się odruchowo, słysząc tę bezsensowną paplaninę. Jemu się nawet nie chciało tyle mówić, ale skoro dostał wytyczne, potrafił się wczuć i gadać o byle czym jak najęty... To jego naturalny talent. Chociaż gdy ćwiczył swoje role w domu, gdy byli mali, zawsze go zaskakiwał i rozśmieszał. Ech, gdy byli mali... Tyle rzeczy, o których zapomniał... Albo po prostu ich nie wspominał... Ale teraz, w dorosłym życiu też mogło być zabawnie i miło. To on o tym decydował, nikt inny...
- Ne Shizu-chan, co się tak szczerzysz~? Zaczynam się bać, wiesz~? - Zaśmiał się Izaya, choć tak naprawdę to nie był pewien, czy to całkiem przyjemne porwanie nie zmieni się w coś zgoła innego.
- Tak sobie rozmyślałem, co z tobą zrobię, jak już tam dojedziemy. - rzucił, szczerząc się wesoło. Podroczyć się zawsze można... Chociaż to nie tak, że miał zamiar go wykorzystać i zasnąć, oczywiście. Jak już się wysilił na wywiezienie go taki kawał sportowym autem za miasto, to przynajmniej musieli zrobić coś jeszcze...
- Aha-.  odmruknął tylko cicho i oparł rekę o drzwi, układając podbródek na dłoni i wpatrując się w okno.
- Co tak nagle zgasłeś? - spytał po paru dłuższych minutach milczenia. Tylko Kasuka nadawał w radiu zmyślone na szybko, mało ciekawe formułki. Nie mógł powiedzieć Izayi co zrobią, bo chciał go zaskoczyć, ale żeby tak całkiem gasły... W samochodzie robiło się przez to nudno, a zostało im kilkanaście minut jazdy...
     Izaya wyszczerzył się wrednie i odwrócił w jego stronę.
- Zapamiętuję drogę, żeby wiedzieć którędy uciekać, gdybyś się okazał jakimś zboczeńcem chcącym mnie zamęczyć na śmierć~!
- Rozumiem. Ale i tak jak będę chciał, to cię nie wypuszczę. - Odwzajemnił jego wredny uśmiech i przyspieszył trochę. Jednak zaraz zwolnił, bo nie chciał wpaść w poślizg... - Ewentualnie przywiążę cię do łóżka i będę odwiązywał tylko na wizyty w toalecie... - rozmarzył się. Taak, to była ciekawa wizja... Czemu by nie...? Hahahaha!
- To zwiałbym przez jakieś okienko w łazience~!- uśmiechnął się. - Wiesz Shizuś, czasami zachowujesz się do mnie strasznie podobnie~! Mógłbym przysiąść, że wyobraziłeś sobie coś czego nie powinieneś ale cię to jara, wiec zacząłeś się w myślach śmiać~!
- Odwal się. - mruknął, włączając światła. Jeszcze się nie ściemniało, ale chyba niedługo powinno... Chciał tam dojechać przed zachodem słońca. Zostało jakieś osiem minut drogi... Zaczynało być coraz mniej zabudowań wokół. I może godzina do zachodu...
- Czyli trafiłem~!!! - Zaklaskał, szczęśliwy. - W sumie to nie wiem, czy powinienem się cieszyć, czy martwić. - Przystawił sobie palec do ust udając, że się zamyślił. - A ty jak uważasz, Shizu-chan~?
- Powinieneś się martwić, bo w chwili obecnej jesteś nagi i przywiązany do łóżka. I właśnie zastanawiam się, czy tej wizji nie zrealizować. - stwierdził poważnym głosem, nie odrywając oczu od drogowskazów. Jeszcze z pięć minut...
- No to jest lepiej niż sądziłem~! Mogę się cieszyć~! - Uśmiechnął się i znów spojrzał przez okno. - Ne Shizu-chan, do jakiej ty mnie dziczy wywiozłeś~? - westchnął. - Widzę prawdziwe drzewa~! - zachichotał.
- Lepiej? To możesz mi opowiedzieć, o czym myślałeś, mamy jeszcze duuużo czasu... A co do tych drzew... No, prawdziwe. To takie miejsce Kasuki, ale czasem mi go użycza. - Wzruszył ramionami.
- Aha. - mruknął, trochę smutniejąc. To nie było miłe wiedzieć, że jest po prostu kolejnym z wielu, choć nie liczył, by Shizuo czuł do niego to co tak obiecywał. - Może lepiej nie, nie chcę skończyć pobity w jakimś przydrożnym rowie. - burknął.
- Nie no, mów. Może skorzystam. - parsknął. - W końcu o tym miejscu nie wie nikt poza architektem, budowniczymi, mnie i moim bratem, więc nikt cię tam nie znajdzie, cokolwiek bym zrobił... No dobra, może pokojówka, która sprząta tam przed i po pobycie któregoś z nas. Możesz być spokojny, że do morderstwanie dojdzie, w takim bądź razie. - rzucił to wszystko żartem. Zostały jakieś trzy minuty...
- Pokojówka...? Świetnie. - zironizował, osuwając się trochę na fotelu i wpatrując w zachmurzone niebo w przedniej szybie.
- Co? Nie pasuje ci, że napaliła w kominku i takie tam? - prychnął. O co tej mendzie znów chodziło...? - Nie zwolnię jej, niestety i ty też masz być dla niej miły, jeśli ją tam spotkamy. Jasne?
- Nie, jasne, że będę miły. - powiedział bez cienia sarkazmu. - Tylko... Jak nie zabawisz się mną jak sobie wcześniej planowałeś to mogę liczyć na trójkącik, to mi się nie uśmiecha. - westchnął, patrząc dalej w okno.
- CO?! - wybuchnął, nie panując nad sobą. Wyhamował przed domkiem. Aż nim dreszcze wstrząsnęły... - Nie podkładaj mi więcej takich wizji. I wychodzimy. - mruknął, wyjmując kluczyk ze stacyjki i wychodząc po bagaże. Pomachał pokojówce, która wyszła właśnie z domku i zmierzała w ich stronę. Pięćdziesięcioletniej pokojówce...
     Izaya coś odburknął, choć chyba bardziej dla zasady. Wysiadł z auta grzecznie i miło przywitał się ze starszą panią, uśmiechając się i chichocząc co jakiś czas. Potem Shizuo pociągnął go wgłąb domku.
- Zawsze może mieć wnuczkę, którą przyucza do zawodu. - burknął dalej nieufnie.
- To chyba nie w tym domu. Tu ktoś przyjeżdża raz na miesiąc albo i na kilka miesięcy. Nie ma za wiele do roboty. - mruknął i położył torby na podłodze. - Dobra, nie rozbieraj się jeszcze... Najpierw idziemy coś zobaczyć
- No chyba, że tak. - westchnął, trochę się odprężając, no bo on naprawdę nie miał ochoty dzielić się z kimś SWOIM Shizu-chan'em.
- Coś ty taki zazdrosny? - parsknął, wracając do drzwi wyjściowych. - Chodź już... Zaraz będzie zachód...
- A czemu mam nie być zazdrosny~? - odpowiedział pytaniem na pytanie, bo w końcu czy to nie było oczywiste, że po prostu nie chciał się dzielić swoim potworkiem? - Jaki zachód? - zapytał podchodząc i z zaciekawieniem przyglądając się Shizuo.
- Nie ważne... Po prostu ostatnio robisz się zazdrosny coraz bardziej. - Uśmiechnął się lekko. - Ano zachód słońca, a ja chcę zdążyć, nim zrobi się ciemno... Więc idziemy. - Wyszedł i zaraz zamknął za nimi drzwi. Zaczął kierować się w stronę czegoś, co znali chyba tylko on i Kasuka...
- Co złego w tym, że jestem zazdrosny? - zdziwił się Izaya. On tego nie rozumiał, Shizuo był jego, prawda? Więc czemu ma się nie złościć, gdy ktoś zabiera mu jego potworka? - Możemy iść~! - Ruszył za nim. Objął się ramionami. - Zimno, nie~? - zagadnął, wydmuchując przy tym biały obłoczek z ust... No tak, noc zapowiadała się wyjątkowo mroźnie.
- Nic złego, po prostu to... Bezsensowne. Po co masz być zazdrosny, skoro z tobą jestem...? Nie mówię, że to nieprzyjemne. Dopóki nie masz paranoi może być. - Prowadził, skupiając się na ścieżce. - Mi nie zimno... Zresztą niedługo się rozgrzejesz, wytrzymaj jezcze trochę... - mruknął, nie przestając podążać za nieoznaczoną ścieżką między drzewami.
- Bo nie chcę, żeby Shizuo miał kogoś na boku. - odburknął po cichu. Usłyszał drugą część wypowiedzi i uśmiechnął się cwanie. - Chciałem, żebyś mnie przytulił, idioto~!!! - krzyknął wesoło i rzucił w niego śnieżką ulepioną chwilę wcześniej. Trafił idealnie w tył głowy.
- Nosz kurde, Izaya! Bo wrócimy do domu i tyle z wycieczki! - Otrząsnął włosy. - Ugh, okropność. - Przytulać to ty się możesz, ale jak chociaż będziemy u celu! A nie po drodze! - warknął, idąc dalej. Jeszcze kawałek, czy on naprawdę nie mógł iść spokojnie???
- Haha~! Uspokój się, chciałem rozładować atmosferę~! - Uśmiechnął się, otrzepując rękawiczki. - No a co ty taki skwaszony, Shizu-chan~? Dali ci cytrynę do tych szaszłyczków i jeszcze cię trzyma~?
- Nie. I atmosfera nie potrzebowała rozładowania śniegiem na mojej głowie. - prychnął, rozglądając się. Skręcił kolejny raz. Izaya musiał się uważnie rozglądać, w przeciwnym wypadku... Sam nie wróci. I dobrze. I sam tu drugi raz nie trafi. Shizuo to pasowało... - Już prawie. - Skręcił za szerokim pniem i z gęstwiny drzewa zrobiły się dużo rzadsze. Parę kroków i to zobaczą... - Zamknij oczy. - mruknął, podchodząc i zasłaniając mu oczy dłońmi. - Nie próbuj się uwolnić, po prostu idź przed siebie, jasne?
- Jasne, i spadnę z jakiegoś urwiska. - mruknął, od razu uważniej stawiając stopy. Co jak co, ale przy Shizuo nie można było być pewnym.
- Nie jestem tobą, żeby celowo próbować kogoś uśmiercać... Jeszcze kilka dłuższych kroków, no, Izaya... - mruknął mu do ucha, patrząc na wyłaniający się krajobraz.
- Ile i jak długich? - spytał, natychmiast przystając. Cały czas miał takie wrażenie, że są na górce i że gdzieś tu jest urwisko, doprawdy niemiłe.
- Weź no, przeniósłbym cię, ale nie odsłonię ci oczu... Jeszcze z pięć i takich... Dłuższych, no. Tylko nie rób szpagatów. - Przewrócił oczami.
- Pięć... Cztery... Trzy... Dwa... Jeden... Już~!!! Mogę odsłonić oczy~??? - zaskomlał prosząco. Dla informatora takiego jak on zamknięcie jednego ze zmysłów strasznie denerwowało. A co jeśli przegapił w tym czasie coś ciekawego? A co jeśli właśnie przeleciało im nad głowami UFO albo sanie Mikołaja~? Jak ON wielki i wspaniały tego nie widział, nie, to było niedopuszczalne!
- Mhm... Już. - Odsłonił mu oczy, pokazując czystą polankę z niezadeptanym śniegiem, delikatnymi pagórkami i co najlepsze... Sporych rozmiarów zamarzniętą taflą jakiegoś jeziorka. Dość głębokiego, by w lecie pływać po tym łódką... Shizuo nie miał pojęcia, jakim cudem coś takiego znalazło się za tymi drzewami i nie interesowało go to. W tym miejscu było pięknie i latem i zimą, a nawet w pozostałe pory roku. Skrzący się w słońcu nietknięty śnieg i zamarznięta tafla wody na tle ośnieżonych kikutów drzew wyglądały tak spokojnie, że momentalnie się odprężał... - Co o tym sądzisz? - spytał z uśmiechem tak niepodobnym do jego zwyczajowego uśmiechu...
- A mówiłeś, że nie jesteś romantykiem~? - Izaya uniósł w zdziwieniu jedną brew. - Ale przyznam ci rację, ładnie tu~!!! - Uśmiechnął się. - Niemniej jednak obiecałeś mnie przytulić, więc tul~! - zachichotał.
- Nie jestem. - prychnął i złapał go w pasie, po czym pociągnął do tyłu tak, że wylądował siedząc na śniegu, a Izaya na nim. Nie za bardzo bolało... - Dlatego na przytuleniu nie skończę... - Obrócił go bokiem do siebie i zaczął całować. Nie da mu się tak łatwo uwolnić, co to, to nie...
- A czy ja mówiłem, że napalony Shizuś mi się nie podoba~? - wydyszał w przerwie między pocałunkami. W sumie takie coś mu bardziej odpowiadało od bezsensownego gapienia się na słońce. Usadowił się wygodniej na kolanach blondyna tak, aby jego szacowne cztery litery nie miały kontatu ze śniegiem. Był pewien, że po tej przygodzie i tak będą bardzo oolałe, nie chciał złapać jeszcze odmrożenia zadka.
- Nie i dobrze. - mruknął, pogłębiając pocałunek. Właściwie, to chciał już teraz... Ale Izaya pewnie będzie narzekał, jeśli położy go na śniegu...
     Zjechał ręką niżej, aż do jego pasa, wkładając ją w końcu pod jego kurtkę i koszulkę, gładząc jego tors. Jakie szczęście, że jego ręce nigdy nie były jakoś szczególnie chłodne...
- Masz szczęście, ze nie masz syndromu zimnych dłoni. - westchnął, odrywając się na chwilkę. - Mimo to zrobię ci coś naprawdę strasznego jak przyjdzie ci do głowy choćby myśl o tym, że chcesz to ze mną zrobić tu i teraz~! - zagroził.
- Hmm, dlaczego by nie? - parsknął, ale zaraz dał spokój i nie czekając na odpowiedź wrócił do jego warg. Jego dłoń podjechała wyżej, zaczynając bawić się jego sutkiem. Tak dla czystej zabawy, skoro jeszcze nie mógł, to niech Izaya trochę za ten czas pocierpi...
- Naprawdę Shizuo, mogę ci zaręczyć, że kara będzie straszliwa. - westchnął, odrywając się od niego. - Więc nie baw się mną aż tak mocno, dobra~?
- Hmm, teraz mam się nie bawić? - spytał, odrywając się tylko na chwilę. Zabrał się za robienie malinki na jego szyi, czekając na odpowiedź.
     Izaya wygiął szyję, odsuwając nieco szalik, by Shizuo miał większe pole manewru. Nie wiedział czemu konkretnie to robił, to było takie bardziej odruchowe.
- Mhm... - mruknął, rozmarzony.
- Na pewno...? - spytał z uśmiechem, robiąc kilka nietrwałych śladów na jego szyi, a potem ściągając jego szalik i całując go, zjechał na jego szyję ustami.
- Mhm... - potwierdził. - Przestań. - westchnął z rozkoszy, bo... No cóż, może głupio mu się było przyznawać, ale on bardzo lubił te malinki robione mu przez Shizusia. - Zaraz się zrobi ciemno. - napomniał cicho.
- I nikt nas nie zobaczy... Tym lepiej. - mruknął, schodząc na obojczyki. Jednak mu się podobało... To dobrze. Ponownie zaczął maltretować jego sutek. Chciał, żeby gdy już dojdą do domu, Izaya dobrowolnie wskoczył do łóżka... No cóż, niekoniecznie musiało mu się to udać, ale podążał w dobrym kierunku, prawda? - Nie chcesz tu jeszcze chwilę zostać? - mruknął, trącając nosem jego jabłko adama.
- Shizuo, no co ty... Musimy iść. - Próbował się jakoś opanować. - Mówię ci, niedługo noc, nie mam ochoty nocować z jenotami.
- Myślisz, że nie zdarzyło mi się tu przysnąć i wracać w nocy? - prychnął. - Spokojnie, znam drogę. - dodał i wrócił do robienia mu malinek. Jeszcze tylko chwilę go przetrzyma... Wyjął dłoń spod jego koszulki, za to masując lekko jego męskość przez materiał leginsów.
- Shizuo, nie, naprawdę... - Starał się od niego jakoś odsunąć. - No puść, powiedziałem nie!
- Nnh... I tyle z mojego życzenia, tak? - Podniósł go na nogi i wstał. Zarzucił mu szalik na szyję i skierował kroki w stronę domu, wkładając ręce do kieszeni. Właściwie co go obchodziło, że nie chciał? Już by to z nim robił, czy mu się chce czy nie, gdyby nie to, że mógłby od tego dostać zapalenia płuc, albo co. A Shizuo na razie nie chciał wracać do centrum Tokio.
- Fakt, ale mogłeś to zrobić bez mojej zgody~! Mimo wszystko jestem ci bardzo wdzięczny~! - Uśmiechnął się słodko, łapiąc blondyna pod rękę. - No poza tym znając ciebie odbijesz sobie podwójnie w tym domku~!
- Być może. - mruknął, nie wyjmując rąk z kieszeni. Teraz żałował, że ta polanka jest jednak tak daleko... Nie, w sumie to nie miał czego żałować, dobrze, że była tu, gdzie była. Ale fakt, że musiał przerwać, kiedy tego nie chciał, okropnie go drażnił...
- Ne... Shizu-chan... Jak jesteś zły... - Izaya nerwowo zagryzł wargę. - To możemy wrócić na polankę i dokończyć...
- I tak trzeba będzie wrócić do domu. - Skwitował wzruszeniem ramion. Co prawda, to prawda. I tak by tam wrócił, żeby dokończyć. W końcu nie miał zamiaru przejść do właściwego punktu na tej polance, ale też nie za bardzo udało mu się go podniecić, co było jego planem... Tak źle i tak niedobrze.
     Instynktownie wybierał drogę. Może nie był w tym domku za często, ale w to miejsce chodził codziennie, gdy tylko tu był. Znał drogę i mógł prowadzić nawet podświadomie.
- Jak wolisz. - Uśmiechnął się przepraszająco. - Ne Shizu-chan, chcesz się pościgać~? - zapytał rozentuzjazmowany. - Kto pierwszy do domku, co~?
- Hmm... Jak wolisz. Ale się nie wywal, jas... Zaraz, a znasz drogę? - mruknął, skręcając o jakieś trzydzieści stopni.
- Zapamiętałem jak szliśmy~! - Uśmiechnął się szczęśliwie. - Mniej więcej tu zawiązałeś mi oczy, więc~? Chcesz się o coś założyć~?
- Mhm... No więc... A ty o co chciałbyś się założyć? - spytał, odrobinę zaciekawiony. Ale tylko zaciekawiony... Właściwie miał swoje plany... Chociaż może Izaya zaproponuje coś ciekawego?
- Nie wiem, w sumie jestem ciekaw co takiego wymyślisz... Zawsze to ja proponuję~... - Udał, że się smuci. - Raz ty się wysil~!
- Póki co to ja nas tu przywiozłem, więc też mam jakiś udział w życzeniach... - mruknął. - Zakładając, że byś wygrał, co byłoby twoim życzeniem? O to mi chodzi. - uściślił.
- To, że pożyczysz mi jutro swoją koszulę i pozwolisz w niej chodzić~! - oznajmił wesoło. - Ale taką od Kasuki~! - uściślił. Taak, to było całkiem spore życzenie zważywszy na to, jak ważna taka koszula była dla bondyna. Ale cóż, mógł się zawsze nie zgodzić.
- Hmm... Ok. - Przytaknął. Może i od Kasuki, ale tym bardziej chyba mu jej nie uszkodzi. A nawet jeśli... To dzięki temu będzie mógł go ukarać. Uśmiechnął się pod nosem z zadowoleniem. - W takim bądź razie, jeśli ja wygram... Przywiążę cię do tego łóżka. Zgoda? - spytał z coraz szerszym uśmiechem. Nie przegra tego... A nawet jeśli... I tak same plusy!
- ...Zgoda, START! - wykrzyknął od razu i nim blondyn się odezwał zniknął, biegnąc jak najszybciej do chatki. W końcu nie chciał się przedzierać przez las, wolał tę dróżkę... Nawet jeśli była to dłuższa droga, a Shizuo znał skróty.
- Nosz kurde. - mruknął i pobiegł prostszą drogą. Prostszą, ale pełną pułapek, które niekoniecznie pamiętał. Nieważne, wyminie się. Biegł równoległą, szybszą drogą, przedzierając się jak najszybciej.
     No cóż, Izaya wolał się nie zgubić. Biegł coraz szybciej, starając się omijać zaspy. Wpadł z impetem na podwórko, a chwilę później na drzwi do domku. Ciekawe, czy zdążył.
     Shizuo biegł całkiem szybko i wyprzedziłby go, gdyby nie krzaki. Ogromne krzaki, które musiał ominąć... Zajęło mu to zbyt wiele czasu... Biegł tuż za Izayą, ale nie zdążył go wyminąć. Wpadł do domu tuż za nim, dysząc.
- Haha, wygrałem~!!! - Zaklaskał uradowany. - A już się bałem, że mnie wyprzedziłeś~! - Objął blondyna i pocałował go w policzek.
- Coś mi utrudniło sprawę. - mruknął niechętnie. Jednak sama wygrana to też satysfakcja... Której nie miał. - To jutro chodzisz w samej mojej koszuli, jak rozumiem? - spytał, uśmiechając się nieco drapieżnie.
- No chyba na to wychodzi~! - Zachichotał. - Skoro mam spełniać twoje zachcianki nie mam wyjścia~! - Uśmiechnął się.
- Dobrze, że się zgadzasz. - mruknął z zadowoleniem i przygwoździł go do ściany. - Teraz skończę, dobrze? - spytał, znów przytykając usta do jego szyi i robiąc malinkę. Ręką już zaczął rozpinać i zsuwać z niego kurtkę...
- A ta twoja pokojówka~? Nie lepiej do pokoju? - upewnił się. Jednak nic nie zrobił, poza rozluźnieniem swojego szalika.
- Nie ma jej. Ma własny dom, mówiłem... Przyjechała tu tylko odświeżyć i ogrzać. - zamruczał między kolejnymi, krótkimi pocałunkami na jego skórze. Zjechał między obojczyki i ściągnął jego kurtkę do końca, zaczynając rozpinać swoją. - Podnieś koszulkę... - zamruczał trochę jak polecenie. Sam miał zajęte ręce...
- Nie mam koszuli. - Odetchnął tylko, rozpinając bolerko i podciagajac jakąś tam damsą bluzkę. - Tak dobrze~?
- Koszula, bluzka, co za różnica... - podsumował, nachylając się tak, by móc całować jego brzuch. Już rozpiął kurtkę, teraz rzucił ją gdzieś w kąt i oparł ręce o jego biodra. Z brzucha przechodził coraz wyżej, w końcu zatrzymując się na sutku na chwilę dłużej. W tym samym czasie drugim zajął się dłonią, a prawą ręką rozpinał jego rozporek. Wszystko to było trochę chaotyczne, a jednak uporządkowane...
     Izaya westchnął z zadowolenia, gdy Shizuo zaczął się nim zajmować. W sumie od czasu polanki miał trochę ciasno w spodniach.
- Ne Shizu-chan, jak nie chcesz to nie musisz się bawić w takie czułości. - mruknął, odwracając wzrok.
- Nie robię nic czego bym nie chciał, pamiętasz? - mruknął. Niech go... Stara się dla niego, a ten jeszcze zwraca mu uwagę. Wiedział, że to było niezwykłe jak na niego, bawić się tyle na wstępie, ale lepiej dla niego, żeby nie komentował...
     Potarł materiał jego bokserek i poczuł wybrzuszenie. Uśmiechnął się, zadowolony. Teraz jego wargi zajęły się tymi Izayi, a on sam w międzyczasie przyciągnął go do siebie i podniósł, oplatając się jego nogami w pasie. Tak doprowadził go do sypialni. Drzwi zamknął na kluczyk, a sam klucz rzucił gdzieś na szafkę. Zrzucił swoje buty, potem jego buty i położył go na łóżku, wymownie kładąc jego rękę na swoim kroczu.
Izaya nie przerywając pcałunku sprawnie jedną ręka odpiął spodnie blondyna, a następnie wsunął dłoń pod bokserki i zacisnął na jego członku.
     Heiwajima mruknął z zadowoleniem, wkładając rękę pod jego spódniczkę i łapiąc za gumkę od jego leginsów jedną ręką. Drugą rozmasowywał wybrzuszenie pod przyległym materiałem. Wszystko miało być na jego sposób... Jak zawsze, po prostu chciał się zaspokoić... Z drugiej strony, może by zrobić wyjątek i sprawić przyjemnośc Izayi...? Ale coś za coś. Zaraz naprowadzi go na właściwy trop tego, co powinien zrobić... Tylko niech jeszcze się trochę podnieci...
- Shizuuuuuś~... - Popatrzył na niego trochę zamglonym wzrokiem. Z reguły blondyn nie sprawiał mu przyjemności więc... Co nagle w niego wstąpiło? Mimo oganiającego całe jego ciało przyjemnego uczucia ciepła i rozleniwienia a także przyjemności, postanowił się jednak uważniej przyjrzeć blondynowi. Nie wyglądał inaczej niż zwykle... Nienawidził walentynek, więc to na pewno nie jakaś przyjemna atmosfera... Powinien się chcieć wyżyć a nie mu słodzić, prawda?
- Izaya. - mruknął, całując kącik jego ust i bok szyi. Przestał sprawiać mu przyjemność, za to oderwał się od niego na chwilę i wyjął jego rękę zza swojej bielizny. Ściągnął z siebie spodnie i bieliznę i usiadł wygodniej na łóżku. - Twoja część. - westchnął, patrząc na niego ze wzrokiem wyrażającym oczekiwanie. Na sekundę zerknął wymownie w dół. Nie miał wyrzutów sumienia, oczywiście, że nie. To nie tak, że go wykorzystywał, a przynajmniej Izaya był już do takich rzeczy przyzwyczajony...
     Izaya spoglądał to na Shizuo to na jego krocze dość baranim wzrokiem. Nie żeby nie rozumiał o co chodzi, tylko... Był ciekaw. Spojrzał głupio na blondyna i zrobił w miarę słodkie oczka... W sumie przekaz był taki, że wyglądał jak niewinny aniołek, który nie rozumie do czego go namawiają a już tym bardziej, co ma zrobić.
     Shizuo przewrócił oczami.
- No chodź tu... - mruknął, zniecierpliwiony. - Nie rób takiej miny, tylko zajmij się mną. - stwierdził. Właściwie, równie dobrze można by to nazwać rozkazem... Ale tak było zawsze. Chociaż właściwie nie, zwykle zaspokajał się nawet niekoniecznie się przy tym odzywając.
     Tym razem planował coś, czego jeszcze nie robił, więc Izaya mógłby być tak miły i nie zgrywać głupka... - irytował się w myślach.
- Hahaha, jesteś znacznie spokojniejszy niż sądziłem, że będziesz, to niespotykane Shizu-chan~! - powiadomił go, szybko przysuwając się bliżej blondyna. Ponieważ Shizuo siedział, Izaya ułożył się na brzuchu i podpierając się rękoma, by nie stracić stabilności, zaczął mu robić dobrze ustami. W sumie chyba tego Shizuo oczekiwał... Choć z tym potworem nigdy nic nie wiadomo.
- Dzień dobroci dla pasożytów. - mruknął, mimowolnie unosząc kącik ust. Nachylił się trochę do przodu, zmuszając go do mocniejszego ugięcia kolan i wypięcia się, po czym ściągnął z niego te leginsy i bieliznę, a także uniósł spódniczkę. Było mu przyjemnie... Nie żeby jakoś specjalnie szybko się podniecał, ale jego męskość już zaczynała trochę sztywnieć. Naślinił obficie dwa palce i włożył jeden w Izayę. Na razie tylko tyle...
     Izaya niekontrolowanie jęknął, krztusząc się przy tym przez chwilę męskością blondyna... Mógłby ostrzegać zanim to zrobi, ale czy Shizuo to w ogóle obchodzi? Jasne, że nie...
- Nie przestawaj, bo sam go potem nie nawilżę... - ostrzegł, poruszając nieco palcem i zaraz dokładając kolejny. Może trochę za szybko... Ale nie mógł się doczekać wejścia w niego, chciał go mieć już, teraz... Może by już przejść do następnej części...? Chyba tak zrobi... - Możesz przestać, połóż się... - nakazał, wyjmując z niego palce.
     Wredota. - pomyślał Izaya i ugryzł go w miarę niedelikatnie, ale nie tak by mocno zabolało, to szczególne miejsce blondyna, po czym mruknął ze wzgardą, odsunął się od niego i położył tak jak Shizuo tego chciał.
- Yhhh... - warknął, patrząc na niego ze złością. Stawiał się... celowo? No cóż... Więc chciał zobaczyć teraz jego szok... - Połóż się, ale na brzuchu i wypnij do mnie tyłek. - Uśmiechnął się złowieszczo. - Mam dla ciebie niespodziankę. - Zmrużył trochę oczy. No ciekawe, co teraz zrobi... Jak chciał tak bardzo się buntować...
- Pewne bardzo bolesną. - westchnął i niechętnie obrócił się tak, jak Shizuo tego sobie życzył. Czy to coś złego, że się buntował? Jak Shizuo chciał sobie wytresować idealny i grzeczny pod każdym względem zaspokajacz jego zwierzęcych wręcz popędów, to było sobie znaleźć kogś innego niż on, bo Izaya Orihara aż tak się płaszczyć nie będzie.
- Oczywiście... - Mruknął, kładąc ręce na jego tyłku. Rozchylił jego pośladki i nachylił się. - Boisz się...? - spytał i... polizał jego wejście.
     Izayę przeszedł jakiś taki dzwny dreszcz... Był niesamowicie przyjemny, ale to, co Shizuo w niego włożył to z całą pewnością nie była jego męskość... Poza tym nie bolało aż tak bardzo jak się spodziewał, w sumie w ogóle nie bolało...
- Nie boję, to jasne, ja się nigdy nie boję~! Ale powiedz mi co mi takiego zrobiłeś~?
     Wyjął z niego końcówkę swojego języka i uśmiechnął się.
- A co, podoba się...? - zamruczał. - Nie powiem ci, co to, mam trochę zajęte usta... - zaśmiał się mentalnie i znów włożył w niego język. Coraz głębiej, powoli, poruszając nim lekko, chowając go i znów w niego wchodząc. Przede wszystkim bawiły go reakcje ciała bruneta... Tak szybko się podniecał... Shizuo starał się jak najmocniej go tym nawilżyć i przygotować. W końcu zaraz sam chciał się zaspokoić.
- Nie mów, że... - Izaya chciał to jakoś obrócić w żart gdy zrozumiał, co Shizuo właśnie robi. Końcówki uszu zapiekły go niemiłosiernie, podobnie jak i policzki które na szczęście teraz pozostawały ukryte przed wzrokiem blondyna. Gdy tylko otrząsnął się z pierwszego szoku postanowił jednak dalej być sobą. - Ne Shizu-chan, przyjemne to~! Mógłbyś tak częściej~!!! - dodał rozmarzonym głosem. Taka przyjemność go otumaniała.
- Nnn... - Wepchnął język tak głęboko jak mógł i poruszył nim gwałtownie, po czym wyjął go już zupełnie. - Nie mógłbym... - mruknął, nakierowując swoją męskość na jego wejście. - Wtedy liczyłbyś na więcej czułości, a ja ich nie cierpię, zapomniałeś już? - mruknął, niezadowolony. Wsunął się do środka.
- Tak, tak, tak. - zbył wypowiedź blondyna nawet zbytno się nią nie przejmując... W końcu słyszał to już tyle razy, że przestało go to obchodzić. Shizuo już taki był i Izaya chcąc nie chcąć musiał nauczyć się to akceptować. W tym wypadku jak również wielu innych dotyczących Shizuo, czyny mówiły więcej niż słowa. - Ach, jak ty mnie kochasz Shizu-chan~! - westchnął uradowany. W końcu nie lubi czułości a robi to dla niego, nie cierpi walentynek, ale nadal spędza je z nim, mówi, że nie lubi go a mimo wszystko pokazał mu swoje sekretne miejsce, to mogło świadczyć tylko o jednym. - Ahhhh~... - jęknął zbolale, czując wielkie coś. W sumie... - Shizu-chan ty poworze... - zaskomlał, dając wyraz swojemu niezadowoleniu z szybkości, jaką obrał Shizuo.
- Przynajmniej jestem zadowolonym potworem. - prychnął, szybko wchodząc głębiej. Był taki ciepły, ciasny i wilgotny... Shizuo nie mógł się powstrzymać, dlatego od razu zaczął się poruszać, opanowywując się jedynie na tyle, by nie poruszać się zbyt szybko, a spokojnie i miarowo. Przez chwilę... Potem zaczął miarowo przyspieszać, klatką piersiową ocierając się o jego plecy. Oddychał szybciej, ciepłym oddechem głaszcząc jego skórę.
- No Shizu... Po-poczekaj chwilkę... Boli... - zaskomlał, jakoś wytrzymując to szaleńcze tempo. No oczywiście Shizuo nigdy nie potrafił się opanować i pewnie teraz też go nie posłucha... No ale przecież poskomleć zawsze może, a tak dla zasady. A nóż się uda i jutro się nie obudzi z aż tak potężnym bólem tyłka... Tak, pomarzyć zawsze można...
     Shizuo za żadne skarby nie mógłby się teraz zatrzymać. Było mu tak cholernie przyjemnie, tak dobrze... że nie dałby rady się powstrzymać. Nigdy tego nie robił i teraz też nie zamierzał... Za to sięgnął do jego męskości ręką, zaczynając zwalać mu w tym samym tempie, w jakim się w nim poruszał. Ustami sięgnął znów do jego szyi, robiąc na niej malinkę. Starał się nie dyszeć z przyjemności...
     Izaya ledwo wytrzymywał ten szaleńczy stosunek, choć powinien się już przyzwyczaić, mimo wszystko robiło mu się bardzo przyjemnie i nic na to nie mógł poradzić. Może to było dziwne dla Boga, dla osoby która ponoć kocha kontrolę i dominację ponad wszystko, tak łatwo się poddawać. No ale cóż, Izaya uwielbiał też tę niepewność i dreszczyk emocji przy Shizuo, a poza tym... Samego Shizu-chan'a też uwielbiał i to nawet bardziej niż powinien. Nie ważne ile narzekał i uskarżał się na brutalnośc blondyna, chyba obaj dobrze wiedzieli, że Izayę to najzwyczajniej w świecie kręciło, tylko jakoś nigdy nie miał zamiaru tego przyznawać.
- Nie podoba ci się...? - mruknął mu prosto do ucha, liżąc je lekko. - Nie słyszę cię... - Wszedł w niego gwałtowniej. Nic nie mógł poradzić, że tak podobało mu się najbardziej. Że najbardziej lubił, gdy Izaya dochodził, jęcząc jego imię... Czy można go było nazwać perwersem? W sumie, chyba tak. Ale nic go to nie obchodziło, dopóki im obu w jakiś sposób było przyjemnie.
- Achhhh~!!! - jęknął chyba najgłośniej jak tylko potrafił. No ale co miał zrobić, chciał odpowiedzieć Shizuo, nie spodziewał się tak silnego pchnięcia, nie w tej chwili. - Shizuś~!!! - jęknął już trochę ciszej...
- Nie martw się... Tu cię nikt nie usłyszy, możesz krzyczeć ile chcesz. - Ponowił pchnięcie, tym razem najwyraźniej trafiając w prostatę. Czuł to, bo Izaya cały się spiął... Aż ciężko było się poruszać... Klepnął go lekko w pośladek, mocno zwalniając i ledwie poruszając się przy takiej ciasnocie. W ten sposób jak nic zrobi mu krzywdę... - Rozluźnij się, bo inaczej będzie bolało...
- Jakby to było takie proste! - warknął na niego. - Zawsze możemy się zamienić, zobaczysz jakie to trudne rozluźnić się, jak ktoś ci coś tak wielkiego w tyłek wkłada... - fuknął. Odetchnął głęboko, naprawdę starając się rozluźnić. Jeśli tak dalej pójdzie, to jutro wyląduje nie tylko z bolącym zadkiem ale i czerwoną plamą na prześcieradle... A co tam, to prześcieradło Shizuo, to on się będzie z tego tłumaczył - pomyślał, szczerząc się wrednie. Taka miła i przyjemna myśli sprawiła, że trochę się rozluźnił. - Lepiej wielmożnemu panu? - sarknął.
- Trochę. - Wrócił do poruszania się, jednak tym razem robił to wręcz denerwująco powoli, za to dużo głębiej. Ręką zamiast mu dogadzać, przesuwał po jego brzuchu. Ciekawe, co Izaya na to...
- Shizu nie baw się, tylko kończ. - westchnął, czując jak głęboko wchodzi blondyn. - Bo dojdę przed tobą. - burknął cicho, starając się siłą woli zatrzymać dreszcze, które przechodziły przez jego ciało.
     Blondyn był już cały twardy i wszystko jakby w nim drżało. Takie ruchy też były przyjemne... Może to nie było to samo, co zawsze, ale też przyjemne... Bardzo... Izaya z każdą chwilą zaciskał się na nim i drżał. Jak to miało go nie podniecać...?
- Nie możesz... Bo będziesz wtedy musiał dokończyć... - zagroził, ściskając i ugniatając jeden jego pośladek. Dłonią na torsie zaczął również ugniatać jeden jego sutek. Pozwoli mu zakończyć w ten sposób... - Chcesz już? - spytał z uśmiechem.
- Po co mnie pytasz, przecież cię nie obchdzę, zajmij się sobą. - westchnął, starając się jak najbardziej tłumić jęki i głośne sapanie...
- Izaya... Skoro pytam, to znaczy, że chcę wiedzieć. - mruknął, zniecierpliwiony. Jak odmówi mu jeszcze raz, zrobi mu na złość...
- Nie ma to dla mnie znaczenia, zaspokajaj się jak ci wygodniej. - Zagryzł wargę, jednak to już od dłuższego czsu nie pomagało. Wgryzłby się w swoją dłoń, ale... No cóż, w tej pozycji straciłby stabilność i po prostu pzy silniejszym pchnięciu poleciał na łóżko.
- Nnh... - warknął, wchodząc mocniej. - Jak mi wygodniej...? - Wyszedł z niego i położył się obok, na plecach, po czym posadził go na sobie. - Ty dokończ, w takim bądź razie. - Odetchnął głębiej. Nie mógł tak długo... - Tylko się pospiesz!
- No naprawę mi nie zależy, nie złość się tak... - westchnął, ustawiając się tak, by wygodniej mu się poruszało. Jak Shizuo się fochnął to już go nie przebłagasz nie ma co, trzeba czekać, aż mu przejdzie... Czyli prawdopodobnie jutro jak znów będzie miał chcicę... - Izaya westchnął raz jeszcze i nabił się najmocniej jak tylko potrafił. Zakrył usta ręką, jednak mimo to wydostało się stamtąd stłumione, ale jednak zbolałe westchnienie. A chwilę później kolejne, gdy Izaya ponowił ruch i następne.
- Nie powstrzymuj się. - nakazał niemal, czując, że coś próbuje się z niego wydostać. Wciągnął głośniej powietrze i przymknął oczy. - Możesz jęczeć, jeśli chcesz...
- Właśnie... Nie chcę. - westchnął głośno, zaraz znów przytykając dłoń do ust. Zaczął sapać coraz głośniej, jego ruchy stały się bardziej chaotyczne i szybsze. - Nie za dobrze ci tak leżeć i nic nie robić, gdy inni się gimnasykują~? - wydyszał.
- Mmm... Dobrze mi.. - mruknął, patrząc mu z premedytacją prosto w oczy. Sięgnął ręką w górę, dotykając jego policzka. - Jesteś cały czerwony... Podoba mi się to. - zamruczał. Skoro miał dzień dobroci dla tego kleszcza, a on wyglądał tak seksownie, to chyba ten raz mógł mu to powiedzieć... - Powiedz moje imię... jak będziesz dochodzić. - nakazał.
- Karzesz mi? - prychnął. - Jeszcze mamy trochę czasu, nie martw się... Ach... Powiedz lep-piej czemuu... Hmaa... Zachowujesz się tak miło... Nooormalnie to... Ach~... Nie normalne... - Czy przyjemność musiała go otumanić aż do tego stopnia, że nie mógł się normalnie wysłowić...? Poza tym te czerwone policzki, aż tak było po nim widać jego stan?
    Kto ma czas ten go ma! Ja zaraz dojdę, mendo... - warknął w myślach.
- Karzę... I wcale nie jestem miły... To tylko dzień dobroci dla pasożytów. - mruknął. - Przyspiesz. - warknął. Już nie mógł, naprawdę dłużej nie miał zamiaru się powstrzymywać.
     Izaya zachichotał cicho widząc w jakiej skrajności jest jego chłopak. Wielkodusznie zaczął się też poruszać szybciej i jęczeć głośniej... W sumie zabawnie by było, gdyby to Shizuo doszedł pierwszy.
     Blondyn sięgnął do jego męskości i zaczął mu szybko zwalać. Wygiął nieco blecy, wypychając biodra. Wystarczyło jeszcze kilka razy i miał dojść, a nie chciał, żeby Izaya doszedł jakoś dużo później. Popatrzył mu w oczy. Dobrze, że jeszcze mógł się poruszać...
     Izaya trochę zdziwił się jeszcze większym przyspieszeniem... Shizuo musiał być już naprawdę blisko... Do tego ta ręka.
- Ach~! -wyrwało mu się. Wiedział, że już raczej nie wytrzyma. Ciemniało mu przed oczyma, zaczął szybciej oddychać i jęknął głośno - Shizuuuu-chaaan~!!! - spuszczając się blondynowi na brzuch.
     Shizuo nie potrzebował już nawet dodatkowych bodźców, po prostu wypuścił powietrze z głośnym stęknięciem i doszedł w nim, niemal w tej samej chwili czując, jak brunet się na nim zaciska. Szybko zmienił ich pozycje tak, że Izaya leżał teraz pod nim.
     Oddychał głęboko, patrząc cały czas na jego twarz. Złapał za jego biodra i wysunął się z niego powoli.
- Chcę jeszcze raz. - mruknął, schylając się do jego szyi i obdarzając ją kolejną malinką. Przesunął czubkiem języka w dół jego szyi, wzdłuż wystającego obojczyka i na klatkę piersiową, trącając jego sutek. Zbyt mu się podobał wyraz twarzy Izayi, kiedy dochodził, żeby go teraz zostawić w spokoju.
     Izaya oddychał głęboko starając się uspokoć oddech. Później chciał uspokoić serce i postarać się, by rumieńce zniknęły... Później miał jeszcze podenerwować Shizuo, niestety ten piękny plan legł w gruzach wraz z ostatnią wypowiedzią blondyna.
- Co? - zapytał, jeszcze nie do końa rozumiejąc. - Nie! - wrzasnął, podnosząc się do siadu. - Shizu-chan... Żartujesz sobie, prawda? - zapytał jeszcze z nadzieją.
- Ani trochę. - mruknął z niezadowoleniem i schylił się, łapiąc od razu za jego męskość. Potarł ją nieco, żeby znów ustawić ją do pionu i nachylił się nad nią, patrząc mu w oczy. - Chyba nie masz nic przeciwko? - spytał z lekkim naciskiem. Chyba mu nie odmówi? Nigdy mu nie odmawiał i tym razem też nie powinien...
- A rób co chcesz. - mruknął, patrząc w bok. Powienien mu odmówić i nie dawać się tak wykorzystywać, ale w sumie... Shizuo musi się jakoś odstresować po swoim znienawidzonym dniu... A obiecał dziś robić to, co Shizuo chce. Uśmiechnął się delikatnie. - Obiecałem ci, prawda~?
- A no... Prawda. - przytaknął, przypominając sobie. Rzeczywiście coś takiego mu dziś obiecywał... No cóż, niezależnie od tego, chciał, więc to zrobi... Izaya powinien się cieszyć, że wyjątkowo robi mu coś takiego.
     Popchnął go do pozycji półleżącej i nachylił się do jego męskości, patrząc mu w oczy. Oblizał się lekko i przejechał językiem po całej jego długości. Chciał widzieć więcej jego rumieńców, słyszeć więcej jęków... Po prostu chciał dziś tego więcej.
     Izaya cały się spiął i jęknął głośno wyrzucając biodra w przód. Nie był przyzwyczajony do robienia tego kilka razy... W sumie to Shizuo zawsze się tylko na nim wyładowywał... Teraz przynajmniej był trochę delikatniejszy...
      Heiwajima uśmiechnął się lekko. Takie reakcje mu się podobały...
      Wsadził sam czubek do swoich ust i szturchnął go językiem, ssąc lekko. Włożył go odrobinę głębiej i zaraz uniósł głowę tak, że znów trzymał tylko sam czubek. Chciał sprowokować go do kolejnych jęków. Do próśb o więcej... Czegokolwiek.
- Jak chcesz "jeszcze raz" to się lepiej zajmij sobą a nie się bawisz, mnie podniecać nie trzeba i tak zaraz dojdę. - fuknął, starając się wykręcić i obrócić. To co Shizuo mu robił było dziwne, a dodatkowo go w jakiś sposób denerwowało. Był zmęczony, a Shizuo sobie chciał pożartować... Tak sobie wmawiał.
     Blondyn warknął z niezadowoleniem i przytrzymał jego biodro, żeby nie mógł się obrócić. Wyjął jego męskość z ust i popatrzył na niego karcąco.
- Chcę, żebyś TY doszedł jeszcze raz, Izaya. Ja już na dziś się rozładowałem. - mruknął. - Coś ci nie pasuje? - spytał poważnie. On się postarał, a ten jeszcze narzeka... Jak tak, mógł go zostawić, proszę bardzo... Niech sam się męczy z podnieceniem...
     Izaya popatrzył na niego zdziwiony i zamrugał kilka razy.
- Nie... Nic. - mruknął cicho, odwracając trochę głowę i rumieniąc się jeszcze bardziej. Shizu-chan miałby chcieć sprawić przyjemność tylko jemu? Niemożliwe.
- I dobrze. - fuknął, wracając do poprzedniej czynności. Tym razem zaczął wsuwać go głębiej do swoich ust, mieszcząc go prawie w całości. Poruszył głową i spojrzał w górę, na minę Izayi. Bardzo chciał zobaczyć jego reakcję. Jakoś tak po prostu, miał taką zachciankę.
- Shizuuuuś~! - westchnął głośno, zaciskając palce na włosach blondyna. Jeszcze chwila, a dojdzie. Poczerwieniał na twarzy jeszcze bardziej. O ile wcześniej czuł, że była ciepła, to teraz paliła żywym ogniem...
     Jaki wrażliwy... - miał ochotę się zaśmiać, ale zamiast tego zaczął rytmicznie poruszać głową w górę i w dół, nie spuszczając z niego wzroku. Patrzył mu prosto w oczy, czując, że powiększa mu się w ustach. Jeszcze trochę... Sam nie wierzył, że to robi. I dlaczego...? Naprawdę dla własnej zachcianki...? Tak. Jasne, że tak. Robił to, bo miał taką ochotę.
- Shizuoooo~!!! - jęknął raz jeszcze, chyba nawet głośniej niż poprzednio, zacisnął palce na włosach kochanka i przyciągnął jego głowę jak najbliżej krocza. To był odruch, on nad tym nie panował... Choć pewnie i tak mu się za to dostanie. Teraz o tym nie myślał, napawając się drugim orgazmem.
     Blondyn nie spodziewał się tego przyciągnięcia i poddał mu się mimowolnie, po chwili krztusząc się owocem jego podniecenia. No nie, tak to nie miało wyglądać... Z braku innych perspektyw połknął słodko-kwaśną ciecz, po czym odkaszlnął i spojrzał na bruneta z chęcią mordu w oczach. Tu nie trzeba było słów...
- Prze... Przepraszam. - wydyszał, opadając zmęczony na łóżko. Shizuo mógł go sobie piorunować wzrokiem, mógł go nawet uderzyć, on miał to teraz gdzieś, był zbyt zmęczony żeby mówić, a co dopiero żeby się poruszać.
     Prychnął i położył się obok, nie gasząc nawet światła. Przygarnął go do siebie, ściśle przylegając do jego ciała.
- Powiedzmy, że z okazji Dnia Dobroci Dla Pasożytów nic ci za to nie zrobię. - mruknął z ustami przy jego karku. Tak, właśnie postanowił, że tak przechrzci walentynki. To będzie ich prywatne święto, o którym Izaya nie musiał nic wiedzieć. A jemu pozwoli się nim cieszyć, bo od teraz z "komercyjnego święta" stało się prawdziwym świętem. - Za to jutro nie wypuszczę cię z domu. Będziesz chodził w mojej koszuli... I będziesz musiał tu zostać tak długo, aż uznam, że mam dość bezustannego siedzenia z tobą. - zastrzegł.
- ...No to jutro wracamy, tak? - spytał, uśmiechając się i wtulając w niego. Wreszcie jakaś ciepła i miękka poduszka. - Więcej ze mną nie wytrzymasz, Shizu-chan~!
- Nie bądź taki pewien... Najwyżej wyrzucę cię na chwilę przed drzwi na śnieg w samej koszuli, jak zbytnio dasz mi się we znaki. - Wyszczerzył się. - Sam wrócisz. A ja jeszcze nie skończyłem swojej zabawy. Mamy wolne, dlatego wykorzystam je do końca. - Zaśmiał się cicho. Przy okazji czuł ciało Izayi stykające się z jego. Czuł się prawie tak, jakby mieli jeden wspólny organizm... To było dziwne... Ale mógł tak leżeć.
- Jak mnie wyrzucisz to będziesz miał na karku chorego mnie, więc i tak będziesz miał mnie dość i wrócimy~! - Uśmiechnął się wrednie. - Ne Shizu-chan, która jest godzina, bo jestem zmęczony ale nie chce mi się spać... Musi być strasznie wcześnie~!
- To wymyślę inną karę. - mruknął po prostu. - Jest około... - Zerknął na pobliski zegarek. - Koło dziewiętnastej. Masz ochotę coś porobić...? Jest tu trochę rzeczy do rozrywki... Chociaż też bez przesady, Kasuka nie lubi niektórych rozrywek "dla elity". Woli prostotę. Automatu z gumami do żucia nie znajdziesz.
- Nie lubię, są za słodkie. - Wykrzywił się. - Ale możemy coś obejrzeć... Tylko może... Zrobisz kawki~? - Wyszczerzył się.
- Tsk. Mowy nie ma. - prychnął. Co to, to nie, to było zadanie Izayi... Albo inaczej. Po tak błahą rzecz nie chciało mu się wstawać. - A może lepiej zaciągnę cię do jacuzzie...? - Uśmiechnął się. Woda z bąbelkami. Tak, to lubił. I szampan. Albo i nie. W każdym bądź razie... Dla tego już warto było wstawać.
- Jak zrobisz kawy to pójdziemy~! - Uśmiechnął się przymilnie. - No nie każ się prosić dłużej Shizu-chan~!
- Yhh... Dlaczego to JA mam zrobić kawę??? - mruknął z pretensją. - Nie chce mi się po to wstawać... Przekonaj mnie lepiej. - mruknął, nie ruszając się. On mógł go zepchnąć z łóżka i kazać, ale Izaya musiał go przekonać. Tak, był podły. Ale... Taki już był porządek rzeczy. Był jedynym człowiekiem, który nigdy nie posłuchałby Izayi bez powodu...
- Bo... - Zastanowił się i wtulił twarz w Shizuo. - Bo Shizyuś robi najlepszą. - burknął cicho.
- Hmm... - Uśmiechnął się. - Nie wierzę ci, bo mi smakuje twoja... Ale powiedzmy, że dam się przekonać czymś takim. - mruknął i wstał, biorąc go na ręce. Tak, co mu odbiło, żeby go nieść, zamiast kazać mu chodzić? Odpowiedź jest prosta. Święto...
- Ta... Jak wsypie ci się do kubka pół cukiernicy to wszystko wypijesz, nie ważne co ci dam. - burknął, nie spodziewając się podniesienia swojego ciała. Złapał się Shizuo i spojrzał na niego zdziwiony, ale nic nie powiedział.
- Nie. Może, jakbyś dodał miodu... Chociaż miód jest mdły. Następnym razem dodaj czekolady. - Uśmiechnął się samym kącikiem ust. Widział jego zdziwienie. Ale nie zamierzał się tłumaczyć. Zaniósł go do łazienki i zaczął nalewać wody do jacuzzie. Dawno nikt go nie używał... - Ty pilnuj wody... Ja pójdę zrobić tę kawę. - Postawił go na ziemi. - Dasz radę stać?
- Tak... Przypomnę ci, że robisz to codziennie i jakoś musze sobie radzić. - mruknął, uśmiechając się wesoło. To była jedna z tych niewielu chwil, gdy Shizuo na nic nie narzekał... Izaya odwrócił się tyłem do drzwi i obserwował sobie powoli płynącą wodę.
- Dobra. - Wyszedł z łazienki i zawędrował do kuchni. Był tak cudownie rozluźniony... Właśnie tego mu brakowało po całym dniu zastanawiania się nad zbędnymi rzeczami. Chociaż do paru ciekawych wniosków doszedł, więc może nie do końca były takie zbędne... - Kawa... - Pogrzebał w szafce. Uff, jednak była... Dla większej wygody użył ekspresu. Zapomniał już, że tu był... Taka kawa była lepsza od zwykłej. Z pianką i w ogóle... Albo zwykła czarna. Zrobił Izayi taką, jaką lubił, tylko że z ekspresu. To nie powinno mu przeszkadzać. Sam wziął sobie zwyczajnie szampana. Jakoś trzeba było przecież uczcić nowe święto. Dwa kieliszki niestety nie mogły wywrzeć na nim żadnego efektu, więc Izaya się nie obrazi, jeśli te dwa wypije, siedząc w wodzie. Zabrał ze sobą kawę, kieliszek i butelkę. Szkoda, że Izaya nigdy nie chciał próbować pić szampana z nim...
     Izaya usłyszał Shizuo tłukącego się ze szklankami i uśmiechnął do siebie. Obrócił głowę w stronę wejścia.
- A cóż to za okazja, że Shizus się upija~?
- Żadna. - mruknął, stawiając kieliszek i szampana na czymś w rodzaju podstawki do napojów. Podał Izayi kawę. - Tak po prostu... - Wyłączył wodę i włączył bąbelki. - Dobra, wskakujesz, czy mam cię tam posadzić?
- Posadzić. - mruknął tylko, wąchając kawę. Coś mu w niej nie pasowało... Była jakaś taka dziwnie inna od zwykłej Shizusiowej, jakby to wcale nie on ją robił.
- Ok... Trzymaj kawę. - Złapał go w pasie i uniósł nogi, po czym posadził go w wannie. Chwilę potem sam wlazł do wody i oparł ręce na brzegu, rozluźniając się. - Jak dobrze... - westchnął do siebie.
     Izaya wziął łyka kawy i jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że to nie jest kawa robiona przez Shizuo. Zacmokał niezadowolony i odstawił swój kubek.
- Hmm? - mruknął blondyn, zerkając na niego. - Co jest, nie smakuje ci? - zdziwił się. Przecież taka z ekspresu zwykle wszystkim smakowała lepiej, niż zwykła, ręcznie robiona...
- Nie jest twoja. - mruknął. - Przyznaj się, ekspres czy ta pokojówka?
- Pokojówka wyszła. - zauważył. Nadal nie rozumiał, co w tym takiego... Kawa to kawa, tylko ta lepsza od tej jego. No, tego jednego był pewien. Nigdy nie smakowała mu jego własna kawa, jakimś cudem... - Z ekspresu. To chyba dobrze, nie? - Rozparł się trochę wygodniej.
- Nie, chciałem, żebyś ty ją zrobił. - zasmucił się, ale postanowił już więcej nie narzekać, więc tylko przytulił się do blondyna. W końcu po co go denerwować kiedy jest szczęśliwy???
- Moja nie jest smaczna. - mruknął dość cicho i sięgnął po szampana. Zaczął go otwierać, aż w końcu korek uwolnił się z głośnym hukiem. Szybko nalał sobie kieliszek bombelkowatego napoju. No cóż... Dzień się kończył, ale nadal nie został jakoś szczególnie zepsuty...
- Właśnie, że pyszna. - fuknął. - Z ekspresu zawsze jest taka słodkawa. - Wykrzywił się. - A ta twoja nigdy.
- Aaa... O to chodzi! - mruknął, w końcu rozumiejąc, dlaczego mu jego nie smakowała, a Izayi tak. - Ja wolę jak jest słodkawa... Dobra, następnym razem... - Coś do niego dotarło odnośnie słodyczy. Miał ze sobą swoje żelki i owoce w czekoladzie... Tyle się wstrzymywał, żeby ich użyć jak tu dojadą... I zapomniał!!! Szlag by to! Szybko odstawił kieliszek i butelkę, żeby ich nie zgnieść.
- Shizuś stało się coś? - zapytał widząc, jak blondyn się wkurza. - Coś powiedziałem nie tak? - wolał się upewnić czy to jego, czy nie jego zasługa.
- Nie, nie ty. - wydobył z siebie pomruko-warknięcie, chmurząc się. Nienawidził zapominać o jakichś swoich planach w danym dniu... Choć co prawda będzie jeszcze czas, żeby zrobić to, co miał na myśli, to jednak... On to miał zrobić akurat DZISIAj, no! To jest najgorsze w świętach, drugi raz zdarzą się za rok... Nosz kurde! Żeby zapomnieć o tym...? I co, mieli to zrobić kolejny raz?
- Shizu-chan co się stało? - zapytał, tuląc się mocniej do niego choć wiedział, żr to razej nic nie pomoże a prędzej zdenerwuje blondyna... No w końcu musiał coś robić.
- Zapomniałem o czymś. - burknął, zerkając na niego. Ile jeszcze zniesie na dziś...?
- Ne Shizu-chan... - Nie był pewien tego, co mówi... Ale w końcu to był dzień spełniania życzeń Shizuo, a to można chyba uznać za takie... nieme życzenie. - Upij mnie, może będę łatwiejszy~!
- Hę? Serio? - Uniósł brwi, poniekąd zdziwiony, a poniekąd po prostu nie dowierzając. - Nigdy nie chciałeś ze mną pić... - Sięgnął po kieliszek i uniósł jego podbródek drugą ręką, przy tym patrząc mu w oczy. Ta wizja zachęciła go na tyle, by przestał się boczyć na nieudane plany. W końcu to też był dobry pomysł... Nawet ciekawszy... Jaka szkoda, że jednym szampanem nie da się kogoś upić, można co najwyżej sprawić, że trochę poweseleje... No niektórzy robili się od tego "odważniejsi", ale naprawdę tego nie rozumiał, bo on sam miał mocną głowę...Albo on miał wyjątkowo mocną, albo oni niemożliwie słabą. Ciekawe, jak podziała na Izayę. Bo na jednym kieliszku na pewno nie skończą, to za mało. - Minimum to ładnych kilka kieliszków, więc wiedz, na co się piszesz. - powiedział powoli. - I otwórz usta.
     Izaya uśmiechnął się słodko i otworzył usta. Wiedział, że teraz będzie musiał to wszystko wypić, ale Shizuo był wreszcie szczęśliwy wiec chyba było waro, nawet jeśli przypłaci to kolejnym bólem tyłka.
     Blondyn uśmiechnął się i uważnie zaczął wlewać szampana do jego ust. Zrobił przerwę, żeby brunet mógł przełknąć i poił go dalej, tak aż do końca kieliszka. Zaraz dolał drugi. To samo w sobie było ciekawym przeżyciem... Izaya chciał dać napoić się szampanem. Niezwykłe... Naprawdę niezwykłe.
- I jak ci się podoba? - spytał między jednym, a drugim kieliszkiem. - Bo wyglądasz jakbyś planował jak mnie zgwałcić... Więc chyba jest fajnie, nie~?
     Heiwajima prawie parsknął śmiechem. Jasne, że było fajnie... A Izaya chyba nie do końca minął się z prawdą... No, nie do końca, ale też trochę tak.
- Bardzo mi się podoba. - Uśmiechnął się z pełną satysfakcją z tego, co robi. Ciekaw był, po ilu kieliszkach na Izayę zacznie cokolwiek działać. Chociaż też alkochol musiał zacząć się trawić, żeby zaczął działać... - A co, masz ochotę...? - Widząc, jak z kącika ust Izayi spływa kropelka alkocholu, nachylił się i ją zlizał. W sumie sam miał pić... Ale to było ciekawsze.
- A jeśli, to co~? - zaczął się z nim droczyć, przecież to było oczywiste, że tyłek go boli...
- Tak tylko pytam... Dla pewności. - mruknął, odstawiając na chwilę kieliszek i całując go. Albo Izaya miał jednak porządną głowę do picia, albo alkochol działał powoli. Na razie to było nieważne... Zbyt zajęty był pocałunkiem, żeby zastanawiać się nad czymkolwiek jeszcze. A zresztą, po co...? W tej chwili jego planem było jedynie to, by odpocząć i zająć się Izayą. To był najlepszy możliwy relaks...
- Na pewno wziąłeś szampana~? - spytał się, gdy tylko się od siebie oderwali. - Mam jakąś taką ciężką głowę...
- Hmm? No raczej. - Przypatrzył mu się. Nie dość, że szybkie trawienie, to jednak słaba głowa? ...Czy los naprawdę podsyła mu takie zbiegi okoliczności, czy tylko mu się wydawało? - Ale nie sądzę, żeby to już... - Przypomniało mu się, że są przypadki, w których sama świadomość wypicia dziaął na umysł, więc nic nie dopowiedział. Tak też było dobrze...
- Ja się tylko pytam, czy to na pewno szampan. - westchnął sądząc, że Shizuo już ma zamiar go potraktować jak pijanego... A on miał przecież tylko ciężką głowę.
- Tak sądzę. A nawet gdyby okazało się czymś mocniejszym, to pewnie czułbyś się podobnie. - Wzruszył ramionami i nalał sobie szampana. Upił łyk. Szampan. Taki z nieco wyższej półki, ale nadal szampan. Skoro Izaya już czuł ciężką głowę, to bardziej go spijać nie będzie...
- Ne Shizu-chan... Daj jeszcze~!
- Hmm? Spodobało ci się? - Znów chwycił go za podbródek. - To otwórz usta. - mruknął i gdy Izaya spełnił jego polecenie, dał mu jeszcze trochę szampana. - Nie upijesz się przypadkiem? - Przekrzywił nieco głowę, patrząc, jak brunet przełyka to, co miał w ustach.
- Jasne, że staram się upić. - fuknął. - Przecież tego chciałeś... Będzie ci lepiej, nie~?
- Bo ja wiem... Wolę, jak jesteś świadomy. Zresztą, jeszcze nie czujesz skutków wszystkiego, co wypiłeś, dlatego wystarczy. - Dopił kieliszek do końca i odstawił go obok butelki. Bez problemu uniósł Izayę i posadził go sobie na kolanach tak, żeby jego tyłek tak jakby zawisł w wodzie. Tak go przynajmniej nie bolało siedzenie. Przez jakiś czas.
- Hahaha, a co to za dziwny sposób sadzania mnie~?
- Mogę inaczej. Ale niekoniecznie by ci się spodobało, więc bądź cicho póki jestem dobry. - mruknął. Dzień dobroci dla tej mendy to jednak naprawdę trudna rzecz... Mógłby go od razu wykorzystać, a ten jeszcze się śmieje.
- Do-brze~! - zaśmiał się. Szyko jednak znudziło mu się takie "dyndanie" w wodzie, więc przekręcił się tak, by klęczeć między nogami Shizuo. - Ne, pobawimy się w coś~? - zapytał, przybliżając się do twarzy blondyna.
     Shizuo nie skomentował dziwnej odwagi w zachowaniu Izayi. Ani zapachu szampana. Zwykła ciekawość pchała go, by zobaczyć, co dalej.
- Jasne. Ale ty zacznij zabawę. - Uśmiechnął się, pełen pewności siebie. Właściwie to musiał tylko uważać, żeby Izaya nie utopił się w jacuzzie, nic w tym trudnego. Poza tym czekała ich tylko zabawa, nie?
- Umówmy się tak~! Jak mnie złapiesz zrobię ci loda~! - zadeklarował się, szybko wyskakując z wody i wycierając się.
- Ej! - Też szybko wyszedł z wody, nie dbając o dokładne wycieranie się. W końcu w środku i tak było ciepło, a poza nimi nikogo nie było w domu. - Tak się tylko wywalisz. - Otarł tylko stopy i przetarł raz ciało, żeby się nie poślizgnąć. - Ale podejmuję wyzwanie! - również zadeklarował, próbując się pospieszyć.
     Izaya narzucił na siebie koszuję blondyna i chichocząc wybiegł z łazienki.
- Ej, ej, ale... Zresztą i tak cię złapię! - warknął groźnie, jednocześnie się uśmiechając. Wybiegł za nim i ledwie zauważył, w którą stronę pobiegł. Rany, ten dom był jednak ogromny, teraz to sobie uświadomił, biegnąc za Izayą. Chwilę mu zajmie złapanie go, ale... Cały czas był blisko, a wręcz prawie go doganiał...
     Izaya wolał nie robić efektownych ślizgów i szybkoch skrętów ani ty bardziej biegać zbyt szybko, żeby nie zarobić w ścianę. Widział, że Shizuo depcze mu po piętach, ale nic na to nie mógł poradzić...
- Mam cię! - stwierdził, obejmując go i zatrzymując, nie pozwalając przy tym upaść Izayi na podłogę. Usłyszał coś jakby trzask, dlatego szybko go puścił. - Coś ci połamałem...? - spytał, zdezorientowany. Ten trzask brzmiał trochę jak kości, może tylko cichszy...
     Izaya syknął, lądując na tyłku.
- Nie... Mogłeś nie puszczać. - stwierdził, wyciagajać do blondyna rękę. - Pomóż mi chociaż~!
- Tak to zabrzmiało... - Podniósł go i szybko objął w pasie, nachylając się, by gwałtownie wpić się w jego usta. W tej chwili usłyszał czyjeś kroki, które zaraz gwałtownie się urwały. Zerknął w stronę drzwi i zamarł. Pokojówka... Szybko oderwał się od Izayi i uświadomił sobie, że jest nagi. Kasuka go zabije... Naprawdę go zabije...
     Izaya spojrzał na niego zdezorientowany.
- Shizuś? - spytał, odwracając głowę w stronę, na któą patrzył blondyn. Widząc pokojówkę uśmiechnął się głupo i jej pomachał.
- Etto... - powiedzieli w tym samym momencie. Starsza pani była czerwona, Shizuś chyba też zaczynał...
- P-przepraszam... - mruknęła zszokowana kobieta, gapiąc się na nich. - Zostawiłam tu coś... Pomyślałam, że już nie będę się zapowiadać... To chyba zły pomysł...
     Blondyn wiedział, co jej chodzi po głowie. To, ile razy przyjeżdżał tu z Kasuką... To było oczywiste, sądząc ze sposobu, w jaki patrzyła na Izayę...
- T-to nie tak... - Odchrząknął czując, że głupieje. Otrząsnął się i przyłożył sobie w myślach. - To znaczy... Przepraszam, wiem, że gdyby był tu mój brat a nie ja, nie spotkałby pani taki szok... Proszę wziąć to, czego pani zapomniała. - Puścił Izayę i gestem dłoni wskazał wszystko dookoła, włącznie z wyjściem z pokoju. - Ja się trochę oporządzę. A ty idź pod kołdrę. - mruknął cicho do Izayi. Sam podszedł do najbliższej szafy i wyciągnął szlafrok, tymczasem kobieta skłoniła się i szybko podeszła do komody, na której leżały portmonetka i szminka. Chyba oboje czuli się równie niezręcznie, ale wyjaśnią to sobie następnym razem...
- Uuuu~... Shizu-chan będzie miał problem~! - zaśmiał się Izaya. - Chcę poparzeć~!!! - zaprotestował, słysząc, że chcą go wywalić do sypialni.
- Izaya... - warknął, porządnie wkurzony. - Po pierwsze idź się ubrać, kleszczu! - Chwycił go za rękę i wyciągnął z pokoju. To takie typowe dla niego, żeby się nie przejmować...
- A co, wstydzisz się~! - żartował sobie w najlepsze. - No już dobra, dobra nie ciągnij, pójdę~!
- Ja nie, ale ona tak. - syknął, po czym wpadł na lepszy pomysł. - A jak ona nie będzie chciała tu przyjść, to zakładam, że Kasuka poprosi jej wnuczkę, która akurat chciała dostać pracę na te wakacje. - Puścił go. - Więc pozwól mi odkręcić sytuację i idź się czymś zakryj. - polecił mu już spokojniej. Naprawdę się zestresował... Nie obchodziło go zdanie kogokolwiek, ale dopóki to była ta miła pani, która sama zaoferowała Kasuce pomoc w sprzątaniu jego domu... Cóż, wypadałoby się przejąć. Poza tym jej wnuczka wyjechała z Tokio, ale o tym nie musiał na razie wspominać.
- Wredota. - fuknął i zaczął zapinać koszulę. - Każesz mi się ubrać, a to ty byłeś kompletnie nagi...
- Nie tyle ubrać, co czekać na mnie w łóżku. - Uśmiechnął się kącikami ust. - Zdenerwowałem się. - mruknął i wrócił do pokoju, żeby wytłumaczyć pokojówce w sposób na tyle niedosłowny, żeby nie uznała tego za wyjaśnienia, co tak właściwie się stało.
     Izaya już nic nie odpowiedział tylko wskoczył do łóżka. Oczywiście mógłby się kłócić, ale po co? W końcu obiecał, prawda?
     Blondyn odprowadził w końcu nieco uspokojoną, choć wciąż podenerwowaną kobietę do drzwi i przeprosił za to zajście. Ona z kolei przeprosiła za przyjście bez zapowiedzi. Wszystko to z czystej uprzejmości. Ani jemu, ani jej to tak naprawdę nie pasowało...
     W końcu zamknął drzwi i poszedł do łazienki wyłączyć jacuzzie i światło. Zabrał swoje słodycze i ruszył do sypialni.
- Izayaa... - Podszedł do łóżka, stawiając paczkę i zaraz wchodząc na miękki materac. - Moja nagroda... A potem możesz robić co chcesz... - mruknął. Cukierki zostawi sobie na jutro... Dziś niech brunet tylko rozładuje to napięcie... W końcu był "Dzień Dobroci Dla Pasożytów", czyż nie?
- I co mnie napadło... - westchnął cicho i usadowił się międy nogami blondyna. - Jakieś specjalne życzenie~? - zapytał, po czym wziął całą jegą męskość do ust.
     Westchnął cicho. Nie kontrolował tego... Był zmęczony tym, ile się dziś wydarzyło.
- Nie. - mruknął i pogłaskał go po głowie, uśmiechając się. Kto by pomyślał, że nawet jego stać na taki gest...
     Izaya chętnie by się jeszcze podroczył, jednak miał w tej chwili coś innego do roboty. Pozwolił więc, by Shizuo go głaskał. Zaciekawiony cichymi sapnięciami jakie wydawał blondyn chciał zobaczyć, czy da się to przemienić w jęk. Zaczął językiem kreślić wzorki na dumie blondyna. Cały czas wpatrywał się w niego intensywnie, chcąc dokładnie ocenić efekty.
     Shizuo nie powstrzymywał się tym razem, choć obiecał sobie, że to jedyny taki dzień, w którym choćby wzdycha. Nie, on nie jęczał. Jeszcze mu się bynajmniej nie zdarzyło jęczeć jak jakiemuś rasowemu uke... Wplótł za to dłoń we włosy Orihary, czekając na nadchodzącą przyjemność.
     Izaya zaczął go pobudzać jeszcze intensywniej. Czuł, że Shizuo już zaraz będzie szczytował, a ręka zaciśnieta na jego włosach to wyraźny znak, że zaraz zostanie przyciągnięty. Poczuł jak Shizuo gwałownie zastyga, a chwilę później jak niedelikatnie przyciąga go do swojego krocza. Niecerpił szczytowania, zawsze bał się, że się zadławi... Słona ciecz wlała mu się do przełyku, a on odskoczł od blondyna, cicho kaszląc.
- Szybko poszło, szkoda, chciałem się dłużej pobawić~!
     Heiwajima odetchnął głęboko, puszczając jego włosy i kładąc głowę wygodnie na poduszce. Ziewnął i zakrył usta dłonią.
- Mhm... Jeszcze trochę tu pomieszkamy, więc będziesz miał okazję. - Uśmiechnął się mało przytomnie, ale z zadowoleniem. Teraz już naprawdę był zmęczony... - Chodź tu... - mruknął, klepiąc materac obok siebie.
     Jednak nie puści go, żeby robił, co chce... Zasypianie bez tego ciepła obok nie było tak wygodne - uświadomił sobie. - Tak naprawdę, jak mógłby teraz żyć bez Izayi...? Z jednej strony wydało mu się to śmieszne, a z drugiej dziwne... Więc aż tak go potrzebował...? Nie wiedział dotąd, że Izaya jest mu AŻ TAK niezbędny do życia...
- A miałeś mi dać wolną rękę~! - zażartował, ale też ziewnął i przysunął się do blondyna. - Zamknąłeś drzwi, nie~?
- Zamknąłem... Wejściowe... I odwidziało mi się. Zostaniesz ze mną... - zamruczał, obejmując go ramieniem i przysuwając tak, żeby ich ciała się stykały. Teraz mógł spać...
- No tak... Cały niesłowny Shizuś~! - zachichotał. - Ale ty jutro robisz śniadanie. - mruknął, wtulając się w niego.
- Jak wstanę... To być może. - Uśmiechnął się. Jak zawsze... - Dobranoc. - mruknął, odpływając na granicę jawy i snu.


KONIEC

ekhem.... może notka była dodana wczoraj, ale znalazłam coś i muszę to dodać: Wszystkiego najlepszego dziewczyny~! (Wybacz Makoto tu już masz swoją walentynkę [walentynka?] =3=)