Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

czwartek, 31 grudnia 2015

Sylwestrowy mini dj 3

https://pl.pinterest.com/pin/302444931205086621/












Sylwestrowy mini dj 2




https://pl.pinterest.com/pin/302444931204984969/








Sylwestrowy Mini-dj 1

Okay~... Sylwester jest, ale może ktoś jest takim nolifem jak ja i też planuje czytać mangi. Jest ktoś? ;-; Osobiście na blogu postanowiłyśmy serwować go (nowy rok) hucznie i na wzór fajerwerków. Ponieważ wszyscy strzelają jak powaleni przed północą my też się dołączamy, od teraz co dwie godziny kolorowe śliczne ale ulotne coś ^^

Oczywiście nie liczcie, że będzie co do minuty równiutko dodawana notka... Nie! Nie mam fajerwerków więc będziemy strzelać jak powalone tutaj! NIKT NIE SPODZIEWA SIĘ WYBUCHU MUAHAHAHAHAHAHAHA~!!! =w=
...Ekhm. >.> To nie ja. To... To kot. *wskazuje wyimaginowanego kota* Ja jestem grzecznym szczeniakiem. .3.
Etto~... Ja tam wybieram się kraść koleżance konie, więc jedyne co mi przychodzi na myśl, to życzyć wam wystrzałowego, hucznego i pełnego radości sylwestra~! *w* Nawet jeśli spędzacie go w domowym zaciszu, wybuchowe mogą być nawet fangirle w głowie na widok nowych notek~! >w<
No dobrze już, enjoy! ;3

















czwartek, 24 grudnia 2015

Egzorcysta x Wampir - "Inny niż wszystkie" - rozdział 20

Uhu za 15 minut północ a ja dopiero mam czas, żeby życzyć wam wesołych świąt. Także mam nadzieję, że prezenty jakie dostaliście spełniły wasze oczekiwania, karp był smaczny a pierogi się nie rozgotowały~... Na najbliższe dwa dni świąt życzę wam przyjemnie spędzonego czasu w gronie najbliższych, odpoczynku od wszystkiego i żebyście z nową energią i motywacją weszli w kolejny rok.
A no i pamiętajcie, psiaki ze schroniska też chciałby mieć święta, więc zachęcam do kliknięcia banerka po prawej. 
Enjoy~!

Tum tururum~! Hejoo~! *macha ogonkiem na powitanie*
Pewnie spora część z was jeszcze nie śpi. Mam taką nadzieję, bo w końcu trzeba się nacieszyć prezentami, pogadać, poczytać... Trochę to zajmuje. x3 (Nie mówcie mi, że tylko ja uciekłam od spania u babci żeby nie spać w nocy, ok? x'3)
Tradycyjnie, jako że szczeniak nie umie składać życzeń, życzę wam po prostu tego, co sobie wymarzycie. Jednym dobrych ocen, innym przyjemnej pracy, jednym skończenia wszystkich wszczętych przed świętami kłótni, innym przyjemnych spotkań w gronie ludzi, których obecność was cieszy~... I tak dalej. x3
Tymczasem Inu i Kias przychodzą do was by dodać coś, co w połączeniu ze zjedzonym dziś przez was ciastem pewnie wywoła cukrzycę...
To już dwadzieścia rozdziałów Wampirka~! >w<
Enjoy!






     Izaya z jednej strony żałował, a z drugiej cieszył się, że Shizuo nie zainteresował się jego książką. Pewnie miałby zabawną minę. Uśmiechnął się do siebie przeglądając kolejne strony. Niektóre mogli wypróbować... A sądził, że tak głupie prezenty nigdy mu się nie przydadzą. Choć może to wcale nie był prezent a propozycja?
     Heiwajima chrapnął cicho i zamilkł. Wygodnie mu się spało przy Izayi, a jednak nadal był wyczulony na hałas, więc w razie czego mógł się obudzić. Na razie jednak miał podświadomą nadzieję, że nic nie będzie mu się naprzykrzać...
     Poza kilkoma komarami które zainteresowały się prywatnym i żywym składem krwi Izayi w postaci Shizusia, za co zostały bezlitośnie zmiażdżone książką, doczekali rana bez większych rewelacji. Izaya przetarł zmęczone oczy, bo zbyt długo czytał, i spojrzał w okno.
- Słońce już wysoko czas się budzić~!
- Hmm? - mruknął blondyn, potrząsając głową i próbując wrócić do jawy. Nie miał motywacji, by wstać. Dobrze mu się leżało i spało... - Jeszcze chwilę... - wymruczał, odruchowo głaszcząc ciałko leżące przy nim po boku. Tak, było zbyt przyjemnie, by wstawać...
- Dobrze~... Choć zwierzęta się pewnie niecierpliwią~... - mruknął, mimo to pozwolił Shizuo leżeć. Sam zaczął cichutko mruczeć, gdy blondyn go głaskał.
- Poczekają... Tylko chwilę... - wymruczał, głaszcząc go jeszcze i powoli wsuwając dłoń pod swoją koszulę na nim. Zaczął głaskać jego brzuch, chcąc go przekupić za jeszcze chwilę leżenia.
- Mhm~... - mruknął przysuwając się do blondyna. Tak przyjemnie było sobie leżeć i być głaskanym... - Ne, bo jeszcze sobie pomyślę, że masz ochotę na powtórkę z wczoraj~! - Na usta Izayi wkradł się wredny uśmieszek.
- Jaka szkoda, że nie mamy tyle czasu... - mruknął, uśmiechając się lekko, również nieco wrednie. Nie otwierał oczu. - No cóż, dobra, już wstaję... - westchnął, powoli uchylając powieki.
- Ne... Czemu~... - jęknął udając naburmuszonego. - Dwadzieścia minut cię nie zbawi~... A pomyśl jak przyjemnie bedzie~! Poza tym co takiego masz do roboty~? Nakarmić zwierzęta, tylko tyle~...
- Aha, teraz to ty mnie przekonujesz, żeby nie wstawać? - parsknął, przyglądając mu się z uśmiechem. - Przekonaj mnie lepiej, co? - Zauważył książkę na kołdrze koło Izayi, wiec sięgnął po nią i szybko zajrzał do środka. - Aaa, to takie rzeczy sobie oglądasz, leżąc koło mnie... - mruknął, patrząc na niego i unosząc brew. - Mamy winnego, co?
- Jakbyś się nie domyślał~! - prychnął obracając się tak, by teraz wisieć nad Shizuo. - No to co~? Wypróbujemy coś? - zaproponował wesoło. Jakoś nie liczył na zgodę, aczkolwiek byłaby to bardzo ciekawa i miła odmiana.
- Och, tak? - Przerzucił parę stron. - No nie wiem... Nie wiem... - Ledwo powstrzymał kolejny uśmiech. - Jesteś pewien, że masz ochotę? - Kiedy się wyspał miał znacznie lepszy humor... I w sumie... Chyba już nic mu nie szkodziło. - Chyba musisz mnie przekonać. - mruknął mniej wyraźnie.
- Proponuję ci że sprawię ci przyjemność, a nawet nie będziesz musiał się ruszać z tej pozycji i nadal mam cię przekonywać? - Pokręcił zdziwiony głową. - Jakie wymagania... - zachichotał. - Ale dobrze, moja strata~! - zachichotał i nachylił się żeby pocałować Shizuo.
- Mmm... - zamruczał, wplatając palce w jego włosy, ale zamiast przejąć kontrolę nad pocałunkiem, tylko leniwie go oddawał. Objął go w pasie, przesuwając dłońmi po jego plecach.
- Shizu-chan, chcesz czy robisz to, bo ja chcę? - westchnął w końcu, odrywając się od niego. Masz tyle zapału co trawa. - fuknął na niego. - Możesz zwyczajnie odmówić, ja zły nie będę~! - obiecał.
- Wcale nie... Daję ci po prostu wolną rękę póki co... - westchnął. No co jak co, ale żeby miał niby tyle zapału co trawa to jeszcze nie słyszał... Za to już chyba rozumiał, co Izaya lubi najbardziej. - Zreztą, nieważne. Na razie idziemy zająć się pracą. - zarządził, po czym podniósł się i przyciągnął go do bardziej zaborczego pocałunku. To tak w ramach wynagrodzenia...
     Izaya już to widział jak grzecznie pójdą do pracy... Na pewno nie będzie narzekał jak Shizuo postanowi sobie zniknąć po czymś takim. Zamruczał zadowolony i uchylił wargi pozwalając Shizuo pogłębić pocałunek.
     Blondyn podparł się na ramieniu i przyciągnął go nieco bliżej siebie. Pogłębił pocałunek, ocierając się o niego lekko torsem. Nie chciał na razie przerywać, było przyjemnie...
     Izaya otarł się o Shizuo jęcząc mu cicho w usta. Może i był niecierpliwy, ale chyba miał prawo. Odsunęli się od siebie gdy zaczęło im brakować powietrze. Izaya sapał uśmiechnięty.
- Nie ustaliliśmy "jak" to robimy~! - mruknął wesoło.
- A może później? - spytał, oddychając nieco ciężej. - Teraz jednak trzeba się zająć czym innym. - przypomniał mu. Wiedział, że niszczy nastrój, no ale... Musieli zająć się zwierzętami i całą resztą... Albo chociaż tylko zwierzętami.
- Wiesz co? Pięknie niszczysz nastrój~!!! - zaśmiał się wesoło i przeciągnął rozciągając zastałe mięśnie.- No ale zgoda, trzymam cię za słowo z tym "później"~!!!
- Tak, tak... - Uśmiechnął się. - Jestem ciekaw... kiedy dostanę z powrotem moją koszulę? Bo chyba ci się spodobała, co? - Przeczesał jego włosy palcami i zaczesał je do tyłu. Dopóki Izaya z niego nie zejdzie pewnie będą tak siedzieli...
- Ano trochę~... - Uśmiechnął się, ani myśląc schodzić. - Przecież kupiłeś sobie ich kilka~! Jedną możesz mi odstąpić, nie?
- Tak, ale dostanę je dopiero, jak zostaną uszyte, do tego czasu będę musiał dalej pożyczać te po twoim ojcu... - Uśmiechnął się. Izaya najwidoczniej nie chciał zejść... - No ale teraz najważniejsze to wstać i zacząć coś robić, nie sądzisz? - zagadnął.
- Może~... Ale to wcale nie znaczy, że muszę ją oddać. Albo wstawać. - mruknął wtulając się w Shizusia. - zawsze możesz chodzić bez koszuli~!
- I znów zachorować. - przypomniał złośliwie, jednak wzruszył lekko ramionami. - Obojętne mi to, mogę chodzić bez. - Objął go, położył mu podbródek na ramieniu i zaczął lekko kołysać nimi na boki. - Ale czemu ty nie chcesz wstawać, co...? - spytał, choć chyba raczej znał odpowiedź.
 - Bo w końcu mam z kim porozmawiać i mi się nie nudzi~... Ne Shizu-chan, a ty czemu tak bardzo chcesz wstać?
- Bo mamy całkiem sporo pracy, a jak nie "my" to ja. - parsknął. Zwierzęta, ogrodzenie dla kur, zabezpieczenia przed nadciągającymi zakonnikami... Chociaż co, jak zwierzęta się na to złapią? Na to Izaya mu nie pozwoli... - Nie nudzi ci się cały czas rozmawiać ze mną? Serio?
- Nie~? Jesteś ciekawą osobą. - zapewnił. - O zwierzaki się nie martw, zajmą się sobą. - zapewnił.
- Tak, tak, kury to mnie pewnie podziobią za brak jedzenia... - westchnął, jednak dalej siedział i nim lekko kołysał. - I wcale nie uważam się za ciekawą osobę. jestem tylko zwykłym człowiekiem, więc z każdym innym gadałoby ci się na równie wiele tematów... A może nawet ciekawiej... Z wampirami się tak nie gada? - Sądził, że między sobą na pewno gadali więcej o tym, co przeżyli, niż z egzorcystą podczas walki... - W końcu żyjecie dłużej, widzieliście więcej...
- I co z tego? Ty jesteś ciekawy, zawsze robisz coś inaczej, coś co jest niezwykłe~... Lubię to, jesteś ciekawszy niż te wampiry~!
- Ale mniej przeżyłem i ogółem to miałem raczej nudne życie, nie mam o czym opowiadać. - uparł się. Puścił go i posadził obok. Cóż, jednak cieszył się, że Izaya woli jego towarzystwo, jak by nie było... - Czas wstawać. - Uśmiechnął się wrednie, schodząc z łóżka. Jeszcze będą mieli czas...
- Bu... Niby cieszysz się, że wolę ciebie~... ale i tak nie dostaję za to nagrody! Ja się obrażam~... - mruknął zakładając ręce na piersi.
- Och, tak? - Odwrócił się, kończąc poprawiać spodnie, które zsunęły się mu z bioder podczas snu. - Więc, jaką chciałbyś nagrodę? - spytał, unosząc brew podejrzliwie. Żeby nie było, że to znów on wyskakuje z czymś dziwnym...
- A nie wiem, nie wiem, może sam coś zaproponuj. W końcu to ty dasz mi te nagrodę.
- Czyli proponuję ci cokolwiek byś chciał, a ty i tak dajesz wolną rękę mi? - Nachylił się, opierając się jedną ręką o łóżko, drugą unosząc jego podbródek tak, by patrzył mu w oczy. - No cóż, trudno, skoro chcesz stracić taką szansę... - westchnął teatralnie, całując go. Zajęło mu to chwilę i był to dość zwykły, spokojny pocałunek. W końcu się od niego odsunął. - No, przepraszam, że cię tu zostawiam, ale najpierw zajmę się swoimi obowiązkami, potem możemy robić cokolwiek innego. - zapewnił i odsunął się od łóżka.
- Taka nagroda mi wystarczy~... - zapewnił, wstając z łóżka i idąc za blondynem. - W czym ci pomóc?
- Może... zacznijmy od tego, czy masz jakieś deski, jakiekolwiek, choć najlepiej niewielkie... I dobre gwoździe? - Zerknął na niego przez ramię i znów się odwrócił, idąc do wyjścia. Co tam śniadanie, najważniejsze, żeby teraz nakarmić zwierzęta, a więc najlepiej sypnąć ziarna kurom... Konie i krowy mogły się same wypasać... Ale kotom trzeba było jeszcze dać mleka.
- Jakieś się znajdą~! - zapewnił. - Ale Shizu-chan wyjaśnij mi, czemu bardziej przejmujesz się zwierzętami niż sobą samym~? Powinieneś zjeść śniadanie~!
- Oj tam. - Tylko machnął ręką. - Zaraz zjem... I tak trzeba najpierw wydoić krowę, żebym miał co pić, nie? No i trzeba by zrobić chleb, co ty na to...? Chyba, że mam kupić przy okazji wizyty w mieście, co? - parsknął. W sumie niezły pomysł, jak dla niego.
- Eh... No tak~... - mruknął. - Zapomniałem, że Shizu-chan je chleb... Chyba będziesz musiał kupić, bo nie mamy z czego zrobić~... - westchnął. - Ale nie do miasta, do wioski~! - poprosił. Było bliżej i miał większą pewność, że nikt nie wyda Shizuo.
- Do miasta i tak muszę zajrzeć... - spróbował się wykręcić. Nie chciał wcale iść do tamtej wioski, po prostu jakoś ich nie lubił... Albo raczej był pewien, że oni nie polubili jego. - Ewentualnie do miasta pójdę w nocy... A bez chleba się obejdę. - W sumie dziwne, bo nie wyobrażał sobie życia bez chleba, ale skoro musiał... Wzruszył ramionami.
- Nie, nie pozwalam. - zaprzeczył kręcąc głową. - Mogę sam pojechać, ale do wioski. - zastrzegł. - W mieście pewnie aż roi się od duchownych... Nie pozwolę ci się narażać dla głupiej upieczonej mąki!
- Dobra... - zgodził się, aczkolwiek niechętnie. - To do wioski, ale ty, ja będę cię jedynie eskortował. Tak na wypadek kogoś w lesie... Dobra?
- Dobrze~! Chociaż nie wiem czemu tak bardzo nie lubisz mieszkańców~... - westchnął. - Przecież są mili, więc?
- Nie to, że ich nie lubię. - poprawił go mrukliwie. - Po prostu nie jestem przekonany co do tego, czy chcą mnie tam widzieć, więc lepiej, jak ty tam pojedziesz, niż ja. - wykręcił się.
- A co jak dziewczyny znów mnie będą oblegać~? - postraszył go w żartach. - Jedziesz ze mną w charakterze innej ochrony niż tylko przed leśnymi potworami~? - zachichotał. - I pewnie mam się przebrać, prawda? - Popatrzył z żalem na koszulę. Polubił ją, ostatnimi czasy nie zdejmował, choć już przestawała pachnieć Shizusiem.
- No jasne, że tylko przed atakami po drodze, przecież dziewczyny raczej nic ci nie zrobią, nie? - burknął, odwracając wzrok. Nie, skąd, to nie tak, że był zazdrosny... - Tak, wypadałoby, żebyś się ubrał normalnie. - Skinął głową.
- Czemu nie~? Są ładne, zdrowe i pewnie chętne nawet na jedną noc~... A ja jako wampir mam w naturze zdradę~! - Uśmiechnął się wrednie. Oczywiście nic takiego nie chciał zrobić, tylko sprowokować Shizuo.
     Shizuo zatrząsł się minimalnie. Co z tego, że Izaya go zapewniał, że jest tylko jego, skoro teraz proponował coś takiego...? Może mu jednak nie odpowiadał? No cóż... Może mu już nie odpowiadał, a może się tylko droczył...
- Jak ci się podobają to świetnie, ale może skacz do nich jak już chociaż pomożesz mi w pracy. - odparł sucho. Skoro jego naturą była zdrada, to tak czy inaczej by temu nie zapobiegł, prawda? No to świetnie. Extra. Ale niech mu o tym chociaż nie mówi, bo za taki żart po dzisiejszej nocy blondyn mógł nad sobą nie zapanować i nie upewniać się nawet, czy to żart.
- Shizuś~...? - spojrzał na niego zdziwiony. Chciał podejść i się do niego przytulić. - Przecież dobrze wiesz, że to żarty, prawda? Liczyłem, że się zezłościsz i przyznasz, że jednak jesteś zazdrosny~... - Popatrzył na niego przepraszająco. Bał się, że Shizuo go teraz odtrąci. - Nie sądziłem, że tak zareagujesz... Przecież ci kiedyś obiecałem, że będę tylko twój od końca życia~... Ale jeśli mi nie wierzysz to może... - Zastanowił się. - Będziesz mnie trzymał na smyczy?
- Głupek. - fuknął. - Żadne na smyczy. Jesteś wolny, przecież tego ci nie odbiorę, nie? - Sam nie wiedział, czemu go to tak uraziło... Normalnie nie powinno, może jedynie gdyby... Tak miał to nazwać...? Był zazdrosny, a wręcz coś go kłuło gdy myślał, że Izaya mógłby tak beztrosko sobie teraz odejść. Przywiązał się? Nie chciał tego... Cholera. Miał go trzymać na dystans, co on właściwie zrobił...? - Nieważne zresztą. - Odegnał tę myśl od siebie. - Idź się przebrać, a ja nakarmię kury i poszukam jakiejś nowej koszuli... - zaczął powoli układać sobie plan działania w głowie, wychodząc na podwórko. Co z tego, że boso...
- Ubierz buty bo znów sobie coś zrobisz. - upomniał go. - A smycz mi nie przeszkadza, nie chcę być wolny, wolę być z Shizusiem~! - zapewnił. - Ale nie jesteś zły...? - upewnił się. - Poczekaj, zaraz przyjdę~! - obiecał, szybko biegnąc do garderoby.
- Nie, nie jestem zły... - zdążył zapewnić. No i Izaya odbiegł. Wyszedł szybko, nie chcąc się wracać po buty. Wziął worek z ziarnem i otworzył kurnik. Kury już dawno nie spały, niestety, i dwie wyszły, kiedy rzucał im ziarno. Zaraz zagoni je z powrotem. Na razie nie miał jak. A płotek musi zrobić koniecznie...
- Miałeś poczekać. - mruknął urażony brunet pojawiając się za plecami Shizuo. - Obiecałeś.
- Nie mówiłem wcale, że obiecuję. - napomniał go. - To tylko ty mówiłeś, żebym poczekał. Ale im wcześniej, tym lepiej. - Sypnął jeszcze garść ziaren i poszedł odnieść worek. - A co, czemu miałem czekać, chcesz czegoś...?
- Hmm... Zapytać cię czy się nie gniewasz~? Przepraszać? - wyliczał na głos.
- Zanim odbiegłeś mówiłem, nie gniewam się i nie przepraszaj, bo to nic nie daje. - Wzruszył ramionami i odłożył worek. - Teraz to ja się muszę skończyć ubierać i myślę, że możemy pojechać po ten chleb, a potem dopiero zrobię to ogrodzenie dla kur... - Znów zaczął układać sobie plan dnia.
- Dobrze... Ale jeśli mógłbym coś zrobić to wiesz~... - Popatrzył prosząco na blondyna. - To tylko niewinny żart, jeśli mogę cię jakoś za niego przeprosić powiedz~... - mruknął. - A kury nie potrzebują  ogrodzenia, prawda? - zwrócił się do pierwszej z brzegu. - Jeśli obiecacie znosić jajka i nie oddalać się nie będzie ogrodzenia, obiecuję też jedzenie i regularne sprzątanie kurnika, co wy na to? - Ukucnął obok kury patrząc na nią wyczekująco.
     Kura zagdakała i przekręciła łepek pytająco.
     Heiwajima przypatrywał się temu jak największemu dziwactwu, jakie widział.
- Nie musisz mnie przepraszać. A co do kur, sądzisz, że tak łatwo oddadzą jajka, w których są ich dzieci...? - Tylko tego mu brakowało, żeby Izaya dogadywał się z kurami, żeby potem miał wyrzuty widząc jajecznicę...
- Nie... Akurat nie kupiliśmy kokoszki, nie mają więc komu oddawać dzieci na wysiedzenie. Chyba rozumieją, prawda? - Kura pokiwała łepkiem i wystawiła przed siebie skrzydełko. Izaya również się uśmiechnął. - Tak, tak śniadanie będzie szybciej. - zapewnił i uścisnął skrzydło. - Ciesze się, że się dogadaliśmy~!
- Co...? - Aż tak się na tym nie znał, on zwykle nawet nie zajmował się kurami w zakonie, od tego był kto inny, on tylko pomagał... No i... Ale... A on liczył na kurczaki. - Aha... No cóż... Fajnie, że się dogadaliście. - rzucił, jakby nigdy nic. - Widzisz Izaya, już nie będziesz mógł zatrzymać mnie dłużej w łóżku. - zażartował.
- Nie pomyślałem~... - Wzruszył ramionami. - No trudno, będę cię musiał po prostu szybciej tam zaciągać~... - Uśmiechnął się wrednie. - Wiesz co to znaczy Shizu-chan~?
- Nie wiem? - Uśmiechnął się kącikami ust i przekrzywił lekko głowę. Co ten Izaya znów wymyślał...? Poza tym przecież to, że zrobili to raz... Przecież nie musieli robić tego codziennie... Nie?
- Co~... - jęknął smutno. - No w końcu coś mi obiecałeś, prawda~? - On nie zapomni tak łatwo. Mieli skończyć wieczorem, a skoro ma wstać rano to wieczór nadejdzie jeszcze szybciej~!
- Lepiej się teraz skup na tym, co masz robić. - Podszedł i poczochrał mu włosy. - Na tym, co masz robić teraz. Idę się ubrać. - poinformował go i odszedł w stronę domu. No naprawdę, ten to myślał tylko o jednym, a przecież dopiero co wstali... Wampira nie zadowolisz... Albo zadowolisz, tylko nie na długo.
     Izaya wyszczerzył się głupio.
- Ale co mam robić~? Chyba że mogę popilnować żeby nikt cię nie napadł w garderobie~? - zaproponował
- A może lepiej popilnuj, żebyś nie uciekł! - parsknął Shizuo z kuchni. - Zaraz wrócę! - zapewnił. Poszedł do sypialni, ubrał szybko jakąś zapasową koszulę, buty i zabrał mieszek z pieniędzmi. Wrócił na podwórko, naciągając na siebie płaszcz. - No cóż, poczekam w lesie aż wrócisz, bo póki co mógłbym ich tylko wystraszyć. - Poza tym, że miał na sobie strój, który nosił jako egzorcysta, to jeszcze zabrał z sobą miecz. Jakoś bronić ich musiał, nie? No to musiał mieć z sobą cały czas broń.
- Ech... Naprawdę jesteś okropny~... - mruknął jednak kiwnął głową na zgodę.- Jak można chować się tak w lesie, przecież cię znają, nic by ci nie zrobili... - zapewniał.
- Nie znają mnie, a tu nagle widzą duchownego z mieczem. Daj spokój, przecież wiem, jak to odstrasza ludzi. - Przewróci oczyma. Wiedział, długo już był egzorcystą. - Po prostu pójdziemy, kupisz chleb, ewentualnie sobie z kimś pogadasz i wrócimy.
- Wrócę najszybciej jak się da. - obiecał i cmoknął Shizuo w usta. - A teraz chodź, musimy zabrać Stefana i go zaprzęgnąć~! - Jednak mimo swoich słów nawet się nie poruszył tylko przysunął się bliżej torsu Shizuo i wtulił w niego.
- Jesteś przylepą, a nie pracusiem, nie? - parsknął blondyn, patrząc na niego. - No, więc może wyjaśnij mi, po co Stefan, skoro idziemy tylko po chleb? - Spytał, czekając, aż Izaya się od niego odklei. Jak tego nie zrobi, zapewne Shizu będzie musiał sam go od siebie odciągać... A to by na pewno nie było miłe, niestety...
- Nigdy nie musiałem być pracusiem~! - przyznał. - I do niedawna nie miałem się do kogo przytulać~... Okaż trochę serca. - westchnął. - Um... Możemy iść, ale nie sądziłem, że chcesz zmarnować kilka godzin~... - mruknął.
- Taa, też racja... - przyznał. - No mam serce, mam, ale to może po drodze, a póki co osiodłajmy tego konia, bo nie mamy czasu, dobra...? - spróbował wypracować kompromis. Na razie nie miał nastroju na kłótnie...
- Hmm... A co powiesz na jazdę w jednym siodle~? - zaproponował spontanicznie. W sumie... Przyjemnie by im było.
- A to przypadkiem nie obciąża bardziej konia...? - spytał, powątpiewając. Nie chciał obciążać konia bardziej, niż to potrzebne... Chociaż wóz też swoje ważył. - Jak tak mu będzie wygodniej, to możemy jechać w jednym siodle, czemu nie. - Wzruszył ramionami.
- Możemy się go spytać, choć sądzę, że będzie wolał siodło~! - Uśmiechnął się do Shizuo. - Chodź, musimy niedługo wyjeżdżać~! - Pociągnął Shizuo w stronę stajni.
- No to dobrze. - Poszedł za nim. Fakt, że lepiej się spieszyć... Robił się głodny. Jednak na dobrą sprawę mogli też odpuścić sobie ten chleb, po co marnować tyle czasu...
- Zapytam Stefana, szykuj siodło~! - poprosił i poszedł w stronę boksu. Chwilę licytował się ale w końcu wrócił. - Ostro się ceni, 5 marchewek za pracę dzień po dniu. - zachichotał.
     Blondyn odwrócił wzrok od linii drzew i uśmiechnął się lekko.
- Ta, bardzo ostro. Jak transakcja już przeszła, to możemy spokojnie jechać, nie? - upewnił się.
- Jasne~! Masz być tylko delikatny i nie ściskać go za mocno, bo mu będzie ciężko oddychać. - mruknął. Tak, o to też Stefan się wykłócał.
- Spokojnie, jeździłem na koniu, potrafię go nie udusić. - mruknął. No nie, został urażony przez konia, tego to jeszcze nie było... - Osiodłany już?
- Kazałem ci zabrać siodło więc jak myślisz? - Popatrzył na niego jak na idiotę. - A jednak Stefan słusznie się martwił... A tak mu tłumaczyłem~... - westchnął.
- A no ta. - Zerknął znów na linię drzew. Coś go niepokoiło... Dość mocno niepokoiło... - To niech tu podejdzie, osiodłam go w końcu... - mruknął, nie zwracając nawet zbytnio uwagi na to, co Izaya tam sobie mruczy pod nosem.
- Shizu-chan co jest? - zdziwił się. No za długo się tam wpatrywał...
- Hmmm...? Nie, nic, wołaj Stefana. - Odwrócił się do niego. Nie czuł potrzeby na razie go niepokoić. W końcu to było coś jeszcze odległego...
- Shizuo, jeśli cię coś niepokoi masz mi o tym mówić~... - poprosił, przytulając go mocniej. Zagwizdał w palce czekając, aż koń przybiegnie.
- Nie, to tylko przeczucie, że ktoś chce tu przyjść. Ale jeszcze mamy czas. - stwierdził niemal pewnie. - A póki co... - Podszedł osiodłać konia, po czym zwrócił się do wampira: - Mamy jechać razem?
- A jak inaczej~?- Uśmiechnął się. - Usiądę przed tobą, będziesz musiał mnie tylko przytrzymać~! Gotowy~?
- Dobra. - Wsiadł na konia, próbując nie sprawiać problemu ciężkim mieczem schowanym w skórzanej pochwie przy jego pasie. - No to wsiadaj.
- Sądziłem że będziesz bardziej się buntował przed jazdą w jednym siodle~... - Uśmiechnął się i wsiadł. Z niewielką pomocą Shizuo udało mu się usiąść. Czuł jak jego plecy i tyłek stykają się z blondynem. Wtulił się w niego zadowolony. - Możesz tak częściej~!
- Nie mamy innego wyboru, więc nie mam jak zaprotestować. - wyjaśnił mu poważnie. Złapał go w pasie. Nie dość, że to było niewygodne, to jeszcze Izaya cały się w niego wtulał... Dobrze, że chociaż miał dość sił, by go utrzymać w takiej pozycji... No i mimo wszystko Shizuo odrobinę, ale to odrobinę podobała się taka jazda.
- A ja coś czuję że ci się podoba~! - zachichotał, przysuwając tyłek jeszcze bliżej Shizuo. Tak mógł się w niego wtulić jeszcze mocniej, poza tym byłoby wygodniej... Chyba... Może... Czy to ważne? Na pewno będzie przyjemniej.
- Nie, skąd taka sugestia? - Najchętniej by się odsunął, ale nie miał gdzie. Spiął konia i poprosił, żeby ruszył. Tylko tyle, Stefan wiedział, co dalej robić. Heiwajima musiał przywyknąć to takiego sposobu bycia - gdzie zwierzęta się prosi, zamiast nadawać im komendy i tyle.
     Izaya wykręcił głowę patrząc na blondyna z dołu.
- Bo ktoś na dole mi o tym powiedział? - Puścił blondynowi oczko. Chyba zrozumie, prawda? - I mu się też bardzo podoba~! Choć raczej wolałby być jeszcze bliżej~... - zachichotał.
     Blondyn zachował swoją niezadowoloną minę dla siebie. Fakt, że gdy koń przyspieszył Izaya lekko na nim podskakiwał wcale nie był zabawny...
- Nie, wolałby przestać sprawiać mi problemy, a przynajmniej taką mam nadzieję... - burknął mu do ucha. W końcu był za blisko, żeby mówić inaczej.
- Przecież możemy to załatwić~! - Wyszczerzył się wrednie. - Daj mi kilka minut, a zaraz będzie grzecznie leżał i spał, co ty na to? - dalej chichotał, choć mówił poważnie.
- Izaya... - Chciał przywrócić mu zdrowy rozsądek, ale nie wytrzymał z ciekawości. - Siedzimy na KONIU w JEDNYM siodle... - zaakcentował. - Jak ty niby masz zamiar to zrobić???
- No~... Możemy się na chwilę zatrzymać i zrobić to na jakimś fajnym drzewku~! Albo na trawie,, Wiesz nie mam wielkich wymagań~! - zapewnił. - Albo jeśli nie chcesz się zatrzymywać to... mogę się obrócić, zdjąć spodnie i możemy spróbować nawet tak~! - Zaśmiał się już. Nie wytrzymał. Wyobrażał sobie przerażoną minę Stefana.
- Koń by nam uciekł. - parsknął. - Poza tym nie, teraz mamy dotrzeć do wioski, a nie się zatrzymywać. - upomniał go. Co on za propozycjami rzucał... Raz to nie znaczy, że będą to robili cały czas. Tak, tak sobie powinien powtarzać. - No i na tym się skup.
- Ale byś chciał~? - Wyszczerzył się jeszcze bardziej. - No Shizu-chan, ja tu usycham~... - Udał, że się smuci. - Poza tym też masz ochotę, co nam szkodzi~? - namawiał. Shizuo pewnie z własnej inicjatywy nigdy by nie spróbował...
- Nie no... Ja to wytrzymam... - mruknął. Przecież nie będą się zatrzymywali po coś takiego... - Nie usychasz, nie usychasz, no już lepiej się skup na jeździe, dobra? - Nie, dlaczego on w ogóle o tym myślał... Co mu uderzyło do głowy, że w ogóle przez chwilę rozważał taką opcję? Izaya naprawdę mieszał mu czasem w głowie.
- Przecież ty sterujesz... - przewrócił oczyma. - Ja się tylko tulę~! I trochę kuszę żeby to zrobić~... Bo czemu nie skoro będzie ci przyjemnie~...
- No właśnie... Ale mamy tam dojechać, a jak będziesz mnie kusił to nas mocno spowolni, nie sądzisz? - zwrócił mu uwagę. - Zresztą, czemu ci zależy, żeby akurat teraz...? - spytał nie rozumiejąc.
- Nie muszę koniecznie teraz~... - mruknął, przewracając oczyma. Wsunął jedną rękę pod pasek i w spodnie blondyna. Jednak nie dalej. - Ale coś mi mówi, że masz ochotę~!
- Co ty...? - Zesztywniał cały. - Ejejeej, nie, zabierz rękę, chcesz żebym stracił panowanie nad jazdą...? - próbował go przekonać może nieco nawet zbyt gorliwie. Przecież nie mogą tutaj, a jakby ktoś akurat był w pobliżu, niewykryty...? - Wcale nie muszę... - burknął w końcu. - Ja też umiem wytrzymać, wiesz...?
- Ale nie musisz się powstrzymywać, to przecież lepiej~... - westchnął. Chciał przyzwyczaić blondyna, że jeśli tylko chce może to po prostu zrobić. On jest chętny cały czas. - Stefan i tak zna drogę~! - mruknął wzruszywszy ramionami i przesunął rękę jeszcze trochę niżej. Już prawie dotykał wybrzuszenia w bieliźnie Shizuo.
- Ale... Zaduszę ci konia... - wymyślił w końcu. No tak, nieopatrznie ścisnąłby nogi... Przynajmniej Stefan będzie się sprzeciwiał... Zaraz. Koń. Będzie się sprzeciwiał? Koń? On już całkiem zwariował?! - Przez przypadek i co wtedy...? Zostaw lepiej... - Byle tylko się nie pobudzić, byle tylko nie reagować, w końcu on tu był, żeby dbać o bezpieczeństwo...
- Oi nic mu nie będzie~... - zbagatelizował sprawę. - Czemu tak bardzo nie chcesz się zabawić? Tylko podaj mi prawdziwy powód. Pomyśl tylko, wzięcie mnie na konia na koniu będzie jakąś nowością~! Nawet w książkach o tym nie pisali~... - Uśmiechnął się zachęcająco, jednak nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Głupek. - Przeciągnął sylaby. - Gdyby nas ktoś zaatakował bylibyśmy bezbronni... - przyznał niechętnie prawdziwy powód. - Jakby nas ktoś zobaczył byłoby dziwnie... - wymieniał dalej. - I naprawdę mógłbym udusić Stefana. - dodał po krótkim namyśle. - Tyle powodów ci wystarczy?
- Gdyby ktoś nas śledził wyczułbym to, gdyby ktoś był na tyle blisko by nas zobaczyć też bym poczuł, a Stefan nie ma nic przeciwko robieniu tego teraz~! Masz jeszcze jakieś problemy? - Uśmiechnął się słodko znów sunąc ręką w spodniach Shizuo.
- Mieliśmy zrobić to później, jak już... - stwierdził, odwracając odrobinę wzrok. Westchnął w końcu, łapiąc go dokładniej w pasie. - Wygodnie ci na pewno nie będzie... - mruknął, przesuwając ustami po jego karku.‏
- Już jest później~... - szepnął mu do ucha, obejmując Shizuo jedną ręką za szyję.‏
- Myślałem o późniejszym później... - wymruczał, jednak już spuszczając z tonu. No dobra, wizja zrobienia tego w taki sposób i w takim miejscu go ciekawiła, a wręcz pociągała... Choć normalnie by się nie przyznał do takich zachcianek...
     Pocałował go lekko w szyję, po uchem, wydychając gorące powietrze. Po chwili ugryzł lekko płatek jego ucha. Tak dla samej przekory.‏
- To chyba ja powinienem cię całować po szyi i gryźć~... - zachichotał cicho, odchylając nieco głowę. Jeśli Shizuo się podobała taka zabawa Izaya chętnie zamierzał pozwolić mu na więcej.‏
- A może chcę się przekonać, co w tym widzisz? - mruknął gardłowo. - Może chcę zobaczyć, jakie to fajne... Jak ty smakujesz? - Polizał lekko jego szyję, od dołu do góry. Smak był... jakby słodki.‏
     Wampir zamruczał rozochocony.
- Jeśli będziesz to robił w taki sposób~... Możesz próbować ile chcesz~! - westchnął mimowolnie czując gorący język blondyna. Shizuo trafił jak nigdy, wampiry mają dość wrażliwą szyję.‏
- To dobrze. Bo chcę więcej. - mruknął mu na ucho, skupiając się na obejmowaniu go, by nie spadli, ale też przede wszystkim na odkryciu czegoś, co Izayi się spodoba. Przesunął wargami po jego szyi i ugryzł go delikatnie, właściwie tylko szczypiąc lekko jego skórę.‏
     Izaya jęknął cichutko i przygryzł wargę. Nie spodziewał się, że to jemu będzie sprawiana przyjemność. Nadal nie mógł się przyzwyczaić, że blondynowi na tym zależało. - Poczekaj~... - sapnął i obrócił się żeby siedzieć przodem do Shizuo. - Tak powinno być wygodniej~!‏
- Mhm... - potwierdził cicho, nachylając się. Miał lepszy dostęp do jego szyi... Kontynuował więc, zaczynając od ucałowania jego obojczyków, do góry, aż po jabłko adama. W końcu nieco czułości mu nie zaszkodzi... Jednocześnie wkradł się dłonią pod koszulkę Izayi, głaszcząc lekko jego bok. Drugą ręką przytrzymywał go w pasie, żeby nie spadł.‏
- Shizu-chan~... - mruknął, zaczynając lekko drżeć z podniecenia. No cóż, nie mógł się doczekać. - To ja powinienem tobie sprawić przyjemność~! - jęknął cichutko.‏
- Trudno, ja wolę sprawiać ją tobie... - mruknął, uśmiechając się. Znów ugryzł lekko skórę na jego szyi, potem kawałek dalej i jeszcze kawałek, na obojczyku i nieco wyżej, a w końcu zaczął ją lekko zasysać, tak jakby miał zrobić mu malinkę, ale nie na długo... Jego dłoń zawędrowała w okolice jego podbrzusza, a palce muskały brzeg spodni.‏
- Ale ja nie chcę tak~... - jęknął, mimo to nie potrafiąc przerwać pieszczot Shizuo. - To ja ci mam sprawiać radość~... - mruknął, rozpinając blondynowi spodnie.‏
- I sprawiasz. - potwierdził. - I bez tego... Dla mnie przyjemnością jest patrzenie na to, że tobie jest przyjemnie. - Cmoknął go w policzek, kącik ust, a w końcu usta. Na chwilę dał się ponieść bardziej namiętnemu pocałunkowi. - Chcę patrzeć na to, jak drżysz z przyjemności, to lubię najbardziej. - zdradził mu. Rozpiął jego spodnie, zsuwając je z niego trochę, na tyle, na ile mógł.‏
- Przesadzasz... - Westchnął z przyjemności. - Na pewno wolisz coś innego... - mruknął i uniósł trochę tyłek by umożliwić zdjęcie z siebie spodni. - Co cię obchodzi moja przyjemność~? Ja i tak jestem najszczęśliwszy. - Westchnął, może trochę za głośno.‏
- Ale i tak chcę na to patrzeć. - Pokręcił głową. - Na twój zamglony wzrok, na drżenie ciała, na błogi wyraz twarzy, rumieńce. Chcę słuchać twoich westchnień i jęków, żeby słyszeć dokładnie, jak ci dobrze. Ale nie wymuszaj niczego, bo to wkurzające. - dodał od razu. Szybko rozpiął guziki jego bluzki. - Właśnie to wolę. W tym momencie najważniejsze jest, żebyś to ty był zadowolony, jasne? - spytał, odchylając go na tyle, by móc swobodnie dobierać się do całego jego ciała. Mieli mało czasu, więc jednocześnie zaczął pobudzać jego męskość.‏
- Shizu-chan nie żartuj sobie~... - mruknął starając się już pobudzić blondyna ręką. Musieli się pospieszyć bo wioska coraz bliżej. - Na pewno jest coś lepszego od oglądania mnie.‏
- Nie ma. - Położył dłoń na jego dłoni i odsunął ją od swojego podniecenia. - Nie ma i koniec... Powiedziałem ci wszystko. - Mieli mało czasu, więc uniósł jego biodra i nakierował się na jego dziurkę, po czym opuścił go na siebie w miarę szybko. Cieszył się w sumie, że Izayi to nie boli...‏
- Ale to na pewno jest lepsze~! - jęknął, czując jak Shizuo się w niego zagłębia. - Widzisz? - wydyszał, kładąc mu głowę na ramieniu.‏
     Blondyn cały się spiął, chwilowo skupiając się tylko na wykonywanej czynności. Było tak bardzo ciasno, wilgotno i dobrze... Ale patrzenie na reakcje Izayi tylko pogłębiało przyjemność.
- Czuję... - mruknął. - To po prostu ty jesteś najlepszy i na tym skończmy, dobrze? - spytał ugodowo, tłumiąc mruczenie z przyjemności.‏
- Mhm~! - jęknął, gdy Shizuo trafił w to szczególne miejsce w jego ciele. Są zaczął się poruszać w rytmie blondyna chcąc sprawić mu i sobie więcej przyjemności.‏
     Shizuo mimowolnie jęknął cicho, czując te rytmiczne, ale i chaotyczne ruchy. Jeszcze nigdy nie czuł takiej adrenaliny, nie robił tego aż tak spontanicznie i w tak widocznym miejscu w środku dnia. Przyciągnął jego głowę do pocałunku. Całkiem żywiołowego, zaborczego...‏
     Izaya zarzucił mu ręce na szyję nie zaprzestając się poruszać. Czuł że Stefan idąc też nimi trzęsie co sprawiało, że ich rytm nadal był chaotyczny, nie ważne jak bardzo Izaya się starał. Brunet otworzył usta pozwalając się całować do woli.‏
     Blondyn postanowił mu pomóc, unosząc go i opuszczając w jego rytmie. Jednak jakkolwiek by się starał gubili rytm, co i tak tylko podsycało jego pożądanie.
     Spróbował przyspieszyć, samemu wychodząc jego ruchom naprzeciw. Chwilę mu to zajęło, ale okoliczności zrobiły swoje. Po pewnym czasie oddychał w nierównym tempie, starając się tylko utrzymać jako-taki rytm. Izaya też był najwidoczniej bliski spełnienia...‏
- Shizu-chan~... - jęknął, nadal starając się poruszać w miarę równo. - Dobrze ci?‏
- M-mhm... Dobrze... - Stęknął z przyjemności. Nie powinien był otwierać ust... Ale naprawdę było mu dobrze.
- To dobrze~... - westchnął i położył brodę na ramieniu blondyna. Nadal poruszali się szybko, Izaya nie mogąc wytrzymać cały czas sapał Shizuo do ucha.‏
     Blondyn sapnął z przyjemności kilka razy, nie mogąc się powstrzymać. Spinał się, a jednak starał się nie zaciskać nóg, żeby nie zrobić krzywdy zwierzęciu, które jakby nie było ich niosło.
     Sapanie Izayi tylko wzmagało przyjemność, przez co było mu już gorąco...‏
- Shizu-chan~!!! - Izaya jęknął głośno nabijając się na blondyna do samego końca. Poczuł jak zalewa go jakaś fala gorąca a ciało przechodzi silny dreszcz.‏
- Nie... Tak mocno... - wysapał Heiwajima, czując, jak Izaya zaciska się jeszcze mocniej pod wpływem przyjemności. Tak, że aż boleśnie, a mimo to przyjemnie. Wypuścił głośno powietrze, pozwalając mu siedzieć na sobie. Obaj potrzebowali chyba chwili, by uspokoić się po tej szalonej przyjemności.
     Izaya oddychał głęboko starając się uspokoić. Czuł jak biała, lepka ciecz go wypełnia.
- No i teraz pozostaje pytanie... - westchnął, gdy tylko mógł już złapać oddech. - Jak ja mam teraz wejść do sklepu mokry "tam"‏.
- A mówiłem... - mruknął, całując lekko jego skroń. - Nie ma po drodze jakiegoś strumyka, czy coś...? Mówiłem, żeby poczekać, a ty co...? - Puknął go lekko palcem w czoło. - Głupek... Ale było przyjemnie. - dodał, żeby jednak Izaya wiedział, że nie jest zły.‏
- ... - Pokręcił przecząco głową, cały czas się uśmiechając. - Dlatego teraz ty grzecznie pójdziesz po chleb prawda~? - cmoknął go lekko w usta. Wiedział, że Shizuo nie chciał iść, ale teraz musiał, prawda?‏
- Co...? - Potrzebował chwili, by przetrawić słowa Izayi. - Oż ty... - warknął, mrużąc oczy. No podstęp! Zmusił go do tego podstępem! - Czekaj no... Pójdę, ale jeszcze się za to zemszczę. - zapowiedział. Wcale nie uśmiechało mu się coś takiego... - U nich jest jakiś sprzedawca, czy mam po prostu iść do kogoś odkupić chleb...? - Czuł się z tym głupiej niż gdy zwykle wchodził do jakiejś wioski jako egzorcysta i prosił o strawę...‏
- Jeśli tak jak ja cię do tego namówiłem to czekam Shizu-chan~! - Z aroganckim uśmieszkiem posłał mu buziaka. - Po prostu pójdź na targ~! To proste, znajdziesz na pewno. - wyjaśnił. - W środku miasteczka jest plac targowy a w jednym z przyległych domków mieszka i pracuje piekarz~!‏
- Skusiłeś mnie, pijawko... Dobra, jak jest piekarz to wszystko powinno iść gładko. - mruknął niechętnie. Nadal nie uśmiechało mu się iść do tej wioski, ale skoro nie miał wyboru...‏
- To chyba oczywiste~! - mruknął zaplatając ręce na szyi blondyna. - Pamiętaj, że ja zawsze dostaję to czego chcę~! - Uśmiechnął się wrednie.- A poza tym mógłbyś wreszcie ze mnie wyjść bo zaraz dojedziemy... - rzucił niby od niechcenia.‏
- A no... - Ukrył zażenowanie i zdjął go z siebie, po czym naciągnął mu ciuchy na tyłek i posadził go przed sobą. Samego siebie też doprowadził do normy. - Dobra... I wiedz, że nie zawsze będzie tak, że dostaniesz, co chcesz. - uprzedził na wszelki wypadek.‏
- Tak, tak~... - zbagatelizował przeciągając się. - Wtedy o tym pomyślę~! Ale nie wierzę że to zadziałało~... - dodał wesoło i jeszcze raz cmoknął blondyna. - No a teraz ja ze Stefanem poczekamy za drzewami, a ty leć po śniadanie~!‏
- Wtedy już będzie za późno... - burknął. Upewnił się, że ma sakiewkę przy pasie i zsiadł z konia. Ruszył do wioski. Wyszedł zza drzew i rozejrzał się. Popłochu nie siał... Na szczęście... Wystarczyło trafić do piekarza. Byle go nikt nie pamiętał...‏


poniedziałek, 21 grudnia 2015

Drr!abble - Uzależnienia

 Wybaczcie, lekko mi się przysnęło po powrocie do domu ^^""
Ale oto jest moje zapomniane przez świat drabble~...
Pamiętajcie o nakarmieniu psiaków i Enjoy~!





     Izaya był psychicznie silną osobą. To on zmusił całe miasto, aby tak myślało. Osoba, która codziennie ogląda śmierć osób, które ‘kocha’ musi być silna… i szalona - dodawali ci ludzie w duchu. Informator sam wykreował ten świat, aby on wmawiał mu, że jest silny.
     Bo tak naprawdę Izaya był słaby. Utrzymywał tylko pozory siły, by przykryć wszystkie swoje uzależnienia. A miał ich całkiem sporo. A dokładniej siedem miliardów plus dwa.
     Paradoksalnie owe ‘plus dwa’ zajmowały 99% jego czasu. I o ile Izaya mógł pozwolić sobie na uzależnienie od blondyna, nie mógł tego samego zrobić z telefonem.
     Niestety, zapomniał uwzględnić w tym zestawieniu ootoro.

czwartek, 17 grudnia 2015

17.12 - Dzień bez przekleństw

Yo~!
Jak się dziś macie~? :3 Bo szczeniak po cudownej etyce w końcu jedzie się wyspać~... Moje kochane łóżeczko. =w=
Zanim co jednak~! Życzę wam miłego czytania i oddaję głos Kiasarin-san~! >w<
Enjoy!
Hejo~...
Tak dzisiaj mamy dzień bez przekleństw a mnie się wyjątkowo ciśnie wiązanka na własną głupotę~... no ale to nie ważne. Miłego czytania. Pamiętajcie o nakarmieniu psiaków i Enjoy~...
P.S. Miniaturka jest Psychedelic420 x Virus138



     Dźwięk wygrywany delikatnie przez zwinne palce uderzające w klawiaturę komputera wyrwały jego świadomość z bezosobowej czerni. Ciąg liter i cyfr wpisywany przez tę osobę połączył fragmenty jego ciała w jeden dryfujący w czerni awatar. Wraz z kliknięciem na ekranie "zaloguj" czerń przybrała formę. Wydłużyła się, pozwalając cyfrowemu ciału coraz szybciej opadać na dno.
     Virus nie wiedział kim jest osoba powołująca go do życia co jakiś czas, jednak to nie miało znaczenia, jeśli istniała choć nikła szansa na to, że w miejscu do którego trafi spotka jeden szczególny awatar.
     Czerń ustąpiła miejsca bieli, która wyhamowała bezwiedne jeszcze do niedawna ciało i pozwoliła mu dryfować w przestrzeni.
     Jasnoniebieskie cieniutkie linie przecinające gdzieś w oddali biel były pierwszym, co zobaczyły szkarłatne oczy. Pędzące z niesamowitą prędkością pakiety danych umożliwiające działanie systemu przemykały w tle, nie zakłócając rozgrywki.
     Awatar wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu i spokojnym krokiem ruszył przez biel. Po jego prawej zmaterializował się niewielki postument nad którym lewitowała naprawiona katana i dwa pistolety. Virus zabrał je, chowając w swoim ekwipunku. Odwrócił się, gdy przed nim zmaterializował się błękitny półprzezroczysty ekran. Virus dotknął go opuszkami palców włączając tym samym informacje. Jak głosił biały napis, zostanie za chwilę przetransportowany do sektora 4.13 gdzie obecnie znajduje się tylko jeden gacz. Brunet sprawdził jeszcze IP komputera z którego zalogowany został drugi gracz w sektorze 4,13 i zobaczywszy na ekranie znany sobie ciąg liczb wyszczerzył się ukazując swoje ostre jak u rekina zęby.
- Psy-chan~ Idę po ciebie. - mruknął, mrużąc niebezpiecznie oczy.
     Ułamek sekundy później zniknął przeniesiony do odpowiedniej części planszy.

     Z linijek kodu powoli formował się umysł. Dopiero potem ciało. Piksele zyskiwały świadomość, świadomość zyskiwała formę. Wzrok. Wyostrzony słuch. Wrażliwość czucia wraz z odpornością. Wszystko idealnie wyostrzone, stworzone do jednego celu.
- Zabiję. - warknął, oglądając swoją broń. Ktoś mu ją zamienił na mniejszą, był tego pewien. A ktokolwiek go stworzył, widać nie potrafił na szybko skombinować mu lepszej.
     Humoru nie poprawił mu widok zaprzysięgłego wroga. Tego jednak nie widać było na jego kamiennej twarzy. Na powitanie uniósł broń, po czym strzelił "gościowi" między rubinowe oczy. Nie poruszył niepotrzebnie ani jednym mięśniem, w pełni skupiony na swoim celu. Jedynym wpisanym w instynkt. Jedynym, którego musiał słuchać bezwarunkowo.
- Ha ha~... Jak zwykle butny Psy-chan? - zagadnął Vi, siadając na swojej katanie wbitej w ziemię. - Jedyne o czym możesz myśleć to walka. - stwierdził wyjmując pistolet i strzelił nim prosto w nadlatujący pocisk, tym samym go wyhamowując.
     W niczym to nie przeszkodziło kolejnym pociskom, które zaczęły celować w różne punkty witalne na ciele bruneta. Po wypakowaniu całego magazynku Psy w końcu opuścił rękę.
- Jedyne o czym mogę myśleć, to że za dużo pi*******! - warknął na niego, przyjmując bardziej bojową pozycję do walki. Zdekoncentrował się jednak na moment, widząc cenzurę na swoim przekleństwie. O ile można to uznać za przekleństwo, bo jego standardy tak tego nie ujmowały.
     Vi miał zamiar natychmiast odpyskować, ale zamiast tego wybuchnął śmiechem.
- O ku***, ja je***, co za popi******** pomysł? Słyszałem co prawda o świątecznym evencie, ale kto by pomyślał, że chodzi w nim o to że będzie nam wpi****** śnieżynki do wypowiedzi. - odparł wesoło, zaraz jednak ze zdziwieniem przyglądając się swojej wiadomości. Wyglądała dziwnie pusto.
Przenikliwy podwójny krótki pisk oderwał jego uwagę i skierował ją na wyświetlaną w lewitującym dymku informację.
     "Drodzy użytkownicy - szczęśliwego dnia bez przekleństw. ~ Administracja."
     Vi138 zamrugał zaskoczony, czytając kilka razy zamieszczoną informację.
- No chyba ku*** nie! - warknął zeskakując ze swojej katany. Z jednego z pistoletów oddał serię strzałów w kierunku informacji ale ta, wielka i wkurzająco widoczna, nadal wisiała w nienaruszonym stanie.
- Śnieżynki? Popi******** cię zj****? - prychnął. Zaraz kącik jego ust drgnął, minimalnie wykrzywiając jego twarz w niezadowolonym grymasie. Nawet nie mógł mu dogryźć? Nawet tego go pozbawili? Jedynej przyjemności, poza zabijaniem go, które i tak było głównie obowiązkiem? - Ku***! Po********** ich zupełnie... Z****** już, żebym mógł cię spokojnie roz*******. - To mówiąc, skierował w jego stronę broń. Oddawanie strzałów do ogłoszenia było bezcelowe, w przeciwieństwie do strzelania w niego.
- "Z****** już, żebym mógł cię spokojnie roz*******." - Zaciekawiony Virus odwrócił w jego stronę pistolet i uśmiechnął się wrednie. Wyczuwał szansę na naprawdę niecodzienne docinki. - Co powiedziałeś Psy-chan? Nie zrozumiałem, czym jest "Z"? "Zamknij się już, żebym spokojnie mógł cię rozciągnąć" czy może "Zewrzyj się już, żebym cię spokojnie rozepchał"? Poza tym nie sądzę abyś ty mógł coś zrobić "spokojnie". - dorzucił wrednie. Bardzo się pilnował, żeby samemu nie "pipnąć" to by zniszczyło cały efekt jego żartu.
     Nawet Psy mimowolnie zmarszczył brwi na te dociekania. Trochę wyprowadziły go z równowagi. Były bezsensowne, obaj o tym wiedzieli, a mimo to Virus sugerował mu te idiotyzmy... Pieprznięty manipulant.
- Nie z*****. - odpowiedział z pozornie spokojnym głosem. Mimo to wyświetliły się gwiazdki. Po raz kolejny. Nawet on zaczynał tracić do tego cierpliwość. - O******** się, nie mam zamiaru stać i z tobą gadać. Nudzisz mnie dzisiaj... - Złapawszy za oba pistolety dla odmiany zaczął celować jednym w jego stopy, drugim w pierś. Tak by musiał unikać kul i nadziać się na celniejszy strzał.
- Hę? "O********"? Mam się obrócić bo chcesz już przejść do rzeczy zamiast ze mną gadać? Cóż zawsze wolałeś p******* niż p********, prawda? - mruknął, specjalnie tak dobierając słowa, żeby nic nie dało się z nich zrozumieć. Albo raczej chciał, by Psy420 dopowiedział sobie odpowiednie rzeczy.
     Widząc lecące pociski brunet wyciągnął z ziemi swoją katanę i przepołowił je oba jednym cięciem.
- Ta, zawsze wolałem nap********* niż p*********. - prychnął, obchodząc go powoli dookoła. - Może zacznij się ruszać, co? - zmienił temat, mając dość poprzedniego, który i tak niewiele się rozwinął z tą cenzurą. - Dziś cię porządnie r*******, więc szykuj się na długą regenerację... - zagroził, przy czym jedynie jego głos zwiastował poważne groźby.
- Chyba miałeś na myśli wyr*****, co, Psy? Choć nie wiem czy będziesz miał szansę~... Skoro nałożyli nam filtr dla dzieci to możliwe, że zablokują też inne funkcje. Jak myślisz? - mruknął spoglądając na niego z wykrzywionym uśmiechem. - Zero przekleństw, zero p******, zero r******, zero zabawy~...
- Myślę, że porządnie się zabawimy, jeśli się w końcu zbliżysz. - zapewnił, płynnym ruchem kucając i strzelając z dołu, dzięki czemu pociski zmieniły swoją trajektorię lotu. Nie przestawał, wstając. Po tym nerwowym ruchem wymienił magazynek i przysunął się bliżej, samemu prezentując groźny uśmiech. - Wyr***** też mogę, choćby nawet założyli na to jakąś p********* cenzurę... - warknął, korzystając na nowo z dzisiejszej cenzury wulgaryzmów.
     Virus pozwolił sobie strzelić w nogę, chcąc sprawdzić jak cenzura zareaguje na krew. Jeśli i te fantastyczne i przesadzone czerwone rozbryzgi zostaną usunięte...
     Jego cyfrowe ciało zachwiało się niekontrolowanie i zmusiło Vi go lekkiego przykurczenia nogi. Jego cyfrowy awatar przeszyło uczucie bólu, ale i specyficznego rodzaju przyjemności. Nie tego samego, który towarzyszył mu podczas ran w walce, czy podczas ranienia swojego rywala... Inny, ale niemal równie przyjemny rodzaj ekscytacji.
- Jakiś ty romantyczny Psy. - sarknął, utrzymując swój denerwujący uśmiech. - Najpierw mnie unieruchomisz a potem zar*****, choć może obaj byśmy woleli, żebyś jednak mnie zer****. Mam rację?
- Heh. A żebyś wiedział. - rzucił bez większego zaangażowania w rozmowę, czując przypływ danych na temat celnego strzału i możliwych opcji całkowitego unicestwienia Vi. Bez skrępowania zbliżył się na jeszcze dwa kroki, celując w jego głowę, a ułamek sekundy później atakując go strzałem w krocze, który umożliwiłby mu sparaliżowanie go na dobre. To było jego celem, więcej cennych uszkodzeń.
- Ej, ej ej jak mi o******** c****** to się policzymy! - warknął widząc, na co się zamierza. Nie dość, że pikseli imitujących krew i obrażenia było zdecydowanie za mało jak na tego typu grę to jeszcze miał stracić przyrodzenie? Było mu potrzebne! Nie wiedział w sumie do czego i cóż to za zabawny programista dał Psy420 większe niż jemu, ale... on też był ze swojego dumny. Widząc, sekwencję którą broń blondyna powtarzała zawsze przed wystrzałem, czyli uporczywy pisk i niebieski strumień zbierający się w lufie postanowił szybko działać. Zmaterializował swoją katanę i wsunął ją w otwór w broni Psy. - No, w tę stronę możemy się zabawić! - rzucił lekko poruszając kataną tak by mocniej wepchnąć ją w bazookę.
- Ku***! - warknął, puszczając broń i odpychając ją od siebie nim przyszło jej rozgrzać się i wypalić. - Pie******* tani sprzęt. - podsumował, materializując w dłoni znów krótki pistolet i uporczywie strzelając w dół ciała bruneta. Skoro tak mu się nie podobało, że miałby dostać akurat tam... - To w ciebie powinno się coś w********... - stwierdził sucho, materializując karabin w drugiej ręce. Oparł go pod pachą, traktując go salwą w okolicę żeber, tak że awatar Virusa wylądował za pobliskim wygenerowanym przez grę niskim murkiem.
- Przecież sam mówiłeś, że twój sprzęt jest słaby i tani~... A teraz chcesz we mnie takie badziewie wkładać? - fuknął i splunął krwią. Cóż, tego wcześniej w grze nie było. Dzisiejsze rany mocniej bolały i dawały większą frajdę. Ciekawe, jak byłoby z przyjemnością. - Psy-chan już nie p***** i przestań nak***** we mnie z tej zabaweczki. Jak już musisz we mnie strzelać, to o tu. - Mówiąc to klepnął się po tyłku pozwalając aby w powietrzu rozniósł się charakterystyczny plask. - I to z innej broni. Dobrze ci radzę, jeśli nie chcesz zostać zabugowany i pojawić się tu następnym razem TYLKO w różowej spódniczce.
- Pi********. - odparł beznamiętnie, wyrzucając pistolet, a zostając z karabinem, z którym spokojnie zaczął się zbliżać. Zupełnie nie rozumiał, o czym on pieprzył i dlaczego miałby tego słuchać. Wystarczyło go zniszczyć. Mimo to podszedł, z dozą nieufności, na odległość dwóch wyciągniętych ramion. Wskazał lufą pobliskie drzewo i zwrócił znów celownik na niego. - Po pierwsze, nie będziesz mi ku*** rozkazywał. - zaczął wyliczać, jednocześnie oddając strzał w jego rękę, w okolicy zgięcia łokcia. - Po drugie, jeszcze raz mi zagrozisz, a własnoręcznie rozk***** ci łeb o tamto drzewo. - Mówiąc to, oddał drugi strzał w to samo miejsce jego drugiej ręki. - Po trzecie, spie***** pod nie. Już. - dodał władczo, ładując do pełna naboje do karabinu. - Czas na nauczkę.
- Nie ma sprawy Psy-chan. - zapewnił, uśmiechając się uroczo. Zniknął i zaraz całkowicie zregenerowany pojawił się pod drzewem. - Tu są kuleczki które we mnie zostawiłeś. - powiadomił go, wysypując z ręki na trawę kilkanaście naboi. - W sumie najgorsze w tym dniu bez przekleństw będzie to, ze chyba popłaczę się ze śmiechu gdy usłyszę twoje k**** gdy będziesz szczytował. - mruknął.
     A za to strzelanie w niego i tak spłata mu jakiegoś psikusa. Tego był pewien. Co najwyżej do spódniczki dołączą jeszcze skrzydełka wróżki.

środa, 16 grudnia 2015

drrable! - Brązowa twarz

Ohayooooo! Q.Q
Przepraszam, naprawdę! Zapomniałam o tym drrable, a miałam go dodać... przedwczoraj... Właściwie to chciałam, żeby Kiasarin-san dodała swój, ale cóż... =3= Ona sądzi, że już za późno, czy coś takiego~... T^T"
W każdym razie Josh-chan dziękuję za przypomnienie~!!! ;3;
Etto~... Jeszcze przypomnę, nakarmcie szczeniaki proszę~...
Następna notka zgodnie z planem.
Enjoy!




     Shizuo od rana czuł się nieswojo. Coś było nie tak. Oczy mijających go ludzi były jak zwykle wystraszone, zaciekawione, zamyślone, smutne... Ale był niemal pewien, że ktoś przypatruje mu się inaczej. Zupełnie inaczej, niż wszyscy.
    Niby otoczenie było normalne. Słońce grzało, ptaki ćwierkały, chmury układały się w dziwaczne stworzenia. Ulice były ruchliwe, pełne szmerów rozmów, kolorowo ubranych, lecz szarych ludzi, drzew mniej licznych niż podlewające je zwierzęta i kolorowych znaków, których giętki stop metalu znał jak mało co w tej dzielnicy. Słowem, wszystko było pozornie jak zwykle. Jednak odczucie nie minęło cały ten czas.
     Koło czternastej mignęła mu gdzieś nietypowa twarz. Twarz nietypowa, bo czarna. Czy raczej brązowa. Jednak gdy odwrócił wzrok, nigdzie jej nie było.
    Od tej pory miał wrażenie, że znajome tęczówki idą za nim krok w krok, obserwując każdy ruch. W sklepie. Na ulicy. Przy laniu dłużnika. Piciu mleka. Zgnieceniu kubka. Wybieraniu numeru.
- Shizu-chan~! - Uśmiechnięta, brązowa twarz pojawiła się znikąd, równie brązowe ręce uwiesiły mu się na szyi. - Zobacz, znalazłem czekoladową farbę do ciała~! Musisz spróbować!
    Tym sposobem blondyn samemu nie wiedząc kiedy został skutecznie i niemal dobrowolnie pociągnięty do najbliższego Love hotelu.
    Izaya zawsze znajdował nietypowe sposoby, by zwrócić na siebie jego uwagę.


piątek, 11 grudnia 2015

Na psa urok i kocią łapę #11 - Moczenie

Hej hej~...
Nie mam wam za bardzo nic do powiedzenia, więc tylko was przeproszę bo zapomniało nam się, że notka miała być wczoraj dodana :P 
A no i pamiętajcie o kliknięciu w banerek po prawej i nakarmieniu psiaków.
 Enjoy~....
A szczeniak jeszcze przeciągnął, gomennasai~! >3<
Właśnie wychodzę, więc co się będę rozpisywać~... Miłej zabawy przy czytaniu. :3
Enjoy~...




     Golden podczas swojej kąpieli był bardzo spokojny. Rozpamiętywał trochę ostatnie wydarzenia - nie to, jak stał się psem, całkiem co innego, raczej jak pomimo bycia psem znów zaczął gonić Izayę ostatnim razem. Jak zemścić się za drapnięte ucho? Otóż jak teraz wspominał, przy przewróceniu stolika swoim cielskiem zauważył, jak Izaya gwałtownie schował się na szafie przed rozpryskiem wody ze spadającej szklanki, tym samym kończąc pościg. Bał się wody? Koty nie lubiły wody. W jego głowie zrodził się szatański plan zemsty.
     Izaya jak na szanującego się kota przystało postanowił trochę pownerwiać społeczeństwo, pod postacią Shinry. Gdy lekarz pisał coś na laptopie kot przyczaił się i wskoczył mu na kolana, a potem na klawiaturę laptopa i przewróciwszy się na plecy zaczął się wiercić domagając się pieszczot. Jakoś nie bardzo przeszkadzało mu to, że dzięki jego działaniom rozmowa biznesowa Shinry była bogatsza o takie słowa jak "AZkjvj" czy "sxhtyn cxsa".
     Dopełnienie szatańskiego planu Shizuo wymagało poczekania na płukanie. Dał się więc opłukać Celty, po czym popatrzył na nią przepraszająco i... wyskoczył z kąpieli, szukając Izayi po smrodzie. Wiedział, że gdzieś tu jest. Najświeższy ślad prowadził do gabinetu Shinry, więc naskoczył na klamkę i mokry podbiegł w stronę Izayi.
     Izaya zaczął bawić się w wypisywanie słówek łapkami. Niestety Shinra nie miał anielskiej cierpliwości i naprawdę zezłościł się gdy Izaya "przypadkowo" zamiast "Dobra" napisał "kurwa" i na nic zdały się słodkie miauknięcia. Okularnik jeszcze miał czelność wyrzucać mu, ze słowa nawet nie były podobne! Izaya zasyczał na niego "Spróbuj pisać łapami" ale niestety musiał skapitulować przed groźbą "nie dostaniesz tuńczyka" i potulnie zeskoczyć na ziemię.
     Mały, czarny kotek przeżył ogromny szok, widząc rozpędzonego goldena który z powiewającym na wietrze językiem pędził wprost na niego. Co gorsza blondyn był cały MOKRY! Zauważywszy to kot miauknął przerażony i rzucił się do ucieczki na najbliższą firankę.
     Słysząc hałasy lekarz podziemia odwrócił się by zdziwiony zostać znów obrócony na krześle przez pędzącego psa.
    A pędzący pies z rozmachem dotarł pod firankę i zaczął się otrzepywać z największym rozmachem, na jaki było go stać, chlapiąc wszystko dookoła, w tym Izayę. Tak, zemsta doskonała. Co z tego, że był tam Shinra? On się mścił. Na zemstę na Izayi pora jest zawsze. Zwłaszcza za jego zakrwawione wcześniej ucho.
     Izaya z dzikim krzykiem zaczął pracować łapkami by spiąć się wyżej, niestety jego ostre pazurki tylko podziurawiły firanę, w konsekwencji czego spadł prosto na psa, odruchowo czując wodę wbijając się w niego pazurami.
     Shizuo zawarczał i zrzucił go z siebie, fukając po tym. Najchętniej by się na niego rzucił i go wytarmosił, gdyby nie Shinra, który przestawszy się kręcić po jego przebiegnięciu z krzykiem podbiegł i usilnie starał się go odciągnąć, grożąc, że go wywali. Tym razem mu uwierzył, więc tylko fukał, patrząc na Izayę. Co on sobie wyobrażał... Że za każdym razem mógł się tak w niego wczepiać pazurami?
     Kot już trząsł się na wysokiej półce. Przerażony tym nagłym atakiem nie miał zamiaru tak szybko tracić czujności. O nie! Tym razem Shizuo go nie zaskoczy, nie ma mowy! Syknął na psa zły. Usadziwszy się wygodniej na półce zaczął wylizywać sobie mokre futerko, licząc, że to jakoś przywróci mu kocią czystość.
- Fuj! Pachnę mokrym psem! - poskarżył się Shizuo warującemu pod półką.
- Czekaj... Zostaniesz jeszcze mokrym kotem. - prychnął na niego. Niestety chwilę później Shinra zdecydowanie pociągnął go za drzwi. Nie że chciał wyjść czy że naprawdę nie mógł mu się postawić... Mógł. Ale miał już lepszy plan. Następnym razem jeśli będzie się mścić, to zrobi to lepiej...


niedziela, 6 grudnia 2015

Shizaya - "Dwa bałwany"

Ho ho ho~... witam was w ten świąteczny dzień X3 Dostaliście jakieś prezenty?
Od nas łapcie krótką, nie do końca świąteczną role-miniaturkę. Od siebie dodam tylko, że gdy to pisałyśmy padał pierwszy śnieg tej zimy >w< przynajmniej u mnie więc było klimatycznie... choć niestety do teraz się stopił ;_; 
A no tak~... przypominam o nakarmieniu psiaków klikajac w odpowiedni banerek 
Enjoy~!

Hejka~! :33
Ja jestem bardzo zadowolona z mojego kochanego Mikołaja. >w< Dzięki niemu na pewno wyjadę sobie na następny weekend! :33
Szkoda tylko, że mamy już niedzielę~... Ale na osłodę tego faktu przychodzimy do was z Mikołajem jeszcze raz, prezentując~...
No właśnie, co? Przekonajcie się~
Enjoy~! ;3


     Izaya dzisiejszego ranka obudził się wyjątkowo wcześnie. W nocy, gdy siedział jeszcze na chacie popijając kawę zauważył przez okno, że pada śnieg. Temperatura miała być dostatecznie niska aby się utrzymał. Rano więc wyskoczył ze swojego łóżka i szybko podbiegł do okna. Przywitała go dość pokaźna ilość białego puchu. Ucieszony takim obrotem sprawy szybko ubrał się ciepło - zarzucił sobie na szyję szalik, a na uszy ubrał nauszniki, do tego ciepłą kurtkę i grube, ocieplane buty. Był pewien, że dziś spędzi dużo czasu na dworze. Zabrał jeszcze rękawiczki i wybiegł do szkoły o wiele wcześniej, niż zwykle wychodził.
Dotarł do liceum Raijin w ekspresowym tempie i korzystając z dobroci pań sprzątających jak i swojego dorobionego klucza wszedł na dach.
     Uśmiechnął się wesoło, patrząc na połacie śniegu przed sobą. Szykowała się niezła zabawa. Nabrał trochę białego puchu w ręce i zaczął formować z niego kulkę. Świeży śnieg lepił się znakomicie.

     Zimno.
     To była pierwsza myśl, jaka wtargnęła do głowy Shizuo, gdy wygrzebał się spod kołdry i stanął w samych bokserkach przy oknie, żeby zapalić. Jednak zimno czy nie, zapalił, ubrał się i po wciągnięciu kurtki wyszedł, naciągając na siebie rękawiczki.
     Dzień nie był już aż tak mroźny kiedy miał kurtkę na sobie. Wypalając więc kolejnego papierosa przed parogodzinnym siedzeniem w szkole - żeby nie musieć wychodzić w trakcie - dotarł, jak się okazało o wiele za wcześnie. Jak zwykle, będzie musiał przeczekać...
     Izaya wypatrzył swojego potworka już z daleka. W końcu blond włosy naprawdę mocno rzucały się w oczy, a z tym całym śniegiem naokoło blondyn wręcz świecił. Brunet grzecznie poczekał, aż Shizuo podejdzie do drzwi, po czym stoczył kulę śnieżną z niskiego daszku wprost na niego. Napracował się nad nią, długo ją lepił, więc była naprawdę duża, ale efekt był tego wart.
- Oya oya Shizu-chan, musisz uważać~... Śnieg teraz łatwo spada z dachów. - mruknął jakby naprawdę się tym martwił i zeskoczył z daszku lądując w zaspie koło blondyna.
- Tch. - Heiwajima wypatrzył w śniegu zamokły filtr z resztką tytoniu. Nic już nie dało się zrobić. Strzepnął więc śnieg z nosa, po czym zwrócił wzrok na Izayę. - Izayaaaaaaa! - warknął, zaczynając od solidnego zamachu na przywitanie. Jednocześnie wypatrywał lepszej amunicji, żeby móc mu przyłożyć możliwie szybko i iść roztopić śnieg.
- Witaj Shizu-chan~! - Uśmiechnął się wrednie i ukucnął unikając ciosu. - Widzę, że twoja złość jest tak wielka, że rozpuszcza śnieg~... Może dzięki temu lekko ochłoniesz~... - żartował sobie odskakując w bok i unikając kolejnego zamachu. - Zobacz jaki ładny prezent ci sprawiłem~... Twój nadmiar energii zamiast na niszczenie ławek posłuży nam do zrobienia ślizgawki przed wejściem. Musisz tylko rozpuścić więcej wody~! - zapowiedział łapiąc trochę śniegu w dłonie i formując z niego kulkę, po czym rzucił nią w chłopaka.
- Zamknij się, klesz... czu... - Szeroki, groźny uśmiech przerwał warknięcie, które zawisło w powietrzu. Blondyn zamachnął się jeszcze raz, a potem odsunął nieco i złapał za zbudowanego przez jakieś dzieciaki bałwana, po czym starając się go nie zgnieść cisnął nim w Izayę. Parsknął cicho pod nosem, rozbawiony efektem.
- Hę? - Izayi mignęło coś białego przed oczyma, a później nastała ciemność. Przebił się głową przez zimną powłokę i spojrzał zdziwiony na blondyna. - Co to było? - Nie spodziewał się oberwać bałwanem. - Shizu-chan czyżbyś w końcu znalazł śnieżki w swoim rozmiarze? Spodziewałem się, że te małe zbyt łatwo byś zgniótł~... - mruknął niepocieszony.
- Nie. - padła zadowolona, krótka odpowiedź. Tym razem chcąc czy nie, Shizuo roześmiał się głośno. - To bałwan. Nie uwierzysz, jak świetnie ci pasuje, kleszczu. - parsknął, zbierając dwa kamyczki i celnym rzutem umieszczając je na śniegu w okolicy klatki piersiowej prowizorycznego bałwana. - Chociaż biały to nie twój kolor.
     Izaya wydął policzki, naburmuszony, po czym pokazał Shizuo język. Też sobie zabawę znalazł...
- Wydostań mnie stąd, żebyśmy mogli się dalej ganiać... - mruknął w końcu, wciąż urażony. - Daję ci szansę się zrehabilitować potworku więc z niej skorzystaj. - dorzucił jakby to była groźba.
- Taaa. Ale nie. - Heiwajima rozejrzał się uważnie. - A, tu upadła. - mruknął, po czym podniósł jakiś przedmiot i wcisnął go Izayi w usta, żeby się zatkał. Nagle umilkły narzekania. Wyglądało na to, że znalazł najlepsze zastosowanie dla marchewki... - Nie chce mi się z tobą ganiać, pasożycie. - Puknąwszy go w głowę, wreszcie z uśmiechem na twarzy skierował się w stronę szkoły.
- Mmmmm! - Izaya zrobił się lekko czerwony na policzkach. Shizuo zaczął go tolerować? Co jeszcze?! Może zostaną przyjaciółmi? Zdenerwowany wypluł marchewkę i jakoś sam wygrzebał się z zaspy. - Oż ty! Mnie się nie ignoruje Shizu-chan, bo to się może źle dla kogoś skończyć~... - mruknął z cwanym uśmiechem biorąc w dłoń grudkę śniegu i rzucił ją Shizuo w głowę, celując tak aby śnieg dostał się za kołnierz kurtki blondyna.
     Z głośnym, narastającym warczeniem Shizuo odwrócił się i zebrał grudę śniegu, ponownie go atakując.
- Cholera, chciałem się ogrzać! Iiizayaaaa!!! Ty cholerny pasożyciee! - Zbierając cały arsenał jaki miał wokół siebie zaczął w niego rzucać prowizorycznymi kulami śniegu.
- Ha ha ha~... Shizu-chan nie lubi zimy~? Potworkowi moknie futerko? - Zaśmiał się wesoło uciekając w stronę boiska. Teraz był pewien, że blondyn za nim pobiegnie i zapewni mu jeszcze sporo zabawy rzucając w niego śniegiem.

     Około pół godziny później wyglądający przez okno Kadota mógł tylko pokręcić głową na głupotę swoich przyjaciół. Podczas gdy on siedział w ciepłej klasie, oni cały ten czas toczyli bitwę na śnieżki.
     "Ciekawe czy te dwa bałwany wiedzą, że lekcja dawno się zaczęła..."