Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

piątek, 17 marca 2017

Mini dj - AkaKuro - (bez tytułu)


Och, hej hej~
Ja tu właściwie wyłącznie w ramach uprawiania prokrastynacji podczas odrabiania zadania domowego z redakcji. Bo wiecie, redakcja -> edycja tekstu -> beta -> "a może wpadnę na blogi".
Mimo to wciąż nie mam bladego pojęcia o betowaniu. Muszę się wiele nauczyć zanim co.
W każdym razie.

Pewnie nie czytacie not informacyjnych po prawej na górze bloga, więc jeśli może czytacie chociaż wstępy (mogę się przynajmniej oszukiwać), to chciałam poinformować, że ten blog już raczej nie działa i nie zadziała.
Mimo, że bardzo miłe są wasze pochwały i prośby o powrót.
Wciąż trzymam się obietnicy, że zbetuję Wampirka, ale do tego chcę się najpierw dowiedzieć, jak dobrze przeprowadzać betę. Muszę zacząć randkować z panią od redakcji tekstu w moje wolne poniedziałki. xd

To informacyjnie to chyba tyle...
Przepraszam za smutne(?) wieści. Na razie zrzucam tu mini dj, który kurzył się w kąciku notek roboczych, bo szkoda mi go usuwać.








poniedziałek, 21 listopada 2016

Egzorcysta x Wampir - Inny niż wszystkie - rozdział 26


W sumie macie. Bo życie jest krótkie.
A mnie się zgubił tekst pomiędzy tym a następnym rozdziałem. Właśnie się zorientowałam, więc nie wiadomo, ile trzeba będzie czekać na kolejny. >.>
I naprawdę nienawidzę gramatyki. ;;
Enjoy~





     Wampiry zawsze mogły rzucić się na niego w drodze prawda? Mimo to Izaya nie przejmował się i dzielnie brnął przez krzaki i zarośla żeby sprowadzić zwierzęta do domu... No, do obory i kurnika.
     Tknięty złym przeczuciem Shizuo pobiegł za nim. Nadal czuł jego zapach, dlatego szedł tym tropem. Gdyby ktoś chciał coś mu zrobić, pójdzie za nim i obroni go, i tyle...
- O, jeszcze tu jesteście~! - Izaya uśmiechnął się gdy wpadł na wampiry które niedawno im pomogły. - No wiec dziękuję wam za pomoc, a teraz przepraszam, trochę się spieszę~! - mruknął chcąc odejść ale jeden z nich złapał go za ramię.
- Poczekaj Izaya-san, musimy porozmawiać.

     Shizuo stanął na rozdrożu. Po obu stronach czuć było Izayą... Chyba był tam niedawno... Skręcił w jedną stronę, ale dalej zapach był słaby. Zmyłka? Zawrócił i pobiegł w drugą.
- Dobrze~... - zgodził się profilaktycznie odsuwając o krok. - Więc o czym chcielibyście porozmawiać?
- Dlaczego? - Wystąpił jeden z wampirów. - Dałeś mu się tak podporządkować, Izaya-san... Chodź z którymś z nas. On na pewno nie może być taki dobry.
- Jest o wiele lepszy! - warknął już nie kryjąc złości i szarpnął się by wyswobodzić ramię.
- To niemożliwe! Jest człowiekiem! - warknął jeden z nich, występując. - Nie oddamy cię tak łatwo, Izaya-san, przecież to niemożliwe, żebyś chciał kogoś takiego jak on! - warknął, również zezłoszczony.

     Blondyn tymczasem szedł dalej, a właściwie już biegł dalej... Czuł inne wampiry, wyciągnął miecz, gotów atakować, gdyby któryś był zbyt nachalny.
- A niby czemu? - prychnął rozzłoszczony opierając się o drzewo i zakładając ręce na piersi. - Co niby macie czego on nie ma, co~? To, że jest człowiekiem to plus, przez to jest jeszcze ciekawszy~! - dodał żeby ukrócić ich odpowiedzi, że jego Shizu-chan to "tylko" człowiek.
- Chociażby to, że on jest...
- Egzorcystą, który ma was porządnie dosyć!!! - warknął, gotów zamachnąć się i ukrócić ten cyrk. - Dobra, dosyć! Kto ma coś przeciwko, proszę, jestem gotów do walki! - parsknął ze złością. - Wybiję każdego, kto dalej ma zamiar być taki nachalny. No, proszę, kto będzie dość odważny!?
- Shizu-chan~! Fajnie, że jesteś, ale czy mógłbyś nikogo nie zabijać~? Bardzo mi na tym zależy i tobie też powinno żebyśmy mogli żyć w zgodzie z innymi. A przecież tego chcesz, nie? Spokoju~! - Któryś z obecnych wampirów prychnął.
- Orihara Izaya i spokój? To niemożliwe, coś ci musiał zrobić Izaya-san!
- Aaaargh, mam was dosyć! D-o-s-y-ć! - przeliterował i podszedł do Izayi, torujac sobie drogę mieczem. Nie obchodziły go syki tych, których dotknęło ostrze. - To ostatnie ostrzeżenie! JASNE?!
- Tak łatwo się nie poddadzą Shizu-chan~... - westchnął łapiąc blondyna od tyłu. - Najlepiej nie zwracać uwagi. Chodź, Stefan, Matylda, Śnieżynka, kury i drugi koń pewnie się martwią i musimy jeszcze znaleźć ci dzika na obiad~!
- Nie chcę, chcę, żeby się odwalili... - Znów zlustrował ich wściekłym spojrzeniem. - Idziemy po zwierzęta. A potem do domu. Chcę moją nagrodę. - Jeśli się zbliżą to wszystko zobaczą, a wręcz miał nadzieję, że zobaczą i w końcu to do nich dotrze.
- Dobrze~... Choć nie sądzę by nagroda zaraz po jedzeniu była dobrym pomysłem~... Będzie ci niedobrze Shizu-chan~... - westchnął odchylając gałęzie i wychodząc na polankę. - Stefan! Wszyscy są?! - krzyknął. Poczekał, aż koń wystawi głowę z pobliskiej jaskini i zarży potwierdzająco. - To dobrze, wracamy do domu, niebezpieczeństwo zażegnane~! - zapewnił.
- Na razie nie chce mi się jeść. - burknął, zaciskając dłoń mocno na mieczu. Dobrze, że on jeden się nie wyginał pod jego uściskiem...
- Hahaha tak bardzo masz ochotę? Zboczony egzorcysta~! - Uśmiechnął się do niego wrednie po czym zniknął w jaskini by chwile później wyjść w otoczeniu dwóch koni, za nimi szły krowy a później w patach kury. - Ktoś obstawia tył żeby żaden zwierz nie zaatakował kur i możemy wracać~!
- Taaa... - Podrapał się po głowie. Co miał powiedzieć...? Skąd, nie był zboczony... Chciał tylko jakoś pokazać, że jest jego, upewnić się... Tak, jakoś... - Obstawię tył. - mruknął i ustawił się za kurami. To chyba trochę potrwa...
- Eh... Chyba w tym stanie nie powinienem obracać się do ciebie tyłem ale niech ci już będzie~... - westchnął tłumiąc śmiech i ruszył do przodu. za drzewami nadal czaiły się wampiry i słyszały ich rozmowę.
- Ej, aż tak zboczony nie jestem... Zresztą. Robiliśmy to dziś parę razy. - napomknął. - Więc wytrzymam, aż tak ostrożny być nie musisz. Głupek. - mruknął niemrawo. No przecież... A zresztą, po co się tłumaczyć.
- Właśnie się pogrążasz~! - zachichotał wampirzym uchem słysząc podniecone lub zezłoszczone głosy w krzakach. - No ale przynajmniej ci zazdroszczą~! Nie sądziłem, że walka o mój tyłek może być tak zacięta~! - chichotał wesoło.
- Cóż, w tym jednym się chyba zgadzamy, ja i oni. Twój tyłek jest najlepszy. - Uśmiechnął się lekko. - Tyle, że oni nie próbowali, ja tak, i mam pojęcie, o czym mówię. - parsknął. Miał nadzieję, że mu zazdroszczą. Powinni. Ale oby nie próbowali mu przeszkadzać, bo zabije.
- Próbujesz mi schlebiać~? - zapytał śmiejąc się wesoło.
- Nie, stwierdzam fakt. - parsknął. Zagonił powolną kurę, żeby przyspieszyła, co ta skwitowała niezadowolonym gdakaniem.
- Szkoda, mógłbyś mnie częściej komplementować~! - mruknął. - I nie strasz kur. Już pewnie i tak słyszały o twoim planie kupienia koguta i kwoki...
- Hmmm... Kupienie koguta to coś złego...? - mruknął niepewnie. No bo co złego w kogucie... Byłyby małe kurczaki, nie...?
- A jak myślisz, jak z kury i koguta tworzy się kurczak... - Spojrzał na niego powątpiewająco. - Jak kupisz jakiegoś okropnego i niemiłego to kury będą cierpieć...
- To może powinny same sobie wybrać koguta...? Albo ty byś z nim pogadał. - W życiu nie wpadł na to, jak skomplikowane są relacje zwierząt hodowlanych...
- Mhm... Myślałem żeby wziąć ze sobą delegację kur i pojechać z tobą~! Ale mieliśmy do rozwiązania pewne kościelne problemy~! A teraz jest już dość późno. - Uśmiechał się nucąc coś i idąc przez las. - Ne Shizu wyczuwam dzika, masz może ochotę~?
- Dzik nie jest przypadkiem za duży? Sam go nie zjem... Nawet z kotami na spółkę. - Zaczął się zastanawiać. Gdzie koty schowały się przez cały czas tej bitwy... W ogóle dawno ich nie widział... Nie, żeby się martwił. - Może lepiej królik, albo dwa króliki...?
- Wolisz króliki? Było powiedzieć, już trzy nas minęły~... - westchnął. - Dobra, poczekaj chwilkę i popilnuj zwierząt, zaraz ci przyniosę~! - Obiecał odbiegając w stronę krzaków. - Usagi, usagi, usagi-chan~! - Izaya wypadł z pomiędzy drzew trzymając trzy białe, puszyste króliki w garści. - Zobacz Shizu-chan jakie słodziutkieee~! - Uśmiechnął się oddając dwa Shizuo, a trzeciego przytulił go siebie i potraktował jak maskotkę, by na końcu przeprosić go za ściskanie cmoknięciem w bok pyszczka. Położył go sobie na ramionach.
- Jak słodziutkie to chyba ich nie zjem... Co nie? - westchnął, zrezygnowany. Nie było szans, skoro spodobały się Izayi. Popatrzył na króliki, które najprawdopodobniej w takiej sytuacji nie mogły zostać jego obiadem. Szkoda. Naprawdę miał ochotę na jakiegoś...
     Izaya smutno poparzył na trzymanego przez siebie królika a potem pomiział go nosem po futerku.
- Przepraszam... Ale czy zgodziłybyście się być obiadem Shizu-chana~? - zapytał zwierzaka.
- Izaya... O co ty go pytasz... - westchnął, zrezygnowany. Pytać królika, czy da się zabić i zjeść... Te w jego rękach już wierzgały. Bały się, to oczywiste.
     Izaya podszedł do Shizuo i podał mu trzeciego, który dotąd siedział w jego dłoniach.
- Dogadajcie się dobrze? Shizu-chan musi coś zjeść~...
- Ale gadanie z nimi wcale nie sprzyja obiadowi. - burknął oskarżycielsko, wypuszczając je. - Dobra, trudno, starczy, jak tak to idziemy do domu. - Naburmuszył się. Niby jak miał zjeść króliki, z którymi Izaya gadał? Przez to wszystko miał schizy, że one wszystko to zrozumieją.
- Um... Jeśli tak wolisz~... - mruknął. - Wybacz Shizu-chan, jestem pewien, że jakoś by się dogadały. - pocieszył go. - Mogę ci jajek zrobić jeśli chcesz~... - zapewnił. - Kury mówią, że zostawiły kilka w kurniku.
- Nie dogadałyby się, poświęcając się na obiad. - burknął. - Ta, jajka z warzywami, może być...
- Dobrze... Obiecuję ci znaleźć coś lepszego. - mruknął. Obejrzał się za siebie słysząc jakoś więcej kroków niż powinien. Króliki szły za nimi. - Ne Shizu, a może one chcą z nami zamieszkać~?
- One też...? - Obejrzał się za nimi i parsknął. - Nie wolą wolności...? Może ty je zaciekawiłeś...?
- Może~! Ale dzięki temu zawrzemy umowę. To jest jedna samiczka i dwóch samców. Co powiesz na zabieranie jednego malca z każdego miotu każdej pary, a reszcie pomagać? - zaproponował. - Tylko pamiętaj, że musimy obsadzić dodatkowe pole marchewkami i sałatą~... Niby jedno jest, ale to dla Stefana i jego znajomego~!
- To całkiem spora akcja... Można by obsiać. Może zacznę już dziś, co? - Zaciekawiło go to, podobało mu się... Miałby wreszcie robotę, poza leżeniem z Izayą. Opieka nad zwierzętami to nie była praca marzeń, ale jak się nie walczy, to na emeryturze zostaje się rolnikiem, zawsze tak było. Z kolei co do królików się raczej nie wypowiadał. Wątpił żeby królicza matka chciała oddawać swoje dzieci w zamian za to, że będzie jej się wygodnie mieszkało.
- Nie musisz... Nie mamy tyle nasionek. Jutro pojedziemy po koguta i kupimy też nasiona marchwi i sałaty co ty na to~? - zaproponował wesoło zabierając króliki. Jednego posadził sobie na ramieniu, drugiego wziął na ręce, a z trzecim nie wiedząc co zrobić położył go sobie na głowie.- I jak~??
- Jak tak, to poczekam do jutra... - Spojrzał na jego poczynania, hamując śmiech. - Aha, ładnie. - Nie wytrzymał i parsknął śmiechem. - Przydałoby ci się załatwić podobne uszy. - zażartował. No cóż, byle nie odcięte od królika...
- Lubisz jak słodko wyglądam... Zapamiętam Shizu-chan~! - Uśmiechnął się wesoło idąc ze zwierzakami. - A może dokupilibyśmy jeszcze rzodkiewki, żeby urozmaicić im dietę~?
- Uważaj, żeby ich nie upuścić. - zwrócił uwagę, udając, ze nie słyszy uwagi o swoich upodobaniach. Może i podobał mu się, jak był słodki... No, może... dość mocno. - Dobry pomysł. Trzeba będzie tylko zapamiętać całą listę, żeby potem nie zawracać. - uprzedził.
- Spokojna głowa, nie upuszczę~! - zapewnił głaszcząc uspokajająco jednego z królików. - Widzisz zestresowałeś go! - fuknął na Shizuo.
- One chyba ogółem łatwo się denerwują... W końcu to króliki, nie? - Wzruszył ramionami. Jakby się nie denerwowały to by wyginęły. A na pewno on by się nimi przejadł. Doszli na swoje podwórko, wiec zagonił kury do kurnika, a reszta zwierząt poszła do stajni. - Idziesz z nimi do domu, czy masz gdzie je trzymać...? - spytał, opierając się o drzwi obory. Czuł wampiry, ale to olał. Nie zbliżą się. Nie ma mowy.
- Um... Niedaleko kurnika kiedyś budowaliśmy króliczarnię, trzeba im tylko sianka wnieść i dać coś do jedzenia. - postanowił.
- Dobra... To ja przyniosę siano, a ty je tam możesz już zanieść. - stwierdził i poszedł wziąć nieco siana z kolejnego schowanego stogu.
- Do-brze~! - Uśmiechnął się idąc. - No, będziecie mieć prawdziwy rodzinny apartament~! - zapewnił. - Przepraszam, że nie możecie być w domu, ale dla królików zdrowiej na zewnątrz... Poza tym obiecuję was wypuszczać jak tylko obiecacie mi wracać i nie podjadać warzyw z ogródka~! - Rozgadał się na dobre, usadzając króliki w ich mieszkanku.
- Mam. - oznajmił, wchodząc z całkiem sporym zapasem siana w rękach. - Część będzie na zapas. - poinformował Izayę, żeby usprawiedliwić, że nabrał tak dużo. Położył je na ziemi i wziął nieco w garści, wkładając do tych spośród klatek, które się nie zepsuły. - Tak będzie wygodniej, nie...? - mruczał do siebie, dokładając więcej siana.
     Izaya zmrużył zabawnie oczy i patrzył na jednego z królików, który zabawnie poruszał noskiem również wpatrując się w Izayę.
- Zostałem poproszony... - zaczął po chwili - aby w imieniu wszystkich króliczków ci podziękować za opiekę~! - powiedział radośnie, przytulając blondyna i cmokając go w policzek. - A to już mój taki mały bonus~! - Puścił królikowi oczko.
- Miłe. - Shizuo uśmiechnął się mimowolnie. Wziął delikatnie jednego króliczka i pogłaskał go po głowie, po czym położył na sianie. - To teraz jeszcze jakaś sałata albo marchewka, nie...? - spytał, odwracając się do Izayi. Podniósł drugiego królika. Były słodkie, z tymi ich wyłupiastymi oczkami i mięciutkim futerkiem... Ech, a miały być na obiad...
- Już przynoszę~! - zapewnił i pobiegł wesoło do ogrodu. Po chwili wrócił z 3 marchewkami, główką  sałaty i pęczkiem rzodkiewki. - Proszę~! - podał to królikom do klatki. - Mam nadzieję, że się wam u nas spodoba~!
- Obżarstwo. - skwitował rozbawiony blondyn.  Pogłaskał trzeciego króliczka i wsadził go do klatki. - Na pewno się spodoba, jak będziesz je tak rozpieszczał. - Nachylił się, głaszcząc jeszcze jednego z króliczków. Fajnie strzygł uszkami przy jedzeniu...
- Ale przecież pewnie są głodne... - westchnął. - No i pewnie ty też, więc i tobie zaraz zrobimy obiad... Czy może wolisz nagrodę~?
- Nie będę cię męczył. - mruknął, nie odwracając wzroku od zwierząt. - Zaraz zrobię sobie coś do jedzenia, za moment. - Nie pamiętał już, by dziś cokolwiek jadł, ale póki w brzuchu mu nie burczało było całkiem dobrze, więc nie musiał się spieszyć. Właściwie jeszcze przed chwilą w ogóle nie miał ochoty na jedzenie. Ale skoro już zajął się królikami i napięcie z niego częściowo zeszło... mógł zrobić i to.
- Jak wolisz... - skapitulował. - Ale musisz coś zjeść, rozumiesz? Nie masz mi się tu zagłodzić... choćbym miał ci to wpychać na siłę. - Zamyślił się, wtulając w Shizuo nos. Blondyn pachniał lasem i... po prostu Shizusiem. Zapomniał, co właściwie robił, skupiając się tylko na zapachu.
- No przecież zdarzało mi się już wytrzymywać bez jedzenia dłużej, nie masz się co martwić. - W końcu zerknął na bruneta. - To znowu moja krew tak pachnie, czy to tylko ja? - Zaciekawił się poniekąd tym jego zachowaniem. - A może to jeszcze coś innego? - Zostawił miękkie królicze futerko w spokoju, za to pogłaskał Izayę po głowie.
     Brunet zamruczał całkowicie usatysfakcjonowany. Zapach, dotyk Shizuo, dźwięk jego głosu... Było idealnie. - Ty. Bosko pachniesz~... Aż mam ochotę cie wylizać~... Ale nie z krwi. - Cokolwiek próbował powiedzieć i tak brzmiało okropnie z ust wampira. Nie chciał go zjeść, tylko pokazać, że tak bardzo to lubi... Nie mógł więc powiedzieć nic innego, jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało.
- Nie martw się, zrozumiałem komplement. - Poklepał go lekko po głowie. - Powinienem się zarumienić, czy wystarczy, jak dam ci się dalej przytulać? - spytał jakby żartobliwie. Niby mieli też inne opcje, ale nadal nie chciał go męczyć.
- Cóż... Wolałbym i pierwsze i drugie, ale zadowolę się tylko drugim~! - westchnął zadowolony. - Choć możesz mnie wziąć na ręce i nadal będzie przyjemnie~! - zaproponował.
- To może chodź tak, będzie wygodniej... - Ustawił go przodem do siebie i podsadził, żeby Izaya mógł znów opleść go nogami w pasie. Po prostu tak było mu najwygodniej, no i do tego mógł patrzeć jednocześnie na Izayę i na drogę.
- Widzę, że ten zboczony sposób noszenia mnie przypadł ci do gustu~? - zachichotał chętnie i mocno oplatając go nogami w pasie. - Tylko musisz mi podtrzymywać pośladki~! - zachichotał. - Taaak~... Na pewno tak to ci dobrze~...
- Oj cicho... - mruknął, podtrzymując jego tyłek. - Nie jest zboczony, jest wygodny... Dobra, może trochę zboczony. - Z premedytacją ścisnął lekko jego pośladek. - Ale że tobie się nie podoba to mi chyba nie powiesz? - Uniósł brew, niby niedowierzając.
- Oczywiście że nie~... - sapnął mu do ucha. - Jestem tylko pod wrażeniem, że znalazłeś sposób jak nas nakręcić jeszcze zanim dotrzemy do domu~!
- Skąd, to całkowity przypadek... - odmruknął, uśmiechając się lekko. Jakoś nie miał nic przeciwko... Póki co... - Wydaje mi się, czy ty już sam się nakręcasz? - spytał, rozbawiony, i nie czekając na odpowiedź ruszył do domu, jednocześnie wpijając się w jego usta. Pocałunek był powolny, na tyle, by mógł się skupić na dotarciu do domu.
     Izaya zdążył jeszcze tylko wymruczeć, że jest wampirem i nie trzeba go nawet nakręcać, bo on zawsze ma ochotę, nim ciepłe wargi blondyna zetknęły się z jego.
     Nie przestając stawiać powolnych kroków przez podwórze, Heiwajima skupił się na ściskaniu pośladków Izayi, jednocześnie go całując. Trudne zadanie, dlatego nim przeszedł choć pół drogi, minęła dłuższa chwila. Wciąż czuł wampiry, więc coś wpadło mu do głowy. Oderwał się od Izayi na krótką chwilę i uśmiechnął się pewnie.
- Może zrobimy to tu...? - zaproponował, przysuwając Izayę plecami do najbliższej ściany.
     Izaya wysapał jakieś potwierdzenie i ochoczo pokiwał głową.
- Zamierzasz spełnić jedno z moich zboczonych marzeń, Shizu-chan~?
- Mmm, tak. - mruknął, z jeszcze większym zapałem wracając do pocałunku. Pogłębił go, zabierając jedną rękę spod tyłka Izayi, za  to wkładając ją pod jego koszulkę i zaczynając ugniatać jego sutki.
- Mmmmm... Ty zawsze wiesz jak zrobić, żeby było mi dobrze~! - westchnął głośno mając świadomość że słucha ich kilkanaście (przynajmniej!) wampirów, które nie wierzą w dobre intencje Shizu-chana. - Ale coś za szybko ci to idzie~... - Cmoknął go w policzek. Przysunął usta do jego ucha. - Już pewnie jestem twardy, zajmij się sobą~... - poprosił wiercąc się lekko.
- Chyba tobie za szybko idzie... - parsknął cicho, ale się nie kłócił. Rozpiął jego spodnie i zsunął je tak, by mieć dostęp do jego wejścia. Swoje również rozpiął, jednak jedynie na tyle, na ile to było niezbędne. Szybko też się podniecił i nakierował na niego. - Na pewno mnie chcesz...? - mruknął, po części dla własnej przyjemności, po części, żeby widownia wiedziała, że Izaya nie jest do niczego zmuszany. I żeby im przede wszystkim nie przeszkadzali.
- Chyba żartujesz! - Izaya zaśmiał się niedowierzająco. - Jak po tylu razach, po tym, że sam mówię, że chcę, po tym jak muszę cię ciągle namawiać, bo opierasz się dla mojego dobra, mogę jeszcze powiedzieć, że nie chcę. Oczywiście, że chcę tu, już, teraz~! - zajęczał poruszając tyłkiem i starając się go przysunąć bliżej członka blondyna.
- To dobrze. - mruknął, zadowolony i wszedł w niego mocnym, szybkim ruchem. Odetchnął głęboko. Nadal nie mógł się przyzwyczaić do tej ciasnoty. A jednak było przyjemnie... Pchnął jeszcze raz, wolniej, czując opór, i mając tę świadomość, że mimo to Izayi nie boli, bo już się rozluźnia. - Cudownie... - mruknął mu do ucha, obejmując go w pasie tak, że stykali się torsami. Tym razem się nie hamował, od razu zaczął od mocnych, głębokich pchnięć, jednocześnie schodząc z pocałunkami na jego szyję, by Izaya mógł swobodnie jęczeć, jeśli chciał.
- Wreszcie~... - wydyszał - się nauczyłeś, co? - Uśmiechnął się z satysfakcją i złapał jedną ręką za włosy Shizuo, drugą cały czas trzymając się go, by nie spaść.
- Hmmm... - zamruczał z ustami przy jego szyi, czując, jak Izaya pociąga za jego kosmyki. - Tak lepiej...? - wymruczał jeszcze, przesuwając też nieco jego ciałem, żeby wejść mocniej. Przy okazji zaczął zahaczać zębami o jego delikatną szyję i przesuwać po niej ustami, jednak nie zostawiając na niej śladów.
- Zawsze jest świetnie~... - przyznał dociskając pośladki jak najmocniej, starając się, by Shizuo wszedł jak najgłębiej. - Dziś też~! - jęknął.
- Nie tak... ciasno... - sapnął, czując, że jego podniecenie szybko się powiększa. Jak tak dalej pójdzie za szybko dojdzie... Szarpnął biodrami, przyspieszając.
- Spróbuj do końca~... - sapnął bardziej wczepiając się w Shizuo. Tak bardzo chciał go poczuć... całego. A te inne wampiry niech patrzą, niech patrzą co tracą i niech się napatrzą, i zostawią ich w spokoju! Bo dla Izayi liczył się TYLKO Shizuo. Czy aż tak trudno było to pojąc tym kilkusetletnim wampirzym mózgom?
- Przecież... Próbuję... - stęknął, już teraz jednocześnie opuszczając na siebie Izayę i wchodząc głębiej, do samego końca, jak daleko się dało między aksamitnymi ściankami jego wnętrza. Sam miał ochotę skamleć z przyjemności... Był już tak blisko, a było i tak coraz przyjemniej.
- Aku... - chciał właśnie zaprotestować, gdy Shizuo pchnął mocno, podrażniając tym samym najczulszy splot nerwów u Izayi. - Taaaa~aak!!! - jęknął głośno, zadowolony.
     Blondyn zadrżał, słysząc jego jęk. On chyba nie zdawał sobie sprawy, jak cholernie podniecający jest. Zaczął oddychać głośniej. Jeszcze raz pchnął tak mocno, chcąc usłyszeć ten cudowny jęk. Wiedział już teraz mniej-więcej, gdzie ma celować, więc było łatwiej.
     Izaya czując jak znów jest uderzany w to miejsce niekontrolowanie głośno jęknął.
- Ty wredny~... - zaczął gdy tylko się uspokoił. Dokładnie wtedy Shizuo uraczył go kolejnym równie celnym posunięciem. Biedny Izaya nie mógł nawet skończyć wypowiedzi przez ciągłe jęki wydobywające się z jego ust. Mimo to nie narzekał. Nie miał jak.
     Shizuo nie wytrzymał. Zaczął sapać, opierając głowę o kamienną ścianę. Wszedł jeszcze raz i próbował się powstrzymywać, ale było już za późno... Jeszcze ostatni ruch i doszedł w jego wnętrzu, zaciskając zęby, żeby nie warknąć z przyjemności. Już nawet nie skupiał się na widowni, teraz był tylko Izaya i jego upajający zapach, razem z kojącym, miękkim ciałem pod jego palcami.
     Izaya zacisnął mocno uda również dochodząc, między ich splecione brzuchy. Sapał, starając się unormować oddech. Oparł czoło o zimną ścianę licząc, że przez tych kilka chwil zanim dojdzie do siebie Shizuo go podtrzyma. Nie mógł ukryć ani lekkiego rumieńca, ani głupiego uśmiechu gdy czuł, jak coś go wypełnia.
- No i co się tak... szczerzysz...? - mruknął blondyn, mimo wszystko również szczerząc się z zadowolenia. Trzymał go nadal, jednocześnie obejmując i trzymając przy sobie. Cmoknął go w szyję, a potem w usta. - Znowu będę musiał cię umyć, co...? - mruknął jeszcze. Ale nie, żeby miał coś przeciwko...
- Właśnie dlatego~... - westchnął zadowolony. - Wspólne kąpiele są świetne~! - Uśmiechnął się patrząc na blondyna i cmokając go lekko w kącik ust. - A może byś ze mnie wyszedł, bo robi się niewygodnie... co?
- Wybacz. - mruknął i wyszedł, odsuwając biodra na tyle, by co nieco mogło samo wypłynąć. Chociaż... Nie chciał o tym myśleć. Zakrył się bielizną i zapiął spodnie, a Izayę postawił na ziemi. - Więc... Najpierw zrobię ci kąpiel, co...? - Z tego co czuł, goście już chyba zniknęli... Albo przynajmniej się oddalili... W większości, bo na pewno ktoś wściekły został, ale nie ważył się podejść. I słusznie.
     Izaya trochę niepewnie stanął na własnych nogach. Nie mógł powstrzymać zadowolonego uśmieszku gdy poczuł, że coś spływa mu po udach. - Postarałeś się Shizu-chan~... - westchnął i wspiął się na palce cmokając blondyna w policzek. - Dziękuję za spełnienie półtora mojego zboczonego marzenia~!
- Półtora? - Przekrzywił lekko głowę, nie rozumiejąc do końca. - Na pewno nie masz za co... - Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. No co jak co, ale to on powinien mu dziękować... Nadal czuł to zadowolenie i nadal był nakręcony. 
- Półtora. - potwierdził. - Seks na oczach wszystkich i seks we wszystkich dziwnych miejscach w jakich się da. Jedno zaliczone~! - Uśmiechnął się wesoło chwytając Shizuo za rękę i ciągnąc go do domu. - To co, zrobić ci ten obiad~?
- Podwórze było dziwne...? - mruknął, nadal nie do końca rozumiejąc. Podwórze... Słyszał o dziwniejszych przypadkach... - Ta... Znaczy... Daj składniki, poradzę sobie. - zapewnił.
- Może nie najdziwniejsze, ale... Łóżkiem nie było. Choć w sumie w łóżku jeszcze też tego nie robiliśmy, nie~? - paplał wesoło, wchodząc do domu. - Mogę dać, mogę zrobić, dla ciebie mogę wszystko~!!! - zachichotał wesoło.
- Jak dotąd najdziwniej było na koniu. - parsknął. Faktycznie, na łóżku jeszcze nie... To dopiero było dziwne. - Jak wszystko to idź chociaż się opłucz, żebyś nie zabrudził za bardzo spodni, co? - Wolał najpierw zadbać o jego wygodę. I o ilość prania, jaka się w końcu nazbiera. Choć ta myśl była śmieszna, poniekąd. Dopiero co mieli kontakt z taką ilością krwi, że gdyby to był dla niego pierwszy raz, albo chociaż jeden z pierwszych, pewnie byłoby to jakieś przeżycie.
- Dobrze~... Zaraz przyjdę. - obiecał szybko, wbiegając po schodach na górę. Gdy był już prawie na szczycie ukucnął tak, by Shizuo zobaczył jego twarz i puścił mu buziaka, zaraz potem znikając.





Egzorcysta x Wampir - Inny niż wszystkie - rozdział 25

Hejo hejo~
Pewnie dziwi was, że pojawia się rozdział pół dnia po wcześniejszym. "Co tu tak nagle ruszyło!" zastanawiacie się. Wszystko to, ponieważ Inu ma jutro dwa sprawdziany z kultury języka.
Tak, tego przedmiotu, na którym dowiaduje się, że nie umie się betować. Ani poprawnie pisać.
Nieśmiesznie .3.
Ale nie ma co mi życzyć dalszych takich natłoków sprawdzianów, to wcale nie gwarancja bety x3"" Po prostu coś mnie wzięło~
No więc to tyle.
Enjoy~!


UWAGI: Wczoraj też był rozdział, jakby ktoś nie zwracał uwagi na wstępy x3





     Shizuo ciężko było walczyć w tym zamieszaniu. Zwykle walczył z kilkoma przeciwnikami, ale tyle wampirów i tylu wrogów...? Nie powiedziałby może, że to jego największa walka... Miewał większe jeden na jednego. Tak tylko ścinał albo przebijał tego, kto mu się nawinął, powtarzając sobie, że ci ludzie wcale nie są niewinni. W końcu byli najemnikami kościoła, choć... Nie wiadomo, co kościół nakładł im do głów. Nie musieli być źli... Nie, przecież byli. Próbowali go zabić, więc musiał się bronić. Trudno. Przynajmniej umierali szybko...
     Izaya oblizał się tłumiąc w sobie wewnętrzną odrazę. Musiał jeść, a Shizuo powiedział, że ci ludzie są źli i może ich zabić. Tak powiedział i tego będzie się trzymał.
- To teraz szósty~... - mruknął ustawiając truchło tak by nie spadło z drzewa. Chociaż...
     Spojrzał w dół i zobaczył samotnego duchownego. W głowie miał już ułożone co ma zrobić. Pozwolił, by ciało spadło strasząc tym samym przyszłą ofiarę, po czy spłoszył go lądując za plecami mężczyzny i szybko wypijając naładowaną adrenaliną krew. - Nadal gorsza niż Shizu-chana... - Rozejrzał się szukając blondyna.
- Dureń... - skwitował Shizuo poczynania jednego ze swoich przeciwników. Udało mu się zrobić lekkie nacięcie na jego ramieniu. Nie czuł nic poza delikatnym mrowieniem, ale widział ją. Ranka była śmieszna. Gdyby zamachnął się o ułamek sekundy wcześniej, trafiłby go całkiem mocno. Oczywiście nic to nie dawało przy jego wytrzymałości, ale mógłby się czymś pochwalić przed śmiercią. A tak...? Odepchnął gościa po swojej prawej, zatoczył łuk mieczem, zabijając tego przed sobą, po czym kończąc z tym po boku. Otarł czoło rękawem. Oddałby ich Izayi, żeby ten nie musiał martwić się o swój poziom energii, ale tak to nie miał jak. Nie wiedział, gdzie on jest. - Oby wszystko było w porządku. - Właściwie to czuł spokój, ale i tak jakoś wewnątrz trochę się zamartwiał... Bitwa dobiegała powoli końca, zabici leżeli dookoła, a Izayi ani śladu. - Jakby nie mógł walczyć koło mnie. - prychnął pod nosem, zaraz zajmując się atakiem zza swoich pleców.
- Shizu-chan~... - Uśmiechnął się wesoło zeskakując z drzewa wprost na plecy Shizuo. - Wołałeś mnie~? Czas na deser? - zapytał zaciekawiony wąchając rankę na ręce blondyna.
- Gdybym nie wyczuł twojego zapachu już byłbyś martwy, wiesz o tym? - Zerknął na niego kątem oka. - Poza tym, czy ja ci wyglądam na deser...? To tylko kilka kropel krwi. Możesz się zając tymi tu. - Wskazał podbródkiem leżących mężczyzn.
- Widzisz jak ci ufam~? To dla tego, że cię kocham~! - zapewnił odsuwając się trochę od Shizuo by nie krępować jego ruchów. - Dobrze, najpierw obiad potem deser~... - westchnął niepocieszony i podniósł jednego trupa.- Em... Chcesz na to patrzeć? - Spojrzał niepewnie na Shizuo.
- Obojętne mi to. Skoro sam ich zabiłem to użycie ich krwi nie jest niczym gorszym. - Wzruszył ramionami. Zerknął w stronę niedobitków. Już znikali. Skończyli z nimi w zastraszającym tempie. Jednak ten pomysł z armią wampirów był najlepszy... Tak zostaliby zalani atakującymi...
     Izaya pokiwał głową. Zanim wkłuł się w pierwszego mruknął jeszcze, by Shizuo odwrócił się jeśli zacznie to go obrzydzać, i przystąpił do jedzenia. Szybko poszło mimo, że Shizuo zabił dużo osób. - A teraz deser~!!! - Izaya spojrzał łakomie na ramię blondyna. - Nie wkłuję się, obiecuję... Daj mi tylko polizać~!
- Jeszcze masz w ogóle miejsce...? - Uśmiechnął się blado. Podszedł i otarł drobną plamkę krwi z jego policzka. - Jak tak ci smakuje to proszę... - nastawił ramię. Jego koszula była, jakby to powiedzieć, dość postrzępiona, więc problemów z dostaniem się do ranki nie było.
- Dziękuję~! - mruknął zlizując ślad jak i kropelki krwi. Było tego mało, bardzo mało. Izaya odsunął się, oblizał i uśmiechnął. Jeszcze raz dziękując przytulił się do Shizuo.
- Nie ma za co... - mruknął, obejmując go. - Reszta przyjdzie tutaj jeszcze przed odejściem, czy najedzą się i pójdą, jak sądzisz? - Nie znał ich nawyków, więc nie wiedział. A chyba podziękowanie im się należało, nawet jeśli nie chciał, to chociaż z uprzejmości.
- Jeśli się jeszcze nie odczepili od planów zabrania mnie do siebie to pewnie przyjdą~... - mruknął niechętnie. Nie chciał o tym myśleć, nie teraz, gdy go przytulał.
- A no chyba że tak. - mruknął i podniósł go tak, żeby Izaya nogami obejmował go w biodrach. - To mamy chwilę zanim przyjdą, nie? - Zerknął zza niego na otoczenie. Nie było już niebezpieczeństwa, więc bez obaw wpił się w jego usta. W końcu jakoś trzeba było tę wygraną uczcić.
- Mhm~... - zamruczał, zaciskając nieco nogi by nie spaść. Z chęcią oddał i pozwolił pogłębić pocałunek, cicho mrucząc. Czuł, że Shizuo zjechał ręką na jego pośladki... Może chciał nagrodę za wygraną? No cóż? Izaya nie miał nic przeciwko.
- Izaya-san! - dało się słyszeć zdziwiony okrzyk z za drzew.
     Shizuo, niezadowolony, że mu przerwano, całował go jeszcze chwilę, nim się od niego oderwał. Chciał tylko chwili, czy prosił o zbyt wiele? Przecież nie miał na razie ochoty robić "tego". No, może trochę... Nie, no, on go tylko podtrzymywał, żeby nie spadł. I chciał chwili, czy te stworzenia nie mogły dać im ledwie paru minut...
- Ktoś cię woła. - zauważył, ale go nie puścił.
- Bardziej jest zdziwiony tym co mi robisz~! - zachichotał i cmoknął go w nos.
- Ty bezczelny psie! Jak śmiesz wymuszać to na Oriharze-sanie! - wrzasnął jeden co bardziej wybuchowy wampir i zły szedł między drzewami do nich.
- Psie? - Shizuo uśmiechnął się krzywo. Naprawdę był zły, że mu przerwano. A ten gość raczej nie poprawiał sprawy. Blondyn postawił Izayę na ziemi i wyrwał z niej wbity tam wcześniej miecz. - Wymuszam? - Schował swoją broń do pochwy, by mieć ją pod ręką. - Nie rozśmieszaj mnie. Tylko ty musiałbyś wymuszać coś takiego. - Miał tylko nadzieję, że nie będzie musiał z nim walczyć. Chwilowo miał dość robienia sobie wrogów. Ale nadal miał zamiar bronić się, jeśli musiał.
- Ne Shizu-chan~... - jęknął ciągnąc go za rękę w tył. - Uspokój się... On nie rozumie no~... - Dalej go ciągnął, choć nie miał na to dość siły. Jak Shizuo się uprze to będzie stał jak drzewo i nic go nie ruszy. - Dobra, czyli próbujemy inaczej~... - westchnął przytulając rękę Shizuo do siebie. - Ne Ittoki-kun wcale na mnie nie wymusza~... Shizu-chan jest zbyt dobry w tym co robi żeby musieć mnie zmuszać~! Sam się zgadzam~!
- Słyszałeś? - zwrócił się do wampira Shizuo. - Teraz pogódź się z tym lepiej i nie zmuszaj mnie, żebym wkurzał się bardziej. - dodał, patrząc na wampira niechętnie. Chciał tylko świętego spokoju i odstresowania, ile jeszcze, nim to dostanie...?
     Zezłoszczony wampir wycofał się mrucząc jakieś obelgi pod nosem. Izaya w tym czasie przejął się bardziej Shizuo.
- Ne Shizu-chan~... Wszystko gra? A może jesteś spięty i chcesz żebym ci robił kolejny "masaż"? - Podkreślił ostatnie słowo, uśmiechając się zalotnie. Nieświadomie wywołał tym burzę w zgromadzeniu wampirów.
- Jak to zrobisz pewnie w ich oczach będę już trupem. - Uśmiechnął się sarkastycznie, jednak przeczesał jego włosy i objął go ramieniem. - Jestem spięty, ale to normalne w towarzystwie wampirów. Wróćmy już do domu, co ty na to? - zaproponował. Póki nie musiał walczyć, na co już nawet stracił ochotę, było dobrze. I tego się powinni trzymać.
- Dobrze~... - zgodził się. Któryś z wampirów chyba zauważył, że tak uległe zachowanie nie jest normalne dla Izayi, więc natychmiast zaczął podważać, czy brunet robi to z własnej woli. W końcu Shizuo mógł go zmuszać, co było niedorzeczne, ale zawsze, prawda?
- Dziękuję, że chcieliście wziąć udział w tej bitwie. - odezwał się do "gości". - Mam nadzieję,że najedliście się na najbliższy czas. - Ukrył grymas niezadowolenia. Puszczał ich, a oni zabiją jeszcze tylu niewinnych ludzi... Ale co mógł zrobić...? Na razie nic. Teraz wolał swoje szczęście ponad ludzi, których nie znał. Egoizm czas objawić... - My już wrócimy do siebie. - dodał ciszej i zaczął prowadzić Izayę do zameczku, jednak wciąż się nie rozluźniając.
- Izaya-san! Naprawdę się na to godzisz! - krzyknął któryś z wampirów. - Dasz się tak po prostu ograniczać jakiemuś egzorcyście! - Izaya odwrócił się do nich. Uśmiechnął się promiennie i pokiwał głową. Chyba nie wypadł zbyt naturalnie, ale taka była prawda.
- Ja go nie ograniczam! - wybuchnął blondyn, odwracając się. Puścił Izayę i zacisnął pięści. - Jeśli chce, mogę odejść, jeśli chce, mogę go nie dotykać, jeśli chce, mogę zrobić dla niego cokolwiek! Nie wmawiajcie mu, że go ograniczam!!! - Zgromił ich wściekłym spojrzeniem. - To świetnie, że dla was nic nie znaczy, w takim razie zostawcie go wreszcie w spokoju! Izaya jest mój. - Nie mógł tego dłużej wytrzymywać. Ile czasu można słuchać uwag pod swoim adresem, skierowanych do swojego chłopaka? Chcieli go do niego zniechęcić? Po co? I tak by ich nie zaakceptował zamiast niego, prawda? Jakoś nie mógł wytrzymać świadomości takiej możliwości.
- Jasne Shizu-chan~! - Uśmiechnął się do niego uspokajająco. - Przecież sam ci powiedziałem, że cię kocham, nie? Gdybym nie chciał to bym nie mówił. Okoliczności nie mają tu znaczenia~... - dodał.
- Tylko, że oni w to najwidoczniej nie wierzą. - prychnął. Objął go ramieniem i pocałował krótko. - Nie wiem, co musielibyśmy zrobić, żeby uwierzyli, że jesteś ze mną, bo tak chcesz...
- No też racja~... - westchnął. Coś za często wzdychał, ale nie mógł nic na to poradzić. - Chyba, że spełniłbyś jedno z moich marzeń... Wiesz, tych z gry w pokera~! Choć może bardziej byśmy tym ich zrazili~... - zastanawiał się na głos.
- Tutaj? - Zerknął na dyskutujące zawzięcie wampiry. Z jednej strony zrobiłby to, żeby się odczepili i żeby im zazdrościli. A z drugiej, tak na widoku...? Coś, co według niego powinno być całkiem prywatną sprawą? - Chyba gdyby ich to zrażało, to dawno by sobie poszli. - Zmarszczył brwi. - A jednak oni nadal mają jakąś złudną nadzieję, co? - prychnął.
- Mają i mieć będą jeszcze długo... W końcu za kilkadziesiąt lat już cię  nie będzie a oni tak~... - Popatrzył smutno na Shizuo. Nie było co uciekać przed prawdą.
- Tak na to patrzą...? - Zmarszczył brwi. - Tak, wtedy nie będziesz już mój. - Nie mógł zaprzeczyć faktom... - Ale teraz jesteś. A oni nie chcą nam dać spokoju już teraz, zamiast poczekać, aż umrę. - Przesunął się razem z nim i przyparł go do najbliższego drzewa, znów bez skrępowania wpijając się w jego usta. - Dla was to chyba nic takiego, zrobić coś takiego na widoku, więc to też chyba ich nie ruszy, nie? - zastanawiał się na głos.
     Izaya objął blondyna uśmiechając się figlarnie i szepnął mu do ucha.
- Nie pozwolę ci umrzeć. Pamiętaj, któregoś dnia obudzisz się jako wampir~!
- No chyba nie. - parsknął, zsuwając ręce na jego biodra. - Bez mojej zgody tego nie zrobisz.
- Ale zgodzisz się na to, prawda~? - Spojrzał na niego prosząco. - Nie chcę zostawać sam~... - poskarżył się.
- Musiałbym zabijać, prawda? Więc się nie zgodzę. - Wzruszył ramionami. No bo co...? Miałby pić krew, ludzką krew? A co, gdyby rzucił się na niewinną osobę? - Wiem, że nie chcesz zostawać sam... Ale nie jestem jedyny. Za te pół wieku, czy kiedy tam umrę, znajdzie się na pewno kolejna osoba, z którą będziesz chciał spędzić wieczność. Nie chcę, żebyś szedł do piekła i nie chcę zabijać nie kontrolując się, niewinnych osób. Nie ma innego rozwiązania... - Przytulił go do siebie.
- Bez przesady~... Możesz zabijać "tych złych" jak do tej pory~! Poza tym bez krwi da się długo wytrzymać, mówiłem ci prawda~? - mruknął tuląc go.
- A co, jeśli ja nie kontrolowałby się tak dobrze, jak ty? Ty pozostałeś dobry, a co, jeśli ja stałbym się zły? - Pocałował go w czubek głowy, a potem policzek, szyję... - Zresztą, nie mówmy o tym na razie... Póki co żadne z nas nie chce zmienić zdania, prawda?
- Nie stałbyś się zły~! - zapewnił go. - W końcu jesteś moim Shizu-chan~!
- Skąd możesz wiedzieć? - mruknął, po czym podniósł go. - Dobra, za dużo na widoku. Idziemy do domu. - burknął i zaczął go prowadzić do zameczku.
- Po prostu wiem~! - zapewnił chwytając go za rękę. Tak było o wiele milej iść. Wampiry zostawił jak były, w końcu nic się nie stanie.
- Ciekawe, kiedy oni sobie polecą... - mruknął, zmieniając temat. nie chciało tym dyskutować. Były osoby, które po zamianie w wampira stawały się paskudne. Nie dość, że się o tym uczył, to jeszcze słyszał i widział, nie było na ten temat dyskusji.
- Naprawdę nie staniesz się zły~... - zapewnił go.  - A oni... polecą sobie kiedy znikniemy... Chyba.?
- Oby. - mruknął na oba. - Trzeba jeszcze zawołać zwierzęta... - Podrapał się po głowie. Nie wiedział, gdzie są.
- Oby? - podchwycił jego słowa. - Czyli pozwolisz mi się zamienić~? A zwiezęta zawołam nie martw się~!
- Nic takiego nie mówiłem. - odpowiedział szybko. - To teraz je zawołaj, a potem czas na obiad, co ty na taki plan dnia...?
- Jasne~! Poczekaj na mnie~... - cmoknął go w policzek i odbiegł w stronę lasu. Do kryjówki zwierząt było dość blisko, ale nie na tyle, by słyszały odgłosy walki, tego był pewien.
- Poczekam. - mruknął, stając i patrząc za nim. Miał tylko nadzieję, że tamte wampiry już sobie poleciały... W końcu ileż można.

Egzorcysta x Wampir - Inny niż wszystkie - rozdział 24


A jednak udaje mi się dodać notę dzisiaj.
Hejoł~ Pewnie się stęskniliście. Średnio nota z ułamkiem na miesiąc to nie szczyt marzeń, wiem, ale każdy w końcu pozbywa się marzeń, tak .3.
No, dziś tak depresyjnie, bo Inu strasznie chce się spać ><
Jako że Kias i tak pewnie nie wiedziałaby co tu pisać dodaję bez czekania na nią i lecę spać.
Oya~ No i...
Enjoy!








     Izaya jakby nigdy nic otworzył drzwi. Widząc gości i słysząc pędzącego Shizuo w pierwszym odruchu chciał je jak najszybciej zatrzasnąć. Jednak jeden z wampirów wpakował nogę przez co zamknięcie było niemożliwe. Po krótkiej analizie sytuacji Izaya szybko odwrócił się od Shizuo, chcąc go powstrzymać.
- Shizuo tylko nie... - Zatrzymał się widząc, co blondyn trzyma w dłoni. - Odłóż ten miecz! Bo ci nie daruję! - Popatrzył na niego zły.
- To odsuń się od drzwi. - warknął, już całkiem poważny. Już nie licząc tego, że w progu stały wampiry, Izaya był przecież półnagi. - A zresztą, cholera jasna! - Podszedł i zasłonił go, jednocześnie podając mu do tyłu złapane wcześniej w biegu spodnie. - Bądź tak miły i się ubierz, inaczej nigdzie nie idę. - zastrzegł. popatrzył gniewanie na "gości" Izayi. Jednak... Myślał o tym. W końcu to środowisko Izayi. Nie przyszedł tu, by ich wybić, więc... Dopóki nic nie zagrażało brunetowi i dopóki nie musiał bronić samego siebie, nie zamierzał wyciągać broni. Zamierzał zachowywać się pokojowo... No, kochanek-wampir jednak zobowiązywał do sporego naginania dotychczasowych reguł.
- Ale ty jesteś drażliwy~... - westchnął. Wampirami się nie przejmował, były zbyt osłupiałe żeby cokolwiek zrobić. Szybko ubrał spodnie i popatrzył na gości znad ramienia Shizuo. - Ci co ponoć mówili, że widzieli już wszystko i nic ich nie zaskoczy~... - westchnął kręcąc głową z politowaniem. - Ne Shizu-chan~? Może... zaprosimy ich do salonu? - zagadnął niepewnie, kładąc mu dłoń na ramieniu. Shizuo był cały spięty... Może wcale nie chciał ich tutaj... W sumie to byłoby nawet oczywiste.
- Rób co chcesz. - odpowiedział sucho, próbując odciąć od siebie emocje. W razie potrzeby szybkiej reakcji powinien myśleć chłodno i logicznie, w końcu uczył się tego tyle lat... I, skąd, nie był drażliwy. Był... zapobiegawczy. - Mam sobie iść, czy mogę zostać? - zwrócił się do niego, jednak nie spuszczając wzroku z nieproszonych gości.
- Zostań~... - poprosił cicho obejmując go od tyłu. - Nie bądź zły... Mogę ich wyprosić jeśli tylko chcesz... - W sumie sam? Izaya chciał by zostali... Ale przecież Shizuo może być przez to zły.
- Ekhm... Izaya-san... - zaczął jeden z przybyłych wampirów otrząsając się z szoku.
- A tak~... - mruknął Izaya. - Shizu-chan, - chyba zdrobnienie wywołało jeszcze większy szok u przybyłych - możesz zostać, nawet chcę żebyś został, ale może niekoniecznie w przejściu~! - zachichotał chcąc trochę rozluźnić napiętą atmosferę.
- Tak, może byśmy jednak najpierw weszli...
     Wampir przez to zdanie naraził się na chłodny, acz niechętny wzrok blondyna. Sam obdarzył go podobnym.
- Nie jestem zły. - stwierdził. Napięte mięśnie świadczące o tłumionej furii wyraźnie temu przeczyły. Ale tak działały na niego wampiry pijące krew niewinnych ludzi, wiec w sumie co mógł na to poradzić... Nawet nie chciał nic na to radzić. - Rób co chcesz, po prostu pójdę za tobą. - Nie odwracając się tyłem odsunął się nieco i wycofał, dając wampirom wolną rękę w komunikowaniu się.
- Izaya-san, przybyliśmy tu, ponieważ nie odpowiedziałeś na nasze listy. - wyjaśnił jeden z wampirów. - Tak się składa, że spotkaliśmy się po drodze, więc postanowiliśmy nie niepokoić cię pojedynczo, a wyjaśnić wszystko w jednym czasie...
- No tak... - Izaya pacnął się w głowę. Spojrzał na Shizuo. - Mieliśmy... Pewne problemy i jakoś tak... Zapomniałem. - Spojrzał na nich przepraszająco. - Ale... odmawiam jeśli chodzi o wszystkie zaproszenia. - Westchnął znów spoglądając na Shizuo. - Poza tym i tak nie mam już tego czego chcecie, możecie sobie iść~!
- Jak to... - Wampirowi ledwie przez usta przeszło to słowo i spojrzał z ledwie skrywaną złością na Shizuo. Zmienił temat. - To człowiek, prawda? Trzymasz w domu przekąskę, Izaya-san? - Przekrzywił lekko głowę, wlepiając świdrujące spojrzenie w blondyna. Zrobił krok do przodu i pociągnął nosem. - A jednak... Czy ta osoba nie pachnie przypadkiem... wodą święconą? - zauważył i odwrócił wzrok na Izayę. - Co to wszystko znaczy?
     Izaya przełknął ślinę. On już przywykł do tego zapachu, zapomniał, że inne wampiry są bardziej wyczulone.
- Powiedzmy~... - Podrapał się po głowie nie wiedząc, co powiedzieć. - O wiele więcej niż przekąskę. - Uściślił tylko, odchodząc w stronę salonu.
- W sumie to byłoby dziwne. - mruknął jeden z wampirów. - Przecież gdyby Izaya-san nie wypił krwi nie żyłby już od dawna, prawda?
- Nie wiadomo, idioto, nikt tego nie próbował. - Jego towarzysz zdzielił go przyjacielsko po głowie.
     Shizuo tylko prychnął i wciąż spiętym ale i sprężystym krokiem przemieścił się za Izayą w stronę salonu. Wampiry poszły za nimi, zamykając za sobą drzwi. W końcu kultura wampira w domu wampira musi być.
     Blondyn wszedł do odpowiedniego pomieszczenia i zebrał karty oraz porozrzucane ciuchy, odłożył je gdzieś w kąt po czym poszedł i oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi. Miał zamiar tylko obserwować.
     Goście weszli i oglądając się na niego porozsiadali się na kanapie i fotelach.
- Więc? - zaczął ten, który rzucał oskarżeniami w stronę Shizuo. Siedział tak, by móc przypatrywać się egzorcyście, a więc naprzeciwko Izayi. - Jak to więcej niż przekąskę? To człowiek, do tego najprawdopodobniej egzorcysta. Co tu się dzieje?
- Były egzorcysta. - poprawił gościa brunet i wstał rozdrażniony. Podszedł do blondyna i pociągnął go za rękę do foteli, by finalnie popchnąć go na swój, zmuszając, by Shizuo usiadł, i wpakować się na jego kolana. - Co ja mam wam tłumaczyć? - spytał zdziwiony.
- Tylko nie dotknij miecza. - mruknął mu na ucho zniecierpliwiony blondyn. Czy on nie rozumiał, że teraz w razie czego miał spowolnione odruchy, bo KTOŚ na nim usiadł...? Ale nie zamierzał oponować... póki co. Może to sama chęć zaznaczenia, że Izaya jest jego.
- Bratasz się z wrogiem? - zdenerwowany wampir wstał. - Jak można ufać egzorcyście? Zwolennikowi kościoła? Boga? Żaden z nich tak łatwo nie przestał i nie przestanie być sobą! - prychnął. - I może teraz powiesz nam, Orihara-san, że on nie ma ochoty nas zabić? Ciebie i nas, za samo bycie wampirami?
- Mógł mnie zabić już dawno... - mruknął udając znudzenie. - Dawałem mu sporo okazji, ale tego nie zrobił. Jak dla mnie nie jest wrogiem~... - mruknął trochę bardziej się w niego wtulając. - Przecież i tak was to nie dotyczy, prawda? Skąd ta złość~... - Pokręcił głową zdziwiony. - Zaproponowałbym wam herbatki ale z tego towarzystwa tylko Shizu-chan mógłby się napić~... - westchnął niby rozczarowany, ale obrócił się do Shizuo z uśmieszkiem. - Ne Shizu-chan może chcesz~? Wiesz zawsze mogę zaparzyć~...
- Wolałbym mleka. Ale nie waż się na razie stąd iść. - mruknął niby od niechcenia. - Chyba najwyższy czas coś sobie wyjaśnić. - zwrócił się do gości Izayi. W innym wypadku chyba sobie nie pójdą, prawda...? - Chcę tylko świętego spokoju. Nie mam najmniejszej ochoty zabić Izayi, za to was nie zawaham się zmieść was z powierzchni ziemi, jeśli dacie mi powód. Jednak to samo dotyczy duchownych. Jeśli dadzą mi powód, nie zawaham się zabić. To chyba proste? - Uniósł brew, upewniając się, że zrozumieli. - Nie działam na zlecenie kościoła. Zrobię to, na co mam ochotę. - To mówiąc, objął Izayę w pasie, trzymając przy sobie. Żeby to też nie pozostawiało wątpliwości.
- Tak, tak... Dyplomatą nie będziesz Shizu-chan~... - westchnął Izaya, zaraz chichocząc cicho. - Choć twoja mowa odniosła jako-taki skutek~! A skro mamy to za sobą porozmawiajmy o ważniejszej rzeczy~... - poprosił. - Przez to, że jest tu... - szybko przeliczył zebranych - około dwudziestu wampirów, prawdopodobnie wszyscy będący gdzieś niedaleko duchowni właśnie poznali położenie mojego domu~... - westchnął. - No, jednak musimy się ewakuować, chodź Shizu-chan~!
- No dzięki! - warknął, lustrując wampiry już jawnie wkurzonym spojrzeniem. - Teraz jak się te wszystkie robactwo zlezie... Izaya. - stwierdził, nagle nie wściekle a całkiem opanowanym głosem. - Co ze zwierzętami? Zdążymy je zabrać i ewakuować się wozem? Coś wątpię... - zignorował gości i skupił się tylko na nim i na planie ewakuacji. Szkoda mu było zamku... Zwierząt, rzeczy, które najprawdopodobniej zostaną skradzione lub zniszczone przez tych idiotycznych najemników albo co bardziej chamskich egzorcystów...
- No wreszcie przyznajesz mi rację~... - Uśmiechnął się. - Więc... mogę po prostu tam pójść to się od ciebie odczepią, nie? To dobre wyjście więc w końcu mi pozwól. - nalegał. Wiedział, że to niezbyt dobra pora ale... to było najlepsze wyjście. No, według Izayi. Wampirami się nie przejmował, w końcu i tak nie mają tu czego szukać.
- Jeszcze raz wyskoczysz z czymś tak głupim to nie dam ci walczyć, rozumiemy się? - ostrzegł go. Wstał, stawiając go obok. - A wy chyba nie macie tu czego szukać. I chyba niewiele czasu wam zostało na ewakuację. - odwrócił się do bruneta. - Jak już ci kiedyś wspominałem, mam zamiar walczyć. Jeśli coś mi się stanie, nie przejmuj się, bo będę walczył dalej, a ty nie możesz się rozpraszać, tak? - chciał się upewnić. - Ile czasu mamy?
- Jesteś idiotą... - popatrzył na niego zły. Po czym niechętnie westchnął. - Z pół godziny przed pierwszą falą~...
- Chyba ty! - warknął. - Mamy na tyle czasu, żeby ewakuować zwierzęta... Poza tym, mówiłem ci już? Jeśli ty tam pójdziesz, najpierw każą mi patrzeć na twoją śmierć, a potem będą torturowali mnie aż umrę z wycieńczenia. Jak wolisz taką opcję, to śmiało. - sarknął i ruszył do kuchni.
- Mało ich. - mruknął jeden z wampirów, rozejrzawszy się po zebranych. - Ja nigdzie nie idę. Jak można upolować kilku egzorcystów, to z chęcią się dołączę. - Uśmiechnął się. - Tylko zostawcie mi kogoś smacznego... Ej. A może tak jeszcze ktoś się dołączy, to będzie łatwiej? - spytał, widząc dwóch wychodzących jeszcze przed Shizuo.
- Nie! - Zaprotestował Orihara słysząc o torturach. - Chyba zwariowałeś! - dalej protestował idąc za Shizuo i wykłócając się z nim o to.
     W tym czasie wampiry namawiane przez kilku amatorów krwi egzorcystów, postanowiły jednak walczyć.
- To teraz... kto powie o tym Izayi? - zagadnął jeden. Natychmiast wszystkie oczy skierowały się w jego stronę. - Ja nie! - zaprotestował machając rękoma.
- No ale co? Jak tak, to nigdzie nie idź, albo idź tylko ze mną i nie daj się pokonać. - prychnął, wychodząc na dwór. Musiał wypuścić krowy i namówić konie do ucieczki w jakieś konkretne miejsce... Poza tym kury. Co z kurami...? - Jasne i przejrzyste, nie? - Nie wiedział, czy mają w ogóle jakieś szanse. Ale warto chyba spróbować, co nie...?
- Tak, tak... Pogadam ze Stefanem, Matyldą, Śnieżynką i kurami... - zgodził się wychodząc przez ogród. - A i chyba ktoś chce z tobą pomówić~... - mruknął wskazując czającego się w cieniu wampira. Był jakiś niepewny i trochę wystraszył się, że go odkryto. - No, nie martw się nie zje cię~! - rzucił nie wiadomo czy do wampira czy egzorcysty.
- I z drugim koniem. - upomniał go. Odwrócił się do czającego się wampira. No, wyglądał na tak młodego, że załatwiłby go od razu... Chyba... O co chodziło, czemu się tak czaił...? - Słyszałeś? Ja nie gryzę. - Uśmiechnął się, wyczuwając aż nadmiar ironii. - O co chodzi? - przystanął ze trzy metry przed nim, czekając, aż ten coś powie. To, że miał miecz pod ręką to był tylko odruch... Zaplótł ręce na piersi, żeby sie przed tym powstrzymać.
- Tak, tak~... - westchnął Izaya wybiegając. Zostawił z Shizuo jednego ze swoich byłych adoratorów. Oby się tam nie pozabijali.
- No więc... - zaczął niepewnie wampir. - Wolałbym porozmawiać z Izayą-sanem ale... chyba... - Westchnął głęboko. - Ja i moi przyjaciele jesteśmy chętni wam pomóc z tym kościelnym problemem... - zaczął patrząc uważnie na Shizuo. Przecież to mógł być szpieg. Nie widząc jednak żadnych oznak kontynuował. - Ale coś za coś~!
- Taaaak? - mruknął przeciągle, marszcząc brwi. Wiele mógł zrobić w zamian, byle nie dotyczyło to Izayi... - W takim bądź razie z chęcią wysłucham propozycji... na miarę moich możliwości. - dodał. Miał nadzieję, że wampiry ostrożnie dobrały życzenie i nie będzie musiał znów hamować morderczych instynktów.
- Em... To w sumie dość proste... - podrapał się po tyle głowy. - Pozwolicie nam wypić krew przeciwników których pokonamy~! Chcieli jeszcze całusa od Izayi-sana ale z tego raczej mogę zrezygnować... - mruknął ciszej przerażony, że blondyn mógł usłyszeć.
- Tak, z tego drugiego możecie zrezygnować. - parsknął, pozwalając sobie nawet na lekki uśmiech. - Jak tylko o krew chodzi, to proszę bardzo, co upolujecie to wasze. - Wzruszył ramionami. To było mu obojętne. Dopóki mógł w ten sposób zapewnić sobie więcej szans na wygraną, było dobrze. - Jedyną regułą jest to, że Izaya jest mój. Poza tym róbcie cokolwiek chcecie, mnie nic do tego. Zgoda? - Spojrzał na niego uważnie. Rąk sobie chyba nie uścisną... Ale umowa to umowa.
     Wampir pokiwał głową, ale mimo to nie powstrzymał pytania.
- Ale z drugiego musimy czy tylko możemy zrezygnować?
- Jak już mówiłem. - Shizuo westchnął ciężko. - Izaya jest mój, więc nie będę się nim dzielił. - Czy do nich naprawdę tak powoli to docierało...? - Poza tym, czemu tak uparliście się akurat na niego...? Chyba jest was dużo, więc zostawienie jednej osoby w spokoju dużo nie zmieni, prawda?
- Dobrze, dobrze tak tylko pytam, co negocjować nie wolno? - starał się go uspokoić. - Może to tylko jeden z wielu wampirów ale za to JAKI!
- Tak, tak... O tym sam się przekonałem. - Rozciągnął kącik ust w uśmiechu. Mimo wszystko denerwowało go to. Niech nawet nie myślą, że mają jakiekolwiek szanse. - Tym bardziej nie chcę się dzielić... Dlatego ten punkt z negocjacji wykreślcie i będzie dobrze. - Zawiał chłodny wiatr. Gdzieś niedaleko czaiło się niebezpieczeństwo i nie mógł się rozluźnić.
- Dobrze, dobrze... Już przekazuję wiadomość. - mruknął idąc już w stronę pokoju, by przekazać wiadomość reszcie.
- No i co Shizu-chan~? Nie pozabijaliście się? - zachichotał jego wampir pojawiając się. - Poprosiłem żeby Stefan zaopiekował się wszystkimi i sprowadził do kryjówki. To daleko, nie znajdą ich~! - zapewnił.
- To dobrze. - Rozlożył ręce. - A ja jak widać żyję. I może pożyję jeszcze dłużej. Twoi pobratymcy chcą pomóc, tylko w zamian co upolują zostaje ich zdobyczą. Dobry układ, nie sądzisz? - rzucił jakby mimochodem. - A ja pójdę przed bitwą napić się mleka... Tak na uspokojenie.
- To dobrze że o tym pomyślałem~... - Uśmiechnął się pokazując Shizuo wiaderko. - Wracam z obory, krowy już ewakuowane, a to jest ostatnia partia przed przeprowadzką~! - Podał mu wiadro do połowy wypełnione mlekiem. - Więcej się nie dało, były zbyt zestresowane tym wszystkim~... - westchnął. - Ne Shizu-chan może powinienem im jakoś podziękować za pomoc, nie sądzisz~? - zagadnął siadając przy stole i przelewając mleko z wiaderka do dzbanka.
- Dzięki. - Wpatrzył sie w białą ciecz pożądliwie. Tak, tylko to mogło go oderwać od tak ważnej bitwy... - Hę? Krowom? Opiekujesz się nimi codziennie, myślę, że za pomoc w ewakuowaniu ich samych nie trzeba jeszcze dziękować... - Dziwił się trochę, to zresztą chyba było widać. Po co dziękować komuś za to, że sam ratuje swoje życie...?
- Nie krowom~... - zachichotał. - Wampirom. Skoro chcą narażać życie~... Wiesz krew egzorcystów nie jest szczególnie smaczna więc to dziwne~! - mruknął. - No oczywiście twoja to wyjątek... Albo mam dziwny gust~! Choć w sumie ja piłem tylko krew egzorcystów albo osób z nimi związanych~... Jeśli cię to pocieszy to twoja była najsmaczniejsza~! - zapewnił.
- Dzięki. - Uśmiechnął się blado, ale chyba tylko po to, by Izaya nie tracił humoru. - A niby jak chciałbyś im podziękować? Oni chcieli tylko swojego łupu, więc raczej tak jak jest, jest w porządku, nie?
- Na pewno nie chcieli nic więcej? - Popatrzył na Shizuo podejrzliwie. To nie było normalnie.
- Nie, nalegali jedynie na to. - Wziął szklankę i nalał sobie do niej w końcu mleka. Wypił duszkiem. Pyszne... - A więc, co chciałbyś im jeszcze dać w nagrodę? - spytał, skupiony na nalewaniu sobie kolejnej szklanki. Przynajmniej pozornie. Chciałby wiedzieć, co Izaya proponuje w tej sprawie, do tego z własnej inicjatywy...
- Nie wiem... Podziękuję chyba tylko słownie, bo na nic innego mi nie pozwolisz prawda?
- Tak, raczej. - Skinął zdecydowanie głową. Część napięcia gdzieś uleciała. Skoro tylko o to chodziło... - A gdybym ci pozwolił, podziękowałbyś im inaczej? - spytał spokojnie. Nawet tego nie kontrolował, pytanie samo wyleciało z jego ust, zdradzając jednak ukryty niepokój.
- Ech... Gdybym nie był twoim chłopakiem, bo chyba nim jestem, pewnie podziękowałbym inaczej ale skoro mam ciebie poprzestanę na podziękowaniu~... Choć może mógłbym ich chociaż przytulić? - bąknął cicho.
- Tak, jesteś moim chłopakiem, dlatego też na przytulanie też się nie zgadzam. - mruknął, wpatrując się w pustą szklankę. - Po prostu nie podoba mi się ten pomysł. jasne? - Nie chciał, żeby Izaya uznał, że go ogranicza, ale też przytulanie innych, napalonych na niego zresztą osób, wcale mu się nie podobało.
- Oi. - Zacmokał z dezaprobatą. - Dla wampirów to nic takiego. Nawet jakbym się z kimś z nich przespał to nie byłaby wielka sprawa~... - mruknął, ale widząc spojrzenie Shizuo trochę spoważniał. -No przecież ci tego nie zrobię!
- No myślę, bo to dla mnie wielka sprawa. - burknął. Nalał sobie ostatnie pół szklanki, wypił i wstał. - A gdzie tak właściwie zgromadzili się twoi goście przed walką...? - Zerknął w stronę salonu.
- A skąd ja mam to wiedzieć? - zachichotał. - Organizowałem ci picie, to ty z nimi rozmawiałeś~!
- Tylko z jednym... Można ich poszukać, jak tak. - Wzruszył ramionami. - Chociaż dopóki są, nie szkodzą i nic im nie potrzeba, to chyba nawet lepiej, jak nie muszę się nimi zajmować. - Uśmiechnął się lekko. - To twoi goście.
- Tak, ale i tak nieładnie siedzieć w kuchni gdy są goście~... - westchnął wstając od stołu. - No chodź przypilnuj mnie, bo jeszcze któryś będzie chciał mnie... przytulić~! - zaśmiał się.
- Ha, ha, bardzo śmieszne... - sarknął. Ruszył za nim do salonu. - Zasada jest taka, że ja staram się wytrzymać wampirzy smród, a ty rób co chcesz... Chociaż dziwnie będzie walczyć bez koszuli, tak swoją drogą... - zerknął na swoją koszulę na Izayi. - Może byś już ubrał swoją? Jest w salonie. - zaproponował.
- Skoro ty wytrzymujesz ich smród a oni twój to chyba jesteśmy kwita~! - Uśmiechnął się przekraczając próg salonu gdzie zastał dyskutujące o czymś żywo wampiry. Natychmiast został obrzucony ukradkowymi spojrzeniami ale ciągnął dalej swoją wypowiedź - Poza tym jak chcesz koszulę to weź sobie jakąś z garderoby. Może i ta na mnie jest twoja ale... chyba nie chciałbyś żebym ją teraz zdejmował? - Popatrzył wymownie to na blondyna, to na wampiry.
- Sprytne. - skwitował, sztywniejąc mimowolnie. - Dobra, pójdę, znajdę jakąś. Ale jak przyjdą... Zresztą sam wyczuję, jak przyjdą. - Machnął ręką. - Zaraz wracam. - Wyszedł szybko do garderoby, żeby coś dla siebie znaleźć. To znaczyło, że mu ufał, prawda? Prawda. Starał się jak mógł, byle tylko nie dać się zwariować i nie chodzić za nim bez przerwy jak cień. Obsesja? Skąd. Martwił się po prostu.
- Ech... kochany blondynek~! - Izaya usiadł sobie na fotelu i zaciekawiony przyjrzał się wampirom. - No co~? - spytał niewinnie. - O czym tak tu rozmawiacie~?
- Ee... O tych nadciągających egzorcystach... - odparł jeden wampir.
- Izaya-san, dlaczego nosisz na sobie JEGO koszulę? Egzorcysty w dodatku? - odważył się zapytać jeden z nich. W końcu... Koszula egzorcysty na wampirze? Co to miało być? Nie bolało go to? Chyba wszyscy myśleli podobnie.
     Shizuo spieszył się, tłumacząc to sobie jedynie zbliżającymi się wrogami. Chociaż fakt, że przed oczami co chwila pojawiały mu się wizje obłapianego Izayi wcale nie pomagało. Coż wciąż było nie tak z rękawami, albo za słabą tkaniną... Koniec końców znalazł, czego szukał i się ubrał. Trochę piło pod pachami, ale tylko trochę. Nie będzie go to zbytnio rozpraszało. Odetchnął. Jednak spieszył się przez nich. Nie, nie, musiał mu zaufać bardziej, wołałby go, jakby coś...
      Izaya spojrzał na swoich gości zdziwiony.
- Co najwyżej lekko łaskocze jak każdy materiał~! - Uśmiechnął się przytulając się do koszuli. - Jest Shizusia, tyle chyba wystarczy nie~?
- Ne, a co ciekawego wymyśliliście odnośnie tego ataku~?
- Zawczasu dzielimy się najsmaczniejszymi...
- Ale co ci się w nim tak podoba? Dlaczego akurat wybrałeś JEGO? - zabrał głos jeden z bardziej zniecierpliwionych.
- Um... Nie wiem, tak po prostu~!- Uśmiechnął się wesoło. - Bo pewnie właśnie rozwala już trzecią koszulę spiesząc się, żeby pilnować czy nie zrobicie mi nic strasznego~! - Uśmiechnął się słysząc znajomy łomot w garderobie. - O i pewnie półka poszła~! - Uśmiechnął się zadowolony.
     Shizuo właśnie za ten czas, po zwaleniu dwóch wieszaków i, dzięki Bogu, złapaniu ich w locie, właśnie wywalił szafkę. Sam nie wiedział, jak to zrobił, skoro tylko otwierał drzwiczki... Położył ją na miejsce, wepchnął tam ciuchy obiecując sobie, że potem je poskłada, a nawet wyprasuje, złapał za biały materiał. Koszula! Przymierzył. Była dobra. W końcu, nareszcie... Chociaż czymś poplamiona, lekko, ale zawsze... lepsze to od picia w ramionach. A zresztą. Miał w niej walczyć, nie iść przed tron króla. Miało być przede wszystkim wygodnie.
- Naprawdę... Podoba ci się ktoś tak niezdarny, Izaya-san? - Wyglądający na młodego, poważny mężczyzna wyszedł spomiędzy tłumu wampirów i nachylił się nad Izayą. - Dla kogoś takiego jak ty... - westchnął, wyciągając rękę w stronę jego policzka i zabierając ją ledwie na chwilę przed dotknięciem go. - Co takiego ciekawego w kimś tak nerwowym?
- Jest zabawny~! I miły~... I nie widzi we mnie zabawki na jedna noc. - Uderzył go lekko w rękę. - Choć na początku myślałem że tak będzie~...
- Ale co w tym złego? - Wampir rozłożył ręce. - Tak jest najprzyjemniej dla każdego wampira, prawda?
- Wystarczyło powiedzieć, przecież ja na przykald mógłbym przygarnąć cię na dłużej, Orihara-san. - odezwał się inny wampir, pojawiając się znikąd po drugiej stronie jego fotela. - Poza tym, przecież nikt nie ma cię za zabawkę...
- Ale mi zależy na Shizuo~... - westchnął. - Może za jakieś osiemdziesiąt lat... o ile nie namówię go na przemianę w wampira~... - Uśmiechnął się słabo do wampira.
- Jego, w wampira? - parsknął jeden z nich. - Egzorcysta zamieniony w wampira, też mi coś! - Kolejny podszedł bliżej, reszta też nie zbijała się już w tak ciasną kupkę. - Osiemdziesiąt lat to niedużo, czekaliśmy już dużo więcej...
- Ale wtedy z pewnością musisz mnie odwiedzić, co ty na to, Orihara-san?
- Na dłużej, niż dzień, możesz siedzieć sobie do woli...
- ...u kogo chcesz. - dokończył ktoś inny. Zaroiło się od twierdzących pomruków.
- Ale powiedziałem może... To jak synonim nigdy w życiu tylko na tyle delikatny żeby was nie urazić~!
- Hee? To już było niemiłe... Nie mów nam, że kiedy on umrze nie będziesz na tyle chciał, by pójść do kogoś innego? - prychnął któryś z nich.
- O właśnie, co wtedy? Dalej będziesz żył samotnie w celibacie? Nie nudzi cię to przypadkiem, Orihara-san...?
- Nie... Dobrze mi tak jak jest... A wy jesteście nachalni. - mruknął odpychając kogoś kto prawie na niego wszedł. - Zresztą czemu wy nie znajdziecie sobie kogoś na zawsze? - prychnął.
- To niewygodne. - Ktoś wzruszył ramionami. Reszta potwierdziła.
- Niewygodne to jest to, że na niego włazicie! - zagrzmiał Shizuo, szybko przechodząc przez próg. - Może ktoś wam tego nie przekazał? On jest MÓJ. - zaakcentował ostatnie słowo. Podszedł do Izayi. Droga przed nim jakby sama się pojawiała, bo wampiry odsuwały się od niego i jego miecza. Którego gotów był użyć w każdej chwili, tak przy okazji. - Jeszcze jedna taka próba i nie ważne, czy to ja na tym ucierpię czy wy, ale was powybijam. - zagroził, pomagając Izayi wstać i przyciągając go do siebie.
- Shizu-chan~! - Uśmiechnął się wesoło przytulając do blondyna. - A może chcesz im pokazać co jest w tym przyjemnego~? - zagadnął. - No o ile ty to robisz~! - zachichotał.
- Co jest przyjemnego w czym? Bo jak dla mnie to wszystko jest przyjemne w obecnej sytuacji, święty spokój od innych wliczając... - westchnął, zrezygnowany. Ta ich nachalność go wkurzała...
- Włażenie na mnie~! - Uśmiechnął się całując go w usta. - Ale tylko jak ty to robisz~! - zachichotał.
- To może jak wyjdą... - Uśmiechnął się blado. - Moja nagroda za wygraną przepadła. - napomknął. Cały był spięty, ale nie musiał o tym przypominać... Została tylko chwila. Może tylko on był spięty...? Tak to wyglądało. Choć inne wampiry też były spięte, ale chyba z innego powodu. Jednak nikt nie ważył się im przerwać.
- No~... Przecież ci obiecałem, że dostaniesz nagrodę, a jak trochę poczekasz będzie o wiele dłuższa~! I może w końcu nie prześpisz całej nocy i nie będę się tak wtedy nudził~! - zachichotał.
- Za to prześpię dzień. - parsknął. Cóż, milej myśleć, że ten atak to nic takiego i że potem dostanie nagrodę... Tak, zdecydowanie milej tak o tym myśleć. - Zatem trzymam za słowo. - Poklepał go po włosach i rozejrzał się po pokoju. Wyglądało na to, że przychylności sobie nie zyskali prywatnym zachowaniem, ale to go mało obchodziło. - Są już blisko. - stwierdził bezbarwnie.
- Tak tak... - mruknął niechętnie. Wszyscy czuli że się zbliżają, ale czy naprawdę trzeba o tym mówić? - Mam się schować pod stół czy jednak łaskawie pozwolisz mi upolować obiad~?
- Wolałbym, żebyś schował się pod stół. - westchnął. - Ale wiem, wiem, że chcesz czy tam musisz iść... W każdym razie... Chyba nie przywitamy ich w domu, prawda?
- W sumie masz rację... Jeszcze mi wejdą z butami na dywan jak co niektórzy! - Spojrzał groźnie na Shizuo. O nie, nie miał zamiaru zapominać o tym incydencie. Kątem okaz zobaczył jak jeden z wampirów z niemrawą miną wycofuje się poza obręb dywanu. - Kolejny niekulturalny~... - westchnął.
- Oj no... To całkiem normalne, dla niektórych. Poza tym to, że wejdą z butami to jedno, to, że zniszczą budynek to drugie. - zauważył i pociągnął go do wyjścia. - No więc wychodzimy ich powitać. - zarządził.
- Tak swoimi mieczykami zniszczą mi zamek z kamienia... - westchnął ale grzecznie poszedł za blondynem. - Wziąłeś ten swój głupi krucyfiks? - zagadnął. - I noże?
- Głupi? Powiedz tak jeszcze raz, a cię nim potraktuję. - ostrzegł, naburmuszony. Na jego krzyż w taki sposób...? - Noże mam, tak samo, co ważniejsze, miecz. - Zastanowił się przez chwilę. - Zęby zabrałeś? - zażartował.
- Tak~! - zachichotał. - Nie rozstaję się z nimi od jakichś 248 lat... Znaczy od kiedy wypadły mi mleczaki~! - Uściślił. Nie skomentował głupoty miecza, wszak mózgu kawałek metalu nie posiadał. Nawet święcony kawałek metalu.
- No, to chyba wszystko mamy... Wszystkich mamy? - odwrócił się do tyłu. Z domu powoli wychodzili goście. Zapowiadało się ciekawie. A przynajmniej widowisko miało być ciekawe, z taką ilością wampirów u boku. Po raz pierwszy miał walczyć razem z nimi, a nie przeciwko nim. I było to dość nieswoje uczucie. To zupełnie tak, jakby przejść na stronę wroga. Tymczasem był jedynie po stronie swojej i Izayi.
- Pewnie tak... raczej nie mają wymówki żeby gdzieś zniknąć... Chyba że ktoś odkrył nasz "tajny pokój"~! - Ostatnie słowa wyszeptał wzbudzając tym samym zaciekawienie wszystkich obecnych. - No ale to wieczorem, teraz obiad~!
- Ten "obiad" zabrzmiał myląco. - prychnął. Chyba zgłodniał... - Właśnie... Będę musiał sobie coś zrobić do jedzenia, jak to wszystko się skończy... - zauważył. Nawet o tym nie pomyślał wcześniej. - Ale to nieważne teraz. Z której strony... - wymruczał do siebie, rozglądając się. Niebezpieczeństwo było wszędzie, musiał się skupić...
- Z prawej~. - mruknął. - A obiad ci zrobię, nie martw się. Mogę nawet poszukać dziczyzny i ci upiec z warzywami co ty na to~?
- Dziczyzna... Dobry pomysł. - skinął głową, skręcając lekko. Po namyśle nachylił się i pocałował go krótko. - To tak na zapas, nie bierz tego za żadne pożegnanie. - Puścił mu oko i uśmiechnął się, po czym wyjął miecz i wbił go przed sobą w ziemię. Gotowy.
- I co ma obraz namalować ku pamięci tej chwili~? - Zachichotał oglądając z każdej strony pozującego blondyna. - Choć tytuł byłby ciekawy "Odważny ex-egzorcysta Shizuo san wiedzie armię wampirów na krwawą bitwę z poplecznikami Boga". - Na słowo "krwawą" kilka wampirów zaklaskało z uciechą.
- Tak, entuzjazm mamy, poparcie też. - parsknął, rozbawiony. - Tylko tytuł za długi. - zauważył. - Ale ja tam się nie znam...
- Może troszkę~... - przytaknął. - Chyba też nie oddaje powagi i majestatu sytuacji... - zamruczał zastanawiając się nad tym.
- Ja się nie wypowiadam. - parsknął. - Nie mam pomysłów. - Wyjął miecz. - Zresztą najpierw mozna to namalować a potem wymyślać tytuł...?
- Może, ale nie będziesz tak mi pozował dostatecznie długo~... Są za krzaczkiem. - mruknął widząc tam delikatne poruszenie. - Albo to zwykła wiewiórka~...
- Nie... Wyżej... - mruknął, teraz całkiem skupiony. Blisko... Wysoko... Czuł to. - Strzały. - mruknął i złapał tą lecącą w jego stronę. Zaczęło się.
- Chyba mają słabego łucznika... - mruknął Izaya patrząc na strzałę tuż przy czubku swojego buta. - Albo łucznik ma dziś wyjątkowego pecha...
- Albo to ostrzeżenie. Tak czy inaczej... Może poszli po kosztach...? No, nieważne. - Kolejną przełamał mieczem w locie. Jakoś go ominęła. - To jakieś odwrócenie uwagi...? - zastanowił się. To była wyjątkowo głupia sytuacja.
- Może chcą wybić słabszych... Albo pokazać wszystkim, że mam wspaniałą tarczę odbijającą strzały... - Już druga wylądowała tuż przed nim, jednak nawet go nie drasnęła. - Albo mają mało ludzi~!
- Nie, moim zdaniem to zasadzka. - Jego zdanie się potwierdziło, gdy z góry chlusnęła woda. Święcona oczywiście. Odciągnął Izayę w ostatniej chwili. - Co za chamstwo... - prychnął. Nikt się na to nie nabrał. - Wybacz, odruch. - usprawiedliwił się brunetowi. W końcu wiedział, że on potrafi sam się uratować...
- Nie szkodzi~! Dziękuję za ratunek~! - Cmoknął go jakoś nie bardzo przejmując się publicznością. W końcu i tak zginą~...
- Wygląda na to, że nie wiedzieli, że wyjdziemy im naprzeciw. - skomentował, ciągnąc go bardziej do lasu. Jak mus to mus, wyjdą im naprzeciwko. Wampiry już się rozproszyły i częściowo poznikały, a niebawem zaczęły się ciche odgłosy bitwy. O dziwo żaden człowiek nie spadł, walka na wysokości pozostawała niewidoczna. Ale byli też tacy, co nie weszli na drzewa i bili się na ziemi. Do nich miał zamiar dołączyć Shizuo. - Trzymaj się bezpiecznie. - nakazał Izayi i zablokował jednego z wolnych najemników, który właśnie próbował rzucić sztyletem w jednego z wampirów.
- Tak bo jestem dzieciakiem którego trzeba tylko chronić~....- westchnął przy pierwszej lepszej okazji znikając Shizuo z pola widzenia. Tu było tylu ludzi, tyle krwi. Nie mógł wytrzymać, musiał... A Shizu-chan nie mógł tego widzieć. - Cholerny Iidiota który dał mi krew... - westchnął wysuwając kiełki i podlatując do jednego z łuczników. Człowiek nim go zauważył był martwy.

środa, 12 października 2016

Egzorcysta x Wampir - Inny niż wszystkie - rozdział 23

No hejo hejo~
Wreszcie ruszyłam się do bety~... Podziękujcie mojej współloka... Albo nie dziękujcie. Gdyby nie ona, mogłabym odespać niedobór snu T^T
Ale tak jednak macie notę, więc yey~
W ogóle zorientowałam się, że poprzednia notka była 22, jak dzień moich urodzin, i teraz mi szkoda, że dodałam przed a nie w ten dzień. x'3 Ale to tam osobiste żale.
Skoro wszyscy zdrowi i weseli... Weseli? Ne, szkoła was nie zasmuca~? x'D Inu troszeczkę .3. Nie macie pojęcia, jakie to smutne, kiedy przedmiot dotyczący betowania jest najtrudniejszy. Tak nagle sobie uświadomić, że nie umie się pisać poprawnie. 19 lat życia w błędach Q^Q"""
Ale nieważne! Zanudzam was, gome~ To już teraz tylko...
Enjoy!
Yo. Miłego wampirka. W sumie nie wiem co pisać :/ Tak, dalej trwa urlop od Aosia, pewnie jeszcze sporo czasu upłynie, ale na razie Enjoy~
I gdyby ktoś tu jeszcze zaglądam to pamiętajcie o banerku i karmieniu psiaków kliknięciem~





- Skoro się nie wstydziłeś i miałeś jakiś pomysł to czemu go nie wykonałeś~? - zagadnął biorąc karty. Izaya liczył, że zdobywając koszulę będzie z siebie dumny, że to będzie spektakularny sukces, a nie coś takiego. Przytulił się do koszuli i na chwilę zamknął oczy. - Ne Shizu-chan... - mruknął otwierając je. - A gdybyśmy anulowali moje życzenie i wymyśliłbym inne? Wtedy będziesz trochę szczęśliwszy~?
- Nie. - odparł prosto i wymienił cztery karty. Izaya wygrał sprawiedliwie, więc czemu niby mieliby to anulować...? Teraz chciał się tylko odegrać.
- No ale... - Popatrzył na niego niepewny. Przecież Shizuo był zły więc... jak on ma niby sprawić, że będzie dobrze? Spojrzał na karty. Para. - Sprawdzam. - mruknął.
- Co "ale"? - spytał spokojnie, wykładając karty. Para królów.
- Po prostu. - Wzruszył ramionami. - Para szóstek, para królów i co teraz~?
- Wygrałem. Zadanie czy fant?
- Zadanie, potem fant~! - mruknął uśmiechając się trochę bardziej widząc cień uśmiechu na twarzy Shizuo.
- Spróbuj sprawić tą twoją słodką pozą, żebym się zarumienił, tak jak mówiłeś. - Jakoś wątpił, żeby w jego obecnym humorze to się stało, więc czuł się bezpiecznie, tym razem.
- To już wykracza poza wachlarz rzeczy możliwych~... - zaprotestował. - Ale zgoda~! - Przesiadł się na kanapę i zdjął spodnie. - Powiedzmy, że to mój fant jeśli mi się nie uda~! - Rzucił je na stolik. Położył się na kanapie i pokazał Shizuo żeby podszedł do niego.
- Matko jakiś ty niedomyślny~! - Zachichotał pociągając go za rękę zmuszając tym samym żeby Shizuo uklęknął nad Izayą na kanapie. - Dobrze i jeszcze ręce tu~! - Uśmiechnął się do niego ustawiając je po obu stronach swojej głowy. - Gotowy~?
- Aha. - przytaknął. Normalnie czułby większe zaciekawienie, czy coś, ale tym razem to tłumił, jak przed bitwą. Po prostu nie pozwoliłby sobie na rumieńce, nie miał zamiaru. Dlatego tylko czekał.
- Oi no rozluźnij się trochę~... - westchnął. - Jak nie masz ochoty na żarty i zabawy to to nie ma sensu~! Pomyliłeś wrogów Shizu-chan, teraz przy mnie masz być wesoły, przy zakonie takim smutasem jak teraz~! - mruknął próbując go jakoś rozweselić. Jeszcze nic nie zrobił... I w tym stanie raczej nie zrobi.
- Przecież nie uważam cię za wroga... - mruknął niechętnie. No dobra, może i Izaya miał rację... Może zbyt skupił się na jakiejś bezsensownej walce, chyba jedynie z samym sobą, a to miała być tylko gra... Może po prostu nie potrafił przegrywać? Trudno, jeśli przegra, to zwali na to, że Izaya oszukiwał i ze swoimi umiejętnościami i tak mógł wszystko. Tak, tylko tyle. Bo w sumie ważniejszym było dobrze się bawić, po to grali... Zapędził się. - Wybacz. - westchnął i nachylił się, żeby cmoknąć go w usta. - Już się bawię. - Uśmiechnął się lekko. - A teraz pokaż mi, co chciałeś zrobić, bo naprawdę jestem ciekawy...
     Izaya uśmiechnął się lekko i objął go cmokając raz jeszcze w usta. Odsunął się od niego. Zrobił słodką minę jedną ręką niepewnie naciągając koszulę niżej. Palec wskazujący drugiej ręki miał wyprostowany w kąciku ust, głowę lekko przechylił w lewo. Nie był pewien czy to zadziała, ale co mu zostawało, takie dostał zadanie.
- Shizu-chan~... - szepnął.
     Blondyn uśmiechnął się przez to, ale z całej siły starał się myśleć o czymś innym i udało mu się nie zarumienić. Wiedział to, bo jego policzki nie stały się ani trochę cieplejsze. Uśmiechnął się triumfalnie i za to nachylił się, zaczynając całować bruneta. Chwila minęła, nim się od niego oderwał.
- Zostajesz bez spodni. - oznajmił, chyba całkiem przypadkowo wlepiając w niego perwersyjny wzrok.
- Wiem o tym~! - zachichotał. - Ale pamiętaj, mam trzy szanse~! - powiadomił go popychając tak by to Shizuo teraz leżał pod nim. - To jak, do trzech razy sztuka~?
- A nie mówiłem tylko o jednej takiej minie...? - spytał, choć był pewien, że tak mówił. - No cóż... Próbuj, próbuj... Zobaczymy. - Uśmiechnął się raz jeszcze, czekając, co zaserwuje mu jego chłopak.
- Nie~! Zacząłeś, że mam trzy próby na wywołanie rumieńca więc i teraz mam trzy próby~! - Usiadł blondynowi na udach, ale zaraz zrezygnował z tego i przesiadł się na brzuch. Obciągnął znów bluzkę blondyna i spojrzał na niego tym razem może trochę bardziej pożądliwie niż poprzednio.
- Shizu-chan~! - jęknął podskakując lekko na samym tyłku.
     Heiwajima odruchowo zagryzł wargę, jednak wziął głęboki wdech i uspokoił się, powtarzając sobie, że to go nie ruszy. Podniecenie zależy od stanu umysłu, wiec jeśli uważa, że to nic takiego, to go to nie ruszy...
- Trzecia próba. - mruknął, nadal powstrzymując się przed zwyczajnym przyciągnięciem go do siebie i zakończeniem tego przedstawienia.
- Ne~... Ale podoba ci się, a cały czas się zapierasz. - westchnął. - Co jest? - Stanął na czworakach przysuwając się do niego jak najbliżej.
- Nic nie jest... Ciekaw jestem, co wymyślisz dalej. - prawie parsknął śmiechem. No cóż... Nie jego wina, natura tak go stworzyła, że podobało mu się to, co robi Izaya...
- W sumie też jestem ciekaw~... - Podrapał się z zastanowieniem po głowie i uśmiechając się głupio usiadł na brzuchu blondyna. - Chyba zostanę bez spodni, ale podoba ci się to co nie~? - Wypiął się do niego na chwilę tyłkiem.
- Uhm... - Szybko odwrócił wzrok, byle nie dać się sprowokować. No nie chciał, żeby Izaya je zakładał, co to to nie, dlatego wygra! - To chyba musisz zostać bez nich. - Znów spojrzał na niego.
- Widziałem~! Zarumieniłeś się~!!! - Zaklaskał uradowany w dłonie. Przysunął się prawie na szyję Shizuo i spojrzał mu na twarz. - Jeszcze trochę widać~! - dalej się cieszył. Spojrzał na swoje spodnie. - Ale... uznajmy że wcale nie~! - Puścił mu oczko schodząc z niego. - To teraz ja tasuję, nie~?
     Egzorcysta skinął głową, zgadzając się na oba. No, tak to mógł grać! Przynajmniej miał ładne widoki...
- Tasuj, tasuj. - Wrócił na swoje siedzenie. Szkoda, że mleka mu zabrakło.
- Ha ha od razu lepszy humor~! - Uśmiechnął się tasując karty. - Zboczeniec z ciebie wychodzi Shizu-chan~! - mruknął rozdając je. Nie mógł się opanować i od czasu do czasu gdy Shizuo na niego spoglądał dla żartu mocniej kręcił tyłkiem. Skoro Shizuo to się aż tak podobało.
- Uważaj, bo wyjdzie całkiem i będziesz miał problemy. - parsknął. - Na przyszłość chyba przytargam sobie całe wiaderko tego mleka... - mruknął ciszej do siebie, oblizując się lekko na samą myśl. Mógł go nie pić w trakcie gry...
- Co wyjdzie całkiem~? - zdziwił się spoglądając na Shizuo. Podał mu karty. - To jak, przynieść ci jeszcze mleka~?
- Zboczeniec ze mnie wyjdzie. - poinformował go. Wymienił dwie karty. - Po mleko pójdę sobie już po pokazaniu kart, tym się nie przejmuj.
- Rozumiem~! Choć nie przeszkadza mi to~! - spojrzał na karty. - Oi widzę, że twoja koszula robi ze mnie pechowca. - zachichotał. - Wymieniam trzy. - mruknął.
- Po dwóch pokerach pech ci się całkiem należy. - parsknął. Sam nie miał najlepszych kart, raczej takie, jak zwykle. Gdyby jedna karta była inna... Ale nie była i już nie mógł jej wymienić. - Sprawdzam. - Położył karty na stół. Dwie pary.
- Nic~... - mruknął niby zawiedziony. - No więc, kolejne zadanie~!
- Och, serio? - Popatrzył na jego karty. No serio... Jak można nie mieć nawet pary...? Straszny układ. - Hmm... Tak w sumie... - Wydawał się rozbawiony własnym pomysłem. - A jakbym kazał ci udawać kobietę? W sensie zachowania? Podołałbyś? - W sumie, to ciekawiło go to, bo nie wiedział, jak Izaya pokazałby takie zachowanie...
- W jakim sensie~? - zainteresował się. - Mam się przebrać? Pomalować? Czy co~?
- Nie, przebieranie trwa za długo. W sensie zachowania. - W sumie nie wygląd, a zachowanie pokazuje kobietę, więc na to czekał.
- Um... Ale już narzekałem na buty na dywanie~... - poskarżył się. - Co jeszcze mógłbym zrobić~? - No bo... co miał udawać. Samo bycie byłoby dziwne. A on i tak co chwila kusił Shizuo jak tylko mógł. - W sumie to już od jakiegoś czasu zachowuję się jak kobieta~... - zachichotał.
- Hmm... Może faktycznie wymagam zbyt wiele, zachowanie jest podobne. - przyznał i zamyślił się raz jeszcze. - No więc...Sam nie mam zbytnio pomysłu. - Rozłożył ręce. - Może wykorzystam cię do zrobienia mi więcej kanapek? - Popatrzył na talerz. Pozostały tylko dwie. Sam nie wiedział na razie, co miałby mu wymyślić... Jego pomysły z nudnych robiły się zboczone, a to też nie było dobre rozwiązanie.
- Kanapki mogę ci zrobić tak czy siak~! Ale Shizu-chan~... - Uczepił się jego szyi. - Powiedz mi co ci chodzi po głowie, nawet jeśli to jest zboczone~... - poprosił. - W razie czego po prostu odmówię, więc~?
- O nie, lepiej nie... - Zaśmiał się cicho i podparł głowę na dłoni. - Moje zboczenia lepiej, żeby nijak nie przekładały się na życie. - Pokręcił głową. - Poczekaj chwilę, to wymyślę coś innego...
- Nie, Powiedz~... - zaprotestował. - Przecież jestem tu między innymi po to żeby spełniać twoje zboczone fantazje, więc~? - Uśmiechnął się szczęśliwie. - Pomyśl, jako wampir moje są pewnie bardziej zboczone od twoich~! Nie ma się czym martwić~... - zapewnił.
- No ciekawe... Więc zadaniem jest wymienić choć trzy twoje fantazje. - zmienił temat. W sumie od zawsze chciał je usłyszeć, brunet tylko podsunął mu ten pomysł ponownie. Albo je usłyszy, albo odzyska koszulę, albo i nawet jego bokserki, więc przegrany nie był w żadnym wypadku... Tak, to było zadanie idealne.
- Hm... Pomyślmy~... - Udał, że się zastanawia. - Chcę być na górze, chcę zrobić to z tobą gdzieś bardzo, bardzo wysoko i jak te wszystkie wampiry z listów będą patrzeć~! To są trzy~... - Uśmiechnął się wesoło. - Oczywiście mam jeszcze kilka... dziesiąt pomniejszych ale niech już będą te~! - Uśmiechał się szczęśliwie znów tasując karty. - Zobaczymy co za zadanie dasz mi tym razem~! - zachichotał wesoło.
- Serio, jak będą patrzeć? - Cień rozedrganego uśmiechu pojawił się na jego ustach. Prawie się zaśmiał. No miny z pewnością mieliby bezcenne, ale Izaya straciłby u nich punkty, a poza tym w takiej chwili byliby bezbronni... Ach, marzenia... A już chciał mu je spełnić. Zresztą. To było jeszcze w miarę do spełnienia, a to, żeby Izaya był na górze...? Już nie. Nigdy. - Wyobrażasz mnie sobie na dole? - spytał uprzejmie, blisko wybuchu śmiechu. Wziął karty. - Aha, tylko nie dawaj mi wygrywać... - upomniał go. Kto wie, Izaya chyba byłby do tego zdolny...
- Oczywiście~! Byłbyś cudnym rumieniącym się i jęczącym pode mną uke~! - Uśmiechnął się złośliwie, choć wszystko co powiedział to były żarty. - Jeśli chodzi o patrzenie to tak~... Musieliby mieć świetne miny~! - Rozmarzył się na chwilę. - Nie daję ci wygrać, po prostu jestem strasznie kiepski w karty, zwłaszcza w pokera~... Nie mam szczęścia. - westchnął rozbawiony. - No jak zwykle. - zachichotał patrząc na swoje karty. - Wymieniam czte... W sumie wszystkie wymieniam~... - Wzruszył ramionami.
- "Jestem kiepski w karty" powiedział ktoś, kto wygrał tyle partii. - Nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Chwilę trwało, nim się uspokoił. Wizja jego jako uke była... No, nie była! - Serio, Izaya? Serio? Może lepiej ściągnij tę koszulkę, to przestaniesz mieć pecha... - Wymienił dwie. Para. Passa szczęścia się skończyła.
- Ale ja chciałem mieć tylko koszulę. - Objął się tuląc do materiału. Tym razem miał tylko parę. Westchnął. - Sprawdzamy czy starasz się mieć lepszą figurę? - zagadnął.
- Więc pozostanie w samej koszuli ci nie przeszkadza? - parsknął, wykładając karty. - Wymieniłem już, czas sprawdzać. Para ósemek.
- Para dziewiątek~... - Pokazał swoje karty - Zostanie w samej koszuli... Nie, nie przeszkadza mi o ile jest twoja~! - mruknął znów wąchając materiał. Chyba się uzależni od tego zapachu, był niesamowicie przyjemny.
- Zadanie. - mruknął. Jedna liczba wyżej, niech to... - A co w niej takiego niezwykłego? - Uniósł brwi, ciekawy. W końcu to tylko jego koszula, co więcej, kilkudniowa...
- Cudnie pachnie~...- mruknął znów siadając Shizuo na kolanach. - Powąchaj zobaczysz jak przyjemnie~... - westchnął, dalej wdychając ten zapach. Nie wiedział jeszcze jakie może dać Shizuo zadanie.
- Mam nadzieję, że wąchanie własnego zapachu nie jest zadaniem. Spasuję. - Objął go ręką w pasie i oparł sobie jego głowę na ramieniu. Wpatrzył się w szafę na przeciwległej ścianie. Ciekawe, na co mu tyle szafek w domu. Ile rzeczy zostało tam schowanych przed laty... No dobra, zamyślił się. - I niby co takiego fajnego w moim zapachu...? - zainteresował się.
- Nie, to nie było zadanie~... - zachichotał. - Po prostu lubię ten zapach~... Wiesz, wampiry mają czuły węch, a dla mnie to jest jak... - zastanowił się przez chwilę. Czy Shizuo w ogóle coś tak bardzo lubił? - Jak mleko dla ciebie. - mruknął w końcu.
- A, to. Uzależniające. - Zmarszczył nos, bo Izaya przypomniał mu o mleku. No tak, miał ochotę na mleko... - Bo ja wolę smak. - dodał. nachylił się i musnął ustami jego ucho. - Na przykład ty masz w jakiś sposób słodkawy smak. - poinformował go.
- Nie wiem czy to komplement bo powiedziałeś, że jestem słodki czy powinienem się obrazić, że porównałeś mnie do wydzieliny krowy~... - mruknął wtulając się plecami w tors Shizuo.
- Nie porównałem cię, stwierdziłem tylko, że twoja skóra słodko smakuje. - poprawił go. - Poza tym nadal czekam na moje zadanie. - przypomniał mu, machinalnie głaszcząc go obejmującą go ręką. Zadziwiające, że w tak krótkim czasie zamiast po prostu nie chcieć go zabić nagle zaczął mu w ogóle okazywać jakąś czułość... Czy coś. W sumie nie wiedział nawet, dlaczego to robi. Odruch?
- Um... Może... Nie mam żadnego pomysłu? - Spojrzał na blondyna niepewnie. - Chcesz mi coś podpowiedzieć~?
- Nie mam zielonego pojęcia. - Pokręcił głową. - Więc idziemy po mleko, a ty się namyśl.
     Podniósł go jakby nic nie ważył i zaniósł do kuchni. Tam posadził go na stole i nalał sobie znów szklankę mleka. Był tak spragniony, że wypił duszkiem, a dwie kropelki skapnęły z kącika jego ust i spłynęły po torsie.
- Cholera... - Otarł krople, które dotarły już do podbrzusza. - Masz jakąś ścierkę...? - spytał, zerkając na bruneta. Koszuli nie miał, w rękaw tego nie wytrze...
- Nie potrzeba~! - zapewnił, pochodząc do blondyna i cmokając w usta. Zaczął zlizywać ślad pozostawiony przez mleko powoli przesuwając się na tors i brzuch blondyna. Uklęknął gdy dotarł do podbrzusza. W razie czego wytłumaczy się niewygodą~...
     Ciężko było dwuznacznie wytłumaczyć ciepło, które rozlało się po plecach blondyna. I po podbrzuszu. Szczególnie po podbrzuszu.
- Ekhem... Wstań lepiej, to na pewno niewygodne... Wystarczyła ścierka, serio... - burknął. Co, nie jego wina, że Izaya wyglądał w tej chwili jak wyglądał, robiąc to... A jemu kontrola ostatnio coraz bardziej puszczała, więc chyba lepiej, jak na przyszłość nie pozwoli Izayi robić takich rzeczy...
- Co jest?- Zdziwił się wyczuwając, że Shizuo znów napiął mięśnie. Nieświadomy niczego oparł się polikiem o krocze Shizuo i spojrzał na niego niepewnie. - Coś się stało?
- No. - Przeczesał mu włosy palcami, jednocześnie odciągając od swojego rosnącego podniecenia. - Po prostu wstań... - Popatrzył mu w oczy, ukrywając niezręczność. - To wygląda, jakbyś się poniżał, jak tak przede mną klęczysz. - Wyciągnął drugą rękę, żeby pomóc mu wstać.
- Nie, nie poniżam~....- mruknął nie ruszając się z klęczek. Przejechał dłonią po kroczu Shizuo i uśmiechnął się delikatnie. - O to chodzi, nie? Mogę się tym zająć~... Jeśli tylko chcesz~!
- No nie mów, że to tak specjalnie... - mruknął, mając nadzieję, że się myli. Chociaż Izaya był zdolny do wszystkiego, to trzeba mu było przyznać. - Właśnie, że poniżające, przede mną się nie klęczy... - burknął. Kwestię swojego "małego" problemu pominął, poradzi sobie przecież...
- Nie~! W końcu to ty polałeś się mlekiem, nie~? - Uśmiechnął się wesoło. - Ale czemu nie chcesz żebym klęczał~? Przecież widać, że to lubisz~... - westchnął odpinając pasek i spodnie Shizuo.
- No i co... Własnie dlatego nie... - wymruczał, zmuszając się siłą swojej niemal wyczerpanej silnej woli, żeby zabrać mu swój pasek z rąk. A co z jakąś kontrolą, czymkolwiek? Poza tym znowu go pobrudzi...
- Dobra~... - westchnął zabierając blondynowi pasek. - Zmieniam zasady. Moje zadanie, masz stać i pozwolić mi to zrobić. Co więcej dobrze się bawić i nie migać więcej. - mruknął pozbawiając go bielizny. Oblizał się.
- Na takie zadania powinien być zakaz. - burknął, starając się nie patrzeć, a jednocześnie nie mogąc oderwać wzroku. Oparł się o stół,  jednocześnie zaciskając palce na jego brzegu. Musiał bardzo uważać, żeby nic nie uszkodzić, w końcu to stuletnie drewno... Co najmniej...
- Ale czemu~? Podoba ci się~! - mruknął. Przełożył jedną z dłoni Shizuo na swoją głowę i uśmiechnął się zachęcająco, po czym wziął go do buzi.
     Shizuo wyrwało się zduszone sapnięcie. Zaczął powoli głaskać go po włosach, patrząc na jego poczynania. Nie żeby zapomniał jaka to przyjemność, ale zupełnie co innego pamiętać, a to czuć. Dlatego już nie oponował, za to oddał się przyjemności, szybko podniecając się bardziej.
     Izaya co jakiś czas spoglądał na Shizuo by dowiedzieć się, czy mu dobrze. Słysząc ciche sapnięcia miał ochotę uśmiechnąć się, co było nie możliwe mając coś tak dużego w ustach. Ręka na włosach była czymś niezwykłym, w końcu Izaya położył ją tam by się dowiedzieć kiedy Shizuo chce przyspieszyć, no ale... głaskanie też było bardzo przyjemne.
     W pewnym momencie Heiwajima przymknął oczy, starając się z całych sił powtarzać sobie, że miał go chociaż nie pospieszać ani nie przyciągać. Jednak zaprzestał głaskania, zaciskając drugą dłoń w pięść już nie na brzegu stołu, żeby go nie zmiażdżyć. Z każdą chwilą spinał się coraz bardziej, co Izaya chyba mógł wyczuć. Zabrał dłoń, by brunet mógł się odsunąć, jeśli tego chciał.
     Wampir przez zabraną dłoń zrozumiał, że ma przyspieszyć, tylko Shizuo nie chce po sobie tego pokazać. Tak też zrobił. Chyba Shizuo był już blisko końca, był niesamowicie twardy i gorący.
     Egzorcysta zacisnął obie pięści i nieświadomie nawet wypchnął lekko biodra. Nie minęła chwila, a doszedł z głośnym westchnięciem ulgi.
- Sporo. - mruknął Izaya, oblizując się. Już przełknął to, co miał w ustach i teraz zbierał pozostałości ze swojej twarzy i włosów. - Ty się upierałeś, że nie chcesz~? - Spojrzał na niego z niezrozumieniem. - No ale cóż~... Zaliczyłeś zadanie, nie mogę zabrać ci spodni~... - westchnął niby to smutny i wstał z kolan.
- Nie dość, że sprawiasz mi przyjemność to jeszcze wygrałem... - Pokręcił głową. Przyciągnął go do siebie i cmoknął w usta.  - Jednak teraz potrzebujemy ścierki, żebyś mógł przemyć twarz, nie...? - Uśmiechnął się kącikami ust, widząc resztki na jego włosach.
- Przynajmniej cię to cieszy~! - Uśmiechnął się i podszedł do miski z wodą. - Zaraz się umyję, nie martw się... Możesz potasować karty~! - rzucił wesoło, namaczając ściereczkę.
- Akurat. Nie widzisz się w lustrze i nawet nie wiesz, gdzie jesteś brudny. - Podszedł i zabrał mu ściereczkę, zapiąwszy już spodnie. - Daj, ja to zrobię. - Zaczął powoli, lecz dokładnie wycierać wszystkie ślady, włączając te na włosach. W końcu musiał wziąć odpowiedzialność za to, że go tak pobrudził, nie?
- No... Przecież bym sobie poradził~... - westchnął, pozwalając jednak się wycierać. - Chociaż powiedz mi, czy jesteś zadowolony z tego co zrobiłem~... - poprosił.
- Tak, tak, wiem, że byś sobie poradził. - zbył jego uwagę. Słysząc jego prośbę tylko uniósł lekko brwi. - Jasne, że mi się podobało... Nie było słychać? - Uniósł kąciki ust do góry i skończył wycieranie go. - No, już możemy iść.
- No... było. - przyznał, spuszczając wzrok. - Ale byłeś wcześniej zły...
- Nie byłem zły... Nie chciałem cię zmuszać... Ani sobie pozwolić... Wiesz, z przyzwyczajenia. - Ukrywając lekkie zażenowanie odłożył ściereczkę i znów podniósł go jak pannę młodą. - No, a teraz idziemy dokończyć grę. - zarządził, wychodząc z kuchni.
- Ale musisz się oduczyć tego, że nie chcesz~... - burknął. - Pamiętaj, że wampiry mają zawsze ochotę~... - przypomniał mu po raz kolejny. - Jeśli tylko masz ochotę to powiedz~...
- No i tu mamy problem, bo skoro masz ochotę, to wychodzi na to, że ja ci nie sprawiłem przyjemności... - westchnął teatralnie. - Ale zawsze możemy to zmienić. - Usiadł i cmoknął go w szyję, a potem zszedł na kark. - Także pamiętaj o tym, że jestem ci coś winien, jak będziesz bardzo chciał. - Chyba znalazł na siebie sposób. Skoro miał się nie opierać i Izayi tak bardzo to przeszkadzało... To to przyrzeczenie następnym razem powinno zrobić swoje, nie? Powinno. Choć pewnie i tak będzie miał jakieś "ale". Znał się lepiej, niż ktokolwiek inny, to i wiedział.
- Nie potrzebuję obietnic. - Pokręcił głową z rozbawieniem. - Sam powinieneś wiedzieć kiedy chcesz i w końcu przyzwyczaić się, że możesz to brać, nie~? Do tego czasu będę ci to pokazywał~! - zapewnił.
- Ale nie jestem napalonym zwierzakiem. - ostrzegł. - A przynajmniej bardzo staram się nim nie być, więc to nie wypali. - Po prostu i tak miał zamiar się hamować za każdym razem. Nie mógł się ot tak przemóc i robić to z nim jak dwa króliki... - Jednak dzięki za chęci. - dodał, bo chociaż tyle mógł.
- Jasne, że nie jesteś Shizu-chan~... - zachichotał. - Takie są wampiry nie duchowni... No, byli duchowni też~! - Uśmiechnął się wesoło przytulając go. - Nie martw się, ja wytrzymam ile tylko potrzebujesz~! - zapewnił. - Jeśli chcesz czekać, nawet długo, to nie ma problemu, o ile przy tym sobie nie zadajesz bólu... Albo nie udajesz, że ci się nie chce mimo, że jest inaczej! - fuknął. - Jak jeszcze raz cię na tym przyłapię nie wyjdziesz z łóżka przez tydzień! - zagroził mu pół żartem pół serio. Naprawdę by go tyle tam trzymał, za karę.
- I tak nie wierzę w przetrzymywanie mnie tydzień w łóżku, ale dzięki. - zaśmiał się. - Może i to coś da. - Sięgnął po karty. - A teraz tasuj. - Podał mu je.
- Oi damy radę~! - zapewnił. - Po prostu nie mogłeś wytrzymać tam dnia, to jaką karą będzie cały tydzień~! - zapewnił, zabierając karty i tasując je. - No chyba, że pomyślałeś o czymś innym~... Zboczeniec. - Uśmiechnął się wesoło zaczynając rozdawać.
- Być może. - Też się uśmiechnął. Dobra, niech już mu będzie, że zboczeniec. Grunt, że on jego zboczenia jeszcze nawet w 1/10 nie poznał. - A przez tydzień umrę. Może jeszcze nie dasz mi nawet sobie gotować, co? - Zerknął na rozdawane karty. Tak, na pewno dadzą radę z tą rozgrywką, gdy siedzieli praktycznie w tym samym miejscu...
- Jak to chcesz mi gotować? - zdziwił się, oddając Shizuo karty. Nie przejmując się tym, że grają, usiadł mu na kolanach.
- Nie tobie, sobie... Tobie to ja mogę co najwyżej zregenerować krew. - Skoro już tak siedzieli to wziął swoje karty, ale odkrył je tak, żeby Izaya nie widział. Jedną ręką odłożył trzy karty i dobrał trzy nowe. Ciężko było robić to wszystko, obejmując jedną ręką Izayę w pasie, ale się nie skarżył.
- Przecież ja ci mogę gotować~!- zaproponował czekając, aż Shizuo wykona jakiś ruch. Sam raczej nie spodziewał się wygranej, poza tym miał co chciał - koszulę blondyna. Więc co mu szkodziło? - Wymienił dwie karty.
- Zanudziłbym się... - mruknął, sprawdzając karty. Dwie pary... - I co byś zrobił, jakbym ci tak umierał z nudów? - spytał, będąc ciekawym jego rozwiązania.
- Och no wiesz, na pewno wymyśliłbyś jakieś ciekawe rozwiązanie~! - zachichotał. - Sprawdzamy~?
- Nie licz na moją kreatywność. - parsknął i położył karty na stół. - Sprawdzamy.
- Znów wygrałeś~! - Uśmiechnął się. Izaya nie miał kompletnie nic. - No to jakie jest moje zadanie~?- Spojrzał na niego słodko. - Widzisz, są plusy siedzenia na tobie~! Nie muszę się przesiadać co chwila~!
- Tak, to faktycznie plus... - Pokręcił głową, opierając się o zagłówek fotela. - Hmm... - parsknął na swój pomysł. - Co powiesz na to? Spróbuj złapać jedną kurę i wspiąć się z nią na drzewo. - Chyba potrzebowali odpoczynku od zboczonych wyzwań... Chociaż... Dopiero spojrzał na Izayę, ubranego tylko w jego koszulę i bieliznę i zmienił zdanie. - Dobra, zły pomysł. - Naburmuszył się. Musiał wymyślić coś na miejscu... - Hmmm... Co innego można by wymyślić...
- Hahaha~... No tak, nie chcesz żebym świecił tyłkiem do tych wszystkich duchownych~? - zagadnął go po przyjacielsku trącając w bok. - Sprytna i zaborcza z ciebie bestia Shizu-chan~! To jakie w końcu jest wyzwanie~?
- Czekaj no, zastanowię się. - Oparł znów głowę o zagłówek fotela. - Może tak spróbuj mnie wystraszyć, co? - Wiedział, że to raczej niewykonalne, ale może Izayi się uda?
- Ne Shizu-chan aż tak chcesz się pozbyć mojej bielizny~? To niewykonalne przestraszyć egzorcystę... No chyba, że ci powiem, że od jutra pijesz różowe mleko~...
- Różowe...? - zdziwił się. Fakt, że to było niewykonalne, no raczej nawet za pomocą różowego mleka... Ale to tak, jak sprawić, by wampirowi zabrakło tchu.
- Mhm~... Potrzeba tylko krowy i fury marchewek~! - zapewnił. - No ale skoro nie boisz się różowego mleka to chyba... Moja bielizna jest twoja~... - zachichotał.
- Nie no, możesz próbować dalej. - zaśmiał się. - Ale to różowe mleko pewnie byłoby dla mnie mocnym szokiem, nie powiem... - parsknął śmiechem.
- Hmm... dobra~! - Uśmiechnął się i zaczął coś wesoło nucić. A po kilku sekundach... - BU! - krzyknął popychając Shizuo bardziej na oparcie fotela. - Eeee... Nie udało się~... No cóż... - westchnął, przymierzając się do zdjęcia tego co trzeba.
      Shizuo parsknął tak gwałtownym śmiechem, że aż musiał zakryć usta dłonią.
- Wy-wybacz... To było silniejsze ode mnie... - parsknął raz jeszcze i powoli się uspokoił. - Yhm... To chyba możemy uznać, że jesteś rozebrany, nie mam po co pozbawiać cię koszuli, nie...? - Stwierdził, żeby już z tym dać mu spokój.
- Nie! - zaprotestował gwałtownie, wtulając się w koszulę. - Wygrałeś, ale koszula moja! - zastrzegł.
- Spokojnie, spokojnie, to było pytanie retoryczne. - Uśmiechnął się z rozbawieniem. Przesunął dłonią po jego miękkich włosach, traktując go jak dużą przytulankę na swoich kolanach. - Więc wygrałem, tak? - Przekrzywił lekko głowę. No na to wyglądało... Nie licząc koszuli Izaya był nagi.
- Mhm~...- mruknął zadowolony. - Tylko jaka była nagroda? - zaciekawił się. Może wymyśliłeś coś... interesującego~? - zamruczał, wtulając się w blondyna jak najmocniej.
- To, że jesteś mój jest dość oczywiste i nie może stanowić nagrody... - mruknął, nachylając się i trącając ustami jego ucho. - Więc może by wykorzystać jeden z tych niewykorzystanych w grze pomysłów...? - Uśmiechnął się lekko, zsuwając usta na jego szyję. To nie tak, że miał za dużo energii... A może i miał, bo wygrana sprawiła, że czuł się, jakby miał siłę na wszystko. Po prostu lubił go prowokować w taki sposób, a że miał dobry humor, może i mógł nawet skończyć... W końcu miał się nie powstrzymywać, nie? Objął drobne ciałko Izayi, wsuwając dłoń pod koszulkę.
     Izaya uśmiechnął się szczerzej pozwalając, by ręka blondyna błądziła po jego torsie.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Niezadowolony zacmokał i wstał.
- Powiesz mi co to za ciekawy pomysł jak tylko odprawię tego kto nam przeszkadza~... - Puścił mu oczko i ruszył do drzwi.
     Heiwajima patrzył za nim, skonfundowany. Nie podejrzewał ani trochę, że do tego domu ktoś mógł zapukać... Bo i kto, krowa? Kto mógł wiedzieć, gdzie się znajdują? Pełen złych przeczuć otrząsnął się w końcu. Wpatrzony w gołe nogi Izayi. No tak, przecież brunet nie miał nawet bielizny na sobie! Uświadomiwszy to sobie z pełną mocą, wstał i popędził na nim, zabierając po drodze swój miecz i przypinając go na szybko do pasa. W końcu kto wie, kogo tu przywiało... A właściwie, to chyba już wiedział, kogo... Stracił  czujność i nie wyczuł ich od razu.