Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

niedziela, 24 listopada 2013

Zabawa w wywoływanie duchów - część 2

Witajcie~! ;3
Szczeniak powraca,choć tylko na chwilę i znika, zanim go udusicie~! X3
A więc~! "Zabawa w wywoływanie duchów" okazała się być na tyle rozwiniętym pomysłem, że nie dało się jej napisać szybciej - zwyczajnie mam na nią zbyt dużo planu~.
Etto~... Tak więc aspirowała na mini opowiadanie~... X3 Co oznacza, że to nie jest ostatnia część~! *zasłania się laptopem* Nie bijcie~! X33
Początkowo miałam to pisać dla siebie, tak żeby mieć opowiadanko w którym dam sobie duużo opisów i wyląduje w koszu. Wyszło na to, że zaczęłam je publikować = muszę się postarać = staram się i przez to ostatnio skupiłam się na pisaniu wyłącznie tego~... Ale mam nadzieję, że jak już z tym skończę, wrócę w końcu do "PB", które również zmierza ku końcowi, PsyVi, które obiecałam dopisać dalej i "Poznajmy się", które~... Jeszcze do mnie nie przyszło. X3
Zobaczymy, co później~... Na razie macie cały mój grafik na najbliższe tygodnie. ;33

Więc w końcu~...
Enjoy~!

Uwaga~! Wyszedł mi taki "trochę" hard, więc jak ktoś nie lubi~... Może spróbować to ominąć, lub niestety musi poczekać na coś łagodniejszego~...




     Takuma ułożył ostatnią partię naczyń na miejscach i, nawet nie oglądając się na towarzyszkę tych tortur, pożegnał się i wyszedł. Na wstępie zapalił papierosa, zanurzając się w rozmyślaniach.
      Ten Izaya... Więc jednak coś odkrył... Albo zwyczajnie chciał czymś zaskoczyć Shizuo, jak zawsze. Że też dobrze zbudowane osoby mają czasem mózg. No nic. A Shinra z Kyouhei'em? Hmmm... Wyglądali, jakby coś ukrywali. Ale jeśli tak jest, prawdopodobnie od razu to wyłapie, szczególnie od Shinry. Przynajmniej tak by wynikało ze wspomnień Heiwajimy. Doktorek nie umiał kłamać, a przynajmniej Shizuo miał sposoby na przyduszenie go.
      Wszedł do domku, od progu zdejmując buty i rzucając papierosa gdzieś za siebie, na ziemię.
- Bry.
- Cześć, Shizu-chan~! - Izaya stanął przednim z pełnym kpiny uśmiechem. - I jak ci poszło z Fuyumi~? Ojoj, coś podryw nie poszedł, co? - zacmokał, widząc wkurzoną minę na obliczu Shizusia.
- TY GNIDO... - warknął, jednocześnie kręcąc głową w myślach. - Tylko to był twój plan, tak?! Wiesz, ile plotek się nasłuchałem przez ciebie?! - To jedno to akurat była prawda. Ale jako że Takuma nie był Shizusiem, spływały one po nim jak woda po kaczce.
- Tylko tyle, Shizu-chan~? No serio, twoja agresja jest niczym nieuzasadniona... Na swojego brata też się tak wkurzasz, jak cię choćby dotknie? Daj pokój - prychnął ozięble - nie rozśmieszaj mnie.
- Mam prawo denerwować się ile chcę i jak chcę. - warknął Takuma, podsłuchując myśli Shizusia z takich momentów. - Dopóki nie zginiesz, nie przestanę się denerwować.
      Dobra odpowiedź. - przeszło przez głowę Izayi. - Tylko, że Shizu-chan już próbowałby mnie zabić, dopóki nie ma tu Shinry ani Dotachin'a. No, chyba że potrzebowałby większej zachęty.
- Wracając do twojej u-ko-cha-nej~! Całowaliście się już~? Czy odrzuciła cię jeszcze przed twoim pierwszym pocałunkiem~? Biedny Shizu-chan, nikt cię nie chce~... - Uśmiechał się, perfidnie się uśmiechał.
- TY... TY... - Shizuo podniósł głos i popatrzył na niego wściekle, po czym zaatakował, starając się wymierzyć odpowiednio pięścią.
     Za wolno. Brak ci refleksu Shizu-chan'a. Brak ci tej szaleńczej bestii. Jesteś tylko zwykłą namiastką zwykłego człowieka.
- SHIZUO! Izaya! Przestańcie! - wydarł się Kadota, wychodząc z pokoju. - Jak rozwalicie domek śpicie w lesie! - ostrzegł, zezłoszczony.
- Okey, okey~! - Izaya uśmiechnął się, chowając dopiero co wyciągnięty nożyk. Uniósł ręce w obronnym geście. - Ja tu jestem tylko ofiarą~...
- Tsa, bo uwierzą. - prychnął Takuma tonem wkurzonego Shizu.
- Nieważne! - uciął Kadota. - Jeszcze jedna walka i was wywalę. Ma być cisza i spokój.
- A gdzie Shinra? - Duch zmienił temat.
- Coś czyta. Jemu też przeszkadzacie.
- I nie przyszedł?
- Celty coś do niego napisała. - Szatyn ściszył głos tak, że trzeba było wytężyć słuch, żeby go usłyszeć. - Od tej pory siedzi z laptopem i zbytnio się nie odzywa. Myślę, że lepiej dać mu spokój.
- Wiesz, o co chodziło? - Takuma zmarszczył brwi, jakby się martwił. Choć w gruncie rzeczy było mu to obojętne tak długo, jak nie kolidowało to z jego planem.
- Pojęcia nie mam.
- Więc, do-ta-chin~! - zawołał śpiewnie Izaya, okręcając się wokół własnej osi i zmierzając w stronę pokoju. - Ja sobie siądę. Nie przeszkadzać~! - zachichotał i odszedł, zamykając im drzwi przed nosem.
     Duch popatrzył na Kadotę oczami Shizusia.
- O co mu chodziło, jak wybiegł? - zapytał prosto z mostu.
- Nie mam pojęcia. - Kyouhei wzruszył ramionami. - Zbył nas, mówiąc, że zrobiło się nudno, więc zrobił to co zrobił. A może i nas nie zbywał. Wiesz, po nim nigdy nie idzie poznać. Może i to tylko kolejna jego zabawa.
     Rozumiem. Czyli że przekonamy się, czy wie, dopiero w ostatnim momencie?
     Lepiej by było, gdyby cię przejrzał. - Odezwał się Shizuś gdzieś z głębi swojego umysłu.
     Ty się lepiej nie odzywaj. Pamiętaj, że nie odejdę, dopóki nie zrobię tego, na co mam ochotę.
     Wal się.
     Samemu jest nudno.
     ...
     Hahaha~! Zabrakło ci ripost~?
     Nie. Po prostu nie gadam z debilami.
- I tak sądzę, że ta menda coś knuje. - mruknął Takuma, w zamyśleniu gapiąc się na koszulkę Kadoty.
- Pewnie tak, jak zawsze. - odparł obojętnie. - A teraz opowiedz lepiej, jak ci poszedł dyżur.

     Tymczasem Izaya po zamknięciu drzwi tanecznym krokiem podszedł do okna pomiędzy łóżkiem jego a Shinry, na którym doktorek właśnie siedział, z pokerową miną grzebiąc w swoim laptopie.
- Pierwsze przeszło. - szepnął ledwo dosłyszalnie, jeżdżąc palcem po szybie.
- Trzymamy się planu. - odmruknął okularnik, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Ta. Masz coś?
- Piszę maila do trzeciego z kolei. Może chociaż coś nam poradzą.
- Na razie nie proś o przyjazd. Spytaj o możliwości.
- Jasne.
     Drzwi otworzyły się i Shizuo wszedł do pokoju.
     Błąd, zjawo. Shizu-chan najpierw popatrzyłby na mnie morderczym wzrokiem, albo rzucił uwagę, że "śmierdzi tutaj", czy cokolwiek... Nie umiesz go nawet udawać.

     Była już naprawdę późna noc. Wszyscy smacznie chrapali w swoich łóżkach. Wszyscy? Nie do końca. Pewien brunet wykańczał oczy i zmęczony umysł, gapiąc się w ekran laptopa. Zaszył się w łazience, żeby nie obudzić pewnego ducha i namiętnie poszukiwał informacji wszelkimi dostępnymi sposobami. Sytuację utrudniał nieco fakt, że robił to późną nocą, gdzie wiele jego kontaktów już spało, a jakąkolwiek rozmową telefoniczną zakłóciłby niezbędną ciszę.
- Shizu-chan, jak to jest, że cię nienawidzę, a jednak ratuję z tarapatów? - szepnął, co i tak zabrzmiało głośno. Po chwili, nie przerywając pisania, odpowiedział sam sobie. - Bo walka z tobą jest wspaniałą rozrywką, której nie chcę tracić. Poza tym to denerwujące, gdy mój wróg, potwór, zachowuje się tak absurdalnie ludzko. - westchnął.
     Długo poszukiwał podstawowych danych, ale w końcu znalazł. Zapisał sobie wszystko i wrócił do łóżka. Miał zamiar kontynuować z samego rana.

     Takuma wstał wcześnie rano. Korzystając z tego, że wszyscy jeszcze spali, przyjrzał się Izayi. Było na tyle gorąco, że spał w samych bokserkach. Akurat przekręcił się na bok, w wyniku czego kołdra nieco się z niego zsunęła. Duch uśmiechnął się z satysfakcją.
     Już nie mogę się doczekać. - Szepnął w myślach.
     Daruj sobie.
- Shizu-chan... - jęknął Izaya przez sen, znów się obracając.
     Ale on najwidoczniej też nie może się doczekać. - zaśmiał się Takuma.
     Zaczynam nienawidzić cię prawie tak, jak jego. - warknął zmęczony Shizuo. Odkąd ten durny upiór opętał jego ciało, nie przestawał myśleć nad tym, jak się go pozbyć, albo chociaż jak przekazać swoim przyjaciołom, że muszą mu pomóc. Traktowali Takumę jak jego, chyba nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że zachowuje się trochę inaczej. To było naprawdę dobijające. Szczególnie biorąc pod uwagę, że nawet Izaya, mający się za wszechwiedzącego boga i kto wie, co jeszcze, jego superspostrzegawczy wróg, aktualnie cel tej chorej pozaziemskiej istoty, też nie zauważył tej zmiany. A szkoda, bo o ile Shizuo chciał wyrządzić mu krzywdę, to wcale nie chciał być utożsamiany z TAKIM czynem. Za nic w świecie.
     Cóż, jakby mnie to obchodziło.
     Ciało Shizusia rozciągnęło się, ziewnęło i ubrało, a następnie powędrowało "na ten idiotyczny dyżur".

     Gdy Takuma i Shizuo byli już gdzieś tak w połowie drogi do stołówki, w ich domku jako pierwszy zaczął się budzić Shinra. Okularnik przetarł zmęczone oczy i sięgnął po swoje okulary. Rozejrzał się nieco nieprzytomnie, po czym dźwignął się ze swojego posłania.
- Izaya... Hej, Izaya~! Kazałeś się obudzić, pamiętasz? Więc obudź się.
- Nie... Teraz muszę szukać... - Brunet mruknął niewyraźnie przez sen.
- Więc wolisz drastyczną pobudkę~? - spytał Shinra, uśmiechając się.
- Nie śpię.
- Jasne, a Celty ma głowę na karku. - Po ledwie chwili jego uśmiech zrzedł. - ...Znaczy się ma głowę na karku, bo jest mądra, rozsądna i w ogóle... Moja Celty jest najlepsza~! Tylko nie ma jej w sensie dosłownym, bo jest Dullahan'em... Ee, nieważne, złe porównanie. - Machnął ręką, zniecierpliwiony i wyciągnął z kieszeni skalpel. - Izaya~! Liczę do pięciu~! Raz...
- Shinra... Przecież nie mówiłem, że masz mi grozić, ja już wstałem, tylko nie chce mi się otwierać oczu... - westchnął Izaya.
- Dwa...
- Dobra, dobra, już wsta... - Popatrzył na skalpel i na Kishitani'ego, znów zezował na skalpel i na swojego przyjaciela. - Rozumiem, że to nagroda za wstanie. - skwitował i w mgnieniu oka zabrał mu jego nożyk.
- Eej~! Oddawaj~! - naburmuszył się samozwańczy lekarz.
- Nie. Teraz zajmij się sprawdzaniem maili. Ja muszę zadzwonić do paru osób. - Usiadł i od razu sięgnął po całą swoją elektronikę, czyli telefon i laptop.
- A co z prysznicem?
- Nie ma czasu. - Brunet machnął tylko ręką i zabrał się za sprawdzanie swoich informacji.

     Takumy nie było aż do czasu sprzątnięcia po śniadaniu. Potem pojawił się, pogadał z nimi, utwierdzając się tylko w przekonaniu, że nic nie wiedzą, po czym poszedł przygotować obiad. Fakt, że urozmaicił sobie ten czas flirtowaniem z (jakże naiwną) Fuyumi, niczego nie zmieniał. Niemiłosiernie mu się nudziło. Dopiero gdy skończył zmywać po obiedzie okazało się, że to już koniec jego zmiany. Lista szła według alfabetu łacińskiego, zatem następnymi osobami mieli być Kishitani Shinra i Kyouhei Kadota. Miał zatem dużo czasu wieczorem, a także następnego dnia rano i po południu.
     Świetna wiadomość.
     Dlaczego by tego nie wykorzystać? - Pomyślał z wręcz dziką satysfakcją.
     Pomyślmy... Bo to idiotyczne? Nie łudź się, Orihara nie da się podejść w ten sposób.
     Zakład?
     Nie będę podsycał twoich chorych zapędów. Po prostu go zostaw.
     Uu, zależy ci~? A poza tym, wiesz chyba, że i tak go nie zostawię, nie?
     To mój WRÓG, idioto!!! I nie obchodzi mnie, co z nim zrobisz, bylebyś nie używał do tego mojego ciała!!!
     Ale moje się nie nadaje~...
     Mam to gdzieś! WYNOCHA!!!
     Pfff... Lepiej siedź cicho. Jeszcze tylko parę godzin. A teraz idziemy na zajęcia.

     Do samego wieczora z Shizuo, czyli właściwie ze zjawy, która go opętała, emanowało samozadowolenie. Starał się tego po sobie nie pokazywać, ale lekki uśmieszek czasem był nie do pohamowania. Oczywiście tylko wtedy, gdy nikt nie patrzył.
     Około godziny 18 wrócił do domku i rozłożył się wygodnie na łóżku. Poza nim byli tam jeszcze Shinra i Kadota zbierający się do wyjścia, i Izaya, siedzący na łóżku z jakąś książką w rękach. Wyglądał na zaczytanego do tego stopnia, że nie widział świata.
     Jeszcze chwila~... - Zamruczał w myślach zadowolony duch.
     Nawet nie próbuj!!! - Warknął zdenerwowany Shizuo. Kombinował jak mógł, żeby przejąć swoje ciało, ale nic nie skutkowało. To go tylko bardziej drażniło.
     Haha! Bo co~? Zapomnij o tym, kim jesteś, przynajmniej będziesz miał z tego jakąś przyjemność...
     Nie chcę! Wynoś się z mojego ciała!!!
     Nie-ma-mo-wy. Czekałem na to baardzo długo... Nie poczekam już ani godziny więcej.
     Ty podły, bezczelny, bezwstydny, chory...
     Ta, ta, daj spokój.
     NIE! Odwal się ode mnie!
     Arara? Cóż to za histeria?
     Nie histeryzuję! Spadaj! Po prostu daj mi spokój!!!
     A na nim ci nie zależy~?
     Nie!!!
     Czyli że przeszkadza ci, że będzie ci przyjemnie, a to że go przelecę masz już gdzieś, tak?
     Dokładnie!
     Kogo oszukujesz~? No, a teraz już cicho. Wychodzą.
- Jeśli coś wam się stanie nie będzie mnie tutaj, więc wam nie pomogę, macie się nie bić, nie docinać, udawajcie, że was nie ma, a jak już to leki są w mojej apteczce, ewentualnie zadzwońcie jeśli...
- Nie pozabijajcie się. - rzucił Kadota przez ramię, wyciągając doktorka z domku i tym samym nieco tłumiąc jego monolog.
     Drzwi trzasnęły, a głosy ich przyjaciół się oddaliły.
     Shizuo miotał się, uwięziony we własnym umyśle i wściekły.
     Takuma odczekał jeszcze chwilę.
- Też wychodzę. Shizu-chan, mam nadzieję, że nie zrobisz nic nieprzemyślanego. - rzucił Izaya złośliwie, odkładając książkę i chwytając lekką bluzę. Dźwignął się na nogi i zaczął kierować do wyjścia.
     Jednak duch wstał równie szybko i po kilku krokach zagrodził mu przejście samym sobą.
- Dokąd to się wybierasz? - spytał spokojnie.
- Shizu-chan~? - Przez ułamek sekundy przez jeo twarz przewinęło się zdenerwowanie, zaraz jednak uśmiechnął się złośliwie. - Czyżby interesowało cię moje życie osobiste~? Oj, nieładnie, a tak się spierałeś, że "nigdy nie zniżysz się do mojego poziomu"~... Zmieniłeś zdanie~?
- Trochę tak, trochę nie. - odparł wymijająco. - Właściwie nie bardzo mnie to obchodzi.
- Co ty kombinujesz, Shizu-chan? - Mina bruneta wyraźnie świadczyła o podejrzliwości. - Tak nie zaczynałeś jeszcze żadnej walki.
- Bo tym razem nie chodzi mi o walkę. - Chwycił go za nadgarstek i przytrzymał przy ścianie, drugą rękę opierając obok jego biodra. Popatrzył z wyższością na jego zdezorientowaną minę, która po chwili znów zamieniła się w uśmiech.
- Rozumiem~! Ale tyle, że jesteś nieprzewidywalny już wiem, Shizu-chan~... Teraz mnie puść, wychodzę. - dodał chłodno.
- Nie. - Wzruszył ramionami i z zadziwiającym refleksem chwycił za jedo drugą dłoń, wykręcając jego nadgarstek. Nie musiał długo czekać, już po chwili obaj usłyszeli brzęk upadającego noża. - Poza tym sądzisz, że tą wykałaczką coś zdziałasz?
- Jak najbardziej. - odparł poważnie i spróbował go kopnąć w... cóż, dość czułe miejsce. Jednak to też zostało zablokowane. - Puść mnie w końcu. Nie mam ochhoty na zabawę. - westchnął.
- Ale ja mam. - Przybliżył się, przyciskając go do ściany tak, że nie mógł się ruszyć. Obie ręce skrępował po bokach jego głowy. Nachylił się nad nim powoli, spoglądając w te orzechowe oczy, miotające w jego stronę nienawistne spojrzenia.
- No dalej, zabij mnie. Nie sądziłem, że jesteś aż taką bestią.
- Zabawimy się trochę dłużej. - Takuma nachylił się i póki co lekko złapał zębami płatek jego ucha, po czym je polizał.
     Przecież w widocznych miejscach nie mógł zostawiać śladów.
- Co...? - Nastawienie Izayi diametralnie się zmieniło. Wydawał się być naprawdę zszokowany. - Shizu-chan, co ty wyprawiasz?! Zachowujesz się dziwnie, ale to już przesada! - Szarpnął się, starając się wyrwać. Może dałoby to jakiś rezultat, gdyby jego kończyny nie były aż tak skrępowane.
- Cicho, bo skończę z delikatnością. - warknął Takuma, całując go. Szybko otworzył jego usta językiem i zaczął pogłębiać pocałunek, za co został ugryziony. Nie był przyzwyczajony do tego rodzaju odmów. Oj, nie. Za życia nie zdarzyło mu się zbyt długo szarpać i teraz też nie miał zamiaru czekać na jakieś pozwolenie. - Widzę, że nie lubisz zbyt długich wstępów, tak? - syknął, uśmiechając się niebezpiecznie. Złapał obie jego ręce jedną ręką, drugą rozpinając swój rozporek.
- Shizu... Przestań! - Brunet wyglądał na zdenerwowanego i zaskoczonego jednocześnie. - Co z tobą?! Przestań się droczyć, to głupie...
- Ja się nie droczę.
     Zerwał z Izayi spodnie, bynajmniej niedelikatnie. Brunet wydał z siebie krótki krzyk zaskoczenia.
- Zostaw...!
- Cisza. - warknął duch. Już nie liczyło się dla niego, na ile przypomina Shizuo. W końcu co mu zależało? To on miał tu kontrolę. Od niego zależało, kiedy i czy w ogóle Shizuo odzyska ciało. Od niego zależało, jak głośno będzie piszczał Izaya i jak długo. Uwielbiał to uczucie. Bycie panem sytuacji.
     ZOSTAW GO DO CHOLERY!!!
     Chyba śnisz.
     Jednym sprawnym ruchem uniósł jego biodra i nakierował się na jego wejście.
     Jak to dobrze, że jesteś tak nieludzko silny. Cieszysz się, że to mi pomaga?
- Shizu-chan? - Orihara patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. - Shizu-chan, dlaczego to robisz??? - spytał rozpaczliwie.
     Nie robię! To on! ZOSTAW GO, JUŻ!!! WYNOŚ SIĘ!!! - Shizuo czuł, jak wzbiera w nim niczym niepohamowana wściekłość.
- Bo mam na to ochotę. - Mruknął i szybkim ruchem wbił się w niego.
     Zatrzymał się w połowie ruchu.
- He? - Shizuo popatrzył na Izayę własnymi oczami. I tym razem to nie było spojrzenie zza mgły, jak to, gdy to Takuma przejmował władzę nad jego ciałem. Zerknął na twarz Izayi. Miał zamknięte oczy, ale... Czy on...? To możliwe??? Wyglądało na to, że Izaya ledwo wytrzymywał z bólu. - Izaya??? - spytał z troską.
     Brunet otworzył oczy i popatrzył na niego niepewnie. Po jego policzku spłynęła łza, którą próbował szybko zetrzeć, ale jako że nadal miał skrępowane ręce nie bardzo mu się udało.
- S-Shizu-chan? C-co...?
- Słuchaj! - przerwał mu szybko, starając się zdążyć, nim Takuma znów zdoła się uwolnić. - To nie ja, to ten duch, którego przywołaliśmy. Tak jakby przejął władzę nad moim ciałem... I tylko wy możecie znaleźć sposób, a ja nie mogę się go pozbyć na stałe. To nie tak, że ja ci to robię, nie mogę mu nawet przerwać. - Puścił jego ręce, drugą ręką nadal podtrzymując jego biodra. - Puściłbym cię, ale on i tak cię dorwie, prędzej czy później... - Przygryzł lekko wargę, starając się wymyślić jakieś rozwiązanie. - Nie możesz jakoś odejść z obozu na ten czas???
-Shizu-chan... - westchnął Orihara, rozluźniając się nieco, choć to bolało. W końcu w żaden sposób nie został przygotowany. - Rozumiem. - Brawo Shizu-chan, teraz ten duch będzie pilnował, czy przypadkiem czegoś nie knuję, żeby się go pozbyć. Z drugiej strony właśnie sprawdziłem, czy w jakiś sposób możesz się z nami kontaktować. Poszło zgodnie z planem, więc na razie wybaczę ci to drobne skomplikowanie moich planów. Jesteś tak okropnie nieostrożnym potworem... - W takim bądź razie... Nie wierzę, że to mówię. - prychnął, odwracając wzrok. - Przygotuj mnie.
- Co?
- Jak rozumiem, nie zostało ci wiele czasu, więc zajmij się naprawianiem swoich błędów, zamiast niedowierzać! - Udał zniecierpliwionego, choć tak naprawdę najchętniej kazałby mu wyjść i wziąć się za siebie. Jakim cudem jego potworek nie mógł sobie poradzić z jakimś podrzędnym duchem!? I pozwalał mu na takie rzeczy, choć byli wrogami!?
- To wcale nie moje błędy. - burknął blondyn.
- Wystarczyło nie brać udziału w tym głupim wywoływaniu duchów... - Heiwajima przerwał mu pocałunkiem. Jednak to nie był taki zwyczajny pocałunek. Raczej taki z rodzaju "wszystko będzie dobrze". Chociaż właściwie Izaya nie wiedział, skąd to wie. Nie za często miał się z kim całować. I to ironicznie mówiąc.
- Wytrzymaj. - rzucił blondyn, powoli z niego wychodząc.
     Szczerze mówiąc to nie było aż tak okropne jak wejście, ale też piekielnie bolało. Bez jakiegokolwiek nawilżenia, tarcie było nieznośne. Jęknął cicho z bólu, ale poza tym jakoś przetrwał.
- Zdążysz...?
- Nie martw się tym. - odpowiedział, podkładając mu palce do ust.
     Jak mam się nie przejmować, skoro to o mój tyłek chodzi?! - Pomyślał, ale nie powiedział tego głośno. Starał się jak najszybciej i najdokładniej pokryć palce Shizusia śliną, tak żeby nie cierpieć za bardzo za drugim razem. - W sumie, to będę miał chyba najbardziej pokręcony pierwszy raz spośród wszystkich na świecie. Jak zwykle, nic nie może być normalne, huh?
     Ssał, lizał i nawilżał jego place z takim zapałem i skupieniem, że blondyn czuł, że mimowolnie trochę się podnieca. Zaraz jednak mentalnie zdzielił się po głowie. W końcu jak tak można?! To jego wróg i gdy cała ta chora sytuacja się skończy wrócą do zwyczajowej nienawiści, na całe szczęście. Nadal miał powody, by chcieć jego śmierci i chwilowy pokój zdecydowanie powstał tylko po to, by pozbyć się tego idiotycznego, wiecznie napalonego umarlaka.
     W końcu Orihara skończył. Shizuś odwrócił go tyłem do siebie i kazał się trochę wypiąć. Gdy już wykonał jego polecenie, musnął lekko wilgotnym palcem jego zaczerwienione wejście.
     Brunet syknął cicho.
     Tak jak się spodziewał, to nie mogło być łatwe ani przyjemne. Mimo to zamierzał dać Izayi tyle przyjemności ile się da, żeby jakoś wynagrodzić mu to, co później zrobi z nim jego ciało.
     Skupił się, żeby jeszcze nie dopuścić do władzy ducha. Wbrew pozorom to było naprawdę trudne.
     Włożył połowicznie jeden palec. Nie słysząc sprzeciwu, wepchnął go do końca. Troszkę nim poruszał, choć wiedział, że to wale nie złagodzi bólu, jaki miał się pojawić dopiero teraz. Zaczął dokładać drugi palec. 
     Izaya mimowolnie zadrżał, ale zagryzł wargę. Mogło być gorzej, prawda? Poza tym... Jego wróg był zaskakująco delikatny. Jak na osobę, która potrafiła rzucać w niego znakami, kontenerami na śmieci i ludźmi, to było wręcz niesamowite, że robił to wszystko tak powoli i z takim opanowaniem.
     Syknął lekko czując, jak jego podrażnione wnętrze zaczyna być rozciągane. Chwilę później poczuł delikatne pocałunki na swojej szyi. Zdezorientowało go to. W końcu - Co jest?! - to był jego wróg! Co on sobie myślał, robiąc coś takiego?! Miał złagodzić ból wywoływany przez tego ducha, ale nie od razu traktować jak jakiegoś... No jak jakiegoś kochanka, czy coś! To nie była zabawa w czułości. Nienawidzili się, więc co z nim???
- Shizu-chan, co robisz? - spytał kpiąco. - Nie za daleko się przypadkiem posuwasz~?
- Przeszkadza ci to?
     Fakt faktem, zagalopował się, Shizuś dobrze o tym wiedział. Właściwie nie wiedział, co go do tego podkusiło. Po prostu chyba zapomniał, że robi to akurat Izayi. W końcu już bardziej skłonny był uwierzyć w swoje wyobrażenia niż w to, że to dzieje się naprawdę.
     Brunet zastanowił się. Właściwie, to jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało... Wróć, oczywiście, że przeszkadzało, w końcu nie miał żadnego powodu, żeby spoufalać się z nim do tego stopnia.
- Żadnych czułości. Miejmy to już za sobą.
- Jak wolisz.
     Dołożył trzeci palec, porozciągał go jeszcze trochę i w końcu wyjął palce, zastępując je swoją męskością.
- Nn... Możesz trochę szybciej... Jakoś specjalnie kruchy nie jestem... - mruknął, czując, jak powoli to wszystko idzie. Brunetowi zaczynało się - co dość irracjonalne - podobać. Choć to raczej była reakcja jego  organizmu, on sam w życiu czegoś takiego by nie chciał, no a przynajmniej nie z nim, zwłaszcza w takich okolicznościach.
     Shizuś wszedł do końca i zaczął - mimo wszystko - od powolnych ruchów, przyspieszając stopniowo. Robił to szybko, ale nie boleśnie, tak żeby im obu było dobrze. Udało mu się nawet usłyszeć kilka źle stłumionych jęków przyjemności z ust bruneta. Nie wierzył, że to robi. Nie mógł jednak inaczej, w końcu gdyby go puścił, ten głupi duch...
     ...Dorwałby go tak czy inaczej.
- Nie za przyjemnie ci? - Warknął zirytowany Takuma. Nie czekając na odpowiedź przyspieszył ruchy, przez co zamiast przyjemnego aktu teraz Izaya był rżnięty jak byle szmata z podrzędnego hotelu.* [*Wybaczcie!!! Q.Q Innych słów nie znalazłam... Q.Q]
     Bolało.
     Wszelkie jęki przyjemności zastąpiły krzyki bólu.
     Mimo wszystko nawet po tak dokładnym przygotowaniu tak brutalne obchodzenie się z jego ciałem musiało zaboleć.
     Zagryzł wargę do krwi, starając się nie dać mu tej satysfakcji i nie krzyczeć za bardzo. Jednak to był raczej zły pomysł. Takuma wyszedł z niego i dał mu porządnego klapsa w tyłek. Z siłą Shizuo to aż dziwne, że nic mu nie połamał. Choć zapewne teraz pojawi się tam siniak w kształcie dłoni.
     Orihara krzyknął z bólu, ale zaraz ręka Shizuo zatkała mu usta. Takuma znów się w niego wbił i zaczął poruszać jeszcze gwałtowniej, o ile to było możliwe, zaraz dochodząc.
     Choć Shizuo awanturował się jak mógł, drugi raz nie udało mu się odzyskać kontroli nad swoim ciałem.
     A Takuma długo jeszcze nie przestawał. Opuścili kolację, ale mało go to obeszło. Dopiero gdy w końcu odechciało mu się zabawy, puścił Izayę wolno. Ten prawie upadł na ziemię, tak bardzo trzęsły mu się nogi. Po udach spływała obficie biała ciecz wymieszana z jego krwią.
     Miał dość. To było jedno z najgorszych przeżyć jego życia.
- Umyj się, wyglądasz okropnie. - prychnął Takuma, odpalając papierosa. - I ciesz się, jeszcze nie było najgorzej.
     Nie? Więc co mogło być gorszego? ...Chyba nie chcę wiedzieć.
- Może gdybyś tego nie robił, nie wyglądałbym tak teraz. - prychnął arogancko.
     Ręka Shizuo zamierzyła się, jednak zaraz opadła. Takuma uśmiechnął się nieco sadystycznie.
- Nie licz na to, że zostawię jakieś widoczne ślady. Teraz szybko pod prysznic. A potem masz się zachowywać, jakby nic się nie stało. Jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, albo piśniesz cokolwiek swoim przyjaciołom, skręcę ci kark. Nawet nie próbuj się mnie pozbywać, bo twój "ukochany" też tego nie przeżyje.
- Pff. Nie boję się ciebie. - Rzucił mu wyzywające spojrzenie, na co Takuma tylko się zaśmiał.
- Jakby co, nie miałeś ochoty na kolację. I pamiętaj, obserwuję cię.
     Chyba nie dałbyś rady przez cały czas. - przeszło przez myśl bruneta.
     Mimo wszystko Izaya wyprostował się i wszedł do łazienki, zamykając drzwi z hukiem. Prychnął, słysząc jeszcze głośniejszy śmiech.

     Po parunastu minutach do domku wpadł Shinra, waląc drzwiami o ścianę z rozpędu.
- Shizuo, Izaya, żyjecie?! - Zobaczył siedzących na swoich łóżkach wrogów. - Dzięki Bogu, dlaczego nie było was na kolacji?! Wiecie jak się martwiłem?! Ponoć słychać stąd było krzyki i...
- Daj spokój Shinra. Shizu-chan tylko się na mnie pozłościł, ale jakoś sobie poradziliśmy i, jak widać, żyjemy. - Mruknął sarkastycznie Izaya, przewracając stronicę książki. - A ja nie byłem głodny.
- Ta menda odebrała mi apetyt. - Mruknął Takuma, czytając jakieś czasopismo.
- A gdzie Kadota? - Brunet zmienił temat.
- No... Skoro żyjecie... - Wybąkał niepewnie okularnik. Oczywistym było, że coś tu się stało. Jednak nie mógł dać po sobie poznać, że wie, że Shizuo nie zachowuje się jak Shizuo. - Kadota odbębnia dyżur. Ja musiałem się upewnić, co z wami...
- Zostawiłeś go tam samego? - spytał retorycznie Izaya.
- Noo... Tak jakby... Ale to uzasadnione! Poza tym wiele już nie zostało, zaczęliśmy zmywać w trakcie kolacji.
- Czyli zostawiłeś go samego w momencie, w którym najbardziej chce się wyjść? - dorzucił Takuma, nie podnosząc wzroku.
     Doktorek popatrzył na niego, zdziwiony. Shizuo powiedziałby to z troską, sugestią, czy po przyjacielsku. Odkąd pojawił się ten duch zabrakło gdzieś tej części jego przyjaciela.
     Musieli jakoś go uwolnić. Ta zabawa w wywoływanie duchów była idiotycznym pomysłem..
- O rany, faktycznie, ale przyznajcie, że powód miałem. - Shinra udał, że się dąsa. - Dobra, nie bijcie się do mojego powrotu, wracam tam mu po...
- Wróciłem.
- Ach, Kadota, a oni robią mi wyrzuty, że cię zostawiłem~... - poskarżył się, robiąc minkę naburmuszonego dzieciaka.
- Zostawiłeś szklankę w pianie, rzuciłeś gąbką i stwierdziłeś, że musisz sprawdzić, czy żyją, tak, to było zostawienie mnie z robotą. - stwierdził spokojnie dotachin. - Ale skończyłem chwilę po tobie, więc żaden problem. - Wzruszył ramionami i popatrzył na chłopaków uważnie. Nie pozabijaliście się? - Na pewno jesteście cali?
- Przestańcie się tak przejmować, ta menda nie jest z porcelany, a ja nie zawsze próbuję go zabić. - prychnął duch w ciele Shizusia.
     Izaya popatrzył na niego kpiąco.
- Ależ skąd, Shizu-chan~... Ty w ogóle jesteś łagodny jak owieczka. Na pewno to dlatego zawsze ląduję u Shinry.
     Takuma odwzajemnił mu się wkurzonym wzrokiem. Otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale Kishitani wciął mu się przed słowo.
- Izaya, chcę cię całego obejrzeć. Już, rozbieraj się.
- Haha, Shinra, to zabrzmiało perwersyjnie. - zakpił. - No, daj spokój, nic mi nie jest. - Był pewien, że Shinra wyraźnie widzi, że jest. Musiał mu jakoś przekazać, że bezpieczniej, żeby się nie zbliżał. Okularnik chyba zrozumiał.
- Dobrze... - Westchnął. - Skoro tak się upierasz. Ja się po prostu martwię.
     Ale i tak jakoś musisz mi przekazać, czy potrzebne ci są jakieś leki. - dodał w myślach. - I co się stało, że nie chcesz mi powiedzieć o swoich ranach. Przecież przyznałbyś się do bójki, bo dla Shizuo to normalne...
- Dobra, wystarczy. Idę się kąpać. - stwierdził po prostu Kadota, biorąc swój ręcznik i piżamę, i zmierzając w stronę łazienki.
- To ja się prześpię. - stwierdził Izaya, wchodząc pod kołdrę. - Dobranoc.
- Tak szybko~?
- Tak. Branoc.

     Po paru godzinach, gdy wszyscy już spali, Orihara wybudził się z lekkiego snu. Rozejrzał się dookoła, a następnie wstał i przeszedł upewniając, że wszyscy śpią naprawdę głęboko. Dopiero wtedy chwycił za laptop i zmył się do łazienki.
     Był pewien, że następnego dnia już od rana, czyli wyjścia Shinry i Kadoty, będzie potrzebował całego mnóstwa energii. Jednak tego wymagał jego plan - zbierania informacji, rozsyłania ich i drobnej współpracy z Shinrą i Dotachin'em na miejscu. A pracować mógł tylko wtedy, gdy zjawa była kompletnie niepoinformowana o tym, że ma dostęp do jakichś komunikatorów i nie mógł go kontrolować. Czyli wtedy, gdy głęboko spał.
     Kolejne godziny spędzał na ustalaniu szczegółów ze swoim kontaktem w potrzebnym mu miejscu. Czasem bardzo wygodnie jest mieć kogoś, kto zrobiłby wszystko i wszędzie o każdej godzinie tylko dla ciebie. Przynajmniej można być pewnym, że nie zchrzani...
     Świtało, gdy wrócił do pokoju i dyskretnie odłożył laptopa, po czym wrócił do spania. Nie zostało mu wiele odpoczynku. A poranek miał być tylko gorszy...

     Około siódmej Dotachin i Shinra wstali, ubrali się i musieli zawlec się na dyżur. Narobili przy tym dość hałasu, by zbudzić Takumę i Izayę, który, a'propos miał już lekkie cienie pod oczami. Oni dwaj wyszli, zostawiając bruneta właściwie na pastwę tego przebrzydłego ducha. Jednak był na to przygotowany, przynajmniej na tyle, na ile na takie coś można być przygotowanym. W końcu to Orihara Izaya. Dla niego nie istnieje plan, który się nie powiedzie, nawet gdyby musiał użyć w nim siebie osobiście.
     Takuma przeciągnął się jak co rano. Potarł kark i zdążył wyszczotkować zęby oraz się ubrać czekając, aż ta hałaśliwa dwójka sobie pójdzie. I w końcu tak się stało. Po licznych ostrzeżeniach, żeby się nie bili, zachowywali jak ludzie, przyszli na śniadanie, bo to niezdrowo omijać pierwszy posiłek dnia - i bla, bla, bla, wyszli.
     Uśmiechnął się pod nosem, obserwując przez małe okienko oddalające się postacie.
     Zabawa się zaczyna.
     Mało ci po wczorajszym?! Ma wory pod oczami, przez ciebie nie mógł spać, idioto!!!
     Taa, te cienie wyglądają bardzo ponętnie. Hahahaha!
     Jesteś po prostu psychiczny.
     Ale to twoja psychika.
     Nie kłam, to twój chory pogląd na świat! Jesteś największym ludzkim śmieciem, jakiego widziałem! Mam nadzieję, że egzorcyzmy na tobie będą długie i bolesne.
     Długi i bolesny to może być seks dla twojego kochasia.
     ...Smaż się w piekle.
     Wolę twoje ciało.
     Już nie długo.
     Racja, jeszcze tylko chwila. Jest jakieś za dwie przyjemność.
     Takuma podszedł do Izayi, nadal leżącego na łóżku i oglądającego "świat" spod półprzymkniętych powiek. Wyglądał niesamowicie ludzko. Shizuo w życiu nie podejrzewał, że Orihara też może mieć uczucia jak człowiek. Ale gdy już takowe okazał, niezwykłe okoliczności w których to właśnie jego ciało sprawiało mu ból prowokowały go do tego, że zaczynał mu współczuć. Choć dla niego chęć ochrony Izayi, TEJ MENDY, nadal była jakoś nieprawdopodobna.
- Ej, kleszczu.
     Otępiały wzrok skierował się w jego stronę.
- Czego?
- Wstawaj.
- Bo co mi zrobisz~? - Uśmiechnął się lekko, a poza tym nawet się nie ruszył.
- Mówiłem, żebyś wstawał! - Prychnął niecierpliwie i chwycił go za koszulę od piżamy, zrzucając na kolana na podłodze. Izaya patrzył na niego, jakby miał ochotę poddać go najgorszym torturom. Po chwili uśmiechnął się psychopatycznie, jakby właśnie mu się to udało.
- Hmm, to wszystko~? Jak chciałeś się pobawić rzucając mną, to wiedz, że nie mam ochoty. Głowa mnie boli. - Dodał ironicznie.
- Nie o to chodziło i dobrze o tym wiesz. Rozpinaj. - Skinął głową w stronę swojego rozporka.
- Ani mi się śni. - Wzruszył ramionami.
     Takuma uniósł rękę z beznamiętną miną, jakby chciał mu wymierzyć policzek, ale zaraz się powstrzymał i zamiast tego złapał go za włosy, przyciągając do krocza Shizuo.
- Zrób to, albo na piękny początek dnia sam się obsłużę. - Zagroził.
- I teraz niby mam ulec? - Wiedział, że tak będzie lepiej, ale nie mógł zgodzić się od razu. To uwłaszczało jego godności.
- Ostatnia szansa. - Warknął duch. - Znaj moją dobroć.
- Noo, skoro ostatnia~... - Choć tak naprawdę wstrzącały nim fale złości, na zewnątrz potrafił się opanować. Rozpiął zamek i powoli ściągnął z niego bieliznę, tak, że ta opadła do kostek. Po chwili udało mu się wyłączyć czucie. Po prostu nie czuł do tego zadania nic. Zdołał zauważyć, że nieoczekiwany gość w ciele Shizusia lubi sprawiać ludziom ból, więc tym bardziej nie miał ochoty na okazywanie, że coś go to obchodzi.
     Zbliżył się do pobudzonej już nieco męskości i zanużył jej czubek w swoich ustach. Miał zamiar robić to stopniowo, ale jedno szarpnięcie popsuło jego plany - już miał więcej niż połowę w ustach. Jednak nie skrzywił się nawet, po prostu robił swoje, szybko narzucając swój rytm. Chyba nieźle mu szło, jak na pierwszy raz, nie? Z drugiej strony duch wzmocnił uścisk na jego włosach i "pomógł" mu narzucić szybsze tępo. Orihara prawie się dusił, gdy męskość Shizusia wchodziła do jego ust nieco głębiej, niż powinna. Było mu niedobrze, nie mógł zaprzeczyć. I kiedy już stwierdził, że najwyższy czas mu przerwać, Takuma właśnie doszedł, od razu zmuszając go do instynktownego przełknięcia. Izaya dusił się przez chwilę, a potem zaczął kaszleć, chcąc jakoś to wypluć, jakby niechciana ciecz utkwiła mu w przełyku. W oczach stanęły mu łzy, ale otarł je niezauważalnym nawet ruchem ręki. Gdy już przestał się krztusić, popatrzył na Shizuo bez emocji, a po sekundzie uśmiechnął się. Wiedział, że dzięki temu duch nie będzie miał pełnej satysfakcji i czy to okaże czy nie, będzie przez to wściekły.
- Podobało się? - prychnął. Wyglądał identycznie jak Shizuo i miał jego głos, ale w tej chwili doskonale było widać, że to nie Heiwajima we własnej osobie. - Więc może to powtórzymy, co? Nie myśl sobie, że dam ci uciec przed następnym razem. - Syknął.
- Jakoś na to nie liczyłem. - rzucił Izaya beznamiętnie, po czym zebrał się z podłogi i chwycił ręcznik oraz swoje przybory toaletowe. Nie dodał już ani słowa, za to następne pięć minut szorował jamę ustną pod prysznicem. Ohydna pamiątka po pierwszym, w dodatku niechcianym razie.
     Pewnie w życiu by się do tego nie przyznał, ale w tej chwili trochę złościł się, że tym razem Shizuo nie przejął nad nim kontroli. To czy się uwalnia jednak nie zależało od czynności, jaką wykonywało jego ciało. Mogło zależeć od myśli Takumy, ale bardziej prawdopodobne było, że zależy od woli lub silnych uczuć Heiwajimy. Jego wolą od początku było odzyskać swoje ciało, z pewnością nie oddał go dobrowolnie. Zatem to odpada. Mógł wyjść tylko przy silnych emocjach. A więc złościło go to, że musi to robić ze swoim wrogiem? Wczoraj nie wyglądał na aż tak wkurzonego, może z powodu ulgi? Ale przy uldze duch by pewnie wrócił. Więc wkurzał go dotyk Izayi? Ale dziś się nie zjawił z tego powodu. Więc co? Jak sprowokować jego pojawianie się? Bo chyba przecież nie było mu szkoda Izayi i nie złościł się, bo ktoś mu robił krzywdę! W końcu to potwór, jego to nie obchodzi. Ale Izaya jeszcze się dowie, jak go dokładnie sprowokować. Musiał go w końcu przywrócić do jego ciała, jeśli chciał osłabiać ducha. No i na wypadek planu C - gdyby nie dało się go wypędzić i Shizuo musiałby z nim żyć, jak z kolejnym pasożytem. Ale Izaya nie zamierzał dopuszczać do planu C. Po pierwsze dlatego, że jego plan musiał się powieść, po drugie to ON był pasożytem Shizusia, po trzecie to był JEGO Shizuś i tylko on mógł nad nim panować. No i zbyt szanował swój tyłek i reputację, ale to schodziło na dalszy plan.
     Właściwie, to Izaya miał ochotę zmusić się do zwymiotowania, ale darował sobie wiedząc, że zjawa z pewnością usłyszałaby co robi i... No cóż, ucieszyłby się.  Dlatego brunet tylko się opłukał i wyszedł, zakrywając dokładnie puchowym ręcznikiem.

     Tymczasem w kuchni obozowej Shinra i Kadota kończyli przygotowywać zastawę. Zostało kilkanaście minut do śniadania, więc mieli chwilę na pustej sali.
  Shinra grzebał coś przy telefonie z poważną miną.
- Izaya wysłał mi mail'a.
- Czytaj na głos.
- Streszczę ci~... - westchnął. - Mamy się nie martwić, jego plan przebiega pomyślnie. I prosi tylko o jakąś maść na skaleczenia, bo ten cały Takuma z siłą Shizuo to złe połączenie. Ale powtarza, że mamy się nie martwić i w razie czego poprosi nas o pomoc.
- Wierzysz mu?
- Mogę uwierzyć we wszystko oprócz tego, że poprosi o pomoc. - odparł ponuro doktorek, poprawiając okulary.
- Też tak sądzę. Jak zwykle bierze na siebie całą robotę.
- Powinniśmy mu pomóc?
- Dał nam zadanie. Poza tym lepiej przestrzegać jego planów. Nie ufam mu w kwestii planów co do życia obcych osób, ale myślę, że nawet jemu nie pasuje, że Shizuo coś opętało.
- Ten raz mam na nim polegać całkowicie? Jesteś pewien?
- Nie twierdzę, że ślepe posłuszeństwo jest dobre. Myślałeś o zbadaniu go kiedy śpi?
- To jest pomysł~! - doktorek skoczył na równe nogi ze stołu, na którym siedział. - Muszę się tylko obudzić w nocy i... - Zmarkotniał. - Obudzić się w nocy?
- Ja cię obudzę.
- Ok, ustalone~! - Powrócił mu cały humor. - Operacja odbić Shizuo rozpoczęta~!
- Szeptem, Shinra!

     Takuma wszedł do stołówki swobodnym krokiem i usiadł na swoim krześle. Właściwie to wszyscy unikali jego stolika, więc żadne miejsce nie zostało jeszcze zajęte. Dopiero po chwili przyszli Shinra z Kadotą. Okularnik rozglądał się, zdziwiony.
- Izayi jeszcze nie ma? - spytał w końcu. Najwidoczniej to pytanie skierowane było do Shizuo. Takuma westchnął w myślach i zmusił się do odpowiedzenia.
- Kleszcz jeszcze się szykował, jak wychodziłem.
- Shizuo, czy coś się stało... No wiesz, wczoraj, jak nas nie było? Sprowokował się czymś? - spytał z troską.
     Oho, więc nawet o ciebie się martwią! To znaczy, że jednak nic nie powiedział. A oni mogą się martwić co najwyżej o ten jego prowokujący tyłeczek.
     Umrzyj.
     Na to już trochę za późno~!
     Więc smaż się w piekle.
     Ile razy mam ci to powtarzać? Nie będę. Zostaję tutaj.
     Odwal się w końcu!!!
     Nie mam na to ochoty.
     Ignorując docinki Shizusia, duch skrzywił się lekko.
- Wkurzył mnie. Ale nic poważnego mu nie zrobiłem, nie róbcie ze mnie potwora! - warknął z wyrzutem.
- Spokojnie Shizuo, tylko pytałem... - Kishitani uniósł ręce w geście wołającym wręcz "spokojnie, nie irytuj się". Takuma odetchnął, udając, że się uspokaja. Chociaż tak naprawdę już był spokojny. Ta dwójka nieświadomych głupków nijak nie mogła mu przeszkodzić.
     NIE NAZYWAJ ich głupkami!!!
     Mogę, nie zabronisz mi.
     Zakład?!
     Śmiało~! Ci idioci i tak nie będą źli, że się nie odzywam. Będą się troszczyć, czy się fochnąłeś, półgłówki jedne. I co, zabronisz? To debile.
     ZAMKNIJ SIĘ!!! NIE WAŻ SIĘ TAK MÓWIĆ!!!
     Jakimś cudem jego furia rosła, aż poraz kolejny napęczniała, wypychając na chwilę Takumę i spawiając, że Shizuo przejął kontrolę nad swoim ciałem.
- Kadota, Shinra, musicie... - Zaczął szybko, ale Takuma tym razem przejął jego ciało szybciej, może dlatego, że złość Shizuo tak szybko wyparowała. - musicie szybko jeść, bo tym przy drugim stoliku chyba brakuje już mleka i płatków. - dokończył, dziwnie poirytowany.
- Na pewno to chciałeś powiedzieć~? - Shinra zmarszczył brwi, udając, że coś mu nie gra, tylko nie wie co. - Wydawało mi się, że chciałeś skończyć inaczej...
- Yo, Shinra~! Yo, Dotachin~! - przywitał się Izaya, siadając ciężko obok i mierząc Shizusia, a raczej Takumę, kpiącym spojrzeniem. - Shizu-chan, masz koszulkę szwami na zewnątrz.
- Ty też wyglądasz rewelacyjnie z rana. - sarknął, po czym zerknął na swoją koszulę. Szwy były na swoich miejscach. - I nie oszukuj, idioto.
     On też jest tysiąc razy inteligentniejszy od ciebie. Nawet, jeśli jest moim wrogiem.
     Daj sobie spokój z tym wrogiem. Tymczasowo to chyba raczej kochankiem, co?
     Zamilcz.
- Od kiedy ci to przeszkadza, Shizu-chan~? - rzucił brunet zaczepnie.
- Odkąd cię poznałem. - warknął i nałożył sobie jedzenie.
- Nie, odkąd przeszkadza ci, że wyglądam tak rewelacyjnie z rana. - Izaya wyszczerzył się radośnie.
- Mam to gdzieś.
- Czyli, że nawet, gdybym wyglądał źle to i tak zro... - W tym momencie Shizuś, a dokładniej Takuma wylał na niego mleko. Wszyscy na stołówce zmarli, zrobiła się absolutna cisza. Cichy świst przeciął powietrze i już w ręce blondyna tkwił skalpel. Duch popatrzył na niego przez chwilę i prawie zacisnął rękę z bólu. Nie było adrenaliny, nie było więc środka przeciwbólowego. Zdusił jakoś jęk i nie dało się nie zauważyć, jak kilka osób z otoczenia uśmiecha się triumfalnie.
- Już Shizuo, czekaj! Zaraz ci pomogę! Izaya, pogadamy o tym później. - Kishitani rzucił do bruneta groźnie i wywlókł zmagającego się z fizycznym bólem ducha na zewnątrz.
- To miało jakiś cel? - spytał chłodno Kadota.
     Z twarzy Izayi zniknął uśmiech.
- Oczywiście, że miało. A teraz idź mu pomóż, bo on nie radzi sobie z bólem tak jak Shizuś i może nam rozwalić obóz.
- Jak wolisz... - westchnął Kadota, wychodząc. Izaya zajął się jedzeniem, całkowicie ignorując, że ludzie, pozbawieni rozrywki, zajęli się denerwowaniem na brak obsługi stolików.

     Doktorek zajął się wyjmowaniem skalpela z rany i opatrywaniem uszkodzenia. Nie było tak źle, Izaya nie celował tak, by go tej ręki pozbawić. Co nie zmieniało faktu, że krew tryskała aż do momentu założenia opaski uciskowej.
- Mógłbyś pohamować trochę tę złość, takie zabawy zagrażają twojemu życiu, to nie jest tak, że możesz denerwować Izayę i wychodzić z tego cało, przecież wiesz. Poza tym ja wiem, że on cię denerwuje, ale musisz nad sobą panować, nie daj się prowokować, mówiłem ci... - Wyjątkowo okularnikowi nie chciało się dawać tych porad. Wiedział, że i tak będzie jak grochem o ścianę i nie mówi nawet do swojego przyjaciela. Bardzo demotywujące. Chciał już odzyskać Heiwajimę i móc normalnie spędzać czas w gronie przyjaciół. Fakt, ten duch wcale nie przypominał Celty. Ale to dlatego, że ona była jedyna taka, niepowtarzalna i... i nikogo nie kochał bardziej od niej~! Była po prostu najlepsza~! Ale wracając do faktów. - Shizuo, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Tak, jasne. - Mruknął duch, wpatrując się w dłoń Shizuo
- I to nie może być tak, że dwa klauny sobie jeżdżą w kółko, bo tobie się chciało, ale nie dołączyłeś, a zamiast tego wpadła mrówka i pobiła Izayę. Jasne?
- No.
- Nie słuchasz mnie.
- Nie, dlaczego?
- Shizuo, skup się, jak do ciebie mówię! - Shinra zrobił się poważny. Zmarszczył brwi, jakby niezadowolony, że blondyn w ogóle nie zwraca uwagi na jego reprymendy. - To nie żart, musisz uważać, żeby nie uszkodzić Izayi i nie pozwolić zrobić krzywdy sobie. - Okularnik puścił zawoalowane przesłanie prawdziwemu Shizusiowi. W ten sposób to wyglądało, jakby Heiwajima wyciągnął przesłanie z przypadkowych słów. Takumie się to nie spodobało, ale nie mógł stwierdzić na tej podstawie, czy Shinra coś o nim wie.
- Rozumiem. - Stwierdził spokojnie. - Shinra, czy twoim zdaniem Izaya nie zachowuje się jakoś dziwnie? Dziś od rana się rzuca. - Prychnął.
- Rzuca się? Izaya??? - spytał zaskoczony szatyn. Choć tak naprawdę wewnątrz starał się stłumić ukłucie irytacji. Ten duch naprawdę sądził, że go na to nabierze?
- No może źle to ująłem. Od rana docina mi bardziej, niż zwykle. Wiesz, o co chodzi? - wyglądał na skupionego i nieco zmartwionego.
- Może próbuje cię sprowokować? Byłeś za spokojny, więc wystawia cię na jeszcze większe próby. Zresztą wiesz, momentami go nie rozumiem.
- Shinra, ukrywasz coś. - warknął z miną i tonacją Shizusia. Przez chwilę szło się nabrać, ale tylko na chwilę. Już po ułamku sekundy Kishitani wrócił do rzeczywistości z opętanym Heiwajimą.
- Ale co miałbym ukrywać, Shizuo? - zapytał, przekręcając głowę nieco w bok.
- Wiesz coś i nie chcesz mi powiedzieć. O Izayi. - zbliżył się nieco, sugerując niebezpieczeństwo.
     Shinra uśmiechnął się, zakłopotany.
- Nie, to nie tak, ja nie wiem, ja...
- Powiedz! - niemal nakazał.
- Ale Shizuo, ja nie mogę...
- Mów! - zbliżył się jeszcze bardziej, zaciskając pięści niby ze złości. Chciał go po prostu przycisnąć.
- Dobra, to on opublikował to zdjęcie twojego brata w przebieralni, ale to był fotomontaż! - pisnął okularnik, kuląc się trochę i zamykając oczy, jakby czekał na cios. - Hę? - zdziwił się, gdy pięść nie nadleciała. Ciało Shizusia za to opadło na fotel, patrząc na niego nieprzeniknionym spojrzeniem.
     Chyba to kupił. - pomyślał okularnik z satysfakcją, zaraz dodając: - Celty byłaby ze mnie dumna.
     A więc on nic nie wie. - odetchnął w myślach Takuma.
     Jasne, że nie wie, nie widziałeś tego wcześniej, idioto?
     Tylko nie idioto, mały.
     Nie nazywaj mnie tak!!!
     O racja, jesteś całkiem duuży...
     Mam dość gadania z tobą.
     I co? Nie masz wyboru.
- Zdezynfekujesz to w końcu? - Pokazał na przedziurawioną rękę, w której już przynajmniej nie było już skalpela. Była za to rana jak po krzyżowaniu. I ciekła z tego krew.
- Hai, już się biorę do roboty. - Szatyn zaczął zbierać potrzebne narzędzia.
- Jestem potrzebny? - Do domku wparował Dotachin.
- A kto obsługuje salę? - Kishitani popatrzył na niego z przestrachem znad okularów.
- A no tak. - rzucił, trzasnął drzwiami i chyba odbiegł.
- Rany, Kadota robi się roztrzepany~... - Uśmiechnął się, a w jego okularach odbiły się refleksy świetlne. - Trochę zaboli. - Przyłożył nasączoną watę do rany.

     Po skończonym śniadaniu i opatrzeniu oraz zabandażowaniu ręki Shizuo, Shinra wyprosił swoich przyjaciół z domku, pozwalając zostać tylko Izayi. Chciał z nim porozmawiać w cztery oczy, już teraz, a nie po kryjomu w nocy, a kiedy czegoś CHCIAŁ potrafił być bardzo przekonywujący. Mimo wszystko Takumie nie uśmiechało się zostawienie ich samych i zabawianie Dotachin'a rozmową. Rzucił brunetowi ostrzegawcze spojrzenie, na co ten wystawił mu język. Miał ochotę zabić go gołymi rękami, a później przypomniał sobie, że przecież oni i tak nie dadzą rady go wygnać z tego ciała i wyszedł, olewając sytuację. Miał zamiar pójść na trening karate, przynajmniej żeby sobie popatrzyć.
     Tymczasem Kadota szedł za nim, gubił się gdzieś i po jakimś czasie znów go spotykał, lub obserwował z daleka. To nie wyglądało tak podejrzanie, jak się wydaje. Udawał, że go nie widzi, nawet, gdy na siebie wpadali. Po prostu o to poprosił go Shinra.

     Sam doktorek, upewniwszy się, że są sami, spojrzał poważnie na Izayę i zaczął rozmowę.
- Pokaż, co ci zrobił.
- Wiesz, że teraz nie będzie nam ufał? Kiedy według ciebie mam pracować?
- Będę tak naturalny jak zwykle, nie martw się.
- A on będzie podejrzliwy jeszcze bardziej, niż zwykle. W ogóle tego nie przemyślałeś. - rzucił kąśliwie.
- Nie, po prostu załatwiam to tak, jak by to zrobił Shizuo.
- Na rodzaj inteligencji tego ducha chyba nawet "myślenie" Shizusia nie pomoże.
- Po co go ratujesz? Chyba się nienawidzicie?
- Tymczasowy sojusz.
- Naprawdę o to chodzi? - okularnik niedowierzał.
- Nie, nie tylko. Ale zbyt długo by ci wyjaśniać.
- Moo... Jesteś okrutny. - nadąsał się. - Naprawdę uważasz, że nie zrozumiem?
     Mylisz się. Uważam, że zrozumiesz i właśnie dlatego nie mam zamiaru o niczym ci mówić.
- Shinra~... Powiedzmy sobie skrótowo, że to MÓJ potworek i nie życzę sobie, żeby coś go opętywało. Tyle wystarczy~? - uśmiechnął się, nieco zmęczony.
- Nie wystarczy. - Pokręcił głową. - Chcesz, żeby miał u ciebie dług, czy coś takiego?
- A wiesz? - Izaya uniósł brwi, udając zdziwienie, po czym uśmiechnął się jednym kącikiem ust. - O tym nie pomyślałem~! Dobry pomysł, Shinra. Mogę już iść? - dodał beznamiętnie.
- Nie. Zostajesz tu, aż zobaczę twoje rany. Skoro nie chcesz wyjawić mi swojego planu, zrób chociaż tyle. Ściągaj koszulkę.
     Brunet skrzywił się lekko, ale zaraz z powrotem uśmiechnął.
- Shinra~... Wystarczyło powiedzieć, że chcesz mnie sobie pooglądać. Zrozumiałbym.
- Nie żartuję.
- No już dobra... - zgodził się niechętnie. Pozwolił sobie pokazać doktorkowi parę siniaków i udał, że nic poza tym nie ma.
- Izaya... Jesteś pewien, że to wszystko? - Doktorek popatrzył na niego tak uważnie, jakby chciał go prześwietlić na wylot samym wzrokiem i upewnić się, że nic mu nie jest.
- Jak mógłbym nie być pewien, czy coś gdzieś jeszcze mnie nie boli~? - Uśmiechnął się kpiąco. - Chyba lepiej pamiętam, co się działo.
- Pytam, czy coś ukrywasz. - Kishitani nadal marszczył brwi, zmartwiony.
- Trupa pod łóżkiem~! - zaśmiał się, po czym spoważniał. - Nie Shinra, nic nie ukrywam. Po prostu przestań się o mnie martwić, mam wszystko pod kontrolą.
- To, że cię bije, też?! - wykrzyknął zdenerwowany okularnik.
- Tak, tak, nie ma rzeczy, której bym się nie spodziewał. - zbagatelizował brunet.
- A jak postanowi cię zabić?!
- Nie krzycz tak. - Izaya przewrócił oczami. - Przecież potrafię się bronić, czyżbyś zapomniał~?
- Uważam, że lepiej by było, gdybyś trzymał się zawsze ze mną, albo z Kadotą. Tak na wszelki wypadek. Nie możesz ryzykować...
     Był prześladowany, a więc lepiej dla niego, by trzymać się w grupie. Nawet jeśli to miało jakoś wpływać na plan, to chyba nijak się miało do egzorcyzmów, czy co tam Orihara planował? Choć być może niewiele to mogło zdziałać. Z siłą Shizuo i swoją bezwzględnością, a ponadto ciałem, którego nie chcieli zranić, duch miał nad nimi naprawdę sporą przewagę i mógł chcieć coś zrobić brunetowi pomimo ich obecności. Czy mogło się pogorszyć? Kishitani naprawdę chciał temu zapobiec. W końcu, mimo wszystko, to jego kolega...
- To mi nic nie da. Potrzebuję, by myślał, że absolutnie o niczym nie wiecie... Musicie trzymać się tak jak zawsze, a ja muszę skończyć pracować nad swoim "planem A", jasne~?
- Nie da się tego zmienić, tak żebyś mógł...
- Nie. - Izaya przerwał mu stanowczo. - Shinra, dzięki za troskę, ale nie pomagasz mi teraz. - Stwierdził po prostu, głosem wypranym z emocji. - To mój plan. Jeśli się nie powiedzie, wkraczacie z waszą opcją. To wszystko.
- Jak wolisz. - Kishitani zamknął apteczkę z nieco głośniejszym trzaskiem, niż by wypadało. Izaya jak zwykle miał się za pełnego pychy boga. Otaczał się barierą nadelity i choć był naprawdę niesamowity to potrafiło być irytujące. Nie dopuszczał żadnej pomocy, jakby inni tylko mu przeszkadzali. - Będziemy w kontakcie. - Schował apteczkę i z westchnieniem ułożył się na swoim łóżku. Wyjął laptopa. Może Celty będzie na chat'cie.
     Orihara chwycił za telefon i wyszedł do łazienki. Skoro już Takuma nie mógł go usłyszeć... Miał jedną sprawę do załatwienia. A nawet trzy: jego kontakt, kościół i pewna kobieta.

     Odkąd Shinra i Kadota wyszli żeby przygotować obiad, Izaya kręcił się tu i tam, starając się uniknąć Takumy. Pewnie by mu wyszło, gdyby nie jakże "pomocni" ludzie, wskazujący duchowi z przestrachem, gdzie ostatnio widzieli informatora. Po tym Takuma w ciele Shizusia po prostu go złapał i zaciągnął do domku. Nie było po co robić scen - tylko by się zbłaźnił i zwrócił na siebie uwagę, a i tak nikt by mu nie pomógł.
     Po tym, jak dowlekł go do domu, Takuma zakluczył drzwi i rzucił nim nawet nie do końca na łóżko. Izaya z rozpędu dostał w brzuch ramą. Czuł, że chyba zaraz zwróci śniadanie, jednak tak się nie stało. Takuma podszedł i pierwsze co, związał mu ręce paskiem. Mimo tego, że próbował walczyć, brunet i tak został pozbawiony spodni. Poleciały gdzieś pod ścianę. Zjawa nie bawiła się już nawet w jakąś imitację rozmowy. Rozpiął rozporek, przytrzymał nogi Izayi i wszedł w niego cały. Orihara zacisnął zęby aż zabolały, ale stłumił krzyk.
     Takuma nawet się nie zatrzymał, z chorym zadowoleniem posuwał go, jakby nie był nawet człowiekiem. Zignorował krew spływającą między jego pośladkami. W końcu brunet musiał się potem dobrze ukryć przed przyjaciółmi, albo ci już wiedzieli, ale i tak nie mogli nic zrobić. Tak czy inaczej, on chciał zrobić to w ten sposób, a o resztę Orihara musiał zatroszczyć się sam.
- Nie zaciskaj tak zębów, bo je uszkodzisz. - rzucił, litościwie dając mu w ten sposób jakąś pożyteczną radę. Powinien być mu wdzięczny, że przynajmniej pomógł mu nie stracić przedwcześnie uzębienia.
     Izaya spróbował poluzować szczęki, ale przez to wyrwał mu się tylko głośny jęk pełen bólu. Z oczu popłynęły łzy. Nawet jeśli tego nie chciał, zapewne przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy.
     PRZESTAŃ!!! JESTEŚ NAJGORSZY!!! ZOSTAW GO W KOŃCU!!! - W Shizuo wzbierała furia. Nie koncentrował się na żadnych bodźcach, zapomniał o wszystkim. Jeśli Izaya płakał, musiało mu być tak źle, tak to tylko możliwe. Co nawet niedziwne,skoro ten duch zachowywał się tak nieludzko!!! I przez to Izaya miał mieć może traumę?! Bać się go?! Obwiniać?! Po co! Shizuo i tak mógłby się obwiniać do końca życia, że wziął udział w tym wywoływaniu duchów!!!
     Metaliczny smak pojawił się na języku, oczy zwęziły się w wyrazie zwierzęcej wręcz nienawiści, a ręce puściły zaskakująco drobne ciało i zwinęły się w pięści.
     Znów odzyskał władzę w swoim ciele. Pytanie tylko - na ile?
- Izaya. - warknął przez zaciśnięte zęby.
     Brunet odruchowo podkurczył nogi i zakrył tors rękami, jakby to cokolwiek miało pomóc. A najgorszy był wyraz jego twarzy. Zdziwiony, a zarazem spłoszony jak u niewinnego zwierzaczka. Jakby miał mu zaraz coś zrobić.
- Sh-Shizu-chan? - Nagle jego oczy zrobiły się jeszcze większe i zaczął ocierać łzy, które nie zdążyły spłynąć po policzkach.
- Izaya... Spokojnie. - Westchnął mimo zdenerwowania, rozwiązując pasek i uwalniając tym samym jego ręce. - Teraz powoli wyjdę... - Zaczął wychodzić, starając się niczego nie naruszyć bardziej niż to potrzebne, ale chłopak i tak się skrzywił. - Już, spokojnie. - Nie wiedział, co zrobić. Orihara chyba jednak dał się zaskoczyć. Być może nie spodziewał się aż takiego bólu i że to się przydarzy akurat jemu. Chociaż musiałby mieć zerową wiedzę na ten temat, czyli... Zaczynając od wtedy, to był jego pierwszy raz??? Niemożliwe... Ale logiczne... Jeśli nie miałby żadnego doświadczenia i zostałby skrzywdzony w ten sposób... A potem tak boleśnie gwałcony... Co ten popieprzony zboczeniec zrobił?! Co jak co, ale używać do tego jego ciała?! Teraz Izaya będzie wspominał to między innymi z nim w roli głównej!!! O ile otrząśnie się z szoku... Bo chyba był w szoku. Trząsł się. Lekko, ale się trząsł. Shizuś odgarnął mu grzywkę z czoła i pochylił się, składając na nim delikatny pocałunek. Za nic nie mógł się uspokoić, ale o dziwo, potrafił być w takiej sytuacji delikatny. To było instynktowne. - Uspokój się... To ja, nie on. - Odsunął trochę, żeby popatrzyć w jego oczy. Brunet był bardziej zdziwiony niż spłoszony, ale zdecydowanie nie było tam kpiny czy nadmiernej pewności siebie. Nie było... Izayi. Heiwajima miał nadzieję, że tak nie zostanie. Za żadne skarby świata nie chciał zmieniać go w taki sposób... - Izaya, słyszysz mnie?
- Słyszę. - Izaya uśmiechnął się ironicznie, odzyskując rezon. Mimo wszystko Shizuś wiedział już, co kryje się pod tą maską i nie zamierzał kierować się tym, co widzi. Zresztą, jak zawsze.
- Przepraszam, że zabawił się tobą w tak bolesny sposób. - Odetchnął. To nie była jego wina, ale i tak żałował, że nie miał kontroli nad swoim ciałem. Nie chciał mieć z tym gwałtem absolutnie nic wspólnego. Tymczasem nie mógł temu nawet dobrze zapobiec.
- Więc da się mniej boleśnie? - spytał brunet ironicznie. Miał dość, musiał jakoś wyładować frustrację. Niby jego plan zakładał także to, jednak czy naprawdę musiał poświęcać się aż do tego stopnia?! Jeszcze dla tej bestii??? Jakby nie mógł sobie sam poradzić! Najsilniejszy człowiek na świecie, co? - Nie zdawałem sobie sprawy. Innego nie znam. - stwierdził chłodno.
- To znaczy...? - chciał się upewnić.
- To znaczy, że zabrałeś mi mój pierwszy raz, pierwotniaku. - jego głos aż ociekał ironią, gdy patrzył na Shizuo. Właściwie, to ta odzywka powinna go zdenerwować. Ale skoro jeszcze tego nie zrobiła... - Ta, właśnie. Nie dziw się tak. Nawet jeśli to ta zjawa w twoim ciele, ty zacząłeś. Jesteś współwinny. - Wzruszył ramionami z obojętną miną. - Weź za to odpowiedzialność.
     Wcale nie liczył na współczucie, czy chociażby poczucie winy. Nie u tego potwora. Chciał go tylko wkurzyć. Tak dawno go nie wkurzał... A to takie zabawne~!
- Wezmę za to odpowiedzialność. - Shizuo skinął poważnie. - Chociaż to nie moja wina, bo chciałem po prostu, żebyś mniej cierpiał. - Prychnął. - Jednak nie pozwolę, żebyś w ten sposób pamiętał swój pierwszy raz. - Nachylił się i wyszeptał do jego ucha: - Zrobię to tak, żebyś pamiętał, że ze mną jest dobrze. Zgadzasz się? - Nie unosił głowy, żeby nie pokazywać Oriharze emocji, jakie malowały się na jego twarzy. Niepewność, zażenowanie, dezorientacja, złość - wszystko to wypełniało go po brzegi. Targały nim wątpliwości, zastanawiał się, co on najlepszego wyprawia, a jednocześnie podjął już decyzję. Rzeczywiście poniekąd był współwinny, i do niego należała decyzja, co robić dalej. Skoro nie mógł pozbyć się tej zjawy ze swojego ciała, mógł chociaż stworzyć swojemu... wrogowi? Dobre wspomnienia...
- Chyba nie...? - Zaczął Izaya, ale przerwały mu usta Shizuo. Brunet położył mu ręce na torsie, chcąc go jakoś odepchnąć - w końcu o nic go nie prosił, i... To był Shizuo! Jego wróg, potwór, zupełnie niedelikatrna bestia! Jednak nic to nie dało. Nie miał dość siły, by go pokonać.
     Blondyn miał zaskakująco miękkie usta. W dodatku całował go powoli, z delikatnością o jaką nigdy w życiu by go nie podejrzewał, niemal czule. Izaya czuł, że robi mu się gorąco. W końcu nikt nie całuje tak swojego WROGA! Jednak Heiwajima nie przestawał. Wręcz dodał mu nieco więcej pieszczot, sunąc opuszkami palców po jego nagiej skórze.
     Co się dzieje?
     Brunet zadrżał lekko, czując, że Shizuo próbuje pogłębić pocałunek. Próbuje, nie pogłębia, bo tylko przesuwał czubkiem języka po jego wargach, niemal prosząc, by pozwolił mu iść dalej. Izaya mimowolnie rozchylił nieco wargi, otumaniony delikatnością, jakiej się nigdy nie spodziewał. Tworzyła niemal nierealny kontrast dla poczynań ducha. Heiwajima pogłębił pocałunek, od czasu do czasu zahaczając o język bruneta, jakby zapraszając go do wspólnej zabawy. Dłoń zjechała na jego podbrzusze, wywołując efekt motylków w brzuchu.
     Zaraz! Przecież to nie jakieś durne romansidło, żeby czuć motylki w brzuchu!
     Tym razem włożył więcej siły w próbę odsunięcia Shizuo, więc blondyn oderwał się od niego na chwilę, przypatrując z pytaniem w oczach.
- Sh-Shizu-chan... - Trochę mu nie wyszło. Po pocałunku miał trudności ze złapaniem oddechu, po brodzie spływała mu stróżka ich wspólnej śliny, a ciało pokrywało się gęsią skórką pod jego dotykiem. Innymi słowy, choć umysł krzyczał, ciało nie słuchało. - Nie chcę... - Jęknął cicho, gdy ciepła dłoń blondyna zaczęła pocierać jeden z jego sutków. - Przecież... Nie, nie, przestań! - Chciał go odepchnąć, a z drugiej strony przyciągnąć, więc nie zrobił nic. Nie rozumiał już swojego ciała. Po tych wszystkich przeżyciach jakby chciało poczuć trochę pieszczot wbrew wszelkiej logice.
     Okropny potwór. Jakim prawem tak silna i nieczuła osoba potrafiła dać tyle przyjemności delikatnymi gestami???
- Chcesz. - Mruknął Shizuś, przygryzając i liżąc płatek jego ucha. Po chwili włożył język do małżowiny, na co Izaya zareagował lekkim odwróceniem głowy w drugą stronę. - Twoje ciało przyznaje mi rację, prawda? - Wolną dłonią zaczął gładzić wewnętrzną część jego łydki, dojeżdżając tak aż do uda. Czuł, jak mięśnie bruneta minimalnie drżą. - Izaya... - Zamruczał mu wprost do ucha zmysłowym, niskim głosem. - Będę delikatny.
- Co ty... Aa... N-nie, co za głupoty...?! - Brunet zamknął oczy, żeby nie patrzeć na jego twarz. Lekko różowe usta, przytomny wzrok, który z pełnego nienawiści stał się wręcz delikatny. Nie chciał go takim widzieć. Nie chciał go takim pamiętać. Zdecydowanie nie chciał tracić swojego wroga! Przecież jeśli straci swój cel... Jeśli już nie będzie chciał go zniszczyć, pokonać... Kim się stanie? - Shizu-chan, puszczaj!
- Nie mam zamiaru. Zobacz, twoje ciało samo prosi o więcej.
     Izaya nie otworzył oczu do momentu, aż poczuł delikatny uścisk na swojej męskości. Dopiero wtedy uświadomił sobie, jak bardzo jest obnażony. Kompletnie zdany na łaskę Heiwajimy. Nawet, gdyby postanowił go teraz zgnieść, nie mógłby mu przeszkodzić. A mimo to Shizuo zaczął tylko miarowo przesuwać po nim dłonią, sprawiając mu przyjemność. Do tego pocałował go uspokajająco w usta. Tym razem już nie tak delikatnie, ale wciąż łagodnie i namiętnie.
     Orihara czuł, jak krew uderza mu do głowy i w jeszcze jedno miejsce. Zacisnął usta, ale i tak po chwili jęknął rozkosznie i wygiął plecki w lekki łuk, by po chwili opaść, uspokajając przyspieszony oddech.
- Tak szybko? - zdziwił się Shizuo. Izaya miał ochotę zapaść się pod ziemię. Co on właśnie wyprawiał?! Jednak i te jego rozważania blondyn uciął, nim się na dobre zaczęły. - Rozluźnij się nieco. - poradził mu Shizuo.
     Ciekawe jak...
     Choć się rozluźniał, zaraz instynktownie się spinał, przypominając sobie ból, jaki zawsze towarzyszył zachciankom Takumy.
     Heiwajima pochylił się nad nim, liżąc i gryząc wrażliwą skórę na jego szyi. Niezabrudzoną dłonią masował jego pośladki. Nie robił nic brutalnie, raczej spokojnie i miarowo, co stopniowo uspokajało Izayę. Gdy blondyn zjechał językiem na jego sutek, wydobył z siebie coś pomiędzy jękiem a westchnięciem. Faktycznie było mu dobrze. Już tylko lekko się spiął, gdy Shizuo przyłożył mokry od nasienia palec do jego zaczerwienionego wejścia. Szybko jednak znów się rozluźnił, czując jeszcze intensywniejsze ugniatanie jego pośladków. Czekał cierpliwie, aż blondyn zacznie. Dopiero kiedy ich usta znów się połączyły zaczął czuć, jak się w nim zagłębia. Jeden palec. Następnie drugi, rozciągając powoli dziurkę i wnętrze. Syknął. Znów zabolało, choć tylko przez chwilę. Dopiero kiedy się przyzwyczaił, doszedł trzeci palec. Nic gwałtownie, nic na siłę. Powoli i z wyczuciem. Na początku bolało coraz gorzej, potem zamiast bólu w końcu pojawiła się przyjemność. Shizuś, skoro nie musiał już tłumić jego jęków, przeniósł się z pocałunkami na jego klatkę piersiową. Muskał rozgrzanymi wargami jego skórę, prowokując kolejne dreszcze. Gdy dotarł do brzucha, wyciągnął palce i popatrzył brunetowi prosto w przyćmione przyjemnością oczy.
- Mogę?
     Orihara przełknął i nieco niepewnie skinął głową.
     Shizuo, wciąż miotany sprzecznymi uczuciami, ale też nie mogący wytrzymać pulsowania pewnej części jego ciała, również skinął głową, bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.
     Założył sobie jego nogi na biodra i oparł ręce po obu stronach jego głowy. Potarł kilka razy twardym już członkiem o jego wejście, po czym nakierował się jakoś i włożył samą główkę. Izaya przygryzł wargę, ale po chwili ją puścił, pokazując tym samym, że może kontynuować. Shizuś zaczął więc powoli, nie przerywając już, wchodzić do końca. Powstrzymywanie się od zrobienia wszystkiego od razu wymagało od niego ogromnego opanowania, ignorował więc wszelkie jęki, czy nawet protesty, jeśli jakieś się zdarzyły.
     Gdy był już w środku cały, odczekał, aż Izaya przyzwyczai się do tego uczucia i dopiero wtedy zaczął się powoli poruszać, od razu zmieniając kąty, by trafić w ten wyjątkowy punkt. Stopniowo zmniejszał tępo, by nagle gwałtownie zwolnić, doprowadzając Izayę do obłędu, a potem znów przyspieszyć. W którymś momencie jęk Izayi wydał się dużo głośniejszy i o wiele rozkoszniejszy. Shizuo kontynuował, wbijając się pod tym samym kątem. Po kilku celnych ruchach Izaya doszedł, o dziwo krzycząc jego imię, a Shizuo razem z nim, czując na sobie zaciśnięte mięśnie kochanka.
     Po chwili wyszedł z niego, kładąc się na podłodze obok. Objął go ramieniem z jakiejś odgórnej potrzeby.
     Ponoć po zbliżeniu ludzie czują się ze sobą przez najbliższych kilka minut bardzo blisko. Dopiero potem to uczucie mija.
     Izaya czuł się dziwnie. Poraz pierwszy zaznał takiej czułości od swojego największego wroga. Jak na to zareagować? Musiał to jeszcze przetrawić. Na razie jednak był zmęczony i nie miał siły na nic. Przymknął oczy.
- On zaraz wróci, prawda? - spytał bez emocji.
- Staram się go powstrzymać na ile się da. - mruknął Shizuś. Izaya dopiero teraz zauważył, że blondyn kurczy mięśnie i od czasu do czasu marszczy lekko brwi. Że też stracił tyle na spostrzegawczości przez chwilową przyjemność...
- Ale to i tak nie będzie na stałe. - zauważył Orihara, wstając.
- Dokąd idziesz?
- Możesz go puścić pięć minut po moim wyjściu. - rzucił, ubierając się.
- Poczekaj! Możesz się porządnie umyć i ubrać, nie musisz tak wybiegać...
- Muszę. - przerwał mu. - Mam coś jeszcze do załatwienia.
- Dobra, ale wiedz, że i tak go nie puszczę.
- Mhm. - skinął tylko, co zdezorientowało Shizuo.
- Zgadzasz się, żebym nie puszczał Takumy? - zmarszczył brwi, jakby zaczynał się wkurzać. - Oy, Izaya! Wytłumacz mi to, zamiast wychodzić!
- Kiedy zaśniesz on i tak przejmie władzę. A teraz pamiętaj, pięć minut~! - niemal zanucił, po czym uśmiechnął się na swój sposób i zamknął za sobą drzwi.
- Ten cholerny kleszcz...
     Shizuo chwycił się za głowę i rozejrzał dookoła. Wzbierała w nim nowa fala złości, jednak tym razem dołączyła do tego też jakaś nuta smutku.
     Co tu się tak właściwie działo??? Nie dość, że jakiś duch go opętał, to... Nie był już sobą. Nie tylko jego ciało zostało przejęte, jego zachowanie też zmieniło się diametralnie. Teraz traktował Izayę jak ofiarę. Co za absurd, tego kleszcza! Jakby to on mu zrobił coś okropnego! I jakby jeszcze Orihara sobie nie zasłużył!!! Po tym wszystkim, jak manipulował ludźmi, jak uważał je za nic niewarte marionetki! Jak miażdżył istnienia, gdy tylko mu nie pasowały! Był zwykłym pasożytem, żywiącym się nie tylko nieszczęściem, ale całym życiem innych ludzi. Pozbawiał ich prywatności, wywoływał strach, powodował wypadki, ingerował w ich los. Kim był? Nic niewartym pasożytem społecznym? Dlaczego teraz stało się to pytaniem, zamiast stwierdzeniem? Izaya był z pewnością inteligentnym, silnym, pewnym siebie człowiekiem. Każde jego działanie było przemyślane, każdy ruch zaplanowany, każdy plan dobry. Dążył do doskonałości, gardząc przy tym innymi, słabszymi od siebie. Choć jak wielu innych ludzi... Był tylko człowiekiem i zachowywał się jak każdy inny człowiek, jednak unikając swoich słabości. Z drugiej strony... To, co właśnie się stało, nie mogło być częścią jego planu. W życiu nie pozwoliłby na coś takiego ze swoim wrogiem! Co się stało, że uległ? Że całkowicie stracił kontrolę? Pozwolił się pocieszyć, ujawniając swoje słabości. Ujawniając łzy. Shizuo pamiętał doskonale jego załzawioną twarz. Myślał przecież wtedy, że to nie może być Izaya. Nie ten cholernie silny człowiek, którego tak nienawidził za to, że mimo, że miał siłę, by coś zmienić na lepsze, nie robił tego. Ktoś, kogo nienawidził za egoizm, za to nieustanne patrzenie wyłącznie na siebie. Ktoś, kto mimo tego właśnie mu pomagał. Dlaczego mu pomagał? Dlaczego właściwie go nie zostawił? Mógł go zabić. Miał ku temu doskonałe okazje. A jednak mu pomagał. Stworzył jakiś plan, by uwolnić go od tego ducha, był tego pewien. Dlaczego? Czemu nie poznawał już tego Izayi? Dlaczego jego wróg stał się dla niego nagle... inny? Dlaczego już go tak nie nienawidził?
     I co on właściwie zrobił?! Dał się ponieść chwili?! Nie, to nie do końca tak... Przecież doskonale wiedział, co robi. Wówczas sądził, że to dlatego, że nie chciał, by brunet zapamiętał te wszystkie gwałty z nim w roli głównej. Ale przecież wszystko ma swoją drugą stronę... Shizuo nie chciał, by on dalej płakał. Chciał go uspokoić, być blisko. Nie mógł widzieć tak słabej, zagubionej istoty. Nawet, jeśli Orihara zaraz założył na twarz tę swoją maskę, od teraz Heiwajima wiedział już, że nie jest do końca taki, na jakiego wygląda. To stąd to inne traktowanie, czyż nie? O dziwo, Izaya też miał uczucia i naturalne odruchy, jak każdy człowiek. Nie był aż tak silny, by się ich pozbyć. Nikt nie jest. Izayi wszystko się waliło, ale był na tyle silny, by iść dalej, jakby nigdy nic, rozsiewając wokół siebie aurę wszechmocy. Okazał słabość, ale przez chwilę nawet Shizuo wierzył, że to tylko część jego gry, że tak naprawdę to tylko element większej układanki i wszystko idzie tak, jak ta menda społeczna chciała.
     Przez chwilę, poraz pierwszy, Shizuo poczuł do niego szacunek.
     On zawsze coś wymyśli. Jego plany jak zwykle były nieprzewidywalne i zaskakujące. A skoro ten dotyczył Shizuo, kto mógł wiedzieć, jak to się skończy?
- Nie myśl sobie, że będę cię przez to szanował, kleszczu. - burknął, patrząc na zamknięte drzwi. Po chwili jednak uśmiechnął się lekko, mimowolnie. - Ciekawe, kim dla ciebie jestem, skoro jednak mi pomagasz. Coś się zmieniło, prawda? I chyba nie chodzi już tylko o tymczasowy sojusz, chociaż sam nie wiem, o co dokładnie...
     Ogarnęło go niesamowite zmęczenie, któremu opierał się już od jakichś ośmiu minut, rozmyślając wśród sprzecznych emocji.
     Wstał jeszcze, naciągnął na siebie spodnie i zmył z podłogi oraz swojego ciała ślady po niedawnych wydarzeniach.
     Nie bez żalu położył głowę na łóżku i zamknął ciążące mu powieki. Od nadmiaru emocji był zbyt zmęczony, by dalej bezcelowo się opierać.
     Zasnął jeszcze nim się na dobre rozluźnił.