Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

wtorek, 20 września 2016

Egzorcysta x Wampir - Inny niż wszystkie - rozdział 22

Czeee~sia. x3
Obiecałam rozdział przed moimi urodzinami, więc jest - na dwa dni przed coby się nie zgapić jutro. x3
Udam, że nie martwię się, że kolejny jest niezbetowany (nadal w trakcie, ale nadrobię to jak już dojadę do nowego mieszkania) i po prostu zaproszę was do czytania~
PS: Zaskoczyliście mnie, nie sądziłam, że niektórzy jeszcze tak regularnie tu zaglądają. :3 Cieszę się~

Izashi Chan - przepraszam za rozczarowania. .3. Tak, ten blog naturalnie zmierza do śmierci (a może nawet ona nastąpiła już dawno temu), ja sama odwykłam nawet od pisania czegoś dłuższego niż dwanaście linijek. Przepraszam. Wiem, że Wampirek nie wystarczy, ale na razie nie wracam do pisania. u.u" Mimo to dziękuję, że nadal czekasz. ;;
Reinu-chan~ Dla mnie bardzo motywacyjny. xD Mam nadzieję, że już wyzdrowiałaś, a jeśli nie, to że jakoś nowa notka zajmie ci czas. Kuruj się~
Anon-chan - Ja myślę, że gdyby Shizusiowi śnił się nagi Izaya, zaśliniłby co najwyżej poduszkę i zadusił nam Izampirka we śnie. xD
No, i ten, nie przedłużając dziękuję, że komentujecie~ Do następnego!
Enjoy.
Yo.
 Właściwie nie mam co pisać. Podziwiam, że tu siedzicie i czekacie na noty. Więc... miłego czytania ;)
Enjoy~




     Heiwajima był całkiem zadowolony ze swojej pracy. Matylda dała się spokojnie wydoić, za to drugiej krowy najwyraźniej po prostu nie było, więc koniec końców już tylko podziękował i wrócił do domu. Postawił wiaderko koło stołu i przeciągnął się.
- Izaya! - zawołał, nie widząc go w kuchni. Czym on mógł być tak zajęty...? Powinien już dawno znaleźć te karty...
- Tak, Shizu-chan~? - krzyknął, tracąc przy okazji odrobinę stabilność. Zachwiał się niebezpiecznie i w ostatniej chwili złapał brzegu szafy żeby nie spaść.
 - Gdzie jesteś?! - zawołał, starając się iść za jego głosem. Był strasznie cichy... Może... Nie to piętro? Podszedł do schodów.
- Na górze! Na pięterku! - krzyknął starając się znów stanąć w miarę bezpiecznie na stołku. - Chodź pomożesz mi! Jedyne otwarte drzwi, nie pomylisz~!
 - Okay, idę! - odkrzyknął. Wszedł na górę i znalazł pokój. Od razu podszedł podtrzymać Izayę. - No od razu spadnij... - burknął. - Co jest, czego szukasz w tym pudle...? - Czyżby brunet nie miał nawet kart normalnie w jakiejś szufladzie?
- Karty, warcaby i inny fajne rzeczy~! - Uśmiechnął się obracając w stronę drzwi. - Ne Shizu-chan, łap mnie~! - zachichotał zeskakując z taboretu.
     Łapał go tuż nad ziemią, ramieniem podtrzymując pudełko, które Izaya trzymał.
- Czyli pudło pełne gier... No, też dobry pomysł.
     Przez chwilę przemknęło mu przez głowę, jaki to absurdalnie śmieszny pomysł - czyhają gdzieś niedaleko wrodzy najemnicy, żeby zabić ich obu, a oni siedzą w zameczku, zajmują się zwierzętami i grają w karty... I inne gry. A jednak póki co... chyba nie było innej opcji.
- Prawda~? - Uśmiechnął się. - Dobrze że masz refleks bo jak nic coś bym sobie złamał~... - westchnął i objął blondyna jedną ręką za szyję. Chwycił drugą pudło. Nie miał zamiaru zsiadać. - No to... kierunek salon Shizu-chan~! - zachichotał.
- A co ja, koń...? - parsknął i postawił go na ziemi. - Zaniosę za ciebie pudło, ale idziesz sam. - Zabrał mu pudełko z ręki i ruszył w stronę salonu. - Zaczynamy i tak od pokera, nie?
- Czemu~... - jęknął smutno, ale podreptał za blondynem. - Nie musisz być koniem, wystarczy że czasem będziesz mnie nosił~! - Uśmiechał się. Przytaknął gdy pytano go o pokera. Znał na pamięć rozkład pomieszczeń, sprzętów i rzeczy w zamku więc zamknął oczy próbując wyczuć ile osób jest teraz w pobliżu. Na szczęście tylko jeden, prawdopodobnie szpieg i to daleko. - Shizu... Nie ma ich... Póki co. - mruknął cicho.
- Mhm. - przytaknął poważnie. - Więc poker... Jak daleko jest najbliższy z nich? - spytał pozornie obojętnie. Nie mógł jakoś pozbyć się przeczucia, że ktoś o nich myśli i coś planuje.
- Daleko~... Chyba jeszcze nie znaleźli zamku, albo myślą, że jest opuszczony~... - mruknął przysiadając na jednym z foteli. Jedna rzecz mu nie dawała spokoju, coś tam śmierdziało jakby... trupy! - Shizu-chan! Są tam... wiesz... - mruknął nieco uciekając wzrokiem. - Mój ostatni posiłek... Tam są resztki.
- "Tam"? - zmarszczył brwi. - Jak daleko jest to "tam"? - wbił w niego uważny wzrok. Cholera, te całe krzyże z patyków zdradzały niedawny pochówek, na pewno... Albo i ciała leżały na wierzchu... To by ich tylko zdradziło. - Gdzie leżą i czy są na wierzchu? - spytał spokojnie, przystając. No cóż, miał nadzieję, że jeszcze coś zje, ale to chyba znów musiało poczekać. - I czy ten ktoś kto nas śledzi znajduje się koło nich? Potrafisz to powiedzieć?
- Schowałem je... w rowie pod gałęziami i ziemią... Niedaleko ludzie czasem wyrzucają kości albo padlinę bo to daleko od wioski. Nie ma niebezpieczeństwa, że jakiś głodny wilk zaatakuje dziecko, rozumiesz? Pomyślałem, że wśród tylu rozkładających się rzeczy nikt kto tam mieszka nie wyczuje problemu... ale najwyraźniej mnisi nie mają pojęcia, że niedaleko są tylko gnijące rzeczy... Może po prostu przyciągnął ich zapach. Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - W sumie ciężko powiedzieć czy jest tam przypadkiem czy celowo. Rozgląda się po całym terenie, ale nic nie wykopuje. - mruknął.
- Jeden? - powtórzył głucho. - Czy kilku? - Znowu sprawiali problemy...? Co zrobią, jak znajdą ciała zwykłych najemników? Nic, płakać nie będą. Ale zauważą brak krwi, ślady po ugryzieniu...
- Jeden. - potwierdził, biorąc karty i zaczynając je tasować. - Jak chcesz mogę to szybko załatwić~! - zapewnił wysuwając kiełki. To był tylko jeden człowiek, problemu raczej nie będzie. - Ślady po ugryzieniach stawiają nas w lepszej sytuacji~... - westchnął. - Wampiry nigdy nie porzucają swoich ofiar tak blisko od miejsca zamieszkania.
- Dobrze wiem, że nie chcesz tego robić. - mruknął. No cóż... Poza tym nie chciał go narażać. Jeszcze najemnik, to rozumiał, ale jeśli to egzorcysta... Jeszcze coś by mu zrobił... - Sam pójdę, dobra? Będzie mi tylko potrzebny szpadel, czy coś. Ślady miecza już nie stawiają w tak dobrej sytuacji. Gry będą musiały poczekać. - westchnął.
- Nie, Shizu-chan... Świeży grób, jak ktoś zniknął, na pewno zwróci uwagę... Poza tym nie czuję żeby to był jakiś bardzo wysoko postawiony egzorcysta. Dam sobie radę. - Uśmiechnął się uspokajająco. - Potasuj i rozdaj karty, za parę minut wrócę~! - zapewnił oddając Shizuo plik kart i wstając z fotela.
- No chyba żartujesz. - Odłożył karty i złapał go za nadgarstek. - Jak tak, to chociaż daj mi iść z tobą. Nie puszczę cię samego, nawet, jeśli to słaby egzorcysta. Wolę być w pogotowiu. - Wyraził się na tyle stanowczo, by, miał nadzieję, Izaya posłuchał. No w końcu... martwił się o niego. Co miałby robić, jakby go tu nie było? Kto by go denerwował i uspokajał jednocześnie? Kto umilałby mu czas i na kogo by krzyczał? Drugiej takiej osoby na pewno by nie znalazł. Już całkiem był tego świadomy - tęskniłby za nim.
     Izaya pokiwał niepewnie głową na zgodę. Nie mógł przekonać Shizuo by ten został, widział to w jego oczach.
- Dobrze... W takim razie zagramy później. - Uśmiechnął się uspokajająco. Zabrał z wieszaka pelerynę i ubrał na siebie.
- Dobra, karty nie uciekną. - przytaknął. Ulżyło mu, że Izaya się zgodził. Już myślał, że koniec końców będzie go śledził albo się pokłócą. Nie zostałby, nie ma mowy...
     Wyszli i skierowali się w stronę wskazaną przez bruneta. Shizuo miał już przy sobie miecz, zabrany przy wyjściu i teraz nieustannie gładził go ręką. To go poniekąd uspokajało.
     Izaya z rozbawieniem przyglądał się jak Shizuo gładzi miecz.
- No już, już, masz go przy sobie uspokój się~! - zachichotał odciągając rękę blondyna od rękojeści. - poza tym po co akurat miecz na egzorcystę, nóż by ci wystarczył~... - westchnął. - I nie śmierdzi tak bardzo. - Zatkał sobie nos.
- Wiem, że go mam, tylko się zamyśliłem. - burknął, nieco urażony. - Poza tym z nim jestem najskuteczniejszy, więc wybacz, będę walczył nim. - Rozejrzał się. - Jak daleko stąd?
- Daleko. - mruknął sucho, choć liczył, że trochę tym uspokoi Shizuo. - No... Chodź na skróty~! - Chwycił go za rękę i pociągnął w krzaki z dala od drogi. - Znam dobrze ten las, zaskoczymy go~! - Zachichotał cichutko nadal ciągnąc blondyna przez chaszcze.
     Blondyn nie skomentował, że trzask łamanych gałęzi raczej nie gwarantuje zaskoczenia. Po prostu szedł za nim, dając się ciągnąć do celu. Cały był napięty, ale to chyba dość oczywiste, skoro spodziewał się walki...
     Izaya zaciągnął go między drzewa. Stąd dało się już wyczuć smród śmietniska.
- Schowaj się. - szepnął. - Sprawdzę, czy jeszcze jest~... - obiecał. Uśmiechnął się i wyszedł z kryjówki. Nie musiał sprawdzać, wiedział, jak daleko jest kolejny człowiek. Musiał tylko sprawić by on i Shizuo się nie zetknęli. - Musisz mi wybaczyć~... - westchnął cicho i bezszelestnie podbiegł do nieznanego mnicha. Stanął mu tuż za plecami. - Zrób dla mnie przerażoną minę w obliczu śmierci~! - poprosił i wgryzł się w jego szyję. Starał się nie myśleć co robi, nie chciał zabijać ludzi, naprawdę, ale... o wiele bardziej nie chciał by to oni zabili jego Shizu-chana. - Przepraszam~... - mruknął jeszcze wypuszczając z ręki trupa bez kropli krwi. Pozwolił, by truchło upadło na ziemię. Spojrzał na nie, odetchnął uspokajając się i starł sobie krew z twarzy. Odwrócił się z wielkim uśmiechem na twarzy. - Wiedziałem, że za mną pójdziesz Shizu-chan~! - oświadczył. - Ale to niepotrzebne, widzisz~? Umiem o siebie zadbać, już załatwione, nikt nie będzie nam przeszkadzał~! - Uśmiechnął się jeszcze weselej do blondyna.
- Tak, tak... - westchnął. - Nie udawaj. - poprosił. Podszedł i go przytulił. - Może tym razem jednak zaniosę cię do domu... - niby zastanawiał się na głos. Wiedział, że Izayi jest przykro i że wcale nie chciał nikogo zabijać. Poszło mu naprawdę nieźle... Ale nie zamierzał mu tego mówić. W ogóle nie zamierzał o tym wspominać. Schowa tego człowieka i zaniesie Izayę do domu, nie pozwalając mu o tym myśleć. Tak chyba będzie najlepiej... - Daj mi chwilę i cię zaniosę, dobra? - mruknął mu na ucho.
     Izaya pokiwał głową na zgodę.
- Nie uda mi się ciebie omamić co? - mruknął. - Wiesz, muszę się nauczyć to robić... Teraz już nie mam wymówki,  że nie piję ludzkiej krwi~... - westchnął. - To powinno być naturalne, nic mi nie będzie. - starał się go o tym zapewnić.
- Nie powinno być naturalne dla ciebie. - Zrezygnowany pokręcił głową. - Przepraszam, że jesteś do tego zmuszony... - Cmoknął go w czoło i puścił. - Teraz tu poczekaj. - poprosił i podszedł do nieruchomego ciała, po czym zaciągnął je kawałek dalej i zakrył gałęziami. - Może lepiej, jak potem go zakopię. - mruknął do siebie. Czy to coś zmieni, jeśli go zakopie...? - Dobra, wracamy. Mam cię nieść jak pannę młodą, czy wskoczysz mi na plecy? - Spróbował się uśmiechnąć, żeby podnieść bruneta na duchu. Co prawda jego też nie cieszyła śmierć, ale nauczył się przed zabiciem kogoś po prostu nic nie czuć.
- Hmm... Jak pannę młodą~! - zażyczył sobie. - Zawsze byłem ciekaw jak to jest~! - Uśmiechnął się wesoło i przytulił do Shizuo. - Shizu-chan~... Obiecaj mi coś. - poprosił go cicho.
- Co takiego? - Upewnił się, że ręce wampira dobrze oplatają jego szyję i pogłaskał go po głowie. O co mogło chodzić?
- Nie będziesz mnie chronił przed takimi sytuacjami. - mruknął. - Jeśli mogę ci się przydać, albo zwyczajnie tego potrzebujesz mogę takie rzeczy robić, jasne? - Spojrzał na niego poważnie. - Poza tym... - dodał ciszej. - Oddzielając mnie od takich sytuacji robisz mi krzywdę... czy tego chcesz czy nie. - mruknął
- Dlaczego krzywdę? - spytał, podnosząc go jednym, sprawnym ruchem i niosąc między drzewa. - Niby dlaczego miałbym cię wykorzystywać do takich celów...?
     Co za durny pomysł... Oczywiście, że zamierzał go chronić. Nie pozwoli mu się narażać.
- Nieważne jak bym chciał... to moje jedyne źródło pokarmu, pamiętaj Shizu-chan~... - przypomniał mu. - Muszę to robić... Krew od ciebie na pewno nie wystarczy... - westchnął. - Więc wykorzystywanie mnie przyniesie korzyści nam obu~! - Uśmiechnął się wesoło. - Poza tym ja się zregeneruję, ty nie, bezpieczniej żebym to ja w takich sytuacjach brał atak na siebie. - mruknął wtulając się w Shizuo. Naprawdę przyjemnie było być niesionym.
- Więc wolę cię zawołać, jak już sam załatwię sprawę. Większość krwi zostanie. - odparł obojętnym głosem. - Sęk w tym, że mnie nie da się zranić, a jak już się da, to i tak nie ma większego znaczenia, bo rany na mnie szybko się goją. Pozwól mi walczyć. Za to sam będziesz potem rósł w siłę. A jak udowodnisz mi, że masz dość siły, mogę cię dalej wykorzystywać. Jasne? - Uchylił siebie i jego przed niską gałęzią. Korzyści Izaya nie straci, a i tak nic mu się nie stanie, rozwiązanie idealne.
- Nie jestem dzieckiem które trzeba prowadzić za rączkę Shizu-chan! - upomniał go, niezadowolony. - Widziałem więcej niż ty kiedykolwiek widział będziesz. Nie pozwolę ci się tak narażać. Może jeszcze nie zauważyłeś ale to, że nie czujesz ran wcale nie znaczy, że ich nie masz! To samo ze złamaniem! Nie mogę ci oddać mojej siły więc po prostu pozwól mi zrobić to samemu...
- Dzięki za przypomnienie. Ale widzieć a coś potrafić to dwie różne rzeczy. Jeśli chodzi o umiejętności bojowe, ilu ludzi zabiłeś? A ile wampirów? Nie kłóć się, proszę. - burknął. Naprawdę nie chciał wyciągać teraz tego tematu... - Możesz walczyć ze mną, ale nie sam. Chociaż tyle, dobra?
- Tak jak w czasie stosunku z tobą liczę na moje naturalne zdolności~! - zachichotał, rozbawiony. - Powinieneś raczej zapytać ilu ludzi, a ile wampirów udało mi się nabrać, zmylić i ilu uciekłem~! Miałbym pokaźne statystyki~! - zachichotał obejmując blondyna mocniej za szyję. - Ale jeśli upierasz się mogę walczyć razem z tobą~!
- No tak, przynajmniej ucieczki masz opanowane. - Uśmiechnął się lekko. - Skoro to już mamy omówione, nie dyskutujmy o tym więcej. - Chyba, że jakiś przeciwnik będzie ci zagrażał, dodał w myślach. - Teraz idziemy... Pograć, a ja coś zjem... - Nie jadł śniadania, a tu już właściwie dawno zastało ich południe... Doszedł w spokoju do domu i postawił Izayę na podłodze. - No, więc idź, potasuj karty, czy coś, a ja poszukam sobie czegoś do chleba. - zadecydował.
- Ne, zrobię ci coś~... Odpocznij. - zdecydował wesoły wbiegając do domu. W kuchni ubrał na siebie fartuszek i wybiegł do ogrodu. Znalazł sałatę, pomidora. Potem do kurnika po jajka. Wrócił dumny z siebie i rozpoczął pracę nad kanapkami, by ostatecznie położyć ich spory stosik przed blondynem. - Trzymaj Shizu-chan~! Jeszcze dwieście lat temu pomidory były uważane za trujące, a kościół nazywał je owocem szatana~! - Uśmiechnął się przytulając Shizuo od tyłu. - A wiesz co jest najlepsze~... - szepnął mu do ucha. - Że są afrodyzjakiem i wzmagają potencję~! - Zachichotał i usiadł na swoim fotelu.
- Kościół mówił wiele dziwnych rzeczy... Ale czego ja się od ciebie dowiaduję, to nowość. - parsknął. Sięgnął po kanapkę i odgryzł kęs. - Dobła... - Zaczął jeść tak szybko, że w parę chwil zniknęła spora część tego, co dla niego zrobił Izaya. Był strasznie głodny i wspaniały smak jedzenia był dla niego teraz niczym niebo w ustach. - Dzięki... - mruczał między jedną a drugą kanapką. Teoretycznie powinien się pomodlić, ale Izayi pewnie by to przeszkadzało, dlatego od przyjścia tutaj rozmawiał ze swoim szefem na górze jedynie w myślach, dziękując przed jedzeniem i inne takie, jak go nauczono.
 - I jak~?- Izaya chcąc przerwać bardzo namiętny związek Shizuo i talerza z kanapkami usadowił się blondynowi na kolanach. - Działa coś~? - spytał go zaciekawiony. W końcu nigdy nie mógł tego sprawdzić, a był bardzo ciekawy.
- Pyszne. - Gdy zorientował się, że Izayi nie o to chodzi, objął go ramieniem i wtulił w siebie. Najedzony od razu miał lepszy humor, to co mu szkodziło? - Nie podnieca mnie pomidor i nie działa w żaden inny sposób, tak sądzę. - zaśmiał się. - Ale to chyba lepiej, nie? Mieliśmy teraz grać, a nie robić coś innego... - Uśmiechnął się w myślach. No jasne, bo grać oczywiście, że jest ciekawiej...
- A co to szkodzi żebyśmy grali na zadania z tym związane~? - Spojrzał na Shizuo najniewinniej jak tylko potrafił. - Ale jeśli nie działa~...- westchnął teatralnie. - To chyba nici z podsycania twojego pożądania~! - zachichotał. - I z twoich szans na wygraną też~! - Pstryknął go lekko w nos.
- Czekaj czekaj, jeszcze wygram i będziesz tańczył przede mną nago. - Zaśmiał się, już całkiem rozluźniony. Niebezpieczeństwo chwilowo zażegnane, brzuch pełny, czego chcieć więcej...? - Siadaj naprzeciwko i dawaj karty. - zarządził, zacierając ręce.
- Hahaha~... No to teraz nie wiem czy starać się wygrać czy przegrać... Chociaż... Jak wygram zrobię ci coś o wiele gorszego~! - Wyszczerzył się wrednie i zaczął rozdawać karty. Zapowiadała się świetna gra. - W sumie... - zastanowił się na głos, nie przestając rozdawać. - Mawiają, że kto nie ma szczęścia w miłości ma je w kartach... I tak zawsze tłumaczyłem moje wygrane~... Chyba będę musiał zmienić wymówkę~! - Zachichotał raz jeszcze i podniósł karty ze stolika. - No to dawaj Shizu-chan co tam masz~?
- No proszę, jakoś wątpię w takie przysłowia... Zmieniam dwie. - Odłożył dwie karty i wziął ze stosiku dwie inne. - "Gorszego"? Ciekawe, jak mógłbyś mi zrobić coś gorszego, nie wierzę... - Uśmiechnął się do Izayi. Miał full'a - trzy takie same karty i parę takich samych. Nieźle.
- Nie uśmiechaj się tak, od razu się zdradzasz. - mruknął do niego, wymieniając jedną kartę. - A wracając do strasznych rzeczy~... Mógłbym ci kazać robić "to" sobie samemu tak długo jak miałbyś na to siłę~? - zagroził zabawnie. - Zmieniam jedną. - dodał do wcześniejszego ruchu, w którym odłożył dwójkę, wziął dziewiątkę. Czwartą dziewiątkę. Jednak nie zmienił wyrazu twarzy. Mruknął tylko do kart jakby to zrozumiał, co jest na nich napisane. - Co sądzisz o takiej karze Shizu-chan~?
- Sądzę, że wolałbym oddać fant. - parsknął śmiechem. - Nie ma mowy o tym, żebym to zrobił... - Popatrzył raz jeszcze na swoje karty. - To sprawdzam. - Położył karty na stół.
- Full... Nieźle~! - gwizdnął z podziwem. - Ja mam tylko dwie pary~... - mruknął zawiedziony. Poczekał, aż Shizuo uśmiechnie się w pełni zadowolony i wtedy dodał: - Dwie pary dziewiątek~! - dodał pokazując karty. - Ojej czyżby to była kareta i biedny Shizu-chan musiał coś wybrać~? - Uśmiechnął się wrednie wachlując przy tym swoimi zwycięskimi kartami. Zaśmiał się złośliwie. - No to jak, zadanie czy fant~? Obiecuję, że nie będzie aż tak straszne jak zapowiadałem~! - zadeklarował się.
- Doprawdy... - mruknął, marszcząc brwi. No fajnie, on się uśmiechał z zadowolenia, a Izaya sądził, że zdradza swoje karty... Ale że miał lepsze, tak to się nie bawił! - Nie tak strasznie? No ciekawe... Dobra, zadanie. - Nie mógł pokazać, że się boi przecież...
     Izaya uśmiechnął się wesoło i podszedł do blondyna uprzednio odkładając karty na stolik. Uśmiechnął się wesoło i usiadł mu na kolanach. Wskazał na swoje usta.
- Spróbuj sprawić, żeby zabrakło mi powietrza~! Masz trzy podejścia albo dajesz fant~!
- Ooo nie, to jest podchwytliwe... - Uśmiechnął się. Już raz próbował. - Oddychanie nie jest ci potrzebne, więc mi się nie uda... - Pocałował go, ale krótko. - Wychodzi na to, że mam dać fant? - Uniósł brew, wciąż rozbawiony. - Czy spróbujesz czegoś innego?
- NIE! - zaprotestował. - Masz spróbować, trzy razy najmocniej jak umiesz. - Popatrzył na niego pewnie. - Jak uznam, że zaparło mi dech nie musisz nic oddawać, to jak~?
- Ach, tak...? - Popatrzył na niego uważnie. - No, jak tak... - westchnął i dla odmiany przyciągnął go do siebie. Zaczął go całować delikatnie, stopniowo coraz zachłanniej. Objął go w pasie, ale po chwili nawet nie do końca świadomie, bardziej instynktownie, zjechał dłońmi na jego pośladki, masując je i ściskając od czasu do czasu. Nie tyle chciał wygrać, co naprawdę chciał, żeby mu się podobało.
     Izaya objął go mocniej zażarcie oddając pocałunek. Nie spodziewał się ze zostanie złapany za tyłek, ale przyjął to co robił Shizuo mrucząc z zadowolenia. Uniósł się trochę by Shizuo miał lepszy dostęp do jego pośladków. Tak było naprawdę dobrze.
     Blondyn skończył dopiero po dłuższej chwili. Dobrze, że skończył tylko na tym i się nie zapędził bardziej... Jemu samemu brakowało już trochę oddechu. Mimo to oblizał wargi i spojrzał na bruneta wyzywająco, starając się oddychać przez nos. Usadził go wygodniej na swoich kolanach.
- I co, podobało się? - Przekrzywił lekko głowę.
- Bardzo~! - przyznał od razu. - Ale jeszcze tchu mi nie zaparło, więc~... podejście numer dwa~! - zarządził, cierpliwie czekając aż najpierw Shizuo odetchnie.
- Koniec końców i tak każesz mi oddać ten fant, nie...? - Pochylił się i zaczął już całkiem gwałtownie, po prostu dobierając się do wnętrza jego ust i badając je dokładnie. Przytrzymał jego policzek, czując, jak po jego palcach przesuwają się ciemne włosy, łaskocząc lekko.
     Izaya chciał odpowiedzieć że "oczywiście, a jak ty byś chciał~?" jednak został rozproszony przez wargi blondyna.
     Tym razem Shizuo postarał się jeszcze bardziej i całował go dłużej. Gdy się oderwał był już całkiem zmęczony i, co dziwne, usta lekko go pobolewały od zbyt długiego pocałunku. Ale mimo wszystko był zadowolony i gdyby nie to, że brakowało mu powietrza, całowałby go dalej.
- Mmm... No coraz lepiej Shizu-chan~! - zgodził się. - To jak, do trzech razy sztuka~?
- Mhmmmmm... - mruknął Shizuo, przyciągając go i jednocześnie samemu się nachylając. Tym razem już na same zakończenie, tylko łagodnie muskał jego usta. Niemal czule, powoli, ocierając się co chwila lekko o jego tors. Normalnie nie ciągnęło go zbytnio do takich pocałunków, ale po tych dwóch bardziej spontanicznych i szalonych chciał zrobić coś delikatnego dla równowagi.
- Co ty robisz~... - westchnął, gdy ten dziwnie przyjemny, lekki pocałunek się skończył. - Myślałem, że Shizu-chan jest typem osoby która walczy do końca, nawet jeśli walka wydaje się nie do wygrania~! - westchnął, wtulając się w niego jeszcze przez chwilę. - Do-brze~! W takim razie poproszę o fant~!
- Skoro jest nie do wygrania, to przed przegraniem mogę robić, na co mam ochotę. - odparował. Zdjął płaszcz, jakkolwiek niewygodne to było z Izayą siedzącym na kolanach. - A co, nie podobało ci się?
- Podobało~! Choć jako fant wolałbym koszulę~... - mruknął niechętnie przyjmując płaszcz. - Widać musimy rozegrać jeszcze partyjkę~...
- Jeszce całkiem sporo. Mówiłem przecież, że cię ogołocę ze wszystkiego. - Uśmiechnął się perfidnie. - Siadaj na swoje miejsce, rozdaję...
- Ty tak dosłownie~? - zachichotał, ale posłusznie usiadł. - Czyli nie urządzają cię zadania, a wolisz fanty~? Szkoda... - mruknął.
- Coś ty... Same fanty to nie taka zabawa. - Uśmiechnął się pod nosem. Choć tu była mowa o wampirze, zadanie typu "przynieś gniazdo os" które kiedyś wymyślił nie było problemem... No to co miał mu wymyślić...?
- To dobrze~! - Wziął karty i uśmiechnął się się lekko. - Bo coś mi się wydaje, że mam strita~!
- Blefujesz. - Popatrzył na niego znad kart. Wymienił jedną. Poker...? No ciekawie. - Sprawdzam.
- Mhm~! Zobacz Strit w kolorze~!!! - zachichotał, rozkładając karty. - Dziesiątka, walet, dama, król i as~! Jeszcze nigdy nie był taki ładny~! - Cieszył się jak dzieciak oglądając kolejno wszystkie karty.
- Oż ty... - Zmrużył oczy. Nie no, on musiał coś kantować... Na pewno coś kantował!!! - I co teraz? - Wbił w niego całkiem nieruchomy wzrok. - Zadanie. Słucham.
- Nie złość się...? - zapytał niewinnie. - Powiedz mi, jakie zadanie miałeś przygotowane dla mnie~? - poprosił przysuwając się bliżej Shizuo.
- No to ciekawe zadanie... - parsknął. - Szczerze mówiąc, byłem ciekaw, czy byłbyś w stanie teleportować się na ułamek sekundy pod sufit. - Uśmiechnął się i oparł głowę na dłoni, a dłoń na podłokietniku. - No i się nie dowiem...
- Jasne~! - Uśmiechnął się wesoło i uniósł palec w górę. - Patrz~! - poprosił, a gdy Shizuo przestał na niego patrzeć szybko wzleciał pod sufit. - I jak? - zapytał przestając latać i spadając na kanapę.
- Niczym motyl. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. - No ciekawie, ty wygrałeś, a spełniasz moje życzenie... - zauważył. - Tak to możemy grać dalej... - Puścił mu oko i znów przetasował karty.
- Bo byłeś zły~... - mruknął znów tasując karty. - Poza tym co mógłbym ci kazać zrobić żeby dostać twoją koszulę~? - zastanowił się jakoś subtelnie pomijając fakt, że mógł kazać blondynowi ją po prostu oddać.
- Nie, nie jestem... - zaprzeczył, przyglądając się temu, jak teraz to brunet tasuje karty, a potem je rozdaje. - Pewnie cokolwiek. Najłatwiej byłoby o to poprosić. - Popatrzył na niego z rozbawieniem. - Ale nie sądzę, żeby udało ci się wygrać tyle razy pod rząd...
- Ale gdybym poprosił nie byłoby zabawy! - poskarżył się oddając blondynowi ostatnią kartę. - Zobaczymy! Jestem mistrzem nieszczęśliwej miłości więc kart też~! - zapewnił.
- W takie przesądy to ja nie wierzę. - zapewnił go. Wymienił trzy karty. - Skoro nie widzisz w tym zabawy... Może wymyśl jakieś trudne wyzwanie. A nóż mi się nie uda. - Zachował pokerową minę na czas patrzenia w karty.
- Może masz rację~... - westchnął patrząc na karty. Odłożył trzy. - Może zacznę cię kopiować? To zabawne~... Wymieniam trzy.
- To nie jest gra na kopiowanie. - odpowiedział spokojnie. Miał tylko trójkę... Nie chciał się denerwować.
- No dobrze~! - zgodził się wesoło. - Sprawdzam skoro ty nie chcesz tego zrobić~!
- No? - Położył karty na stół. Przecież to niemożliwe, żeby Izaya cały czas miał takie świetne karty... Zwykle nikomu nie udawało się zdobyć nawet nic większego niż trójka!
- No i chciwość mnie zgubiła~... - westchnął teatralnie rozkładając na stoliku dwie pary. - No cóż, musisz mi chyba dać jakieś zadanie Shizu-chan~! Pamiętaj, że nie muszą być takie grzeczne jak ja wymyślałem~! - zapewnił odkładając karty. W napięciu czekał co takiego Shizuo wymyślił.
- Grzeczne? - parsknął. - Zwykle to ja wymyślam zadania typu "przynieś mi trzydzieści mrówek" czy coś podobnego, co po prostu wymaga zdenerwowania się... Ale chyba i tak jest grzeczne, nie sądzisz? - No cóż, ciężko było ukryć, że cieszył się z wygranej... A tak poza tym, to swoim zadaniem chyba nie trafiał w gusta Izayi. - Więc i teraz pewnie będzie grzeczne... - Zastanowił się. - Daj mi chwilę... Co by ci wymyślić... - westchnął. Zwykle to zajmowało chwilę, ale dla Izayi zrobienie tego, co dla przeciętnego człowieka trudne, było łatwe...
- Dać ci chwilę...? To jest zadanie~... - jęknął rozczarowany. - Nu-dy~! - mimo to grzecznie przysiadł się na podłokietniku fotela Shizuo i czekał.
- Nie, to nie było zadanie. - zaprzeczył w zamyśleniu. - Może... W sumie...? - Zerknął na niego. Skoro sam dostał niewykonalne zadanie, to czemu by nie? - Masz trzy szanse - uśmiechnął się złośliwie - na wywołanie u mnie rumieńców. - Innymi słowy, nie ma szans, pogratulował sobie w myślach.
- A~! To będzie fajne~... - mruknął. - Widziałem je u ciebie dwa razy, choć małe, zobaczymy czy się uda~! - zachichotał i wskoczył na Shizuo zaczynając go łaskotać.
- Co... Ej... Nie, tak to nie ma... - zaśmiał się. No nie spodziewał się tego... Izaya akurat dość celnie trafił z łaskotkami. Jednak Shizuo pośmiał się trochę a i tego po chwili zaniechał, zwyczajnie przestając. Nie zarumienił się.
     Izaya nie czekając aż Shizuo odetchnie mocno go pocałował. Blondyn już był na bezdechu, teraz też nie mógł go złapać a co za tym idzie mimowolnie się zarumienił gdy tylko brakowało mu tlenu.
- Wygrałem~! - mruknął odsuwając się od niego po chwili. Z dumą przyglądał się rumieńcom Shizuo. Tak, to był niecodzienny widok.
- No chyba żartujesz... - warknął, dotykająjac swojego policzka. Cholera, że też ludzie rumienili się nie tylko od emocji... Tak miałby wygraną w kieszeni... - Dobra... Ja tasuję. - burknął. - Poza tym, zauważyłeś, że po każdej rundzie siedzisz na mnie...? - zauważył niby mimochodem.
- Oczywiście~! Jestem zbyt delikatny żebyś to ty siedział na mnie więc to jedyne wyjście~! - mruknął zadowolony wracając na miejsce. - A jeśli chodzi o rumieńce to mogłem jeszcze spróbować zrobić najsłodszą, albo najbardziej proszącą pozę jaką umiem, ale wtedy byś się podniecił i nici z dalszej gry~! - westchnął zawiedziony. - Nie żeby mi się to nie podobało. - Puścił mu oczko. - Po prostu chcę koszulę~!
- Chyba nie uważasz, że podniecam się jak jakiś wyrostek na sam widok jakiejś słodszej miny...? - Uniósł brew pytająco. No chyba, że nie miał go za tak łatwego, prawda? Lepiej dla niego, żeby nie miał. - A na tę koszulę to chyba poczekasz, bo tak łatwo jej nie zdejmę. - dodał przekornie. A co... Skoro ją chciał, musiał się trochę wysilić.
- Oczywiście, że nie mam cie za łatwego~! Równocześnie uważam, że jestem najsłodszym stworzonkiem na planecie~! O ile się postaram~! - mruknął. - Ale jeśli nie chcesz oddawać tej koszuli to dobrze~... - Zagramy na poważnie~!
- Nie wiem, jak chcesz grać na poważnie w grze, w której wszystko zależy od rozdania... Bez oszustw... - Zmrużył oczy. - Ale powodzenia. - Potasował, rozdał i wziął sobie kolejną kanapkę. Przegryzając ją zastanawiał się, jak niby Izaya wyobraża sobie, że miałby się napalić od jednej pozy.
- Normalnie~! Będę wymyślał zadania które skłonią cię do oddania fantów aż w końcu dostanę koszulę~!
- O ile wygrasz. - zauważył. Wymienił jedna kartę.
- O ile~! - zgodził się wesoło. Też wymienił jedną.
     Dla blondyna to wyglądało jak zwykłe papugowanie, ale nic nie powiedział. Miał tylko trójkę... A tak liczył chociaż na dwie pary. Jednak i tego nie skomentował . Skończył kanapkę, przyglądając się swojemu chłopakowi. No nie miał nawet jak powiedzieć, że sprawdza. Nie przemyślał tego...
Izaya pomruczał chwilę, pohymkał i podrapał się po głowie ostatecznie zmieniając to jak karty są ułożone. - To teraz jest ładnie~! - Uśmiechnął się do siebie. - sprawdzam, popatrz~! 5, 4, 3, 2, as~!!!
- As w pokerze jest wyższy od króla. - przypomniał mu, uśmiechając się. - No cóż, ja mam trójkę... - rzucił karty na stolik.
- Nie zawsze~! Uznaje się, że może być kartą wysoką lub niską~... - poprawił Shizuo.
- Zawsze grałem na to, że jest wysoką... - burknął, a uśmiech zszedł mu z twarzy. - A zresztą, jak wolisz! - rzucił swobodnie. - I tak wygram... Dawaj zadanie.
- Hahaha~... Łatwo się poddajesz~! - stwierdził. - Gdybyś się wykłócał może bym się z tobą zgodził, a tak~... - Wzruszył ramionami. - Zadanie... Zadanie... Może... - wyszczerzył się wrednie. Naprawdę chciał tę koszulę! - Spraw żeby mi stanął, ale bez żadnego dotykania mnie, jak nie, jako fant proszę o koszulę~!
     Shizuo wytrzeszczył oczy, nie wierząc w to, co usłyszał. Że niby jak...? Że co...? Cholera. Dlaczego się nie wykłócał, jak miał okazję...
     Wpatrzył się w niego niechętnie. Nie no, mistrzem perwersji na odległość i to jeszcze na zawołanie nie był...
- Fant jest dowolny, chyba, że zadaniem jest oddanie konkretnej rzeczy. - przypomniał mu. Cóż, ostatnia linia ratunku? Nie pozwoli sobie na przegraną tak łatwo... Ale cholera, jak niby miał to zrobić nie dotykając go?
- Może i dowolny, ale została ci koszula, spodnie i bielizna~! Koszula to najlepsze wyjście~... Choć mógłbyś spróbować, nie mam nic przeciwko jeśli zadanie wykonasz~! Jestem ciekaw jak~...
- I buty. - Odwrócił wzrok. To było żałosne. Ale naprawdę nie miał pojęcia, jak. W życiu nie próbował czegoś takiego, więc nie wiedział. Cholera! Chrzaniona bezradność. Chciał wygrać a nie znał sposobu, a nawet jak jakiś przychodził mu do głowy... Jakoś nie potrafił się zmusić do wykonania żadnej z tych rzeczy... Cholera!
- Wlazłeś mi w butach na dywan!- krzyknął Izaya podrywając się z miejsca. zaczął oglądać powstałe szkody. - Bo będziesz to czyścił na kolanach... - zagroził.
- Ta, nie mam nic przeciwko. Ale wytarłem. - Wzruszył ramionami. No co, miał za każdym razem ściągać buty...? Zresztą może to sprzątnąć, jak coś nabrudzi... - Wracając... Widzisz, koszula nie jest najlepszym wyborem. - prychnął. No co? Nie da się przekonać.
- Nie ma mowy, ściągaj ale już! I więcej nie waż mi się w nich chodzić. Myślisz, że jak ciężko jest dbać o stuletni dywan... - No może przesadził z tym stuletnim, ale dywan był bardzo stary. - Na pewno przeżył już swoje najlepsze dywanie lata, a teraz nie niszcz mu starości. Zdejmuj buty i wykonuj zadanie.
- A to już jest manipulacja... Ściągnę, ale nie muszę wykonywać zadania, co ty na to?
- Nie! - zaprotestował. - Butów nie powinno się mieć ubranych w domu, więc to twoja wina, że nie zdjąłeś wcześniej. - prychnął. - Próbuj, na pewno masz jakiś pomysł na wykonanie zadania~!
- Wredny... - fuknął, zrzucając buty. Żeby nie było więcej narzekań, zabrał je i odniósł poza strefę dywanu. - Cóż... - Usiadł z powrotem. Nadal nie zamierzał się poniżać, więc po prostu powoli zaczął ściągać koszulę. - Może i to nudne, ale chyba nie mam wyboru. - mruknął ciszej.
- Nic nie wymyśliłeś~... - jęknął rozczarowany. - Chociaż spróbuj~... - westchnął.
- Śmiałbyś się. - mruknął, nie przerywając walki z guzikami. - Nie mam zamiaru. Byłbyś w tej roli tysiąc razy lepszy, ja się do tego zwyczajnie nie nadaję.
- A jeśli obiecam, że nie będę~? Chociaż spróbuj no~oo. - jęknął wiercąc się na fotelu. - Co ci szkodzi...
- Dużo szkodzi. - zniecierpliwił się. Jednak przestał, nim rozpiął ostatnie dwa guziki. Westchnął i wpatrzył się w niego spokojnie nieodgadnionym wzrokiem. Nie będzie się śmiał...? Akurat... - Dobra... To poczekaj... - mruknął, wstając i wychodząc z pokoju.
     Izaya spojrzał zdzwiony za blondynem, ale grzecznie na niego czekał.
     Było mu gorąco. Tak, Shizuo zdecydowanie było gorąco. Sam nie wiedział, czy to ze złości, czy może ten raz w życiu się stresował. Boże drogi, stresował się? Nie, coś musiał sobie wymyślić. Przysiadł na chwilę na stole w kuchni i wpatrzył się nieruchomym wzrokiem w mleko. Raz się żyje i raz w życiu robi się daną rzecz, jeśli jest głupia, prawda? No wiec robi to pierwszy i ostatni raz.
     Napełnił szklankę mlekiem i wrócił do pokoju. Oparł się o framugę drzwi. Rzucając spokojne, niemal znudzone spojrzenie brunetowi, wiedział, że ten i tak pewnie ma z niego niezły ubaw. No cóż... Chciał zobaczyć go podnieconego samym jego widokiem, ale to i tak chyba nie należało do rzeczy, które potrafiłby zrobić...
     Westchnął cicho, wypił całe mleko, co nieco go uspokoiło i rozpiął bluzkę do końca, po czym rzucił ją wampirowi.
- Rezygnuję. - Usiadł i odstawił szklankę na stolik. - Nic z tego. - W końcu tylko zbłaźniłby się bardziej. Już porażka była mniejszą hańbą niż nieudolnie próbować zrobić coś, czego za Chiny się nie umie i nigdy nie będzie umiało. Przynajmniej w jego przekonaniu. Ośmieszył się, ale ośmieszył się mniej, niż zrobiłby to, widząc Izayę hamującego śmiech.
- Cooo~... - jęknął rozżalony. - westchnął łapiąc koszulę. Zdjął swoją i ubrał tę blondyna. - Choć nie tego się spodziewałem mam fant~! - Uśmiechnął się. - Ne Shizu-chan powiedz, miałeś jakiś fajny pomysł, tylko się wstydziłeś, czy kompletnie nic~?
- Nie był fajny. - Wzruszył ramionami. Nienawidził przegrywać. - I wcale nie tak, że się wstydziłem. - poprawił go spokojnie. Zebrał karty i zaczął je tasować, po czym je rozdał. Jeszcze nie skończyli.



poniedziałek, 12 września 2016

Egzorcysta x Wampir - Inny niż wszystkie - rozdział 21

UWAGA RODZIMY
Borzu, to już 9 miesięcy, przepraszam, mi czas mija inaczej x"D
9 miechów bez wampirka. Pewnie nie powinnam się śmiać tylko wziąć do roboty, jako że za 12 dni się wyprowadzam i nie będę miała znowuż czasu. x"D
Jest tu ktoś z Wrocławia, kto miałby ochotę mnie oprowadzić?
Szczerze mówiąc cieszę się, że tego bloga nie czytają faceci, ten raz mam pewność, że żaden mi nie odpowie. x'D A pytam poważnie~
No i ten, leniwy szczeniak rusza tyłek (czy raczej go sadza) i bierze się za kolejny rozdział.
Nie obrzucajcie mnie pomidorami, błagam. x"3
Następny rozdział dodam jeszcze przed moimi urodzinami (znowuż jak raz się cieszę, że pewnie nikt nie pamięta kiedy to dokładnie xd). Tak, cel ustanowiony, do zobaczenia~
Yo. Nie cieszcie się, jeśli to robicie. To nie jest reaktywacja bloga ._. tylko dodanie zalegających porcji wampirka, które Inu-chan ostatnio zbetowała. Mam wrażenie, że to opowiadanie ciągnie się przynajmniej dwa lata. X.x No ale nic to. Dodajemy. Od rana dostaję wiadomości "Rodzimy" no więc... *wzrusza ramionami* Oto nasz potworek, a raczej kolejny potworek tej serii :P 
Miłego czytania~
(już nawet nie będę wam truła żebyście kliknęli w banerek i pomogli nakarmić psiaki.)




-Um... Przepraszam? - Dziewczyna nieśmiało pociągnęła blondyna za rękaw. - Był pan kilka dni temu w naszej wiosce z Orihara-sanem... Prawda? - Popatrzyła na niego z nadzieją, ale zaraz spuściła zawstydzone spojrzenie. - Czy może... - Zaczęła bawić się palcami, a jej policzki pokrył delikatny rumieniec. - Jest tu dziś z panem?
     Shizuo zacisnął lekko pięść i rozluźnił ją, przypominając sobie, że przecież nie może winić dziewczyny za ulegnięcie urokom wampira. Bywa... Izaya i tak był jego, więc może powinien rozwiać jej marzenia...?
- Nie, nie ma go ze mną... Przypuszczam, że w najbliższym czasie tu nie wpadnie.  A co? Przekazać coś? - spytał grzecznie. Może i powinien wyprowadzić ją szybko z błędu, ale też widać, że mógłby ją tą wiadomością zranić, więc... Co będzie ją do łez doprowadzał... No...
 - Ach... nie... - Spuściła niżej głowę żeby ukryć rozczarowanie. - W takim razie przepraszam, że panu przeszkodziłam. - Szybko obróciła się na pięcie chcąc uciec.
- Ej, poczekaj. - Złapał ją za nadgarstek, gdy wpadła mu do głowy pewna myśl. Niech ona lepiej nie ucieka, kiedy ma do niej parę pytań... - Za co ty go właściwie tak lubisz? - spytał, próbując jakoś okazać głosem jedynie czystą ciekawość.
- E... no... - Zarumieniła się, odwracając wzrok. Była trochę wystraszona i zdziwiona tym nagłym pytaniem. - A dlaczego pan pyta? - postanowiła obrócić sprawę na swoją korzyść. - C-czy on... Mówił coś o mnie? - zapytała z nadzieją.
      Jedynie z uprzejmości nie uśmiechnął się kpiąco. Za to zaczynał znów czuć się zazdrosny. To irracjonalne w tej chwili uczucie, ale najwidoczniej miał z nim problem. Dobrze jeszcze, że kontrolował się na tyle, że nie zmiażdżył jej nadgarstka, o którym, nawiasem mówiąc, zapomniał, że go trzyma.
- Przykro mi - skłamał - ale nie. Po prostu ciekawi mnie, co dokładnie w nim widzisz. Co takiego dla ciebie zrobił. - wyjaśnił spokojnie.
- Aha... - Jej chwilowa radość nagle przygasła. Znów spuściła głowę i zaczęła poruszać niepewnie jednym butem strzepując błoto z czubka drugiego. - Po prostu... Orihara-san jest niesamowity...
 - Pod względem...? - zachęcił ją. Zorientował się, że ją trzyma i puścił jej rękę. Nie chciał mówić za dużo, żeby się ośmieliła. Co w Izayi takiego niezwykłego...? No, poza tym, że jest wampirem a tak naprawdę jest lepszy od ludzi... o czym ona nie mogła wiedzieć.
- Po prostu... - pisnęła cicho zabierając rękę i chowając ją za plecy. - Roztacza w okół siebie aurę tajemnicy i jest taki czarujący, zabawny, zawsze wie co powiedzieć, dostrzega to czego inni chłopacy nigdy by nie zauważyli, albo docenili. Po prostu jest niezwykły~! - rozmarzyła się na chwilę zapominając, że blondyn stoi tuż obok.
      Blondynowi coś jakby utknęło w gardle. Dobra, czas najwyższy przyznać, że głupim ruchem było pytanie o to... Przyzna to i będzie... spokojny. Tak, na pewno spokojny. Jak cholera spokojny.
     Nie, Izaya był po prostu miły. Ale co to kogo obchodzi, one nic dla niego nie znaczyły! Znaczy... Może i znaczyły. Ale na pewno nie tak znowu dużo. Chociaż je znał lepiej od niego... Ale wolał jego, to się liczyło!
- Może potrafi to dostrzec, bo już jest zajęty... - napomknął niby mimochodem. - Jak ktoś jest w związku uczy się zwracać więcej uwagi na niektóre rzeczy. - Wzruszył ramionami. - W każdym razie ciekawie było dowiedzieć się, co taka istotka jak ty w nim widzi. - Uśmiechnął się kącikami ust. Choć bynajmniej, ten wesoły uśmiech nie był z uprzejmości a z satysfakcji... Teraz dziewczyny stąd nie powinny się tak kleić do jego chłopaka, osiągnął swoje.
 - A gdzie tam~... - zachichotała, zakrywając usta. - Izaya-san nie znalazłby sobie dziewczyny~! Pytałyśmy się go kiedyś i odpowiedział nam, że kocha tylko jedną osobę, ale nie może z nią być. - wyjaśniła uśmiechając się. - Więc jest teoretycznie wolny. - wyjaśniła kłaniając się lekko i odeszła w swoją stronę. Odwróciła się jeszcze i pomachała blondynowi na do widzenia. - Miło było z panem porozmawiać, proszę czuć się w naszej wiosce jak u siebie!
      Zacisnął zęby ze złości. Teoretycznie powinien czuć się skomplementowany, czy coś... Ale nie był. Izaya nie był wolny, był jego, czy one nie mogły tego zrozumieć...?
     Odetchnął, próbując się uspokoić i ruszył dalej. No cóż, przynajmniej mógł czuć się jak u siebie. Tak? Ta. Jak u siebie. No to przynajmniej spokojnie, bo miejsca "u siebie" nie miał tak naprawdę.
    Teraz tylko trafić na samo centrum... Chyba dobrze szedł...
 - Chopaki paszcie~... - mruknął zataczając się rumiany na twarzy człowiek. - Szy to nie jessst ten kochaś Orihary~? - wybełkotał podchodząc do Shizuo chwiejnym krokiem. Cały czas wskazywał go palcem.
     Blondyn zesztywniał. Zatrzymał się i potraktował gościa wzrokiem wygłodniałego bazyliszka. Że KIM był???
- Może powtórzysz, bo nie dosłyszałem? - Odruchowo pogładził miecz, który miał przypięty do pasa. Jakoś nikt się go do tej pory nie bał, ale w takich chwilach jak ta Shizuo uważał, że samo noszenie go to świetny pomysł. Gdyby nie miecz, którym mógł zadać kilka płytkich ran, jeszcze by kogoś zatłukł na śmierć gołymi rękoma.
- No kochaś Orihary, nie? - Facet popatrzył na Shizuo jakoś trzeźwiej. - Bylissscie tu parę dni temu. - Zamlaskał. - I jak naszszsze panienki otoczył Izayę tu - wskazał lekko drżącym od alkoholu palcem blondyna - się obereziłeś i go zossstawiłeś~...
     Egzorcysta czuł, jak jego policzki czerwienieją, ale bynajmniej, ze złości. Co jak co, fakt, że był z Izayą, ale... To nie powód, żeby nazywać go jego "kochasiem"... O nie...
- Skąd takie wnioski... - wycedził, powoli popadając w coraz większą złość. - Ja się o nic nie złościłem... Coś ci się przywidziało. - wywarczał i przyciągnął go za przód koszulki. Byłby połamał mu rękę, ale chwilowo jego mordercze spojrzenie paliło chyba najbardziej. - Zresztą, niby co ci do tego, żeby mnie wskazywać palcem, można wiedzieć?!
- Wszyscy widzieli~... - wysyczał dmuchając swoim oddechem prosto w twarz blondyna. - A mówcie ssobie co kcecie, tylko te pannice są na tyle gupie by się nabraś. - wydukał.
- Śmierdzisz. - warknął tylko blondyn, uderzając gościa w brzuch tak, by nikt nie zauważył i odsuwając się, tak, by przypadkiem nie dostać zawartością jego tłustego brzucha. - Trzymaj się od nieswoich spraw z daleka. - wycedził, widząc, że facet przyklęknął, trzymając się za brzuch. No cóż, nie zapanował nad siłą, skutki mogły być długotrwałe. - I odczep się od Izayi. - nakazał na odchodnym. Ruszył szybciej, ignorując gapiących się ludzi. Chciał tylko kupić chleb, a z powodu Izayi zaczepiła go już dwójka ludzi... Więcej nie da się zatrzymać.
- Mówiłem... - wydyszał kuląc się i chwytając za brzuch. - Kochać jak nic.
     W tym samym czasie Izaya siedział bokiem na siodle i machał nogami.
- Stefan nudno mi~... - jęknął i zeskoczył z konia. Zwierzak uraczył go tylko zdawkowym prychnięciem i znów zajął się trawą. - Ciekawe czemu Shizuś tak długo nie wraca... - westchnął kucając przy pysku konia i głaszcząc do po grzywie. - Z nim byłoby zabawniej~! Pożartowałbym sobie czy coś~... Ciekawe co mu tak długo idzie z tym chlebem. Jak myślisz? - gadał do konia. Zdenerwowany przerywaniem mu posiłku zwierzak prychał co chwila zdenerwowany by ostatecznie zarżeć cofając głowę do góry i zatupać kopytami wyrażając frustrację. - Dobrze, już dobrze nie przeszkadzam~... - Izaya poniósł ręce w obronnym geście wstając natychmiast z trawy. - Rany~... Co za wrażliwiec. - fuknął opierając się o drzewo.

     W końcu Shizu dotarł do piekarni. Tu nikt jeszcze nie słyszał o jego bijatyce, jeśli tak ją można nazwać, a więc powitano go życzliwie. Kupił sobie duży bochen chleba i wyszedł, wracając inną drogą do lasu, byle jak najszybciej. Chciał już tylko świętego spokoju. Skradał się może i  jak złodziej, ale przynajmniej nikt go nie widział. Nadal nie lubił tej wioski. Tępe, naiwne istoty... Miał poza tym nadzieję, że brunetowi nic się za ten czas nie stało. To kolejna myśl, przez którą tak się spieszył.

- Shi-zu-chan... Shiz-u-chan... S-hi-zu-cha-n... S-h-i-z-u-ch-a-n... - Izayi nudziło się na tyle bardzo, że zaczął sylabizować imię blondyna, rozłączać je i złączać na różne dziwne sposoby. Liczył, że może w ten sposób sprawi jakoś magicznie, że blondyn przyjdzie szybciej. - Naprawdę, ileż można kupować chleb? - westchnął pytając samego siebie.

     Wpadł w końcu między drzewa i poszedł za zapachem Izayi. Tak charakterystycznym, że bardziej się nie dało. Dotarł. Nareszcie. Ileż można...?
- Nigdy... Więcej. - wysapał. - Następnym razem idź se sa... - Przypomniawszy sobie o owej szalonej fance Izayi, ugryzł się w język. - Następnym razem idziesz ze mn... - Tym razem przypomniał mu się pijany facet. - A rób se co chcesz, ja nie wracam! - warknął w końcu.
- Shizu nareszcie wró... - Chciał go przywitać, ale zamilkł widząc, jak zły jest Shizuo. Dodatkowo rozczapierzone włosy z ekstrawagancko powplątywanymi w nie listkami i patyczkami dodawały jego oczom dzikości. - Co? - Spojrzał na niego jeszcze mniej rozumnie słysząc jego słowa. Przekrzywił głowę zabawnie w bok, ale widząc, że Shizuo wsiada na konia podbiegł do niego szybko również wsiadając. - Ej no ale czekaj na mnie! - poskarżył się. - Co się stało?
- A to, że mam dosyć tych ludzi... Chcę być jak najdalej stąd, już, teraz. - stwierdził stanowczo, pomagając mu się podciągnąć i sadzając go na sobie. - Jedziemy, Stefan. - zwrócił się do konia.
 - Ale co DOKŁADNIE się stało? - Zachichotał łapiąc się Shizusia. - Wyjaśnij bo nie rozumiem~! - zachichotał. - Do wioski poszedłeś w miarę wesoły, zeszło ci nadzwyczajnie długo jak na kupno chleba a wracasz zdenerwowany, co się mogło... - zamilkł. - Powiedz przynajmniej, że go nie zabiłeś. - poprosił. Nie miał pojęcia co to było, co się stało ani jak, ale jeśli Shizuo ktoś zdenerwował, i nie był to wampir... Ba, nie był to wampir dorównujący sprytowi Izayi, to miał przechlapane.
- Nie zabiłem. - rozwiał jego obawy. - Jakimś cudem. - dodał. - Najpierw napatoczyła się jakaś twoja fanka, a potem ktoś, kto nazwał mnie twoim kochasiem i ten już oberwał. Ale będzie co najwyżej źle się czuł, nie ma co się nad nim użalać. - Spróbował się wybielić.
- Ech... O tyle dobrze~! - westchnął nie przejmując się już dłużej tym człowiekiem. - Ale co on takiego powiedział, co? W końcu jesteś moim "kochasiem", nie~? - Szturchnął go lekko z figlarnym uśmiechem na ustach.
- Może potrzebowałem się wyładować... - mruknął, kładąc mu głowę na ramieniu. Z perspektywy czasu to miało sens. - Jesteś tylko mój, prawda? - zapytał już chyba bardziej retorycznie. I tak uważał go za swoją własność, nawet jeśli wampir by zaprzeczył... - Jeśli jesteś mój, jesteś zajęty i nikt nie ma prawa choćby głupio o tobie marzyć czy się przymilać...
 - Oczywiście że twój~! - potwierdził. - Ale nie mam przecież wpływu na czyjeś marzenia~... Poza tym mam rozumieć że jakiś facet który nazwał ciebie moim kochasiem jest we mnie zakochany? Shizu-chan to się nie trzyma całości~... - pouczył go.
- Nie nie nie... - Chciał pokręcić głową, ale musiałby ją najpierw unieść z jego ramienia, a to niewygodne. - Jakaś twoja fanka mnie spotkała... Pytała o ciebie, potem ja spytałem, czemu właściwie tak cię lubi... Przyznaję się wspomniałem, że jesteś zajęty... A ona stwierdziła, że nie mógłbyś być zajęty i teoretycznie jesteś wolny. A potem tamten pijak się napatoczył, nazwał mnie twoim kochasiem i mnie wkurzył, to mu przyłożyłem. Dopiero potem poszedłem po chleb. - wyjaśnił Teraz to się chyba bardziej trzymało kupy...
- Dobrze, robrze już rozumiem~! - Powstrzymując śmiech pogłaskał blondyna po włosach. - W takim razie~... Nie wkurzyło cię, że jestem wolny, tylko nazwanie cię moim kochasiem? - upewnił się. Nie ukrywał, trochę go to zabolało, ale przynajmniej dowiedział się co ma mówić na przyszłość.
- No chyba żartujesz! - oburzył się. Ten to jak coś przekręci to już całkiem przekręci! - Oczywiście, że wkurzyło mnie stwierdzenie, że jesteś wolny... Jak już do cholery twierdzę, że jesteś mój, to jesteś mój i nie będzie mi nikt wmawiał, że jeszcze ma jakieś szanse... Niech sobie nawet nie robią nadziei. - prychnął, zniesmaczony samym tym pomysłem. Co ta dziewczyna sobie myślała...? Że niby może jeszcze się starać? Że niby Izaya by go zostawił?
- To zmienia postać rzeczy~... - mruknął, przytulając blondyna mocniej. - Więc jednak chcesz się do mnie przyznawać? - upewnił się - Więc czemu tak się obruszyłeś o tego "kochasia"~? Bo w końcu... chyba mnie choć trochę kochasz, prawda~?
 - Nie wiem. - mruknął. Naprawdę nie wiedział. - Może zabrzmiało to dla mnie trochę prześmiewczo... - Wzruszył ramionami. - A może po prostu już byłem zły. - To bardziej prawdopodobne. Nie mógł wyładować się przecież na tej dziewczynie. Więc tak wyszło. Słysząc następne pytanie zastanowił się. Nie mógł powiedzieć na pewno... To były zbyt ważne słowa, ciężko mu było określić teraz, czy naprawdę go kocha... - Mhm, chcę się do ciebie przyznawać. - zapewnił. Nie wiedział, co odpowiedzieć na ostatnie, więc je przemilczał. Chociaż wiedział, że dla Izayi może to być raniące...
- Będę pamiętał~! - zapewnił go. Póki co nadal nie wierzył, że Shizuo pozwala mu się do siebie przyznawać, że nie chce "ich", o ile jakieś "oni" istniało, ukrywać. - A chociaż kupiłeś chleba na zapas? - upomniał go. W końcu Shizuo raczej nie miał ochoty jeździć tu codziennie, a po dzisiaj kategorycznie zabraniałby pewnie Izayi jeździć samemu. W końcu sam tak powiedział gdy wsiadał na Stefana.
- Kupiłem duży... Jest jak trzy zwykłe, więc wystarczy. Zresztą chyba czujesz. - W końcu umieścił chleb między nimi, nie miał jak inaczej... - Jakbym kupił więcej po pewnym czasie nie mógłbym go jeść. - dodał pewnie. Cóż, i tak jeszcze długo tu nie wróci... - Teraz najważniejsze to dotrwać do domu. - Jego brzuch potwierdził to, burcząc donośnie. - No i w każdym bądź razie zacząć coś robić.
- Przecież możesz zacząć jeść już teraz~! - zaśmiał się dźwięcznie. Shizuo miał chleb, mógł szybko zjeść kawałek zanim to bardzo późne śniadanie zostanie przygotowane. - Albo żeby odciągnąć twój brzuch od jedzenia, porozmawiajmy o czymś innym co ty na to~?
- No nie wiem, mój brzuch raczej myśli tylko o jednym... - parsknął. - A o czym mielibyśmy gadać? - Sam zastanawiał się, jakiego tematu właściwie nie przerobili przez ostatnie dni... Poznawali się niesamowicie szybko. "Co oni będą robili resztę życia...?" pomyślał, lekko rozbawiony.
- Może... - Popukał palcem w brodę zamyślając się. - Już wiem~! - Klasnął w dłonie. - Odpowiedz mi na pytanie które zadałeś tamtej dziewczynie~... Co ci się we mnie podoba?
- Hmm...? Poczekaj... - Musiał zebrać wszystko w jedną całość, co zajęło parę sekund. - Może to, że jesteś dobry... Nie tylko dobry jako wampir, lepszy od ludzi pod względem zachowania. - dopowiedział. - Że jesteś miły dla mnie, mimo tego, ile czasu próbowałem cię zabić... Wkurzasz mnie czasami, naprawdę mnie wkurzasz, ale mimo to coś mnie do ciebie ciągnie. No i momentami jesteś naprawdę słodki. - dodał jakby po namyśle. Może co za dużo komplementów to niezdrowo...?
- Naprawdę jestem sło~odki?- przeciągnął głoski w ostatnim słowie i uśmiechnął się uroczo. w końcu niecodziennie słyszał komplementy od Shizuo, chciał trochę podążyć temat... A może znalazłby coś co Shizu się szczególnie podoba?
- Mhm... - mruknął potwierdzająco i uniósł kąciki ust, widząc jego uśmiech. - No na przykład teraz... - Cmoknął go lekko w szyję.
     Po polecach Izayi przebiegł leciutki dreszcz. Zapomniał już jak przyjemny jest dotyk Shizuo w tym miejscu. Ze też blondyn nie zdawał sobie sprawy jak delikatna jest szyja u wampira.
- Jak to jest że ty ciągle całujesz mnie po szyi, ale nie lubisz gdy ja cię tam dotykam~? - zagadnął uśmiechając się głupio. Odpowiedź była raczej oczywista, w końcu tak wampiry się posilają a to dla Shizuo było bardzo nieprzyjemne, ale... tak chciał zapytać.
- Nie lubię dotyku na szyi, bo tak jakoś... - zastanowił się chwilę. - Bo ja wiem, może to dlatego, że akurat dotyk na szyi kojarzy mi się z utratą kontroli... - Wzruszył ramionami. Szyja jakby nie było była dość delikatnym miejscem u większości ludzi, więc dotykanie jej to tak jakoś sprawienie większej przyjemności i rumieńce na twarzy... tej osoby "na dole", tak po prostu mu się kojarzyło, no! - A sam całuję cię akurat w szyję, bo ci się to podoba... Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Ale nie uważasz, że to dziwne sprawiać przyjemność komuś dotykając go w miejsce którego nie lubisz~? - zagadnął Przesunął jedną rękę na szyję blondyna i zaczął delikatnie go tam głaskać. - Powiedz co czujesz~?
     Heiwajima odruchowo się wzdrygnął i odsunął odrobinę.
- Nie, to nie dziwne... Tobie sprawia to przyjemność, mi sprawia przyjemność inne miejsce, więc chyba wszystko jest normalnie. - mruknął. Jakby mu powiedział, że to przyjemne, robiłby tak częściej, prawda? Ale to nie zmienia faktu, że Shizuo nie czułby takiej kontroli nad sobą, jaką czuł teraz, a to mógłby być problem.
- No dobrze~... - westchnął. - W takim razie... - Uśmiechnął się wrednie. - Jest jakieś miejsce które sprawia ci przyjemność, tak~? Potwierdziłeś to chwilę temu, teraz mi powiedz gdzie~! - poprosił. - No tylko nie mów, że tam - Wymownie spojrzał w dół. - jest jedyne...
- Głupek, przecież, że nie tylko to... - ofuknął go. Tam to akurat każdy facet "coś" czuł, nic wyjątkowego... - Ale prędzej czy później sam będziesz musiał je znaleźć, nie? - parsknął, rozbawiony. Nie będzie mu ułatwiał sprawy, on sam musiał szukać, to i Izaya niech sobie szuka tego, co on lubi...
- Ej! Wredny~... - jęknął zaczynając lekko potrząsać ramieniem chłopaka. - No powiedz mi, powiedz!
- Nie... - droczył się dalej. - Masz tyle lat na szukanie, na pewno znajdziesz...
- No... - Uśmiechnął się podstępnie. - A nie wolałbyś żebym te lata spędził sprawiając ci przyjemność, a nie szukając, gdzie jest to miejsce~...?
- Ile człowiek może mieć takich miejsc...? Szybko znajdziesz, nie martw się. - Szczerząc się wesoło, poklepał go po głowie. A co! Będzie wredny. Jakoś naprawdę go to rozśmieszało.
- Nie wiem... - fuknął. - Myślisz, że jeszcze pamiętam? - Założył ręce na ramiona z obrażoną minką. - Jak będziesz tak sobie żartował to nigdy cię tam nie dotknę! - zagroził nadal udając naburmuszenie.
- Ale ty masz tyle samo miejsc potencjalnie najczulszych, a ja znalazłem... Poza tym nie wiedząc, gdzie to jest, możesz go dotykać nieświadomie. - parsknął. - No, nie złość się, złość piękności szkodzi... - Poczochrał mu nieco włosy.
- Bo uwierzę, że zależy ci na urodzie. - mruknął, ale trochę się rozchmurzył. Zaczął myśleć na głos. - Ja mam pięć. - mruknął. - Więc logicznie patrząc powinieneś mieć najmniej 4 ale trzy są tak oczywiste, że to bez sensu, a innych nie znam~... - westchnął.
- Jasne, na twojej zależy... Trzy są oczywiste? - zainteresował się. - No to słucham. Jakie?
- Sam mi powiedz~! - Pokazał mu język. - Co to za sprawiedliwość jak ci mam mówić a ty mnie nie~?
- Ja się tylko pytam, które to "oczywiste" odkryłeś... Nie wiem, czy to takie oczywiste. - parsknął. No jak tak dalej pójdzie żaden się od żadnego nic nie dowie.
- To najpierw ty mi powiedz. - mruknął. - Co ci szkodzi skoro i tak je poznasz~?
- Nie... Skoro twoje to tajemnica i sam musiałem je odkrywać, to ty moje też musisz sam odkryć. - uparł się. - Zresztą i tak nie znam wszystkich twoich...
- Nie znasz jednego. - prychnął. - Mogę ci powiedzieć jak ty mi też powiesz~... Co ty na to? - zaproponował.
- Bo ja wiem... Ty chyba nie znasz więcej. - Przekrzywił lekko głowę, zastanawiając się. - Dobra... Powiem, ale najpierw ty wymieniasz wszystkie swoje, a ja wszystkie swoje. - Chociaż było to nieco krępujące, ale mimo to przede wszystkim ciekawe.
- No... - zastanowił się. - Dobrze, ale obyś nie oszukiwał. - zagroził. Westchnął i spuścił wzrok wpatrując się w kołnierzyk koszuli Shizuo. - Szyja, sutki, męskość, pośladki i... - Odpiął kilka guzików swojej koszuli pokazując Shizuo wypalone znamię w kształcie krzyża. - Pamiętasz? Kiedyś mówiłem ci, że je mam. - mruknął widząc zdziwiony wzrok blondyna. Wziął lekko jego rękę i położył na swoim sercu, bo właśnie tam znamię się znajdowało. Niekontrolowanie zadrżał z przyjemności. - No, twoja kolej~!
- Hmm, ja... - Zastanowił się. - Poza tym, co oczywiste, czyli męskością i sutkami... - Skrzywił się lekko. No jak u chyba każdego to było akurat tam. - Głowa. W sensie na przykład ciągnięcia za włosy... i żebra, ale z tyłu. - Uśmiechnął się krzywo. - Dziwne miejsca, nie? - Spodziewał się zdziwienia, całkiem sporego, czemu nie...
- Czyli... Mogę cię drapać po plecach i ciągnąć za włosy a tobie będzie to sprawiać przyjemność? - Uśmiechnął się trochę wrednie. - Czy ty aby nie jesteś masochistą Shizu-chan~?
- Nie jestem. Jak zrobisz coś za mocno to zabiję. - uprzedził go uprzejmie. No, może trochę wyolbrzymił, ale jednak... Zresztą co mógł poradzić, że to akurat tam najbardziej odczuwał czyjś dotyk?
- Dobrze, dobrze~... - Poklepał go po głowie. Zwalczył pokusę pociągnięcia go za włosy i uśmiechnął się wesoło. - Jakieś jeszcze~?
- Nie... To raczej tyle. Co za dużo to niezdrowo, zwłaszcza, że reszta miejsc na moim ciele prawie nic nie czuje, a przynajmniej jest odporna na ból i takie tam.
- Szkoda~... - westchnął. - Miło by było zobaczyć jak jęczysz przeze mnie z przyjemności~... - mruknął przesuwając palcami po włosach Shizuo.
- Ja nie jęczę... - mruknął. - Prawie nigdy... - przyznał, choć nie bez ukrytego wstydu. On, jęczący? Czy istnieją głupsze rzeczy na tym świecie? Chyba nie...
- Czyli jednak czasem~! - Izayi zalśniły oczy, a sam brunet postawił sobie za punkt honoru kiedyś do tego doprowadzić. - Ne, Shizu~? A kiedy ty niby jęczysz~? - zapytał dalej podniecony swoim pomysłem.
- Odczep się. - zareagował od razu. - Nie będę jęczał, nawet nie myśl o tym, że mógłbym... Zapomnij. - Machnął ręką. Jego brzuch znów zaburczał. Jakie to upierdliwe... - Tak czy inaczej, takiego prawdziwego jęczenia ode mnie nie usłyszysz. Jasne? Żebyś mi to zapamiętał...
- Czemu~u... - jęknął niepocieszony. - Nie możesz mi sprawić małego urodzinowego prezentu? - Spojrzał na stanowcze spojrzenie Shizuo. Westchnął głęboko udając, że odpuszcza. - No to chociaż powiedz kiedy i przy kim jęczałeś~...
     To pytanie trochę go zabolało. Że niby przy kimś jęczał, a przy nim nie...? No cóż, tak na to nie patrzył...
- Nie pamiętam. - westchnął. - To był sen. Seria snów. Ponoć jęczałem w nocy. - przyznał niechętnie. - No raczej teraz takich nie miewam, a tego, co się tam działo, nie odtworzę, bo to... No po prostu nie, bo to był sen. A tak w ogóle, kiedy masz urodziny...? - zmienił temat. Nie pamiętał, czy już o to pytał.
- Hahaha~! Byłeś aż tak niewyżyty, że aż ci się śniło~?  Biedny niedopieszczony potworek~! - Zaśmiał się wrednie. No co jak co, ale nie spodziewał się tego po Shizuo. - Szkoda. - mruknął, słysząc, że tego nie odtworzy. - No... Ale może na moje urodziny. Będziesz miał jeszcze dziewięć miesięcy~! By urodziny mam czwartego maja~! Co ty na to żeby sprawić mi głośny prezencik? - przekrzywił zabawnie głowę. Chciało mu się śmiać gdy wyobrażał sobie Shizuo jęczącego przez sen.
- Wiesz co... To było wredne. - warknął, patrząc na niego urażonym wzrokiem. - Nad snami się nie panuje. A ja wtedy byłem dużo młodszy i dużo głupszy. - prychnął. - I nie będę jęczał, wymyśl sobie jakiś inny prezent. - dodał, podenerwowany odwracając wzrok. Co to, to NIE. On jęczał nie będzie. Jeśli chodzi o takie prawdziwe, głośne jęki...
- Oi gome, gome~... - mruknął uśmiechając się ze skruchą. - Po prostu tym mnie zdziwiłeś~! - mruknął głaszcząc go znów po głowie. - Ne, jak młody byłeś~? - zapytał. - A nad prezentem jeszcze pomyślę. - Puścił mu oczko. - Bo chcę coś ekstra~!
- Co w tym dziwnego...? Miałem może z siedemnaście, osiemnaście lat... - Zmarszczył nos. - A może szesnaście...? Coś w tym przedziale. - stwierdził w końcu. - I jak już wymyślisz ten prezent dla siebie, to powiedz.
- Nic, nic~... - Uśmiechnął się rozbawiony, kręcąc głową. - Po prost nie wydajesz się kimś kto miałby problem ze... snami~! Shizu-chan jest zawsze opanowany i nie ulega pokusom~! Ciężko mi uwierzyć, że jakiś sen dał radę~! - westchnął kręcąc głową. Cały czas się uśmiechał. - Nie, tak naprawdę nie potrzebuję prezentu na urodziny, już dostałem najcudowniejszy możliwy prezent. - Uśmiechnął się do blondyna. - Jest wielki, cieplutki, silny, zawsze chce wszystkimi rządzić, czasami jest strasznie sztywny i nie potrafi zrozumieć swoich uczuć... Ale i tak jest najlepszy~! - mruknął wtulając się w Shizuo.
- No ładnie mnie oceniasz, ładnie... - parsknął. objął go trochę mocniej, chociaż zaraz mieli dojechać do zameczku. - Wiesz, ja też jestem tylko człowiekiem, nawet, jeśli w pewnym momencie postanowiłem nad sobą panować... Bez grzechu nie jestem. - Fakt, że wiele błędów popełniał w życiu... Może Izaya tak go nie postrzegał? Shizuo też był dzieckiem, też zachowywał się jak dziecko, nastolatek, a teraz bardziej dorośle, niż niejeden dorosły...
- Tak, tak... - zgodził się, pozwalając się mocniej objąć. - A ty nie zapominaj, że musiałem zrobić coś na tyle złego by zostać wampirem i stracić pamięć~... - upomniał go robiąc dziobek i pukając lekko palcem w nos blondyna. - Jasne~? - Uśmiechnął się jak dzieciak.
- Żeby stać się wampirem najwidoczniej nie trzeba być złym. - Uśmiechnął się z satysfakcją. - Z tego co mi opowiadałeś, nie zrobiłeś nic złego. Nie jesteś zły, nawet, jeśli jesteś wampirem, najwidoczniej. - stwierdził oczywistość.
- Shizu-chan....- posmutniał wtulając nos w jego szyję. - A co jeśli... ja po prostu nie pamiętam co złego zrobiłem?
     Czując, jak jego chłopak się zasmucił, cmoknął go lekko w czubek głowy na pocieszenie. Nie do końca wiedział, co powiedzieć... Wydawało się to możliwe, ale dlaczego miałby zapomnieć...?
- Nie martw się. Nie sądzę, by ktokolwiek potrafił zrobić coś tak strasznie złego, a potem, po przemianie w istotę teoretycznie do szpiku kości złą, nagle zmienił się w kogoś tak dobrego. To niemożliwe. - powtórzył już bardziej stanowczo.
- Jeśli tak uważasz... - mruknął odsuwając się trochę od szyi Shizuo i uśmiechając się, najpierw słabo i niepewnie później coraz śmielej by w końcu jego uśmiech wrócił do normalności. - To pewnie tak jest~! Dzięki Shizu-chan, że we mnie wierzysz~! - dodał już wesoło.
- No. - Poczochrał mu włosy. Dojechali. - Zsiadamy już? Czas najwyższy zabrać się za coś porządnego... Tylko najpierw... - zatrzymał go. - Czujesz tu jakieś ślady po zakonnikach, czy coś...?
- Um... - zamknął oczy starając się wyczuć cokolwiek. - Nie, czuję tylko ciebie Shizu-chan~! - zachichotał. To zabrzmiało tak jakby Shizuo się zbyt długo nie mył, no... ale jak można było to inaczej powiedzieć. - To co będziemy robić~? - Zeskoczył w konia i coś poczuł. - Jak już się przebiorę i wykąpię~! - dodał szybko.
- No tak... Nie ma sprawy, biegnij się przebrać i umyć, a ja pójdę coś zjeść i pomożesz mi... Jeszcze w sumie nie wiem z czym, ale założę się, że niektóre rzeczy w naszym "gospodarstwie" potrzebują naprawy, jak sądzisz?
- Jeśli tak uważasz~... - Wzruszył ramionami. Jak dla Izayi nic tu się nie waliło i raczej nie potrzebowało naprawy, ale jeśli Shizuo chciał. - Nie mam co błagać o wspólną kąpiel co~?
- Wspólną... Nie zmieścimy się. - Uśmiechnął się nikle. - Więc pewnie nie masz co prosić... - Zerknął w kierunku stajni. Był niemal pewien, że Izaya dbał o to wszystko i nie ma co naprawiać... Czyli co, znów miał się nudzić...?
- Nie jestem aż tak gruby. - fuknął. - Wanna jest spora. - Uśmiechnął się wrednie. - A z tego co widzę ty też nie masz co naprawiać~! Chodź przydasz się na coś~! - mruknął i radosnym krokiem ruszył do zamku.
- Mogę ci co najwyżej plecki umyć... - rzucił złośliwie. Poszedł za nim, z braku innych zajęć. Niosąc oczywiście z sobą bochen chleba. Musiał go odłożyć, najlepiej do spiżarni...
- I o to chodzi~! - Uśmiechnął się złośliwie. - I potrzymasz ubrania~! Ale... Póki ja sobie napuszczę wody i znajdę ciuchy na przebranie radziłbym ci zjeść to spóźnione śniadanie i nakarmić zwierzęta, nie będziesz się nudził~! - rzucił zamykając drzwi do sypialni tuż przed nosem blondyna. - Weź Stefanowi marchewkę za fatygę! - krzyknął jeszcze.
- Ładnie to tak zamykać mi drzwi przed nosem??? - zirytował się. No nie, co za chamstwo... Dobra, więc pójdzie sobie... - Tylko pamiętaj mnie zawołać. - mruknął jeszcze nim odszedł. Chleb odłożony... Wypadałoby wydoić krowę... Krowy... Kury już były karmione, krowy i konie pasły się same... A, marchewka dla Stefana. Poszedł ją zerwać, po czym wrócił do konia. - Chyba więcej nie będziesz miał takich atrakcji w czasie jazdy... Wybacz. - Pogłaskał zwierzę po łbie.
- Tak, tak...- Izaya uśmiechnął się wrednie do samego siebie. Wziął swoje ubrania i przejrzał się w lustrze przez chwilę podziwiając niczym niezakłócony obraz pokoju za nim. - No tak... I tak się nie zobaczę~... - zachichotał. - Zamiast lustra powinienem tu wstawić obraz... - mruknął z uznaniem dla własnego pomysłu i ruszył do łazienki. Musiał sobie nalać gorącej wody... więc wcześniej znów ją zagotować. - Shizu-chan~! - krzyknął przez okno. Blondyn pewnie był w stajni. - Mam sam dźwigać gar z wodą czy mi pomożesz~?
- Idę, idę! - odkrzyknął. A już podwijał rękawy licząc, że Matylda da mu trochę mleka... - No idę... - Wszedł do domu i wziął gar z wodą, po czym postawił go nad ogniem. - To wszystko? - upewnił się.
- Nie~! Jeszcze zanieść wylać i zagotować drugi gar... A i pochyl się. - Pomachał ręką, pokazując blondynowi co ma zrobić. Gdy polecenie zostało wykonane wampir założył sobie ręce za plecami i uśmiechając się jak dziecko nachylił się, cmokając zaraz Shizuo w policzek.
- No, za tak słodkie wynagrodzenie warto pracować... - zaśmiał się i poczochrał mu znów włosy. Izaya był jak taki dzieciak, choć żył o tyle dłużej od niego... Byli kompletnie różni, ale poniekąd dopasowani. Nawet go to cieszyło... - A ta zmiana garnka to dopiero, jak to się zagotuje, nie? Chwila minie. - uprzedził. Może coś zdąży za ten czas zrobić... Tylko co...? Krowy tak szybko nie wydoi.
- Chwila dla ciebie czyli? - Popatrzył na niego podejrzliwie. - Jeszcze nawet nie zdążyłem się umyć po ostatnim~... - zachichotał. - Ale jeśli chcesz~! - Wzruszył ramionami. No cóż, on nie miał nic przeciwko.
- Chwila "minie", nie chwila dla mnie. - Puknął go lekko w czoło. - Głupek, nie będę cię wykorzystywał bez przerwy... Musisz mieć jakąś przerwę chyba, nie? - parsknął. - Myślę tylko, co można zrobić, nim woda się zagotuje... Ale chyba tylko czekać. - Wzruszył ramionami i usiadł.
     Słysząc o chwili przerwy uśmiechnął się bardziej i z zaprzeczeniem pokręcił głową. Mimo to nie przerywał i słuchał blondyna do końca. Gdy Shizuo usiadł brunet szybko podszedł siadając z jednym kolanem blondyna między nogami.
- A jeśli nie chcesz tego to może to~? - zaproponował cmokając go szybko w usta.
- Jak tak dalej pójdzie można by uznać, że prawie nie ma sensu wychodzić z łóżka... - Popatrzył na niego, rozbawiony. Jak ktoś się nie męczy, to chyba nie ma tego problemu... Ale chyba wypadałoby nad sobą panować i zająć się czymś jeszcze... Teraz zwierzęta, może potem zabrać się za uprawę pola? A w nocy do miasta, wyśledzić śledzących ich zakonników, bądź też najemników. Choć wizja porwania Izayi na dłuższy czas była w sumie kusząca... - Ty mnie znowu kusisz... - westchnął teatralnie. - I co dalej mam z tym faktem zrobić, co?
- Wiesz jestem wampirem, wampiry zawsze kuszą~... - Uśmiechnął się, obnażając delikatnie kiełki. - Ale skoro mnie nakryłeś - zrobił nieco przestraszoną i zatroskaną minkę - to chyba będziesz musiał mnie ukarać co~?- zagadnął. Przysunął swoją twarz do twarzy blondyna. - No to... - zaczął słodko - jaką karę mi wybierzesz~? - zagadnął całując go w usta.
- No ładnie... Jednak coś diabelskiego w sobie masz, tylko, że tobie jakoś nie potrafię się oprzeć, jak już zacząłem ci ulegać... - westchnął, uśmiechając się. Ta sytuacja go bawiła... Po tylu latach celibatu znów zaczął i bynajmniej przy Izayi to było uzależniające... Ale nie mógł ulec kolejny raz, no nie teraz... - Jako karę...? - Pomyślmy... Jako karę, będziesz musiał cierpliwie poczekać, aż sam cię ubiorę po kąpieli, co ty na to? - Pogłaskał go po boku.
- Bez sensu! - fuknął na niego. - Mam czekać, aż mnie ubierzesz żeby mnie rozebrać i zrobić "to"~? - nie rozumiał tak pokrętnej logiki. - I jeszcze będę musiał się kąpać po raz kolejny. - Pokręcił głową. To był zdecydowanie głupi pomysł.
- Nie mówię o "tym", tyko o ubieraniu cię. - skorygował go, wciąż pogodnie. - Nic nie mówiłem, że będę cię "karał" teraz... - W sumie ciekaw był, czy Izaya będzie nalegał. Mieli chwilę, ale jego wewnętrzne opory, choć dawno przełamane, nadal powstrzymywały go przed olaniem wszystkiego i daniu się pochłonąć jedynie samej czystej przyjemności.
- No chyba, że tak~... - mruknął. - Dobrze, w takim razie pozwolę ci się ubrać~! - zapewnił. - Choć nie widzę w tym znamion kary... - mruknął i popatrzył na wodę w garnku. - Już się zagotowała. - stwierdził niechętnie wstając z kolana Shizuo.
- Karą jest coś, co ci się nie podoba... Więc chyba poniekąd jednak jest kara... - westchnął, kończąc z pogodnym zachowaniem. Zabrał garnek z ognia, co z tego, że był gorący, i zaniósł do łazienki. Wlał ją do balii z wodą i wrócił po zimną.
- Nadal nie rozumiem. - mruknął i zaczął zdejmować ubrania. - Shizu chodź, dwie wystarczą~... - mruknął, przywołując do siebie blondyna.
- No nic już, nic... - mruknął. Odłożył pusty garnek. Woda powinna być już dobra. Wrócił do łazienki i zatrzymał się w progu. No, miło się patrzyło, nie ma co...
- Co? - Obrócił się zdziwiony brunet czując na sobie łakome spojrzenie Shizuo. - Co tak patrzysz, rozbieraj się~... - mruknął, wracając do zdejmowania i tak brudnej bielizny. Obejrzał ją i stwierdziwszy, że nie da się jej odratować wrzucił ją do kosza.
- Może lepiej nie... - mruknął bez przekonania. - Niewygodnie ci będzie się kąpać... - zauważył. Jakoś nie chciał ryzykować, że coś mu zrobi.
- Daj spokój, zmieścimy się~! - Uśmiechał się wesoło. - A może... - Zmarszczył brwi, a uśmieszek przybrał złośliwy wyraz. - Shizu-chan tak naprawdę wierzy w zabobony i boi się wody~?
- Hę...? Czemu miałbym się bać, przecież kąpaliśmy się razem w jeziorku, jakoś się nie bałem, nie? - Założył ręce na piersi. - No, nieważne, kąp się, kąp...
- Ale z tobą~... - jęknął. Nagi podszedł do Shizuo i wciągnął go za rękaw w głąb pomieszczenia. - Skoro wtedy się nie bałeś to i teraz musisz być dzielny~! - mruknął i zaczął blondyna rozbierać.
- Po co ci ja... - burknął, ale dał się chwilę rozbierać. W końcu odsunął jego dłonie i skończył się rozbierać sam. - Dobra, dobra, no to teraz wskakuj... - Wykonał nieokreślony gest w stronę wanny.
Izaya po raz kolejny tego dnia z rozbawieniem pokręcił głową, ale posłusznie wszedł do wody. - No chodź~! Obiecałeś wyszorować mi plecki~! - zachęcił blondyna.
- Idę. - Wszedł za nim do wody, podkulając nogi. - Mydło jest bliżej ciebie... Podaj, to cię namydlę. - poprosił.
- Jasne~! - Zachichotał. - Ale Shizu-chan rozłóż nogi to będzie nam wygodniej~! - poprosił. Poczekał aż blondyn zrobi co trzeba i usiadł między nimi. - Widzisz, od razu lepiej~! - Podał mu mydło.
- No nie wiem, teraz to jesteś ściśnięty. - Namydlił ręce i odłożył mydło. Zaczął mydlić jego plecy okrężnymi ruchami, jednocześnie poniekąd masując mu plecy, a potem kark i ramiona.
- Mnie tam się podoba~... - Aż mruknął z przyjemności czując ten niespodziewany masaż. - A tobie nie~?
- Trochę... - Namydlił jeszcze dłonie i objął go, by namydlić jego brzuch i klatkę piersiową. To tak przy okazji... Po prostu miło mu było móc go dotknąć bez żadnych podtekstów. - No dobra, jest nawet miło. - potwierdził, błądząc dalej po jego torsie. Jednak od pasa w dół brunet już musiał umyć się sam.
- widzisz~? - Zachichotał wesoło. Miło było tak myć się z Shizuo. - Przy okazji też cię namydlam~... - mruknął ocierając się plecami o jego tors. - Czujesz? - mruknął i w tej chwili wydał z siebie zduszony jęk. Shizuo zaczął pocierać jego znamię. - To nie brud~... - dodał choć już nie tak pewnie.
 - Hmm? Tak, wiem. - Uśmiechnął się delikatnie. - Ale myję cię całego, nie? - Przesunął opuszkami palców po jego znamieniu. Ciekaw był faktury jego skóry w tym miejscu... - Wybacz. - Zsunął dłoń gdzieś na bok, myjąc go dalej.
- Tak, bo dla ciebie to zabawne~... - westchnął, pozwalając jednak dalej się myć. - Powiedz Shizu-chan, czemu nie chciałeś wejść ze mną do wany~? - zapytał.
- Nie zabawne, ciekawe. - poprawił go. - Nic mnie w tym nie śmieszy... - Zaczął go opłukiwać. - A tak poza tym... Czy ja muszę ci mówić wszystko...? - spytał leniwie. - Tak po prostu nie chciałem... Ale już tu jestem.
- I ja się bardzo cieszę, że jesteś~! - mruknął przytulając się bardziej do pleców blondyna. - Ale miło by było wiedzieć czemu nie chciałeś~... - mruknął wtulając się w niego. - Dzięki temu będę mógł zrobić tak żebyś już zawsze chciał~!
- Nie musisz... Raz mi się będzie chciało a raz nie, jak każdemu. - Wzruszył ramionami.
- Ale co jest takiego złego w myciu się we dwójkę~? - zdziwił się. No w końcu to chyba nie było nic aż tak wielkiego.
- Nic złego... Po prostu mi się nie chciało, ok? - Cmoknął go w kark, żeby jakoś odwrócić jego uwagę.
- Ale... - westchnął. - Dobrze, gdyby jednak coś ci przeszkadzało to po prostu powiedz, dobrze~? - poprosił. - Ne a może w końcu się zajmiesz resztą mnie~? - zagadnął czując, jak jego plecy są spłukiwane.
- Dobrze... Hmm, ja? A tego nie powinieneś myć sam? - Zerknął na niego zza jego ramienia, żeby widzieć jego twarz. - Ktoś tu się rozleniwił... - mruknął złośliwie.
- Mam ciebie, nie? - Uśmiechnął się do niego złośliwie. - Poza tym ty ubrudziłeś, ty myjesz. - Pokazał mu język.
- Oho, więc tak...? - Uśmiechnął się delikatnie kącikami ust. Naprawdę, on miał to zrobić? No bez takich... Jeszcze nikt właściwie go o to nie prosił, więc... - No dobra, to wypnij się trochę, od tego zaczniemy... - westchnął.
- Nie wierzę, że się zgadzasz~... - zachichotał, ale posłusznie uniósł pośladki. - Tylko nie wczuj się za bardzo~! - Uśmiechnął się go niego wrednie. Oparł ręce o brzeg drewnianej wanny i czekał. Nawet był ciekaw co takiego zrobi Shizuo.
- Sam w to nie wierzę. - burknął. Czemu on się właściwie zgodził...? Boże, co mu strzeliło do głowy... - Nic nie obiecuję. - Nacisnął na jego wejście, wkładając jeden palec, a potem drugi.Tylko na tyle, by woda wypłukała resztki tego, co mu zrobił. Nie mógł skończyć szybko, starał się być dokładny, żeby Izaya nie czuł się niekomfortowo... - Wybacz, zaraz skończę... - mruknął, jakby na swoje usprawiedliwienie.
- Nie musisz~... - sapnął. - Rób tak jeszcze trochę, a będziesz musiał skończyć. - ostrzegł. Przymknął z przyjemności oczy i sam nabił się bardziej na palce blondyna. Jakkolwiek dziwna była ta pozycja no to cóż... To co Shizuo robił było przyjemne.
- No, no, tylko się nie podniecaj... - uprzedził. Chwilę później zabrał palce i je opłukał w wodzie. To chyba było na tyle... Ta, wystarczyło. - Dobra, to jeszcze nogi i wychodzimy, dobrze? - Nie wiedział sam, jak miałby umyć jego nogi, no już to mógł zrobić sam... - To już dasz radę sam, nie? - zakpił i podał mu mydło.
- Eh... A mogło być tak fajnie~... - mruknął udając naburmuszonego. Sprawiał wrażenie, jakby Shizuo popsuł mu jakiś wielki i wspaniały plan, choć takiego wcale nie było. - Tak, tak... - Zabrał od blondyna mydło i zaczął się namydlać. - To co chcesz teraz robić~? - zagadnął w ramach zemsty zaczynając myć nie swoją nogę a podeszwę stopy blondyna. Nasłuchiwał jakiegokolwiek chichotu.
- Wcale nie popsułem ci aż tak wielkiej zabawy... - Poczuł, jak Izaya myje jego stopę, ale niewzruszenie rozparł się na brzegu balii. - Chyba pomyliłeś swoją stopę z moją. - zauważył, rozbawiony. Nie, to nie było jego czułe miejsce, nie miał tam łaskotek, czy coś...
- No widzisz, niszczysz moje wielkie zabawy! - fuknął zaczynając już spokojnie myć siebie. - Nawet łaskotek nie masz, co to za zabawa... - mruknął zniechęcony. - Za karę dasz mi się potem uczesać! - rzucił w przestrzeń dalej się myjąc.
- Uczeszesz...? Nie dam sobie zrobić kitek, wstążek ani warkoczyków. - uprzedził. Mowy nie ma, już raz to słyszał, to był głupi pomysł. - Tyle zapamiętasz, nie?
- Ale nie o to chodzi~... - zachichotał. - Chociaż teraz jak mi poddałeś pomysł? - Zamyślił się. Shizuo w kiszeczkach to musiało być coś~! - Myślałem bardziej o tym, że skoro stopy nie są wrażliwe, a mówiłeś, że włosy są to~... - zostawił niedopowiedzenie zmuszając szare komórki Shizuo do tego drobnego wysiłku.
- Ach, to masz na myśli... - mruknął, rozbawiony. - No ciekawe... Jak tylko o to chodzi, to możesz mnie uczesać. - Zaśmiał się cicho i rozparł wygodniej. Przymknął oczy. Ciepła woda to to, czego potrzebował.
     Izaya ułożył się na Shizuo wtulając swoją głowę w jego tors ponad powierzchnią wody. Jedną rękę blondyna owinął sobie w pasie.
- Jak tak bardzo chcesz się położyć możemy iść do łóżka~! - mruknął. - Tak zaraz się wychłodzisz i znów zachorujesz.
- Nie wychłodzę... - zaprzeczył monotonnym głosem. Przesunął dłonią po jego torsie, głaszcząc go. - Czas wydoić krowę i trzeba jeszcze coś zrobić na pewno... - wyliczał tak spokojnym, że niemal sennym głosem. - No, nie ma co się kłaść w każdym razie.
- Tak, właśnie widzę jak masz ochotę to robić~! - mruknął przymykając oczy.
- No przecież, że mam... - mruknął i pogłaskał go po głowie wolną ręką. - Mną się nie martw, pracować mogę zawsze, jeśli trzeba. - zapewnił.
- Ale nie trzeba~... - również zapewnił. - Możesz sobie odpoczywać ile chcesz, już ci to z resztą mówiłem~! Chyba, że to odpoczywanie koliduje z twoim zdrowiem, albo bezpieczeństwem~...
- Odpoczywanie koliduje z moim brakiem nudy. - Poczochrał mu kolejny raz włosy. Teraz były w całkowitym nieładzie. - Ładnie wyglądasz. - zauważył, tłumiąc chichot.
- No daj spokój~... - jęknął. - Nie powiesz mi chyba, że od wczorajszego wieczoru było ci nudno~... Bo się obrażę! - zagroził w żartach. Gdy Shizuo go poczochrał Izaya nawet nie zareagował.
- Nie, akurat było nadzwyczaj ciekawie. - przyznał z uśmiechem. Namoczył wolną dłoń i zaczął utrwalać "fryzurę" Izayi wodą. - Ale co, jak teraz będzie mi się nudziło?
- Hm... zmożemy to zrobić znowu... - mruknął. - Choć nie wiem, ile razy musiałbym się wtedy dziennie kąpać~! - zachichotał. - Ale może w coś pogramy, co~? - Uśmiechnął się machając delikatnie stopami. Poczuł jak woda prysnęła mu na czoło. - Ne Shizu-chan, właściwie to co mi robisz~?
- Tak się bawię... - mruknął, próbując postawić do pionu niesforny kosmyk kruczoczarnych włosów. - Zagrać? W co dokładniej? - zapytał, zaciekawiony. Szachy, warcaby, krykiet, karty? Co Izaya wymyślił?
- Jeszcze nie wymyśliłem~... Ale masz ochotę? - upewnił się. - Może w karty~?
- Yhm, może być. - potaknął. Izaya miał coś w rodzaju stojących włosów z lekkimi loczkami na końcach. Zabawnie to wyglądało, Shizuo musiał uważać, żeby nie parsknąć śmiechem. - Poker? - Na co chcesz grać~? - Uśmiechnął się odrobinę strasznie. Poker sam w sobie był prostą grą, ale nagrody bardo go przyciągały. Mogli grać na naprawdę wiele ciekawych rzeczy. - Hmm... To chyba zależy, czy jesteś dobry w pokera. - Zaśmiał się. - Nie no, żartowałem... A co byś chciał? Na pieniądze nie warto... Na życzenia to zbyt ogólnie... Na fanty nie ma sensu, nie...? Hmm... Masz jakieś pomysły...?
- Na życzenia możemy~! Na fanty też... w sumie. - mruknął z zastanowieniem. - Nie mam pojęcia czy ty jesteś dobry, więc? - Spojrzał na niego zaciekawiony.
- Całkiem całkiem. - odparł tajemniczo. No, zwykle wygrywał, taki fart... "Wola Boża", oczywiście. - To może jednak zrobimy tak: na życzenia, ale jeśli nie chcesz spełnić życzenia, oddajesz fant. Co ty na to?
- Może być~! - zgodził się wesoło. - Mogę ci kazać zdjąć spodnie a jak nie będziesz chciał to oddasz je jako fant~...! - zachichotał do siebie. - No to co? Gramy, nie? - Wstał z Shizuo i chciał wyjść już z wanny.
- A to sprytne... - mruknął i puścił go, orientując się, że ten chce wstać. Chwilę oglądał się nieświadomie za jego tyłkiem, po czym opłukał swój tors i poszedł w jego ślady, czyli też wyszedł z wody. - Podasz ręcznik?
- Jasne~! - mruknął podając go Shizuo. Sam, już wytarty zawiesił sobie własny ręcznik na ramionach stwierdzając, że włosy wyschną same.- Ubierzesz mnie~?
- Jasne, przecież to miała być twoja kara. - stwierdził pozornie poważnie. Zawiesił ręcznik na biodrach i wziął jego ciuchy z półki. Podszedł, żeby zacząć go ubierać. Sam nie wziął nic na przebranie, więc w sumie musiał się zaraz ubrać w to samo...
- Ja nadal nie wiem za co cierpię! - zaprotestował, a gdy Shizuo zaczął go ubierać zaczął skomleć i jęczeć z bólu. - Ał... Ała... Nie... Shizu-chan... To boli... - Po czym spojrzał na niego poważnie i zapytał: - Tak to miało wyglądać? Bo coś nie wyszło~...
- Nie. - Blondyn stłumił uśmiech. - To nie tak miało wyglądać... Właściwie to nie wiem, czemu nazywamy to karą. Po prostu daj mi się ubrać. - Zapiął mu koszulę i zaczął naciągać na niego nową bieliznę.
- Aha~... - zachichotał. - A ja tu się tortur spodziewałem~! - Uśmiechnął się do blondyna. Pozwolił mu wciągnąć na siebie bieliznę i spodnie a potem zapiąć koszulę. - To co... Ja znajdę karty a ty pójdziesz po mleko co~?
- Ta, dobry pomysł. Poczekasz na mnie trochę. - Ubrał też siebie i zerknął na balię z wodą. Po krótkim namyśle zabrał ją, żeby wylać wodę. Odniesie ją, wydoi krowę... i może coś zje przy tej grze.
- To nie problem~! Zrobię ci kanapki za ten czas, w końcu nawet śniadania nie zjadłeś~! - Uśmiechnął się, cmoknął raz jeszcze blondyna w policzek i wyszedł z łazienki. - Gdzie też ja mogłem położyć karty~... - mruknął do siebie i podrapał się po głowie. Izaya rozejrzał się po korytarzu, choć raczej tu kart nie było i klasnął w dłonie jakby coś go olśniło. - Wiem~! - Pobiegł na pięterko.
- Dzięki. - mruknął. Postawił balię na miejscu i poszedł do Matyldy. Co do Śnieżki nie był pewien, czy jest gotowa, żeby ją wydoić... Grzecznie pogłaskał Matyldę, mruknął parę słów uspokajająco, wyjaśniając, że chce tylko mleka - normalnie nie pozwalano mu doić krów, ale wiedział, że tak się przekonuje do siebie wierzę - po czym przysiadł na niskim stołku i podstawił wiadro. Dobrze mu szło...
     Izayi stojąc na jednej nodze, na taborecie ustawionym na krześle, wreszcie udało się dosięgnąć karton w którym prawdopodobnie były schowane karty. Nie zważajac na pajęczynę, która wplątała mu się we włosy i kurz drapiący go w nos pewnie chwycił za pudło i przymierzał się do zejścia z nim na dół. Najpierw jednak chciał zobaczyć co w nim jest. Stojąc więc na tej rozchybotanej konstrukcji przeglądał zawartość owego tajemniczego pudła. Znalazł szachy, które też postanowił wziąć i kilka innych gier. Poza tym trochę portretów i... nie wiadomo co jeszcze. Mile zaskoczony tymi skarbami postanowił wszystkie ze sobą zabrać.