Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Teach me, sensei! - 20-minutówka


Enjoy. ^^





     Długa przerwa. Czas tak wyczekiwany przez uczniów jak i nauczycieli. Dla jednych oznaczało to parę papierosów wypalonych pod rząd, dla innych gorącą kawę i pogaduchy w nauczycielskim. Shizuo wystarczyła kanciapa wf'istów, jeden papieros i kompletne rozluźnienie na własnej kanapie bądź materacu. Rozluźnienie to jednak trwało tylko do czasu, gdy klamka raczyła się poruszyć albo wydawało mu się, że słyszy kroki na schodach. Tym razem po szybciej skończonej lekcji zdążył wypalić papierosa, więc podczas przerwy mógł wygodnie rozłożyć się na kanapie... I powgapiać w ulubione gazetki.
- Yo, Shizu-chan. - przywitał się Izaya wchodząc po prostu do kantorka. Nikt poza Shizuo nigdy nie miał ochoty tu przebywać toteż nie było się trzeba przejmować innymi nauczycielami. - Jak widzę twoje porno gazetki w intensywnym użytku? - zapytał zamykając za sobą drzwi nogą. Uśmiechnął się po swojemu i podszedł chcąc wyrwać jeden z numerów z rąk swojego senseia.
- Jakie porno gazetki, cholerna mendo... - burknął odruchowo starając się wepchnąć gazetę między materace kanapy i osłonić ją jakoś sobą. A przy okazji drugą ręką trzepnąć Izayę po głowie. Tylko on potrafił wejść tu bezszelestnie, tak że Shizuo w tym momencie i stanie nie potrafił go wykryć. Co za tym szło, średnio wychodziło ukrycie czegokolwiek na czas. - Czego? - warknął nieuprzejmie. Izaya jednak nie był dla niego jak uczeń był raczej... taką mendą. W dodatku wchodził bez pukania czy zapowiedzi.
- Dowody ukryjesz, skutków nie. - zaśmiał się wesoło brunet przysiadając się na kanapie i ze swoim chamskim uśmiechem na twarzy poklepał twardą zawartość luźnych spodni wfisty. - Po co przyszedłem? Dobrze, że przypominasz. - Klasnął w dłonie zrywając się z siedzenia. Brunet podszedł do niewielkiej lodówki jaka stała w pokoju i otworzył jej drzwiczki kucając. Dokładnie przejrzał jej zawartość. - Dotachina nie ma, Shinra na konkursie, nie mam komu śniadania podkraść. - przyznał ze smutkiem zaraz jednak wypatrując apetyczną kanapkę z kurczakiem która zasłaniała kilka batoników i budyń. - Pomyślałem, że masz coś dobrego i nie pomyliłem się. - mruknął zabierając sobie kanapkę. Zdjął z niej folię i bez skrępowania się w nią wgryzł.
- Hola, hola. - rzucił do niego, widząc jedyne porządne pożywienie znikające w ustach pasożyta. No nie bez powodu go tak nazywał. - Zabierasz mój cenny czas i pożywienie, jak masz zamiar za to zapłacić? - uniósł brew. Okradać się nie pozwoli. Zwłaszcza z czasu, bo do cholery, było jego sam na sam z tytoniem i gazetą. Nawet długa przerwa kiedyś się kończy... A Izaya doskonale wiedział, że musiał mu dać coś w zamian. Innych mógł ogłupiać, ale nie jego.
- W naturze, a jak inaczej? - zapytał jakby to było coś oczywistego. - Dobre to... gdzie kupiłeś? - zapytał wymachując lekko kanapką, nie na tyle mocno jednak, żeby wypadła z niej sałata. - A wracając do pytania... - mruknął znów wgryzając się w jedzenie. - To jestem pewien, że jesteś nieźle nakręcony, więc raczej jesteś chętny, co? - spojrzał na niego wesoło. Zamknął lodówkę i znów usiadł na starej kanapie. Sprężyny zabawnie skrzypnęły.
- Sklep obok domu. - mruknął przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami, jakby jego mózg powoli coś trawił. Spojrzenie jednak miał pewne i skupione. I utkwione w Izayi. - No. - potwierdził tylko, zastanawiając się równocześnie, jakie są szanse, że w takiej kanapce znajduje się kość, którą Izaya się zadławi. - I zamierzasz zrobić co? W dwadzieścia... Osiemnaście minut? - poprawił się. Nie miał nic przeciwko. Jeśli zdąży. A to by oznaczało... bardzo szybki numerek. Wystarczyłoby aż nadto, tyle, że Izaya jakoś nieszczególnie się spieszył z jedzeniem, skoro gadał.
- Spuszczaj spodnie, połóż się wygodnie i patrz. - zaproponował z uśmiechem. Puścił kanapkę, przytrzymując ją zębami i jedząc jednocześnie. Sam rozpiął swoje spodnie i pozwolił im opaść. Złapał chleb jedną ręką, by ten nie spadł, i poprawił go w ustach. - Gfowy? - zapytał nadal jedząc.
Shizuo uniósł brew, mając poważne wątpliwości co do tego pomysłu - poza tym, że Izayi ciężko byłoby przełykać podczas skakania, mógł go zwyczajnie przecież zostawić... jeszcze bardziej nakręconego - mimo to nie odmówił sobie na próbę rozpiąć spodni i po prostu je zsunąć. Do połowy. Wystarczyło. Jego członek i tak napierał na materiał bokserek tak, że wystarczyło lekko je zsunąć, więc tak je zostawił. Przecież instrukcje tego nie obejmowały.
- Gotowy. - rzucił, z ciekawością przyglądając się jego przeżuwaniu. Nieźle mu szło kiedy się rozbierał.
- Fuper. - mruknął zaraz znów łapiąc kanapkę w rękę i przełykając to co miał w ustach. - To teraz jeszcze mnie jakoś nawilż. Zdążę skończyć. - ucieszył się. Był już przy ponad połowie kanapki. - Nie wierzę, że nie masz tu jakiejś wazelinki. Za często tu konia walisz. - dodał bez skrępowania siadając blondynowi na udach. Uśmiechnął się triumfalnie i znów wgryzł w bułkę. - Kufisz mi tako kiedysz.
- Nawet nie waż się o tym opowiadać. - uprzedził, sięgając za siebie i wyciągając z pufy za kanapą małe pudełko. Co prawda Izaya był raczej przyzwyczajony do tego, że miał nie mówić w ogóle co dzieje się w tym składziku, ale wolał, żeby nie miał któregoś dnia wymówki, że mu nie przypomniał. - Nic za darmo.- dodał na jego słowa, z lekkim uśmiechem, gdy nawilżywszy palce wsunął w niego od razu dwa. Powoli, ale skutecznie zabrał się za rozciąganie go, starając się jednak unikać kontaktu z kanapką. Podobało mu się, że brunet tu przychodził, wbrew pozorom. Ale wolałby, żeby jadł sobie później, najpierw zajmując się nim.
Niestety nie można mieć wszystkiego.
     Izaya na chwilę przestał jeść i spojrzał badawczo na sensei'a. Kpił sobie?
- Przecież gdybym na ciebie doniósł to by cię wywalili... I komu bym wtedy podkradał kanapki z kurczakiem? - Machnął końcówką chleba i zanim się w nią wgryzł chcąc pokonać tych kilka gryzów, które dzieliło go od końca, jeszcze dodał: - To nielogiczne Shizzy.
     Później już nic nie mówił. Podniósł się lekko na udach wyginając nieco by palce Shizuo wchodziły głębiej. Jedna ręką asekurując sobie kanapkę drugą wyciągnął z bokserek dumę blondyna. Uśmiechnął się co było słychać przez charakterystyczny odgłos wypuszczanego nosem powietrza.
- Nikt mi nie gwarantuje, że kogoś sobie nie znajdziesz. - rzucił prowokacyjnie, wsuwając w niego jeszcze jeden palec. Nie dało się tego zrobić porządnie w takim czasie. Mimo to szło dość gładko, pozycja Izayi wszystko ułatwiała, a jego wnętrze i tak wydawało się luźne... Jak na jego dostawcę kanapek chyba był i tak zbyt zazdrosny. Zbyt mocno podobało mu się ciało Izayi. Przez tak krótką chwilę mógł mieć jedynie jego część, a i tak działał na niego na tyle mocno, że jego męskość nieomal stała na baczność.
     Zerknąwszy na zegarek przestał go rozciągać, zamiast tego złapał go za biodra, rozsuwając nieco jego pośladki.
- Więc lepiej się postaraj. Jak mnie zadowolisz nie będę szukał sobie nikogo innego, co nie? - Uśmiechnął się. Skończył jeść, a folię w której była kanapka zwinął w kulkę i rzucił nią do kosza stojącego w rogu pokoju. - Trafiłem! - Uśmiechnął się zaciskając wolną rękę. Drugą rozmasowywał męskość sensei'a chcąc by ten był jak najbardziej pobudzony. - Do-bra. - Mruknął po chwili usatysfakcjonowany już rozmiarem i twardością przyrodzenia. - To teraz daj gumki.
- Żebyś był bardziej zadowolony mogę już chyba tylko poszukać większych kanapek... Nie? - mruknął z lekkim uśmiechem, podnosząc się i całując powoli jego szyję. Zaraz jednak znów zmuszony był się położyć. Po kolejnym wygięciu się w tył podał mu otwarte pudełeczko, żeby ten wyciągnął jedną gumkę. Odłożywszy opakowanie na bok, dłoń zsunął po wewnętrznej stronie jego uda, drugą ugniatając jego pośladek z pewnym zniecierpliwieniem. Już i tak fakt, że był dziś pasywny, czekając na jego ruchy, był dostatecznie ekscytującą odmianą.
- Możesz mi jeszcze dać budyń na koniec... Chociaż... Nie musisz sam ci go zabiorę. - Pokazał mu język i rozerwał opakowanie z prezerwatywą. Nachylił się chcąc ją nałożyć. Warknął gdy coś mu nie wyszło i kondom się zsunął. - Jak ja nie cierpię tego cholerstwa. - westchnął i spróbował raz jeszcze. Miał świadomość tego, że pewnie zaraz znów mu się ześlizgnie, zabrał więc rękę blondyna ze swojego uda i wykorzystał ją jak przycisk do papieru każąc mu przytrzymać co trzeba. - No dobra. - Uśmiechnął się gdy wreszcie się udało. - Chcesz zobaczyć to od tyłu czy od przodu sensei? - zapytał z perwersyjnym uśmiechem podnosząc się i zawisając nad męskością nauczyciela.
- Złośliwy... - mruknął, nie spuszczając z niego wzroku. Izaya dobrze wiedział, jak bardzo go kusi i w pełni to wykorzystywał. Shizuo z kolei z chęcią powykorzystywałby jego jeszcze przynajmniej jedną lekcję, gdyby nie świadomość, że wciąż jest w pracy... - Pokaż mi się od przodu. - rzucił, wsuwając odciągniętą wcześniej rękę pod jego koszulkę. Złapawszy jego sutek między kciuk i palec wskazujący zaczął go ściskać, a zaraz potem pociągnął lekko, chcąc zobaczyć, jak podniecenie bruneta powoli się unosi. Nie jemu jednemu miało być dobrze.
     Wydał z siebie przeciągły pomruk, gdy ciepłe ścianki odbytu Izayi zacisnęły się na nim, drżąc lekko. Ręką z pośladka nacisnął na jego biodro, popychając go mocniej w dół. Nawet jeśli chłopaka zabolało, zaraz miało być mu znacznie lepiej. Gdyby kanapa nie była tak mała, sam by o to teraz zadbał.
- Ugh. Przesadzasz. - westchnął czując, jak blondyn zmusza go, żeby nabił się do samego końca. - Przecież wiesz jaki jest duży. - dodał z pretensją w głosie. Skoro go miał mógłby uważać.
- Nic nie poradzę... Sam wciągasz mnie do środka. - rzucił uszczypliwie, czując, jak Izaya zaciska się i rozluźnia na przemian, przez co wchodził po trochu jeszcze głębiej nic nie robiąc. Takich wrażeń nie mógł mu dostarczyć nikt inny. Zerknął znów na zegar na ścianie i przesunął dłonie na jego pośladki, masując je i rozsuwając, żeby Izayi łatwiej było się rozluźnić i poruszać. - Przyznaj, że podoba ci się, jak jest cały w środku. - mruknął, oglądając go, jak układa ręce wygodniej na jego klatce piersiowej, żeby było mu wygodniej i unosi się do góry, a potem znów opada.
- Przyznaj, że podnieca cię jak twój uczeń cię ujeżdża. - odbił piłeczkę. Ustawił się nieco pewniej poprawiając ułożenie rąk i zaczął się pomału wysuwać i znów wciągać w siebie Shizuo. Po kilku delikatnych ruchach, gdy wydawało mu się, że już się przyzwyczaił, uniósł się wymuszając na blondynie prawie całkowite wysunięcie się po czym opadł na niego dopychając go do końca. Jęknął cicho otwierając usta ze zdziwienia intensywnością doznań i odgiął nieco plecy w tył starając się zapanować nad przyjemnością.
- Cholera... - jęknął Shizuo, twardniejąc. A przynajmniej wydawało mu się, że musiał być już jak głaz. Przesunął dłoń na penisa Izayi, zaczynając umiejętnie pocierać sam czubek, drugą dłonią zmuszając go, żeby się ruszył. Nie dość, że nie mieli wystarczająco czasu, to jeszcze cholernie chciał go mocniej. Najlepiej tak mocno, jak teraz i nie miał zamiaru czekać zbyt długo, kiedy Izaya robił się coraz seksowniejszy. Wystarczyło spojrzeć na napięte pośladki i poruszające się biodra. Nie sądził, że istniał ktoś, kto by mu nie pozazdrościł w tej chwili.
     Izaya zagryzł wargi i spuścił nieco wzrok. Pobudzająca go ręka nie pomagała w skupieniu. Chłopak zaparł się jednak, że chce jeszcze przynajmniej raz poczuć Shizuo równie mocno jak chwilę temu. Uniósł się więc zmuszając sensei'a do wysunięcia się i nabił się na niego po raz kolejny, opadając mu całym ciężarem na biodra. Wypuścił powietrze czując dreszcze przechodzące mu po kręgosłupie. Uśmiechnął się, choć i w jego naturalnie złośliwym uśmiechu odmalowały się oznaki podniecenia, i zaczął poruszać się krótkimi ruchami szybko nabijając się na Shizuo.
     Shizuo mógłby przysiąc, że nigdy w życiu nie jęczał. Ale nawet ten drugi jęk z przyjemności ledwie stłumił burknięciem, za które odpłacił mu się rzecz jasna mocniejszym ruchem na całym jego przyrodzeniu. Oddychając szybciej, czuł jeżdżące po jego klatce piersiowej palce Izayi, gdy chciał zacisnąć dłonie z przyjemności, dość niekontrolowanie drżąc przy mocniejszych ruchach. Uwielbiał go takim. Nie mógł się opanować i w którymś momencie sam zaczął pomagać mu ruchami bioder, a w końcu zastopował go, jednym ruchem zamienił ich pozycje, tak by to Izaya był na dole i przyspieszył ruchy bioder, by dorównać mu tempem, a potem przyspieszyć, unosząc jedną jego nogę, przytrzymując ją pod kolanem. Brunet mógł sobie być pociągający, ale nieomal absurdalnie kuszący wydawał mu się, kiedy wyrywały mu się ciche jęki. Powtórzył jego wyczyn z wcześniej, wchodząc mocno, chcąc znaleźć magiczny punkt, od którego Izaya zapomniałby, gdzie właściwie jest i krzyczał z przyjemności.
     Co prawda nie powinien. Wiedział, że nie powinien, ale jak tu się oprzeć?
-Uno-unoszenie nogi też cię podnieca, co? - Izaya z cwanym uśmieszkiem popatrzył na ich złączone ciała. Co za zboczony nauczyciel mu się trafił. Sapał cicho i pojękiwał od czasu do czasu trzymając jednak rękę na ustach by móc się bez problemu stłumić do czasu gdy Shizuo nie uderzył z miejsce na które tak bardzo liczył. Przez całe jego ciało przeszedł kolejny silny dreszcz. Izaya otworzył szerzej oczy i oplótł, na tyle na ile mógł, nogami blondyna. - Tutaj, jeszcze raz... - wysapał.
     Shizuo poruszył się jeszcze parę razy krótko i nim dreszcz Izayi minął pchnął mocno w to konkretne miejsce, na co chłopak zareagował niemal natychmiast mocniejszym zaciśnięciem się, rozchlapując po sobie krople białej cieczy w malowniczym rozbryzgu. Heiwajima poruszał się jeszcze chwilę, pobudzając go, by przedłużyć jego przyjemność. Miał niemal pewność, że Izaya będzie potrzebował paru minut, by w ogóle zwlec się z tej kanapy, gdy sam wysunął się i zdjął pełną prezerwatywę, by opróżnić ją do kosza i tam wyrzucić. Zerknął na chłopaka przez ramię, najpierw podchodząc do zlewu, by umyć ręce, potem naciągając bokserki i spodnie z powrotem na ich miejsce. Starł z siebie parę zbłąkanych kropel nasienia Izayi. Nie mógł ukryć zadowolonego uśmiechu, który błąkał mu się po ustach.
- Dobrze? - rzucił do niego, znów się na niego oglądając. Cóż... Wyglądało na to, że Izayi dziś aż za dobrze. Z pełnym żołądkiem zwłaszcza.
- No... Nieźle, nieźle... - zapewnił brunet wyciągając się na kanapie jak po dobrej drzemce. Pomału wstał i podszedł do zlewu chwytając za zabłąkane ręczniczki papierowe by namoczyć je i wytrzeć swój poplamiony brzuch. - Następnym razem rozpinaj mi koszulę. - syknął widząc, że kilka kropelek zostawiło ślad na materiale. Nie podobało mu się to.
     Wyczyszczony, choć nadal z gołym tyłkiem z zaciekawieniem znów otworzył lodówkę zabierając tym razem budyń. Uśmiechnął się, podwędził nauczycielowi też łyżeczkę i zaraz z głośnym westchnieniem zaległ na jego kanapie. Wygrzebał gazetkę spomiędzy poduszek i obróciwszy się tyłkiem do całego świata zaczął jeść, przeglądając pomału strony. Jak dla niego... nawet nudne.
     Shizuo tylko ukradkiem pokręcił głową. Jego budyń! I gazeta. A przede wszystkim... tyłek Izayi. Chyba już i tak zresztą nie miał szans zająć się którąkolwiek z tych rzeczy, bo wybrzmiał dzwonek. Klepnął więc tylko Izayę w pośladek, nim narzucił na niego spodnie.
     A co było najgorsze w tym wszystkim? Że spiesząc się na lekcję nie mógł nawet zabrać schowanej przed Izayą zapasowej kanapki.
     Ale mimo to było warto.
- Do jutra. - rzucił, nim pierwszy wybył na lekcję. Tak żeby nikt nie miał wątpliwości, a ten dziwaczny niby-związek mógł trwać w najlepsze...

środa, 13 kwietnia 2016

Miniaturka - Egzorcysta x Wampir - Jesień średniowiecza

Hejo~~
Oto dość dziwna miniaturka która wzięła się z pewnej dwuznaczności/ jednoznaczności... tytułowej z resztą. Jest to raczej komedia więc nie spodziewajcie się niczego ambitnego~~
Um jeśli ktoś by nie znał to jeszcze wyjaśnię: "Jesień średniowiecza" nie wiem czy u was też, ale w mojej rodzinie z dziada pradziada mówi się tak na obraz czegoś... strasznie zniszczonego, połamanego biednego... no wyobraźcie sobie jesień w średniowieczu - obraz nędzy i rozpaczy, a także zabawna dwuznaczność z racji tego, że dentysta robi z buzi "jesień średniowiecza" wyrywając wszystkie zęby a drugie znaczenie... no cóż dowiecie się na końcu ficka ;3 



     W pewnej nieznanej z nazwy wiosce, na uboczu, przy lesie stała sobie nikomu nie wadząca, choć już opuszczona kuźnia w której to niegdyś kowal wyrabiał podkowy. Zwinął on jednak interes przenosząc się w lepsze strony. Od dawna stała opuszczona, dziś jednak z jej komina ulatywał dym i widać było, że w wielkim piecu w pracowni bucha wesoło ogień. Jeden z wieśniaków wracając o tej późnej porze z baru zastanowiwszy się nad sprawą dymu ruszył chwiejnym krokiem w tamtą stronę chcąc sprawić co się tam dzieje.
     Ogień i dym nie były jednak marą napitego umysłu, a czymś realnym, wszak w pracowni siedziały dwie dość niezwykle persony.
- Shizu-chan, ale jesteś pewny? - Izaya poddenerwowany siedział, a w sumie wiercił się na drewnianym krześle, obserwując plecy blondyna.
- A widziałeś kiedyś bezzębnego wampira? - mruknął niechętnie jego rozmówca, dalej szukając czegoś na stole z narzędziami.
- Nie... Czyli nie jesteś! - wykrzyknął przerażony. Zaczął skakać ze stołkiem i udało mu się przebyć parę centymetrów w tył.
- Nie...- warknął trochę zły, a jednak i rozbawiony. Wyjął wielkie szczypce kowala i obejrzał je dokładnie z każdej strony. Uśmiechał się przy tym niebezpiecznie i najprawdopodobniej stworzył bardzo upiorne wrażenie, bo Izaya aż głośno przełknął ślinę.
- Shizuo... - zaczął niepewnie, mocniej szamocząc się na krześle.
- O, a jednak w takich sytuacjach używasz mojego pełnego imienia...? - Udał zdziwienie, choć słychać było w głosie i kpinę. - Chyba muszę cie częściej straszyć! - Wyszczerzył się bardziej, podsuwając mu szczypce do twarzy.
- Przestań się śmiać! - krzyknął odsuwając głowę w tył, jak najdalej od strasznego narzędzia. Zamykając buzię uderzył kłami o dolne zęby. - Oww... Atatatata... boli... - mruknął, masując swój policzek.
- Dlatego go wyrywamy. - Egzorcysta odłożył wielkie szczypce i zaczął szukać ich mniejszej wersji. 
- Pomyśl, a co jak nie odrośnie? - Izaya spojrzał na niego błagalnie, może jeszcze by go przekonał?
- Izaya! Widziałeś ty kiedyś wampira bez zęba?
- Nie... Ale o chorym kle też nie słyszałem! - bronił się.
- Może wstydzą się przyznać. - parsknął, biorąc w ręce mniejsze szczypce. - No, teraz otwórz szeroko buzię i uważaj, zaboli. - ostrzegł go lojalnie, choć nie bez zadowolonego uśmiechu.
- Sadysta! - oskarżył go wiercąc się i starając jakoś odsunąć ale...  Shizuo pomyślał wczesnej, że wampir zechce zrezygnować w ostatniej chwili wiec przezornie przywiązywał go do krzesła. - Gdyby nie ząb przegryzłbym liny!
- Byłbym nim gdybym chciał ci urządzić jesień średniowiecza z ust, a przecież tego nie robię prawda? - Spojrzał na bruneta tylko czekając na choć jedno złe słowo, by jednak zrobić to co obiecał. Nie doczekawszy się jednak dodał - a teraz szeroko i nic nie mów. - Podszedł bliżej i przykucnął obok. Ze skupioną miną spojrzał na uzębienie wampira. Leniwym wzrokiem przejechał po wszystkich zębach zatrzymując się na tym, na którego ból uskarżał się Izaya. Puknął w niego delikatnie i usłyszał cichy syk. Tak już był pewien, że to ten. - Byłoby zabawnie gdybym pomylił zęba. - mruknął do siebie, wkładając szczypce do buzi bruneta.
- Ne fmiej he! - zaprotestował wampir bardzo niekontent z żelastwa w ustach jak i z ograniczonej możliwości mowy. Jakoś zniósł ból dotykania zęba szczypcami.
- Uwaga... - Wampir zacisnął oczy i zmarszczył lekko nosek, by chwilę później krzyknąć na cała kuźnię.
     Przerażony wieśniak  usłyszawszy ten nieziemski wrzask czmychnął czym prędzej do domu obiecując sobie w duchu, że już nigdy nie wróci w to miejsce. Od tego dnia rozpowiadał wszystkim o nawiedzonej kuźni, gdzie po nocach harcują demony składając krwawe ofiary.
 - I już... Widzisz, po kłopocie. - Uśmiechnął się Shizuo, oglądając sporego białego kła. Cały czas trzymał go w szczypcach i oceniał swój łup. - No, a teraz zachowaj się jak wdzięczny człowiek-wampir. Oczekuję zapłaty w naturze. - Wyszczerzył się bezczelnie. - I buzią też masz pracować. Chcę zobaczyć moje dzieło w akcji. - Zaśmiał się, gdy złapał bruneta za brodę i niedelikatnie otworzył mu buzię.
- Nie za drogie te twoje usługi? - warknął, wyrywając głowę i rozmasowując obolały od wyrywania i ściskania policzek. Cóż, już wiedział, że zaczynają się targować... Jak o wszystko...
- W końcu to dla wampira! - Spojrzał na niego wzrokiem w stylu "i bez dyskusji". - A i zabieram zęba. To cenne trofeum, będę mógł powiedzieć, że zabiłem wampira. - mruknął, zawijając zęba w lnianą szmatkę.
- Ale to kłamstwo! - warczał. - Nie zabiłeś, sypiasz z nim!!!
- Dobra, poskromiłem. - Blondyn dał za wygraną po prostu ładniej ubierając w dwuznaczniki swoją wypowiedź z czego Izaya był niezadowolony. - Dla nich to żadna różnica.
- Poskromiłeś tak? - Wampir warknął i uniósł się do szyi Shizuo, wyjął kły przymierzając się już do wkłucia gdy nagle...  zasmucony zamknął buzię, zostawiając egzorcystę w spokoju. - Nie mogę pić tylko jednym... - zaczął wyjaśniać. - Będzie wyglądał, jakby ugryzł cię komar! - fuknął zrozpaczony. Bądź co bądź musiał dbać o swój wampirzy wizerunek.
     Shizuo wybuchnął śmiechem widząc niepocieszoną minkę bruneta jak i słysząc jego uwagi.
- W sumie jesteś jak taki komar. - stwierdził, klepiąc go lekko po głowie. - Mały, denerwuje, i bez pozwolenia chce się napić... I chcę go zatłuc! Widzisz, pasuje. - Uśmiechnął się dość wrednie łapiąc Izayę za ramię. - Ale koniec żartów, teraz zapłata. - zamruczał, ciągnąc go na piętro.
~~~~~~~~
     Izaya nie mógł zasnąć. Łóżko było niewygodne, poduszka za twarda, żaby za oknem kumkały w G-moll a on wolałby w B-dur a na domiar złego Shizuo obok niego chrapał kompletnie nie do rytmu! Rozdrażniony wampirek mrucząc coś przekręcił się na bok i podparł na ręce. Drugą popukał chwilę w materac jakby zastanawiając się, co dalej. Obserwował unosząca się i opadającą miarowo klatkę piersiową egzorcysty, niesforny blond kosmyk, który przy każdym wydechu łaskotał właściciela w nos. I niestety musiał przyznać, że ten nerwowy i ciekawy człowiek wyglądał niezwykle ludzko gdy spał.
- I dlatego nigdy nie zostaję do rana po naszych zabawach... - westchnął, podnosząc rękę i kudłając nią włosy Shizuo. - Wydajesz mi się zbyt ludzki, gdybym miał sumienie pewnie by mnie teraz bolało od ilości wypitej z ciebie krwi... - Uśmiechnął się i wysunął kły. Jeden łyczek przecież nie zaszkodzi. Oblizał się z lubością nagle zauważając coś dziwnego. Dla pewności jeszcze kilka razy przesuwał językiem po zębach, później sprawdził jeszcze ręką.
     Chyba nigdy nie był jeszcze tak szczęśliwy. Wskoczył Shizuo na brzuch budząc go tym samym, ale nie przejął się tym. Zaczął potrząsać blondynem starając się wyrwać go ze stanu sennego letargu w którym zatrzymało się wybudzenie egzorcysty.
- Patrz Shizu-chan, patrz! - krzyczał, dalej nim trzęsąc. - Odrósł, odrósł!!! Widzisz? - Wyszczerzył się do niego, pokazując nowego śnieżnobiałego kła.
     Blondyn widząc jego szczęście uśmiechnął się sennie i podniósł rękę, zaraz wplątując ją we włosy kochanka. Potargał go trochę boleśnie za kudły.
- Wdzisz? Mówiłeeeee~m. - ziewnął, przeciągając się. Przetarł zaspane oczy. - Budzisz mnie tylko żeby mi to powiedzieć? Bo jeśli tak, to nie przyjmuję takiego tłumaczenia... Możesz co najwyżej jeszcze raz okazać wdzięczność za moje usługi! - Wyszczerzył się, łapiąc bruneta za biodra.
- Strasznie niewyżyty zrobiłeś się w tym klasztorze. - zacmokał, nie ujawniając jednak, że cieszył się z tego. Gdyż skoro Shizuo miał chcicę znaczy, że nie miał nikogo na boku. - A wiesz, że za spoufalanie się z wampirem grozi kara boska?
- Pomyślę o tym na sądzie ostatecznym. - Wzruszył ramionami, przewracając Izayę na plecy i zwisając nad nim. - Szykuj się! - zarządził. - Jak dalej będziesz tak mnie kusił to zrobię ci z tyłka jesień średniowiecza!


środa, 6 kwietnia 2016

Dzień z życia Shizuo i Izayi - Urlop - dzień 3 część 2 (KONIEC)



Uwagi: Beta wykonana przez Desire-chan~! [ link do jej bloga ]
 Znów bardzo bardzo bardzo dziękujemy~! >w<

Enjoy~




     Izayę obudziła dopiero skrzecząca mewa. Otworzył niechętnie oczy mrucząc przy tym. Schował się za Shizuo gdy oślepiło go słońce. - To ja tu sobie śpię a ty mi gołą klatą świecisz?! - zaśmiał się wesoło podnosząc do siadu. Przeciągnął się i ziewnął zrzucając z siebie koszulę Shizuo.
- No wiesz, ale szanuj trochę koszulę! - fuknął, z niezadowoleniem patrząc na mokrą plamkę na plecach. Wszystko przez tę wodę na pokładzie... - Poza tym... - uśmiechnął się już lekko. - Nie mów, że moje świecenie klatą ci się nie podoba? - uniósł brew, zmieniając uśmiech na lekko kpiący. - Zresztą sam się nie ubrałeś, ale ja jawnie przyznaję, dla mnie możesz tak zostać. - mruknął i cmoknął go w kącik ust.
- A kto powiedział że mi się nie podoba?! Jestem tylko zły, że spałem zamiast się napatrzeć nim wrócę do pracy. - westchnął. Jeszcze raz się przeciągnął i dopiero coś sobie uświadomił. Było bardzo ciepło... Na pewno już kilka godzin po południu... Samolot mieli mieć o 17:30. – Shizu-chan, która godzina?! - rzucił przerażony rzucając w niego koszulą.
- Już, już... - Naciągnął na siebie koszulę i uniósł brwi. - O cholera... Spieszymy się. Przesuń się. - Zsadził go na drugi koniec łodzi, a potem podciągnął się na siedzenie i zaczął szybko wiosłować do brzegu. Chrzanić mycie się w tej chwili. Teraz musieli lecieć się spakować, a potem szybko pożegnać się z Kasuką. Jak dobrze, że Izaya się obudził.
- Shizu-chan! Ale... Czekaj... Gdzie moja koszulka?! - Sprawdził wszystko, ale jej nie było. - No pięknie... - jęknął spoglądając na jezioro. Pływała sobie... Jeszcze bo zaczynała już tonąć. - Nie dość, że brudne spodnie to jeszcze bez koszulki... - westchnął.
- Rany... Nawet koszuli nie możesz upilnować. - westchnął. Narzucił na niego swoją koszulę. - Tylko nie zgub. - zastrzegł. Dopłynął do brzegu i wyszedł, po czym zabrał się za mycie swojego pobrudzonego torsu na szybko. - Odkupię ci tamtą koszulkę, ale wybacz, nie mamy czasu, by po nią wracać. - Wstał, już czysty i z morką klatką piersiową, niestety. Aż gęsiej skórki dostał. - A teraz idziemy. -zarządził, łapiąc go za rękę i prowadząc za sobą.
     Izaya w biegu zapiął koszulę i pobiegł za blondynem. Szybko dotarli do hotelu. Izaya nawet zrezygnował z wygrywania melodyjki w windzie, w końcu musieli zdążyć. Zdjął mokrą koszulę i rzucił na łózko.
- No to... Ty nas spakuj, ja idę wziąć prysznic. - mruknął idąc do łazienki. Po drodze już odpinał spodnie. - Cały się tam lepię...
- Dobra, byle szybko. - mruknął, zaczynając wrzucać te wyjęte dotąd rzeczy do walizek. Nieważne co do czyjej, ważne, żeby zdążyć. - Nie zamykaj drzwi! - rzucił, i wszedł do łazienki po szczoteczki do zębów i zostawioną tam resztę. Ledwo sobie przypomniał, by narzucić na siebie koszulę. Tak mało czasu... A przed chwilą było tak spokojnie. Chyba już wszystko mieli, resztka słodyczy wylądowała w torbie podręcznej, coś jeszcze?
     Izaya kąpał się przy otwartych drzwiach, a i czasami kabinie gdy musiał oddać Shizuo coś, co było pod prysznicem. Hotel z europejską łazienką, niby dobrze ale te kabiny były denerwujące. Nie narzekał jeśli nikogo, poza nimi, nie było. Wyszedł zawinięty w ręcznik.
- Shizuo powiedz, że nie zapakowałeś jeszcze moich ciuchów albo przynajmniej że coś mi zostawiłeś. - mruknął wciskając do jednej z walizek brudne rzeczy. W domu Shizuo to upierze.
- Hę...? A, a nie mogłeś wcześniej? - Zmarszczył brwi i bełkocząc pod nosem dopadł do jego walizki i wyciągnął stamtąd na chybił-trafił ciemne spodnie. Za nic nie mógł znaleźć pasującej koszulki... W końcu rzucił mu swoją i z przykazaniem, by nic jej się nie stało zamknął obie walizy. - Już wszystko?
- A bielizna...? - poskarżył się. - Przecież tamtą zabrudziliśmy... - przypomniał mu zaczynając zapinać koszulę. - Ile jeszcze czasu? O 17:00 wypadałoby być na lotnisku, w końcu zawsze trzeba mieć zapas czasu, nie? Odprawa pakowanie i te sprawy...
- No szlag... - Otworzył jego walizkę raz jeszcze i rzucił mu wyszperane bokserki. Zawartość walizy była już nieźle wywrócona, ale nie miał na to czasu. - Jeszcze pół godziny by nam się przydało więcej. - westchnął i uniósł walizy. - To wszystko? - Rozejrzał się. Nigdzie nic nie zostawił... - Dobra, idziemy, chcę jeszcze pożegnać się z Kasuką. - zarządził. No i musiał poprosić o samochód... W końcu pieszo nie dotrą na czas.
    Izaya pokiwał głową, schował komórkę i nóż do kieszeni i ruszył do wyjścia.
- Um... mam pójść do niego z tobą, tak? - upewnił się, w końcu Shizuo izolował go od swojego brata... - Jak ci to przeszkadza, to poczekam w recepcji. - Uśmiechnął się z bólem, ale nie protestował.
- Nie, nie, i tak nie będziemy mu zabierać dużo czasu. - Chciał machnąć ręką, ale ledwo ją uniósł, nie miał zamiaru wymachiwać walizką. - No a teraz chodź. - Skinął głową i wyszedł, ramieniem przyciskając guzik wzywający windę.
     Izaya zabrał tylko ich bagaż podręczny i pobiegł za blondynem.
- Mogłeś powiedzieć, nacisnąłbym... - poskarżył się wchodząc do, przywołanej już, windy.
- Co za różnica, ważne, że jest. - zbagatelizował i zaczekał, aż jego chłopak naciśnie parter. Zjechali na dół, w recepcji oddali klucze i w miarę spokojnym krokiem ruszyli w stronę planu filmowego. Aż tak źle, żeby musiał biegać, to chyba nie było... Teraz tylko największy problem, czyli znaleźć Kasukę w tym tłumie.
- Ne Shizu-chan wiesz jaką scenę nagrywa~? - zapytał. Po zastanowieniu się łatwiej było szukać Kasuki właśnie tam niż wbiegać w przypadkowy tłum i szukać jak kogoś w tłoku.
- Nie wiem, jak daleko zaszli. - mruknął niechętnie. Przeszedł obok grupki oglądającej nagrania i przyjrzał się uważnie nagrywanej scenie. - Teraz... Przygotowuje charakteryzację do roli. - stwierdził i udał się do namiotu charakteryzatorów.
     Izaya kiwnął głową i pomału ruszył za nim. Nie wiedział w sumie po co ma się żegnać z osobą której prawie nie zna... poza informacjami o nim. On ogólnie rzadko się żegnał... No może z Shizusiem jak znikał do podziemi, nawet jak jeszcze nie byli parą, ale blondyn był jedynym wyjątkiem.
- Nie musisz iść. - poinformował go, jakby czytał w jego myślach. - Pewnie i tak nie miałbyś co robić. - Zostawił walizy koło wejścia. - Zaraz wrócę. - mruknął i wszedł do środka. To nie tak, że ich separował, po prostu chciał w spokoju pożegnać się z bratem...
     Wyszedł po kilku minutach i na nowo wziął bagaż. Mieli już załatwiony samochód z szoferem, zdążył zostać o tym poinformowany zanim nawet sam zapytał.
     Izaya pokiwał głową i powlókł się za Shizuo. Ziewnął raz i drugi pokazując światu swoje uzębienie. Przetarł oczy i szedł dalej.
- Zabawne, ten urlop był tak aktywny, że nadal chcę spać. - zachichotał. W końcu spał całkiem sporo.
- Wyjątkowo aktywny- pokiwał głową z lekkim rozbawieniem. - Możesz spać w samo... - zająknął się. Samolocie?! - Wiesz co, może by poprosić o coś na uspokojenie przed odlotem... - mruknął niemrawo. - Wtedy ty się prześpisz, a ja przeczekam to w spokoju...
- Um... Możemy poprosić  o coś dla ciebie~! - zapewnił. - To w samolocie, czy jeszcze na planie, czy już na lotnisku~? - zapytał. Widział już auto i szofera. Kasuka się postarał, nie ma co.
- Wystarczy w samolocie przed startem. - zapewnił i włożył walizki do bagażnika. Wsiadł chwilę po Izayi. Ruszyli dość szybko.
- Powinno się je brać pół godziny przed lotem, żeby zapewnić optymalne działanie- mruknął. - Na pewno na lotnisku będą mieć takie w sklepie czy gdzieś... Znajdziemy je nie martw się~! - obiecał.
- Ta, to weźmiemy na lotnisku... Zdążymy, nie? - zerknął na zegarek. - Chyba zdążymy, zostanie nam to pół godziny na odprawę. - Byli już blisko lotniska, więc wszystko się mogło udać.
- TY weźmiesz. - poprawił go. - Ja się latać nie boję... Zresztą tyle siedziałem na dachach że nie ma w tym nic strasznego~! - Uśmiechnął się, łapiąc blondyna za rękę. - O, już się trzęsiesz~... - zachichotał.
- Nie sugerowałem, że ty weźmiesz, tylko, że my kupimy... Nie każ mi myśleć- warknął na niego w końcu.- Wcale się nie trzęsę! - zabrał rękę z jego uścisku. - Każdy człowiek minimalnie drży.- prychnął. No co, taka prawda.
- Ale ty drżysz bardziej~... - mruknął i spróbował złapać go znowu. - Co, wstydzisz się chodzenia z chłopakiem za rękę~? - zażartował.
- Izayaaa... - warknął, rzucając krótkie spojrzenie na szofera. Co on sobie myślał?!
- No już już, ten pan pewnie słyszał już o wiele dziwniejsze rzeczy~... - mruknął pobłażliwe, a szofer pokiwał głową. - Widzisz~?
- Nic mnie to nie obchodzi. - burknął i zapatrzył się w okno. Po krótkiej chwili dotarli na lotnisko i wysiadł, od razu zabierając się za bagaże. Podziękował za podwiezienie w imieniu ich obu i zerknął na Izayę, czy już jest gotowy do drogi. - Mamy dwadzieścia osiem minut. - poinformował go.
- Dobrze~! Masz bilety, idź na odprawę bagażową ja pójdę po tabletki~! - zaproponował. Oddalił się w stronę sklepu, licząc na znalezienie najmocniejszych dostępnych. W końcu Shizuo potrzebuje silnych leków... Inaczej nie zadziałają.
- Aha, idę. - Pokiwał i poszedł załatwić przelot ich bagażom. Następnie stanął w kolejce do wejścia na samolot... Była dość długa, więc w spokoju czekał na Izayę.
     Izaya znalazł tabletki, choć nie jakieś specjalnie mocne, po prostu standardowe. Westchnął, kupił i z opakowaniem poszedł szukać Shizuo. Znalazł go w połowie kolejki.
- Ne Shizu-chan, było powiedzieć, że pierwsza klasa, to cię wcześniej puszczą~! - mruknął.
- Szczerze nie bardzo się znam. - westchnął i patrzył jak Izaya podchodzi. - I co, znalazłeś te tabletki? - zainteresował się. Gdyby na pokładzie jakichś nie mieli, to to co zdobył Izaya było jego ostatnią deską ratunku...
     Izaya dumny pomachał paczuszką przed oczami blondyna.
- Uspokój się teraz trochę, mam~! A teraz...- złapał go pod ramię.- Chodź, wciśniemy nas jakoś do naszej klasy~! - Wyciągnął go z kolejki z zamiarem poszukania kogoś, kto ich wpuści.
- Mamy tyle czasu, że na spokojnie zdążylibyśmy tą drogą... - westchnął cierpiętniczo, ale dał się ciągnąć. Ciekawe, co Izaya zrobi tym razem, żeby go puścili z nożykiem. Odebrał mu tabletki i schował do swojej kieszeni. W końcu zaraz powinien je chyba wziąć, nie? Tymczasem pozostawił wszystko Izayi.
     Izaya zagadał osobę pilnującą początku i zmanipulował w taki sposób by wpuściła ich na pokład bez kontroli. W prawdzie Shizuo ją przeszedł razem z bagażową, ale on nie. Gdy weszli do pierwszej klasy i zostali sami, brunet odetchnął. - Już się bałem że mi cię zabierze. - przytulił się do nożyka.
- No wiesz? - Shizuo nie wiedział, czy się śmiać, czy pokręcić głową. - Lepiej go schowaj. Jeszcze będę zazdrosny, czy coś i ci go zabiorę, co wtedy? - Usadowił się wygodniej, wziął trzy tabletki i popił wodą, po czym wyciągnął pocky. Tyle powinno wystarczyć. - Szkoda, że nie pożegnaliśmy się z tamtą panią... - westchnął, mając to sobie za złe. - Musimy kiedyś tu wrócić. Co ty na to?
- To ja tu powinienem być zazdrosny, już tęsknisz za jakąś kobietą! Jeszcze ode mnie uciekniesz, osiądziesz na tej wyspie na stałe i bliżej zapoznasz się z wnuczką tej babci! - fuknął rozbawiony siadając obok. - I nawet chcesz tu wracać widzisz, przejrzałem cię!
- Już byś chciał mieć pretekst do odwrócenia kota ogonem. - parsknął i spojrzał przez okno. - Ale tak szczerze, chcę tu kiedyś wrócić. To był jeden z naszych najlepszych urlopów, nie sądzisz? - Spojrzał na niego z lekkim uśmiechem. Tyle czasu razem, bez ludzi dookoła. Jemu się to strasznie podobało.
- Jedyny... - Spojrzał na niego sceptycznie. Jestem informatorem nie mogę sobie wyjechać od tak, mam pracę... przypomnę ci, że urlopu wziąć nie mogę- westchnął.- Ale jak kiedyś się uda to możemy tu wrócić...- zapewnił go. Wyświetlił się komunikat „proszę zapiąć pasy”.- Oho startujemy~!- Izaya zaklaskał, zapinając swój pas. On lubił podróż samolotem. Patrzył na wszystko z góry, jak na dachu... tylko wyżej.
- I najlepszy. - dodał, rozbawiony. - No cóż, to świetnie, może kiedyś zdarzy się okazja... - zerknął na znaczek i pobladł lekko, zapinając pasy. - Chociaż może pomyślę o dopłynięciu statkiem. - stwierdził cicho.
- Haha~... - zachichotał równie cicho. - Mogę ci załatwić statek. - obiecał. - W ramach jakiejś rocznicy~!
- W ramach rocznicy mówisz... Ciekawy pomysł. - Uśmiechnął się blado. Wziął tabletki kilka chwil temu, ale jeszcze nie czuł się spokojny. - Chciałeś chyba spać, więc możesz już iść- westchnął i wsadził sobie pocky do ust. Co zrobi, jak nic nie zrobi, najwyżej się rozbiją... Ale chyba nie przy starcie.
- Ale się denerwujesz, więc postanowiłem zająć twoje myśli moją nieskromną osobą~! - Uśmiechnął się wesoło i zapozował dumnie - No, możesz zacząć mnie wychwalać~!
- Tak, tak... Zacząłbym, ale może nie przy ludziach. - Znów uśmiechnął się słabo, nie mogąc przestać myśleć o wypadkach. - Sądzisz, że ile tabletek mi zaszkodzi? - westchnął, opierając się o oparcie. Startowali.
- A ile wziąłeś? - Przewrócił oczyma. - I wiesz co, w pierwszej klasie znów jesteśmy tylko my więc~... zaczynaj~! - Czekał zaciekawiony co też blondyn wymyśli... W końcu nie prawił mu komplementów nigdy... Chyba że podczas zbliżenia "jesteś słodki" i tyle.
- Trzy. - westchnął, próbując się skupić. Popatrzył na niego, zamyślając się. Jego spojrzenie trochę zmętniało, tabletki w końcu zaczynały działać... - Masz kuszące usta... Słodko się rumienisz... Czasami potrafisz nieźle zirytować, ale to też twój urok. - ugryzł pocky. - Grunt, że potrafisz też czasem czytać w moich myślach. - Uśmiechnął się do niego. Spokój był niesamowitym uczuciem... - I stać się uroczym zanim naprawdę się wkurzę. Kiedyś cię nie lubiłem za te manipulacje, ale w tej chwili to raczej twoja zaleta- zauważył. Chyba tylko dzięki temu nie kłócili się tak często.
     Wyświetlił się komunikat, że samolot już ma dobry pułap i można odpiąć pasy. Izaya więc szybko wyplątał się i przytulił do blondyna.
- Cieszę się, że jednak mnie polubiłeś~! - przyznał. - Dziwi mnie, że lubisz też manipulację, ale skoro to część mnie, to się cieszę~!
- No i właśnie dlatego, że to część ciebie. - Nachylił się na tyle, by musnąć jego usta. - Tabletki już zaczęły działać, więc jak chcesz możesz się położyć... - zauważył. Miło, że pomagał mu przetrwać tę podróż i nawet się z niego nie śmiał.
- Postaram się wytrzymać. - obiecał, przesiadając się blondynowi na kolana. - Choć Shizu-chan jest taki cieplutki~... - zamruczał zadowolony.
- Lepiej, żebyś jednak się wyspał, póki możesz... - zwrócił mu uwagę, głaszcząc go po włosach. - O i masz mięciutkie włosy... - mruknął, przeczesując je powoli i w jednostajnym rytmie. Wtulił jego głowę w swój bark. - Wygodnie ci? - zamruczał, starając się sprawić, by zasnął i odpoczął trochę.
- Bardzo~... - Postarał się ukryć ziewnięcie i wtulił się mocniej. Na prawdę był zmęczony. - Ne Shizu-chan... Tyłek mnie boli po tym jeziorku. - westchnął.
- Wybacz, nie wiem, co ci podłożyć, żeby było ci wygodnie. - Zsunął dłoń na jego plecy. Głaskał go teraz po głowie i plecach, powoli, uspokajająco. - Może po prostu się rozluźnij... Nie myśl o tym... - mruczał cicho tuż koło jego ucha, czując, jak Izaya powoli robi się coraz bardziej senny.
- Jesteś okropny. - wymruczał raz po raz powstrzymując opadającą głowę i klejące się oczy. - Poproś obsługę o koc... - mruknął sennie.
- Przepraszam. - uśmiechnął się lekko i zawołał cicho stewardessę. Poprosił o koc, a ta, nie dziwiąc się nawet, że Izaya siedzi na jego kolanach, przyniosła po chwili ciepły kocyk, którym okrył swojego chłopaka. Kawałek zwinął i wsadził mu pod tyłek, żeby było mu wygodniej i żeby miał bardziej miękko. Wrócił do głaskania go po głowie. - Śpij... - szepnął jeszcze, dając mu zasnąć jak najwygodniej.
- Poczekaj... - mruknął rozcierając oczy. Zszedł z blondyna i położył się na siedzeniu obok. Podkulił nogi a głowę położył Shizuo na kolanach. Zawinął się w kocyk niczym w kokon i zamruczał, wiercąc się, żeby było mu wygodnie.
- Miłych snów... - mruknął leniwie, odgarniając mu włosy z czoła i opierając głowę o fotel. Jeszcze mieli dużo czasu do przylotu.
- Mhm....- odmruknął, przekręcając się ostatni raz. Jego oddech pomału zwalniał, a on sam odpływał w jakąś senną krainę.
     Blondyn z uśmiechem zapatrzył się w jakiś film, który puścili na czas podróży. Dostał słuchawki i nie musiał budzić Izayi Po drodze podjadał słodycze i zastanawiał się już nad następnym wolnym. Przyjemnie...
     Tak zleciały godziny, aż w końcu musieli się obudzić i wyjść z samolotu.
     Izaya niezadowolony przetarł oczka i mruknął coś zły. Shizuo wybudził go z takiego pięknego snu o ootoro. Wielkim soczystym ootoro...
- Co jest Shizu-chaan...? - jęknął rozdrażniony.
- Zapinamy pasy i lądujemy. - Zapiął już swoje. - No, wstawaj. - Pomógł mu wyplątać się z koca.
- Co... Za szybko. - jęknął niechętnie, wygrzebując się z posłania. Zobaczył komunikat. Shizuo nie żartował... niestety. Niechętnie usiadł i zapiął pas.
     Wylądowali. Shizuo odpiął pasy i odetchnął z ulgą. W końcu...
     Zabrał swój bagaż podręczny i pomógł Izayi się ogarnąć. Odcisnął mu się lekki ślad od leżenia, na jego udzie, na policzku.
- Może cię poniosę? Wyglądasz na sennego... I masz tu ślad. - Przesunął palcem po zaróżowionej skórze.
- Nieważne. - Brunet nadal zaspany potarł policzek. - Nie, przejdę się... Muszę się obudzić. - mruknął  - Jak ci minęła podróż? - Ocknął się. - Nie tak jak strasznie jak wcześniej? Nie budziłeś mnie przerażony więc...
- Nie było potrzeby cię budzić. - uspokoił go. Rozejrzał się, czy niczego nie zostawili. - Dobra, wychodzimy- skinął do stewardessy i podziękował za jej pracę, po czym wyszli. Teraz tylko odebrać bagaże i do domu.
- Na pewno? Poprzednim razem nie zniosłeś tego najlepiej... - dopytywał się. Zobaczył jak Shizuo wyrzuca paczkę po pocky do kosza- I jadłeś słodycze!- oburzył się- Jak masz chorobę lotniczą?
- Nie mam choroby lotniczej. Tylko nie lubię latać, bo przez te dwa loty przeżyłem setki kolizji lotniczych- burknął i złapał go za rękaw, ciągnąc po bagaże. - Dobra. Teraz do domu i jeszcze sobie pośpisz... - zabrał walizki i ruszył do wyjścia, starając się nie zgubić Izayi w tłumie.
     Izaya złapał Shizuo za jedną rękę drugą wciąż przecierając zaspane oczka- Nie wiem czy w domu się wyśpię- przyznał z kwaśną miną.
- Dlaczego by nie? Chyba nie wiedzą, gdzie jesteś i kiedy wracasz, nie? - spytał, mając na myśli jego zleceniodawców. W sumie teraz miał wyrzuty, że go tak wymęczył... Ale nie mógł tego cofnąć.
- Przejeżdżamy z lotniska do domu. - zwrócił mu uwagę. - Jak choć jeden członek... czegokolwiek się dowie, to zaraz będą wydzwaniać. A na pewno się dowiedzą. Nawet na forum Dolarsów wystarczy "Orihara Izaya wrócił"... Wszyscy są w Dollarach Shizu-chan... - ziewnął.
- Czujki wszędzie... - burknął niechętnie i wyjął telefon. Wstukał coś, po czym dostał odpowiedź. - Mamy szczęście. Kadota z paczką nas podwiozą. Przynajmniej oni powinni nic nie wygadać...
     Izaya popatrzył na niego powątpiewająco- Mówisz o grupie w której jest Erika, która jeśli tylko nas zobaczy w stanie wakacyjnym i mnie w wymęczonym pomyśli sobie coś... co będzie prawdą... i NA PEWNO napisze o tym na forum... albo na jakiejś stronie dla Yaoistek. - westchnął wlokąc się za nim.
- To użyjesz swojego czaru i poprosisz, by wytrzymała do jutra. Albo i ja to zrobię. Grunt to dotrwać do jutra... prawda?- zauważył i podszedł z nim do wyjścia. Van przyjechał, więc szybko się z nim przemknął, prosząc tylko Kadotę o pomoc z walizkami.
- I tak powie...- westchnął tylko otwierając drzwi z tyłu. Z przodu siedział Dota-chin i Togusa więc musieli usiąść obok tych gadatliwych otaku. Izaya westchnął w myślach i glebnął się na kanapę. O nie, nie ma mowy jest zbyt zaspany na wesołego siebie.
- Oya oya, Shizuo-kun, wymęczyłeś Izayę~? - zainteresowała się od razu Erika.
- Nie, to jakieś interesy tej pchły- wzruszył ramionami. - No i ukrywanie się. Jak do jutra ktoś się dowie, że jest w Tokio, pewnie go zabiją. - skłamał obojętnie.
- Więc musisz go bronić~! Wtedy to byłaby taka heroiczna akcja, w której~...
- NIE BĘDĘ go bronić. - przerwał jej głośno. - Po prostu nikomu nie mów, jeśli chcesz nas jeszcze kiedyś parować. - prychnął.
- Więc mogę~?
- Paruj sobie do woli, ale chociaż do jutra ma mieć spokój.
- Więc jednak się o niego troszczysz~! - Shizuo prawie strzelił siebie samego w twarz, ale nie skomentował tego. - Yaaay~! To takie słodkie, kiedy seme... - Walker musiał jej zatkać usta dłonią, przynajmniej na tyle, by jej bełkot stał się niewyraźny, bo Shizuo już był gotów uciszyć ją własnoręcznie. Co za dużo, to niezdrowo.
     Izaya może i był śpiący, ale przez paplaninę tej dwójki jednak jeszcze nie spał. Obudziła się jego wredna cząstka więc postanowił trochę zażartować. Przekręcił się kilka razy i uznając, że tu niewygodnie, na co oczywiście Togusa się oburzył i zaczął wychwalać vana, Izaya przesiadł się tak by leżeć blondynowi na kolanach. Zwinął się w kłębek, twarz miał obrócona w stronę blondyna.
- Lepiej~...- mruknął znów starając się spać.
     Shizuo tylko pokręcił głową, patrząc na niego i zasłonił mu niezasłonięte ucho, gdy Erika zaczęła piszczeć jeszcze głośniej. Po tych całych tabletkach sam nie chciał zbytnio się złościć. Pokazał tylko brunetce, by była ciszej i poprosił raz jeszcze, by do jutra fangirlowała w samotności. Mieli jeszcze kilkanaście minut do domu, a Izaya powinien przespać się jeszcze trochę. W końcu czuł się poniekąd winny jego zmęczeniu.
     Izaya czuł coś na kształt wdzięczności do swojego chłopaka za ochronienie jego bębenka. Ta wariatka krzyczała głośniej niż Shizuo kiedy był zły. Przysunął się więc bliżej torsu Shizuo i wtulił w  blondyna nos. Co z tego, że to w sumie było jego krocze. Był zmęczony, a Shizu-chan na pewno zaspokojony, więc powinno obyć się bez problemów. Usłyszał jednak kolejny pisk i się skrzywił.
- Jak będziesz tak robił to ogłuchniesz. - stwierdził Shizuo, próbując ukryć rozbawienie. Odsunął go od swojego krocza i znów zakrył jego ucho.
- Erika, uspokój się, on śpi. - postanowił uspokoić ją Kadota.
- Ale... Ale... Jestem pewna, że Shizuo-san się po...
     Walker całą drogę musiał utrzymywać ją w jako-takich ryzach.
     Izaya po pewnym czasie leżenia w spokoju, naprawdę zaczął zasypiać. Zamruczał coś lub westchnął sobie od czasu do czasu... Przyjemnie się jechało van kołysał lekko, a dzięki Shizuo poduszka Izayi była ciepła i mięciutka, czego mógł jeszcze chcieć?
     Blondyn poczekał, aż dojadą i poprosił Walkera, żeby trzymał Erikę jak najmocniej, po czym otworzył drzwi i wyniósł Izayę na zewnątrz, każąc mu wstać. Postawił go na ziemi i docucił przynajmniej na tyle, by trzymał się na nogach, po czym zabrał się za bagaże. Pozostawało tylko dotrzeć do domu. Przeniósłby Izayę na rękach, ale tego to już na pewno otaku-maniaczka by im nie odpuściła.
-Miałeś mnie nieść~~!- jęknął rozżalony, chwiejąc się lekko z zaspania.- Obiecałeś! Mówiłeś że mnie zaniesiesz w samolocie! I w tej łódce! - marudził jak dzieciak zerkając na Shizuo aż wyjmie wszystkie bagaże.
- Ale ty jesteś uparty... Dzięki, Kadota... Izaya, nie upadnij przypadkiem! - Poprosił Kadotę, by odjechali jak najszybciej i podszedł z bagażami do Izayi. Gdy van odjechał z piskiem opon, przykucnął nieco. - Musisz mi wsiąść na plecy. - westchnął.
     Izaya pokiwał głową i szybko wdrapał się na blondyna. Wtulił nos w jego włosy i zamknął oczka.
- Już mogę spać?
- Możesz, tylko się trzymaj. - Zaniósł go do domu, otworzył drzwi, postawił walizki i trzymając go jedną ręką pod tyłkiem, zamknął za nimi. Teraz czas najwyższy położyć Izayę do łóżka...
     W połowie drogi do sypialni rozdzwonił się telefon bruneta. Informator mechanicznie odebrał urządzenie zaczynając swoją standardową formułkę.
- Moshi, moshi Orihara des~u... - brzmiał na wesołego i rozbudzonego pokiwał parę razy głową, coś pomruczał wymienił z rozmówcą kila złośliwości i rozłączył się. - No... puść mnie słyszałeś... Mam pracę - westchnął.
- Wiem, że masz pracę... - warknął i powoli posadził go na łóżku. - Ale chyba nie dziś...? Dziś masz jeszcze urlop! - stwierdził groźnie. Skąd ta informacja przeciekła?! Mógł powiedzieć, że jest daleko stąd i co cholery się wyspać!
- Nie, Shizu-chan puść... muszę - ziewnął - iść...
     W odpowiedzi Shizuo jedynie przygwoździł go do łóżka i pocałował zaborczo.
- Pójdziesz? - rzucił zły. - Nie puszczę... No więc?
     Izaya westchnął i odwrócił głowę w bok, tak by nie patrzeć na blondyna.
- Jak zostaniesz tu ze mną do rana to nie pójdę... - bąknął. - A jak ktoś tu przyjdzie możesz go uciszyć... Nie ważne, czy na dobre, czy tylko chwilowo. - westchnął wtulając się w ciepłe ciało.
- I prawidłowo. - Blondyn położył się obok niego. Jeszcze do końca dnia mieli urlop.