Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

sobota, 31 października 2015

Shizaya/ Izuo - "Pamiętaj, czekoladowa babeczka zawsze będzie na ciebie czekać w mojej kuchni"

Hejo hejo~...
Jak się bawicie w dzień Halloween~? Kto obchodzi, a kto nie?
Zresztą w obu przypadkach życzę wam dziś przyjemnego odpoczynku~... Należy się z racji weekendu. x3
Nie wiem, co więcej dodać, więc dziś krótko, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i NIE zajedzie pedofilią jak niektórym... x'3
Enjoy!

Inu-chan proszę cię... ostatnie zdanie tak? XD ostatnie zdanie...
A no i właśnie... tutaj nie ma wielkiego yaoi czy nawet shiunen-ai więc niech nikt się nie martwi x3
Cóż... mam nadzieję, że wy się cieszycie z racji choćby tego, że jest weekend... ja na przykład wpadłam w szał fotografowania mojej wydrążonej dyni i mojego kota siedzącego koło niej >q< przeuroczy widok!
No nic... pamiętajcie o nakarmieniu psiaków (brenek niezmiennie po prawej) i Enjoy~...




     Dni powoli stawały się coraz chłodniejsze. Mimo to dzieciaki z wioski nie znały pojęcia "zimno", gdy wyprawiały się na pobliską łąkę. W tym także niepozorny szatyn, który w tym właśnie momencie spocony, z krzykiem na ustach wbiegł między nieco spłoszone dzieciaki i wykonał popisowe kopnięcie, po którym styrana piłka wbiła się w prowizoryczną bramkę, a nawet przez nią przeleciała. Zadowolony odetchnął, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Zniknął jednak, gdy został obrzucony wrogimi spojrzeniami nawet przez kolegów z drużyny. Ich stara, jednak zarówno ostatnia piłka poleciała daleko między drzewa przez siłę, z jaką została wyrzucona. Zdenerwowany tym, że również stracił ją z oczu, a więcej ich nie mieli, powlókł się jej poszukać.

     Izaya niósł właśnie kolejny już karton ze swoimi rzeczami licząc, ze pozostawi go w przedpokoju tak samo jak sześć które niósł przed nim. W chwili w której miał zamiar stanąć na drugi stopień niewielkich schodków prowadzących do drzwi coś z szumem przecięło liście pobliskiego drzewa i spadło prosto do kartonu bruneta. Po brzdęknięciu można było sądzić, że jedna z ramek na zdjęcia została właśnie rozbita. Izaya obejrzał się zaskoczony i zobaczył, jak pomiędzy krzakami przedziera się szukający czegoś dzieciak.
- Ładny strzał! - krzyknął chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
     Poharatany gałązkami i dwa razy poparzony przez pokrzywę, Shizuo mimo wszystko przedzierał się przez drzewa i krzaki. Wkurzony kopnął zerwaną gałąź i nachylił się, by spojrzeć pod kolejny krzak. Słysząc czyjś głos jednak poderwał się i rozejrzał czujnie. Skinął głową na komplement, jednak dalej skamieniały i wyprostowany jak struna stał w miejscu. Nie wiedział w końcu co ten obcy tam tak właściwie robił.
- Mógłby pan odkopnąć piłkę? - odkrzyknął, widząc znajomą, obdrapaną kulę w kartonie bruneta.
- Odkopać ciężko, ale oddać mogę. Chodź tutaj~! - krzyknął i zachwiał się lekko, przekładając karton do jednej ręki, a drugą wykonując zapraszający gest. - Może na to nie wygląda ale mam ciastka~... - dorzucił zachęcająco.
     Shizuo kopnął kamyk, ukrywając wahanie. W końcu żeby to raz słyszał, że do obcych nie wolno się zbliżać... Ale skoro radził sobie z rozszalałymi psami, które szczekały na jego brata, to chyba poradziłby sobie i z tym dziwnym gościem. Tak przynajmniej sobie wmawiał. W domu miał tymczasowy zakaz na ciastka.
     Podchodząc, zlustrował go dokładniej nieufnym wzrokiem. Ani ten wesoły uśmieszek, ani ciemne ciuchy, a już tym bardziej czarna peleryna nie wzbudzały w nim zaufania. Do tego kusił go na ciastka. Zabrakło tylko szczeniaczków w piwnicy.
- Mogę? - spytał, wskazując podbródkiem karton. Ręce wsadził w kieszenie, niedbale, jakby te ciastka go zupełnie nie obchodziły. Ale skoro proponował...
- Mhm~. - Izaya przykucnął, pozwalając zabrać dziecku z kartonu swoją własność.
Otworzył drzwi do domu, pokazując przybyszowi małą kartonową armię stojącą w przedpokoju. - Uważaj, żeby się nie przewrócić. Umyj ręce i chodź do kuchni~... - zaproponował z łagodnym uśmiechem ustawiając nowo przybyły karton w rządku z innymi.
- Nie jestem ciamajdą. - mruknął, wchodząc i rozglądając się uważnie w poszukiwaniu toalety. Dość daleko w tym lesie zaszedł, nie spodziewał się w ogóle, że jest tu jakiś dom. Zwłaszcza z kimś w środku... - Wprowadza się pan? - rzucił, otwierając jedne z drzwi. Pudło, schowek. Otworzył więc kolejne i dopiero wszedł do środka, odkładając piłkę, by umyć szybko ręce. Spuścił ciemną wodę, potem rozchlapując nieco tą czystą. Otrzepał ją z rąk i wyszedł, szukając wzrokiem nieznajomego.
- Powiedzmy, ze zaczynam nowe życie. - mruknął bardziej do siebie niż do przybysza i uśmiechnął się tajemniczo pod nosem. Wyjął z jednego z kartonów talerzyk i po opłukaniu i wytarciu go wyłożył na niego ciastka. Po chwili zastanowienia wydobył też rondelek stwierdzając, że ciepłe mleko powinno pasować do ciastek. Widząc kątem oka niepewną brązową czuprynę wyglądającą przez drzwi uśmiechnął się wesoło i znów kiwnął zapraszająco, tym razem wskazując na jedno ze stojących w kuchni krzeseł.
- Nowe życie? - powtórzył, wdrapując się na krzesło. Sięgnął po ciastko, ale wzrok utkwił w rondelku. Wyciągnął szyję, żeby dojrzeć, co jest w środku. - Mleko? - szepnął pytająco, starając się ukryć zadowolenie. Ugryzł ciastko, unosząc ciekawy wzrok na gospodarza. - Jestem Shizuo. - dodał głośniej i wyraźniej, po czym wstał, obszedł stół i wyciągnął do niego rękę.
     Brunet skupił się na mieszaniu mleka w garnku. Gdy było gotowe przelał je do kubka i ustawił na blacie.
- Mleko~! - zgodził się wesoło z chłopcem podsuwając kubek bliżej niego. Chciał usiąść naprzeciw chłopca i porozmawiać z nim chwilkę, toteż lekko się zdziwił gdy dziecko wstało, stanęło przed nim i przedstawiło się poważnym tonem. Cóż... Rozbawiło to lekko bruneta. - Izaya. Miło mi cię poznać Shizu-chan~... - Przykucnął uśmiechając się i tłumiąc wesołość, i uścisnął dziecięcą rączkę.
- Nie ,,Shizu-chan", Shizuo. - poprawił go i trzepnął lekko w ramię zaraz po przywitaniu. Ledwie go musnął, ale to było jasne, że nie podobało mu się to zdrobnienie. Nim ten wstał, szatyn znów wdrapał się na krzesło i ugryzł ciastko, po czym popił je słodkim mlekiem, wpatrując się w niego. Nie mógł się jeszcze zdecydować, czy mu zaufać. Ale dał mu ciastka i mleko bezinteresownie, to już był spory plus. Oblizał mleczne wąsy. - Co się stało z twoim starym życiem? - ponowił pytanie, po przedstawieniu się już płynnie przechodząc na ty. Form grzecznościowych używał tylko kiedy musiał. Albo chciał.
- Ale Shizu-chan o wiele bardziej do ciebie pasuje... - żachnął się brunet przysiadając na drugim krześle. Na kuchence zagwizdał czajnik, więc Izaya wstał szybko, zalewając przygotowaną sobie wcześniej w kubku kawę. Uśmiechnął się i wraz z kubkiem wrócił do stołu. Pomieszał kilka razy łyżeczką chcąc, by drobinki kawy opadły na dno, po czym oblizał łyżeczkę i ustawił ją na kubku. - A moje stare życie zwyczajnie się skończyło. Nie ma co rozpamiętywać. Bardziej ciekawi mnie co taki mały chłopiec jak ty robił tak głęboko w lesie. - Przyjrzał mu się zaciekawiony.
- Nieprawda. - zaprzeczył, marszcząc czoło. Miał go za dziecko, czy co? Pf. Wiek nie czyni dziecka... Był już dorosły! Duchem. - Rozumiem. - dodał słysząc jego wyjaśnienie i tylko skinął na korytarz, gdzie zostawił swoją zabawkę. - Piłka nam zniknęła z oczu. Za mocno kopnąłem. Zdarza się. - mruknął, nie chcąc tłumaczyć, że grali aż na łące i że czasem zdarza mu się... dziwnie nadużyć siły. Tylko nieznajomego chcącego go zbadać albo zamknąć mu brakowało.
-"Graliśmy"? To znaczy, że jesteś tu z przyjaciółmi? - zapytał upijając łyk kawy. Była gorąca, ale pyszna. - Nie martwią się o ciebie? Najpierw znika wam piłka, a później sprawny strzelec~... To dość niepokojące. - zauważył. - Jeśli chcesz możesz ich też zaprosić na ciastka. Mam ich całkiem sporo. - zapewnił.
     Ścierając okruszki z brody, a potem wymijająco strzepując je z koszulki, pokręcił z werwą głową.
- Zajmą się pewnie berkiem, czy coś. Piłkę im oddam później. - Podniósłszy wzrok złapał za mleko i ze smakiem dopił cały kubek nim ostygł. - Zostali na łące i nie chce im się pewnie latać po lesie. Jakby im się chciało nie opędziłbyś się przed słodyczożercami. - dodał, pomijając to, że sam strasznie lubił słodycze. Przecież on go nie naciągał! Sam zaproponował, to się zgodził.
     Izaya zachichotał. Ten dzieciak wydawał mu się uroczy.
- Nie przeszkadzałoby mi to. Nie lubię słodyczy. - mruknął podsuwając Shizuo jeszcze bliżej talerzyk z ciastkami. - Więc nie byłbym zły, gdyby znalazł się ktoś kto zjadłby je za mnie~... Znasz może kogoś takiego? - dopytał wpatrując się w niego intensywnie. Był ciekaw reakcji.
- Nie lubisz słodyczy... - powtórzył powoli, po czym spojrzał na niego nieufnie i obrócił ciastko w palcach. - Zatrułeś je? - spytał wprost, pokazując na ciastko. Nie lubi słodyczy, a kupił ciastka, których nie ma kto zjeść. - Jesteś dziwny. - dodał, podsuwając mu bliżej swój kubek po mleku, patrząc mu przy tym w oczy. Miał nadzieję, że domyśli się, że do większej ilości ciastek potrzeba oczywiście mleka. - I mieszkasz sam, nie?
     Izaya nie wytrzymał i roześmiał się serdecznie.
- Twierdzisz, że są zatrute, ale mimo to chcesz je zjeść? - Przewrócił oczyma i zabrał od szatyna kubek zaraz wlewając go garnuszka mleko i znów je podgrzewając. - I niby to ja jestem dziwny, co? - Spojrzał przekornie na chłopczyka opierając się rękoma o blat szafki obok kuchenki.
- I tak pewnie nic mi nie będzie. - żachnął się i mniej chętnie ugryzł ciasteczko. Po tym popatrzył na niego opierając głowę na dłoni. - Jesteś baardzo dziwny. Ale chyba niegroźny. - dodał pojednawczo, po czym rozejrzał się. - Nie ma tu zegarka?
- A skąd ta pewność? - Izaya uniósł jedną brew. Shizuo był naprawdę dziwnym dzieckiem, ale mimo wszystko sympatycznym. - Co gdyby się okazało, że to jednak nie czekolada a trucizna co? - mruknął przelewając mleko z garnuszka do kubka i znów stawiając go przed Shizuo. - A zegarek o który pytałeś jest pewnie w jednym z kartonowych żołnierzy stojących w przedpokoju~...
- Na mnie nie działają trucizny. - stwierdził pewnie, otwierając trzymany w palcach kawałek, żeby zobaczyć nadzienie. Polizał. - A to smakuje zupełnie jak czekolada. - dodał i zamoczył kawałek w mleku, po czym zjadł. - Hmm... Pomóf fi sie wypakofać? - zapytał bez dłuższego namysłu. Skoro już go tak bezinteresownie częstował to wypadałoby się odwdzięczyć, nie?
- Nie mów, że wziąłeś to na serio Shizu-chan~... - Spojrzał na niego zdziwiony. Czyżby ten uroczy szatynek nie wiedział na czym polega sarkazm? - A pomoc przy rozpakowaniu by mi się przydała. - Podrapał się po głowie. - Choć pewnie ty wolisz się pobawić z innymi, więc nie będę zabierał twojego czasu. - Pogłaskał go po głowie kudłając mu przy tym włoski.
- Nie dodawaj ,,chan", nie jestem dziewczyną! - fuknął na niego, odsuwając jego rękę, marszcząc brwi. - Mogę pomóc. - dodał spokojniej. - Mam czas. A tobie przyda się czyjaś pomoc, widziałem, jak się męczyłeś z tym kartonem. Powiesz mi tylko co i gdzie. - Złapał za mleko, wypił całą szklankę i otarł górną wargę, po czym wstał wzdychając cicho i przeszedł do przedpokoju. - Od czego zaczynamy? - zapytał, rozglądając się, a potem spoglądając na niego nieco niepewnie. - Możesz mi dać coś przenieść, jak jest dla ciebie za ciężkie. - odezwał się niemal dorosłym tonem.
     Izaya rozbawiony poszedł za chłopcem nie mogąc się nadziwić jego osobliwemu stylowi bycia. A mówił, że to on jest dziwny... Przykucnął przed Shizuo tak by ich oczy były na tej samej wysokości.
- Chwila, chwila skoro mnie było ciężko to nieść to jak mógłbym pozwolić targać to małemu chłopcu. A przez to, że jesteś mały będę nazywał cię "Shizu-chan" jeśli chcesz, żebym przestał to urośnij! - powiadomił go wesoło znów pacając go po głowie. Nic nie mógł poradzić na to, ze polubił ten gest. Jego mały towarzysz zabawnie się wtedy naburmuszał.
- Piję mleko, więc jestem silny, ale i tak wolno rosnę. - powiadomił go. No nie jego wina, nic się z tym nie dało zrobić. I jeszcze Izaya zachowywał się, jakby faktycznie był dzieckiem... Znaczy był, ale co z tego? Nie musiał od razu kucać i pacać go po głowie jak dobrotliwa ciotka. Tracił przez to na powadze. - I na pewno jestem silniejszy niż ty! - prychnął, po czym wyrwał się, żeby złapać za któryś z kartonów. Najtrudniej było go objąć, ale że zrobił to od krótszego boku, to się udało. Wyczuwał, że jest ciężki, bo to ten sam, który Izaya dopiero co wniósł. Po czym go podniósł. Lekko się zarumienił z początkowego wysiłku, ale dał radę. Zawsze dawał. Przynajmniej kiedy pomagał w ten sposób zwykle go chwalono. Czy to starsza pani z koszykiem, czy mama z przesunięciem jakiejś szafy... - No? To gdzie to przenieść? - Uśmiechnął się mimowolnie, dumny z siebie, czekając na zaskoczenie bruneta.
- Dobra, dobra jesteś silniejszy ode mnie, zgoda. - Izaya szybko podniósł się z kucek i podszedł do blondyna chcąc od niego zabrać karton. - Ale nie bierz ciężkich rzeczy bo coś ci się stanie. Jeśli naprawdę chcesz mi pomóc to mam też inne kartony. - Olśniło go. Miał przecież parę lżejszych, ale większych, na przykład te z ubraniami czy pościelą.
- Mhm. Ale z tym sobie nie radzisz. A ja tak. - Obrócił się do niego tyłem, zaraz spokojnie maszerując w stronę najbliższego pokoju. Dalej się uśmiechał pod nosem, choć reakcja nie była taka, jak się spodziewał. A może to nawet lepiej, może tego potrzebował. Nie traktowania go jak niewytłumaczalnego mutanta. Może dlatego tak nagle poweselał. Jednocześnie postanowił, że nie da z siebie robić dzieciaka. Skoro mógł pomóc, to wypadałoby tę pomoc przyjąć. Po co robić coś samemu i się męczyć, kiedy ktoś dla kogo taka rzecz jest łatwa może to zrobić za ciebie? No i zasłuży sobie na te ciastka. Żeby nie było, że je wyżebrał. I mleko też. Czekał tylko żeby mu powiedzieć, który to pokój. - Jak mi nie powiesz gdzie to, to zacznę tam. - dodał, prawie docierając do framugi.
- Hej Shizu-chan a co jak się przedźwigniesz i będę miał cię na sumieniu, co? - zapytał idąc za nim z lżejszym pudełkiem w ręku. - A to ma iść na górę do biblioteczki. - dodał widząc, że jak tak dalej pójdzie to Shizuo zostawi je w toalecie... Choć niewątpliwie książki i w takim miejscu byłby przydatne.
- Powiedz mi to kiedy... Um... No nieważne. Nie przedźwignę się. - Wypiął pierś dumnie, tak naprawdę żeby utrzymać odrobinę ciążące pudełko i zmienił kierunek na schody. Powoli, ale sukcesywnie dotarł na górę. Tam przystanął, żeby zlokalizować odpowiedni pokój. To było dość trudne, z racji tego, że były zamknięte. - Kupujesz dużo mleka, czy masz własną krowę? - zagadnął, co wbrew pozorom było dla niego bardzo ważne.
- Nie kupuję i nie mam krowy. Tylko dziś przypadkowo znalazło się w mojej lodówce. Miałeś szczęście. - zapewnił szatyna wchodząc za nim z uwagą po schodach. Żeby mu tylko nie upadł. - Ale jeśli będziesz wpadał częściej nic nie stoi na przeszkodzie, żebym je kupować. Ciastka upiec też mogę. Ne Shizu-chan a lubisz może czekoladowe babeczki?
- Lubię wszystko z mlekiem i czekoladą. - potwierdził, stawiając pudełko w przedsionku tych wszystkich pokoi. Zajrzał z lekkim wahaniem za pierwsze. Sypialnia, najwidoczniej. Co dalej? - A najlepszy jest budyń. - dodał wskazując drugie drzwi i patrząc na niego z oczekiwaniem. - Ale samo mleko też jest ważne. Powinieneś je mieć. - zapewnił, jakby od tego zależało dobro osobiste Izayi.
- Dobrze, postaram się mieć trochę na wypadek gdyby jakaś zabłąkana piłka znów wylądowała mi w rękach. - zgodził się opierając o balustradę schodów. Z zaciekawieniem przyglądał się Shizuo stającemu na palcach i otwierającemu po cichu i niepewnie po kolei drzwi po drzwiach. Ta scena miała dla Izayi jakąś nieopisaną dziecięcą słodycz i niewinność której wiedział, że nie powinien przerywać.
- Mhm... Dobrze. - mruknął, nie bardzo go słuchając. Wszedł do jednego z pokojów i rozejrzał się w środku. Widział już ładnie zmontowane, ciemne regały, ale żeby ich było aż tyle? I wszystko to widać na książki... A może oprócz tego miał jakąś kolekcję którą chciał wystawić? A potem odkurzać? - To tu, nie? - zapytał, wracając do przedpokoju i podnosząc pudło. Nic innego nie mogło być tak dobrze dopasowane i ciężkie, jak nie książki. Chyba.
- Mhm. - Izaya pokiwał głową ruszając za Shizuo do biblioteki, która mała być również jego gabinetem. Swoje pudełko odstawił na biurko. Przez chwilę grzebał w nim zastanawiając się co w sumie przywiózł. Nie przypominał sobie, żeby coś poza książkami, papierami, lampą i czymś do pisania było mu potrzebne... Ale żeby lampka zajmowała aż tyle miejsca. - Miałem tu jeszcze postawić zdjęcie, ale pewna piłka mi je pobiła. - mruknął do siebie, przyglądając się pustemu biurku. No cóż... I tak nie potrzebował zdjęcia.
- Mh... Przepraszam. - mruknął szatyn, stawiając pudło na dywanie. Podrapał się w kark, opuszczając drugą rękę. - To było coś ważnego? - dopytał, w sumie ciekawy, co za zdjęcie Izaya chciał tam stawiać. Kogoś ważnego? Rodziców? Żony? Dziecka? I czemu tego kogoś nie było z nim? Komu chciałoby się mieszkać tak daleko od wioski i to całkiem samotnie? Przecież to było kompletnie zdziwaczałe. Chociaż nie w tym bardzo złym sensie. Mężczyzna był całkiem miły, a nawet niezwykły na swój sposób. Zbyt miły jak na dziwaka...
- Nic się nie stało. Zdjęcie jest całe, tylko ramka pęknięta. Nie martw się. - Uśmiechnął się głaszcząc go po głowie. Drugą ręką wydobył fotografię z kartonu. Pokazał ją Shizuo przykucając obok niego. - Co widzisz? - zapytał zaciekawiony. Prawdopodobnie Shizuo dostrzeże tylko lustro i kawałek blatu na którym stoi aparat, który właśnie robi zdjęcie. - To moje pierwsze zdjęcie. - dodał z pewną nutą dumy w głosie.
     Szczęka opadła chłopcu sama. Wpatrywał się w niego zdumiony, nie samym tym, że Izaya sam robił zdjęcie ale raczej... jego zawartością. Zwykle ludzie robili zdjęcia sobie, a tu...
- Kawałek pokoju i lustro. - odparł w końcu zgodnie z prawdą. Przekrzywił głowę, ale to nadal było to samo. Dziwak. Zwariowany dziwak. Bardzo ciekawy dziwak. Shizuo spojrzał za okno i zmarszczył brwi. - Chodź po więcej kartonów. - Pociągnął go za rękaw, żeby zostawił to wszystko i szedł po więcej. - Zachody idą coraz szybciej.
     Izaya zaśmiał się serdecznie wychodząc z pokoju za śpieszącym się chłopcem.
- Hej, hej nie uciekaj tak szybko bo mi jeszcze ze schodów spadniesz~... - Uśmiechnął się idąc za nim i zanucił sobie coś pod nosem. Wpatrzył się w plecy Shizuo i zaczął snuć swoją krótką opowieść. - Zrobiłem to zdjęcie jako dziecko. Ustawiłem aparat na szafce tak by dokładnie odbijał się on w lustrze i mógł mnie sfotografować, ale nie przewidziałem tego, że to moje pół czoła które sięgało nad toaletkę zostanie zasłonięte przez aparat.
     Jedynym co zleciało po schodach był chłopięcy śmiech. Zatrzymał się na chwilę, żeby zadrżeć ze śmiechu, po czym jeszcze szybciej zbiegł na dół, zeskakując z ostatnich 2 stopni, Po tym obrócił się i spojrzał na bruneta z jawnym rozbawieniem.
- Dziecko-widmo. Musiałeś być knypkiem. - Cofnął się o parę kroków, niemal potykając się o karton, który zaraz odwrócił jego uwagę. Uchylił go lekko, a stwierdziwszy, że jest w nim jakiś materiał, podniósł go i poczekał na bruneta, żeby znów z nim iść do jednego z pokojów i odłożyć to na miejsce.
- Jeszcze większym niż ty. - zgodził się obserwując rozbawienie chłopca. Gdy ten zachwiał się i o mało nie przewrócił przez jeden z kartonów Izaya podszedł szybciej chcąc go w razie czego złapać, jednak Shizuo utrzymał równowagę. A nawet wyciągnął materiał z pudełka. - Tego nie musimy nigdzie wynosić. - Zapewnił go widząc, co chłopiec trzyma w rękach. - To trzeba będzie potem powiesić w całym domu. - mruknął.
- Zasłony? - mruknął do siebie. Postawił pudło i przesunął raz jeszcze materiał w dłoniach. Podniósł się i sprawdził w takim razie kolejną paczkę. Potem zaniósł ją zgodnie z instrukcjami Izayi, znów biegnąc wesoło po schodach. Gdyby nie było sporej szansy, że się wywali i narazi na pośmiewisko, pewnie i zjechałby po drewnianej, wypolerowanej poręczy. Jednak póki co zadowalał się bieganiem, skakaniem i zgłębianiem zawartości kartonowych pudeł. W końcu przecierając lekko zaróżowione czoło nabrał głęboko powietrza i odetchnął cicho, niechętnie zerkając na zabarwione na pomarańczowo okno. - Będę musiał już iść. - wyburczał, drapiąc się znów nerwowo po łydce, gdzie zapewne już dobrych parę godzin temu poparzyła go pokrzywa. - Pewnie ominęła mnie kolacja. - Jakby na dowód tego cicho zaburczało mu w brzuchu. Podniósł więc obdrapaną piłkę, zerknął na Izayę jakby nieco ponuro i złapał za klamkę. - Do zobaczenia. - mruknął, już sobie otwierając.
- Czekaj, czekaj zrobię ci chociaż kanapkę na drogę co? W końcu tak bardzo mi pomogłeś~... - Pochwalił go idąc w stronę kuchni. - Z czym lubisz? Zobaczymy czy to mam... - mruknął w zastanowieniu przeglądając swoje zapasy. Cóż... Pustawo było, ale przecież nie puści go głodnego.
- Mhm... Nie zdążyliśmy z zasłonami... - mruknął, zamykając jeszcze na moment drzwi. - Z czymkolwiek. Z serem. - Dłuższą chwilę się wahał, ale w końcu zajrzał jeszcze do kuchni. - Tylko zanim będzie ciemno. Nie lubię wilków. - dodał, ściskając kulisty, chropowaty przedmiot pod pachą. Nieświadomie nawet gładził go palcami i lekko skrobał paznokciem, czekając. Gdyby tylko nie był tak bardzo głodny po zabawie i pracy...
     Izaya wręczył chłopczykowi kanapkę i złapał za swój czarny płaszcz.
- Odprowadzę cię dobra? - zapytał. Przez te kilka godzin spędzonych z Shizuo zrozumiał, że chłopiec nie lubi być traktowany jak dziecko. Postanowił więc podejść go inaczej. - We dwóch będzie nam raźniej a i wilki raczej nie atakują ludzi w grupie.
- Dwójka to jeszcze nie grupa. - zauważył, mimo to spojrzał na niego bez poprzedniego przygnębienia. - Ale jak wezmą cię za potwora w tej pelerynie na pewno się wystraszą! - Uśmiechnął się pod nosem i ugryzł kanapkę, po czym doskoczył do drzwi i je przed nimi otworzył na oścież. Wybiegł na zewnątrz, ale odwrócił się po drodze, czekając na niego. Całkiem się cieszył, że ten raz nie będzie szedł sam, otoczony przez przerastające go drzewa i krzaki. Wbrew pozorom w końcu był tylko dzieckiem, a las nie był jego środowiskiem naturalnym, jak to niektórym zdarzało się mówić.
- Oczywiście Shizu-chan, przecież jestem najstraszniejszym potworem w tych lasach. Co mi może zrobić jakiś wilk. - zażartował zamykając dom i podchodząc do Shizuo. Wyciągnął do niego rękę. - Daj łapkę, żebym cię przypadkiem nie zgubił...
- Nie gubię się. - Pokręcił głową i obrócił się, kierując między drzewa. - No, a ty jesteś przerażający. Ta peleryna, te kły i pazury...! - Pokazał zakrzywione palce, unosząc ramiona, zawarczał, a potem odgryzł znów z apetytem kawałek kanapki prostując się. - Ale łakby fe nie pszestłaszyły to je przegonię. - zadeklarował, łapiąc go jednak za rękaw i prowadząc.
- Dobrze, dobrze Shizu-chan pozwolę ci być moim rycerzem w lśniącej zbroi. - zachichotał wpatrując się w małą rączkę ściskającą go za rękaw. Była niesamowicie drobna jak na chłopca który uparł się, żeby poprzenosić kartony. - Choć chyba nam się coś pomieszało w tej bajce skoro rycerz broni potwora, co o tym myślisz?
- Nie kwalifikujemy się do takich bajek. - Chłopiec wzruszył ramionami i równie nagle je opuścił. Chyba już trochę ufał Izayi. Chyba mógł mu powiedzieć. Ale i tak dał sobie czas, gryząc kanapkę i zapychając nią sobie usta. Stopniowo jak chomiczych policzków ubywało, jego mina stawała się bardziej wojownicza. - Też jestem potworem. Ale nie masz się czego bać. - dodał od razu, odwracając na niego uważny wzrok. - Tylko na podwórku. - zapewnił.
- W to nigdy nie uwierzę Shizu-chan~... Potwór nie pomógłby mi z tymi pudełkami. Jesteś na to za miły. - Zaśmiał się i pogładził szatyna po głowie. - Niby czemu miałbyś być potworem? W jakiejś zabawie? - zapytał ciekaw. W sumie... Do Shizuo bardziej pasowała srebrna zbroja niż gadzie łuski, więc powinni chyba znaleźć kogoś innego na miejsce potwora w ich zabawach.
- Właśnie potwór powinien. - poprawił go kręcąc głową. To przecież takie jasne. - Tylko potwór ma taką dużą siłę. - Popatrzył mu w oczy upewniając się, czy zrozumiał. W końcu jak nie będąc potworem by mu pomógł z noszeniem tych wszystkich rzeczy? Podszedł bliżej jednego z krzaków i odgarnął gałąź, która zasłaniała drogę. Syknął i przymknął jedno oko, gdy jedna z mniejszych gałązek wyleciała mu spomiędzy palców i trzasnęła w twarz, robiąc małe nacięcie na policzku.
- Nigdy w to nie uwierzę, potwory nie pomagają ludziom. Jesteś za miły by nazywać cię potworem. - powtórzył z uporem maniaka. Nie był pewien czy on i Shizuo rozumują w podobny sposób. Szatyn puścił go i podszedł do krzaków. Chwilę później Izaya usłyszał ciche syknięcie. Zaniepokojony odgłosem podszedł do Shizuo i pociągnął go za ramię obracając do siebie. Schylił się, by widzieć dokładnie chłopca w coraz krótszych promieniach zachodzącego słońca. Przyjrzał się uważnie jego zdziwionej buzi i gdy w końcu zlokalizował rozcięcie na policzku poślinił swój palec i starł krew. - Musisz być bardziej ostrożny. - westchnął uspokajając się. Przez chwilę martwił się, że Shizuo stało się coś poważniejszego. - Widzisz... Potwory są odporne na ból, bo nie ma ich kto opatrzyć gdy zajdzie taka potrzeba. Ja zawsze będę się o ciebie martwić, więc nawet jeśli do dzisiaj nim byłeś to teraz przestałeś być potworem. - oświadczył mu z uśmiechem i puknął go palcem wskazującym delikatnie w nos.
     Cienkie, jasne brwi powoli zbiegły się w niemal ciągłą linię. Powoli trawił jego słowa, w końcu otworzył usta, żeby jakoś odpowiedzieć, nie przejmując się dłużej ranką, ale został odwrócony, a nawet ktoś otarł mu krew z twarzy. I to nie był nikt z rodziców. Ani brat. Otworzył szerzej oczy, a nawet otworzył usta, żeby mu odpowiedzieć, ale nic się zza nich nie wydobyło.
     Jak to nie był już potworem...?
     Zamknął usta, zacisnął je w cienką linię, a w końcu z namysłem skinął głową. Może gdyby był młodszy to by go przytulił. Ale z tego już wyrósł, przecież to było dziecinne...
- Rozumiem. - mruknął i odwrócił na moment wzrok. - Ale i tak będę ci pomagał, bo nie umiesz nosić ciężarów. - burknął zerkając na niego i na powrót złapał go za rękaw, ciągnąc za gałęzie.
- Może i nie umiem, ale jestem pewien, że jakbyśmy zrobili konkurs wspinania się po drzewach, albo zagrali w berka to bym wygrał. - stwierdził pewnie. Przekręcił swoją dłoń tak by złapać za rączkę Shizuo. Mimo, że starał się tego nie okazywać Shizuo prawdopodobnie bardzo cieszył się ze słów Izayi dlatego brunet postanowił podwoić wysiłki.
- Bo masz dłuższe nogi! - wybronił się, ściskając lekko jego dłoń. Odruchowo. No pewnie, że odruchowo, a na pewno to dał mu znać, patrząc na niego naburmuszonym wzrokiem. Mimo to kiedy spojrzał znów na drzewa przed sobą jakby poweselał. Potrząsnął nawet jego dłonią, ciągnąc lekko do przodu, gdy zaczęło się robić coraz bardziej granatowo na niebie. Wiedział, że za chwilę odezwą się sowy, a nawet wilki, a tego wolał uniknąć. W końcu dotarli na polanę, a stamtąd było już dużo łatwiej dotrzeć do domu. Spojrzał jednak znów na niebo. Ciemno. Było naprawdę ciemno... - Nie boisz się wracać samemu? - spytał powątpiewająco. W końcu... - Co jak napadną cię wilki? Może chodź ze mną do wioski. Powiem mamie, że mnie przyprowadziłeś. Na pewno cię przenocujemy. - W końcu nie chciał tracić go zaraz po poznaniu. Już zwłaszcza w jakimś głupim wypadku.
- Nie martw się, nie martw.- Zapewnił go głaszcząc go po głowie.- Żaden wilk mnie nie będzie atakował. Stwierdzi, że dziwak i nie wiadomo co zrobi. - Zaśmiał się wesoło zrównując krok z chłopczykiem. - Odprowadzę cię tylko do wioski i zaraz wracam. - Mruknął rozglądając się. Niby byli na polance, ale otaczające ich drzewa zlewały się w jedną czarną wszechogarniającą ich plamę. - Jakby ktoś rysował na ziemi ogromne atramentowe kółeczko w którego środku jest ta polanka. - mruknął na głos
- Mhm... Tylko żebyś potem nie trafił do doktora. - zagroził mu, ściskając znów lekko jego dłoń i prowadząc pewnie w stronę domu. Głaskanie zignorował, chociaż dorośli wyobrażali sobie nie wiadomo co myśląc, że im wolno skoro tylko są więksi. Jednak z doświadczenia wiedział, że żadna siła nie mogła ich przed tym powstrzymać... No chyba, że zaczynali się go bać. Ale nie chciał, żeby brunet się go bał. - Jeszcze nie słyszałeś odgłosów zwierząt. Wtedy wydaje się, że drzewa pokazują zwierzętom gdzie jesteś, żeby cię mogły zjeść. Słyszałem nawet, że są tu duchy, ale to bzdura, nie wierz Kai'owi. - Pokręcił gwałtownie głową, prowadząc go wąską, wydeptaną ścieżką i nawet odgarniając kolejne gałązki.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że boisz się duchów Shizu-chan? - spojrzał na niego zaszokowany. Chłopiec przecież jeszcze tak niedawno upierał się, że jest potworem a teraz mówi, że przeraża go las? - Wracając do naszej wcześniejszej rozmowy nie możesz być potworem, ponieważ potwory przyjaźnią się ze zjawami. - dodał wesoło rozglądając się na boki. - Ale jeśli naprawdę się boisz chętnie cię przytulę jeśli zajdzie taka potrzeba~... - dodał a jego głos na chwilę wydobył z siebie złośliwą nutkę.
- Chciałbyś! - prychnął, oburzony. - Mówię ci to, żebyś ty się nie bał, głupku! - Konkretnie się obraził. To on go ostrzega, a ten oskarża go o bycie tchórzem? Jak mógł! W ramach zemsty ścisnął jego dłoń mocniej. - Niczego się nie boję! I nie muszę przyjaźnić się ze zjawami, na pewno wszystkie by uciekły na mój widok. - dodał butnie, pokazując zaraz palcem na pobliskie światła. - To już wioska.
- Oi nie sądzę aby ktokolwiek uciekał przed takim uroczym Shizu-chan'em. - zapewnił go, schylając się i łapiąc go palcami za policzek. - Prędzej by cię zjadły niż uznały za potwora. - zapewnił go. Podążył wzrokiem za jego palcem spoglądając na jaśniejącą dolinkę w której umiejscowiona była wioska. - Dobra podprowadzę cię jeszcze kawałek żeby mieć pewność, że żaden wilk cię nie zje~...
- Nie zjadłyby mnie! Rozgromiłbym je jedną ręką! - zaprzeczył niezadowolony, robiąc jeszcze bardziej niezadowoloną minę gdy brunet ścisnął jego policzek. - A ty co, stara ciotka jesteś... - burknął, oswobadzając się z tego nieprzyjemnego uścisku. Co on nie wiedział, jakie to krępujące...? Ile miał lat, że zdążył zapomnieć? - Ile masz lat? - rzucił ni z gruszki ni z pietruszki, zapominając zupełnie o tym całym przekomarzaniu się.
- Hę? Co? Dwadzieścia jeden. - zdziwiony odpowiedział przyglądając się nowemu znajomemu. Po co mu to było wiedzieć? - A ty ile masz lat? - W sumie nie zapytał... A powinien był skoro Shizuo ma się za takiego dorosłego.
- Hm. Dziesięć. - mruknął, spuszczając nieco głowę, żeby dać sobie czas do namysłu. Dwadzieścia jeden. Ostatnio go ciągali za policzki może... Dwadzieścia jeden... Odjąć... Powiedzmy dwanaście... To... Osiem? Nie, zaraz... Sie... Nie. Chwilę! On to obliczy! ...Tak, dziesięć. Całe dziesięć, to dlatego zapomniał... Czy on za dziesięć lat też zapomni jak to jest w tym wieku? Tak się zamyślił, że prawie zapomniał, że z nim idzie. Zawędrował aż do ulicy ze sklepikiem Chiyo-san, gdy podniósł głowę. - Mieszkam niedaleko. Jednak zostajesz? - Popatrzył na niego pytająco. Skoro zaszedł tak daleko...
- Miałem zamiar wycofać się już jakiś czas temu, ale trzymałeś mnie zbyt mocno~... - Uśmiechnął się potrząsając ich splecionymi dłońmi. - Poza tym wydawałeś się mocno nad czymś zastanawiać, nie chciałem ci przeszkadzać... Ne Shizu-chan już wymyśliłeś?
- Nieprawda... - burknął pod nosem. Spojrzał na siebie, na drogę którą musiał przejść Izaya i ciemny las za nią. Z daleka czarna ściana wyglądała jak sama brama do piekła. Nawet on trochę by się bał wejść tam znowu. - To nic ważnego. - Pokręcił głową i go puścił, zamiast tego zajmując się skubaniem piłki z resztek gumy patrząc na niego. Nie chciał się żegnać, jakby się mieli nie zobaczyć, więc czekał, aż Izaya sobie pójdzie.
- Prawda prawda. Miałeś taki natchniony wyraz twarzy, a twoja łapka ściskała mnie coraz mocniej. - Zaśmiał się wesoło i pogłaskał go po głowie ostatni raz. - No cóż... Wpadnij jeszcze kiedyś do mnie Shizu-chan postaram się upiec ci wtedy czekoladowe babeczki. - obiecał.
- Skupiony. - poprawił go, ale bez złości czy czegokolwiek. Raczej trochę z rezygnacją. Dopiero na wzmiankę o babeczkach pokiwał poważnie głową. - Sprawdzę, czy nie zgubiłeś się w lesie. - obiecał i oparł dłoń na jego boku, szturchając go lekko żeby już szedł. Nie chciał żeby szedł tamtędy o północy. Może i jego bałyby się duchy, ale Izaya nie był potworem. Tylko dziwakiem. I to miłym dziwakiem, więc na pewno nabrałby się na ich sztuczki. - Więc się nie zgub.
- Trzymam cię za słowo. - zapewnił go i odwrócił się spokojnie idąc w stronę lasu. Nie rozumiał irracjonalnego strachu dziecka przed potworami. Nie rozumiał dlaczego Shizuo mógłby się bać. - Mimo wszystko dobry z niego dzieciak. - mruknął do siebie przechodząc już za pierwsze drzewa, by schować się przed ludzkim wzrokiem. Uśmiechnął się wrednie przypominając sobie słowa Shizuo jakoby duchy nie istniały. - Cóż może nie istnieją, ale w tych lasach czai się coś o wiele gorszego~... - zamruczał melodyjnie po czym zmienił się w nietoperza i odleciał w stronę swojej chatki.

     Ledwie parędziesiąt kroków później Shizuo był już w domu. Po naklejeniu plastrów na kilka ranek i opowiedzeniu co tak właściwie dzisiaj wyprawiał poszedł spać. Śniły mu się bardzo przyjemne rzeczy - ciepłe mleko, rozpływająca się w ustach czekolada, kruche ciastka i mięciutkie babeczki. Ciężko było wstać. Dopiero słysząc jakąś sprzeczkę rodziców ruszył się z miejsca i ubrał do szkoły. Dzień zapowiadał się słonecznie, ale chłodniej niż wczoraj. I do tego bradzo, bardzo długo.
     Dopiero po lekcjach, kiedy już zebrał wszystkie książki i wybiegł pierwszy ze szkoły, czas jakby przyspieszył. Spoglądając na niebo i na zegarek, który dostał z rana, jakby nigdy nic wszedł między drzewa, do lasu. Tam też czas minął niesamowicie szybko, jednak dzięki temu też dotarł niespodziewanie prędko do domku Izayi. Zapukał w drzwi. I czekał.
     Czekał... Czekał... Czekał...
     Głucha cisza. Zaczął więc zaglądać przez okna, słysząc niemal przyspieszający puls. Czyżby mężczyzna nie dotarł? Coś się stało po drodze? Może jednak coś go napadło?
- Wchodź Shizu-chan! - Izaya słysząc przyspieszony puls i czując zapach Shizuo który dokładnie sobie zapamiętał po wczoraj nie mógł powstrzymać się przed wesołym uśmiechem. - Chodź do kuchni spróbujesz czegoś dobrego! - zaprosił go. Sam nie mógł podejść do drzwi gdyż mieszał czekoladową masę w ogromnej misce.
     Ciche skrzypnięcie klamki musiało starczyć dla zaanonsowania, że szatyn wszedł. Wciągając ostrożnie słodko kakaowe powietrze skierował się do kuchni. Tam podszedł do piekarnika i węsząc dotarł do samego źródła słodyczy i ciepła. Jakby Izaya wiedział, kiedy się pojawi.
- Spotkałeś wczoraj wilka? - zapytał, wyglądając Izayi spod ramienia, co robi.
- Nikogo wczoraj nie spotkałem. Ani duchów, ani wilków i ani jednej zbłąkanej czarownicy. - zapewnił go nabierając na palce trochę czekoladowej masy z miski i puknął nim Shizuo w nos. - Ale dzisiaj trochę pokręciłem się po waszym miasteczku i okazuje się, że macie całkiem dobrą czekoladę. - mruknął podsuwając Shizuo łyżkę, którą wcześniej mieszał czekoladowe nadzienie babeczek. - Spróbuj~... Może dosłodzić?
- Mhm... Czarownic tu nie ma. - mruknął, wycierając nos o rękaw z nieco niezadowoloną miną. Zmieniła się ona jednak, gdy zauważył słodką masę. Zjadł trochę, powoli rozkoszując się gęstą konsystencją. Uśmiechnął się i pokazał mu uniesiony kciuk. - Nasz cukiernik robi z niej dobre torty na urodziny. - dopowiedział, wpatrując się nieco tęsknie w samą masę. Jednak skoro jej nie mógł więcej zjeść, powoli wyciągnął rękę, chcąc "podebrać" upieczoną już babeczkę. Jednak tak widzialnie, żeby Izaya się nie pogniewał.
- Cóż, waszemu cukiernikowi pewnie nie dorównam, ale może i moje babeczki ci zasmakują. - mruknął udając, że wcale nie zauważył jak blondyn podbiera babeczkę. - Tylko się nie poparz. - rzucił jakby od niechcenia, choć faktycznie się martwił... Dopiero chwilę temu wyjął ciastka z piekarnika.
- Ja się nie poparzam. - zadeklarował, trzymając babeczkę za brzeg foremki. Podrapał się znów po wczorajszym pokrzywowym poparzeniu, rozdrapując już malutkie ranki, po czym pomachał babeczką i odsłonił nieco foremkę, stawiając słodycz na stole. Musiał się do niej w końcu dobrać, nie? Rozpołowił ją palcami, potem dmuchając na nie delikatnie i czekając. - Oi, Izaya? Kim jesteś z zawodu? - zapytał, nagle tknięty pewną myślą. Mieszkał z dala od wioski, nie szedł tam do pracy, chyba dziś w ogóle nie miał pracy... Albo miał wolne? To kim był?
     Izaya widząc jak szatyn rozgniata jego perfekcyjną babeczkę zacmokał z niezadowoleniem, wyjął z szafki talerz i podłożył go Shizuo pod foremkę, tak, żeby przypadkiem nie nakruszył.
- Możesz po prostu poczekać aż ostygnie a nie wypruwać flaki mojej cukierniczej abstrakcji... Poza tym wewnątrz była czekolada... I zgaduję, że rąk też nie umyłeś co? - zapytał patrząc na niego przez chwilę protekcjonalnym wzrokiem, po czym jednak uśmiechnął się pogodniej. - Zrobię ci ciepłego mleka do tych babeczek, a ty idź umyć łapki, dobra? Potem mogę ci poopowiadać trochę o mojej pracy.
- Um... - Popatrzył na niego, potem na swoje gdzieniegdzie zazielenione od liści ręce, a w końcu schował dłonie za siebie i się odwrócił, co oczywiście zniweczyło cały efekt ukrycia ich. - Nie są aż tak brudne! - zaprotestował, znikając już za framugą. Mimo to trafił do zlewu i je umył. Gdy znów wrócił, pierwsze co usiadł na krześle i uniósł połowę babeczki, żeby zacząć ją jeść małymi gryzami.
- Mhm... Shizu-chan nie ucz się nigdy kłamać. - mruknął przelewając mleko do garnuszka. Szatynek był uroczy z tą swoją dziecięcą naiwnością. To była jedna z rzeczy które Izaya bardzo w nim polubił. Brunet postanowił, korzystając z czasu jakiego potrzebowało mleko, żeby się zagrzać, przełożyć masę wraz z nadzieniem do foremek i wstawić do piekarnika drugą porcję babeczek. Gdy tylko to zrobił podsunął Shizuo miskę z czekoladą. To mógł zjeść i nie było zbyt gorące. Do tego było w znacznej części czystą czekoladą, więc Izaya miał nadzieję, że jego małemu znajomemu się to spodoba.
- Mm... - mruknął tylko, oblizując się na widok czekolady. To skutecznie odwróciło jego myśli od innych tematów. Nałożył więcej masy na swoją babeczkę i zjadł ją mimo gorąca, tworząc przy tym czekoladowe wąsy, a nawet zaczątki brody na swojej twarzy. Oblizywał się mimo to ze smakiem i zabrał za drugą połówkę. Dopiero w trakcie zorientował się, o czym miała być mowa. - Miałeś mi powiedzieć coś o swojej pracy. - Popatrzył na niego, przekrzywiając nieco głowę i oblizując palce z czekolady.
- Cóż... - Izaya westchnął stawiając przed Shizuo ogromną szklankę ciepłego mleka. Przyciągnął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem opierając się rękoma o oparcie. - Tak w sumie to moja praca nie jest zbyt ciekawa. Zbieram informacje o różnych rzeczach, czasem coś potwierdzam albo wyjaśniam i tyle. - mruknął ścierając palcem kawałek czekolady z czoła szatyna. Naprawdę... Powinien uważniej jeść. - Chyba cię to troszeczkę zawiodło co?
- Hm... - mruknął, pokrywając resztę babeczki czekoladą. W dziecięcym umyśle zachodziły kolejne procesy. No bo komu coś wyjaśnia? Komu potwierdza? I skąd wie? - Ale mieszkasz na odludziu. - zauważył, zaraz pochłaniając resztę słodyczy. Popił mlekiem, zmywając nadmiar słodyczy z kubków smakowych. Było idealnie. Z błogim ciepełkiem w brzuchu pogłaskał się po nim, pokazując tym samym, że pyszne.
- Mhm. - zgodził się z nim rozbawiony dziecięcą dezorientacją. - Bo wiesz Shizu-chan~... - westchnął wstając z krzesła i wziął szatyna na ręce. - Jestem baaardzo mądrym człowiekiem i zatrudniłem innych, żeby szukali tych informacji, a ja je tylko sprzedaję. - wyjaśnił mu sadzając go wygodniej na swojej ręce i zaczął z nim iść w stronę schodów. - Jesteś lżejszy od tego pudełka z wczoraj. - zauważył rozbawiony i kilka razy nawet delikatnie potrząsnął szatynem jakby rzeczywiście ważąc go w rękach. - Pokazać ci jak wygląda moja praca? - dopytał. W końcu mieli jeszcze sporo czasu nim babeczki się upieką.
- Oi... Co ty robisz?! - krzyknął zdziwiony, odrywając się od ziemi. Odruchowo objął go rękami za szyję, żeby go znienacka nie upuścił. Już go dawno nikt nie podnosił. Zwłaszcza, że to było żenujące! Tak to się nosiło dzieci w przedszkolu! - Nikt mądry nie podnosi kogoś kto jest już ciężki. - fuknął na niego, jednak wysunął głowę z jego szyi i spojrzał w stronę schodów. Złapał się jeszcze mocniej, gdy nim potrząśnięto. - Tak ale mnie puść! - postawił warunek, poczerwieniały nieco ze wstydu i złości. Chociaż nikt nie widział, nie mógł dawać z siebie zrobić dziecka!
- Oi przestań Shizu-chan. Gdzieś tam w środku ci się podoba co nie? Ja na przykład ci zazdroszczę, że możesz być dzieckiem i nikt przez to na ciebie dziwnie nie patrzy.- Wyjaśnił mu pokonując już ostatnie stopnie. - Mam cię odstawić, czy jednak namyśliłeś się i noszenie jest fajne?
- ... - Potrzebował chwili namysłu, ale w końcu pokręcił głową, obijając ją przy tym o jego szyję. - Odstaw! - zażądał, odsuwając trochę głowę. - Tylko nie upuszczaj! - zastrzegł, przygotowany i spięty, że po prostu da mu upaść. Ale on nie zawsze spadał na dwie nogi.
- Ale czemu Shizu-chan? Latanie jest przecież takie zabawne~... - westchnął, jednak posłusznie i delikatnie odstawiając go na ziemię. - Kiedyś będziesz żałował, że jako dziecko chciałeś wydorośleć, wiesz? - mruknął do niego uśmiechając się delikatnie. On już nawet nie pamiętał swojego dzieciństwa, więc niech chociaż Shizu-chan będzie miał udane.
- Pf... - burknął tylko, poprawiając pogniecione i już poharatane ciuchy. Jednak wolał prezentować się chociaż w miarę porządnie. Uniósł głowę, ukazując zarumienione, posmarowane czekoladą policzki i wlepiając w niego świdrujący wzrok. - Co znaczy, że ,,mogę być dzieckiem i nikt przez to na mnie dziwnie nie patrzy"? - zapytał, pomijając jego przestrogi, jakby ich nie było.
     Izaya spojrzał na szatyna z naburmuszoną miną.
- Bo kiedy ja chodzę po murkach, albo skaczę po płytach chodnikowych tak, żeby nie trafić na szparki, albo udaję samolot to jestem brany za wariata a Shizu-chan prawdopodobnie nadal byłby traktowany jak Shizu-chan... To nie fair, nie uważasz?
     Tym stwierdzeniem wyjątkowo wywołał u chłopca atak śmiechu.
- N-nie... Na mnie też by dziwnie patrzyli! - parsknął i potarł oko, potem patrząc na niego wesoło. - Jak przyniosę piłkę, to pograsz ze mną? Albo sprawdzimy się w chowanego! - nakręcił się, po czym złapał go za rękaw i się uspokoił. - Ale najpierw pokaż mi swoją pracę.
- Jasne, że pogramy w cokolwiek zechcesz~... Ale będziesz mnie musiał nauczyć kilku zabaw. - dodał. W sumie... Od dawna w nic nie grał, był pewien, ze dziś dzieci mają zupełnie inne sposoby na zabawę niż w czasach gdy on był dzieckiem. - To w sumie nic specjalnego, ale jeśli chcesz~... - zgodził się i otworzył zamknięte do tej pory drzwi. - Jeszcze nie do końca się tu urządziłem, ale co myślisz? - zapytał ciekaw opinii. W tym pokoju stały radioodbiorniki większe od szatyna jak i kilka telefonów, była też wybudowana specjalnie po boku klatka Faradaya z telegrafem w środku. A poza tym stare, solidne, dębowe biurko, pełna biblioteka i mnóstwo pism i listów leżących na krześle, biurku i podłodze.
- Na pewno umiesz. - Machnął tylko ręką, zaraz milknąc i próbując ogarnąć wzrokiem całe to urządzenie i umeblowanie. Podszedł, żeby dotknąć parę antenek, a potem rozejrzeć się dookoła po latających kartkach. - Dużo tego... - Zmarszczył brwi, rozluźnił, przekręcił głowę, a w końcu popatrzył na bruneta czekającego w drzwiach. - Ale o czym informujesz? - zapytał wciąż nie rozumiejąc.
- O wszystkim~! - Izaya zaśmiał się wesoło okręcając się po swoim gabinecie. - Jeśli potrzebujesz informacji czy ten albo tamten partner handlowy jest godny zaufania, albo czy nie robi czegoś za twoimi plecami. A może chciałbyś się dowiedzieć czy coś jest rzeczywiście takie jak się wydaje~... Wtedy dzwonisz do mnie a ja organizuję odpowiednie dane. - Oczywiście nie wyjaśnił dziecku wszystkiego, ale Shizuo powinien i tak zrozumieć mniej więcej o co chodzi. - Jestem jak taka książka, tylko, że wiem o rzeczach które ledwie co się zdarzyły i nikt nie zdążył jeszcze o nich napisać choćby w gazecie.
- Mhm. - Shizuo tylko pokiwał głową, po czym odetchnął i popatrzył na antenki, które dla niego musiałyby chyba być magiczne, żeby umieć tyle powiedzieć. Chociaż ktoś mu już tłumaczył w szkole, że teraz można się kontaktować z tak daleka... Tak dziwnie... Ale nigdy tego nie widział. - A gdybym ja zapytał, co teraz robi mój brat? - zapytał, przypatrując mu się pytająco. Od tego rzecz jasna zależało całe jego zdanie o tej pracy.
     Izaya przykucnął przy Shizuo zaciekawiony tym nagłym pytaniem. Nie wiedział nawet, że szatyn ma brata.
- A czy twój brat ma telefon? - zapytał przekrzywiając głowę na bok i spoglądając pytająco na chłopca. - Albo czy wiesz gdzie się znajduje, żebyśmy mogli wysłać mu faks z pytaniem o zdrowie? - dodał spodziewając się, że być może jego brat nie jest nikim ważnym, ani żadnym dostojnikiem kościelnym więc możliwe, że nie ma dostępu do wciąż nowych w niektórych rejonach kraju wynalazków.
     Brązowe włosy zafalowały, gdy Shizuo pokręcił przecząco głową. Wydął lekko usta, zastanawiając się, gdzie właściwie mógłby być Kasuka. Ale nie wiedział, bo właśnie tego chciał się dowiedzieć.
- Chciałem wiedzieć, gdzie jest... - mruknął w końcu, spoglądając już bez takiego szacunku w stronę porozstawianych po pokoju anten. - Ale on jest młodszy ode mnie, nie mógłby mieć żadnego telefonu. - Pokręcił raz jeszcze głową, już wolniej. No cóż. Więc to nie była magia.
- Zaraz, zaraz chwilkę... - Izaya spojrzał zdziwiony na szatyna. - Jest młodszy od ciebie i nie ma go z wami w domu? - spytał spoglądając na Shizuo coraz bardziej podejrzliwie, Przecież to nie było normalne. - Jeśli chcesz mogę spróbować go znaleźć, ale musisz mi opowiedzieć o nim wszystko co wiesz... I nie gwarantuję 100% sukcesu. - zastrzegł siadając po turecku na przeciw chłopca. - No więc? - zapytał przyciągając go bliżej siebie i starł mu czekoladę z policzków.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Może siedzieć w domu, albo u cioci, albo bawić się na podwórku... To znaczy, on próbuje czytać, albo ogląda innych... - dodał, siadając naprzeciwko Izayi. Dziwne zachowanie, ale skoro już siadł... To przecież on nie będzie stał. Skrzywił się na tak brutalne oczyszczenie jego policzków i potarł jeden z nich. - Nieważne... Chciałem tylko sprawdzić, czy umiesz to sprawdzić. - mruknął, bawiąc się dziurką w nogawce spodni. Musiała powstać jeszcze dzisiaj. Właściwie z reguły nie wolno mu było chodzić w szkolnych spodniach po lesie...
     Izaya odetchnął z ulgą a chwilę później zaśmiał się cicho i melodyjnie. Shizuo chyba nie do końca rozumiał na czym polegała jego praca.
- Nie jestem czarodziejem Shizu-chan, tylko informatorem. Szukam zaginionych osób, albo sprawdzam czy dana osoba robi to co powinna. Ale mam tu na myśli ludzi bogatych na przykład szlachciców, rodzinę królewską... albo duchownych. Nie potrafię przewidzieć co robi w wiosce twój brat... Za to mogę ci powiedzieć, że za trzy dni nasz król przenosi się już do swojej zimowej rezydencji bardziej na południu kraju. Rozumiesz?
- Mhm... - mruknął w zamyśleniu. Więc tylko bogaci ludzie mogli być odnalezieni? A gdyby się zgubili? Przecież wtedy nie świecą ani nie brzęczą. Każdy zwyczajny człowiek jak się zgubi jest tak samo zaginiony, prawda? - A gdyby Kasuka zaginął, znalazłbyś go tak jak tych bogatych? - Zmarszczył brwi. Nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego jego brat miałby być mniej znajdywalny niż oni. Ale rozumiał, że Izaya wielu rzeczy nie potrafi. Wie je tylko zanim trafią do gazet. Jak dziennikarz.
- Jeśli twój brat by zaginął albo został porwany wtedy znalazłbym go, ale musiałbyś trochę poczekać. - wyjaśnił głaszcząc po głowie szatyna. - Postarałbym się znaleźć każdego kogo byś naprawdę szukał. Tylko, że to nie jest łatwe ani tanie rozumiesz? - spytał przyglądając mu się z uwagą. - Z reguły wynajmują mnie bogaci ludzie więc wiem gdzie szukać innych bogaczy.
     Brązowe włosy znów zafalowały, tym razem przy potaknięciu.
- To dobrze, że on się nie gubi. - stwierdził z namysłem. - Ja znikam za nas dwóch. - wyjaśnił, gdyby Izaya nie wiedział dlaczego tak się dzieje. W końcu podniósł się i zdziwiony powąchał powietrze. - Chodź. - Pociągnął go za rękę, żeby się podniósł. - No wstawaj, babeczki się przypalą... - pospieszył go, zniecierpliwiony wspomnieniem czekolady.
- Spokojnie, spokojnie Shizu-chan, to, że coś ładnie pachnie nie znaczy zaraz że powinieneś jak najszybciej to zjeść. - pouczył go, a przy okazji i siebie, i chcąc nie chcąc uległ sile niewielkiej rączki pozwalając znów się prowadzić, tym razem do kuchni. - Ne Shizu-chan, nie lubisz jak ktoś cię trzyma za rączkę, ale za to zawsze szarpiesz innych za nadgarstki... Czemu?
- Wyłączyć. - Poprawił go i pociągnął po schodach. Czy bardziej po prostu trzymał go za rękaw, schodząc na dół i zmuszając go do tego samego tempa. - Jak mam cię inaczej pospieszyć? - odpowiedział pytaniem na pytanie, nie odwracając się. Dobiegłszy do kuchni, podbiegł i otworzył piekarnik, pokazując upieczone babeczki. No i kto miał rację?
- Pociągnąć mnie za koszulkę, albo złapać za rękę i zacząć nią potrząsać jak wahadełkiem~... Sposobów jest sporo. - zapewnił go idąc po schodach na tyle ostrożnie, żeby żaden z nich nie spadł. Gdy szatyn z dumą wskazywał na piekarnik Izaya tylko westchnął, wziął zapałkę z pojemniczka i stroną na której nie było siarki sprawdził, czy ciasto nie przykleja się do patyczka. - Ja miałem rację. - Pokazał blondynowi język. - Jeszcze kilka minut. Ale masz dobry węch Shizu-chan~...
- Mógłbym ci ją porwać. - wyjaśnił, zaraz dodając: - A za rękę nie lubię ciągać. - I wzruszył ramionami. Stał tak chwilę koło piekarnika, a w końcu poddając się powlókł się na zarezerwowane już przez siebie miejsce. Popukał palcami w stół. - Powiesiłeś te zasłony? - zmienił temat.
- Jeszcze nie. Czekają aż mi pomożesz. - Shizuo wydawał mu się naburmuszony, więc przyniósł mu babeczkę ze wcześniejszej porcji. Jeszcze była ciepła. - Widzisz, uznałem to za całkiem zabawne zajęcie dla dwóch osób. Samemu byłoby nudno je wieszać, nie uważasz?
- Mhm. - Pokiwał głową i ugryzł puszystą babeczkę. Zerknął przy tym na niego. - Zrobimy to teraz? - zaproponował. I tak nie miał zajęcia na popołudnie.
- A nie mieliśmy pograć w chowanego? Albo w betka... - Izaya posmutniał przysiadając się koło blondyna i tym samym spychając go lekko z krzesła. - Posuń się grubasie. - fuknął niby to naburmuszony, choć słychać było wesołość w jego głosie.
- Gdzie, worku na kości! - fuknął, po czym zachichotał wesoło. Poklepał go po nodze, zaraz znów gryząc babeczkę. - Pogramy, a potem powiesimy zasłony. - zadecydował za niego.
- Hurra!!! - wykrzyknął brunet unosząc ręce do góry i uśmiechając się naprawdę wesoło. Zaraz jednak opuścił ręce widząc, że Shizuo ledwie powstrzymuje śmiech. Nie mogąc jednak wytrzymać szturchnął go delikatnie ramieniem. - Skończyłeś? - A chwilę później po raz kolejny- Ne, ne już gramy? W co gramy?
     Chcąc czy nie chłopiec roześmiał się na tę żywiołową reakcję. Zasłonił dłonią usta, prawie krztusząc się babeczką. W końcu przełknął, ale dostał czkawki ze śmiechu.
- Za- hik! Zaraz pu- Pójdziemy... B-Berek! - Zaśmiał się, niemal przy tym się zapowietrzając na moment.
- Oi już już~... - mruknął pogodnie i delikatnie poklepał Shizuo po plecach. Chyba powinien malucha jakoś przestraszyć, ale może powinni najpierw spróbować czegoś innego. - Znasz jakieś sposoby na czkawkę? - zmienił temat patrząc na podskakującego co jakiś czas szatyna. - Bo ja znam tylko metodę ze straszeniem, z wypiciem szklanki wody i ze zjedzeniem łyżki cukru. - Wyliczył na palcach.
- Wo- Wody. - wydukał, już pozbawiony wcześniejszego humoru. Teraz ta czkawka zaczynała być uciążliwa. Wyciągnął ręce i przyjął szklankę wody, po czym wypił małymi łykami i westchnął. - Wolisz berka z przeszkodami?
- Waa~... Jest coś takiego? - Izayi zaświeciły się oczy. - Nigdy o tym nie słyszałem~... Shizu-chan wyjaśnij mi zasady prooooszę~...
     Szatyn widząc jego zapał mimowolnie się uśmiechnął.
- Mamy las obok. Dlatego biegając można zostawiać przeszkody, kije, cokolwiek znajdziesz... I wtedy jest berek z przeszkodami. - Wyjaśnił. Proste, ale nie o skomplikowanie tu chodziło tylko wyrównanie szans.
- A to nie będą wtedy podchody? - zapytał drapiąc się po głowie. W sumie... Wydawało się być podobne. - Chociaż w podchody też możemy zagrać, podchody też lubię! - Zaklaskał delikatnie w dłonie podekscytowany tym pomysłem. - Aj ajaja babeczki~...
- Podchody to szukanie, tu masz powstrzymać goniącego! - Znowu się zaśmiał i przerzucił ciężar ciała z jednej stopy na drugą, wlepiając niecierpliwy wzrok w piekarnik. - To ja ci pokażę. - zapewnił czekając tylko, aż ten otworzy piekarnik. Niecierpliwy nastrój mu się udzielał. - No, szybciej, szybciej... - mruczał pod nosem, aż do wyciągnięcia babeczek, kiedy to pociągnął go za rękaw pospieszając.
- Co ci się tak śpieszy? Przecież babeczki będą teraz zbyt gorące, żeby je zjeść. - mruknął zwracając tym samym uwagę na niedoskonałość planu Shizuo. Otworzył piekarnik i wyjął pachnącą czekoladą blaszkę, odstawiając ją zaraz na drewnianą deskę żeby metal ostygł.
- Nieważne... Chodź grać. - poprosił, choć sama prośba była dla niego dość żenująca. Normalnie udawał, że mu to obojętne czy ktoś chce czy nie chce z nim grać... Ale skoro Izaya też grał to czemu miałby czekać? Izaya nie miał nikogo innego do zabawy nie? No... Przecież nie mógł udawać.
- Gramy, gramy gramy~... - Izaya odrzucił rękawice kuchenne na blat i szybko poszedł za Shizuo. Był ciekaw co też szatyn sobie wymyślił. - Gramy w domu czy na dworze? - rzucił zaciekawiony. W domu... chyba łatwiej byłoby robić pułapki.
- Na dworze. - odpowiedział natychmiast. Wolał nie zrobić nikomu krzywdy przypadkiem ani nie rozwalić połowy domu... Wyszedł więc na dwór i od razu klepnął go lekko w przedramię. - Berek! - oznajmił wesoło i zaczął biec w stronę drzew. - Goń mnie i uważaj na pułapki! - ostrzegł, nawet się za siebie nie oglądając.
- Ale jeszcze żadnej nie ustawiliśmy! - krzyknął zbity z tropu zaczynając jednak posłusznie gonić szatyna. Na ostatniej prostej przed drzewami skoczył i złapał chłopca lądując przy okazji jak długi na ziemi. Ochronił jednak Shizuo przed upadkiem przyciskając go do siebie i przewracając się tak by upaść na bok.- No mam cię~... I co teraz? - zapytał nadal mocno obejmując jego małe ciałko ramionami. Do jego nozdrzy po raz kolejny uderzył zapach słodkiej dziecięcej krwi na którą każdy wampir miałby ochotę.
- No nieee... - jęknął łapiąc palcami za obejmujące go dłonie. Obrócił możliwie najmocniej głowę żeby na niego spojrzeć. - Mogliśmy zaczynać od drzew. Nie miałem jak cię powstrzymać. - burknął. - Poza tym powinieneś mnie dotknąć i dać się gonić. - pouczył go i poklepał po dłoni. - Puść już... Kto teraz goni? - zmienił od razu temat, wyginając się by go puścił.
- Nic ci nie jest?- Izaya szybko podniósł chłopca otrzepując go i oglądając jego ubranko z każdej strony. Nic nie podarł, więc raczej nie rozdarł sobie też skóry mimo to... Coś mógł sobie stłuc. - Wszystko gra Shizu-chan?
- Nic nie czuję. - odparł trochę zdziwiony. Gdyby to było kolejne złamanie jeszcze by rozumiał troskę... Ale to był tylko upadek i na pewno sam oberwał mocniej. - A ty? Przecież mnie złapałeś. - Nie rozumiał za bardzo o co chodzi, ale chyba tak wypadało, skoro sam go o to zapytał. Może był niezdolny do zabawy?
- Wszystko dobrze. Cieszę się, że nic ci nie jest. - zapewnił go łapiąc i prztulił mocno do siebie. Martwił się, że mógł mu coś zrobić. Następnym razem, o ile Shizuo w ogóle zgodzi się z nim bawić, powinien być ostrożniejszy.
- ...Głupek... - burknął wtulony głową w jego tors. Przyłożył do niego dłonie i popchnął tak żeby móc się od niego oderwać i zaczerpnąć powietrza. - Przecież mówiłem że mi się nie może nic stać. - burknął znów i puknął go lekko piąstką w tors. - Nie niszcz zabawy. - dodał i pokazał las patrząc na niego stanowczo. - Tym razem zaczniemy tu. - oznajmił, mimo zaróżowionych już policzków kategorycznie kończąc temat rozczulania się nad nim. To uczucie było... dziwne. Przecież właściwie go nie znał.
- Oi przepraszam... Nie chciałem psuć zabawy. - Izaya posmutniał siadając na trawie. Mimo to nie mógł nie zauważyć jak uroczy jest Shizu-chan gdy się czegoś wstydzi. - Ne Shizu-chan kiedy ostatni raz ktoś cię przytulał? - zagadnął.
- Przed chwilą. - Popatrzył na niego jak na kompletnego głupka. W końcu sam to przed chwilą robił nie? Szatyn westchnął i sam z rozmachu klapnął na trawę. Normalnym było że się brudził, a skoro zabawa i tak przestała być ekscytująca... To co mu szkodziło też siąść. Dorośli za bardzo przejmowali się takimi głupotami.
- A wcześniej? Shizu-chan zachowuje się jakby nikt go nie przytulał. - zwrócił mu uwagę łapiąc się rękoma za stopy podczas siedzenia po turecku. Ten dzieciak sprawiał, że się zamartwiał, a jednocześnie cieszył jak nigdy dotąd. Chyba powinien mu się odwdzięczyć jakoś za to, że nie boi się Izayi. - Jak mi odpowiesz postaram się już bawić normalnie... Zgoda?
- Mama. - rzucił tylko. No bo kto inny? - A nawet gdyby nikt, to co za różnica? - rzucił buntowniczo, zaciskając dłonie i odruchowo wyrywając strzępki żółtawej trawy. - Nie potrzebuję tego. - stwierdził pewnie i rzucił trawą przed siebie. Nawet nie pytał w co pograją. Teraz wolałby chowanego od głupiego biegania.
- Bo to bardzo smutne, tak żyć gdy nikt cię nawet nie przytuli. - Uśmiechnął się smutno do szatyna, napotykając jego wzrok lekko się zmartwił. Na czworakach przysunął się do niego i palcami przekręcił grymas jego twarzy w uśmiech.- A jako dziecko masz o tyle dobrze, że możesz bezkarnie przytulać się do tych których lubisz, więc nie zmarnuj tego czasu, dobra? - Uśmiechnął się mierzwiąc mu i tak roztrzepaną grzywkę i wyjął z niej kilka pożółkłych ździebełek trawy.
- Nie mam. - Odsunął od siebie jego rękę naburmuszony. Już to widział. Jakby nagle próbował kogoś przytulić a ten ktoś uciekłby z krzykiem. Jakby miał kogoś udusić. Prychnął pod nosem i popatrzył na niego ze złością. - To nie jest smutne. Nie jestem ciapą którą trzeba ciągle przytulać! - podniósł głos i skierował się w stronę drzew. Mniejsza z tym czy go dogoni czy nie. Miał ochotę coś rozwalić. Pewnie, że był zły! Inni się mogli mazać, ale on był zły!
- Skoro nie chcesz to... - Izaya wstał i trochę zbyt szybko jak na zwykłego człowieka znalazł się przy Shizuo szybko łapiąc go i podnosząc. Usadził go na swojej ręce podtrzymując go by nie spadł. - Co powiesz na to, żebym to ja był "tą ciapą" która zawsze się będzie do ciebie tulić? - zaproponował.
- ...Po co? - burknął, zaciskając dłonie w pięści. Dziwna rzecz, ale jego nie chciał uderzyć. Nawet jeśli go zdenerwował. - Jesteś dorosły, poza tym ty nie jesteś smutny. - Knykcie na bladych pięściach wręcz pobielały. To że sam był dzieckiem też nie znaczyło, że musiał płakać! Potwory nie płaczą! - Puść mnie. - nakazał, kręcąc się. - I tak jestem za ciężki...
- Nie, nie, jesteś o wiele lżejszy od tamtego pudełka. - stwierdził pewnie i z uśmiechem przysunął się do naburmuszonej twarzy szatyna. Potarł nosem o jego malutki nosek zaraz cicho chichocząc, ze zdziwienia jakie wywołał u Shizuo. - Może i nie wyglądam ale dziwacy z reguły są samotni i smutni.
     Chłopiec najpierw zdziwił się tym niespodziewanie zażyłym gestem, a następnie słysząc jak ten przyznaje się do bycia samotnym i smutnym poczuł, jak złość ustępuje miejsca smutkowi. Ramiona opadły, oczy się zaszkliły. Pociągnął nosem, robiąc żałośnie smutną minę i objął jego szyję, po chwili bez słowa chowając tam też głowę. Zadrżał, wtulając się w niego bezgłośnie.
    Nigdy nie rozczulał się niepotrzebnie. Od dawien dawna też nie płakał, zwłaszcza nie przy obcych. A teraz tak po prostu, niewytłumaczalnie się rozbeczał, pociągając od czasu do czasu nosem. Było mu szkoda Izayi, siebie, a do tego czuł się zagubiony całkiem jak dziecko. I niewyobrażalnie skrępowany, więc nawet siłą by go od siebie nie oderwał.
- Ej, już już~... - Izaya wyszeptał mu ciepło do ucha gładząc go delikatnie po pleckach. - Przepraszam Shizu-chan, nie chciałem doprowadzić cię do płaczu... - mruknął przytulając go do siebie mocniej. Czuł jak szatyn lekko drży. - To był tylko pingwini pocałunek, więc się nie przejmuj, okej?
     Szatyn tylko zadrżał mocniej i pokręcił głową przy jego szyi. Nie mógł się wysłowić, nic wytłumaczyć. Dopiero po dłuższej chwili zaczął uspokajać oddech, owiewając gorącym sapaniem jego szyję. Automatycznie poczuł się słaby i rozgrzany, jak przy gorączce. Nawet nos miał zatkany. Nie odsuwał głowy od jego szyi, kładąc głowę na ramieniu. Jeszcze chwilki potrzebował do spokoju. Jeszcze paru oddechów...
- No już spokojnie. - mruknął i cmoknął go we włosy. - Jak chcesz możesz usmarkać mi koszulę, dobra? - pocieszał go. Odwrócił się i ruszył w stronę swojego domu. Nie wiedział co się stało Shizuo, ale taka histeria lekko go wystraszyła. - Zrobię ci ciepłego mleka na uspokojenie, co ty na to? - zagadnął wciąż ciepło się uśmiechając. Zaczynał się już martwić... Może faktycznie coś zrobił Shizuo tym, że go przewrócił?
     Chłopiec w kocu uniósł głowę i "ukradkiem" otarł oczy rękawem. Policzki też, potem szyję bruneta. Cicho parsknął na wzmiankę, że może go osmarkać. Sam nie wiedział czemu go to tak nagle rozśmieszyło. Poza tym twarz dalej miał czerwoną i podpuchniętą lekko od płaczu. Wyprostował się w końcu i popatrzył na niego.
- N-nie płakałem. - Siąknął nosem. Stwierdzenie może było absurdalne, ale stanowcze mimo zająknięcia. - Ja tylko... - Zaciął się na chwilę, szukając wyjaśnienia. - Nie płakałem, dobra? Ja nie płaczę. ...Ale napiję się mleka. - dodał, jedną ręką przytrzymując się jego szyi. Jak miał wyjaśnić to, że przytulanie się jest przyjemne, kiedy twierdził, że go nie lubi? I że nikt dawno nie traktował go jak dziecko, bo które dziecko wzbudza tyle strachu? Jak mógł wyjaśnić, że przykro mu było, że Izaya też był sam? Nie był ciapą, przecież nie powie mu że go to jakoś rusza. O nie. On nie płakał.
- Oczywiście Shizu-chan kiedyś mi mówiłeś, że ty nigdy nie płaczesz. - zgodził się wesoło odsuwając od siebie szatyna, żeby spojrzeć mu w oczka. - To chcesz się przesiąść na barana czy wolisz żebym cię niósł tak jak przed chwilą? - Szczęśliwy, że jego znajomemu jest lepiej zaryzykował raz jeszcze połaskotanie go nosem w nos.
- Niewygodnie ci będzie na barana. - Skrzywił się, w pewien sposób zadowolony, że go posłuchał i przyznał, że nie płakał. Pociągnął tylko nosem i uśmiechnął się lekko na to potarcie nosów. - Jesteś dziwny. - powtórzył mu, rzecz jasna bez negatywnego wydźwięku. Nacisnął palcem na jego nos, spłaszczając go. - Teraz jesteś wężem. - Nacisnął nos od spodu. - A teraz dzikiem. - Zostawił jego nos i pociągnął lekko za końcówki uszu. - A teraz niepo... Nietos... Nietoperzem! - Zmarszczył brwi. - Nietoperzem, właśnie. - potwierdził i przyjrzał mu się, a potem palcami ścisnął kąciki jego ust by były bliżej. - Ryba! - stwierdził, zajęty własną zabawą. - No zobacz Izaya, pasuje ci nawet ryba. - Zaśmiał się. - To na pewno oznaka dziwności! Też tak umiem. - stwierdził i wyszczerzył zęby. - Jestem niedźwiedziem! - Zamachał "łapą" jakby chciał sięgnąć po plaster miodu.
     Izaya nie mogąc już wytrzymać zaśmiał się serdecznie z tej dziecinnej zabawy.
- Tak, tak, groźny z ciebie niedźwiadek... Boję się~... - dodał w żartach. Patrzył już bardziej na roześmianego Shizuo niż na drogę. - Ale nie chcę, żebyś był straszny... Może zrób coś przyjemniejszego... Co powiesz na chomika? - podsunął mu wchodząc na schody i otwierając jedną ręką drzwi do domku.
     Shizuo chwilę się namyślał, po czym zakrył dolną wargą górne zęby na ile mógł, zostawiając dwa przednie i zacmokał na wzór chomika, marszcząc nos. Choć średnio się udało parsknął krótko i przestał, odwracając twarz w stronę wnętrza domu.
- Zachomikuję też babeczkę. - dodał. - Jako chomik. - wyjaśnił klepiąc go dłonią lekko pod karkiem. - Puścisz już? - spytał. Dziwnie zbyt poufały się zrobił... Teraz po tym nadmiarze bliskości potrzebował siąść na krześle i odetchnąć. No i wypić mleko.
- I o to mi z chomikiem chodziło~... - Zachichotał widząc jego dziwne próby naśladowania odgłosów chomika. - Ale masz dodatkowe punkty za pomysł z tę fajną chomiczą minką. - pochwalił go sadzając go na krześle. Wyjął rondelek i nalał do niego mleka, zaraz wstawiając go na kuchenkę. - Ne Shizu-chan a może dosypać tu kakao i zrobić ci czekoladowe mleko?
- Dodatkowe punkty i dodatkowe kakao. - mruknął sięgając po babeczkę. - Tu jest za dużo czekolady, nie zjadłbym tyle. - Pokręcił głową, obracając babeczkę w palcach. - A potem zawiesimy zasłony. - dodał. Zabawa już na dziś była raczej przegrana, a zasłony czekały.
- Dobrze, w takim razie zwykłe mleko. - zgodził się z nim dolewając jeszcze szklaneczkę do już gotującego się nabiału. W końcu Shizuo mówił o dodatkowym kakao prawda? - Wybacz Shizzy jeszcze się kiedyś pobawimy. - mruknął i na pocieszenie zmierzwił mu włoski. - Tylko będziesz musiał mi dokładniej wyjaśnić zasady zabaw, bo to nie jest takie proste jak się wydaje. - Podrapał się po włosach z przepraszającym wyrazem twarzy.
- Mhm. Może następnym razem w chowanego. - mruknął i oderwał kawałek babeczki po czym popatrzył na niego. - Izaya, czemu nie jesz babeczek? - spytał w końcu, patrząc na niego ze zdumieniem czerpanym z nowego odkrycia.
- Przecież już ci mówiłem Shizu-chan, że nie lubię słodyczy. - Uśmiechnął się przelewając mleko do kubka. Podał je szatynowi patrząc na niego gdy ten wziął sporego łyka. - Masz białe wąsiki~... - zwrócił mu rozbawiony uwagę.
- Mhm... A czemu tyle babeczek? - Wskazał drugą blaszkę. No bo skoro nie lubił, to czemu tyle ich piekł? On był głodomorem, ale tyle by mu ich nie zjadł... A może miał innych gości? Tych klientów? Jak ktoś przychodzi po informacje to częstuje się go babeczkami? Chłopiec oblizał wąsy i wgryzł się w dość ciepłe jeszcze ciasto. Może to było po to żeby ich zatrzymać jak za długo trwało szukanie informacji.
- Są dla ciebie. - zapewnił go przysiadając sobie na blacie. - Mówiłeś, że lubisz, a jeśli chcesz możesz też zabrać i poczęstować nimi swoich przyjaciół co ty na to? - zaproponował wesoło machając nogami.
     Chłopiec tylko popatrzył na niego, najpierw nie wiedząc co odpowiedzieć, potem patrząc na babeczki, na ich zbyt dużą ilość, a na końcu zmarszczył lekko brwi. Sądził, że on miał aż tylu przyjaciół? No cóż... Nie mógł tego nawet zanieść za bardzo do domu, bo mama zaczęłaby się dopytywać czemu je u nieznajomych... Ale mógł zanieść je staruszce z końca ulicy. I ewentualnie przemycić parę bratu. Albo sobie na potem, gdyby powiedział, że kupił za kieszonkowe... Choć wciąż było tego trochę za dużo jak na ludzi, których znał. Poza tym mama dobrze się znała z cukiernikiem... O. Mógł powiedzieć, że to od tej staruszki. Wtedy i rodzice by zjedli. Jeśli ona się zgodzi wziąć to na siebie...
- Mhm. - Pokiwał głową. - Mogę je zabrać. Jeśli nie masz komu ich dać. - zastrzegł. W końcu nie powinien ich tyle piec tylko dla niego... Heiwajima nie chciał na nim pasożytować.
- W takim razie ci je zapakuję jak tylko ostygną. - postanowił. - Ne Shizzy co mam upiec następnym razem jak przyjdziesz? Lubisz może szczególnie jakieś ciasto? A może powinienem ugotować ci coś pysznego? Co lubisz poza słodyczami?
- Hm... - Zastanowił się, starając się coś wymyślić. W sumie sporo rzeczy lubił. Nie tylko słodkich, chociaż one były jego ulubionymi. Zadumał się na dobrą minutę, żując już dawno pogryzioną babeczkę, po czym go olśniło. - Zrób coś co lubisz. - stwierdził pewnie. Miał tylko nadzieję, że to nie coś, czego sam nie lubi.
     Izaya podrapał się raz jeszcze po głowie starając się sobie kupić trochę czasu. Z życzliwym uśmiechem na ustach i paniką w głębi umysłu starał się wymyślić coś co mógłby zjeść.
- Rzeczy które lubię nie należą raczej do normalnych. - zaczął po chwili starając się dyskretnie ominąć kwestię tego co to dokładnie jest. - Myślę, że lepiej będzie jeśli przygotuję coś co jest smaczne według Shizu-chan'a...
- Nie normalnych...? - Zmarszczył brwi. Może on był z Francji? I lubił ślimaki? Nie zjadłby ślimaka. Małża też. - A lubisz spaghetti? Nie można nie lubić spaghetti. - dodał jakby po namyśle. W jego pojmowaniu nie mieściło się, że mógłby nie lubić. On dostawał je tylko jak był grzeczny.
- W takim razie następnym razem zrobię dla nas spaghetti.- Zapewnił go szczęśliwy, że szatyn nie drążył tematu jedzenia. - Ne Shizu-chan, a jakie najbardziej lubisz? Chodzi mi o sos. Co powinien zawierać, żeby było dobre?
- Bolonezje. To ten z mięsem i sosem pomidorowym. - Uśmiechnął się, nieświadomy swojego błędu, za to zachęcony wizją smacznego sosu z ciepłym makaronem. No i Izaya widocznie też je lubił, więc było w sam raz. Upił trochę mleka i dokończył babeczkę, po czym oblizał palce. - Idziemy wieszać?
- Dobrze, zrobię to bolonezje.- Uśmiechnął się trochę zbyt wesoło powstrzymując tym samym swój chichot. Pogłaskał jeszcze szatyna po głowie i wytarł mu kawałki ciasta z kącików ust, po czym wyciągnął do niego rękę z wesołym - Yhm~! - odnośnie wieszania zasłon.

     Chłopiec otarł wyimaginowany pot z czoła. Po skończeniu wieszania i wielokrotnym wyplątywaniu się z materiału w końcu wszystkie zasłony były porozwieszane. Czuł się trochę zmęczony samą przeciągającą się pracą, ale zadowolony, że się sprawdził. Uśmiechnął się do Izayi, ale uśmiech mu zżedł gdy zobaczył zegarek. Było stanowczo zbyt późno. Jednak powinien odrobić te lekcje... Podszedł więc do Izayi oglądającego, czy wszystko wisi równo i pociągnął go lekko za rękaw.
- Muszę iść.
- O już tak późno? - zmartwił się brunet. Spojrzał na zegarek a widząc, że wybijał już szóstą, odwrócił się do Shizuo i uklęknął, żeby być na tej samej wysokości co on.- Przepraszam, że aż tyle cię przetrzymałem. - stwierdził i pogłaskał go po włosach. - Zaraz cię odprowadzę, tylko spakuję jeszcze babeczki dobra? - Uśmiechnął się podnosząc z kolan i szybkim krokiem ruszył do kuchni.
- Przecież sam chciałem zostać. - poprawił go, wciąż nieco urażony tym zniżaniem się do poziomu jego wzroku. W końcu powiódł tylko za nim wzrokiem, przesunął palcem po parapecie, popatrzył chwilę przez okno na rozległy trawnik z linią drzew i skierował się za nim do kuchni. Milcząco siadł na stołku obserwując jak pakuje babeczki. - Będziesz jutro robił zakupy? - odezwał się w końcu, nie odrywając wzroku od pakowania.
- Chyba tak, będę musiał kupić makaron do spaghetti i jakieś mięso do sosu... Przydałyby się też pomidory z puszki... - zastanawiał się na głos kończąc pakować jedzenie. Po wszystkim wręczył blondynowi schludną paczuszkę. - Proszę~... Możemy już iść. - zapewnił go.
- Może oprowadzę cię po miasteczku? - zaproponował, wstając. Skoro Izaya dopiero się sprowadził, powinien chyba poznać okolice. I wiedziałby gdzie czego szukać... - Znam zakamarki prawie tak dobrze jak znają je koty! - zapewnił zakładając kurtkę i plecak. - Mógłbym cię też poznać z rodzicami. - dodał wychodząc na zewnątrz. - Pewnie są ciekawi kto się sprowadził w te okolice... I w ogóle.
- Byłbyś uroczym kotem. - stwierdził zakładając płacz. Wymacał w kieszeni klucze, a gdy te zadźwięczały otworzył przed szatynem drzwi. - Jeśli taki kotek ma zamiar mnie oprowadzić to chętnie za nim pójdę na wycieczkę. - zapewnił go ochoczo, choć... martwił się, czy na pewno powinien kogokolwiek poznawać. Dość oczywistym było, że ludzie go nie polubią. - Gdzie mam na ciebie czekać?
- Hmm... Dziś pokażę ci miejsce. Jeśli chcesz mnie odprowadzić. - dodał, niepewny czy Izaya przejdzie z nim cały las. - To będzie tam gdzie wczoraj zawróciłeś. Albo przy lesie, jak wolisz. - Może Izaya nie znalazłby znowu tych domów? - I nie jestem kotkiem! - dodał za pamięci, szturchając go lekko w bok.
- Pokażesz mi. - powtórzył po nim stwierdzając tym samym, że znów odprowadzi go aż do wioski. Uśmiechnął się natomiast na wzmiankę o kocie wyczuwając, że mogą sobie trochę pożartować. - Ale gdybyś był nim na pewno chętnie bym cię przygarnął. Poza tym mleko pijesz równie chętnie jak one. - dodał pokazując mu język. Podobała mu się taka dziecinna kłótnia.
- Pf! - fuknął na niego i po chwili też dziecinnie wystawił mu język. - Kot by ci nie pomógł w domu, bo nawet nie masz myszy. - zauważył, po czym zaśmiał się. - Byłbyś mężczyzną z kotem! Jak starsza pani z ulicy dalej. Ma mnóstwo kotów!
     Izaya też zaśmiał się serdecznie. Pufkający Shizuo z wystawionym językiem jeszcze bardziej przypominał mu kota.
- Nie wiem co w tym dziwnego. Koty są świetne~... I nigdy na mnie nie szczekają w przeciwieństwie do psów. - poskarżył się robiąc załamaną minkę i obejmując się rękoma za ramiona.
     Chłopiec idąc obok też śmiał się z jego min. Śmieszny był... I jednocześnie fajny. Był zdecydowanie fajnym dorosłym.
- Psy lubią szczekać na każdego! - zauważył rozchichotany. Klepnął pień drzewa obok którego szli i zerknął na swoją dłoń. Chyba tej nocy miało padać... Odwrócił znów wzrok na prawo i trochę zadarł głowę. - A koty lubią drapać! - To mówiąc przesunął "szponami" po jego nodze z zaskoczenia. Liczył, że się wystraszy.
- Ale skoro jesteś kotkiem to na ciebie szczekają szczególnie? - zapytał chcąc się jeszcze trochę podroczyć z szatynem. - Ej!- Fuknął na chłopca, jakby faktycznie go podrapał i mógł zostać ślad. - Niegrzecznym kotkom nie daję mleka.- Pogroził mu palcem mimo wszystko pozostając uśmiechnięty. Chciał, żeby Shizuo zrozumiał, że nic mu się nie stało... W końcu szatyn przejmował się swoją siłą
- Niee... Ja się z nimi bawię. - Pokręcił głową, moment potem unosząc ją z zaskoczonym wyrazem twarzy. Widząc, że to tylko żart, fuknął pod nosem. - Bo będę szczekał! - zagroził, samemu jednak zaraz weselejąc. - Albo pogryzę!
- Ale Shizu-chan jest kotem. A koty nie szczekają. One lubią mleko - powiadomił go wesołym tonem. Zaraz jednak dodał już o wiele straszniej: - I są łase na drapanie po brzuszku. - Rzucił Shizuo szybkie spojrzenie po czym złapał go jedną ręką pod ramionami drugą zaczynając go łaskotać po brzuchu.
- Aaaa! - krzyknął chłopiec, zaraz zaczynając się głośno śmiać i wykręcać, żeby uniknąć łaskotek. - Nieeeee hahahahaha! Puuuuść! - jęknął rozbawiony, w końcu zwijając się w kulkę, żeby ochronić brzuch. Łapał oddech. Wreszcie z krzykiem bojowym zerwał się i sam zaczął go łaskotać po bokach, ściskając je obiema łapkami. - A masz! - zaśmiał się z własnej zemsty.
     Izaya zaczął się śmiać. Śmiał się naprawdę z powodu wesołości blondyna i z jego małej zemsty. Ale także udawał śmiech, bo przecież wampiry nie czują żadnych dobrych uczuć.
- Stop! Stop! Nie mogę oddychać. - krzyczał przez wesołość starając się jakoś uchronić przed małymi łapkami. - Już! Już starczy~... - zaśmiał się opadając na kolana obok szatyna. - Pokonany przez kota no co za złośliwość losu~... - mruknął łapiąc mocno szatyna i podniósł się z kolan, zaraz okręcając się z nim wokół własnej osi.
- Wygrałem! - krzyknął euforycznie, wyciągając ręce w górę. Po tym poklepał go lekko po głowie i znów się zaśmiał. Izayi też należało się trochę przyjemności, nie? - No, już możesz mnie opuścić. - dodał kręcąc się lekko. Przecież nie mógł go nieść jak małego dziecka...
- Nie ma mowy! Zawsze chciałem iść sobie z kotem pod pachą! - zaprotestował podnosząc Shizuo tak by znalazł się naprzeciw jego twarzy. - I zawsze chciałem też zrobić tak~... - stwierdził pocierając swoim nosem o nos Shizuo. - Gdybyś miał wąsiki teraz byś nimi zabawnie poruszał. - wyjaśnił.
- Cooo? - Parsknął śmiechem i popatrzył na niego, zaraz jednak marszcząc brwi i naciskając na jego nos. - Nie jestem kotem! Tak nie wolno. - zastrzegł, chociaż widział, że Izaya musi bardzo lubić ten gest. A już szczególnie na nim. Obrócił się lekko, żeby popatrzeć na drogę. - Już blisko... - mruknął i odciągnął od nich gałąź.
- Dobrze, dobrze~... - westchnął schylając się i stawiając szatyna na ziemi. W samą porę by gałąź którą ten odgiął nie strzeliła go w twarz. - Pamiętaj, że po drodze masz mi pokazać miejsce naszego jutrzejszego spotkania, dobrze? - przypomniał mu uśmiechając się uroczo.
- Dobrze. - potwierdził poważnie i złapał go dwoma palcami za policzek, tak że jeden kącik ust był wyżej. Uśmiechnął się jeszcze raz i złapał go zamiast tego za rękę, zaczynając iść w stronę miasta. Rzecz jasna potem już go puścił. Jednak we wsi nie mogli zobaczyć, że idzie z nim za rączkę...
     Izaya był zdziwiony tym, że Shizuo złapał go za rękę. Ale równocześnie bardzo się z tego powodu cieszył. Uśmiechając się od ucha do ucha ścisnął troszkę mocniej malutką rączkę, by upewnić się, że jest prawdziwa i gdy się upewnił zaczął nią delikatnie machać. Shizu-chan mu zaufał, więc naprawdę miał powód do świętowania.
- Trochę na wschód jest moja szkoła. - oznajmił Heiwajima, wskazując kierunek gdy wyszli spomiędzy drzew. Parę metrów dalej puścił jego dłoń i wskazał kolejny kierunek. - Idziemy tam w lewo, jak wczoraj. Spotkamy się na końcu mojej ulicy, koło takiej starszej pani i sklepu... - opowiadał, potem przechodząc do wskazania kierunku ulubionej górki i domu pani z kotami. Potem zamilkł, bo pojawili się ludzie. Przechodzili rynkiem.
- Starszej pani? - Izaya z zaciekawieniem uniósł jedną brew. Tego się nie spodziewał. Starsze panie dzieciom kojarzyły się z czarownicami. Ba! Izaya znał kilka takich, które faktycznie nimi były. Choć jedyną wiedźmą z jaką się przyjaźnił był dwudziestokilkuletni okularnik lubujący się w sekcjach i bezgłowych kobietach. Izaya jego dziwne odchylenia komentował zgryźliwymi uśmiechami i wzruszeniem ramion. Każdy miał własne fetysze, prawda?
- Aha. Zwykle siedzi sama, ale czasem pomagam jej z zakupami. - wyjaśnił i pokazał na jedną z uliczek, dokładnie tę w której stronę zmierzali. - A tam będzie cukiernik. Jutro możemy tam wejść, jeśli chcesz go poznać. To stary przyjaciel mojej mamy i piecze dobre rogaliki. - Rozejrzał się w przytłumionym świetle powoli zmierzającego ku zachodowi słońca. Miał wrażenie bycia obserwowanym j nie mylił się - niedaleko stała grupka chłopaków, w mniej-więcej jego wieku i starszych. Wszyscy zwrócili już na niego uwagę. Parę metrów dalej ciekawie zerkały na nich dwie dziewczynki, dorośli na ulicy zerkali na nich i odwracali wzrok. A więc naprawdę obserwowała ich tylko tamta grupa. Postanowił mimo to zignorować ich, patrząc na Izayę. - Może pomóc ci z niesieniem tego, Izaya?
- Nie, nie wszystko jest w porządku.- Izaya otrząsnął się z chwilowego zamyślenia i uśmiechnął do chłopca. - Może też spróbowałbym zrobić rogalików? Jeśli je lubisz~... - zaproponował wiedząc już, że nigdy nie powinien odwiedzać piekarza jeśli chce jeszcze trochę porozmawiać z Shizuo.
Każdy wampir miał pewną właściwość, a umiejętnością Izayi była niewiarygodna znajomość ludzi. Wiedział o nich wszystko, choć tak naprawdę nigdy ich nie poznał. Po krótkim spojrzeniu potrafił słyszeć myśli danej osoby lub przekonać ją do zrobienia tego, co Izaya od niej oczekiwał. Dlatego też teraz, wśród ludzi i ich nieprzychylnych spojrzeń Izaya przeżywał natłok nagle zgromadzonych informacji. Co gorsza już wiedział, że Shizuo będzie mieć przez niego problemy. Gdy tylko do jego uszu dotarła rozmowa dwóch staruszek a konkretniej zdanie "Toż to wampir jakiś! Nie powinien się zbliżać do dzieci. Nawet do młodego Heiwajimy..." widział już, że powinien znikać.
- Hej, hej Shizu-chan przypomniałem sobie, że dzisiaj w nocy spadną gwiazdy które chciałem pozbierać. Pójdę już~... - zapowiedział dość głośno. Pogłaskał Shizuo po głowie i pomachał mu życząc dobrej nocy, po czym odwrócił się i odszedł spokojnie.
- Pozbierać...? - Przytrzymał podane mu babeczki i powiódł za nim wzrokiem, nie rozumiejąc. Dlaczego tak nagle sobie poszedł? Przecież do nocy było jeszcze daleko...
     Patrzył za nim, aż jego plecy zniknęły gdzieś w tłumie. Przekrzywił głowę, popatrzył wrogo na patrzących na niego ludzi i odwrócił się, kierując się do domu staruszki. Musiał zawrzeć z nią umowę, że przyzna się do zrobienia babeczek. A potem wrócić do domu i zrobić lekcje.
     Izaya wmieszał się w tłum, po czym szybko wszedł do jednego z pustych zaułków między karczmą a jakimś sklepem. Było tam kilku nieźle podpitych ludzi, więc stwierdził, że nie będzie problemu. Uśmiechnął się do nich i pomachał im wesoło gdyż ci już od chwili gdy wszedł na ich teren patrzyli na niego groźnie. Izaya uniósł ręce do twarzy i otworzył je rozprostowując palce. "Magia" mruknął tajemniczo rozpływając się w cieniu. Jakby nikogo nie było w tym miejscu. Dzięki tak głupawemu zabiegowi był pewien, że ci ludzie nie będą uważali go za osobę, rzeczywistą a raczej jako wytwór alkoholowych omamów.
     Shizuo całą resztę wieczoru zastanawiał się nad zniknięciem Izayi. Coś mu nie dawało spokoju i to "coś" skończyło się tak, że nie spał w nocy zbyt wiele.
     Meteorytów nie widział.
     Dlatego też na następny dzień już od samego rana był nie w sosie. Przy śniadaniu nie odzywał się zbyt wiele, w drodze do szkoły milczał równie co jego brat. W samej szkole widocznie odtrącał samą aurą. Nawet lekcji nikt mu nie sprawdził.
     Gdy wreszcie nadeszła przerwa szatyn usiadł na ławce na podwórku. Wyciągnął z plecaka zabunkrowaną na potem babeczkę i ugryzł kawałek. Uśmiechnął się do siebie leciutko, ale jego uśmiech szybko zgasł. Nie rozchmurzył się nawet dotarłszy do czekolady. Popił mlekiem z kartonika zastanawiając się, czy Izaya faktycznie dziś przyjdzie tak jak się umawiali i o tej godzinie. A może już mu się znudził?
     Chłopacy z klasy Shizuo zbili się w grupkę rozmawiając o tym samym, czym do wczoraj żyła cała wioska. Nowy dziwny człowiek, którego przyprowadził Shizuo był na tyle tajemniczy, że każdy z mieszkańców miał własną teorię na temat tego kim był dziwny przybysz. Najciekawszą jednak, według dzieci, przedstawił im jeden ze stałych bywalców karczmy który na własne przekrwione oczy przysięgał, że przybysz jest wampirem a wczorajszej nocy widział jak zmienia się w nietoperza i odlatuje.
- Ej ty! - wrzasnął jeden z nich na Shizuo. Musieli się dowiedzieć prawdy. - Taki potwór jak ty może kumplować się tylko z innym potworem co nie?
- Hm? - Chłopiec uniósł wzrok marszcząc groźnie brwi. Zastygł tak, z babeczką w jednej, a mlekiem w drugiej dłoni, powstrzymując się tylko od wstania. Nie wiedział jeszcze do końca o co im chodzi, ale już wiedział na pewno, że ich nie lubi. I że powinien mieć ich na oku.
Ech... I z takimi miał się dzielić babeczkami? Co ten Izaya sobie wyobrażał...
- Ten człowiek z którym wczoraj przyszedłeś! - krzyknął dzieciak. Cała grupka stała w tym samym miejscu co wcześniej, uznając zgodnie, że razem wydadzą się groźniejsi a jeśli nie podejdą to będą mieć jeszcze czas na ucieczkę przed wkurzonym szatynem. - To taki sam potwór jak ty, prawda?! Mama mi mówiła, że swój do swego ciągnie!
- Haa?! - warknął, miażdżąc w dłoniach zarówno babeczkę jak i kartonik. Sprawnym ruchem rzucił kartonowym pudełkiem w "przywódcę" owej grupki i wstał. - Chcesz oberwać?! - warknął niesprecyzowanie do całej grupy. - Izaya nie jest potworem!
- A czym niby? Tylko potwór potrafiłby się uśmiechać przy drugim potworze! Albo go zastraszyłeś albo jest taki jak ty! Bakemonozuo*!  - krzyknął już inny dzieciak i pokazał szatynowi język.
Dzieci zaprzestały swoich zabaw na boisku z coraz większym zaciekawieniem przysłuchując się kłótni. Większość z nich nieśmiało podeszła bliżej chcąc dokładnie słyszeć i widzieć co się będzie dziać.
- TY...! - Shizuo momentalnie zaczerwienił się ze złości. Rzucił na ziemię i stąpnął na to, co zostało z babeczki, nawet nie spoglądając. Moment potem szarżował na chłopaków, jednego łapiąc hakiem i powalając na ziemię, drugiego łapiąc za koszulę i przykładając mu w twarz, a kolejnego popychając na niski murek przy krzewach na terenie szkoły. Tego ostatniego, który najbardziej obrażał Izayę, powalił na ziemię i przygwoździwszy go sobą do ziemi zaczął okładać po twarzy pięściami. - Nigdy... Więcej... Nie obrażaj... MOICH PRZYJACIÓŁ!!! - krzyczał wściekle wraz z kolejnymi, coraz mocniejszymi ciosami. Nie widział już, świat się rozmywał, ktoś go odciągał, ale szarpnął się mocno, zabrał swój plecak i czym prędzej odbiegł, niemal się wywalając po drodze. Naprawdę zaczął płakać już w lesie, gdzie wbiegł nawet nie odciągając od siebie smagających go po twarzy i całym ciele gałązek. Płuca go bolały, mimo to nie przystawał, a po prostu spieszył się do domku Izayi, chlipiąc głośno.
     Wychodząc do jego ogródka otarł zaczerwienione i podpuchnięte oczy. On przecież nie płakał. Był potworem. Chyba zabił tego chłopaka. Potwory nie płaczą. Chyba coś pstryknęło kiedy go bił. Nie mógł się opanować. Nie umiał panować nad tą siłą...
     Zastukał do domku, raz prawie je wyważając, pod koniec prawie niesłyszalnie. Może Izaya nie powinien go widzieć w tym stanie. Cały w małych rankach, z liśćmi i patykami we włosach, z zaczerwienionymi oczami. Ale jakoś tu przybiegł. I nie mógł już tego cofnąć. Nie chciał żeby brunet usłyszał o tym co się stało w mieście. Pociągnął nosem, zwieszając głowę. A może on też w końcu uzna go za potwora?
     Izaya czuł Shizuo już od pewnego momentu. Chciał jednak przywitać go z gorącymi rogalikami na blaszce, a musiał poczekać jeszcze kilka chwil nim będą gotowe. Mimo wszystko był zdziwiony, że Shizuo tu przyszedł do tego o takiej godzinie. Przecież szkołę kończył dopiero za kilka godzin... No i mieli się przecież spotkać w mieście prawda? Słysząc głośne pukanie które jednak słabło z każdym uderzeniem naprawdę się zmartwił i nie patrząc już na rogaliki szybko wybiegł do przedpokoju i otworzył drzwi. Widząc zapłakanego i roztrzęsionego blondyna trącego piąstkami oczy Izaya niemal się wystraszył. Opadł na kolana przytulając mocno szatyna. Pogłaskał go po plecach uspokajająco zaraz biorąc go na ręce i wnosząc go swojego domu.
- No ciii Shizu-chan. Wszystko gra? Zaraz się upieką rogaliki z marmoladą. Mówiłeś, że je lubisz, prawda?
     Shizuo tylko znów pociągnął nosem i wtulił się w jego szyję. Nie wiedział, co powiedzieć, więc całkiem zamilkł. Nie chciał mu mówić, co się stało. Poza rodziną miał tak naprawdę tylko Izayę. A gdyby on się go bał? Gdyby uznał go za potwora? Gdzie miałby iść?
     Znów zebrało mu się na płacz, ale otarł szybko oczy i wtulił mocniej w jego szyję. Nie chciał go nawet puszczać.
     Izaya w milczeniu usiadł na krześle w kuchni i posadził sobie Shizuo na kolanach. Szatyn nadal mocno go ściskał więc brunet postanowił nie odrywać go od siebie na siłę. Głaskał go delikatnie po plecach chcąc by się uspokoił. Głowę natomiast oparł na głowie Shizuo i wpatrzył się w piekarnik i rumieniące się w nim rogaliki. Tak... mogą tak posiedzieć jeszcze kilka minut, najwyżej jego wypieki będą bardziej chrupiące.
     Po paru dłuższych minutach chłopiec oderwał się od jego szyi, odrobinę uspokojony. Oparł ją na jego ramieniu, zaciskając usta. Pociągnął nosem. Zawsze żałował, kiedy zdarzyło mu się coś zepsuć czy kogoś pobić. Ale teraz ten ktoś sobie zasłużył. No, może nie aż tak, ale... Zasłużył.
- Nie mam komu dać rogalików. - szepnął cicho, żeby nie ujawnić nieco jeszcze ściśniętego gardła. - Nikt by ich nie wziął. - przyznał się.
- Nie szkodzi. - wyszeptał nadal go przytulając. - Skoro twoi przyjaciele ich nie lubią więcej zostanie dla nas, prawda? - Uśmiechnął się wesoło do Shizuo. Nie miał za bardzo pomysłu jak go pocieszyć. Ale skoro dzieciak już trochę się uspokoił Izaya uznał, że sensownie byłoby go jakoś wyczyścić. Dlatego też zaczął wybierać niewielkie patyczki i listki z jego włosów. Gdyby mógł wstać przyniósłby też jakieś plastry i wodę utlenioną, ale póki co pozwalał szatynowi się uspokoić.
- Nie mam przyjaciół. - burknął, odwracając gdzieś wzrok. - Nie potrzebuję ich. - dodał, żeby nie wyjść na całkowitą ciapę. Przecież się nie skarżył. On go tylko informował... Tak, tylko to. Żeby na przyszłość nie piekł za dużo. Chrząknął możliwie najciszej, żeby wziąć się w garść, ale pociągnięcie nosem zniweczyło efekt. W końcu otarł go rękawem, żeby się tak nie mazać. - Poza tym... Oni są głupi. - dodał burkliwie. - Bardzo, bardzo głupi.
- Czyli... Ja nie jestem twoim przyjacielem? - zapytał z jednej strony smutny, że Shizuo o nim nie pomyślał, a z drugiej zmartwiony co też jego przyjacielowi zrobili ludzie. - Poczekaj... Nie będziesz sobie brudził bluzki. - mruknął odnosząc Shizuo. Razem z nim podszedł do szafki i podtrzymując szatyna jedną ręką drugą wyjął chusteczki podając całe opakowanie. - Jak już wstaliśmy to poczekaj wyłączę chociaż piekarnik. - mruknął przekręcając gałkę temperatury na zero i delikatnie uchylił drzwiczki.
- Jesteś... Ale nie jesz babeczek. - bąknął, czując się głupio, że o nim nie pomyślał. Chociaż nie, myślał, tylko... Nie umiał nazywać innych przyjaciółmi. Jeszcze to do niego nie docierało. Puścił go, po czym wysmarkał nos i chusteczkę wsadził do kieszeni. Otarł piekące nieco rozcięcie na brodzie. Był już do tego przyzwyczajony, ale irytowało trochę mrowienie na skórze. Zerknął na Izayę, obserwując, jak ten porusza się po kuchni. Chciał mu powiedzieć, ale się bał. Nie mógł mu powiedzieć. Nie mógł... Oni wszyscy byli głupi. I mówili głupoty. Izaya nie był zły. W końcu nawet go przytulał. Zacisnął usta, znów patrząc na swoje dyndające nogi.
- Okej. Skoro jestem pewien, że twój podwieczorek się nie przypali powinniśmy się chyba zająć twoimi rankami co? - zaproponował wyjmując z innej szafki apteczkę. Posadził Shizuo na stole i z uśmiechem na ustach położył pudełeczko obok szatyna zaraz otwierając je. Wyjął wacik, wodę utlenioną i plastry. W tym momencie naprawdę się cieszył, że Shinra nauczył go opatrywać podstawowe ludzkie rany. Mimo, że wcześniej nie uważał tego za zbyt potrzebne teraz był nawet bliski wdzięczności doktorkowi. - Może lekko zapiec. - ostrzegł Shizuo wylewając nieco wody na wacik i zaczynając zmywać brud i zaschniętą krew z czoła i policzków chłopca.
- Mhm... - mruknął, wpatrując się w stopy, potem w podłogę, a w końcu w Izayę. Nawet nie drgnął gdy woda utleniona zerknęła się z rankami. Trochę piekło, trochę swędziało. Często miewał gorsze rany. Miał nawet parę blizn po takich wypadkach. - Nie trzeba. - zapewnił, zdziwiony jedynie, że Izaya nie kazał mu po prostu iść umyć twarzy. Normalnie by tak zrobił, gdyby miał ochotę się ruszyć.
- Oi Shizu-chan wszystko gra? - zapytał skończywszy oczyszczać jego twarz. Podniósł za to jego rączkę i uważnie obejrzał dłoń. Nie podobało mu się, że jest na niej sporo rozmazanej krwi. Wylał więc więcej wody na wacik i zaczął dokładnie czyścić kostki, co jakiś czas zmieniając szmatkę lub dolewając wody. Z ulgą odkrył, że mimo stosunkowo obfitego krwawienia dłonie Shizuo nie były zbyt poranione.
     Shizuo zadrżał lekko i poruszył się, czując się nieswojo gdy Izaya oczyszczał jego kostki. One nie były poharatane. Nie tak jak palce czy grzbiet dłoni. Mimowolnie zacisnął delikatnie dłoń na jego przytrzymującej go dłoni. Tak jakby nie chciał, żeby zaraz uciekł.
- To nie moja. - mruknął, czując, że znów szczypią go powieki.
- Całe szczęście. - Odetchnął już spokojniej go opatrując. Po zdezynfekowaniu skóry szatyna Izaya wyjął plastry naklejając jeden mniejszy na policzek chłopca. Ostatecznie dokleił jeszcze większy plaster na lekko zadrapany nosek i zaczął zastanawiać się jak miał poprzyklejać plastry na kostki. - Na pewno nic ci się nie stało Shizu-chan? - zapytał unosząc za podbródek głowę chłopca.
     Chłopiec popatrzył na niego poważnie wilgotnymi, ciemnymi oczami. Czy Izaya naprawdę nie rozumiał? Czy dla niego naprawdę nie było dziwne posiadanie cudzej krwi na rękach?!
- Ona nie była moja! - wybuchnął, znowu bliski płaczu. - Ja... - zająknął się. Musiał wziąć głęboki wdech, żeby zachować względny spokój. - Bo ty nie jesteś zły... - mruknął ciszej, zwieszając głowę. Zaraz jednak poczerwieniał od ponownie napływających falami emocji. Nie mógł utrzymać ich w sobie. Nigdy nie umiał. - A oni... Są głupi! I ja... Wtedy... - Pieczenie powiek nasiliło się, a gardło ścisnęło mocniej. - Nie wiem, czy go nie zabiłem... - przyznał płaczliwie, przecierając oczy i zwieszając głowę, tak że łzy spływały prosto na dół. - Ale ty... Nie jesteś potworem... Tylko ja... Nie powinni cię przezywać... Nawet... Cię n-nie znają... A ty jesteś dobry... - tłumaczył nieskładnie, jednak w tym momencie urwał, niezdolny nawet, by na niego spojrzeć. Podwinął nogi na blacie, starając się zwinąć w jak najmniejszą kulkę. Teraz na pewno Izaya miał go za potwora. I do tego pewnie mordercę. I pewnie zabroni mu przychodzić, a rogaliki odda dzikim zwierzętom. Bo one nie były tak niebezpieczne jak Shizuo.
     Izaya nie był zdziwiony kolejnym wybuchem płaczu. Pozwolił na niego szatynowi wiedząc, że w ten sposób powinno być lepiej. Izaya wychodził z założenia, że nie powinno się tłamsić swoich emocji. Podszedł do Shizuo i objął go mocno. Cmoknął go delikatnie w czuprynkę i zaczął delikatnie gładzić po plecach. Pochylał się tak dłuższą chwilkę, dopóki miarowe chlipanie i płaczliwe wciąganie powietrza nie uspokoiło się zupełnie. Wtedy odsunął się lekko od Shizuo i spojrzał mu w zapłakane oczka. Dłońmi starł mu z twarzy łezki.
- Spokojnie. Na pewno nic mu nie zrobiłeś. - zapewnił go. Cóż... Wampiry wyczuwały świeże ciało jak nikt inny więc na pewno pierwszy by to wyczuł. - Poczułbym gdyby stało się coś złego. - zapewnił go z dumnym uśmiechem. Chciał, żeby Shizuo uwierzył w iluzję którą chciał dla niego właśnie stworzyć.
- Skąd...? - Podniósł na niego wzrok zaczerwienionych oczu. Dłoń ocierająca mu wodę z policzków była przyjemnie chłodna. Studziła jego zaczerwienioną i buchającą gorącem skórę.
     Wyjątkowo powoli złapał za jego dłoń i przysunął ją sobie lekko do czoła, czując przy tym ulgę i zmęczenie. Czemu Izaya w niego wierzył? Przecież był... zły. Przecież coś mogło się stać. A jego tam nie było.
- To oczywiste Shizu-chan! Jestem magikiem~... - wyjaśnił mu tak poważnym tonem jakby była to najrzeczywistsza rzecz na świecie. - Umiem też czytać w myślach, latać i znikać~... Obecnie pracuję nad zianiem ogniem, ale myślę, że jeszcze przez długi czas będę używał piekarnika do pieczenia babeczek dla ciebie, a nie swojego oddechu... - wyjaśnił z nieco podłamaną, ale wciąż rozbawioną miną.
     Blady, ale wyraźnie wesoły uśmiech rozświetlił lekko twarz Heiwajimy. Pociągnął nosem, otarł go znów chusteczką i oparł brodę na swoich kolanach, przymykając powieki. Magik. Więc on naprawdę się go nie bał, nie...?
- Latanie musi być fajne... - mruknął pod nosem, otaczając nogi rękami. Chyba od nadmiaru wrażeń poza bólem głowy był strasznie senny. Kiwnął się lekko, nie mając siły długo tak jeszcze płakać i utrzymywać ciało w pionie. Jeśli Izaya się go nie bał, to był już całkiem spokojny. Jeśli mógł tu przychodzić, to wszystko musiało się ułożyć. Sam mu tak mówił, prawda? - Izaya... Położysz się ze mną? - poprosił. Chociaż od długiego czasu już z nikim nie spał... Lubił lekki chłód jego ciała. Przynajmniej nie gorączkowałby się znów przez sen. Byłoby przyjemnie, więc przemógł się do takiej prośby.
- Mhm~! Jasne. Chodź. - zaproponował chcąc wziąć go na ręce i zanieść na kanapę albo do łóżka dla gości. Z racji tego, że był wampirem jego sypialnia znajdowała się w podziemiach... w trumnie. A nie chciał w ten sposób straszyć swojego małego gościa. - Uznajmy, że dziś będziesz moją śpiącą królewną. - zażartował sobie. - Co prawda ona skaleczyła się wrzecionem, a nie została poharatana przez jakiś krzaczek, ale myślę, że ujdzie. Co?
- Chcę być rycerzem. - wyburczał, obejmując jego szyję. Dał się nieść, czując się... bezpiecznie. Jak dawno się nie czuł. - Izaya...? - mruknął, odpierając atakujące go macki natrętnego snu.
- Dobrze. W takim razie ty będziesz rycerzem w lśniącej zbroi a ja złym czarnoksiężnikiem który cię uwięził, co ty na to? - zaproponował rozbawiony śpiącą miną szatyna. - Rzuciłem na ciebie senne zaklęcie, żebyś był tylko moim przyjacielem. Już na zawsze! - zagroził mu z wrednym, ale i szczęśliwym uśmiechem. Na razie może być czarodziejem... Niech Shizuo się uspokoi i trochę ochłonie. Kiedyś Izaya powie mu, że jest wampirem. Kiedyś na pewno. Gdy tylko przestanie się bać, że Shizuo go wtedy odtrąci...
     Shizuo uśmiechnął się sennie, przytulając się do zagłębienia w jego szyi i zamykając oczy.
- Jesteś dobrym czarodziejem. - mruknął oddychając coraz wolniej. - Lubię cię... - dodał jeszcze sennym głosem i ziewnąwszy krótko od razu zapadł w sen, jeszcze nim Izaya się z nim położył.
     Nie umiał jeszcze tego nazwać, ale mimo krótkiej znajomości w dziecięcym sercu powoli kiełkowało ciepłe uczucie, które miało połączyć ich losy na wiele długich lat.



KONIEC.





*Bakemono = potwór