Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

poniedziałek, 31 marca 2014

Informacyjnie o dj'ach~!

Hejo wam~! Wiem że notki ostatnio co dwa dni i że to dziwne, ale coś nas wzięło xD Dzisiaj tylko tak może bardziej... informacyjnie. Ostatnio odkryłam, że istnieje więcej dj'ów drr przetłumaczonych na polski niż się spodziewałam! Powiecie "nic dziwnego" no ale właśnie dla mnie to było dziwne bo byłam pewna, że mam już wszystkie, a tu klops~... więc pomyślałam sobie "a może są inni którzy też nie wiedzą, bo przecież nie każdy musi znać wszystkie grupy skalacyjne Yaoi" i z tym oto pomysłem powstał ten post ^^ Jeśli ktoś nie zna jakiejś grupy a ta wydaje dj'y z drr!! to na 99% znajdzie ją w tym spisie ^^  Jeśli jakimś cudem się nie znajdzie to proszę o namiary ;) chętnie uzupełnie spisy ^^

Klikając w [czerwone] przechodzicie na stronę danej grupy. Stamtąd można pobrać bez problemu wszystkie wypisane niżej tytuły ^^
A gdyby ktoś martwił się rejestracją to zajmuje ze 3 sekundy i na każdej stronie jest darmowa ^^
Większość trzeba ściągnąć na dysk żeby przeczytać ( więc uważajcie żeby nikt niepowołany się do tego nie dorwał) ale niektóre grupy oferują możliwość czytania online niektórych dj'ów.

UWAGA to nie jest tylko Shizaya... 2 albo 3 to Izuo, są chyba 4 Kizaye oraz kilka z tych dj'ów to Altery, starałam się podpisać Izuo i Kizaye, ale coś mi zawsze mogło umknąć ;)

 [DeathCat]
•    110100

•    Akai Ito
•    La-la-la Lullaby (Kizaya)
•    Lies and Truth (Kizaya)
•    Logic Bomb

•    Over My Head (Kizaya)
•    Psychedelic Pink Screen
•    Reikyori Housoku
•    Reikyori Renai
•    Rensa *(Love Chains)(Kizaya)

•    Suki mo Kirai mo
•    Reikyori Renai
•    Suki mo Kirai mo

[SunshineTranslation]
•    4213mg Harmonic Feelings 

•    There's No Way My Brother Can Be This Cute
•    Love Me Love Meats
•    Not by yourself
•    NEL
•    Strawberry Milk and Cell Phones
•    I dare U
•    First Contact

•    Kimi to Kissu Shitai (współpraca grup: StarDust Scanlations SunshineTranslation)

[StarDustScalations]
•    Fell In Love In A Dream 
•    Honey Bunny
•    Soda
•    Stay

•    Suki da Nante Joudan ja nai (współpraca grup AmaiAkuma & StarDustScalations )

 [AmaiAkuma]
•    Arasou Hima de Ta o Tusukure!
•    Are you going to die here? 
•    Big Shizuo, Little Izaya
•    Bite and Lick 
•    Blue Butterfly
•    Daigensougo de Sora ga Ochi
•    Daydream Trippers
•    Devious
•    Don't Touch Me
•    Exogenesis
•    From Dusk Till Dawn
•    Fukakutei Youso Kiken Shingou
•    Gohoushi desu ka, Iie Gohoubi desu.
•    Hito wa Sore o Shuuchaku to Yobu
•    Hitori ni Shinaide 
•    Hiyashite Atatamete
•    House Sitter Izaya 
•    iToy
•    Izaya's Voice
•    Jally Baby
•    Loop loop
•    Nemesis
•    Parka Jersey
•    Probably, Yes
•    R-18
•    Radplay
•    Rakurakurairai Hi ga Noboru
•    Reaffirming
•    Sensei, Oshiego-san ni wa Te wo Sawarenaide Kudasai
•    Soda Trip
•    Start in
•    The World Is Relatively Simple

•    This Moment
•    Tsuredzure
•    Wonderful Days
•    Yurippuru 


•    Aberrance (współpraca grup AmaiAkuma & MangaJourney)
•    IMAGE*DIVE -8bit world ( współpraca grup AmaiAkuma & MangaJourney)

[MangaJourney]
•    IMAGE*DIVE -16bit world 

[AkumaLove]
•    Ore no Dakara Kuu 
•    Inside Blue


 [Gurajndo]
•    Such a Fool (Izuo)

[Ningyo]
•    Take Me Out (Izuo)

niedziela, 30 marca 2014

AoKise - Beksa

Ohayo ohayo~!
...Nie wiem, czy można powiedzieć, że kanion minął. ._." Niemniej strasznie motywujące jest to, jak bardzo troszczycie się o to, żebym wciąż tu była i żeby wen mnie w końcu odwiedził~... Dziękuję, jesteście tak bardzo, bardzo kochane~! <333 Naprawdę poczułam się wręcz kochana i to tak strasznie mnie zmotywowało~! X3
Macie szczeniakowe uściski ode mnie~... QwQ
Ta notka, jak widać, nie jest Shizayą, co może was trochę zadziwić~... Ja wiem, że dotąd pojawiała się tylko Shizaya/Izuo, ewentualnie altery i raz sam Izaya~... Ale to nie tak, że ten blog przewiduje tylko opowiadania z tą parką. X3"
Tak więc tym razem przedstawiam zamówienie/nagrodę Heroine-chan~! :33
Opowiadanie z paringiem AoKise z anime Kuroko no Basket~... Chociaż nie bazuje na historii z anime ani mangi, użyłam tylko postaci. :3 Hmm, mam nadzieję, że komuś się spodoba~! X3
A więc~! Z dedykacją dla mojej kochanej, wenotwórczej Heroine-chan~! :33
(To mój pierwszy samodzielny fick z KnB, więc proszę o łagodną ocenę~... X3
PS: Ja wiem, że ty wiedziałaś, że wybiorę AoKise~! =3=)

Enjoy~! :33






- Rany, Ryo-chan, znowu płaczesz? - Mała, blondwłosa dziewczynka podeszła do swojego braciszka i pogłaskała go po główce. Nie podziałało, więc chwyciła za rozsypane drewniane klocki. Z wielką starannością poskładała elementy i odtworzyła z pamięci cały zamek czterolatka. - Popatrz, popatrz, już jest cały~! - zawołała wesoło, zadowolona.
- N-n... - Prawie się zapowietrzył, łapiąc oddech w spazmatycznym płaczu.
- Noo, Ryouta, uspokój się... - westchnęła i odgarnęła mu grzywkę z czoła, po czym cmoknęła go w czółko. - Lepiej? Już wszystko dobrze~...
     Mały Kise przetarł oczka piąstkami i popatrzył na nią chwilę w skupieniu, po czym się uśmiechnął.
- Uhm, dobzie. - Potaknął energicznie główką, aż grzywka znów opadła mu na oczka. Chwycił za kolejny klocek i położył na samej górze, kończąc wieżyczkę.

***

- Ryouta, chodź no tu!
- Nieeeee~! - pisnął maluch, biegając po podwórku z kwiatkiem w dłoni.
- Daj babci tego kwiatka, no kochanie noo! - jęknęła jego mama, uśmiechając się z zażenowaniem. Jej synek był jak zwykle niesforny...
- Nie! - krzyknął i wystawił jej język.
- Bo nie pójdziesz jutro do Daiki'ego!
     Blondynek stanął jak na komendę i przybiegł do babci, uśmiechając się jak mały cherubinek swoim najbardziej zawadiackim uśmiechem.
- Proszę obaa-chan~!
     Kobieta roześmiała się i przyjęła kwiatka.
- Ależ ty się podlizujesz, urwisie... To tylko, żeby pójść do swojego przyjaciela, prawda? Nie kochasz babuni? - zrobiła sztucznie zbolałą minę.
     Blondyn wiedział, że niebezpiecznie jest odpowiadać takie pytania, bo one zawsze oznaczają jakiś podstęp dorosłych. Puścił więc swojej babci oczko, uśmiechając się i zbiegł z werandy, wbiegając do domu.
     Miał zamiar dorwać się do ciasta pierwszemu~! A co, nie zakażą mu, nie?

***

- Ryo-chan, co ty wyprawiasz? - Jego siostra stanęła w drzwiach pokoju mamy i popatrzyła na niego, zdumiona.
- Coo~? - spytał, równie zdziwiony, zastygając z różową szminką w połowie malowania dolnej wargi. I brody, przy okazji.
- Hahahaha, Ryo-chan, tak robią tylko chłopcy chorzy na głowę, słyszałam, Chi-chan mi mówiła~! - Jego siostrzyczka parsknęła śmiechem.
     W oczkach pięcioletniego blondynka zalśniły pierwsze łezki.
- N-nie jestem chory na główkę! - Tupnął nogą i ścisnął w małej piąstce metalowe opakowanie od szminki.
- No jasne, jasne, ale teraz odłóż to, to mamy...
- Nie jestem! - pisnął cienkim głosikiem, pewien, że jego siostra mu nie wierzy. Cisnął pomadką na podłogę i wyleciał z płaczem z pokoju.
- A-ale... - Dziewczynka patrzyła to na połamaną szminkę, to na drzwi. W końcu pobiegła za swoim bratem. Drzwi od jego pokoju były zamknięte. - No daj spokój Ryouta, przecież wiem, że nie jesteś, ja tylko mówiłam, żebyś nie...
- Co się stało? - Mama stanęła za nią, wycierając jeszcze wilgotne ręce w ręcznik. - Ryouta, co jest? - podniosła głos, zaniepokojona. Zza drzwi dobiegł ją tylko urywany szloch jej synka. - Ryouta, kochanie, otwórz drzwi, mama chce wiedzieć, co się stało...
- Mamo, ja tylko...
- Ćśś, wiem, chcę, żeby otworzył. - Mama przerwała jej szeptem. Po chwili szczęknął zamek i drzwi się otworzyły. Stanął w nich zapłakany Kise, z pomadką jeszcze bardziej roztartą na buźce. - Oj, kochanie... Nie musiałeś się malować, i tak ślicznie wyglądasz. - Uśmiechnęła się, próbując obrócić sytuację w żart. Jednak malcowi tylko zadrgały ramionka i spuścił głowę, płacząc dalej.
     Mama uklęknęła koło niego i przytuliła go, po chwili całując go lekko w czółko.
- Ryouta, ja nie chciałam, przecież wiem, że z tobą wszystko w porządku... - mruknęła jego siostra i też na pocieszenie cmoknęła go w czółko.
     Malec popatrzył na nie obie i pociągnął nosem, a potem się uśmiechnął.
- Ale jak mamusia się maluje, to tata mówi, że jest śliczna i ja też chciałem, bo dzisiaj...
- I tak jesteś śliczny, Ryo-chan, nie przejmuj się. - Mama poczochrała mu włoski. - No a teraz zmyjemy ci tę szminkę, zanim przyjdzie Daiki, dobrze? Chyba nie chcesz mu się tak pokazać~?

***

- Aominecchi, pobawimy się~? - Kise wyciągnął przed siebie dużego pluszaka-pandę, uśmiechając się wesoło.
- Nie będę się bawił maskotkami. - prychnął granatowowłosy.
- No weeeź~! - jęknął zawiedziony blondynek. - Proszę, raz~!
- Nie.
- Buu~! - Nadął policzki, zawiedziony. Reszta dzieci w przedszkolu też nie zwracała uwagi na jego pandę. Nie okazali ani grama zaciekawienia...
- No nie fochaj się, może wyjmiemy samochodziki? - Daiki uśmiechnął się i złośliwie puknął palcami wskazującymi w jego nadęte policzki, momentalnie sprawiając, że wyleciało z nich powietrze.
- Jasn...
- Ryouta~! - Przerwało mu wołanie jego siostry.
- Hęęę~? Onee-chan, jeszcze chwila~! - zawołał do swojej siostry.
- Nie, zaraz mam zajęcia dodatkowe, muszę cię szybko odprowadzić do domu. - ucięła stanowczo.
- Ale...
- Nie ma ale! Ryo-chan, nie mogę się spóźnić, przebieraj kapcie i się pospiesz!
- Ale nee-chaaan! - jęknął wręcz błagalnie.
- Nie.
- Ty... Ty... - Prychnął, a w oczkach zgromadziły mu się łezki. - Chcę zostaaać~! Dlaczego nie dasz mi zostać, mogę sam wrócić... - chlipnął.
- No nie płacz, ja naprawdę muszę...
- Jesteś okropna... - jęknął i głos mu się załamał. Z oczu spłynęły łezki.
- Och... No Ryo-chan, nie przesadzaj... Zaprosimy Aomine na kolację, dobrze?
     Kise nie odpowiedział, za to jego policzki zaczęły robić się czerwone, a jego naburmuszona minka i coraz więcej łezek spływających po policzkach mówiły same za siebie.
- Ryouta... - westchnęła, podchodząc. Cmoknęła go w czółko, na co popatrzył na nią jak zahipnotyzowany. Łezki powoli przestawały spływać, choć wciąż pociągał nosem. - Aomine też przyjdzie, jeszcze dzisiaj. A teraz się zbieraj, bo mamy mało czasu. - Kiedy to nie poskutkowało, popchnęła go lekko w stronę szatni. Pomachał dzieciom, przedszkolance i przede wszystkim swojemu przyjacielowi, po czym poszedł.
     Daiki patrzył za nim w ciszy. Jak jej się udało go tak szybko uspokoić...? Normalnie ta beksa mogła wyć godzinami...

***

- Ryouta, STÓJ! - krzyknęła mama blondyna, gdy chłopiec rozpędził się wprost na ulicę. Złapała go za kołnierzyk koszuli, ale ten przez to tylko się zdezorientował. Nogi się pod nim ugięły i zwyczajnie upadł, zdzierając sobie kolano. Rozejrzał się, wyprostował nóżkę i zaczął płakać, widząc lecącą krew. - Oj, kochanie... Spokojnie, to tylko małe rozcięcie... Co mama mówiła o takim wybieganiu na ulicę~?
     Chłopiec nie odpowiedział, tylko rozbeczał się na dobre. Jego twarzyczka stała się jeszcze bledsza, za to policzki poczerwieniały. Był teraz głównym problemem swojej mamy, która mogła albo postawić papierową torbę z jedzeniem na chodniku, albo podnieść go jedną ręką i kazać mu iść.
     Najwidoczniej oboje zapomnieli o Daiki'm, który czekał po drugiej stronie ulicy. Chłopiec pokręcił głową, poczekał na zielone i zwyczajnie przeszedł. Sam podszedł do Kise.
- Oi, bekso, nie mogłeś zaczekać na światłach?
     Kise nie zwrócił na niego uwagi, tylko beczał w najlepsze. Aomine skrzywił się nieznacznie, okazując swoje niezadowolenie. No bo jak on mógł go tak ignorować, no...?!
- Oj, Daiki, przeszedłeś tak przez ulicę sam? Umm... No tak, jesteś już samodzielnym chłopcem, zapomniałam. - Uśmiechnęła się przepraszająco i popatrzyła na swojego synka, zatroskana. - Kochanie, no nie płacz... Zaraz założymy plasterek i będzie dobrze, a teraz wstań. - nakazała delikatnie, acz stanowczo. Blondynek popatrzył na nią smutno, pociągając noskiem i szlochając cicho. - Oi, Ryo-chan... - westchnęła i nachyliła się jeszcze troszkę, całując go w czółko. - Nie płacz, jasne? Wstawaj. - Wyciągnęła do niego rękę, żeby pomóc mu wstać.
     Ryouta jak na komendę przestał płakać i otarł mokre policzki piąstkami, robiąc przy tym smutną minkę. Oblizał różowe usteczka i podał jej łapkę.
     Daiki patrzył na to z niedowierzaniem. Jakim cudem na Kise nie działały żadne argumenty, a magicznie zadziałał zwykły całus...? I tak było zawsze! Jak jakieś czary! Może mama blondyna była czarownicą i to było jedno z jej zaklęć...?

***

- Chcę tego kotka~! - Ryouta ścisnął futrzaka, ze szczęściem okręcając się wokół własnej osi. Zwierzak zareagował próbą wyszarpnięcia się.
- Puść, udusisz go! - zareagowała jego siostra.
- Nieee~! - Chcąc okazać mu swoją miłość, przytulił go jeszcze mocniej.
- Oi, Kise, uważ... - Reakcja Daiki'ego była zbyt wolna. Kocur drapnął chłopca w policzek i uciekł.
- Nie, nie, Ryo-chan, tylko nie płacz... - Jego siostra zamachała gwałtownie rękami, chcąc go uspokoić. jednak sześciolatek chwycił się za policzek i zacisnął powieki, wyginając usta w podkówkę.
- Oi, oi, bekso, nie wyj, przecież to tylko...
- NIE JESTEM BEKSĄ, AOMINECCHI!!! - krzyknął piskliwie i odbiegł ze łzami w oczach.
     Nikt go nie kochał, nikt go nie szanował, nawet głupi kot go nie lubił, chociaż on go tak bardzo polubił i chciał się tylko zaprzyjaźnić... Nawet Aominecchi miał go za beksę, chociaż Ryouta starał się być dzielny i tym razem się przy nim nie popłakać!!!
- Ej, nie to miałem...! - Zdenerwowany pobiegł za nim. Po drodze jednak wyprzedziła go siostra Kise. Nie dlatego, że była szybsza, miała po prostu dłuższe nogi, bo była parę lat starsza... Normalnie nie dałby się wyprzedzić dziewczynie...!
     Blondynka dobiegła do swojego braciszka i złapała go, upadając razem z nim na trawę, amortyzując jednak upadek małego Kise.
- Zostaw mnie, zostaw, nie lubię cię, nie lubię was w ogóle, jak wy mnie nie lubicie to ja też was będę nie lubił...! - Ryouta próbował się wyrwać, ale po chwili poddał się i rozbeczał na dobre, ukrywając twarz w łapkach.
     Dziewczynka pogłaskała go po łepku i cmoknęła w czółko. Powoli zaczął się uspokajać. Gdy uniósł wzrok, napotkał jej rozczulone i rozbawione spojrzenie.
- Wcale nie płakałem. - burknął, wstając i otrzepując się.
- Nadal jesteś beksą. - prychnął Daiki, pochodząc i czochrając mu włosy. Jednak oczywiście nie chciał doprowadzać do kolejnego wybuchu, więc uśmiechnął się szeroko i dodał: - Ale oczywiście bardzo fajną beksą!

***

     W przedszkolu trwał czas na zabawę. Każdy zajmował się czymś innym. Większość chłopców bawiła się samochodzikami, lepiła z plasteliny, rysowała albo układała klocki. Aomine zajęty był rysowaniem kosza i piłki do koszykówki, z kolei budowla Ryouty z drewnianych klocków budziła zazdrość większości dzieci. Oczywiście dla niego to nie było nic niezwykłego. To było banalnie proste, by stworzyć budowlę, która się nie chwiała. Jego siostra zbudowała raz taką ogromną, z wszystkich klocków w domu i on zwyczajnie to zapamiętał.
     W pewnym momencie jakiś wyrośnięty chłopiec wstał od swej nieudolnej budowli, wściekły, bo właśnie cała się rozwaliła. Spojrzał z zawiścią na wieżę Kise. Zacisnął pięści z gniewu i podszedł, bez słowa rozwalając też jego budowlę. Blondynek podniósł na niego zdumiony i nierozumiejący wzrok swoich wielkich, złotych oczek.
     Chłopak schylił się i podniósł jeden z drewnianych klocków. Z wściekłością rzucił nim w Ryoutę, uderzając go w brzuch. Kise zaskoczony złapał się za obolałe miejsce, natychmiast zaczynając płakać.
     Daiki rozejrzał się czujnie, natychmiast lokalizując źródło dźwięku. Nie pomyliłby płaczu swojego przyjaciela z żadnym innym. Natychmiast zerwał się od stolika i podszedł do chłopaka stojącego nad Kise z wściekłością w oczach. Nieważne, że był wyższy od niego o pół głowy. Jego przyjaciel przez niego płakał i trzeba to było załatwić. Złapał go za czerwoną koszulkę z nadrukiem niebieskiego TIR'a i szarpnął nim wściekle, po czym wymierzył pierwszy cios. Wszystkie dzieci przerwały swoje zabawy i teraz wszyscy patrzyli na rozgrywającą się scenkę. Zaskoczony chłopiec został rzucony na podłogę i padł kolejny cios, nim przedszkolanka złapała go za rękę i odciągnęła od oszołomionego sześciolatka.
- Aomine-kun, co ty wyprawiasz?! - warknęła, zdenerwowana. Daiki często miewał takie napady agresji, głównie, kiedy chodziło o bezbronnego Kise. - Marsz do kąta, ale już! A ty, Kazuki? Co to miało znaczyć? Ty też siądziesz w kącie, zobaczymy, co powiedzą na to wasi rodzice. Do kąta na drugim końcu sali, ale już. - zawyrokowała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Daiki prychnął wściekle i rzucił wściekłe spojrzenie swojemu "przeciwnikowi", a podenerwowane zapłakanemu blondynkowi, trzymającemu się za brzuszek. Winny całego zajścia podniósł się z podłogi i popchnął go w drodze do kąta. Granatowowłosy tylko zacisnął dłonie w pięści, ale żeby dać kobiecie czas na zajęcie się Kise postanowił na razie nie wszczynać awantur.
     Zatroskana brunetka przyklęknęła przed płaczącym Ryoutą i pogłaskała go po głowie.
- No, Kise-chan, proszę, nie płacz... Usiądziesz sobie koło mnie i poczytam ci historyjkę, dobrze? - Podniosła go i przeniosła na krzesełko obok siebie. - Jaką chcesz książeczkę~? - spytała łagodnie., pokazując mu na cały stosik. - Oi, nie płaczemy, zaraz przestanie boleć, a jak będziesz tak płakał to tylko będą cię oczka bolały, no~...
     Jeszcze ze trzy minuty próbowała go uspokoić, ale ten nadal cichutko szlochał. Daiki przypatrywał im się z kąta. Wiedział, że maluch może tak jeszcze bardzo długo... W końcu znali się nie od dziś. Nie wiedział tylko, jak go uspokoić. Jednak mimo wszystko nie mógł patrzeć, jak Ryouta płacze, jakoś tak po prostu... Nie lubił tego. Od razu robił się nerwowy.
     Przewrócił oczami i nie czekając na zgodę, odszedł z kąta, podchodząc do Kise. Chwycił za jego włoski, odgarniając mu grzywkę z czoła. Skoro jego mama i siostra tak potrafiły, to może on też mógł go w ten sposób magicznie uspokoić...
     Zamknął oczka i cmoknął go szybko w czółko, odsuwając się szybko o krok. Nie chciał, żeby ktoś to widział, w końcu koledzy by go wyśmiali gdyby zobaczyli, że cmoknął swojego przyjaciela. A on nie miał zamiaru tracić na swojej męskości.
     Przedszkolanka patrzyła na niego, zaskoczona. Nawet nie zaoponowała, mając nadzieję, że działania małego Aomine dadzą jej chwilę wytchnienia od tego płaczu... Był nieznośny, chyba dostała migreny.
     Kise popatrzył na Aomine szeroko otwartymi oczkami, momentalnie zapominając o płaczu. Zamrugał szybko, zaskoczony. Jednak zaraz na jego zaczerwienionej twarzyczce zagościł szeroki uśmiech. Zsunął się z krzesła i objął Aominecchi'ego na wysokości szyi, nie przejmując się świadkami.
- No ej, Kise... Weź, nie rób mi tak... - burknął Daiki, delikatnie popychając go rączkami, żeby się odsunął. Jeszcze ktoś by się spojrzał...!
     Ryouta odsunął się i wyszczerzył raz jeszcze niesamowicie białe ząbki.
- Aominecchi jednak mnie lubi, prawda~? - spytał wesoło, po czym nie czekając na odpowiedź, skupił się na czym innym. - Chcesz się bawić~? - zapytał, podekscytowany.
- Mhm... Chodź, ułożymy tę wieżę jeszcze raz. - Daiki też się wyszczerzył i pociągnął go za nadgarstek do klocków.
     Kobieta popatrzyła za nimi bez słowa. Powinna odesłać Daiki'ego z powrotem do kąta, ale z drugiej strony wolała już mu darować, przynajmniej dziś. W końcu uspokoił Kise, jakiejkolwiek magii do tego użył. Choć gdyby miała się wypowiadać na ten temat, stwierdziłaby, że Ryoutę uspokoiła sama obecność jego przyjaciela.



piątek, 28 marca 2014

FzA - Delic x Virus 138 X Psychedelic420 x Psyche

Hejo ludzie ^^
Tak tak nie mylicie się to nadal niedobitki FzA XD ferie już dawno się skończyły ale przez problemy Inu nie było możliwe dodanie tego wcześniej ( bo niezbetowane) więc jeszcze będą się tu pojawiać 2 może 3 notki z "Ferii z Alterami" xDD ja mówię z tego zrobi się "Majówka z Alterami" ale co tam xDD
Co by tu jeszcze... blogger znów się psuje i nie wszystkie ficki są pokazywane jako nowe notki -.-"" więc jak coś.. ten tego to możecie sobie sprawdzić w spisach wszystko jest na bieżąco. A przynajmniej staram się, żeby było :)
 A to możne ja jeszcze wyjaśnię co to za dziwne oznaczenie - Delic x Virus 138 X Psychedelic420 x Psyche otóż... sa to 4 paringi w jednym xD  czyli:
przewodni : Psy420 i Vi138 (dlatego dyży X)
Delic x Vi138 i Psy420 x Psyche
a no i poboczne Delic x Psyche
Ta wiem... debilne połączenie ale... to miało być po prostu coś innego.... powiedzcie mi jak wyszło dobrze? A i całość jest pisana z perspektywy Vi138 z małą wstawką Psy420
Enjoy~! :3




     Ta świnia, ten pierwotniak, jak on mógł? I że niby chce odmiany, od czego, przecież mu się podobało? Ba, kwiczał z radości jak już mnie brał. Zabiję, zamorduję... Usunę jego pieprzone istnienienie z cyberprzestrzeni. I że niby " w internecie nic nie ginie", o ja już mu pokażę, co może zdziałać Virus. Ale najpierw go zniszczę.
     Przez błąd w oprogramowaniu, przez głupiego buga, przy szatkowaniu sygnału gdy wchodziliśmy na serwer, dostaliśmy emocje. Jak? Nie mam pojęcia i mnie to kurwa nie obchodzi. No może tylko tyle, że jestem teraz wściekły. Jak ktoś taki jak Psy, jak koleś który obiecał, że mnie zniszczy, jak ON mógł się we mnie zakochać? A co gorsza że się zgodziłem. Nie, zaraz, ja chciałem! Nie wierzę, że coś takiego może istnieć. Programy nie mają uczuć, to tylko ciąg danych, które można dowolnie zmieniać. Ale nic, coś w tym programie sprawia, że je mam, że on je ma i żeby wszystkiego było mało czujemy coś do siebie! Czuliśmy? W sumie kogo to obchodzi, jak on śmiał mnie zmieniać! Na początku to było nawet zabawne. No co, było przyjemnie i umawialiśmy się "bez zobowiązań". Ale już ja to widzę, jego pieprzone "bez zobowiązań".
Na początku było fajnie:
- Ne Psy-chan~!
- Nie nazywaj mnie tak!
- A czemu~? Mówiłeś, że mnie kochasz~!
- To nie pozwala ci na takie głupie zdrobnienia!
- A daj spokój~! Przecież lubisz jak to mówię~!!!
- Lubię, ale tylko w jednym momencie...
- Jak szczytuję, co~? No to może chcesz się jeszcze raz zabawić~?
     Wtedy nie za bardzo obchodziło mnie, że mówił o miłości. No bo przecież chodzi tylko o seks. Nic więcej nie znaczy miłość prawda~? No właśnie. Ale widać mój "ukochany" Psy' tego nie rozumiał, bo zaczął się do mnie kleić. Tak, kleić. Nie wierzyłem, naprawdę nie wierzyłem, że mogło mu zależeć na czymś tak durnym jak przytulanki czy nawet głupi całus. Jasne, proszę bardzo, kiedy sobie tylko chce ale jak MNIE też jest dobrze. A nie przez pół godziny siedzieć i gapić się w cyfrowe słońce i cyfrowe morze, jak w jakimś cholernym filmie! Do tego jeszcze z nim nie pozwalającym mi się ruszyć. To już są tortury i to wcale nie takie jakie lubię! Poza tym nie chciał się już ze mną bawić. Nie chciał mnie gonić, nie reagował na zaczepki... No do czasu. Jak któregoś dnia wszedłem na serwery i na chacie flirtowałem z jakąś dziewczyną tak się wkurzył, że rozsadził jej laptopa... No może nie dokładnie rozsadził, aczkolwiek z mojej cyfrowej perspektywy tak to właśnie wyglądało. Ona pewnie zobaczyła czarny ekran, a gdy poszła do jakiegoś serwisu powiedzieli jej, że dysk główny nie nadaje się do użytku. Cały software jest tak zniszczony, że nic nie dadzą rady odzyskać i że w sumie tak marny system z prawie zerowymi zabezpieczeniami powinien już paść dawno temu... No tak, mój kochany Psy...
     Po tym wydarzeniu się na mnie wydarł i zakazał więcej mu robić takich numerów... Jakbym się tym przejął. Chociaż muszę przyznać, że jak jest zły, to jest nieziemski w łóżku... Na ścinanie... Na podłodze... W sumie to wszędzie. Tylko dobrze, że awatary nie odnoszą ran i raczej zawsze mają ochotę, bo gdybym był prawdziwy zapewne byłbym już martwy po takiej zabawie. Gdy wstałem rano... W sumie to zabawnie zachowywać się jak człowiek, to kolejny wymysł Psy-chan'a, ale na ten akurat nie narzekałem, to było nawet śmieszne.
- Co się tak gapisz? - burknąłem, przeciągając się i nie przejmując nawet tym, że że kołdra spadła mi z brzucha i tylko samym koniuszkiem zakrywała przyrodzenie... Ciekawe jaki zbok stworzył coś takiego u awatarów... Przecież mu się nie rozmnożą~! Ludzie to idioci.
- A co, nie mogę?! - W pierwszym odruchu zawsze był taki. Taki jak kiedyś, kiedy jeszcze mnie nienawidził, szkoda, że na tym nie poprzestawał... - Wiesz... Lubię twój cyfrowy awatar.
     Drgnąłem, zdziwiony tą szczerością. Psy się przysunął, nadal leżąc w łóżku, i przyciągnął mnie do siebie. Pocałował, ciągnąc tak, bym leżał na nim. Kiedyś bym pomyślał, że czas na następną rundkę, ale teraz Psy420 był inny... Po prostu mnie pocałował. Nawet nie zaborczo, nie władczo, nie z wyrzutem, bez złości... No po prostu jak nie on. W tym już nie było nic zwierzęcego, nic szalonego, a ja uwielbiałem to szaleństwo. O tak, taki Psychedelic był świetny, a nie ta kupa pikseli przede mną...
     Oderwałem się od niego zdziwiony i chciałem odsunąć. Ale ten idiota się do mnie przykleił... znowu. Chyba naprawdę mu na bajty padło, skoro zachowywał się tak dziwnie. Dobra, przecierpiałem, to jeszcze przecierpiałem w końcu każdy ma swoje dziwactwa, ja też. Ale on robił się coraz gorszy... Był ohydny. Stawał się miły.To że się ze mną nie bawił to jeszcze pół biedy, teraz chciał jeszcze zmienić mnie. MNIE. Twierdził, że przy łączeniu naszego kodu, w którym zmieniły się nasze dane, coś poszło nie tak i że mam wady w systemie. Rozumiecie? Twierdził, że ja mam wady. Co za... Co za... Nawet nie mogę znaleźć dobrego słowa, żeby to określić. Sam zachowuje się, jakby go przeprogramowało, ale nie, jak ktoś jest zepsuty to oczywiście ja. To już było ponad moją granicę, wkurzony wyszedłem z "domu" i zagłębiłem się w sieć. W internecie mnie nie znajdzie, a ja musiałem pomyśleć. Co jak co, nie chciałem tracić tego pierwotniaka, był świetną zabawką... No i sex też był zadowalający, nawet więcej. Jasne, kiedy Psy się zmienił przestało być tak ostro i fajnie, jednak nadal było dość dobrze żeby z nim sypiać. Usiadłem sobie wygodnie i szukałem informacji. No cóż, internet to bardzo zasobna w tego typu dane przestrzeń. Najpierw chciałem sprawdzić definicję miłości. Jednak nie za bardzo mnie interesowało, że jest to reakcja chemiczna organizmu, w której powstają jakieś debilne hormony które z kolei coś tam robiły. Oczywiście na informacje co się dzieje gdy program komputerowy, dokładniej antywirus zakocha się w swoim największym wrogu znaleźć nie mogłem, bo przecież genialne inaczej mózgi tych ułomów z doliny krzemowej nie mogły stwierdzić, że żyjemy... A, nie. No ale co się po nich spodziewać, oni sami to też taka jedna wielka informacja, a w danych elektronicznych nie widzą żadnych analogii do swojego ciała, mózgu, DNA ale nie po co, lepiej siedzieć na tyłku, pieprzyć tak doniosłe odkrycia i pławić się w forsie, prawda?
     Jak będę mieć chwilę wolnego to skasuję im forsę z kont i wywołam kryzys na giełdzie, żeby załamały się ich akcje. Za to, że nie wpadli na taką sytuację... Przez nich teraz Psy' urządza mi jakieś kłótnie. Nie no, kłóciliśmy się zawsze, ale teraz to nie jest typowa kłótnia. Gdzie pistolety, gdzie wielka strzelba, gdzie latające wokoło katany, gdzie ta sterta cyfrowych trupów pod naszymi stopami? Czy coś takiego jak jego wydzieranie się na mnie gdy wracam za późno naprawdę można nazwać kłótnią? No oczywiście, że nie! Ale nawet jeśli zadałbym tylko takie proste pytanie, internet i tak mi nie odpowie, bo przecież oni nie wiedzą, że istnieje takie małe, wredne cholerstwo, które jest w pełni świadome i nazywa się Virus138. Czy wspomniałem, że może wam w każdej chwili zniszczyć życie, a waszą jedyną nadzieją jest jeden blond-włosy debil, który w obecnej chwili nie potrafi nawet ze mną walczyć?
     Nie znalazłszy żadnej, nawet najmniejszej pożytecznej informacji na zwykłych encyklopedycznych stronach, przeniosłem się na fora dla nastolatek. No w najgorszym wypadku Psy-chan znów spali komuś komputer myśląc, że z nim flirtuję... Jakby taki związek miał przyszłość. Jak niby miałbym się pieprzyć z jakimś zwykłym, nie elektronicznym, ciałem?
     Wybrałem tagi w miarę pasujące do mojego kochanka i sprawdziłem wyniki. Pośród kupy bezsensownego bełkotu znalazłem coś, co mnie przeraziło. Ci cholerni ludzie pojmują miłość inaczej, niż jest w encyklopedii, co z nimi nie tak? Jakie "czuję się samotna tak długo, jak on jest daleko ode mnie"? Kurwa, co za pieprzone "Stary, tu już nawet nie chodzi o sex ja ją chyba po prostu kocham"?! Pierdolę, co za różnica, co różni się dla nich miłość od zwykłego rżnięcia?
     Potem wyniki wyszukiwania nie okazały się lepsze. Pierdyliard wierszy o miłości, mnóstwo niespełnionych poetów... Nieszczęśliwa, na odległość, z bliska, ja chcę miłości ale on chce tylko przyjaźni... Czy ci ludzie naprawdę nie widzą, że się powtarzają? A przecież można to było napisać o wiele prościej, tak żeby każdy zrozumiał. A nie bawić się w porównania, pieprzone przenośnie i jakieś ukryte sensy. Jak ktoś napisał, że czerwony obrus leży na stole, to najwyraźniej po prostu tam sobie leżał, a nie "to na pewno jest symbol miłości w życiu codziennym", co za oszołomy to wyjaśniają. Muszą mieć nierówno w głowie, żeby coś takiego pieprzyć...
     Zirytowany przeglądałem strony dalej, już dla własnego komfortu omijałem strony zaczynające się na "Miłość jest jak... <wstaw dowolne słowo np. karton i porównaj ją do tego, na pewno ci się uda w końcu pieprzysz od rzeczy>"
     W tym tempie to zaraz ktoś zinterpretuje, że moja czerwona kokarda, która jest moim osobistym sprzeciwem przeciw byciu takim jak inni, przypomina serce i tak naprawdę ubierając ją wcale nie wkurwiam Psy-chan'a, ja tylko w nieśmiały sposób wyjawiam mu swoje uczucia. Ja? Nieśmiały? No chyba zaraz się zrzygam z tej słodkości. Albo nie, lepiej... "To czerwona nić przeznaczenia, która splątana tworzy też idealny przekaz "chcę być twoim uke"".
     Na jakie ja strony wszedłem? Co za idioci... Kurwa, oni są zbyt podobni do nas... Usuniemy tę stronę, żeby mnie więcej nie kusiło...
     No tak, moje "usunę" zmieniło się w "a przeczytam jeden post", a to w "no może jeszcze jeden", po jakimś czasie stwierdziłem, że ten na dole jest jakąś kiepską parodią mnie... Za to ten u góry... Nawet mi się podobał. Tylko ta ohydna różowa koszula i ten biały garniturek... Zaraz się go zachlapie krwią. Niepraktyczne... Ostatecznie strona została w internecie.... Co więcej zrzuciłem sobie zakładkę do pamięci podręcznej i już miałem iść, gdy zobaczyłem magiczny znaczek "+18" przy następnym wpisie... No kurwa, teraz to nie pójdę. Przeczytałem bardzo barwny i bogaty opis stosunku. No cóż trochę za delikatny jak dla mnie, ale już nie będę gardził...
     Wyłączyłem stronę, uśmiechając się jak wariat. Pokłócili się, bo "Delic" - tak, tak właśnie nazywał się blondyn - chciał zmieniać tego kurdupla jęczącego pod nim. Dopiero po chwili doszło do mnie, że to sytuacja jak z przed kilku godzin. No cóż, czytając tylko z tej perspektywy mogę powiedzieć tylko jedno - to nadal wszystko wina Psy420.
     Spojrzałem w dół. Dobra... Nie stoi mi, ale mam ochotę i to wielką. Akurat jak się pokłóciłem z tym debilem... O nie, nie ma mowy, sam sobie ulgi sprawiał nie będę. To minie. Normalnie usunąłbym historię w mojej pamięci, ale to raczej na pewno zaskutkuje usunięciem ze świadomości tego bloga. A ja nie cierpiałem czegoś nie wiedzieć. Nawet za cenę chcicy. Wytrzymam.
     Wzruszyłem ramionami, wyłączając bloga i przełączając się na jakąś stronę z pytaniami. Akurat na samej górze wyświetlało najbardziej popularne pytania. Spojrzałem na ranking - miejsce 13. "Mój chłopak chce mnie zmienić, co robić?" No cóż, patrząc po liczbie odpowiedzi pewnie jej coś tam poradzili. Z ciekawości kliknąłem tam. Jeśli ci ludzie uważają się za speców od miłości to może przynajmniej znają jakieś sensowne rozwiązanie mojego problemu z antywirusem.
     Roztarłem skronie po raz kolejny, trawiąc debilną odpowiedź. Jak to jest, że ten rodzaj ludzki w ogóle zszedł z drzew, nie mówiąc już o stworzeniu czegoś takiego jak prąd czy komputer... albo ja? Do dziś zachodzę w głowę jak to się stało, że taki debil mógł stworzyć coś tak genialnego jak ja.
     Mimo wczystko zrobiłem sobie ranking najczęściej pojawiających się odpowiedzi, uprzednio odrzucając te niepomocne lub pisane jako żart.
1. Porozmawiaj z nim. Daj do zrozumienia, że dobrze ci z tym, kim jesteś.
2. Wysłuchaj go, może on też ma trochę racji. Przestań być bezkompromisowa i go posłuchaj.
3. Postaraj się zmienić na tyle, na ile możesz. Przecież miłość polega na obustronnych poświęceniach.
4. Co za prostak, nie podoba mu się to, jaka jesteś. Zerwij z nim, w cholerę z takim kimś.
     Cóż... Nie muszę chyba mówić, że do gustu nie przypadła mi żadna z odpowiedzi. Oczywiście rozważyłem czwartą, ale... Nie, nie ma mowy żebym zrezygnował z tak niebiańskiego seksu jeśli to nie jest absolutnie konieczne. Może spróbuję z tym 1... Ewentualnie 2... Nie, zaraz, nie ma żadnego ewentualnie! Nie będę mu dogadzał. Co mu może nie pasować, od zawsze tak było i było nam dobrze, czego on jeszcze chce?
     Wstałem, przeciągając się. Niby nie mam kości, a jako zbiór pikseli nie powinien mnie przecież boleć krzyż, ale... jakoś tak. W tym by zachowywać się choć trochę ludzko poszedłem na ustępstwo Psychedelic'owi...
     Własnie, ja coś zrobiłem, on tylko wymaga! Niech sam się dostosuje!
     Westchnąłem, wyłączając internet i czyszcząc rejestry... Żeby przypadkiem do tego koleżki u którego chwilowo mieszkamy nie przyszło zaprosić informatyka do domu, bo mu komputer szwankuje. Albo może kupić jakiegoś innego antywirusa... W sumie walka Psy-chana i tego drugiego o mnie byłaby bardzo ciekawa~! Co z tego, że walczyliby na różne sposoby, nie?
     Wracając do "domu" wyobrażałem sobie przebieg walki. W swoim dość krótkim jak na człowieka, a dość długim jak na wirusa komputerowego na jednej jednostce życiu, mogę powiedzieć, że widziałem już całkiem sporo robaków, bomb czasowych, czy trojanów. Do tego inne programy i antywirusy też. Ach z reguły były one tak głupie ża aż zal mi twórców, wystarczyło kilka błędów logicznych i od razu się zacinały, przestawały działać, albo nie brały mnie już za szkodnika. Całkiem przydatne jest to manipulowanie kodem. Ach... I pomyśleć, że Psy-chan mógł skończyć w ten sam sposób jeśli tylko nie byłby tak niesamowicie silny... I nie wyczuł mojego podstępu... Teraz pewnie byłby bezwolnym botem. Czasem się zastanawiam, czemu jemu jako jedynemu udało się zachować kontrolę. Może jest inny... Choć nie, kod miał dość zwyczajny. Może to jakieś parametry... W sumie to nigdy go o to nie pytałem... Ciekawe, czy by powiedział. A nie... Zaraz, przecież jesteśmy na siebie obrażeni, więc... Nawet nie mogę spytać. Trudno. Wzruszyłem ramionami i wziąłem głęboki oddech. Kolejny głupi, ludzki odruch, który powstał za sprawą Psy'.
    Odszukałem w głowie moją małą listę. Punkt 1: "Porozmawiaj z nim. Daj do zrozumienia, że dobrze ci z tym kim jesteś." Kompletny bezsens... Przecież wie, kim jestem. "Virus138, możesz mi mówić Vi, coś czuję Psy-chan, że będzie z tobą mnóstwo zabawy~!" Pierwszy raz tak własnie mu się przedstawiłem, a on tylko krzyknął: "Nie skracaj mojego imienia!!! Nazywam się Psychedelic420 i moją jedyną misją jest wytępić ciebie wirusie!!!" - i strzelił prosto w mój awatar. Do teraz pamiętam ten krzyk, ten strzał, to jak moje piksele się rozleciały. Pamiętam, jak bardzo dziwiłem się, że moja struktura została rozbita tak szybko... No cóż, z zaskoczenia zawsze łatwiej wygrać. Chwilę potem wróciłem, materializując się obok wroga i wyciągnąłem pistolet. Pamiętam, to była nasza pierwsza walka. Pierwszy raz czułem aż tyle. Zwykle programy komputerowe nie czują, nie dziwią się, bo przecież wszystko jest logiczne. Jednak ja pamiętam, jak bardzo podobała mi się ta walka, jak bardzo się cieszyłem i pamiętam też to okropnie zdziwienie i jakby ciepełko rozchodzące się z miejsca w którym Psy-chan mnie "ustrzelił". Zawsze tak było, te miejsca przyjemnie pulsowały i były ciepłe. To dziwne, ulotne uczucie uwielbiałem najbardziej. Nie widział nigdy prawdziwej krwi, oglądał tylko na filmach, jednak podejrzewał, że ten "ból" o którym piszą ludzie to właśnie to. To wspaniałe uczucie, którego doświadczał przy każdej walce. Gdy gdzieś przeczytałem, że lepszy jest ból z rany ciętej i że można się nim długo rozkoszować sam chciałem tego spróbować. Ale nie byłem na tyle słaby, żeby się ciąć. Stworzyłem katanę, starając się tym przekonać swojego wroga żeby z pistoletów przejść do broni białej. Jednak nie udało się mi to. Mimo wszystko zostawiłem sobie ów miecz. Był całkiem ładny, poza tym mój Psy-chan tak bardzo się denerwował, gdy ją wyjmowałem... Może on nie lubił bólu zadanego kataną. No cóż, nigdy się tym nie przejmowałem, liczyła się przecież tylko zabawa.
     Wszedłem do "domu" i to co zastałem trochę mnie zdziwiło. Wkurzony do granic możliwości blondyn właśnie ostrzeliwał jedną ze ścian ich pokoju. Przez huk wystrzałów pewnie nie słychać było, jak wchodziłem. Postanowiłem więc zrobić swojemu chłopakowi niespodziankę. Cicho podszedłem do niego od tyłu i uwiesiłem mu się na szyi. Podciągając do góry jedną ze słuchawek Psychedelic'a, szepnąłem:
- Co robisz kochanie~? Myślisz, że taka awangarda w sypialni jest wskazana~? W sumie jeśli ma to oznaczać ostrzejszy sex to chętnie ci nawet pomogę~! - Po czym uśmiechnąłem się wrednie. Nie musiałem czekać długo na reakcję. Mniej niż sekundę później leżałem już na ich łóżku, przygniatany przez Psy'.
- Gdzieś się znów szlajał? - wysyczał mi do ucha. Był naprawdę wkurzony, skoro znów mnie tak traktował. Uśmiechnąłem się bardziej.
- A co? Masz chcicę i brak zaspokojenia~? - Potarłem spodnie blondyna w okolicach krocza. Liczyłem na to, że może zapomni o tej kłótni i może nawet pójdą na zgodę do łóżka. W sumie byłem na to chętny. Od kiedy przeczytałem tego bloga miałem ochotę. Poza tym takie łagodzenie sporów bardzo mi się podobało. Wkurzony Psy równa się ostre rżnięcie, a ja ostatnio nie mogłem się o to doprosić. Oczywiście "doprosić" na swój uroczy sposób.
- Nie. - burknął, puszczając go. - Po prostu... Powiedz, gdzie byłeś. - westchnął, starając się uspokoić.
- A co cię to, gdzie chodzę? Jestem tu teraz, nie? Więc zrób nam obu przyjemność i mnie weź... Tylko ostro. - mruknął, chwytając go i na siłę przyciągając.
- Nie, Vi, nie ma mowy... - mruknął, uparcie o czymś myśląc... Psy i myślenie, jest źle. - Musimy pogadać. - warknął w końcu. Zaraz, to jaki był drugi punkt na mojej liście? Nie wierzę, że słucham się tych idiotów z internetu... 2. "Wysłuchaj go, może on też ma trochę racji. Przestań być bezkompromisowa i go posłuchaj."
- Dobra. - westchnąłem. Widziałem, że blondyn się nieco zdziwił. Wiedziałem, wiedziałem, po prostu wiedziałem, że idiotów nie wolno słuchać... Ale co mi pozostało, jak gadam z takim idiotą jak Psy...
- Więc... Wiesz, że twierdzę, że... masz błędy w kodzie.
- Już ci tłumaczyłem do cholery, nie mam żadnych błędów. Tobie się ubzdurało i teraz się uczepiłeś. Już prędzej ty masz jakieś wady. Tłumaczyłem ci, ten koleś - wskazałem na górę licząc, że zrozumie - ma coś porypane z rozdzielaniem pakietów... I coś ci się pomieszało.
- Sam mnie tu kurwa przyciągnąłeś! - oburzył się.
- Czy ja ci coś kazałem, przepraszam bardzo? Zaciekawiło mnie co tu jest to sobie wszedłem, a ty jak wierny piesek wszędzie za mną, co?
- To ty uparłeś sie żeby przejść siecią peer-to-peer a nie jak każdy normalny wirus przez zwykłego trojana...
- Nie jestem zwyczajny, zapamiętaj to sobie, ja NIGDY nie jestem zwyczajny.
- Tak, tak, rozumiem.
- Nieważne. - Rozmasowałem sobie skronie. - To czego chcesz? Zaznaczam, że nie dam ci tymi brudnymi łapskami grzebać w moim kodzie.
- A w odbycie już mogę, tak? - też warknął.
- To co innego. Moje "ciało" to awatar, można go zawsze naprawić, co innego kod. Nie jestem na tyle głupi, żeby dać się zniszczyć.
- Przecież mówiłem - kocham cię. Nie potrafiłbym cię zniszczyć. W co ty nie chcesz uwierzyć?
- W tę twoją miłość. Pieprzysz o niej bez sensu zamiast po prostu brać ile się da! - warknąłem. Naprawdę, co za nierozumna bestia. - Najchętniej to bym się stąd wydostał, ale utknęliśmy. - westchnąłem, siadając na łóżku.
- To czemu mnie tu nie zostawisz i nie pójdziesz sobie w cholerę!
- Bo nie mogę!!! Gdy tu przybyliśmy czyjeś grube dupsko zniszczyło port 27 o ile pamiętasz!
- I co z tego, to jest odbiór e-maili. Ja wiem, że chcesz się wysłać w załączniku, ale zwróć uwagę, że port internetowy jest otwarty!
- I całe szczęście, zwariowałbym gdyby nie był! A dla twojej wiadomości nie mogę. Chętnie bym po prostu wskoczył w sieć, ale muszę coś wysłać. Jakiś e-mail, film, cokolwiek! A na tym cholernym dysku nic nie ma!
- No to cos ściągnij.
- Powtarzam, że nie mogę! Po raz pierwszy ci się udało. Przyskrzyniłeś Virusa, nie mam jak stąd wyjść. Sprawdzałem niedawno. Pakiety nie są wysyłane z tego komputera, nawet jeśli jesteś w sieci!
     Ta nasza kłótnia trwała jeszcze dobrą chwilę podczas której wykłócałem się, że zastosowałem się bezbłędnie do zasady 3 - "Postaraj się zmienić na tyle na ile możesz. Przecież miłość polega na obustronnych poświęceniach." - przejmując te wszystkie denerwujące nawyki, godząc sie na dom i nawet nie powiedziałem słowa skargi. Ale nie, przecież Psy nie widział w tym problemu, a teraz zapierał się, że chce mi pomóc. Już ja widzę te jego pomoc. Prychnąłem. Nic nie działało, a jak jeszcze usłyszałem, że wolałby, żebym był szczęśliwą i słodką ciapą to już naprawdę miałem dość, wybuchłem. Każdy by wybuchł. Stwierdziłem, że koniec z nami w myśl 4. "Co za prostak, nie podoba mu się to jaka jesteś. Zerwij z nim w cholerę z takim kimś." Wybiegłem z domu i przeniosłem się tak, by mnie nie znalazł w komputerowej strukturze i jestem tu. Tak, właśnie - tu - to bardzo dobre określenie, bo nikt lepiej nie nazwał tego miejsca. Niby ludzie piszą programy i projektują wnętrza, niby awatary są tylko zlepkiem kodu a my sami samymi kodami typu 1001 lub 1100 z zaszyfrowanymi danymi i ludzie teoretycznie myślą, że jak zakończą wpisywać kod to automatycznie tworzy się program. O nie, nie, tak łatwo to nie ma. Cały program trafia "tu". Własnie w tym miejscu każde z nas się... "rodzi". Ach, ludzie są naprawdę głupi, sami zbudowali komputery, stworzyli oprogramowanie, a nie wiedzą nawet, że istnieje miejsce w którym jesteśmy tworzeni. Ale czy któregoś z nich tak naprawdę obchodzi nasz świat? Nie, jesteśmy dla nich tylko zwykłym zlepkiem informacji... No, w moim przypadku bardzo uczciwym i niszczycielskim zlepkiem informacji...
     Dlatego teraz wykorzystam fragmenty danych, które zabrałem Psy-chan'owi przy naszym pierwszym spotkaniu. W prawdzie nigdy nie udało mi się ich zmodyfikować w oryginalnym "ciele" antywirusa, niemniej jednak przy każdej okazji kompletowałem dane, więc całość jest już ukończona.
     Wprowadziłem dane. Pomyślałem jednak "czemu by nie dodać kilku modyfikacji?". Pokażę Psy jak powinien wyglądać idealny chłopak według mnie. Ale chyba... Nie powinien być on antywirusem. Tak ustawię, że będzie po prostu awatarem zdolnym do samoregeneracji. Ach, powinienem mu też trochę zmienić wygląd... Co z tego, że projekt Psy mi sie tak strasznie podoba, muszę coś zmienić. Ostatecznie przypomniałem sobie tego dziwnego blondyna z bloga. Przebrałem, choć z wielkim bólem, mój nowy twór w biały garnitur i różową koszulę, zmieniłem też kolor słuchawek i dodałem beatbox'a, usuwając pistolety. Nici z walki, ale w końcu zawsze mogę to robić z Psy, ten nowy będzie tylko od seksu. Tak jak powinno być. Postanowiłem, że skoro już taką część skopiowałem z bloga to imię też mu takie dam. Delic. Nawet ładnie brzmi... Drugi człon imienia Psy'... Jakoś nigdy go nie używałem. No cóż, czas to zmienić. Sprawdziłem jeszcze jego "charakter". Żywiołowy, skory do wygłupów, chętny do seksu, nie miesza się w coś, co ludzie nazywają "związki" bardziej, niż musi... W sumie typowy playboy... Nie mogłem się też powstrzymać, więc dodałem umiejętność śpiewania podwędzoną jednemu z japońskich programów do komputerowej obróbki głosu. Ach, odrzucony projekt jednego z pary vocaloidów. No cóż, jakiś głos mieć musisz, a skoro będziesz lubił muzykę to nie mam zamiaru słuchać twojego fałszu~! Westchnąłem ciesząc się, że to koniec. Grzebanie w kodzie wykańcza. Władowałem go w odpowiednie miejsce i grzecznie czekałem na mojego nowego chłopaka.
     Matko, ile to trwa... Ziewnąłem, siadając na ziemi. Nudy~... Wyciągnąłem katanę, zaczynając się nią bawić. Na siedząco ciąłem powietrze, wciąż czekając.
     To też zaczęło mnie nudzić. Schowałem miecz i poprawiłem swoją kokardkę. W czasie kłótni z Psy-chan'em musiała mi się rozwalić. Ach~... Tyle z nim kłopotów, a i tak żałuję, że więcej już nie będę z nim w łóżku... Mam nadzieję, że ta umiejętność została zapisana w kodzie i że ten nowy też da radę to robić równie dobrze... Tylko ostrzej.
     Nagle przede mną zmaterializowała się jakaś postać. Z początku myślałem, że Psy mnie wyśledził i po prostu zmienił ubiór. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że Psy' nie potrafi się tak uśmiechać... Albo przynajmniej przy mnie tego nie robił... No może raz albo dwa, jak miał mega wielką chcicę~!
     To był "ten nowy", więc... Co powinienem zrobić... Nie mówcie mi, że tak jak Psy' wyczuje, że jestem Virusem i mnie zaatakuje. Nie zrobi tego, prawda? Teraz przecież nie mam złych zamiarów. Przynajmniej na razie~!
- Witaj słodziaku~! - Uśmiechnął się, przysuwajać blisko. Może to wstyd się przyznawać, ale zadziwił mnie. - Jestem Delic, a ty~? - zagadnął, łapiąc mnie w talii i przysuwając się blisko... za blisko. - Jak się... - Uśmiechnął się... Sadzę, że w zamierzeniu miało to być seksowne, ale z twarzą Psychedelica wyglądał po prostu debilnie. I pocałował mnie. Jak ten też będzie delikatny to zastrzelę... Wyciągnąłem pistolet i przyłożyłem mu do skroni.
- Ou, ou widzę że mój nowy kotek lubi ostro~! - Uśmiechnął się, odrywając ode mnie. Może to dziwne, ale z trudem łapałem oddech. - To dobrze. - mruknął, jedną ręką odsuwając moją broń od skroni i znów się na mnie rzucił.
     Nie minęło pięć minut, a już wylądowałem na ziemi. Brakowało mi tej brutalności, w ogóle brakowało mi chyba Psy'. Ten... Bez broni, z tym wkurwiającym uśmiechem i pedalskim wdziankiem zaczynał irytować i to porządnie. I jeszcze sobie wymyślił, że mnie zwiąże kabelkiem od słuchawek. Na początku mu nie wierzyłem, wręcz go wyśmiałem... Ale niestety on nie żartował.
     Westchnąłem, prężąc się, gdy robił mi dobrze ustami... Kolejna rzecz, której przy Psy' bym nie uświadczył. Wyjąłem katanę i rozciąłem sznurki. Psy wiedział, że nie lubię kajdanek, ale to co stworzyłem najwyraźniej miało to w nosie. Gdy zobaczył, że się uwolniłem, warknął zniecierpliwiony. Złapał mnie jedną ręką i unieruchomił. Ach no tak... Legendarna siła Psychedelica. Nie usunąłem jej, bo liczyłem na sporo zabawy. Rozerwał moje ciuchy i zaczął całować po torsie. Czy ja mu zrobiłem restart i jakoś przypadkiem wymazałem moją ulubiona cząstkę? Psy' się ze mną nie cackał, nie był tak denerwująco uwodzicielski i słodki. Temu najchetniej strzeliłbym w pysk... W sumie czemu by nie?
     Wyjąłem pistolet i gdy mój niedoszły kochanek podniósł głowę, żeby zobaczyć co robię, strzeliłem mu prosto w twarz. Odrzuciło go na kilka metrów. No! Wstałem i sprawiłem sobie nowe ubrania.
- Moja twarz, moja piekna twarz, co źeś zrobił! - Usłyszałem wkurzone warknięcie. Spojrzałem na klęczącego klona. Uśmiechnąłem się wrednie.
- Znaj swoje miejsce! A teraz ruszaj się. - warknąłem, idąc w przeciwną stronę.

     W "domu", albo może raczej w nieużywanej części komputera dowiedziałem się, że ten blondyn jest bardziej wkurwiający niż cokolwiek. Miałem ochotę go tak podziurawić, żeby już nie wstał.
- Skoro nie podoba ci się moja szarmancja, to zdobędę cię inaczej~! - Poderwał się. Kurwa, a już siedział cicho całe 28 sekund... Jak na razie to był rekord. - Zaśpiewam ci piosenkę mojego serca~! - Nie, nie, kurwa, tylko nie to. Zatkałem uszy gdy włączył beatbox'a którego zawsze... czyli przez jakieś 2 godziny od kiedy go znam, zawsze miał przy sobie. Zasłoniłem uszy, słysząc rezonans. No nie powiem, dobry projekt, skoro nawet takie szczegóły jak piszczenie głośnika są odwzorowane. Poleciała jakaś melodyjka... Za słodka, jak na mój gust. Zrezygnowany opadłem na jakiś plik na którym dotychczas tylko siedziałem.
- Ai shiteru~!!!
- Psy-chan, gdzie jesteś, twój klon mnie chce tu zabić! - jęknąłem żałośnie, zatykając sobie uszy. Psy, przyjdź tu i oddaj mi swoje stopery... Proszę, nigdy ich nie używasz, a przecież powinieneś... Gdybyś był prawdziwy to byś już był głuchy. Ale to chyba dobrze, że słyszysz, jak inaczej miałbym się z tobą przedrzeźniać?

**********************

- Psy-chan~! A może pośpiewasz ze mną~? Spróbuj, to proste~! - Ten piperzony klon już mnie wkurwia. Co za debil wymyślił, żeby go stworzyć... A no tak, ja. Ale co ja poradzę na to, że chciałem, żeby Vi był trochę milszy i radośniejszy. Zatkałem uszy. Dobra, dobra, przyznaję to był błąd i to cholerny. Ta chodząca cukierkowa słodycz mnie wkurwia... Ja już wolę mojego starego Virusa... Czemu ja narzekałem, że nie wie co to miłość. Przecież ten też nie wie... Chce, żebym ogłuchł... Albo zrzygał się tęczą. Zdenerwowany sięgnąłem po słuchawki i założyłem je. O tak, cisza... Zamknąłem oczy i starałem się wyobrazić sobie, że mnie tu nie ma. Że go tu nie ma.
- Ne, ne Psy-chan~! Czy ty coś w ogóle słyszysz~? - wrzasnął mi nad uchem... Aż odskoczyłem. - Buuu... Nic~!!! - pisnął zrozpaczony. A w jego oczkach pojawiły się cyfrowe łzy... Ja pierdolę, w co ja zmieniłem Vi... W jakąś nienadającą się do niczego ciapę! Nie, dość, tego już za wiele, wytrzymałem z tym biało-różowym cholerstwem całe... Kilka godzin, dla pliku danych to jak kilka lat! - Psy-chan~! - Jeszcze raz to ułsyszę, a przysięgam że go usunę... w sumie po co z tym czekać?
- Przymknij się wreszcie ty cholerna katarynko. Jakbym chciał radio to bym włączył. Zamknij się, zamknij w końcu, jeszcze do ciebie nie doszło, że mam w dupie co tam sobie miałczysz!? - wydarłem się. Nie panowałem nad sobą, ale podczas tych boskich sekund ciszy, po której zaraz nastąpiła wielka fala płaczu... Więc w tych magicznych kilka sekund doszedłem do dwóch zasadniczych wniosków... Po 1 Virus wcale nie był najbardziej wkurwiającą istotą na tej planecie czy w cyberprzestrzeni. 2 - być może nie ma on poważnych błędów w systemie... Albo może dobrze, że je ma i że nie muszę wytrzymywać z nim tylko z tą głupią podróbą i że w sumie tęsknię za nim... Tak troszeczkę.
- P-Psyyy-chaaaan~!!! - To gówno koło mnie jęczało żałośnie, szarpiąc mnie za ramię.
- Dobra, dobra przestań, bo nas utopisz! - warknąłem widząc, jak cyfrowa woda sięga już do połowy szafki bocznej. Pieprzone japońskie animacje... Czy tym ludziom na serio nudzi się na tyle, by tworzyć kody cyfrowego zalewania pokoju? Co za marnotrawstwo.
     Kliknąłem na mojego towarzysza, chcąc go usunąć... Ale o zgrozo, nie było takiej opcji.
- Co jest? - warknąłem. - Jak cię usunąć?
- U-usunąć? Psyyyy-chaaaan jesteś okropnyyyy~!!! - zaczął się drzeć i znów płakać. Starczy tego, dość, ja już nie wytrzymuję! Chwyciłem go za rękaw jego pieprzonej białek bluzy i wyciągnąłem.
     Znikniesz tam, gdzie cię stworzyłem.

************************************************************************

- Ai ichida~!!!!!
- Delic, przymkniesz się w końcu?! - warczałem na niego. Gdzie ten cholerny port??? Musi gdzieś tu być. Trzeba to cholerstwo wysłać w świat. Nie da się go usunąć, nie da sie wyłączyć, co za pieprzony pełen lagów system... I ja mam uwierzyć że MÓJ Psy-chan jest aż tak zabugowany? To przecież niemożliwe!!!
- Kurwa! - warknąłem, gdy po raz kolejny nie mogłem nic ruszyć. Pieprzony komputer! Jakim cudem można nie mieć głupiego firewalla czy jakichkolwiek zabezpieczeń systemowych. A akurat na pieprzone porty danych już tak? Jak to jest możliwe do kurwy nędzy?!
- I love you~!!!
- Delic mówiłem coś!!!... Albo nie... Zaraz... - Spojrzałem się na niego z błyskiem w oku. Aż przełknął ślinę ze strachu... Ale wreszcie się zamknął! Co za tchórz, Psy by się tak nie spłoszył, ba! Nawet przywaliłby mi za to, że próbuję nim rządzić! - Dawaj kabel od słuchawek! - Miałem nadzieję, że przez to go podłączę... Bo nie powiecie mi chyba, że przesyła dane przez... Nie, to byłby wielki problem. - I módl się, żebyś mógł przez niego przesłać dane. - zastrzegłem.
- Przykro mi, ale "dane" przesyłam tylko tym~! - Wskazał na usta. Wzruszyłem ramionami.
- Trudno, najwyżej stracisz twarzyczkę, mnie to nie obchodzi. - mruknąłem, wyrywając mu na siłę kabelek z ręki. Do tej pory okręcał go sobie wokół palców, starajac się wyglądac seksownie... Czy to ja go tak zaprogramowałem, czy to wkurwiające zachowanie to kolejny lag? - Zresztą co mnie to. - mruknąłem, na chama wciskając wtyczkę.
     Zadziałało~!
     Uśmiechnąłem się wrednie. Spojrzałem na Delica. W jego różowych oczach widać teraz było tylko ciągi zer i jedynek. Wiem, że go wykurzysuję... Ale cóż, on też na tym skorzysta. Westchnąłem i nie widząc innego wyjścia pocałowałem go. Korzystając z podłączenia do niego odblokowałem porty.
     Wreszcie mogę się stad wydostać~!
     Niestety... Żeby wywalić stąd Delica musiałem się ruszyć do miejsca, w którym go stworzyłem... Matko, to jest tak daleko. Odłączyłem blondyna i chwyciłem go za ramię.
- Dobra, rusz się, korzystamy ze skrótu.
- Twój elektryzujący pocałunek~!
     A ten idiota znów zaczął swoją serenadę. Pacnąłem się ręką w czoło... Idiota jakich mało. A myślałem, że to Psy...
     Przeszedłem... W sumie przeszliśmy. Zaraz wpakuję go do tej maszyny i usunę, wywalę na śmietnik. Nie żebym wcześniej nie próbował go po prostu wywalić do "Kosza", po prostu stamtąd wylazł!
- J'adore ma cherie~!!! L'amur~!!!
- Przymknij się w końcu!!! - wrzasnąłem tak, że aż płyta główna się zatrzęsła. Ale nie, ten dalej wył... - Delic ty nieudolna kopio, przymknij się!!!
- A kogóż to ja widzę. Mój mały Vi stworzył sobie moją kopię... To po co znikałeś? - Usłyszałem za sobą ten irytujący głos Psy. Nawet nie wiedziałem czemu, ale ucieszyłem się. Moją twarz rozświetlił sarkastyczny uśmiech. Odwróciłem się.
- Psy-chan~! - Spojrzałem na niego i na zapłakanego bruneta obok. - No tak, mnie to nie chcesz torturować, a tego tu aż do płaczu doprowadziłeś... Tak w ogóle kto to, Psy~?
- Mógłbym się zapytać o to samo. - Założył ręce i czekał. No cóż, nie zamierzałem odpowiadać.
- Nie ważne i tak zaraz zniknie. Wkurwia mnie bardziej niż ty!
- I vice versa! Ten tu jest jeszcze gorszy. - Cisnął ubranego na biało bruneta na cyfrową posadzkę. A Delic wyrwany z serenady przez nagłe "łup" skoczył do bruneta i zaczął go pocieszać.
- Delic? ...A temu co...? - westchnąłem, patrząc na niego. I już zaczął słodzić temu nowemu...
- Nazwałeś go moim imieniem, jak słodko, aż tak tęsknisz?
- A ten twój jak się niby nazywa... Niech zgadnę, znając twoją moc obliczeniową to może być tylko coś głupiego jak... Vi2...
- Psyche... - westchnął, patrząc jak te gołąbki już się do siebie tulą... A Delic niedyskretnie maca bruneta po tyłku.
- Ty draniu!!! - wydarłem się, strzelając do niego z pistoletu. - Nawet nie raczyłeś go nazwać jakoś podobnie do mnie! A tyle pieprzyłeś o tej swojej miłości!!!
- Dobra, dobra... - Podniósł ręce pokazując, że mam opuścić broń. No cóż, było to niecodzienne zachowanie, więc uległem... - Dlatego go usuwam... Nie zdzierżę tej chodzącej słodyczy, już wolę takiego skurwiela jak ty...
- Akceptuję twoje dziwaczne wyznanie... Też mam dość tego romantyka od siedmiu boleści. - westchnąłem.
- Watashi wa... 
- ...anata o aishi~...
 - Kurwa, dwugłos robią!!! - wrzasnąłem znów, zatykając uszy. Psy tylko westchnął. Podszedł do mnie i zabrał mi ręce z uszu. On chce mnie zabić!!! A nie... Nałożył mi swoje stopery do uszu i pocałował. O taaaak jak ja za tym tęskniłem. Ten to jednak wie jak mnie całować~!!! Po kręgosłupie przeszedł mi przyjemny dreszcz i już chciałem więcej... Ale niestety. Wyjący dalej nowi kochankowie nie dawali nam wytchnienia od tego ich dźwiękowego ataku. Mój kochany Psy wziął ich obu i w prezencie dla mnie chciał wrzucić do kapsuły, gdy mój "słodki" odpowiednik zaczął płakać i składać ręce jak do modlitwy.
- Gdzie ty masz honor! Ja bym się tak nigdy nie poniżył! - wydarłem się, zrywając z uszu słuchawki.
- Uspokój się Vi... - mruknął mój Psy. - Ten tu - potrząsnął Psyche - nie chce zostać usunięty...
- A gówno mnie to obchodzi... Usuwaj te niedoróbki i spadamy stąd~! - westchnąłem. - Jedyne do czego się przydali to naprawienie łącza... - westchnąłem.
- Nie, nie, błagam Vi-nii nie rozdzielaj nas~!!! - I znów zaczął płakać. Ja pierdolę... To gdzie ja pieprznąłem te słuchawki?
- Dobra, już dobra, ale przestań wyć!!! - wydarł się antywirus. Chyba właśnie zrozumiałem, co to miłość. To jest to uczucie, kiedy twój kochanek wygarnie głupiej kopii jak bardzo wadliwa jest. Aż mi się miło zrobiło, gdy to usłyszałem. Niestety... Chyba odniosło to odwrotny skutek niż powinno... No chyba, że celem tego zabiegu było potopienie nas, bo w takim razie plan wykonany w 100%.
- Dobra, nie usuniemy was! - wrzasnąłem, gdy moja kochana czerwona kokardka znalazła się już pod wodą... Psy rzucił obu na ziemię i zaczął się otrzepywać z wody... Jak pies...
     Zachichotałem.
- Ciekawe gdzie ta woda tak szybko znika i czemu nadal muszę być mokry. - westchnął.
- Dobra... Co my z wami zrobimy... - westchnąłem, patrząc na nich. Miałem minutę, żeby się spokojnie zastanowić, potem znów zaczęli swoje serenady...

********3 tygodnie później ********

- Cyfrowy awatar, darmowy program do tworzenia muzyki podobny do "vocaloid", który wypłyną z czeluści internetu kilka tygodni temu, bije rekordy sprzedaży. Nadal nie udało się znaleźć cyfrowej spółki odpowiedzialnej za produkcję tego cudeńka. Psy&Vi - a przynajmniej podpisana tak na projekcie "My AI" pod jakim znaleziono Delic'a i Psyche, nowe gwiazdy japońskiego internetu wraz z próbką dźwięków na której powtarzało się w kółko "Kocham cię" w kilku językach - nadal nie znaleziono. Nie znane są też dalsze plany spółki. Nigdzie nie pojawiły się doniesienia o nowych produktach czy aktualizacjach, więc nadal czekamy na wszelkie informacje.


- Widzisz Psy-chan~! Wszystko dobrze się uło-ach-rzyło~! - Wyszczerzyłem się, czując w sobie kolejne brutalne pchnięcie. Od momentu gdy wysłaliśmy Delica i Psyche jako nowy hit internetu chyba wróciliśmy do starych relacji, a mimo otwartej drogi w internet nadal zostaliśmy w tym jednym, starym komputerze. Chyba jeszcze trochę przełożymy nasze małe wakacje, bo od 3 tygodnie nie możemy się sobą nacieszyć.
- Psy-chan, Vi-chan~!!!
- Ten denerwujący głos... - zaczął Psy.
- Czy to nie... - zastanowiłem się. - Ale nie przestawaj się ruszać debilu!!! - wrzasnąłem, gdy poczułem... a może raczej właśnie nie poczułem kolejnego pchnięcia.
- Ach tu jesteście, razem z Psyche chcieli... - zaczął Delic, stając w drzwiach.
- Mówiłem, że potrzeba zamka. - warknął Psy.
- Mogę się przyłączyć. - wyszczerzył się drugi blondyn.
- Ou Vi-chan, Psy-chan, przepraszamy~! Poczekamy w salonie, nie Delic-chan~! - Psyche wyciągnął mój potencjalny trójkącik z pokoju... Kurwa, szkoda... Może powinienem tego spróbować zanim go odesłaliśmy... No cóż Psy' chyba wpadł na to samo i wpatrywał się we mnie wzrokiem "nawet się nie waż, należysz do mnie".
     Po jakichś 20 minutach nieco zdyszani wyszliśmy z pokoju przywitać gości. Rozejrzałem się po salonie. Delic dopinał spodnie, a czerwony Psyche siedział w samej bluzie.
- No cóż... Kanapa do wymiany, to się nie spierze~... - stwierdziłem, wzdychając i siadając w fotelu. - No to jaką to ważną sprawę mieliście do nas~?
- A właśnie~! - zaklaskał Psyche, wkładając spodnie. - Chcieliśmy wam podziękować~! Dzięki wam jesteśmy gwiazdami~! A w ramach wdzięczności wymyśliłem, że... - Zrobił efektowną pauzę. - Zaśpiewamy wam~!!! - Zaklaskał podekscytowany, a ja popatrzyłem błagalnie na Psy. Jednak ta wredota nie chciała mi oddać słuchawek. Kurwa, jak ja mam przecierpieć to słodkie wycie?
- I love you~!!! - zaczął wydzierać się blondyn.
- Ma cherie~!!! - dołączył brunet.
- NIEEEE!!!! Psy' chamie, oddawaj stopery!!! - Próbowałem zabrać je blondynowi. - No dawaj, no!!! - Szarpaliśmy się dalej. - Łaaaa~!!! - Psy mnie pociągnął, schodząc z oparcia fotela. Poleciałem na niego, przewracając nas obu na ziemię. W trakcie tego krótkiego lotu jakoś odruchowo wtuliliśmy się w siebie.
- Jak słodko~! - Psyche przerwał piosenkę. - Patrz Delic, mówiłem, że oni tez potrafią być dla siebie mili~!



czwartek, 27 marca 2014

Poskromić bestię - rozdział 15

Ta-daaaam~!!!

Nie, kanion mi nie minął, jednak to leży i leży i czeka (razem ze wstępem dokładnie od... chyba kolejnego tygodnia, jednak skończyłam teraz, bo ledwie dotknęłam komputera i zawalam nockę, żeby zmusić się do pracy jak mam okazję (- czyli dopisałam parę linijek do końcówki i stwierdziłam, że może być, bo więcej nie wyprodukuję, ale ćśś~))
Ponieważ tak bardzo, BARDZO was kocham, postanowiłam, że dla was mogę się wykończyć i będę szczęśliwa, byleby nie było tu takich pustek~...
W końcu 15 rozdział, widzicie to~? (Po niemożliwym czasie około pół roku!!! Q.Q""" Za co tak strasznie, okropnie was przepraszam, bo na pewno was zawiodłam, a jeszcze bardziej zawiodłam siebie!!!) Nie wiem ile dokładnie ich będzie, nie planowałam wiele~... Staram się dążyć do końca~... jakkolwiek mi to idzie. >.>""""""""" Jak widać ciężko. Tak bardzo starałam się oddać ich w miarę naturalne zachowania we w miarę spójnej formie i z rozmysłem, aż mi obrzydło. Jednak bardzo, BARDZO się stęskniłam za moim Izuo~!!! I czas chyba wrócić do starego trybu - opowiadanie, jakiś shot na specjalną okazję, opowiadanie, opowiadanie, opowiadanie aż do końca~... Może jeśli mocno zaciśniecie kciuki, wen pójdzie na taki układ~...
W tym rozdziale w końcu pojawia się Kasuka~! Cieszycie się~? Ja bardzo~! Kasuka-kun~... MÓJ Kasuka-kun~! X33 Kocham go niemal na równi z Shizusiem. :33 Mam nadzieję, że dobrze go oddałam~... No, ale to już wy ocenicie.
A więc nie przedłużając niebotycznie nudnego i długiego wstępu~...
Enjoy~!





Kasuka:

     Ze swoją zwyczajowo znudzoną miną zapukał do drzwi. Nie mógł się doczekać spotkania ze swoim bratem. Jak on mógł się czuć? Co tam się działo? Myślał o nim całą drogę do miejsca jego pobytu.
     Całkiem niedawno zadzwonił do niego Kishitani-san mówiąc, że Shizuo się obudził i wystąpiła u niego amnezja na czas nieokreślony. Kasuka chyba po raz pierwszy denerwował się tak tym, że został aktorem i musi skończyć swoją pracę. W innym wypadku już dawno wsiadłby w pierwszy nawijający się samolot i znalazł przy swoim bracie. Gdy doktorek do niego zadzwonił, wysłuchał całego jego wykładu, zapamiętując każde słowo: „Shizuo jest już przytomny. Izaya się nim opiekuje.”. O ile na planie brunet musiał się skupiać na tym, co robił, poza pracą jego myśli krążyły swobodnie. I teraz rozmyślał wyłącznie o swoim bracie. Jak Kishitani-san mógł pozwolić, by to Izaya opiekował się Shizuo? Przecież... On... Przecież zawsze to on opiekował się swoim bratem. On i doktorek. Kasuka ledwo powstrzymał się przed wytknięciem okularnikowi najgorszego błędu w jego życiu. Jednak nie był taką osobą. Powstrzymał się i zachował wszystko dla siebie. Miał zamiar załatwić to sam. Siedzieć przy Shizuo aż wyzdrowieje, jeśli to będzie konieczne. Nie mógł pozwolić, by starszy Heiwajima przebywał ze swoim wrogiem, jeśli tego nie chciał. O ile jeszcze żył! Przecież „ta podła gnida”, jak to zwykł mówić Shizuo, mogła zrobić mu już wszystko. A on nie miał zamiaru zostawiać swojego brata w takim towarzystwie. Przecież to zdecydowanie największy absurd świata. Idiotyzm. O czym myślał Kishitani-san, zostawiając ich razem?!
     Nikt nie otwierał, więc sam pociągnął za klamkę. Otwarte. Trochę bał się tego, co tam zobaczy. Wszedł do środka, zamknął drzwi i nieco wydłużył kroki, idąc w kierunku pokoju Shizuo.
     Był pusty. Na łóżku widać było jakąś mokrą, brązowawą plamę, miniaturowe odłamki szkła i... krople krwi.
     Co tu się mogło stać? Co się teraz działo? Czyżby Shizuo odzyskał pamięć? Może rozbił gips i zajął się swoim wrogiem? Jeśli tak, dlaczego było tak cicho? Znał go, wiedział, że nie zabiłby nawet najgorszego drania. Zwyczajnie był na to zbyt łagodny. Więc co? Może próbował się awanturować i rzucił czymś szklanym...? Nie, chwila, kto wtedy sprzątnąłby szkło? I czyja to była krew?
     Wszystkie jego teorie były beznadziejne, przestał więc o nich myśleć. Zajrzał do następnego pokoju do pacjentów, po czym zawrócił do przedpokoju. Tknięty impulsem, wszedł do kuchni. Na kuchence stał ryż, na blacie sos truskawkowy, a na stole leżało parę sztućców. Nic podejrzanego. Poza tym Shizuo lubił ryż z truskawkami. Czy to możliwe...? A może chodziło o otrucie go? No bo przecież Izaya zajmujący się jego bratem jak nieporadnym dzieckiem? Po pierwsze – to niemożliwe. Po drugie – to jakiś absurd.
     Zawrócił i wytężył słuch. Dopiero teraz dobiegł do niego głos Izayi zza solidnych drzwi od jakiegoś pomieszczenia. Przysłuchiwał się temu chwilę.
- „Haku, pomyśl przez chwilę. Skok byłby najgorszym rozwiązaniem. Jeśli skoczysz, przestaniesz istnieć. Nie spotka cię nic złego, ale dobrego też nie. Musisz podejść do tego poważnie. Nie daj mu się. Spróbuj pokazać, że nie on tu rządzi. To w końcu tylko...”
     Otworzył drzwi, przerywając tym samym czytaną historię.
     Zlustrował pokój wzrokiem. Było tam naprawdę ładnie, nie to co w pokojach dla pacjentów. A chyba najbardziej rzucającą się w oczy rzeczą było łóżko. Dwuosobowe, z ładną pościelą... A na nim dwie osoby. Jego brat, patrzący na niego z mieszaniną zdumienia i zaciekawienia oraz Izaya-san, jak zwykle obojętny, ale też spięty.
     Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu, po czym Shizuo przeniósł pytający wzrok na Izayę.
     Co tu się...?
     Izaya odwzajemnił jego spojrzenie, patrząc na niego jakoś tak uspokajająco... Uśmiechnął się lekko i odwrócił do Kasuki.
- Ohayo~!
     Co tu się wyprawia??? – Miał ochotę zapytać, ale zachował kamienną minę i nie powiedział zupełnie nic takiego. Popatrzył na swojego brata, a jego brat patrzył teraz na niego. – Braciszku, rozumiesz mnie? Co tu się dzieje? – Mimo braku emocji, Shizuo zawsze wiedział, o czym on teraz myślał. To wychodziło samo z siebie, nie ćwiczyli tego, tak po prostu powinno być. Jednak teraz patrzył na niego z niezrozumieniem, jakby odpowiadając „A co ma być?”. Nie, to zdecydowanie nie był jego brat. Nie ten sam, którego znał i z którym się wychował.
- Izaya-san, chcę porozmawiać z moim bratem na osobności. Mógłbyś nas opuścić i czymś się zająć?
- No cóż~... A co, jeśli chcesz mu coś zrobić~? – Zachichotał informator.
     Bardzo śmieszne. Jedyną osobą, która tak bardzo chciałaby mu coś zrobić, jesteś ty.
- Nigdy nic mu nie zrobiłem, w przeciwieństwie do pewnych osób. – W oczach Kasuki pojawiła się iskierka mówiąca „powinieneś to zrobić”.
- No cóż~... To ja zrobię nam obiad, Shizu-chan, a wy pogadajcie~! – Odwrócił się do blondyna z uśmiechem, pomachał mu i zniknął.
     Wolałbym, żeby wyszedł, zamiast podsłuchiwać. – Przemknęło mu przez myśl, ale dał spokój. Wszedł, zamknął drzwi i przysiadł na skraju łóżka.
     Przez chwilę patrzył na blondyna bez słowa. – Dobrze się czujesz? Co się działo, kiedy mnie nie było? Shizuo, czy on ci coś zrobił? – Wiedział, że jego twarz nie wyraża emocji tak jawnie jak to miało miejsce u przeciętnego człowieka, ale jego brat potrafił je dostrzec. Zawsze je dostrzegał i rozszyfrowywał, nie ważne jak głęboko ukryte by były. Wystarczył cień cienia troski by wiedział, że się o niego martwi. Czy przez amnezję mógł stracić to wszystko? Co by to wtedy oznaczało?
- ... – Jednak starszy Heiwajima się nie odzywał. Przypatrywał mu się ze zmarszczonym czołem. Zdezorientowany, zakłopotany, zagubiony i zły. On potrafił to dostrzec.
     W końcu westchnął cicho, odpuszczając. Choć zabolało go to, że Shizuo nie rozumie go teraz tak, jak dawniej. To było trudne. W końcu zawsze rozmawiali bez słów, dlaczego teraz musiał ich używać?
- Wiesz, jak mam na imię? – Zaczął od czegoś prostego.
- Kasu... – Zmarszczył brwi jeszcze bardziej i wbił wzrok w kołdrę. – Ka?* [*chodzi o jap. "Co?"]
- Kasuka. Heiwajima Kasuka. – Sam wpatrzył się w kołdrę. Zaczynał źle się czuć. Czyli, że jego brat nie był nawet pewien jego imienia? Jak to możliwe?
- Mhm... Kasuka? Mogę cię o coś zapytać?
     Popatrzył na niego na pozór bezbarwnym wzrokiem. Gdyby jego brat potrafił patrzeć na niego tak jak wcześniej, dostrzegłby jednak głęboki smutek w jego oczach.
     Skinął tylko głową. Przynajmniej taki gest powinien zrozumieć.

Shizuo:

     Nadal patrzył na kołdrę. Nie chciał patrzeć swojemu bratu w oczy. Chociaż jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, miał wrażenie, że jakieś ciągle przemykają przez jego twarz, a najwięcej czaiło się w oczach. Niepewność. Troska. A potem smutek. Miał wrażenie, że go zranił. Ale jak mógłby to zrobić? Miał amnezję, jego brat chyba to rozumiał? Choć tak właściwie Shizuo nie był pewien ich wcześniejszych relacji, nie miał pojęcia, jak rozmawiał z Kasuką i w jakich byli relacjach. No cóż, Shinra mówił, że byli ze sobą bardzo blisko, ale według jakiej skali mierzył tę bliskość? Do tego w głowie blondyna znów rodził się ten okropny ból. Jakby wszystko w nim krzyczało, że ma sobie przypomnieć. Że powinien wiedzieć o wszystkim. Że nie może tak po prostu leżeć, że powinien próbować odzyskać wspomnienia za wszelką cenę. Że chce wiedzieć, o czym tak naprawdę myśli jego brat.
     Przecież próbuję je odzyskać! To nie takie proste!!!
- Czy mógłbyś opowiedzieć mi o naszej przeszłości?
     Miał nadzieję, że to mu pomoże. Zrobiłby cokolwiek, żeby odzyskać jeszcze chociaż jeden fragment wspomnień. Żeby pamiętać coś związanego z jego bratem, mieć dowód, że naprawdę byli rodzeństwem w pełnym tego słowa znaczeniu. I żeby nie mieć tego uczucia, czy może bardziej przeczucia, że czymś go rani. Chciał go zrozumieć.
- ... – W pokoju zaległa cisza. Nawet spoza niego nie dobiegał żaden dźwięk. Shizuo zaczynał się zastanawiać, jakim cudem w takiej ciszy nie słychać nawet, co robi Izaya. Podniósł głowę i zerknął w końcu na swojego brata. Wyraz jego twarzy był taki sam, a jednak... Coś się zmieniło. Wiedział o tym bardziej podświadomie i mogło to być jedynie złudzenie, ale wydawało mu się, że naprawdę zna jego emocje. Jakby znał jego myśli równie dobrze, co swoje. Co się z nim działo? Co to za dziwne złudzenia? Może już całkowicie pomieszało mu się w głowie...? Fakt, nie wiedział, co myśleć, ale tego jednego był pewien – Kasuka był teraz jakiś nieobecny, zamyślony i jednocześnie spokojnie analizował jego emocje. – Jesteś zdezorientowany, braciszku. W takim stanie cokolwiek powiem, nie trafi do ciebie tak, jak powinno. Co cię tak martwi?
     Skąd on wiedział...? To było aż tak wyraźnie widać? - Shizuo przyszła do głowy absurdalna myśl. – A może on też czuje to, co ja czuję? Może to jakaś więź telepatyczna? Ale skąd...? Nie, przecież takie rzeczy nie mogą istnieć naprawdę...
- Ja... – Przeszło mu przez myśl, że dobrze byłoby zapalić. Może to by mu trochę pomogło... – Po prostu... Nie pamiętam. Nie pamiętam zupełnie nic poza kilkoma drobnymi wspomnieniami. To wszystko. Cała moja wiedza opiera się na kilku przebłyskach z mojego dawnego życia. Z tego, co słyszałem od Shinry, byliśmy bardzo zżytym rodzeństwem, ale musisz mi wybaczyć, nic z tego nie pamiętam. Nie zrozum mnie źle. Czuję do ciebie jakieś przywiązanie, tak jakbym podświadomie pamiętał... Ale tak naprawdę nie posiadam żadnych wspomnień. – Wyrzucił z siebie. Czuł, że jego mięśnie napinają się z nerwów.
- Nii-san, gdzie masz papierosy?
     Shizuo popatrzył na niego zdezorientowany. Tym razem na twarzy Kasuki nie dostrzegał naprawdę nic. Ale miał wrażenie, że to dobrze. Że to znaczy, że brunet już się nie smuci i nie martwi.
     Co za absurd. Musiałem sobie to wszystko tylko wyobrażać.
- Palisz?
- Nie. Jesteś spięty.
- Zostały na szafce nocnej w moim pokoju...
     Kasuka przerwał mu skinieniem głowy. Wstał i po cichu niczym kot, spokojnym krokiem podszedł do drzwi. Jego kroki były zdecydowanie inne od tych Izayi. Chód Orihary był pewny siebie, dumny, a zarazem wesoły i do tego kuszący... Sposób, w jaki poruszał się Kasuka był opanowany, swobodny i pewny siebie, ale bez przesady, jakby nie potrzebował niczego udawać czy nadmiernie okazywać. Naturalny, to chyba najlepsze słowo.
     Otworzył drzwi jednym ruchem i wyszedł z pokoju, zostawiając jedynie przymknięte drzwi. Zdążył wrócić, nim Shizuo policzył do dziesięciu.
     Podał Shizuo jednego papierosa, którego blondyn z chęcią przyjął. Podpalił go i odłożył paczkę. Przyglądał się Shizusiowi przez chwilę, nim poszedł otworzyć okno.
- Lepiej ci. – Bardziej stwierdził, niż spytał.
- Skąd tyle wiesz o tym, co teraz czuję? – Spytał już dużo spokojniej. Faktycznie, czuł się nieco bardziej wyciszony i lepiej nastawiony do tej rozmowy. Wszystko zdawało się być naturalniejsze, tak jakby pamiętał, jak do tej pory rozmawiali.
- Znam cię od urodzenia, nii-san. – Przekrzywił lekko głowę, nie spuszczając z niego wzroku.
- Opowiesz mi teraz coś o mojej przeszłości?
     Brunet skinął głową. Przez chwilę jeszcze patrzył na niego w ciszy, po czym zaczął mówić.
- Miałeś kilka lat, kiedy się urodziłem, nii-san. Od początku spędzałeś ze mną dużo czasu. Odkąd się urodziłem, nie pamiętam dnia, w którym miałbyś wolne i spędzał je beze mnie. Właściwie, to ty zabierałeś mnie wszędzie, a ja lubiłem ci towarzyszyć. – Jego twarz pozostawała nieruchoma, a oczy wbite prosto w oczy Shizuo. Obaj nie spuszczali z siebie wzroku, nie licząc mrugania. Wzrok młodszego Heiwajimy był hipnotyzujący, podobnie jak jego głos. Z pewnością był mu znany, choć sobie tego nie przypominał. Poza tym, każde słowo było wiarygodne. Właściwie, to Shizuo nawet przez myśl nie przeszło, że Kasuka mógłby skłamać. Dziwne. – Od zawsze byliśmy dla siebie pewnym kontrastem, choć świetnie się dogadywaliśmy. Ja nie powinienem był rzucać się w oczy. Po prostu byłem, i to interesowało niektórych ludzi. Ty kierowałeś się emocjami dużo bardziej. Można powiedzieć, że byłeś dość wybuchowy. – Kasuka miał naprawdę spokojny, rzeczowy ton głosu. Mówił, jakby opowiadał historię, choć w rzeczywistości tylko z rozwagą układał zdania. Widać było, że nie był wybuchowym człowiekiem. – Potrafiłeś opanować się przy mnie, lecz najmniejsze zdenerwowanie cię dla nikogo nie mogło być przyjemnym przeżyciem. Ludzie się ciebie bali. Twoje otoczenie odsuwało cię od siebie. Przerażałeś nawet dorosłych. – W oczach Kasuki pojawiło się coś, czego tak właściwie Shizuś nie mógł zidentyfikować. Smutek? Pocieszenie? – Jednak zdarzali się mili ludzie. Jak ta pani ze sklepu, która codziennie częstowała nas mlekiem. Pamiętasz ją, nii-san?
- ... – Blondyn pokręcił powoli głową. Nic nie pamiętał. Ale na pewno mu wierzył. Nawet jego przeczucia się nie buntowały. Jakaś nowość.
- Pewnego dnia zaatakowano ją. Był napad. Zdenerwowałeś się. Sklep poważnie ucierpiał. Od tego czasu więcej tamtędy nie szliśmy.
- Dlaczego się nie powstrzymałem? Przecież byłem z tobą? – Shizuo zmarszczył brwi. Nie rozumiał. Dlaczego zrobił coś takiego? Krzywdził ludzi? Jak często? Z własnych pobudek? Jak ktokolwiek mógł lubić takiego człowieka jak on? Niszczenie ludzkiego życia jest złe. Czuł teraz, że głęboko brzydził się przemocą. Ludzie pod wpływem emocji robią wiele agresywnych, niepotrzebnych i głupich rzeczy. Dlaczego miałby zrobić coś takiego?
- Próbowałeś ją ratować. Przeżyła, nic poważnego jej się nie stało. Nie martw się, nii-san. Ona nie była na ciebie zła. To ty wstydziłeś się znów do niej iść. Byłeś dobrym człowiekiem, jeśli to cię zastanawia.
     Głos Kasuki w końcu przejawił jakieś emocje. To nie było kłamstwo. Kasuka mówił ze stanowczością, o którą nikt by go nie podejrzewał, patrząc wciąż na jego spokojną stronę. I chcąc czy nie, uszczęśliwił tym nieco Shizusia.
- Co było później? – Zapytał. Nie wiedział, o co konkretnie pytać. Chciał wiedzieć jak najwięcej. Nie czuł tego samego bólu głowy co przy Shinrze, ale czuł, że na pewno coś sobie przypomni. Coś musi. W końcu coś musiało do niego wrócić, musiał chociaż zacząć sobie przypominać, prawda?
- Życie szkolne, rodzinne, to zawsze toczyło się tak samo. Dbałeś o innych, ale zawsze bardziej interesowały cię twoje interesy i osób tobie bliskich. Jesteś bardzo opiekuńczą osobą, ale też bardzo polegasz na swoich przyjaciołach, rodzinie. - jego głos wrócił do monotonności, lecz wciąż miał w sobie coś, co przyciągało uwagę. - Mimo wszystko masz problemy z przejawami agresji, której nienawidzisz. Nienawidzisz przemocy, jak przypuszczam dlatego, że nienawidzisz krzywdzić innych. A zwykle używasz siły nieświadomie, kiedy się boisz, albo kiedy coś naprawdę cię wkurzy. To powinno ci trochę rozjaśnić obraz twojego życia. Po szkole podstawowej trafiłeś do gimnazjum. Zwykle uczyłeś się przeciętnie, nie byłeś typem naukowca, lubiłeś dobrze wykonaną pracę z widocznymi efektami, nie tylko na papierze, ale w rzeczywistości. Już wtedy pomagałeś tacie w warsztacie samochodowym. Niestety tobie za często zdarzało się niszczyć pewne części, a jego w końcu zwolniono w ramach redukcji liczby pracowników, dlatego twoja pomoc trwała może ze dwa miesiące.
- Zaraz. - przerwał mu blondyn. Może mu się wydawało, a może rzeczywiście pamiętał zniszczoną część tłumika w swoich usmarowanych na czarno dłoniach. Bał się wtedy, bo tata powiedział mu, że słyszał coś o zwolnieniach... Przejął się tym bardziej, niż być może powinien. Pamiętał... To było miłe, pamiętać coś o swojej rodzinie. Swojej przeszłości... Tożsamości. - Niszczyłem metalowe części?
- Im większe emocje, tym większa siła. Mam kontynuować?
- Tak, mów dalej. - Skinął głową. Sama obecność jego brata uspokajała go w jakiś sposób. A może to nowo odkryte wspomnienie...? Nawet za bardzo nie rozbolała go głowa... Może im starsze wspomnienie, tym mniej boli? Przeszła go nagła fala zimna w okolicach skroni. Głos Kasuki na chwilę gdzieś utonął, jednak zaraz wrócił i wszystko było dobrze.
- ...przez takie wypadki dość często cię nastawiał. Kishitani-san jest twoim przyjacielem z dzieciństwa i zna twoją anatomię chyba lepiej niż ktokolwiek inny, po ilości operacji, jakie na tobie wykonał. Sam pomagałem mu cię pilnować, gdy ulegałeś uszkodzeniom po twoich atakach nadludzkiej siły. Pamiętasz to?
- Dokładniej... Jakby... - Coś dobijało się do jego umysłu, tym razem powodując ból. Skrzywił się.
- Leżałeś na takim jakby szpitalnym łóżku. Kishitani-san chciał zrobić ci sekcję, możliwe, że wcale nie było to żartem. Ja zwykle zostawałem się tobą opiekować, gdy rodzice byli zajęci pracą. Przynosiłem ci mleko, żeby kości szybciej się zrosły, karmiłem budyniem. To było całkiem zabawne.
     Starszy Heiwajima przysiągłby, że zobaczył cień uśmiechu na jego twarzy.
     Pamiętał! Już teraz pamiętał!!! Jedno popołudnie... Tak, Shinra faktycznie uwielbiał bawić się w doktora na jego ciele. Wbił mu wtedy strzykawkę i zabolało, a jak Shizuo się spiął, to igła się połamała... Ugh, nieprzyjemne... Jednak pamiętał!!!







- Pamiętam! - oznajmił, nagle ożywiony. Uśmiechnął się wesoło. Odzyskiwał wspomnienia...
- Naprawdę? Cieszę się więc, nii-san. - Tym razem w głosie Kasuki dalej nie było emocji, ale Shizuo był pewien, że prawdziwie się ucieszył. Czuł z nim nić porozumienia...
- No dobra, Shizu-chan, teraz musisz coś zjeść~! - Izaya z zaskoczenia otworzył drzwi. Jego uśmiech nie był przyjazny, był lekko asymetryczny. Może Shizuo po prostu zbytnio wyczulił się na najdrobniejsze przejawy emocji na czyichś twarzach, ale wydawało mu się, że Izaya był zły... Z jakiegoś powodu się zezłościł.
     Tylko dlaczego? I dlaczego przez chwilę chciał warknąć, żeby brunet się stąd wyniósł...? Przecież to zupełnie nie miało sensu... Przecież dotąd jego obecność mu nie przeszkadzała... Tylko te durne, bezsensowne przeczucia mówiły mu co innego.



---
Wiem, wiem, z założenia miało być dłuższe.
Do tego kolejny rozdział w przygotowaniu~... Ale ja się jeszcze zmuszę, żeby coś wyprodukować. Nie będzie mi głupi kanion warunków pisania dyktował~!!! ><""" *innymi słowy nie wytrzymała braku pisania*
W ostateczności zobaczycie tu miniaturkę z Kuroshitsuji, jak się znów wkurzę, że jest pusto. Z góry przepraszam. X3"""
Do następnej notki~!