Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

piątek, 28 sierpnia 2015

#5 Na psa urok i kocią łapę - Polowanie

Witam was w tym pięknym dniu~! >w<
Co z tego, że mam szlaban na internet, na dodanie notki zawsze jest czas~... No chyba, że mama wróci wcześniej. x3"
Czy tylko mnie tak cieszy, że jeszcze mamy wolne~? Ostatnie dni, ale zawsze~! Cieszę się nawet na pracę w niedzielę~! Życie jest piękne. QwQ Oto motto na dziś~!
A żeby was też rozweselić, oto mała, słodka, futrzasta miniaturka~...
Enjoy! :33
Inu-chan w tak dobrym humorze... widać desperacja przed szkołą już ją dosięgła x3
Ja was też witam bardzo wesoło, bo udało nam się skończyć projekt, a efekty tego zobaczycie już niedługo >w< mam mega podjarkę ^^""" wybaczcie. 
Cóż przypomnę wam o nakarmieniu psiaków kilkając banerek po prawej, życzę miłego czytania i już się zamykam "X3
Enjoy~...



     Izaya od kilku minut jak zahipnotyzowany oglądał puchaty, tykający miarowo przedmiot, który latał mu przed oczyma. Nie wiedział czym on jest, ale wydawał się niebywale interesując dla kota. Lekko falująca jaśniejsza końcówka, włochaty "materiał" wyglądający na przyjemny. Podobało mu się to. Chciał to mieć!
     Shizuo leżał sobie spokojnie, wciąż jednak czuwając. Objawem tego był wciąż poruszający się rytmicznie ogon. W prawo, w lewo, w prawo, w lewo, czy jak kto woli w górę i w dół, w górę i w dół... Zależy, z jakiej perspektywy patrzeć... Czuł smród Izayi, ale dopóki ten nic nie robił, było w porządku... Mógł leżeć dalej.
    Góra, dół, prawo, lewo, Izaya już nie mógł wytrzymać tego machania. Kot kiwał głową w takt jaki wybijał o ziemię ogon czekając na dogodny moment aby go złapać.
     Przyczaił się i w odpowiedniej chwili zaatakował ogon leżący na ziemi po prawej stronie. Niestety spóźnił się o kilka setnych sekundy, bo ogon się podniósł umykając mu. Niezrażony tym kot zaatakował tym razem lewą stronę. Tez bez rezultatów. I znów rzucił się w prawo, a potem w lewo i znów w prawo.
     Wreszcie zezłoszczony z głośnym miauknięciem podskoczył w górę i w końcu łapiąc ogon w zęby wylądował na ziemi dumny z siebie.
     Golden popatrzył za siebie, wstając nagle. Nie żeby go bolało to, co zrobił Izaya, wbrew pozorom nawet zbytnio nie poczuł tych małych kiełków wczepionych w jego futro. Ze zdumieniem oglądał, jak kot najwidoczniej dumny z siebie próbuje odejść ze swoją "zdobyczą", a po chwili przyspiesza szuranie łapkami po podłodze i robiąc wielkie oczy rozkracza się na śliskiej powierzchni. Zaśmiał się na ten widok dość krótko, szczekliwie, w końcu podchodząc. Smyrnął Izayę nosem, żeby wstał.
- Brawo... Mi się to nie udało ani razu! - szczeknął, chwilę potem mimowolnie zaczynając się ciszej śmiać.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Ruby x Toudaimoto - Tłumaczenie

*dmucha w urodzinową trąbkę i rzuca serpentynami*
*obsypuje konfetti zdziwionego czytelnika i zakłada mu na głowę czapeczkę do świętowania *
Dziś nikt nie ma urodzin, ale mimo to świętujemy~... Inu-chan zdała poprawkę za matmy (yay~!)
Z tej okazji przedstawiam wam nadprogramowe tłumaczenie z nowymi alterkami Shizuo i Izayi,które pojawiły się po durarara!! x2 Shou :3
To chyba jedyny komiks jaki z nimi istnieje jestem przez to mega szczęśliwa, że go znalazłam :3 
Dla tych co nie ogarniają o co chodzi z nowymi alterkami tu wyjaśniam. 
O Rubym w sumie nic nie wiemy :c 
Co do Toudaimoto to jest on pisarzem/mangaką jak kto woli. Ponoć ma być spokojny, ale i przebiegły jak Izaya choć... ty tego nie widać ^^""" Nosi zawsze czerwony beret i haori w czerwone kwadraty, poza tym ma ze sobą kotka :3
To chyba tyle enjoy~!
Tłumaczenie i edycja by Kiasarin 
oryginalna wersja z : http://shizuolovesizaya22.tumblr.com/







niedziela, 23 sierpnia 2015

Egzorcysta x Wampir - "Inny niż wszystkie" - rozdział 16

Hej, hej~... Właśnie sobie uświadomiłam, że został już tylko tydzień wakacji, a ja nic jeszcze nie zrobiłam T^T Nie żebym coś miała zrobić i w sumie dorwałam w czwartek w antykwariacie opowiadania Kinga więc mój plan na ten tydzień ( a raczej na samo jutro) to przeczytanie tego. 
Nawet nie czuję, że coś upłynęło... co za straszny stan. Też tak macie? Na pocieszenie dodajemy wam słodkiego wampirka :3
Enjoy~... i nie zapomnijcie nakarmić psiaków klikając w banerek po prawej ;)

Ohayo ohayo~! >w<
Cieszmy się ostatnim umiarkowanie szczęśliwym okresem, tak, pewnie~~ Ja tam mam książkę Nesbo, także mnie i tak nie ma dla świata. Szczeniak znik do wtorku! I pojawia się tylko żeby dodać rozdział! A jaki rozdział~! Otóż proszę pań(stwa) mamy tu do czynienia z jednym z nowo zbetowanych rozdziałów wampirka i śmiem sądzić, że się ucieszycie. Bo i owszem, mam ich jeszcze kilka w zapasie. =w= I są fajne. x3 *bo przecież opinie autorek o ich dziełach wcale nie są naciągane, nie*
...No przynajmniej ja się cieszę~! >w<
Etto~... To ja już nie szczekam od rzeczy~!
Enjoy!






     Shizuo przyciągnął go do siebie i objął ramionami, zasypiając po chwili. Jeszcze potrafił się kontrolować, więc mu to nie przeszkadzało. Zresztą, teraz miał zamiar bardziej panować nad swoimi czynami, zamiast znajdować wymówki, by co chwila pozwalać sobie na więcej...
- Ech~... - Izaya westchnął na tyle cicho, by nie obudzić blondyna i rozłożył się wygodniej. Wpatrzył się w sufit nie wiedząc, co innego mógłby robić. - Ludzie marnują 1/3 swojego życia na sen~... To takie nudne... Czemu Shizuś też nie możesz być wampirem... Wtedy bawilibyśmy się przez okrągłą dobę~...
     Shizuo spał cały ten czas niewzruszenie. Niespecjalnie lubił bezczynność, ale uczucia wypoczęcia za nic by się nie pozbył...
     Izaya westchnął i wtulił się w blondyna zaciągając się jego zapachem.
- Tak, to chyba jedyna dobra strona nocy~... - mruknął. Podniósł kołdrę i spojrzał w ciemność. - No może dwie~! - zachichotał cicho i wtulił się bez skrępowania w nagi tors.
     Heiwajimy nic nie było w stanie obudzić - czy to hałas, czy ruch. Za to obudził się wcześnie rano, razem ze słońcem wstającym zza horyzontu...
- Dzień dobry~... - zamruczał wesoło nadal wtulony w blondyna. - Jak się spało mojemu Shizusiowi~?
- Hmm? Dobry... - mruknął i się przeciągnął. - Nie pamiętam nawet, kiedy zasnąłem. Leżałeś tu całą noc...? Nie nudziło ci się? - Uśmiechnął się sennie.
- Przy Shizusiu nigdy nie jest nudno~... Choć przyznaję twoje świszczenie nosem koło trzeciej nad ranem było dość przerażające~! - zagadnął wesoło, nadal leżąc na blondynie. - No popatrz, a wczoraj byłeś taki skrępowany wizją leżenia tu nago~...
- Skoro tak mówisz... - mruknął wymijająco. Nadal był nieco skrępowany i starał się jak mógł kontrolować, gdzie go dotyka, ale Izaya nie musiał o tym wiedzieć. - A gdzie moje śniadanie do łóżka? - zażartował, już niemal rozbudzony.
- No właśnie miałem zapytać się o to samo~! - zażartował. - No ale masz rację, powinniśmy już wstać~... Zaraz wybije dziesiąta...
- Już tak późno? - Zmarszczył brwi, puścił go i wstał. Podszedł do kupki swoich ubrań, zdecydowanie nie pierwszej świeżości, ale dało się w nich chodzić. - Dobra, nie ma czasu, wyjdźmy zanim zrobi się za duży tłok, co ty na to? - zerknął na niego przez ramię.
- Shizuś jaki tłok? - zachichotał. - mieszkamy tu tylko we dwóch, kto według ciebie robiłby tłok~...  Koty? Lepiej wypierz ubranie. - poradził mu.
- W mieście. Idziemy dziś do miasta, nie? - to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie. Tak bardzo chciał w końcu pójść do kupca, uzupełnić broń, napić się w karczmie... Po paru dniach spokojnego życia nieco mu brakowało kłótni, szczerze mówiąc. A na targowisku mógł się wykłócać do woli, to jedno było plusem. Słysząc uwagę Izayi obwąchał dokładnie koszulę. No może faktycznie nie była w najlepszym stanie, ale nie śmierdziała za bardzo... Ujdzie w tłoku. Gorzej, jakby założył tą z wczoraj... A'propos, musiał posprzątać po wczorajszym wieczorze. - Wypiorę, jak wczorajsza już zostanie wyprana i wyschnie. - Wzruszył ramionami. - Przecież nie będę szedł nago. A na razie nie ma czasu na pranie.
- Shizu-chan... powiedz - Podszedł i przytulił się do blondyna. - co tak właściwie się wczoraj zdarzyło? - Miał nadzieję, że Shizuo zrozumie. Jeśli teraz zaprzeczy Izaya zapomni o tym, tak jak obiecał, ale to była ostatnia szansa dla Shizuo. - Tak, jedziemy do miasta, ale tam zawsze jest tłum~...
- Co...? Jak to co się zdarzyło...? - nie rozumiał. Nie bardzo chciało mu się mówić to głośno... Przecież Izaya musiał pamiętać... Właśnie. Pamiętać. Może to było bardziej pytanie o to, czy ma pamiętać...? - Ej, chyba nie zapomniałeś o takiej rzeczy, co? - Przekrzywił głowę, patrząc na niego poważnie. - Nawet się nie waż zapominać. - Puknął go lekko palcem w czoło. Dla niego samego wczoraj to było coś w rodzaju przełomu. Gdyby Izaya zapomniał, sam by nie wiedział, jak ma się zachować...
     Izayi zrobiło się jakoś cieplej w miejscu gdzie człowiek ma serce, gdy Shizuo puknął go w czoło.
- To dobrze~... Będę pamiętał, a teraz chodź, czas nakarmić zwierzaki~... I ciebie, ale zaliczasz się do tego pierwszego~! - zażartował wesoło chwytając Shizuo za rękę.
- No fajnie fajnie, ledwo odświeżyłem ci pamięć i już jestem zwierzakiem. - Pokręcił głową, bardziej rozbawiony, niż obrażony. Jak tak mu się przed chwilą przypatrzył, to uśmiech Izayi był jakiś inny niż zwykle... Bardziej mu się podobał. - Tylko uwińmy się z tym śniadaniem szybko... - poprosił, idąc za nim. - Powiedz, czym mam się zająć, żeby pomóc, co?
- Um... Nie jesteś zły? - zdziwił się, zabawnie przekręcając głowę w bok. - Ale jeśli chcesz pomóc... Pomyszkuj w kuchni i daj jeść kotom... I może sobie co? Pójdę po mleko dla ciebie i nakarmić Stefana~! Tylko najpierw obudzę tego śpiocha~... - Pokręcił z udawaną rezygnacją głową.
- Nie, dlaczego miałbym? - parsknął. - Dobra, to ja się rozejrzę, a ty idź. - Skierował się do spiżarki. W sumie przydałoby się wkrótce coś upolować, bo życie na warzywach niezbyt mu odpowiadało... Ale to wkrótce, teraz planował raczej znaleźć coś, co odpowiadałoby i jemu i kotom.
     Izaya uradowany chwycił wiaderko i już chciał wyjść gdy przypomniał sobie jedną dość ważną rzecz. Stał goły jak go pan bóg stworzył i właśnie chciał wyjść do Matyldy, może i krowy, ale jednak kobiety... To nie wypada. Wrócił sie więc szybko do pokoju i przebrał w wygodne rzeczy. Wrócił do wiaderka, zabrał je i poszedł na łąkę. Po drodze wstąpił do stajni, dając śniadanie i wypuszczając konia na łąkę.
     Blondyn zaśmiał się cicho, słysząc jak Izaya zawraca. Stłumił jednak niepożądanie głośny odgłos i znalazł jakiś ryż i trochę zerwanych najwidoczniej wczoraj warzyw. Nadal brakowało mu w tym mięsa, jednak nie narzekał. Zabrał się za gotowanie, zastanawiając się, czy koty będą chciały to zjeść.
- Nie śmiej się! - fuknął zanim jeszcze wyszedł i powąchał co też Shizuo gotuje. Ryż z warzywami... No cóż, mogło być lepiej, mogło być gorzej. U Matyldy nie zabawił długo tłumacząc się, że jadą po prezenty i wrócił do domu szczęśliwy z połową wiaderka mleka. - Wybacz Shizu-chan musicie zadowolić się tym~... Matylda jest wyczerpana dawaniem wam codziennie tak dużej ilości mleka~... - Podał Shizuo wiadro. - Stefan szykuje się do drogi. A i co myślisz Shizu-chan żeby kupić jeszcze kury~? Nigdy o tym nie myślałem, ale w końcu mam tu stary kurnik co~? Potrzebujesz zdrowej diety a jajka są bardzo zdrowe~!
- A co myślisz o tym - mruknął, odcedzając powoli ryż - że wydałbyś za dużo ze względu na mnie? Nie trzeba, zadowolę się tym, co jest. - Wzruszył ramionami. Co prawda podobała mu się wizja założenia czegoś w rodzaju farmy, ale przecież to wszystko by się marnowało, skoro tylko on miał jeść, ewentualnie koty... - I dzięki za mleko. Matylda powinna odpocząć, może moja obecność i żywienie mnie ją męczy... - dodał niezrozumiałym mruknięciem pod nosem.
- Nie martw się~! Dostanie przyjaciółkę odciążymy ją~! - Puścił blondynowi oczko. - I nie sądzę żeby kupno kokoszki i kilku kur aż tak obciążało budżet~... I zawsze można by nadmiar oddać albo sprzedać, co~? A i koguta skoro tak przeraziłeś się, że zaspaliśmy~! - dodał wesoło, przytulając blondyna od tyłu. Położył mu brodę na ramieniu. - Muszę dbać o twoje zdrowie~!
- Z tego będą kurczaki. - mruknął w zamyśleniu. W sumie pewnie na sprzedaży kurczaków można by odrobić kupno kur. Ale też potrzebowaliby karmy dla nich. Nie dużo się znał na handlu, ale pewnie i tak zdołałby mu zwrócić te pieniądze w ten sposób. Nie podobało mu się, ile Izaya chciał na niego wydawać, dlatego wolał jakoś to odrobić... Choć jeszcze nie wiedział, jak dokładnie. Sposobów było wiele. - Ej, przecież umiem o siebie dbać. - Sięgnął za siebie i poczochrał mu włosy tak, że grzywka przysłoniła Izayi czoło sięgając niemal oczu. - Dam sobie radę tak czy inaczej. Nie musisz od razu zaopatrywać całej posiadłości w zwierzęta, nie dla mnie, rozumiesz? - spytał spokojnie, mając nadzieję, że brunet w końcu zrozumie, że on nie chce, by wydawał tyle na niego za nic.
- Ale ja zawsze chciałem mieć dużo zwierząt~! - skłamał niezauważalnie. - Tylko nie miałem kogo karmić, a teraz mam ciebie, mogę więc kilka kur kupić~! Skoro ze mną zamieszkałeś może wreszcie zameczek zacznie jako tako prosperować~!
- Prosperować? - spytał bez zrozumienia. - Zamierzasz prowadzić jakiś handel? - spytał jak gdyby nigdy nic. Gdyby to Izayi miało przynosić dochody, to byłoby już bardziej zrozumiałe i nie miałby nic do gadania... Bo chodziłoby o interesy Orihary, nie jego wyżywienie.
- Niekoniecznie tu~... Bardziej na targu. - Uśmiechnął się widząc, że Shizuo dał się nabrać. - Poza tym to by ci dało trochę pracy na ktrórej brak się uskarżasz~... A czego kompletnie nie rozumiem, nie musisz nic robić to po co chcesz pracować?
- Z przyzwyczajenia. - odparł, jakby to było oczywiste. - Żeby mieć zajęcie i się nie nudzić. Żeby jakoś odpłacić za to, że tu mieszkam i pozbawiam cię zapasów. - Jeden kącik ust mimowolnie uniósł w górę. Tak, nadal nie skończył z tym tematem. Nie chciał pasożytować na Izayi nic nie robiąc w zamian. - Skoro to sprawa twojego handlu, to możemy kupić... W końcu to nie moja decyzja. Będę się nimi tylko zajmował. - stwierdził, zadowolony, że w końcu będzie i dla niego jakieś codzienne zajęcie. Coś, do czego będzie mógł się przyzwyczaić.
- Ale ja bardzo chętnie przyjmę cię tu za darmo~! A zapasy to nie problem, ja i tak nie jem~! - zapewnił. - Poza tym odpłacasz się i to niemało, jak już mówiłem... Ale jak chcesz możesz się ty nimi zajmować~... - "poddał się". - No a teraz śniadanko, koty i jedziemy~!
- Nie ma nic za darmo. - uciął krótko, ale względnie spokojnie. - I tak cieszę się, że mogę jakoś pomóc. - Odstawił garnek  z właśnie odcedzonymi, ugotowanymi warzywami. - To teraz podaj miskę, nałożę jedzenia kotom i będziemy mogli zaraz iść.
- A ty nie jesz?- zdziwił się, ale posłusznie podał miskę. - Shizuo już ci mówiłem, musisz się dobrze odżywiać~...
- Dobra, dobra, zjem. - Zaczął nakładać ryż i warzywa do miski. - Po prostu nie jestem głodny... Ale cośtam zjem. - obiecał. - Czemu tak cię martwi moje odżywianie? Bywało, że w ogóle nie jadłem, to nie jest żaden problem...
- Dobrze, zjedz~! - Cmoknął go w policzek. - Zależy mi na tym bardzo, bardzo, bardzo~! - przyznał przytulając blondyna mocniej w pasie. - To chyba oczywiste. - Cmoknął go po szyi. - Chcę żeby krew lepiej smakowała~! - skłamał.
- Może i bym uwierzył, gdyby nie to, że mam do czynienia z tobą, a nie przeciętnym wampirem. - stwierdził z uśmiechem. "A gdybym ja nie był sobą, zakładałbym, że chodzi o to, żebym miał więcej sił wieczorem", sarknął w myślach. - Spokojna twoja rozczochrana, zjem... - Zerknął na niego. - Choć może najpierw musiałbyś mnie puścić, w przeciwnym bądź razie nie wiem, jak miałbym usiąść. - zaśmiał się.
- Zmienimy się miejscami~! - zaproponował. Przeszedł pod ramieniem Shizuo i stanął przed nim opierając się o jego tors. - I co, dobry pomysł~?
- Tak będzie wygodniej, jak najpierw usiądziemy. - pouczył go. Nałożył też sobie jedzenie, jedną ręką podniósł miskę z widelcem, drugą chwycił Izayę pod miednicą i oparł go o swoje biodro, tak by nie spadł, gdy go niósł. Już dawno tak nikogo nie nosił, to było zabawne uczucie... - Dobra, teraz siadaj. - Postawił go koło stołu, a talerz na stole i usiadł na krześle, nawet odrobinę nie zmęczony.
- Nie sądziłem że zrobisz się taki odważny~! - zachichotał. - Żeby mnie łapać w takim miejscu? No wiesz~... - mruknął siadając mu na kolanach. - Zboczeniec~... - dodał cicho z satysfakcją.
- Ja zboczeniec? - spytał, po czym wpadł na coś. Stłumił satysfakcję i okazał jedynie obojętność. - Dobra. Jak mam być zboczeńcem, mogę cię tam nie dotykać nigdy więcej. - Nawet go nie objął, tylko zajął się jedzeniem, wolną rękę zwiesiwszy luźno wzdłuż tułowia.
- No cóż~... Nigdy nie powiedziałem że nie lubię zboczeńców~! - Uśmiechnął się z satysfakcją. - Poza tym nawet jeśli ty mnie nie dotykasz~... - zamruczał przesuwając rękę w tył - to ja nadal mogę~! - Nacisnął w tym strategicznym dla blondyna miejscu, akurat w chwili gdy ten jadł sałatkę.
     Shizuo zakrztusił się z wrażenia. Zaczął kaszleć i gwałtownie łapać powietrze. Minęła chwila, nim się uspokoił i otarł łzy pozostałe w kącikach oczu po próbie złapania oddechu. Najchętniej przyłożyłby brunetowi i to tak zdrowo, żeby raz na zawsze nauczył się nie robić mu takich rzeczy podczas jedzenia.
     Ledwie się powstrzymał i tylko spojrzał na niego ze złością, po czym bez słowa wrócił do jedzenia. Gdyby spróbował się odezwać albo go dotknąć, zapewne cały chwilowo wezbrany gniew by się z niego uwolnił, więc wolał tego nie robić.
     Wampirek spojrzał na blondyna wzrokiem zbitego szczeniaczka proszącego o uwagę. Nie mógł wymyślić nic innego, co zwróciłoby uwagę Shizuo, a ten pomysł wydawał się być nawet dobry.
     Blondyn nadal nie reagował. Był na niego zły i jeszcze się uspokajał. - Za wcześnie, by się odezwać. Poza tym ten wzrok Izayi na niego nie działał... No jak on mógł tak z zaskoczenia go tam tykać???
     Izayi coraz bardziej podobało się to granie pieska. Jako, że Shizuo nie odpowiadał, brunet położył głowę na jego ramieniu i zaczął się o nie ocierać skomląc cicho.
     Zerknął na niego, ale szybko się odwrócił i kontynuował jedzenie. Nie da się tak ubłagać, niech Izaya ma nauczkę... Jeszcze chwilę, tak by na przyszłość pamiętał, by tego nie robić...
- Shizu-chan~... - westchnął widząc, że nic nie wskóra. - Bo cię ugryzę! - zagroził chcąc zmienić to w żart. Dopiero gdy wypowiedział te słowa dotarło do niego, że jako wampir może nie brzmieć zbyt śmiesznie mówiąc o gryzieniu. - Znaczy obsikam! - poprawił się. Psy a zwłaszcza szczeniaki załatwiają się gdzie popadnie prawda?
     Na gryzienie nie zareagował, ale na wiadomość o tym, że miałby zostać "obsikany" popatrzył na Izayę, jakby ten nagle oświadczył, że jest aniołem. Innymi słowy jak na wariata.
- No, spróbuj. Nie ręczę za siebie ani przedmioty dookoła. - zagroził. Nie było mu do śmiechu, choć aż tak zły już nie był. - Więcej mnie tak nie tykaj, jak jem, jasne? - Objął go jedną ręką w pasie, powoli wciąż się uspokajając. Kończył jedzenie.
- Dobrze~... Jak wolisz, chciałem tylko cię trochę rozluźnić~! A i tak na przyszłość wampiry nie potrafią... Wiesz~...
- Ale nie jak jem. - powtórzył, żeby brunet dobrze zapamiętał. - Nie potrafią...? Aha. - Ukrył zaskoczenie. No takich faktów o wampirach zdecydowanie nie znał...
     Postawił Izayę na ziemi i wziął pustą już miskę, po czym zaniósł ją do misy z wodą, gdzie umył ją razem z wczorajszym talerzem. Już był prawie gotów do drogi. I złość prawie mu przeszła.
- Nadal jesteś zły~? Przecież to tylko niewinne szczypnięcie~... - westchnął. - Wczoraj nie przeszkadzało ci gdy robiłem o wiele bardziej... Mmm... - Zrobił pauzę chcąc zastanowić się nad odpowiednim doborem słów. -  Zawstydzające...? - Nie, to słowo mu nie pasowało, ale innego nie mógł znaleźć. - rzeczy.
- Problem w tym, że jak będziesz tak robił, to sytuacja z wczoraj będzie się powtarzała... dość często. - Uśmiechnął się sarkastycznie. Skończył mycie i odwrócił się do Izayi. - Wybacz. Nie jestem zły. - odezwał się już spokojnie. Po prostu nie chciał stracić nad sobą panowania tak szybko...
- Nie szkodzi~! Mówiłem ci przecież, możemy to robić tak często jak masz na to ochotę~... - zapewnił wesoło, podchodząc do blondyna i znów się przytulając. - Cieszę się, że nie jesteś zły, ale moja propozycja jest na poważnie, wiesz o tym, nie?
- Tak, tak, wiem. - westchnął. - Ale i tak nie będę robił tego cały czas jakbym był... No... Nieważne zresztą. Spieszy nam się do miasta, żeby wrócić przed jutrem i wszystko załatwić, nie? - przypomniał mu. Cmoknął go w kącik ust, tak żeby jakoś mu wynagrodzić swoją złość. Może i trwała za długo...
- Pamiętaj tylko, że mogę to z tobą robić tak często jak tylko masz na to ochotę~... - zaręczył gdy tylko Shizuo go cmoknął. - Dzięki~! Mhm... To idziemy?
- Pamiętam. - zapewnił. - Ta, idziemy... To ty zawołaj Stefana, a ja jeszcze coś załatwię, ok? - Puścił go i ruszył w stronę sypialni. Odwiedzi toaletę, weźmie mieszek z pieniędzmi i zaraz go dogoni...
- Eh jak wolisz~... - mruknął, pomachał na pożegnanie i wyszedł przed dom. Zagwizdał wołając konika i ruszył do stajni będąc pewnym, że zwierzak już tam jest. Przyczepił mu wóz i czekał...
     Blondyn przyszedł po chwili i oparł się o wóz.
- To idziemy już? - spytał weselej.
- Mhm, wskakuj~! Stefan wie gdzie jechać~! - zaproponował siadając na miejscu woźnicy. - Chyba, że masz ochotę robić w drodze coś ciekawego~...?
- Nie, raczej nie miałem żadnych planów. - Wsiadł do wozu i usiadł po turecku. - Po prostu tam dojedźmy. - Spodziewał się, że będą szli pieszo, może głównie z przyzwyczajenia... No cóż, jednak koń będzie się musiał trochę pomęczyć z ciągnięciem go. Chociaż w drodze powrotnej powinien mieć lżej.
- Szkoda~... - zachichotał. - Wiesz, będziemy sami w lesie~! No ale jak nie to nie. - Wzruszył ramionami. - No Stefan, wio. - mruknął do konia i uśmiechnął się wesoło. Zwierzak natychmiast tuszył. Nie trzeba było nim nawet kierować, uprzedził go gdzie jadą więc teraz Stefan zajmował się tym, by dojechali jak najszybciej i jak najwygodniej.
- Nie kuś, bo jeszcze przypadkiem skorzystam. - zażartował. W sumie niewygodnie mu było tak siedzieć sztywno, więc położył się na pustym wozie, podkładając sobie ręce pod głowę. Przymknął oczy, wystawiając twarz do słońca. Tak, brakowało mu tego... Ciszy, zapachu lasu i słońca... Chociaż zapach Izayi nieustannie przypominał mu, gdzie jest i co tak właściwie robi, ale mimo to starał się wyluzować i zapomnieć o całym świecie.
- Eh... - westchnął kręcąc głową. Nie wierzył, że Shizuo nadal nie rozumie, że właśnie tego chciał Izaya, rozrywki, zabawy i Shizuo, tylko tyle. - Jesteś nudny~... - jęknął. - Zagrajmy w coś, pobawmy się~!
- Ale w co? - mruknął, nie otwierając nawet oczu. Na chwilę wrócił do świętego spokoju, a ten znów coś wymyślił... Nie znał się na zabawie, przecież cały czas mu to powtarzał. Nie wiedział, w co mogliby się "bawić". Zresztą nie był dzieckiem, co za zabawa...?
- Nie wiem~... - westchnął obracając się i przewieszając nogi przez oparcie siedzenia woźnicy. Uśmiechnął się głupkowato do blondyna. - Ale czy to przeszkadza w jakiejkolwiek zabawie~?
- Gałąź za tobą. - ostrzegł, ledwo otwierając oczy. Gdy Izaya się uchylił, sam też się wyszczerzył. - Żartowałem. Nie mam pojęcia, w co mielibyśmy się bawić, jadąc przez las do miasta, siedząc na wozie... - zaznaczył. Raczej wszelkie zabawy dotyczące poruszania się odpadały. Coś na myślenie...? Ledwo o tym pomyślał, już wydało mu się to dość głupie. Kojarzyło się tylko z zabawami, jakie napotkał w zakonie i na dworze, gdy był mały... Głównie bawili się w cytowanie książek. To raczej nie jego bajka. Podobnie w teatrze u Kasuki, tylko, że oni odgrywali różne role. Aktorem to on chyba raczej nie był.
- Takie żarty są nie miłe...! - poskarżył się. Jako, że żadna gałąź nie nadlatywała wychylił się z wozu i zerwał kilka listków z drzewka. Ułożył je sobie na kolanach zaczynając zginać jeden z nich w połowę. - Nie wiem ale to jeszcze nikomu nie przeszkadzało w zabawie~! - mruknął wystawiając delikatnie na bok język chcąc złożyć listek perfekcyjnie. - Na pewno jakąś zabawę znasz~! - zapewnił.
- Wolę gry typu strzelanie z łuku, szermierka, coś takiego... W takiej chwili można bawić się co najwyżej słowami. Kasuka to lubi, wczuwanie się w różne role. To właśnie chyba coś w stylu zabawy na takie okazje. Ale nie jestem w tym najlepszy. - ostrzegł. Jak już mieli coś robić, to lepiej to niż coś innego...
- To nie, tamto nie, ale wybrzydzasz~... Chyba muszę się za ciebie wziąć~! - Puścił mu oczko i odłożył złożony listek. Wziął świeży. - Popatrz, bawić można się zawsze. - Przyłożył listek odpowiednio do ust i dmuchnął wydając dziwny, niski dźwięk podobny nieco do dźwięku rogu, tylko cichszy i jakby... Trochę rozklekotany?
- Zakłócasz ciszę. - stwierdził z wrednym uśmiechem. - Rozumiem, rozumiem... Po prostu ja zwykle się nie bawię. Polowałem, jak nie na wampiry to na zwierzęta, modliłem się, pracowałem tam gdzie mi kazali dla zakonu, szlajałem się po mieście albo leżałem gdzieś na łonie natury. Widzisz? Zero zabawy.
- Nu~dne. - westchnął jęcząc i kładąc się na siedzeniu. - Wygląda na to, że muszę nauczyć cię jak się bawi~! - postanowił wstając i przeskakując z miejsca woźnicy do wozu. - Zróbmy tak~! - zaczął schylając się i wyjmując z pod siedzenia blondyna niewielki nóż. Podał go blondynowi. Później znów polował na jakieś przejeżdżające nieopodal drzewko. Gdy takie sobie upatrzył zerwał kilka patyków.- Nie lubisz gier słownych, ale ponoć umiesz strzelać, więc sprawdzimy to~! - Położył mu patyczki na kolanach. - Zrób strzałki co~? Tylko ostre~!!!
- No, nie lubię... To po prostu nie mój styl. Mhmm... Aha, zaciekawiłeś mnie. - mruknął, szybko i sprawnie ostrząc patyki. - Proszę. - Podał mu je. - I co dalej?
     Izaya oddał patyczki blondynowi i uśmiechnięty wrócił po pozostawione listki. Zabrał jeden i podniósł dobie nad głowę.
- Bawiłeś się może w Wilhelma Tell'a~? To polega na tym samym, traf w środek listka~!
- Na jadącym wozie? - Wymierzył jednym patyczkiem i uśmiechnął się z ironią. - Nie boisz się, że przypadkiem trafię na przykład w twoje oko...? - spytał, zastanawiając się, czy Izaya faktycznie nie ma żadnych wątpliwości.
- Odrośnie~! - zbagatelizował. - Bardziej martwiłbym się o ciebie~... - zachichotał.
- Oko odrośnie. - Skrzywił się. Nie cierpiał widoku regenerujących się wampirów. Między innymi dlatego, że nie mogły zginąć jak już chciał je zabić... Ale zranienie go też nie bardzo mu odpowiadało. - Dlaczego o mnie? - spytał, opuszczając patyk. To Izaya był bardziej zagrożony niż on...
- Bo jak tylko uda ci się przebić listek próbuję ja~! Mylisz, że będę wiernym stojakiem podczas całej podróży? - Popatrzył na niego zdziwiony i zacmokał z dezaprobatą. - Mylisz się!
- Oj tak, bo ty na peeewno nie masz cela... - parsknął. Wymierzył i patyk przeciął listek. - Mam wstać, tak? - I tak był pewien, że Izaya trafi... Bo jak to wampir miałby nie trafić w cel? To byłoby aż dziwne.
- A widziałeś mnie kiedyś strzelającego z czegokolwiek~? Nawet jeśli uważasz, że wampiry po prostu dobrze rzucają, pamiętaj, że sam nazwałeś mnie "innym". - mruknął tajemniczo. - Możesz siedzieć~!
- Ale umiejętności macie te same. - stwierdził pewnie. Usiadł i ustawił sobie listek nad głową. - Tak dobrze? To rzucaj.
- Nieprawda~... Umiejętności wampira zwiększają się z wiekiem, ilością wypitej krwi, pochodzeniem i naturalnymi predyspozycjami... A biorąc pod uwagę, że jestem młody i piłem mało krwi spudłuję jeśli nie mam dobrego pochodzenia i predyspozycji, co ty na to~? Oczywiście dla mnie pudło to nie problem. - Rozłożył teatralnie ręce. - W końcu wycieknie z ciebie trochę krwi a ja jestem nienasycony. - Przymierzył patyczkiem. - I co, boisz się~?
- Nie. Gdybyś sądził, że możesz mi coś zrobić, nie celowałbyś. - stwierdził z pewnym siebie uśmiechem i wyprostował plecy. - Poza tym moim zdaniem pochodzenie i naturalne predyspozycje masz bardzo dobre. No i bardzo się postarasz, to też zakładam. Rzucaj. - zachęcił go. Sam był ciekawy, jak trafi.
     Izaya z uśmiechem pokręcił głową.
- Nie oszukam cię tak łatwo co~? Szkoda~... - mruknął i rzucił przebijając listek dokładnie po środku. - W ogóle nie czuję strachu... Boisz się czegoś? - zagadnął, ustawiając drugą liściastą tarczę przed swoją twarzą.
- Hmm... Nie. - Skłamał, ale nie miał zamiaru tak łatwo ujawniać, czego się boi. W końcu to nie jest informacja, o której ktokolwiek powinien wiedzieć... Kasuka wiedział, ale on w ogóle wiedział więcej, niż przeciętny człowiek czy jakiekolwiek inne stworzenie. Przynajmniej na jego temat. - Podnieś ten listek wyżej. - poprosił.
- Czuję, że kłamiesz. - ostrzegł go wesoło. - I nie, nie podniosę go wyżej~! Tak ci będzie trudniej~... Drugi etap~! - zachichotał. - I jak, dasz radę?
- Każdy się czegoś boi, nie? A czego ty się boisz? - odbił pytanie. Wcelował patyk, starając się użyć mało siły. Akurat z tym miał problem...
- Chyba żyję zbyt długo żeby się bać~! - zachichotał. - A tak na poważnie... - Nawet nie skrzywił się, gdy patyczek zatrzymał się w listku około dwóch centymetrów od twarzy Izayi. - Może tylko tego, że mi znikniesz~...
- Nie wiem, co w tym strasznego. - mruknął, odwracając wzrok na kolejny listek. Przytrzymał go sobie przed twarzą, jednocześnie zasłaniając swoje oczy. Niepotrzebnie kontynuował temat.
- To proste~! - Izaya wyczuł, że Shizuo jest bardziej zdenerwowany niż chwilę wcześniej, więc chwyciwszy zaostrzoną gałązkę wstał i bezszelestnie podszedł do blondyna chowającego się za listkiem. Uśmiechnął się i schylił delikatnie, z bliska przebijając gałązkę. Jego głowa znalazła się tuż koło tej blondyna. - Jeśli cię stracę to już cię nie będzie, co może być gorszego~?
- To tylko ja. - zerknął na niego i zatrzymał na nim wzrok na dłużej. - Nawet jeśli zniknę, raczej nie będzie powodów do płaczu. - stwierdził obojętnie. Jako egzorcysta był przygotowany na śmierć w każdej chwili, więc nie uważał swojego zniknięcia za nic niezwykłego. - Dlatego gdyby coś, nie powinieneś tak się do mnie przywiązywać. Nie chcę, żeby coś ci się stało tylko dlatego, że mi coś by się stało. To jedno musisz mi obiecać, jasne? - stwierdził niezwykle poważnie.
- To tylko ja. - prychnął w odpowiedzi, parodiując słowa blondyna. - Ja to jeszcze mam wytłumaczenie, chcę cię chronić, nic ci się nie stanie, nie pozwolę na to. - zagroził mu. - Nawet jeśli usuniesz mnie ze swojego życia, najważniejsze żebyś żył~! A poza tym masz rację. - Uśmiechnął się gorzko. - Śmierć ukochanej osoby wcale nie jest powodem do płaczu.
- Za co ty mnie tak kochasz... - Przyciągnął go do siebie, posadził go sobie na kolanach i przeczesał mu włosy palcami. - Nie chcę, żebyś kiedykolwiek smucił się z mojego powodu. Czy to źle, że tak mi się marzy? Chyba to rozumiesz, nie? - Nie chciał powiedzieć, przyznać głośno, co to prawdopodobnie oznacza, nadal nie był pewien. Jednak miał nadzieję, że Izaya zrozumie, co ma na myśli.
- Za to też cię kocham~... - Wtulił się w niego szczęśliwy. - Ale to nielogiczne Shizu-chan. - zwrócił mu uwagę. - Martwisz się o nieśmiertelnego wampira~... Nie musisz, naprawdę, lepiej zadbajmy o ciebie, dzięki temu i ja i ty będziemy szczęśliwi, a ja będę smutny dopiero za sto lat~! No chyba, że jakimś magicznym sposobem zatrzymamy upływ twojego czasu~...
- Martwię się o wampira, który bez mrugnięcia okiem zaczął mnie błagać, żebym go zabił. Teraz widzisz logikę? - W zamyśleniu zaczął go głaskać po głowie, mierzwiąc mu włosy. - Nie zatrzymasz czasu. Kiedyś muszę umrzeć i tyle. - stwierdził w zadumie. Teoretycznie mógłby zostać wampirem, bo wiedział, że o tym brunet mówi. Ale w praktyce, to było tak nierealne, jak zmiana w żabiego księcia.
- Realne, ale musisz chcieć. - Upierał się. - Ale rozumiem, nie masz ochoty~... - westchnął, mrucząc z zadowoleniem. - Gdybym był kotem byłbym w niebie. - mruknął czując, jak palce blondyna delikatnie go głaszczą. - A chciałem żebyś mnie zabił, bo to było najbezpieczniejsze wyjście~...
- Nie bezpieczne. Jak dla kogo. - parsknął nerwowo. - Dla ciebie nie było bezpieczne. A gdybym cię wtedy zabił? Nie przeżyłbyś tego, co przeżyłeś potem. W ogóle by cię nie było, a dla mnie nie stanowiłeś niebezpieczeństwa. I można cię było zostawić przy życiu, a jednak się opierałeś. Nie rób takich rzeczy pochopnie, jasne? Masz żyć. I masz mnie przeżyć. - Żeby Izaya nie oponował jeszcze przez chwilę, zamknął mu usta pocałunkiem. Po prostu nie chciał słyszeć o tym, że brunet miałby umrzeć. Był wampirem, nie mógł... Poza tym Shizuo już zdążył się do niego przywiązać.
- Nieważne, byłbyś bezpieczny. - Wydyszał odrywając się od blondyna. - Teraz masz przez mnie na karku cały kościół, a tak zdobyłbyś bogactwo i może pozycję~! Mimo to zgoda... Postaram się ciebie przeżyć~! - zapewnił. - Choć tylko o kilka sekund. - dodał tak chicho, że prawie nie wydał przy tym dźwięku.
- Egzorcyści nie zdobywają pozycji, za to są doskonałymi prawymi rękami kogoś ważniejszego. Większość. Widzisz mnie w tej roli? - Puknął go lekko w głowę. - Zresztą ważni ludzie nigdy nie są bezpieczni. Więc w sumie to bardziej mnie ochraniasz, niż sprawiasz kłopot. - uciął. - Do tego to mój wybór, gdzie jestem i co robię. - Nachylił się do jego ucha i dodał ciszej: - I widzę, że coś dodałeś do swojej obietnicy. Może jednak mi powiesz?
- Nie powiem... Złościłbyś się... - mruknął patrząc w bok. - Lepiej wróćmy do zabawy~... Albo... Chcesz zrobić coś innego? - zapytał, przesuwając usta do warg blondyna.
- Nie. Chcę wiedzieć, co dodałeś do swojej obietnicy. Chciałem, żebyś przyrzekł, że będziesz żył, a ty coś kręcisz. - Odsunął nieco głowę. - Więc? Powiedz, o co chodzi. Proszę. - dodał, mając nadzieję, że to przekona Izayę.
- Obiecałem ci żyć i przeżyć ciebie~! Nic nie kręcę~... - No cóż, to była prawda, pominął tylko jeden mały nic nie znaczący szczegół.
- Już rozumiem. - oświadczył. W końcu zrozumiał, co Izaya dopowiedział... - I zamierzasz żyć tylko do momentu przeżycia mnie, tak? - spytał spokojnie, choć jednak dość bezbarwnie.
     Izaya skupił się odrobinę.
- Złościsz się?
- Nie. - odparł po chwili namysłu. - Przypuszczam, że też nie chciałbym tak żyć, gdyby chodziło o ukochaną osobę... Taką naprawdę ukochaną osobę. - Zmarszczył brwi, na chwilkę odlatując myślami w inną stronę, jednak szybko się pozbierał. - Poza tym po śmierci już nie będę mógł temu zapobiec. Jednak pomyśl. Co twoim zdaniem tak naprawdę czeka nas po śmierci? - Popatrzył na niego poważnie.
- Mnie na pewno piekło~! - Uśmiechnął się wesoło. Shizuś się na niego nie zezłościł i tak się przez to cieszył. - Co do ciebie pewnie niebo~... A skoro nigdy się nie spotkamy, dlatego tak cieszę się, że jesteś tu teraz ze mną~! - Wtulił się w niego jeszcze bardziej.
- Przemyśl to raz jeszcze. - poprosił, przymykając oczy. - Jeśli ja miałbym trafić do nieba, a ty teoretycznie do piekła, to po co chcesz umierać? I tak byśmy się nie spotkali. - zauważył.
- Bo ja nie chcę żyć bez Shizu-chan'a~... - jęknął żałośnie, wtulając się w blondyna. -  Na co mi takie życie? Jest nudne! Jak wszystko inne! W piekle może przynajmniej coś by się działo, nie byłoby tak okropnie monotonnie... A poza tym - Uśmiechnął się wrednie. - zawsze możesz przecież bardzo mocno zgrzeszyć i pójść tam ze mną~!
- Monotonnie na pewno nie. Ale też musiałbyś bezwzględnie słuchać Szatana i znosić piekielne męki. - pouczył go. - Poza tym sądzę, że niebo zależy od czynów, a nie od tego, kim się jest. Mógłbym ci zrobić cały wykład, ale to skrócę. Nie zabronię ci po mojej śmierci się zabić. Sądzę też, że powinieneś raczej trafić do nieba, bo jesteś lepszy od wielu przeciętnych ludzi i niczym sobie na to piekło nie zasłużyłeś. Chyba, że o czymś nie wiem. Jednak gdybym się mylił, nie chcę, żebyś trafił gdzieś w te odmęty grzeszników. Już lepiej, gdybyś żył w monotonii, niż gdybyś miał resztę wieczności cierpieć. Rozumiesz, o co mi chodzi? - Objął go ciaśniej, opierając się pokusie zrobienia czegokolwiek więcej, jak na przykład pocałunek. Chciał w tej chwili mieć go blisko i chronić, jakkolwiek dziwna mogła się wydawać ta myśl, szczególnie osobie postronnej. Egzorcysta chroniący wampira.
- A co mi Szatan może zrobić? - prychnął, nadymając policzki jak dziecko. - Już byłbym w piekle, z definicji najgorsze miejsce, więc nic gorszego nie będzie~! Mogę się buntować ile chcę~!!! - postanowił. - A ty zrobiłeś się straszną przylepą~... Cieszy mnie to, nawet bardzo. - mruknął kładąc swoje ręce na rękach blondyna.
- Zachowujesz się jak dzieciak. - Pokręcił głową. - Kiedyś ci to lepiej wyjaśnię. - postanowił. - I twoje szczęście, że dodałeś, że cię to cieszy. Jakby ci przeszkadzało, mogę zawsze przestać. - przypomniał. Przecież nie musiał go dotykać w żaden sposób, jeśli Izaya nie chciał. Może i byłoby po tym jakieś uczucie straty, ale i tak mógł się powstrzymywać. Jak zawsze zresztą.
- No wiesz~... - cmoknął zadowolony. - Mógłbyś robić dla mnie też inne przyjemne rzeczy, a ja chętnie bym się odwdzięczał, ale... tulenie też jest bardzo miłe~! Przestawanie nie wchodzi w grę~! Możesz tylko zwiększać intensywność~...
- Ty mnie nie kuś, bo jeszcze coś ci zrobię. - parsknął śmiechem. - Tak swoją drogą. Daleko jeszcze? - Spojrzał na przód, ale jedyne co zobaczył, to na razie sama droga przed nimi. Spory kawałek do tego miasta, długo już jechali...
- Jeszcze troszkę~! Akurat tyle czasu żebyś zdążył spełnić swoją prośbę i "coś" mi zrobić~! - Uśmiechnął się wymownie. Shizuo nadal starał się go tak podpuszczać, a przecież na wampira to nie działało.
- I wjedziemy tacy pobrudzeni do miasta. - przytaknął ironicznie. - Nadal jestem zdania, że powinieneś trochę bardziej się tym martwić, niż z tego cieszyć. - oznajmił, kręcąc głową z udawanym rozczarowaniem. - Wierzysz w moje możliwości bardziej, niż ja sam... - zamruczał.
- No przecież do czasu przyjazdu zdążysz mnie już wymęczyć~! - Uśmiechnął się okazując kiełki. - A wierzę w nie, bo dałeś mi już dwie małe pokazówki i jestem pewien, że będziesz świetny~!
- Wymęczyć pewnie bym zdążył, ale zdecydowanie nie wyczyścić. - Podniósł jakiegoś żuczka, który właśnie spadł na udo Izayi i zaczął mu się przyglądać. - Dwie pokazówki? Przypominam sobie jedną. - Zastanowił się. W pamięci z tego, co można by uznać za "pokazówkę" zostało mu tylko to, co się stało przy fortepianie...
- Były dwie~... Ale podoba mi się twój tok rozumowania~! - Puścił mu oczko i zaczął przyglądać się żuczkowi próbującemu uwolnić się i uciec od zagłady.
     Shizuo zaśmiał się głośno i odstawił żuczka na wóz, żeby mógł odejść.
- Wybacz, wybacz... Nie, to nie była propozycja. - parsknął raz jeszcze. Nawet by nie pomyślał o proponowaniu czegokolwiek w taki sposób. - Poza tym, to już chyba miasto, nie mamy na to czasu. - Wskazał bramy miasta za Izayą.
- Zawsze możemy pojechać naokoło... - wymądrzał się wesoło. - Ale skoro tak bardzo chcesz mi uniemożliwić nienormalne zachowanie to dobrze, możemy tam jechać prosto~... - Izaya miał świadomość, że w mieście będą musieli zachowywać dystans... a nawet zaraz przestaną się przytulać, ale póki co...
- Nie, po prostu zmienimy monotonię w jarmarczne kłótnie na kilka godzin. Chyba ci to nie przeszkadza? - Uniósł brew. - Przyczepiłeś się, jakbyś mnie wypuszczał na wojnę... - Nie wytrzymał i się zaśmiał.
- Bo tak jest! - Uparł się. - A co jak ci się tak spodoba że ze mną nie wrócisz? Pytałem się czy chcesz zamieszkać w mieście i powiedziałeś, że nie... Ale cały czas cię tam ciągnie... Nie chcesz żebym tam był ja? Nie szkodzi kupię ci domek, wszystko co chcesz ale... Shizuś, proszę~...
     Shizuo popatrzył na niego zdziwiony, po czym znów krótko się zaśmiał.
- Głupek. Po prostu cieszę się, że w końcu mogę coś zrobić i nie będę bezużyteczny, przecież już ci mówiłem. - Poklepał go lekko po głowie. Już go nie trzymał. - Tłum szybko mi się nudzi, życie w takich miejscach tym bardziej. Za to wykonywanie jakiejś roboty nie. Możesz mnie spokojnie puścić, wcale tam nie zostanę. - zapewnił.
- Obyś nie był kłamczuchem Shizu-chan~... - zastrzegł. - Chociaż może... Gdybyś nim był poszedłbyś do piekła i byśmy się spotkali~! - Ucieszył się i zeskoczył z wozu. Chwycił Stefana za lejce. - Dobrze, to gdzie chcemy najpierw iść~?
- Najpierw... Myślę, że najpierw najlepiej by było pójść po przedmioty, które są nam potrzebne, a dopiero potem po zwierzęta. Co o tym myślisz? - Nie przystanął, zaraz po zejściu z wozu szedł dalej. Zaraz mieli przekroczyć bramę miasta, minąć wartowników i znaleźć się w hałasie, który słychać było już tu...
- No to raczej oczywiste~! Pytam się czy najpierw do krawca... Choć może zbyt subtelnie jak dla ciebie~... - Pokręcił głową z rozbawieniem i ruszył za nim ze Stefanem. Przed bramą ktoś do nich machał. Izaya zauważając znajomą twarz wesoło odmachał. Chwilę później brama rozsunęła się i wpuściła przybyszów do środka, choć najpierw powinni ich sprawdzić, ale w końcu Izayę każdy znał.
- Tak, najpierw do krawca... - Zerknął za siebie. Chyba naprawdę wszędzie znali Izayę. Ile on musiał zrobić dla ludzi, w dodatku tylu, że pozwolili mu wejść nawet bez pytania...?
- Co tak się patrzysz~... Jakbyś przychodził tu od czasu do czasu przez dwieście lat też by cię zapamiętali~... - westchnął. - No to masz wybór, mamy trzech krawców... - Izaya stanął patrząc na trzy sklepiki obok siebie. - To co, który...? - Podrapał się po głowie.
- Rozumiem, rozumiem... - zapewnił. - To może... Którego najlepiej znasz? - Wzruszył ramionami. Jemu było obojętnie.
     Izaya zaśmiał się.
- A co liczysz na zniżkę~? Ale jeśli chcesz wiedzieć~... Ten po lewej~! - Pociągnął go do wskazanego zakładu.
- Nie, na to nigdy nie liczę. - parsknął i wszedł za nim do sklepiku.



czwartek, 20 sierpnia 2015

20 sierpnia - Dzień komara

Hej, hej~... 
Wiem, że prawdopodobnie nie oczekiwaliście dziś notki, a bardziej nastawialiście się na jutro i "Inny niż wszystkie" ale nastąpiła mała zmiana planu ^^""" kierowana tym jakże wakacyjnym dniem i problemem z komarami~....
Więc plany po prawej zostały ładnie zaktualizowane -> tam nowa rozpiska. 
A ja jeszcze tylko przypomnę o kliknięciu banerka i nakarmieniu psiaków i życzę wam miłego czytania.





- Pchło! Co żeś mi kurwa zrobił! - Zły jak wilk blondyn stał przed lustrem w apartamencie Orihary i wydzierał się na cały dom.
- No co? - jęknął zaspany Izaya, wchodząc do łazienki z kubkiem kawy.
      Z przymrużonymi, podpuchniętymi od snu oczyma, w okularkach, roztrzepanych włosach i puchowych fioletowych kapciach Izaya wyglądał naprawdę niecodziennie i być może Shizuo skomentowałby to jakoś, gdyby nie to jak wkurzony aktualnie był.
- Możesz mi powiedzieć co to jest? - warknął eksponując swoją szyję.
- Co? Obroży ci brakuje? - zapytał wrednie informator, jego pełen triumfu uśmiech popsuło jednak ziewnięcie.
-Nie... - Shizuo zatrzeszczał zębami ledwie nad sobą panując. - To czerwone, dokładnie pośrodku, tak żebym nie mógł tego zakryć...
     Izaya zamrugał kilkukrotnie i przysunął się bliżej oglądając wskazane miejsce. Dla pewności nawet dotknął je palcem i lekko nacisnął. Faktycznie, mały czerwony punkcik nie był tylko przywidzeniem.
- Komar cię ugryzł. - Spojrzał na niego poważnie i odsunął się od swojego kochanka.
- Jaki komar! Raczej wredna pijawka wczorajszej nocy postanowiła sobie zażartować! - Najeżył się jeszcze mocniej i złapał informatora za sweterek niepotrzebnie go rozciągając.
- Jestem pewien, że to komar. - odparł spokojnie Izaya. Za wcześnie było na takie kłótnie.
- Nie wierzę! 99% dziwnych rzeczy jakie mi się przydarzają to twoja wina! - warknął podnosząc pięść, drugą ręką wciąż przytrzymywał informatora za jego sweterek.
- Oi Shizuś~... - Izaya nic sobie nie robiąc ze złości swojego potworka napił się trochę kawy. - Czy nie mógłbyś uwierzyć w końcu w ten 1%? Nie mógłbyś co? - zapytał uśmiechając się wrednie. To przywoływało wspomnienia. Kiedyś Shizuo przeszedł całą dzielnicę i nawet przyszedł pod jego dom tylko by się o to wykłócać. - To komar. Uwierz mi. - powtórzył uparcie.
- To malinka i zrobiłeś ją specjalnie!
- To komar.
- Malinka.
- Komar.
- Grrrrr!!! - Shizuo spojrzał zły na informatora. Może to i było głupie, ale wiedział, że go nie przegada, za to w pojedynku spojrzeń nadal miał szansę!
     Cisza jaka w tym momencie nastała w łazience była niesamowita w porównaniu z żywiołową kłótnią tej dwójki. Jednak ta cisza nie była absolutna. Przerwało ją uporczywe, jednostajne, ciche i wkurzające brzęczenie.
     Obaj zainteresowani usłyszeli ten dźwięk, jednak zareagowali różnie.
     Shizuo, skamieniały, puścił w końcu sweter informatora, a na jego nosie usiadł komar. Izaya natomiast wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Zamknął oczy schylając się nieco i obejmując jedną ręką swój brzuch, przez co nie zareagował od razu na to co się dzieje. Czerwony na twarzy ex-barman podniósł kosz na pranie i założył go Izayi na głowę, po czym z prychnięciem zabrał jego kawę i ruszył do salonu. Końcówki uszu piekły go jeszcze dłuższą chwilę. Że też mógł pomyśleć, że ta pijawka chciała go oznaczyć.



sobota, 15 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 8 - Wkurzający Komar

Dobry~...
Ostatnio mam wrażenie, że od notki do notki mija dzień lub dwa, więc nawet nie wiem o czym opowiadać~... Nadal mamy upały, nadal czas szkolny zbliża się nieubłaganie, ponadto odliczam czas do trzech różnych wydarzeń, co go jeszcze przyspiesza~... Wakacje to czas odpoczywania w napięciu przed kolejnym rokiem szkolnym. Też tak czujecie~?
No dobrze, ale truję nie o tym~... Ostatnio beta Wampirka całkiem ładnie mi poszła, wiec możecie się spodziewać urozmaiceń w dodawaniu rozdziałów. Mam nadzieję, że reszta opowiadań też ruszy, bo na razie wszystko stoi. Opka stoją~... Powietrze stoi~... ...A patelnia mi stoi na gazie. Zapomniałabym!
Enjoy!

Hej hej~... jakąś godzinę temu spadł u mnie deszcz i jestem jak nowo narodzona <3 
Przy okazji dodawania notki zauważyłam pewną zabawną rzecz, mianowicie w dzień publikacji ostatniej notki na bloga było aż 829 osób! Niesamowite, nie? Czyli jednak wam się podoba ^^ martwiłam się, że może nie przez małą ilość wejść w samą notkę i komentarzy. Ale mnie podbudowaliście XD
Cóż... pamiętajcie żeby nakarmić psiaki klikając w banerek po prawej.
i Enjoy~!






- No masz. - przyznał. - Jestem twoim zwierzakiem... Po tym jak urosnę też będę~?
- Czemu akurat zwierzakiem...? - Popatrzył na niego z autentycznym zaciekawieniem. Mówił coś kiedyś o zwierzaku...? Owady to chyba nie zwierzaki? - Prędzej pasożytem, Izaya. Czy to komar, czy pijawka, wiecznie pozostaniesz tym samym krwiopijcą. Niekoniecznie tylko będę cię lubił. Nie wiem. - przyznał. Nie miał zielonego pojęcia, czy wtedy też będzie z nim tak rozmawiał, czy może jednak nie.
     Izaya w odpowiedzi poruszył skrzydełkami i ogonkiem. Czy dzięki temu Shizuo mógłby go zakwalifikować jako swojego zwierzaczka?
- Komary nie mają ogonków, pijawki skrzydeł... To wystarczy?
- A co ci tak spieszno do awansowania na zwierzę, jak jesteś owadem i nic tego nie zmieni? - Nie rozumiał go za bardzo. - Po co ci akurat ten tytuł...? - Bo w końcu był krwiopijcą i tego nie zmieni, tak samo jak tytułu. Mimo to był ciekaw.
- Bo wtedy mógłbym się chwalić w caaałym wampirzym świecie że jestem tylko i wyłącznie twój? - zapytał rozbawiony. - A tak naprawdę chcę żebyś mnie jeszcze pogłaskał, a zwierzak w przeciwieństwie do komara może się łasic... - przyznał.
- ...No właśnie coś tak wątpiłem w tę twoją wersję... - mruknął i ponownie zaczął go głaskać. Monotonne zajęcie, ale jeśli mu się podobało... To niech sobie ma... - A łasić się możesz i bez bycia zwierzakiem, tylko nie wiem po co... Starczy powiedzieć. - dodał odrobinę sennie.
- W takim razie nie przestawaj. - poprosił, przytrzymując łapkami jego palec na swojej głowie. - Nie przestawaj nawet jak się już zmienię... - dodał ciszej, pomrukując od czasu do czasu z przyjemności.
- ... - "Jakbym mógł coś obiecać..." westchnął w myślach, ale na głos nic nie powiedział. Potargał mu nieco włosy przez to, że go przytrzymywał, ale kto by się tam przejmował... Zamknął oczy, głaszcząc go już wolniej, spokojnie, sennie...
     Izaya naprawdę lubił ciepłe palce blondyna. Przez to przestawał czuć zimno, które dotychczas nie odstępowało go na krok. Taka to już dola wampira...
- Shizzy miałeś nie spać...
- Nic nie obiecywałem. - mruknął zmęczonym głosem. W końcu specjalnie wiele nie spał, do tego na zimnie... Czuł się trochę chory... - Jeszcze trochę pośpię, bo potem będą mnie budzić tuż po świcie...
- Wredota... - burknął Izaya. Przytrzymał sobie na głowie palce blondyna. Sam przeszedł kilka kroczków, aż do dekoltu koszuli egzorcysty i wsunął się pod nią szukając ciepła.
- Branoc... - Powiódł dłonią za Izayą i położył ją w miejscu, w którym brunet się schował, ogrzewając go niczym podgrzewana kołdra. Obrócił głowę i odetchnął, po czym zaczął zapadać w sen.
- Tylko się nie wierć... - zaznaczył Izaya, przytulając się mocniej do ręki. - A no i nie drap, bo nie przeżyję do rana... - mruknął, lekko rozbawiony tą wizją. - Słodkich snów kochanie. - dodał, gdy oddech blondyna stał się już miarowy i spokojny.
     Blondyn nie zwrócił już uwagi na więcej jego słów, odpływając. Spał spokojnie, sam nie pamiętał, co mu się śniło. Musiał otworzyć usta, bo miał całkiem zatkany nos. Kto by pomyślał, że będzie tak podatny na chorobę, jak zwykły człowiek... Gdy po jakichś dwóch godzinach zaczęło się dzwonienie i pukanie do drzwi ledwo otworzył oczy.
- Shizzy! Shizu! Shii-zzy! Szuu~u~!!! - Izaya szarpał blondyna za koszulkę. Mimo, że nie dawało to niczego, on nadal próbował. - Wyłącz ich! Wyłącz! Słyszysz! Nie dają poleżeć w spokoju! Tylko krzyczą!!! Shizzy a co jak wejdą i nas zobaczą~!!!
- Yyych... - warknął coś pod nosem. - Zamknij się! - warknął nie wiadomo na kogo. Zbudzili chorego potwora...
- Wyłaź! Mamy śniadanie!
- Zostawcie mnie w spokoju! Źle się czuję. - odezwał się nosowym głosem.
- Jak wolisz, miłego głodowania!
- Dobry brat by coś przyniósł... Tacy to bracia w zakonie. – prychnął i obrócił się na bok. - Kasuka by mi coś dobrego przyniósł i zarządził wzmożoną pracę w kuchni. - burknął, zamykając znów oczy.
     Izaya podrapał się po głowie, starając się przywyknąć do tego świata w którym się obudził. Było ciemno i głośno, wampiry nie śpią ale... On chyba nie jest już tak do końca wampirem. Potarł oczka niwelując mroczki. Nie spał... Po prostu leżał, tracąc poczucie czasu. W końcu kilka godzin to ledwie chwilka.
- Gdybym był duży, coś bym przyniósł... - Podrapał się po głowie. - Ne Shizuś, czego potrzebujesz?
- Cokolwiek... Chleba z serem albo coś takiego... - wyburczał z twarzą wtuloną w posłanie z siana. Nie miał wielkich wymagań odkąd tu żył... - Choć miską leguminy bym nie pogardził... - nieświadomie stwierdził na głos.
     Izaya kiwnął głową i poleciał. Jakoś przecisnął się przez szparę w drzwiach i rozpoczął poszukiwanie. Znalazł samotnego księdza i podleciał do niego. Spojrzał mu prosto w oczy hipnotyzując go. Schował się pod jego habitem i nakazał iść do stołówki. Później zabrać pełną tacę najlepszego jedzenia, leguminę o którą prosił blondyn i chusteczki, i dzbanek ciepłego mleka. Kierując duchownym wszedł do pokoju blondyna. - Tadaima~! - krzyknął rozradowany wampirek. Duchownemu kazał postawić tackę na stoliku.
     Gdy Shizuo otworzył oczy pierwsze co, definitywnie stwierdził, że śpi.
- Aha. - podsumował inteligentnie, patrząc na księdza wpatrzonego tępo w jego okno. Co więcej w rzeczy, które mu przyniósł. Położył z powrotem głowę na sianie. - Wiem. - Podniósł ją na powrót. – To halucynacja. - stwierdził odkrywczo i popatrzył na brata zakonnego. - Aha, to możesz już iść.
- Coooo? Wyganiasz mnie Shizzy? Jesteś okrutny! - siąknął nosem, udając smutek. - A ja ci ciepłe mleczko przyniosłem! - mruknął, obracając duchownego i karząc mu wyjść zapominając o wszystkim z dzisiejszego poranka. Sam natomiast sfrunął, lądując w pustej filiżance. - Głoooodddnnnnyyyy~... - jęknął żałośnie.
     Shizuo odwrócił znów głowę od łóżka i widząc Izayę odetchnął. Czyli jeszcze halucynacji nie miał... Zwlekł się z łóżka i zamknął drzwi na klucz, po czym podszedł do biurka. Siadł na stołku, zabierając się za szybkie pochłanianie pyszności, które przerwało głośne burczenie wampirzego brzuszka.
- Shizzy zlituj się, załatwiłem to dla ciebie... Potrzebuję pić. - jęknął. Czy Shizuo naprawdę nie zauważał, ile energii kosztowało go to wszystko?
- A nie płoblem, fe jeftem choły? - mruknął zza chleba. Wyciągnął do niego ramię, zsuwając z niego zaraz rękaw. - Masz, jak chcesz, należy ci się. - Podsunął mu rękę. Może mu ludzkie choroby niestraszne, to niech się napije... Za taką wyżerkę porządnie... - A w sumie czemu się tym mnichem nie opiłeś?
- Zapomniałem. - przyznał, choć tak naprawdę chciał się napić krwi blondyna, była o wiele smaczniejsza. - Nie... Chyba to nie problem... Jak w krwi będą wirusy ja to i tak zjadam... Nigdy nie słyszałem o chorym wampirze... Tym bardziej chorym od krwi...
- To dobra, to pij, pij... - wymruczał i sięgnął po leguminę. – Byle szybko, bo potrzebuję drugiej ręki, głupio się je jedną. - Złapał za leguminę i zaczął powoli jeść.
     Izaya złapał mocniej za blondyna, gdyby ten chciał mu się wyrwać. Co to to nie! Teraz pije do oporu. Musi jakoś zgromadzić nieco sił, a dla Shizuo to żaden ubytek krwi.
     Blondyn popatrzył na niego kątem oka, uśmiechając się lekko. Był już cięty mieczem, pochlastany przez durne pijawki, stosowano na nim terapię pijawkową, a ten go trzymał, jakby miał uciec...
- Czyżby to miał być mocny uchwyt? - spytał z rozbawieniem. – Nie wysilaj się... - W końcu podnosił już nie lada ciężary, a ten myślał, że w razie czego go nie strzepnie...
- Ahato o fomma ha nebebe ma fachał fa! - odpowiedział Izaya nadal pijąc. Miało to znaczyć coś w stylu "i tak nie puszczę, nawet jeśli będziesz mną szarpał" i przytrzymał się go mocniej.
- Ne łozu... Khm. Nie rozumiem, ale nieważne, jedz. - mruknął, wracając do swojej leguminy. Chwilę potem z radością przypatrzył się ciepłemu mleku i upił długi łyk, przez który kilka kropel spłynęło mu po brodzie. - Aaa, pycha! - niemal jęknął z radości. Wczoraj pił wino, a tak naprawdę wolał mleko...
     Izaya uśmiechnął się pijąc. Dość długo obserwował blondyna, by znać jego zachcianki i przyzwyczajenia, mimo to cieszył się bardzo, że Shizuo smakuje śniadanie.
     Teraz już w świetnym nastroju, mimo choroby, Shizuo otarł białe krople z brody i kącików ust, spoglądając nawet życzliwie na Izayę. No w końcu gdyby nie on jeszcze by teraz go wołali do pracy bez jedzenia... A tak był wręcz pełny... A uwielbiał tak dobrze się najeść.
     Izaya napotykając życzliwe spojrzenie blondyna przerwał picie i puścił jego rękę. Otarł szybko brodę i uśmiechnął się do niego pokazując czyste ząbki. Podszedł i przytulił się do koszuli blondyna.
- No, tak to możesz częściej... - Złapał go i zaniósł na swoje posłanie. Tam ułożył się wygodnie, a jego na swoim brzuchu. Przyjemnie... Teraz było naprawdę przyjemnie... Mógł dalej iść spać.
- Przytulam się cały czas~... Jak mógłbym częściej? - zdziwił się, ale jeśli Shizuo poda mu sposób to z chęcią to zrobi. - A pić mi częściej nie dajesz... Zresztą nie wydaje mi się żeby to było dla ciebie przyjemne...
- Nie... Tak z jedzeniem... Tak jest dobrze. - mruknął i z wymalowanym na twarzy błogim zadowoleniem zamknął oczy. - Tak możesz częściej... A co do picia to pij sobie, póki jesteś mały, to jak ukąszenia komara.
- Mogę ci przynosić, jeśli będziesz mnie karmił... I jeśli to nie problem by jeden mnich miał zaniki pamięci... albo problemy z nią. - mruknął. Taki efekt uboczny kontroli umysłu.
- Nie no... Nie będę komuś niszczył życia tylko z powodu jedzenia... A żywić cię muszę chyba tak czy inaczej, skoro masz urosnąć. Dużo ci jeszcze brak sił? - mruknął, zaczynając już odruchowo go głaskać, tym razem także po pleckach.
- Nie wiem Shizzy... Nie mam żadnego wampiro-licznika nasycenia w ciele... Nie wiem nawet po jakim czasie nie jedzenia stałbym się małą wersją. Po prostu musimy czekać. - westchnął, wtulając się w blondyna.
- Szkoda... - Ziewnął, zakrywając usta dłonią. Nawet nikt na razie nie pukał do drzwi... Dobrze, bo nie wiedział jeszcze, gdzie ukryje te całe naczynia. Patrząc na to, że należało mu się łóżko i cała reszta za bycie egzorcystą i każdy się go trochę bał, to w sumie nie powinien ich nawet chować... Ale na razie się nie wyłamywał, prócz wagarowania od zwyczajnej pracy. Po co...
- A co chciałbyś już puścić w obroty dużego mnie? Nie ładnie to tak wykorzystywać gości~... - mruknął posuwając się lekko w górę. A nóż Shizuo pogłaszcze go po tyłku i będzie miał powód do kolejnego żartu z niego?
- Chciałbyś... Ale tak dobrze to nie ma... Pogłaskał go od głowy po kość ogonową, bo mniej nie obejmował palcami. Zresztą nawet nie poczuł różnicy... Po prostu go głaskał, nie? - Robienie tego ze mną to taki zaszczyt, że nikt go nie dostąpi, jeśli takie wyjaśnienie ci pasuje...
- Zapamiętam to sobie. - Oblizał się chciwie. Cóż, nie obiecał, że się do tego zastosuje... I przyjmie to bez żadnego ale. - Shizzy a możesz mnie tam podrapać? - jęknął.
- Mhmm... A tam to gdzie? - mruknął, nawet nie patrząc. Nadal miał zamknięte oczy... Co za przyjemny poranek... Aż zapolowałby na wampira... Tylko o dziwo Izaya się teraz pod pojęcie wampira nie zaliczał. No i nic złego nie robił, a nawet dobre rzeczy... Raczej na takiego złego wampira by zapolował...
- Za uszami i na tyłku. - mruknął, nadstawiając się. Shizuo powinien częściej go rozpieszczać... W sumie powinien nigdy nie przestawać tego robić, skoro tak im obu było dobrze.
- Na tyłku to sam się podrap... Jeszcze ci go przypadkiem uszkodzę. - prychnął i wsunął palec między jego uszy, drapiąc go lekko za jednym i potem za drugim. Oczywiście lekko jak na niego, więc dla Izayi musiało być wystarczająco...
     Izaya nie mogąc się powstrzymać leżał plackiem i mruczał coraz głośniej.
- Nie po tyłku, na ogonku... - zdołał jeszcze powiedzieć.
- A no chyba... - Zsunął dłoń na jego ogonek. - Tutaj? - wymruczał, próbując go tam podrapać odpowiednio. Miał śmiesznie mały ogonek... Jak taki frędzelek od dywanu...
- Taaak~! TAM~!!! - jęknął wyginając się w łuk. Nic nie mógł poradzić, że uwielbiał być tam głaskany. - Na przyszłość... - wysapał między jęknięciami. - Wiesz co masz mi robić - jęknął przeciągle - żebym ja zrobił ci wszystko...
- Nie obiecuj takich rzeczy w takiej formie... I nie jęcz tak, dobra...? - mruknął, drapiąc go dalej tak, jak chciał. Aż będzie miał dość... No chyba, że prędzej sam nie wytrzyma i go z siebie zwali zakopując się w słomie, ale to tylko jak będzie jęczał...
      Izaya popatrzył na niego roziskrzonymi oczkami dopiero po chwili jakby składając słowa blondyna w całość. Delikatnie kiwnął główką. Zacisnął łapki w piąstki na koszuli blondyna starając się powstrzymać, a gdy to nie pomogło wgryzł się w nią też zębami.
     Czując jak jego koszulka jest szarpana przez małego bruneta Heiwajima uśmiechnął się lekko i zostawił jego ogonek w spokoju.
- Co za dużo to nie zdrowo. - stwierdził, uprzedzając pytania, czemu przestał i na powrót zamknął oczy.
- Co? - Izaya jęknął niepocieszony, puszczając koszulę. Podszedł do spokojnie leżącej dłoni blondyna i zaczął nią szarpać. - Może jeszcze troszkę co~... No... Chociaż sam ogonek... - Prosił raz to ciągnąc raz to głaskając dłoń.
     Blondyn mimowolnie uniósł kąciki ust, poza tym na razie nie dając znaku, że nie śpi. Dopiero kiedy napastowanie jego dłoni przestało być tak bardzo znośne otworzył usta.
- Nie no... Za dobrze ci ze mną jak będę tak robił...
- Ale ja chcę żeby mi było dobrze... - poskarżył się, chwytając blondyna za palec wskazujący i zaczynając przesuwać ustami po jego długości cały czas patrząc na blondyna proszącym wzrokiem. Ogonek owinął się wokoło kciuka.
     Blondyn zerknął na niego kątem oka bez wyraźnych emocji i westchnął cicho.
- No już puść. - odezwał się wreszcie z rezygnacją. - Niech ci będzie, podrapię cię po tym ogonie... Tylko skończ...
     Brunet uradowany zaklaskał w dłonie i usiadł na dłoni blondyna. Jego ogonek zafalował wesoło.
- Cze~kam~!
     Zsunął go znów na swoją bluzkę, przesuwając palce na jego ogonek i zaczynając go tam drapać. Jedyne co to pocieszał się myślą, że jak już wstanie, znów popije mleka. Jeszcze powinno być tak samo ciepłe... Przyjemnie ciepłe...
     Ogonek figlarnie raz to uciekał raz to przysuwał się do pieszczących go palców, a sam brunet otumaniony przyjemnością leżał plackiem na blondynie pomrukując od czasu do czasu.
- Uważaj na paznokcie, bo mi futerko wyrwiesz...
- Nie zamierzam... - mruknął. Całkiem zabawnie grzał kawałek jego odkrytego torsu. Shizuo sięgnął po koc i przykrył ich obu, wracając zaraz do już bardziej głaskania niż drapania jego ogonka.
     Izaya jęknął niekontrolowanie z przyjemności. Chętnie wtulił się w ciepły tors i z pomrukiem zadowolenia przyjął kocyk. Układał się i wyginał żeby tylko ciepła ręka blondyna bardziej go głaskała.
- Shizzy... - sapnął. - A możesz jeszcze... między skrzydełkami?
- Chyba to lepsze, niż żebyś miał się tak dalej wyginać biodrami... - mruknął i przeniósł palce na jego plecy, przesuwając palcami między jego skrzydełkami. Śmieszne, skórzane... wypierdki. Parsknął cichym śmiechem, aż całe jego ciało zadrżało. Zwykle okazałe skórzane skrzydła, teraz... Stan jak widać...
- Haa!!! Z czego się tak śmiejesz Shizzy? O czym niby sobie pomyślałeś co? - mruknął udając rozdrażnionego. - To, że kręcę dobrze biodrami to atut... Przynajmniej wiesz, że są sprawne i mogą zrobić sporo całkiem fajnych rzeczy~...
- Tak, tak, a ja jeszcze więcej nie bojąc się, że cię połamię, tak? - mruknął, nadal rozbawiony. - Nie bądź taki tyłkocentryczny, myślałem o czymś innym... - Podrapał lekko brzeg między jego skrzydełkiem a plecami.
- O! Tam tam~!!! - Nadstawił się zapominając na chwile o całej rozmowie. - Hę? ...O czym mówiliśmy Shizuś? O jak mi dooo~brze~! - westchnął z lubością, delikatnie i mimowolnie zaczynając machać nogą, jakby był psem. - O czym myślałeś jak nie o moim seksownym tyle?
- O tych malutkich skrzydełkach. - mruknął i dalej tam drapał, zaraz to samo robiąc koło drugiego skrzydła. No fetyszu skrzydełek nie miał na pewno, nawet ich nie lubił... Jak Izaya był duży przynajmniej.
- Ładne są prawda?- Uśmiechnął się machając nimi delikatnie - Też je bardzo lubię~... Co prawda fajniej w nich wyglądam gdy jestem normalnych rozmiarów, ale tak też jest nieźle~! Dodają mi troszkę tajemniczości i charyzmy, ne Shizzy, też tak uważasz~?
- Nie... Moje zdanie jest trochę inne. - odparł jedynie naginając prawdę. No bo nie trochę, a diametralnie inne. Ale po co mu burzyć radość... Że te skrzydła są śmieszne, a duże wkurwiające i najbardziej przypominają demona...
- Hę~? - zdziwił się, lekko nimi ruszając. - Ale uważasz, że są fajne, nie? - dopytywał się, przewracając na plecy. - Teraz po brzuchu~... - poprosił, wesoło się przy tym śmiejąc. Złapał palec blondyna i pociągnął lekko za opuszek.
- Te tak... - Znów nagiął prawdę, by nie niszczyć mu radości. Bo po co mieliby znów się kłócić... Póki nie czytał mu w myślach było ok. Ba, było całkiem dobrze... Dał się pociągnąć jego łapkom i zaczął głaskać jego brzuszek.
     Izaya zamruczał nadstawiając brzuszek i uśmiechając się uroczo.
- Uwielbiam jak to robisz~... - wymruczał. Chciałby się jakoś odwdzięczyć, ale niestety w tym momencie jego małe futerkowe sumienie było zbyt rozproszone przez blondyna. - Myślałeś o zostaniu wampirzym drapaczem? Albo masażystą~... Chociaż nie~... bo wtedy nie miałbym cię tylko dla siebie.
- Nie ma takiej szansy, i tak bym nie skorzystał... - mruknął kręcąc głową, jednak nie przestał głaskać jego brzuszka. Śmieszny w dotyku... Taka malutka klatka i miękkie ciałko. Nigdy tak sobie nie wyobrażał wampira, nawet Izayi...
- Powiedziałbym teraz coś zboczonego, ale wtedy przestaniesz mnie drapać. - westchnął z lubością oddając się przyjemności. W pewnym momencie podkurczył jedną nogę i zaczął nią kręcić jak pies. Nie mógł się powstrzymać. Było mu za dobrze.- W życiu nikt mnie tak nie drapał~... Jak dobrze!
- Coś zboczonego? Co w tej sytuacji można powiedzieć zboczonego...? - Albo jego wyobraźnia nie działała, albo Izaya miał jakieś naprawdę dziwne skojarzenia... - Tak cię na pewno nikt nie drapał, o ile nie byłeś wcześniej w takiej formie... - dodał, przenosząc palec tak, by przy okazji głaskać go pod brodą. Aż prawie się zaśmiał...
     Izaya prawie rozpuścił się pod wpływem przyjemności. Miał wrażenie, że zaraz zmieni się w plamę, plamę która jedynie będzie chcieć, by głaskano ją mocniej, częściej i więcej. Shizuo poraz pierwszy wywoływał w mim takie emocje, wcześniej po prostu lubił go denerwować i wkurzać, czasem urozmaicając to zażenowaniem.
- Naprawdę sporo. - zdołał wymruczeć. - Że masz cudowne palce i potrafisz zdziałać nimi cuda, że nigdy jeszcze mnie tak nikt nie pieścił i że mógłbyś zjechać nieco niżej tymi słodkimi paluszkami a kwiczałbym z radości... Tak, jestem pewien, że chciałem powiedzieć ci to ostatnie. - stwierdził nagle bardzo skuszony tą wizją. - A no i że powinieneś się cieszyć, że ta mała forma nie ma brodawek bo sutki by mi już od dawna stały. - dodał uśmiechając się najwredniej jak tylko mógł w tej chwili... Co wyszło blado na tle jego wszystkich uśmieszków. - Ale nie przestawaj! - poprosił, mając na myśli głaskanie.
- Bardzo ciekawe. - sarknął i złośliwie przejechał palcem po całym jego ciałku, a potem znów wrócił do gładzenia go pod szyją. Do tej pory nie miał okazji być dla niego na tyle złośliwym, by go zdenerwować i samemu się śmiać, dopiero w tej formie Izayi nadarzały mu się takie okazje... Czemu by ich czasem nie wykorzystać? Chociaż wizje, które mu podłożył były naprawdę złośliwe, to aż miał ochotę je sprawdzić, żeby zobaczyć, z jakim szokiem by zareagował.
     Izaya zatrząsł się z przyjemności i westchnął przeciągle. Shizuo ustawiał go jak chciał... I będzie ustawiał nadal, od kiedy poznał mały wampirzy sekrecik. Mimo to w obecnej chwili Izaya martwił się trochę tym co może się wydarzyć gdy Shizuo znów przejedzie ręką po jego całym ciele. A konkretniej martwił się tym, że w małych wampirzych spodenkach powstanie mały typowo ludzki problem... Albo nawet wytryśnie i blondyn będzie musiał to prać! A wtedy to już na pewno go więcej nie będzie głaskał!
     Blondyn pogłaskał go jeszcze po głowie i zostawił w spokoju. No teraz to już zdecydowanie starczyło mu przyjemności, bo jeszcze rozpuści malucha...
- No, starczy, starczy... Nie za dobrze ci? - spytał, rozbawiony, widząc rozmarzoną minkę Izayi.
     Izaya rozejrzał się, lekko zdezorientowany. Czemu to przyjemne się skończyło? Pozbierał się szybko i podszedł do blondyna na czworakach zaraz zaczynając się ocierać o jego rękę. Właził pod nią i tulił do niej głowę.
- Dobrze, ale nie ZA dobrze... - mruknął, nadal nie zaprzestając starań.
- A co, mam ci zrobić ZA dobrze? - mruknął i uniósł sugestywnie brew. No chyba lepiej nie i chyba lepiej, jakby sobie tego nawet nie wyobrażał... Bo to nierealne... Przygwoździł go dłonią do swojego torsu. - No już się tak nie łaś, to nic nie da...
     Izaya na początku jęknął niezadowolony, ale zaraz począł się wtulać w ciepłe ciało smyrając po nim łapkami i policzkiem.
- Tak też jest nieźle... - mruknął jakby przekonując samego siebie. - Chciałbym żebyś mi jeszcze kiedyś zrobił dobrze... - przyznał. To było naprawdę przyjemne jakkolwiek by na to nie patrzeć.
- Jeszcze kiedyś zrobił dobrze? - powtórzył. - Nie robiłem ci dobrze, tylko cię głaskałem... I to bo byłeś grzeczny, nie zapominaj... Jasne? - burknął. Złapał go i wstał, drugą ręką chwytając za dzbanek i pijąc wciąż ciepłe, przepyszne mleko. Uzależniające...
- To znaczy, że teraz mnie nie głaszczesz bo zrobiłem się niegrzeczny? To powiedz... Co robiłem będąc grzecznym... Mogę to znowu zrobić, ile chcesz. - zapewniał. - Ale pogłaskaj jeszcze...
- No nie byłeś... Mmm... - Ponownie upił łyk mleka i oblizał usta ze smakowitej cieczy. - Co ja mówiłem...? Aha. Nie byłeś, ale przecież nie będę cię głaskał cały czas, jeszcze ci spowszednieje i co wtedy...? Chwila przerwy. - mruknął i kucnął przy jednej z szafek. Coś ciekawego by się przydało, żeby sobie dzień zapełnić...
- Nie spowszednieje.  - obiecał, nadal przyklejony do torsu blondyna. - Pierwszy raz mnie ktoś tak głaskał... Nie chcę żeby ostatni! - jęknął żałośnie. Pierwszy raz od dawna nie udawał, niczego, a po prostu mówił. I to prawdę! Miał nadzieję, że blondyn to doceni.
- Nie ostatni, nie ostatni... Mówię przerwa a nie koniec, jeszcze kiedyś cię pogłaszczę, więc już cicho... Chyba, że chcesz naprawdę niemiłych zagrań z mojej strony, to powodzenia, próbuj dalej...
- Yatta! Shizzy mnie jeszcze pogłaska! - Uradowany wtulił się w niego mocniej. - Ne, a jakie byłby te "niemiłe zagrania"? I czy twoja obietnica "jeszcze pogłaskam" obowiązuje też jak będę duży? Bo mam takie jedno miejsce między skrzydłami...
- Nie. - odparł od razu i w końcu wyciągnął karty, przenosząc się z nimi na posłanie. Smarknął i otworzył lekko usta, oddychając przez nie. - Jak będziesz duży to mnie nie obowiązuje... Obowiązuje póki jesteś mały. A co do tego, co to by były za zagrywki, to byłyby po prostu niemiłe... Dlatego nie narażaj się na nie na razie, o. - Posadził go obok siebie na słomie i zakrył plecy kocem, tasując karty.
     Izaya pacnął się łapką w łepek i pokręcił nim chwilkę, po czym pomachał skrzydełkami i podleciał do śniadania przyniesionego przez mnicha. Zabrał chusteczki które wcześniej kazał tu położyć i przyniósł dwie blondynowi.
- Teraz powiedz mi, jakie niemiłe rzeczy... - mruknął uśmiechając się i podając mu chusteczkę.

wtorek, 11 sierpnia 2015

#4 Na psa urok i kocią łapę - Kłopoty z jedzeniem

Hej hej~.... Inaba napisała pod ostatnim rozdziałem w komentarzu, że Shizuo i Izaya wcale się nie zmienili w zwierzęta a zwyczajnie nimi są i cóż... wspominając kilka innych komentarzy, które jasno mówiły, że czekacie na to aż dowiecie się co ich zmieniło... muszę was rozczarować. Inaba ma całkowitą rację. 
Btw. Inaba czy do twojego nicku mam dodawać zwrot grzecznościowy, bo Inaba-san jakoś dziwnie mi brzmi ^^""" a Inaba-chan też jakoś tak nie najlepiej, więc jak wolisz?
A no i nie zapomnijcie nakarmić psiaków. 
Enjoy~....

Komban... Hm. Nie, to nie to. Dobra noc. X33
A dla wszystkich którzy nie śpią krótko, bo tylko miłego czytania~... Jestem tak zmęczona dzisiejszymi upałami, że nie wiem, o czym się rozpisywać. Życzę wam przetrwania w tym trudnym czasie~... A i jeszcze jedno~! Wiecie co, widziałam taką genialną akcję w swoim mieście~... Jak możecie to zostawcie gdzieś koło swojego bloku/kamienicy/domu/ulicy jakąś plastikową miseczkę z wodą dla zwierzaków, co~? Polecam dopisać na jakiejś kartce obok, że to woda dla zwierząt, bo kiedyś jak tak zrobiłam ktoś moją miseczkę "sprzątnął".
Nie uważacie, że to miła akcja~? :3
No dobrze już~~ Tematycznie dalej o zwierzakach. x3
Enjoy~!



     Shizuo już od kilku minut obszczekiwał Shinrę. "Nie. To. Rozumiesz?! Ludzkie... No daj mi coś normalnego do jedzenia!!!" warczał, szczekał, podsuwał miskę, ale ten najwidoczniej zakłopotany jeszcze nie odgadł, co mu nie pasuje. Pies zawarczał w końcu i podszedł do miski Izayi, pokazując jego jedzenie łbem z pewnej odległości, potem na swoje jedzenie. O ile dało się to jedzeniem nazwać, bo psie żarcie to nie wyglądało ani nie pachniało jak coś wyjątkowo zachęcającego...
     W końcu Celty, przysłuchująca mu się pół minuty podstawiła okularnikowi wiadomość pod nos.
- Jedzenie? - Ten popatrzył na Shizuo, poprawiając okulary. - Ale jesteś psem... - Na kolejne wkurzone szczeknięcie pokręcił rękami. - Dobra, dobra! - zawołał i skierował się do kuchni. Przecież nie da mu jedzenia zrobionego przez jego Celty, sam coś upichci...
     Izayę obudziło jednostajne ujadanie "jedzenie, jedzenie, ludzkie, żarcie, dawaj" nie dawało się tego wytrzymać. Zły, niewyspany kot miauknął cierpiętniczo i pomruczał jeszcze chwilę próbując się obudzić. Ziewnął i przeciągnął się zaraz po tym idąc do kuchni zobaczyć co to za awantura. Widząc Shizuo wskazującego na jego miskę podszedł do niej i obwąchał zawartość. No, litościwie mógł się z nim podzielić. Wziął w pyszczek parówkę-ośmiorniczkę i podszedł do Goldena. Usiadł przed nim, nadal z mięskiem w pyszczku, i pokiwał blondynowi łapą, żeby zrobił to samo. "Siad!" warknął i w tym momencie Shizuo jak na komendę usiadł. Kot dumny z tego położył na ziemi parówkę i poturlał ją nosem do Shizuo. Gdy wielki psi łeb począł obwąchiwać prezent kot wstał i podszedł do niego. Popacał go 3 razy czarną łapką w głowę i odszedł, ziewając. Chciał jeszcze dogonić tamtą drzemkę o oceanie ootoro.
     Gdy Shizuo skończył nieufne obwąchiwanie parówki fuknął na Shinrę i zjadł mięsko, którym podzielił się Izaya. Też coś, czemu on dostał świństwo z puszki, a Izaya dostawał same smakołyki...? Co za głupi stereotyp, że psy zjedzą wszystko...? Popatrzył za Izayą, po czym podszedł do jego miski, powąchał chwilkę i zabrał jeszcze jedną parówkę i trochę ryżu. Smaczne było... Burknął coś, szczeknął zadowolony z przystawki, a ostrzegająco dla Shinry i mrucząc coś poszedł na kanapę obok Celty, żeby poleżeć w cieple. I może też żeby zaczęła go odruchowo głaskać, bo wtedy Shinra się spieszył... Zazdrość to świetna karta przetargowa.
     Izaya miauknął głośno jakby ktoś mu właśnie nadepnął na ogon. Jednak Shizuo usłyszał, że ów kwik był w istocie krzykiem "Przymknij się głupi psie", a mruczenie chwilę później mówiło "Chcę spaaaa~..." dalsza część utonęła wraz z Izayą na poduszce.
     Shizuo uniósł łeb, który był właśnie głaskany, żeby popatrzyć na Izayę. Teoretycznie mógłby go strącić z tej poduszki na podłogę... Ale skoro podzielił się jedzeniem... Dał sobie spokój i z cichym pomrukiem położył znów łeb na łapach, dając się głaskać.
     Izaya lekko niezadowolony, że głaskająca go ręka w czarnym kombinezonie zdradziła go dla takiego pchlarza sennie przesunął się na kolana Celty i wtulił w jej nogę pomrukując. Natychmiast dostał drugą rękę która zaczęła go drapać za uchem. Zadowolony zamruczał i nadstawił się, by Dullahan miała do niego większy dostęp. To ucho było niedopieszczone!
     Po paru chwilach Shinra wyszedł z kuchni nieco zmęczony i wszedł do salonu. Widząc, jak jego ukochana zajmuje się Shizuo i Izayą zamiast zwrócić na niego uwagę od razu dopadł do niej i objął jej ramiona zza kanapy.
- Celtyyyy! - jęknął. - To nie fair, że zostałem zdradzony dla tej dwójki... A mnie pogłaskać...? Oi, Shizuo. - dodał normalniejszym tonem. - W kuchni macie jedzenie, jak ty nie zjesz Izaya może zje za ciebie...
     Słysząc to Golden zerwał się z kanapy i popędził na swoją wyżerkę. Shinra korzystając z tego, że Celty popatrzyła za psem zepchnął chamsko Izayę z jej kolan i sam położył na nich głowę. Izaya wylądował na czterech łapach i prychnął tylko. "Poczekaj, a zrobię wycinanki z wszystkiego co ci drogie!" zagroził pokazują pazurki. "A może Shizuo nasika ci do butów, a ja podrę kitel?" zastanowił się, uśmiechając szatańsko i pokazując przy tym kiełki. "Zapytam Shizu-nyan!" postanowił i wesoło popędził do kuchni.
     Psiak za ten czas wcinał jedzenie, aż mu się uszy trzęsły. Mięsko... I nawet jajka... Wszystko takie pyszne... I z ryżem... Dawno nie czuł się tak głodny. A co najważniejsze dostał lepsze jedzenie, niż miał Izaya, mimo wszystko... Przymknął oczy z zadowolenia, wylizując żółtko. Izaya poszedł do kuchni. Zauważył apetyt Shizuo i to jak mlaszcze.
     "Co mu niby ten Shinra dał?" pomyślał jak gdyby nigdy nic przechodząc obok psa. Będąc pewnym, że blondyn już go nie widzi szybko odwrócił się i przeszedł mu między przednią a tylną łapą. Wcisnął swój łeb pod pysk Shizuo i przez chwilę oglądał co to takiego. Wypatrzył gdzieś po boku rybkę! I jak na kota przystało szybko chwycił ją w zęby i w długą!
     Shizuo popatrzył za nim, burknął coś w stylu "Mogłeś poprosić!", po czym rozdarty spojrzał na swoje jedzenie. Nie, nie będzie go gonił... Ma lepsze smakołyki...
     Z tą myślą wrócił do jedzenia. Trzeba będzie częściej wykorzystywać Celty, żeby Shinra mu tak gotował...


sobota, 8 sierpnia 2015

#3 Na psa urok i kocią łapę - Bałagan

Hejo hejo~
Czy tylko ja w wakacje zaczynam cierpieć na bezsenność, czy ktoś mnie pocieszy i powie, że też tak ma~? x3"" To naprawdę denerwujące, kiedy się wstaje o 14~! Mój sen płata mi figla i chce żebym przespała życie. >3<
A tak poza dziwacznym gadaniem o swoim życiu~! Ta-dam, oto nowa część puchatego opowiadanka~... No dobrze, ono nie jest puchate, puchate to u nas są komarki i wampirki (Co za przemieszanie, co za wprowadzanie w błąd~! x3) ale coś w sumie w tym jest~...
Ekhem, za bardzo przynudzam co~? No to ja jeszcze tylko tyle, że cieszę się, że to opowiadanko wywołuje w was tyle pozytywnych emocji! >w<
Enjoy~!

Hejo~...
Ja też się cieszę, że wam się nasze urocze zwierzaki podobają :3 Cóż~~ nie mam za bardzo co mówić bo upał odbiera mi wszelkie siły do życia. Pamiętajcie o nakarmieniu psiaków klikając w stosowny banerek.
Enjoy~!

     Izaya w obecnej chwili przerażony zwisał, zaczepiony pazurami o firankę. Autentycznie bał się kundla który w amoku szczekał ledwie metr niżej. Cóż, tym razem Izaya przesadził i dobrze wiedział, że przesadza gdy strącał encyklopedie medyczne Shinry na ogon śpiącego Shizuo. Ale co zrobić... Doktorek wyszedł ze swoją ukochaną a Izaya... nudził się!
   Shizuo szczekał, warczał, a nawet skakał. Niewiele to dawało dla jego zemsty, ale przynajmniej Izaya się stresował. Chociaż tyle.
     Jak to mówią, jak jesteś wkurzony, wyżyj się na poduszce. W tym wypadku Shizuo wkurzony podskoczył do kanapy, złapał za pierwszą z poduszek i warcząc zaczął się potrząsać w zębach, tym samym ją rozrywając.
- Ty będziesz następny! - wyraźnie mówił przekaz.
     Izaya odetchnął z ulgą, widząc, że to nie on a poduszka jest atakowana i w tym samym momencie... puściły zasłony. Przerażony kot zjechał, rozcinając przy tym materiał na cienkie paski. Miauknął przerażony gdy wylądował tyłkiem na ziemi i czym prędzej uciekł zwalając przy tym doniczkę.
     Golden z warknięciem rzucił się w pogoń za Izayą. Chapsnął nawet roślinkę, ale kota nie dorwał. Zatrzymał się, by oderwać liść z rośliny i tym samym sposobem wyciągnął ją częściowo z ziemi, wysypując czarne grudki na podłogę. Fuknął, otrząsnął się i rozejrzał za Izayą.
- O Shizu-chan chce mi rzucić kwiatka? Jak uroczo~... - aadrwiła kicia, wyglądając zza zdjęcia Celty. - Chociaż wolałbym takie w papierku a nie obślinione. - Wzdrygnął się. - Ale muszę przyznać, ładnie wyglądasz z kwiatkami w pysku, jeszcze ci tej muszki klauna-kelnera brakuje~... - dodał, spacerując sobie z gracją po półce.
- Izayaaaa! - zawył pies-Shizuo i rozejrzał się, idąc za swoim ogonem. W końcu podskoczył do stołu, złapał z tamtąd jakoś wazon i pokręcił się odrobinę, po czym udało mu się rzucić. Niestety, ściana. Pobiegł po gąbkę z łazienki, płyn, nic. W końcu zdenerwowany warknął i złapał za miotłę, starając się tak poruszać głową, żeby dosięgnąć kota.
     Izaya biegł jak najszybciej potrafił, słysząc, jak miotła tuż za nim strąca kolejne książki, zdjęcia i bibeloty. Miauknął głośno, gdy uderzyła go w tyłek i gdy przeturlał się po podłodze.
- Shizu~... Gwiazdki widzę~! - zachichotał, starając się złapać je kocimi łapkami.
- Serio? - zawarczał i podszedł, zostawiając miotłę na pastwę losu.
     Szturchnął Izayę nosem, widząc, jak ten macha łapkami w powietrzu.
- Mendo, wracaj do normy, jeszcze z tobą nie skończyłem... - wymruczał koło jego ucha, próbując przewrócić go na bok, a potem na łapy, żeby znów uciekał. Bezbronnego bić nie będzie.
     Izaya skamieniał, widząc przed sobą ogromną mordę blondyna, która na niego sapała.
- Umyj kły, woda z klozetu ci nie służy! - mruknął, machając w powietrzu łapką. - Lepsze niż sole trzeźwiące! - zapewnił i korzystając z chwili rozproszenia psiaka drapnął powietrze tuż obok jego ucha i z piskiem uciekł pod kanapę.
- Wracaj, mendo! - szczeknął głośno i pobiegł za nim, próbując złapać chociaż jego ogon. Nie do końca się udało. Szkoda. Wrzuciłby go do tego klozetu... Zawarczał, zaraz biegnąc znów po miotłę i starając się nią przesuwać pod kanapą, przynajmniej kijem. Niestety na tyle to nie szło, że zbyt się skupił na kiju...
     Izaya uczepił się pazurami kanapy od spodu i dzięki temu kilka razy uniknął miotły. Uznał, że losu lepiej nie kusić i w taki sposób, do góry nogami, ruszył w stronę oparcia, a potem po nim na czubek kanapy. Shizuo był dziwnie spokojny, choć powarkiwania i ciamkanie nie wróżyły niczego dziwnego. Kot siedząc na szczycie mebla odważył się jednak spojrzeć co się dzieje i... zobaczył Shizuo obgryzającego kijek. Trzymał go w łapach jak każdy pies i wyrywał kolejne części drewnianej rączki.
     Izaya nie mogąc się powstrzymać od śmiechu zjechał z kanapy, a gdy tylko zauważył jak blisko psa się znalazł znów się na nią wdrapał, przy okazji robiąc dziury w pięknej nowej tapicerce Shinry.
     Shizuo oderwał się dosłownie na chwilę od kija, przypominając sobie, co miał robić. Pacnął kij łapą i warknął na niego jakby mówił "zostań", choć naprawdę nic takiego nie powiedział. Rozejrzał się dookoła, a widząc Izayę wskoczył na kanapę, brudząc ją resztką ziemi, jaką miał na łapach. Że kot zwiał na biurko, tam też wpadł, robiąc totalny chaos. Cóż. Za kubek od Celty pewnie mu się dostanie... Aczkolwiek nie zauważył nawet co to za kubek, bo biegł już dalej, po drodze wywalając kosz.
     Izaya na początku zwinnie omijał wszystkie przedmioty licząc, że blondyn będzie w tym wolniejszy od niego. Jednak gdy zauważył, że Shizuo wcale się nie męczy a po prostu rozwala wszystko na swojej drodze postanowił to wykorzystać. Podbiegł pod ogromny stos wyników i badań jakie miał przeanalizować Shinra i poczekał chwilę, aż rozpędzony kundel w nie wleci samemu bezpiecznie umykając w ostatniej chwili. Wspiął się po jakimś swetrze (który Celty zrobiła dla Shinry) na szafę i liczył, że tam to wszystko przeczeka... a może podejrzy rodzącą się miłość Shizuo i kijka? "Najpierw znaki i automaty teraz poduszki i kije od mioteł" - Prychnął i pokręcił z rezygnacją łepkiem.
- Chodź tu, żebym mógł cię ukarać! - warknął i prychnął, zdezorientowany chwilowo białymi papierami. Machnął nerwowo uchem, zadygotał ogonem i stanął, patrząc na Izayę. Nagle warknął znów i podszedł do swojej naddartej poduszki, żeby znów wyładować się za to, że nie mógł sięgnąć Izayi.
- Ach Celty cóż to był za wspaniały spacer~! - Shinra ukłonił się przed swoją ukochaną otwierając dla niej drzwi i wpuścił ją do domu. - I byłaś tylko ze mną, to takie uro... - Zamarł widząc strzępy swojego pokoju. A Shizuo, na domiar złego wciąż gryzł jedną z poduszek szarpiąc nią na wszystkie strony. - Moje... Moje... Moje papiery! - krzyknął, podbiegając do biurka. - Tyle to układałem... - zasmucił się i chciał upaść na kanapę jednak... odnalazł tam porwaną tapicerkę i ziemię. Cóż... Z kwiatków już nic nie będzie i kto wie skąd się wzięły storczyki na krześle... - Przynajmniej Izaya żyje, co nie? - zapytał smętnie, patrząc na mordującego poduszkę psa. Ten tylko kiwnął łbem na szafę i wrócił do wyskubywania pierza. Shinra skierował swój wzrok na szafę. Pisnął jak baba i zemdlał. Sweter który dostał od Celty był... cały w strzępach!

sobota, 1 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 7 - Wkurzający Komar

Hej, hej~... pomału zbliżamy się do końca tego uroczego opowiadanka, co nieco mnie smuci T^T bo naprawdę polubiłam komarka :3
Cóż... ze spraw organizacyjnych chyba nie mamy nic...
No więc poprosę was tylko o kliknięcie banerka po prawej i nakarmienie psiaków
Oraz Enjoy~....

<< tu powinien być wstęp Inu-chan, ale bawi się gdzieś dobrze beze mnie... i zapomniała go napisać to też NIE MA >>



- Shizu-chan nie patrz tak na mnie~! - Powiedział lekko wciąż wpatrując się w sufit. - Dobrze słyszę twoje myśli tak czy siak~... Nie ważne co powiesz. Ale ja też ci coś powiem. Dobrze wiem, że nic z tego się nie spełni, ale jeślibym tak myślał ciągle chodziłbym smutny, a tego nie chcę więc... wolę po udawać. Tak samo jak te wszystkie żarty o twojej impotencji... i teraz i kiedyś. Wcale nie zamierzam nic z tobą robić, po prostu... Zabawnie na to reagujesz więc nie przejmuj się tym tak, dobra? - Usiadł puszczając mu oczko. - Choć jesteś bardzo słodki martwiąc się o wroga~...
- No to wyjdź mi z głowy jak masz słuchać i się smucić. - prychnął, odwracając wzrok. Żeby nie mieć prywatności we własnej głowie! W końcu nie chciał go smucić, a właśnie zostawić to w spokoju, ale nie, on musiał słuchać... Zresztą jakie zabawne reakcje...? Na pewno nie robił tego teraz dla jego reakcji, bo jego reakcjami było zaprzeczanie, przez co sam stwierdził, że się smuci, więc to nie zabawne... A jakby zostawił myśli o nim, tylko dał sobie spokój, to by się w końcu z tym oswoił i przestał się zadręczać, bo wcale nie mógł go jakoś specjalnie... lubić... skoro Shizuo praktycznie nigdy nie był dla niego miły... Wszystko proste i logiczne... Nie licząc może tego, że serio pomyślał o całej tej umowie, którą proponował Izaya. Jak coś do niego niby czuje, co zresztą było widać, to tym bardziej nigdy się na coś takiego by nie mógł zgodzić... No i dlaczego do cholery nie zostawił go w pokoju? Blondyn oparł ciężko głowę na ręce, wgapiając się gdzieś w przestrzeń karczmy. Spać mu się chciało. Może to przez tę butelkę wina...?
- Nie miej tak zawiłych myśli, bo nic nie rozumiem! - Zaprotestował, wpatrując się w blondyna lekko baranim wzrokiem. - I nie roztrząsaj tak tego, bo nie wiem co ci odpowiedzieć. - zachichotał. - Ale to głupie~! Shizzy sprawia, że JA nie wiem co powiedzieć. Niezwykłe~! - Puścił mu oczko. - Dlatego tak właśnie lubię ciebie i twoje reakcje, nie ważne co ci powiem, albo jak się zachowam i tak ciebie nie zrozumiem~... Mimo wszystko nie sądziłem, że wziąłeś mnie na serio z tę propozycją. Tak nisko się nie cenię, no i nie jestem na tyle chętny by zginąć dla przyjemności. Jeszcze go sobie poświęcisz przed włożeniem. - Uśmiechnął się perfidnie, zaraz po tym jednak zmieniając wyraz twarzy na niewinną. - Ups...
     W odpowiedzi Shizuo popatrzył na niego tylko wzrokiem mordercy.
- Masz mnie za idiotę...? Wyjdź mi z głowy albo nie ręczę za siebie...
     Może i w tej postaci ciężej byłoby go dorwać, ale dorwałby go na pewno... Lub tak zmęczył, że ten sam by musiał przysiąść i by go zabił... Zapewne rozkwasiłby jakimś konarem w lesie. Najpierw mówi jakieś rzeczy jak najbardziej serio, a potem twierdzi, że wcale nie i nie jest tak głupi... Przecież jakby te propozycje nie brzmiały aż tak serio nawet by w nie nie uwierzył... A jaki był sens w składaniu tak realnych propozycji, skoro zamierzał go potem wyśmiać...? Ćwiczył sobie? Nigdy nie było pewności. Potrząsnął głową, odwracając znów wzrok. Przysnąłby nawet na leśnej ściółce, byle nie wracać ponownie do klasztoru. Bo co mu zrobią...? Zwolnią go. Najwyżej, wywalą, ekskomunikują. No i co... Znajdzie inną robotę, a wampiry będzie zabijał hobbystycznie... Ciekawe, czy z ekskomuniką to działa tak samo...
- Nie zadziała. Twoja ekskomunika byłaby mi bardzo na rękę~... - Izaya nadal uśmiechając się wrednie pokazał blondynowi język. - Chyba nie sądziłeś, że zawsze będę taki grzeczny? Chociaż... Mogę spróbować jeśli tego chcesz~...
- Skąd. - sarknął, nawet na niego nie patrząc. - Proszę bardzo, bądź sobie jak do tej pory i mąć mi dalej. Albo nie wiem, polataj sobie po ludziach, opij się dobrze i rośnij szybko. - Miał już dosyć ciągłego śledzenia i komentowania jego myśli, a ponad to wszystko mącenia w nich. Raz jest wkurwiającym wampirem, raz zrobiłby wszystko dla niego i jest całkiem zabawny, raz znów wkurza, ale wciąż trzyma się obok, raz namawia go do idiotycznego łamania swoich własnych zakazów, a w końcu zaprzecza i stwierdza, że tylko go sprawdzał! Gdyby faktycznie chciał takiego czegoś, wyrwałby sobie jakąś zakonnicę albo i zwykłą dziewkę. I i tak byłoby mniej mącenia. I on twierdził, że mógłby być "grzeczny"? I to gdyby Shizuo tego chciał? Ta, jasne! Nie dałby nawet rady... To nie leżało w jego naturze... Widząc pytające spojrzenie karczmarza pokręcił głową, że nic więcej nie chce.
- Dałbym radę! - uparł się jak dzieciak, podnosząc do góry piąstkę. - Musisz tylko powiedzieć proszę~! - Uśmiechnął się wesoło przekrzywiając główkę, a na jego policzki wypełzł dziecięcy rumieniec.
- ...Proszę. - odezwał się bez większego przekonania. W końcu specjalnych wymagań co do wypowiedzi nie było, więc swoją część wypełnił. A Izaya i tak i tak nie da rady. Jakoś mógłby się o to nawet założyć... Ale niech mu będzie, niech sobie próbuje.
- Yatta!- Brunet zaklaskał w dłonie i wstał ze stołu. Otrzepał sobie tyłek z niewidzialnego kurzu i podszedł do blondyna. Do ust przyłożył sobie piąstkę, jakby nad czymś się zastanawiał po czym pokiwał do siebie poważnie główkę i odważył się szarpnąć blondyna za rękaw. - Ne, ne Shizuś... A o co ty mnie w ogóle prosiłeś? - Uśmiechnął się rozbrajająco.
- Prosiłem, bo powiedziałeś, że jak to powiem, to będziesz grzeczny. - mruknął odrobinę niewyraźnym głosem, patrząc na niego z oczekiwaniem. - Więc?
- Hai~!!!- Wykrzyknął wesoło zaraz później siadając naprzeciw blondyna. Podciągnął sobie kolana pod brodę i objął nogi rękoma. Wpatrywał się w blondyna z miną potulnego i grzecznego ucznia. Czekał aż ten znów coś powie, by odpowiedzieć i zacząć jakąś normalną rozmowę.
- E...? - Przekrzywił głowę, przypatrując mu się. To teraz będzie tak siedział...? - To będziesz tak cicho i nie będziesz się oddalał? - upewnił się. W końcu każdy ma swoją definicję grzeczności...
- A co mam zrobić?- Zapytał wesoło. - Mam być grzeczny, więc pilnuję się mojego opiekuna, uśmiecham się i liczę, że nagrodzi mnie głaskaniem... Czy to źle?
- Aaa... - mruknął i zerknął na butelkę. Pusta. Na kurczaka. Już chłodny, zapewne... No i na Izayę. Wyciągnął dłoń, a w końcu wystawił palec, by zacząć go powoli głaskać po łepku. Oparł znów głowę na drugiej ręce, przyglądając mu się. No i tak było najlepiej... Jak go nie wkurzał i nie musiał się z nim sprzeczać.
     Izaya lekko zarumieniony chętnie ustawiał główkę tak, by Shizuo mógł go głaskać jeszcze przyjemniej. Od czasu do czasu pomrukiwał i wzdychał zadowolony. Tak to on będzie grzeczny zawsze gdy Shizuo sobie tego zachce. Taka słabość jego małej wersji. Uwielbiał głaskanie.
     Tak to Shizuo mógł siedzieć... Przymrużył lekko oczy, zadowolony z ciszy i jedynie mruczenia w swojej głowie. Jak tak, to mógł go nawet polubić... Tę jego słodką wersję... Jednak Izaya to Izaya, a nie ten komar, którym sądził, że jest.
- Shizu-chan... - zamruczał, nadal poddając się jego pieszczotom. - Daj mi się o coś oprzeć... - poprosił, mrugając zaspanymi ślepkami. Ziewnął, zakrywając małe usteczka piąstką i przeciągnął się.
- Mhm... - mruknął równie zaspanym głosem i zgarnął go na dłoń, opatulając go nią. Głaskał go teraz kciukiem lekko. Wstał, odparł karczmarzowi że i owszem, wychodzi, po czym wyszedł i udał się do lasu, wciąż głaszcząc lekko Izayę i trzymając go przy sobie.
- Gdzie mnie zabierasz Shizzy? - zapytał zaspanym głosem. Samoistnie tulił się do ręki jak do ogromnej, ciepłej poduszeczki. - Nie chciałeś iść do zakonu... Więc gdzie?
- W zasadzie powinienem tam wrócić... Ale idziemy się przejść. - Wsunął dłoń do kieszeni razem z Izayą, by było mu cieplej. No i ruszył w las, bo gdzież by indziej...
- Ale gdzie? - zapytał zdziwiony. Czyżby Shizuo miał jakąś tajną chatkę? Albo coś? - A ty nie jesteś zmęczony? - ziewnął.
- Kryjówka. - mruknął krótko. Rozgarnął krzaki, wchodząc głębiej w las. Gdzieś na prawo, potem prosto, koło starego drzewa... Oko wodne... - Jestem dziwnie zmęczony, ale najpierw dotrę na miejsce.
- To nie przeze mnie. Wcale tak dużo nie wypiłem. - bronił się, tuląc nadal do ręki. Nie chciał jej oddawać. Nie chciał sam zostać w zimnej kieszeni.
- Za to ja dużo wypiłem... - mruknął, postanawiając nie zabierać ręki, a rozgarniał wszystko tylko jedną ręką. Wszedł w gęstwinę w której, o dziwo, okazało się, że w środku jest pusto. Znaczy o dziwo dla tych, którzy tej "gęstwiny" nie budowali. Shizuo stworzył sobie coś w rodzaju namiotu z gałęzi i krzaków, wykorzystując naturalny teren.
- Gdybym mógł być wredny powiedziałbym, że to tu Shizuo przyprowadza i wykorzystuje wszystkie panienki. - Izaya wyjrzał z kieszeni oglądając prowizoryczny namiot. Shizuo jakimś inżynierem nie był, ale trzeba było mu przyznać, że konstrukcja była solidna. - Chcesz spędzić tu ze mną noc?
- A co, chcesz wracać do zakonu? Bo mnie się nie spieszy... - mruknął i przysiadł przy kupce zerwanej trawy i liści. Oparł się o nie, znów odruchowo poniekąd gładząc Izayę po łepku. - Przy okazji, nikt tu nie trafia prócz mnie i sądzę, że tak pozostanie. - Specjalnie prowadził go dość okrężną drogą...
- Teraz ja tu trafię... - mruknął, przymykając ślepka. - Nie masz nic przeciwko?
- Trafiłeś, ale drugi raz nie trafisz... - mruknął i przymknął oczy, za chwilę je zamykając. Drzemkę sobie utnie, w końcu... I tak pewnie nie pośpi tyle, ile trzeba... - A jak ci się uda drugi... To powodzenia...
- Trafię~... - zapewnił go wesoło. Wypełzł z kieszeni i stanął na ramieniu blondyna. Rozejrzał się dookoła. Drzewa, drzewa i trochę krzaczków. No cóż... Znajdzie to po zapachu, jak to wampir. Widząc, że Shizuo zasnął uśmiechnął się wesoło i przeszedł na klatkę piersiową blondyna. Wsunął się pod jego koszulę układając głowę w zagłębieniu jego szyi i wpatrywał się w niebo.
     Heiwajima momentalnie odpłynął, sam nie wiedział kiedy. Obrócił głowę wygodniej na kupce liści. Przydługa już grzywka opadła mu na oczy, a szyja, całkiem blada, stała się jeszcze bledsza, gdy wyeksponował ją w świetle zachodzącego późno słońca prześwitującego przez gałęzie nad nimi. Wciągnął głośniej powietrze nosem, a rysy jego twarzy się wygładziły, gdy powoli się odprężał.
     Izaya przesunął się bardziej na mostek blondyna i przekręcił się na brzuch, oglądając słodko pochrapującego blondyna.
- Tak to ja mogę leżeć... - westchnął, rozmarzony. - Mógłbym tak zasypiać już zawsze. - rozmarzył się. - Wtulony w to ciepłe ciało. A gdybym był dużym wampirem odgarnąłbym ci jeszcze listek z grzywki Shizuś~... - zachichotał cichutko.
     Blondyn, całkowicie tego nieświadomy, otworzył lekko usta, zaczynając pochrapywać od czasu do czasu. Po dłuższym czasie zaczął śnić i wtedy już ułożył dłoń na brzuchu, poruszając czasem ustami, jakby coś mówił.
     Izaya przypatrywał mu się z fascynacją. Wbrew wszystkiemu, dla niego Shizuo wyglądał słodko. Naprawdę słodko. Dlatego nadstawiał uszu jak tylko mógł, by usłyszeć, co też takiego egzorcysta mówi.
     Heiwajima wydawał z siebie jedynie niesłyszalne dla ludzkiego ucha dźwięki przypominające słowa. Pokręcił na coś nosem i przestał, a potem zaczął od nowa.
- Miodu... - mruknął cicho, po chwili się zamykając. Minęła kolejna dłuższa chwila, nim dało się rozpoznać słowa. - Ale nie idę... - Chrapnął cicho i zamilkł, jakby nie zamierzając mówić już nic więcej. Wyjątkowa szczerość w tym śnie, tyle tylko, że nie mówił wszystkiego.
- Dobrze~... - odetchnął Izaya, wtulając się w niego mocniej. - Nie odprawiasz nade mną egzorcyzmów to mogę spać spokojnie. - stwierdził.
     Po jeszcze kilku niewyraźnych pomrukiwaniach Shizuo zasnął na dobre i zamilkł na następne godziny. Słońce dawno zaszło, gwiazdy świeciły na niebie, a on dalej spał...
     Izaya kołysał się na piersi blondyna z każdym jego oddechem unosząc się to w górę, to w dół. Obserwował przy tym gwiazdy i słuchał cichego pochrapywania blondyna.
     W końcu Shizuo obudził się gdzieś w środku nocy. W ustach sucho, oczy go nieco bolały, jakby za dużo nimi ruszał... Głowa też trochę pobolewała, ale to od zimna. Roztarł skronie i rozejrzał się, po czym usiadł prosto, krzyżując nogi. Ach, jego kryjówka... To teraz po jakąś wodę...
- Ła! - Izaya pisnął, koziołkując w dół torsu blondyna gdy ten się podniósł. Czego jak czego, ale tego się nie spodziewał. Liczył jednak, że Shizuo go zauważy, albo chociaż poczuje że coś sturlało mu się na krocze.
- Hę? - mruknął i podniósł Izayę, przyglądając mu się. - A wybacz, zapomniałem... - mruknął i wsunął go do kieszeni. Zaraz jednak zmarszczył brwi. - Ej, a ty nie siedziałeś wcześniej w kieszeni...? - spytał mocno zachrypniętym głosem.
- Siedziałem. - przyznał się od razu. - Ale istniało realne zagrożenie zgniecenia mnie, dlatego przeniosłem się tu~...- Uśmiechnął się, wskazując jego klatkę piersiową. - Nie pomyślałem, że budząc się zafundujesz mi przejażdżkę z takim finałem~...
- Tak, tak... Przejażdżkę... Zgnieść cię? Jakoś nie sądzę... - Ziewnął w dłoń i wstał z nim w kieszeni. - Dobra... - Ruszył się do wyjścia i szukać wody. Przystanął dopiero jak coś go tknęło. - Ej... Izaya, czy ty mogłeś widzieć moje sny...? - Zmarszczył brwi. No w końcu dotyczyły polowania więc... Hm...
- Mógłbym widzieć sny, mógłbym nawet się w nich pojawić albo je zmienić. Ale wyraźnie prosiłeś mnie bym tego nie robił, to nie robiłem. - Uśmiechnął się, nadstawiając głowę do głaskania. - Ale jedna rzecz mnie nurtuje... O co chodziło z tym miodem?
- Aha. - mruknął, zerkając na niego. Czyli to tak... No to całkiem dobrze... I co on się tak nastawiał? Ach, tak, nagroda. Shizuo mimowolnie się uśmiechnął. No, jak był grzeczny... Wsunął dłoń do kieszeni, głaszcząc go palcem po głowie. Słysząc o miodzie jednak na chwilę przestał. - A o miodzie skąd wiesz? - Zresztą sam żadnego miodu nie pamiętał... A jak nie wiedział, o co z nim chodziło, to ciężko powiedzieć. Zależy, co z nim zrobił...
- Mówiłeś przez sen, ale co ci się mogło śnić o miodzie? - Mruczał, czując palce na głowie. - Powiesz mi?
- A... Jak tak, to pewnie miód pitny. Znaczy się takie coś rozgrzewające... No. - Dokładniej nie chciał mu tłumaczyć. Zresztą Izaya i tak pewnie niestety wiedział... Jak akcja działa się najpierw w karczmie, a przynajmniej z tego co pamiętał, to miało sens. - No to tylko taki miód. - Podszedł w końcu do źródełka i upił wody z wierzchu. Chłodna... A jak przyjemnie w gardle...
     Izaya podrapał się zdziwiony po głowie.
- miałeś pijacki sen o piciu? Cóż to za dziwne kłamstwo? - Zmarszczył brewki, a usta wygiął w podkówkę. - Czemu nie powiesz prawdy?
- Nie no, miód był naprawdę miodem, a czym miał być? - spytał już normalniejszym, mocniejszym głosem. Obmył jeszcze zmęczoną twarz. Tak zdecydowanie lepiej... - A śniło mi się ogółem co innego, ale przecież to nie ma nic wspólnego z miodem...
- Nie złość się... Jestem tylko ciekaw. - wyjaśnił, kuląc się niepewnie. Zatrząsł skrzydełkami. - To może... Opowiedz mi o swoim śnie, dobrze?
- Nie złoszczę się... Gardło mnie w końcu nie boli to mówię głośniej. Jakoś je wypróbować trzeba. - Otarł oczy rękawem i ruszył w stronę klasztoru. Patyki chrzęściły mu pod stopami, po czym wyraźnie dało się poznać, że idzie ktoś nieostrożny. - A co do opowiadania snu, to może lepiej nie... Za to ty możesz mi opowiedzieć co robiłeś, jak spałem.
- Ja? - jęknął, zawiedziony. - Nic aż tak ciekawego... Patrzyłem się w gwiazdy... Trochę na ciebie. Śmiałem się z listka w twoich włosach i to chyba tyle~... Twój sen na pewno był ciekawszy.
- Nie był wiele ciekawszy... - Wyjął z włosów liście, gdy Izaya mu o tym przypomniał. A przynajmniej jako-tako wytrzepał je z włosów... I dalej szedł przez las.
- Ale trochę ciekawszy był? No to opowiedz mi. Szybciej minie nam droga nie uważasz? - zaproponował, wychodząc z kieszeni i wdrapując się po płaszczu na ramię egzorcysty.
- Nic ciekawego... Najpierw karczma, miód, a potem urządziłem polowanie... Taki zwykły dzień. - Nie dodawał, że w karczmie było pełno pań, a polowanie było na wampiry i że śniło mu się, że szybko zabił oba i miał święty spokój.
- Smutno mi, że nie mówisz wszystkiego. - westchnął, siadając mu na ramieniu niczym papuga u pirata. - Czemu tak mi nie ufasz? To chyba nie było nic strasznego, prawda? Czemu nie chcesz powiedzieć? - Narzekał jak dzieciak, marudząc i od czasu do czasu siąpiąc nosem.
- No kiedy mówię, że zwyczajny dzień. Nudno to opowiadać... - mruknął, wychodząc zza drzew na polanę, z której już tylko kawałek do klasztoru. Ciemno, wiał chłodny wiatr, aż ciężko było oddychać. Okrył się dokładniej płaszczem. - Nic szczególnego, można powiedzieć, że wszystko ci już powiedziałem. Wy naprawdę nigdy nie śpicie? - zmienił temat. - Miałem wrażenie, że raz kiedyś jednak wam się zdarza...
- Zdarza.... W dzień... Raz na kilka dni. - mruknął, łapiąc się mocniej płaszcza by go nie wywiało od blondyna. - O właśnie, nie przestrasz się jak któregoś dnia zastaniesz mnie zimnego, nie oddychającego i nie ruszającego się... Zacząć się martwić możesz po hmm… Jakichś 15 godzinach... Choć nie wiem jak będzie to wyglądało w tej formie. - mruknął, zaraz później coś sobie przypominając. - Tylko nikomu nie mów tego co ci powiedziałem! - zastrzegł.
- Raczej nie widzę powodu do dzielenia się swoimi informacjami. Ale... Czemu zimny, nie oddychający i nie ruszający się? Tak śpisz? – mruknął do niego. Rozejrzał się. Nikogo na horyzoncie... Bo była noc, pewnie było dość mało straży... - Swoją drogą, śpisz do piętnastu godzin? Co jeśli dłużej?
- Shizzy jestem wampirem, nigdy nie widziałeś śpiącego wampira? - zdziwił się tym nieco. - Śpi w trumnie z prostego powodu~... Wygląda wtedy jak trup wiesz? W sumie nawet nie wiem czy technicznie nie jest wtedy trupem. - zachichotał. - Wiem, że wampiry śpią cały dzień, od wschodu do zachodu słońca, czasem mniej, więc około 15 godzin nie?
- Może i... Jakoś nigdy nie widziałem śpiącego wampira, to szczęście mnie ominęło. Słabo się was wyczuwa w takich chwilach. – Wzruszył ramionami i użył ukrytego wejścia, by trafić na swój korytarz przez długi tunel. - Szkoda, byłoby... - "Prościej" dodał w myślach, ale nic nie powiedział.
- I bardzo dobrze. - prychnął. - Zresztą wampiry zawsze się chowają gdy już muszą się wyspać... - mruknął. - To niebezpieczne, niestety... I Shizuś przypominam ci tylko, że urywanie sentencji wcale nie sprawia, że nie domyślam się co chcesz powiedzieć...
- No i co? Myśli nie zmienię, można się co najwyżej cieszyć, że ich nie kończę. - mruknął niechętnie. Przynajmniej nie skończył ze względu na niego, a że się domyśla to już wina Izayi... - Dobrze dla was, że się chowacie, bo szybko byście wymarli. - dodał dla samego faktu.
- Wiem o tym. A ciebie ostrzegam, żebyś nie uznał ze jestem jak stara, zdechła rybka i żebyś mnie nie wyrzucił do jakiegoś wozu z nieczystościami... - mruknął. W końcu u Shizuo wszystko jest możliwe.
- No wiesz? - Uniósł brew niedowierzająco. On go o coś takiego posądzał...? - ...Pogrzebałbym cię jak na chrześcijanina przystało. Tylko może bym nie poświęcił, bo a nóż kiedyś ożyjesz i mógłbym cię zabić sam. - burknął. Tak, tak zapewne by było... Choć pewnie by odczekał, czy się obudzi...
- Tak bardzo mądrze, - pochwalił go. - Wbij krzyż przed grobem wampira i co, może jeszcze czekaj aż sam się wykopie? - fuknął na niego.
- Oj no... Pogrzebałbym cię w ziemi w jakiejś skrzynce na nie poświęconej ziemi i tyle, no. Przecież, że nie odkopywałbym cię codziennie... Ale nie martw się, jest zwyczaj czekania trzech dni z pochówkiem, do tego czasu chyba byś się ocknął, nie? - zauważył.
- No o tyle dobrze. - mruknął. - Nie zabiłbym cię w szale, a to się najbardziej liczy... - westchnął, wtulając się w niego mocniej. - To wielkie coś to klasztor? To WSZYSTKO to klasztor?
- Zabić mnie? Jak to sobie wyobrażasz...? I czemu w szale? - W końcu na krzyże w jego pokoju tak nie reagował... No to ciekawe, skąd u wampira szał. Popatrzył na budowlę klasztoru, mury i całą resztę, po czym popatrzył na niego. - No, klasztor, razem ze stajniami, chlewem i takimi tam... Całe, a co?
- Wieeeeelki~... - mruknął, oglądając go z ramienia blondyna. - Wcześniej wydawał się taki jakiś mniejszy... - przyznał. - Albo to ja byłem większy... - zachichotał. - A ten "szał" to sam nie do końca rozumiem, wybacz. - Podrapał się po łepku, uśmiechając głupio. - Coś takiego po prostu jest. Jak pochowasz wampira w zwykłym grobie z krzyżem, ten obudzi się, przeniknie ziemię i zacznie mordować wszystko na swojej drodze dopóki się nie zaspokoi... Nigdy nie słyszałeś takich legend?
- No, raczej byłeś większy... Od mojej dłoni chociażby, a to dużo zmienia... A co do tych legend. Najpierw, komarze, weź urośnij, a potem możesz się brać za mordowanie. ...Przynajmniej będę miał... No, ale legendy słyszałem. Właśnie dlatego was się powinno grzebać z osikowym kołkiem, nie inaczej... Chociaż liczyłem, że jak w tej formie położę cię pod ziemią to nie będzie kłopotów. – Po raz wtóry wzruszył ramionami. Po paru chwilach jakoś "przeniknął" do swojej celi i zamknął się w niej. Nikt go nie przyłapał... Po kłopocie. Raczej chyba nikt nie spyta, gdzie był.
- No... Mordować w tej formie nie umiem. - zgodził się. - Ale mierzylibyście się z największą plagą komarów od stuleci! Wolelibyście już umrzeć niż tak się drapać! - wygrażał się w żartach. - Shizzy jesteś zmęczony czy nie? - zapytał zaciekawiony.
- Pff, jakbyś się tak wszystkim wgryzał w tyłki to faktycznie dla obu stron byłoby już przyjemniej umrzeć. - parsknął, po chwili wybuchając śmiechem. Choć powinien zachować ciszę, więc stłumił go jak mógł. Legł na swoim posłaniu i popatrzył na bruneta. - Średnio zmęczony, czemu pytasz?
- Bo chciałbym pogadać... - powiedział, wchodząc na blondyna i usiadł mu po turecku na klatce piersiowej. - Wiesz... trochę mi się znudziło patrzenie na ciebie i czekanie. Nudno tak gdy nic nie robisz...
- Wyobraź sobie, że mam tak co noc. - dodał, przymykając powieki. - Musisz się przyzwyczaić. A jak ci nie pasuje, wywalę cię na noc za okno, żebyś się wyszalał, chcesz? - zaproponował całkiem poważnie. Zawsze to sposób... - Każdy człowiek potrzebuje snu, ty też kiedyś potrzebowałeś, nie?
- NIE! - krzyknął autentycznie przerażony, mocno łapiąc za guzki przy koszuli blondyna. Nie zamierzał go puszczać. - Kiedyś tak, teraz też... Choć rzadziej... - Popatrzył na niego nieufnie, nadal ściskając guziczek.
- Co "nie"? - Otworzył trochę szerzej oczy, przyglądając mu się. – Nie wywalać cię za okno? To nie narzekaj, że sypiam... No, jak tobie też się zdarza tym bardziej... Właśnie, co ile gdzieś tak zdarza ci się spać? - spytał, prawdziwie zainteresowany tym faktem, choć tego nie okazywał.
- Nie wywalaj... - poprosił niepewnie puszczając guziczek. - Nie wiem, różnie to jest... - zaczął się nieskładnie tłumaczyć. - Nie mogę powiedzieć... - przyznał w końcu. - To jest trochę... Zbyt niebezpieczne...
- Niebezpieczne, że powiesz, czy że zaśniesz? - W sumie niebezpieczne były oba... Nie, no zaraz, wcale nie było niebezpieczne jakby mu teraz powiedział co ile śpi. W końcu i tak nie wiedział, gdzie. Chociaż może i bezpieczniej dla niego byłoby mu nie mówić... Gdyby Shizuo dowiedział się od niego możliwe, że nie skorzystałby z forów.
- Wredny! - fuknął na niego, obrażony. Założył ręce i spojrzał główką w bok. - Powinieneś mnie zapewniać, że tej wiedzy nie wykorzystasz, a nie. - powiedział, robiąc naburmuszony dzióbek. - I tak ci za dużo już powiedziałem...
- Jestem ciekaw, więc pytam. Jeśli nie chcesz mówić to cię przecież nie zmuszę. - zadeklarował. - Czemu miałbym kłamać, żebyś mi powiedział? - Jak już zdobywał informacje to uczciwie... Inaczej by z nich nie korzystał.
     Izaya popatrzył na niego naburmuszony i zły.
- Shizuś no baaakaaa! - wrzasnął mu w głowie, po czym "hmpknął" niezadowolony.
- Czyli boisz się, że je wykorzystam. - parsknął i puknął go lekko w łepek palcem wskazującym. - Mam rację? - Był przekonany, że ma rację. No i że Izaya chciałby, żeby mu nic nie zrobił... Ale przecież nie mógł obiecać, że jak będzie dużym wampirem i coś zrobi to da mu spokój.