Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

wtorek, 28 lipca 2015

#2 Na psa urok i kocią łapę - Toaleta

Hej, hej~... fajnie że tak miło przyjęliście nową serię~!
Mam nadzieję, że wam się spodoba od samego początku do końca... cóż nie mam co powiedzieć, może tyle, że na kessho pojawił się one-shot z pairingiem który wygrał ankietę~...
Enjoy~....

Ohayo~!
Też się cieszę, że tak wam się podoba nowa seria~! :33 Coraz bardziej wkurzający jest brak spokoju do pisania, bo tak fajnie jest dodać coś i obserwować, jak się cieszycie~... >w< Jednak tu mamy wciąż jeszcze zapasik, na Kessho ruszyłam się z betą, więc mam nadzieję, że czytania wam u nas nie zabraknie. X3 To na razie tyle~!
Enjoy. :3




     Odkąd Shinra z Celty wyszli do pracy, a Izaya zajął się swoim futrem, Shizuo wymknął się z pokoju do łazienki i tak w niej siedział, zamknąwszy drzwi własnymi łapami na klamkę, choć nie było to takie proste.
     Teraz od dłuższego czasu obchodził z różnych stron toaletę czując, że nie wytrzyma. I nie, nie chodziło tu o typowe psie picie wody z toalety, skąd! Tym razem była to kwestia jego dumy, honoru i uprzedzenia do psich zachowań. No chyba resztki godności powinien móc zachować... Niestety nadal nie rozgryzł, jak mógłby skorzystać z toalety jako pies, a potrzeba wołała. Postanowił więc zacząć jak najzwyczajniej. Odbił się, stanął na tylnych łapach, oparł się przednimi o klapę i spróbował załatwić swoje potrzeby.
     Pierwszy błąd. Został bezczelnie ochlapany przez... samego siebie. I nie szło się nawet całkiem otrzepać!
     Izaya zaciekawiony odgłosami, chlupotami i warknięciami zaprzestał higieny własnego futra i zgrabnie zeskoczył z fotela kierując się do łazienki. Pod drzwiami, gdyż odkrył, że te były zamknięte, położył się i starał podglądać przez niewielkie dziurki z niewiadomych przyczyn robione w drzwiach od toalety. Może cały dom miał czuć, że ktoś jadł grochówkę? Cóż... Izaya tego nie kwestionował dopóki tego nie poczuł. Dziś nawet te dziurki bardzo mu się spodobały.
     Zachichotał wrednie, oglądając wkurzającego się psa, który chwilę później wskoczył do wanny i starał się odkręcić wodę, najwyraźniej chcąc coś zmyć.
- Ne, ne Shizzy tak bardzo się wstydzisz pić wodę z kibelka, ze się zamknąłeś? - zadrwił. - Potworek nie panuje znów nad rządzą~? Sedesy ponoć są dla psów bardzo kuszące~...
- To na pewno nie twoja sprawa! - warknął, w końcu odkręcając wodę. Obmył się jako-tako i jakoś zmniejszył strumień. Potem to zakręci. Przez tę wodę tylko bardziej chciał... Siknąłby tutaj, no ale nie w wannie i nie na swoje nogi! Wyskoczył więc na muszlę sedesową... Skończyło się jednak zachlapaniem podłogi. I jak do tego podejść... Schował się całkiem w wannie, żeby nie słuchać śmiechu Izayi.
- Mo-może... - Izaya ledwie powstrzymywał napady śmiechu. - Spró-spróbuj... Po-położyć się! - Zamachał łapą i uderzył nią kilka razy w podłogę starając się opanować. - Spróbuj się położyć na brzuchu... Przynajmniej nie obsikasz całej łazienki! - dodał, po czym znów wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- ...Obsikam sobie twarz idioto!!! - warknął, po czym zaskomlał i chcąc nie chcąc poderwał się, po czym siknął w wannie i prędko odkręcił wodę. Zaskomlał cicho, przez wyrzuty, ale zaraz wypadł z
wanny i... rozkraczył się na podłodze przez mokre łapy. Nie przeszkodziło mu to jednak w podniesieniu się i pognaniu na drzwi. Otworzył je i skoczył za Izayą. Jeszcze się będzie mścił za te głupie odzywki!!!
- Gdybyś się położył, to łeb by ci zwisał poza muszlą, nie ochlapałbyś się i nie miał mokrych łap~... - drwił z niego uciekając po półkach coraz wyżej. Przy okazji strącił doniczkę i dwie książki celując tak, by Golden nimi dostał. Ot tak, sytuacja się odwróciła, teraz to on rzuca w Shizu-chan'a.
     Pies dość zwinnie unikał przedmiotów, powarkując bezsłownie, szczerząc kły i ustawiając się w pozycji bojowej. Skoczył razem całym ciężarem na szafę na której siedział Izaya, potem jeszcze raz. Jednak nadal niemal pełny pęcherz wołał i znów prawie zabrudził podłogę, a tym razem właściwie dywan. Zaskomlał i pobiegł do łazienki, przymykając drzwi jako-tako, po czym spróbował położyć się, jak podpowiadał Izaya. Całkiem rozsądne, ale ciężko wykonalne... Stanął znów na brzegach muszli klozetowej, chciał już rozpłaszczyć się tylnymi nogami... Jednak te razem z zadkiem wpadły do toaletowej wody. Wyskoczył stamtąd, skamląc i warcząc na przemian. Nie da rady się położyć...
     Izaya zaciekawiony skomleniem ruszył za psiakiem, znów spoglądając na niego przez dziurkę w drzwiach. Parsknął oglądając jak tylne nogi Shizuo zjeżdżają do muszli, a później jak gdy próbuje wyjść spada na niego klapa od sedesu.
- Stop, stop! - krzyczał pukając łapą w ziemię. - Bo sam się zaraz posikam ze śmiechu!
     Gdy Shizuo w końcu wyszedł z klozetu pisnął raz jeszcze, po czym zawarczał głucho, biegnąc na drzwi, za drzwi i wyjątkowo szybko i z jeszcze większą zawziętością goniąc kota. Może zawsze w ostateczności zabić go, poczekać, aż ktoś zainteresuje się kocim piskiem i go wypuści! Tak czy inaczej zabije go za te śmiechy...
- NYAA!!! - Izaya wstrzasnął i zerwał się do biegu, szybko wchodząc na szafę, a później do przytarmoszonego tam pudełka wyłożonego poduszką. Syknął na psa pod spodem.

piątek, 24 lipca 2015

#1 Na psa urok i kocią łapę - Spacer

Hej, Hej~... Wow nie wierzę, że stuknęło nam okrągłe 100 obserwujących :3 Choć pewnie niedługo ktoś nas odobserwuje, a większość kont podejrzewam jest już od dawna nieaktywna bo ludzie przepadli w internetowej nicości ^^""" mimo to dziękujemy tym którzy tu są :3 Dla was wychodzimy dziś z nową serią role-miniaturek. Pamiętajcie o kliknięciu w banerek i nakarmieniu psiaków i cóż...
Enjoy~!
Witaaam~~
Zawsze warto przerwać oglądanie nieciekawego horroru i płakanie ze śmiechu przy memach z Boku no Pico dla dodania notki, pamiętajcie~! x33
Mam nadzieję, że wam się spodoba~... To takie puchate i kochane role-miniaturki, mam nadzieję, że wam się spodobają tak jak mi~! >w<
Przy okazji cieszę się widząc tak okrągłą liczbę obserwujących, nawet jeśli wiem o kilku nieaktywnych kontach~... Jest was tak duużo~! Yay~ Mam przez to świadomość, że warto tu jeszcze siedzieć. x33
No, ale nie przedłużając~
Enjoy! :3



     Shinra cały ranek oglądał program "Dobry właściciel" przeznaczony dla właścicieli zwierząt szukając sposobu, by jego firanki nie były więcej podrapane, a poduszki nie zostały już nigdy więcej wypatroszone. I właśnie z tego programu dowiedział się jak ważne są spacery. Zaczaił się więc i złapał śpiącego na kanapie Shizuo zapinając mu obrożę i smycz.
- No Shizuo! Od dziś chodzimy na spacery!- Zarządził budząc psa, który niemile na niego warknął. Doktorek jednak tym się nie przejął i zaczął ciągnąć nieszczęśliwego zwierzaka do wyjścia.
     Izaya całe zajście oglądał z jednej z szafek i wietrząc ciekawą zabawę zabrał się wraz z nimi do miasta. W końcu Izaya kochał miasto będąc w każdej postaci, nawet jako kot mógł się nim napawać.
     Shizuo fuknął kilka razy na Shinrę, machając z irytacją ogonem. Nawet jeśli wyszedł, coś czuł, że Izaya jest blisko. A on miał smycz. Niby łatwo zerwać taką smycz, ale najpierw musiałby przeciągnąć doktorkiem kilka ulic, znając jego upór. Coś też czuł, że nie obejdzie się bez kocich kpin. Jak nie słownych, to będzie to wywyższający wzrok, świadczący o tym, że Izaya z dumą idzie bez smyczy.
     Zawarczał i szczeknął gdzieś w powietrze, przystając. Jednak słysząc pytanie Shinry co jest, tylko znów fuknął, otrząsnął się i poszedł dalej, rozglądając się uważnie. Niebawem trafili do dzielnicy, która z całą pewnością nie różniła się niczym dla człowieka, ale różniła się dla psa. Ignorując psi kodeks, zwąchał hydrant, cudzy hydrant i z ulgą go podlał. W końcu własność publiczna. A jako pies na pewno nie mógł używać toalety... Szedł dalej, ignorując powarkiwanie za nim. Co się będzie przejmował jednym bezpańskim psem...?
  - No no Shizu-chan~... - Izaya podbiegł do niego wesoło falując kocim ogonem. - Tak sikać w miejscu publicznym? Nie jesteś zbyt wychowany co~?
     Dla Shinry docinki Izayi brzmiały jak seria niegroźnych miałknięć więc tylko uśmiechnął się do kota, a jego pojawienie skwitował krótkim "O, jesteś".
     Kot zaraz i tak wskoczył na śmietnik, a później przeszedł po drzewie, aż na niski dach.
- Odwal się mendo. - Shizuo zawarczał, uginając lekko przednie łapy. Gdy ten odszedł wyprostował się powoli i udając spokój zrobił krok, po czym wyrwał do przodu, zmuszając Shinrę do puszczenia smyczy. Biegł jak głupi, żeby dogonić Izayę, gdy usłyszał za sobą stukot łap o chodnik i ujadanie. Skręcił do jakiegoś zaułka, tam odwracając się do goniących go dwóch psów i jednego z nich łapiąc za kark. Drugiego uderzył tułowiem. Wyglądało na to jednak, że w tej dzielnicy dawało psem silniej, niż mendą, bo grasowała tu spora swora. I to trzymająca się razem. W tym wypadku były to jeszcze trzy psy, każdy nadciągnął z innej strony. Shizuo warczał, klął po psiemu i zajadle gryzł, to jednego, to drugiego, ale te ciągle wstawały, oblepione krwią. Sam zresztą zaliczył kilka ran... Ale te to były jak jakieś nieumarłe...
- "Ho~?"
     Zaciekawiony Izaya zatrzymał się spacerując po dachu.
- "Robi się ciekawie" - miauknął, kładąc się i zaciekawiony obserwując bójkę. Jego kudłaty problem dostawał baty od jakichś kundli.
- "Zupełnie jak w liceum co?"
     Uśmiechnął się do siebie i ziewnął. Podniósł się do siadu i zaczął wylizywać sobie łapkę.
- "Tylko, że tym razem powinienem pomóc, prawda Shizu-chan?" - zapytał wyciągając pazurki. Chwilę później z głośnym miauknięciem skoczył w dół drapiąc przy okazji dwa psy po oczach.
- Celuj w szyję, a nie po grzbietach i łapach pierwotniaku!
- Nie mów mi, co mam robić! - szczeknął i wywrócił następnego psa, atakując jeszcze zacieklej. Może z winy Izayi? Nie dość, że wyeliminował dwa psy, dzięki czemu mógł skupić się na pozostałych, to jeszcze go wkurzył. Szybko reszta odbiegła, skamląc. Odetchnął z ulgą, po czym z uwagą spojrzał na kota. - ...Dzięki. - szczeknął do niego krótko. W końcu należało mu się, nie ważne z jakiego powodu postanowił mu nagle pomóc...
- Tak, tak tak~... - westchnął kot przechodząc zgrabnie kilka kroczków i wyskakując w górę. Wylądował na plecach Shizuo. - No to teraz poszukajmy Shinry co?- zaproponował, siadając wygodnie i wylizał łapkę z krwi. Później rozwalił się na blondynie korzystając z niego jak z poduszki. Jego łapy zwisały po obu stronach psiego tułowia. - Ne~... Nie sądzisz, że przez takie walki i leżenie zaczynam pachnieć jak pies? - Poruszył wąsikami.
- U ciebie każdy inny zapach to zmiana na lepsze. - odpowiedział i fuknął, po czym drapnął swoje ranne ucho łapką i ruszył do wyjścia z zaułka. Faktycznie wypadało znaleźć Shinrę i sprawdzić, czy nie oderwał mu ręki... I chociaż Izaya na nieco zbyt dużo sobie pozwalał, chwilowo to zignorował, jako, że mu pomógł.
     Izaya zaciekawiony oglądał majtające się ucho. Nie mogąc powstrzymać zainteresowania wstał i delikatnie przeszedł po plecach psa finalnie oglądając je z bardzo bliska. Polizał je i położył swój łepek na łbie blondyna, a tyłek sadzając mu na karku. Zafalował ogonem dumny z osiągniętej wysokości.
     Shizuo za pamięci przegryzł smycz, choć wymagało to nieco żucia, i chwilę potem odnalazł Shinrę. Tym sposobem okularnik znów musiał zająć się niesfornym psem i niesfornym kotem, którzy zwalili mu się niedawno na głowę. I coś przypuszczał, że przez to wszystko nabierze jeszcze doświadczenia weterynaryjnego...


sobota, 18 lipca 2015

Shizaya + Altery - Gra

Hej, hej~...
Już jest jakieś 40 minut po północy więc technicznie już sobota i mogę to dodać yay~! Nie wiem co ten one-shot ma w sobie ale jakoś tak strasznie podobało mi się pisanie go. A... mnie się to naprawdę nie często zdarza, a już zawłaszcza, gdy mówimy o czymś co wstawiam na jakiegokolwiek bloga XD Co do opowiadania to  tak myślę, że Psyche byłby idealną swatką x3 Poza tym dodam, że jest trochę przeklinania jakby komuś to przeszkadzało XD A no i proszę spełniam życzenie kogoś kot na shoutbox'ie pytał się o ten pairing. Daj znać czy spełniło twoje oczekiwania, dobra?
Nie zapomnijcie nakarmić psiaków klikając w banerek i Enjoy~!
 
Pairingi(lub też Paringi jak mówi Inu-chan ;_;) : Shizaya, PsyVi i TsuPsy 




     Virus138 wzbił się w powietrze i obracając się przeciął z gracją pistolety Psychedelica420. Uśmiechając się przy tym wrednie, wpatrywał się w smugę czerwonego światła jakie po sobie zostawił i rozpadającą się na zielone kwadraciki broń swojego wroga. Tym razem był pewien swojej wygranej. Zamknął oczy napawając się tą chwilą i przygotował nogi na spotkanie z cyfrowym gruntem. Usłyszał skwierczący odgłos i zgrzyt metalu. Jego ciało wylądowało i upadło bezwładnie na ziemię z wielką dziurą przebijającą jego pierś. Virus spokojnym wzrokiem wpatrywał się w postępującą defragmentację swojego ciała. Było w niej coś naprawdę przyjemnego. Choć nic nie czuł lubił oglądać wirujące i zanikające kolorowe kwadraty. Nie ważne czy czerwone czy zielone. Nad głową bruneta pojawiło się czerwono-brunatne „YOU LOSE”. Jak mógł zaobserwować nad głową podchodzącego do niego blondyna widniał różowo-złoty i ozdobiony gwiazdkami napis „YOU WIN”.
- Oi Mendo! - Psychedelic szturchnął go butem odpalając swojego papierosa. - Wstawaj, nie mamy całego dnia. - Zaciągnął się dymem.
- Już, już Psy-chan~… Po prostu zauroczyła mnie gejowatość napisu nad twoją głową. - sarknął i uśmiechnął się wrednie. Jego przeciwnik tylko cmoknął z niezadowoleniem i niechętnie wyciągnął w jego kierunku rękę. Brunet przyjął ją i chwilę później poczuł jak jest ciągnięty do góry. Jego ręka była mocno trzymana nawet gdy już stał na nogach. Rozbawiony Virus zerknął na nią a później na antywirusa. Uśmiechnął się po swojemu chcąc rzucić jakąś kąśliwą uwagę lecz w chwili w której otwierał usta Psychedelic wyciągnął papierosa z ust i wsadził mu do buzi.
- Zapamiętaj sobie! - warknął blondyn. – Nie jestem gejem. - I zgniótł mu dłoń.
~~GAME END~~
     Taki właśnie napis wyświetlił się na ekranie telewizora. Izaya jęknął zdziwione „Hęęę…?” jednak widać było, że nie był tym razem zawiedziony przegraną. Odłożył pada na kanapę i korzystając z tego, że siedzi na kolanach Shizuo cmoknął go w usta.
- Tym razem wygrałeś potworku~… - mruknął wesoło. Ręką bawił się dekoltem swojego sweterka rozciągając go. – Wybrałeś już swoją nagrodę? - Oblizał się znacząco.
     Skonfundowany Shizuo popatrzył na niego i odchrząknął.
- Nie boli cię czasem siedzenie? – mruknął patrząc na przystawiającego się do niego bruneta. A gdy ten z uśmiechem pokręcił głową warknął tylko „Ty mendo!”  i złapawszy informatora jak pannę młodą wstał z kanapy niosąc go do sypialni.

- Ne, Ne Psy-chan~… - zaczął Virus przyglądając się naprawie swojej zgniecionej ręki. – Myślisz, że znów poszli się pieprzyć i zapomnieli wyłączyć naszej gry?
- A jak myślisz? - warknął wkurzony blondyn odpalając kolejnego papierosa. Poprzedni kilka chwil temu skończył żywot pod butem Virusa. – Ile razy to już się zdarzyło co? Teraz będziemy tu tkwić nie wiadomo jak długo, a ja nawet nie mogę cię walnąć! - warknął naprawdę nieźle wkurzony. Wyjął pistolet i spróbował strzelić, ale ten był zablokowany. - Cholera by to! - Schował broń i podszedł do Vi138. Zamachnął się i chciał uderzyć jednak i to nie wyszło. - AGH!!!
- Haha~… To zabawne jak bardzo się męczysz, wiesz Psy-chan~? Nic mi nie zrobisz~! - śmiał się. Przynajmniej Psychedelic dostarczał mu rozrywki w chwilach nudy. A pewnie długo będą czekać…
Virus westchnął i zadarł głowę do góry spoglądając na zegar.
Czas – 23:42
- Czyli poczekamy sobie do rana~… - stwierdził wyciągając swoją katanę i zaczął rysować coś w cyfrowym podłożu.
     Psychedelic chyba doszedł do wniosku, że próba uderzania go jest bezcelowa, bo zdyszany odpoczywał obok.
- Myślałem, że jesteś bardziej sprawny Psy-chan. - szydził z niego Virus. – Powinniśmy częściej trenować, nie sądzisz~? Nie tylko gdy ci idioci są zbyt zmęczeni by gonić się po ulicy a chcą ustalić który wymyśla jak dzisiaj Shizuo weźmie Izayę.
- Ta… Ale mogliby nas po wszystkim wyłączać! Nie mam ochoty z tobą gadać! - warknął. – Najchętniej odstrzeliłbym ci łeb! …Albo wystrzelił w usta. - dodał ciszej.
     Słysząc ostatnie stwierdzenie uśmiech Vi138 powiększył się i zmienił w bardziej diaboliczny.
- A mówiłeś, że nie jesteś gejem Psy-chan~…
     Antywirus słysząc to zgniótł papierosa. Żyłka na jego stroni zapulsowała.
- Tyyyy!!! - warknął patrząc na swojego wroga wilkiem. – Pojebało cię niedoruchana gnido? Czy nastrój ci się udzielił co?

     Przechodzący koło monitora Psyche stanął ze zdziwieniem słuchając kłótni. Nie rozumiał wszystkich słów, ale wiedział jedno.
- Tsugaru mówił, że tak nie wolno… Że to brzydko. - mruknął ściskając mocniej swoją maskotkę. Przetarł zaspane oczka i wszedł na kanapę. Posadził pluszaka obok siebie zauważając przy tym, że niedaleko leży pozostawiony tu przez kogoś pad. Niewiele myśląc chwycił go w ręce i nacisnął jeden z guzików. Jak na komendę brunet w telewizorze stanął na baczność. Zdziwiony mruknął „Hę?” zapominając co powinien odpyskować blondynowi. Psyche uśmiechnął się dumny, że przestali się wyzywać. Rozejrzał się w poszukiwaniu drugiego kontrolera. Znalazł go porzuconego na szafce.
- Psy-chan~… - zaczął niepewnie Vi138. Chyba ktoś znów włączył grę… Było to o tyle straszne, że obaj dobrze wiedzieli, że ich oryginały będą zajęte sobą jeszcze przynajmniej przez kilka godzin. Na zegarze jednak uparcie widać było godzinę 23:52.
- Tylko nie mów mi… - zaczął Psychedelic420 szerzej otwierając oczy. - Ten dzieciak powinien już dawno spać! - warknął spoglądając przez mały ekranik. Konsola w której siedzieli miała wbudowaną kamerkę więc mogli przyjrzeć się użytkownikom gry. Nigdy jednak tego nie robili. Nie widzieli potrzeby, poza tym… średnio im się chciało oglądać przekomarzanki dwóch bestii z Ikebukuro.
     Psyche domyślając się, że na niego patrzą uśmiechnął się uroczo i pomachał do nich rączką.
- Nie mogłem spać~! Tsugaru w takich chwilach zawsze daje mi ciepłego mleka~! Nie chciałem go budzić, więc postanowiłem zrobić je sobie sam… - wyjaśnił machając wesoło nogami, a korzystając z okazji, że może im coś powiedzieć dodał: - Nie powinniście się wyzywać! Krzyki i bicie są straszne~… Nie możecie się zamiast tego przytulić? Tsugaru zawsze mnie przytula gdy jestem zły~…
- Ja pierdolę, jak słodziutko… - warknął Psy420 i spojrzał z przerażeniem na Vi138 który z poważną miną odpowiedział.
- Zaraz… rzygnę tęczą.
- Wow~… - Obaj zwrócili uwagę na podnieconego bruneta po drugiej stronie ekranu. - Masz taką funkcję~? Czemu ja o niej nic nie wiem? Chcę zobaczyć! Pokaż, pokaż! – Rozbudzony już całkowicie Psyche skakał po kanapie. – Jestem ciekaw jak to wygląda~!!!
- Nażryj się cuksów to zobaczysz… A od nas się odpierdol. - warknął blondyn. Znielubił Psyche. Nie dość, że mieli podobne imiona to jeszcze chciało mu się rzygać od tej całej jego różowej aury… Kwiatki, tęcze i jednorożce oraz przytulanie różowego króliczka to było dla niego stanowczo za dużo. A ponieważ nie potrafił aż tak stłumić swojego charakteru jak Vi liczący na dobrą zabawę starał się pozbyć różowego natręta najszybciej jak to możliwe.
- Jesteś wredny! - Psyche przestał skakać i naburmuszył się chwytając za kontroler Psy420. - Tsugaru zawsze mówił, że ludziom złym zawsze brakuje miłości więc~… Jeśli sprawię, że będziesz ją czuć wszystko powinno być dobrze~! – zapewnił zaczynając kontrolować cyfrową strukturę antywirusa. - Ja zawsze czuję przypływ miłości gdy Tsugaru mnie całuje więc~… Postaramy się zrobić to samo! - krzyknął rozweselony i ruszył Psychedelickiem na śmiejącego się w najlepsze bruneta.
     Vi138 nagle przestał chichotać i zrobił większe oczy. Widząc pędzącego do niego z otwartymi ramionami wroga zaczął przed nim uciekać. Nie miał zamiaru dać się wykorzystać! To mu się na pewno nie będzie podobało! Nie było związane z destrukcją więc jak mógłby to polubić?
     Niestety dla Virusa, plansza do walki miała swoje ograniczenia. A jednym z nich o którym przekonał się naprawdę szybko było to, że była dość mała.
     Stanął w rogu nie mogąc wskoczyć na niewielki murek, ani przeskoczyć przez niego. Cyfrowa ściana z namalowanym chamsko wyjściem. Oto przy czym się znalazł. Nie rezygnując jednak z walki wyjął swoją katanę i ustawił się w pozycji obronnej. Widząc go blondyn prychnął.
- Chronisz swoje dziewictwo? To twój pierwszy raz, co pasożycie?
- Twój też idioto! - warknął patrząc na niego spode łba. - A tyle się zarzekałeś, że nie jesteś gejem! (*napisałabym walniętym homosiem, ale yaoistki potrafią za takie bluzgi oczy wydrapać toteż zostanie gejem)
     Z tego niestety Psychedelic nie mógł już się wybronić. Programy komputerowe są dość zero jedynkowe i nie potrafią kłamać.
- Przykro mi Psy-chan. – mruknął przysuwając go do Virusa, nie zważając na wycelowaną w jego stronę broń. Katana nie stanowiła dla niego zbyt wielkiego problemu.  – Czasem trzeba trochę pocierpieć dla miłości. Mnie też boli gdy Tsu-chan zabrania mi zjeść trzeci deser mimo to nie chcę go stracić, więc nie idę po niego do lodówki i nie zjadam w ukryciu, bo to mogłoby zasmucić Tsugaru…
     Psyche coraz bardziej wkręcał się w grę. Z przygryzionym językiem i zaciętą minką manewrował padem tak, by blondyn pogładził Vi po głowie, a następnie przytrzymując go palcami jednej reki za podbródek pocałował.
     Przerażony blondyn wiedział do czego to zmierza. Domyślał się po kombinacji klawiszy jakie wcisnął kontrolujący go brunet. Na szczęście, dla Psy420 i Vi138 i ku wielkiemu nieszczęściu Psyche, antywirus najpierw wyrwał trochę włosów brunetowi szarpiąc go za nie, później poddusił go chwytając za szyję, a na końcu, zamiast pocałować go, uderzył nim w cyfrową ścianę.
     Zdziwiony na początku program komputerowy po chwili wyszczerzył się sadystycznie.
- Jeśli tak ma wyglądać ta „miłość” to nie jest źle. - mruknął zaciskając mocniej ręce na szyi Vi. Podduszany mężczyzna też nie narzekał. Uśmiechał się wrednie czekając na to, co będzie dalej. Psychedelic z potarganą fryzurą, dziką satysfakcją w oczach i kataną przebijającą jego bok wyglądał niespodziewanie dobrze w oczach Vi.
- Hęęę~… - jęknął zasmucony brunet. – Co poszło nie tak? - W kącikach jego oczu pojawiły się małe łezki.
- Jesteśmy na polu bitewnym smarku. Nie ma tu opcji na takie obleśne zachowania. - warknął na niego Psy. – Naprawdę jesteś tak głupi?
- Czyli… - Psyche z zastanowieniem kliknął przycisk z napisem „menu”. – Muszę tylko znaleźć miejsce w którym opcja będzie dostępna.
- Nie wierzę, że ktokolwiek stworzył tak pojebaną opcję! - Uśmiechnął się triumfalnie blondyn. Mimo to on jak i Vi z napięciem przyglądali się przesuwającemu się paskowi z nazwami różnych plansz. Obaj przełknęli ślinę, gdy Psyche nieświadomie wyszedł z trybu bitewnego i uradowany wybrał przycisk w kształcie truskawki. W nowo otworzonym menu widniała tylko jedna odblokowana plansza.
- O kurwa… - mruknął blondyn widząc jej napis, a chwilę później pod stopami jego i Virusa pojawił się wciągające ich niebieskie świetliste kółko.
- Co to za zjebany tryb! W umyśle którego to psychola pojawił się tak pojebany, kurwa pomysł!!! - Nad wymachującym ze złości rękoma awatarze, podobnym do Psychedelica, pojawił się dymek składający się prawie zupełnie z ocenzurowanych przekleństw.
     Kilka metrów od niego wylądował drugi awatar.
- Uspokój się idioto. To niema plansza. - Pojawiło się nad jego głową gdy ten przyglądał się swojemu nowemu strojowi. Białe rękawiczki, różowe namalowane na piersi serduszko i latająca nad jego głową złota uśmiechająca się gwiazdka. Jego czerwony krawat zawiązany w kokardkę zmienił kolor na różowy, a rekinie zęby przestały być rekinie i tylko to odróżniało go od dawnego Vi138. Awatar spojrzał wreszcie na swojego rywala uznając, że rękawiczki i krawat i tak zaraz ubrudzi cyfrową krwią i będą wyglądać wtedy o wiele lepiej. Widząc jednak blondyna parsknął tak wielkim śmiechem, że obłoczek nad jego głową sięgał, aż górnego krańca ekranu.
     Psychedelic miał nad głową kilka uśmiechających się serduszek. Na jego piersi również znajdowało się serduszko, podobnie jak u Virusa i co chyba najzabawniejsze dla Vi wielka bazooka którą blondyn zawsze ze sobą nosił zmieniła swój kształt teraz była biała a jej lufę zdobiło olbrzymie różowe serce.
     Nad głową blondyna pojawiła się ikona zarumienionej buźki co jeszcze bardziej rozbawiło bruneta. Nie wytrzymując już tego Psy420 sięgnął do swojej broni i kompletnie ignorując jej nowy wygląd wystrzelił w śmiejącego się w najlepsze Virusa. Zamiast pocisku jednak bruneta trafił tęczowy strumień kolorów znaczący ślad od spluwy blondyna do serduszka na piersi bruneta. Wkurzony blondyn wyrzucił swoją broń i sięgnął po pistolety. Te jednak stały się plastikowe i różowe. Nie zważając na to przeładował i strzelił kilka razy we wroga. Bezskutecznie, Virusa otoczyły tylko kolejne małe urocze i różowe serduszka.
     Psyche przyglądał się temu oczarowany. Nigdy nie lubił gry Shizuo i Izayi myślał, że jest głupia i pełna przemocy. Ale… skoro ma coś takiego jak „Love Stage” i dopiero odkryty przez niego „Kissing mode”nie musiała być taka zła, prawda?
     Virus natomiast przyglądał się tęczowym paskom na górze ekranu.
- Nie rozumiem tego poziomu. - stwierdził drapiąc się po głowie. - Trafiłeś mnie, a mój pasek się zwiększył, twój też, choć troszkę mniej… - przyznał zdziwiony. - Jak tu się wygrywa?
- Musisz zapełnić serduszko pośrodku~… - wyjaśnił Psyche zmuszając Vi by zaatakował kataną Psychedelica. Brunet patrzył zdziwiony jak dawna smuga czerwonego światła za jego kataną rozsypuje teraz płatki kwiatów. Gdy podbiegł do Psy już wystarczająco blisko zamiast go zaatakować wpadł mu w ramiona i podał mu bukiet. Miał go w ręce w której wcześniej była katana, a po mieczu nie został nawet ślad. Wkurzony Virus zaczął okładać blondyna piąstkami, bo tylko na takie uderzenia pozwalała mu gra.
- Puszczaj mnie zboczeńcu! I oddawaj moją katanę, kurwa! Coś z nią zrobił pojebie! - wrzeszczał okładając go kwiatami po twarzy. Mimo irytacji blondyna i jego pulsującej żyłki nie mógł on puścić, ani zgnieść Virusa. Co gorsza wokół nich pojawiało się więcej tych piekielnych serduszek. Do tego w tle zaczęła lecieć słodka romantyczna muzyczka.
     Psyche przed ekranem czekał w napięciu aż serduszko naładuje się do końca i będzie mógł wykonać specjalny atak.
     Na ekranie w dymkach pojawiła się kolejna rozmowa.
- Co za zjeb wymyślił tę pojebaną grę!
- Izaya ty ciulu!
     Ktoś odchrząknął i Psyche odwrócił się zaciekawiony. W progu salonu pojawił się Tsugaru w haori narzuconym dość niedbale na piżamę. Mimo roztrzepanych włosów i sennego wzroku wyglądał naprawdę dobrze w półmroku.
- Tsugaru~!!! - wykrzyknął uradowany brunet.
- Psyche… - odparł spokojnie blondyn. Zbliżył się do niego i przysiadł na kanapie. Pogłaskał bruneta po głowie mierzwiąc mu włoski. - Co ty tu robisz? Powinieneś już dawno spać…
- Przepraszam Tsuga-chan~… - Psyche spuścił głowę. Wyglądał na naprawdę smutnego, więc blondyn pogłaskał go raz jeszcze i uśmiechając się delikatnie odpowiedział spokojnie.
- Nic się nie stało.
     Na ekranie pojawiły się dwa identyczne dymki, w których pisało „Jakie, kurwa, nic!” a obok nich latały dwie zirytowane emotikonki.
- Nie mogłem zasnąć Tsuga-chan~… Pomyślałem, że napiję się ciepłego mleka tak jak ty mi zawsze robisz… Nie chciałem cię budzić… Przepraszam.
- Mmm… - Tsugaru uśmiechając się delikatnie przygarnął do siebie Psyche. - Mleko to dobry pomysł, dla nas obu. - stwierdził i wpatrzył się w ekran. – A co robiłeś przed telewizorem?
- Było włączone~! Izaya-san musiał zapomnieć wyłączyć~… I znalazłem fajną grę~! - Psyche wskazał na ekran. – Staram się pomóc Psy420 i Vi138 odkryć potęgę miłości~… A właśnie! - wykrzyknął chwytając za pada. Podał jeden z nich Tsugaru. - Potrzebuję twojej pomocy~… To już ostatni atak~! - zapewnił wskazując jeden z przycisków. - Naciśnij go na 3 dobrze?
     Zdziwiony Tsugaru pokiwał niepewnie głową i spojrzał w ekran z którego krzyczały dwie postaci.      „Nie rób tego Tsugaru” przeczytał.
- Jeden~!
     „Nie zmuszaj nas do tego…”
- Dwa~!
- Psyche… Oni chyba… - chciał mu przerwać jednak widząc buzię Psyche pełną radości i ekscytacji pomału zmieniającej się w smutek z powodu odmowy… nie mógł mu tego zrobić. - Już nic.
- W takim razie trzy~! - krzyknął uradowany brunet.
     Tsugaru popatrzył jeszcze na ekran z niemym „Sorry chłopaki” i nacisnął przycisk. Z tyłu ekranu wystrzeliły fajerwerki, a na pierwszym planie całowali się dwaj odwieczni wrogowie.
- Yay~! Udało się~!!! Ja też chcę Tsuga-chan~! - krzyknął Psyche przytulając się do swojego ukochanego. Ten jednak tylko cmoknął go w czoło i wziąwszy na ręce podniósł chcąc zabrać do pokoju. Wydawało mu się, że po takiej rozrywce Psyche uśnie szybko nawet bez mleka.
     Kątem oka zobaczył jeszcze myśli całującej się parki.
- Ej gdzie ty pchasz ten język!
- Przymknij się kurwa! Au! Nie gryź pierdolony sadysto!
- Pierdolony to będę zaraz! Gdzie z łapami perwersie!
- Zajebię cię kurwa!
- I vice versa Psy-chan.
- Masz przejebane! Wyjebię cię tak, że nie będziesz mógł się podnieść!
- Czy to propozycja? I mówiłem! Przestań pchać te łapy! Najpierw odepnij mi pasek…
     Reszty Tsugaru nie zobaczył. Widząc do czego zmierza blondyn wyłączył telewizor zostawiając jednak wciąż działającą konsolę. W końcu nie ładnie byłoby niweczyć starania Psyche by ta dwójka się pokochała. I choć może oni tak tego nie nazwą Tsugaru był pewien, że będą się kochać całą noc.
- Jak dobrze, że to plansza bez głosu. - westchnął zamykając jeszcze drzwi od salonu.

     Tymczasem na planszy „Love stage”.
- Ej, kurwa kto wyłączył światło! – warknął Psychedelic na chwilę zaprzestając ruchów ręką w bokserkach Vi. Jak na grę… Izaya naprawdę zadbał o takie szczegóły.
- Czy tak nie jest bardziej klimatycznie Psy-chan? – wymruczał Vi oplatając go bardziej nogami.
- Nie bardzo… Nie będę mógł widzieć jak płaczesz i wijesz się z bólu gdy w ciebie wchodzę!

sobota, 11 lipca 2015

Fem!Shizaya - Czerwony potwór

Hej, hej~... dziś one-shot role play z alterkami. Po raz pierwszy na tym blogu Fem!Shizaya. Pomysł jest dość prosty i mam nadzieję, że do jej przeczytania zachęci was to o to zdanko. "Kojarzycie te wszystkie ff w których Shizuo zachowuje się jak baba z okresem? W tym opowiadaniu ON NIĄ JEST" I jak? Zaciekawieni? :3 Nie zapomnijcie nakarmić psiaków i monitorować Aktualności bo możliwe, że coś się pozmienia w kolejce ;) a teraz Enjoy~! Przy okazji ten One-shot posiada nagłówek. Paczajcie :3




Ohayo.
Wiecie czego żałuję? Że nie pisałam tego w dzień w którym mogłabym się bardziej wczuć, Shizuko powinna być bardziej jak ja. Byłaby krwawa łaźnia. x3"
Co więcej mogę powiedzieć~... Mam nadzieję, że mimo wszystko wam się spodoba. Shoujo-ai to trudny gatunek.
Enjoy.








   Karna z cichym, urażonym prychnięciem opadła na wielką puchatą kulę, która służyła jej za fotel w jej i Shizuko wspólnym pokoju. Brunetka założyła nogę na nogę i z urażoną minką wpatrzyła się w sufit.
     Naprawdę.... Shizuka była od kilku dni wprost nie do zniesienia. Cały czas narzekała, albo uderzała w złości niszcząc im mieszkanie... Czasem też zdarzało się, że sama Kanra dostała, nie mogąc schować się w tak ograniczonej przestrzeni. Blondynka naprawdę była chwilami nie do wytrzymania.
     Kanra leniwie przerzuciła wzrok na półkę, na której stało oprawione w ramkę ich wspólne zdjęcie. Uśmiechnęła się do niego i z dziarską miną wstała z pufy. Może wystarczy rozśmieszyć Shizukę i będzie jak dawniej? A w czym jak w czym ale w rozśmieszaniu Kanra była świetna!
     Blondwłosa dziewczyna leżała wciąż w łóżku, choć od dawna już nie spała. Z cichym pomrukiem niezadowolenia spróbowała sięgnąć po paczkę papierosów, choć wiedziała, że to niewykonalne - paczka leżała w kieszeni spodni oddalonych o co najmniej dwa metry od niej. Jeszcze bardziej niezadowolona była z tego, że przed chwilą nawarczała na Kanrę i ta wyszła. Choć to się dobrze składało, bo wcale nie chciała jej się pokazywać w tym stanie, ale jednak... No, jednak. Z głośnym westchnieniem wstała i bezwiednie lekko kuląc ramiona poszła po domowe ciuchy. Gdy już miała na sobie spodnie od dresu i stanik odgarnęła z twarzy rozczochrane włosy i wyciągnęła upragnioną paczkę z nałogiem. Stanęła przy oknie, otworzyła je i dając skórze odetchnąć zimnym wiatrem zapaliła papierosa. Może by przeprosić Kanrę? A może nie... I tak jeszcze nie raz na nią warknie, a nie zamierzała się powtarzać.
     Kanra, jak postanowiła tak zrobiła. Z miną szpiega wysunęła głowę przez drzwi, a widząc, że jej dziewczyna stoi przy oknie uśmiechnęła się zawadiacko i otworzyła drzwi na oścież krzycząc wesoło "Shi~zu~ko~" Podbiegła do dziewczyny obejmując ją od tyłu. Wychyliła się zza jej ramienia uśmiechając wesoło.
- Uśmiechnij się~! - zaproponowała wesoło nie za bardzo uważając gdzie konkretnie łapie. Dopiero po chwili zorientowała się, że złapała za coś wyraźnie wypukłego okrągłego i miękkiego, choć nie tak ciepłego jak skóra blondynki. Kanra z zaciekawieniem ścisnęła lekko ów rzecz i zachichotała wesoło. Jedną ręką puknęła się piąstką w głowę i uśmiechnęła głupio pokazując język. Miała nadzieję, że to rozbawi jej współlokatorkę.
     Jej dziewczynie drgnął kącik ust, ale zaraz zniszczył to przelotny grymas na jej obliczu. Zgasiła papierosa o parapet po drugiej stronie i wyciągnęła następnego. Środek znieczulający. Potrzebowała środka znieczulającego, jakiegokolwiek... Kanra chyba nie rozumiała jej bólu w tej chwili. Cóż, były pewne sposoby dzięki którym ją bolało mniej gdy miała "te dni". Pstryknęła brunetkę w sam środek czoła.
- Nie macaj mnie teraz. - mruknęła, zaraz podpalając papierosa i ponownie się nim zaciągając. Choć płuca odczuły ulgę. Ale reszta nie. I zaczynało jej być zimno... Jej tułów pokrył się gęsią skórką, ale postanowiła nic z tym nie robić.
     Kanra spojrzała na nią z wyrzutem i rozmasowała obolałe czoło.
- Jak znów mi zostanie czerwony ślad to wisisz mi podkład, żeby to zakryć. - fuknęła na nią, mimo to nie rezygnując z prób rozweselenia dziewczyny. Kącik ust blondynki zadrżał, a to już coś!
     Brunetka więc nadal uśmiechnięta wsunęła się tym razem między blondynkę a parapet i usiadłszy na oknie zaczęła stopami zaczepiać nogę Shizuko.
- Musi być ci zimno~... - zaczęła, uśmiechając się figlarnie.
- Po co... Wyjaśnisz, że walnęłaś głową o szafkę gdy próbowałam cię wykorzystać. - mruknęła. W założeniu miał to być żart, ale... jej ton kompletnie na to nie wskazywał. Nie miała na to humoru. Zaciągnęła się dymem i wydmuchnęła kółeczko pod sufit, zaraz zerkając na nią. - No, jest i co? - rzuciła, czekając na jakąś kontynuację.
- A to, że się do ciebie moooo~cno przytulę na rozgrzewkę! - zapowiedziała wesoło brunetka zaraz oczywiście łapiąc w ramiona zaszokowaną blondynkę. - I jak, już cieplej? - zachichotała, przylegając do niej całym ciałem. - Ne Shizuko, coś taka nadąsana~! Trzeba się bawić~... Rzućmy wszystko jedźmy na plażę, czy coś~... - zaśmiała się brunetka, przechylając się wraz z zaszokowaną barmanką za okno. Oczywiście nie aż tak by spaść, mimo to dość mocno się wygięły.
- Nigdzie nie wychodzę. - mruknęła niechętnie Heiwajima, opierając się o parapet, by asekurować je obie. Akurat to, że była prócz spodni w samym staniku nawet nie przeszło jej przez myśl. Gdyby ktoś spróbował na nią spojrzeć nie tak... nie miałby życia. Więc czym się martwić? No, miała czym się martwić, z tą dziewczyną... - Nie jestem nadąsana, tylko źle się czuję... - spróbowała wytłumaczyć cierpliwie, spoglądając na wypalający się papieros w lewej dłoni oddalonej nieco od Kanry. Co ma jej powiedzieć? Może od razu wykrzyczeć "Okres mam!"? Coś czuła, że jeszcze bardziej popsułoby jej to humor, więc tego nie zrobiła.
     Orihara natychmiast wytrzeźwiała ze swojego szaleństwa słysząc o tym, że ktoś mógłby się źle czuć, a zwłaszcza Shizuko.
- Zrobić ci gorącej czekolady? - zapytała zadzierając głowę. Jedną ręką poprawiła spadającą jej do oka grzywkę, a drugą wciąż trzymała dziewczynę. - I dorzucić pianek? - dopytała uśmiechając się wesoło. - Potem mi powiesz co się takiego stało~... - zapowiedziała wesoło. - Tylko mi nie mów, że się zakochałaś~... - zachichotała uznając to za coś niemożliwego.
- Oj, ja? W kim? - Blondynka znów poruszyła kącikami ust, ale to było wszystko, na co było ją stać w kwestii żartów. Wyprostowała się, łapiąc brunetkę jedną ręką pod plecami. Cmoknęła ją w kącik ust i pokiwała głową pozornie spokojnie, choć przez jej ciało przebiegały fale gorąca zwiastujące kolejny atak złego humoru. Co najmniej. - Kakao, jakbyś mogła. - Przynajmniej pobędzie chwilę sama, to raczej mogło im obu wyjść na zdrowie...
- We mnie~! To chyba oczywiste prawda? - zachichotała wesoło cmokając ją w usta. - Chętnie posłucham jak to mnie wychwalasz~... - zapewniła wesoło. - Kakao raz już się robi~... - dodała widząc grymas na twarzy blondynki. Szybko ulotniła się do kuchni nastawić wodę.
- Oczywiste. - Pokiwała do siebie głową, gdy ta już wyszła. Zgasiwszy papierosa zamknęła okno i siadła na skraju łóżka, otulając się kołdrą. Z zimnem też jej było źle. Wszystko nie tak. Zimno źle, ciepło źle... Może jeszcze kakao przestanie jej smakować?!
     Kanra zaraz wróciła do pokoju podając naburmuszonej blondynce kakao.
- Ne, ne Shizuko, patrz co mam~! - Pomachała dumnie bitą śmietaną, której puszkę trzymała w rękach. - Masz może ochotę? - zachichotała stawiając małą kropkę na nosie współlokatorki. Zaraz ją zlizała ze śmiechem opierając się przy tym o blondynkę.
- Hm... Daj trochę. - Wyciągnęła wolną dłoń. Jasne, że nie chciała jeść zwyczajnie. Wolała jak Kanra... Zabawić się. Tak trochę nigdy nikomu nie zaszkodziło. Może nawet pomyślałaby o czymś więcej, gdyby nie była w tym stanie.
     Pewna, że udało jej się rozweselić przyjaciółkę brunetka z uśmiechem podała jej bitą śmietanę. Sama usiadła naprzeciw Shizuko tuż przed nią. Gdy blondyna wzięła łyk kakao Kanra znów złapała ją za cycki uśmiechając się chytrze.
- Było się nie odsłaniać~... - Pokazała jej język.
- Hmhhhh... - wyburczała coś tamta, wciąż z bitą śmietaną w buzi, jednak w akcie zemsty wystrzeliła białą, klejącą i słodką śmietanką prosto w twarz brunetki. No, jak po tym by jej nie puściła, to sama nie wiedziała, po czym. Przełknęła co miała w ustach i roześmiała się, widząc zaskoczoną i zniesmaczoną tą lepką słodyczą minę Kanry. Po prostu zaniosła się śmiechem, przez co musiała się skulić, bo brzuch znów ją rozbolał.
     Brunetka chciała na nią nakrzyczeć jednak widząc szczery śmiech Shizuko nie miała serca. Patrzyła się uśmiechając się, jak jej ukochana się śmieje. W końcu to był jej cel prawda? Nawet jeśli skończyła w bitej śmietanie...
- Nie chlapie się w deserze przed obiadem. - Blondynka uśmiechnęła się, po czym przyklęknęła na łóżku i zaczęła powoli zlizywać z buzi Kanry śmietankę, którą ją ochlapała. W końcu nie można marnować takich słodkości, nie? Zresztą dziewczyna słodko mrużyła powiekę, jak kotek, kiedy czyści go jego mama. Tak... Chyba coś z nią było nie tak przez ten okres, skoro to ją rozczulało. - To co na obiad? - spytała, pewna i tak, że zaraz padnie, żeby sama coś zrobiła. Zwykle to stawało się jej zajęciem.
- Przecież wiesz, że gotowanie to nie moja broszka~... - Już częściowo czysta brunetka podrapała się po głowie. - Nie lubimy spalonych garnków i węgielków na talerzu prawda? - dopytała się rozbawiona i znów przymrużyła oczy gdy Shizuko zaczęła ponownie zmywać z niej śmietanę.
- Ale lubimy moją kuchnię? - Uniosła nieco brew, odsuwając się od niej trochę. Zebrała resztkę pianki z jej policzka i oblizała palec. Po tym podniosła się i krzywiąc się skierowała się do toalety. - Zaraz się za to zabiorę. - mruknęła, zamykając za sobą drzwi. Potrzebowała kilku minut. - Przygotuj składniki! - zawołała jeszcze przez drzwi.
- Ale do czego? - odkrzyknęła jej niezadowolona. Naprawdę... Rzadko pomagała Shizuko w kuchni... Głównie na święta, lub jak chciała się z nią pośmiać... Raczej nie umiała gotować... Miała trochę bardziej sportowo-informacyjne talenty. Nie nadawała się na kurę domową... Westchnęła i ruszyła do kuchni. Otworzyła lodówkę postanawiając dokładnie przejrzeć jej zawartość.
- Czegokolwiek... - odpowiedziała jej zza drzwi, świadoma, że ta może jej w ogóle nie usłyszeć. Jednak zajęta była czym innym i nie zamierzała wychodzić. Pojawiła się w kuchni po około dziesięciu minutach, gotowa do akcji. - I co planujesz na obiad?
- W sumie to nadal nie wiem~... - przyznała obracając się tyłem do wciąż otwartej lodówki. Wskazała za siebie kciukiem. - Ona nie chce mi nic powiedzieć~... Nie mam pojęcia, ale liczę, że zrobisz coś pysznego~... - wymigała się brunetka.
- Jasne, jasne. Tego też ci nie dam robić, bo rozmrażasz lodówkę. - Klepnęła ją lekko w tyłek, żeby się przesunęła i sama wyciągnęła parę składników. Postawiła je na blacie, by móc zaraz zająć się krojeniem i tak dalej, jednocześnie wyciągając garnki.
- Ubierz jeszcze fartuszek. - rzuciła wesoło brunetka sama siadając na krześle i opierając się o blat stołu kuchennego wpatrywała się wyczekująco w Shizuko. Może się uda, a co jej szkodziło próbować?
- To już nie starczy ci, że jestem w staniku? - rzuciła niby to niedowierzająco. Zgarnęła znów włosy do tyłu, skupiając się na robocie, którą wykonywała. - Fartuszek mamy tylko na pokaz. - przypomniała. Robota w nim jej się nie widziała...
- Właśnie! Na pokaz~... - przytaknęła brunetka wesoło machając głową. - Więc to chyba nic dziwnego, że chcę abyś się w nim pokazała prawda~? - zachichotała, wesoło machając nogami. - Tak w ogóle to co tam nam gotujesz~?
- Sama go ubierz, jak tak... - mruknęła. Naprawdę nie była w humorze na takie przebieranki, a granica tego kiedy była czemuś niechętna lub z jakiegoś powodu zła była cienka. Pokręciła głową. - Obiad. - Uśmiechnęła się w przelocie. - Ryż, sos... Curry. - mruknęła, skupiając się na dokrajaniu składników.
     Kanra wzruszyła tylko ramionami i wesoło zeskoczyła z siedzenia. Podeszła do szafki i wyjęła  z niej fartuszek. Dokładnie go obejrzała z obydwu stron, po czym ubrała go. Okręciła się dumna ze swojego wyglądu i odgarniając włosy w tył ruszyła do kuchenki. Oparła się o ramię swojej dziewczyny uśmiechając się przy tym uroczo.
- I jak? - zagadnęła. - Wyglądam świetnie, ale gotować nie będę~...
- No i dobrze. Bo to na pokaz. - zauważyła, zaraz smarując jej nos kropelką gęstego sosu. - Ładnie. - zapewniła, łapiąc za wodę i rozrzedzając trochę sos, nie przestając mieszać. Zawsze wychodził za gęsty. Zawsze.
     Brunetka zaciekawiona smakiem sosu starła kropelkę z nosa i polizała palec.
- Smaczne. - stwierdziła zadowolona. Cóż... Shizuko zawsze gotowała pyszne obiady... I sprzątała dom... - Cóż, widać życie kury domowej jest ci pisane. - stwierdziła wesoło brunetka.
- Kura domowa nie jest dla mnie. - poprawiła ją, mieszając niecierpliwie ciągle i ciągle gęstniejący sos. Smak smakiem, co było nie tak z tą konsystencją, że nie dało się go nawet rozrzedzić...? A może tak miało być? Przestała mieszać, pozwalając mu bulgotać. Skoro tak się robi, to może tak jest dobrze... Wyłączyła ryż, zostawiając drugi garnek, po czym odcedziła główny składnik przez sitko i postawiła znów na kuchence, na wyłączonym palniku. Zamieszała w gotującej się, brązowej masie. Niedobrze. Zaczynało się przywieranie do dna... Znów zaczęła mieszać. - Nic nie mów. - burknęła, wyraźnie zdenerwowana tym stanem jedzenia.
- Ale radzisz sobie znakomicie~... - Kanra na dobre zaległa pół leżąc na stole i znudzona wpatrywała się we współlokatorkę. - Widzisz~... Wszystko idzie świetnie gdy się tym zajmujesz! - komplementowała ją dalej, licząc na smaczny posiłek... Najlepiej, żeby ktoś ją jeszcze nakarmił... Byłoby cudnie.
- Bzdury. - prychnęła, wpatrując się w garnek co najmniej, jakby chciała zabić nieożywiony sos spojrzeniem. Odwróciła się na chwilę do Kanry, chcąc chociaż nacieszyć oczy widokiem dziewczyny w fartuszku, ale nijak to nie pomogło. Wróciła więc do pozbywania się grudek. Wreszcie zrezygnowana wyłączyła sos i spróbowała. Ugotowany, chociaż tyle... - Talerze... - wymruczała do siebie, zaraz wyjmując nakrycia. Nałożyła jedzenie i w ciszy zaczęła jeść swoją porcję.
     Gdy do nosa brunetki dotarł smakowity zapach, a jej czuły słuch wychwycił brzdęk talerzy i sztućców informatorka natychmiast podniosła się i grzecznie usiadłszy na krześle wyszczerzyła się wesoło do swojej dziewczyny. Zamachała rączkami jak małe dziecko, licząc, że w ten sposób Shizuko poda jej obiad.
- Smacznego. - rzuciła blondynka, spoglądając na nią i podsuwając jej talerz, który dotąd niczym zakładnik stał obok niej czekając aż brunetka usiądzie. Wróciła do jedzenia, odczuwając coraz większy dyskomfort. Musiała się przejść. Albo położyć. A nade wszystko rzucić czymś, koniecznie... Niekontrolowanie warknęła coś pod nosem, przygryzając łyżkę ze zdenerwowania.
- Oj oj ostrożnie~... Bo jeszcze połamiesz sobie ząbki, albo co gorsza łyżeczkę~! - zachichotała brunetka, chwytając własną łyżkę. - Pyszne~! - pochwaliła blondynkę, uśmiechając się wesoło. Shizuko była dziś jakaś nie w sosie. - I sos pyszny. - dorzuciła, licząc, że to coś zmieni.
- Co gorsza...? - mruknęła zniekształconym przez sztuciec głosem i wyciągnęła go, by się mu przypatrzyć. W końcu ścisnęła łyżkę artystycznie tworząc coś co miało imitować łódeczkę, a w końcu zrobiła z tego grudkę metalu, którą zaczęła ugniatać w palcach jak plastelinę. Trochę pomagało. Gniotek do zabawy, nie ma co...
- Tak... - Kanra smętnie patrzyła się na metalową kulkę która kiedyś była sztućcem. - Zostały... nam już tylko dwie łyżeczki. - Spojrzała z wyrzutem na dziewczynę. Czy blondynka zawsze musiała wyładowywać się na sprzęcie gospodarstwa domowego?
- Mówiłam, że odkupię po pracy... - Machnęła ręką obojętnie. To nie były srebrne sztućce tylko zwyczajnie, metalowe, więc co w tym był za problem...? Prócz tego, że ostatnio zapomniała ich kupić. Wstała i zdecydowanym ruchem wsadziła talerz do zlewu. - Masz mniej do zmywania. - podsumowała i wyszła, nim Kanra zdołała pojąc znaczenie jej słów. Shizuko wolała pozbyć się kłopotu ze zmywaniem garnka z przypalonym sosem i kleistej substancji na ściankach po ryżu. Pozbyłyby się dwóch garnków, gdyby to ona miała sprzątać.
- Ej, ej ej! - Brunetka wybiegła za nią z pretensją zrzucając z siebie fartuszek. - Czemu to ja mam zmywać co? - Niezadowolona stanęła przed blondynką zakładając ręce na piersiach.
- Bo ja gotowałam...? - mruknęła, unosząc brwi jakby to było oczywiste. Jeszcze miała zmywać po tym wszystkim? Zerknęła za siebie, a dostrzegając rzucony niedbale fartuszek wskazała jej go. - To też zabierz na miejsce... Tylko nie rozwal bardziej. - dodała trochę złośliwie. Reflektując się jednak postąpiła krok do przodu i cmoknęła ją delikatnie w usta. - Chyba nie chcesz pozbawić nas ostatnich garnków, nie? - znów mruknęła, wymijając ją. Nie miała sił na to wszystko... Prawie się trzęsła, to było niespotykane u niej uczucie.
     Brunetka patrzyła na nią naburmuszona dopóki nieugięta blondynka nie zniknęła w pokoju. Kanra niechętnie podeszła do zlewu. Przyjrzała się wszystkiemu co jest brudne i westchnęła. Zakasała rękawy, zebrała wszystkie garnki i talerze wymagające mycia i jak gdyby nigdy nic wyrzuciła je przez okno... Chyba trafiła w jakiegoś kota słysząc jego przerażone miauknięcie. Brunetka dumna z siebie wyszła z kuchni, wcześniej tylko składając niedbale fartuszek i wrzucając go do którejś szafki. Podgwizdując wesoło ruszyła do salonu. Shizuko i tak musi odkupić tyle talerzy i garnków, że 4 więcej nie zrobią jej różnicy.
     Z cichym westchnieniem Shizuko schowała się pod kołdrą po sam czubek głowy. Nie miała humoru bardziej, niż zwykle, a wbrew pozorom nie lubiła się na nikim wyżywać. Zamknęła oczy, próbując się zrelaksować. Nie wiedząc kiedy, przysnęła, czując delikatny powiew chłodu z otwartego okna.
     Kanra widząc śpiącą przyjaciółkę bez skrupułów wskoczyła na nią. Usiadła na jej udach wesoło się uśmiechając.
- Ne ne~... Shizuko co jest? Jesteś mniej zabawowa niż zwykle~... - poskarżyła się robiąc smutną minkę. - A obiecywałaś mi, że będziemy się dużo bawić~...
     Blondynka zawarczała ostrzegawczo, czując nacisk na swoje uda. Dobrze, że uda a nie biodra, bo zaraz po obudzeniu zastałaby Kanrę wbitą w ścianę. Zapewne nawet nie wiedziałyby, kiedy.
- Mam okres, jak mam się niby bawić?! - warknęła na nią, obracając się tak, żeby brunetka zleciała na drugą połowę łóżka. W tym stanie była nie do dotknięcia, a przynajmniej od kolan do pasa nie powinno się jej dotykać. Orihara już dawno powinna była to wiedzieć... I rozpoznać! Jak mogła nie widzieć, że stan w jakim znalazła się teraz to nie zwykłe podenerwowanie?! "Spostrzegawcza" pani informator, akurat! - ... - Burknęła coś pod nosem, obracając się na drugi bok i zaciskając wargi, żeby żadna z tych głupich myśli nie wydostała się na wewnątrz. Bądź co bądź nie chciała znów urazić dziewczyny.
   Kanra wyszczerzyła się wesoło i błyskawicznie sięgnęła do szuflady wyjmując talię kart. Pomachała nimi przed blondynką, równocześnie potrząsając jej ramieniem, żeby jej nie zasnęła.
- Jak wygram jestem na górze, co ty na taki układ~? - zaproponowała. - Oczywiście za kilka dni~... Teraz najpewniej byś mnie zabiła gdybym tylko spróbowała~! - zachichotała nie zrażając się, że jej przepowiednia była bardzo prawdopodobna.
- Jasne, że tak. - mruknęła oczywiście co do tego, że by ją zabiła. Jednak Kanra niezwykle entuzjastycznie zabrała się za rozdawanie kart, więc dała spokój z wyganianiem jej. - No dobra, pograć możemy... I tak wygram. - zastrzegła. Siadła, podkuliła nogi i włożyła poduszkę między nie a brzuch. Złapała za karty, żeby je przejrzeć. - W co gramy...?
- Hm... - Zastanowiła się brunetka pukając się kartami delikatnie w głowę. - W makao! - postanowiła w końcu dość wesoło i zabrała się za przeglądanie kart które miała w ręku, uprzednio jeszcze zostawiając piątkę kier między nią, a jej dziewczyną. - Kto zaczyna?
- Świetnie. - zapewniła, kiwając głową. W makao była dobra... Pozbyła się pierwszej siódemki kier, układając strategie w myślach. Skupiona nie myślała tak o rozdrażnieniu.
- To dobrze. - Kanra uśmiechnęła się wesoło i położyła siódemkę wino. Cóż... Nie do końca wiedziała jakie zasady makao obowiązują w ich grze... Ale to się raczej wyjaśni w trakcie. A przynajmniej taką miała nadzieję. - To co... Przegrany robi kawę? - zaproponowała.
- Rezygnujesz z opcji z bycia na górze...? - Spojrzała na nią nieco zdziwiona. To był żart?
Więc gra nie była aż tak zacięta... Ale to tym lepiej. Popatrzyła na swoje karty i dobrała jedną.
- Jakkolwiek szalona i lekkomyślna bym była to jednak zależy mi na przeżyciu i spędzeniu z tobą jeszcze długich lat. - zapewniła chichocząc wesoło i dołożyła kolejną kartę. Tym razem trójkę.
- To dobrze. - stwierdziła, uśmiechając się nawet przelotnie. Dobrze, że zrozumiała jej humor... Widząc trójkę zmarszczyła jednak brwi i szybko położyła dwójkę tego samego znaku. - To o kawę... Albo dla mnie kakao.
- Z piankami pewnie~... Jjasne jasne... Ale dasz mi fory! - Wskazała na nią palcem niby to oskarżycielsko. - Wiesz, że jestem beznadziejna w karty... - mruknęła i niby to naburmuszona dobrała kartę.
- Fory? Nie ma mowy. - Pokręciła głową i ułożyła głowę na poduszce między nogami a brzuchem. Przyglądała się, czy ta położy kartę, czy dobierze jeszcze cztery. Chciała kakao. Popatrzyła w swoje karty. Chciała wygrać i tyle...
- To może ja już zacznę je robić? - westchnęła brunetka odkładając karty. Zostawiając je jak gdyby nigdy nic na kocu, wiedząc, że Shizuka nie lubi oszustwa, ruszyła do kuchni. Nasypała do kubka kakao i dosypała jeszcze dwie łyżeczki cukru. Zalała mieszankę przegotowanym chwilę wcześniej w mikrofali mlekiem i dorzuciwszy na górę piankę ruszyła do pokoju, po drodze zabierając też swój kubek z mocną, czarną kawą.
- Trzymaj~... - mruknęła, podając blondynce jej napój z przemiłym uśmiechem. - Mam nadzieję, że to uspokoi jakoś tego czerwonego potwora~! - zażartowała, wskazując brzuch barmanki.

niedziela, 5 lipca 2015

Kagami x Kuroko + Nigou - "Wiatrak"

Komban... A nie, to nie ta pora... Nie wiem, czy powiedzieć "dobranoc", jak jeden gość na koncercie, czy co. Q.Q Zatem~... Witajcie, o~! :3
Miałam wam to dodać trochę później, ale skoro już się napisało... A tu takie pustki tyle czasu... x'3 Mam nadzieję, że radość z paringów, jakie wymieniacie w ankiecie nie minie mi za szybko i jeszcze coś stworzę i będzie to dobre. QwQ" (Dotąd co zaczynałam to nie było dobre, no więc, no...)
Notka w dość specjalnym klimacie, ale czego się nie robi~~
Speszal for Kiasarin-san, na życzenie~... Bo tak bardzo chciała Nigou. x3
Enjoy!

UWAGA! Pod tą notką znajduje się ankieta, jakby ktoś jeszcze nie klikał... A mnie te wasze głosy strasznie cieszą. Więc no, proszę, wypowiedzcie się~!
LINK DO BARDZO WAŻNEJ ANKIETY






     Dzień był upalny. Upalne dni, jak każdemu wiadomo, nie sprzyjają wcale rozbudzeniu, myśleniu, chodzeniu, a już tym bardziej...
- AAA!
- DAJCIE SOBIE SPOKÓJ! CZY TEN WARIAT ZAMIERZA SIĘ KIEDYŚ ZAMKNĄĆ?!
- Przepraszam Kurosaki-san, ale to bardzo ważna rozmowa, proszę nie zagłuszać krzyków mojego chłopaka. One także są elementem konwersacji.
- Chło... Chłopa...?
     Tetsuya nie czekał, aż zapowietrzenie sąsiadki minie, po prostu zamknął okno i podkręcił wiatrak, który i tak już, stojąc perfidnie za Kagami'm i dmuchając na jego spocony kark, wywoływał wręcz wicher. Pewnie dużo ludzi w tym upale oddałoby wiele za tak sprawny wiatrak. Jednak czerwonowłosemu wcale on nie pomagał, zwłaszcza stojąc akurat w jedynym, najbardziej oddalonym od tego przeraźliwego monstra kącie...! Jakby miał za zadanie go z tego kąta wypędzić...
- Kagami-kun, jeśli będziesz dłużej tu stał, przeziębisz się. - zauważył spokojnie Kuroko, patrząc na niego z dołu.
- A czyja to wina?! Przestaw ten cholerny wiatrak albo pozwól mi to prze... - Wzrok Taigi znów spoczął na Nigou. Ale przecież da radę. Wystarczyłoby trochę ten wiatrak przestawić, czy odwrócić, nic by się...
- Nie ma mowy. Podejdź do Nigou, Kagami-kun. - powtórzył Kuroko. Uśmiechnięty (jak się wydawało Taidze) pies zrobił krok w jego stronę i szczeknął wesoło, wywieszając język.
- AAAAAA! Nie zbliżaj się, nie zbli... - Czerwonowłosy zgiął się w pół, tym samym obijając się o wiatrak, po gwałtownym spotkaniu pięści błękitnowłosego z jego żołądkiem. Klęknął nawet, obserwując przy tym wzorek na dywanie. Aż miał mdłości.
- Wuf!
- Tetsuyaa... - jęknął słabiej chłopak Kuroko, na co pies zareagował wesołym merdaniem ogona. Zrozumiał to jako zawołanie, więc zaczął stawiać łapki do przodu, podchodząc coraz bliżej, z miękkim odgłosem szurania po dywanie.
- Nie, nie ty, stój, STÓJ! - zaczął wołać panicznie, wstając mimo wszystko i jeszcze bardziej wciskając się w piekielne urządzenie plecami. Kratka wbijała się w jego skórę, zapewne odciskając ślad, ale nie zamierzał się odsuwać. Kropla potu spłynęła mu wzdłuż pleców, kończąc wchłonięta przez wilgotną koszulkę. Zerknął na Kuroko, czy ten znów przyłoży mu za jego reakcję. O dziwo jednak Tetsu spoglądał na dywan, gdzie ten przed chwilą leżał, z lekko otwartymi ustami i rumieńcami na policzkach.
- Hę...? A, wybacz, Nigou. - zwrócił się nagle do psa, całkiem pomijając swojego ukochanego w swoich przeprosinach. - Kagami-kun. Proszę, prowadź z Nigou normalniejszą konwersację. Wasza rozmowa jest dość jednostronna. - zauważył już bez rumieńców i ze zwyczajowym spokojem na twarzy.
- Haaa...? - Ten aż rozdziawił usta z narastającego niedowierzania. - Że niby z czyjej strony jednostronna? - rzucił, szeroko otwartymi oczami spoglądając na szczeniaka, który tylko przekręcił łepek, nadal ochładzając się językiem i wpatrując się w niego ogromnymi, dobrze mu znanymi błękitnymi oczami.
     Cóż, ewentualnie te oczy trochę go uspokajały... Trochę.
- Oczywiście twojej Kagami-kun. Nigou porozumiewa się z tobą najlepiej, jak może.
     Mówiąc to chłopak nie wiadomo kiedy znalazł się przy swoim psie i przykucnął obok niego, by pogłaskać go po łepku. Zwierzak znów szczeknął wesoło, robiąc swój własny wiatrak ogonem. Czy może bardziej wachlarz. Nie to zajmowało Kagami'ego, a przeraźliwe zimno rozlewające się po jego kręgosłupie.
- Po potworzemu. Nie umiem tak, Kuroko, n-naprawdę... - dodał, widząc nieprzeniknione, milczące spojrzenie wycelowane prosto w jego oczy.
     Psiak spuścił smutno łepek, jak gdyby zrozumiał jego słowa i one go tak bardzo zabolały. Pisnął coś smutno, gdy Kagami znów wbił w niego przerażone spojrzenie.
     Za to Kuroko nie odrywał spojrzenia od Taigi.
- No co, przecież... - zaczął, ale urwał. Ich spojrzenia się nie zmieniały. To było przerażające. Zaczynało być. - Dobrze wiesz, że... - Podjął jeszcze jedną próbę, ale i ona skończyła się fiaskiem. Coś tu było nie tak... Czemu ten pies patrzył na niego tak... smutno? - Cholera... - warknął, robiąc jeden, niepewny krok. - No dobra... Spróbujmy... - Podrapał się po karku i wyciągnął dłoń. - S-spróbuj mi podać jego łapę... Przywitam się. - zadecydował, rumieniąc się lekko z zakłopotania. Kuroko jakby złagodniał, a może on już miał zwidy. Ani jeden ani drugi nie miał mimiki, więc skąd on miał wiedzieć, czy to co myśli, że oni myślą, to jest właśnie to? A co jeśli oni myślą, że on myśli, że oni myślą coś innego, niż myślą...? Cholera. To byłby problem.
- Podjąłeś dobrą decyzję, Kagami-kun.
    Czy on mu jeszcze mówił jakie jego decyzje są dobre a jakie złe...? Naprawdę miał go za dzieciaka który wymaga pochwały...? Czy to był jakiś element tresury? To tego swojego potworka powinien wytresować, w końcu zaczęło się od tego, że nie mógł go nawet przytulić, bo Nigou zaraz domagał się pieszczot... A może zdenerwował swojego chłopaka tym, jak go odepchnął żeby uciec pod ten pieprzony wiatrak? Ta, bardzo możliwe, bo właśnie po tym próbował podejść do niego z psem. Chociaż wiedział, że on się ich boi.
- Super. - mruknął bez przekonania i wpatrzył się w podwójnie wgapiające w niego błękitne gałki. Do złudzenia podobne. Może jak wyobrazi sobie, że to jego chłopak... Nie! Boże broń! Nie był zoofilem, a to puchate coś nie było Tetsu! Tetsu no. 2 to nie Tetsu!
- Przywitajcie się ładnie... - Nigou został przystawiony do drżącej z nerwów dłoni Kagami'ego. Ten jakby chciał znów uciec, jednak mimo to trzymał coraz bardziej pocącą się z nerwów dłoń przed sobą. - Spokojnie Kagami-kun, on nie gryzie.
- N-no to daj łapę na znak przyjaźni... - ponaglił Tetsuyę, na co szczeniak jednak zareagował sam.
     A dokładniej polizał śródręcze czerwonowłosego, po czym obrócił łepek do swojego pana i szczeknął tak, jakby chciał powiedzieć "załatwione". Za to błękitnowłosy postawił go na ziemi, by ten zamachał jeszcze wesoło ogonem do skonfundowanego wyższego chłopaka, po czym poszedł zapić ten nieprzyjemny smak dłoni.
     Obydwaj chłopacy zostali w pokoju, przy czym Kuroko spokojny, a jego chłopak zmieszany. Czerwonowłosy spoglądał na swoją dłoń, to za odchodzącym wesoło psem. Widocznie zamiast się oswajać jak człowiek... Zawarli przymierze po psiemu. No i nie ugryzł go. Nawet w jakiś sposób to było miłe... Choć obślinił mu dłoń.
- Nie spodziewałem się, że tak dobrze się to skończy. - odezwał się nagle Tetsu.
- Hę? - Taiga podniósł na niego oszołomiony wzrok. Czyli on jednak gryzł?!
- Nie spodziewałem się, że się zaprzyjaźnicie. - stwierdził ten spokojnie patrząc mu w oczy. - Chciałem się tylko odegrać. Ale cieszę się z twoich postępów, Kagami-kun. - stwierdził tym swoim nic nie znaczącym tonem głosu, po czym wyszedł z pokoju,
- Kurokooo...! - warknął, po raz pierwszy od pewnego czasu czując, że robi mu się gorąco ze złości.
     Mimo wszystko Kagami cieszył się, że Nigou najwidoczniej po swojemu obiecał go nie pogryźć. Chyba. Szkoda tylko, że początek tej pięknej przyjaźni okupiony został dwoma tygodniami leżenia w gorącym łóżku z gorączką. Stanie przed wiatrakiem tyle czasu spoconym w taki upał był naprawdę najgorszą karą za przezywanie psa na jaką mógł się spisać...

sobota, 4 lipca 2015

ROZDZIAŁ 6 - Wkurzający Komar

Ohayou gozaimasu~!
Przez chwilę myślałam, że ta seria miała mieć pięć rozdziałów i to już koniec~... Nie wiem skąd tak absurdalny pomysł. x3" Tak czy inaczej tak samo jak prawdopodobnie wy najchętniej dodałabym tu już wszystkie części~... Ech, ale na co się nie czeka to nie cieszy~... >.>
Tak czy inaczej~... U was też taki fajny upał~? ^w^ *pisze tak specjalnie żeby podenerwować Kiasarin-san* Komary latają, muchy latają, spać się nie da, wody brakuje, jest piękne~! x33
A wracając do Komarka. To ja ogłoszenia drobne pozostawiam Kiasarin-san, a wam już życzę miłego czytania~...
Enjoy! :3
-.-""" jak u cb latają muchy i komary to gratulacje.... u mnie w pokoju mam cmentarzysko tych owadów + żuków, baków i os... i żeby nie było.... wczoraj wieczorem tu zamiatałam ><""""
Dobra... zanim ogłoszenia drobne to proszę wszystkich niech klikną w banerek po prawej stronie i nakarmią psiaki, ja wiem, że jak gorąco to jeść się nie chce ale pomóc zawsze warto :3
Ogłoszenia drobne: 
Od za tydzień razem z Komarem będzie dodawana jeszcze jedna seria. Będą to tym razem miniaturki, ale o czym konkretnie dowiecie się za tydzień ;)
I ogłoszenie numer dwa:
Założyłyśmy z Inu-chan grupę tłumaczącą (Nie bijcie! *chowa się w igloo* muahaha bezpiecznie i zimno >w<) trzymajcie link możecie sobie obczaić >w< nadal jaram się nagłówkiem, tak wiem jestem dziwna xD KLIK i obecnie są tam przenoszone w odświeżonej wersji doujinshi z Aoi sora to kotori. Oczywiście tłumaczenia mini-dj zostają tutaj i nigdzie się nie wybierają ;) W późniejszym czasie mamy w planach tłumaczyć tam dj również z innych serii niż Drr!!. Obecnie rozmawiam z Centrum Mangi o dodaniu nas tam żeby w przyszłości ułatwić wam czytanie ;)
A no i 3 rzecz.... choć akurat to powinna ogłaszać Inu-chan. Jeśli ktoś lubi KnB w wykonaniu szczeniaka a nie koniecznie na bieżąco śledzi Akai Tenshi to informuję, że pojawiła się tam bardzo ważna ankieta.
No to chyba na razie tyle, enjoy~!





     Blondyn zszedł szybko na dół, a potem wręcz przebiegł trochę, końcowo zmierzając do karczmy z nieco szybszym oddechem. Czekała ich droga przez las, więc chwilę to zajmie...
- Co się dzieje Shiz... Shizu-chan? - Chciał dodać jakiś złośliwy komentarz o przyspieszonym oddechu i walącym sercu, ale mając w pamięci ich kłótnie powstrzymał się. Teraz akurat potrzebował blondyna bardziej niż kiedykolwiek.
- Nic... Wolałbym się oddalić, nim ktoś da mi jakąś pracę... – mruknął i rozejrzał się, wchodząc między drzewa. Dobrze, czy źle, że nie wziął krzyża...? Nie wiadomo, okaże się. Złapał za pobliską gałąź i odgarniając sobie czasem jakieś gałęzie, szedł naprzód.
- Rozumiem~... A mieszek wziąłeś nie? - mruknął, przytulając się mu do szyi. - To zastanów się nad tym podziękowaniem. - dodał jeszcze, bawiąc się łańcuszkiem od krzyża.
- Wziąłem. - Klepnął kieszeń, mówiąc już na głos. - A życzenie ci przedstawiłem... W ostateczności żebyś do mnie nie mówił, jeśli zacznę ci odpowiadać na głos w karczmie. - Jeszcze nie wiedział w końcu, ile wypije, więc gdyby przypadkiem...
- To dobrze~... - ziewnął wtulając się w ciepło. - Tylko się nie upij za mocno, bo sam cię do klasztoru nie zaciągnę~...
- Najwyżej tam zasnę, chyba nikt mnie szukać nie będzie... – Zerwał kilka owoców z pobliskiego krzaka i rozejrzał się. Jakoś liczył, że spotka jakąś zwierzynę, a tu nic...
- Po co zrywasz owoce, nie miałeś jeść na miejscu... I czy nie jadłeś obiadu w klasztorze? - zdziwił się. - Może w zamian za te ubrania zafunduję ci kiedyś kolację, co?
- Masz, zatkaj się. - Podał mu jagodę. - To w zastępstwie groszku. - Dwie pozostałe wrzucił sobie do ust. Nie był aż takim głodomorem, a że przechodził koło czegoś, co było dobre w smaku, to czemu miałby tego nie zrywać...?
     Izaya podrapał się po głowie.
- W zastępstwie groszku~? Shizuś, może masz mylne informacje, ale wampiry nie jedzą groszku... W zasadzie jagód też... - mruknął, chcąc ją oddać blondynowi.
- Nie, jak już mówiłem, to żebyś zatkał sobie usta. Możesz też podjąć wyzwanie, by się tą jagodą zatkać i spróbować jej nie przegryźć. - mruknął. Może na to się da i na tyle się skupi, by nie siedzieć mu w głowie...? Shizuo odgarnął większą gałąź i strzelił nią w powietrze.
- Tak się nie da... - poskarżył się. - Mam w końcu kiełki... - westchnął. - Lepiej będzie jak ty ją zjesz...
- Hmh... Tak to nie działa... To możesz ją wyrzucić, może nowe wyrosną na tym miejscu. - Wzruszył ramionami i rozejrzał się. Przynajmniej jakieś zwierzę na drzewie zobaczył...
- Naprawdę? - Rozpromienił się rzucając jagódką. - To... Wrócimy tu jak wyrośnie? - dopytał się wesoło.
- A co, oznaczyłeś jakoś miejsce? Zresztą są tysiące jagód, po co mielibyśmy wracać dokładnie tu jej szukać? - spytał, bo nie rozumiał tej radości. Pewnie i tak coś ją zaraz wydziobie, ale tego nie chciał mówić na głos...
- Wiesz co? - fuknął na niego. - Za grosz romantyzmu... Naprawdę. - Pokręcił łepkiem zawiedziony.
- Po mnie go oczekiwałeś? - Uniósł nieco brew i ruszył dalej. Złapał jakąś gąsienicę po drodze i położył sobie na ramieniu obok Izayi, ciekaw, czy to go w ogóle ruszy.
- Niezbyt, ale kto wie?  - zachichotał. - Akurat ty często mnie zaskakujesz~... - Uśmiechnął się wesoło. Gąsienicę przyjął całkiem wesoło. Pomachał jej radośnie i nawet pogłaskał po łepku.  - Shizzy coś widzę powiększa ci się zwierzyniec.
- Komar i gąsienica. Dogadacie się chyba. - mruknął z lekkim rozbawieniem, na chwilę zapominając o oschłości. - Ona dostanie skrzydeł, ty urośniesz... Ona zginie po kilku dniach, ty... kto wie. I ja nie zaskakuję. Ja robię, na co mam ochotę.
- Czyli zaskakujesz. - stwierdził, obracając się do robaczka. - Chodź, nowy futerkowy przyjacielu. - Przyciągnął do siebie gąsienicę i usadził sobie na kolanach. - Skoro Shizzy mnie nie chce to może chociaż ty? Jest tylko jedna zasada. Musisz pamiętać że jestem WAMPIREM, nie komarem! - podkreślił te słowa tak, by Shizuo zrozumiał, że maluszek mówi do niego.
- Ale też się powstrzymuję. Może to jest takie zaskakujące? – mruknął jeszcze, starając się nie zwracać uwagi na rozmowę Izayi. Nie, że go nie chciał... Miał raczej mieszane uczucia. Zwłaszcza, że Izaya niby go lubił. Ale tak naprawdę wciąż uważał to za jakiś jeden, wielki żart. Mniejsza z tym... Wyszedł zza drzew i skierował się do przyjemnie ciepłego, drewnianego budynku, który kojarzył mu się z zabawą, bitkami i jedzeniem.
- Tak, powstrzymujesz się. Szkoda, że nie w tych momentach w których bym chciał~... - westchnął głaszcząc robaczka, który najwyraźniej to polubił.
- A niby kiedy jeszcze miałbym się powstrzymywać...? Już więcej przyjemności z życia sobie nie zabiorę. - odparł, wciąż pijąc do swoich myśli, zupełnie, jakby nie zauważał, że Izaya może nie wiedzieć, o co chodzi. Prawie był w gospodzie... Prawie.
- Ja właśnie uważam, że powstrzymujesz się ZA często.  A gąsienica się tym zgadza. - Podniósł robaczka i pokiwał jego główką. - Ale jeśli już chcesz się powstrzymywać to... Powstrzymuj się od przerywania mi gdy staram się być dobrym materiałem na kochanka~.
- Nie nie, powstrzymuję się w sam raz... - mruknął uparcie. – Zresztą jak byś się czuł, jakby ci dziecko proponowało zostanie twoim kochankiem... O, wybacz, stworzenie wielkości mojej dłoni... No to chyba niezbyt, nie? - Zerknął na niego i przystanął przed karczmą. – A teraz możemy gadać w myślach najlepiej...
- Wielkości dłoni to jeszcze nie tak źle, prawda? Jeszcze coś mogę zrobić~... Poza tym kiedyś urosnę. - zapewnił go w myślach. - A im więcej będę jeść,  tym szybciej będę normalnych rozmiarów i będę mógł ci~... - zamruczał wymownie.
- ...Ty się lepiej skup na swoim wzroście. - mruknął i pchnął drzwi. - A teraz chwila ciszy, bo będę zamawiał i żeby mi się nie poplątało. - Przerwał tę rozmowę, bo zdecydowanie rozpraszały go niektóre myśli.
     Izaya chyba wiedział, jak  łatwo jest rozproszyć kogoś takiego jak on, jak musi żyć w celibacie i uderzał w jego najczulszy punkt...
     Wampirek faktycznie słyszał i czuł te myśli, jednak w przeciwieństwie do blondyna on je uwielbiał. Widział to, wiedział, że Shizuo mimowolnie to sobie wyobraża i to właśnie dawało Izayi siłę by ciągnąć te zboczone żarty dalej. Liczył, nie, był przekonany, że blondyn mu się w końcu podda i wyląduje z nim w łóżku. Nawet jeśli tylko raz, a potem Izaya już zniknie. Przecież on był pewien, że wróci. Mógłby z nim nawet zostać te 50 lat. W końcu dla wampira to niewiele czasu.
     Blondyn za to jak najszybciej opędził się z nieprzyjemnych, odruchowych myśli i schował bruneta do kieszeni. Zajął się składaniem zamówienia. Kurczak, wino, byle dobre. Siadł w końcu przy odległym stole, zagłuszany nieco rozmowami innych.
- "Dobra... Mam spokój." - pomyślał sobie, rozkoszując się towarzystwem ludzi nim nie zainteresowanych.
     Izaya doczekał chwilkę siedząc potulnie z robaczkiem w kieszeni. Gdy blondyn się odprężył zaczął swoje przedstawienie.
- Ach! R-robaczku cc-o ty? Nie tam, nie dotykaj, ach!  - Uśmiechał się przyjemnie leżąc z gąsienicą na brzuchu. Oglądał skojarzenia i myśli blondyna.
     Heiwajima wzdrygnął się i skamieniał. Po co on mu jęczy w głowie...? I co on, nie może tego robaczka zabrać...? Gdzie on go tyka...? Mimowolnie to sobie wyobraził. Odetchnął powoli.
- "Zabrać stamtąd tę gąsienicę...?" - spytał niby to spokojnie w myślach.
- A jak wolisz Shizzy~... - mruknął zadowolony, że Shizuo to ruszyło. - Wiesz tak dawno nic nie robiłem, że mam ochotę... Choć przyznam szczerze wolałbym z kimś innym. - Odetchnął, nadal imitując podniecenie.
     Heiwaima przełknął nerwowo i skinął głową, gdy podano mu wino. No jasne... On go tylko kusił... No bo przecież by nie z robakiem...
- "Tak, najlepiej pobaw się w ręczne robótki, byle z dala od mojej kieszeni." - Sięgnął do środka i przełożył gąsienicę na stół. - "I nie jęcz mi w głowie." - zastrzegł, cały czas w myślach. Tylko tego jeszcze brakowało, żeby sam zaczął reagować, huh.
- Ale gąsienicę zabrałeś. -  mruknął zadowolony. - To znaczy, że jednak coś do mnie czujesz~... Nawet jeśli tylko między nogami.
- "Wcale. Nie." - wycedził w myślach. - "Już zwłaszcza między nogami." - Ze złością wcisnął korek do środka butelki i upił długi łyk. Odstawił butelkę, oblizując usta. Normalnie by tyle nie pił na początek, ale czymś musiał się chwilowo zająć.
- Czyli ukłuło cię gdzie indziej~? - zapytał rozweselony. - W serce Shizzy? Może ty naprawdę do mnie zaczynasz coś czuć, co~?
- "Chciałbyś." - Zakręcił lekko butelką. - "Nie ma takiej możliwości. Po prostu nie da się i tyle." - zaprzeczył. No bo... Nie dało się. On się nie zakocha i będzie miał święty spokój. Zwłaszcza w wampirze się nie zakocha.
- No, chciałbym~... - przyznał, rozkładając się w kieszeni jak w hamaku i przeciągnął się, ziewając cichutko. - Ale pomyśl tylko. Urosnę i będziemy mogli być razem, nie? Patrząc na to obiektywnie to naprawdę dobra oferta, powinieneś ją przemyśleć. Moglibyśmy robić całkiem fajne rzeczy... - zamruczał rozmarzony. - Wampiry są świetnymi partnerami wiesz? Zawsze chętne, nigdy się nie zmęczą i ja nie żądam wiele w zamian, prawda?
- "Ach, tak?" - mruknął w myślach niby to nie zainteresowanym tonem. - "I że niby tylko zależy ci na fizycznej stronie? Czy czego chcesz w zamian?" - Upił znów porządny łyk. Jak on go wkurzał tym gadaniem... I niby czemu akurat on? Shizuo? Morderca wampirów, ten sam, który go nienawidził cały ten czas?
- Tylko troszeczkę krwi - Pomachał przed sobą rękoma z głupawym uśmiechem. Prawdy mu przecież nie powie. A to powinno wystarczyć. - Mieć Shizusia na własność, to dostateczna nagroda~... - mruknął.
- "Podziękuję, nie skończę jako ofiara. Za to jak jesteś w stanie zrobić coś takiego za jakąś dawkę krwi, to masz w zamian za bycie cicho na razie." - mruknął i wsunął w kieszeń palce. Niech się napije i przynajmniej pobędzie cicho... Miał mętlik w głowie z tego wszystkiego...
     Brunet zacmokał niezadowolony.
- To nie tak, naprawdę nie wypiję dużo... Umówmy się... Łyczek za każde dojście co ty na to? Ty nie osłabniesz, a ja będę miał frajdę~... - zaproponował. A ponieważ uznał, że raczej na tym skończy się rozmowa, a palce blondyna nadal wisiał nad nim zachęcająco złapał go w łapki i ugryzł.
- "A jesteś pewien, że na tym dasz radę przeżyć?" - Zajrzał do kieszonki. Dlaczego przeszła mu przez ułamek sekundy wizja takiego układu...? Dlaczego jego umysł odczytywał cudze słowa obrazowo? Starał się jednak udawać, że o niczym takim nie myślał i jakby nigdy nic napił się wina. Jako, że przyszedł jego kurczak, gospodarz wpatrzył się w palce w jego kieszeni, jakby sądził, że Shizuo szuka napiwku. No, ciekawie to musiało wyglądać... Wziął więc z kieszeni płaszcza drugą ręką monetę. Widząc dziwne spojrzenie odezwał się na głos. – Tu szukam czegoś innego...
     Izaya na moment przerwał picie uśmiechając się zawadiacko.
- Nie przejmuj się, dam radę. W końcu będziemy to robić baaardzo często, prawda? - Wiedział, że blondyn nie do końca panuje nad swoją wyobraźnią, ale właśnie to go cieszyło. - Poza tym, na jednym razie dziennie się nie skończy. Postaram się żebyś się od tego uzależnił. - przyznał.
     Shizuo oblizał lekko usta z wina i złapał za udo z kurczaka.
- "Jeśli już skończyłeś pić to powiedz, bo niektórzy dziwnie się gapią na tę rękę w kieszeni." - mruknął tylko, odgryzając już kawałek mięsa. Cholera, jakby nigdy w życiu nie próbował to by może się tak nie podniecał na wspomnienie tej przyjemności. Było trzymać ten głupi celibat od początku do końca... Może by go tak nie nosiło...? Ale jeden raz, ile miał płacić zbyt obrazowymi wizjami za jeden raz...? Musiał się uspokoić, bo jeszcze w końcu nie wstanie... I to z powodu wizji z Izayą... Do czego to do cholery doszło! - "Poza tym nie możesz wiedzieć, jak często by mi się chciało... Więc nie wyobrażaj sobie, że jakoś nie wiadomo jak często..." - Może faktycznie nie byłaby to duża cena, jakby go trochę pokłuł, a przyjemność fizyczna byłaby spora... Ale czułby się z tym źle. Tak, tego musiał się chwycić. Nie ma mowy. Nie z wampirem. Zapił kurczaka winem, przygryzając potem kość.
- Hę~? Może masz rację? - mruknął, puszczając palec wskazujący blondyna. - W końcu... Muszę dbać o ten palec. Jestem pewien, że później sprawi mi sporo przyjemności... O ile oczywiście nie będzie wykrwawiony. - westchnął. - A co do przyjemności... Shizzy to przecież oczywiste że bym o ciebie dbał, nie? I nie zapominaj, że jak każdy wampir potrafię kusić~... I to dość dobrze, skoro podniecam cię nawet w tej formie, prawda? - Naprawdę cieszyła go ta sytuacja, ta wizja, myśli Shizuo... Po prostu wszystko co pozwoliłoby mu zatrzymać przy sobie blondyna było dobre. - Ne... Możesz mnie wyjąć na stół? Czuję, że wszyscy i tak są pijani... Właściciel też...
- Nie kuszą mnie takie małe stworki. - prychnął. Widząc, że faktycznie wszyscy dookoła są już na tyle pijani, by patrzeć na niego i nie pamiętać, odezwał się już zwyczajnie cicho. - Poza tym... Skończ już, tak nie będzie... - Zauważył, że wciąga więcej wina, niż kurczaka, więc odstawił butelkę. Wyciągnął Izayę na stół i wrócił do jedzenia. - Nie dam się skusić, jasne? To że coś tam mi przelatuje przez głowę nie znaczy, że jestem tak głupi by się nabrać, że tak po prostu chodzi ci tylko o to i że akurat nie możesz sobie znaleźć innych chętnych. Szczególnie w to o chętnych.
- Nie chodzi o chętnych, tylko o Shizusia. - mruknął, podchodząc do talerza i zaczynając coś sobie rysować w tłuszczu z kurczaka. Uśmiechał się dziecinnie.
- A czemu to akurat o mnie, co? - Złapał za kolejne udko i obgryzł starannie, ocierając potem usta swoją chustką. Zabrał się za korpus. - Założę się, że ktoś taki jak ty ma mnóstwo ciekawych osób do wyboru, więc co za różnica...
     Izaya wzruszył ramionami. Przycupnięty przy talerzu nadal rysował.
- Po prostu tak jest, że chcę Shizusia... czy to źle?
- Bez żadnego wyraźniejszego powodu, hm. - mruknął jakby niedowierzająco, powoli rozrywając kurczaka. Jakby wcale nie skupiał się na tym, co robi, sięgnął po chleb, jaki mu zostawił karczmarz i jego też zaczął rozrywać i powoli przeżuwać. W końcu solidnie napił się wina. Nie chciał ciągnąć tej dyskusji, jeszcze by doszedł do niebezpiecznych wniosków... Opróżniał umysł, byle dać sobie spokój.
- No może nie bez żadnego, ale dla ciebie moje powody nie są ani istotne ani ważne. - zapewnił, zostawiając tłustą plamkę w spokoju. Westchnął i usiadł na stole, a chwilę później położył się na nim. Zgiął jedną nogę w kolanie, a rękę podłożył sobie pod głowę. Wpatrywał się w dach karczmy. - Wiesz, nie mam wiele czasu w tej formie, więc chciałbym żebyś to rozważył...
- A co potem? Wrócisz do normalności i uciekniesz w swoje strony tak czy inaczej, nie? - Podjąć wybór? Co jego wybór zmieni? Poza tym czemu w ogóle nie mógł od razu podjąć wyboru, tylko zastygło w nim jakieś ziarenko wątpliwości? Tak być nie powinno, przecież on go nawet nie lubił... Miał polubić Izayę, ale ten musiał oczywiście zadać mu takie pytanie... Wolał już pozostać przy swoich uprzedzeniach, niż poddać się namowom wampira, co do takich rzeczy, co to, to nie...
- Zostanę... Nie w klasztorze, ale zostanę. - mruknął, nadal wpatrując się w sufit. - Aż tak głupi nie jestem. Gdybym się tylko pojawił gdzieś niedaleko od razu podnieśliby alarm, nie? - Uśmiechnął się gorzko. - Co jednak nie przeszkadza mi w tym żeby cię mieć~! Po prostu będę ci w kółko załatwiał jakieś misje. A kiedy będziesz poza klasztorem nic mnie nie powstrzyma~! - Uśmiechnął się pewnie.
- Sprytne, ale chyba podziękuję... - burknął nie do końca zrozumiale. Nie chciał mu psuć tej jego radości, ale robienie sobie bzdurnej nadziei też chyba najprzyjemniejsze nie było... Zresztą niech sobie robi, bo znając Izayę tak czy inaczej nie przestanie, tyle tylko, że będzie go musiał wciąż odciągać. Po co? Niech sobie marzy, a on i tak wiedział swoje... Nie może sobie pozwolić na taki układ, chociaż byłby bardzo wygodny. Po prostu... Wampir i morderca wampirów niezbyt do siebie pasowali. No i o ile w tej formie go polubił, kto wie, co to będzie, jak będzie śmierdzącym, dużym wampirem? Ech, po co...



środa, 1 lipca 2015

Drr!!abble - Urodzinowe nieporozumienie

Hej, hej~~ Witam was w ten oto piękny dzień. Dziś jest tak pęknie, że czuję się jakbym mieszkała na Sycylii, do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze wody gdzieś w pobliżu~! Ale dosyć o tym. Zgodnie z rozpiską prezentuję wam chyba ostatnie już w najlbliższym czasie Drr!!abble.
Pamiętajcie o nakarmieniu psiaków klikając w banerek po prawej i Enjoy`!
Drobble - 200słów ^^



     Dziś  były urodziny Shizuo, więc Izaya postanowił zrobić mu prezent. Wcześniej kupił ciasto, a teraz siadając obok niego, w kuchni, zaczął pisać karteczkę, którą chciał do niego dołączyć i napisać coś wrednego, a jednocześnie zabawnego i pasującego do blondyna. Jednak po kilku nieudanych próbach i zmiętych kartkach Izaya postanowił napisać coś genialnego w swej prostocie. Gdy skończył przyjrzał się swemu dziełu i dorysowawszy jeszcze małe serduszko po boku napisu zamknął mazak. W tym momencie do kuchni wszedł niczego nieświadomy Shizuo, nucąc coś sobie pod nosem. Najwyraźniej musiał mieć dobry dzień w pracy, bo na jego ustach majaczył uśmiech. Uniósł dłoń w geście powitania i podszedł do bruneta.
- Hej Shizzy, jesteś za wcześnie, ale jak ci się podoba? - Informator dumny z siebie pokazał mu tort, a karteczkę której nie zdążył przyczepić trzymał w rękach ustawiwszy się obok ciasta.
     Shizuo spoglądał to na karteczkę to na Izayę i jego dumny uśmiech. Wzruszył ramionami i wymruczał krótkie "dobra", po czym odłożył ciasto do lodówki mówiąc do niego "A ciebie zostawię sobie na później." i rzucił się na Izayę.
      Zdezorientowany brunet nie wiedział dlaczego tak się stało, ale nie protestował. Wiedziała za to karteczka, która wzleciała w powietrze, a napis na niej głosił "Bierz mnie.".