Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

piątek, 26 lutego 2016

Teach me, sensei! - Szkolna wycieczka

Hejo heeejooo~! :3
Po raz kolejny witam was w ten piękny wieczór, jednocześnie nie mając pojęcia, kiedy tak właściwie dostaniecie notkę, bo Kiasarin-san nie odpowiada. x3 Rozochocona i zachwycona waszymi ostatnimi komentarzami postanowiłam, że specjalnie zbetuję na dziś notkę, która, moim zdaniem, wyszła najlepiej z całej tej serii~! >w< Jestem nią w jakiś sposób zachwycona~~ (Nie wydaje mi się aż tak pusta, i co ważniejsze! Mam zaszczyt oznajmić, że... Shizuś nie jest ciapą~!!! xD) Tak więc mam nadzieję, że i wam się to spodoba!
I dziękuję za odzew ostatnim razem, to strasznie strasznie cieszy~! >w<
No i nie przedłużając...
Enjoy~!
Yo.
Przepraszam, że pochłonęło mnie życie, a raczej rozprawianie o nim i dobra herbata :3
Tak... nie wiem co mam powiedzieć, więc po ra kolejny przypomnę o możliwości wykonania dobrego uczynku i kliknięcia w banerek Pusta Miska, jak już nie raz wspominałam was to nic nie kosztuje, a może pomóc. A teraz nie przedłużam.
Enjoy~





     Niezręczne milczenie ogarnęło niewielki pokoik w ośrodku kolonijnym gdy 4 dorosłych mężczyzn weszło do niego wraz z bagażami. W swoim czasie, ale do każdego z nich już dochodziła świadomość tego, że... łóżka są tylko trzy.
- Shizuo... to może... - zaczął delikatnie podstarzały pan, ocierając sobie chusteczką pod z czoła. On już usiadł na jednym z łóżek, mentalnie uznając je za swoje.
- Czemu ja? - prychnął blondwłosy nauczyciel, patrząc na pozostałe dwa łóżka, które niemal po dziecinnemu zaraz zostały zajęte. Jedno przez szybkie zajęcie na nim miejsca tyłkiem, w stronę drugiego poleciała torba. Trzeci nauczyciel odwrócił się tyłem w kierunku okna, nie chcąc się widocznie kłócić o tę rezerwację. Z niezadowoloną miną Shizuo znów zlustrował trzy posłania. - Cholera... - burknął, drapiąc się w kark z niezadowoleniem jasno wymalowanym na twarzy.
- Nauczycielom nie wypada przeklinać. - pouczył go starszy człowiek. - Trzeba brać odpowiedzialność za błędy w rezerwacji.
- Yoneda-sensei, o ile pamiętam to pan rezerwował... - zaczął Heiwajima, ale widząc wzrok mężczyzny widocznie niedowierzającego w jego brak szacunku po prostu syknął cicho i się obrócił. - Dobra, zapytam czy mają coś dodatkowego... - mruknął z rezygnacją, wychodząc.
- Shizu-chan! Pofatyguj się, mamy problem! - Z pokoju kilka drzwi dalej wychyliła się czarnowłosa głowa wykrzykując do właśnie wychodzącego blondyna. Do głowy dołączyła ręka, która ponaglającym gestem przywoływała Heiwajimę.
- Co jest, Izaya? - rzucił, starając się nie chlapnąć żadnej z jakże uroczych nazw jakimi czasem go obdarowywał. Nie był w najlepszym humorze, kiedy jednak chodziło o sprawy uczniów musiał się raczej hamować. Wszedł do pokoju i zaznajomił się z sytuacją. Bardzo podobną do tej jego sytuacji... Z tego co wiedział jednak Kadota i Shinra nie zajęliby tych łóżek szybciej niż Izaya, gdyby ten tego chciał. Coś mu śmierdziało. Nie mógł jednak wiedzieć do końca, czy słusznie. To był wyważony smród. - Pytałeś w innych pokojach? - zwrócił się do Orihary.
- Wszędzie komplet. Ale w skrzydle dziewczyn jest jeden kompletnie pusty pokój. Komuś... - Spojrzał na Shizuo z jawną pretensją. - musiały się pomylić klucze. Ale nawet mimo to nie wiem kim jest ten szczęśliwiec, który ze mną śpi. - mruknął i podrapał się po głowie, jakby naprawdę nie wiedział. - Może sensei ma jakieś pomysły? - zapytał przymilnie przysuwając się nieco do blondyna. Shinra przyzwyczajony do jego akcji nawet nie komentował, a Kadota tylko westchnął widząc jak brunet zamrugał niewinnie oczyma. Cóż... W podobny sposób namówił Dota-china do pomocy przy zamianie kluczy, więc chłopak musiał teraz widzieć, jak bardzo dał się Izayi podejść.
- Ach, tak? - Spojrzał na bruneta podejrzliwie, niemal karcąco. Wreszcie westchnął i pokręcił głową. - Idziemy do recepcji. Raczej nie mają pojedynczych pokoi w takim ośrodku. - stwierdził w końcu. - Bierz swoje bagaże pc... Izaya. - poprawił się w ostatniej chwili i jakby nigdy nic wyszedł, już kierując się do recepcji, by zapytać o zarezerwowane miejsca. Miał nadzieję, że przynajmniej będą mieli klucz do tego wolnego... A sprawę dopłaty ewentualnie się załatwi po powrocie. Czemu on miałby płacić za cudze błędy? Nawet, jeśli mogły mu dać pewne korzyści.
- Tak, tak Shizu-chan~... - Izaya nieco pomarudził, chwycił za swoją torbę i pomachał znajomym na "papa". Mimo udawanego ociągania się i niechęci Shinra jak i Kadota doskonale widzieli to, że Izaya jest szczęśliwy. Obaj w pewien sposób odczuwali ulgę, mimo wszystko jednak współczując Shizuo-sensei. Prawdopodobnie ich nauczyciel chciał na tej wycieczce odpocząć a nie użerać się z osobą, której nie lubi. Choć żaden z pozostałych w pokoju chłopaków nie mógł się do końca zgodzić ze stwierdzeniem "nie lubi". Od Shizuo i Izayi wyczuwało się pewną specyficzną więź której jednak żaden z nich nie potrafił trafnie zinterpretować.
- ...Jakiś dodatkowy pokój? Brakuje nam dwóch miejsc a rezerwacja była...
- Został jeszcze jeden kluczyk, wszyscy zostali zakwaterowani... Powinno zostać jeszcze jedno miejsce wolne. - zauważyła recepcjonistka, sprawdziwszy rejestr w komputerze. Zerknęła na kluczyki zawieszone z tyłu i podała jeden Shizuo z uśmiechem. - Nie został wydany, bardzo przepraszam. - Skłoniła się lekko i zerknęła na nadchodzącego ucznia.
- Bardzo dziękuję. - Shizuo wykrzywił kąciki ust w lekkim uśmiechu dziękując i obrócił się z powrotem w stronę korytarzyka. - Zawracamy. - poinformował swojego ucznia, nie kłopocząc się zabieraniem jego torby. Jeśli potrzebował pomocy mógł ładnie poprosić nie?
- Szczyt taktu sensei. - Zamarudził Izaya obracając się wraz z torbą. Robiąc niewielkie kółeczko przejechał nauczycielowi po stopie, chcąc mu ładnie pokazać, że powinien sam zaproponować pomoc. - Ciesz się, że nie zostałeś w pokoju z dziewczyną, z chłopakiem nikt cię o molestowanie nie posądzi. - dodał jeszcze gdy byli na tyle daleko by recepcjonistka ich nie usłyszała.
- Dzięki czyjejś pomocy i tak miejsce jest blisko dziewczyn, nie? - rzucił uśmiechając się do niego dyskretnie. Tak żeby pokazać, że się domyślił. Spoważniał jednak pod wpływem pewnej myśli. - Ale nikt nie mówił, że coś zamierzam. - dodał niemal surowo, zaraz zabierając mu walizkę. - No dawaj, słabeuszu. - mruknął pod nosem, dając sobie spokój z czekaniem, aż poprosi. Za dobrze go znał. I zawsze mógł mu nią przyłożyć, jak już będą na osobności.
- To oczywiste, że taki służbista jak Shizu-chan nic nie zamierza. - mruknął i korzystając z tego, że ma wolne ręce założył je za głowę. - Ja zamierzam. - Pokazał mu język i wesoły szedł sobie dalej
- I kto kogo molestuje... - parsknął cicho, podchodząc do pokoju. Oddał mu bagaż, samemu otwierając pokój. Dwuosobówka. Wszystko więc było w porządku. Wszedł do środka, zaraz kładąc torbę i pchnięciem stopy posyłając ją pod łóżko. Zamknął za Izayą, po czym zakluczył za nimi drzwi i złapał bruneta za rękę, żeby móc go przyciągnąć i mocno wpić się w jego usta. Można powiedzieć, że przed wycieczką trochę brakowało im czasu na takie ekscesy... Trzeba było sobie odbić? Tak też można powiedzieć.
- No, jak widać ty mnie. - Uśmiechnął się wesoło łapiąc blondyna za nos i pociągnął go za niego jak małe dziecko. - Ale trochę przystopuj zaraz jest obiad a ja jestem głodny. - mruknął odpychając lekko tors blondyna, który był niebezpieczniej blisko niego. - Najpierw~...- Uniósł palec wskazujący jakby się nad czymś zastanawiając. - przejrzymy bagaże Shizu-chana! - postanowił wesoło i szybko podbiegł do łóżka. Stanął na czworakach wyjmując spod niego torbę.
- Tsh... Nie radzę. - mruknął, rozcierając nos, ale nie przeszkadzał Izayi w otwieraniu swojego bagażu. Skoro tak bardzo chciał go sprawdzać... Może i miał co nieco pod bagażami zwykłego nauczyciela. W ukrytej kieszonce torby, do której raczej nikt by mu nie zaglądał w pokoju nauczycieli. Ciekaw był, czy Izaya w ogóle ją odkryje. Nie była specjalnie widoczna.
- Dobrze wiesz, że i tak sprawdzę. - Uśmiechnął się do nauczyciela uroczo z zaciekawieniem rozpinając boczne zamki, a później przesunął ubrania w głównej kieszeni. Spodziewał się jakiegoś schowka i go też znalazł. Zadowolony z siebie wyjął kilka świerszczyków. - Dobra... A teraz gadaj gdzie kondomy, lubrykant i jakiś wibrator. Nie wierzę, że nie wziąłeś nic w tym stylu. - Pogroził mu mimo wszystko zaczynając przeglądać jedno ze znalezionych pisemek... choć tekstu tam nie było, tylko zdjęcia, no, czasem dodany był jakiś zboczony dopisek i to tyle.
- Ponoć jak się szuka to się znajduje... Powodzenia. - zaśmiał się. Prawda była taka, że nie spodziewał się tak właściwie zostać z nim samemu. Skoro jednak nadarzyła mu się taka okazja... Kto mógł wiedzieć, co jeszcze się wydarzy. Shizuo pozwolił sobie na chwilowy uśmiech i skinął na bagaż Izayi. - Szukałeś może tam? - Nie wierzył, by Izaya nic takiego nie zaplanował ze sporym wyprzedzeniem.
-Ho~o? Naprawdę nic nie masz? - Spojrzał na nauczyciela z pewnym rozżaleniem. - To jak ty się przygotowałeś do lekcji Shizzy? Mam ci postawić pałę? - spytał, zakładając ręce na ramiona. Dwuznaczność była widoczna a sam sensei jeśli chciał dostać coś więcej musiał wykazać się inwencją i choćby pogrzebać mu w torbie samemu.
     Blondyn mimowolnie uśmiechnął się szeroko, patrząc na niego.
- Nie zaszkodziłoby. - rzucił równie zaczepnie, z cichym prychnięciem podchodząc do jego torby. Zerknąwszy na jego reakcję otworzył ją i też przeszukał, wyjmując wszystko na bok. - Poza tym mimo wszystko pamiętaj, że ja jestem nauczycielem. - rzucił, wyciągając małe urządzonko, które Izaya mógł zabrać równie dobrze dla niego, jak i na czarną godzinę. Oczywistym było, że blondyn nie mógł przemycić takiej zabawki. Gdyby go jednak złapano... - Mała kieszonka po lewej wewnątrz, pod bluzkami. Na rzep. - dodał, dając Izayi wymacać ukryte pudełeczko prezerwatyw. Każdy miał coś, z czego mógł się wytłumaczyć i z czego nie miałby szans, nie? Zza drzwi rozległ się krzyk nawołujący na obiad. Zerknął za siebie, nim w głowie pojawiła mu się kolejna myśl zmuszająca do ponownego spojrzenia na Izayę. - Ściągaj spodnie.
- Czyżby mój sensei coś przede mną ukrył? - Izaya fuknął posłusznie otwierając kieszonkę. Naprawdę było tam... Ale oczekiwał czegoś więcej. Czy Shizuo nie mógł choć trochę pomyśleć? Stojąc na kolanach obrócił się słysząc rozkaz. Spojrzał na wzrok jakim obdarzył go blondyn i uśmiechnął się. Stanął znów na czworaka. - Sam mi je zdejmij. Ale będziesz pomagał mi się tłumaczyć, jak ktoś zauważy, że mam erekcję na widok klopsików.
- Ukrył. Ale to kwestia sprytnego schowka. - zapewnił, podchodząc bliżej. Oparł się kolanami o ramę łóżka, odłożył kieszonkowy wibrator na bok i rozpiął mu spodnie. Zgodnie z życzeniem. Ignorując kolejny krzyk, informujący, że za pięć minut wszyscy na stołówce, zsunął zbędny materiał z Izayowego tyłka. Bez zbędnych ceregieli nachylił się i musnął językiem ściśnięty otwór. - Powiem, że masz problemy z wyjątkowo zboczonymi skojarzeniami. - zażartował, ale nie dał mu czasu na odpowiedź, zaraz wsunął w niego końcówkę języka. Po chwili poślinił też dwa palce - nic lepszego nie miał do nawilżenia go - i rozsunął jeszcze trochę zaciśnięte mięśnie. Nie na tyle, żeby od razu go podniecić. Na tyle tylko, by pomóc mu się rozluźnić. I rzeczywiście ściśnięty krążek mięśni otworzył się powoli, drżąc niepewnie. Aż poniekąd żałował, że póki co musiał ustąpić miejsca samej zabawce. Nawilżywszy ją na ile mógł wcisnął ją głębiej, popchnął palcami tak by się nie wyślizgnęła i włączył. Jedynka. Dwójka. Trójka. Tyle był w stanie wytrzymać, jak sądził. Umościwszy końcówkę z pilocikiem w jego bokserkach klepnął go lekko w pośladek. - Spróbuj cokolwiek przełączyć, a za każdy stopień doliczę ci godzinę męki. - mruknął mu na ucho i podszedł do drzwi, czekając, aż ten się doogarnie i będą mogli obaj wyjść. Nie mógł ukryć lekkiego perwersyjnego uśmiechu.
- Miałbym je gdyby Shizu-chan postarał się o zabawkę z którą mógłbym je skojarzyć. - przypomniał mu grzecznie jednak czekając na jego palce, a później na wibrator. Podciągnął spodnie i zapiął się. Sprawdził jeszcze czy nic nie wygląda dziwnie i podszedł do drzwi. - Ale nie wolno przełączać mi w górę czy w dół? I na ile przyjemna będzie ta godzina męki? - dopytał jeszcze w miarę cicho wychodząc przez drzwi. Pokazał Shizuo język. Miał wyjątkową ochotę na figle i żarty.
- Masz go nie tykać. Będę ci patrzył na ręce. - zapewnił, rzecz jasna mając na myśli przenośne znaczenie. Zamknął drzwi. Uśmiechnął się ukradkowo. - Będzie bardzo męcząca, jeśli spróbujesz w górę. I mniej przyjemna jeśli w dół. - dodał cicho, kierując się w stronę stołówki. Więcej nie zamierzał komentować. Rozejrzał się za maruderami i przystanął, puszczając Izayę przodem, a samemu pukając do jednego z otwartych pokojów i sprawdzając, czy ktoś został, czy po prostu zostawił otwarte drzwi.
     Izaya chciał jeszcze zapytać co to za mniej przyjemna kara... Może dostałby klapsa? Jednak Shizuo widać nie był skory do rozmowy więc brunet po prostu podszedł do idących już po schodach Shinry i Kadoty i uczepił się jednego z nich.
- Dota-chin~... jak myślisz co będzie na obiad?- Zapytał przyklejony do jego pleców.
Podczas gdy Kadota zajął swoich przyjaciół wizją dobrego, klasycznego steku na który aktualnie miał ochotę, Shizuo wyciągnął maruderów, zarządził zamknięcie pokoi i udał się na stołówkę, gdzie była już reszta grona pedagogicznego. Niby niezainteresowany rozejrzał się po stołówce sprawdzając, gdzie siedzi Izaya, nim usiadł, zmuszony wdać się w rozmowę z marudnym staruszkiem, mało rozmownym nauczycielem chemii i historykiem, który był aktualnie w bardzo dobrym humorze. Wolałby raczej uprzedzić Izayę, by nie zbliżał się tak do Kadoty, ale z tego dystansu nie mógł nic zrobić.
     Izaya z ulgą powitał obite czymś miękkim krzesełka. Dzięki temu denerwujący brzęczący cicho gdzieś w jego tyłku dźwięk nie był aż tak słyszalny dla reszty uczniów. Rozejrzał się dyskretnie i uśmiechnął widząc, że siedzi naprzeciwko Shizuo, choć kilka stolików dalej. Szybko wyciągnął telefon i wystukał dyskretnie sms'a, wysyłając go zaraz do swojego nauczyciela.
     "Zmuszać swojego ucznia do masturbacji patrząc na swojego sensei'a w pomieszczeniu pełnym ludzi? Masz bardzo ciekawe fetysze Shizu-cha~n"
     Blondyn wyciągnął telefon, niefortunnie akurat gdy nadeszła żeńska część grona pedagogicznego. Przeczytał sms, przysunął ekranik do siebie tak, by nie był widoczny z boku i odpisał szybko "Nie rusz", po czym wysłał akurat gdy reszta witała się z dwiema nauczycielkami. Szybko sam dołączył do powitania i uśmiechnął się przepraszająco.
- Dziewczyna. - wyjaśnił krótko, nim zabrali się wszyscy razem do jedzenia.
     Izaya spojrzał na wyświetlacz gdy przyszła nowa wiadomość. Przecież nie ruszał! Shizuo sam go prowokował takimi tekstami. Właśnie dzięki nim myślał, że może to nie byłby taki problem jeśli wsunąłby rękę niby to do kieszeni, niby w bokserki i podkręcił nieco urządzonko. Nawet miał ochotę to zrobić, ale podano im pierwsze danie.
- Chyba nici z twojego steku Dota-chin. Skoro dali zupę miso ja obstawiam na drugie ryż i rybę.
- Nie dołuj, Izaya. - Szatyn z bynajmniej niezadowoloną miną zabrał się za jedzenie. Niezbyt dobrze zgrało się to z, w zamierzeniu pocieszającym, klepnięciem go w plecy przez Shinrę.
     Shizuo uniósł zaniepokojony wzrok na krztuszącego się ucznia i małe zamieszanie przy tamtym stoliku, ale widząc, że uczniowie dają radę sami wszystko wyciszyć klapnął znów na krzesło.
     Zgodnie z przewidywaniami na drugie danie podano ryż i rybę. Nikt nie narzekał, nauczyciele ustalali grafik, spotkanie przeciągało się nawet dłużej niż trwał obiad, większość uczniów zdążyła już więc wyjść. Cóż, nie mógł przecież się zmyć pod żadnym pretekstem.
- Shizu-chan... Długo jeszcze będziesz gadał~...? -jęknął Izaya, nie mogąc już wytrzymać. Dosłownie leżał na stole, czekając na swojego sensei. Oczywiście to on miał klucze i nie chciał mu ich oddać. Tak się nudzić... Wolałby porobić coś zabawniejszego.
     Blondyn zerkał na bruneta od czasu do czasu. W końcu przeprosił i podszedł do Izayi, wyciągając w jego stronę klucze.
- Wieczorem ma być czas wolny na integrację, czyli pewnie jakieś ognisko. - poinformował tak, by dało się to usłyszeć od stolika. Nic niezwykłego, nie? Jednak Shizuo nie chodziło absolutnie o to, by Izaya sam sobie ulżył zawczasu. Raczej o uprzedzenie go, że zdąży. Pochylił się lekko i dodał. - Dziesięć minut. - Tyle czasu powinien jeszcze poczekać. - Zwiększ do piątki.
     Po tym jakby nigdy nic wrócił do stolika, uśmiechnął się i podrzucił pomysł, by ognisko zrobić przed północą, tak by uczniowie mogli porozmawiać o duchach, a nawet by zrobić im jakąś niespodziankę. Nie potrwałoby to długo. Do drugiej mieliby się rozejść. Jutro pobudka miała być koło dziesiątej, w następnych dniach dopiero wcześnie rano.
     Izayę zalała fala przyjemnego ciepła gdy usłyszał tak jawny przejaw perwersji nauczyciela. Korzystając z tego, że Shizuo go zasłania delikatnie wsunął dłoń do kieszeni i podkręcił urządzonko. Uśmiechnął się do senseia figlarnie i odparł grzecznie, że poczeka.
     Brunet podsłuchiwał rozmowy niby to grzecznie bawiąc się komórką. Jutro wstaną o 10, a dziś wrócą do pokojów o drugiej, choć Shizuo pewnie będzie chciał zgarnąć Izayę w całym tym "duchowym" zamieszaniu, czyli tuż po północy. To im dawało 10 godzin sam na sam w jednym pokoju. Cóż... Izaya naprawdę zaczynał się zastanawiać jak jego siedzenie wytrzyma tak wiele sensei'a.
     Minęło nawet niecałe dziesięć minut, kiedy zakończyło się posiedzenie, a herbaty zostały dokończone. Panie zostały jeszcze przy stoliku, razem z historykiem, który zaraz poszedł im po kawę. Shizuo podszedł do Izayi, by trochę go zakryć przed cudzym wzrokiem gdy będą wracać i bez słowa skinął w stronę wyjścia.
- Ne, ne pierwszy raz mam okazję podpatrzeć co nauczyciele robią w czasie wolnym. - zaczepił wesoło Shizuo idąc koło niego. - Bo plotki są różne, od słuchania oper matematycznych po dzikie imprezy, więc? Jak to jest? - Szturchnął go pod ramię chcąc nawiązać jakiś kontakt z blondynem.
- Opery matematyczne? - rzucił dość zaskoczony tym pomysłem. Tego jeszcze nie słyszał. - Nie wiem jak inni, chyba nie jestem upoważniony do opowiadania o tym uczniom... Co jak plotki się rozniosą? - spytał z rozbawioną miną. - Sam czytam książki. Albo odwiedzam znajomych, brata, rodzinę... Różnie, jestem tylko człowiekiem z ludzkimi potrzebami. Czyżbyś myślał inaczej Izaya? - rzucił spodziewając się odpowiedzi.
- Potrzeby masz nadludzkie i coś o tym dobrze wiem. - przypomniał mu kiedy wchodzili po schodach. - A gdy pytałem o to co nauczyciele robią w czasie wolnym miałem na myśli wycieczki szkolne. Tu nie możesz odwiedzić brata, więc? I z góry ostrzegam, że nie uwierzę, że czytasz... To byłoby strasznie nudne... - jęknął.
- Jest reszta grona pedagogicznego, więc trochę łazimy, trochę gadamy... Czasem i czytam. Ponoć nauczyciele to i tak nudziarze, nie? - parsknął i zerknął, czy nikt za nimi nie idzie. Zorientowawszy się, że nie, ani przed ani za nimi, bez skrępowania złapał Izayę za tyłek i ścisnął, a potem pomasował, pewien, że przy pełnych wibracjach to nie pozostanie bez echa. No cóż. Robił też mniej nudne rzeczy, które skupiały się na Izayi. Nie pozwoliłby mu o tym zapomnieć.
- Cóż... Pewne aspekty Shizu-chan'a nie są nudne. - zgodził się, czując dłoń na swoim pośladku.
Podeszli pod pokój i Izaya nerwowo podreptał w miejscu.
- No otwieraj, otwieraj... Muszę do łazienki. - jęknął widząc jak jego sensei się guzdrze.
- Jasne. - parsknął, nie spiesząc się mimo wszystko. Miał niby pewne plany ale... pozwolił mu samemu najpierw wpaść do pokoju. Dopiero wtedy wszedł za nim i zamknął drzwi, zaraz obracając się, by rozeznać się, gdzie brunet się znajduje.
     Izaya paradoksalnie tym razem wcale nie kłamał gdy tylko drzwi zostały otwarte popędził do łazienki.
- Opiłem się zbyt dużą ilością soczku. - poskarżył się nauczycielowi przez na wpół otwarte drzwi. Ten raz naprawdę nieświadomie robił mu żart.
     Heiwajima "tsyknął", niezadowolony. Stanął przy framudze, obserwując go, ale nie został tam na długo. Przystanął za Izayą i bez słowa objął go ramieniem, drugą ręką obejmując jego zajętą dłoń. Usta schował we wgłębieniu jego szyi, całując go tam krótko i obserwując go dość natarczywie, nawet jeśli udawał, że to nic takiego. Uniósł nieco głowę czekając, aż ten się obróci, by na niego spojrzeć. Nie był zadowolony z takiego ignorowania jego starań, by Izaya się niecierpliwił. On niecierpliwił się cały ten czas, tymczasem Izaya jakby tego nie odczuwał.
Gdy brunet załatwił swoją potrzebę nie puścił go, wprost przeciwnie, wzmocnił uścisk, przesuwając przy tym jego ręką w górę i w dół po jego przyrodzeniu. Skoro już i tak go tu wpuścił...
- A ja się tyle naczekałem... - warknął mu ochryple koło ucha. Cholera, nawet sam zdążył się nakręcić... Tymczasem on największy pociąg czuł w tym czasie do toalety!
- Dobra, dobra... Powiedz jeszcze jaka jest kara za zmniejszenie i zwiększenie wibracji. - mruknął rzeczowo, pozwalając Shizuo używać swojej ręki. Skoro blondyn chce to rozegrać w ten sposób... Izaya spodziewał się czegoś bardziej... wyszukanego, ale przecież mieli czas.
     Przez twarz blondyna przeszedł uśmiech, kiedy wsunął stopę między jego stopy i rozsunął szerzej jego nogi.
- Za zmniejszenie nie dałbym ci dojść. Za każdy stopień godzina. - rzucił. Mówił szczerze. Chyba, że faktycznie sam by nie wytrzymał. - Za zwiększenie bez pozwolenia męczyłbyś się do samego ogniska z tym w tyłku. - rzucił przesuwając wolną dłonią na jego tyłek i musnął jego dziurkę, przelotnie wsuwając tam palec, jakby sprawdzał, czy zabawka się nie przesunęła. - Jest różnica. - zapewnił, zmuszając go do lekkiego pochylenia się i oparcia o zbiornik z wodą, tak żeby się wypiął. - Zależy, czy zrobiłbym to tu, czy musiałbyś się męczyć z ukrywaniem podniecenia przy przyjaciołach. - wyjaśnił i klepnął go znów w pośladek, widząc, jak ten się rozluźnia. - Trzymaj, bo się wysunie.
     Izaya z lekkim sapnięciem wypiął bardziej tyłek, na klapsa reagując cichym jęknięciem, które wydobyło się z niego mimowolnie.
- Masz zamiar mnie wziąć na spółkę z tę zabawkę? - zapytał jeszcze zaciskając tyłek tak by przedmiot się nie wysunął. Żadna z podsuniętych przez blondyna kar go nie satysfakcjonowała, więc nawet nie próbował udawać, że coś poprzestawiał.
- Nie zamierzam się z tym tobą dzielić tym razem. - mruknął zaraz po jego pytaniu, zatrzymując jego dłoń, by kciukiem dotknąć czubka przyrodzenia Izayi. Nie był jeszcze dostatecznie mokry. Nie tak, jak chciał. Rozejrzał się za czymś pomocnym, ale niezbyt znalazł to na miejscu. Niezadowolony nachylił się razem z nim i obrócił jego twarz, by złączyć ich usta. Rozchylił jego wilgotne wargi, przy okazji wsuwając dwa palce do jego ust. Ich torem przesunął swój język, bawiąc się tym jego. Przestał pomagać mu w pobudzaniu się i oparł się obok niego o zbiornik, żeby nie upaść. Jednocześnie otarł się stwardniałym członkiem, wciąż ukrytym w spodniach, o jego wejście. Potrzebował go rozciągnąć tylko na tyle, by znów wejść.
- Ale możesz zostawić temu urządzonku rozciąganie mnie. - zaproponował z cwanym uśmiechem. Obrócił się do blondyna i odczepiwszy wcześniej pilota od swoich bokserek wręczył go Shizuo. - Skoro jesteś nauczycielem to powinno ci się spodobać. - zapewnił go wesoło. Uklęknął przed sensei'em. Oparł się policzkiem o jego udo i zaproponował. - Ocenisz mnie w skali od 1 do 10, bo tylko na tyle pozwala nam wibrator, jak dobrze ci obciągam, co ty na to? Zobaczymy jak skuteczne są twoje lekcje dodatkowe. - zaproponował wciąż czekając z policzkiem przy jego kroczu.
     I na tę propozycję Shizuo ujawnił nieco ekscytacji w oczach i mimowolnie uniesionym w górę kąciku ust. Skinął za to powoli głową i kiwnął na swoje krocze. Nie tylko udo w miejscu, w którym ogrzewał je policzek Izayi miał ciepłe.
- Możesz zaczynać. - rzucił, chwilowo zmniejszając wibracje. Taki motor do działań, które polepszyłby jego ocenę. Na razie był jedynie blisko zdania... - Tylko uważaj, żeby go nie wypuścić. - uprzedził, mając oczywiście na myśli wibrator. Trzymając opuszczoną dłoń z pilotem, drugą już zmierzwił mu włosy i przyciągnął go do swojego rozporka. Lubił oglądać, jak rozpina go zębami.
- Wolisz jak sobie zwalam w trakcie czy lubisz patrzeć jak mi stoi? - zapytał usłużnie. Językiem odpiął guzik jego spodni, a następnie złapawszy w zęby zamek pociągnął go delikatnie w dół. Nabrzmiała zawartość bokserek sensei'a sama wręcz wymuszała ruch na zamku. Izaya zadowolony z tego pociągnął zębami delikatnie za materiał pomału, acz sukcesywnie zsuwając go z bioder Shizuo. Po kilku szarpnięciach bielizna została zsunięta z blondyna na tyle by Shizuo przestał odczuwać dyskomfort związany ze zbyt małą ilością miejsca. Jego na wpół stwardniały członek opadł delikatnie wyswobodzony uderzając delikatnie Izayę w policzek. Chłopak odruchowo zamknął jedno oko uśmiechając się jednak.
- Poczekaj jeszcze. - rzucił, mając w planach nie ograniczać się z wibracjami. A gdyby brunet zaczął od razu, możliwe, że od tej zabawki poszłoby mu za szybko... Jeszcze chwila jego męki byłaby mu na rękę. - Przynajmniej się nie zakrztusisz. - dodał z perwersyjnym uśmiechem. Co prawda ćwiczyli to już, ale wciąż istniało ryzyko... A czerwony Izaya krztuszący się jego spermą był widokiem o tyle podniecającym, co niepokojącym.
Shizuo powoli zsunął dłoń z jego zmierzwionych włosów na drugi policzek i kciukiem rozsunął jego wargi, samemu odsuwając się lekko i wsuwając w jego usta. Resztę pozostawił jemu. Brunet już wiedział najlepiej, co jego nauczyciel lubi.
     Izaya naślinił końcówkę penisa dość dokładnie, kilka razy rozsmarowując po niej swoją ślinę językiem. Później, zdecydowanie zbyt wolno zaczął wsuwać resztę jego przyrodzenia do ust. Chciał tym nieco zniecierpliwić Shizuo. Jego sensei wyglądał na napalonego i mając go w ustach Izaya nabierał coraz większego przekonania jak wielka jest chcica Shizuo, dlatego też uznał to za idealny moment, żeby się z nim podroczyć, jednocześnie samemu zostając zadowolonym.
     Jego działania odniosły pożądany skutek, nawet silniejszy, niż powinien. Blondyn warknął ochryple, przyciągając go jeszcze delikatnie, jednak dość sugestywnie. Izaya mógł się z nim droczyć, ale nie w takim momencie... Gotów był prawie samemu się poruszać. Gdy dalej nie przyniosło to skutku, chciał odruchowo zmniejszyć wibracje, jednak raczej nie chciał, żeby Izaya przestał być napalony. Zwiększył na moment o cztery stopnie, do siódemki, zaraz wracając do trójki. To co mógł mieć, ale nie starał się jeszcze dość.
     Izaya popatrzył niezadowolony na mężczyznę zaraz wysuwając go sobie szybko z ust.
- Słuchaj Shizu-chan... - zaczął zlizując pozostałości swojej śliny ściekającej dość obficie z przyrodzenia nauczyciela. - Ty chyba nie rozumiesz idei oceniania w trakcie robienia czegoś. Jak mam wiedzieć co będzie dobre, jeśli tylko na chwilę zwiększasz obroty, co? - fuknął, znów biorąc go do ust, tym razem o wiele szybciej i jeszcze głębiej.
- To żebyś pomyślał, że może być lepsze. Za nisko się ceniłeś. - mruknął, kompletując jeszcze myśl mimo zwiększonej przyjemności. Tym razem na dobre płynnie przeskoczył na czwórkę. Powoli. Bez impulsów. Choć wnętrze ust Izayi było gorące, a język szybko i sprawnie oblizywał go po całości do której miał dostęp, nie mógł włączać odruchowo wyższej oceny. Zbyt szybko by mu się skończyły.
Gdy wsunął go sobie jeszcze trochę więcej, a oddech bruneta jakby sprawiał mu więcej problemu, pilocik wskazał piątkę, a pobrzękiwanie zabawki wewnątrz chłopaka stało się słyszalne w pustych ścianach łazienki.
     Policzki bruneta stały się nieco czerwieńsze niż zazwyczaj a oddech ciężki. Izaya zatrzymał się na chwilę będąc prawie pewnym, ze Shizuo skorzysta z tego, złapie go za włosy i zadowoli się nieco bardziej samodzielnie, ale ku jego zdziwieniu nic takiego nie nastąpiło. Blondyn rósł mu w ustach i czasami delikatnie, mimowolnie poruszył biodrami sprawiając, że Izaya otwierał zaskoczony szerzej oczy jednak... nie przejął inwencji. Zadziwiony tym fenomenem Izaya sam zaczął poruszać głową w przód i w tył, na razie delikatnie, by później przyspieszyć i nieco wydłużyć swoje ruchy.
     Cyferki mające służyć za ocenę za to stopniowo rosły. Wiedział, że z tym będzie Izayi trudniej, jednak nie mógł się powstrzymać. Przy siódemce już jednostajne buczenie stało się wyraźnie słyszalne, czerwone policzki bruneta za to służyły przyjemnej dla oka ozdobie. Starał się. Widocznie brunet miał pewne problemy z przełykaniem napływającej śliny, dał mu więc odpocząć moment, potem jednak wsunął dłoń we włosy z tyłu jego głowy i nie naciskając na niego mocno nadał mu bardziej jednostajny rytm. Wiedział, że go zaburzy, włączając ósemkę. Mimo to to zrobił.
- Zaciśnij się Izaya. - rzucił tonem, jakby tylko go uczył, mimo że był już całkiem twardy. Po jeszcze paru ruchach zatrzymał go i oddychając ciężko obserwował, jak wnętrze jego ust wypełnia się długo kumulowanym nasieniem. Wysunął się, żeby mógł go jeszcze oczyścić i choć dobrze widział, że uda bruneta drżą nieznacznie, od razu przełączył na dziesiątkę w skali dziesięciu. - Dobra robota. - mruknął w ramach pochwały odgarniając mu włosy z twarzy i głaszcząc po głowie. Ciekaw był, czy dojdzie od samego wibratora, jeśli chwilę poczeka. Czy pokaże mu, jak chce by w niego wszedł.
- Super, to teraz postaw go jeszcze raz. - mruknął Izaya, oblizując się, tak dla pewności, że nic białego nie pozostało na jego ustach. - Od samego wibratora nie dojdę. - mruknął. Sądził, że właśnie o to chodziło jego nauczycielowi, ale... cóż, Izaya miał świadomość tego, ze dla niego to było za mało. - Sensei zbyt dobrze mnie wyuczył czego mam oczekiwać, więc teraz powinien mi to dać, prawda?
- O moją kondycję się nie martw. - mruknął i skinął głową na "prawda", uśmiechając się nieznacznie. Nawet od tak silnych wibracji brunet nie mógł dojść bez jego pomocy. To jasne, że to mu się podobało. W końcu to znaczyło, że Izaya reagował tylko na niego. - Pokaż mi jak chcesz, żebym cię wziął. - oznajmił, nie odrywając od niego pożądliwego wzroku. Tam na dole wyjątkowo żywo reagował na bruneta. Nic nie mógł zresztą na to poradzić, po takim oczekiwaniu jakie zafundował mu ostatnio.
- Hmm... - Izaya zastanowił się przez chwilę wstając z kolan. Oddalił się o krok od nauczyciela i w końcu z decydował. - Chcę, żebyś to zrobił na łóżku - nakreślił rękoma prostokąt w powietrzu.- Najlepiej nago. - Tym razem chwycił w dwa palce materiał swojego t-shirtu i pociągnął go kilka razy, trochę jakby było mu gorąco. - A co do reszty zastanowię się jak wypełnisz to. - mruknął jeszcze, przez chwilę powstrzymując śmiech aby wybuchnąć, gdy tylko skonfundowane spojrzenie Shizuo spotkało się z jego rozbawionymi oczyma. Miał pokazać, to pokazał, prawda?
     Nie dało się ukryć zdumienia. Czego jak czego, ale... nie spodziewał się tak zwyczajnej opcji. No ale cóż... Spytał, nie? Jeśli Izaya wolał to zrobić w tak klasyczny sposób...
     Choć dla kogo zwyczajny, dla tego zwyczajny. Rzadko kiedy spotykali się w domu.
     Skinął głową na wyjście, spodnie strzepując z siebie na dobre. Izayi też już leżały pozostawione pod toaletą. W końcu same opadły, po co było je podciągać.
- Prowadź. - rzucił więc tylko. Przynajmniej idąc za nim miał kuszący widok. Choć od przodu też wyglądał cholernie kusząco. Największym jego problemem było to, że nie mógł go objąć wzrokiem od obu stron.
     A może mógł?
- Nie patrz na mnie taki zdziwiony. Miękki materac podczas twoich ekscesów jest dla mnie raczej niedoścignionym komfortem i pragnieniem, które rzadko zaspokajasz. - wyjaśnił elokwentnie. Złapał sensei'a za rękę i poprowadził go na łóżko. Oczywiście łóżko Shizuo. Położył się na nim na brzuchu i przyciągnął sobie poduszkę którą zwinąwszy na pół podparł sobie brodę. - Teraz możesz pomasować. - Zaproponował samemu kilka razy naciskając dłońmi na poduszkę ugniatając ją.
- Pozwalasz mi? - rzucił trochę rozbawiony. Przyklęknąwszy za nim, nachylił się trochę i ścisnął jego pośladek, masując go i ugniatając w ten swoisty sposób. Odciągnął go przy tym nieco w bok, by palce drugiej dłoni wsunąć w jego wejście i bez zbędnych ceregieli złapać za kabelek wciąż wibrującej zabawki. Pociągnął, wyciągając ją raczej powoli. Niech czuje, jak z niego wychodzi. W końcu tylko chwila dzieliła go od czegoś jeszcze lepszego.
- Mhm. Lubię jak sensei maca mój tyłek. To zabawne jak cię to kręci. - wyjaśnił zadowolony, mrucząc w poduszkę. Wypiął mocniej tyłek, zaraz nawet unosząc go nieco, by był bardziej kuszący. Był ciekaw, czy jego nauczyciel szybko stwardnieje, bo cóż... Od tego zależało jak szybko Izayi opadnie, a zadowolony brunet będzie mógł z pomrukiem zejść z łóżka i się wykąpać zostawiając sensei'owi problem w postaci białej plamy na kołdrze.
- Mnie kręci...? - Blondyn wysunął urządzenie do końca. Jednak zamiast odłożyć je na bok, zjechał nim między jego nogi, umieścił wygodnie w dłoni, łapiąc za jego naprężone przyrodzenie. - Tylko to ci się w tym podoba? - spytał niedowierzająco, mimo lekkiego uśmiechu błąkającego się na jego ustach. Dobrze wiedział, że to nieprawda. Izayę o wiele bardziej kręciły pewne rzeczy. Jedynie nie chciał tego przyznać. W innym wypadku nie wypinałby się tak mocno w jego stronę, nie kusiłby, dobrze wiedząc, że dla Shizuo cały jest pociągający. Od podkurczanych z przyjemności palców u stóp, przez drżące uda, jędrne pośladki, stojącą erekcję, blady, płaski brzuch, nabrzmiałe sutki, aż po ten kpiący uśmiech na ustach doprowadzających go niekiedy do szaleństwa i często rozczochraną po wszystkim czarną czuprynę. Dłoń z jego pośladka celowo powędrowała na biodro, przesuwając po nim palcami, badając miękką, rozgrzaną skórę. Zsunęła i tak obsuwającą się czerwoną koszulkę w stronę głowy, jadąc powoli wzdłuż kręgosłupa, aż po sam kark. Bez ostrzeżenia Shizuo przyspieszył akcję, ręką spomiędzy jego nóg unosząc jego udo i całą nogę do góry, zmuszając chłopaka do obrócenia się na bok i przejrzenia w lustrze, które zajmowało całą powierzchnię drzwiczek szafy z ich prawej strony. - Zobacz, Izaya. - mruknął, nachylając się do jego ucha i ocierając znów półtwardą erekcją o jego rowek. Razem z nim spojrzał na odbijającą ich powierzchnię. - To ty aż się prosisz, żebym cię dotykał. - zauważył i poruszył biodrami jeszcze raz, nieomal w niego wchodząc. Ale jeszcze nie tego chciał. - Chcesz przyjrzeć się bliżej? - zasugerował tonem, który raczej nie był sugestią. Na łóżko mogli sobie pozwolić, mając dla siebie całą noc. Teraz powinien przyjrzeć się dokładniej, żeby być świadomym na przyszłość, jak wygląda kiedy go dotyka.
     Izaya jęknął coś zdziwiony, że jest przewracany i z niedowierzaniem spojrzał na siebie w lustrze. Uśmiechnął się po swojemu licząc, że to zamaskuje jego leciutkie rumieńce. Często patrzył się na Shizuo podczas seksu, ale siebie nigdy nie widział. Przeniósł wzrok na twarz blondyna odbitą w lustrze i coś mu się przewróciło w brzuchu. Wolną rękę przesunął za swój tyłek, łapiąc za twardniejącą już erekcję nauczyciela, drugą przytrzymywał się w miarę stabilnie na łóżku w tej pozycji.
- Chciałbym przyjrzeć się bliżej jak mnie dotykasz. - powiedział w końcu lekko zachrypłym głosem. Uśmiechał się przy tym uroczo wpatrując się niewinnie w swojego sensei'a.
- Więc puść. - mruknął mu do ucha, zaraz muskając jego brzeg zębami. Gdy jego uczeń dość niechętnie zastosował się do instrukcji usiadł stabilniej i ściągnął z niego koszulkę, a odrzuciwszy ją gdzieś w przestrzeń złapał go pod obiema nogami i pod plecami, stawiając dopiero przed samym lustrem. Spojrzał na niego nad jego ramieniem, nachylając się na tyle, by móc parę razy musnąć jego kark rozgrzanymi ustami. Znów złapał pod jego udo, unosząc je, by dać sobie do niego lepszy dostęp. - Oglądaj uważnie. Wchodzę. - uprzedził, przysuwając coraz twardszego penisa do jego otworu. Nacisnął, dając brunetowi obserwować jego własną reakcję na powolny ruch i pożerające go niemal spojrzenie własnych piwnych tęczówek.
     Izaya kiwnął delikatnie głową na zgodę i oparł się plecami o gorący tors jego sensei'a.Trochę mu przeszkadzało, że Shizuo został w koszuli, ale w takim momencie nie miał jak narzekać. Sapnął zaskoczony i wpatrzył się w lustro obserwując głównie podnieconą minę blondyna. Nic nie mógł poradzić na to, jak ona mu się podobała.
- Nie rzucisz czegoś w stylu "Izaya, sam mnie wciągasz do środka"? - zaproponował delikatnie. -Przecież lubisz sprośne teksty. - Tak naprawdę to sam Izaya je lubił, ale tego by nie przyznał.
- Byłem zbyt zajęty oglądaniem, jak ślinisz się na mój widok. - mruknął, poszerzając nieco uśmiech. Zerknął porozumiewawczo na męskość swojego ucznia, z której już wypływały pierwsze krople przed ejakulacją. Nie dał mu jednak skupiać się na tym długo, wolną dłonią przyszczypując jeden z nabrzmiałych sutków chłopaka. Prawie ocierali się o ich odbicia, mimo to Izaya mógł obserwować bez przeszkód, jak różowy punkcik mocniej twardnieje. - Twoje ciało jest bardziej sprośne, niż moje teksty... Zobacz, prawie krzyczy "bierz mnie mocniej!". - wymruczał niższym z podniecenia głosem. Akurat w momencie, w którym znów się powiększył, uniósł wyżej jego kolano i pilnując, czy brunet patrzy wykonał mocne pchnięcie, wchodząc prawie do samego końca. - Tylko patrz, jak chce, żebym je wypełnił. - Pocałował go krótko w ramię, zadowolony z wywołanej przez siebie reakcji. Wysunął się z niego, by powtórzyć głębokie pchnięcie. Po chwili wchodził w niego jednostajnym rytmem, wciąż spokojnie, głęboko, przytrzymując go i nie spuszczając wzroku z wyrazu twarzy Izayi. Oglądanie samego siebie widocznie jednak dawało efekty. Miał nadzieję, że brunet na długo zapamięta własne zachowanie.
     Izaya jedną rękę wygiął w tył obejmując nią szyję nauczyciela tym samym będąc jeszcze bliżej niego. Zaczął sapać cicho przyglądając się swojemu odbiciu. Wyglądało na to, że jest mu niesamowicie dobrze.
- Skoro tak cię o to proszę to może przyśpiesz nieco? - zaproponował z figlarnym uśmiechem. Sensei może nie był mistrzem w rozumieniu go i jego logiki, ale reakcje ciała odczytywał bezbłędnie.
Blondyn nie potrzebował większej zachęty. Wpatrując się w niego jak urzeczony, od czasu do czasu tylko przymykał oczy, traktując pocałunkami jego kusząco nastawioną, bladą szyję i obojczyk. Wzmocnił ruchy, a gdy brunet zbytnio się rozluźnił klepnął go w pośladek, każąc się zacisnąć, przez co niedługo potem lustro zostało przyozdobione strumieniem białych kropel. Również w gorącym, jeszcze ściśniętym wnętrzu Izayi coś wybuchło, kończąc ich wspólny stosunek. Uspokajając oddech nauczyciel wysunął się z niego po raz ostatni na tę chwilę. Przytrzymał go jeszcze tylko moment, upewniając się, że nie stracił władzy w nogach i całując namiętnie, nim dał mu się wyswobodzić.
Izaya opadł na łóżko oddychając ciężej. Nie przejmował się, że coś pobrudzi, tak jak wcześniej zaplanował to było łóżko jego sensei'a. Przymknął oczy i starał się wyrównać oddech, ale wtedy ktoś szarpnął za klamkę u drzwi, a widząc, że to nie przyniesie efektu zapukał głośno. Wcześniejszego, cichszego pukania prawdopodobnie nie usłyszał przez szum w głowie i kołaczące głośno serce.
- Izaya! Skończyłeś już!? - usłyszał nieco przytłumiony przez drzwi, głos Dotachin'a. Brunet nie wytrzymał i zaśmiał się rozbawiony tym pytaniem. - Czego się cieszysz! Czekamy już kilkanaście minut!
     Shizuo jakby kompletnie nie zestresował się tym pukaniem. Spojrzał na Izayę z lekkim uśmiechem w kącikach ust, nie wyrażając nawet na głos myśli, która chodziła mu po głowie. "Nikt nie może cię zobaczyć w tym stanie". Zebrał się do łazienki pierwszy, a to po to, by wziąć trochę papieru, zwilżyć go i pościerać lustro, nim ktoś by się zorientował czy do nich zajrzał. Sam zaczął szybko ubierać się porządnie, przepoconą koszulę odkładając do bagażu, w tym Izayi ukrywając wibrator. Wolał nie budzić podejrzeń i dołączyć wkrótce do reszty groma pedagogicznego... Choć musiał przyznać, że był na tyle zrelaksowany, że nie stresował się tym jakoś.
- Chwileczkę Dotachin! Zdrzemnęło mi się! - krzyknął głośniej niż by wypadało. Chciał tylko, żeby jego sensei'a przeszedł nieprzyjemny dreszcz od krzyku. Wstał z łóżka i spokojnie przeszedł się do łazienki wrzucając swoje nadal leżące przed klozetem bokserki do miski na brudy. Dorzucił tam też przepocony i lekko poplamiony t-shirt i sam wskoczył pod prysznic. Praniem się nie przejmował. Shizuo to oczywiście wypierze... A jeśli nie będzie chciał Izaya zawsze przecież mógł go przekonać.
Upewniwszy się, że wszystko jest w najlepszym porządku i starłszy nieco własnego nasienia, które wyciekło na jego pościel, Heiwajima zajrzał jeszcze do łazienki. Mógłby mu się jakoś odwdzięczyć za ten nieprzyjemny krzyk, ale nie zmącił tak jego przyjemnego odprężenia, więc nawet nie przeszło mu to przez głowę.
     Wszystkie ślady zostały ukryte. W końcu poluzował założony właśnie krawat i rzucając biorącemu prysznic brunetowi ostatnie spojrzenie zamknął za sobą drzwi od łazienki. Odkluczył pokój i powitał dwójkę innych swoich uczniów, Shinrę i Kyouhei'a, wymijając ich.
- Do zobaczenia na następnej zbiórce. - rzucił, bardziej za siebie niż do nich, choć tego nie dało się domyślić.
     Obaj zaszokowani chłopacy bezwiednie powiedli za blondwłosym sensei'em wzrokiem. Normalnie wcielenie ukrytej bestii zmieniło się nagle w zadowoloną oazę spokoju. Wszystkich ich mogło tylko zastanawiać, czy utrzyma się to do końca wycieczki.

piątek, 19 lutego 2016

Delic x Hibiya - Błękitna krew

 Hejo hejj~!!!
Prawie bym zapomniała o notce, a miałam nawet ustawione przypomnienie~ To przez to, że ktoś mnie dziś wyciągnął na miasto kiedy powiadomienie mnie powiadamiało. xp Nie żałuję~! Poza tym, wy niedobre stworki, ja wam chcę dodać wcześniej notkę za to, że nie było tej 9 lutego, a wy zostawiacie na blogu świerszcze przez tyle dni~? Za karę wkradnę wam się do domu przez klapkę dla psów, albo okno i pozjadam wasze desery~! Muahahahaha~!!! >w<
Przy okazji, RainbowMinded, jako, że właśnie zauważyłam komentarz chciałam podziękować~... Nic się nie stało, zostawienie śladu raz na jakiś czas i tak strasznie mnie cieszy~! :33 Widać~? Chyba widać. >w<
No, dobrze, może na początku byłam dla was trochę za ostra~... .3. Cieszę się z tego grona cichych wielbicieli i strasznie cieszą mnie te wasze wyznania miłości do tego bloga, które piszecie co jakiś czas, naprawdę potrafią zrobić dzień, wiecie~? :3 Mam nadzieję, że dalej się uśmiechacie czytając te nasze wypociny, nawet jeśli czasem schodzą na psy~... (Czy ja się właśnie obraziłam?)
Ojaaaa, tak długiego wstępu dawno tu nie było! ><"" Gomennasai, nie przedłużam, bawcie się dobrze czytając!
Enjoy~! ;3

Yo.
Atualnie drżę z podniecenia i piszczę licząc, że nikt mnie nie usłyszy~ Także nie jestem zdolna do wstępów. Pamiętajcie o psiakach i Enjoy~...
A ja wracam do mojego nałogu :3



     Piękny, czerwony fotel obity mięciutkim materiałem idealnie spełniał królewskie standardy Hibiyi. Mahoniowe biurko, na którym przeglądał czasem jakieś swoje dokumenty, a przy którym jeszcze częściej zasypiał po kryjomu, też. Tak samo przepastny gabinet i cały jego wygodny dom, czy raczej posiadłość. Brakowało mu właściwie tylko jednego... I zmieniło się to w chwili, gdy pojawił się Delic.
- Delic! - Wołał go już kolejny raz. - Deeeliiiic! - Zedrze sobie gardło w tym tempie... I gdzie on się podziewał? Teraz musiał też zrobić mu coś na gardło. Widząc wchodzącego blondyna nadął lekko policzki, robiąc władczą minę i prostując się na krześle. - Gdzie się podziewasz z moją galaretką?! - burknął na niego. - Przez ciebie boli mnie gardło, teraz musisz mi przynieść też jakieś zioła na to. I tabletkę. - dodał po namyśle. Na pewno znalazłoby się coś jeszcze... Ale pewnie potem przyjdzie mu to na myśl. Delic nie mógł czuć się niepotrzebnie... Znajdzie mu jakieś zadania.
    Zirytowany blondyn pojawił się w drzwiach. Uśmiechnął się pięknie, ukrywając za plecami odpalonego papierosa. Nawet nie mógł mieć chwili przerwy na własne przyjemności?
- Nie wiem czy wiesz Hibi-chan, ale galaretki mają to do siebie, że tężeją kilka godzin. - wyjaśnił opierając się o framugę. Rozluźniony swoją postawą przysunął do ust papierosa i zaciągnął się nikotyną. Z takim paniczem naprawdę potrzebował czegoś, co go uspokoi.
     "Prośbę" o tabletkę zbył wymownym wypuszczeniem obłoczka dymu z ust.
- Pfff... "Paniczu" plebsie! - rzucił naburmuszony. - A już na pewno nie dodawaj "-chan"! Nie jestem dziewczyną...! - No chyba to zauważył? Chyba tak! Podbuzowany Hibiya sam wstał i podszedł do niego, zabierając mu papierosa. - I przestań palić. - dodał, zdeptując go płaskim obcasem buta. - Śmierdzi. - fuknął, wracając na krzesło. Co za głupek... Nie dość, że go nie słuchał... To jeszcze nie chciał mu dać tabletki i smrodził w gabinecie!
     Delic spojrzał z jawnym oburzeniem na swojego pracodawcę.
- Właśnie zniszczyłeś mi papierosa. - jęknął rozżalony, patrząc na tlącą się jeszcze na parkiecie kępkę popiołu. Podpaloną deską będzie się zajmował już panicz... Delic za majstra robić nie miał zamiaru...
- A ty mi podłogę. - burknął, zaczerwieniony lekko. Dopiero zdał sobie sprawę z tego, że poniszczył sobie drewno... - Sprzątnij to. - nakazał. Jak ten plebs mógł... Narażał go na bierne palenie jakby nic go nie obchodziło jego zdrowie!
- Wedle rozkazu. - Blondyn ukłonił się z pewną wrodzoną sobie szarmancją. Przeszedł nad niedopałkiem, schylił się, uniósł leżący nieopodal dywan i butem przekopał pozostałość po swoim uzależnieniu pod kawałek puchatej tkaniny. - Usatysfakcjonowany mój królu? - zapytał nie mogąc jednak powstrzymać głupawego uśmieszku. Nie potrafił nazwać Hibyi królem czy paniczem. Był w stanie zrobić to z kompletną powagą tylko w jednym momencie - podczas gry wstępnej. Ku jego nieszczęściu jednak nawet to nie przekonywało jego panicza do częstszego odwiedzania, bądź też użyczania mu własnego, łóżka. A Delic, no cóż... Nadal próbował bardzo często.
- Nie! Tylko taki plebs może zamiatać niedopałki pod dywan. Zabierz to, głupku! - fuknął na niego, realnie bojąc się, że zdeptany niedopałek jeszcze się żarzy i zaraz wszyscy się spalą. Z niepokojem wpatrzył się w miejsce, w którym zniknął upuszczony pet. - I co się tak szczerzysz... - dodał, zdając sobie sprawę, jak Delic na niego patrzy. Wcale mu to nie pomagało... Powinien okazywać mu trochę więcej szacunku z tym królem!
- Chodźmy do łóżka. - rzucił rozochocony Delic. Słowo "król" uwarunkowało się w jego umyśle jako synonim możliwości zaspokojenia się, dlatego teraz użyte w tym kontekście również prowadziło go do jednoznacznych wniosków. - Co ty na to Hibi-chan? - wymruczał niższym głosem, podchodząc do biurka za którym rezydował brunet. - Łóżko nam nie potrzebne, skoro mamy biurko, prawda? - Odgadł, dość nietrafnie, z wyrazu twarzy swojego panicza. Uniósł rękę chcąc pogłaskać książątko po policzku i jakoś go udobruchać.
- Ty... Ty... plebejuszu! Nie dotykaj mnie! - wyrzucił z siebie natychmiastowo, gdy tylko dłoń Delica się do niego zbliżyła. Odsunął ją od siebie, z niezadowoloną miną i czerwonymi, jakby nieco nadmuchanymi policzkami. - Zboczeniec! - oskarżył go, wpatrując się w niego z jasnym i oczywistym wyrzutem. - Tak w środku dnia... I jeszcze mówisz takie rzeczy o moim biurku! - W głosie bruneta wybrzmiała uraza. Jak on mógł... podkładać mu takie wizje! I jeszcze... Jak on mógł! Własnemu królowi! To przez niego ten tytuł kojarzył mu się teraz tak nieprzyzwoicie... A był z niego taki dumny!
- Oi daj spokój Hibi-chan. - Delic cmoknął niezadowolony z oporów. Jednak to, że Hibiya nie był chętny kręciło blondyna najbardziej. Któż nie chciałby zasmakować czegoś zakazanego? Z zabójczym uśmiechem służący obszedł biurko przesuwając po nim delikatnie opuszkami palców jednej z dłoni. Badał teren.
     Chłopak w białym garniturze podszedł do okna i pociągnąwszy za frędzel pozwolił finezyjnie upiętej tkaninie opaść i zasłonić okno.
- O zobacz Hibi-chan, "środek dnia" już zniknął. A skoro nie miał panicz innych przeciwwskazań~...
- N-nie wolno ci! - burknął znów na niego. Już mniej stanowczo, jednak dalej władczo, mimo całego tego zająknięcia. - I... Chociaż Hibiya-sama! Pamiętaj, że mam błękitną krew, plebsie! - zbeształ go, zakładając ręce na piersi. To... To wcale nie tak, że podobał mu się ten głębszy głos blondyna i to, jak naginał jego słowa tak, by móc go dotknąć... Nie, właśnie, wcale mu się to nie podobało! To mu mogło najwyżej schlebiać... Ale taka rola plebsu, że tylko chce bliskości króla! A nie może...
- B-błękitna krew? - Blondyn zamarł odwrócony przodem do króla. Spoglądał na niego teraz z uwagą. Jego różowe oczy błyszczały wyrażając zmartwienie i pewien niepokój. - To coś poważnego?- zapytał spokojnie podchodząc do Hibyi. Odechciało mu się zabaw. Uklęknął przed chłopakiem chcąc przyjrzeć się z bliska jego twarzy. Martwił się teraz o niego...
- C-co...? Głupku, nie wiesz co to znaczy...? - burknął, postanawiając go pańsko poklepać po głowie na "nic się nie stało". - To znaczy, że jestem ponad plebsem. - wyjaśnił cierpliwie, uznając temat za zakończony. Choć dobrze, że się o niego martwił. No, ten raz się zainteresował jego zdrowiem... Głupek, nie było o co się tak martwić... Nie musiał od razu tak patrzyć... To wcale nie tak, że było mu głupio, że wpędził go w taką troskę! Powinien się o niego martwić, w końcu był jego służącym!
- Naprawdę? - odparł z ulgą. Złapał bruneta w pasie i przysunął głowę do jego brzucha, opierając się czołem o wątłe ciałko. - Cieszę się, że to nic poważnego. - mruknął przesuwając nosem i odpinając tym samym jeden z guziczków kamizelki którą jego panicz miał na sobie. Następnie przesunął się w górę robiąc to z kolejnym i następnym guziczkiem. - W takim razie mogę kontynuować. - Zapewnił niskim głosem i mocniej przycisnął talię Hibyi do siebie.
- N-nnie, nie możesz... - Coraz bardziej zaczerwieniony Hibiya zapomniał nawet o zwyczajowym "plebsie". Delic powinien go wielbić z daleka, nie powinien być... taki... Nie mógł być! Bo Hibiya miał być w jego oczach księciem! Ba, królem! A nie... - Nie... - jęknął, próbując od siebie odsunąć jego twarz. - Co robisz, głupku! - oburzył się, gdy jego kamizelka została całkiem rozpięta i puknął go pięścią niezbyt mocno w głowę, żeby się opanował.
     Czy on nie rozumiał, że miał błękitną krew!?
- Ależ mogę. Panicz kazał mi się bezgranicznie wielbić, a jak mógłbym lepiej pokazać paniczowi moją miłość niż doprowadzając panicza na granice rozkoszy? - zapytał ze swoim popisowym uśmieszkiem. Zębami złapał za zawiązaną na szyi Hibiyi muszkę i pociągnął jeden z jej końców w dół rozwiązując tym samym błyskawicznie supeł. - Hibiya-sama. - wymruczał z zadowoleniem.
- N... Nieprawda! - wykrzyknął z opóźnieniem, przymykając powieki i odepchnął go od siebie mocniej, zaraz otwierając oczy i z chwilowym przerażeniem przyglądając mu się, czy nic się nie stało. Delic jednak wyglądał na całego, więc Hibiya jedynie wstał, paląc cegłę i wycelował w niego palec. - Nie możesz tak po prostu zbliżać się do kogoś z błękitną krwią! - wypalił bez namysłu pierwszy powód, jaki przyszedł mu na myśl i czym prędzej uciekł - to znaczy wyszedł - z gabinetu do swojego pokoju, żeby uspokoić szalenie rozkołatane serce.
- Nie mogę? - wydukał lekko zdziwiony oporem Delic. Wiedział, że jego książątko będzie mu się opierać, ale nie sądził, że zastosuje tak dziwną wymówkę. Blondyn podrapał się po głowie.- Ale co to ta błękitna krew tak w zasadzie jest, co? - mruknął.
     Z zamyśloną minął wyjął z butonierki zapalniczkę i schowanego tam papierosa, po czym odpalając go wyszedł z gabinetu. Potrzebował informacji i to już... postanowił więc zapytać internet. W końcu Internet zawsze miał odpowiedź.

     Zażenowany własnym zachowaniem Hibiya siedział na łóżku ledwie przez chwilę. Zaraz bowiem zwyczajnie się schował, w tym wypadku wchodząc pod łóżko. Nie chciał widzieć zdumionego Delica, albo co gorsza gdyby miał się z niego śmiać czy się martwić... No po prostu ten plebs nie powinien go tak znienacka atakować! Co on sobie myślał...
     Brunet oparł czoło na rękawie, oddychając wolniej. Tu go nikt nie znajdzie. Co z tego, że to nie przystało królowi? Mógł robić co chciał, w końcu tu panował, a władcy mają swoje fanaberie!

     Delic zasiadł przed komputerem i zgasiwszy papierosa w stojącej nieopodal popielniczce odpalił przeglądarkę internetową. Wpisał w wyszukiwarkę hasło "błękitna krew" i czekał jakie wyniki ma mu do zaoferowania globalna sieć. Kliknął w kilka pierwszych linków, zaraz przełączając się między kartami. Wczytał się w tekst z niemałym zaskoczeniem. Strona informowała, że niektóre gatunki egzotycznych pająków jak i niektóre gatunki mięczaków posiadają krew o niebieskim zabarwieniu i zawdzięczają ją znacznym ilościom hemocyjaniny lub znacznym ilościom miedzi wchłanianym przez organizm. Następnie zmartwiony już nieco blondyn trafił na stronę wyjaśniającą pochodzenie związku wyrazowego "błękitna krew", mającego określać arystokratycznie urodzone osoby, lub też osoby chore na srebrzycę.
- A Hibi-chan mówił, że to nic groźnego... - mruknął zmartwiony Delic, gniotąc palcem wciąż niedopałek papierosa w popielniczce.

     Przez cały ten czas Hibiya nie ruszał się spod łóżka. Najpierw zażenowany, potem rozczarowany, gdy po długim czasie nie słyszał nawet kroków, a w końcu zdenerwowany. Uraził go aż tak, nie zgadzając się? Czy chciał się zemścić, olewając go? Nie mógł go olewać, a już na pewno opuszczać! Był jego służącym przecież!
     Już obrócił głowę na bok, by spojrzeć w stronę wyjścia spod łóżka, gdzie się kierował, kiedy spostrzegł idącą w jego stronę postać.
     I tą postacią nie był Delic. Wprost przeciwnie.
- DELIIIIIIIIIC! - krzyknął panicznie Hibiya, cofając się, przerażony tym, że pająk mógłby zechcieć na niego wejść, a już bym bardziej wejść mu do ust i zacząć go pożerać od środka albo i jeszcze gorzej... - DELIC! - rzucił piskliwie, rozpaczliwie szarpiąc ciałem do tyłu. Och, dlaczego wybrał takie ogromne łóżko?! Dlaczego pająk postanowił zająć go akurat od tego wyjścia do którego miał bliżej?! Zapamiętale przesuwał ramiona, tułów i nogi, chcąc się przecisnąć do tyłu. A kreatura zbliżała się coraz bardziej, powolnym jak w horrorze ruchem. Czuł już charakterystyczne pieczenie skóry twarzy i powiek, uderzające w panice gorąco krwi i adrenaliny. A łóżko się nie kończyło!

     Blondyn słysząc paniczny krzyk poderwał się szybko z miejsca. Przewrócił krzesełko, jednak nie przejmował się tym. Zostawił odpalony komputer i jak najszybciej ruszył w kierunku źródła krzyku. Ten rozbrzmiał ponownie napawając Delica jeszcze większym zmartwieniem. Najpierw jakaś dziwna niebieska choroba a teraz krzyki... To nie wróżyło nic dobrego.
- Co się stało Hibiya-sama? - zapytał wpadając do jego pokoju, ale ten okazał się... pusty. Zmartwiony służący postąpił kilka kroków w przód. Nie widać było śladów walki, ale jego panicza również brakowało, a przysiągłby, że głos dochodził z tego pokoju.
- Delic zabierz go!!! - krzyknął nawet nieco płaczliwie Hibiya, wciąż uparcie czołgając się pod łóżkiem. Robiło się ciemno, nie widział tego potwora...! A co jak w ciemności nagle przyspieszy, podbiegnie na tych swoich przeklętych ośmiu nogach i zacznie go gryźć?! A Delic nawet nie zauważy! Tylko znajdzie jego szczątki! Jak go stąd wyjmie to oberwie! Zapłaci mu za takie zapominanie o nim...! Jak mógł go tak opuścić...! - Zabierz go szybko! - zawołał panicznie, gdy łóżko się podniosło. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa gdy zorientował się, że ta poczwara jest jeszcze bliżej niż przedtem. Spanikowany jednak wreszcie poderwał się niezgrabnie i czym prędzej wystrzelił, chowając się za Deliciem. - Zabierz go, zabij, zabij go rozumiesz zabij...! - powtarzał gorączkowo, uwieszony tyłu jego białego garnituru.
     Zdziwiony "nieco" blondyn odstawił łóżko na miejsce nie rozumiejąc o co też może chodzić księciu. Hibiya z przerażeniem wskazywał na podłogę palcem. Delic podążył wzrokiem za gestem i na podłodze zobaczył niewielki, brązowo-czarny zarys pajęczaka, którego najpewniej przestraszył się jego panicz. Służący uśmiechnął się i schylił, by wziąć pajęczaka na rękę.
- Już służę, Hibiya-sama. - odparł i gdy pajączek niepewnie wszedł na jego dłoń podsunął ją swojemu ukochanemu. - Racz wybaczyć jaśnie panie, ale plebejusz nie jest godzien dotykać szlachetnie urodzonych istot o błękitnej krwi, dlatego tym gościem panicz musi zająć się osobiście. - odpowiedział dumnie, siląc się na formalny ton, choć ledwie powstrzymywał śmiech.
- N-ni... - wydusił z siebie brunet, odsuwając się o parę kroków z istnym przerażeniem. Teraz ten potwór zje Delica... Nie jego, zje Delica... Ale zje... Jego... - Z-zabij go! Każę ci jako król! - dodał tonem, w którym w żadnym stopniu nie było słychać królewskości. - N-nie ma to coś błękitnej krwi... Znaczy... ZRÓB Z NIM COŚ! - krzyknął, czerwony ze złości, czując za plecami ścianę. Nie był w stanie odsunąć się dalej, a Delic dalej trzymał to monstrum... spod jego łóżka w dodatku!... w dłoni... - Możesz się nim zająć, choćby miał złotą krew po prostu zrób coś!
- Obawiam się, że nie mogę wykonać tego rozkazu. Skrzywdzenie kogoś z błękitną krwią karane jest śmiercią, a jeśli bym ją zabił myślę, że śmierć byłaby wyjątkowo długa i bolesna. - wyjaśnił drapiąc się po głowie z nieśmiałym uśmiechem. Musiał jakoś zatuszować rozbawienie, jakie go ogarnęło widząc tak przerażonego Hibiyę. - Czy Hibiya-sama nie ma zamiaru przyjąć gościa o błękitnej krwi? Myślę, że tak się nie godzi mój panie. - zwrócił mu uwagę.
- Nic ci nie będzie, zdepcz go, spuść w toalecie... Zrób coś, Delic! - jęknął widząc, jak pająk spuszcza się po nici na podłogę. - ZABIJGOZABIJZABIJ! - wrzasnął, miotając się w miejscu. Nie pobiegnie na łóżko, stamtąd przyszedł, Delic go tak jakby trzymał, a cała reszta... - Musisz zabić je wszystkie, bo dziś będę spał u ciebie! ...Tam pewnie ich nie trzymasz zdrajco... Musisz go usunąć! - powtórzył dobitnie, przesuwając się pod ścianą, przerażony. Nie wiedział nawet czy jego słowa miały sens, grunt, że łaziła mu po pokoju ta przerażająca kreatura i pewnie właśnie chciała złożyć jaja... Albo gorzej!!! Nawet jeśli tak mu nie przystało, Hibiya nie dość, że zaczerwieniony, to jeszcze zaczynał czuć, że ze zmęczenia przestaje panować nad łzami napływającymi do oczu. Nic nie widział!
- Ho? - Delic spojrzał na pająka i uśmiechnął się nagle rozanielony. - Ach witaj mój wybawicielu, pająku królewski któryś mi otworzył drogę bym mógł dzielić łóżko z mym panem. Proszę czuj się jak u siebie. - Blondyn odstawił pająka na ziemię i ukłonił mu się. Służący odwrócił się, by zobaczyć minę swojego pana, jednak ta okazała się skrajnie inna niż ta której się spodziewał. Liczył na uroczo przestraszonego i złego księcia patrzącego na niego ze spąsowiałymi policzkami a zamiast tego widział go prawie płaczącego. - Nie no, żartowałem. - mruknął szybko zadeptując pająka stojącego niepewnie na ziemi. - Już dobrze Hibi-chan. - zapewnił go, podchodząc do swojego księcia. Objął go i pozwolił mu się w siebie wtulić.
- N-nie rób tak więcej... - odezwał się stłumionym głosem, drżąc nerwowo, otrząsając się i wczepiając w wyprasowane ubranie blondyna szczupłe palce. Rozglądał się nerwowo, chociaż nic nie widział i ocierał ukradkiem wilgoć spod oczu o jego marynarkę. - Wywa-alisz te buty... I zanieś mnie do siebie... Nigdzie się nie ruszam, chcę dezynsekcji... - wyburczał jeszcze, starając się już stanąć godnie i prosto, choć czerwoną twarz dalej ukrywał w jego ciuchach. Aż z głowy mu wyleciało, żeby zamordować Delica.
- Wedle życzenia mój panie. - Delic mruknął niskim głosem wprost do ucha Hibiyi. Podniósł panicza delikatnie chwytając go pod tyłkiem. Wiedział, że brunet nie chciał być niesiony jak panna młoda. Gdy ostatni raz próbował tak zrobić dostał zakaz dobierania się do swojego pana... który i tak później złamał, ale... po co miał się z tym użerać?

***

     Następnego dnia Hibiya, wygodnie ułożony na kanapie, dwa razy zresztą sprawdzonej, nasłuchiwał odgłosów deszczu.
     A tak bardzo chciał wybrać się dziś na przejażdżkę Josephine... Tak bardzo chciał pojeździć... A tu z planów nici.
     Zniecierpliwiony brakiem rozrywek przystanął przy oknie, wzdychając z jawnym rozdrażnieniem. Kątem oka spojrzał na siedzącego na fotelu Delica. Powinien mu zapewnić jakąś rozrywkę a nie...
- Huh? - Blondyn spojrzał na swojego wzdychającego księcia. Hibiya nie miał w zwyczaju wzdychać... Prędzej warczeć, kopać i bić piąstkami... Ale nigdy wzdychać. - Co się stało mój panie? - zapytał widząc, że najwyraźniej tego od niego oczekiwano.
- Pada, Delic. - zauważył niezadowolony, patrząc znów za okno. Zmarszczył nawet brwi, jakby był zły. Deszcz. Szarość. Nuda. - Stał się deszcz i nie mogę nawet pojeździć.
- Przykro mi, Hibi-chan, ale wydaje mi się, że to twoja wina. - zwrócił mu uwagę służący. - Nie od dziś wiadomo, że niebo płacze gdy giną królowie... O!- Blondyn pod nagłym olśnieniem uderzył delikatnie pięścią w otwartą dłoń. - To dlatego, według przesądu, gdy się zabije pająka zawsze pada... Teraz to nabiera sensu. - mruknął i pokiwał do siebie z uznaniem głową.
- Co masz na myśli? - Brunet po książęcemu zmarszczył nosek, wpatrując się w niego z dąsem. Jakie giną królowie? Co on mu chciał przez to powiedzieć? Że królewskie dni dobiegły końca? Że rozkaz zabicia tego pająka był nie królewski? A może próbuje nazwać królem tę kreaturę, to monstrum które przypuściło atak na jego życie?! Oczekiwał wyjaśnień. Jak to jego wina?
- Hibi-chan wczoraj mi mówił, że ma błękitną krew. - zaczął blondyn opierając się wygodniej na swoim siedzeniu. - Trochę poczytałem i dowiedziałem się, że pająki też mają takową... Przez wchłanianie tlenku miedzi czy czegoś tam~... - zbagatelizował te informacji których nie pamiętał dokładnie. - Jeśli pająk miał błękitną krew to znaczy, że zgodnie z tym co Hibi-chan mi powiedział był kimś ważnym. A skoro zabiliśmy króla pająków myślę, że jego poddani zechcą przyjść i się zemścić ginąc z miłości do ich władcy i cóż... Żadna dezynsekcja może tu nie pomóc. - Wzruszył ramionami uśmiechając się do swojego panicza. Lubił go podpuszczać w ten sposób, choć gdy chodziło o pająki musiał być ostrożny... Jego pan najwyraźniej miał jakąś odmianę arachnofobii.
     Emocje na twarzy bruneta przeszły gwałtowną metamorfozę od oburzenia przemieszanego z niedowierzaniem, do rozszerzonych źrenic i lekko otwartych ust. Chyba zapomniał na chwilę oddychać. Nie przyszło mu do głowy już nawet, by zaprzeczyć, że pająk przecież nie mógł być królem, bo nie o to chodzi z jego błękitną krwią.
     Skąd miał wiedzieć, czy faktycznie nie był? I czy jego poddani nie postanowią się zemścić, przypuszczając atak z zaskoczenia?
     Od tego czasu Hibiya przestał szczycić się swoją błękitną krwią. No i od teraz śpi z Delicem zawsze, ZAWSZE. W końcu jest większy, więc pająki najpierw zjedzą jego, prawda?

poniedziałek, 15 lutego 2016

15.02 - Dzień Singla

Hej wszystkim~!
Koniec świąt walęwtyłek, bo i tak się mnoży shotów na ich cześć, czas na zapomniany dzień singla! Prawdopodobnie to i tak bliższe wszystkim święto...  Nie każdy był w związku, za to każdy człowiek był kiedyś singlem, prawda~? ;3 No więc wszystkiego najlepszego kochani~!
Mam nadzieję, że ten shot się wam spodoba. >w<
Enjoy!

Yo.
Dzień singla to takie fajne święto -3- nie wiem o co wam chodzi... wśród moich znajomych obchodzone lepiej niż walentynki więc myślę, że mam przy dobie dobrych ludzi :3 Cóż mogę powiedzieć. Przepraszam za brak dnia czytania w wannie~ nie będę się wam tłumaczyć, po prostu sorry. Em. Pamiętajcie, ze zawsze możecie kliknąć po boku na banerek i nakarmić psiaki i...
Enjoy~

Dzień singla

Jak to mówią, każda potwora znajdzie swego amatora.



     Wiatr szumiał głośno, gniewnie, poświstująco nawołując, by otworzyć mu okno i wpuścić go do ciepłego, wygodnego mieszkania. Zawzięcie przebijał się przez wesołą melodyjkę lecącą nieustannie z służbowego telefonu. Urządzenie jednak, zakopane pod dwoma skrajnie różnymi bluzkami, też nie zostało wysłuchane. Gibkie, zwinne i szczupłe ciało Izayi zawzięcie przekopywało się przez czeluście swojej szafy, pochłonięte tym do tego stopnia, że nie zamierzał wynurzać się stamtąd ani na chwilę przed osiągnięciem wyznaczonego sobie celu. Tym celem było oczywiście znalezienie sobie eleganckiej odzieży, która pasowałaby do siebie pod każdym względem. Niestety nie miał do tego smykałki, o czym świadczyły wyraźnie rozwalone po całym pomieszczeniu ciuchy, których sprzątnięcie zamierzał potem zostawić Namie. Rzecz jasna gdy ta wróci, bo póki co w niewiarygodnym momencie okazało się, że jakimś cudem akurat tego dnia miała wolne i znajdowała się daleko od miasta. Kazałby jej przyjechać, gdyby nie to, jak mało czasu mu zostało.
Wreszcie, olśniony, zdjął jeden z dalszych wieszaków i z satysfakcją zdjął pokrowiec. Garnitur. Bingo. Nie używany od jakiegoś roku, to prawda, ale raczej z niego nie wyrósł.
    Był mu niezmiernie potrzebny, albowiem przed ledwie paroma godzinami dowiedział się, że Shizu-chan ma pewne plany na ten szczególny dzień. A mianowicie w dzień singla został zaproszony na imprezę dla samotnych pracowników... Rzecz jasna, nie przyznając się do jakiejkolwiek więzi z nim, zamierzał iść.
A Izaya jako jeden z utajnionych (na własne życzenie) wspólników jego firmy, nie zamierzał mu tego przepuścić. Nie da własnemu chłopakowi iść samemu na imprezę dla singli. A przynajmniej nie ze świętym spokojem.
- Naprawdę muszę Tom-san? - zapytał Shizuo grzebiąc niemrawo w swoim sushi. Od chwili w której dowiedział się, że został "zaproszony" na imprezę pracowniczą stracił cały zapał do życia.
- Ależ oczywiście Shizuo-kun! To dobra okazja żebyś kogoś poznał. Rozerwiesz się trochę, potańczysz, porozmawiasz z innymi. Przyda ci się taka rozrywka. A może przy okazji spotkasz kobietę życia! Nie uważasz, że to lepsze od oblegania kanapy i oglądania nudnych seriali opijając się mlekiem i zajadając budyń? - Współpracownik Shizuo nie dawał za wygraną.W końcu dostał wyraźne odgórne polecenie, że Shizuo MA być na wieczorku zapoznawszy dla singli. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało chciało tego szefostwo. Prawdopodobnie liczyli na ograniczenie zniszczeń i zmniejszenie liczby skarg z powodu połamanych kończyn jeśli Shizuo znalazłby sobie dziewczynę... i Tanaka też na to skrycie liczył.
- Ej! - Blondyn wycelował w swojego senpai'a pałeczki. Na jego skroni delikatnie zarysowała się tuż pod skórą pulsująca żyłka. (Cześć Steve przywitaj się ze światem po dwuletniej przerwie xD) - Ale od mleka i mojego serialu się odczep. Yui ma dzisiaj w walentynkowym odcinku wyznać Takeru, że tak naprawdę umawia się z nim tylko dlatego, że przypomina jej brata którego straciła w dzieciństwie. To kulminacja sezonu!- By to podkreślić Shizuo puknął kilka razy zamaszyście pałeczkami, wycelowanymi w Toma, powietrze.
- Jezu Maria odłóż to! - Przerażony Tanaka poderwał się z krzesła chwytając z niepokojem za pałeczki. - Jeśli to ty celujesz pałeczkami w ludzi to już nie jest głupi przesąd... To zaczyna być realną groźbą. - mruknął patrząc karcąco na przyjaciela.
- Przepraszam Tom-san.
     Czarna limuzyna podjechała rychło w czas. Brunet spojrzał na zegarek. Spóźni się dokładnie tyle, ile było trzeba. I wmiesza się w tłum też idealnie z planem. Podśpiewując wyjątkowo irytującą melodyjkę, przedłużenie dzwonka telefonu, wsiadł do środka i bez chwili wytchnienia nucąc dalej, wybrał numer telefonu, po czym napisał wiadomość "Przykro mi Shizu-chan :c". Tak, żeby pomyślał, że nic nie kombinuje. Je sobie spokojnie swoje ootoro...
     Zmarszczył brwi. No, ale miał nadzieję, że ootoro mu na tej imprezie nie zjedzą, jak wejdzie na salę pół godziny po rozpoczęciu. To byłoby wyjątkowo przykre przeżycie.

     Shizuo z niechęcią przypatrywał się swojemu odbiciu w lustrze. Nie żeby miał coś przeciwko eleganckim ubraniom, w końcu codziennie chodził w muszce i białej koszuli, ale... garnitur? Kiedyś ktoś stwierdził, że dobrze, że Heiwajima nie nosi garnituru bo jeszcze bardziej kojarzyłby się ze śmiercią. I tu Shizuo musiał przyznać tej osobie racje. Wyglądał jakby szedł na pogrzeb...
     Były barman westchnął z irytacją i odpalił papierosa. Przeczesał jeszcze dłonią włosy by jakoś przyzwyczaić się do obecnej sytuacji i wyszedł z mieszkania.
- Już Tom-san. - Powiadomił go wyjmując papierosa z ust.
- Shizuo!- Jego przyjaciel aż podskoczył widząc go tak. - Zrób coś z tymi włosami! Wyglądasz jak yakuza... chcesz tam kogoś o zawał przyprawić!
- Wszystko, co zamawiałeś, Shiki-san.
     Mężczyzna przejrzał dokumenty pobieżnie, po czym znów wsunął papiery do koperty. Zerknął na Izayę z lekkim uśmieszkiem.
- To jakaś okazja? Dotąd nie miałem okazji widzieć cię w takim stroju nawet przy rozmowach biznesowych.
- Bo cenię sobie swobodę, Shiki-san. - Izaya uśmiechnął się krzywo, widząc znak dany kierowcy. Samochód się zatrzymał, a on sięgnął po klamkę. - Ale tylko swoją. - dodał zagadkowo, po czym wyszedł i tanecznym krokiem skierował się w stronę pasów. Nie w głowie mu było poważne zachowanie. Przestał zwracać na siebie uwagę dopiero ulicę od miejsca, w którym ta cała impreza miała się odbywać. Sprawdził adres, a potem godzinę. Przyjęcie trwało od pół godziny. Mógł wchodzić.
     Shizuo siedział grzecznie na swoim miejscu popijając soczek. Tom-san już pięć minut po rozpoczęciu przyjęcia zostawił go dla jakiejś dziewczyny i cóż... Shizuo był pewien, że zostanie sam do końca tego bankietu. Choć liczył, że przynajmniej jedna z osób obecnych na przyjęciu będzie jakąś którą on by znał... i mógłby się do niej odezwać. Ale jak na złość nie kojarzył nikogo. Widać dane mu będzie siedzieć tu jeszcze przez chwilę, a później jakoś mógłby się zmyć do domu. Dopił swój napój, odstawił szklaneczkę i postanowił zapalić. Tak na próbę, czy jego przyjaciel zauważy jego zniknięcie.
     Wszedłszy do budynku brunet odnalazł właściwą salę. Rzecz jasna z początku rozglądał się uważnie za blondynem, jednak zauważywszy go, jak dokądś idzie, dał się przywołać szefom blondyna. W końcu teoretycznie powinien z nimi pogadać. Przede wszystkim jednak wiedział, że Shizuo miał na niego nastawiony swój instynktowny alarm. A do szefów raczej nie podejdzie... Chyba? W ostatniej chwili machnął do starszego gościa z lekką łysinką, że zaraz przyjdzie i skierował się do grupki dziewczyn, żeby cicho do nich zagadać. Ważnym było przecież, jak Shizuo go zauważy. Z uprzejmym uśmiechem zwrócił na coś uwagę dziewczynom, na co te zachichotały cicho. Jedna zawołała kelnera, od którego brunet wziął kieliszek. Kątem oka widząc Heiwajimę.
     Shizuo zaczął wyczuwać, że powietrze wewnątrz sali się zmieniło. Śmiechy ludzi brzmiały jakoś obco, miał wrażenie, że odgłosy jak i atmosfera tego miejsca w jednym momencie uległa przewartościowaniu. Wiedział, że powinien się czym prędzej ulotnić nim znów rzuci w kogoś stołem. Na przykład w tę zdradziecką mendę flirtującą z dziewczynami! Z warknięciem kopnął spory wazon stojący na ziemi i podtrzymujący jakąś surrealistyczną dekorację składająca się z gałęzi kolorowego papieru i złotej farby. Pod naporem jego siły wazon pękł a blondyn wyjął tylko delikatnie buta odsłaniając tym samym rozmiary dziury. Odgłos tłukącej się ceramiki w jakiś niewytłumaczalny sposób idealnie rozbrzmiał w momencie, w którym na sali zapadła cisza, przez co wszyscy goście wpatrywali się w niego ze zdziwieniem. Shizuo jakby nigdy nic ruszył dalej na balkon.
     Izaya uśmiechnął się pod nosem tak, by mężczyzna nie mógł tego zauważyć. Przyszedł tu flirtować z dziewczynami? Czy może z odgórnego rozkazu? To go nie obchodziło. Oba poczytywał jako zdrada, w końcu to z nim miał spędzić ten dzień. A że zamiast się do niego przyznać wolał demolować przyjęcie i gdzieś iść... Jego sprawa. Orihara wolał zostać na bezpieczną odległość.
     Gdy ten zniknął z pola widzenia opuścił kobiety i udał się do szefostwa. Z nimi też zagadał, rzecz jasna żartując z wybuchu Shizusia i jego gustu artystycznego, bo widać postanowił poprzerabiać nie pasujące mu rzeźby. W obliczu głębokich kieszeni Izayi - czyli rzecz jasna pieniędzy jakie zgadzał się czasami wkładać w ten biznes, dzięki czemu firma się rozrastała - mężczyźni łatwo zmiękli i zaczęli rozmawiać swobodniej. Jednak brunet miał dokładnie wyliczony czas w jaki zdenerwowania bestia mogła spalić i przed jego upływem opuścił znów towarzystwo, by z pewnym rozbawieniem zainteresować sobą jednego z muskularnych mężczyzn, widocznie też ochroniarza.
     Shizuo po spaleniu paperosa o wiele spokojniejszy wrócił do sali. Co prawda wizja ucieczki w tym momencie wydawała mu się o wiele bardziej kusząca niż jeszcze 5 minut temu, ale kazano mu tu przyjść, jeśli by tego nie zrobił Tom-san mógłby mieć jakieś nieprzyjemności. Sądził też, że ucieczka przed końcem imprezy... albo chociaż przed tym jak jego szefowie dostatecznie się upiją raczej równała się karze za nieprzyjście tu.
     W drodze na salę przyuważył na swojej drodze Izayę zagadującego ochroniarza. Cóż, pewnie podpiąłby to pod kolejny ciemny interes jakim Orihara ma zamiar w przeciągu kilku dni uraczyć Tokio, ale gdy zobaczył jak brunet sprawdza obwód bicepsa ochroniarza ze spokojem przeszedł obok gasząc niedopałek na ramieniu marynarki Izayi, a peta wyrzucił do stojącego obok śmietnika.
- Łaaa! - Brunet rzecz jasna narobił sporo krzyku machając ramieniem jakby się paliło i klepiąc je ze zszokowanym wyrazem twarzy. W końcu opuścił je i spojrzał na nadpalony kawałek. Prychnął w stronę Shizuo i ściągnął z siebie marynarkę, po czym zwyczajnie wręczył ją gościowi, z którym gadał i uśmiechając się znów lekko stanął na palcach, żeby szepnąć mu coś na ucho. Ten skinął głową i udał się w stronę wyjścia. Pomachał jego plecom wesoło i olewając Shizuo podszedł do kolejnej grupki, przy okazji wymieniając pusty kieliszek na pełen. Pogadał chwilę, zerkając widocznie na zegarek jakby się z kimś umówił, jednak było o wiele za wcześnie. Poza tym jednak był duszą towarzystwa - wśród młodych sekretarek wywołał powszechny śmiech swoim opowiadaniem, które rzecz jasna było niesłyszalne z daleka. poluzował krawat i zaczął trochę inscenizować, wplątując w to niewinnych ludzi. Opowiadając, jak to na ostatnim takim przyjęciu na ostatku wszyscy się upili i jedna para, tańcząc, upadłą na podłogę, złapał jedną z dziewczyn i przechylił się z nią, jak to na tanich komediach romantycznych bywa. Bawił się przednio, zaraz podbierając jednej drinka tłumacząc się, że zaschło mu w gardle. Spojrzał jej w oczy przekazując niemą świadomość wykonania pośredniego pocałunku, na co ta spłoniła się rumieńcem.
     Shizuo stał przy szwedzkim stole nalewając sobie mechanicznie ponczu do szklanki. Nie skupiał się na tym. Jedyne w co wkładał w tej chwili swoją dość sporą energię to próba zabicia pewnego wyjątkowo irytującego osobnika wzrokiem. Orihara widać nic sobie nie robił z jego prób, nie miał zamiaru umrzeć tak jak Shizuo mu tego życzył.
     Zmartwiony stanem swojego współpracownika Tom odkleił się od jednej z sekretarek i również podszedł do stołu.
- Uła przelewa się! - zauważył z pewną dozą przerażenia w głosie.
- Moja furia? Przelała się już dawno temu. - wywarczał blondyn nawet na chwilę nie odrywając wzroku od swojego celu.
- Nie Shizuo-san! Poncz z twojego kubeczka się przelewa!

     Po pewnym czasie z grupki, za cichą namową Izayi, oddaliła się jedna z dziewczyn. Przeszła dość okrężną drogą, podczas gdy Izaya w miarę cicho relacjonował przebieg wymyślonej przez siebie gry. Sam był rozemocjonowany, choć wydawał się, jak zwykle, nadmiernie wesoły.
- Teraz podejdzie do tego starszego mężczyzny~... Tego koło czterdziestki, nie odwracajcie się. Zielony krawat w paski, białe skarpetki, szeroki uśmiech, zmarszczki w kącikach oczu, kawowe włosy...
- Yajima-san! - Jedna z dziewczyn zgłosiła się rozbawiona tą zgadywanką.
- Dobrze~! Przechodzi do stołu, obok ponczu, gdzie stoi Shizu-chan... Uwaga~... "Może mogłabym wziąć ten kubeczek dla mojego towarzysza?". - Ruch ust Izayi doskonale zgrał się z ruchem ust dziewczyny. Zmienił nawet intonację naśladując ją. Widział kątem oka, jak ta wskazuje na niego. Zerknął na nich przy stole i powstrzymał chęć pomachania mu. Sam nie podejdzie, skoro Shizuo wciąż utrzymywał, że nic ich nie łączy. Jeśli według niego publicznie byli wolni i do tego wobec siebie wrodzy... Dał dziewczynie jeszcze sześć sekund na komplement pod jego adresem i uzyskanie, bądź nie, ponczu.
- Jasne, już już. - Uśmiechnął się blondyn, zgarniając szybko ze stołu jedno z ootoro i wrzucił je do kubeczka nie przejmując się tym, że trochę płynu ściekło na palce dziewczyny. - Skoro tak lubi poncz, ootoro i kobiety pewnie będzie zachwycony. - warknął jeszcze i się oddalił. Wiedział doskonale, że Izaya nie znosi profanowania swoich przysmaków czymkolwiek innym.
     Brunet skrzywił się mimowolnie, na moment tracąc swoją maskę. Nie przeszkadzało to jednak w jego występie przed "tłumkiem", w oczach którego Shizuś wyszedł na wielkiego gbura. I przy okazji marnotrawcę najlepszego jedzenia pod słońcem. Kiedyś wsypie mu do jego ukochanego mleka sól... Gdyby to on tam stał, zapewne blond łepetyna ociekałaby już różowawym płynem z kubeczka. Ale tak miało być, choć może bez ofiary z biednego ootoro. Część dziewczyn na pewno straciła ochotę na poznanie tej tajemniczej bestii. Słyszał oburzone szmery, gdy brunetka z obrzydzoną miną podała Izayi kubeczek. Informator jednak tylko uśmiechnął się do niej i pochwalił słowami ,,dobra robota". Kubeczek postawił na przechodzącej tacce, jakby nie zauważając miny kelnera.
- Nie ma się co przejmować, bestia pozostanie tylko głupią bestią~... - rzucił beztrosko i wskazał podbródkiem na trójkę mężczyzn wyraźnie zerkających w ich stronę. - Chyba mają małego stracha przed zagadaniem... No, zostawiam was~! - Ukłonił się uprzejmie i ukradkiem porwał jedną z dziewczyn, podczas gdy reszta zajęta była rozważaniem, czy podejść grupką do zagubionych przedstawicieli płci przeciwnej. Na porwanie ich przyjaciółki dostał nieme przyzwolenie. Obejmując ją więc ostrożnie w talii poprowadził na balkon, z dala od wzroku ludzi, szepcząc jej coś od czasu do czasu na ucho - nikt z ludzi obok których przechodzili nie mógł usłyszeć co - przez co ta zyskała nieco nowego koloru na policzkach. Uśmiechając się z zażenowaniem, zniknęła razem z nim.
     Shizuo podszedł za Tomem i usiadł grzecznie na krzesełku podczas gdy jego szef patrzył na niego nie mogąc się zdecydować, czy opieprzyć Shizuo, czy jednak nie. Główny obiekt tych rozmyślań raczej mało to obchodziło. Zacisnął pięści dopiero gdy zauważył, że Orihara znów flirtuje z jakąś dziewczyną.
- Tom-san będziesz miał coś przeciwko jeśli zabiorę tę jukę? - mruknął wskazując brodą na kwiatek, na który szatyn patrzył próbując dobrać odpowiednie słowa by jakoś zbesztać Shizuo.
     Jednak nim Tom zdążył choćby zareagować Shizuo zauważył rumieniec na policzkach dziewczyny i wkurzony złapał za doniczkę ciskając nią w Izayę. Zareagował instynktownie nie zauważywszy nawet, co robi.
- Hę? - Tom mruknął zdziwiony mrugając oczyma gdy kwiatek na którym jeszcze sekundę temu zawieszał wzrok nagle zniknął.
- Już nic. - wyjaśnił były barman i usiadł znów na krzesełku lekko speszony uwagą jaką na siebie zwrócił.
     Słysząc świst Izaya przygotowany na taką okoliczność przyciągnął do siebie dziewczynę i osłoniwszy ją sobą szybko odciągnął ją na bok. Doniczka wyleciała na balkon i tam potoczyła się do prętów, nie uderzywszy nikogo. Trzymając brunetkę celowo dłużej, niż wypadało, z pozornie zatroskaną miną spytał, czy coś jej się stało. Tak naprawdę zastanawiało go, że wciąż toczy się wojna na odległość. Gdyby Shizuo podszedł... Cóż. Albo by go zdzielił, albo byłby zmuszony przyznać, że są razem i nic mu nie zrobi. Byłby game over na korzyść Izayi, tak czy inaczej. Może dlatego dalej trzymał się z dala? Widocznie za mało go zdenerwował. Przecenił jego amebowaty móżdżek, sądząc, że długo się nie powstrzyma.
     Gdy jego skonfundowana marionetka pokiwała głową puścił ją i złapał za rękę, ciągnąc w najbardziej zaludnioną część sali. Tam Shizuo nie mógł ich dopaść, ani zauważyć, jak Orihara zostawia ją w rękach kogo innego, by ona się uspokoiła, a samemu pójść po picie.
     Znalazłszy misę z ponczem napił się łapczywie. Nie było to mleko, którego by nie zniósł, ale spełniło swój cel. Trochę napoju spadło na jego koszulę, sprawiając, że przylgnęła do ciała. Obejrzał się z zażenowaną miną, po czym wrócił do jednego z ochroniarzy. Wskazał na siebie i jednoznacznym gestem pokazał ściąganie odzienia, nawet nie zerkając na Shizuo, gdy sugestywnie poluzował znów krawat. Moment później wyszedł z sali razem z zaczepionym gościem, uśmiechając się głupio.
- Tom-san. - wywarczał wkurzony już nie na żarty Shizuo. - Muszę zapalić. - dodał jeszcze i nie zważając na to, że jego przyjaciel zamarł w pół przydługiego wykładu o szanowaniu własności i nieuleganiu emocjom po prostu się oddalił.
     Tymczasem jego chłopak rozpłynął się jak we mgle. Ciężko by go było znaleźć w budynku, skoro tego nie chciał.
     Wrócił na salę dopiero dobry kwadrans później, w nieco przydużej białej bluzce i z krawatem niedbale przewieszonym przez szyję. Uśmiechał się, nie kryjąc się z samozadowoleniem. Nawet krok nieco mu się zmienił. Nie wyglądał sztywno i elegancko, ale nigdy tego nie lubił, tak samo jak wiązania krawata. A opinia innych na bankiecie mało go obchodziła. Złapał za przedramię swojego nowego towarzysza, też blondyna, i śmiejąc się pociągnął go blisko kąta sali. Ludzie szybko się upijali, albo byli zbyt zajęci nowo odnalezionymi drugimi połówkami. Mało już było zbitych grupek, nikt nie był specjalnie zainteresowany oglądaniem ich. Złapał więc za dwa kieliszki i stanąwszy przed nowym znajomym wzniósł z nim toast. Oblizał prowokująco usta z resztek szampana, pilnując, by spoczął na nich czujny wzrok.
- Ups. Przepraszam. - warknął pełen irytacji blondyn wchodząc przez drzwi. Tylu migdalących się ludzi, że nie było nawet jak otworzyć.Gdy jednak odsunął drzwi i spojrzał na to komu przywalił odwrócił się po prostu w tył i jeszcze kilka razy z rozmachem otworzył drzwi raz po raz obijając nimi stojącą tam parkę. Partner Izayi padł pierwszy, ale to blondynowi w zupełności wystarczyło. Znokautowany facet w jakiś sposób poprawił mu humor.
- Ojjj~... Shizu-chan, nie musiałeś być taki ostry~! - poskarżył się Izaya, przezornie się odsuwając przed upadającym towarzyszem. Jeśli już miałby czymś dostać, wolałby, żeby to nie były drzwi. Ani człowiek. A że ten drugi blondyn mógł teraz swobodnie obrywać zbitymi deskami to już nie była jego sprawa. Zapłacił mu za udawanie przez tę chwilę zainteresowania nim, i że do czegoś doszło. A że widocznie ten blondyn miał rozumek równie mały co Shizu-chan... I zgodził się wiedząc chyba, jak Heiwajima na niego poluje... To sam był sobie winny~! - Co jest~? - Uśmiechnął się, zaraz znów spokojnie zwilżając usta musującym szampanem. - Ktoś tu jest zazdrosny~? - zasugerował, obracając się zaraz wokół własnej osi i zbliżając tym samym. Kieliszek roztrzaskał się o podłogę gdzieś koło głowy nieprzytomnego, a wysportowane ciałko przylgnęło do jego ciała, jednocześnie oplątując rękoma jego szyję. Był pewien, że jego chłopak wyczuje brak zapachu seksu. Oraz... że rękawy pachną samym Shizuo, bo wygrzebał koszulę specjalnie z jego zapasowych. - Przyznaj~... - mruknął, stając na palcach, żeby zbliżyć się do jego ust. - Byłeś zazdrosny?
- Ja nie. Ale drzwi najwidoczniej miały na ciebie chrapkę. - mruknął mimo wszystko zaborczo łapiąc bruneta. - Nie zauważyłeś ile razy pukały tego gościa chcąc się doprosić o twoją uwagę? - warknął patrząc w oczy Izayi. Były tak wkurzająco radosne i pewne siebie, że Shizuo naprawdę miał ochotę podnieść bruneta, usadzić go na klamce i odsunąć się, by tylko spoglądać z rozbawieniem jak ten próbuje zejść z tak dziwnej pułapki. Co też blondyn zaraz wcielił w życie. - Widzisz jakie chętne? - warknął jeszcze odsuwając się parę kroków.
- Ach! - Izaya zrobił zdziwioną minę, przylegając plecami ściśle do drzwi i obejmując je uniesioną ręką. Wygiął plecy w lekki łuk i poruszył się ostrożnie, jakby chciał podskoczyć. Zaraz jednak zmienił wyraz twarzy, przymrużając lekko powieki, jakby mu było niesamowicie dobrze i z tą ekspresją popatrzył prosto w złociste oczy. Nie chciał się nadal do niego przyznać...? ...No to nie. - Shizu-chaaan, to mi się wbijaaaa~... - jęknął tak, by najbliższe towarzystwo usłyszało. O swój image w tym miejscu i chwili nie dbał, ale jeśli ktoś tu się miał mścić... To właśnie on. - Shizu-chaan~... Twarde...!
- Z tego co wiem klamki nie są na górze ostro zakończone i nie mogą ci w ten sposób sprawić przyjemności. - Shizuo niewzruszony założył ręce na piersi i patrzył na wygłupy chłopaka. Nie ma mowy, zejdzie stamtąd sam. - Poza tym o ile dobrze pamiętam całkiem lubisz twarde rzeczy więc nie powinieneś narzekać, mh?
- Ale Shizu-chaan~... - jęknął znów smutno, hamując inne cisnące się w tej chwili emocje. Rozejrzał się szybko po oglądających ich ludziach. Mieli pewną widownię, więc mógł kontynuować jak planował. Zwrócił znów wzrok na niego, sięgając wolną dłonią do góry. Drzwi lekko skrzypnęły, przesuwając się o parę centymetrów, a on odpiął powoli dwa pierwsze guziki. - Nnn... Ale one są na mnie chętne, sam mówiłeś~... - burknął, rozpinając koszulę obserwowany zarówno przez dziewczyny jak i chłopaków. Jego mina przedstawiała się całkiem perwersyjnie, nawet jeśli nic takiego nie robił. No, może lekko unosił ciało, jakby podskakiwał, choć podskoczyć na tak małej, wbijającej się w niego na dodatek powierzchni nie mógł. Liczył na zazdrość, a jedyne co na razie osiągnął, to może parę nie do końca rozłożonych namiotów... - I chyba nie tylko one... - dodał jednak, tak by już tylko Shizuo go usłyszał, dyskretnym ruchem głowy pokazując swoją widownię.
     Blondyn tylko bardziej się wkurzył na to przedstawienie. Podszedł kilka kroków i złapał bruneta za koszulę. Przyciągnął do siebie Izayę jak i drzwi razem z nim.
- Jak coś będą do ciebie czuć to zmienię w wykałaczki, łapiesz? - warknął prosto w twarz Izayi jednak na tyle głośno, by i reszta rozochoconych już lekko osób zniknęła przerażona groźbą.
- Więc jednak jesteś zazdrosny o SWOJEGO CHŁOPAKA, Shizu-chan~! - zakrzyknął wesoło, zupełnie jakby ten akcent nie był niczym nienaturalnym. Z tymi słowami objął go w pasie nogami, a za szyję rękoma i przylgnął do jego ust, całując go wyjątkowo łapczywie. Blondyn nie wahał się długo i jak na niego przystało odwzajemnił pocałunek, atakując z jeszcze większym zacięciem.
     Można więc powiedzieć, że kolejna misja zakończona sukcesem. Po tym wydarzeniu nikt ani myślał zapraszać Shizuo na podobne przyjęcia. Wszyscy zostali doskonale uświadomieni, że ten potwór jest już zajęty.


czwartek, 4 lutego 2016

#13 Na psa urok i kocią łapę - Patrząc z góry

Dzień dobry...
To ja krótko, życzę wam miłego czytania.
Te wstępy coraz krótsze.
Przemawiał do państwa śpiący szczeniak, dziękuję za uwagę i dobranoc.
Aha no i zanim co...
Enjoy.
Yo.
Krótkie wstępy i niewielki poziom zaangażowania tu staje się po mału normą~ przynajmniej na razie, bo mamy sporo pozablogowej roboty... Od siebie powiem tylko, że proszę was o klik w banaerek i nakarmienie psiaków. Jak już nie raz wspominałam was to nic nie kosztuje...
Enjoy.

     Izaya uwielbiał wspinać się na płoty i wysokie półki, jednak największą radość sprawiało mu przesiadywanie na parapecie jednego z okien wychodzących na jedną z większych ulic Ikebukuro. Kot potrafił godzinami leżeć zwinięty w kłębek i wpatrywać się zaciekawionym wzrokiem w szybę, gdy jego falujący delikatnie ogon zwisający z parapetu wzbudzał pewną irytację u gryzącego na dywanie kości czworonoga. A przynajmniej taką nadzieję miał Izaya.
     Golden obserwował czasami niesamowicie długo falujący ogon Izayi i czarny kłębek do którego ów wisząca puchata mega sznurówka była przyczepiona. I tego dnia skrobiąc cicho po tkance kostnej albo i wylizując szpik ze środka nie mógł oderwać wzroku od tego irytującego, śmierdzącego rybą i Izayą kłębka. Co go tak ciekawiło? Przeciąg tam był? A może ciekawsze dźwięki? Zapachy?
     Shizuo na chwilę wstał, by oprzeć się łapami o parapet i oddychając szybko starał się wyczuć zapach albo przeciąg. Nic. Opuścił swoje ciało na ziemię i położył się wygodniej na dywanie, z zaciekawieniem obserwując tymczasowy brak akcji nieruchomego kota.
- Hm? - Kota na tyle zdziwiło łupnięcie obok jak i pojawiający się tam na kilka sekund psi tułów, że oderwany od swojego zajęcia spojrzał na psa. Widząc, że ten, już na podłodze, przypatruje się jego ogonowi uniósł końcówkę zawijając ją lekko. - Co jest Shizzy? Za wysoko?- Zapytał zaciekawiony.
- Sam jesteś za wysoko. - burknął na niego, wygodnie ułożony na dywanie, po czym przymknął oczy, nie wierząc w głupotę własnych słów. - Wcale nie zamierzałem tam z tobą siedzieć i się nudzić. - dodał, opierając wygodniej łeb na łapach i spoglądając na niego pod kątem. To chyba instynkt, ale miał ochotę ugryźć zwijający się i uciekający ogon. Miał jednak pojęcie że by mu nie posmakował. W końcu to ten konkretny kot.
- Sam sobie przeczysz... i nie masz racji. Obserwowanie ludzi jest ciekawsze niż obserwowanie mojego ogona. Choć to drugie mi schlebia. - Odwrócił na chwilę łepek pokazując Shizuo uśmiechniętą mordkę. - Choć to chyba zbyt trudna rozrywka dla takiego sierściucha jak ty, co? - zagadnął chcąc się z psem nieco podroczyć.
- Nie obserwuję twojego ogona, pchlarzu... - mruknął do niego, łapiąc za kość i obgryzając ją powoli, że niby czymś się zajmuje. Obserwowanie ludzi? Ten zawsze o swoim. To nie mogło być tak ciekawe...
     Izaya już nic nie odpowiedział tylko znów wpatrzył się w tętniące ruchem i życiem miasto za szybą. Nie przeszkadzały mu chroboty kości trącej o zęby. Jego czułe kocie uszy bez problemu mogły wyłapać dochodzące z zewnątrz odgłosy i oddzielić je od dziwnego chrobotu jakim zapełniony był salon Shinry.
     Następne parę ciągnących się w nieskończoność minut były nieznośnie monotonne. Golden w dalszym ciągu ni w ząb nie rozumiał kociej fascynacji. Musiało być coś nie tak z tym oknem. Ludzie tacy ciekawi?
     W końcu miał dość. Może jednak to coś za oknem warte było uwagi? A on tylko skrobał resztki kości. Tracił czas?
     Złapawszy więc zębami nogę krzesła począł krótkimi szarpnięciami ciągnąć je z kuchni aż doprowadził i dopchnął je łbem niemal pod sam parapet. Wspiął się na nie najpierw przednimi łapami, potem krótkim skokiem. Choć za pierwszym razem jego potężne cielsko przewróciło stołek, następnym razem usadowił się wygodnie i razem z czarnym pchlarzem wpatrzył w okno. Też chciał wiedzieć, co jest w tej jego pasji takiego ciekawego.