Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

piątek, 26 czerwca 2015

Egzorcysta x Wampir - "Inny niż wszystkie" - rozdział 15

Hej, hej~ Jak tam? Wszyscy już czują wakacje? Jesteście gotowi na hipotetyczne rozdziały starych opowiadań na tym blogu? x3 Od lutego XD obiecywałam sobie, że w wakacje wezmę się za niedokończone opka. Przyszły wakacje a ja nie mogę uwierzyć, że mam to napisać ;_; akurat jak mam tyle fajnych książek do przeczytania... A jakie wy macie plany wakacyjne?
Pamiętajcie o nakarmieniu psiaków klikając w banerek po prawej i Enjoy~!
Ohayo~
Dziś długo wyczekiwany Wampirek (nie wiem jak wy, ale ja długo czekałam żeby go dodać x3) na wspaniałe rozpoczęcie wakacji~! :33 Co mogę jeszcze powiedzieć~? Miłego czytania i mam nadzieję, że wam się te cukry spodobają. X3"
Enjoy~! ;3




     Izaya pozwolił się pocałować trochę zdziwiony nagłą śmiałością blondyna. Zaśmiał się krótko, ale wesoło i wtulił mocno w blondyna pocierając nosem jego odsłonięta klatkę piersiową.
- Dobrze Shizu-chan~... Więcej nie będę... Po prostu kiedyś słyszałem że każdy człowiek chce mieć syna i tyle~!
- No nie każdy. Wyobraź sobie, że taki biskup czy inne wsio nie zawsze. A to też człowiek. Ponoć. - Uśmiechnął się, chcąc rozładować atmosferę. - Poza tym ja wolałbym córkę... Ale i tak nie potrafiłbym jej wychować, więc to żadna różnica. - Wzruszył ramionami. - Nieważne. - To była prawda. Jakoś nieszczególnie planował w ten sposób swoją przyszłość. Właściwie, to i tak planował już nigdy nikogo nie mieć. O dzieciach nie wspominając. - A wampiry mogą płodzić dzieci? - To go w sumie zawsze zastanawiało... O takich przypadkach jeszcze nie słyszał, może Izaya wiedział coś więcej...?
- Przecież ci mówiłem~... - zachichotał. - Ile razy powtarzałem, że z kontaktów z wampirem nigdy nie będzie dzieci~! Inaczej chyba każdy na świecie byłby już wampirem, przynajmniej w połowie~... To byłoby nielogiczne Shizu-chan~! - zwrócił mu uwagę. - Co wtedy wampiry utrzymywałoby przy życiu skoro nie byłoby ludzi zdolnych oddać im krew~...- Uśmiechnął się nadal w niego wtulając. - A tak poza tym twój były biskup ma czwórkę dzieci~... - dodał mimochodem. - Tylko o tym nie wie~...
- A no tak... A to nie tak, że wampiry zabijają swoje ofiary po fakcie? - Wieść o dzieciach biskupa jakoś go nie zdziwiła. Słyszał nawet o dzieciach z zakonnicami - przyczyna powstawania tylu sierocińców prowadzonych przez siostry. Nie chciał tego wspominać, to było obrzydliwe.
- Zazwyczaj tak, choć nie zawsze~... Nie wiem czy masz ochotę o tym słuchać~...? - Popatrzył na niego, szukając jakiegoś niemego przyzwolenia, by mówić dalej.
- Ta. - Wzruszył ramionami. - W końcu to nie o tobie, bo ty jesteś inny. A inne wampiry i tak mam za potwory, więc co to zmienia... Mów. - przyzwolił, czekając na dalsze informacje. Poznawanie wampirów na podstawie tego, co mówi wampir było nawet ciekawe...
- Em... Dobrze... No więc... - Westchnął. - Nie wszyscy zabijają swoją ofiarę od razu. Niektórzy korzystają tylko z zaspokojenia i ofiara odchodzi wolna~... Choć to rzadko się zdarza, niestety. - dodał. - Częściej albo jest zabijana dla smacznego obiadu, albo... - Zagryzł wargę. - Wykorzystywana przez o wiele dłuższy czas żeby robić za obiad w przyszłości... rozumiesz? - Popatrzył na niego niepewny. A może nie powinien tego mówić, może Shizuo przez to zezłości się też na niego. - Pamiętaj, że sam powiedziałeś, że jestem inny~! - Zaczął się bronić i zasłonił rękoma twarz gdy Shizuo podniósł na niego wzrok. Nie widział samych oczu, ale domyślał się jak wyglądają w tej chwili.
     Shizuo tylko popatrzył na niego w zamyśleniu. Tego akurat się domyślał. Nie domyślał się jednak, że w ogóle kiedykolwiek ofiara odchodzi wolno.
- Serio niektórzy puszczają swoje ofiary? - Odsunął jego dłonie, żeby móc widzieć jego twarz, jak do niego mówił. - Wiesz może, dlaczego?
- Po prostu nie potrzebują... nie chcą zjeść akurat tej osoby~... Nie myśl sobie że to jakieś szlachetne uczucie~! - zachichotał sądząc, że Shizuo liczył na odkrycie jakiejś ważnej wskazówki i zmuszenie wszystkich wampirów by takie się stały. - Jedzą innych po prostu, bo wiesz... - Przełknął ślinę. - Słyszałem, że dziwki są ohydne w smaku. - Nie wiedział po co mówi rzeczy które mogą Shizuo wyprowadzić z równowagi, ale... prosił o to, a Izaya nie mógł mu się sprzeciwić.
- Nawet o tym nie myślałem. - Odwrócił wzrok i zapatrzył się w ogień. Cóż, były osoby, o których wolał nie myśleć, bo nawet nie dotyczyły jego... Nieważne, jak często je spotykał... Nie żeby spotykał się z nimi, spotykał JE, ale i tak nie chciał o nich rozmyślać. - Czyli, że każdy człowiek smakuje inaczej? - Nie wiedział, po co pyta. Tak mu się nasunęło, co nie znaczyło, że chce znać odpowiedź czy wampirze preferencje. - Nieważne zresztą. Wiesz, chyba już mi lepiej, nie jest tak gorąco... - I jego myśli nie były tak zamulone. Było znacznie lepiej, choć wciąż czuł chorobę w możliwościach swoich mięśni. Był słabszy.
     Izaya zastanowił się chwilę.
- Nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie~... Osobiście nie mam doświadczenia. Mogę ci za to powiedzieć, że ludzka krew pachnie inaczej, choć w sumie można podzielić na kilka podobnych zapachów. Idąc wedle tej kategorii należałbyś do pierwszej, nie wiem czy się ucieszysz czy nie - dodał - ale to jest ta "najsmaczniejsza"... Niewielu ludzi ją posiada~...
- Innymi słowy gdybym nie był egzorcystą, mógłbym nie żyć. - Uśmiechnął się kwaśno. - Ciekawe od czego zależy smak krwi. - Znów zadał niepotrzebne pytanie. - W każdym razie to dobrze, bo gdybym nie zalatywał wodą święconą pewnie mógłbym samym sobą robić za przynętę. Byłoby ciekawie. A to, że moja krew jest najsmaczniejsza znaczy też może, że... nie wiem, jest najpożywniejsza? - zastanawiał się na głos.
- Na pewno zależy od trybu życia... i ilości używek jakie spożywa "ofiara" więcej naprawdę nie wiem... - mruknął. - Gdybyś nie był egzorcystą... Możliwe, dlatego tak się cieszę, że jesteś ze mną~... - mruknął wesoło. Cieszył się każdą chwilą gdy blondyn był blisko, tyle mu wystarczało. Jeśli nie spotkałby Shizuo jak radziłby sobie ze swoim nudnym, pustym życiem? - To chyba nie do końca tak~... - zachichotał. - Co wolałbyś zjeść, ciastko czy suchy czerstwy chleb~? - postanowił wyjaśnić to Shizuo w inny sposób.
- Rozumiem... - przytaknął. Słysząc pytanie zastanowił się chwilę. - Suchy chleb nie byłby taki zły, ale tylko z zupą. Z kolei ciastkiem żołądka nie zapcham. - Uśmiechnął się ironicznie. - Dobra, widzę, że nie o to chodzi. Przyjmijmy, że chleb. I co w związku z tym?
- Zła odpowiedź~... - westchnął. - Jak zawsze masz inne zdanie niż większość ludzi~! - Uśmiechnął się wesoło. - Jesteś jak to ciastko, rozumiesz? Najsmaczniejszy, najsłodszy i wszystko co najlepsze~! Dlatego wszyscy poszukują osób z krwią jak twoja~... Mimo to są też bardzo pożywne. - przyznał. - Myślisz, że dlaczego jeszcze żyjesz po tym jak napiłem się od ciebie drugi raz krwi? Po tak długiej głodówce i rozcieńczonej krwi ludzkiej... Żeby wrócić do normalnego stanu musiałbym chyba - westchnął - wyssać krew z całej osady, zabijając wszystkich, a ciebie wystarczyło tylko trochę~! Mimo to... Jest problem... Będę chciał więcej i więcej... Postaram się o tym nie mówić, ale... Nie dawaj mi krwi chyba, że będę już się słaniał na nogach... W sumie, nie dawaj mi jej w ogóle, dobrze?
- Chyba żartujesz... - westchnął. - Jak to za mało, możesz jeszcze trochę, bo już wydobrzałem. Myślę, że i tak byś mnie nie zabił. Choć już raz się na tym przejechałem, co nie? - Uśmiechnął się pod nosem. Izaya wypił za dużo ostatnim razem. - Ale i tak tym razem wiedziałbyś już, kiedy musisz przestać, żeby mnie przypadkiem nie zabić. Nie? Jak nie ode mnie, to od kogo, skoro twój zapas się skończył?
- Od nikogo~... Przecież ci obiecałem że nie będę miał nikogo innego~! - Uśmiechnął się dumnie. - Ale wolę żebyś żył i miał się dobrze~! Jeszcze nie napadają mnie ataki... Jak wtedy, w lesie. Wytrzymam, ty sobie zdrowiej i o mnie się nie martw~! - zapewnił go. Wolał sam zginąć niż zrobić krzywdę Shizuo. Ale póki co jeszcze nie szalał, jeszcze mógł przez chwilę nacieszyć się bliskością ukochanej osoby. Wtulił się bardziej w tors blondyna. - Mówiłem ci już, że częściej powinieneś chodzić bez koszulki?
- Wspominałeś coś takiego... - mruknął, w zamyśleniu trawiąc jego słowa. - Powinieneś napić się teraz. - stwierdził w końcu. - Jak tylko wyzdrowieję. Kiedy zaczną ci się te "ataki", będzie za późno. Poza tym ustalaliśmy już, że będziesz pił moją krew jako zapłatę za moje mieszkanie tutaj. Więc nie sprzeczaj się. - By ostatecznie go uciszyć, dodał: - Jeśli będziesz pił w skrajnym pragnieniu, możesz się nie pohamować. Teraz jeszcze tak. Prawda?
     Izaya niepewnie pokiwał głową. Musiał przytaknąć, Shizuo miał rację, mimo to brunet wolałby skłamać. Nie, skłamałby gdyby to nie zagrażało życiu blondyna. teraz ma większą szansę się pohamować, racja... Ale on nie chciał krzywdzić Shizuo. Już i tak przecież zmarnował mu życie w zakonie.
- Kiwasz, jakbyś wcale tego nie chciał. - zauważył. - Co cię jeszcze nie przekonuje? To jedyne możliwe wyjście. - To był fakt, nic innego nie mogli wymyślić, choćby chcieli...
- Chcę, chcę. - zapewnił go, łapiąc Shizuo za rękę. Musiał wziąć tę krew, ale nie musiał brać jej dużo. Podniósł palec Shizuo do swoich ust i przekłuł go kiełkiem. - Tyle wystarczy~! - zapewnił, może zbyt szybko i entuzjastycznie potakując głową.
- A teraz to już udajesz. - mruknął, patrząc na niego poważnie. - Poza tym jak mi się opuszki goją, to wiecznie rozszarpuję ranki jak czegoś dotykam. Już łatwiej by było, jakbyś mi rękę ugryzł. - Podrapał się w szyję. - To jak, masz zamiar naprawdę się napić, czy dalej będziesz udawał, że to starczy?
     Izaya przestraszony, że to przeszkadza Shizuo grzecznie odłożył jeszcze nie rozciętą rękę obok. Słysząc pytanie spuścił wzrok i odbiegł nim w bok. Jednym z kiełków przygryzł dolną wargę zastanawiając się nad czymś.
- Nie chcę cię ranić, nie chcę żeby przeze mnie coś cię bolało... - mruknął w odpowiedzi.
- O to się nie martw, przecież nie pozwolę ci zadać mi więcej bólu, niż to potrzebne. - zapewnił. - Poza tym, mnie to nie boli tak jak myślisz. Po prostu się trochę napij i miejmy to z głowy...
     Wampirek spojrzał w oczy Shizuo. Podniósł się i przesunął do jego szyi. Objął go mocno, a nos położył z boku szyi Shizuo, prawie na tętnicy. Przyjemny dreszcz oblał jego ciało, zapach oszałamał zmysły, mimo to Izaya uparcie nie chciał się napić, tylko wąchał. Zaburczało mu w brzuchu ale nie przejął się tym dalej tylko pochłaniając ten cudowny zapach.
     Blondyn siedział w bezruchu, dając Izayi czas, by ten się nacieszył swoim posiłkiem. Chociaż nie lubił takiego zwlekania, to przecież już bardziej nie będzie go pospieszał...
- Shizuo, ale jesteś pewien, że naprawdę chcesz mi to dać...? Bo wiesz, wcale nie musisz. - zapewnił. Bał się go ugryźć i nie wierzył, że Shizuo chce mu na to pozwolić... Tak z własnej woli karmić wampira.
- Tak, tak. Tylko się pospiesz. - ponaglił go trochę. Jak będzie się tak wahał to tylko zmarnuje czas. - Bylebyś nie przesadził i będzie dobrze. Weź mniej niż ostatnio. - W końcu na za dużo nie mógł mu pozwalać, bo nie wiadomo jak by to zniósł. - No, pospiesz się. - rzucił spokojnie i przyciągnął lekko jego głowę do swojej szyi. Na co on się zgadza... A jednak przy Izayi już nie miał oporów... Karmił istotę, którą normalnie zabiłby za samą próbę.
     Izaya miał wyciągnięte kły, więc gdy Shizuo przyciągnął go do swojej szyi przypadkiem wbił w niego kiełki. Krew wpłynęła do ust wampira sprawiając, że przestał się on kontrolować. Pił przez chwilę w skupieniu ten cudny płyn. Otumaniony jego zapachem i smakiem chciał wiecej i więcej jednak... pił krew Shizuo i zaraz mógł mu coś zrobić. Przestraszony, że już wziął za dużo odsunął się od chłopaka. - Nie za dużo...?
- Nie. - Pokręcił głową, wciąż wpatrując się w kominek. To dziwne, ale to wysysanie krwi było otumaniające... Przynajmniej w przypadku Izayi. Zamyślił się, nawet nie czując upływu krwi tak naprawdę. To znaczy, że nie zeszło za dużo. - Lepiej ci już?
- Dziękuję za posiłek~! - Uśmiechnął się głupio i przytulił do Shizuo.
- Proszę. - mruknął i otoczył go ramionami. Przymknął oczy, nagle czując lekkie osłabienie. - Zdrzemnę się chwilę, dobra...? - Przesunął się i położył, tak, że Izaya teraz leżał na nim. Ale dodatkowy ciężar mu nie przeszkadzał, póki co. - Zaraz wstanę... - obiecał, przykładając głowę wygodniej do kanapy.
- Za dużo? - Spojrzał na niego przerażony. Shizuo znów jest przez niego zmęczony, nie powinien osłabiać go, zwłaszcza, że blondyn jest chory... - Śpij, śpij. - Pogładził go po głowie nie wiedząc, co mógłby jeszcze zrobić.
     Blondyn już spał, zmęczony nagłym obniżeniem ciśnienia. Zdrzemnął się jedynie na jakieś pół godziny, ale gdy wstał, było już ciemno.
- Izaya...? - mruknął, powoli mrugając, by otworzyć je na stałe.
- Potrzebujesz czegoś? - Czerwone oczy wampira zalśniły tuż koło twarzy Shizuo. Białe delikatnie lśniące kiełki wystające z buzi gdy mówił przydawały mu nieco upiornego charakteru.
- Nie... - Jego nie do końca rozbudzony umysł początkowo krzyknął "niebezpieczeństwo", ale szybko odkrył, że to tylko Izaya. - Dam sobie radę... - dodał już niemalże normalnie. Jego choroba jak i wszystkie poprzednie minęła nieludzko szybko, choć tym razem pobił własny rekord. - Już noc...? - zdziwił się, zerkając na okno. Nie czuł tak upływu czasu...
- Przestraszyłem cię? - Odsunął się szybko i wziął z szafki świeczkę. Szybko ją zapalił. - Widzisz? To tylko ja~! - Uśmiechnął się i pomachał mu wesoło. - Już po północy~... - przyznał. - Zbyt słodko spałeś żebym był w stanie cię obudzić~!
- Mhm... Cholera, tak późno... Mogłem spać do jutra... - westchnął. Podrapał swędzącą szyję i poczuł, w ostatniej chwili, że rozdrapał ranki po ugryzieniu. - Cholera. - syknął, rozmazując kropelkę krwi. - Jesteś całkiem jak komar. - zaśmiał się i wstał powoli. - Zjadłbym coś... - zmienił temat.
- Poczekaj~... - Złapał go za rękę i zlizał rozmazaną krew. - Zaraz ci zrobię jeść... - mruknął, siadając na Shizuo i przymierzając się do wylizania mu szyi. Zobaczył jak po Shizuo przebiegł dreszcz, uznał to za strach więc pogładził go uspokajająco po głowie. - Spokojnie~... Nie będę gryzł.
- Nie boję się. - prychnął, rozbawiony tym, że w ogóle mógłby niby się bać Izayi. Fakt, wzdrygnął się, ale to dlatego, że Izaya był nieco za blisko... - Pospiesz się, jeśli możesz.
- Mhm~... - Izaya pospiesznie zlizał krew i spojrzał Shizuo w oczy. - To na co masz ochotę~...? -mruknął, jakby wcale nie chodziło o jedzenie.
- Hmmm? - mruknął, spoglądając na niego z odrobiną zdziwienia. Czy ongo prowokował...? Cóż, dosyć skutecznie... Ale... Nie, o czym on myślał... - Na kolację. - odparł po prostu.
- Konkretniej Shizu-chan~... - mruknął ocierając się tyłkiem o uda blondyna i zamruczał mu do ucha: - A co po kolacji~?
     Heiwajima wydał z siebie zaskoczone sapnięcie i w oszołomieniu szybko go odsunął od swojego najczulszego miejsca. Nie spodziewał się po sobie tak gwałtownej reakcji. To wszystko przez zaskoczenie...
- Po kolacji... Do łóżka. Spać, Izaya. - dodał, żeby brunet nie mógł wykorzystać niejasności. Siedział mu niemal na kolanach, mimo to wciąż był za blisko.
     Izaya zdziwił się, gdy go odsunięto. Myślał, że Shizuo się nie zdenerwuje... Chociaż może bardziej chodziło o to, że buntowało się coś w jego spodniach... I to nie przed samym Izayą, a tym, że nic nie robią. Słysząc o łóżku wyszczerzył się wrednie.
- Cieszę się, że podoba ci się mój pomysł~! Zgoda, po wszystkim... - wymruczał zadowolony - idziemy grzecznie spać~!
- Grzecznie...? - powtórzył, lekko mrużąc oczy. Izaya z taką radością zastosowałby się do jego prośby...? No cóż, wszystko możliwe... - Całkiem grzecznie pójdziemy spać. Albo ja pójdę, bo ty nie śpisz. Póki co kolacja. - Zdjął go ze swoich nóg i ostrożnie usadził na kanapie. Sam wstał, mając nadzieję, że podniecenie opadnie szybciej. Na razie uspokajanie się szło mu powoli. Niech to szlag. - Pójdę sobie nałożyć. - zaproponował i niemal zniknął, tak szybko znalazł się przy drzwiach. Koniec choroby był błogosławieństwem.
- Mhm~! - potwierdził. - Najpierw się zabawimy, potem grzecznie pójdziesz spać żebym mógł się na ciebie patrzeć~! - cieszył się. - Skoro już jadłem dotrzymam ci towarzystwa~... - postanowił, podbiegając do blondyna. Złapał go pod rękę i zadowolony maszerował obok.
- Jakie "zabawimy"...? - mruknął, niezadowolony z tego, że jednak nie zdążył zniknąć. - Co masz przez to na myśli...?
     Wszedł do kuchni, znalazł talerz i nałożył sobie jedzenie. Z Izayą przyczepionym do jego ręki było trochę niewygodnie, ale dało się zrobić.
- A co mógłbym chcieć innego z moim chłopakiem robić w łóżku~? - zapytał retorycznie. - Oczywiście poza spaniem, bo to potem~! - Uśmiechnął się wesoło, bezceremonialnie siadając blondynowi na kolanach i zabierając mu sztućce z rąk. - Mogę cię nakarmić~?
- Nic takiego nie będziemy robili. - zaprzeczył stanowczo. - Nakarmić... - W tym nie doszukał się nic złego... Chyba... - Ale po co, skoro potrafię zrobić to sam...? - Odwrócił wzrok. Oczywiście, że wiedział po co, tylko... Izaya i tak pewnie szybko by się znudził, więc po co...
- Ech~... Niedostępny jak zwykle. - westchnął. - Powinieneś się cieszyć, że sam to proponuję~... Widziałeś jak traktuję innych adoratorów~! - westchnął. Pokręcił głową z politowaniem słysząc "po co". - Pokażę ci~! - zapewnił, unosząc widelec do ust blondyna.
- Tak, cieszyłbym się... Ale nie zamierzam... Zresztą, ty już to wiesz. - Pokręcił głową. Zjadł to, co Izaya mu podawał, bez słowa. - Teraz smakuje lepiej, jak już mam węch... - westchnął, zadowolony.
- To się cieszę~! A skoro teraz czujesz smak to spróbujmy tego~! - Uśmiechnął się zadowolony przyciągając blondyna do pocałunku. Zakazano mu "zabawy" ale to przecież tylko zwykł pocałunek, na to Shizuo mu pozwalał.
- Mmm... - mruknął tylko, pozwalając mu się całować. Ciekaw był, co Izaya zrobi, jeśli on nie przejmie inicjatywy... Zresztą nie chciał, niedawno się podniecił i sam nie wiedział, co mógłby zrobić, gdyby się nie powstrzymywał...
     Izaya nie wyczuwając żadnego oporu ze strony Shizuo natychmiast pogłębił pocałunek i zaczął się ocierać o ukochanego. Zamruczał mu w usta. Palce jednej ręki wplatał w blond kosmyki, drugą przesuwając po torsie niedoszłego kochanka sunąc nią niebezpiecznie szybko w kierunku podbrzusza.
     Shizuo nie protestował, gdy chodziło o pocałunek, jednak na nic więcej nie mógł pozwolić - wiedział, że nie może. Dlatego jedną ręką przysunął go do siebie tak, by nie mógł się ocierać, a dłoń, gdy dotarła na podbrzusze, przytrzymał za nadgarstek.
     Coś przyszło mu do głowy i nie dawało spokoju. A jeśli Izaya z każdym kolejnym łykiem ludzkiej krwi coraz bardziej stawał się niewyżyty...?
     Izaya wzruszył lekko raminami gdy jego poczynania zostały zatrzymane. No cóż spodziewał się tego. Zadowolił się samym pocałunkiem nie mając zamiaru szybko go przerywać. Powoli językiem badał wnętrze ust Shizuo rozkoszując się jego słodkim smakiem.
     Z chęcią oddawał pocałunek, nadal przytrzymując bruneta przy sobie. No cóż, zniszczył ten niesamowity nastrój, fakt, czuł to... Ale nie mógł pozwolić na nic więcej, jeszcze nie, to na pewno. Dlatego tylko zachęcał wampira do dalszej zabawy, nie przejmując przy tym inicjatywy. Niech się nacieszy chwilową dominacją...
- Shizuo co jest? - Izaya przerwał dopiero gdy poczuł, że jego partnerowi brakuje powietrza. Usłyszał głośna łapanie powietrza, jednak nie to było najważniejsze. - Nie chcesz przejąc kontroli, odpychasz mnie... Jeszcze trochę, a pomyślę, że jesteś typem "na dole" i odtrącasz mnie bo się boisz~... - zażartował sobie.
     Zrobił jeszcze parę głębokich wdechów, nim zebrał się do odpowiedzi. Nie spodziewał się, że to już zabrakło mu tlenu, dopóki się od siebie nie oderwali...
- Nie jestem na dole. - warknął. - Nie waż się tak nawet myśleć... Dałem ci pole do popisu, to takie złe? Mogę tego nie robić. - I zamiast poczekać na odpowiedź, puścił go i jego rękę, przyciągając go do siebie i całując szybko, gorączkowo i namiętnie. Trochę, a nawet bardzo dał się ponieść emocjom, ale nie dbał o to. Po prostu chciał mu pokazać, że to on jest tu na górze i nic nie stracił ze swojego uporu.
     Izaya zamruczał zadowolony, co stłumiły wargi Shizuo. Nie wiedział czemu ale po plecach przebiegł mu bardzo przyjemny dreszcz. Elektryzujące uczucie owładnęło jego ciałem. Przylgnął jak najbliżej Shizuo starając się, by było im jak najwygodniej. Prawie topił się pod tym dotykiem... a wiedział, że Shizuo nie ma zamiaru robić nic więcej... Chociaż czy to mu aby nie wystarczało?
     Blondyn pogłaskał go po włosach, pociągnął lekko za parę kosmyków i zmusił się do przerwania. Zakończył więc szybciej i zaczerpnął oddechu, po czym spojrzał na bruneta. Chyba powinni skończyć na dzisiaj...
- Co się stało? - Spojrzał zdziwiony ciężkim wzrokiem blondyna. - Coś źle zrobiłem?
- Nie, nic. - zaprzeczył stanowczo. - Wszystko w porządku. I nie patrz tak... - mruknął. Co miał mu jeszcze tłumaczyć...?
- To ty zacząłeś~! - Pokazał mu język, uśmiechając się wrednie.
- Ja...? To ty chciałeś mnie karmić a zająłeś się czymś innym. - prychnął, rozbawiony. - Nadal jestem głodny. - zauważył. - Dasz mi już zjeść, czy jeszcze nie?
- Jeszcze nie~! - Uśmiechnął się wrednie i cmoknął szybko blondyna w nos. - Dobrze, teraz już dam~... - zawiadomił wesoło i nabrał kolejną porcję spóźnionej kolacji postanawiając dalej karmić blondyna.
     Shizuo postanowił nie komentować, że tak będzie wolniej, po prostu jadł. W końcu jednak tak się zamyślił, że dotarł do czegoś, co go zaczęło zastanawiać.
- Izaya, wampiry mają łaskotki?
- Em~... - Izaya przełknął głośno ślinę. - A po co ci to wiedzieć? - spytał podejrzliwie.
- Nic... Tak się tylko namyślałem... - Uśmiechnął się, jednak nie mógł w tym uśmiechu ukryć zadowolenia. To było "tak". Zemsta będzie słodka.
     Izaya był coraz bardziej przerażony tymi uśmiechami blondyna.
- Nie zrobiłbyś mi czegoś czego bym nie chciał~... - Popatrzył na niego  najsłodszą i najniewinniejszą minką jaką potrafił zrobić. - Prawda? - Przekrzywił lekko głowę licząc, że doda mu to trochę uroku.
- Nie zrobiłbym nic, czego bym nie chciał... - Jego uśmiech stał się jeszcze bardziej złowieszczy. Odsunął powoli stołek od stołu, żeby Izaya przypadkiem niczego nie strącił. - O tobie nic nie było mowy! - obwieścił, zaczynając go łaskotać.
     Oczy Izayi powiększyły się do rozmiarów talerzy leżących na stole gdy to usłyszał. Chciał uciec i zaczął się szarpać, ale sam wszedł w pułapkę siadając kilka minut wcześniej blondynowi na kolanach. Starał się unikać łaskotek ale to nic nie dawało.
- N-nie Shi-Shizu p-proszę nie! - piszczał łamiącym się głosem, cały czas starając się nie śmiać. Nie lubił łaskotek, czuł, że wtedy traci kontrolę, a przecież on musiał ją zachowywać cały czas. Wiedział, że teraz raczej nie odezwie się jego głód, ale musiał nauczyć się kontrolować w każdej sytuacji. W końcu coś w nim pękło, zaczął się śmiać, prosząc jednocześnie, by blondyn przestał.
- Nie, nie, mowy nie ma! - Śmiał się, trzymając go i jednocześnie łaskocząc. - Może na stopach też masz...? - zaczął się zastanawiać na głos. Jedną ręką kontynuując łaskotki, drugą zdjął mu but i spróbował też tam. Nie skończy, póki nie będzie usatysfakcjonowany zemstą, o nie, na ten temat nie było dyskusji.
- Nie, nie Shizu nie mam~!!! - Wiedział, jak głupie to było kłamstwo ale co miał innego robić? - Hahahaha sta-starczy~... - prosił, jednak to nie skutkowało. Wiedział, że zaraz spadną z tego krzesełka, choć nie sądził, by coś powstrzymywało Shizuo od dokończenia tej zabawnej tortury na podłodze. - Hahahahhahahahaha~!!! - zaśmiał się głośno, czując jak jest łaskotany w stopę. Nie spodziewał się, że Shizuo w ogóle kiedyś wpadnie na to jak czułe są wszystkie zmysły wampirów, w tym dotyk i że wymyśli jak to w tak szatański sposób wykorzystać.
     Blondyn prawie spadł ze stołka razem z Izayą, co skłoniło go do kolejnego przemyślenia - nie miał ochoty spadać na twardą podłogę. Złapał więc Izayę jak pannę młodą i zaniósł do salonu na kanapę. Po drodze spojrzał na niego z perfidnym uśmiechem.
- A co dostanę w zamian za przestanie? - Popatrzył na niego złośliwie.
- No słucham, dostanę wszystko czego chcę...? - spytał podstępnie. Siadł i już chwycił za jego stopę, gotów ponowić łaskotki. Cały czas nie dawał mu uciec.
     Izaya odruchowo skulił się spadając na ziemię. Na szczęście wylądowanie na Shizuo zamortyzowało upadek. Jakie było jego zdziwienie, gdy został podniesiony i zaniesiony aż na kanapę. Liczył, że to może koniec
- Co zechcesz... - O złudna nadziejo! Zastanawiał się przez chwilkę, jednak palce blondyna tuż obok jednego z jego czulszych punktów... Szkoda, że nie koło najczulszego... Skłoniły go do podjęcia decyzji. - Tak, wszystko czego chcesz~... - zgodził się, próbując jak najszybciej oswobodzić stopę.
- A liczyłem na dłuższą zabawę... - mruknął z rozbawieniem i puścił jego stopę. - Dobra. W takim bądź razie zagrasz mi coś. Przed snem. Dobra? - spytał wresoło. Już od dłuższego czasu szukał pretekstu, by znów posłuchać jego gry, a teraz Izaya nie mógł mu odmówić. Nie przestając lekko się uśmiechać rozparł się wygodniej nakanapie. No cóż, brunet chyba liczył na coś innego...
- Zagrać? - spojrzał na niego zdziwiony. Podrapał się po głowie. - Wiesz Shizu-chan, nie jestem najlepszym aktorem. - wyznał, przysiadając się obok. - Może jednak jest coś innego, co chciałbyś ze mną zrobić przed snem~... - zamruczał mu uwodzicielsko do ucha. Objął rękoma jego szyję i położył brodę na ramieniu, tuż koło głowy blondyna. - Już mnie trochę rozgrzałeś tą zabawą, wiesz~... - mruczał dalej. - Więc?
- Mówiłem o grze na fortepianie. - parsknął. - Coś ty dziś jakiś niewyżyty... - mruknął, próbując naśladować jego grę. Obrócił głowę tak, by być jak najbliżej jego twarzy. Sam bezustannie dziwił się, że teraz tak swobodnie czuje się i zachowuje w jego towarzystwie... - Droczysz się ze mną. - oznajmił, mrużąc oczy. Widział, że Izaya jest podniecony, dobrze rozpoznawał zachowania kogoś, kto jest podniecony... To po prostu było widać, nie potrafił powiedzieć, po czym dokładnie. - Mam ochotę na jakąś żywszą muzykę. A potem jakąś spokojniejszą. Może być, nie? - Starał się unikać wiadomego tematu, żeby nie wyszło, że ma wyrzuty, zostawiając go w takim stanie... Nie, to absurd, że je miał, prawda?
- Dobrze~! To idziemy już teraz czy mamy zamiar coś jeszcze zrobić wcześniej~? - zapytał wesoło, rozumiejąc, że Shizuo nie ma ochoty zrobić "tego". Izaya uznał, że nie będzie nakręcał siebie samego.
- Muszę jeszcze sprzątnąć po swojej kolacji. Ty możesz już iść i się rozgrzać, co ty na to? - zaproponował, nie kwapiąc się, żeby już wstawać. Czekał, aż brunet pierwszy z niego wstanie.
- Dobrze~... Jeśli tak wolisz... - westchnął cicho. Mimo tego co powiedział nie ruszył się z miejsca, a cały czas tylko przytulał blondyna.
     Po chwili pewnego wahania Shizuo tylko parsknął cichym śmiechem.
- Widzę, że nam obu nie chce się na razie wstawać. - zauważył. To niesamowite, jak szybko przywiązał się do Izayi, skoro tak łatwo się do tego przyznał. Zamiast chamsko wstać i zepchnąć go z siebie albo chociaż położyć na ziemi, dalej siedział, otaczając go ramionami w pasie. - I co teraz?
- Hmmm... - zamyślił się, wtulając policzek w blondyna. - Co powiesz na to~? Ty zaniesiesz mnie do fortepianu, a potem pójdziemy spać~? A po kolacji posprzątam rano albo jak już zaśniesz~?
- Dobra. Ja rano posprzątam. - Wzruszył ramionami i wstał, znów niosąc go jak pannę młodą. Kierunek fortepian.
- Uważaj bo jeszcze się przyzwyczaję~! - zachichotał widząc jak jest niesiony. - I będziesz miał problem gdy będę żądał ślubu~!
- Ślub wampira z egzorcystą. Taaak, to byłaby sensacja dla wiernych z parafii. - Stwierdził z poważną miną, po czym się roześmiał, nie mogąc wytrzymać. - Nie no, możesz się przemieszczać z miejsca na miejsce w sekundę aż do wyczerpania zapasów krwi, a ja mam cię jeszcze nosić? Jeszcze czego. - Pokręcił głową z udawanym niedowierzaniem.
- Oczywiście~! Nie będę marnował tak cennego prezentu~... Zwłaszcza, że jest od ciebie~! - przymilał się.
- Nie udawaj, zwyczajnie nie chce ci się chodzić. - parsknął i posadził go przed fortepianem. - A krwi mam więcej, tym się nie przejmuj. - Usiadł, przyciągnąwszy sobie drugi stołek i czekał.
- I tak się boję~... - mruknął. - Ale jak mam grac na tym twardym stołku?- Jęknął grając rozżalonego. - Shizu-chan chodź, zrobisz mi za poduszkę, co~?
- Też mi problem... - prychnął, ale już bez dalszych sprzeciwów usadził go na swoich kolanach i przysunął się odpowiednio do klawiatury. - No, a teraz graj.
     Izaya wzruszył ramionami i przejechał palcami po klawiszach. Wsłuchiwał się w ich dźwięk po kolei odgrywając gamy. - Nie powiedziałeś mi jeszcze czego chciałbyś posłuchać~... - mruknął.
- Czegoś żywszego. - Wzruszył ramionami. - Czegoś wesołego, co poprawiłoby mi humor. Znasz coś takiego?
- To mi zawęziłeś~... - westchnął i postanowił, że nie będzie wybierał jednego z tych setek utworów w swojej głowie. Postanowił zaimprowizować. Ot tak, po prostu.
- Wybacz. Nie znam nazw tego, czego sam nie grałem, a chciałbym posłuchać czegoś, czego nie znam. Czegokolwiek. - Żeby mu nie przeszkadzać wyprostował się i siedział prosto, starając się nie ruszać. Słuchał tylko, co Izaya zaczyna grać. Nigdzie tego nie słyszał...
- Chyli jednak coś co istnieje? - Przerwał nagle i zamyślił się. - Przysuń się bliżej, wieje po plecach. - mruknął strzelając palcami. Ułożył je na klawiszach i zaczął grać zupełnie inną melodię. - To znasz?
     Shizuo przysunął się bliżej i przyciągnął go tak, że brunet plecami przylegał do jego brzucha. Teraz ułożył brodę na jego ramieniu, by coś widzieć.
- Nie. - zaprzeczył. Ale melodia była całkiem ładna.
- To dobrze~! - Uśmiechnął się przesuwając palcami po klawiszach. Było mu jakoś tak ciepło w brzuchu i to nie tylko od wypitej wcześniej krwi. Shizuo tak na niego działał... chyba.
     Heiwajima odruchowo objął go szczelniej i przekrzywił głowę, słuchając. Było mu przyjemnie... Sam nie wiedział, czy przez chłód ciała Izayi, czy przez wesołą muzykę. Odetchnął cicho, przez przypadek wydychając powietrze na szyję Izayi.
     Izaya zadrżał zdziwiony nagłym podmuchem. Jednak nie przestał grać. Liczył ze wkrótce nadejdzie kolejny, równie, a może nawet bardziej przyjemny. - Tak to ja mogę grać zawsze~!
     Blondyn tylko się zaśmiał, czekając na dalszą grę. Wolał, żeby Izaya nie przestawał grać. Chociaż... To zadziwiające, że go nie rozproszył i ten dalej ze stoickim spokojem grał...
     Postanowił coś sprawdzić. Jeśli Izaya wytrzyma i nie przestanie grać, to będzie jakiś cud.
- Mówisz, że to coś jak nagroda dla muzyka? - spytał, celowo cmokając go w szyję.
- Dokładnie~! - Uśmiechnął się, choć mina trochę mu zrzedła, a palce omal nie pomyliły klawiszy gdy Shizuo niespodziewanie go cmoknął. Poczuł kolejną falę dreszczy. Było bardzo przyjemnie. - Świetna nagroda~... - Uśmiechnął się wrednie do blondyna gdy tylko się opanował. W jego wzroku było coś wyzywającego, coś co mówiło "Spróbuj mnie sprowokować, i tak nie dasz rady, prawda~?".
     Shizuo uśmiechnął się z zadowoleniem, niemo przyjmując wyzwanie. Już teraz wychwycił ten ułamek sekundy wahania, więc był pewien, że da radę go sprowokować.
- Więc mogę nagradzać cię za grę cały czas, nie będzie ci to przeszkadzało... prawda? - wymruczał mu tuż koło ucha.
- Oczywiście ze nie~! - odparł radośnie. Dobrze, że siedział, stojąc pewnie zmiękłyby mu nogi. Shizuo nawet nie wiedział jak silnie na niego działa.
- To dobrze. - stwierdził po prostu. Zaczął powoli składać pocałunki na jego szyi, od dołu do zagłębienia pod uchem. No cóż, może trochę dał się ponieść temu "wyzwaniu" i to co robił teraz było tylko powolnym rozkręcaniem się, ale co mógł poradzić? Dziś Izaya działał na niego silniej, niż zwykle, choć możliwe, że nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
     Izayą raz po raz wstrząsały niekontrolowane dreszcze. Mruczał zadowolony ledwie utrzymując palce na klawiszach.
- Obiecaj mi coś~! - prawie jęknął. - Jak wytrzymam do końca... nie przestaniesz~...
- Czyli przyznajesz, że to wyzwanie? - mruknął, ponownie rozbawiony. Miał dobry humor i była rzecz, którą mógł zrobić, gdyby Izaya wytrzymał... Ostatecznie... Ale i tak zakładał, że nie wytrzyma. - Dobrze. Jeśli zdołasz wytrzymać do samego końca, będę odpowiedzialny za twój stan. - podjął wyzwanie już całkiem jawnie. Uniósł dłoń i rozpiął górne guziki koszuli Izayi, po czym zsunął materiał z jego ramienia i je też zaczął delikatnie całować. Miał nadzieję, że w ostateczności to on zwycięży...
     Policzki Izayi oblał rumieniec. Westchnął z przyjemności uparcie grając dalej.
- Źle wybrałem utwór~... - westchnął, chcąc czymś zająć myśli. - Trwa koło ośmiu minut~...
- To aż nadto. - mruknął egzorcysta, wsuwając drugą dłoń pod jego koszulę i przesuwając palcami po jego podbrzuszu w spowolniony rytm teraz granej melodii. - Będziesz mój jeszcze zanim ta melodia się skończy, i wesz o tym, prawda? - mruknął, owiewając jego ucho ciepłym oddechem. Z zaskoczenia musnął płatek jego ucha językiem, czekając tylko, aż Izaya pomyli przez to nuty.
- Jesteś świetny~... - jęknął. - Szkoda, że nigdy nie masz ochoty tego ze mną dokończyć~! - Westchnął z przyjemności i drugi raz. Dziękował tylko sobie, że wybrał na tyle prostą melodię. Jego ręce poruszały się prawie same, a klawisze były blisko siebie eliminując prawie zupełnie pomyłki. - Próbuj dalej. - wymruczał dumny, że przeszedł do refrenu.
     Skrzywił się z niezadowoleniem. Jak Oriharze udawało się grać dalej przy czymś takim...? Liczył na to, że już dawno się podda, a tu coś takiego...
     "Nigdy nie mówiłem, że nie mam ochoty skończyć. Tylko, że nie możemy." - chciał powiedzieć, ale się powstrzymał. Teraz najważniejszym było wyprowadzenie go z równowagi. Dlatego też dłonią pod koszulką zawędrował wyżej, przesuwając nią po jego torsie, a w końcu dotykając sutka. Okrążył go palcem, w międzyczasie całując kark bruneta. Zamierzał kontynuować tak długo, aż się podda...
     Izaya jęknął, przymykając oczy. Palcami przejechał po trzech klawiszach, na szczęście tak właśnie miał zagrać. Za ten czas opanował się na tyle, by móc kontynuować.
- Blisko było~... - stwierdził.
     Blondyn westchnął cicho, teraz już bardziej z powodu wyzwania niż z ciekawości zastanawiając się nad każdym swoim kolejnym ruchem. Przyłożył usta do skóry na jego karku, chcąc zrobić malinkę. Do tego zaczął intensywniej pocierać jego sutek, a drugą dłonią zjechał w okolice krocza Izayi. Jednak sprawnie je ominął i rozchylił jego nogi, zaczynając gładzić wewnętrzną stronę jego uda. To już chyba była ostateczność, jednak starał się jak mógł, by Izaya w końcu zgubił rytm. Był wręcz owładnięty myślą o swoim celu... Może dlatego nie myślał o konsekwencjach.
- Shizu-chan~! - jęknął rozochocony, rozszerzając samoistnie nogi. Tyłkiem otarł się o krocze blondyna. No przecież nie tylko on był tak podniecony.
     Shizuo warknął, zniecierpliwiony i zdenerwowany tym, że sam się podnieca. Nie powinien... Oderwał się w końcu od jego karku i zaprzestał pieszczot na chwilę.
- Dobrze słyszałem, że zgubiłeś rytm? - spytał lekko zachrypniętym głosem.
- Jeszcze nie~... - stwierdził wesoło. - No dalej, jestem ciekaw co jeszcze wymyślisz~! - Uśmiechnął się zadziorni,e przesuwając się jeszcze bliżej krocza blondyna.
- Jak to nie... - Jestem tego niemal pewien... - warknął, jednak wznowił ruch dłoni na jego udzie. Drugą chwycił za jego podbródek, przyciągając go do pocałunku. Szybko doszedł do wniosku, że to wciąż za mało, więc powoli zaczął rozpinać jego spodnie. Rozpiął je jakoś i zsunął z niego aż do kolan. Teraz dopiero przesunął opuszkami dwóch palców od kolana, miarowym ruchem aż do końca uda i zawrócił. Żeby tylko go rozproszyć...
- Ugh... Jesteś potworem, tak się pastwić nad słodką istotką~... - mruknął tylko. Mimo to grał dalej, grał... Musiał wytrzymać jeszcze tylko 3 minuty.
- Pastwię się...? Mogę przestać. - zaproponował, uśmiechając się perfidnie. Tak, to był ostatni krzyk szansy dla Izayi... Choć Shizuo i tak wiedział, że ten z niej nie skorzysta. Normalnie już dawno by przestał... Albo chociażby teraz czuł już, że powinien przestać. A jednak... Najwidoczniej nie mógł. Musiał przestać, choćby za cenę przegranej. Ale i tak musiałby to dokończyć.
- Nie ma mowy~! Pastwisz się nie chcąc mi ulżyć! - mruknął i przywracając sobie w głowie pewność wygnanej ze zdwojoną siłą starał się wygrywać każdą nutkę idealnie.
- Aż tak mnie potrzebujesz? - mruknął zza jego ramienia, przesuwając dłoń na jego krocze i pocierając dłonią jego podniecenie przez materiał bielizny. Przecież równie dobrze Izaya mógłby zrobić to sam...
- Taaaaak~!- jęknął z trudem uderzając palcami o dobre klawisze. - Z tobą jest o wiele przyjemniej~... - mruczał pod dotykiem blondyna. Trochę mu ciemniało pod oczami z przyjemności, na szczęście grał na tyle długo, że mógł to robić nawet nie patrząc.
     Heiwajima przygryzł wargę w przejawie zdenerwowania. Nadal nie był przekonany co do tego, by to zrobić, a jednak kontynuował. Bardziej intensywnie pocierał go przez materiał, czując, jak z każdą chwilą unosi się bardziej. W międzyczasie obcałowywał jego szyję i ramiona, by czymś zająć myśli. W rytm muzyki zwiększał pieszczoty, jakimi go obdarzał. Już nie miał szans na żarty, sam ledwo się hamował. Ledwo, ale zawsze. Niechęć do robienia tego walczyła u niego z przemożną chęcią, by to zrobić. Musiał doprowadzić Izayę do końca, nim przestałby nad sobą panować...
     Izaya widział gwiazdy. Ogarnięty niesamowitą przyjemnością nie kontrolowałby nawet czy muzyka gra dobrze, gdyby nie to, że przegrana oznaczałaby że Shizuo mu nie pomoże, zostawi go tak jak jest. Jęczał nie mogą cię powstrzymać z trudem utrzymując palce na klawiszach fortepianu.
     Shizuo nie spodziewał się u niego takiej siły woli. Cały czas grał, robiąc podkład muzyczny do tego, co on robił. Jednak blondyn wolałby zaraz to zakończyć i żeby to już było wszystko. Miał doprowadzić go do końca i tak też zamierzał, już, teraz, póki Izaya nie domagał się więcej.
     Wsadził dłoń pod jego bieliznę, tym razem pewnie łapiąc jego męskość i poruszając na niej dłonią. Nie bez drobnego skrępowania, jednak tego po sobie nie pokazywał. Wolną dłonią znów sięgnął do jego sutka, tym razem drugiego, zaczynając się nim niemal leniwie bawić. Z pewnością mało brakowało, zarówno do końca melodii jak i do spełnienia Izayi. W końcu to czuł.
- Shizuo~!!! - Izaya jęczał i prężył się pod blondynem czerpiąc przyjemność z każdego ruchu. - Obiecaj, że nie skończysz~... - poprosił grając resztkami silnej woli. - Nie zostawisz mnie tak~... - wyjaśnił, gdy znów nabrał dość powietrza. Jego słowa zmieniały się w jęki i nic nie mógł na to poradzić.
- Nie zostawię cię... - mruknął mu do ucha głosem niższym niż zwykle. Jego jęki sprawiały, że sam dostawał białej gorączki... W dodatku tak się prężąc ciągle go dotykał, co nie pomagało... Mimo to blondyn kontynuował, nie licząc się z tym, że melodia straciła nieco na rytmie.
     Izaya usłyszawszy zapewnienie natychmiast przestał grać. Odwrócił się do blondyna przodem i szybko go pocałował. Nie chciał już jęczeć, musiał więc zatkać czymś swoje usta, a Shizuo to najlepszy knebel jaki w tej chwili miał. Do tego najprzyjemniejszy. Ocierał się o niego niekontrolowanie niemo prosząc o więcej.
     Ta chwila, w której Izaya zszedł z jego kolan wystarczyła, by się otrząsnął. W ciszy zaczął przejmować kontrolę nad pocałunkiem i szybko go pogłębił, jednocześnie znów dotykając jego podniecenia, tym razem pocierając samą główkę, a dopiero później wracając do zwykłego przesuwania po nim dłonią. Mimo braku kontroli nad swoim podnieceniem zajął się tylko nim i kurczowo trzymał się rozsądku, nie dając do końca zapanować nad sobą emocjom. Chciał tylko doprowadzić Izayę do końca.
     Izaya nie potrzebował dużo. Kilka mocniejszych ruchów blondyna sprawiło że doszedł. Jęknął przeciągle obwieszczając to i tym samym przerywając pocałunek. Pociemniało mu przed oczami i upadł na kolana. Uśmiechnął się usatysfakcjonowany opierając o nogi blondyna. Gdy tylko odzyskał ostrość widzenia mruknął.
- No to teraz ty~... - I rozszerzył Shizuo nogi usadawiając się wygodnie miedzy nimi. - Chyba teraz mi nie odmówisz, co~? - Uśmiechał się. Był szczęśliwy i nie mógł tego ukryć. Sięgnął ręką do spodni blondyna, szybko odpinając pasek.
     Blondyn przełknął ślinę zgromadzoną nagle w ustach. Coś w nim krzyczało, żeby mu pozwolić, a z drugiej strony chłodna logika, której tak się trzymał, kategorycznie zabraniała pozwolenia na to. Więc choć ciężko mu było się oprzeć, zatrzymał dłonie bruneta. Przez chwilę nawet widać było po nim rozżalenie, ale szybko to stłumił, ukrywając pod pozornym spokojem. Pokręcił głową.
- Przecież nie będziesz się tak poniżał, Izaya... - pouczył go i niemal podniósł, każąc wstać. To, na co dotąd pozwolił to i tak było o dużo za dużo. Przekroczył mocno ustaloną przez siebie granicę. Dalej nie mógł zajść. To po prostu było za wiele... - Wystarczy na dziś, dobrze?
- Ale... - Izaya popatrzył na niego zraniony, pozwalając pomóc sobie stać. - Nie poniżam się, chcę to zrobić... Chcę żeby Shizusiowi było przyjemnie~... - Uśmiechnął się prosząco. - Ne, pozwól mi, to żaden problem a będziesz szczęśliwszy~! - zachęcał go. Izaya nie widział w tym nic złego, ot zwykłe sprawienie przyjemności ukochanej osobie. Czemu Shizuo stwierdził, że ma się nie poniżać? To było poniżanie się?
- Nie... Lepiej nie... - Na chwilę na jego ustach pojawił się grymas wywołany dawnymi wspomnieniami, ale szybko znikł. - Po prostu nie trzeba. - zaprzeczył, znów względnie spokojnie. Próbował jak mógł się uspokoić. Gdyby tylko podniecenie opadało szybciej...
- Shizuo! - fuknął na niego pociągając blondyna aż na fotel. - Siedź i pozwól mi to zrobić~... - mruknął znów przed nim klękając. Może samo klęczenie miało być niby poniżaniem się? Jeśli tak Izaya nie miał nic przeciwko, byleby tylko sprawić mu przyjemność. - To nie fair, ty mi sprawiłeś przyjemność, ja tobie też chcę~... - jęknął naburmuszony i na nowo zaczął odpinać spodnie które Shizuo zapiął ledwie kilka chwil temu.
- Ale nie tak... - mruknął, zrezygnowany. Izaya naprawdę nic nie rozumiał... A jemu ciężko było to wyjaśnić. To, że dawno tego nie robił, to, że sposób, w który chce to zrobić jest jak poniżanie się, którego blondyn nie chciał... Że sprawianie przyjemności jemu to już o wiele za daleko za granicą, jaką postawił. Że po tym będzie patrzył na niego inaczej. A Izaya i tak jakby nie przejmował się konsekwencjami... - Rozumiem, że chcesz, ale zastanów się nad tym jeszcze raz... - poprosił, zrezygnowany. Niby już nie miał co oponować, żeby go nagle nie urazić, czy coś, ale jednak wolał, żeby Izaya dobrze to przemyślał.
- Co mam przemyśleć? - zapytał rozbawiony. - Chcę ci sprawić przyjemność. Nie czuję żebym się poniżał i nie widzę problemu wyjaśnij mi to albo pozwól to zrobić~!
- Chodzi mi o to... Jeśli to zrobisz, przekroczysz granicę i już nie będzie tak samo. Rozumiesz? - westchnął. - Nie będę tak samo na ciebie patrzył, do tego wszystko może się schrzanić... Zawsze tak jest. - Wzruszył ramionami. - Najpierw jest seks, a potem wszystko się rozpada. Poza tym... To jest poniżające, że wyglądasz, jakbyś miał zrobić to ustami... Dla ciebie to nie jest upokarzające...? - Do tej pory słyszał jedynie, że to jak gest całkowitego poddania... A jak już miał coś z nim robić, to... Może to było dziecinne, czy coś, ale wolał być z nim na równi.
- Zostaniesz ze mną po tym, prawda? Opadnie tylko ta granica którą na siłę próbujesz stworzyć, nie~?- Uśmiechnął się. - Ja nie mam nic przeciwko takiemu rozwiązaniu~...  Jeśli uznasz, że mnie już nie chcesz, wystarczy powiedzieć, mówiłem ci to już wcześniej. - Musiał wyjaśnić tę kwestię. - Jeśli chodzi o robienie ci dobrze ustami... Dlaczego by nie? Sprawi ci więcej przyjemności niż gdybym to robił rękoma~... Nie uważam żeby to było poniżenie, wampiry często tak sobie robią~! - Wzruszył ramionami. - To jak, mogę? - zapytał z nadzieją. - Nie zacznę póki się nie zgodzisz. Widać, że chcesz, ale się boisz... Przekonałem cię czy nie?
- Nie tworzę jej na siłę... - Westchnął, żeby się jakoś uspokoić i roztarł skroń. Chyba musiał w końcu powiedzieć coś, co dotarło do niego już jakiś czas temu... - Ja chyba po prostu się boję. - wyznał, zamykając oczy. - Nie chcę, żeby to się kończyło tak, jak wcześniej. Nawet, gdybym się starał, nie mogę zagwarantować, że się uda. Że wszystko będzie kolorowe. Nie chcę się przywiązywać ani robić nic szczególnie intymnego, dopóki nie będę pewien, że wszystko jest już ułożone i spokojnie możemy być razem. Już i tak posunąłem się dość daleko dzisiaj. Rozumiesz? - Popatrzył na niego poważnie. - Nie mogę ci zagwarantować, że będziemy razem, więc jeśli za bardzo się zbliżysz, zaboli, jak cię odepchnę. Jesteś na to gotowy?
- Jeśli mnie odepchniesz będę próbował jeszcze i jeszcze raz, nie poddam się tak łatwo, zresztą chyba mnie znasz~? - zachichotał i bez skrępowania odpiął pasek blondyna. - Nawet jeśli to będzie koniec, chcę ci sprawić trochę przyjemności... - mruknął uwalniając potwora ze spodni blondyna. Gwizdnął z podziwem dla jego wielkości. Po czym uśmiechnął się i oblizał. Przysunął się jeszcze bardziej. - Wiem, że mnie nie zostawisz, nie jesteś taki... - mruknął jeszcze, nim wziął jego męskość do buzi.
- Postaram się. - mruknął tylko. Sam sobie nie ufał, ale już odkrył jedno, czemu nie mógł zaprzeczyć - zależało mu na Oriharze. Nie ważne, jak bardzo odpychał od siebie tę myśl, tak było.
     Zamruczał z wrażenia i podparł się jedną ręką na stołku, drugą wplatając w czarne, zaskakująco miękkie włosy. Nie mógł oderwać od niego wzroku. Jak dotąd Izaya był kuszący, ale teraz wyjątkowo mocno...
     Izaya zamruczał z aprobatą czując dłoń na włosach. Wepchnął sobie dumę blondyna jak najgłębięj do ust, a mimo to nadal nie mieściła się cała. Zaczął więc przesuwać ręką po trzonku. Językiem bawił się główką. Czuł jak Shizuo jeszcze bardziej rośnie w jego ustach. Zrobiło mu się trochę gorąco.
     Heiwajima czuł, że policzki go pieką i najprawdopodobniej pojawiają się na nich lekkie wypieki. Popatrzył na niego zamglonym z przyjemności wzrokiem i oblizał nagle spierzchnięte usta. Mógłby teraz mruczeć i wzdychać z zadowolenia, gdyby się nie hamował. Zamiast tego rytmicznie głaskał Izayę po głowie, nie mogąc zrobić nic innego.
     Izaya odczytał to głaskanie po głowie jako prośbę "szybciej" i tak też zrobił. Zaczął rytmicznie poruszać głową w przód i w tył starając się wziąć do ust jak największą część męskości blondyna. Widział kontem oka jak przyjemnie jest teraz jego chłopakowi. Gdzieś w brzuchu czuł wielką bańkę szczęścia i dumy że to właśnie on doprowadził go do takiej przyjemności.
     Shizuo odchylił głowę w tył, przymykając oczy i oddychając ciężej. W końcu po pewnym czasie otworzył usta, pozwalając, by wydostawało się zza nich sapanie świadczące o tym, że już zaraz...
- Nn... - Cały się spiął, nieświadomie przyciągając bruneta bliżej, jednak nie tak, by się krztusił. Mimo to gdy tylko było po wszystkim i zorientował się, co zrobił, przerażony zabrał rękę. - Przepraszam. - wyrzucił z siebie szybko. To pewnie było nieprzyjemne, poza tym przecież tym się można zakrztusić, dlaczego nie pomyślał...
     Izaya pozwolił się przyciągnąć a gdy lepka i gorzko - słodka substancja wlała mu się do ust, chcąc nie chcąc połknął ją. Mimo to Shizuo tak szybko go uwolnił, że trochę wytrysnęło Izayi na twarz. Nie przejmując się tym wcale wyszczerzył się wesoło słysząc przeprosiny.
- To nic~! Fajnie było~... Ne Shizu-chan podobało ci się? - zagadnął, ścierając sobie biały płyn z policzków i nosa. Po wszystkim oblizywał palce wpatrując się w blondyna. Czekał na odpowiedź.
- Mhm... Podobało. - mruknął, nachylając się i cmokając go lekko w usta. - Byłeś świetny... Albo naoglądałeś się wampirzych orgii albo nie wiem, skąd wiedziałeś, jak to zrobić, żeby było tak dobrze. - dodał weselej. Był już spokojniejszy, do tego spełniony... Jego granica przestała istnieć, ale kto wie, może to dobrze...
     Izaya milczeniem pominął uwagę o wampirzej orgii i przeszedł do innego tematu.
- I nie złościsz się za tę "granicę"? - dopytywał się wesoło.
- Brak odpowiedzi uznać za tak...? - spytał, uśmiechając się. Jednak też dał spokój. - Nie, nie złoszczę... Może to lepiej, że tak się stało... - dodał niemal zamyślonym głosem. - W każdym bądź razie teraz jestem trochę zmęczony. - Podniósł go z podłogi i wziął na ręce jak dziecko, nie zważając na to, że jego brzuch był przecież w nasieniu bruneta. - Idziemy spać. - zarządził.
- Dobrze, ale chyba powinniśmy cię umyć~... - mruknął czując, jak jego koszula nasiąka jego własnym nasieniem. - Co ty na to?
- Dobra... Ale już w zimnej, nie chce mi się czekać... - Zawrócił do kuchni, żeby wziąć wodę i nalać do balii. - Ciebie też trzeba, co...? Wybacz. Jutro to wypiorę. - obiecał.
- W sunie to nie... tylko twarz umyję~! - Uśmiechnął się wesoło. Cieszył się, że Shizuo nadal traktuje go jak dawniej. Może na to nie wyglądało ale trochę przejął się słowami blondyna. - Nie musisz, zajmę się praniem... Ty musisz odpoczywać, w końcu chyba nadal jesteś chory, nie?
- Ale pobrudziłem cię... - zauważył, odsuwając lekko swój tors od jego torsu. - Widzisz? I... Nie, chyba już nie jestem chory. - Pokręcił głową.
- No to chyba oboje się wykapiemy~! Co ty na to?- Uśmiechał się wesoło, nie mógł przestać, po prostu był zbyt szczęśliwy.
- Liczyłem na szybkie opryskanie się, ale jak tak... Może jednak zagrzejemy wodę chociaż trochę... - Przeniósł go dość szybko, posadził go na krześle i nalał wody do garnka, po czym zabrał się za rozpalanie ognia. Tak, zgodził się na wspólną kąpiel ot, tak... Odruchowo. Bo Izaya i tak już go widział. I nie miał do czego namawiać, skoro "to" już zrobili.
- Naprawdę się zgadzasz~? - Popatrzył na niego zdziwiony. Rozpromienił się przeszczęśliwy. - Zgoda~!!! Możemy się razem wykąpać~! Umyję Shizusiowi plecki~! - zachichotał.
- Masz szczęście, że w ogóle da się tam zmieścić... Chociaż pewnie jak już usiądziesz mi na kolanach to nie dam rady się odwrócić. - parsknął. - Pamiętaj o tym. - Rozpalił ogień i usiadł na podłodze obok niego. Izaya ciekawie wyglądał z tą plamą na koszuli...
     Izaya przyglądał się blondynowi, który z kolei przyglądał się mu... To kółko trwałoby w nieskończoność, albo do zagotowania się wody gdyby Izaya nie przysunął się bliżej i nie oparł podbródka na barku blondyna. - Zrobimy to jeszcze kiedyś nie?- Zaczął temat licząc, że Shizuo zrozumie o co chodzi.
- Hmmm? - mruknął. - Chyba tak... Ale na razie... Nie wiem, kiedy. - zastrzegł. - Dlaczego pytasz? - Obrócił głowę tak, że patrzył mu w oczy. Był bardzo blisko... Na tyle, że blondyn mógł dotknąć jego ust. I tak też zrobił. Położył dłoń na jego policzku i kciukiem przesunął po nim, a potem po jego wardze, niczym zahipnotyzowany.
     Izaya chciał coś odpowiedzieć jednak palec Shizuo mu przeszkodził. Nie wiedząc co robić zamarł w oczekiwaniu na to, co dalej zrobi Shizuo.
     Ten po prostu cmoknął go lekko i zabrał dłoń.
- Chciałeś coś powiedzieć...? - przypomniał, jakby nigdy nic. W końcu domyślał się, że Izaya chciał chyba odpowiedzieć na jego pytanie... Albo o coś spytać...?
- A jakie był pytanie? - Izaya pokręcił głową próbując wrócić do rzeczywistości. - Am... Pytałem się o robienie tego? - Upewnił się, a gdy Shizuo kiwnął głową kontynuował. - To znaczy że będziesz chciał jeszcze kiedyś~? Tak się tylko upewniam czy mam na co liczyć czy to był jednorazowy numerek. - zachichotał.
- Mówiłem, że jeszcze kiedyś. A potem spytałem, dlaczego pytasz. - Uśmiechnął się. - Aż tak cię rozproszyłem? - spytał, rozbawiony. Nie sądził, że zwykłym pocałunkiem go rozproszy... No tak, a przy fortepianie to się jakoś nie udało.
- No jakoś tak~... Nie spodziewałem się tego. - Uśmiechnął się wesoło. - Pytam bo chcę wiedzieć czy mam na co liczyć~! Jak będziesz jeszcze miał ochotę, po prostu powiedz, albo mi pokaż jak nie chcesz psuć atmosfery~... - powiadomił go. - No, woda się zagotowała. - westchnął niechętnie, wstając.
- Mhm... - przytaknął. Wstał i zabrał garnek z wodą. - No, chodź i się rozbieraj... - nakazał z lekkim rozbawieniem w głosie i poszedł nalać wody. Za chwilę wrócił, nalał i dodał zimnej, po czym odniósł garnek. - Powinna być dobra. - stwierdził w końcu i zaczął się rozbierać.
- A może tak dla odmiany ja rozbiorę ciebie a ty mnie~? - zaproponował. - Znudziło mnie rozbieranie samego siebie~...
- To słaba wymówka. - skwitował z uśmiechem, ale podszedł i zaczął go rozbierać. - Tylko bez żadnych sztuczek. - zagroził na niby. Tak naprawdę miał świetny humor, sam nie wiedział, dlaczego dokładnie. No cóż, powodów miał jednak mnóstwo.
- Tak, tak~... - Przewrócił oczyma. - Nie martw się, aż tak niewyżyty nie jestem~... - mruknął, zdejmując z ramion blondyna jego koszulę, a później odpinając spodnie i opuszczając je wraz z bokserkami.
- Hm. - Pokiwał tylko głową. Cóż, Izaya nie znał go z jednej strony... Shizuo z doświadczenia wiedział, że w takiej chwili można jeszcze być niewyżytym. Ale już nic nie mówił... Tylko go rozebrał. - Wejdę pierwszy i siądziesz mi na kolanach, dobra? - zaproponował.
- Jasne~! - Uśmiechnął się wesoło. Poczekał, aż Shizuo wejdzie i zwalił mu się na kolana. - Z plecków faktycznie nici, ale zadowolę się torsem~! - zachichotał i zaczął opłukiwać chłopaka.
     Blondyn bez słowa zaczął również opłukiwać jego tors i myć go dokładniej. Od przyjemnego ciepła wody tylko bardziej chciało mu się spać... Miał nadzieję, że szybko stamtąd wyjdą...
- Wszystko dobrze? - Wampir spojrzał  na Shizuo z troską. - Wyglądasz jakbyś miał mi tu zemdleć~...
- Jestem tylko trochę senny. - mruknął, powoli kończąc mycie go. Choć bardziej to wyglądało jak opłukiwanie... Nie miał nawet ochoty na dłuższą kąpiel.
- Senny, nie senny, musisz wytrzymać aż dotrzemy do łóżka~ ! - wpadł na inny pomysł, chcąc obudzić blondyna. Szturchnął go w bok z wrednym uśmiechem. - Nie mów, że jesteś tak zmęczony od jednego małego numerku~?
- Nie. - burknął. - Od choroby. Muszę ją odespać do końca. - No co to to nie, fakt, że dawno nie stracił tyle sił na raz nie znaczył wcale, że to od tego... Przecież mimo wszystko dużo się dziś wydarzyło.
- Dobrze, jesteś już czyściutki, możemy wyjść~... A powiedz Shizu-chan jedziemy jutro do miasta?
- Jasne, że tak. - przytaknął szybko. - W końcu mamy sporo spraw do załatwienia... Bierzemy z sobą konia, czy idziemy pieszo?
- Bierzemy Stefana, w końcu ma prawo wybrać sobie współpracownika~! Poza tym nie wiem jak jak ty, ale ja nie mam ochoty ciągnąć cielaka kilka kilometrów... Lepiej weźmy wóz.
- Przynajmniej z towarzyszem będzie mu łatwiej wracać... - zauważył, kończąc wycieranie. - Mi właściwie wszystko jedno, kto będzie go ciągnął, mógłbym go nawet nieść. - parsknął. - Chociaż pewnie byłoby niewygodnie. - Rozejrzał się za ciuchami, ale te były brudne...
- Nie dasz rady nieść źrebaka, swoich ubrań i jeszcze prezentu dla siebie~... - westchnął. - Weźmiemy wóz... I tak trzeba będzie młodemu kupić uprząż, to akurat też załatwimy~! - mruknął, przewiązując sobie ręcznik wokół bioder. - To do łóżka~? - upewnił się, widząc, że Shizuo czegoś szuka.
- Dobra, czyli zostawimy to nowemu koniowi. - zgodził się. Sam obwiązał sobie również ręcznik wokół bioder i nie do końca zadowolony z tego rozwiązania ruszył do sypialni. - Jutro te zakupy zajmą nam cały dzień... - napomknął, uśmiechając się na samą perspektywę tej pracy.
- Mhm~... To długa wyprawa... A co ty się tak cieszysz~? Nie mów mi że uwielbiasz chodzić po sklepach~? - Spojrzał na blondyna z niedowierzaniem. Jakoś mu nie pasował na taki typ człowieka.
- Pewnie na miejscu jak przyjdzie do wybierania będę się denerwował, ale póki co cieszę się po prostu na coś do roboty. - parsknął. Podszedł do swojego tobołka i wyjął z niego świeżą bieliznę. Dziś najwidoczniej będzie spał tylko w niej...
- A chwilę temu byłeś zmęczony~... - westchnął. - Ojej, to może jednak lepiej zostańmy jutro w domu, w końcu jesteś tak wykończony chorobą... Pojedziemy później. - grał, dostrzegłszy w tym sposób na zdenerwowanie Shizuo.
- Nie. - warknął szybko się odwracając. - Już wyzdrowiałem, nie będę więcej leżał... Idziemy i koniec. - stwierdził stanowczo.
- Hahaha~... Dobrze, pojedziemy, nie gorączkuj się tak~! - Uśmiechnął się, wchodząc do łóżka. Zdjął ręcznik i odłożył go na krzesło nieopodal. - No to chodź Shizuś, pora spać~!
- Droczyłeś się. - stwierdził oczywistość, po czym z westchnieniem pokręcił głową. Przestał dopiero widząc Izayę kładącego się nago do łóżka. - Nic na siebie nie zakładasz? - spytał spokojnie, choć tak naprawdę wewnątrz czuł się zmieszany.
- A chcesz żebym coś założył~? W końcu i tak widziałeś mnie nago~... - mruknął, nie przejmując się tym. Ułożył się wygodniej na poduszce. - No chodź Shizu-chan~!
- Mhm... - mruknął, starając się nie przyglądać za bardzo. Położył się obok i nakrył dobrze ich obu. Już raz dziś to zrobili, więc łatwiej mu się było kontrolować. Przyłożył głowę do poduszki i przymknął oczy. - Dobranoc. - mruknął sennie.
- Dobranoc. - Izaya położył głowę na ramieniu blondyna. Zrozumiał po wzroku, że Shizuo nadal niepewnie się czuje, nie chciał go więc dodatkowo stresować ocierając się o niego przypadkiem w nocy.


sobota, 20 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 5 - Wkurzający Komar

Hej hej~... Czy tylko u mnie powinno być ciepło zważywszy na koniec czerwca a ja marznę pod kocem? T^T życie jest nie fair. W sumie nie wiem co powiedzieć, więc tylko przypomnę o nakarmieniu psiaków klikając w banerek po prawej....
Enjoy

Ohayo~
Ja też marznę Kiasarin-san, ale może to kwestia tej choroby~... Taka pogoda to jakaś kpina. >3<
Ja też nie bardzo mam co powiedzieć~... No może tyle, że w te wakacje niekoniecznie będę miała tyle czasu na pisanie co bym chciała, ale mam nadzieję, że uda mi się mimo wszystko zakończyć wreszcie parę opowiadań... Bez kasowania ich przed końcem jak to ciągle robię ostatnio.
Um... To tylko tyle. :3 A teraz~...
Enjoy~!





- Nie sądzę, by były jakieś niezajęte swetry, chyba, że... Zresztą... Lepiej coś uszyć, spodnie też ci potrzebne... Może poprosiłbym kogoś... - Słysząc kolejną uwagę żyłka zaczęła mu pulsować. – Odwal się! Wcale nie... Nic nie... Nieważne, wracamy do celi i nie potrzebuję żadnego czasu w krzaczkach...
- A co powiesz na czas we dwoje w twojej celi? - zaproponował wesoło. - Myślę, że nawet w tej formie dałbym radę~! - stwierdził wesoło. Nie rozumiał czemu blondyn się nie śmieje tylko zaczyna warczeć...
- No bardzo śmieszne, bardzo... - mruknął w końcu. - A teraz wchodzimy do klasztoru i nie czytaj mi w myślach aż do celi, bo sobie nie życzę... - Najpierw proponuje takie rzeczy, potem żartuje sobie w ten sposób i twierdzi, że tamto było naprawdę a to do śmiania się... Bardzo śmieszne, bardzo... Zresztą czy on wyglądał na ktoś, kto wy wykorzystał takie stworzenie? Nie. Dzięki całemu temu zdenerwowaniu przynajmniej podniecenie opadło, a wszelkie powitania na korytarzach były na tyle ciche, by udawał, że nie słyszy.
- To co ja mam robić jak nie rozmawiać z tobą? Jestem schowany, nie pozwalasz mi posłuchać, więc? - zapytał z westchnieniem. - I nie złość się na mnie, bo nie wiem, co zrobiłem. - dorzucił mimochodem. Jak już szalał z narzekaniem to czemu nie?
- Cicho. - burknął pod nosem i szedł aż do celi. Tam otworzył drzwi i zamknął się w środku. Położył go na łóżku w płaszczu. - Nie będę rozmawiał na korytarzu... A ty chwilę chyba wytrzymujesz w ciszy, nie? Chyba, że nie żyjesz sam i zwykle masz do kogo gadać? Więc czemu nie siedzisz z tym kimś? - W sumie to zmieniał temat, po prostu... Przy okazji zaspokajając ciekawość.
- Nie lubię ciszy... - przyznał zwieszając głowę. - Dlatego tak lubię bawić się z Shizu-chan'em... Ale żeby cię nie zamęczać ciągłymi wizytami często spraszam innych do domu. a kiedy pojadą i nikogo chwilowo nie ma, odwiedzam ciebie~...
- No dobrze... Ale taka chwilka jak przejście korytarzem to nic takiego, nie? Jak potrzebujesz, żeby ktoś do ciebie gadał non-stop, to ja oznajmiam, że się nie nadaję... Ciągłe gadanie mnie męczy. Żyję we względnej ciszy, bo ją lubię. - mruknął i wyciągnął z szafki jakieś ciuchy. Swoje ciuchy... Jedna podarta szata. Jest. Miał ją załatać, ale jak tak... Wyciągnął ją, nożyce i igłę z nićmi. Ech... – Nie patrz tak na mnie, nie robię tego hobbystycznie tylko z potrzeby...
- Tak sobie myślę Shizu-chan, że jest taka jedna rzecz która zawsze potrafi mi zamknąć usta - mruknął oblizując się. - A jak tam? Twój potworek w spodniach już opadł? - Usiadł sobie na krawędzi, zaczynając wesoło machać nogami.
-  Znów robisz się wredny. Nie zapominaj, że zatkać ci usta teraz mógłbym nawet grochem... Nie to co wczoraj... Urośnij to pogadamy. - burknął i zabrał się za oznaczanie materiału. Tak pi razy drzwi...
- Jak urosnę to ci zrobię to o czym pomyślałeś. - zapewnił go. - Ale mnie chodziło znów o krew wiesz? A w sumie o twoją krew, którą mam nadzieję pozwolisz mi jeszcze wypić~...
- ... - Zacisnął usta, kładąc ręce na materiale. Wdech... Wydech... - To twoja wina, że o tym myślę... I odczep się od krwi, opiłeś się już... - Wrócił do oznaczania, a potem cięcia materiału. Jasne wszystko wina Izayi, bo zaczął... - I nie potrzebuję takich przysług. - stwierdził zdecydowanie. To wina jego gadania.
- Ale ja też bym chciał - westchnął podlatując do stołu i przypatrując się blondynowi przy pracy. - Jesteś samolubny wiesz? - mruknął patrząc jak egzorcysta tnie. - W ogóle skąd wiesz czy to dobre będzie? Zdjąłeś miarę na oko~?
- Nie jestem samolubny i nic nie chcę. - zamknął temat, wracając dokrojenia. - Tak, zdjąłem miarę na oko... Na dzieci wystarczy miara na oko, mam nadzieję, że na ciebie tak samo. - Tym bardziej, że o następne materiały będzie musiał iść do przełożonego. No chociaż teoretycznie powinien mieć ich dużo... Za pokonanie potworów, których ludzie się boją,  wieśniacy potrafią obsypać, czym mogą. Co nie znaczy, że zamierzał ich pozbawiać ostatnich oszczędności, więc miał mniej, iż inni.
- Jesteś samolubny, bo tego nie chcesz. - stwierdził pewnie. - Tylko pamiętaj, że mam jednak dorosłą budowę ciała. - mruknął, podchodząc do blondyna i wspiął się na niego po jego rękawie. Przytulił się do jego szyi. - Przepraszam, ale chyba podsłuchałem twoje myśli...
- To nie jest samolubność, tylko mój wybór, czy chcę, czy nie. - doprecyzował. - I jak tak to zobaczymy, czy będzie ci pasować... Może być workowate... - mruknął, biorąc się za wycinanie kolejnych części. - I że co podsłuchałeś?
- Oddam ci te materiały, a w sumie to chyba lepiej będzie oddać ci pieniądze, prawda? - zapytał nadal wtulając się w jego szyję. Tym samym chyba wyjaśnił, co takiego usłyszał.
- Nie gadaj głupstw... Nie jestem biedakiem, żeby mi trzeba było coś oddawać potem. - Przewrócił oczami. Nie zrozumiał jego myśli i się głupio jeszcze czymś zamartwia... - I uważaj na łańcuch od krzyża. - ostrzegł jeszcze, czując małe ciałko na swojej szyi.
- Mhm... - mruknął, dalej go tuląc. Nic sobie nie robił z tego łańcuszka. - To krzyż ma moc, nie łańcuch prawda? - dodał jeszcze tuląc go mocniej. - I tak oddam... - szepnął, ale tak, by blondyn usłyszał.
- Niby tak. I nie próbuj mi nic oddawać, bo nie przyjmę. - stwierdził pewnie, zbierając części na strój Izayi. - Nie jestem biedny, mam całkiem sporo ciuchów. Tylko bez przesady, nie tak jak inni. - Sięgnął po płaszcz i wyciągnął swój mieszek, rzucając nim na podłogę. Wysypały się monety. - Widzisz? - mruknął, sięgając po igłę i nici.
- Widzę... - przyznał, podrywając skrzydełka i korzystając z nich jak ze spadochronu zleciał na ziemię. Podniósł jedną monetę i zaczął ją toczyć do woreczka. - Nie wiesz Shizu-chan, że nie kładzie się pieniędzy na podłodze? - pouczył go, tocząc kolejną monetę.
- Ech, zabobony. - mruknął, zabierając się za zszywanie. Po chwili zmuszony był wyciągnąć czubek igły z palca i szyć tak, by nie pobrudzić ubrania. Kolejne by musiał prać...
- Shizu-chan... Czuję krew~... - zamruczał wampirek, wesoło tocząc już ostatnią monetę. - Czy ukrywasz przede mną jedzenie~...?
- Nie ukrywam, szyję... - Oblizał kroplę krwi, ale zaraz wyszła kolejna. Ych, czuł tylko śmieszne łaskotanie... - I nie musisz tego sprzątać, ja pozbieram. Chyba, że ci się nudzi.
- Już posprzątałem. - zapewnił go, znów wlatując na stół. - A może teraz jakaś mała zapłata? Albo chociaż poczęstunek dla strudzonego pracą? - rzucił oblizując się i wpatrując w krwawiący palec. - Przecież ty na tym nie stracisz, prawda~?
- Tylko mi pracę przerwiesz... No ale dobra, chodź, bo mnie ta cała krew jakoś niespecjalnie smakuje. - mruknął i wystawił do niego zakrwawiony palec. Kto by pomyślał, że  z głupiego palca może się tak lać... Coś czuł, że cała kropelka zaraz skapnie.
     Nadstawił buzię czekając, aż kropelka spadnie i wpadnie mu prosto do gardła. Oblizał się i podszedł do palca. Zaczął go wylizywać uprzednio łapiąc w swoje łapki. Przymknął oczy i mruczał zadowolony kolejnymi liźnięciami, usuwając resztki krwi.
- Jak kot, tylko, że tu chodzi o krew. - mruknął, przyglądając się, jak ten oblizuje jego opuszek. Jakoś... Ten wampiryzm wciąż nie budził w nim najprzyjemniejszych skojarzeń. - Skończyłeś...?
- Jeszcze chwilkę - szepnął, pochłaniając blondyna chętnym i rozbawionym wzrokiem spod na wpół przymkniętych powiek. Przesunął się aż do ukłucia i zaczął je z pasują wylizywać i ssać.
     Czując dość zabawne mrowienie odwrócił wzrok na materiał i wolną dłonią obrócił go w palcach, przyglądając się swojemu szyciu. Najlepsze to nie było, tylko chwilówka... Ale zawsze coś... Nie powinno być chłopakowi zimno. Na tym się skupił, czekając, aż ten skończy.
- Zamierzasz wyssać mi krew z całego palca, czy co? - spytał w końcu, zerkając na niego.
     Izaya spojrzał na niego, tym razem jego wzrok był podniecony i rozochocony.
- Mogę wyssać co innego. - mruknął z nieukrywaną chęcią. - Z palcem już skończyłem~...
     Wzdrygnął się i spojrzał na niego wzrokiem niemal Bazyliszka.
- Tak? Kogoś innego możesz wyssać? - udał, że dokładnie to usłyszał i zabrał dłoń. Przynajmniej krew nie leciała... - Jesteś niewyżytym głodomorem. Daj sobie spokój na razie. - Wrócił do pracy.
- Nie~e w taki sposób mogę wyssać tylko z Shizu-chan'a... - mruknął siadając sobie wygodnie. - I nie poddam się, gdybym się poddał to bym przegrał, a ja nie lubię przegrywać~...
- To masz problem, bo też nie lubię przegrywać a się nie zgadzam. A teraz cicho, bo znów się ukłuję jak się zdenerwuję... Chyba, że zamierzasz zmieniać temat na mniej denerwujący...
- Dobrze~... To o czym chcesz pogadać? - Uśmiechnął się nadal trochę nieobecnie. - Kiedyś to zrobimy~... - rzucił mimochodem.
- ... - Odetchnął ciężko, nie komentując. Niech sobie żyje złudzeniami, a on swoich przekonań nie zmieni... Pokręcił głową, zabierając się za szycie. Izaya i tak chyba zbyt się rozmarzył, to nie będzie na razie gadać.
- Wiesz dla wielu wampirów to normalne~... Uprawiać seks ze swoim żywicielem... - mruknął patrząc w sufit. - Nie martw się tak, nas kręcą zakazane związki~... A z egzorcystą, do tego facetem nie może być źle~! Zwłaszcza jeśli to ty Shizzy~...
- Nie zgadzałem się na żadnego żywiciela, nie planuję tego z tobą robić, ustalmy, że celibat mi pasuje i uwierz, że ze mną jest źle. - stwierdził niemal na jednym wydechu, zaprzestając na chwilę roboty. Zaraz po tym wrócił do nieco nieudolnego szycia, które jednak... Pomimo braku reprezentacyjności tworzyło funkcjonalne rzeczy.
- Ale... karmicielem jesteś prawda? Dbasz bardzo o mój brzuszek. - zachichotał wesoło.
- Chwilowo... Aż wrócisz do normy. Takie komarze ugryzienia nie robią szkód, więc pozwolenie ci na nie to nic wielkiego. I to dlatego. - Wziął bluzkę zszytą na razie tylko częściowo i wyciągnął w jego stronę. - Przymierz, czy na razie jest w porządku.
     Izaya szybko przewiązał sobie chusteczkę tak, by mieć tylko spódniczkę. Wyciągnął rączki chcąc by Shizuo mu ją ubrał.
- To później już nie będziesz mi dawał deserków? A jeśli obiecam nie pić dużo?
- Jak będziesz duży? Zapomnij. - Naciągnął na niego bluzkę i zmarszczył brwi. Przyłożył ją do jego ciałka, zwężył z jednej strony, puścił i ściągnął, zabierając się z powrotem za szycie.
- Ale Shizu~... Podaj mi choć ze 3 merytoryczne powody, albo wskaż przykłady w których różnię się od dużego Izayi. - westchnął. - Tylko nie mów, że rozmiarem, bo to akurat oczywiste! - zastrzegł widząc, że Shizuo otwiera już usta.
- Dobra, jak wolisz. Masz mniejszy apetyt, nie wydajesz się prawdziwym wampirem, nie wkurzasz mnie tak, nie jesteś tak wredny i złośliwy... Dalej mam wymieniać? - Łypnął na niego jednym okiem i z uwagą zabrał się za przeszywanie drugiego boku. Nożyc potrzebował... Ale to zraz je sobie weźmie... Gdzie on je rzucił...?
- Jem tyle samo, tylko proporcjonalnie do wagi i wzrostu... - burknął. - Mało tego! Jem więcej niż kiedykolwiek... A charakter mi się nie zmienił... Zawsze taki byłem tylko taki ślepak który nawet nożyc nie może znaleźć tego nie zauważył. - Fuknął na blondyna. No bo... Co on niby ma w kieszeni jak nie nożyce? - Do tego gruboskórny. - dorzucił.
- Nie jestem ślepakiem! I jesz mało w stosunku do ubytku krwi twoich ofiar, z ich perspektywy czasem popatrz ile pijesz! - Wyciągnął nożyce i przeciął nitkę szybkim cięciem. Chwilę później stuknął nimi o podłogę. - I nie jestem gruboskórny. To ty uważasz, że jak czegoś chcesz, to powinieneś to mieć. Sztuką jest chyba powstrzymać się, a nie... - wyburczał, zawiązując pętlę na końcu nitki i znów sięgając po nożyce.
     Izaya kucnął i zatkał uszka rękoma, kuląc się w sobie. Zamknął ślepka i tylko od czasu do czasu łypał niepewnie na blondyna jednym z nich.
- Nic z tym nie mogę zrobić... Gdyby... Gdybyście dawali nam pić regularnie nie... Nie ginęłoby tylu ludzi... - mruknął niepewnie. Jeszcze Shizuo coś się odwidzi i go przetnie na pół tymi nożycami. - Poza... Poza tym mało która moja ofiara ginie od ugryzienia... Prędzej od zakażenia. - dodał.
- Pić regularnie? Pijcie sobie ze zwierząt a nie z ludzi jak musicie krew... Zresztą! Za tę waszą długowieczność płacą inni, którzy nie powinni być pogryzieni w ogóle. Zabieracie życie innym, żeby żyć wiecznie. Usprawiedliwieniem jest "gdybyście nas karmili regularnie"??? Czym, sobą?! - Popatrzył na niego oskarżycielsko i znów walnął nożycami o podłogę. Niestety tym razem nie wytrzymały i rozleciały się na pół. Prychnął tylko i podał mu skończoną koszulę. Ten niewinny wygląd go nie chronił... No dobra, chronił, ale tylko
przed śmiercią, bo niezdolnych do obrony zabijać nie będzie...
     Izaya zakrył mocniej uszy. Jako wampir miał naprawdę czuły słuch.
- Nikt nie skraca życia wypijając krew. - fuknął cichutko. - A pić ze zwierząt nie możemy... - mruknął. - Daje nam to tyle, ile wam picie krwi zwierząt. Musi być ludzka... No chyba, że to wampir z kota, to wtedy kocia. - Odważył się zażartować. Uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał na blondyna zakryty nadal włosami i łapką.
- Nie. Tylko zabija taką ofiarę. Zakażenie czy nie, to od ugryzienia. Więc wniosek jest prosty. Przymierzaj. - Skinął jeszcze na koszulę. Pozostały spodnie, więc znów zajął się nawlekaniem nitki.
- I to wywnioskowałeś z naszej kłótni? To, że mam przymierzyć ubranie... Dziwny z ciebie człowiek Shizu-chan... - mruknął, ale posłusznie znów założył bluzkę. Była nawet dobra, lekko luźna, więc nic go nie uciskało. - Przecież nikt z nas nie chce was zabić, to by nie miało sensu. - Zaczął znów temat. Poczuł się pewniej będąc zakrytym. - Po prostu wyrywacie się i uciekacie, a potem padacie z osłabienia w błoto czy do rzeki... To dopiero idiotyzm.
     Shizuo już zdenerwowany na niego stwierdził, że tak mu nic nie wytłumaczy. Chyba powinien bardziej obrazowo wyjaśnić mu, czym jest strach przed istotą, przed którą nie można uciec. Uniósł więc dłoń i zamachnął się nagle mocno, zatrzymując dłoń tuż nad Izayą.
     Izaya skulił się w miejscu i złożył ręce w X'a żeby ochronić, choć trochę twarzy przed uderzeniem. Jednak takowe nie nadeszło.
- Hę? - mruknął, powoli opuszczając gardę, choć łapki nadal trzymał wysoko skrzyżowane i gotowe do obrony.
- Widzisz teraz? - odezwał się Shizuo zadziwiająco spokojnie. – Mogłem cię zmiażdżyć i nic byś nie zrobił, ale próbowałeś odruchowo zrobić coś w swojej obronie. Jakbym teraz chciał wbić w ciebie szpilkę, to byś się szarpał, tak? Tak. I to niby dziwne, że ludzie próbują uciekać, gdy rzuca się na nich krwiożercza, nadnaturalna istota i nawet nie wiedzą, czy puści, czy zabije. A nasłuchali się o was historii, przez których dziwne, że nie umierają na sam wasz widok. - Uznał, że wyjaśnianie zakończone i zabrał się za spodnie.
- To WY naopowiadaliście im takich historii! - pisnął zezłoszczony. Był na tyle mały, że jeśli próbował krzyczeć zaczynał... piszczeć. - Gdybyście powiedzieli normalnie, spokojnie, nie uciekać, stać nieruchomo to się napije i zostawi w spokoju. Nie byłoby teraz tego problemu... Przecież jak siada na tobie osa, albo bąk to czekasz w bezruchu aż odleci, a nie uderzasz go, bo wtedy jasne, że ukłuje...
- Może gdyby niektórzy z was nie zabijali albo nie gwałcili to jeszcze byłoby dobrze! - warknął pod nosem. - A skoro tak robią to chyba logiczne, że każemy się wystrzegać. Poza tym... Wampir wielkości człowieka wbijający ci zęby w szyję tak czy inaczej budzi strach! A opowieści powstały najpierw rozpowszechniane przez ofiary, które przeżyły, więc to jednak nie nasza wina, a wasza. Było nie pić krwi albo nie zostawiać świadków, nie miałbym nawet teraz roboty jaką mam, nie sądzisz?
- To według ciebie trzeba było ich wszystkich zabijać? Tak bardzo bronisz życia tych bezwartościowych ludzi?! - Znów piszczał, ale miał nadzieję, że przynajmniej Shizuo od tego pękną bębenki albo co... - A jak myślisz, wampiry nie atakują każdego, bo nie mogą jeśli nie są naprawdę głodne czy zdesperowane to omijają tych "świętobliwych" - Zrobił cudzysłów rękoma. - ludzi chodzących zawsze do kościoła i prawdziwie wierzących jeśli nie przymiera głodem zostawi ich w spokoju z bardzo prostego powodu!
- Tak? - spytał już spokojniej i odwrócił wzrok od prawie zszytych spodenek. - I jaki to powód? - Był bardzo ciekaw, bo skoro były wampiry wykorzystujące swoje ofiary, to niby czemu nagle wszystkie unikają świątobliwych i niby atakują tylko w najgorszy głód. - Wykorzystują może też z głodu?
- Nie. Żaden wampir nie zaatakuje kogoś świętobliwego z prostej przyczyny... A ty Shizu-chan? Jeśli nie byłbyś bardzo głodny a miał przed sobą śmierdzącą rybę i parującego dopiero co upieczonego soczystego kurczaka... co byś wybrał?- Uśmiechnął się pewnie. To była bardzo oczywista i prosta aluzja. - A jeśli "wykorzystują" masz na myśli "gwałcą" to powiedz mi czy normalni ludzie też tego nie robią? Wampiry i ludzie są w gruncie rzeczy bardzo podobni, bo wszyscy kiedyś byliśmy ludźmi. Tylko, że wampiry nie wierzą w boga, nie potrzebują go, bo nie umrą. Nie muszą bać się śmierci. Śluby też byłyby bez sensu, ponieważ nie mamy zdolności do prokreacji, a zostać z jedną osobą na wieczność, do dla większości z nas za długo. W końcu nawet ci "świętobliwi" przysięgają na "do śmierci" na co my mamy niby przysięgać?
- Kurczaka. - odpowiedział, bo uznał, że jednak powinien odpowiedzieć. - A skoro nie potrzebujecie tylu rzeczy i na tak niewielu rzeczach wam zależy, nudzi wam się... Nie robię wam przysługi? W moim mniemaniu zabijam morderców. To logiczne... - Przepiłował nitkę połową nożyczek i podał mu spodenki, wstając. Przeciągnął się i zabrał z ziemi mieszek. - Idę porządnie zjeść. - mruknął, zabierając też płaszcz i idąc do drzwi.
- Cóż w moim mniemaniu wampiry też zabijają morderców. - odparował. - Nie tylko ludzi którzy krzywdzą innych ludzi, ale też egzorcystów, którzy zabijają nas. Dla mnie to ty jesteś mordercą więc... w sumie jesteśmy podobni. - zachichotał. Szybko wciągnął portki na tyłek i odplątał chusteczkę. Zawiązał ją jak pelerynkę i podleciał do blondyna. - Widzę, że moim porównaniem narobiłem ci smaka na kurczaka? Ale idę z tobą~...
- No to po co trzymasz się mordercy swoich, co? Zresztą sam chciałem cię zabić, więc po co? Idź sobie w swoją stronę albo na strych i kłuj sobie innych ludzi. - Wzruszył ramionami. Tu się nie dogadają... Za bardzo nienawidził wampirów, by tak po prostu przestać i przyjąć jego punkt widzenia. Zamknął za sobą drzwi, narzucając płaszcz na ramiona.
     Shizuo zatrzasnął wampirkowi drzwi przed nosem więc Izaya został w pokoju.
- Ty tępy pierwotniaku! - wrzasnął wprost do głowy Shizuo. - Myślisz, że czemu ja tu siedzę z "mordercą swoich", pachnącym jakby zamiast fajki palił kościelne kadzidło, a mył się zamiast w rzece to w wodzie święconej? Odpowiedź jest prosta! Ale widać jesteś za tępy by ją zrozumieć. Tak jak moje aluzje... Chyba, że dotyczą kurczaka... - fuknął, odlatując w stronę łóżka.
- Chcesz wyjść? - Otworzył drzwi raz jeszcze, bo widocznie zatrzasnął je za szybko. - Nie moja wina, że jesteś taki mały i cię nie widać. A jak chcesz sobie iść to nie każę ci skakać z okna. - Przecież. Da mu wyjść i sobie się żywić gdzieś we wsi, jak potrzebuje. Nie musiał z nim siedzieć. Ani sobie wmawiać, że go kocha, skoro wiecznie był dla niego taki szorstki i próbował go zabić. Zresztą Shizuo sam go nie ogarniał... Czemu miałby z nim siedzieć, chyba nie był ślepy i głupi... I nawet nie miał za co go lubić. - Nie wiem, po jaką cholerę, ale jak potrzebujesz to się rusz, bo nie mam całego dnia. - Może jak będzie taki, to przynajmniej go nie zawiedzie potem... W końcu i tak sądził, że jak wróci "pijawa", przestanie być jakkolwiek miły. No to po co miał się bawić z nim teraz... Jak potem będzie jak będzie...
- A mogę iść z tobą?- Obrażony jeszcze wampirek przekręcił się na łóżku i spojrzał błagalnie na blondyna.
- Ta... Możesz się nie pokazywać w karczmie. I... to tyle. - mruknął. - Przechodzę na myśli, bo jesteśmy na korytarzu... - Tak, nie lubił tego, ale co zrobić? Szedł się napić, no i zjeść, niekoniecznie ktoś musiał wiedzieć.
     Izaya zgodził się kiwając głową i przesiadł się za kołnierzyk blondyna. Tu był w miarę schowany i w razie czego zawsze mógł wejść pod koszulę blondyna, albo do swojej kieszonki.