Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

piątek, 14 marca 2014

Dzień z życia Shizuo i Izayi: Urlop (dzień 1)

Ohayou gozaimasu minna-san~!
Na wstępie bardzo przepraszam, bo to coś poniżej miało być notką miesięcznicową~... Betuję to od miesiąca. I szczerze powiedziawszy, to jest "DZIEŃ z życia Shizyo i Izayi" - mimo to przedłużyłyśmy ów "dzień" do paru powiązanych ze sobą dni. To jest część pierwsza, czyli pierwszy z tych dni. Mam nadzieję, że rozumiecie, o czym ja tu w ogóle szczekam~... X33""
Poza tym~! Mamy teraz okrągła liczbę 30 obserwatorów, z czego strasznie się cieszę~! Dziękuję~! >w< I mimo wszystko postaramy się tak szybko jak się da dodać coś z tej okazji~... *stara się udawać, że nie zauważa jeszcze 3 notek do zbetowania* Ja wam mówię, to się wszystko musi udać~! XDD No, staram się ze wszystkich sił~...
Dobra, bo znów się rozpisałam~... To teraz oddaję głos Kiasarin-san~!

Właśnie... 3 a namnożą się kolejne zanim skończysz -.-"" dobra... sorry że tak smęcę, ale Inu chyba wpadła w błędne koło XD 
Mam nadzieję, że zrozumieliście jej tłumaczenie odnośnie notki ^^
ja też nie wiem o czym wam zbytnio napisać... no może poza tym że też się cieszę z 30~obserwatorów~!!!!
Więc nie przynudzam :)
Enjoy~!   
Enjoy~! :3




- Moshi moshi? Kasuka? - odezwał się Shizuo. To było aż dziwne, przecież Kasuka zwykle wysyłał mu tylko SMS...
- Moshi moshi? - odezwał się Kasuka swoim bezbarwnym głosem. Kiedy tylko nie grał, najczęściej nie udawał żadnej emocji...
- Dzwonisz w sprawie twojego listu? Właśnie go odebrałem...
- Ok. Przeczytaj i zadzwoń, czy się zgadzasz. - Rozłączył się. Blondyn aż z ciekawości otworzył list jako pierwszy, byle jak i wyciągnął coś w formie zaproszenia... Jak zwykle krótko, jasno i zwięźle było tam napisane, że Kasuka zaprasza go na plan swojego filmu, bo będą nagrywać na jakiejś wyspie... Załatwił mu nawet pokój hotelowy dla dwóch osób i pozwolił zabrać osobę towarzyszącą... Biorąc pod uwagę, że wiedział o jego związku z Izayą, na pewno o bruneta chodziło. Zadzwonił do swojego brata jeszcze raz. - Moshi moshi?
- Zgadzasz się?
- Jasne. To będą jakieś sceny ze środka, nie?
- Tak, głównie sceny akcji. Zabierasz Izayę?
- Tak sądzę... Jeszcze do niego nie dzwoniłem... A ten kleszcz ma swoją "pracę". Najwyżej wybiorę się sam.
- Dobrze. Jakby co, bilety i wskazówki co zrobić po przylocie dostaniecie na lotnisku. Pierwsze instrukcje przyjdą do ciebie za jakąś godzinę. Potraktujcie to trochę jak bieg na orientację.
- Co...? - mruknął, zdezorientowany. Kasuka i takie zabawy...?
- Pomyślałem, że Izaya będzie się nudził po drodze. To wszystko.
- Aha. Dzięki. - mruknął ponuro. - A co jeśli...
- Muszę lecieć, wołają na plan. Wybacz Shizuo, zadzwonię później. - Rozłączył się. Heiwajima czuł się całkowicie zdezorientowany. Kasuka zdecydowanie za dużo myślał o komforcie tego kleszcza... Ale co pozostawało mu zrobić? Jeśli to miała być wycieczka, to czemu by nie zrobić sobie wolnego...? Wybrał numer Izayi i czekał.
- Moshi, moshi Orihara desu.- mruknął Izaya, odbierając telefon. Nawet nie patrzył kto dzwoni, przecież się zorientuje. Miał jeszcze tylko to jedno duże zlecenie i wreszcie wymarzony koniec i będzie sobie mógł pójść do Shizuo~!
- Moshi moshi, Izaya? - mruknął, gapiąc się na zaproszenie od Kasuki. - Kiedy kończysz? Mam do ciebie sprawę. Taką dość poważną...
- Shizu-chan~! - Izaya natychmiast się rozpromienił, odrzucając jakieśtam papiery. Tak, one były "ważne" jeśli dzwonił ktokolwiek tylko nie Shizuo, przy Shizusiu wszystko było nieważne. - A cóż to za ważna sprawa, że aż musiałeś do mnie zadzwonić~? - zapytał, okręcajac się na krześle. - Jestem mile zaskoczony potworku~!!! Chcesz się spotkać~?
- Mhm, mógłbyś przyjść. Chodzi o to, że Kasuka zaprosił nas na wyspę, na której kręci film... No i tak przez kilka dni mielibyśmy całą wyspę dla siebie, ja mógłbym poobserwować film... Poza tym będziemy mieszkać w jakimś ponoć dobrym hotelu. Co ty na to? Musiałbyś sobie zrobić wolne. - dodał po krótkim namyśle. - Więc to zależy od ciebie. Chcesz jechać?
- Jasne Shizu-chan~!!! To... Wpadnę do ciebie za pół godzinki dobra~? - spytał, wciąż szczęśliwy, że może spędzić ze swoim blondynkiem kilka dni. Drugą ręką kończył to wredne zlecenie, które zmuszało go do siedzeniu na tyłku. Wprawdzie miał kilka ważnych spotkań... W tym dwa z szefami podziemia, ale... Oni poczekają, to przecież nie problem~!
- Jasne. Instrukcje odnośnie wyjazdu mają dotrzeć za godzinę, więc będzie akurat. - Skinął głową do samego siebie i odłożył zaproszenie. Załatwione. Jeszcze tylko w pracy weźmie urlop... O, list od rodziców... - To czekam na ciebie. - dodał i się rozłączył. Czego mogli chcieć rodzice...? Zabrał się za list, zapominając o wszystkim innym.
     Po błyskawicznym pakowaniu, poinformowaniu Namie, że nie będzie go na tych wszystkich ważnych spotkaniach, na których miał być i uniknięciu lecących książek, którymi w niego rzuciła oraz rzecz jasna przefaksowaniu zlecenia... Sami tak chcieli, a to, że bez problemu można przejąć te dane to już był ich problem... Izaya chwycił za walizkę i równo 30 min po telefonie wpadł do mieszkania Shizuo.
- Już~!!!
- Izaya! Nie wpadaj tak nagle... Przecież mi się nigdzie nie pali! - mruknął, wyglądając z kuchni. Zaraz jednak wrócił do garnków. - Robię obiad. Jesteś głodny?
     Izayi jak na zawołanie zaburczało w brzuchu.
- Mhm, chyba tak... Nie jadłem kolacji. - mruknął, zostawiając walizkę i idąc do kuchni, by przywitać się ze swoim chłopakiem.
- Ani śniadania, jak słychać. - mruknął pod nosem czekając, aż Izaya podejdzie i się z nim przywita tak, jak powinien. W końcu był jego chłopakiem... A Shizuo nie mógł się sam oderwać od garnków.
- Jak słychać~! - poprawił go szybko, cmokając w usta. - Co tam smacznego robisz~?
- Tak powiedziałem. - odpowiedział. - Spaghetti, serowe z brokułami. Pasuje?
- Może być~! Zjadłbym wszystko~! - zapewnił go, siadając przy stole. - To gdzie dokładnie jedziemy Shizu-chan~? I na ile bo nadal dokładnie nie wiem~!
- Dobra, zaraz będzie gotowe... - mruknął, mieszając sos i patrząc do makaronu. - Jedziemy na wyspę... Mishima Island. - Czytał to tyle razy, że już dokładnie wiedział... - To na północy kraju. Podejrzewam, że na kilka dni, a ile dokładnie to nie wiem... Tak na cztery, jak sądzę, bo nie mam za wiele urlopu do wykorzystania. - zauważył i wyłączył gaz pod sosem.
- Dobra~! Może być na cztery. - Uśmiechnął się wesoło, po cichu wysyłając Namie SMS, że nie będzie go z 5 dni, zawsze lepiej wrócić wcześniej, prawda~? - Mam kogoś powiadomić, że jedziemy, czy znikamy tak by nikt nie widział~?
- Możesz powiedzieć. Pewnie masz jakieś spotkania, więc dobrze by było, żebyś miał usprawiedliwienie... - Sprawdził gorący makaron. Był dość miękki i nie smakował już mąką, więc było dobrze... Wyłączył i chwycił za sitko, żeby to odcedzić.
- To już załatwiłem, nie martw się~! Chodziło mi o doktorka albo Dota-china~!
- A, o nich... - Przechylił garnek jedną ręką i dopiero po chwili namysłu dotarło do niego, że dotykał rozgrzanego metalu. Dotarło, jak już dłoń mu zdrętwiała... Szybko postawił garnek i puścił, drugą ręką wrzucając makaron z sitka do garnka i odkręcając wodę jak najszybciej się dało. Podstawił oparzenie pod zimny strumień. - Myślę, że nic im nie będzie, jak znikniemy na parę dni. Oni nam nie zapowiadają, jak gdzieś wyjeżdżają. No, może Shinra... - burknął, opłukując dłoń. Teraz trochę jakby pulsowała i była gorąca... Cholera, zaczynało boleć, jak wyjmował spod wody... Niby zaraz miało przestać, ale jednak... Ugh...
- Shizu-chan ale z ciebie ciapa. - westchnął Izaya, od razu otwierając szafkę w której Shizuo miał leki. - Gdzie masz jakąś maść na oparzenia... i może bandaż~?
- No daj spokój, minie. - Machnął zdrową ręką. - Tylko weź odcedź ten makaron, bo się zrobi papka... Dobra? - mruknął, skupiając się dalej na opłukiwaniu dłoni. - No nie szukaj, nie mam maści na oparzenia...
- Nie, nie minie... Może i nie odczuwasz bólu, ale nadal się ranisz. - wykłócał się, szybko odcedzając makaron. - To może chociaż lód? - Przypomniał sobie, że Shizuo zawsze trochę ma.
- I co, lód pomaga...? - mruknął, w myślach szukając prostszej metody. - Naprawdę muszę? Trochę pomrowi, popiecze i będzie z głowy, Izaya, po co robić z tego takie wielkie okaleczenie? - mruknął, niezadowolony.
- Żeby ci bąble nie wyskoczyły na ręce. - fuknął. Widząc, że Shizuo nie ma najmniejszego zamiaru się tym przejąć, spróbował go podejść inaczej. - No jak ty to sobie wyobrażasz? Pojedziesz do brata z oparzoną ręką i co on sobie pomyśli? Chcesz mu pokazać, że nie umiesz się sobą zająć, a co gorsza,że nie nadaję się dla ciebie bo ci na to pozwoliłem? O nie, nie ma mowy masz wyglądać wzorowo i ja tego dopilnuję, marsz po lód albo maść!!!
- To idę do sklepu po maść. - mruknął, wyłączając wodę i wycierając rękę. Skierował się do przedpokoju po buty. Rany, z Izayi potrafiła być straszna zrzęda... A Kasuka już nie takie rzeczy widział. - I nie jedzemy do moich rodziców tylko do Kasuki, więc nie zachowuj się jak ktoś, kto musi być zaakceptowany. - dodał tak, żeby brunet go słyszał.
- Nie ma mowy, zostajesz w domu! Jak nie masz maści to lód... Shizuś no proszę cię, po prostu się martwię~! - burknął, przynosząc mu trochę zamarzniętej wody w ręczniku. - No proszę... Dokończę ten obiad, ty po prostu to potrzymaj. - mruknął i wrócił do kuchni. W sumie musiał tylko polać makaron sosem, to mogło zrobić nawet takie kulinarne beztalencie jak on.
- Nosz kurde. - fuknął, biorąc poparzoną dłonią chłodny ręcznik z lodem i wracając do kuchni. - Izaya, nie jestem dzieckiem, wyjście z oparzoną ręką to nie to samo, co wyjście ze złamaniem otwartym. To tylko oparzenie. - mruknął i usiadł ciężko na krześle. - Gdybym nie był głodny pewnie kłóciłbym się bardziej. - dodał, czekając na swoją porcję. - Po zjedzeniu pójdę.
- Może zejdzie. - westchnął. Nie chciał, żeby Shizuo cokolwiek się stało, a ten uparty troglodyta jak zawsze inaczej niż potrzeba... - Proszę~! - Uśmiechnął się delikatnie i podał mu obiad. Sam usiadł obok, z drugą, znacznie mniejsza porcją.
- No może i zejdzie. Dzięki. - Przyciągnął talerz bliżej siebie i zaczął jeść. Jak zwykle szybko, nie martwiąc się nawet zbytnio gryzieniem. W trakcie zamyślił się nad ich wycieczką. Ciekawe, jak tam będzie... I co będą robić... Nie mógł nic zaplanować, nie mając pojęcia o tym miejscu. Będzie musiał poszukaćczegoś w internecie...
- Shizu zwolnij, bo jeszcze poparzysz sobie język. - mruknął głośno Izaya, wpatrując się w blondyna.
- Nigdy nie poparzyłem, więc teraz też tego nie zrobię. A nawet jeśli... Izaya, co ty się tak martwisz? - spytał między nowymi nitkami makaronu.
- Bo... Bo... Ja nie chcę, żeby coś ci się stało. - burknął, dziabiąc w makaronie. - Wiesz, nigdy nie uważasz i często robisz sobie krzywdę, więc chcę ograniczyć twoje urazy do minimum.
- I gdzie się podziała ta menda, która chciała mnie zabić...? - westchnął, po czym zapchał się na chwilę spaghetti. - Im więcej urazów, tym odporniejszy jestem. Nie przeszkadza mi to. - Wzruszył ramionami.
- Nie chciałem cię zabić, chciałem żebyś się wyładował i potem był spokojniejszy. - Poprawił go, wciągając jedną z nitek spaghetti. - Możesz sobie wierzyć, że jesteś odporniejszy, ale to wbrew nauce. - bąknął.
- Jafne. - mruknął, żując makaron. - Ja cały jestem wbrew nauce. - dodał, dźgając kawałek brokuła, który leżał sobie niewinnie na talerzu. Ktoś zadzwonił do drzwi. Shizuo zerknął na zegarek. Pospieszył się... - Sprawdzę, kto to. - Otarł sos z twarzy i ruszył do drzwi.
- Mhm. - mruknął Izaya, jedząc makaron. Nie przepadał za brokułami ale sos serowy był pyszny...
     Shizuś podszedł do drzwi i odebrał kopertę. Otworzył ją już idąc do kuchni, uprzednio wycierając wilgotną, poparzoną doń o bluzkę. Zaśmiał się, widząc treść wiadomości.
"Do miejsca, gdzie latają wielkie ptaki, do miejsca ich odlotu, której numer wskazuje dzień urodzin tego z podziemia."
      Shizuo wiedział, że jego brat nigdy nie lubił bawić się z innymi w takie gry.
- Co jest, Shizu-chan~? - zaciekawił się, wyglądając z kuchni. - Przysłali ci książkę z dowcipami~?
- Nie... Ja to widzę tak: mamy jechać na lotnisko i kierować się dniem twoich urodzin... Czwarta hala. Odebrać bilety w czwartej hali. Nie napisał tylko o której i kiedy... Więc może by pojechać już teraz? W sumie jest dość wcześnie...
- Ale kto~? - zapytał, łapiąc blondyna za rękę. - Opuchlizna ci zeszła. - Uśmiechnął się promiennie. - A teraz mów kto to i czemu pisze zagadkami~?
- Mhm... - Olał opuchliznę i przeczytał jeszcze raz. Po drugiej stronie był dopisek "za godzinę - o 12:45 odlatuje". - Kasuka. A pisze zagadkami, żebyś ty miał co robić po drodze... Tak mi powiedział. Żeby ci się nie nudziło. - Wzruszył ramionami. - Widać, że sam je pisał. A teraz idę się spakować. - Położył wiadomość na stole i poszedł szybko do sypialni, żeby spakować sobie jakieś ciuchy.
- O jak to miło, tak się stara o mój komfort~! - Uśmiechnął się wesoło Izaya licząc, że Shizuo może napomni że to dziwne, bo w istocie to było strasznie dziwne.
- Przychodzi ci do głowy, żeby robił tak wcześniej...? Ja tego nie pamiętam. - powiedział nieco głośniej, żeby Izaya go słyszał. Mógłby tam przyjść, jak już miał zamiar coś do niego mówić...
- Co? - spytał Izaya, wchodząc do pokoju w którym aktualnie znajdował się blondyn. - A nie pamiętam... Nic takiego nigdy nie robił... Nie pamiętam też, żeby zapraszał cię "wraz z osobą towarzyszącą", jak już to bardziej w stylu "jak chcesz to weź kogoś ze sobą".
- Racja. To nie w jego stylu. - Skinął głową, wkładając do walizki ze trzy białe koszule i jakieś jeansy. Tak żeby było mniej formalnie... - Ale nie brzmiał, jakby ktoś go zmuszał i był pod presją... Więc to chyba coś na zasadzie "dobra, zrobię to, ale daj mi spokój". Sądzisz, że ktoś mu kazał?
- Możliwe. - mruknął, przysiadając na łóżku i bawiąc się scyzorykiem. - Myślałem, czy go u ciebie nie zostawić... Ale chyba jednak go zabiorę~! - Przyjrzał się ostrzu.
- Weź. Ale tylko na wszelki wypadek. - mruknął i wpakował do walizki coś w rodzaju kosmetyczki, tylko że jego, męskiej, podróżnekj, w której zawsze miał przygotowane wszelkie podstawowe "kosmetyki" potrzebne do zachowania higieny. Na jego szczęście takie w standardach lotniska... Małe buteleczki itd. Na wszelki wypadek. - Mamy godzinę... Jedziemy taksówką?
- Jasne~! - Uśmiechnął się. - ...Chociaż nie sądzisz, że przyprawimy taksówkarza o zawał~?
- Nie, dlaczego? Chyba nie jesteśmy aż tak rozpoznawalni, nie...? - mruknął, pakując jeszcze bieliznę i jakieś shorty. A potem piżamę, czyli spodnie od dresu. Tak chyba było w porządku, nie...?
     Izaya popatrzył na niego jak na Idiotę.
- Bestia z Ikebukuro i najbardziej znany Informator w Japonii, których walki są sławne nawet w Rosji... Nieeee, na pewno nie rozpoznawalni.
- No ale jechać czy tam lecieć nam nie zabronią... Nawet jakby miał zejść na zawał, ma dowieźć nas na miejsce. Najwyżej będziemy w gazetach. - Wzruszył ramionami. - Izaya, leciałeś już kiedyś samolotem? - zmienił temat, zapinając walizkę i zabierając się za szukanie swojego dowodu i pieniędzy.
- Oczywiście~! Żeby to jeden raz~! - Uśmiechnął się. - Ne Shizu-chan, a co, ty nie~?
- Nie, jeszcze nie. Zastanawiam się, jak to będzie lecieć. - mruknął i znalazł w końcu dowód osobisty. - Mam go. Możesz dzwonić po taksówkę, ja coś zrobię z obiadem.
- Zjesz~?- Izaya spojrzał na niego wymownie, ale wyjął telefon i zaczął wesoło rozmawiać z jakąś kobietą na "bazie" taksówkowej. - Będzie za 5 minut. - powiadomił blondyna.
- Dobra! - mruknął głośniej, ochładzając garnek szybko w zimnej wodzie z kranu. Makaron też oblał zimną, po czym wstawił dzisiejszy obiad do plastikowego pudełka, a stamtąd już do zamrażarki. To, co było na talerzach wywalił i szybko opłukał naczynia, żeby nie pojawiła się pleśń. Teraz już tylko wyjął przekąski z szafki, włączając w to jakieś rogaliki z czekoladą i temu podobne. Lubił mieć swoje ulubione przekąski pod ręką, na wypadek, gdyby nie było ich w sklepie na miejscu. Schował je do walizki i podniósł ją. - Możemy iść. - oznajmił.
- Naprawdę to było niezbędne~? - zachichotał widząc, jak blondyn pakuje pół szafki ze słodyczami.
- Tak. Niby co będę jadł, jak nam podadzą na przykład... Ee... Co się podaje w samolotach? - spytał, zaskoczony, że nie wie. Nie był pewien, czy to to samo, co na filmach...
- Orzeszki~! - zachichotał Izaya. - A no chyba, że lecimy jakąś pierwsza klasą to wtedy masz menu do wyboru... Choć lot nie jest długi, bo wyspa jest w obrębie Japonii... Myślę, że raczej nie będzie tam jakichś dziwactw~!
- Mniejsza z tym. - mruknął. - Jak najdzie mnie ochota na czekoladę, to będę miał pod ręką. Tak samo z paluszkami i temu podobnymi... A jak nie najdzie mnie ochota, to będę podjadał w hotelu. Ważne, że na wszelki wypadek jest. - Wzruszył ramionami. - No, to idziemy. - Wyjął klusze z kieszeni i skierował się do wyjścia.
- Dobrze~! A pocky wziąłeś? - Szturchnął go łokciem, cały czas chichocząc.
- Wziąłem. - mruknął. - Ze trzy paczki. Co cię tak śmieszy?
- To, że tak obsesyjnie dbasz, żeby mieć pod ręką coś słodkiego~! A przecież zawsze masz mnie~!
- I co, mam cię zjeść? - prychnął, choć uniósł lekko kąciki ust w górę. W sumie... Zagrodził mu drogę ręką i przyparł go do ściany. Nachylił się, liżąc lekko jego szyję, po czym chuchnął na to miejsce. - Nie, nie smakujesz czekoladą. - stwierdził wesoło.
- A to ciekawe, bo jak na kogoś, kto nie smakuje pysznie coś za często mnie gryziesz~! - zażartował sobie, zdejmując z jednego barku sweterek. - Widzisz~?
- Widzę. - Pocałował go w ramię, zaraz zjeżdżając z pocałunkami na szyję. Jaka szkoda, że mieli tak mało czasu... O, coś nawet trąbnęło. - Musimy iść. - mruknął mu do ucha, po czym ruszył do wyjścia. Otworzył drzwi. - Nie zapomnij walizki.
- Tak, tak... - westchnął Izaya, poprawiając sweterek. Zabrał walizkę i wyszedł. Nie czekał, aż Shizuo zamknie dom, tylko zszedł na dół od razu witając się z taksówkarzem, który był "lekko" zdziwiony widząc, z którego domu wyszedł brunet.
- Dobry. - mruknął Shizuo, gdy już zamknął drzwi i również zszedł na dół. Taksówkarz aż się cofnął, ale blondyn tylko zerknął na taksówkę. - Przecież nic nie rozwalimy. Proszę otworzyć bagażnik. - Podszedł do samochodu i czekał, patrząc na gościa niecierpliwie.
- Mówiłem, że tak będzie. - westchnął Izaya, zabierając klucze skamieniałemu taksówkarzowi i otwierając bagażnik. - Jeszcze jednego z nas wytrzymają, z połączeniem gorzej... - Wsadził swoją torbę do bagażnika.
- Irytujące. - podsumował Heiwajima, po czym wsadził do środka też swoją walizkę i zamknął bagażnik. Zerknął na taksówkarza, który podszedł, ale dość nieufnie i wciąż na bezpieczną odległość. Shizuo westchnął. - Może ja poprowadzę, bo pan jeszcze spowoduje wypadek...?
- Wiesz Shizuś... On teraz zgodziłby się na wszystko~! - Uśmiechnął się, podając kluczyki blondynowi. - Właduj go na tylne siedzenie i możemy jechać~! - zakomunikował wesoło, wchodząc na przedni fotel. Kierowca gdy tylko usłyszał co mają zamiar zrobić, sam wskoczył na to miejsce. - Chyba się boi, że go połamiesz potworku~!
- Pffhahahaha! - zaczął się śmiać, zginając się lekko i siadając za kierownicą. - A myślałem, że to wbrew zasadom! - mruknął ironicznie i wsunął kluczyk do stacyjki. Zaskoczyło za drugim razem. - Dobra, trochę potrwa odprawa, więc musimy tam dojechać w miarę szybko... - Zerknął na urządzenie mierzące, ile trzeba zapłacić. - To chyba tak się włącza, nie? - Kliknął i też się włączyło. Magia... - Ok. - mruknął i ruszył.
- Hahaha~! Tylko ty jesteś na tyle porządnym człowiekiem, żeby w tej sytuacji włączać licznik~! - zachichotał. - Ne kierowco, mam rację~? - spytał, odwracając głowę do taksówkarza, który tylko ze łzami w oczach pokiwał na tak. - Zobacz jak się wzruszył~! - dalej chichotał brunet.
- No nie ma co się śmiać, ty byś się nie bał ze mną jechać jeszcze ze dwa lata temu? - prychnął, ukrywając śmiech i skręcił. - Ej, Izaya, sprawdź, czy wziąłem telefon, co? - Zmarszczył brwi. Nie był tego taki pewien, nie czuł tego ciężaru jak siedział...
- Nie bałbym się, ja się ciebie NIGDY nie bałem~! - podkreślił. - Ale jesteś pewien, to może dziwnie wyglądać~! - Ostrzegł i przekręcił się na fotelu tak, by sięgać do kieszeni blondyna.
- Racja, wtedy to i tak pewnie tylko kierowca by nie przeżył. - Pokiwał głową. - Sprawdź, tylko nie próbuj żadnych sztuczek. I nie będzie problemu, nie? - Wzruszył ramionami i zerknął w lusterko na kierowcę. Już chyba nic tego gościa nie zdziwi bardziej, niż widok ich dwóch...
- Mam~!... A nie, to nie jest telefon~... - Zachichotał widząc, jak jego chłopak skamieniał. - Dobra, dobra tylko się zgrywam, jest tam~! - Uśmiechnął się wrednie, wyjmując rękę z kieszeni
- Kiedyś cię zabiję, kleszczu... - warknął, nie odrywając wściekłego wzroku od ulicy. No naprawdę... - To teraz otwórz i sprawdź, czy mam jakieś wiadomości od Tom'a.
     Izaya cały się trząsł w niemym śmiechu, ale posłusznie znów wsadził rękę do jego kieszeni, wyjmując telefon.
- Wiesz Shizu-chan, z taka miną nawet na światłach nie będziesz musiał stać, z chęcią cię przepuszczą~! - Otworzył klapkę telefonu. - Urocza tapeta~! - skwitował. - Ale milej by było, gdyby to było moje zdjęcie~!
- Przydałoby się, żeby nas przepuścili. - mruknął, patrząc na tłumek przed nim. Nikt nie ogarnie tokijskich ulic... - A co do tapety... Mógłbym dać tak twoje zdjęcie. - wzruszył ramionami. - Ale nie bardzo chcę, żeby ktoś poza mną oglądał cię w takim stanie, w jakim mam cię na zdjęciach. - Uśmiechnął się nieco złośliwie. - Szczególnie z zaskoczenia.
- No wiesz? - fuknął. - A właśnie, masz jednego SMS. - mruknął niechętnie, już wchodząc w "zdjęcia", by usunąć te... W sumie to wszystkie upokarzające go fotki... Że też Shizuo miał manie pstrykania mu fotek kiedy robili TO... - Perwers. - mruknął, klikając "usuń".
- Ej! - zabrał mu telefon, przez przypadek lekko skręcając kierownicą. O włos od zderzenia... - Ja tam je lubię. Nie waż się usuwać... - Zerknął na wyświetlacz. - Ta, zdecydowanie nie waż się usuwać, kawałek dalej jest moja ulubiona. - fuknął. - Bo inaczej będziesz musiał odtwarzać całą kolekcję, zaręczam ci... - Wyłączył zdjęcia i wszedł w wiadomość. - Mam sam czytać i spowodować wypadek, czy ty przeczytasz i dasz spokój zdjęciom? Wybieraj.
- Dla dobra tego pana z tyłu - wskazał kciukiem białego ze strachu faceta - przeczytam~!
- Nie waż się tykać zdjęć. - powtórzył i podał mu telefon. - Od kogo i co pisze?
- Od Tom'a... - mruknął, czytając wiadomość. - Ponoć potrzebują cię w biurze... Jakiś nagły wypadek... - mruczał. Zamknął z trzaskiem telefon. - No to co Shizu-chan, jedziemy do twojej pracy~? Zawsze chciałem to zobaczyć, a ty mnie tam nigdy nie wpuszczasz~... - Udał, że wcale nie przejął się tym wyjazdem. No cóż, jeśli muszą zostać, to przynajmniej spotka się z tą Yakuzą...
- Chyba żartujesz. - Znów zabrał mu telefon i nie przejmując się ogólnie przyjętymi normami jak i zestawem głośnomówiącym, przystawił słuchawkę do ucha, po chwili przytrzymując ją tylko ramieniem. - Moshi moshi? Tom-san? Wybacz, ale urlop to urlop, za niedługo mam samolot... Nie, odkładałem. ...Mhm, poproś ją. Wiem, że ona też się nada. ...Coś ty, przecież radzi sobie świetnie. W walce jest niesamowita, więc nie ma się czym martwić. ...Mhm. Sam. ...Gia na. - Rozłączył się. - Po problemie. - Wsunął telefon do kieszeni, ostro skręcając. Rany, wkurzające...
- Ne Shizu-chan, kto kto~?
- Co kto? - mruknął, wyprzedzając ze dwa samochody. Ileż można się tak wlec... Spieszyło mu się.
- No ta dziewczyna~! Kogo tak zachwalałeś~??? Jestem ciekawy~!
- Aa... Koleżanka z pracy. - Wzruszył ramionami. - Jak na mój gust jest świetna w tym zawodzie, więc może mnie zastąpić na czas, kiedy mnie nie będzie. Jakoś jej się odwdzięczę za kłopot. - Skręcił. Jeszcze tylko kawałek.
- Aha... Jestem ciekaw, jak odwdzięczysz. - mruknął, ale porzucił temat, nie chcąc się dołować. -Właśnie Shizu-chan, pozwolisz mi kiedyś przyjść do siebie, do pracy, ale do budynku~?
- Jeszcze nie wiem, jak się odwdzięczę. A co do pracy... Po co? - Zjechał na parking i otworzył drzwi. - W budynku dostaję tylko instrukcje na dziś i rozliczamy się z pieniędzy...
- Buu~... Ale ja chcę zobaczyć~! - W końcu to musiał być ciekawy widok... A jaką furorę by tam zrobił~!
- Nic w tym ciekawego, kleszczu. - Wyszedł z samochodu i otworzył bagażnik, wyjmując ich walizki. Jeszcze czego, żeby ładował mu się do pracy... Czy jest jakieś miejsce, w którym może czasem pobyć sam?
- A jakbym wpadł tam, bo zapomniałeś drugiego śniadanka~? - zachichotał, biorąc walizkę i ruszył w stronę lotniska.
- Normalnie byś stamtąd wyleciał. - zagroził. Dał taksówkarzowi pieniądze i oddał kluczyki, po czym poszedł ze swoją walizką za Izayą. - Poza tym do pracy nie zabieram śniadania, zwykle jem coś na mieście, jak nie z kimś to sam.
- Jesteś niemiły~... - Udał, że się smuci i wszedł do budynku lotniska. - To bilety hala 4, tak~?
- Nie niemiły, tylko zazwyczaj wkurzony, kiedy siedzę w pracy. - Znalazł odpowiednią drogę. - Aha, hala czwarta.
- No to... Może byłbyś szczęśliwszy~! - Podszedł do tej hali. - Obstawiam, że to ty masz odebrać bilety, więc...
- Chcesz się narazić na to, że zacznę się na tobie rozładowywać w trakcie pracy? - mruknął, już tym zmęczony. Czy on jeszcze nie zrozumiał, że o ile przy nim się powstrzymuje, to w pracy już nie? Gdzieś się rozładowuje, jak go nie ma? - Kiedy ciebie nie ma, gdzieś muszę się rozładować. I właśnie takim miejscem jest ta praca. Chociaż tam też się powstrzymuję. - mruknął i zaczął iść w kierunku kasy z biletami.
- To po co się powstrzymujesz~! Byłoby ci łatwiej, jakbyś się tak nie męczył. Bo nie tylko się wkurzasz, ale jeszcze dodatkowo denerwujesz się chcąc to powstrzymać~!
- Izaya... Ty chyba nie rozumiesz... Przestawałem się powstrzymywać i miasto non-stop było rozwalone. Teraz też jest. Ale dodatkowo ucierpiałbyś ty, a to by chyba zakrawało na toksyczny związek, nie? - Reszty swoich myśli nie zdradził. Po prostu podszedł do kasy i zapytał, czy nie zostawił tu czegoś Heiwajima Kasuka. Dostał dwa bilety na lot. A więc jednak... - Teraz po odprawę. - Rozejrzał się. Gdzie to mogło być...?
- Ze mną każdy jest toksyczny~! - Uśmiechnął się Izaya, pojawiając się koło Shizuo. - Jak szukasz odprawy to tam~! - Pokazał palcem.
- Chodziło mi bardziej o to, że to ty byłbyś osobą poszkodowaną. - westchnął ciężko. - Nie zrozumiesz, więc nieważne. - Skierował się do odprawy. Ta kolejka... Naprawdę musiała iść tak wolno...?
- Jak wolisz... A mógłbyś zrobić dla mnie teraz taką... groźną minkę~? - zapytał słodko.
     Blondyn słysząc to, uśmiechnął się lekko. Jeszcze nie wystarczyło, żeby się śmiał, ale to już coś.
- Daj spokój... Przejdźmy tylko przez tę odprawę.
- Nie, nie, masz się wkurzyć~! - bąknął, nadymając policzki. - Beznadziejny z ciebie aktor Shizu~...
- Jak o aktorstwo chodzi, to do Kasuki. - prychnął. - Ja jestem ochroniarzem, nie aktorem, Izaya. - zauważył i przesunął się trochę do przodu. Rany, ile to trwało... Swoją droga ciekawe, czy zabiorą Izayi nożyk.
- Może i racja, ale jakbyś się wkurzył to by nas bez kolejki puścili... - mruknął. - A tak co... Będziemy stać z pół godziny...
- Nie, kolejka powinna przejść jeszcze przed odlotem. - Zerknął na zegarek. - Czyli za kwadrans! - warknął. On jeszcze chciał się wpakować do tego samolotu, co oni sobie myśleli?!
      Izaya wietrząc ze blondyn już jest wkurzony spojrzał delikatnie na niego. Taaak, idealna mina. Uśmiechnął się wrednie i krzyknął na całe gardło:
- Heiwajima Shizuo jest wkurzony czekaniem jak tak dalej pójdzie rozwali lotnisko!!! - Wszyscy ludzie natychmiast się odsunęli, robiąc im przejście. - Widzisz, dlatego prosiłem żebyś się zdenerwował~!
- Kurde! - warknął i napiął mięśnie. Niestety, rączce od walizki to się nie spodobało. Odetchnął parę razy, starając się nie patrzeć na ludzi. Tak cholernie go teraz wkurzali... Nie, dość. - Byle szybko. - wymruczał, podchodząc do odprawy. Naprawdę nienawidził przemocy...
     Izaya wiedział, że go wykorzystuje, no ale cóż... Chcieli zdążyć, prawda~? Podczas odprawy zagadał policjanta tak, by móc przemycić nożyki.
- Łatwo poszło~! - skwitował, gdy odeszli od odprawy.
- Tsk. - Wyciągnął papierosa. Taak, to tego tak mu brakowało... Co z tego, że był tu zakaz palenia...? Jak długo niby miał wytrzymać bez tego? Parę godzin?
- Tak, tak, odstresuj się, mamy jeszcze ponad 10 minut do odlotu~! - Uśmiechnął się i usadził blondyna na ławce. - Ne Shizu-chan, przepraszam, ale przecież chciałeś zdążyć~!
- Dobra... Dobra, przecież samolotu nie rozwalę... Daj się odstresować i powinno być normalnie... - mruknął, zaciągając się dymem. Niby szkodliwy, a jednak działał zbawiennie na zszargane nerwy...
- A czy ja twierdzę, że rozwalisz~? Prędzej uznałbym, że powyginasz skrzydła i nie będzie mógł latać, ale przecież się uspokoisz, nie~?
- Aż taki silny chyba nie jestem... - Spojrzał na metalowego kolosa. - Chyba. - Znów zaciągnął się dymem i rozparł nieco wygodniej na ławce. Bagaże położyli na taśmie, żeby zostały spakowane, trochę słodyczy miał przy sobie, ale aktualnie mu się nie chciało, dokumenty i pieniądze miał... Chyba niczego mu nie brakowało.
- Jak tam uważasz~!- westchnął. - Ne Shizu-chan, mogę ci położyć głowę na kolanach, czy to byłaby przesada~? - spytał, siadając obok niego na ławce. W sumie dawno nie leżał mu na kolanach... Powinni do tego wrócić, to było takie miłe uczucie...
- Hmm... Jasne, kładź się. Tylko nie zaśnij, nie dam rady nieść i ciebie i słodyczy naraz. - zażartował. Papieros mu się kończył... Zerknął na leżącą obok niego paczkę. Tak, zawczasu spali kilka.
- Słodycze to nie problem, zapomniałbyś mojej walizki a miałbyś w nocy piekło~! - Uśmiechnął się i ułożył wygodniej. - Już ci kiedyś mówiłem, że jesteś jak taka wielka poduszka z funkcją grzania~?
- Twoją walizkę odzyskamy dopiero odbierając ją na lotnisku po dotarciu na miejsce... - przypomniał. - Poza tym w nocy to ja planuję już co innego, niestety. Będę zajęty. - stwierdził poważnie. - A o tej poduszce... Nie, chyba tylko z paręnaście razy. - Rzucił papierosa na ziemię i przydepnął. Wyjął kolejnego, szukając zapalniczki.
     Izaya sięgnął mu ręką do kieszeni spodni, wyjmując zapalniczkę.
- Trzymaj. - podał. - A cóż takiego będzie robił Shizu-chan, że nie będzie miał czasu pobawić się ze swoim chłopakiem~?
- Dzięki. Czy ja coś mówiłem, że te plany nie odnoszą się do ciebie? - Uśmiechnął się. Jasne, że o niego chodziło... - Ty też będziesz zajęty, tak przy okazji.
- No chyba, że tak. - mruknął, zadowolony przekręcając się na brzuch. Oparł się łokciami o udo blondyna i położył głowę na rękach, obserwując ludzi na lotnisku.
- Zgadzasz się? Tak po prostu? - spytał, spalając już drugiego papierosa. Ach, ta dawka nikotyny... Jednak po trzecim by go zamuliło... Szkoda. W samolocie raczej nie zapali.
- A co w tym dziwnego~? - zapytał, przyglądając się jakiemuś chłopakowi, który podkładał nogę drugiemu.... - Au, będzie boleć. - westchnął, gdy ów chłopakowi przygnieciono wyciągniętą nogę wielką skrzynią... Karma?
- To, że w sumie... Wydawało mi się, że będziesz narzekał. - westchnął. - Nie pytaj, dlaczego, nie wiem... - dodał, przepoławiając resztkę papierosa i depcząc ją. Nie miał na to ochoty. Wydmuchnął szarawy dymek i oparł się o ławkę, patrząc na zegarek. - Pięć minut. Idziemy?
- Mhm, możemy iść~! - Zszedł z blondyna i przeciągnął się. - Jakoś tak zachciało mi się spać~! - zachichotał.
- Pośpisz w samolocie. - mruknął i chwycił za swoje słodycze. Szkoda, że zapomniał torby podręcznej... Ruszył do samolotu, gdzie wciąż wsiadali jacyś ludzie.
- Shizu-chan, w sumie to w której klasie mamy miejsca~?
- Hmm... - Zerknął na bilety. - Jak dobrze patrzę, to... W pierwszej. - stwierdził z zaskoczeniem. - Ale mogę się mylić. - od razu zastrzegł.
- Najwyżej nas wywalą~! - stwierdził pogodnie, wchodząc na pokłąd.
- Mhm, jasne. Bo to przeciez żaden problem. - mruknął i podał bilety. Faktycznie pierwsza... Zostali wprowadzeni na pokład.
- No skoro pierwsza to nie musisz się martwić o słodycze~! - wyciągnął się i ziewnął. - Zarywanie nocy mi nie służy~... - westchnął, ciągnąc Shizuo na fotel.
- To się prześpij. - Sam ziewnął. - Cokolwiek, tylko nie ziewaj, to zaraźliwe. - mruknął i usiadł. - Właśnie, wolisz bliżej okna, czy wyjścia...? - Rozejrzał się. Właściwie jakim cudem oni mieli podwójny fotel, skoro inni mieli potrójne...???
- A co za różnica gdzie siedzę, skoro będę spał i tak na tobie~? - spytał, jakby to było coś oczywistego. - A teraz siadaj gdzie chcesz, bo robisz za poduszkę~! - Uśmiechnął się czekając, aż Shizuo wybierze miejsce.
- Hmm... Ok, skoro tak wolisz. - Usiadł bliżej okna i spojrzał na niego wyczekująco. Niedaleko zapaliła się kontrolka "zapiąć pasy" i ten sam komunikat został ogłoszony przez mikrofon po japońsku, chińsku i angielsku.
- Izaya zdjął buty i ułożył się wygodniej. Kanapa co zaskakujące była miękka i tak duża, że mógł wygodnie leżeć. Nogi Shizuo grzały go w głowę, więc przydasłby się jeszcze koc. - Ne Shizu-chan, załatw mi jakiś koc, na pewno mają~! - poprosił wiercąc się, by naleźć wygodne miejsce.
- Nie wierć się tak. - poprosił, lekko zażenowany. Jak tu się zwracało uwagę stewardessy...? Na szczęście jedna przechodziła, więc poprosił ją o koc. Obiecała przynieść niedługo po starcie. Uśmiechnął się do niej i podziękował. Miła kobieta... Ziewnął, zakrywając usta dłonią. No naprawdę... Dość. Przecież nie chciało mu się spać.
- A co ci przeszkadza w moim wierceniu~? - szepnął, gdy kobieta odeszła. - Przecież lubisz jak cię tu dotykam~? - Potarł nosem jego krocze i zachichotał cicho.
- Nnh! - prychnął i odwrócił wzrok, patrząc w okno. - Izaya, jak się tu podniecę to będziesz musiał wziąć za to odpowiedzialność, jasne? - warknął, patrząc na pas startowy. Stewardessy sprawdzały, czy wszyscy zapięli pasy, więc zapiął swój. - Chyba musisz usiąść na czas startu.
- Oi tylko żartuję~! - zachichotał. - Zboczeńcu, będziesz musiał iść do łazienki, ja ci nie pomogę~! - Chichotał cichutko... W sumie czemu? Byli sami, wystarczyło zasłonić ich miejsce zasłonką by byli oddzieleni od reszty pasażerów pierwszej klasy. - E tam, to tylko tak dla picu, bo w niższych klasach trochę trzęsie. - mruknął, patrząc na blondyna. Jego oczy mówiły, że nie dał się przekonać. - Nie dasz mi z tym spokoju, nie~? - westchnął i ze zbolałym jękiem podniósł się do pionu. - Już siedzę, możemy startować.
- Zapnij jeszcze pasy. - zarządził. Jak karzą to karzą... Jeszcze coś mu się stanie. - Poza tym... I tak ty byś się tym zajął. - dodał szeptem, znów odwracając się do okna.
- Akurat bym się zgodził~! - prychnął i zapiął pasy. - Sam byś musiał sobie radzić, ja bym spał~!
- Obudziłbym cię. Poza tym... A idź mi. - mruknął. Stewardessa przeszła i po paru minutach chyba zaczął się start.
     Lekko nimi zatrzęsło i ogłoszono komunikat, że szczęśliwie wystartowali i mogą odpiąć pasy.
- Mówiłem... - mruknął, chwytając przyniesiony przez kobietę koc i znów kładąc się na Shizuo. Żeby go wkurzyć położył głowę na jego kroczu i zaczął się wiercić. A jakżeby inaczej, sam go prowokował, żeby go podenerwować.
     Shizuo nawet przestał zauważać prowokacje Izayi. Gapił się na zwiększającą się wysokość. Byli coraz wyżej... I wyżej... Wyżej, niż wieżowiec Izayi... Po plecach przeszły mu dreszcze gorąca. Co jest...?
- Ej Shizu, coś nie tak~? - zapytał, ze zdumieniem odnotowując brak reakcji na swoje zaczepki. - Nie uodporniłeś się na mnie, nie~? - zażartował wesoło, podnosząc się do siadu, - Wow ale wysoko~! Aż nie widzę ludzi~!
     Rozdziawił lekko usta, po czym zacisnął je mocno. Gardło mu się ścisnęło. Znał to uczucie, choć nie dopadało go często. Żołądek fiknął koziołka i podskoczył do góry, a głowa zrobiła się gorąca i ciężka. Skóra jakby go paliła... Bał się. Tak, bał się... Do głowy przychodziły mu tysiące scenariuszy z ich spadającym samolotem w roli głównej. Nie mógł tego powstrzymać... Najchętniej to by teraz wysiadł, a zostało im jeszcze kilka godzin...
- Shizuo? - zapytał Izaya, znów nie doczekując się odpowiedzi. - Shizuo! - krzyknął, zasłaniając swoim ciałem okno. - Co jest? - spytał poważnie. Może był zmęczony, ale nie na tyle żeby nie zauważać, że coś jest stanowczo nie tak.
- Ymm... - mruknął, zagryzając wargę. Nie chciał otwierać ust, chyba by zwymiotował... Popatrzył za to na Izayę szeroko otwartymi oczami. "Zabierz mnie stąd" chciał mu przekazać. Nie, normalnie nie prosiłby go w taki sposób o pomoc, ale... To nie była zwykła sytuacja... Jeszcze w życiu nie ogarnęła go aż tak silna panika. Zrobiłby cokolwiek, gdyby tylko nie bał się, że ruszając się, zachwieje równowagą samolotu, czy coś podobnego.
- No nie. - Izaya w szoku otworzył oczy. - Zgrywasz się, nie~? Musisz się zgrywać? - spytał się, choć w tym stanie Shizuo był jak kłoda, tylko oczy miał żywe i tak przestraszone, jak Izaya chciał je widzieć przez te kilka długich lat, kiedy jeszcze byli wrogami. - Dobra... Przesiądź się. - rozkazał wstając i zasłaniając okienko w samolocie.
- ... - Blondyn wziął głęboki wdech i ostrożnie przesunął się na siedzenie obok. Nic się nie stało, nic się nie trzęsło... Nie, nic się nie trzęsło... Czy teraz coś się bujnęło?! Nie... Nie, spokojnie... Bo zaraz zdemoluje samolot... Nie mógłby mu ktoś czegoś dać do zgniecenia...? Zamknął oczy, ale przez to tylko bardziej czuł każdy najmniejszy ruch. Przełknął powoli i otworzył oczy. Było mu gorąco... I jakoś tak słabo...
     Izaya westchnął i nakrył okno swoją bluzą. Usiadł na kolanach Shizuo, zarzucając na siebie i niego koc.
- No już, spokojnie, nic się nie stanie... - mówił uspokajająco głaszcząc go po głowie, ale to chyba na niewiele się zdało. - Przydałoby się ciebie odciągnąć. - westchnął i pocałował go znienacka.
     Nic nie skutkowało, nadal zbytnio się skupiał na każdym bujnięciu... Cokolwiek Izaya by nie robił, wydawało się niewystarczające. Nawet gdy go pocałował, Shizuo odsunął nieco głowę, by jakoś mu przeszkodzić. W końcu było mu niedobrze... Jednak po pewnym czasie odrobinę się rozluźnił, nawet chwilowo odwzajemniając pieszczotę, choć nadal nie otwierając ust. Zaraz jednak przestał, bo coś nimi zatrzęsło. Zaczął oddychać szybciej i płyciej. Nigdy więcej nie poleci, nigdy więcej nie poleci...
- Nie działa~? - zapyrał ze smutnym uśmiechem. - Dobra, poczekaj tu. - westchnął i wyszedł spod koca. Znalazł panią, która dałą mu koc, bo jak się okazało tylko ona usługuje gościom z pierwszej klasy i poprosił o coś na chorobę lotniczą. Jakąś torebkę, wodę, a jak to nie pomoże, to o leki nasenne.
- ... - W końcu skinął tylko głową. Nie podobało mu się, że Izaya gdzieś idzie, ale przecież mu tego nie zabroni... Może poszedł poprosić o zamianę miejsc? Wtedy naprawdę by spanikował. Ha, on i panika. Dobre sobie. A jednak... Zerknął na okno zakryte bluzą. Pewnie byli już tak wysoko jak te kropki na niebie... Ciekawe, jak szybko spada taka kropka... Samolot zadrżał. Chwycił kurczowo za materiał swoich spodni. Chciał tylko wyjść, to wszystko, znaleźć się na bezpiecznym, stałym lądzie...
- Hej Shizu-chan~! - Izaya uśmiechnął się pogodnie i podał mu szklankę. - Masz, to jest na chorobę lotniczą... Przynajmniej tak mi powiedzieli. Normalna osoba pownna zjeść jedną maksymalnie dwie, ale nie wiem jak tobie Shinra dawkuje leki uspokajające, więc... przyniosłem całe pudełko. - Uśmiechnął się. - Zamówić ci zielonej herbaty na uspokojenie~?
     Skinął głową i wziął szklankę i pudełko z tabletkami. Skoro maksymalnie dwie, to on powinien wziąć maksymalnie cztery. Ale co tam, weźmie pięć. Jak umierać, to w całkowitym spokoju.
     Wziął pięć tabletek, szybko połknął i popił. Na drugie pytanie pokręcił głową. Jeśli jednak ma wymiotować, to chociaż nie zieloną herbatą...
- Ok~... - mruknął i usiadł obok, głaszcząc blondyna po dłoni. - Zaraz powinno zacząć działać. - mruknął i ziewnął w swoją rękę. - No to... Może się w coś pobawimy~? - zapytał, chcąc odciągnąć myśli blondyna od okna. - Mają tu shogi i karty, i szachy, i pewnie jeszcze milion innych gier~!
     Zamknął oczy i oparł sztywno kark o zagłówek fotela. Jak miałby w takim stanie grać w cokolwiek...? Pokręcił głową, zaciskając dłonie jeszcze mocniej w pięści. Nienawidził okazywać strachu... Szczególnie przy Izayi... Nie tak absurdalnego, a jednak... W życiu nie był jeszcze tak wysoko i tak nim nie trzęsło...
- Um... dobrze~... To może muzyka~! - olśniło go. - Mam ze sobą MP3 i słuchawki może ci to jakoś pomoże~?
- Mhm... Może... - Ledwo otworzył usta. Miał nadzieję, że to go jakoś uspokoi, albo odwróci uwagę... Zanim tabletki zaczną działaś. Wziąłby Izayę na kolana, ale gdyby znów zaczęły się turbulencje mógłby go zgnieść, a tego nie chciał, nie...?
- Dobra~! - Uśmiechnął się, podłączył słuchawki i wlazł Shizuo na kolana. Wsadził mu do uszu słuchawki i zaczął stopniowo podgłaśniać włączoną już muzykę. - Powiedz jak będzie dobrze. - mruknął wiedząc, że Shizuo zgniótłby mu komórkę, a wziął przecież tylko jedną zapasową.
     Skinął głową, gdy głośność była już odpowiednia. Zagłuszała wszystko wokół i zajmowała myśli, ale nie bolała od niej głowa.Więc było w porządku...
     Jednak objął Izayę i przyciągnął go nieco bliżej, mając nadzieję, że jakoś się opanuje w razie czego. Ostatnio i tak ćwiczył opanowanie jak mógł... Poza tym tak jakby jego mózg stawał się lekko otępiały. To chyba było zbawienne działanie tabletek...
     Izaya uśmiechnął się i przytulił do blondyna. Znów zachciało mu się spać. Było tak przyjemnie i ciepło, ale nie, ktoś musiał nad nimi czuwać... A nóż ta miła stewardessa okazałby się płatną zabójczynią dybiącą na jego życie? Już nie takie ataki na niego przeprowadzano.
    Heiwajima czuł, że coraz bardziej się uspokaja, ale też jego ruchy i myślenie spowalniają, wszysto wokół staje mu się po prostu obojętne...  Dziwne to było. Jeszcze nigdy nie przesadził z lekami do tego stopnia. A może to było coś na bazie narkotyków...? Ciekawe...
- Już mi trochę lepiej... - wymruczał powoli. Dopiero teraz dotarło do niego, że to głupie, że gdyby coś się teraz stało nie mógłby nic zrobić... Chociaż nie, to też było mu obojętne. Trochę chciało mu się spać... Ale tak w sumie to Izaya powinien się zdrzemnąć... - Idziesz spać...?
- Nie, posiedzę z tobą~! - Uśmiechnął się widząc, że blondyn się uspokoił. Wyłączył odtwarzacz i odłożył komórkę na stolik. - Masz pomysł w co możemy zagrać, jeśli to nie mogą być gry~?
- Hmm... Obojętnie? - mruknął, jeżdżąc palcami po jego plecach. Przyjemne uczucie... Nigdy tak się na tym nie skupiał... - Gra w skojarzenia?
- Może być~! Kto pierwszy? - spytał, zaciekawiony propozycją. W sumie to nie była tak głupia i prosta gra, nie dla niego. Skojarzenia to przecież jeden ze sposobów wniknięcia w myśli innej osoby, prawda~?
- Ja. Samolot. - mruknął, opierając się o zagłówek wygodniej. Przyjrzał się jego twarzy. Miał niesamowicie jasne oczy... Tak, teraz to zauważył. A na jednym była plamka ciemnego brązu... Naprawdę wcześniej tego nie zauważył...?
- Samolot? - zdziwił się. Takie miało być pierwsze skojarzenie? No cóż, niedawno przeżyta trauma... Nawet słuszne. - Shizuś~!
- Ee... - zaciął się. Kojarzy mu się z samolotem...? No pięknie, będzie sobie o tym przypo... Nie, on pewnie nawet o tym nie zapomni... - Pamięć.
- Shizuś i pamięć... Jaki to ma związek? - Już go nie rozumiał, a to dopiero jego druga odpowiedź. Brawo panie informatorze, dla którego ludzkie mózgi to żadna tajemnica. - Krzem. - mruknął, szybko łącząc fakty, że przecież kości pamięci w komputerze są wykonane z krzemu.
- A jaki ma krzem z pamięcią? - parsknął mimowolnie. - Dobra, krzem... - Krzem... Chemia? SI? Zaraz, Shizuo i Izaya... O, pierwszy raz na to wpadł! - Łóżko.
- No pewnie w identyczny sposób, jak krzem i łóżko. - westchnął. Łóżko, może jednak Shizuo nie jest tak skomplikowany? - Praca.
- Łóżko i praca? - Gdyby nie otępienie, pewnie by się wkurzył. Teraz musiał wyglądać trochę jak Kasuka... Niezdolny do okazania głębszych emocji, póki co. - Izaya, o co chodzi z tym skojarzeniem?
- Bo chce mi się spać, stąd łóżko, ale zarwałem noc, bo miałem zlecenie. - Wyjaśnił jakby to było coś oczywistego. - Czemu się tak bulwersujesz~? Dobra może nie praca a sex, ok~?
- Zaskoczyłeś mnie, to wszystko... - mruknął. - Dobra, jak seks to... Rumieńce. - Uśmiechnął się lekko. To podobało mu się najbardziej, gdy Izaya leżał pod nim... O rany, już by się podniecił, gdyby nie to spowolnione działanie organizmu.
     Izaya jak n a zawołanie trochę się zarumienił.
- Na serio, naprawdę to ci się najbardziej podoba? - Zdziwił się, on osobiście ich nie znosił. - Dobra, to pomidor. - mruknął.
     Shizuo uśmiechnął się lekko. Parsknąłby śmiechem, gdyby był w normalnym stanie...
- Jasne, że mi się podoba. - Zerknął na jego rumieńce. - Ale żeby od razu pomidor...? No to... Śniadanie.
- Burczenie. - burknął, przypominając sobie, że nie jadł owego śniadania.
- Hmm... Obsługa? - zasugerował, patrząc na przejeżdżającą niedaleko tacę z przekąskami. Chyba niedługo miał być obiad, tak swoją drogą... Chociaż on się nie znał...
- A co ma obsługa do burczenia? - zdziwił się, ale ok, skoro Shizuo się to kojarzy to może... - Kostium pokojówki.
- No dobra, więc dom. A zanim odpowiesz, zamów sobie coś. - Wskazał na przejeżdżającą tacę z przekąskami.
- Przecież jadłem obiad~! - zachichotał. - Pamiętasz swoją poparzoną rekę~? Jak dom, to może... - Zagryzł wargę. - Mieszkanie Shizusia~!
- Aa, racja... - mruknął. - Sorry, to przez te tabletki... - westchnął głęboko. - Więc może... Dodatkowy klucz.
     Izaya zastanowił się. O co mu chodziło z dodatkowym kluczem? On od zawsze miał tylko jeden kucz do apartamentu, po co ktoś miałby mieć drugi?
- Więc może andrzejki~!
- Hmm... To mi się kojarzy tylko z mężem. - szepnął i zaśmiał się krótko na myśl o Izayi w sukni ślubnej. Chyba nawet nieźle by tak wyglądał...
- Shinra? - zapytał zdziwiony. W sumie to pierwsze co mu się z mężem kojarzyło... Chciał prosić Celty o rękę... A ostatnio gadał z nim o tym przez telefon.
- Dziwne masz skojarzenia. - parsknął. - Tak się teraz zastanawiam... - mruknął. - Zresztą.  - Odpędził tę myśl. Coś mu mówiło, że i tak o tym zapomni... - No więc głowa.
- I kto to mówi... Ten który skojarzył krzem z łóżkiem... - prychnął wyniośle i zachichotał. - Skoro głowa to Celty~!
- Jak Celty to przyjaciółka... - zamruczał, uśmiechając się. - A to wbrew pozorom miało sens.
- Ciekawe w jaki pokrętny sposób wszystko sprowadzasz d seksu. Jak przyjaciółka to kobieta. - Jakoś nie miał z tym słowem kompletnie żadnych innych skojarzeń...
- Naturalny talent. Jak kobieta to... Hmm... - Zastanowił się, ale nie wiedział, co wybrać. - No to dzieci.
- Czemu zeszliśmy na takie rzeczy~...? - westchnął. - Słodycze.
- Dzieci i słodycze...? No niby tak. - Zerknął na leżące obok, lekko podgniecione paczki. - Pocky. Podasz bananowe?
- Jasne, trzymaj. - Podał mu paczuszkę. - Nie musze chya mówić, że banany to kiepskie skojarzenie~... I znów wracamy do tego twojego "naturalnego talentu".
- To już twoje skojarzenie, ja nigdy nie mówiłem nic takiego o bananach. - wyjaśnił ospałym głosem i ziewnął. Otworzył paczkę i wetknął sobie jedno pocky do ust.
- To skojarz to z czymś innym byle nie owocami. - mruknął.
- Słodycze-pocky. - mruknął bez zastanowienia, przegryzając paluszka.
- Mówiłeś już, że pocky a słowa mają się nie powtarzać~! - zauważył wesoło, łapiąc zębami drugą stronę pocky.
- Serio? - mruknął, nie wypuszczając paluszka z ust. Przegryzł jeszcze kawałek i przysunął się bliżej. - Usta.
- Jako skojarzenie do banana~? - spytał powątpiewająco, również przegryzając pałeczkę i przysuwając się bliżej. - Skoro usta to może całus~? - Znów ugryzł kawałek.
- Może być. - mruknął i pokonał ostatnie centymetry pocky, łącząc ich usta. Ciężko było unieść głowę, była taka ciężka...
     Ten pocałunek był jakiś taki... powolny i leniwy. Zupełnie inny od tych szaleńczych, namiętnych, które blondyn uwielbiał. A przynajmniej Izaya sądził, że Shizuo je lubi.
     Nie miał siły, by choćby zastanowić się nad tym, co robi. Wszystko było zbyt męczące, zbyt powolne, a jednocześnie nie przeszkadzało mu swoim mozołem. Nie musieli się spieszyć... Mieli czas na wszystko... Choć i tak to otępienie mu się nie podobało... A z drogiej strony było mu obojętne...
     Oderwał się od niego po chwili i opadł na oparcie. Nie mógł więcej... Zwyczajnie chciało mu się zamknąć oczy, powieki mu ciążyły...
- Shizu dobrze się czujesz~? Może się prześpij, co~? - zaproponował, zmartwiony jego stanem. Z reguły blondynek był bardziej... energiczny.
- Mhmm... Chyba trochę pośpię... Ale ty też idź spać, co? Wyglądasz na zmęczonego... - Ziewnął i zakrył usta. Zamknął ciężkie powieki poraz kolejny. Nie dałby rady dłużej wytrzymać...
- Tylko zmęczonego... To dobrze~! - ziewnął. - Nie spałem od 3 dni... No może godzinę, więc to i tak sukces~! - mruknął, siadając wygodniej i obserwując krzątającą się kelnerkę tamującą nieudolnie krew z nosa. Yaoistki... Yaoiski wszędzie...
- Wyśpisz się, jak już dolecimy. - zamruczał, ledwo otwierając usta i zapadł w niepowstrzymywany sen, obejmując go tylko lekko. To było silniejsze od niego... Naprawdę przegiął z tabletkami.
- No tak, nawet ty nie dajesz m spać~! - zachichotał. - Powinienem być na ciebie zły, wiesz~? - Uśmiechnął się wesoło, wtulając w blondyna... Mają jeszcze kilka godzin lotu, może będzie bardziej przytomny jak wysiądą. Ziewnął poraz kolejny.
     Shizuo zasnął długim, głębokim snem, pozbawionym sennych marzeń. Po prostu obudził się dopiero przy lądowaniu. A dokładniej, obudziła go stewardessa, każąc zapiąć pasy. Otarł więc kąciki ust rękawem i zerknął na wtulonego w niego Izayę. Spał...
- Niech go pani nie budzi, sam to zrobię. - poprosił i gdy skinęłą głową i się oddaliła, cmoknął go lekko w szyję. - Izaya... Budź się...
- Nh... Jeszcze pięć minut~! - jęknął, wtulając się bardziej.
- Wstawaj, zaraz lądujemy. - szepnął mu do ucha. - Nie zmuszaj mnie do użycia innych metod budzenia. - zagroził i włożył dłoń podjego bluzkę z zamiarem wzięcia się za łaskotki. Jego mózg nadal był nieco otępiały, dlatego na razie nie skupiał się w ogóle na miejscu, w jakim się znajdują i na tym, że jednak nie są tam sami.
- Nhh... Shizu-chan pięć minut a potem możemy to zrobić, ale daj mi pospać~! - jęknął błagalnie.
- Tsk, żebyś ty się jeszcze z takich obietnic wywiązywał... - prychnął, dostrzegając możliwość podstępu. - Nie. Wstawaj. Już.
- Nie, Shizuś nie. - prosił, dalej się kręcąc. - Naprawdę się wywiążę z czega tam chcesz, ale daj spać~...
- Ech, śpisz. - westchnął, stwierdzając fakt. - Lądujemy, rozumiesz? Samolot ląduje. Trzeba wstać, zapiąć pasy, a potem wysiąść. Prześpisz się w hotelu, dobrze?
- To świetnie, obudź w hotelu. - zbył go, nie zastanawajac się nad sensem słów. - Tam zrobię co ci obiecałem. - machnął ręką, by odgonić go jak natrętną muchę. Na szczęście przeszył tylko powietrze i nie uderzył blondyna.
- Hmm... Jak tak stawiasz sprawę... - Objął go i przytrzymał przy sobie na czas lądowania. Potem sam się rozpiął i pozbierał słodycze. W końcu stewardessa znów podeszła i wręczyła mu kopertę. - Nie zapomnij o swojej obietnicy. - mruknął, rozrywając kopertę. Kasuka nadal nie wysilił się z tymi "podchodami". Ktoś odbierze ich walizki później, a teraz na lotnisku będzie czekał transport. Proste...
     Podniósł Izayę, słodycze, zabrał jego bluzę i wyszedł, dopiero po pewnym czasie uświadamiając sobie, że przetrwał końcówkę lotu. Uśmiechnął się na tę myśl i akurat w tej chwili podbiegła do nich jakaś dziewczyna twierdząc, że ma ich zawieźć do hotelu. Uwagę, że tu chyba nie powinno się wjeżdżać, zbyła machnięciem ręki. Więc wsiadł...
- Mhm... - Izaya obudził się na chwilę, słysząc warkot silnika. Ok kiedy byli w samochodzie i co ważniejsze dokąd jadą? Spojrzał na Shizuo, na którego kolanach miał głowę.
- Obudziłeś się? - spytał, uśmiechając się do niego. - Maya odwozi nas do hotelu. Nasze walizki przyjadą później, przynajmniej tak pisał Kasuka. Możesz spać... W końcu obiecałem ci to. A ty obiecałeś coś mnie. - dorzucił, o mało nie parskając śmiechem. Nie ważne, że przez sen, liczy się!
- Ale co ja ci obiecywałem? - Potarł zaspane oczy. Kompletnie nie pamiętał nic od momentu, w którym Shizuo zasnął...
- Hmm? Że spełnisz moje zachcianki, jeśli tylko dam ci obudzić się dopiero w hotelu. - Uśmiechnął się do niego wesoło. - Więc możesz sobie jeszcze spać. Do hotelu.
- Za mało. - jęknął, znów wtulając się w blondyna i odpływając... Nie dość, że niewyspany, to do końca dnia wykorzystywany... A nie zaraz, obiecał, że noc też spędzą aktywnie... On chyba prześpi cały wyjazd... Choć może uda mu się to dopiero w drodze powrotnej...
- Obiecałeś. - rzucił jakby nigdy nic. Choć tylko się droczył... Nie będzie śpiącego wykorzystywał. Przejdzie się trochę, pójdzie na plan... A Izaya się wyśpi. Dlaczego miałby mu odmawiać? To tylko jeden dzień. Mieli ich kilka.
- Gmtfaaa... - mruknął jeszcze, z twarzą wtuloną w spodnie blondyna. Czy to było potwierdzenie, zaprzeczenie, czy jakaś riposta tego to nawet on sam nie wiedział.
- Mhm. - mruknął, nie skupiając się w ogóle na jego mruknięciu. - Maya-san, daleko jeszcze? - spytał spokojnie.
- Kwadrans. - odparła, nie patrząc na niego.
- Dziękuję. - odparł i odpłynął myślami. Ciekawe, co robi Kasuka...
     Izaya obudził się w jakimś wielkim łóżku z baldachimem. Popatrzył przez chwlę zdziwiony i wstał. Puchaty dywan, ogromne okna, balkon, do tego wszystko jakby wyciągnięte z XVIII wiecznej Europy...
- Nie ma co, postarali się. - zagwizdał, oglądając widok. Plan filmowy i tylu ludzi~!
     Shizuo zostawił Izayę w pokoju, zostawił mu jego telefon na widoku oraz zostawił kartkę, że idzie na plan, po czym wyszedł. Zastanawiało go, czy bunet wstanie jeszcze dziś, ale w sumie... Najważniejsze, żeby sobie odpoczął. Co z tego, że on jeden dzień urlopu spędzi sam...
     Dobra, i tak go to wkurzało.
     Zgodnie z instrukcjami zostawionymi w hotelu, jeśli dobrze zrozumiał, to Kasuka był u charakteryzatorki. Faktycznie tam go znalazł... Bawił się w makijaż sceniczny na samym sobie.
- Może pomóc? - spytał, parskając śmiechem. Kasuka oczywiście był świetny we wszystkim, co związane z filmem... Ale musiał się nieco irytować tym, że sam się sobą zajmuje. Dlatego starszy Heiwajima szybko dostał pozwolenie i zabrał się za charakteryzację. Przynajmniej zajęło mu to czas...
     Izaya wyszedł sobie na balkon i przeciągnął się... Chyba nie spał zbyt długo, słońce wciąż było wysoko, więc może z godzinę, może dwie. Wrócił do pokoju i poszedł do łazienki. Napuścił sobie do wanny wody i jakiegoś tam aromatycznego olejku. No cóż, od trzech dni w sumie kąpał się też pobieżnie i nie miał czasu na jakiś szczególny relaks. Szczęśliwy wskoczył do wody, od razu opływając.
     Z kolei blondyn po skończeniu charakteryzacji, oglądaniu zdjęć i nagrań, i rozmowach z paroma osobami poszedł na spacer, idąc przed siebie, w sumie nie wiedział dokładnie gdzie. Nudziło mu się trochę... Po pełnym wrażeń a jednak nieszczególnie ciekawym dniu chciał, żeby w końcu coś zaczęło się dziać. Tymczasem musiał czekać do jutra...
     Znalazł ciekawą wypożyczalnię łodzi, mały sklepik pełen słodyczy i kilka innych atrakcji. Jednak na razie z żadnej nie skorzystał, wszystkie obejrzał pobieżnie. Chyba jak tak dalej pójdzie, do zachodu słońca będzie tak łaził, aż się zmęczy...
     Izaya wyszedł z wanny i dokładnie się wytarł. Opatulił się szlafrokiem, a z ręcznika zrobił turban na włosy. Wszedł do pokoju nucąc jakaś melodyjkę, gdy zauważył leżący na stoliku telefon. Jego telefon. Uśmiechnął się i wybrał numer Shizu.
- Hej Shizuś~! - Uśmiechnął się do siebie, gdy blondyn odebrał.
- Moshi moshi? - rzucił standardowo, nie patrząc, kto dzwoni. Dopiero słysząc Izayę zdziwił się nieco. - Izaya? Nie miałeś spać?
- Chyba jest ok~... - odmruknął, kładąc się na łóżku. - W każdym razie gdzie jesteś~? Czekam na ciebie czyściutki, prawie nagi, po przecież obiecałem, gdzie ty się szlajasz~?
- Nie sądziłem, że weźmiesz to poważnie. - mruknął weselej i rozejrzał się dookoła. Drzewa. - Chyba w jakimś lesie... W sumie to nie bardzo patrzyłem, gdzie to. Jesteś pewien, że nie chcesz spać i mam przyjść? - upewnił się.
- Przyjdź~! - poprosił. - Już jedna pokojówka tu była, więc jak chcesz mogę załatwić strój~! - Zaśmiał się cicho.
- No nie wiem, czy chciałaby ci oddać strój tak po prostu... - zaśmiał się i zawrócił w stronę hotelu. Nawet nie wiedział, że znalazł się tak daleko... - A nawet jeśli uda ci się go załatwić... Musiałbyś zachowywaćsię jak prawdziwa pokojówka. Jesteś pewien, że dałbyś radę? - rzucił z powątpiewaniem, żeby go podpuścić.
- Dobra, to nie załatwiam stroju. - odpuścił. - Przyjdź do pokoju, jak coś dzwoń. - mruknął i się rozłączył. Shizuo będzie wracał tak ze 20 min., to może on się jeszcze prześpi...
- Hę? - wydał z siebie dziwny odgłos zdziwienia i spojrzał na wyświetlacz. Rozłączył się... Ach, co jest, dlaczego w ogóle nie imały się go teraz przekomarzania...? Pewnie dalej był zmęczony... Więc co to za zabawa? Chciał go wyciągnąć z pokoju, ale jak tak... Pewnie będą tam siedzieć tak po prostu... To może chociaż jest tam telewizor...? - zaczął się zastanawiać, wracając. Od dawna nie zastanawiał się tyle, co tego jednego dnia.
     Izaya drzemał sobie w najlepsze, pochrapując słodko.
     Shizuo po dłuższym czasie dotarł do hotelu. Otworzył drzwi, zamknął je od środka i poszedł do sypialni. Widząc śpiącego Izayę tylko uśmiechnął się do siebie. Podszedł, pogłaskał go po policzku i położył się obok. Może jednak on też się zdrzemnie...? W końcu co miał do roboty...?
    Izaya obudził się, czując ciepłą dłoń. Leniwie otworzył oczka i uśmiechnął się do blondyna.
- Jesteś szybciej, niż myślałem. - ziewnął i usiadł, nieszczególnie przejmując się tym, że jego szlafrok trzyma się na nim tak "na słowo honoru". I tak zaraz Shizuo go zdejmie.
- Też myślałem, że zajmie mi to z godzinę. - westchnął i rozparł się wygodniej, podpierając się na łóżku ręką. - Zakładam, że nie chce ci się wychodzić...? - spytał dla pewności. Chciał mu pokazać swoje znaleziska, oprowadzić po tym fragmencie wyspy, który poznał...
- Możemy wyjść~... - ziewnął. - Choć myślałem, że wolisz skorzystać z nagrody~! A może obietnicy? Jak zwał, tak zwał~! - Znów ziewnął, przeciągając się. - To co~?
- Hmm... - mruknął, przyglądając mu się. Na dobrą sprawę wyglądał idealnie... Tak, jak było teraz... - Nie. Jesteś zmęczony, więc pożyczymy jakieś auto i chociaż tak zrobimy sobie wycieczkę. Może być? - Podparł głowę na ręce, przyglądając mu się.
- Aż tak zmęczony nie jestem~! - Uśmiechnął się i jak na zawołanie ziewnął. - No może tylko ziewać mi się chce~! - zachichotał. - Ne Shizu-chan, myślisz, że da się tu wynająć auto~?
- Pewnie tak... No najwyżej od kogoś się pożyczy... - Zamyślił się. - Co, mam cię nieść? - mruknął.
- Hahaha, tak Shizu-chan~! Będziesz robił za mojego tragarza, będzie zabawnie~! - chichotał w żartach. Przusunął się do Shizuo, przewrócił go na brzuch i usiadł na nim. - Ale czy Shizu-chan da radę~? - Udał, że się zastanawia i popukał się palcem po brodzie. - A może jest zbyt słaby~? - Uśmiechnął się wrednie.
- Ty... Nie siadaj tak na mnie! - warknął i przewrócił się tak, że teraz to Izaya leżał na plecach. Przytrzymał go w takiej pozycji. - Jasne, że dam radę. Jakbyś nie wiedział! - Jeśli ten wypadek w samolocie sprawił, że Izaya przestał wierzyć w jego siłę... No cóż, jeszcze mu pokaże! Nie stracił nic a nic na jednej fobii! Tyle tylko, że więcej nie poleci... Nic poza tym!
- Haha, to udowodnij~! - zaśmiał się wrednie. W końcu przecież tylko go podpuszczał. - Póki co mnie nie podniosłeś tylko przytwierdziłeś do ziemi, więc~?
- Jasne... Poniosę cię, jak się ubierzesz. - prychnął i zszedł z niego. Nie będzie go nosił w tym stroju...
- A może ty to zrobisz~? - Przesunął ręką po jego torsie. - Chyba, że nie potrafisz się powstrzymać, co Shizu-chan~? Masz dość silną kontrolę nad sobą~?
- Jasne, że potrafię się powstrzymać. - Przewrócił oczami i uśmiechnął się kącikami ust. - Za to ty jesteś leniwy. Podaj chociaż ciuchy.
- Jestem bogaty, mogę być rozwydrzonym książątkiem~! - Uniósł dumnie głowę i szybko nadął policzki, psując ten obraz potęgi. - Nie wierzysz mi, Shizu-chan~?
- Jasne, że nie. A przynajmniej nie przy mnie. - Oparł się o balustradę łóżka. - Może nie jestem tak bogaty jak ty, ale nie będę ci usługiwał. Jasne?
- Buuu~... Shizu-chan powinien tepiej traktować swojego biednego, wykorzystywanego kochanka~! - żartował sobie dalej. Wziął ubrania z torby i rzucił na kolana blondyna. - Ta sprzeczka się nigdy nie skończy, ne~? Wiec popatrz, wspaniałomyślnie ci ustąpię, ale masz mnie ubrać~! - zachichotał, wskakując mu na kolana.
- Ta, twoja wspaniałomyślność jest nie do opisania. - prychnął. Niesamowite, jak szybko potrafił go zirytować... A jeszcze chwilę temu wszystko było w porządku...
     Wziął ubrania Izayi i położył obok siebie, a po chwili zaczął rozwiązywać pasek od jego szlafroka. Poszło dość szybko, ale kiedy rozchylił jego szlafrok... No cóż, może patrzył odrobinę dłużej na jego ciało, niż to było konieczne... Parę chwil dłużej, co za różnica? W każdym bądź razie szybko ściągnął z niego szlafrok i zaczął sprawdzać, który ciuch to jego bluzka, żeby jak najszybciej go ubrać, nie dając po sobie nic poznać.
- Czyżby moje ciało spodobało się Shizu-chan'owi bardziej niż powinno~? - zachichotał. - Ne Shizu-chan, nie denerwuj się tak~! To normalne, że ci się podobam~! - Uśmiechnął się trochę wrednie, jednak mimo wszystko wesoło.
- Nie bardziej, niż powinno. - zaprzeczył, lekko rozdrażniony. - Chyba, że nie chcesz, żeby mi się w ogóle podobało. To zmienia postać rzeczy. - Przypatrzył się jego twarzy, po czym perfidnie naciągnął mu bluzkę na głowę, zasłaniając oczy. No, to było zabawne. Aż o mały włos, a by się roześmiał.
- Hęęę... - zdziwił się. - A co Shizu-chan miał... - "...na myśli." Chciał dokończyć, ale coś właśnie wsunęło mu się na głowę, znacznie ograniczając pole widzenia, a kawałek owego czegoś wpadł mu do ust.
- Miałem na myśli? - dokończył za niego. - Stwierdziłeś, że podoba mi się bardziej, niż powinno. W takim bądź razie nie chcesz mi się podobać? - Naciągnął bluzkę mocniej, tak, że zeszła z jego głowy. Palcami zaczął układać jego rozczochrane włosy. - Zawsze mogę udawać, że mi się nie podobasz, jeśli to dla ciebie niewygodne. - rzucił jakby od niechcenia. Jasne, że by nie mógł. Ale czysto teoretycznie, co by zrobił, gdyby Shizuo udał, że mu się nie podoba? Zawsze go to zastanawiało...
- Nie, lubię gdy jednak nie udajesz~! Jesteś beznadziejnym aktorem Shizu-chan, więc mam nadzieję, że jednak to ci się nie uda~! - mruknął. Naprawdę nie chciał, żeby Shizuo go ignorował, no bo przecież to miał być ich wspólny urlop, prawda? - Cieszę się, że się podobam Shizusiowi i po prostu stwierdzam, że się na mnie perfidnie gapiłeś, co nie znaczy, że wolałbym, gdybyś tego nie robił.
- Czyli... - Trybiki w jego umyśle pracowały ciężko. Skoro nie mógł sprawdzić tego, to dlaczego by nie sprawdzić czegoś innego...? - W sumie to lubisz, gdy się na ciebie gapię, tak? - Uśmiechnął się i zerknął w dół, w dość... oczywiste, przy okazji odsłonięte miejsce. - Więc mogę patrzeć gdzie chcę i ile chcę i nie powinno ci to przeszkadzać, nie? - Prawie zachichotał. Tak bardzo chciał teraz zobaczyć minę Izayi... Ciekawe, czy jest zażenowany, czy niezadowolony...? W końcu gapił się nieco dłużej, niż przystoi... nie?
- Tak, chłopak-potwór-zboczeniec, na co ja się godzę~... - westchnął i poczochrał chłopakowi włosy. - Co ja się z tobą Shizu-chan mam~! Tylko nie gap się tak przy ludziach, bo będzie dziwnie wyglądać... A nie, zaraz, masz się nie gapić na innych, na mnie możesz~! - Uśmiechnął się szeroko.
- Hmm... - mruknął, unosząc na niego lekko zawiedziony wzrok. - Myślałem, że będziesz choć trochę zawstydzony. - burknął, odrobinę się dąsając. - Poza tym... Godzisz się na mnie, a co za tym idzie ja godzę się na ciebie. I jest w sam raz. - Chwycił jego rękę, zaczynając wkładać ją w rękaw.
- Jak to się na ciebie godzę~? - zdziwił się, pozwalając sobie wykręcić rękę pod jakimś dziwnym kątem. Jeszcze nie bolała ani nie było słychać trzasku łamanej kości, więc nic się nie działo.
- Na moje zachcianki. - Żeby mu to udowodnić przepchnął jego rękę do końca, przy okazji z 5 razy niepotrzebnie ocierając ręką o jego sutek pod koszulką.
- Aha. - mruknął, trochę już zarumieniony. Rozumiał, że Shizuo potrzebował, ale nie musiał się przecież nim bawić... No cóż, to był jego Shizu-chan, czegokolwiek by nie zrobił. - Twoje zachcianki raczej nie są zbyt... wymagające~! - Uśmiechnął się... Ciekawe, co go czeka przy zakładaniu bokserek... Skoro Shizuo bawił się już z koszulką...?
- No, jeśli i tobie się podobają, to może faktycznie nie wymagam tak wiele... - Uśmiechnął się, chwytając go za drugi nadgarstek i wkładając go w drugi rękaw. W sumie... Czemu by się nie zabawić w ten sposób? Przecież nic takiego się nie stanie, jeśli trochę się z nim podroczy... Zjechał dłonią na jego sutek, już jawnie go molestując, choć tylko przez chwilę. Zaraz wyciągnął rękę spod jego koszulki i jakby nigdy nic sięgnął po jego bokserki.
- Musisz zgiąć nogi... - poinstruował go, łapiąc za kostki u jego nóg i podciągającje trochę bliżej. - Nie, to jednak nie wystarczy... - stwierdził jakby niezadowolony i popchnął go lekko tak, żeby leżał na łóżku. Przyciągnął jego nogi, zakładając na nie bokserki i wciągając je do samego końca na jego tyłek. Zjechał dłonią między jego uda jakby sprawdzając, czy są dostetecznie naciągnięte. Przynajmniej tak zamierzał się tłumaczyć...
- Ccccoooo t-ty robisz? - Przerażony i czerwony z zażenowania zakrył ręką usta. Shizuo mówił, że idą zwiedziać... Więc co jest?
- Hmm? Nic. Sprawdzam, czy dobrze naciągnąłem na ciebie bokserki. - wytłumaczył spokojnie, choć kąciki jego ust mimowolnie zadrżały i uniosły się do góry. Miał się tylko podroczyć, a teraz ciężko było mu się powstrzymać... Wszystko przez Izayę i jego reakcje...
- Aha. - odburknął, odwracając wzrok. - Sorry... Myślałem, że... - Nie dokończył. To było głupie, Shizuo czasem robił coś tak dziwnego, ale z reguły nawet nie pomyślał o tym o czym Izaya, więc... Pewnie znów przesadza.
- Nie rób takiej miny, bo się nie powstrzymam... - mruknął ciszej, wjeżdżając palcami na wybrzuszenie w jego dopiero co naciągniętych bokserkach. Tak ciężko było się powstrzymać... Naprawdę... Zaczął lekko naciskać i pocierać ów wybrzuszenie. Naprawdę musiałby na niego krzyknąć wyjątkowo przekonująco, żeby przestał... Chyba faktycznie jak już przyjdzie do zwiedzania, to będzie musiał go nieść... Chociaż w sumie to nie miał nic przeciwko... Izaya nie był ciężki, a to była mała cena... Co jest? Jeszcze niedawno mógłby się powstrzymać...
- A co teraz robisz? - spytał, starając się uspokoić. - To na pewno też miało swój cel, to nie to, na co wygląda, przekonywał sam siebie. Nieskutecznie...
- Chyba nie wytrzymam.- stwierdził z ciężkim westchnięciem. - Jeśli nie chcesz, to lepiej powiedz teraz... - Pociągnał za gumkę jego bokserek, prawie odsłaniając jego czuły punkt. - To twoja ostatnia szansa. - ostrzegł. Na pytanie nie odpowiedział. Przecież chyba widać było, na co ma ochotę, nie...?
- A... ha. - mruknął słabiej. - Obiecałem, więc nie mam nic przeciwko. - Uśmiechnął się, układając wygodniej na poduszce. Zaraz się zacznie...
- Nie no, tak to nie ma. - mruknął, zabierając rękę pod wpływem impulsu, nim zdążył się zastanowić, czy warto, zamiast wykorzystać sytuację. Odsunął się, kawałek, ale to było najdalej, jak tylko mógł, bo dalej była balustrada łóżka. - Jak nie chcesz, to nie musisz. Nie ma "obiecałem", bo spałeś. - prawie warknął, zniecierpliwiony. Sam nie wierzył, że to mówi. Miał taką świetną szansę, a zrezygnował, bo... Bo co? Ale jednak... Jakiś impuls mu kazał i tego impulsu posłuchał.
     Izaya zmierzył go zdziwionym i niepewnym wzrokiem.
- Ale chcesz tego, tak? - upewnił się.
- ... - Przez chwilę zastanowił się, czy mu powiedzieć, czy jednak nie, ale nie powstrzymał się. - No jasne, że tak. Mówiłem, że ciężko mi się powstrzymać. - mruknął, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. No, bo mówił... - Ale to nie zmienia faktu, że jak ty nie chcesz, to za chwilę wychodzimy i o nic nie będę miał pretensji. - zastrzegł szczerze.
- Jasne, że chcę Shizu-chan. - Przysiadł się bliżej, uśmiechając pogodnie. W sumie to usiadł na Shizuo. - Ale wiesz, jestem już prawie ubrany po co to psuć, poza tym chciałbym zobaczyć co tu jest, a już niedługo zachód słońca. - westchnął. - Możesz poczekać do wieczora~? - zapytał niepewnie. Wsumie Shizuo pewnie chciałby już...
- Mhm. Ale zejdź ze mnie. - Nie lubił się powstrzywywać i wolał, jeśli nic mu nie utrudniało, jak już musiał. Dlatego po prostu zdjął z siebie bruneta i sięgnął po jego spodnie. Teraz wystarczyło nie poruszać tego tematu. Zostało im dość czasu, pójdą w te miejsca, w których był...
- Nie... - mruknął cicho brunet widząc, jak diametralnie zmieniło się zachowanie blondyna. - Poczekaj... -Złapał go za rękaw. - Rozmyśliłem się, chcę teraz~! - Uśmiechnął się promiennie, nakierowując blondyna na swoje bokserki.
- Izaya, przecież mówiłem, że masz się nie zmuszać. - Zabrał rękę i popatrzył na niego poważnie. - Idziemy obejrzeć wyspę. Taki był plan, prawda? - spuścił nieco z tonu. Izaya nie mógł przecież płacić za to, że jego żarty przeszły w coś takiego. Powinien wiedzieć, że to tylko jego chwilowezdenerwowanie, że zaraz mu minie... W końcu jak długo byli ze sobą? A on dalej próbował takich rzeczy, żeby go uspokoić... Przecież Shizuo miałby tylko potem do siebie pretensje... Wieczorem. Wieczorem faktycznie będzie lepiej. Mieli całe piętro dla siebie, więc wtedy i tak nie będą nikomu przeszkadzali. Na razie chciał go zabrać na wycieczkę i jakiśtam nastrój mu nie przeszkodzi!
- Na pewno woisz tak? - Zacisnął piąstki na pościeli. - Wiesz, mi nie przeszkadza jeśli wolałbyś...
- Nie, nie przeszkadza mi. - przerwał mu. - I tak chciałem pokazać ci te miejsca jeszcze dziś, więc to żaden problem. - zapewnił, wciągając na niego spodnie i zapinając je.
- Na pewno? Wyglądałeś, jakbyś naprawdę chciał... - burknął, schodząc z łóżka. Postanowił go nie prowokować, więc musiał się trochę od niego oddalić.
     Shizuo bolało trochę, że Izaya aż od niego uciekał, byle go nie prowokować, a z drugiej strony na razie to było najlepsze, co mógł zrobić, więc nie mógł mieć mu tego za złe...
- Mówiłem już, że tak. - odpowiedział, podchodząc do swojej walizki. Wziął sobie paczkę pocky i butelkę wody na drogę, po czym poszedł ubrać buty. - Ubierz się porządnie, będzie trochę chłodno. - Pomyślał o wypożyczalni łodzi. Tak, tam obowiązkowo muszą iść...
- Do-brze~! - Uśmiechnął się wesoło, ubierając skarpetki i chwytając bluzę. - Jestem ciekaw, gdzież to Shizu-chan mnie zaprowadzi~! - zachicohtał i uśmiechnięty podszedł o blondyna, wieszając się na nim. - Powiesz mi, powiesz~?
- Nic ci nie powiem. - Wyszczerzył się odrobinę weselej. - To niespodzianka. Ubieraj buty, idziemy.
- Wredny~... - fuknął na niego w żartach, ubierając buty. W sumie byli na wakacjach, a on dalej w tym samym... Chyba czas odświeżyć garderobę...
- Nie wredny. I tak spodziewałeś się, że ci nie powiem, nie? - spytał retorycznie i otworzył drzwi. Nie mógł się doczekać, aż będą na miejscu... Powinien się uspokoić, tak w sumie... Pewnie zaraz mu minie.
- No tak, ale Shizu-chan zawsze mnie zaskakuje, myślałem, że może teraz też~! - Uśmiechnął się i przeszedł obok blondyna. - No to co, pospiesz się Shizuś~!
- Nigdzie nam się nie spieszy. - mruknął, choć w sumie to jemu się trochę spieszyło. Zamknął za nimi drzwi i podszedł do windy. Dostało im się najwyższe piętro... Który geniusz to wymyślił?
- Łał, popatrz Shizu-chan jaki widok~! - Uśmiechnął się, patrząc przez wielkie okno na brzeg. - Ktoś pomyślał, pawie jak w moim mieszkaniu, nie~? - Uśmiechnął się jeszcze szerzej, patrząc z fascynacją przez okno. - Ne Shizu-chan, co taki milczący się zrobiłeś~?
- Zastanawiam się, dlaczego dostały nam się takie luksusy. Jestem tylko bratem Kasuki, a ty właściwie jesteś chyba jako osoba towarzysząca... - zamilkł. Nie rozumiał tego. W jego głowie rodziło się podejrzenie, że to Izaya maczał w tym palce... Ale po co? Jak? Współpracował z Kasuką? To trochę nie miało sensu... - Winda już jest. - oznajmił, gdy drzwi się otworzyły.
- Nie wiem Shizu-chan, ale ciesz się póki jest~! - Wszedł do widy. Co prawda on się domyślił czemu wszyscy traktują go tu tak... miło i czemu dostają z Shizusiem wszystko co najlepsze, ale przecież nie będzie psuł chłopakowi wakacji, prawda? Najwyżej którejś nocy się wymknie i wszystko załatwi tak, żeby Shizuo się nie dowiedział.
- Nie no, ale to dziwne... - mruknął i wcisnął parter. Jeszcze się dowie, o co chodzi... - Może spytam Kasuki... Powinien mi po prostu powiedzieć. - Wzruszył ramionami. Izaya na pewno też coś wiedział. Tylko co...? Dlaczego? To mu nie dawało spokoju.
- Może trochę~! - odmruknął. - Faktycznie Shizu-chan, Kasuka powinien wiedzieć w końcu to on cię tu zaprosił i wysłał ci te liściki, no nie~?
- Nic nie wiesz? - spytał, jakby nigdy nic. Coś, co go dotyczyło i Izaya nie maczał w tym palców...? No po prostu w to nie wierzył...
- Mam pewne podejrzenia, aczkolwiek sam nie brałem w tym udziału~! - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem. Winda zjechała na parter i oznajmiła to cichym "dzyń". Izaya uśmiechnięty wyszedł z windy i obrócił się do Shizusia. - Ne Shizu-chan, gdzie najpierw idziemy~?
- Mógłbyś mówić jaśniej. - westchnął i skierował się do drzwi wyjściowych. - Najpierw przed siebie.
- Ty też mi nie chciałeś powiedzieć~! - Wystawił język. - Poza tym nie mam pewności~! - Uśmiechnął się wesoło i chwycił Shizuo za rękę.
- O czym nie chciałem powiedzieć...? Gdzie idziemy? I tak prędzej czy później się dowiesz. A ja chcę znać chociaż twoje podejrzenia. No, Izaya? Mnie też to dotyczy. - przypomniał. Naprawdę zżerała go ciekawość, co takiego się stało, że mają całe piętro i wszystko, czego dusza zapragnie dla siebie.
- No widzisz, ty też się prędzej czy później dowiesz o co chodzi~! - Wyszczerzył się wrednie. - Nie martw się Shizu-chan, to nic złego~!
- Ech... - westchnął, poddając się. I tak chciał wiedzieć... Po prostu był ciekawy. - Raczej później niż prędzej, co nie? - skomentował, idąc przed siebie. Tu musiał skręcić... A potem na polanę z tymi kwiatami... Otworzył pocky. - Chcesz? - Poczęstował go.
- Nie lubię słodyczy. - westchnął, przypominając mu. - Wiesz Shizu-chan, może jednak wcześniej. - Stanął, wpatrując się w kilka sylwetek przed nimi. Wyglądali jak armia urzędników... Albo może bardziej oddział. Wszyscy w czarnych garniturach i idealnie wyprasowanych białych koszulach. Nawet krawaty mieli identyczne! - Ne Shizu-chan może się zabawimy~! - mruknął, wpychając go w krzaki i pociągnął przez zarośla.
- Au... Boże, jak jakiś pedofil, żeby tak po krzakach... - parsknął, ale prawie biegł za nim. Takie gonitwy też mu się podobały... Jednak z Izayą ten spacer był tysiąc razy ciekawszy. I dzięki temu będzie mógł tym bardziej domagać się wyjaśnień...
- Tak, a ty jesteś małym zagubionym dzieciakiem, którego zaraz zgwałcę. - sarknął, przewracając oczyma. - Chyba odwróciłeś nasze role Shizu-chan~! - Uśmiechnął się wrednie. - Nie żebym miał coś przeciwko... Uwaga, gałąź. - mruknął, schylając się w biegu.
- Więc zazwyczaj jesteś zagubionym dzieciakiem i ja cię gwałcę? - parsknął śmiechem i w ostatniej chwili... Oderzył w gałąź. No cóż, ślad na policzku i tak nie zostanie na długo. No chyba, że powstanie siniak. - Tsss... Dobra, dzieciakiem jesteś, ale ja cię nie gwałcę, jasne? - spytał zaczepnie.
- A ja chciałem stwierdzić, że nie jestem dzieciakiem i to jedyna nieścisłość~! - zachichotał, wciąż go ciągnąc. - Druga gałąź~! - mruknął, tym razem trochę wcześniej. Może tym razem Shizuo nie oberwie...
- Tu wszędzie są gałęzie. - mruknął, po prostu zamykając oczy. Będzie co ma być, ubranie już miał poharatane, jego pocky i woda, które kurczowo przy sobie trzymał pewnie są już całe w liściach, twarz miał lekko pokaleczoną... Gorzej być nie mogło, nie? Tylko na nos musiał uważać, więc pochylił głowę i biegł, prowadzony przez Izayę. I tak go to za bardzo nie bolało. Tylko jak on wynajmie łódź w takim stanie...? - Poza tym, właśnie, że jesteś. Tak cię widzę i nie zmienię zdania. - Uśmiechnął się lekko, ale coś porządnie walnęło go w głowę, więc tylko syknął, krzywiąc się.
- Mówiłem, że gałąź. - mruknął, widząc krzywiącego się z bólu blondyna. Przystanął. - Wszystko dobrze?
- Przecież nie jestem z porcelany. - fuknął. - A te krzaki to jakiś busz. Gdzie my w ogóle jesteśmy? - rozejrzał się. Gałęzie i... Gałęzie... Myślał, że to ogrodzenie z krzaków, jak tu wcześniej szedł, ale nie, to chyba same krzaki...
- A bo ja wiem? - Wzruszył ramionami Izaya. Załozył sobie ręce za głowę i westchnął. - Ale tu fajnie, nie Shizu-chan~?
- Ta, fajnie... Ale nocować na ziemi nie będę... - zastrzegł. - Teraz decyduj, idziemy dalej, czy zawracamy do tej bandy... Ee... Co to właściwie było?
- Nie mam pojęcia, ale wyglądali na gang prawników~! - Uśmiechnął się, a widząc zdziwienie Shizuo dodał: - A przecież nikt nie lubi prawników.
- Mi są raczej obojętni... A wręcz się przydają... A tak serio, to chyba musisz ich znać, skoro uciekałeś przed nimi, nie? Zresztą, to nawet nie pytanie, czekam na wyjaśnienia. - Wyciągnął papierosa. Jak dobrze zaciągnąć się swoim nałogiem... O cholera, zapomniał zapalniczki. Nosz... No nie...
- Hahaha Shizuś bez swojego nałogu~! - zaśmiał się widząc, że blondyn nie ma czym odpalić papierosa. - A i nie znam ich konkretnie, ale na urlopie nigdy nie wróżą nic dobrego~! - Uśmiechnął się. Usłyszał z oddali głosy "Izaya-sama, Shizuo-san!!!", więc odwrócił się, gotów znów biec przez las. - Chyba mają do mnie większy szacunek~! - zaśmiał się. - No chodź Shizu-chan~!!!
- Ej... Nosz kurde, dlaczego ja "san", a ty "sama", co jest do cholery?! - warknął. Bez papierosa od dłuższego czasu, zestresowany, rozdrażniony i jeszcze niedawno musiał odłożyć drugą swoją ulubioną przyjemność z życia... Nie no, tego było za wiele! Naprawdę nic nie mogło być po jego myśli?! - Nigdzie nie idę, jak nie ty, to od nich to wyciągnę. - Założył ręce na piersi. - Przy okazji któryś może będzie miał zapalniczkę... - dodał do siebie.
- Jak nie pójdziesz ze mną teraz, to nie dostaniesz wiczorem tego co ci obiecałem i nie mówię tego ze złośliwości, po prostu nie będę fizycznie w stanie tego zrobić, więc chodź~! - Pociągnął go za rękaw, ale jak Shizuo się zaprze, to nikt go stamtąd nie ruszy... A już na pewno nie takie chucherko jak Izaya.
- I teraz ten wybór, papieros czy sex... - mruknął, ale dał się pociągnąć. Najwyżej jeszcze trochę wytrzyma bez papierosa, a potem... Potem pójdzie do tego sklepiku i kupi zapałki, jeśli jeszcze będzie otwarte. - To idziemy i mamy ich po prostu zgubić, tak? - spytał i przyspieszył.
- Tak~! - potwierdził, ciesząc się, że jednak jest dla Shizuo ważniejszy niż głupia nikotyna. - Miło, że ci na mnie zależy~!
- Jasne. Nie oddam cię tylko dlatego, że ktoś chce mi cię porwać... Zwłaszcza dlatego, tak właściwie. To nasze 3 dni i przez ten czas masz być tylko ze mną. - mruknął zaborczo. No co, taki był plan, nie przyjechał tu tylko po to, żeby Izaya gdzieś sobie łaził, podczas gdy on się będzie nudził, nie po to brał urlop... - Ale mógłbyś w końcu powiedzieć, czego oni od ciebie chcą. Na pewno wiesz. - dodał po namyśle.
- Nie wiem, domyślam się. - sprecyzował. - O? - mruknął głucho, stajac na skraju lasu. Tam była jakaś chatka, dziwne...
- To powiedz, czego się domyślasz... - westchnął i podążył za wzrokiem Izayi. Domek... Stary, zaniedbany, drewniany domek. Typowo drewniany, nawet nie pomalowany żadną farbą... Ciekawe, czyj... Kto mieszkałby w aż takiej pustelni...? Zaczął ciągnąć Izayę do drzwi.
- Nie, to ma być niespodzianka~! - burknął, niezadowolony. Poczuł jak Shizuo go ciągnie do tej dziwnej starej chatki i zaparł się nogami. - Nie Shizuo, stój, a co jak to jest... - Przełknął ślinę i rozejrzał się po bokach. - Domek jakiejś czarownicy?
- Niespodzianka, informacja o tym, dlaczego cię ktoś goni to niespodzianka, jasne... - Przystanął, słysząc przypuszczenia Izayi. Przez chwilę się powstrzymywał, ale po chwili aż zwinął się ze śmiechu. - C-cooo? Hahaha, dobre! Izaya, to nie bajka, to prawdziwe życie, jakie czarownice...? Hahaha, może nawiedzony przez duchy, no ale nie czarownice... No, chodź. - Pociągnął go dla samej przekory. No i z ciekawości. Dom wyglądał na opuszczony, więc może był pusty?
- Jak duch to idziesz pierwszy!!! - Przerażony, schował się za jego plecami. Nie miał zamiaru ryzykować, czarownice zmieniają niegrzeczne dzieci w żaby, a jak on miałby przekonywać ludzi do ciemnych interesów jako ropucha? Poza tym... Nie lubił czegoś, co powinno nie istnieć. Tolerował Celty i się nią wysługiwał, bo pokazała, że na to pozwoli. Saikę oddał, bo była demonicznym ostrzem i nawet jeśli mu się przydała, nieswojo mu było z nią w mieszkaniu, a Shizuś... Shizusia jakoś zaakceptował, ale trwało to 7 długich lat, więc wolał nie ryzykować.
- Pff. Boisz się? - mruknął i podszedł do drzwi, które, pchnięte silniejszym podmuchem wiatru, lekko się uchyliły. - Patrz, jakby ktoś nas zapraszał. - zażartował i popchnął drzwi tak, że stanęły otworem. - Skorzystamy z zaproszenia, z miłą chęcią. - odpowiedział jakby jakiemuś duchowi i wszedł do środka. - Patrz, gospodarz nie chce się ujawnić. - mruknął na widok starego, opuszczonego wnętrza. Jakby ktoś wyszedł stąd dawno temu i nie wrócił... Zero nowoczesności... Nawet świece były. A jak były świece... - O patrz, zapałki! - stwierdził z zadowoleniem, ciągnąc Izayę do stolika.
- Shizu-chan, nie denerwuj go... - poprosił, niepewnie stając na środku chatki. - Tak, tak, zapałki. - westchnął teatralnie. - Widzisz, już cię skusił, jak cię opęta to nie moja wina!
- Ta, przez zapałki. - prychnął. - Nikogo nie denerwuję, to tylko opuszczony dom. - mruknął, w zamierzeniu, uspokajająco. Zapalił papierosa i zaciągnął się. - Jak dobrze... To teraz rozejrzyjmy się, jak już tu jesteśmy, co? - spytał, zmierzając do drugiego pokoju.
     Izaya szybko chwycił go za rękę. Nie lubił takich strachów. Oczywiście dom strachów był do przyjęcia, te plastikowe tandety były nawet śmieszne, ale prawdzie duchy, nie ważne czy istniały czy nie, były przerażającą wizją.
- Nie martw się, to tylko zwykły dom. Oglądaj go jakby był na sprzedaż. - westchnął i ścisnął lekko jego rękę. - To jak już mnie trzymasz to chyba muszę opanować sztukę palenia bez wyjmownia papierosa z ust... - zażartował. W końcu drugą rękę miał zajętą... - A właśnie! - Wszedł do drugiego pomieszczenia, jakim była staroświecka kuchnia. - Położę tu pocky i wodę, potem po to wrócimy. - Zerknął na kuchenkę opałową. Tam chyba palił się ogień...
- Ruina, tandeta, do remontu, nie dał bym złamanego jena. - mruknął szybko, słysząc "na sprzedaż". Weszli do kuchni i Izaya znieruchomiał. - Znaczy się piękny dom, ale chyba nie powinniśmy odbierać go temu przemiłemu duchowi. - Zaśmiał się sztucznie i przełknął ślinę. - Ne Shizu-chan, czy ty też widzsz ogień pod paleniskiem? - Przylgnął całym ciałem do ręki blondyna.
- No, widzę. - Odłożył swój "bagaż" na stół. Zaczął się zbliżać do paleniska. - A dom wyglądał na opuszczony... - zamruczał, uśmiechając się. Ciekawe... Więc jednak mieszkał ktoś w tej dziczy?
- Shizu-chan nie podchodź~... - błagał, ciągnąc go w drugą stronę. - Nie chcę mieć opętanego chłopaka, to mnie nie kręci, wolę zboczonego brutala~!!!
- Ej, nie jestem zboczonym brutalem! - warknął. - Poza tym od ogniska też mnie jakoś nie opęta... A to, co się tam gotuje, to chyba zupa, czy coś... Jak sądzisz? - Spróbował zajrzeć do garnka.
- No Shizuo, nie drażnij się ze mną~! - pisnął, dalej starając się go odciągnąć, bezskutecznie. - Nie pij tego!!! - wrzasnął przerażony, patrząc na niego. - A jak to jakiś eliksir... Albo trucizna~?
- Czarownice i inne takie nie istnieją. Celty to wyjątek. Ale serio... Eliksiry? Tyle lat z Shinrą i ty nadal boisz się eliksirów? - Nachylił się nad garnkiem i powąchał jego zawartość. - Niebędę zjadał komuś obiadu. Chociaż w sumie to zgłodniałem... - Usłyszał jakieś stukoty. Prawdopodobnie z sufitu... - O, właściciel w środku. Może przeprosimy za najście? - zapytał poważnie.
- Nie, nie, chodź, lepiej tej czarownicy bardziej nie denerwować... - panikował. - A Shinra nie robi żadnych eliksirów, tylko normalne leki. - fuknął.
- No. A to jest normalna zupa. - wzruszył ramionami. - To nie żadna czarownica... - Usłyszał kroki. - Weź odpowiedzialność za wtargnięcie. W końcu jak byto wyglądało, jakbyśmy się teraz wymknęli...? O kurczę. - zgasił szybko papierosa i wrzucił w ogień. - No taa... Jakoś to wyjaśnię... - mruknął, odrobinę głupio się czując.
     Izaya już nic nie mówiąc schował się za plecami blondyna i czekał na najgorsze.
- Jak dobrze, że jesteś taki wielki. - Uśmiechnął się słabo. Przynajmniej miał antymagiczną osłonę, może potworów czary się nie trzymają?
- Weź daj spokój... - zdążył mruknąć, nim w progu pokazała się stara, pomarszczona pani. Spojrzała na nich zdumiona.
- Kim jesteście??? - zachrypiała, zaskoczona.
- Ee... Przepraszam za najście. - skłonił się lekko. - Myśleliśmy, że dom jest pusty.
- Słucham...? Jestem trochę przygłucha...
- Przepraszamy za najście! - powtórzył głośniej. - Myśleliśmy, że nikogo tu nie ma!
- Wy?
- Tak... Hej, Izaya, wyłaź. - mruknął ciszej, okręcając się lekko.
     Izaya niepewnie wystawił głowe z za jego pleców.
- Dzień dobry! - przywitał się niepewnie i szepnął do Shizuo. - Jesteś pewien, że to nie czarownica?
- Och... - westchnęła staruszka, przypatrując się im. - Więc dzień dobry. - skłoniła się lekko. - Czego chcieliście w pustym domu...? I co skoro już wiecie, że należy do mnie?
- Tak. - mruknął. - Wyłaź, to niegrzeczne. - dodał głośniej, na co kobieta zachichotała, zasłaniając usta dłonią. - Właściwie, to ja chciałem zobaczyć, co to za dom... Bardzo ładny. - Uśmiechnął się lekko. - I skoro już wiemy... To chyba już sobie pójdziemy, nie będziemy pani męczyć.
- Ależ nie męczycie! - zaprzeczyła szybko. - Może ty i twój strachliwy kolega zjecie trochę ciastek? Wnuczka miała mnie odwiedzić, więc zrobiłam, ale chyba wystarczy też dla was...
- Strachliwy. - teraz to on zachichotał. - Hmm, ja właściwie wziąłbym kilka... Mój "kolega" trochę mnie wymęczył bieganiem przez te chaszcze niedaleko...
- Um, przepraszam, że męczę! - fuknął rozeźlony i założył ręce na piersi, nadymając policzki.
- No, nie złość się. - parsknął i poklepał go po głowie. - To wina jakichś gości, którzy nas gonili, tak w sumie. Niemniej to było męczące. - dodał.
- Dawno nie miałam gości, oprócz wnuczki... - napomknęła kobieta, podchodząc do jakiejś szafki. Wyciągnęła ogromny słój, ale jakimś cudem go nie stłukła.
- Może pomóc? - spytał natychmiast blondyn. Jeszcze czego, żeby się na ich oczach połamała...
- Nie trzeba, radzę sobie. - Postawiła i otworzyła słój. - Częstuj się.
- Dziękuję. - Skinął głową i sięgnął do słoja. Mmm, ciastka... - Iza... A nie, ty nie lubisz. Chcesz wody po biegu?
- Nie, jest dobrze~! - Uniósł kciuk w górę na potwierdzenie tych słów. - Ale jestem ciekaw, dlaczego pani mieszka sama na wyspie, do tego przy planie filmowym! - zwrócił się do staruszki.
- Jak wolisz... - mruknął i wsadził ciastko do buzi. Było przepyszne... I z kawałkami czekolady... Trafił do raju w tej dziczy...
- Mieszkam tu od zawsze. - Odpowiedziała kobieta z uśmiechem. - Od urodzenia. To co na zewnątrz raczej mnie nie obchodzi. Nie oglądam filmów, nie rozumiem, co oni tam wyprawiają i dlaczego czasem są tak głośno. Ale to akceptuję. Nie masz ochoty na ciastka? - Zamieszała w garnku. - A może masz ochotę na zupkę? Pewnie jesteś głodny...
- Nie, dziękuję! - zaprzeczył, machając rękoma i uśmiechnął się pogodnie.- Jakoś tak nie mam apetytu!
- Szkoda... - mruknęła kobieta. - No nic. A herbaty? Nie chcę, żebyście odeszli, jeśli czegoś wam brakuje... Bardzo mi miło, że mnie odwiedziliście. - Uśmiechnęła się.
- To najpyszniejsze ciastka świata. Mógłbym prosić o przepis...? - spytał Shizuo dość niewinnie. W końcu... Jeśli już była taka miła... To taki bonus z tej podróży byłby niemal jak cud.
- Oczywiście. - Podeszła do jednej z szafek i podała mu przepis. - Znam go na pamięć, nie będzie mi potrzebny.
- Dziękuję. - Skłonił się lekko i schował karteczkę do kieszeni. - Pocky przy tym się chowa...
- Taki komplement od Shizusia. Musi być pani świetną kucharką! - Uśmiechnął się szczerze do kobiety. Wolał jej wypieki od pocky... to chyba cud! - A może ja zrobię pani herbaty, jest pani dla nas taka miła!
- Nie trzeba, nie trzeba~... Już i tak chyba nikt w tych czasach nie wie, jak używa się mojej "kuchenki", żeby zagrzać wodę. - Zachichotała w rękaw. - Miło mi słyszeć takie komplementy... Może jednak spakuję ci tych ciastek? Moja wnuczka skubnie kilka i powie, że jest na diecie... Zapewne...
- Jesli bym mógł... Ale to byłoby nie fair, gdybym tak po prostu je zabrał... - Shizuo był trochę rozdarty. I jak to dbać o uprzejmość...?
- Um, to może coś dla pani zrobimy? - zaproponował Izaya. - Czy jest coś, czego pani by potrzebowała?
- Hmm... Właściwie, to skoro obaj jesteście mężczyznami... Potrzebuję przenieść pewną szafę, tylko, że ona jest jednak dość ciężka... - zmartwiła się. - Ale nie, nie, nie powinniście się mną przejmować, jesteście na wycieczce, więc korzystajcie z życia i nie zajmujcie się takimi błahostkami. Tak stała i tak może stać dalej. - Machnęła ręką beztrosko i sięgnęła po chustę z jakiejś szafki, zaczynając pakować do niej ciasteczka.
Shizuo akurat był w trakcie pochłaniania ciastka i nie bardzo miał jak zaoponować, więc liczył, że Izaya zgodzi się za niego.
- Shizuś bardzo chętnie ją przeniesie, jak już się oderwie od tych ciasteczek~!!! - Uśmiechnął się brunet. - Jakby pani mu nie dała ich tyle to pewnie już by przenosił, ale ten łakomczuch uwielbia czekoladę... - Pokręcił głową z niedowierzaniem widząc, że Shizuo pochłonął już połowę wszystkich ciastek jakie były.
- Sam? - zdziwiła się, przerywając zawiązywanie chustki z drugą połową ciasteczek.
- Przepraszam. - mruknął, kiedy już przełknął. - Po prostu lepszych nie jadłem... - Skinął głową. - Sam. Tylko niech się pani nie boi... To gdzie ta szafa?
- Jeśli przeniesiesz ją sam, dołożę ci całą resztkę ciastek~! - oznajmiła, uśmiechając się. - Chodźcie, zaprowadzę was. - Krótkimi, wytwornymi kroczkami przeszła do salonu i wskazała dość dużą szafę. - Ale czy na pewno dasz radę? Przedźwigniesz się. - zwątpiła.
- Niech się pani nie martwi. - parsknął. Ten raz jego siła mogła być przydatna... Podszedł do szafki i po paru sapnięciach oderwał ją od ziemi. - Dokąd?
- D-dziesięć centymetrów w prawo... - zająknęła się. Wytrzeszczyła oczy. On naprawdę sam to zrobił...? - Ja śnię? - spytała, otumaniona.
- Nie, Shizuś jest strasznie silny~!!! - zakomunikował brunet wesoło.
- Taa, tak jakoś... - mruknął i postawił szafę na tyle ostrożnie, na ile się dało.
- A-ale ja nawet nie wyjęłam z tamtąd ciuchów... - mruknęła. Przyjrzała mu się uważnie. Nie wyglądał na aż tak silnego... - Dobrze. Zasłużyłeś na ciastka. - Uśmiechnęła się lekko i wróciła do kuchni. - Życie w tym miejscu nauczyło mnie nie pytać. - oznajmiła. - Kiedy czasem zjawia się nieoczekiwany przybysz, nie ważne, czy to duch czy człowiek, bardzo mi miło, że mnie odwiedza. - Uśmiechnęła się odrobinę nostalgicznie i dosypała resztę ciastek, po czym wręczyła je Shizuo. - Wyglądasz na człowieka, ale chyba jesteś dobrym duchem. Bardzo dziękuję ci za pomoc. - Skłoniła się lekko.
- D-duch? - Izaya momentalnie schował się za blondynemi i nieufnie wpatrzył w staruszkę. - Shizuś to nie duch, to potwór- uściślił.
- Potwór? - zdziwiła się i jeszcze raz przyjrzała blondynowi. - Ale przecież mi pomógł. Potwory nie pomagają, tylko dobre duchy. - oznajmiła pewnie.
- Słyszysz, Izaya? - zaśmiał się, odwracając się do bruneta. - Ja tu jestem duchem. To chyba mnie powinieneś się bać. - zaśmiał się.
- Nie, jesteś potworem, duchy nie mają ciała. - mruknął. - A odwiedzają panią jakies inne - przełknął nerwowo ślinę - duchy?
- Jak wolisz... - mruknął i odebrał swoje ciastka, skłaniając się lekko. - Dziękuję. - Uśmiechnął się.
- Inne...? Zdarza się... Czasem pomagają, czasem uprzykrzają życie, a czasem bładzą. - Wzruszyła delikatnie ramionami. - Czasem trudno określić, czy to duchy, demony, czy ludzie. - Zdjęła zupę z ognia.
     Izaya zadrżał przerażony, chowając się za blondynem i przytulił mocniej do niego. Nie miał zamiaru widzieć duchów, nie po to tu przyszli...
- Oj no, daj spokój, kleszczu. - parsknął. - Przecież to nie musi być dosłowne... - dodał ciszej. - Dziękujemy za gościnę. - Zabrał swoją wodę i pocky. - Będziemy już iść, bo Izaya boi się duchów. - Uśmiechnął się, rozbawiony.
- Nie ma za co. - Staruszka tez się uśmiechnęła. - Jeśli będziecie tu na dłużej, możecie śmiało mnie odwiedzać. - zaproponowała.
- Dziękujemy. Jeśli nie będziemy potrzebni gdzieś na planie filmowym, z chęcią się tu jeszcze pojawimy. - Odpowiedział i ruszył do drzwi. - Oy, Izaya, ale nie musisz tak mnie ściskać, chodź normalnie...
- Nie boję się! - fuknął urażony. Jednak wtulił się mocniej w blondyna i szepnął: - Nie mów tak głośno, bo jeszcze cię usłyszą... - Szedł za nim, nadal używając go jako tarczy. - Nie ma mowy, nie puszczę, bo nie chcę zginąć!!!
- A ja to jakaś tarcza antyduchowa? - mruknął, rozdrażniony. - Proszę cię, zachowuj się normalnie, mówiłem już, że tu nic nie ma... - starał się go przekonać. - Zdarzyło się coś niezwykłego? Nie, ani trochę. no, może zjadłem najbardziej niesamowite ciastka świata, ale nic poza tym... - Coś do niego dotarło. - Aha, ok. Możesz tak iść, nieważne.
- Co? Skąd ta zmiana, ne Shizu-chan~?
- Wiesz... Ja boję się samolotów, ty duchów. Więc w sumie to chyba cię rozumiem. Ale nie wolałbyś mnie trzymać za rękę, czy coś...? W ogóle, którędy wyjść? Znów przez krzaki? - przystanął i rozejrzał się po podwórku.
- Ne... Shizu-chan, też widzisz tam wodę? - Pokazał mu, że między krzakami widać ocean. - Shizuś, chodź na plażę~! Proszę, proszę, proszę~! - Chyba się napalił.
- Na plażę...? Nie mamy strojów... - przypomniał. - Ale ok, jeśli chcesz. - Wszedł między drzewa.
- A czy nam to kiedykolwiek przeszkadzało~? Najwyżej Shizuś pochodzi jak go pan bóg stworzył, ja sobie chętnie popatrzę~! - Wyszczerzył się wrednie, łapiąc go za rekę i ciągnąc przez krzaki.
- Hah, tak stawiasz sprawę? - Zaśmiał się. - Dobra... Ja też chętnie sobie na ciebie popatrzę. Chociaż nie wiem, czy nie jest na to za późno. - Zatoczkę obejrzą sobie chyba jutro... No chyba, że tu też można było wypożyczyć łódź, ale... Mimo wszystko wolał pływać po zatoczce. - Glupie krzaki. - mruknął. - Jak ta jej wnuczka będzie się przez nie przedzierać...?
- Nie wiem, wolę nie wiedzieć, nawet nie spekuluj, że ta babcia mogła być duchem. - pisnął, idąc szybciej.
- Ja nic nie spekuluję. - Powstrzymał śmiech. - Jak na ducha była wyjątkowo ludzka. I robiła pyszne ciastka, jak na mój gust z bardzo świeżych składników. Tylko mleka mi brakowało. - Wzruszył ramionami. - Swoją drogą... Co powiesz na pójście do takiej małej zatoczki, jak się ściemni...? Jeśli zdążymy. To nie msi być dziś. - dodał.
- Jasne~! Jeśli Shizuś zaprasza mnie na romantyczny spacer przy zachodzie słońca to przecież nie mogę odmówić~! - Uśmiechnął się trochę wrednie i stanął na plaży. Rozejrzał się. Nikogo nie było, ale woda wyglądała obiecująco. - No Shizu-chan zdejmuj spodnie~!
- Czemu spodnie a nie bluzkę?! - podniósł głos, a po chwili zaczął się śmiać. - Nie gwarantuję ci wtedy nietykalności. - zastrzegł. - A co do spaceru... Nie tak to sobie wyobrażałem, ale może być. - mruknął.
- Moja nietykalność nie jest najważniejsza~! - Wyszczerzył się wrednie. - W sumie bluzkę też ściągaj, mam ochotę sobie popatrzeć~!!!
- Tak, tak, ale ty też się rozbieraj. - parsknął i zaczął ściągać koszulkę, zerkając co jakiś czas na Izayę. No, jak jego nietykalność nie była teraz najważniejsza... Chociaż w sumie byli na plaży... No i musiał dbać o ciastka i pocky. Nie, jeszcze nie.
- A co, Shizu-chan też chce sobie popatrzeć~? - zachichotał. Wiedział, że chce. - Ne Shizu-chan, a może chcesz mi z tym pomóc~?
- Jasne, że chcę. - Uśmiechnął się lekko i podszedł, najpierw zdejmując z niego bluzę, a następnie obejmując go od tyłu i powoli wkładając mu ręce pod koszulkę, podciągając ją powoli, przy okazji jeżdżąc po delikatnie wyrzeźbionych mięśniach jego klatki piersiowej.
- Ne, Shizu-chan lubi się tak bawić, prawda~? - Uśmiechnął się szczęśliwie, w końcu Shizuo się cieszył... A no i zapomniał o tych prawnikach, którzy ich gonili, więc było naprawdę dobrze~!
- Mhm... - mruknął, zachaczając palcami o jego sutki, ale wciąż jadąc wyżej, aż w końcu ściągnął ją z niego. Tak, ciastka już dawno leżały w bezpiecznym miejscu, osłonione przed piaskiem. Teraz nie one były najważniejsze... Teraz chciał rozebrać Izayę z wszystkiego, w co sam go zresztą wcześniej ubrał.
     Izaya jęknął cicho. No tej części zabawy to już nie lubił. Dlaczego to on miał jęczeć jak debil? Położył rece na piersi blondyna i pchnął go lekko w tył. Liczył, że Shizuo poleci na piasek, a on razem z nim.
     Blondyn tylko popatrzył na niego, rozbawiony. Czy on liczył, że upadnie...?
     Objął go i z rozpędu sam glebnął się na piasek, wywracając się razem z nim. Jedyne co, to to, że Izaya leżał teraz na nim... Ale Shizuo wciąż go do siebie tulił.
- To planowałeś, tak...? - chciał się upewnić. - Więc co dalej?
- Nic szczególnego~! - Uśmiechnął się bardziej, obejmując głowę Shizuo i przyciągając go do krótkiego pocałunku. - Ale może ty masz jakiś pomysł~?
- Hmm, skoro mam wolną rękę... Jakiś się znajdzie. - oznajmił ze śmiechem i wpił się w jego usta zachłanniej, dłońmi wodząc po jego plecach. Taka chwila bliskości bez pośpiechu - bardzo mu się spodobała ta wizja.
- Mhm~!!! - Izaya zamruczał z aprobatą, pogłębiając pocałunek. Jak on się za tym stęsknił, stęsknił się za tym pierwotniakiem, za zabawami z nim i nawet tęsknił za bólem tyłka następnego dnia. - Ne Shizu-chan, kiedy ostatni raz to robiliśmy~? - zaciekawił się. W sumie teraz przez trzy dni pracował niemal 24 na dobę, wcześniej też miał dużo zleceń, więc...
- Całe wieki temu... - westchnął, kładąc głowę na piasek i patrząc na niego. - A tak dokładnie, to jakieś dziewięć... Nie, to był sen, dwanaście dni. - Uśmiechnął się lekko. Niee, skądże, Izaya wcale mu się nie śnił... Wcale. - Jak już się widzieliśmy, to na to nie było czasu. - wykrzywił lekko kąciki ust i nie przestając obejmować go w pasie, a drugą ręką znów zaczął wodzić po jego klatce piersiowej. Był spięty i brakowało mu tego, a cały ten czas się powstrzymywał... Było ciężko... Chyba w życiu tyle nie pracował nad opanowaniem, co przy Izayi.
     Izaya wyszczerzył się wrednie.
- Czyżby samotność tak doskwierała mojemu potworkowi, że aż miał mokry sen ze mną~? No wiesz Shizu-chan~? - Pokręcił głową i zacmokał z dezaprobatą. - Było do mnie dzwonić, przyszedłbym~! A ty co, nawet raz nie mogłeś, nawet jednego słodkiego SMS'a nie chciało ci się wysłać~... -  Udawał, że jest smutny i że naprawdę czegoś takiego by chciał... No bo w sumie chciałby, ale ponieważ to było niemożliwe mógł się cieszyć tym, co miał. A miał Shizusia, który właśnie przyznał się do krepującej sytuacji~!
- Pff... A żebyś wiedział, doskwierało. - Uśmiechnął się szeroko, i dla odmiany niebezpiecznie, po czym przeturlał się tak, że teraz to on był na górze. Zjechał dłonią po jego brzuchu, zatrzymując się na wybrzuszeniu w spodniach i pocierając je lekko. Patrzył mu cały czas w oczy. - Ale byłeś zajęty pracą, prawda? Poza tym... - Przekręcił lekko głowę. - Sny o tobie to nic niezwykłego. W końcu któregoś dnia zmieniam je w prawdę... A ty? - mruknął, nachylając się nad jego uchem. - Śnię ci się czasem...? - Potarł powiększające się wybrzuszenie nieco mocniej.
- M-może...- Izaya odwrócił speszony głowę. Shizuo się wycwanił nie ma co, tak obracać jego słowa. - Ale wiesz, ostatnio nie miałem zbytnio czasu na spanie~! - zachichotał. - Ne Shizu-chan i może jeszcze mi powiesz, że zamierzasz zmienić ten swój sen z przed 9 dni w prawdę właśnie teraz, co~?
- Być może. - odparł tylko, rozpinając jego spodnie i wkładając mu rękę pod bokserki. - Właściwie, to wtedy płakałeś, więc... Chyba jednak zmienimy nieco scenariusz. - Pocałował go w kącik ust, zjeżdżając na szyję i powoli dochodząc do ramion. Miło by było teraz to zrobić... Mimo wszechobecnego piasku...
- Aż tak ci się chciało, że zerżnąłbyś mnie jak stoję... - mruknął niepocieszony. No cóż, nie jego wina, że liczył na trochę innego rodzaju sen. Naprzykład taki w którym spełniał wszystkie zachcianki Izayi, a ten łaskawie pozwalał się dotknąć.
- No wiesz co? - mruknął niezadowolony, odrywając się od niego. Powstrzymywał się tych dwanaście dni, powstrzymywał się dziś, mimo, że mógł to przecież zrobić w każdej chwili, mimo, że mieli to zrobić już w hotelu... A on rzucał takimi oskarżeniami? - Więc czego byś chciał? - spytał powoli, wyciągając dłoń z jego bokserek. Niech się teraz męczy ze swoim podnieceniem, jak chce... Tak, Shizuo czuł się obrażony. No i co? Nic nie mógł na to poradzić...
- Liczyłem, że potraktujesz mnie jak kochanka nie jak dziwkę, tylko tyle Shizu-chan~! - Uśmiechnął się pogodnie, przysuwając jego rękę do swojego krocza. - Wiem, że wytrzymałeś już długo i dzisiaj dalej się trzymasz, więc... Możesz... - Zastanowił się przez chwilę i z wielkim uśmiechem na mordce oświadczył mu: - Już nie musisz się powstrzymywać~!
     W tym samym czsie grupa zziajanych ubranych w garnitury ludzi wypadła z lasu i otrzepując się z liści, gałęzi i eksmitując wiewiórkę z aktówki, ruszyli w stronę tej osobliwej parki.
- Nie traktuję cię jak dziwki, Izaya. - oznajmił poważnym, może nieco gniewnym tonem. - Gdybym tak cię traktował, zadzwoniłbym wtedy, że chcę, wykorzystał i pozwolił odejść. Jest różnica. - mruknął. Położył dłoń na jego policzku i patrząc mu w oczy, zbliżył się do jego ust. Teraz targały nim bardzo sprzeczne uczucia. Jednym była chęć zadowolenia ich obu, drugim zrobienie na złość Izayi. Ciężko było wybrać... Dlatego pogłębił pocałunek, dając sobie czas. Ludzi wychodzących z lasu w ogóle nie zauważył...
- Wiem... - szepnął cicho nim ich usta się połączyły. O co Shizuo się wkurzał, przecież on wcale nie narzekał. Nic nie zrobił.
- Eto... Przepraszam, że przerywam tę upojną chwilę Izaya-sama, ale... - Stojący przed nim człowiek jąkał się niemiłosiernie i nie wiedział, jak ubrać w słowa swoje myśli... A trzech czy czterech kolegów za nim po prostu stało, patrząc na Shizuo jak na kosmitę.
     Shizuo momentalnie się od niego oderwał, słysząc czyjś głos. Zupełnie zapomniał, że nie są na całej tej wyspie sami... Poza tamtą staruszką, choć o niej w tej chwili też nie bardzo pamiętał. Wraz z dotarciem do niego świadomości o tym, że ktoś ich widział, widzi i tu jest, zalała go też potężna fala gniewu. Nie dość, że im przerwano, to jeszcze tak bezczelnie się gapi... li... Właśnie się odwrócił i zlustrował wszystkich "biznesmenów" wzrokiem pełnym czystej wściekłości.
- Czego? - warknął niemiło. Zresztą, co go obchodziło, czy niemiło? Przychodzenie i podglądanie kogoś też nie było miłe. Sami zawinili sobie pierwsi...
- Oi, oi, Shizu-chan uspokój się, wiem, że prosiłem żebyś się nie hamował, ale musimy z tym widać jeszcze poczekać. - Uśmiechnął się przepraszająco, wstając z blondyna. - Poza tym jak dalej będziesz tak patrzył to zejdą na zawał. Już pewnie od rana wypili tyle kawy... Ba, codziennie tyle piją, że mają nadciśnienie, o zawał nie trudno~! A jak my niby poterm wyjaśnimy twojemu bratu, że zginęło nagle czterech ludzi, co~? - Uśmiechnął się pogodnie i klepnął blondyna w głowę. - Uspokój się~! Proszę? - Przekrzywił głowę. Na razie nie przejmiował się prawnikami, póki co tylko stali, prawda?
- Pff... - prychnął znowu i przeniósł wzrok na leżące niedaleko zawiniątko z ciastkami. - Grupowe samobójstwo. - Uśmiechnął się groźnie. - A teraz się ubierz, dobra? - Wstał i poszedł po jego bluzę, po czym mu ją rzucił. - I zapnij spodnie. - Podszedł bliżej i starając się nie patrzeć na tych gości, żeby nie zeszli, zapytał: - No więc, o co chodzi???
- Eeee... Właściwie to przy... przysłano nas, abyśmy sprowadzili Oriharę-sama na z-zebranie i... i... i...
- Omówili pewne kwestie. - Drugi odzyskał głos, gdy pierwszy zaniemógł.
- Eh... Wiedziałem~... - westchnął niechętnie Izaya, zapinając spodnie. - Czy ja zawsze muszę mieć rację? - mruknął niechętnie. - Ile to durne coś potrwa? - Już chciał mieć to za sobą, niż trzy dni przed nimi uciekać.
- W-właściwie t-to zebranie po-powinno skończyć się o północy, a zacząć... - Spojrzał na zegarek. - Dwie godziny temu, ale czekamy na pana, więc... - Wolał nie dopowiadać, widząc wzrok blondyna.
- Do. Północy. - wycedził. - Mam czekać do północy...? - Coś czuł, że Kasuce się od niego oberwie. Albo przynajmniej dostanie burę. No nie... Sprowadził go tu z Izayą, bo...? Nie. Nie, nie i nie. - No chyba, kurde, nie. - wywarczał i odwrócił się, biorąc głęboki wdech nosem. Musiał się uspokoić... Mimo wszystko nie chciał zepsuć tych nagrań... Nie, nie chciał... - Po co wam Izaya? - spytał, nie odwracając się. Nie dbał o to, że to zniewaga. Sprowadzili go tu podstępem, przecierpiał samolot, a teraz jeszcze zabierają mu kochanka na noc. Pfff!!!
- H-Heiwaima-san, tylko spokojnie. - pisnął urzędnik, chowając się za teczką. - To... Ściśle poufna informacja. - mruknął widząc, że Izaya przyciska palec do ust, a chwilę później z głupim błagalnym uśmiechem składa ręce jak do modlitwy.
- Dobra... - westchnął brunet, przeciągając się. Och, chyba dziś też nie pośpi... - ...No to... Spotkamy się koło drugiej Shizu-chan~! - Uśmiechnął się przepraszająco. - Jak do tego czasu nie zaśniesz~! - dodał wrednie i obrócił się w stronę prawników. Jak mus, to mus.
- Ściśle poufna. Bo kurde uwierzę. - parsknął nerwowym śmiechem. Podszedł do zawiniątka z ciastkami i pocky, zabrał wodę i ruszył w stronę drzew. Zaraz by kogoś skrzywdził, gdyby sobie nie poszedł... - Do drugiej... Jak mnie zastaniesz! - dodał i wszedł do lasu. No i wszystko co miłe się skończyło. Może lepiej trochę pochodzi, nim w ogóle zacznie wracać do hotelu... Tak, tak będzie lepiej... Przynajmniej nie będzie stanowił zagrożenia. A samego lasu nie miał co się bać, bo w końcu niebezpieczeństwem to był on sam, nie dzikie zwierzęta, seryjni mordercy, czy nawet duchy. I zresztą nie wierzył, że jakiegoś spotka. A może by wrócić na plażę i popływać, jak tylko ta zgraja sobie pójdzie? Tak, to był chyba najlepszy pomysł.
     Wyciągnął ciastko, zagłębiając się w las.
- Shizuo! Shizu-chan! - wrzasnął za nim i chciał nawet pobiec, ale drogę zagrodzli mu ci wredni prawnicy. Niby tacy cisi i się boją, ale drogi blokować potrafią. Izaya tylko westchnął i wrzasnął: - Nie złość się no, nie moja wina!!! - i ruszył za jednym z mężczyzn w stronę... chyba hotelu. Czuł się źle, zostawił Shizuo i jeszcze nie powiedział mu prawdy, a obiecał, że nie będzie przy nim kłamał. Ale to przecież było dla dobra Shizu-chan'a, na pewno będzie się cieszył z niespodzianki... Za pół roku jak nie więcej, bo dopiero wtedy ją dostanie. Westchnął raz jeszcze.
     Izaya wszedł do hotelu, przywitał się z wszystkimi, usiadł w fotelu, który ponoć czekał specjalnie na niego i słuchał, jak to kolejni kudzie wygłaszali długie mowy o budżecie, sponsorach, planach, potem kwestie marketingu i reklamy, znów wrócili i rozwodzili się nad fabułą filmu. Wszyscy, dosłownie wszyscy starali się go jakoś zainteresować i co chwile dziękowali "hojnemu sponsorowi", a po 3 godzinach Izayi chciało się rzygać już od samego brzmienia tych słów. Oczywiście mógłby udawać, że mu się podoba, że jest zadowolony, ale przecież co by to zmieniało. Porozmawiał chwile z nimi, stwierdził, że nawed bez jego ingerencji zrobią na pewno świetny film i polecił im parę osób od różnych błahostek, a tak, żeby trzymać rękę na pulsie. W końcu władował w to ogrom swoich funduszy, prawda? Jedyne na tym spotkaniu co go zaciekawiło, to proponowana data 20 stycznia, którą Izaya specjalnie zmienił na 28.01 i kazał nie przekraczać daty tej premiery w kinie w Tokio w Shinjuku. Potem wniesiono jedzenie i picie. Izaya już pominął to, że alkohol, i rozpoczęło się coś na krztałt firmowej imprezy. Gdy już wszyscy się z nim przywitali chciał dyskretnie zniknąć. Podszedł tylko do szefa produkcji.
- Dziękuję za zaproszenie. - burknął do lekko wystawionego człowieka i chciał już iść.
- Było by równie miło, gdyby przyjął pan jedno z 12 poprzednich i nie musielibyśmy zapraszać tu pana w tak niekonwencjonalny sposób.
- No cóż, lubię niezwykłość~! - Uśmiechnął się i poszedł do wyjścia. Cicho warknął słysząc za sobą, że jutro znów jest jakieś zebranie. Miał wielka nadzieję ze ON nie zostanie zaproszony...
     Było koło pierwszej jak wyszedł.
- Ciekawe, czy jest w hotelu... - Ledwie żywy poczłapał w tamtą stronę, co chwila ziewając. A no tak, miał jeszcze zadowolić Shizusia. No cóż, dziś też się nie wyśpi. Życie, tak też bywa...
     Shizuo zostawił swój "bagaż" na plaży, rozebrał się i zwyczajnie wskoczył w ciemną, chłodną toń wody. No, może nie do końca "wskoczył", jednak szybko wszedł i zajął się pływaniem. Nie sprawdzał czasu, każda kolejna godzina była po prostu chwilą rozmyślań.
     Właściwie, to nie była wina Izayi, że gdzieś go potrzebowali. Może i niepotrzebnie się denerwował... Nie, denerwował się potrzebnie, ale mógł go nie puszczać... Choć tak w sumie, to czego to mogło dotyczyć, jak nie filmu...? A tego nie chciał psuć Kasuce, więc nie mógł się czepiać. Czyli, że nie miał wyboru... Ale i tak denerwowało go to, że musiał puścić Izayę. Już nawet nie chodziło o to, że chciał "to" z nim zrobić... Chodziło o chwilę prywatności, wolności... Czegoś sam na sam. A nie w kółko tylko "interesy" "praca" "spotkanie" i inne takie. Byli na wyspie, do cholery! Tu reguły szybkiego życia powinny przestać obowiązywać!
     Wyszedł z wody i nie przejmując się tym, że jest mokry, ubrał się, po czym skierował w stronę hotelu. Zerknął na telefon. Około 50 minut po północy... Do tej drugiej zdąży. Powinien być koło hotelu już za... Nie wiedział, za ile. Nie wiedział nawet, gdzie tak dokładnie jest. Biegł plażą, jednak wciąż widział po boku tylko las. Biegł skrajem lasu, ale drzewa ciągnęły się i ciągnęły... Miał wrażenie, że błądzi na oślep. Którędy oni wcześniej szli...? Wszedł w końcu do lasu. Rozejrzał się. Ciemno jak nigdy... W pobliży zauważył wilka. Uśmiechnął się lekko. Zwierze zagłębiło się w las, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Jednak kiedy nie poszedł za nim, wilk przystanął i obrócił się. Shizuo miał wrażenie, że ma zwidy... Jednak jak tak, to czemu by za nim nie pójść...? Już gorzej być nie mogło, nie? Najwyżej zaśnie w lesie i rano wejdzie na jakieś drzewo, albo lepiej, rozwali las i go znajdą.
     Po usłyszeniu krókiego warknięcia, przestał się nad tym zastanawiać.
     Po około 20 minutach trafił na skraj lasu. Wilk przystanął koło niego. Poraz pierwszy Heiwajima zaczął się zastanawiać, czy duchy naprawdę istnieją...
     Jednak teraz nie miał na to czasu. Pogłaskał zwierzę po łbie i zaczął zawracać polaną. Przyspieszał kroku, aż w końcu zaczął biec. Ostatnie pięć minut oczekiwania, po czym wpadł do windy i wjechał na górę. Zmęczony, otworzył drzwi pokoju. To był najdłuższy wieczór jego życia...
     Izaya zdenerwował się, gdy winda zamknęła się dokładnie w momencie, w którym wszedł do hotelu. Kto o tak później godzinie jeździ windą? - zdenerwował się. - I to jeszcze tak wysoko! - Ale chcąc nie chcąc musiał czekać, aż winda znów przyjedzie. Westchnął i zaczął nerwowo przyciskać guzik. Nie wydawał dźwięku... Szkoda. Gdy wreszcie przyjechała, trochę chwiejnym ze zmęczenia krokiem wszedł do środka i wjechał na samą górę Otworzyły się drzwi i Izaya wszedł do ich apartamentu, potem do sypialni, i zobaczył rozbierającego się blondyna.
- Shizuś, nie śpisz? - wyrwało mu się na głos.
- Hm? - mruknął. Zachrypł od tego bezustannego biegu... I podążania za wilkiem... Jedno jest pewne, o tym to chyba nie powinien nikomu mówić. - Nie śpię. - mruknął mało wyraźnie i odkaszlnął. - Właśnie wróciłem. - To pewnie od tej słonej wody... Tak, ona też mogła być winna. Zaraz wleje w siebie parę kubków wody i będzie dobrze.
- To dobrze. - Uśmiechnął się szczęśliwy i przytulił się od tyłu do blondyna. - Skoro ty nie śpisz i ja nie śpię, i raczej zadnego z nas już nie porwą, wiesz co to znaczy~? - zamruczał. Starał się brzmieć przekonująco, w końcu takie zaspokojenie się Shizuo należało. Po tym wszystkim, po tym, że nie miał dla niego czasu, dzisiaj po tych tajemnicach. I nie ważne było, że był śpiący, ważny był jego chłopak. Powstrzymał się przed ziewnięciem, wciąż się w niego wtulając. Zasnąłby na stojąco...
- Jesteś pewien, że cię nie porwą? - Zaśmiał się mało przekonująco i ruszył po większą butlę z wodą. Dopiero gdy wlał w siebie parę potężnych łyków, odezwał się znowu. - Izaya... Jutro będziesz tylko mój, prawda? - chciał się upewnić. - Nie jesteś im tam niezbędny? Jeśli nie, sam cię jutro porwę... Opłyniemy wyspę, dotrzemy na jej drugi koniec i nikt nas nie znajdzie. Co ty na to? - mruknął, obejmując go.
- Zgoda~!!! - ucieszył się. - No, takie porwania to ja mogę polubić, a nie to, co dziś~! - prychnął, zdejmując bluzę i koszulkę, i kładąc się na łóżku. - Coś nam przerwali, nie Shizu-chan~? - Uśmiechnął się zachęcająco i poraz kolejny stłumił ziewnięcie.
- Mhm, przerwali... - Zamknął drzwi i ściągnął z siebie koszulkę. Z włosów wypadło mu kilka listków. Musiał chyba wyglądać jak las, pachnieć jak las i jeszcze do tego za słony ocean... Jutro na pewno się wykąpie... - Wiem, że jesteś zmęczony, Izaya. - westchnął. Nawet, jeśli chciał, to co z tego? Jutro już nie będzie miał wyboru... Co to, to nie, ale dziś, po kilku nieprzespanych nocach... Izaya powinien to odespać, wiedział to. - Śpij spokojnie. - Glebnął się obok i objął go, ściągając z niego jeszcze spodnie. Tak dla samej wygody... - Mną się nie przejmuj.
     Izaya pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się.
- Nie zgadzam się, Shizu-chan. Mówiłem ci, że masz się już nie powstrzymywać, prawda? Na plaży byłem smutny, bo powiedziałeś, że we śnie płakałem z bólu, a ja nie chciałem żebyś mnie tak traktował, rozumiesz? - Zrobił pauzę i wziął głęboki oddech. - Ale przemyślałem to~! Jeśli Shizu-chan potrzebował już tak bardzo, że nie mógł nad sobą zapanować, to jak bardzo musi ci być źle teraz. A to wszystko przeze mnie, więc... Nie oszczędzaj mnie, rozumiesz? - Uśmiechnął się promiennie, ocierając o niego. - Rób to do woli, tak jak tego chcesz, rozumiesz~?
     Shizuo spojrzał na niego, nieco zdziwiony.
- Izaya, ale... - Uśmiechnął się z lekkim niedowierzaniem. - Nie mówiłem przecież, że płakałeś z bólu! - zaprzeczył, przyciągając go do siebie i wtulając się w niego. Miał tak przyjemnie chłodne ciało... - To był tylko mój sen... Przyszedłeś do mnie, płacząc, uspokajałem cię i tak jakoś wyszło, że doszło do tego... Wiesz. Nie płakałeś z bólu. - zapewnił go jeszcze raz. - Nie pozwoliłbym na to, jasne? Chcę, żebyś się wyspał i jutro zrobimy to już na pewno... Ale dopiero, jak odzyskasz siły. Tak chyba będzie ci najlepiej, nie? - westchnął. Sam nie był w najlepszej kondycji. Chociaż nie znaczyło to, że kompletnie nie miał sił, aż tak źle nie było.
- Jak to płakałem... Czemu? Ne Shizu-chan, opowiedz ten swój sen tak dokładniej~! - poprosił, przytulając się do niego. Dziwnie pachniał morzem i lasem. - Przyznaj się, kompałeś się po nocy, prawda? - mruknął, niezadowolony. - I to stąd ta chrypa?
- Nałykałem się wody z oceanu. A potem biegałem po lesie. I przebiegłem łąkę. Nieważne. - wzruszył ramionami. Najpewniej jutro mu przejdzie, to tylko podrażnione gardło... - A co do tego snu... Hmm, nie pamiętam go jakoś szczególnie dokładnie... Siedziałem w salonie, ktoś zapukał, otworzyłem... I ty stałeś na progu, ze spuszczoną głową, cały zapłakany... Więc wciągnąłem cię do środka, zaniosłem na kanapę, posadziłem sobie na kolanach i długo cię przytulałem... Pamiętam, że miałeś nos czerwony od płaczu. - Uśmiechnął się mimowolnie, patrząc gdzieś na ścianę przed sobą, próbując sobie przypomnieć swój sen. - Nie pamiętam, co się stało, to chyba było coś, że ktoś cię rzucił... Wiesz, to był sen, tam ciężko o logikę. No i cię pocieszałem... A w końcu ty stwierdziłeś, że chcesz zapomnieć i mam się z tobą przespać. I jakoś tak wyszło, że miałem jakby przeskok na to, jak to robimy... A potem się obudziłem. To wszystko, co pamiętam. - westchnął. To było trochę... Żenujące. - To wszystko, co chciałeś wiedzieć, nie? - upewnił się.
- A jest coś jeszcze, czego mógłbym się dowiedzieć~? - ziewnął i wyszczerzył się wrednie. - Ne Shizu-chan, opowiedz mi coś jeszcze~! Dawno cię nie słuchałem~...
- Hmm? Co jeszcze? - Z odrobiną satysfakcji, a odrobiną smutku odnotował jego ziewnięcie. Szkoda, że nie mogli normalnie odpocząć, po swojemu... - Czego chciałbyś się dowiedzieć? - Nie wiedział, o czym miałby mu opowiadać...
- To może powiedz DOKŁADNIE co robiłeś, podczas gdy ja słuchałem o nudnym budżecie, co~? - zaproponował. - Musiałeś mieć ciekawiej niż ja~!
- Ha... - Pomyślał o dziwnym wilku. - Niee... Nie było jakoś bardzo ciekawie... Najpierw wkurzony chodziłem po lesie... Żebyś ty wiedział, ile tam zwierząt chodzi nocą... Nawet takich dziwnych... A potem wróciłem na plażę, rozebrałem się, pływałem parę godzin... Odstresowałem się trochę... I ubrałem, a potem szukałem wyjścia z plaży, biegłem plażą, biegłem brzegiem lasu, wszedłem do lasu... I myślałem już, że się zgubiłem, ale... - zastanowił się chwilę dłużej. Pominąć dziwnego wilka... - No ale jakoś trafiłem do wyjścia dokładnie tam, gdzie do niego wchodziliśmy i przebiegłem przez łąkę, a potem dotarłem do hotelu. I to tyle. - Wzruszył ramionami. No, nic niezwykłego... Prócz dziwnego lasu...
- Mhm... A jak ci mijał czas jak pracowałem... w domu... w Tokio? - prawie mruczał, leżąc na bondynie. Już nie miał siły, chciał spać. A Shizuo był taki ciepły i wygodny jak ogromna poducha, do tego jego głos działał nasennie. Był cichy, taki melodyjny i jeszcze... Było w nim słychać wszystkie emocje. Tak, to musiał być jego Shizu-chan. - Jestem tak zmęczony, że bredzę od rzeczy. - mruknął do siebie.
- Nie, nie bredzisz... - Jego umysł zaczął przetwarzać informację o "nudnym budżecie". Chyba już wiedział, o co chodzi... Tak, TERAZ to wszystko stawało się jasne. Jednak z ledwością, ale powstrzymał się przed dopytywaniem go o to. Sam się dowie... Potem. - W domu... Wiesz, jak zawsze. Praca, dom, praca, dom... Czasami ściąganie długów po nocach... Róznie bywa. Czasem zakupy, czasem wyjście na spacer, spotkanie z kimś znajomym, obiad w Russia Sushi i takie tam... Kasuka i ty jesteście raczej nieuchwytni z racji waszej pracy, to zajmuję się czymś innym. - westchnął. Izaya był tak blisko, a już zupełnie odpływał... Jaka szkoda... Może im szybciej Shizuo sam zaśnie, tym szybciej przestanie o tym myśleć?
- Ale nie znalazłeś sobie dziewczyny, czy czegoś takiego~? - ziewnął wreszcie, układając się wygodnie. Teraz jeszcze niech Shizuo ich czymś przykryje i on może iść spać...
- Po co? - parsknął. Zabawna wizja... Miał Izayę, na co mu dziewczyna...? - Ty mi wystarczysz, jako mój chłopak. Chyba niczego mi nie brakuje... No może oprócz tego, że tak często gdzieś znikasz i cię nie ma, ale tego nie zmienię... - westchnął, zamykając oczy. Było mu zdecydowanie dość ciepło, wiec nawet nie pomysłał o przykryciu ich. Tylko objął ciaśniej Izayę, tak, że ogrzewał go samym sobą.
- To dobrze, kaloryferku. - Ziewnął po raz ostatni i odpłynął do krainy Morfeusza. Liczył, że spędzi tam bardzo długi czas.
- Nie wiem, czy dobrze... - mruknął i wtulił nos w jego włosy. Zabawne, tyle razy twierdził, że Izaya śmierdzi... No, wtedy brunet miał nieczyste intencje, o to mu chodziło.. Jak tak teraz myślał, jego zapach był całkiem odprężający... Spróbował się rozluźnić, słysząc, jak oddech Izayi przechodzi w automatycznie spokojny. Tak dużo mysli zawracało mu głowę, że nie mógł zasnąć... W końcu jednak jakoś mu się to udało. Odleciał, gdy przez jego głowę przewijały się najróżniejsze scenariusze następnego dnia...



No to~... KONIEC CZĘŚCI 1~!

8 komentarzy:

  1. to było cudowne!!!!!!!!!!!uiwlbiam dzień z życia......! i czekam na następną część
    !inu! do roboty!nie chce mi sie wicej pisac !pozno jest!
    wyjebista

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste!!!!
    Dzien z zycia Shizayi jest moja ukochana seria <3 Uwielbiam :*
    Bardzo podobal mi sie ten fragment. Zaciekawilyscie mnie ta czescia i niecierpliwie czekam na nastepna czesc :D
    Pozdrawiam goraco
    ~Fluffery

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny rozdział :3 Jak zwykle z resztą xD Ah.. Kisarin-san u mnie w końcu nowa notka ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah.. Swietne!
    Takie inne niz wszystkie notki z tej serii. Ale i tak mi sie podoba :D
    Kocham Wasz styl pisania! Jestescie zajebiste :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początek chciałabym znowu przeprosić, że komentuję tak późno. Naprawdę... Najpierw blogger się fochnął i nie pokazał, a później byłam zbyt mało myśląca i wg, żeby coś tutaj napisać.
    No, ale teraz piszę ;A;
    Ogółem mi się tutaj wszystko podobało. Nie mam żadnych przemilczanych 'ale', czy czegoś w tym stylu. Jak większość ff, to też czytało się przyjemnie (co prawda z wymuszonymi na mojej osobie przerwami, ale nadal ^^)
    Lubię tą serię i tak szczerze mówiąc, to cieszę się, że pojawia się tak często ;D
    A skoro już przy szczerości jesteśmy~~ Ucieszyłam się jak przeczytałam, że jest Kasuka i wg =w= Lubię gościa i jak jeszcze Shizuś jest w pobliżu~~ Wiem, wiem, to Shizaya, no ale dajcie człowiekowi pofantazjować Q.Q
    Lubię jak są tutaj przedstawieni Izaya i Shizuo .3. Słodko tak bardzo ^^ Widać, że się lubią lubią *coś ją odrzuca w słowie 'kochać', więc nie użyje ;-;*
    ta ich gra w skojarzenia~~ ;D taka prawdziwa~~ a później lądowanie *^* tak bardzo trafione =w=
    Nie chcę się znowu rozdrabniać, bo to źle wychodzi ;-;
    Ale naprawdę bardzo, bardzo mi się wszystko podobało. Wooo *.* <--- o tak ;-; Podziw za te wszystkie pomysły i sposób ich przedstawienia.
    Świetnie-cudownie-wspaniały rozdział. Czekam na dalszą część *tak bardzo ciekawa*
    Weny~~

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę lubię takie opowieści~!
    Lubię, jak coś w opowiadaniu się dzieje. Jakaś przygoda i te sprawy, a nie na przykład tylko seksy XD
    To. Było. Naprawdę. Dobre ;w; Dobre? Mało powiedziane, ale już aż tak słodzić nie będę :D
    I tak dodatkowo naprawdę dobrze piszecie~!
    Weny i liczę na więcej tego typu opowiadań c:

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej ;-; wiem, że jesteście teraz zajęte innymi opowiadaniami i w ogóle, ale ja od tak dawna czekam na drugą część urlopu, ogólnie "Dzień z życia..." jest moją ulubioną serią na waszym blogu, a tu tak długo nie ma żadnej kolejnej notki ;-; ale i tak was kocham i czytam wszystko co dodajecie ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń