Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

środa, 14 stycznia 2015

14.01 - Dzień ukrytej miłości; osób nieśmiałych

Ohayo~...
Szkoda mi, że musiałam przedłużyć wam czekanie na drugą część mini dj, ale niespodzianka, tu też coś cukierkowego, nawet bardzo~...
Szczerze mówiąc fick pisał mi się od 3 do 5 rano, w dodatku sama wzruszyłam się, pisząc i wiecie co~? Idę o zakład, że nikt nie da rady przeczytać go dwa razy pod rząd~!!! X33
No a poza tym~... Mam dość przykrą wiadomość~... *Nie wiedzieć czemu, uśmiecha się głupio* Przeszłam dalej z tej całej olimpiady z polskiego, w związku z czym muszę dostać motorka pod ogonkiem i do walentynek pracować, pracować, pracować... Błagam was o cierpliwość, bo znów nie wiem, kiedy dam coś swojego. >.> Tylko na Akasiu coś niecoś się pojawi... Bardzo małe coś niecoś, ale zawsze, to tak, jakby ktoś tam wchodził to informuję. >.>
No to ten~...
Mimo wszystko postaram się tu pojawiać i wstawiać bety~!
Także już...
Enjoy~!





     Była piękna, bezgwiezdna noc. Krople deszczu siekącego bezustannie od długiego czasu bębniły nieznośnie o blaszany parapet za oknem. Nie w to jednak wsłuchiwał się brunet. Miał doskonałe pojęcie o tym, że bębnienie nie ustanie wraz z deszczem, mogło wynikać nawet z wywieszenia prania przez sąsiada z góry. Było bezwartościowe i męczące. On wsłuchiwał się z uwagą w ten cichy szmer gdzieś dalej, w krople opadające prawie bezgłośnie na mokrą już ziemię, rozpadające się w kałużach płynących stromymi ulicami niczym potoki.
     Czasami to, co ciche i trudne do wychwycenia jest najcenniejsze. Zjawiska, które trudno zauważyć, rzeczy, na których nie skupiamy się, biegnąc przez życie, przy których się nie zatrzymujemy.
     Kto, jeśli nie on, spojrzałby na drzewo rosnące na placu naprzeciwko okna, stwierdzając, że od ostatniego razu nieco urosło i zgrubiało? Kto przechodząc koło znajomych półek w bibliotece zauważyłby nowe przetarcia i wgniecenia na okładkach? Kto wsłuchałby się w ten szmer za oknem, ba, otworzyłby okno i trzęsąc się w zimnie słuchałby tej dziwnej, niewysłuchanej mowy?
    Pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu... Nie, w zasadzie to było ładnych kilka lat temu. Gdyby ludzie nie mieli manii odmierzania czasu, nawet nie zauważyłby, że to aż tyle. Jeszcze tych kilka lat temu nie wpadłby nawet na to, by się w to wsłuchiwać, czy patrzeć na świat tymi oczami. Wtedy... Człowiek był jeszcze młody i głupi...
     Hachimenroppi zamknął okno z cichym trzaskiem. Ostrożnie odwrócił się i unikając skrzypiących fragmentów podłogi podszedł do kanapy. Zabrał koc, by trochę się rozgrzać i skierował swoje kroki do sypialni. Tam, wciąż jeszcze lekko drżąc z zimna, przystanął nad łóżkiem.
     Uwielbiał szum deszczu. Przypominał mu o tym, jak szczere bywają ciche słowa.
     Zasłuchał się w cichy, lecz wyraźnie dosłyszalny w niemal niezmąconym spokoju, rytmiczny oddech.
     Tsuki... Pamiętasz, jak to było? W tamtych latach, w liceum?
     Brunet mimowolnie wrócił wspomnieniami do pewnego pamiętnego dnia.
---
     Nie spodziewał się niczego niezwykłego. Ot, kolejny dzień, kolejna godzina szarej, nudnej, ponurej egzystencji. Widok z okna był ten sam - bury. Chlapowata pogoda także nie zapowiadała niczego miłego. Ale czego się spodziewać? Kolejny raz nie poszedł do szkoły, bo i kto mu zabroni. Ile to już było? Pół miesiąca? Cały? Ciekawe, kiedy zadzwonią do jego rodziców...
     Ale po co miałby iść? Dla zakuwania nudnej wiedzy na nieinteresujące go tematy? Dla ludzi, którzy go zignorują, bądź znów będą obgadywać, patrząc na niego z ukosa? Czasem nawet w jego obecności... Wszystko słyszał. Nienawidził tych tępych, idiotycznych, bezlitosnych i egoistycznych, a momentami i egocentrycznych stworzeń. Zniszczyły go. Ludzie go zniszczyli. Dla nich dawno już umarł, a fakt, że był jeszcze na tym świecie ciałem wynikał jedynie z malejącego już strachu przed śmiercią. Na jego rękach krwiste strupy wyznaczały czas. Każda kreska oznaczała godzinę, dzień, przybliżała nieubłaganie do nadgarstków, gdzie jego czas miał zostać przerwany. Z każdą kreską topniał strach, a przybywała pewność, że jego zniknięcie nikomu nie zaszkodzi. Bo nie istniał już dla ludzi. Tak czy inaczej traktowali go jeśli nie jak zmarłego, to jak ducha.
     Wątpliwości pojawiały się tylko czasami. Czasami kreski były płytsze, jakby niepewne, albo i nawet nie pojawiały się wcale, by potem stać się gorszymi. Poprawionymi. Pełnymi gorzkiej goryczy.
     Tylko jedna osoba w ogóle się nim interesowała. Przynosiła mu notatki, parzyła i nalewała herbatę, skupiała się na nim, mówiąc do niego. Jednak gdyby wrócił do szkoły, zapewne całe to zainteresowanie by się skończyło... Nie chciał wracać. Bał się tego. Bał się, że go opuści... I to całe odliczanie, ostatnia oznaka strachu przed nieubłaganym końcem, zniknie.
     Zadzwonił dzwonek do drzwi, wyrywając go ze zwyczajowego otępienia. Wbrew swoim normalnym zachowaniom poderwał się, jednak musiał zaraz usiąść. Nie jadł... Od kiedy nie jadł? Chyba od dawna. Unormował oddech, uspokoił się i gdy mroczki zniknęły wstał powoli, słysząc niepewne pukanie. Kilka kroków i był w przedpokoju. Kilka kroków i stał przy drzwiach.
- D-dzień dobry R-R-Roppi-san... - Tsuki wyraźnie się zacinał, ale nie przeszkadzało mu to. Wpuścił go do środka, zadziwiająco uważnie jak na siebie nasłuchując jego słów.
- Dzień dobry, Tsuki.
     Głos miał dość schrypnięty, bo i nie pił nic od dłuższego czasu. Nie czuł potrzeby, póki nie otwierał ust. Podobnie, jak nie czuł potrzeby się odzywać, póki nie miał do kogo.
- Z-zaparzę h-herbaty, dobrze? - Blondyn zarumienił się lekko i odwrócił wzrok, gdy Roppi tak stał, przyglądając mu się bez mrugania. To był nawyk... Nawykł do gapienia się na różne rzeczy. A na Tsuki'ego wyjątkowo przyjemnie się gapiło. Na tle szarych ścian nie tylko on zdawał się ciekawy, nawet ściany, jak się okazywało gdy przy nich stał, miały szarawy jedynie odcień błękitu.
     Nie czekając na odpowiedź, która pewnie by długo nie nadeszła, Tsuki sam rozporządził się w kuchni. Wstawił wodę, nasypał zielonej herbaty do imbryka, postawił filiżanki. Odwrócił się znów do przedpokoju, gdzie czekał Roppi i dał się zaprowadzić do salonu. To była już niemal tradycja.
- R-Roppi-san... Skserowałem ci notatki.
     Brunet usiadł naprzeciwko niego i zmarszczył lekko brwi. Skserował? Zwykle dawał mu je spisywać i zostawał tak długo, aż je przepisze, a Roppi przedłużał tę chwilę... Czyżby dziś przyszedł na bardzo krótko? Uważał, że jest żałosny z tym swoim trzymaniem go tutaj? Że jest głupi, siedząc w domu i unikając ludzi...? - T-tak sobie p-p-pomyślałem, ż-że dziś m-może ch-chciałbyś... Zresztą n-nieważne...! - Pokręcił głową, aż szalik, zwykle zakrywający aż jego rumiane policzki, nieco opadł. Tsuki poprawił go szybkim ruchem i jakby skulił się bardziej, wbijając wzrok w swoje kolana. Po chwili sięgnął szybko do teczki, wyjął papiery i podał je brunetowi zamaszystym ruchem, tak jakby go parzyły w palce. Gdy ich dłonie przez chwilę się musnęły przy odbieraniu ich, okularnik uniósł jeszcze ramiona i schował się w szaliku aż po oczy, schylając głowę.
- Dokończysz? - spytał wyraźnie Orihara, przeglądając kartki i zerkając na niego, jakby nie zauważył tego nagłego zawstydzenia. Nie rozumiał zresztą powodu... Chyba, że aż tak było mu wstyd, że dotknął kogoś takiego, jak on... Na krótką chwilę brunet nieświadomie zamarł, po czym sięgnął dłonią, chcąc przejechać po strupach na ręce paznokciami. ...Ach, tak. Założył bandaż, by blondyn nie patrzył na niego tak, jak ostatnio.
- B-bo... R-Roppi-san... Widziałeś, jak dziś ładnie za oknem? - Tsuki w końcu spojrzał na niego. Z kolei Roppi zamarł, pustym spojrzeniem patrząc na twarz jasnowłosego. Ładnie...? Czy dla niego ta chlapa, przez którą musiał przebrnąć, była ładna...? Ta breja koło chodników, szary śnieg przy kratkach kanalizacyjnych i krawężnikach, te z pewnością zimne krople spadające z ogołoconych drzew na głowy przechodniów, ten zimny wiatr, warczący przechodnie, samochody podtruwające wszystko spalinami...?
- Nie jest ładnie. - stwierdził prosto. To była jego opinia i tyle... Nie chciał nikogo obrazić. Tsuki jednak najwidoczniej przestraszył się jego słów, albo się zdziwił.
- J-jest ładnie, R-Roppi-san... - odważył się zaprzeczyć ciszej, niż dotychczas. - Ch-chodź. - poprosił, ponaglając go gestem ręki i podszedł do okna. Brunet niechętnie, lecz podążył za nim. Był ciekaw, co on w tym niby widzi pięknego... - Widzisz, R-Roppi-san...? - Na ustach okularnika wykwitł lekki uśmiech.
     Orihara przyglądał się apatycznie widokowi za oknem. Bez cienia zrozumienia.
- Szaro. Brudno. Samochody trąbią. - podsumował.
- N-nie! - zaprzeczył gwałtownie Heiwajima, jednak zaraz ściszył głos, jakby wstydząc się własnego wybuchu. - Z-zobacz raz jeszcze, R-Roppi-san... - Wskazał bliżej niezidentyfikowany punkt za oknem. - Tamto d-drzewo. Na g-gałązce po p-prawej... wypuściło pierwszy p-pączek. T-tego stąd n-n-nie widać... - stwierdził jakby ze smutkiem.
- A t-tam k-koło sklepu wyrosły ma-małe kwiatki... - Pomiędzy jego brwiami pojawiła się lekka zmarszczka. - T-tam! Widzisz tę dzi-dziewczynk-kę R-Roppi-san...? T-tę w kaloszach. S-są kałuże, w-więc j-już może się bawić... I-i t-tam za tym drzewem... Ale też n-nie zobaczysz... O, a t-ta para... Oj! N-nie patrz, R-Roppi-san... - Tsuki sam odwrócił wzrok, zarumieniony, co już wywołało lekkie rozbawienie na obliczu Hachimenroppi'ego. Co prawda nic nie rozumiał z tego, co mu objaśniał jasnowłosy, ale jego zaangażowanie sprawiło, że przez tę krótką chwilę sam chciał zobaczyć pierwszy pączek na gałązce po prawej. - R-Roppi-san... - Heiwajima znów na niego patrzył, tym razem z dziwnym zaangażowaniem. - W-wyjdź ze mną! - poprosił i ukłonił się lekko, zamykając oczy, zapewne z zażenowania. W końcu takim był typem człowieka...
- Nigdzie nie wyjdę. - Mimo, że chciał powiedzieć coś innego, słowa same wyszły z jego ust. Roppi gwałtownie pokręcił głową, odsuwając się o krok. Nie wyjdzie... Czuł, że jego krew krąży szybciej. Czajnik zaczął piszczeć, więc szybko skierował się do kuchni. Tsuki podążył zaraz za nim, wyprzedził go, wyłączył czajnik, a brunet automatycznie zawrócił. Zakręciło mu się w głowie, więc się zachwiał przy obrocie. Tsuki automatycznie złapał go za przedramię, by nie upadł.
- R-Roppi-san!
     Orihara momentalnie syknął z bólu i zabrał rękę z jego uścisku, osuwając się pod chłodną ścianę i tak przystanął, łapiąc się za bandaż.
- B-boli cię...? A! - Jakby nagle na coś wpadł, tym razem delikatnie sięgnął po jego rękę. Brunet nie opierał się. Patrzył bez emocji, jak blondyn odkrywa jego tajemnicę. Chociaż było mu trochę szkoda... Nie lubił, gdy ON się temu przyglądał... - R-R-Ro-ppi-san... - wydukał blondyn, patrząc smutno na pięć nowych nacięć. Brunet czuł, jak trzymająca go dłoń zaczyna drżeć.
- Tsuki...? - Nawet on nie mógł powstrzymać zdziwienia, gdy poczuł, jak mokra kropelka spada na jego pokaleczone i częściowo zabliźnione przedramię. Uniósł głowę na tyle, by zobaczyć kolejną łzę, jak spływa po policzku jasnowłosego, który natychmiast ją otarł, jednak za nią pojawiła się zaraz kolejna, to samo po drugiej stronie... Brunet czym prędzej zabrał mu z ręki własną rękę i bandaż, by zawiązać go byle jak i byle prędzej to zasłonić.
     Tsuki przez niego płakał. Płakał, widząc jego rany, a to była tylko jedna ręka... Zasmucił go tak, że aż płakał. Powinien był umrzeć zanim go tak zasmucił...
- R-Roppi... D-dlaczego...? - Heiwajima otarł mokre oczy i wpatrzył się w niego. Nie słysząc odpowiedzi zza przygryzionych, zaciśniętych warg przestał płakać, zamiast tego zmarszczył brwi, jakby nad czyś się zastanawiał i po chwili złapał go prawie za ramię, ciągnąc za sobą do pokoju Roppi'ego. - M-musimy w-wyjść. - wydukał, jakby to było coś, co nie podlega żadnym prawom dyskusji. Otworzył jego szafę, znalazł kurtkę i mimo lekkiego oporu bruneta ubrał go najpierw w bluzę, potem w kurtkę. W końcu zaprowadził go do drzwi. Tam Orihara się wyszarpnął, w nerwowym odruchu, ale zaraz został posadzony z pomocą chyba nadludzkiej siły i na jego nogi zostały naciągnięte buty. Patrzył, otępiały, jak Tsuki je sznuruje. Potem założył własne i kurtkę i postawił go na nogi, a w końcu zabierając klucz wyciągnął go za drzwi i zakluczył zamek.
     Brunet przełknął nerwowo, nie do końca w to wierząc. Miał wyjść z domu? Znowu? Nie planował już wyjść...
- R-Roppi-san... Chodź, pro-proszę... - Blondyn był już o stopień niżej i wyciągał do niego nieśmiało rękę, chowając policzki w szaliku. Zapewne były karmazynowe... Niemal mimowolnie sięgnął po tę rękę, chwytając ją swoimi szczupłymi, bladymi palcami. Była przyjemnie ciepła... Tsuki przez chwilę patrzył tak, jakby miał spanikować, ale w końcu uśmiechnął się jakoś radośniej i nieśmiało. Pociągnął go lekko w stronę schodów. W ten sposób przeszli całą drogę w dół. Blondyn otworzył drzwi i wskazał szerokim gestem otoczenie, po czym ukrył się jakby w szaliku.
- Za-zacznijmy... - odezwał się, prowadząc go naprzód. Najpierw na pobliski trawnik, gdzie kucnął i popatrzył na niego, by zrobił tak samo. Więc Roppi też kucnął. Tyłem do widowni, patrząc na miejsce, które wskazywał blondyn. - Wi-widzisz, R-Roppi-san...? T-trawa już zaczyna r-rosnąć... T-ta jest ca-całkiem młoda... - Dotknął szczeciniastej i sztywnej młodej trawy, po czym wstał. Wyglądał na lekko podekscytowanego. Pociągnął go lekko, nie puszczając jego dłoni. Zawstydził się tym, ale zaraz wrócił na właściwy tor. Pociągnął go koło sklepu. Tu już było brunetowi bardziej niezręcznie... ale kucnął. Heiwajima wskazał mu kolejne miejsce. - A t-tutaj są m-małe kwia-kwiatki... W-widzisz? B-będą śliczne jak podrosną. I-i jeszcze... - Ponownie wstał i pociągnął go dalej. Przez ulicę, na mały placyk. Na ścianie ślizgawki ktoś namazał grafitti, o ile można to nazwać mazaniem. Malunek przedstawiał pajacyka w zimowej kurtce machającego z czapką w ręce. - M-macha odchodzącej zi-zimie. - stwierdził z przekonaniem jasnowłosy. Nagle nachylił się do murka otaczającego placyk i wziął coś, co weszło mu na palec. Pokazał Roppi'emu małego robaczka. - J-jeszcze wieje, a-ale n-niedługo będzie cie-ciepło, skoro już wy-wyszły... - Odłożył stworzonko na murek i popatrzył znów na Oriharę. Uśmiechnął się lekko widząc, że ten przypatruje się owadowi. - A t-teraz moje naj-największe odkry-odkrycie! - stwierdził, podekscytowany. Nie musiał ciągnąć bruneta, by ten poszedł za nim. Tym razem bez namów skierował się do drzewa, gdzie Tsuki chwilę szukał, aż w końcu znalazł. Zaśmiał się cicho, gdy zimna kropla wody spadła mu na nos. Złapał za odpowiednią gałąź i przyciągnął ją pod oczy Hachimenroppi'ego, zadowolony z siebie. Na wydawałoby się suchej, ciemnej i małej gałązce wydać było dość mały, zielony pączek. Oriharę zastanawiało, ile czasu musiał stać tutaj, by wypatrzeć tę ledwie widoczną kropkę... A może to był przypadek...? Spojrzał na Tsukishimę i tak zastygł, zdziwiony nagłą powagą w jego wzroku, utkwionym w tym pączku. Heiwajima odłożył gałąź na miejscu i ścisnął odrobinę mocniej jego dłoń, spoglądając mu w oczy. - Roppi-san. - odezwał się, w końcu bez zająknięcia wypowiadając jego skrócone imię. - W-wiesz... Uważam, ż-że jesteś jak to drze-drzewo. - oznajmił niby spokojnie i zarumienił się lekko. - J-jak cała na-natura teraz... B-bo m-można by po-pomyśleć, ż-że wszystko już u-uma-umarło. - Z widoczną trudnością powiedział ostatnie słowo i spuścił wzrok, widocznie nie będąc w stanie patrzeć na niego podczas tej mowy. Dłoni jednak nie puszczał. - A-ale j-ja widzę. T-ty tak jak to drze-drzewo, R-Roppi-san... B-bo... - Schował się w szaliku, przez co jego słowa stały się nieco niewyraźne, chociaż wciąż zrozumiałe. - J-ja wiem, że mo-możesz znowu ro-rozkwitnąć. N-nie chcę... - Zamknął mocno powieki, wyciągając usta zza szalika, tak by go było lepiej słychać. - N-nie chcę, że-żebyś umierał! - Złapał go mocniej za dłoń, nie robiąc mu jednak krzywdy. - B-bo zakochałem się w to-tobie, Roppi-san. - stwierdził nagle cicho, ale na tyle wyraźnie, że słowa te zdawały się rozbrzmiewać echem. Już całkiem czerwony otworzył oczy, by znienacka puścić jego dłoń i schylić się odrobinę, by móc go objąć.
     Roppi przez chwilę stał nieruchomo, jakby skonfundowany. Te ciche słowa poruszyły go bardziej, niż jakikolwiek krzyk byłby w stanie go poruszyć. Cichy głos Tsuki'ego wołał go najmocniej. Powoli, jakby nieśmiało, uniósł ręce i też go objął.
---
     Hachimenroppi uśmiechnął się delikatnie na to wspomnienie, odruchowo gładząc stare blizny na swoim przedramieniu. Pamiątka po jego głupocie. Po chwili takiego stania zrzucił z siebie koc, wiedząc, że jego chłopak będzie się z rana zastanawiał, skąd on się wziął na podłodze.
     Wsunął się pod kołdrę, od razu przytulając się do ciepłego torsu Tsuki'ego. Miękka skóra pod jego palcami, ten delikatny zapach mogący należeć tylko do jednej osoby - woń książek, zielonej herbaty i nuta czegoś jeszcze, co chyba zależało od jego płynu do kąpieli - oraz powolny, spokojny oddech i odruchowo otaczające go ciepłe, silne ramiona. Wszystko to były pozornie małe, zwykłe już rzeczy, na które zwykły człowiek nie zwróciłby może uwagi. A jednak Tsuki codziennie uczył go, jak bardzo można się nimi zachwycić.

6 komentarzy:

  1. Ojej, ta miniaturka jest smutna, a zarazem taka urocza. Podoba mi sie zmiana jaka zaszla w Roppim, no I kto by pomyslal, ze Tsuki zdobedzie sie na takie wyznania :D
    Przyjemnie sie czytalo I jeszcze zapewne nie raz wroce do tego^^
    Gratuluje przejscia do kolejnego etapu. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uratowałaś mnie przed nudą na chemii. Dziękuje! Notka urocza, jednak troszeczke smutna. Roppi przypomina troszke mnie XD Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tsuki takie wyznanie? *o* Roppi już się nie okalecza? *o* To było takie słodkie i trochę smutne, ale jednak bardziej słodkie. :3 Kocham tą parkę. <3 I Ciebie też, bo zawsze zaskoczysz czymś pozytywnym. ^^ Więcej takich słodziaśnych rzeczy. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohayo~!
    Opowiadanie było słodkie i wzruszające, bardzo mi się podobało <3
    Weny i powodzenia na olimpiadzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. P r z e c z y t a ł a m d w a r a z y p o d r z o n d ~ ! ^ ^
    Bardzo mi się podobało~! Zaraz... CO?! Czy ja właśnie normalnie, otwarci, z własnej woli przyznała, ża mi się podobało Tsuki x Roppi?! Świat się kończy!
    Ale ok. P-podobało mi się i przeczytałam dwa razy pod rzond. I pomyśleć, że jeszcze jakieś 2, 3 miesiące temu tak się wzbraniałam od tego paringu... Heh..przekonałyście mnie do niego. Cóż... dziękuję.

    OdpowiedzUsuń