Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

czwartek, 17 lipca 2014

Egzorcysta x Wampir - "Inny niż wszystkie" - rozdział 4

Witajcie~! :3
Dziś dodaję wstęp sama, bo Kiasarin-san nadal nie ma~... Beta zajęła mi 3 dni a i tak zapał do betowania mam dopiero teraz, wyobrażacie sobie~? Jednak nie dam wam więcej, zostawię was z taką końcówką~... i zawczasu przepraszam~... X3
Jeszcze chciałam wspomnieć, że w ankiecie wygrało "PsyVi", dlatego jak tylko skończę z tym, w co aktualnie się wkręciłam, postaram się wrócić do naszych dwóch kochanych chamów i skończyć tę historię~! X33 A potem wrócić do Pb... Strasznie mnie cieszy, że tyle osób na to głosowało, dziękuję wam, kochani. :33
Tyle, jeśli chodzi o ogłoszenia~! A teraz już miłego czytania wam życzę~... ;3
Enjoy~!




- Taa, może być. Nic nie rozwalimy, nie? - Zerknął na pianino. Jedyny instrument, na jakim potrafił grać... Uczył się od swojego brata, więc nikt o tym nie wiedział... Tak dawno nie grał, że aż miał na to ochotę. - Mmm... A tak, no to teraz zaczynaj. - Ustawił się tyłem do fortepianu, żeby go nie rozpraszał.‏
- Co się stało Shizu-chan~? - Spojrzał zdziwiony, nieco przekręcając głowę. - Coś nie tak z fortepianem?‏
- Nie, czemu miałoby być coś nie tak? - spytał spokojnie.‏
- Bo się na niego dziwnie patrzysz... Ne Shizu-chan umiesz grać~? - zaciekawił się... Blondyn nie był typem szczególnie wrażliwym, prędzej go widział w walce niż grając na czymś, ale... Jak już to... - Widziałbym cię bardziej na skrzypcach niż na fortepianie~! - stwierdził wesoło.‏
- Hmmm... - W sumie to nie była tajemnica... - Ta, umiem. Na fortepianie, nie na skrzypcach. - sprecyzował szybko. - Dawno nie grałem, więc pewnie już trochę wyszedłem z wprawy... Nikt w zakonie nie wie, że potrafię takie rzeczy. Nie widzi mi się grać u tych tłustych świń kiedy zabraknie im muzykantów. Wolę dostawać misje. Znaczy wolałem...‏
- Naprawdę? - zdziwił się, naprawdę sądził, że Shizuo mógłby grać na skrzypcach. - W takim razie chciałbyś później dla mnie zagrać~? Dawno już nie słuchałem niczyjej gry~... - Zrobił proszące oczka.‏
- Taa... No mogę spróbować. Ale nie śmiej się, jak będę się wprawiał. - mruknął. - A teraz ustaw się w końcu, nie mamy całego dnia. - W życiu nie przyznałby się, że tak bardzo zaczęło mu się spieszyć do gry.‏
- A może wolisz najpierw zagrać~? Bądź co bądź po walce będziesz zmęczony i ciężko ci będzie się skupić~? - zaproponował. Też bardzo chciał posłuchać jak blondyn gra, był taa~ki ciekawy~!‏
- Ech... Ta, ale potem z tobą wygram. - uległ niby dość niechętnie. Odłożył na ziemię szpadę i siadł przed fortepianem, rozciągając palce. Na początek spróbował prostej, powolnej melodii... Pomylił się parę razy. Rozgrywał się tak jeszcze chwilę i szło mu coraz lepiej... - Dobra, zaraz zacznę grać. - mruknął, próbując pilnować klawiszy.‏
- Chcesz może nuty~? - zapytał grzebiąc w stojącej niedaleko szafce. - Jak chcesz zagrać coś znanego to prawie na pewno je tu mam~! - Uśmiechnął się wesoło. Shizuś będzie dla niego grał, Shizuś będzie dla niego grał to takie ekscytujące~...‏
- Tak, możesz dać... Byle coś prostego. - Aż tak długo nie grał i głównie ze sluchu, bo nuty zawsze go frustrowały i denerwowały... Raz nawet jedne podarł, dobrze, że potem potrafił to zagrać, a Kasuka zapisać...‏
- Proste... Proste... - Izaya szukał odpowiedniego zestawu. - Jest~! - Chwycił go i podszedł do blondyna. - Wybieraj, ale ostrzegam, niektóre są baaaardzo stare~!‏
- Nie szkodzi, dopóki nuty są te same. - Wziął jedną, wyglądającą na spokojną. - To jakaś kołysanka...? - wymruczał, układając przed sobą kartkę i zaczynając grać.‏
- Możliwe~! Jak się uczyłem grać dawali mi sporo kołysanek, bo miałem młodsze siostry~! - Uśmiechnął się, siadając koło blondyna. - Nie będę ci przeszkadzał, dobrze~?‏
- Czyli miałeś rodzeństwo? - spytał, próbując odczytać trudniejsze nuty. Zaczął od nowa.‏
- Właściwie to nie~! Nazywam je siostrami ale to były bardziej moje kuzynki~!!! Znajomi rodziny czasem je u nas zostawiali jak gdzieś wyjeżdżali... Były tu tak często, że zacząłem je nazywać siostrami... Choć były wredne~! - zachichotał. - Przecież ci wczoraj mówiłem Shizu-chan, że jestem jedynakiem, nie pamiętasz~?‏
- No tak. Wybacz, mam słabą pamięć. - W końcu zaczął grać melodię normalnie, już w ciszy skupiając się na melodii. Przyspieszał w pewnych momentach i zaczął dodawać swoje wstawki, przez co melodia stała się żywsza. Uśmiechnął się pod nosem. Tak, to lubił robić całymi godzinami...‏
     Izaya uśmiechnął się i zamknął oczy. Zaczął delikatnie kołysać się do rytmu. Shizuo naprawdę nieźle grał.‏
     Blondyn przymknął oczy, grając na wyczucie. Uwielbiał muzykę, choć nikt do tej pory, prócz jego brata, o tym nie widział ani nie słyszał, nie mówiąc już o słuchaniu jego gry. Nie było sensu tego nikomu pokazywać. Ale jakoś nie miał problemów, żeby dzielić się tym z Izayą... Dziwne. Jednak nie na tym się teraz skupiał. Zmienił melodię na całkiem własną, opierając się tylko na kołysance. Z bardzo żywej przeszedł w wolniejszą, bardziej melancholijną, jakby odległą... Po prostu grał to, co wpadało mu do głowy.‏
- Grasz kompletnie inną melodię, ale nie przerywaj~... - poprosił cicho. - Śliczna jest...‏
- Dzięki. - zamruczał, uśmiechając się. Jasne, że już kompletnie inną... Powoli znów zmienił rytm. Skoczna, z naciskiem na co drugi takt. Zaczął dodawać do niej inną melodię. Była strasznie trudna i wychodziła mu tylko i wyłącznie gdy naprawdę się wczuwał i skupiał... Kasuce szła dość łatwo, ale on nie był swoim bratem.‏
     Izaya tylko słuchał, uśmiechając się mimowolnie. Już od tak dawna nie słyszał niczyjej gry... Od tak dawna nikt poza nim nie używał tego fortepianu... Brakowało mu tego. Chyba naprawdę znudziła go samotność panująca w tym domu. Bardzo cieszył się, że teraz będą tu we dwójkę. Nieświadomie położył głowę na ramieniu blondyna, ale na tyle delikatnie, by nie przeszkadzać mu w grze.‏
     Czując czyjś dotyk na ramieniu w przypływie natchnienia zaczął grać powolną, relaksującą melodię. Podobną do kołysanki, z równie miękkimi i łagodnymi tonami, ale też po swojemu, ze stanowczością i radością. Nie jego wina, że jak grał to nawet nie myślał... Po prostu chciał sprawić radość u tego, kto go słuchał. A że to był Izaya to nawet go nie zastanowiło.‏
- I jak ja się mam do ciebie nie kleić kiedy są do tego takie cudowne okazje~... - zapytał cicho, bardziej wtulając się w rękę blondyna. - To niemożliwe, więc nie żądaj tego nawet od wampira...‏
     Shizuo doprowadził melodię do końca i zamknął klawisze fortepianu, żeby go nie kusiło.
- To jest okazja? - spytał, zaskakując nawet siebie przyjaznym tonem. - Chyba wykorzystana okazja. - parsknął, pukając go lekko w czoło.‏
- Możliwe, ale sam chciałeś grać~! Jeśli chciałbym wykorzystać tę okazję mogłem prosić o granie na cztery ręce~!‏
- Też fakt. Jeszcze kiedyś może ją wykorzystasz. - Wzruszył lekko ramionami. - Hmm... - mruknał, wpatrując się w bruneta. Jego dotyk był przyjemny... Dlaczego...? Nie powinien przecież tak myśleć. - To teraz pojedynek, czy pakujemy przetwory? - zmienił temat, odwracając od niego wzrok.‏
- Zagrasz dla mnie jeszcze kiedyś~? - Uśmiechnął się, wciąż tuląc się do ramienia blondyna, nie zamierzał tak łatwo puszczać. - Naprawdę było ślicznie...‏
- Cieszę się. Pewnie jeszcze kiedyś sobie pogram... Mhm, kiedyś. A teraz daj mi coś do roboty, bo będę dalej przynudzał muzyką... - mruknął. Tak naprawdę po prostu nie chciał więcej myśleć, żeby nie dojść do niewłaściwych wniosków... pod wpływem chwili i dobrego humoru.‏
- Możemy powalczyć~! - Uśmiechnął się, ale nawet nie ruszył z miejsca. Jak Shizuo się ruszy to on też.‏
- Chce ci się? Na pewno? - spytał, czekając, aż brunet się ruszy. No jakoś nie chciał go zwalać z ramienia... Póki co. Tak się wygodnie siedziało... Chociaż to była głupia myśl.‏
- Mhm~! - Uśmiechnął się do blondyna. - To powinno być zabawne, nie~?‏
- Skoro ci się podoba, to dlaczego nie wstaniesz?‏
- Wstań pierwszy~... Żal mi się ruszać.‏
- A mi się nie chce. - odparł przekornie. Bo niby dlaczego on pierwszy...?‏
- Nie chce ci się~? - Uniósł jedna brew. - No no Shizu-chan, bo jeszcze pomyślę, że ci się podobam~!‏
- Mówiłem, żebyś nie dochodził do złych wniosków. - mruknął niechętnie i wstał, idąc po swoją szpadę. Wolał przerwać w momencie, w którym pojawiały się takie domysły... Może i w jakiś sposób go lubił, ale nie taki!... - Dobra, stawaj.‏
- Haha~... Wiedziałem, że tak zrobisz~! - Uśmiechnął się wstając z krzesełka i biorąc do ręki szpadę. - Ou geur~!‏
- To było dość oczywiste. - Ustawił się odpowiednio, czekajac na ruch Izayi.‏
‏- Masz rację~! - Uśmiechnął się, robiąc kolejny wypad. - Zobaczymy na co stać Shizusia~!‏
- Na pewno na to, żeby cię pokonać tym patykiem. - prychnął, lekko rozbawiony. Odparł jego szpadę i zrobił wypad, tak by trafić go szybkim ruchem.‏
     Izaya widział, że szpada Shizuo chwieje się na końcu, odsunął się więc do tyłu poza zasięg broni i zachichotał.
- Chcesz mnie połaskotać Shizu-chan~?‏
- Nie. - warknął i cofnął się. Spodziewał się, że szybciej mu pójdzie...‏
- Oi no nie bocz się kochanie~! Nawet patyk czasem odmawia posłuszeństwa~! - zachichotał, zasłaniając usta ręką. Wyglądał na zdekoncentrowanego, więc Shizuo łatwo mógł go powalić.‏
- Nie żadne kochanie! - burknął i jeszcze raz zaatakował, tym razem uwalniając przy tym trochę agresji. Mimowolnie...‏
- Oi oi, nie tak ostro co Shizu-chan~? Jeszcze mnie uszkodzisz... Musisz być mniej brutalny~... - chichotał unikając szpady blondyna. - No ale nie atakuj tak szybko jak wariat... To nie sprawia żadnej przyjemności... Shizu proszę wolniejsze i bardziej posuwiste ruchy, wtedy obaj będziemy mieć z tago przyjemność, co~?‏
- Skończ. - prychnął, próbując się nie rozpraszać. Wiedział, że to prawdopodobnie sposób, by go rozproszyć, ale i tak do jego głowy zaczęły się dobijać inne myśli. Był tylko człowiekiem, więc i jego od czasu do czasu, a nawet dość często, coś kusiło. Ale bez przesady, nie mógł o tym myśleć... - Tym szybciej przegrasz. - skomentował, znów próbując go trafić.‏
- Jakiś ty nieczuły~... - mruknął, starając się wytrącić blondynowi broń z ręki. - A nie pomyślałeś, że po tak szaleńczym tempie jakie nam nadajesz będę jutro zmęczony~? - zrobił smutną minkę. - O tym nie pomyślałeś, prawda Shizuś, dla ciebie liczy się tylko twoja przyjemność... a o mnie nie myślisz.‏
- Izaya. - warknął, tym bardziej wczuwając się w walkę. Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści. Chyba troszkę ją odkształcił... Ale to nic. Wygra... Przymierzył sie do kolejnego pchnięcia. - Skończ z tymi podtekstami, bo coś ci zrobię i nie będziesz już taki zadowolony...‏
- Ale o co chodzi Shizu-chan? - zdziwił się, patrząc na niego niewinnie. Powiedział coś nie tak? - Dobrze, może trochę przesadziłem z tym "kochanie", ale to chyba jeszcze nie powód żeby bawić się w karanie mnie, nie uważasz~? Chociaż może ciebie kręcą takie rzeczy co Shizu~? Przyznaj się nie marzyłeś nigdy o tym żeby mnie związać i się nade mną pastwić~? Ponoć to dość popularne u egzorcystów...‏
- Wcale nie. To nazywamy egzorcyzmami i tak naprawdę dotąd nie chciałem brać udziału w żadnych. - Uznał, że musi sprowadzić swoje myśli na inne tory, nim da się skusić do wyobrażenia sobie tego, o czym mówił brunet. - Nie jestem też osobą, która pastwi się nad innymi. Jedynie wykonuję swoją pracę, i to szybko i skutecznie. - prychnął, odpychając jego broń. Orihara był naprawdę dobry w szermierce...‏
- A kto mówi o egzorcyzmach~? Chodzą plotki że egzorcyści po prostu lubią się pastwić nad schwytaną ofiarą~! Ale ty tak nie robisz nie Shizu~? Bo wiesz... wolałbym żeby "to" - zrobił cudzysłów rękoma zupełnie opuszczając gardę - odbyło się bez szczególnego okrucieństwa... Chyba, że w ten sposób będziesz miał więcej przyjemności~! - Uśmiechnął się. - Wtedy możesz się mną bawić jak długo będziesz miał ochotę~!‏
- Nie lubię. - warknął i w końcu dotknął go czubkiem szpady. - Wygrałem. - oznajmił spokojnie. I zapamiętaj, że nie robię "tego" i nie będę robił, ani z tobą ani z nikim innym, zrozum to w końcu. - prychnął i poszedł odłożyć szpadę do garderoby. Wkurzał go. I przez niego to sobie wyobraził. Naprawdę go to wkurzało!!! Nie chciał nawet o tym myśleć ani się jakkolwiek prowokować. Nie był takim typem człowieka i już. Nikt dotąd aż tak go nie prowokował, to było nie do zniesienia, jaki on był wnerwiający...
- Ej to nie fair~... - jęknął, idąc za blondynem. Miał zamiar się wykłócać o swoje racje! - Poza tym wiem, że zabiłeś już kilka wampirów czy innych potworów, więc jakie "nie będę robił tego z nikim innym" co? Nie kłam Shizuś nawet jeśli chcesz tylko podeprzeć swoje racje.
- Nie kłamię. Twoje "to" brzmiało bardzo sugestywnie i nie wypieraj się teraz. A zabijać cię tym bardziej nie mam zamiaru... A daj mi spokój. - warknął w końcu. Najpierw rzuca podtekstami, Shizuo nie miał zamiaru wierzyć, że nieświadomie, a potem wmawia mu, że mówił o czym innym. No po prostu!
- Ej, ej ale się nie bocz~... - poprosił, chwytając blondyna od tyłu w pasie. - No Shizu-chan co się takiego stało~? - Uśmiechnął się przyjacielsko, jadąc po podłodze za wciąż idącym i wkurzonym Shizuo. - Jesteś naprawdę silny żeby mnie tak ciągnąć... - zauważył mimochodem.
- Nic takiego. - Szedł dalej. - I wiem, ale wystarczyłoby, żebyś się puścił i nie musiałbym używać tyle siły, wiesz?
- Nie... Tak jest fajniej~... - jęknął prosząco. Zrobił minę dzieciaka i wtulił się w bok Shizuo nadal uparcie trzymając się blondyna. - Powiedz co takiego zrobiłem, naprawdę nie chciałem~! - W sumie to taka sytuacja bardzo mu nie przeszkadzała mógł bez problemu wtulać się w blondyna i wąchać jego zapach... i może trochę zapach jego krwi, ale to ostatnie dla Izayi było tylko miłym dodatkiem. - Po~wiesz mi, prawda?
- Przestań... - mruknął, przystając. - Najpierw rzucasz podtekstami a potem udajesz, że nie wiesz, o co chodzi, tak??? Mówiłem, żebyś tego nie robił. Mógłbyś mnie czasem słuchać! - Nie wiedział w sumie, co go tak bardzo denerwowało. Nie chciał się na niego w sumie denerwować. Ale irytowało go jakoś, że tak bardzo pozwolił Izayi się do siebie zbliżyć. I do tego wcale nie przeszkadzało mu, że jest tak blisko... A wręcz zaczynało mu się to troszkę podobać. To było niebezpieczne. Nie chciał tego. Najlepiej, jeśli brunet się odsunie i da mu spokój...
- Ale co ja zrobiłem? Przecież powiedziałem ci tylko żebyś używał swojej szpady tak by sprawić przyjemność nam obu... Co w tym złego? - Naprawdę nic nie rozumiał, Shizuo wściekał się o ten pojedynek? O to że Izaya nie wziął go na poważnie? Ale brunet przecież nigdy nie brał nic na poważnie. - Dobrze, zgodzę się Shizuo jesteś górą, wygrałeś, ale przestań się złościć...
- Czy ty... - Nabrał powietrza. Może on naprawdę nie rozumiał? To w ogóle było możliwe??? - Nieważne. Po prostu skończ już z tym ściskaniem mnie, jasne? I prowadź do tych całych przetworów, czy coś, zapakujemy to na jutro... - zmienił temat. Już nawet mógł dać spokój, byleby o tym nie myśleć...
- Nie puszczę cię dopóki mi nie powiesz, że wszystko jest dobrze! - zaprotestował, zacieśniając uścisk. - Wiem, marny szantaż, ale zawsze jakiś~...
- Tak, tak, wszystko dobrze, puść w końcu! - warknął, czując jakieś dziwne mrowienie wzdłuż kręgosłupa. Nie lubił, jak ktoś był tak blisko, a teraz jego detektor wampirów wariował i... Tak, to na pewno
było to.
- Oi no nie złość się tak~... - jęknął. - Zastanów się, naprawdę chcesz żebym puścił, czy ze mną jest ci przyjemniej~?
- Nie. - warknął odruchowo. - Znaczy, tak! ...Czekaj... Rany, odczep się w końcu, pijawko jedna! - prychnął, próbując go od siebie odsunąć. Gdyby na niego nie reagował i gdyby był mu obojętny, to raczej by go od siebie nie odsuwał...
- Tak, nie, zdecyduj się~! - zachichotał, ale posłusznie go puścił. - Dobrze, jest jeszcze za wcześnie. - Pokiwał ze zrozumieniem głową. - Wiesz Shizuś, ja mogę na ciebie czekać ile tylko bedziesz chciał~! - Puścił mu oczko i ruszył w stronę piwnicy. - No chodź, przyda mi sie pomoc z tymi słoikami~!
- Tsk. Nie masz na co czekać. A jeśli zamierzasz, to z powodzeniem mogę odejść już teraz. - zauważył i ruszył za nim do piwnicy.
- Nie... - mruknął, schodząc do piwnicy. Chwycił za wielki klucz wiszący na kołku i otworzył drzwi. - W tej części piwnicy trzymam przetwory. - pokazał. - A tu... - przeszedł na drugą stronę piwnicy i otworzył inne drzwi - jest wyjście na podwórze, tak będzie bliżej~! - Uśmiechnął się, zaczynając wchodzić po schodach. - Muszę jeszcze otworzyć wyjście, poczekaj~...
- Mhm. - mruknął i oparł się o ścianę. Faktycznie tych przetworów było dużo... Dla mieszkańców wioski to musiało być jak zbawienie. Zbawienie od wampira. A biskup krzyczący, żeby zamknął drzwi, bo chołota się wedrze i zabierze część jedzenia, które i tak się zepsuje, bo go w siebie nie wepchnie. Jaki ten świat prosty, a skomplikowany... Dobroduszny wampir, który i tak już nie ma duszy. Naprawdę nie wierzył, a jednak widział. I musiał uwierzyć. Izaya był dobry... Mimo, że wkurzający, to dobry...
- Już~! - Krzyknął, otwierając wyjście. - Wóz jest na dworze, możemy zacząć nosić~!!! - Uśmiechnięty wrócił do piwnicy i omijając blondyna szerokim łukiem, żeby przypadkiem go nie dotknąć, bo przecież Shizuo zabronił mu to robić, poszedł po przetwory.
     Blondyn pozostawił tak szeroki łuk bez słowa i poszedł za nim po przetwory. Wziął parę, wynosząc je do owego wozu i wrócił. Cieszył się, że ma zajęcie. To pozwalało mu jakiś czas się czymś mechanicznie zająć i nie myśleć...
     Izaya tez zaczął nosić słoiki. Cały czas przyglądał się Shizuo... Czy teraz kiedy go zostawił i stara się do niego nie zbliżać blondyn jest szczęśliwy?
- No cóż... oby~! - stwierdził wesoło, znów zgarniając kilka słoików i idąc z nimi do wozu. Z pomocą blondyna szło im o wiele szybciej, sam Izaya nosiłby to pewnie cały dzień...
- Co "oby"? - mruknął, przechodząc obok, biorąc słoiki i zrównując się z nim krokiem. Nie żeby samotność mu przeszkadzała, ale dziwnie tak było, gdy Izaya go unikał i jeszcze do niego nie mówił...
- Obyś był szczęśliwy~! - Uśmiechnął się wesoło i szybko wyprzedził Shizuo. - Wystarczy żebym cię nie dotykał, prawda~? - upewnił się, odwracając się przodem do Shizuo. Szedł tyłem, ale mu to nie przeszkadzało. - Dzięki temu będziesz szczęśliwy i się nie wyprowadzisz~! Mi to wystarczy... - dodał, dalej uśmiechając się głupio.
- Boże, czy ty musisz być tak... Tak... - westchnął cicho. - Izaya... Nie będę szczęśliwy, jeśli będziesz tak daleko. Nie od tego zależy moje szczęście. Chodzi o to, żebyś się na mnie nie wieszał, to tyle. Dlatego, że... No, po prostu, ok?
- Dobrze, nie będę się wieszał... - odmruknął i poszedł dalej. Już nie wiedział co ma odpowiadać Shizuo żeby ten został, po prostu postanowił, że bedzie robił to czego Shizuo będzie od niego chciał. - Nie rozumiem go... - mruczał do siebie, ustawiając słoiki na wozie. - Nie może być siebie normalnym prostakiem i mnie przelecieć... Albo zwykłym egzorcystą i mnie zabić nie bawiąc się w takie podchody...
- Wiesz, że mówisz o mnie, kiedy cię słyszę...? - mruknął, stając za nim. - Nie, nie zabiję cię, bo nie mam na to ochoty. Nie przelecę cię, bo nie jestem prostakiem. Poszedłbym, ale tego nie chcesz. Najwidoczniej musimy tak żyć. Prawda? - mruknął, nachylając się i szepcząc mu to ostatnie do ucha.
     Izayi po całym ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Brunet był pewien, że Shizuo to widział. Trochę mu było głupio, ale zostawił to bez komentarza.
- Najwidoczniej... - mruknął tylko, znów wpatrując się w słoiki. 
- Więc tak jak jest ci pasuje? - chciał się upewnić. Najwidoczniej w jakiś sposób Izaya mówił mu tylko prawdę, gdy pytał w ten sposób... Tak to wyglądało. Ale też nie chciał być za blisko... /na wszelki wypadek miał więc zamiar zaraz się odsunąć.
- Jestem szczęśliwy jeśli tylko jesteś gdzieś niedaleko, więc chyba tak jak jest teraz... - Wzruszył delikatnie ramionami, ale nadal nie zmieniał ich pozycji. - ...Chyba jest dobrze. - westchnął głęboko. Jasne że wolałby, żeby ich relacje były inne, prawie że skrajnie inne, ale cieszył się i tym co jest teraz... W końcu kiedy Shizuo szeptał mu do ucha... coś co nie jest groźbą zabicia go? No chyba nigdy, więc i tak można to uznać za spory postęp. Uśmiechnął się delikatnie do siebie. Tak, nawet takie małe gesty mu wystarczą.
- "Chyba"? Czyli nie. - Odsunął się i wziął parę słoików. - Pomyśl, czy naprawdę nie będzie ci lepiej, jeśli będę daleko... - westchnął i poszedł z powrotem do piwnicy.
- Oczywiście, że nie będzie. - prychnął, idąc za blondynem. - A ty byś się cieszył, będąc daleko od osoby którą kochasz? Do tego wszystkiego jeszcze zamartwiając się, czy kościół nie znajdzie tej osoby i nie zabije? Tak przynajmniej będę mógł cię ochronić...
- Nie widzę takiego problemu. Umiem się obronić, nie jestem dzieckiem, pamiętaj, jasne? - fuknął, po czym dodał spokojniej: - Nie chcę, żebyś jakoś cierpiał chcąc być ze mną, gdy masz świadomość, że nie będę z tobą w ten sposób, w jaki byś chciał. Rozumiesz? Mógłbyś o mnie zapomnieć, nie? W końcu i tak się zestarzeję i kiedyś umrę. I tyle tego, ile byś mnie widział.
- Nie odpuszczę sobie jedynej osoby jaką pokochałem przez to dwieście pięćdziesiąt lat tylko dlatego, że nic do mnie nie czuje, więc odpowiedź brzmi nie. - prawie warknął, zabierając jedne z ostatnich już słoików. - A jeśli chodzi o kościół wyeliminowaliby cię prędzej czy później, zresztą jak każdego... Jak bedziesz przy mnie mogę ich przynajmniej przekupić majątkiem i tyle.
- Żadnego oddawania majątku! - warknął na niego poważnie. - Nie obchodzi mnie, czy będą mnie ścigać, bo w razie czego sobie poradzę. Ty nie masz wobec mnie żadnego długu, więc nie wolno ci pozbywać się tego majątku. Tym bardziej nie po to, żeby napychać kieszenie tych... Wiesz, o co mi chodzi, nie? Na nich nie działa przekupstwo. Po uzyskaniu tego, czego chcą, i tak zrobią to, czego chcą. Więc nie rób tego, jasne? - prawie że poprosił. Wolał, by te pieniądze dostali nawet wieśniacy, byle tylko nie kościół...
- Jeśli tak wolisz... - mruknął. - I tak miałem oddać pieniądze wieśniakom, a kościołowi sam nieprzydatny zameczek... Bo przecież po mojej śmierci wszystko co mam przejdzie na kościół, jak nic tam nie znajdą dostaną nauczkę~... - stwierdził pewnie. - Właśnie Shizu-chan, mogę ci jeszcze pokazać skarbiec~! - rozweselił się. - To już będzie ostatni punkt twojej wycieczki po posiadłości~! Co ty na to~?
- Wieśniakom... To dobry pomysł. - przytaknął. - Ale też nie wszystko naraz. Bo zużyją je za szybko i będą wściekli, że nie masz więcej... - mruknął. To było dość logiczne. - Na moje najlepiej by było im wszystkim załatwić nowe pola i pracę, za którą by im się płaciło, ale lepiej, niż dotąd. - Potrząsnął głową, wyrwany z zamyślenia. - Tak tylko myślę... Nie, nie chcę widzieć skarbca. - zaprzeczył stanowczo. - Jest mi zupełnie obojętny.
- Shizu-chan~... - zachichotał. - Chyba mnie nie rozumiesz... Mnie już wtedy nie będzie~! Nie mogą być wściekli na trupa, a nawet jeśli i tak pójdę do piekła, jeśli ono istnieje, nie ważne ilu ludzi by mnie uważało za dobrego~! - Izaya zdziwił się trochę... Liczył, że Shizuo zobaczy skarbiec i wtedy może zdecyduje się go zabić, ale blondyn znów odmówił. - No to możemy się przejść nad rzekę~! - zaproponował.
- Niby tak... - mruknął. Jednak niesprawiedliwe mu się wydawało złe zapamiętanie tak dobrej osoby tyko dlatego, że nie dał im więcej pieniędzy, niż miał... - Ale dając im wszystko naraz zrobisz im więcej krzywdy niż dobrego. - Wzruszył ramionami. - Zgoda, pójdźmy nad rzekę. To daleko? - spytał, pozornie niezainteresowany. Z chęcią by się wykąpał... Rzeka była w sam raz do tego celu.
- Nie... Oni są mądrzy... A może raczej starszyzna dobrze rozporządza majątkiem wioski~! Chyba tylko dlatego jeszcze wszyscy żyją~! - Uśmiechnął się. - To wyjątkowo biedna wioska, wiesz? Z resztą jutro ją zobaczysz... A co do rzeczki to jest nawet jeziorko niedaleko~! Będziemy sobie mogli popływać Shizu-chan~... - Uśmiechnął się, zabierając ostatnie słoiki.
- Nadal nie jestem przekonany... Ale ty znasz ich lepiej. - Wzruszył ramionami. - Daj, poniosę je za ciebie, co? A ty weź jakieś ręczniki i szybciej wyjdziemy, co? Chociaż w sumie możemy iść bez ręczników. -
dodał w końcu. Zabrał od niego słoiki i zaczął je nieść do wozu.
- Naprawdę się napaliłeś na to jeziorko. - zauważył wesoło, z chęcią oddając słoiki. - Poczekaj na mnie przy wozie, z tamtąd jest bliżej~! - zawiadomił, wskakując wesoło po schodkach do dworku.
- W końcu chodzi o kąpiel. - mruknął cicho i doszedł do wozu. Przysiadł pod nim i czekał...
- Mam ręczniki~! - Izaya wyszedł uśmiechnięty z domu, nic sobie nie robiąc z tego, że wychodzi się drzwiami nie oknem i rzucił w blondyna jeden z ręczników. - To twój~! Możemy już iść, czy zawiązałeś z Psyche jakieś tajne porozumienie~? - zachichotał, widząc kota nieudolnie starającego się przytulić do blondyna. - Kotku nie masz co się starać, jak mnie nie pozwala to co dopiero tobie~! - zachichotał. - A może powinienem potraktować go ostrzej? - Podrapał się po głowie, patrząc na kota. - W końcu to moja konkurencja jeśli chodzi o twoje względy, ne Shizu-chan~?
- Nie mamy tajnego porozumienia, uczepił się mnie... - mruknął, obserwując kota, który natrętnie się do niego przymilał. Gdyby zaczął go głaskać, zapewne by się nie odczepił, prawda...? - Boże, aleś ty natrętny... - mruknął w końcu, głaszcząc futrzaka delikatnie. - Wredny futrzak, który się mnie uczepił. Taa, tego mi brakowało... - dodał nieco ironicznie, miziając go po boku. Dawno nie głaskał tak słodkiego zwierzęcia, bo koty go unikały... Ale głośno by tego nie powiedział.
- No i przegrałem z kotem. - Stwierdził brunet, teatralnie upadając na kolana. Rzucił w Shizuo drugim ręcznikiem. Żeby do tego stopnia być zainteresowanym futrzakiem?
- Daj spokój, zaraz pójdziemy... - zaśmiał się, łapiąc drugi ręcznik, nie przerywając głaskania Psyche. - Ej, mały, przepuścisz nas już, nie? Może innym razem sobie posiedzimy. - Wstał, odrzucając ręcznik Izayi. - Wstawaj, pijawko.
- No tak, z kotem to się dogadujesz świetnie... Może ty zoofilem jesteś~? - zachichotał, łapiąc ręcznik. - Chociaż to by nie miało sensu... W końcu w jakiejś tam części jestem nietoperzem... - Zaczął się zastanawiać Izaya, prowadząc Shizuo między drzewa.
- Nietoperzem... Jakoś nigdy nie wierzyłem do końca w tę wersję. - zastanowił się, idąc za nim. Ale on patrzył z punktu widzenia piekło-niebo, a nie z punktu widzenia tego, jak dochodzi do przemiany, bo nie znał samego procesu przemiany...
- A widziałeś moje skrzydełka~? - zachichotał. - Wyglądają zupełnie jak te nietoperze... tylko większe~!
- Kto wie, czy to z powodu jakiegoś połączenia z nietoperzem. - Wzruszył ramionami. - Szczerze nie bardzo łapię tę całą naukową gadkę o wampirach, którą kiedyś słyszałem, więc nie wiem, z czego to was "diabeł stworzył". I mało mnie to obchodzi.
- Tego nie wiem Shizu-chan~! Nie pamiętam by wampiry kiedykolwiek między sobą o tym rozmawiały. - zamyślił się. - Nie, one głównie o krwi rozmawiały, więc dla nich pogawędki były bardzo soczyste a ja miałem język suchy jak wiór i nie mogłem nic powiedzieć... Ale dobrze się stało~! - Uśmiechnął się wesoło, odgarniając liście. - Zaraz będzie widac jeziorko~!
- A zakonnicy już mają teorie, wyprzedzili samych zainteresowanych, no popatrz. - sarknął. - Duże jest? - zmienił temat, wypatrując jeziorka.
- Ta teoria? Sam mi powiedz~... - zachichotał. - A oto bezimienne jeziorko~! - Odsunął krzaki, pokazując spory zbiornik wodny. - Tam dalej jest rzeczka~!
- Nie, jezioro... O, fajne. - Uśmiechnął się mimowolnie. Tak dawno nie pływał, kąpał się też dość dawno, jak na niego... - Więc jak, idziemy pływać, nie? - Zaczął się rozbierać, idąc do jeziorka.
- Jasne~! - Izaya zrzucił pelerynkę, koszulę i spodnie, wcześniej jeszcze zdejmując buty. - Gdybym chciał się przymilać jak Psyche powiedziałbym "niezłe ciałko Shizuś~!" - Zachichotał wesoło i chwile później wskoczył do wody. Wampiry są tak zimne, że nie odczuł szoku termicznego.
- Dzięki. - mruknął, nawet się nie zastanawiając i zbliżył się do wody, powoli wchodząc coraz głębiej. Było piekielnie zimno w porównaniu do temperatury jego ciała, ale wyszedł z założenia, że po prostu przywyknie...
- Shizu-chan nie za zimna dla ciebie~? - Izaya podpłynął, by to sprawdzić. - Masz zaburzone krążenie i zmienił ci się rytm pracy serca... Do tego masz gęsią skórkę... Wszystko dobrze?
- To, że jesteś pijawką nie daje ci prawa wnikać w mój rytm pracy serca. - burknął i wszedł dalej. - Przeżyję, przecież to nie pierwszy raz, jak się kąpię. - prychnął. Już prawie zanużył tors.
- To tak mimowolnie Shizu-chan~! - Podpłynął do blondyna stajac na nogi. - Czekaj, może pomogę ci się ochlapać co~?
- Nie, dzięki. Wolę... - Zadrżał mimowolnie. - Sam się zanurzyć. - mruknął niechętnie i poruszył się w wodzie, starając się rozgrzać.
- Daj spokój, to nic takiego~! - zachichotał. - Popatrz~!!! - Cały mokry i pewnie lodowaty przytulił blondyna i jak~?
- Z-zimno! A jak inaczej??? - wydał z siebie coś między jękiem a warknięciem, ale go nie odepchnął. Izaya tak nie odbierał ciepła, paradoksalnie...
- Hmm... Liczyłem, że może przejdzie na ciebie ciepły dreszczyk bliskiego kontaktu ze mną~! - aachichotał po raz kolejny. - Zrobiłbym coś więcej, ale pewnie nie chcesz~... - mruknął beztrosko, odsuwając się nieco. - Zapomniałem że miałem się do ciebie nie przytulać, wybacz~! - Puknął się w głowę robiąc śmieczną aczkolwiek trochę też przeprosinową minę. 
- Nie szkodzi... Było cieplej. - mruknął. - W tym sensie, że nie czułem zimna wody. - wyjaśnił od razu. Już wykład co do tego, żeby nigdy, przenigdy nie ważył się zrobić więcej, zostawił dla siebie. Uśmiechnął się lekko i zanurzył, nabierając powietrza. Zaczął płynąć, żeby rozruszać zesztywniałe mięśnie.
- Czemu ty zawsze tak pięknie torpedujesz moje starania~? - fuknął podpływając do Shizuo. Stanął za nim i nabrał wody w ręce. - A masz~! - mruknął jak dzieciak wylewając blondynowi wode na głowę.
- Ja je torpeduję? - Odsunął włosy z twarzy, zaczesując je palcami do tyłu. - Niby jak? - Niby od niechcenia chlapnął na niego potężnym rozpryskiem wody.
     Izaya zasłonił się przed wodą śmiejąc się przy tym wesoło, po czym sam chlapnął w blondyna wodą.
- Jak to dlaczego~? Bo zawsze się ode mnie odsuwasz i nie chcesz powiedzieć, że jednak mnie lubisz~! Co więcej - podniósł do góry palec - gdybyś nie mówił to jedno, ale ty nawet przeczysz sam sobie~! Po twoich reakcjach widać, że masz ochotę~!
- Na nic nie mam ochoty! - zaprzeczył głośno i chlapnął jeszcze potężniejszym strumieniem. - Czekaj no, może jak cię podtopię to zapamiętasz i się nauczysz... - burknął, zmierzając w jego stronę.
- Teraz może i nie, ale wcześniej miałeś~! - Pokazał mu język ze śmiechem uciekając od chcącego go zamordować blondyna. - Swojej krwi nie oszukasz~! - Chciał się gdzieś schować, ale niestety nie było gdzie... a nie chciał wpływać w szuwary, bo jeszcze by się zaplątał... Chyba byłby pierwszym wampirem zmuszonym po wieczność co odrodzenie to się topić...
- Wcale nie! - warknął i zaczął płynąć w jego stronę, byle szybciej go złapać. Miał zamiar naprawdę go podtopić, choć nie na zbyt długo... A co, niech się nauczy, w końcu to nie było nic złego, na chwilę go zanurzyć!
- Akurat, akurat, a czemu krew ci przyspieszyła... może się zamieniłeś, co~? - śmiał się dalej, odpływając coraz bliżej środka akwenu. - Umiesz dobrze pływać nie Shizu? - zagadnął, gdy już nie wczuwał gruntu pod stopami. 
- Bo wchodziłem do cholernie lodowatej wody! - warknął. - Ja tak, pytanie raczej, czy ty potrafisz równie dobrze pływać, co latać.
- Nawet lepiej~! - zachichotał. - Na naukę pływania miałem 21 lat więcej, nie~?
- W takim bądź razie pływaj gdzie chcesz... Ja też się przepłynę. - W jednej chwili zrezygnował z podtapiania go, a zamiast tego zanurzył się pod wodę, próbując przepłynąć jak największą odległość.
- Hęęęę~... - jęknął zdumiony i trochę zasmucony brunet. Liczył na jakąś zabawę, żarty, przepychanki, a Shizuo znów go olał. Złapał wiec zanurzającego się blondyna za włosy i zmusił, żeby głowa została na powierzchni. - O w ten właśnie sposób niszczysz nastrój. - mruknął jeszcze, puszczając Shizuo i odpływając bliżej brzegu.
- Tsss, jaki nastrój... - mruknął blondyn w wodę, co oczywiście na powierzchnię dotarło wyłącznie jako fala bąbelków. Chcąc czy nie wynurzył głowę i popatrzył za odpływającym brunetem. Zwalczył pokusę, by go przeprosić. Nie miał za co. On tylko pływał, żeby nie zamarznąć w wodzie, to chyba logiczne, skoro gdyby się dłużej nie poruszał, poszedłby na dno? Mięśnie mu nieco skostniały. Miał ochotę płynąć dalej, jednak tylko wypuścił powietrze, policzył do pięciu patrząc w niebo i spokojnie również zaczął płynąć do brzegu. Wytłumaczy się tym, że było tam zimno i tyle... A przepraszać go nie będzie, bo to byłby absurd.
     Izaya uznał że Shizuo chce po prostu pobyć sam. Wyszedł na brzeg wziął jeden z ręczniczków i narzucił go sobie na głowę. Poszedł w stronę starego pomostu, po drodze zbierając kamyczki. Shizuo i tak pewnie nie zauważy jego zniknięcia. Westchnął sobie cichutko siadając na pomoście. Miał już całkiem sporo kamyczków więc postanowił, że spróbuje popuszczać kaczki.
     Blondyn wyszedł na brzeg, po czym szybko się wytarł i ubrał. Gdy otulił się peleryną czuł się zdecydowanie odświeżony i coraz bardziej rozluźniony. Niemal czuł, jak jego mięśnie odpuszczają sobie napięcie. Ruszył w ślad za Izayą i przystanął dość daleko, obserwując tylko, co ten będzie robił. W sumie dotąd nie widział go, jak robi coś w samotności. Był ciekaw, jaki jest, gdy nikogo przy nim nie ma.
     Izaya uśmiechnął się lekko do siebie. Tak, doskonale słyszał blondyna i bardzo się cieszył że Shizuo jednak nie ma go gdzieś i za nim przyszedł. Wziął kamyczek i postanowił pierwszy raz od dawna użyć wampirzej siły. Puścił kamyczek po gładkiej tafli jeziorka.
- Ups... Chyba za mocno~... - westchnął, gdy kamyczek przeleciał na drugą stronę stawu i trafił jakiegoś zwierzaka w krzakach.
      Przypatrywał się wampirowi dalej, zastanawiając się, czy ich siły są właściwie porównywalne. Nie wiedział, czy puściłby kamień tak daleko, w sumie... A może i jednak... Denerwowała go taka bezczynność, bo mógł tylko stać i obserwować. A mimo to w jakiś sposób było to interesujące...
- Jak chcesz spróbować to po prostu podejdź pierwotniaku... Nikt cię przecież nie zje~... - Izaya nucił sobie, patrząc gdzieś w dal i rzucając kolejnym kamyczkiem. No już bardziej dosłowny być nie mógł.
     Pierwotniak? Czy on usłyszał "pierwotniak", czy wiatr go zmylił...?
- Nie zje? Jesteś pewien? - mruknął, podchodząc bliżej i już bez słowa siadając obok. W gruncie rzeczy niby nie było nic nadzwyczajnego w tym krajobrazie, a jednak w pewien sposób był wyjątkowy...
     Izaya wsadził blondynowi do ręki kilka kamyczków.
- Jestem pewien... Postaram się nie ugryźć cię już nigdy~... - zapewnił nadal uśmiechnięty i wziął do ręki płaski kamyczek. - To co Shizu-chan, robimy konkurs puszczania kaczek~?
- Nie widzę w tym problemu. Tylko następnym razem pij z ręki. - Skrzywił się lekko. Nie wiedział nawet, czemu mu na to pozwalał. - Ta, może być. Na odbicia, czy odległość?
- Shizuś nie... - westchnął. - Już ci mówiłem, nie z ręki, bo jak wypiję za dużo... a na pewno to zrobię. Możesz potem nie mieć ręki... Zresztą i tak sie nie napiję! - postanowił. - Najwyżej zdechnę z głodu, nie mam zamiaru więcej się godzić na coś takiego... Nie wiesz jak się bałem jak mi zemdlałeś... - westchnął. Podczas całej wypowiedzi delikatnie smyrał rekę blondyna, jeżdżąc opuszkami paców wokół zranienia na ręce. - ... - Zastanowił się. Zaczynają konkurs na rzucanie kamyczków? Naprawdę? - Możemy na odległość ale mają się też odbijać od wody~! - zastrzegł sądząc, że Shizuo po prostu rzuci kamieniem nie przejmując się stawem.
     Shizuo zmarszczył brwi, ale uparcie wpatrywał się przed siebie, czując delikatny dotyk na ręce. Dziwne, jakby elektryzował, a jednak tak naprawdę nie...
- Mhm, odległość. - mruknął, celując tak, bo odbiło się od wody i poleciało jak najdalej. Niestety kamyk tylko wpadł w wodę, więc sięgnął po następny.
     Izaya nie czując żadnego oporu ani sprzeciwu delikatnie oparł głowę na nieużywanej w tym momencie przez blondyna ręce.
- Shizu-chan nie tak~... - zachichotał, widząc starania chłopaka. - Nie rzucaj w wodę ale po wodzie~!
     Heiwajima spróbował zachować spokój i się nie wzdrygnąć z zaskoczeniem, czy coś podobnego. Po prostu to zignorował. Miał zamiar ignorować wszelkie gesty tego typu i przyzwyczaić się na tyle, by móc je naprawdę olewać.
- Staram się, to te kamyki same wpadają... - odparł, rzucając jeszcze bardziej pod kątem. Tym razem się odbiło i poleciało nawet daleko.
- Brawo Shizu-chan powoli ci wychodzi~...- Uśmiechnął się, klaskając w dłonie. - A spróbuj tak~! - złapał jego rękę, ustawiając ją odpowiednio. No może przytrzymywał ją trochę za długo... ale to tylko po to, by mieć pewność, że wszystko jest dobrze!
- I tak jak się zamachnę to skończy się inaczej. - skomentował tylko i rzucił kamykiem. Odbił się tylko raz. - mówiłem. - Wziął kolejny, znów się przymierzając. On wolał ustawiać rękę samemu, ale nie chciał pokazywać, że w jakikolwiek sposób go to rusza.
- Bo rzucasz pod złym kątem~! - fuknął, niezadowolony, że ktoś zabrał mu rękę Shizuo. Nawet jeśli zabrał mu ją sam Shizu-chan... - Patrz~! - Uśmiechnął się wesoło, lekko rzucajac kamyczkiem. Odbił się kilkanaście razy i wpadł do wody. - Bez nadludzkiej siły to jednak trudniejsze... - westchnął udając, że nie użył jej małej części.
- Nie puszczam kamyków tak często, więc nie mam wprawy. - skwitował tylko i dalej próbował rzucać. Te porażki nawet mu aż tak nie przeszkadzały... Było daleko i czasem się odbijało, więc na jego było nieźle.
- To widać, ale... poczekaj. - mruknął Izaya. Zastanawiał się chwilę, po czym, trochę niepewnie, usiadł blondynowi na kolanach. Shizuo był chyba zbyt sparaliżowany by jakkolwiek zareagować, więc Izaya korzystając z tej chwili ustawił rękę blondyna i chciał mu pokazać jak ma rzucić.
- Izaya, co ty wyprawiasz? - odezwał się w końcu, zdenerwowany. Cały zesztywniał. Nie lubił dotyku, nie był do niego przyzwyczajony, nie tak blisko... Zacisnął dłoń, przez przypadek miażdżąc kamień. Czy on testował, na ile może sobie pozwolić, czy jak...? - Złaź, ale już. - nakazał stanowczo.
- Ale o co chodzi? - spytał zdziwiony. - I jeszcze zniszczyłeś kamyczka~... - westchnął, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. - Zapamiętałeś chociaż jak trzeba go trzymać? I jak się rzuca? Musisz inaczej poruszyć ręką...
- To kamyk a nie nauka łucznictwa, zabawa a nie trening i będę robił co chcę, a ty złaź ze mnie zamiast gadać. - fuknął na jednym wydechu. Nie poruszył się ani o milimetr, właściwie to prawie wstrzymał
powietrze. Nie podobało mu się, jak zareagował na jego dotyk, ale Izaya był blisko, o wiele, wiele za blisko.
- Chciałem tylko pomóc. - Uniósł ręce w obronnym geście, ale nie zszedł. W końcu jeszcze nie wiedział o co chodzi. - Co się stało Shizu-chan... Krzyczałeś na mnie podczas pojedynku... I teraz też... Czy ja zrobiłem coś złego? - popatrzył niewinnie na blondyna. 
- Za blisko. - burknął, wypuszczając skruszony kamyk. - Teraz byłeś zdecydowanie za blisko, jasne?
- Dobrze~! - Uśmiechnął się wesoło schodząc i siadając obok blondyna. Nie stykali się już ze sobą a Izaya był pewien, że nie mógłby się nawet przytulić do blondyna, więc żeby go nie kusiło zostawił między nimi kilkanaście centymetrów przerwy. - Teraz wszystko okej? Czy mam się odsunąć dalej~? - zapytał z uprzejmym uśmiechem. 
    Blondyn nie wiedział, co w niego wstąpiło. Czemu aż tak bardzo nie chciał, by Izaya się zbliżał. Wyglądało to tak, jakby bał się, że mu się spodoba, ale to przecież było nierealne... Izaya nie mógł mu się spodobać, prawda?
- Mhm, wystarczy. - mruknął nieobecnym głosem.
- To dobrze~! - Izaya był nawet w jakiś sposób szczęśliwy. W końcu Shizuo nie kazał mu się wynosić nawet pozwolił mu siedzieć w miarę blisko siebie. To było miłe. Chwycił do rąk kamyczki i zatrząsł nimi przyglądając się w jaki sposób się połącza i zmieszają.
     Heiwajima zapatrzył się niewidzącym wzrokiem w wodę.
     To naprawdę było niemożliwe, żeby on mu się podobał w ten sposób... Więc dlaczego...?
     Bo był wampirem i nie chciał, żeby był tak blisko? Może i tak. A może i nie, właściwie nie wiedział. Nie znał przyczyny... To go wkurzało. Tak poważnie wkurzało.
     Zaczął sięgać po pobliskie kamyczki i miażdżyć je w palcach, zastanawiając się nad tym.
- Hę? - Izaya został wyrwany z zamyślenia przez trzask pękającego, czy też może zgniatanego kamienia. - Shizu-chan... Jesteś bardzo zły? - Spojrzał na niego poważniej. - Wiesz... Mogę sobie pójść, wystarczy powiedzieć~... - Aż tak go zdenerwował tym, że chciał mu pokazać jak się rzuca? A może Shizuo po prostu nie znosi czegoś nie umieć? - Jeśli to dlatego że obraziłem twoje umiejętność rzucania kamyczków to to było niechcący... - mruknął, podciągając nogi pod brodę. Położył głowę na kolanach i patrzył się na blondyna.
- Nie, nie o to chodzi. - mruknął, nie patrząc na niego. Nie rozumiał tego, co robił, nie rozumiał swoich reakcji... Jego uporządkowany świat stał się chaosem. Lubił Izayę, owszem, jako jedną z dwóch osób na świecie, ale przecież nie w takim sensie... Sprawdziłby to, ale nie miał zamiaru wykorzystywać Izayi do sprawdzania czegokolwiek. Najlepiej było po prostu dać sobie spokój i nie reagować. I nie pozwalać na zbyt wiele.
- Więc o co~? Ne Shizu powiedz mi~... Jeśli masz jakikolwiek problem, albo zachciankę, po prostu powiedz~! Postaram ci się, pomóc dobra~? - Uśmiechał się szczęśliwy. To jednak nie przez niego. Z jednej strony strasznie się cieszył, ale poza tym... martwił się, że blondyn ma jakieś problemy. 
- Nie, nic. - uciął. Nie będzie nic robił, żeby się upewniać. Nie potrzebował tego. Był przecież pewien... Nie lubił go w takim sensie. Po prostu doceniał, że jest dobry, choć i był naiwny... Tylko tyle. Lubił to, że był dobry mimo bycia wampirem. To wszystko jak o "lubienie" chodzi.
- Znowu się zamyślasz~... - zwrócił mu uwagę brunet. - Nawet jeśli mi nie chcesz postaram ci się pomóc~! - Szczęśliwy klasnął w ręce. - Zajmijmy twoje myśli rozmową~... Co ty na to? Mógłbyś mi na przykład powiedzieć jaką zakon ma teorię na powstanie wampirów~! Zawsze byłem ciekaw~!!!
- Diabeł was stworzył i tyle. I ogółem to zło tego świata i w ogóle... Diabelskie nasienie, które trzeba zniszczyć... Bla, bla... Szczerze mówiąc nie wierzyłem w to, więc nie słuchałem. - Wzruszył ramionami. - A ty masz jakąś teorię?
- Jeśli wierzysz w Boga to jest to pewnie forma kary~! A może coś w typie czyśćca~? Może dlatego nie pamiętam jak zmieniło mnie w wampira, może po prostu zginąłem wraz z moją rodziną, ale zostałem na ziemi żeby odpokutować~? Nie zdawałem sobie sprawy, że coś się zmieniło, aż do tego dnia w którym spojrzałem w lustro. - Westchnął i spojrzał przed siebie. - Albo jakaś kobieta postanowiła mieć dziecko z nietoperzem~! - Postanowił zażartować i dźgnął go lekko łokciem w brzuch.
- Zginąłeś z rodziną...? Czyli wszyscy zginęli naraz? - Tak to zabrzmiało... Zaciekawił go tym, choć może jak tak o tym myślał, to wypytywał o prywatne sprawy kogoś, kto niekoniecznie musiał mu ufać. Zresztą... Z niewiadomych przyczyn Izaya naprawdę mu ufał. Nie musiał, a ufał. Nadal nie rozumiał, dlaczego...
- Mhm~... - Pokiwał głową i zmienił uśmiech na bardziej nostalgiczny. - Był wypadek... A raczej woźnica wiozący naszą rodzinę na jakieś ważne przyjęcie. Przypadkiem przerwały się lejce, konie oderwały się od wozu i nie było sposobu żeby go zatrzymać. Przypadek chciał ze byliśmy na wzgórzu więc po wóz nabierał prędkości. - Zaczął rysować znalezionym patyczkiem małą karetę z dwoma końmi. - Woźnica wyskoczył ratując siebie, przypadkiem zmieniając nasz kurs na ogromne ogniska przy jeziorze... Przypadkiem był właśnie wieczór święta lata... Chyba rozumiesz~? - Uśmiechnął się smutno. - Tylko że wiesz, Shizu-chan... Nie wierzę w przypadki... - westchnął, zacierając swój rysunek patykiem.
- Sądzisz, że ktoś to zaplanował...? - Zmarszczył brwi. W tych czy tamtych czasach, wiedział, że to bardzo prawdopodobne... Zwłaszcza, jeśli mieli faktycznie tak duży majątek... - Nie mogliście też wyskoczyć? To by wam chyba dawało choć trochę szans na przeżycie, nie...? - mruknął. Dziwnie było mówić o szansach na przeżycie osób, które, chcąc nie chcąc, już dawno umarły... - A obudziłeś się w posiadłości, nie...? - dodał, już bardziej do siebie.
- ... - Izaya pokręcił przecząco głową. - Właśnie dlatego uważam, że to nie był przypadek. Nie dało się otworzyć drzwi. Myślisz że nie próbowaliśmy? - prychnął. - I nie obudziłem się w posiadłości... - dodał ciszej. - Pamiętam płomienie, potem popiół, następnie osobę mówiącą mi że muszę uciekać, ludzi zabierających mnie gdzieś. Słowa kogoś kto orzekł "on żyje!" a potem wysłali mnie od domu... Przez parę dni byłem w szoku, nawet myślałem, że to sen, ale w końcu się zorientowałem... Zresztą~! - Uśmiechnął się wesoło. - Nie będę cię zanudzać Shizu-chan~! Wolę żebyś opowiedział coś wesołego~! - poprosił.
- Mhm. - przytaknął. W końcu nie chciał, żeby się niepotrzebnie smucił, bo wymusił na nim tę historię... Jakoś... Nie czuł się z tym fair. Tylko, że jak sobie przypominał... Wesołe historie? Niezbyt takie pamiętał... - W zakonie na pewno nie działo się nic ciekawego, a już szczególnie zabawnego... No, może tylko to, jak rozwalałem posiedzenia. Albo wystraszyłem przełożonego, który miał mnie "ukarać"... Nie, to czarny humor. - Uśmiechnął się i zgniótł kamyk. Jakoś tak, dla samego trzasku. - Pamiętam, jak byłem mały i z bratem postanowiliśmy wymknąć się z domu. Trafiliśmy do jakiejś obory i próbowaliśmy się przespać... A skończyło się na ucieczce przed bykiem. - Parsknął śmiechem.
- ... - Izaya uśmiechał się, widząc śmiejącego się blondyna. Radosny Shizuo to był taki rzadki widok. Musi go częściej rozśmieszać. - I nie powaliłeś tego byka Shizu-chan~? - udał zdziwienie. - Nie miałeś dość siły żeby poradzić sobie z jednym zwierzakiem~...
- Może i miałem, ale jak się jest dzieckiem, jest ciemno i goni cię byk, a twój brat milczek nagle krzyczy ze strachu, to raczej nawet się nie odwraca, żeby zmierzyć się z takim bydlęciem... Wróciliśmy do domu trzy razy szybiej, niż z niego wyszliśmy. - parsknął. Taa, takie momenty z dzieciństwa uwielbiał wspominać.‏
- No tak... Ne Shizu~... Byłeś bardzo zżyty z bratem w dzieciństwie, nie~? - zagadnął.‏
- Nadal jestem. Znaczy... Dawno się nie widzieliśmy, ale odwiedzam go, jak mogę. - Wzruszył ramionami i położył się na pomoście, wystawiając się na promienie słoneczne. - A czemu pytasz? - Przymknął oczy.‏
- Bo tak się zastanawiam, skoro go tak kochasz to czemu poszedłeś do zakonu~?‏
- Nie miałem wyboru. To była decyzja rodziców, nie moja. - westchnął. - Kocham. - parsknął nagle. - Śmiesznie to zabrzmiało.‏
- Ale chyba mogłeś zaprotestować~? - zdziwił się. On zawsze jak się nie zgadzał z rodziną to jakoś starali się dogadać. - A i chyba oczywiste że kochasz brata, nie~? Mnie też mógłbyś pokochać~... - rzucił mimochodem.‏
- Nie. To było z góry ustalone i nie miałem nic do gadania. - odparł obojętnie. Dla niego to było oczywiste, od zawsze ktoś stał nad nim i mówił mu, co musi. Musi iść do zakonu, musi trenować, musi zabić Izayę... A guzik, już nic nie musi. - Nie kocham, po prostu bardzo go lubię. Ciebie t... Nikogo nie kocham i nie będę, więc tego słowa zwyczajnie nie będę używał.‏
- Dziwne... Kazali ci i nic? - mruknął. Naprawdę nie rozumiał jak można tak żyć. - "Ciebie t..." co, co mówisz Shizu-chan~? Powtórz~! - poprosił wesoło.‏
- Kazali, a inaczej nie miałbym z czego żyć. - I miałem na myśli, że... Ciebie też trochę lubię, ale nie myśl sobie od razu za dużo... - zastrzegł.‏
- A ja już liczyłem, że powiesz "Nie kocham nikogo. Ciebie t... ylko."~!!! - zaśmiał się wesoło. - No ale cóż na takie wyznanie pewnie będę musiał poczekać tysiąc lat, nie~?‏
- Tysiąc albo i dłużej. - mruknął, nie otwierając oczu. - Nie będę nikogo kochał i już. Zmieńmy temat.‏
- Szkoda~... - westchnął wesoło, kładąc się na mostku. - Fajnie by było... - dodał po chwili milczenia.‏
- Dlaczego tak ci zależy? Nawet, gdybym obdarzył kogoś takim uczuciem, choć nie sądzę, bym potrafił, to sądzisz, że coś by to zmieniło? - spytał pozornie obojętnie.‏
- Jasne~! Jak się zakochasz to zobaczysz~! Cały świat staje na głowie, dla tej wyjątkowej osoby, ale to jest przyjemne~... - mruknął zadowolony. - Poza tym ponoć człowiek nie jest pełny dopóki nie zazna miłości~!‏
- Chyba wolę jednak nie szaleć tak za nikim. - Wzruszył niemal niezauważalnie ramionami. - To sprawia, że nie myślisz logicznie i popełniasz więcej błędów, stajesz się zależnym... To chyba nie najlepsze wyjście.‏
- Jeśli tak uważasz~... - Izaya wzruszył ramionami. - Nie będę się sprzeczał~! W końcu jakie mam prawo~?- zachichotał. - Za życia też nikogo nie pokochałem...‏
- A teraz tak i chcesz nawet, żebym cię zabił, żeby kościół się na mnie nie mścił. Bardzo mądre... - zakpił. - Ale też nei będę robił ci wykładów... Nie wiem, jak to jest i na czym polega tak naprawdę zakochiwanie się, więc nie wiem, dlaczego tak bardzo ci zależy.‏
- Po prostu chciałbym żebyś był gdzies koło mnie... i od czasu do czasu mnie przytulił~! Więcej mi nie potrzeba do szczęścia~... - Uśmiechnął się do słońca. - Nie szkodzi, że mnie nie kochasz... Daj mi po prostu wierzyć, że jednak kochasz...‏
- Dlatego chcesz, żebym "robił z tobą co chcę", że tak to ujmę? - Zerknął na niego. Wtedy to miałoby sens... - Nawet, jeśli ja nic nie czuję?‏
- Mhm~... Tak jak mówiłem wystarczy, że mi powiesz, że mam zapomnieć, że coś mi zrobiłeś... Jeśli zostaniesz... możesz wszystko, naprawdę... Będę udawał, że nic się nie stało, więc? - Usiadł i spojrzał na Shizuo wyczekująco. - Wiem, że ci się chce... - dodał ciszej.‏
- Nie chce mi się. - zaprzeczył stanowczo. Nie był taki. - Ale nie muszę chyba robić ci akurat czegoś takiego, nie? W końcu "wstarczy żebym był obok" i czasem był blisko, nie? - spytał beznamiętnie. Nie to, żeby chciał czegoś takiego. Nie chciał być cieleśnie blisko kogoś... kogokolwiek. Po prostu nie był przekonany... Ale może wystarczyło, by był blisko i to dałoby mu dość szczęścia...? W sumie lubił patrzeć, jak jest szczęśliwy...‏
- Shizuś, każdy facet tego potrzebuje, nie wymigasz mi się~... - westchnął. - Ale jak wolisz to zrobić z kobietą to mogę ci wynająć... Wystarczy powiedzieć. - zapewnił. - Mnie wystarczy jak będziesz obok~!‏
- Za kogo mnie bierzesz??? - fuknął, momentalnie wkurzony. - Nie chcę. Nie potrzebuję. Nie jestem jak każdy! Jasne? Mam MÓZG w przeciwieństwie do tych tępych... - Zacisnął usta. Nawet nie wiedział, kiedy usiadł. - Nie potrzebuję. - oznajmił sucho. - Więc nie proponuj mi takich rzeczy. - Wstał i zaczął się oddalać. Najgorsze, że nie chciał na niego krzyczeć i najbardziej zły był nasiebie... Z drugiej strony... Wzięcie go za takiego jak wszyscy ci... Podczas kiedy on starał się nie wykorzystywać nikogo w żaden sposób... A Izaya wziął go za takiego... Jakoś to sprawiało, że był wściekły. Na tyle wściekły, że gdyby się nie powstrzymywał, pewnie rozwaliłby połowę lasu...‏
     Izaya sojrzał na odchodzacgo blondyna i natychmiast dotarło do niego co właśnie zrobił. Zerwał się i pobiegł za nim, ostatecznie łapiąc blondyna w pasie i znów wieszając się na nim od tyłu. - Masz rację, wmawiam ci coś czego sam chcę, to ja jestem tak okropną osobą która chce cię wykorzystać dla własnej korzyści, bo już sama nie może się powstrzymać, to tylko i wyłącznie moja wina. Więc zostań ze mną i na mnie nakrzycz, pobij, zabij, cokolwiek ale nie odchodź! - poprosił i pociągnął blondyna, chcąc by ten się zatrzymał.‏
     Blondyn stanął na chwilę, zesztywniał, po czym zaczął iść dalej bez słowa. Co miał mu powiedzieć? Dalej na niego krzyczeć? Zrobić wykład? Zostawić to bez komentarza i żyć dalej? Nie. Nic nie było odpowiednie. Nawet o tym nie myślał. Nie chciał myśleć. Musiał coś zrobić, cokolwiek, rozwalić coś... najlepiej coś rozwalić. Znaleźć coś do rozwalenia, tak, to był teraz jego jedyny cel. O innych rzeczach nie zamierzał myśleć. Nie teraz. Nie pod wpływem emocji.‏
- Shizu~... - jęknął prawie błagalnie gdy Shizuo nie zatrzymywał się.‏
- Co? - warknął krótko, idąc wciąż dalej. Izaya tworzył coraz bardziej wkurzający go ciężar. Jednak zacisnął usta, starając się nie krzyczeć więcej, niż to potrzebne.‏
- Przepraszam, okej? Nie powinienem był mówić o tobie takich rzeczy... Moja wina, nie złość się już proszę~... - Popatrzył na niego wzrokiem zbitego psa.‏
      Nawet na niego nie spojrzał, jedynie przed siebie. Jego złość nie malała, w końcu to nie był jej jedyny powód... Miał dość ciągłych dylematów, tego, czy lubi Izayę, czy może nie, czy chce go dotknąć, czy może nie... To było niepotrzebne gmatwanie. Jakby nie mogli żyć spokojnie obok siebie bez żadnych emocji, zwyczajnie... No zwyczajnie żyjąc jakoś obok siebie. Shizuo odwdzięczałby mu się za gościnę pracą i tyle... Albo i nawet sobie z tąd poszedł. Ale Izaya musiał to wszystko gmatwać swoimi uczuciami, musiał mącić mu w głowie, musiał zmieniać jego poglądy...
- Skąd. Nie złoszczę się. - sarknął. - A teraz idź sobie. Wrócę jak już będę spokojny. - stwierdził po prostu. Chciał pobyć sam. SAM. Nie myśleć. Mieć spokój z dala od tego mętliku w głowie. Tylko tyle. To chyba nie było tak wiele!?‏
     Izaya spojrzał na niego załamany. Puścił blondyna i mruknął smutno - Dobrze... - po czym oddalił się w kierunku zamku. Wszedł do domu, przez salonik, po schodach i do sypialni rodziców. Położył się z ciężkim westchnieniem na łóżko i zatopił głowę w poduszce. Wdychał zapach blondyna. To mu troszkę pomagało.
- Shizuo ma rację... Jestem taki żałosny... - mruknął do siebie, pocierając nosem poszewkę.


3 komentarze:

  1. Awwww, tęskniłam za długimi notkami! ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. ta notka była cudowna!! shizuś taki buntownik : "nikogo nie pokocham " hahaha jasne......
    no i szkoda izayi tak sie stara.......ale wszyscy wiemy że te starania dadzą efekt i shizuo go pokocha!! albo nie pokocha.......a może jednak? nie ważne czekam na więcej :D
    wyjebista

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tu by powiedzieć...
    SHIZUUUUUU!!! ZAKOCHASZ SIĘ, ALBO... ALBO UKATRUPIĘ TEGO SŁODKIEGO KOTKA W ROGU!!! No i oczywiście masz to zrobić w Izayi ♫
    Jak zabujasz się w jakiejś lasencji, to teleportuję się do niej i JĄ ZAJEBIĘ NA ŚMIERĆ!
    ...
    I jak zwykle, czekam na więcej~ :3

    #Milciaxx (gome za chaotyczną wypowiedź, to się więcej nie powtórzy...)

    OdpowiedzUsuń