Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

czwartek, 10 października 2013

Shizaya- Dach

Heja~! Zaraz man stuknie 20000 odwiedzin~! Wiem że jeszcze nie ma, ale one-shot na podziękowanie już jest~! I ponieważ nie liczę na to, że wyrobimy się dziś z dodaniem "Zakazanej Miłości" dodaje tego oto cosia~! Nie jest może jakiś wybitny i mam wrażenie że... no jakbym połączyła 2 shoty w 1 do tego beznadziejny ;-; Ale na serio nie mam dziś czasu... jutro mam kartkówę z bioli, z anglika sprawdzian, prawdopodobnie coś z fizyki... a no i zadanie domowe -30 zadań z fizyki, na jutro, pięknie nie?
Więc wybaczcie że jest to co jest
Mam nadzieję że jednak was nie zniechęciłam i to przeczytacie~!


     Izaya odetchnął głęboko przyjemnym, lekko chłodnym, wieczornym powietrzem. Mimo, że znajdował się w sumie w centralnej części Tokio, ponad ruchliwą ulicą nie czuć tu było smogu ani dymu z kominów… No cóż, nie bardziej niż przy parku Uneo, a przecież to jedna z ostatnich ostoi zieleni w tym „betonowym mieście". Nie żeby Izayi jakoś bardzo to przeszkadzało. Jeśli jego kochani ludzie chcieli w ten inwazyjny i trochę bezmyślny, skrajnie wręcz nastawiony na konsumpcję sposób zmieniać świat, nie mógł im tego zabronić. Czuł jak bóg, był bogiem, więc obserwował to co się dzieje z góry, wydając tylko co ważniejsze polecenia, aby ta maszyna zwana przez niektórych losem, a przez innych przypadkiem, nadal napędzała życie w tym mieście. A przecież Tokio nigdy nie śpi, więc i bóg musi ciągle czuwać.
     Izaya był dziś jakiś inny, bardziej spokojny i zamyślony. W końcu nie ma tu z nim nikogo, jest sam, nie musi się odzywać. Usiadł sobie spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Oczywiście mógł to zrobić w swój typowy, skoczny i zjawiskowy wręcz sposób… tylko, że nie chciał, nie czuł takiej potrzeby. Nie chciał w tej chwili niczego zmieniać.
     Spojrzał z czymś na kształt nostalgii na kolorowe neony i ruchliwe, co sekundę rozjaśniane nowym pasmem światła z samochodowych reflektorów ulice. Wielkie szyldy, kuszące promocjami, miliony żarówek, halogenów, lamp… I pośród całego tego blasku, blasku Tokio, dostrzegł jeden nieoświetlony kwadrat. Wpatrywał się w ten punkt ze zdziwieniem. Niby wiedział co się tam znajduje, rozumiał, że takie miejsce nie potrzebowało oświetlenia w środku nocy… W pewien dziwny i niezrozumiały sposób chciał tam pójść… Nie wiedział czemu, ale chciał. Postanowił jednak poczekać na jakiś znak. To miejsce w sumie też go wzywało, a teraz, gdy wreszcie tu przysiadł coś każe przejść mu gdzieś indziej?
     „To niedorzeczne, jestem bogiem, nie muszę czekać na jakieś impulsy i przeczucia, to żałosne abym czekał na pomoc kogoś w podjęciu decyzji, czekam na zdanie kogoś, kto nawet nie istnieje.” Prychnął, jednak nadal uparcie wpatrywał się w ciemny punkt.
     Zabłysło światło. Tak nagle, mimo iż było bardzo słabe, wręcz blade i ginęło wśród tylu innych wspanialszych, jaśniejszych i bardziej kolorowych neonów, Izaya wyłowił je bez problemu spośród świetlistego tłumu.
     Światło po chwili zgasło, jednak brunet nie zwracał już na to uwagi. Uśmiechnął się po swojemu i wszedł na barierkę. Tak stał na krawędzi dachu wielkiego biurowca. Uśmiechnął się, czując adrenalinę budzącą się w żyłach. Podmuch wiatru śmignął, oplatając całe ciało bruneta. W tej właśnie chwili informator rozłożył szeroko ręce i uśmiechnął się raz jeszcze. Delikatnie przeniósł ciężar ciała na przód swojego i runął na ruchliwą ulicę. Przez chwilę „szybował” z niewyobrażalną prędkością zbliżając się do ziemi.
W tej właśnie chwili czuł się wolny, tak wspaniale wolny. Nic go nie ograniczało. Mimo że już kilka razy robił coś podobnego, nadal odnajdywał w tym radość. Wiedział, co czują jego zabaweczki chwilę przed śmiercią i wiedział, że chwilę później musi pokazać swoją wyższość nad nimi. ON potrafił wyrwać się temu przyjemnemu uczuciu, nawet czemuś tak cudownemu pozwalał trwać tylko chwilę, by się nie zatracić, by nie spaść. Wiedział, a w tej chwili widział i czuł, jak słaba jest barierka między życiem a śmiercią, miedzy dachem a przepaścią.
     Wszedł przez balkon do swojego apartamentu, zabrał z krzesła kurtkę i wyszedł na zewnątrz. Poraz kolejny spoglądając na niepozorny, tonący w ciemności budynek.
     „Już idę, poczekaj na mnie.”
     Skakał po dachach, coraz częściej wystawiając się na próbę. Wiedział, że nie powinien skakać tak daleko, że powinien zejść na niższe dachy, a najwłaściwsze byłoby chodzenie po ziemi, ale on przecież do niej nie należał. Był bogiem, jego miejsce jest w niebie, wysoko, tak wysoko by mógł obserwować wszystko i wszystkich. Nie mógł żyć w tym samym miejscu co jego kochani ludzie, nie pasował tam. Jednak na dachu było inaczej, był on wręcz namiastką takiego osobistego nieba dla Izayi.
     Nigdy nie powiedział tego Shinrze, mimo, że ten często rozpoczynał temat niebezpiecznych dla życia wygłupów Izayi. Nie chciał, nie potrafił, a raczej najzwyczajniej w świecie nie czuł potrzeby by to wyjaśniać. Dachy go przyciągały, pragnął wysokości. Po co ma wyjaśniać coś tak naturalnego. Przecież nawet ludzie od wieków marzyli, by wzbić się w przestworza. Dziś tylko dzieci mają tak „dziwne” marzenia. Dorośli ludzie tłumaczą, że są samoloty, helikoptery i cała masa innego żelastwa które spełnia marzenie o lataniu. Jednak ci wszyscy ludzie w mniemaniu Izayi się mylili. Mylili się, bo cóż ma niebo do samolotu? W końcu od zawsze niebo było tylko synonimem wolności, prawda? Jednak ludzie tego nie rozumieją, zdaje się, że tylko dzieci potrafią pojąć taką rzecz, jak różnica między zamkniętą stalową konstrukcją, w której nawet nie czuć powiewu wiatru, nie widać tego co dzieje się na ziemi. W samolocie jest mnóstwo, setki ludzi rozprawiających o własnych sprawach, bardziej zajętych orzeszkami, niż faktyczną chęcią lotu. Rozróżnić to od wspaniałości lotu, której w istocie człowiek nie osiągnął w pełni.
     Izaya rzadko latał samolotami, a nawet wtedy przesypiał większość drogi bądź zbierał informacje. Nie interesował się tą fałszywą wolnością, jaką dawał srebrny ptak, tak jak inni. On doświadczał prawdziwego lotu, gdy uprawiał parkour, gdy stał na dachu, gdy ganiał się z Shizusiem.
     Nie wiedział od kiedy lubił wysokość, był pewien że od zawsze, w końcu to z dachu pierwszy raz GO zobaczył, później spędzał tam każdą przerwę, a czasem nawet lekcje.
- Co jest Shizu-chan, wspominasz~? - zaśmiał się, opierając o barierkę tego szczególnego dachu. Tego nieoświetlonego budynku.
- Ta... Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Zapaliłeś światło w starej sali, to nasz sygnał~! Chyba pamiętasz~?
- Ta...
- Ne Shizu-chan, chyba nie żałujesz, co~?
- Nie...
- A mógłbyś wypowiadać się czymś więcej niż tylko monosylabami~?
- Mhm...
     Izaya roześmiał się, podchodząc bliżej.
- Wiesz, i tak podziwiam, że nadal przestrzegasz naszej zasady~! - Izaya wyjął telefon i poświecił jego światłem na mały obrazek na jednej ze ścian przy drzwiach.
- Ta, w końcu obiecałem, nie...? Aż dziwne, że tego nie zmazali... - westchnął, dalej usilnie o czymś myśląc, w końcu jakby zdecydował. - Chodź tu. - powiedział delikatnie. Izaya bez żadnej obawy podszedł i usiadł na kolanach swojemu wrogowi. Szybko wtulił głowę w jego klatkę piersiową i mrukął zadowolony.
 - Dawno tego nie robiliśmy, co~? Ostatni raz jak pamiętam, to na zakończenie szkoły~!
- Ta. - Shizuo jakby się rozpogodził. - Ledwo mogłeś wstać po dyplom.
- Nie moja wina~! To ty musiałeś wylać z siebie tyle frustracji prosto w mój tyłek. - Udał, że jest urażony.
- To nie była czysta frustracja. - westchnął. - Ale nieważne... Pamiętasz może, jak ten cały bajzel się zaczął?- szybko zmienił temat.
- Jasne~!

     Pierwszego dnia września, gdy wszyscy uczniowie przybywali z mniej lub bardziej szczęśliwymi minami do szkoły by posłuchać... w sumie tego samego, co rok wcześniej. Wszystkim wydawało się, że to będzie zupełnie normalny dzień, jak każdy inny. Jednak pewna osoba odmieniła ich wyobrażenia. Wspaniały i zabójczo przystojny brunet o rubinowych oczach stał na dachu owego "strasznego budynku". Taksował on swoim pociągającym i niebezpiecznym, ale jednocześnie intrygującym spojrzeniem cały tłumek zgromadzony pod bramą szkoły. On jeden stał na górze, na dachu, napawając się uwielbieniem płynącym z setek oczu zwróconych w jego stronę. Czuł się jak władca, król... Albo nawet jak bóg, widząc jak ludzie do niego lgną. Chłopacy stojąc w jednej większej grupie wpatrywali się w milczeniu w niesamowitego chłopaka (wielu się on spodobał, czego niestety nie mogli wypowiedzieć z racji będących obok kolegów). W sumie wielu z nich zaczęło zastanawiać nad swoją orientacją. Dziewczyny w mniejszych grupkach stały, rozmawiając ze sobą i co chwila się rumieniąc spoglądały ukradkiem na cudnego chłopaka, jednak ten niewzruszony dalej patrzył w tłum, nie wykazując wielkiego zainteresowania. Wtem jego wzrok natrafił na dość niezwykłe złote tęczówki u jeszcze bardziej niesamowitej osoby. Blondyn o złotych oczach, stojący na uboczu, nieśmiało spoglądał na stojący na dachu cud natury, który jak na zawołanie obdarzył go delikatnym uśmiechem. Tyle wystarczyło, by rozentuzjazmowany tłum zaczął szaleć i piszczeć, każdy był pewien że to właśnie do niego był skierowany ów magiczny uśmiech. W ogólnej wrzawie i szczęściu tylko kilka osób zauważyło, że brama jest otwarta. Blondyn szybko przeszedł przez dziedziniec i skierował się do szkoły. Z każdym kolejnym krokiem przyspieszał, pod koniec wbiegajać wręcz po schodach. Z impetem otworzył drzwi na dach omal ich nie wyłamując. Jednak jego wybranek wciąż tam był. Na jego widok uśmiechnął sie raz jeszcze. W tym momencie Shizuo nie wytrzymał, podbiegajać do chłopaka i przytulajac. Na ucho wyznał mu dozgonną i gorącą mi...

- Izaya!!! Miałeś opowiedzieć jak było na prawdę, a nie jak sobie uroiłeś!!! - wręcz krzyknął Shizuo, przerażony tym, co Izaya wymyśla, przecież on... Przecież nigdy nie zrobił nic tak krępującego.
- Ale tak było, Shizu-chan~! - upierał się dalej. - ... No, mniej więcej. - powiedział już do siebie, uśmiechając się wesoło.
- No to jak, zdecyduj się, mniej czy więcej!!! - fuknął przytulając bruneta.
- Więcej~! - odpowiedział pewnie i wesoło.
- Jak na informatora to masz strasznie wybujałą wyobraźnię, żeby mnie posądzać o takie rzeczy...
- Mogę sobie czasem pofantazjować, skoro Shizu-chan nigdy nie powie mi niczego takiego... Przecież nigdy nie byliśmy parą~! Potrzebowałeś mnie tylko, żeby się zaspokoić.
- Izaya...
- To prawda, sam mi powiedziałeś, pamiętam dokładnie. - zażekał się.
- Nie... Wiesz co, może pomówmy o czymś weselszym.
- O tym, jaki byłeś na mnie zły za to śniadanie~?
- Miało być coś wesołego. - westchnął. - Ale zgoda, tylko... Tym razem ja opowiadam, nie zniosę więcej twoich herezji...
- Od kiedy jesteś bogiem żeby o tobie...
- Cicho, ciesz się, bo to i tak głupie wspomnienie.
- Ale śmieszne~!

     Wakacje zbliżały się już szybkimi krokami, Shizuo siedział w klasie rozmyślając o tym, jak to cudownie będzie wybrać się ze swoim bratem nad ocean...

- A ja tam myślę, że fantazjowałeś o mnie~!
- Izaya pchło, nie przeszkadzaj!!! Na czym to ja... A, tak.

     Nad ocean, morze, jakikolwiek zbiornik wodny, nawet lody były w tej chwili fajnym pomysłem. W klasie nie działała klimatyzacja, więc blondyn jak i kilku pozostałych tu uczniów, wachlował się zeszytem. I tak mieli lepiej niż ci, którzy wyszli na boisko w celu znalezienia cienia. Pod drzewami i tak nie było chłodniej, niż na słońcu. "Ciekawe, czy Izaya znowu siedzi na dachu... W taki upał, niemożliwe taka pchła? Nie wytrzymałby." - pomyślał.

- Ej!
- Ja ci nie przeszkadzałem, prawda?
- No... Nie. - burknął.
- Więc jak cię uczyłem? Szanujemy innych.
- Coś ci nie wyszło z tą nauką, Shizu-chan~! - zachichotał.
- Izaya... - westchnął, zirytowany.
- No, już będę cicho. - westchnął. - Opowiadaj~!

     W tej właśnie chwili drzwi ich klasy rozsunęły się, a do środka wparował Izaya z wiatraczkiem w dłoni i popijając mrożoną herbatę z kostkami lodu. Wszyscy mierzyli go nienawistnym spojrzeniem i liczyli, po raz pierwszy w życiu liczyli na to, że Shizuo przepędzi ich problem. Jednak tak się nie stało, blondyn tylko spojrzał na Izayę i już był zbyt zmęczony, by za nim gonić. Już samo to było niespodziewane, jednak jeszcze dziwniejsze okazało się podejście Orihary do Heiwajimy i kurczowe ciągnięcie za ramię blondyna. Po usilnych namowach i przekupstwach, Izaya wreszcie wyciągnął go z tej klasy. Oczywiście pociągnął go nie gdzie indziej, tylko na dach. Shizuo był pewien, że bedzie tu okropny skwar, jednak... Ku jego zdziwnieu stał tu ogromny parasol... A nawet kilka parasoli, mrożona herbata, leżaczek i mały basenik.
- Jest przerwa obiadowa~! - wyjaśnił Izaya. - Zawsze tu siedzimy, a ponieważ jest tak gorąco trzeba było jakoś zadbać, żebyśmy wytrzymali~!
- Izaya... Masz spro tego lodu, prawda?
- Tak, a co~?
- No wiesz, szkoda, żeby się zmarnował~! - Shizuo uśmiechnął się perwersyjnie. Brunet już wiedział, o co chodzi, więc posłusznie kiwnął głową i rozłożył się na leżącym w cieniu ręczniku. Zapraszajacym gestem skinął, by Shizuo wreszcie mu ulżył...

- Tak też nie było~!!! Wcale cię nie zachęcałem do zabawy z lodem, a już na pewno nie było to dla mnie, tylko głównie dla ciebie~!!! A tak poza tym, opowiedziałeś inną historię.
- Jak to inną?
- No miała być o śniadaniu... Rany, Shizu-chan, może lepiej żebym to ja opowiadał~?... No więc.
Była WIOSNA, wiosna, słyszysz Shizu-chan, nie było jeszcze tak gorąco!!!

     Shizuo nie mógł się już doczekać przerwy obiadowej, jego braciszek zrobił mu obento i to jeszcze jego ulubione. Gdy wreszcie ogłoszono koniec lekcji i mógł sięgnąć po jedzenie, z przerażeniem stwierdził, że go nie ma. Z paniką i łzami w oczach poleciał na dach do swojego ukochanego po radę. Był pewien, że Izaya mu pomoże, w końcu zawsze pomagał, był mądry, inteligentny i zabójczo przystojny, aż cud, że wytrzymywał z taką ciapą jaką był Shizuo.

- DOBRA STARCZY!!! Nigdy nie było czegoś takiego jak ja biegnący z płaczem, poza tym, ty miły i uczynny??? Dobre sobie, chyba jak krowy zaczną latać, miałeś opowiadać prawdę.
- Ale to była prawda~!... Dobra, postaram się nie przedstawiać cię w tak złym świetle~! - Ponownie zachichotał.

     Shizuo wszedł na dach i pierwszym, co zobaczył, był nie kto inny jak Izaya pałaszujący bezkarnie JEGO wspaniałe śniadanie. Po zażartej walce i szarpaniu, oraz wywaleniu części ryżu na podłogę, w końcu udało mu się odzyskać swój posiłek. Nie nacieszył się nim jednak długo, ponieważ Izaya, jak to Izaya zawsze miał plan B. W ostatniej chwili, gdy już widział, że siłowanie się nie ma sensu, dosypał do śniadania najostrzejszej papryki sprawiając, że w momencie konsumpcji Shizu-chan zmienił swój język w piekło. Zaczął biegać jak oszalały, wypijając wręcz hektolitry wody. Po chwili Izaya wspaniałomyślnie powiadomił go, że tylko mleko złagodzi ten ostry smak. Złotooki popędził więc do kuchni... Ignorując swój pełny pęcherz....

- Tego nie musiałeś dopowiadać. Jaki to w ogóle ma sens?
- Bo następną lekcję Shizu-chan spędził w kiblu popijając mleko~! Swoją drogą wreszcie wiem, czemu je tak bardzo lubisz~!
- Nie dlatego je lubię... - westchnął, rozumiejąc, że jakiekolwiek wyjaśnienia i tak odbiłyby się jak od ściany. Jak Izaya już coś wymyśli, to nie ma możliwości odciągnięcia go od tej idei.
- A właśnie Shizu-chan~! Tak sobie myslałem, że w sumie nie miałeś się czym stresować na zakończenie roku~! Może i miałem lepsze wyniki, ale to przecież było oczywiste~!
- Do tej pory nie wiem jakim cudem taki leń, nigdy nie słuchający na lekcjach, dostał świadectwa z wyróżnieniem.
- Nauka nie jest jakoś szczególnie trudna~! A testy były banalne~!
- Ta jasne. - sarknął.
- Ale wracając do twojej frustracji, nie było przypadkiem tak, że bałeś się, że wraz z kończem szkoły przestaniemy się spotykać~? Czyżby Shizu-chan się we mnie zakochał i jednak chciał ze mną robić TO dalej~? W końcu niegdy nie narzekałeś~!
     Shizuo momentalnie pobladł. Dobrze, że było ciemno i nikt nie widział. Ta pchła go rozpracowała, poraz pierwszy wymyślił prawdziwą wersję wydarzeń związaną z nim.
- Oho, czyżbym trafił~? - zapytał, ucieszony.
- Skąd? - Shizuo więcej nie był w stanie z siebie wykrztusić. Nawet nie chciał zaprzeczać...
- Wiesz... Czyniłeś jakieś małe aluzje, ostatnim razem byłeś wręcz załamany... A no i pewna część twojego ciała usilnie daje o sobie znać wbijając mi się w tyłek, sądzię że to pewnie to cię wydało~! - zachichotał widząc, że Shizuo chowa wzrok i poluzowuje trochę uścisk. Izaya korzystając z okazji przekręcił się w taki sposób, by siedzieć okrakiem na blodynie.
- Izaya... - westchnął Shizuś.
- Powiedz mi, ale szczerze - zastrzegł - kiedy ostatnio robiłeś to z kimś i byłeś w pełni usatysfakcjonowany~?
- Ja... Ja...
- Przed końcem roku, prawda~? Nasz przedostatni raz~! To po to tu dziś przyszedłeś, żeby sobie przypomnieć te chwile, które tu ze mną spędziłeś~! Zakochałeś się, potworku~! - triumfował Izaya. - Wreszcie, wreszcie~! - cieszył się, przybliżając swoje usta do jego, by chwilę później połączyć je poraz pierwszy od tak długiego czasu. Było im przyjemnie, znowu, pocałunek stawał się namiętny. Złakniony Shizuo już nawet się nie kontrolował, w trakcie chwytając Izaya'ę za pośladki.
- Izaya, po co to robisz... - westchnął, już go rozbierając. Nie miał siły myśleć, chciał tylko jego, aż cud, że powstrzymał się podczas wspomnień.
- Hej, Shizu-chan, mogłeś przyjść do mnie, z dachu apartamentu widać więcej niż z tego szkolnego, tu są głównie drzewa. - westchnął, zmieniając temat.
- A kto by się tym przejmował w takiej chwili? - zapytał lekko zdenerwowany, że jego kochanka interesuje bardziej krajobraz niż to, co się dzieje.
- Wiesz, mógłbyś też przyjść do sypialni... Ach... Z okna też jest świetny widok... Mhm... Choć nie ma tego dreszczyku co na dachu.
- Izaya. - westchnął Shizuo, odrywając się od niego. - Czy możesz mi z łaski swojej powiedzieć, co cię nagle wzięło na ten krajobraz? - zapytał, ledwie się hamując. W środku, w nim buchały emocje, nie był w stanie tego powstrzymać, to było zbyt silne. Ale Izayi jak widać to w ogóle nie przeszkadzało, czy on tego naprawdę chciał? Po takim zachowaniu każdy by wątpił.
- Przecież wiesz, że uwielbiam cię denerwować, Shizu-chan~! Tak w sumie to sobie myślę, że wszystkie moje "razy" były na dachu... Ciekawe, jak to jest w innych miejscach.
- Zaraz... Wszystkie? - Umysł Shizuo zdobył się na ten ogromny wysiłek, z trudem analizując ostatnie słowa. - Czyli, że tylko ze mną... No wiesz?
- A czy to ważne~? - Uśmiechnął się brunet, potakując jednak lekko głową. - Wiesz, że masz mnie dobrze przygotować, prawda~?

Tak, dziś znalazłem kolejny powód, dla którego kocham dachy~!
(I odnowiłem swoją "więź" z Shizusiem~! A no właśnie, zaraz kończy pracę~!)

3 komentarze:

  1. Bardzo fajne :) I ciekawie się czytało i chciało mi się śmiać... szkoda, że mi nauka nie przychodzi z taką łatwością... :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie jak zwykle genialne.
    Wasz blog jest dla mnie chyba najlepszą inspiracją do pisania o Shizayi. Na serio. Jak czytam coś tutaj, to zaraz się biorę za swoje opowiadanie.
    To tutaj było, takie, urocze, słodkie i delikatne... Jak poranna rosa, takie subtelne i urocze.
    Ach i oczywiście pasja Izayi co do latania tak bardzo przypomina moje pragnienia... Chyba faktycznie mam z nim co nieco wspólnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ach to rzeczywiście prawda, ze samolot z wolnością latania nie bardzo ma coś wspólnego.. ale już taki skok ze spadochronem.. mmm..
    świetny shot~! i zabawny;D każdy ma swoje wyobrażenia odnośnie wydarzeń z przeszłości:D ale czyż to nie zdarza się również nam~?:D
    końcówka była niesamowicie genialna~! XD te wszystkie "razy" na dachach, tylko z Shizusiem..;D nie sądziłam, że się przyzna:D
    ach.. czekam na kolejny wpis~! pozdrawiam i weny~! XD

    OdpowiedzUsuń