Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

sobota, 5 kwietnia 2014

FzA -Shitsuo x Sakuraya "Czas jest tylko iluzją" - część 1

Kolejna część Ferii z Alterami dobija na początku kwietnia~!!! XDD tak na serio to gotowa była od lutego, ale wystąpiły pewne komplikacje z betą itd. xD
Jak pewnie widzicie po nagłówku "część pierwsza" bo będzie jeszcze "część druga" i możliwe, że "część trzecia" ... a to miał być króciutki one-shot Q.Q 
Mam nadzieje że wam się spodoba... mam stresa związanego z dodaniem tego odkąd Inu-chan mi uświadomiła, że to jest pierwszy polski "Pełnoprawny fanfick" z nimi Q.q. Wiem, że Kanra-san pisała z między innymi nimi one-shot na Halloween i to w pewnym stopniu na nim się wzorowałam żeby kompletnie nie skopać im charakterów, ale mimo wszytko się boję...
Powiedzcie jak wyszło, proszę~
i żeby nie było niedomówień w prowincji Nara NA PRAWDĘ czcili jelenie jako istoty święte, a Shikamaru to "Shika" po japońsku po prostu "jeleń" a "maru" dodawane jest z reguły aby odróżnić, że jest to imię zwierzęcia a nie człowieka jak np. Nyanmaru,więc ja nie zrzynam z "Naruto" to pan 
Masashi Kishimoto zrzyna z tradycji Japonii xDD

W gęstych lasach otaczających od południa Prefekturę Nara
Osłonięta przed czasem,
Stoi niepozorna świątynia, z której czasem dobiega cichy śmiech.*
- Ne, ne, Oji** nie zgadza się!
- Cóż takiego?              
- To Haiku, sylaby są źle ułożone.
- Oczywiście, bo to wcale nie jest żadne Haiku. To wstęp do opowieści którą wasz Oji chciał was zaciekawić, ale jeśli wolicie lekcję Haiku, to...
- Nie, nie, prosimy, opowiedz!
- Oji nie daj się prosić.
- Dobrze, a więc podobno istnieje gdzieś na południowych kresach naszej prefektury malutka świątynia. Ponoć jest opuszczona od przeszło dziesięciu wieków. Dawniej u podnóży góry była malutka wioska, a ludzie tam mieszkający składali modły właśnie w tej świątyni. Mówi się, że mieszkał tam wyjątkowo przyjazny i uczynny duch.
- To dlaczego wioska już nie istnieje, czy coś się stało?
- Nie wiem, prawdę mówiąc tego nikt nie wie. Może ziemia była zbyt stroma by ją uprawiać, a może była to wioska handlowa, a gdy zniknął przebiegający tamtędy trakt wioska upadła. Niedawno ponownie odkryto tę świątynię.
- Po tylu latach? Niemożliwe. Kłamiesz Oji.
- To najszczersza prawda. Świątynia była nienaruszona i mimo, że drewniana, wyglądała jakby zostawiono ją wczoraj. Do tego ze środka dochodził cichutki, melodyjny śmiech, jakby coś dalej tam mieszkało. Grzebiąc w starych rocznikach odkryto, że gdy istniała jeszcze wioska z góry często było słychać śmiech. Mówiono, że to duch opiekun cieszy się z darów...




- Oya, oya znów o nas mówią Shikamaru~... - Brunet w różowo-białym kimonie uśmiechnął się serdecznie przestając wsłuchiwać się w przyniesiony z wiatrem głos i podszedł do stojącego kawałek dalej, skubiącego trawę białego jelenia. - Miałeś rację, że powinienem być cicho, gdy przyszli tu ostatnio zobaczyć świątynię~... - westchnął cicho i dalej głaszcząc jelenia obserwował łąkę. Niebieskie motylki - rumisushijimi - latały sobie beztrosko, przysiadając na liskach i płatkach kwiatów. Kilka z nich przysiadło na rogach Shikamaru, wprawiając Sakurayę w śmiech. 
- Ładnie ci w niebieskim. - skwitował, na chwile się opanowując. Zakrył sobie usta rękawami kimona i nadal chichotał. Jeleń w odpowiedzi tylko prychnął i uniósł wyniośle głowę. Płochliwe motylki odleciały szybko. Jeden przysiadł sobie na nosie Sakurayi, który uśmiechnął się serdecznie.
- Ne, popatrz Shikamaru, to nasz nowy przyjaciel. - Pozwolił motylowi przejść na swój palec i usadził go z powrotem na rogach jelenia. - Masz być grzeczny i już nie prychać~... - pouczył go. Odwrócił się i podszedł do stojącej nieopodal miotły.
- No, koniec przerwy, zabieramy się za sprzątanie~... - Odwrócił się z powrotem do przyjaciela chcąc poprosić go o pomoc, jednak na jego miejscu stała ogromna, niebieska kula. Brunet popatrzył zdziwiony, a następnie zaczął się śmiać, omal nie przewracając się na miękką trawę. Kula zamrugała i zdziwiona spojrzała na niego.
- Motylki cię obsiadły~... - wyjaśnił, perliście się śmiejąc i starając się to ukryć za pomocą rękawów kimona. Jeleń, najwyraźniej urażony zachowaniem duszka odwrócił się i odszedł w krzaki, po chwili znikając. Obsiadające go motylki zdziwione tym co się stało wzbiły się w powietrze i rozleciały się na wszystkie strony. 
- Przepraszam za niego~... - Opanowany już brunet skłonił głowę. - Brak mu ogłady~... Zostańcie jak długo chcecie~. - zaproponował, odchodząc w stronę świątyni. Skoro Shikamaru go zostawił, musiał sam wysprzątać calutką...

* to mój własny wymysł, błagam nie śmiejcie się x.x wiem, że słabo mi idzie pisanie Haiku, ale dla mnie sukcesem już było to, że pierwszy i trzeci wers mają tyle samo sylab xD 
**Oji - tu: Dziadek, najstarszy z rodu. Tytułując tak swojego dziadka wyrażało się szacunek do niego jako pana domu. Często używany w Japonii około roku 1950 w rodzinach o konserwatywnym podejściu do życia. 

 *********************************************************************************

     Zdążył już wytrzeć kurze i pomyć półki oraz meble, wymieść cały nagromadzony kurz i piach oraz umyć podłogi, gdy podjął się najtrudniejszego zadania - wysprzątania składzika z niepotrzebnymi rupieciami. Przesunął shoji i westchnął, widząc tak ogromną ilość rzeczy, którą musi wytrzeć. Na dobry początek otworzył również drugie drzwi licząc, że wiatr pomoże mu i wydmucha choć trochę kurzu.
- Kaze*-sama, użyczyłbyś mi trochę twej mocy~? - zapytał w przestrzeń, po kilku minutach wpatrywania się w schowek oraz w krzaczek nieopodal. Podczas tych minut nie poruszył się ani jeden listek. Był wyjątkowo bezwietrzny dzień, jak z resztą co lato.
     Sakuraya westchnął, dając za wygraną i poszedł do pobliskiego źródełka. Nalał do zabranego wcześniej czajniczka trochę wody i dosypał zerwanych tuż przy wodzie listków.
- Skoro wiaterek nie chce nam pomóc to może ty będziesz tak miły~… - zapytał dzbanek, po czym uśmiechnął się wesoło. - Proszę o zimną, pyszną i orzeźwiającą zieloną herbatkę~… - Zamknął czajniczek i przeszedł na wewnętrzny balkon świątyni. Wyjął, z przyzwyczajenia, dwie czarki i ustawił je na tacce. Postawił tam również dzbanuszek i przeniósł to na taras obok schowka. Tam usiadł i uśmiechając się, wpatrywał w krzątające po łączce motylki. Kilka z nich piło nektar z pięknych, złotych kwiatków. Przypadły one Sakurayi do gustu już samym wyglądem, więc szybko tam podbiegł i zerwał kilka. Przyjrzał się im dokładnie i postanowił, że będą świetną ozdobą jego herbatki. Wrócił na swoje miejsce, układając kwiatki. Gdy wydawały się już przyzwoicie ułożone sięgnął po czajniczek i nalał trochę płynu do czarki. Był żółtawo-zielony.
- A więc jednak~… Dziękuję~… - Znów uśmiechnął się do czajniczka i wziął do ręki czarkę. - Pyszna jak zwykle~… - zaśmiał się cichutko i spojrzał na kwiatki. Teraz siedział na nich niebieski motylek.
- Witaj Rumisushijimi-san~… Czyżbyś przyleciał napić się ze mną herbatki? - Odczekał chwilę i uśmiechnął się pogodnie. - Wspaniale, zatem zapraszam~… - Nalał wody z do drugiej czarki. - Masz piękny kolor skrzydełek, wiesz~? - Motylek jak na zawołanie zamachał nimi, chyba chcąc odlecieć. - Och wybacz, nie chciałem być nietaktowny. - Skłonił się. - Uważam, że kolor jest niezwykły~… - Żyjątko poruszyło powoli kilka razy skrzydełkami i się uspokoiło. - Oczywiście, nie okłamałbym pana~… Ten kolor jest tak piękny jak letnie niebo, a przyzna pan, że to jedna z najcudowniejszych barw na palecie Shizen**-san’a~…
     Sakuraya wziął jeszcze łyka herbaty i spojrzał w niebo. Ten kolor przypomniał mu jego krewniaka Tsugaru. Był on o wiele bardziej potężny, znany i szanowany niż taki mały młody duszek jak Sakuraya. Blondyn mieszkał na północy między Honsiu i Hokkaido. Mieszkający tam rybacy byli tak wdzięczni za przybycie i opiekę ducha, że nazwali przebiegające tamtędy cieśniny właśnie cieśninami Tsugaru. Jeśli brunet dobrze pamiętał odwiedzał Tsugaru-san jakieś pięćdziesiąt - sześćdziesiąt lat temu, co dla ducha opiekuna wcale nie jest długim czasem, jednak dla świątyni i owszem. Musiał się sporo napracować, by przywrócić temu miejscu obecny stan. Podczas jego nieobecności w lesie nieopodal postawiono dziwną świątynię. Gdy wrócił była jednak kompletnie opuszczona. Nie mogąc zrozumieć dziwnej konstrukcji, a także nie widząc żadnych mieszkających tam duchów zasmucił się i wrócił do swojej świątyni. Co jakiś czas wracał na tamto miejsce licząc, że może duchy powróciły i może się z nim zaprzyjaźnią, jak na razie bezskutecznie. Wzdychając po zaraz kolejny, dopił herbatę i ukłonił się motylkowi.
- Proszę o wybaczenie, muszę już wracać do swoich obowiązków~… - Skłonił się raz jeszcze i wrócił do składzika, cały czas chichocząc.
     Podparł ręce pod boki i westchnął.
- Od czego by tu zacząć~... Ne, jak ty myślisz panie motylku~? - Obrócił się do przyjaciela, niestety ten zniknął. - Och, odleciałeś… Trudno, jakoś sobie poradzę~. - mruknął i znów popatrzył na składzik. Na samej górze pokaźnego stosu rupieci zobaczył niebieską palemkę. - Rumisushijimi- san~… Jednak mnie nie zostawiłeś, tak się cieszę~! - Zrobił piruet i klasnął w dłonie. - A więc dobrze, mówisz, żeby zacząć od góry~? Wiesz nie jestem pewien, lawina zawsze spada z góry - pokazał palcem kierunek - na dół… Może więc lepiej zabrać się za dół~? - zapytał, podchodząc i chwytając za jakąś stojąca na dole paczkę. Motylek nerwowo zamachał skrzydełkami i podleciał do bruneta. – Ale tu kurzu~… - Przejechał palcami po pudełku. Przesunął rękawem kimona po kilku innych rzeczach, zupełnie przypadkowo wzbijając tumany kurzu. - A-a-a-psik~! - kichnął sprawiając, że jeszcze więcej szarych drobinek uniosło się w powietrze. Potarł nosek i kichnął raz jeszcze. - Panie motylku, musimy stad uciekać~… - Kichnął raz jeszcze. Udało mu się wyjść dopiero po chwili. Cały czas kichając, otrzepał się.
- Jestem cały zakurzony~… - mruknął do siebie. - Jeszcze ktoś pomyśli, że byłem w tym schowku~! - zachichotał i otrzepał sobie włosy. - To chyba na nic~... Powinienem się umyć~! - stwierdził i wesoło podreptał do strumyczka. Opłukał twarz i poszarzałe włoski. Spojrzał na swoje odbicie, zauważając na czubku głowy niebieski punkcik.
- Tak, już wszystko w porządku~. Musiał ze mnie zażartować jakiś duszek kurzu~… - pokręcił, rozbawiony, główką. - Szkoda, że się nie przedstawił, moglibyśmy pobawić się razem~!
- Panie motylku może się pan umyje~? - spytał, odczekał chwilę. - Dobrze, jeśli motylkom szkodzi woda proszę to zrobić tak, by był pan zdrów~! – Znów chwila ciszy. - Ach rozumiem, a więc musimy się rozstać~… - Sakuraya uśmiechnął się smutno, wstając. – Dobrze, więc dziękuję za miło spędzony czas~. - Grzecznie ukłonił się odlatującemu w las gościowi. - Proszę dbać o siebie i zapraszam ponownie~! - Odpowiedziała mu cisza, ale on tylko uśmiechnął się pogodnie, ukłonił raz jeszcze i wrócił do swoich obowiązków.
     Uzbrojony w miotełkę i z lnianą szmatką obwiązaną wokół nosa i ust, z poważną miną popatrzył na składzik.
Wszedł do pokoju i delikatnie piął się po pozostawionych niegdyś niechlujnie rzeczach, na samą górę stosiku.
- Pan motylek kazał zacząć od góry. - mruczał do siebie, nie przejmując się, że szmatka na jego twarzy zniekształca głos. Najważniejsze było, że chroniła przed kurzem. Powoli wynosił wszystkie rzeczy na trawnik, oglądając je przy tym.
     Uzbierało się już ich całkiem dużo, a duszek wciąż przynosił nowe. Zaciekawione motylki podlatywały i siadały na skrzynkach, szkatułkach, naczyniach, wazach i wszystkim co tylko przyniesiono. Niektóre też latały za chichoczącym Sakurayą, doglądając jak pilnie pracuje.
     Gdy opróżnił już cały składzik, zmęczony usiadł na trawie, chcąc zrobić sobie przerwę. Po niespełna minucie wpatrywanie się w przepiękne błękitne niebo i obserwowaniu zabawnej, małej, puszystej chmurki delikatnie sunącej po niebie, brunet usłyszał zdenerwowane prychnięcie, potem drugie, uderzenie kopytem o ziemię i kolejne. Zdziwiony podniósł się do siadu.
- Shikamaru? - Zdziwiony spojrzał na zdenerwowanego jelonka prychającego na niego raz po raz i gotowego do szarży. – Shikamaru to ja~… - Zdenerwowany podniósł się szybko i zaczął machać rękoma… Dopiero wtedy zauważył, że jego kimono przybrało szarą i brudno-różową barwę, a ręce były prawie czarne. – Pewnie wyglądam jak węgielek, co~? - zapytał się zdziwionego przyjaciela. - Miło, że już się na mnie nie złościsz~! - dodał, gdy ten niepewnie do niego podszedł. - Chcesz mieć szarą plamkę na głowie~? - zapytał wahając się, czy go pogłaskać, czy lepiej nie brudzić jego idealnie białego, wręcz lśniącego futerka. Przestraszony jelonek cofnął się o krok. - Dobrze, to może chodźmy się umyć~! – zaproponował, idąc już po świeże kimono.
     Shikamaru stojąc w miejscu uderzał kopytkiem o ziemię.
- Tak wiem, wiem~! - uśmiechnął się Sakuraya. - Potem to wyczyszczę, ale duszek opiekun świątyni nie może wyglądać jak siedem nieszczęść, prawda~? - Uśmiechnął się dumnie widząc, że jeleń dał za wygraną. Uradowany brunet podskoczył i zaklaskał, po czym skocznym krokiem udał się nad wodospad płynący nieopodal świątyni.
- Wiesz, Shikamaru~... - Zrobił pauzę, podczas której jelonek cicho i przyjaźnie prychnął, co można było odczytać jako „co?”.  - Zawsze chciałem pójść śladem wody z wodospadu i zobaczyć, czy to ona wpływa do naszego źródełka~! – Odpowiedziała mu cisza. - Wiem, że uważasz to za oczywistość, ale ja chcę to sprawdzić~… - upierał się.
     Przystanęli nad jeziorkiem i Sakuraya odetchnął głęboko, patrząc na przepiękny krajobraz. Zdjął kimono i ze śmiechem wskoczył do wody. Była przyjemnie chłodna i krystalicznie czysta. Brunet szybko się opłukał i zaczął szorować, co jakiś czas się śmiejąc.
     Biały jelonek, który przyszedł tu z brunetem, leżał sobie spokojnie na brzegu od czasu do czasu łypiąc jednym okiem na swojego przyjaciela.
     Sakuraya zachęcony do psikusów, pod dźwiękową osłoną wodospadu podszedł do drzemiącego Shikamaru i prysnął na niego wodą. Jelonek odskoczył, przestraszony.
- Hahaha~! Shikamaru, jak na pana długowieczności jesteś bardzo strachliwym stworzonkiem, wiesz~! A ponoć tylko spokojni dożywają sędziwego wieku~...
     Jelonek tupnął kopytkiem i prychnął.
- Co ja~? - zdziwił się brunet. - Ja jestem najlepszym przykładem~! Może jako duszek żyję już ponad pół wieku, ale przecież zginąłem młodo~! - Znów prychnięcie. - No już, już, nie bocz się~… - poprosił cichutko i skłonił głowę w przepraszającym geście. - Najmocniej przepraszam, jeśli pana uraziłem~… Delikatnie spod grzywki spojrzał na na promieniejącą samozadowoleniem, autorytetem i oczywiście duchowym blaskiem sylwetkę jelenia. – Hm~! - Uśmiechnął się wesoło. - Skoro raczyłeś mi przebaczyć panie, czy mógłbym zaproponować powrót do mych włości celem dokonania oglądu nowo odkrytych składzikowych skarbów~?
     Gdy Shikamaru pokiwał głową, brunet znów klasnął i skłonił głowę.
     Wyszedł z wody, ubrał się w owe, przyniesione nad wodę, kimono i ruszyli w drogę powrotną. Podczas jej trwania jeleń spojrzał na trzymaną przez bruneta „szmatkę”.
- Ach to~? Miałem zamiar je uprać, ale przecież i tak jutro robimy wielkie pranie~! - Uśmiechnął się wesoło, podskakując. Uwielbiał prać, zawsze było tyle bąbelków i piany, a nowo wyprane ubrania ślicznie pachniały.

     Sakuraya nucąc jakąś wesołą piosenkę i podskakując od czasu do czasu, wrócił w asyście jelonka do swojej świątyni. Zastał ją w dość… zmienionym stanie.
- Plaga motylków~… - pisnął widząc, że niegdyś brązowa świątynia wydawała się w niektórych miejscach niebieska.  – I co ja niby mam zrobić~? - Odpowiedziało mu prychnięcie. - Nieprawda Shikamaru, to nie moja wina~… - wykłócał się. Jednak jelonek uciął dyskusje stanowczym prychnięciem i odwróceniem głowy. - Dobrze, w takim razie jaśnie panicz raczy się odgniewać, a ja spróbuję jakoś porozmawiać z uzurpatorami naszej pięknej świątyni~… - mruknął i odszedł. - A wydawały się takie miłe~... - westchnął jeszcze.
     Zaczepił jednego z niebieskich przybyszy i spytał o co chodzi. Okazało się, że w klatce na ptaki, jaka znajdowała się w składziku, utknęło kilka motylków, a reszta przyleciała im pomóc. Wystraszony tym zajściem brunet szybko pobiegł do wewnętrznego ogrodu.
- Przepraszam~… Najmocniej przepraszam~… Uwaga na skrzydełka~…
     Wreszcie dotarł do klatki. Jak się okazało stary mechanizm nie utrzymał jej otwartej, gdy motylki wleciały chcąc się przyjrzeć dziwnej konstrukcji. Sakuraya ze zrozumieniem pokiwał głową i po chwili męczenia się z mechanizmem otworzył klatkę. Przerażone motyle czym prędzej wyleciały na powietrze. Zapanowała wesoła wrzawa. Z dachów i podłóg świątyni w niebo wzleciały wszystkie motylki i wielką niebieską chmarą ustawiły się w podziękowanie dla bruneta. Uradowany tak niezwykłym spektaklem patrzył jak zauroczony na litery „napisane” na niebie. Podziękował i skłonił się usłużnie, życząc im przyjemniej podróży i przepraszając za niedogodności.
     Uśmiechnął się do siebie.
- Widzisz Shikamaru, to byli bardzo mili najeźdźcy~! – Pomachał ręką oddalającym się motylkom i wrócił do rozstawionych na trawie pudeł. – Ne, zobaczmy co tam ciekawego przodkowie nam zostawili~... - Usiadł na trawie, otwierając ogromną skrzynię. – Wooo~! Popatrz Shikamaru, jakie piękne~… - Oglądał długie, złote kimono z milionami wyhaftowanych wzorków. Później na grube, jedwabne obi, wysokie sandały na koturnach, a nawet idealnie gładkie i czyste jedwabne skarpetki – tabi. Jednak oczy zaświeciły mu się dopiero gdy zobaczył będące w mniejszej skrzyneczce ozdoby do włosów. Zapiął z tyłu spinkę, zbierając swoje krótkie, czarne kłaczki i wbił w ten bardzo malutki i nieudany koczek długą, prosta pałeczkę z kulkami i jakimiś frędzelkami. – Ne Shikamaru, jak wyglądam~? - Zakręcił się, a wtedy kuleczki zadzwoniły. - Popatrz~… - cieszył się. Chwycił za dołączone do kompletu wachlarze i zaczął wesoło podskakiwać, machając nimi. – Oi, nie zniszczę~… - jęknął, przystając. – Shikamaru, czemu ty zawsze jesteś taki surowy~? - Odłożył rzeczy do skrzyni. - Wiem, że to pewnie ceremonialne kimono na jakieś święto, ale nie było przecież używane od tak dawna~… - mruknął, gładząc delikatny materiał. - Dobrze, zostawię je… - poddał się w końcu, zamykając skrzynię. Z zastanowieniem wybrał kolejne barwne pudełko. W jakiś sposób wydało mu się dziwnie znajome.
- To przecież~… - zaczął, wyraźnie uszczęśliwiony. Zdziwiony jelonek podszedł do niego i prychnął coś, co można uznać za „co to takiego?”. – Nie wiesz~? – zdziwił się brunet. - To rytualna kadzielnica~! Do tego moja~… Przywiozłem ją dawno, dawno temu… Chyba o niej zapomniałem~! - zachichotał i uważnie ją wytarł. – No tu palimy kadzidło, a jak powąchasz opary to przenosisz się w stare czasy~! – Spojrzał zdziwiony na jelonka. - Nie, nie mogę aż tak dawno. Szesnasty wiek to wtedy, gdy wioska tętniła życiem, mam rację~? - Gdy jelonek potwierdził, brunet kontynuował. - Niestety, stara kadzielnica mi się zbiła, więc poprosiłem o wykonanie nowej, ale duch rzemieślnik zastrzegł, że nie będę mógł cofnąć się dalej niż do dnia, w którym mi ją odda do użytku~… - Jeleń szturchnął rogiem. - Au~… No to był przypadek, nie zbiłem tego specjalnie, poza tym nigdy jej nie użyłem, bo po co~? - Wzruszył ramionami. – Musze ją mieć, jest to atrybut białego węża prawda~? - Uśmiechnął się przepraszająco. - Ale~… - Do głowy przyszła mu pewna myśl. - Możemy się cofnąć do dwudziestego wieku, kiedy to mnie nie było tutaj - wskazał miejsce w którym stoi - a tam - wskazał las - zbudowano tę dziwną świątynię~! – Zapalony nowym pomysłem szybko wrzucił kadzidło i rozpalił ogień. Zamknął pokrywkę.
- Jak to „tak to nie chcę”~? - jęknął, zdziwiony postawą przyjaciela. - Dobrze… I tak ktoś musi pilnować kadzidła, więc ty się tym zajmiesz~! - postanowił i nim jelonek zdążył zaprotestować biały, gęsty dym dotarł do nozdrzy bruneta, a on sam osunął się na ziemię.
     Jeleń prychnął zezłoszczony zachowaniem bruneta i usiadł obok niego, uprzednio zakrywając naczynie.

******

     Sakuraya obudził się wśród wysokiej trawy. Potarł rękoma zaspane oczy i dopiero wtedy uświadomił sobie, co się stało. Ten zarośnięty i trochę zaniedbany ogród był jego własnym, tylko, że około sześćdziesiąt lat wstecz. Obok niego leżała kadzielnica. Popatrzył na dym wychodzący z jej wnętrza i gdy dotarło do niego, że marnuje go, więc szybko zamknął naczynie. Musi mu jeszcze przecież starczyć na powrót do swoich czasów. Uśmiechnął się, chcąc sobie dodać otuchy i wstał. Rozejrzał się po zapuszczonej okolicy i zaczął wsłuchiwać się w wiatr. Liczył, że usłyszy jakieś głosy z tej dziwnej świątyni, ale jedynie świszczało mu w uszach. Westchnął cicho, myśląc w pierwszej chwili, że pomylił epoki…
     Dopiero gdy chciał pogadać z wiewiórką siedzącą na pobliskim drzewku i nie zrozumiał co mu tłumaczyła, zrozumiał. Kadzielnica zmieniła go w człowieka.
- No tak~… - Stuknął się delikatnie w głowę. - Przecież ona miała pokazywać przeszłość i sprawiać, że duchy będą rozumieć to, co czuli ludzie, jak można by tego dokonać nie stając się człowiekiem~…
     Bogaty o te jakże istotne informacje ruszył dróżką, która jak mu się zdawało, prowadziła do świątyni. Nie była wydeptana, w ogóle jej nie było, brunet starał się rozeznać w terenie patrząc na charakterystyczne drzewa czy skały. Jednak wygląd tych pierwszych mógł się zmienić przez pół wieku, więc szło mu to dość opornie.
- Beznadzieja~… - westchnął, opierając się o kamień. – Nikogo zapytać o drogę, z nikim pogadać, do tego komary gryzą~… - westchnął jeszcze, ocierając czoło z potu. - O, do tego pot. - mruknął do siebie i ruszył w dalszą drogę. Zabawnie było tak po przeszło dziesięciu wiekach wrócić do świata żywych.
     Z wolna drzewa zaczęły się przerzedzać i ustępować miejsca idealnie przystrzyżonej, bujnej, zielonej trawce. Sakuraya wyszedł z pomiędzy ostatnich drzew i uniósł głowę, obserwując ogromną, białą posiadłość z kolumnami, małym źródełkiem, z którego środka tryskała woda i kamiennym wejściem świątynie. Przynajmniej wydawało mu się, że jest to świątynia. Nie widział ani pielgrzymów, ani dzwonu, ani skrzyni na ofiarę dla bóstwa.
- Cóż, może jest z drugiej strony~… - podsumował. W końcu gdy on przechodził do tego zaniedbanego dworu też nigdy nie wiedział, którędy należało wejść. Okrążał budynek i wracał. Później zaczął przechodzić przez okno, ale przecież do tak niezwykłej świątyni na pewno było równie niezwykłe wejście, prawda?
     Swoim starym zwyczajem obszedł całą budowlę naokoło. Nie pomylił się, po drugiej stroni rósł piękny, starannie przycięty klomb, a kawałek dalej zaczynały się drzewka. Było tu naprawdę ładnie i nienagannie wręcz równo i schludnie, mimo to Sakuraya wolał swój mały ogródek koło świątyni, ten wydawał mu się zbyt wielki i niezbyt harmonijny.
     Może mieszka tu jakieś bóstwo z typu chaosu~? - Zadrżał na myśl o tym. Wcześniej tylko raz spotkał złe bóstwo, które okazało się w istocie być demonem. Ponoć i do nich modlili się ludzie, a te kami były wyjątkowe, ponieważ lubowały się w okrucieństwie i dziwności. Nie podobało mu się w towarzystwie tego demona. Jeśli tu mieszkał podobny, to może faktycznie dobrze, że wyniósł się zanim Sakuraya powrócił do świątyni po swoim pobycie u Tsugaru.
- Ale przecież może być bardzo miły~… - próbował się pocieszyć, odważnie stawiając krok za krokiem. Znieruchomiał, słysząc jakiś hałas. – To na pewno psotny demon znów mi płata figle~. - pisnął trochę przestraszony, ale szedł dalej w stronę źródła hałasu.
- Shitsuo zabij ją, zabij! - Na dźwięk władczego tonu od razu znieruchomiał. Jaki potwór mógłby być tak okrutny i mściwy, żeby z taka wręcz chorą radością krzyczeć o zabójstwie! Sakuraya znieruchomiał i głośno przełknął ślinę. „To na pewno złe duchy, to na pewno złe duchy” powtarzał sobie w myślach, trzęsąc się ze strachu. Objął ramiona dłońmi i z niepewną miną szedł dalej.
- Już, paniczu. - A ten głos dla odmiany był naprawdę przyjemny. Brunet trochę się rozluźnił i dopiero wtedy zrozumiał sens słów. Zabili kogoś! Pisnął przerażony i schował się między drzewami.
- Cóż to za hałasy, Shitsuo sprawdź to! - Znów ten władczy głos. Duszek, chwilowo w ludzkiej formie, zatrząsł się ze strachu. – Ja tymczasem idę odpocząć w moich komnatach. Przynieś mi podwieczorek. Mam na dziś dość obcowania z naturą. - Osoba głośno prychnęła.
- Tak jest, mój panie.
     Słychać był jeszcze jakiś pisk jakby tarcie metalu o kamień, a później miarowe i powolne stukoty. Na szczęście dźwięk się oddalał. Sakuraya odetchnął z ulgą, wyglądając spomiędzy drzew. Rozejrzał się najpierw w prawo, potem w lewo i tak na wszelki wypadek za siebie. Gdy tylko upewnił się, że jest sam, wciąż obrócony tyłem do posiadłości odetchnął cicho i uspokoił szalejące tętno.
- Już od dawna się tak nie bałem~. - mruknął do siebie. - No cóż, pora wracać~. - Z uśmiechem na twarzy zrobił piruet, obracając się o sto osiemdziesiąt stopni i o mało nie krzyknął z przerażenia wpadając na blondwłosego mężczyznę w dziwnym czarno-białym ubraniu. 
- Sumimasen~! - pisnął przerażony, odskakując od zdziwionego przybysza. Schował się za drzewem i niepewny spoglądał na człowieka. Tak, człowieka, wcale nie demona, który stał przed nim. Gdy tylko brunet to zrozumiał wyszedł spomiędzy krzaków, kłaniając się nisko.
- Bardzo przepraszam za najście~. - powiedział melodyjnie i z zaciekawieniem spojrzał z pomiędzy grzywki na te dziwną osobę.
- Och, a więc witamy szanownego gościa w naszych skromnych progach. Czy jest jakiś powód dla którego panicz zakradał się do ogrodu a nie raczył wejść frontowymi drzwiami? - spytała osoba. Sakuraya zdziwiony jego postawą jak i niecodziennym ukłonem polegającym na trzymaniu jednej reki na piersi, tylko cicho westchnął. Dopiero po chwili zorientował się, że zostało mu zadane pytanie.
- Frotowe wejście~? - zdziwił się trochę. Nie widział przecież żadnego shoji z, jak się właśnie okazało, przodu budynku. Spłonął rumieńcem znów przepraszając i tłumacząc się, że go nie widział. Zdziwiony jego zachowaniem kamerdyner przyklęknął, chcąc dokładnie przyjrzeć się przybyszowi.
- Przykro mi, jednak nie możliwym byłoby nie zauważenie wejścia. Niestety nie przyjmuję takiej odpowiedzi, czy mógłbym poznać prawdziwy powód pańskiej wizyty? - odpowiedział płynnie, wciąż wpatrując się w przybyłego. Sakuraya zacisnął ręce w piąstki i nadął policzki, patrząc na blondyna.
- Chciałem się tylko przywitać~. Byłem ciekaw jaki duch mieszka w tej świątyni, a sądząc po tych odgłosach na pewno jest straszny~...
- Duch?
- Tak, duch opiekun~. - Potwierdził, przyglądając się z bliska twarzy blondyna. Była podobna od Tsugaru... Może jednak pomylił się z osądem i to wcale nie człowiek a jednak jakieś kami? - Słyszałem jak kazał kogoś zabić- upierał się- myślałem ze może się zaprzyjaźnimy więc przyszedłem dowiedzieć się kto tu zamieszkał~. - Wyjaśnił. Teraz już nie był pewien co się stanie. A co jeśli kazano zabić kogoś, bo tu wszedł nieproszony? Wystraszył się i zatrząsł. Zobaczył dziwnie białą dłoń przybliżającą mu się do twarzy i odruchowo podniósł ręce w obronnym geście. Pisnął z przerażenia czekając na cios, który nie nadszedł. Poczuł za to dziwny materiał na swoim czole.
- Rany~... Nie ma panicz gorączki jednak wygaduje takie bzdury o duchach. - odparł kamerdyner. - Powinienem zabrać panicza do środka. Mój panicz powinien dowiedzieć się, że był tu jakiś intruz a więc... Proszę za mną. - westchnął i ruszył w stronę domostwa. Po kilku krokach obrócił się chcąc zobaczyć czy chłopak za nim idzie. Szedł, niepewnie, kilka kroków za nim. Najwyraźniej naprawdę przestraszył się, że kazano kogoś zabić... Tylko że... Nie było takiego rozkazu... Chyba, że... Przypomniał sobie jak jakaś olbrzymia ważka przerwała Hibyi-samie lunch i kazał ją zabić. Czy mogło chodzić o to?
- Przepraszam przybyszu, czy mógłbym się dowiedzieć o jakim zabójstwie mówiłeś chwilę wcześniej?
- Um... Chwilę zanim pan się pojawił słyszałem nieprzyjemny krzyk "zabij ją, zabij ją", wystraszyłem się i schowałem. - wyjaśnił, coraz bardziej się bojąc. A jeśli jemu też się coś stanie? Przecież jest tylko człowiekiem... Dodatkowo zostawił kadzielnicę w świątyni, nie będzie mógł wrócić gdyby coś mu zrobili...

*Kaze -  jap. wiatr
**Shizen- jap. natura

******************************************

- Zabierz tego plebsa sprzed moich oczu, nic mnie nie obchodzi, że majaczy. - Sakuraya skulił się i bardziej przytulił do nóg Shitsuo, słysząc ten krzyk. Był straszny. Na jakimś wysokim i obudowanym klocu drewna z dziwną wystającą z tyłu ścianką (tron w wersji „Japończyk patrzy na dziwactwa Europy”) siedział chłopiec, bardzo podobny do niego. Dodatkowo miał na sobie dziwne ubranie. Pelerynę, bufiaste spodnie jakie widział u przybywających do jego wioski Holendrów... Ale to przecież było kilka wieków temu - zastanowił się. Na głowie miał błyszczący złoty okrąg, którego Sakuraya zupełnie nie mógł skojarzyć ani z atrybutem, ani z narzędziem, ani z artefaktem żadnego bóstwa... Najbardziej przypominało mu to złotą miskę, ale wolał nic nie mówić by nie zdenerwować "panicza" jeszcze bardziej. Swoją droga "panicz"... Nie znał bóstwa o takim imieniu, kim on mógł być? - Nie obchodzi mnie, że jest podobny do mnie, nie obchodzi mnie co z nim zrobisz, ale niech zejdzie z moich oczu!
     Nie ważne jak się nazywał, był straszny. Sakuraya zatrząsł się i popatrzył błagalnie na kamerdynera. Bał się, ale od blondyna czuć było ciepłą aurę. Liczył, że jego zmysł tym razem go nie zawiódł, bo byłoby z nim naprawdę krucho.
- Ma piękne kimono. - upierał się dalej Shitsuo. Brunet poczuł jak pieką go policzki, więc zakrył je rękawem swojego, ponoć pięknego, kimona. - Być może należy do jakiejś tutejszej arystokratycznej rodziny, nie można go tak po prostu wyrzucić, paniczu.
- Phie jest u mnie więc mam prawo! Poza tym Japonia jest skończona, po wojnie wszyscy wtrącili swoje pozycje, nie obchodzi mnie kim jest! - fukał dalej. - Ale to prawda, jego ubiór jest niezwykły, piękny i egzotyczny. - mruknął, uśmiechając się przebiegle. Jeśli do tej pory Sakuraya się bał, to teraz prawie zemdlał. On był straszny! - Shitsuo dowiedz się skąd taki plebejusz go ma i sprowadź mi takie tylko dostojniejsze, piękniejsze, droższe i przede wszystkim złote jak u króla!
- C-cesarz nosi czerwony~. - napomniał cicho. A gdy "panicz" spiorunował go wzrokiem schował się jeszcze bardziej za blondynem.
- Wedle życzenia, paniczu. - Znów ten dziwny ukłon. Sakuraya musiał się cofnąć o krok żeby nie zderzyć się z blondynem. A później ciągnięty za rękę opuścił pokój. 
- M-mógłbyś mnie puścić~? - Odważył się zapytać, gdy już oddalili się od tego krzyczącego ducha.
- Słucham? - zdziwił się blondyn. W końcu tylko chwycił go za rękę i prowadził przez korytarze, co w tym złego? - Przepraszam, jeśli uraziłem... - zaczął, kłaniając się.
- Nie, nie. - Zamachał szybko rękoma, starając się to wyjaśnić. - Nie wiem jak jest w świecie duchów, ale u ludzi dotykanie się z nieznajomym jest niedopuszczalne, to narusza granice~. - wyjaśnił niepewnie. 
- Rozumiem, a więc przepraszam. - Skłonił się ponownie. - Zatem czy panicz zechciałby mi towarzyszyć?
- Nie, proszę! - pisnął przerażony, znów się za nim chowając. - "Panicz" jest straszny~. - Popatrzył na blondyna błagalnie. Westchnął widząc, że ten najpewniej nic nie rozumie.
- Dziwny z ciebie dzieciak. - westchnął, wpatrując się z konsternacją w bruneta. - I czy przypadkiem nie naruszasz teraz tej zasady o nie dotykaniu się?
- Sumimasen~! - pisnął, puszczając go.
     Zaprowadzono go do kuchni i podano... coś. Owe coś wyglądało jak patyk z trzema końcami, do tego dostał łyżkę i nóż przypominający trochę tanto. Zdziwiony spojrzał na blondyna trzymającego... inne coś. Wyglądało jak duży, srebrny placek i miało na sobie jakąś dziwnie płytką miskę i inne prawie placki których końce skierowany były jednak do góry i coś, co od biedy można uznać za zupełnie nieudolną i robioną przez dziecko czarkę. Z tym, że było pięknie pomalowane i w miarę foremne. Zaprowadzono go do innego pokoju. Wszystkie rzeczy blondyn ustawił na wyjątkowo wysokim i niewymiarowym stole. 
     Gdy kazano mu usiąść, Sakuraya ze zdziwieniem rozejrzał się po podłodze. Nie widział żadnych poduszek... Chcieli go znieważyć i zmusić do siedzenia na ziemi? Wzruszył ramionami i usiadł tam, gdzie stał. Widząc to Shitsuo westchnął.
- Przepraszam, że naruszam zasadę nietykalności, ale w tym domu siadamy na krzesłach. - westchnął i przeniósł siedzącego Sakurayę na ów mebel.
     Zdziwiony brunet pokręcił się trochę, znów siadając na kolanach. To było takie niewygodne, stopy mu się nie mieściły przez tę wystającą ściankę z tyłu klocka.
- Ne Shitsuo-san~? - Miał nadzieję, że nie pomylił imienia. - Przykro mi to twierdzić, ale demoniczne siedziska są niewygodne~. - mruknął, nadal próbując się ułożyć. -To niewykonalne~! - pisnął.
     Zdziwiony tym faktem blondyn mimo uszu puścił przydomek „demoniczne” i podszedł do bruneta. Gdy zobaczył jak siedzi, o mało nie pacnął się w czoło.
- Nie tak. - Chwycił go, podniósł i postawił na ziemi. Odsunął krzesło i popchnął go na nie. - Siadamy w ten sposób. Nogi są na ziemi. - mruczał. - Czy ty nigdy nie siadałeś? - zdziwił się. W końcu… To potrafiło każde dziecko.
- Co to za pokraczny sposób~? - obruszył się Orihara. - Każde małe dziecko wie, że siada się tak. - Zszedł z „krzesła” i usiadł na ziemi. Seiza to była odpowiednia pozycja, po co to udziwniać jakimś wymyślnym… czymś? - To wy macie jakieś za duże stoły i poduszki na nogach. - mruknął zdziwiony. No bo kto to widział, siadać na takim czymś.?
     Shitsuo zachichotał cicho. Mały różowy gość był naprawdę zabawny gdy nadymał policzki. Skłonił się jednak pospiesznie spiesząc z wyjaśnieniami.
- W Europie z której razem z paniczem pochodzimy ten właśnie sposób siadania uznawany jest za „normalny”. Proszę o wybaczenie, jednak nie mamy tutaj stołu odpowiadającemu pańskim wymagania więc czy mógłby pan przymknąć na to oko i spróbować zjeść posiłek w ten sposób.
     Oszołomiony lekko tą zawiłą przemową Sakuraya kiwnął tylko głową i spróbował znów usiąść na krześle. Nie był pewien czy dobrze, ale przynajmniej siedział. Czuł się niekomfortowo ze zwisającymi z siedzenia nogami. Jego sytuacji nie poprawiał też blondyn, gdy stojąc za nim śledził każdy jego ruch.
- Um... Shitsuo-san~?
- Tak, paniczu?
- Gdzie!? - pisnął przerażony, gotów schować się pod stół. Bał się tego demona sprzed chwili, naprawdę się bał. A teraz słysząc „paniczu” myślał, że on gdzieś tu jest.
- Czy mogę się dowiedzieć, cóż to panicz wyczynia pod stołem?
- Tu też jest!? - pisnął jeszcze bardziej przerażony i doskoczył do nóg blondyna. - Niech on sobie pójdzie…Proszę~! - jęknął, wtulając się w jego nogi.
- Przepraszam, ale nie rozumiem… - westchnął blondyn. Podniósł małego gościa i usadził go na krześle. Ukucnął, by mieć twarz na tym samym poziomie co rozmówca.
- No bo… Shitsuo-san mówił, że „panicz” tu jest… Ja się boję panicza. - wyjaśnił niepewnie. Trochę się zarumienił. Głupio mu było się przyznawać do takich rzeczy. Spojrzał prosząco w złote oczy blondyna. - Czy on mógłby już sobie stąd iść~?
- Ach… rozumiem. - Służący wreszcie pojął, że gość uznaje „panicza” za nazwę stosowną tylko dla „Hibyi-samy” nie zaś za słowo odnoszące się go każdego gościa jak i pana domu. – Proszę o wybaczenie, jednak chyba mnie… Nie zrozumiałeś… - Uśmiechnął się czekając, aż brunet się przedstawi.
 - Ach, nie przedstawiłem się. - Dotarło do bruneta. Szybko zszedł z krzesła i skłonił się, przepraszając za swoje zapominalstwo i tłumacząc to niecodziennym spotkaniem w lesie.
- Rozumiem, więc czy mógłbym poznać pań… Twoje imię?
- Sakuraya~! - Brunet uśmiechnął się wesoło i skłonił lekko. Jego mina trochę zrzedła, gdy zobaczył wyciągniętą dłoń blondyna. Popatrzył na nią głupio. - Eee… Przepraszam, ale co ja mam z tym - tu wskazał na rękę - zrobić?
- Uścisnąć?
- Co to za dziwny kraj~? - Sakuraya pokręcił z politowaniem głową i niepewnie uścisnął rękę.
- To w Japonii nie ściska się rąk?
- Nie, to było by niewybaczalne, kłaniamy się~. - Uśmiechnął się i jeszcze raz delikatnie skłonił. Shitsuo spróbował powtórzyć gest bruneta, ale ten widząc jego starania tylko leciutko zachichotał, zakrywając rękawami kimona usta.
- Nie aż tak nisko Shitsuo-san~! Taki ukłon zarezerwowany jest dla osób o wyższej pozycji niż my~. - mruknął.
- Z całym szacunkiem, ale tak właśnie jest. - poprawił go.
- Jak to~? Jestem gościem, nieznajomym w dodatku, zaproszono mnie tutaj, więc to ja jestem niższy rangą…
     Przez następne dziesięć minut brunet starał się wytłumaczyć nowemu znajomemu jak to działa w Japonii i jak, po co, dlaczego tak się kłaniamy.
- Dobrze. – podsumował cały wywód kamerdyner. – Postaram się to zrozumieć, jednak teraz powinieneś coś zjeść... Sakuraya-san? - Nie był pewien, czy ma mówić z końcówką. Nie wiedział nawet co ona oznacza, ale… Sakuraya tak właśnie się do niego zwracał, więc…
- Um… Nie musisz być tak formalny, Shitsuo-san.
- Ale używasz tego samego przedrostka w stosunku do mnie, więc…
- No oczywiście, w końcu jestem młodszy~! - Machnął ręką. Niepewnie popatrzył na kilka półmisków na których leżało… coś. Tak, to na pewno było coś. Rozpoznał rybę, choć nie przypominała ona w żadnym calu tej, którą jadał. Popatrzył niepewnie na blondyna, poszukując pomocy. Pałeczek też nie widział. Poza tym ryba była za duża, żeby ją chwycić pałeczkami. Westchnął cicho i chwycił za ten dziwny trójząb i nóż które wcześniej dostał. Obrócił je tak, by trzonki, za które normalnie chyba powinno się je trzymać, były po zewnętrznej stronie. No cóż wyglądało to jak prowizoryczne płaskie pałeczki.
     Shitsuo widząc wyczyny gościa o mało nie złapał się za głowę.
- Widelca też nikt cię nie uczył używać?
- Em… Trójzębu? - Wskazał widelec. - Taki duży~… - Rozłożył ramiona na całą szerokość. - Używamy do łowienia niektórych gatunków ryb… Ale taki mały… Nigdy nie…
- Dobrze, rozumiem. - zachichotał cicho blondyn. Widząc szczęśliwego Sakurayę pokazującego jaki wielki jest trójząb do łapania ryb jakoś tak… było mu weselej.
- Nie śmiej się ze mnie Shitsuo-san~... - Naburmuszył się i nadął policzki. - Lepiej pokaż jak tym wynalazkiem mam jeść… I może najpierw powiedz co to jest~? - Wskazał na talerz.
- Dobrze, czyli od początku. - westchnął blondyn. Starał się jakoś wyjaśnić, jak jeść widelcem i nożem. Jednak widząc, że raczej nie odniosło to zamierzonego efektu, podniósł Sakurayę i sam usiadł na krześle, sadzając bruneta na swoich kolanach.
- Co robisz~!? - pisnął, wystraszony. W końcu mówił mu o przestrzeni osobistej, a tym bardziej jak się ją traktuje w Japonii. Mimo to blondyn nic sobie z tego nie robił. - Takie spoufalanie się... - zaczął znów, odwrócił głowę w bok. To było nienormalne, tak nie powinno być, nikt tak nie robił... - myślał gorączkowo, cały czas starając się ukrywać rumieńce.
- Patrz uważnie. - Usłyszał ciepły, prawie mruczący głos przy swoim uchu. Zrobiło mu się gorąco. Szybko przekręcił głowę tak, by patrzeć przed siebie. Shitsuo powoli wziął sztućce w ręce, a gdy upewnił się, że jego mały gość rozumie jak ma je trzymać, wsadził najpierw widelec a później nóż w jego małe rączki. Trochę się trzęsły. Brunet był zdziwiony ciężarem sztućców, w porównaniu z bambusowymi pałeczkami, którymi zwykle jadał, te okazały się cięższe i bardziej toporne. Dodatkowo nie miał pojęcia jak tym jeść. Spojrzał na to logicznie. To coś w jego prawej ręce nazwano nożem... Było podobne do tanto, jak sam zauważył, więc może jeśli wbije go w to dziwne coś na talerzu~... Zrobił pewną siebie minkę chcąc dodać otuchy swojemu odbiciu w srebrnym nożu. Zamachnął się i z impetem dźgnął brązową półkulę przed sobą. Sztuciec wszedł bez najmniejszego problemu, jednak nie dane było brunetowi się tym nacieszyć. Ze środka potrawy wyciekło coś brązowego i gęstego, a on przerażony pisnął, bojąc się, że tak nie powinno być. Cofnął się na tyle na ile mógł. Uderzył plecami o tors lokaja i zaraz zaczął przepraszać. 
     Czując ogromne poniżenie odłożył sztućce na stół i zakrył policzki rękawami kimona. To było upokarzające. 
- Mogę wziąć pałeczki~? - pisnął po chwili. Skorzystał ze swoich pokładów odwagi, by jego głosik nie brzmiał aż tak piskliwie, jednak nie podziałało. Był zestresowany, nic nie rozumiał, do tego jeszcze blondyn zaczął cicho chichotać zamiast mu pomóc. Sakuraya fuknął urażony, chcąc jak najszybciej zejść. Powstrzymała go przed tym jednak ręka blondyna, obejmująca go w pasie i jego ciepły głos.
- Spokojnie Sakuraya-chan... Niestety nie możesz użyć pałeczek. Nie tylko ich nie posiadamy, ale również niemożliwym jest zjedzenie nimi angielskiego posiłku. Pozwól, że ci pomogę.
- D-dobrze... - mruknął przestraszony i wrócił na miejsce. Znów zaczerwieniły mu się policzki, gdy blondyn chwycił jego dłonie w swoje. Dokładnie ułożył mu w dłoniach sztućce a później poruszał jego dłońmi krojąc... coś. No właśnie, Sakuraya nie miał pojęcia czym jest owo "coś", które w tej chwili podsunięto mu pod nos nadziane na trójząb... to jest widelec.
- No Sakuraya-chan, otwórz buzię.
- Nie mów do mnie jak do dziecka~... - naburmuszył się. Znów popatrzył niepewnie na potrawę. - Shitsuo-san, co to jest~? - zapytał w końcu.
- Filet z łososia na młodych szparagach, okraszony cytryną i bukietem świeżych ziół. - mruknął. W sumie gotował na szybko i starał się nie stworzyć nic wymyślnego, by ich mały, uroczy gość nie poczuł się dziwnie... Dziwniej.
- Cy-try-na i szaszagi? - zdziwił się. W życiu nie słyszał o tak dziwnych nazwach. Obrócił się i popatrzył na blondyna, licząc, że mu wszystko wyjaśni.
- Nie "szaszagi" tylko szparagi. - poprawił go. - To takie warzywo. Nie martw się, nie zatrujesz się. - Pogłaskał go po głowie, na co brunet znów się uroczo zarumienił. Nie powinien się tak odnosić do gościa, ani tak zachowywać. Jednak byli sami, a brunet był naprawdę uroczy. Shitsuo w tej chwili żałował, że to nie Sakuraya jest jego małym paniczem. Na pewno byłoby weselej na dworze z kimś takim. 
     Sakuraya jeszcze chwilę, niepewnie, popatrzył na widelec i delikatnie wziął łososia do ust. Okazał sie zaskakująco dobry. Uśmiechnął się więc z uznaniem dla umiejętności kulinarnych blondyna i otworzył buzię, czekając na następna porcję, którą z reszta za chwilę dostał.
     Po którymś gryzie z kolei Shitsuo nadal trzymał ręce ze sztućcami Sakurayi. Co bruneta trochę frapowało... Mógłby przecież spróbować sam, już widział, jak to robić. Ba, nie tylko wiedział ale i czuł. Wzdrygnął się, gdy poczuł gorący oddech na szyi.
- A teraz powiedz "aaa~". - poprosił głos, a Sakuraya oblał się delikatnym rumieńcem.

- S-Shitsuo-san~!!! - pisnął, starając się wyrwać. Jednak blondyn był silniejszy i przytrzymywał go w pasie, uniemożliwiając wstanie. Blondyn tylko mocniej go przytulił.
     Bóstwo, teraz w formie człowieka, spiął się ze strachu. A co jeśli to naprawdę są złe demony, a Shitsuo tylko miał uśpić jego czujność i go zjeść? Nie może przecież wrócić do swoich czasów, bo kadzielnica została w świątyni...
     Sakuraya poczuł coś, jakby materiał na swojej szyi. Tylko, że to nie było jego kimono, to musiała być... Ręka tego demona! Zesztywniał ze strachu, czując dokładnie, ja ta dziwna nieludzka ręka sunie po jego szyi, a później po brodzie, by ostatecznie zatrzymać się na podbródku i odwrócić go w stronę złotych oczu właściciela owej dłoni. Przerażony już Sakuraya spojrzał na blondyna... Jego spojrzenie musiało wiele zdradzać, bo Shitsuo najpierw się zdziwił, a potem uśmiechnął, poluzowując uścisk. Sakuraya odetchnął z ulgą i w tym samym momencie znów o mało nie przyprawiono go o zawał.
- Shitsuo! Shitsuo gdzie jesteś?! Wzywam cię od pięciu minut! Czyżbyś ogłuchł?! - Usłyszał tego "króla demonów chaosu". Tym razem sam się wtulił w blondyna... Za bardzo bał się tego rozkapryszonego książątka... Jeszcze gotów go zjeść, bo spędza czas z jego lokajem.
     Shitsuo cmoknął przez zęby i wstał razem z brunetem. Odstawił go na podłogę i skłonił się przepraszająco.
- Najmocniej panicza przepraszam. Widać trochę mnie poniosło. Proszę o wybaczenie. - recytował sztywne formułki, które Sakurayi bardzo się nie podobały. W końcu żył w Japonii, gdzie takie rzeczy jak "następnie szanowny klient raczy zdjąć tę szanowna nakrętkę z naszego skromnego produktu i raczy łaskawie skonsumować ten szanowny jogurt" były wręcz normalnością. Jednak takie sztywne formułki w ustach blondyna były wręcz okropne. Orihara sam przestraszył się tej myśli, ale już chyba wolałby, żeby Shitsuo był taki jak chwilę temu, niż tak sztywny jak teraz.
- Ni-nic się nie stało~... - mruknął, nadal oszołomiony. - Dobrze. - zgodził się gdy usłyszał, że gdy tylko blondyn wypełni polecenie swojego panicza przyjdzie tu i prosiłby, aby brunet się stąd nie oddalał. - Na własną rękę odkryję tajniki waszej kuchni~! - Uśmiechnął się uroczo i wrócił na krzesło, chwytając sztućce. Shitsuo tylko skłonił się raz jeszcze, opuszczając pokój. 

Koniec części pierwszej.

7 komentarzy:

  1. Sweeet~!
    Jeju to jest cudowne~! Kocham to!
    Sakuraya jest prze-przesłodki~! Shitsuo był uroczy zajmując się Sakurają <3
    Już nie mogę się doczekać jak to się dalej potoczy ^-^
    Niecierpliwie czekam na dalsze części~!
    ~Psychedelic smiles


    PS. Wchodziłyście kiedyś na taki fajny chat wzorowany na tym z mangi/anime Drrr!!? http://drrrchat.com Polecam~! Ja się tam loguję jako "Psyche~"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, znamy go~! Tylko ja za każdym razem mam nowy nick. X33 Ale~! Może kiedyś cię znajdę, Psy-chan~! ;3

      Usuń
  2. Fajne, bardzo fajne. Serio to bylo fajne xD Nie moge sie doczekac kolejnej czesci.
    Moze kiedys wejde na ten czat xD
    Zycze duzo wspolpracy tego cholernego wena >.<
    Cholernego bo go potrzebuje, a nie chce przyjsc x.x

    ~Szasta

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny fanfik, Kisarin-san <3
    Uwielbiam Sakuraje^^ jest mega słodki ;3
    Shitsuo jest bezbłędny i również bardzo słodki ;3
    Gratuluję świetnego pomysłu <3 Co prawda czytałam kilka po angielsku, ale ten Twój jest zupełnie inny, wyjątkowy ^^
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy ich historii :>
    Pozdrawiam
    ~Fluffery

    OdpowiedzUsuń
  4. tooooooooo byyyyło cuuuuuuuudddddddddoooooowne ! cekam na więcej ~
    wyjebista

    OdpowiedzUsuń
  5. Zacznę spamić pod tym postem jeśli pozwolicie .3. Wreszcie mam komputer, a nie jakieś zacinające się płaskie badziewie, więc muszę to wykorzystać i w końcu wstawić te porzucone, napisane od groma czasu temu komentarze ;3;

    Jejku jejku~~ Jakie to urocze *.*
    Czytam i czytam(któryś tam raz) z takim bananem na twarzy C: o. Lubię twojego Sakusia i Shitsusia <3 Cudownie ci wyszli ;3; aż nie wiem czy się śmiać czy płakać. Z radości, rzecz jasna. Lubię ich tak bardzo bardzo, a tutaj mogę przeczytać świetnie napisanego ficka. Nie wiem jak to robisz Kiasarin-san, nie wiem skąd bierzesz takie pomysły. Jestem pod wrażeniem.
    "Panicz" mnie rozwalił xD Sakuraya taki przestraszony chciał się chować. Ale rani

    OdpowiedzUsuń
  6. Nene ;3; popsułam. Ciąg dalszy...
    Hibiya to tylko nieszkodliwe(no może troszkę) tsundere. No, ale z drugiej strony dodało to uroku Saku ;3; Jestem rozdarta między wiernością księciu, a oddania hołdu Sakurayi.
    Shitsuo... Shitsuo to taki troszku Sebastian~ Nie wiem czy miałaś właśnie taki zamiar w związku z jego przedstawieniem, ale ja tak to odbieram~. Grzeczny lokaj znający swoje miejsce, ale nie do końca~~ *kciuki w górze*
    Całość jak zawsze była urzekająca ^.-
    Ach, i Kiasarin-san, błagam, nie wzoruj się na mnie nawet w najmniejszym stopniu jeśli chodzi o charaktery ;3; Nie chcę skopywać prac ludziom, których lubię.

    OdpowiedzUsuń