Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

niedziela, 14 września 2025

Prezent à la Orihara 5

Kiasarin: Jak stary mówi, że zrobi to zrobi, nie trzeba mu co pół roku przypominać. Ale dekada? Nieźle się porobiło co? Nie sądziłam, że kiedyś to naprawdę skończę. 

Z pozdrowieniami i dedykacją dla Scienti. Nawet nie wiesz ile we mnie wywołała twoja wiadomość ;*

Dzięki dodanym dzisiaj rozdziałom 3-5 mam zaszczyt ogłosić, że oficjalnie kończymy to opowiadanko.  I ostatnie, najważniejsze: Enjoy~!


Rozdział 5

Chyba przysnął. Czym oni go nafaszerowali? Zamrugał zamroczony i potrząsnął głową, próbując przywrócić sobie pełną świadomość. Dźwięki otoczenia były inne — głośniejsze. Ktoś stał bardzo blisko jego więzienia.

— Gotowi!? To na trzy, czte-ry!

Izaya zacisnął powieki, gdy oślepiło go mocne światło. Usłyszał gwar i śmiechy wokół, a potem błysk flesza. Spróbował otworzyć oczy. Pierwsze, co zobaczył, to wyjątkowo zdumiona twarz Shizuo, który wpatrywał się w niego osłupiały. Blondyn trzymał w dłoniach ogromne fioletowe wieko kartonu z przyczepioną monstrualną, różową kokardą.

Po plecach informatora przebiegł dreszcz. To zdecydowanie nie była pozycja, w której chciałby się znajdować. Podniósł się do siadu. Panika ogarnęła go w jednej chwili. Nie miał wiele czasu, zanim Shizuo połączy fakty. Musiał uwolnić się, nim blondyn wpadnie na pomysł zakończenia jego życia.

— Rozwiążcie mnie, do cholery! — ryknął.

Jego krzyk zagłuszyło strzelające w górę konfetti. Shizuo otrząsnął się z osłupienia. Izaya, widząc, że ten wyciąga rękę, odruchowo zamknął oczy i skulił się w sobie. Mógł udawać nieśmiertelnego, ale w tej chwili zagrożenie było realne.

Ku własnemu zaskoczeniu poczuł, jak dłonie Shizuo chwytają za liny i jednym ruchem rozrywają więzy. Nie wierzył, że to się dzieje, ale nie miał zamiaru testować granic swojego szczęścia. Zerwał się na równe nogi. Obmacał kieszenie spodni, licząc, że znajdzie scyzoryk. Nic. Tylko same spodnie były podejrzanie obcisłe.

Rozejrzał się gorączkowo, szukając improwizowanej broni. Zauważył kątem oka Celty i Shinrę, a w innym rogu Mikado i Anri. Co tu się, do cholery, działo!?

— Wszystkiego najlepszego, Shizu-tan! — Mairu pojawiła się nagle, ciągnąc Shizuo za rękę. Na drugiej uwiesiła się Kururi. — Prawda, że nasz prezent był najlepszy? — zapytała, unosząc palec w górę.

Izaya poczuł, jak ktoś narzuca mu na ramiona koc. Odwrócił się i dostrzegł Kadotę, który z lekkim zawstydzeniem podał mu kubek z napojem. Informator warknął i wyrwał go. Spojrzał podejrzliwie na zawartość, po czym upił łyk. Gardło miał wyschnięte na wiór.

— Zemszczę się — wysyczał.

— To ja ich powstrzymałem przed przebraniem cię za pokojówkę — odparł Kadota, unosząc ręce w obronnym geście.

— Za to dodał ci muszkę — dorzucił rozbawiony Togusa, ignorując panikę na twarzy Kadoty.

— Na tobie też się zemszczę. Pilnuj samochodu — mruknął Izaya. Prychnął i zarzucił koniec koca na ramię jak płaszcz, odwracając się gotów odejść po królewsku.

Potknął się jednak o karton, w którym jeszcze przed chwilą siedział, i runął do przodu. Złapał go Shizuo. Blondyn wyciągnął go z pudełka i delikatnie postawił na podłodze. Izaya zauważył, że Shizuo co jakiś czas zerka w dół.

Uśmiechnął się cwaniacko, muskając kokardkę na swojej szyi palcami.

— No co? Przyznaj, że beznadziejny ze mnie prezent.

Był pewien jednego: jego siostry nie mogły sprawić Shizuo radości, sprowadzając go na urodziny. To musiała być impreza dla blondyna. Izaya rozpoznał wnętrze zamkniętej niedawno sali Russia Sushi. Dekoracje wyglądały na ręcznie robione — najprawdopodobniej sprawka Mikado i Anri. Prezenty od reszty gości stały w kącie, obok ogromnego pudła, w którym go przetrzymywano.

— A skąd niby pomysł, że mi się nie podoba? — westchnął Shizuo, zaskakująco spokojny. Czyżby Shinra naprawdę podał mu jakieś ziółka, które w końcu zadziałały?

— Nawet mnie nie odpakowałeś — prowokował Izaya, przesuwając palcami po muszce.

Na skroni Shizuo pulsowała żyłka. Informator zrozumiał, że przesadził, choć nie do końca wiedział czemu. Cofnął się o krok i uniósł dłonie w obronnym geście.

Shizuo podszedł. Mocnym szarpnięciem pociągnął za końcówkę kokardki. Ta rozwiązała się, zamiast udusić Izayę. Blondyn owinął ją sobie wokół ręki.

— Uznaj, że dzisiaj jesteś chciany — mruknął i odszedł, zostawiając Izayę zdezorientowanego.

Koc zsunął się z ramienia informatora, ale ten nawet nie zwrócił na to uwagi.

Myślał, że będzie drętwo, ale impreza rozkręciła się zaskakująco dobrze. Zrobił rundkę po sali, złorzecząc wszystkim, którzy przyczynili się do jego porwania. Powkurzał swoje siostry, dowiedział się, że spodnie były nietrafionym pomysłem Walkera. Z Karisawą nie udało mu się porozmawiać — dziewczyna tylko się głupio uśmiechała i popychała go w stronę Shizuo, którego konsekwentnie unikał.

Może Shizuo go tolerował, by nie psuć nikomu zabawy, ale na pewno go nie lubił. Po co drażnić go w urodziny? Zamiast tego Izaya pożyczył bez pytania telefon Kadoty, gdy ten nie patrzył. Miał w planach kilka kompromitujących zdjęć, gdy goście będą bardziej pijani. Poza tym chciał coś jeszcze załatwić.

Schował się w łazience, by zadzwonić. Ku własnemu zaskoczeniu wrócił potem na imprezę zamiast zniknąć.

W pewnym momencie, pomiędzy toastem z Kadotą a poprawką serwowaną przez Yumasakiego, Shizuo przyznał, że wpadnie jego brat z dziewczyną. Wzbudziło to kolejną falę radosnych toastów.

Kilkadziesiąt minut później Kasuka rzeczywiście się pojawił. Harmider stał się nie do zniesienia, więc Izaya ewakuował się na mały balkon. Sączył drinka, otulony kocem. Było zimno i późno. Nie dowierzał, że nadal siedzi tu z nimi.

Odwrócił się od panoramy miasta i oparł łokcie o balustradę, patrząc na radosną wrzawę wewnątrz. Uśmiechnął się delikatnie. Obserwowanie ich zza szyby było dla niego bardziej naturalne.

Zamroczony alkoholem dopiero po chwili zauważył, że drzwi na balkon się otworzyły. Wtaczał się przez nie podpity Shizuo, z uśmiechem wyciągając papierosy. Izaya cofnął się w cień, chcąc go ominąć bez problemów.

Już wycofywał się na palcach, gdy usłyszał znajomy pomruk.

— A ty dokąd, kleszczu? — Shizuo przesunął się, robiąc mu miejsce przy balustradzie.

Sam zaskoczony swoim zachowaniem, Izaya przystanął obok.

— Znikam ci z oczu. To chyba najlepszy prezent dla ciebie — prychnął. Nagle poczuł, że nie ma ochoty usłyszeć potwierdzenia swoich słów. Po chwili dodał ciszej: — Możesz o tym powiedzieć moim siostrom.

Chciał odejść. Shizuo złapał go za nadgarstek. Izaya szarpnął ręką.

— To, że po raz pierwszy po prostu przyszedłeś na imprezę, jest najlepszym prezentem — powiedział Shizuo.

Informator zastanawiał się, jak bardzo pijany był blondyn, że coś takiego w ogóle przeszło mu przez usta. Nie zdążył jednak odpowiedzieć. Z wnętrza dobiegł radosny okrzyk Togusy.

— Ej! Przyszedł tort!?

— Tort? Ale nikt nie zamawiał… — bełkotał Shinra, holowany i podtrzymywany przez coraz bardziej spanikowaną Celty.

Dullahan wyciągnęła telefon i wystukała coś, po czym pokazała wiadomość dostawcy, który wtaszczył ogromne pudło z ciastem.

— Nie mam pojęcia. Jest już opłacone, na nazwisko Orihara. — Kurier podrapał się po głowie. — Adres się zgadza. Smacznego. To cud, że ktoś je wziął — po odwołaniu zamówienia byłem pewien, że się zmarnuje.

Pożegnał się i wyszedł. Celty natychmiast zaczęła wypytywać siostry Izayi, czy to ich sprawka. Obie pokręciły głowami i zgodnie wskazały na brata, przez drzwi balkonowe.

— Izaya? — Shizuo zmrużył oczy, próbując połączyć fakty.

— Zdechnij na cukrzycę, Shizu-chan — mruknął informator, co oczywiście znaczyło: wszystkiego najlepszego.


Prezent à la Orihara 4

 

Rozdział 4

Animate znajdowało się kilka przecznic od mieszkania Mikado. Izaya był pewien, że jeśli dwójka szalonych otaku wybłagała wizytę w tej świątyni fanów anime i mangi, to Dota-chin na pewno utknął tam z nimi na co najmniej kilka godzin. Nie musiał się spieszyć.

Nadłożył drogi, by zajść do Russia Sushi. Był przekonany, że świeża ryba przekona Kadotę do współpracy. Zwłaszcza jeśli będzie zmęczony pilnowaniem Eriki i Yumasakiego, by nie wykupili całego sklepu.

Już z daleka dostrzegł stojącego przed lokalem Rosjanina, który nagabywał klientów. Podszedł bliżej i pomachał do olbrzyma. Simon zmieszał się wyraźnie — uśmiech zastygł na jego ustach. Izaya zmarszczył brwi. Coś było nie tak.

Rozejrzał się czujnie. Czyżby Simon dopiero co widział Shizuo? To wydawało się jedynym wytłumaczeniem jego reakcji. W końcu ostatnio Izaya chyba mu nie podpadł… przynajmniej sobie tego nie przypominał. W okolicy nie było żadnych oznak obecności blondyna — żaden znak drogowy, automat ani śmietnik nie leciał w jego stronę, nikt nie wrzeszczał jego imienia. Postanowił zaryzykować i zbliżył się.

— Yo, Simon! — przywitał się.

— Izaya! Sushi dobre. Tylko szybko. Czas uciekać jak ryba z wędki.

Informator zmarszczył brwi. Co to miało znaczyć? Już otwierał usta, by zapytać, gdy ogromna dłoń klepnęła go w plecy, niemal wybijając z płuc powietrze, i popychając w stronę wejścia.

Wszedł do środka, licząc, że Dennis wyjaśni mu sytuację. Wnętrze wyglądało nietypowo: gdzieniegdzie stały kartony, przy ścianie opierało się coś owiniętego w brezent. Wejście na piętro, gdzie mieściła się sala bankietowa było zablokowane, a na schodach wisiała kartka z informacją o rezerwacji. Przy barze siedział tylko jeden klient. Szef kuchni wręczał mu właśnie dużą torbę z jedzeniem na wynos. Mężczyzna podziękował i szybko opuścił lokal, mijając Izayę.

— Co jest, szefie? — zagadnął informator, siadając na wolnym miejscu. — Myślałem, że nigdy nie będziesz kalał sushi dowozem.

— Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć — prychnął Dennis, zakładając ręce. Widać było, że jemu samemu nie podobała się ta sytuacja. — Co podać?

— Set lunchowy numer trzy… i dorzuć otooro. — Zamówił bez patrzenia w kartę. Dennis skinął głową i zabrał się do krojenia składników.

— Więc… co to za spotkanie macie? — zapytał Izaya, wskazując brodą zamkniętą salę.

— Jeszcze żadnego — mruknął Rosjanin. — Zamykamy szybciej.

Ton głosu dawał jasno do zrozumienia, że to nie sprawa, którą Izaya powinien się interesować. Informator spojrzał na niego urażony.

— Nie bądź taki, Dennis. Wiesz, że i tak wszystkiego się dowiem.

— W to nie wątpię. — Dennis prychnął, po czym wyciągnął przed siebie torbę. — Twoje zamówienie. Dopiszę do rachunku, a teraz zmykaj.

Izaya nie mógł uwierzyć, że dosłownie go wyproszono. Simon pojawił się tuż obok, gdy tylko chwycił torbę, i z najszerszym, najbardziej sztucznym uśmiechem zaczął popychać go ku drzwiom, plotąc coś o ryżu i przeznaczeniu. Gdy tylko informator przekroczył próg, Rosjanin zatrzasnął drzwi i zawiesił na klamce kartkę: „Przepraszamy. Jesteśmy zamknięci.” Po chwili Izaya usłyszał jeszcze zgrzyt przekręcanego klucza.

Westchnął. Zaczął tupać nogą, usilnie się nad tym zastanawiając. Gdyby nie musiał zajmować się prezentem dla Shizuo ani śledzeniem sióstr, na pewno zainteresowałby się tym dziwnym spotkaniem. Ale to nie była jedyna tajemnica dnia. Śledztwo Kidy w sprawie Aoby i zaginięcie Ryuugamine także domagały się rozwiązania. Zajmie się tym wszystkim… po urodzinach Shizusia.

Upewniwszy się jeszcze raz, że Shizuo nie kręci się w okolicy, Izaya ruszył bocznymi uliczkami aż do sklepu z gadżetami, gdzie spodziewał się znaleźć Dota-china. Na parkingu szybko zauważył vana. Niestety, był pusty. Łudził się, że Togusa wróci znudzony do samochodu — wtedy mógłby zwołać resztę paczki. Westchnął w duchu, przeklinając, że zapomniał telefonu.

Szybko wpadł jednak na pomysł, jak poradzić sobie bez niego. Pociągnął za klamkę drzwi. Po chwili rozległ się pisk alarmu. Izaya odskoczył kilka kroków i zatkał uszy, spokojnie czekając.

Nie minęło wiele czasu, gdy ze sklepu wybiegł wściekły Togusa.

— Kurwa, mój wóz! Mówiłem wam, że to alarm! — wrzasnął, rzucając się do samochodu. — Nic ci się nie stało, skarbie? — jęknął, oglądając karoserię.

— Nie przesadzaj, Togusa, samochód stoi jak stał.

— Ten tego, to możemy wrócić? — mruknął Yumasaki, taszcząc nad głową kartonową figurę, a pod pachą dwie torby pełne gadżetów. — Za dwadzieścia minut zaczyna się loteria.

— Czekaj, Yumacchi, najpierw odłóżmy łupy — powiedziała Erica, otwierając bagażnik i z ulgą odkładając swoje torby.

— Jak to wrócić, Kairisawa… — mruknął niepewnie Dota-chin, siedzący już wygodnie na miejscu pasażera. Mina zdradzała, że miał dość chodzenia.

Izaya uśmiechnął się szeroko. Podszedł do vana i zastukał w szybę od strony Kadoty. Mężczyzna aż podskoczył, zaskoczony nagłym dźwiękiem.

— Iza-Iza! — zawołała uradowana Erica, wychylając głowę pomiędzy siedzeniami i machając do niego.

— Izaya, co ty tu… — zaczął Kadota, ale przerwał, widząc torbę z logo Russia Sushi. — Witaj, dobroczyńco.

Reklamówka z sushi działała cuda. Drzwi otworzyły się szeroko, a Kadota wyskoczył z samochodu i gestem kamerdynera zaprosił Izayę do środka. Sam wsiadł za nim i zatrzasnął drzwi.

Informator rozsiadł się wygodnie, po czym rozdzielił jedzenie między resztę. Togusa wyjątkowo pozwolił na jedzenie w samochodzie, pod warunkiem że zabezpieczą wszystko serwetkami. Erika i Walker usiedli z tyłu, dyskutując półszeptem w dziwnej mieszance japońskiego, angielskiego, pomruków i onomatopei.

— Więc… — mruknął Togusa, przełykając kawałek sushi. — Gdzie cię podwieźć, szefie?

— Nie potrzebuję podwózki — roześmiał się Izaya. — Chcę tylko pożyczyć telefon Dota-china.

Wytarł palce w serwetkę i wrzucił ją do torby. Czuł na sobie spojrzenia Kadoty i Togusy.

— No co? — wzruszył ramionami i uśmiechnął się głupkowato.

— Nie masz swojego? — spytał niepewnie Kadota, odstawiając tackę z niedojedzonym sushi.

— Zapomniałem — przyznał bez skrępowania Izaya.

— Żartujesz? — Informator wydął usta w podkówkę. Kadota zmieszał się, widząc w tym błazeństwie cień dawnego Izayi — mniej groźnego, bardziej dziecinnego. — No to może podwieziemy cię do mieszkania, żebyś…

Nie zdążył dokończyć. Izaya przewrócił oczami, a potem zaczął przeszukiwać go w poszukiwaniu komórki.

— Dobra, już! — mruknął Kadota i podał mu telefon, pozwalając Izayi zrobić, co chce. Nie pytał nawet, skąd informator znał hasło.

— Tylko na chwilę — rzucił Izaya i zalogował się na stronę Dollarów. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył, że chat, założony przez jego siostrę zaledwie kilka godzin temu, już tętnił życiem. Nie miał czasu czytać wszystkiego, przejrzał więc kilka ostatnich wiadomości:

Kahlua Milk: Iza-Iza jest tutaj! Przyniósł sushi <3
Walker: To co? Działamy?
Saika: Mieliście tu być za kilka godzin.
Kahlua Milk: Nie ma czasu.
Saika: Simon mówi “Sushi wam pomoże”.
Kahlua Milk: Zaraz się połapie!
Walker: Ma telefon MONTE!

Izaya rozszerzył oczy. Na ekranie pojawił się nowy wpis:

Mai: Bierzcie go!

Zanim Izaya zdążył zareagować, ktoś przycisnął mu do twarzy szmatkę nasączoną chloroformem.

— Yumasaki, co ty kurwa robisz!? — ryknął Kadota.

— Ten tego… plan się zesrał, Dota-chin — wyjąkał tamten.

Izaya szarpał się, ale Togusa mocno przytrzymał jego prawą rękę, a Kadota lewą, blokując nogi swoim kolanem. Informator walczył i szarpał się, lecz chwyt był zbyt silny. Świat zaczął wirować. Telefon wypadł mu z dłoni, a zaraz potem opadła ona bezwładnie. Oczy zamknęły się same. Osunął się na ramię Kadoty.

Obudził się po nieokreślonym czasie. Było ciemno, a on był związany. Poruszył się niezdarnie. Cokolwiek stanowiło podłoże, szeleściło pod nim jak bibuła albo folia.

Spróbował ruszyć rękami i nogami — również skrępowanymi. Nogami uderzył w ścianę, która delikatnie się wygięła.

Był w skrzyni.

Czy znajdowała się w zamkniętym pokoju? Nie widział żadnych prześwitów. Czy będzie miał czym oddychać? Usiadł i poczuł, że czubkiem głowy dotyka wieka, a plecami kolejnej ścianki. Westchnął cicho, próbując się uspokoić. Jeśli to Walker i Erica go uśpili, może nie groziło mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Choć… Walker bywał nieobliczalny. To Kadota zwykle trzymał resztę w ryzach.

Spróbował się wyplątać. Szybko odkrył, że od pasa w górę był nagi, a ktoś nie tylko skrępował jego ręce i nogi, ale i owinął linę wokół torsu. Nikłe szanse na ucieczkę. Czuł też coś oplatającego szyję — nie wyglądało na przywiązane do czegoś, raczej na dodatkowe zabezpieczenie.

Westchnął i oparł głowę o ściankę. Nasłuchiwał. W ciemności dochodziły do niego ciche szmery i szepty, lecz nie był w stanie określić ani miejsca, ani tego, do kogo należały głosy.


Prezent à la Orihara 3

 

Rozdział 3

— Izaya!?

Głos, który rozległ się w odpowiedzi, zdecydowanie nie należał do Mikado. Informator zamrugał kilka razy, zaskoczony, lecz nie dał tego po sobie poznać. Wziął się pod boki i uśmiechnął słodko, pochylając się nad osobami siedzącymi na podłodze.

— Powinienem to jakoś skomentować? — przechylił głowę, chcąc lepiej im się przyjrzeć. W półmroku niewiele było widać.

Masaomi cofnął się, gdy twarz informatora znalazła się zbyt blisko. Przycisnął plecy do ściany i wpatrywał się w mężczyznę z nieufnością. Delikatnie złapał Saki za ramię i przyciągnął ją do siebie. Jej bliskość przy Izayi sprawiała, że czuł się nieswojo.

— Jeżeli szukasz Ryuugamine, to się minęliście — mruknął, po czym odchrząknął, słysząc, jak wysoko zabrzmiał jego własny głos. Nerwowo poprawił bluzę.

— Doprawdy? — Izaya zmierzył ich wzrokiem.

Wiedział, że Kida i Mikado wciąż nie wyjaśnili sobie wielu spraw. Nie byli na tyle blisko, by odwiedzać się w mieszkaniach. Mikado zapewne chętnie wróciłby do dawnej relacji, ale Izaya znał Masaomiego — wstyd wciąż trzymał go na dystans.

Tym bardziej ciekawiło go, co ta dwójka robiła w cudzym mieszkaniu. Usadowił się po turecku po drugiej stronie pokoju i posłał im przyjazny uśmiech. Na ten widok Kida cały się napiął, zaciskając dłonie w pięści.

Izaya uniósł palec i wskazał najpierw na Masaomiego, potem na Saki.

— Więc urządziliście sobie schadzkę w mieszkaniu kumpla?

Obserwował z satysfakcją, jak szok na ich twarzach przechodzi w zmieszanie. Rumieniec Kidy był widoczny nawet w bladym świetle monitora.

— To do ciebie nie pasuje, Masaomi. Po Saki mógłbym się tego spodziewać, ale… — podniósł ręce w obronnym geście, gdy chłopak nagle rzucił się do przodu i złapał go za bluzkę. Uniósł zwiniętą w pięść drugą dłoń, gotów mu przywalić.

— Izaya-san… — pisnęła Saki, nerwowo poprawiając włosy. Jej głos sprawił, że Masaomi zawahał się i nieco poluzował uścisk.

— Wyluzuj. Żartuję. To tylko żarty — Izaya wykorzystał okazję, by strzepnąć jego dłoń i poprawić czarny sweter.

Kida spojrzał na niego spode łba.

— Skoro to nie gra wstępna, powiedzcie, czego tu szukacie — zaproponował Izaya, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

— Czemu miałbym ci powiedzieć… — zaczął Masaomi, ale przerwał, gdy odezwała się Saki.

— Ryuugamine ostatnio zachowuje się inaczej. Chcieliśmy… Kida chciał sprawdzić, czy jego przyjaciel nie wpakował się w coś niebezpiecznego.

— Uroczo — skwitował Izaya, przewracając oczami. — Więc? Czemu nie zalogowaliście się na komputer?

Wskazał na urządzenie stojące w rogu. Było włączone i wyświetlało ekran logowania.

— Cóż, my nie… — zaczęła Saki, lecz Masaomi szybko uciszył ją, wykrzykując jej imię.

Izaya uniósł brwi. Nie spodziewał się, że chłopak podniesie głos na własną dziewczynę. Coś kliknęło Izayi w głowie i wybuchnął szczerym śmiechem.

— Macie szczęście, dzieciaki — stwierdził, gdy się uspokoił. Wstał, zmierzwił włosy zaskoczonemu Kidzie i usiadł przed komputerem. Szybko wpisał hasło. Saki usiadła tuż za jego plecami, a po chwili dołączył także Masaomi, śledząc ruchy kursora na ekranie.

— Skąd znasz hasło? — zapytał Kida.

— Na pewno chcesz wiedzieć? — odparł Izaya. Chłopak wzdrygnął się, więc informator dodał: — Umówmy się, że nie zadałeś tego pytania. W zamian za to, wspaniałomyślnie, zapomnę się wylogować, gdy skończę.

Odpowiedziała mu cisza, którą uznał za zgodę.

Musiał działać szybko — Mikado mógł wrócić w każdej chwili. Z tą dwójką zaglądającą mu przez ramię nie mógł przelogować się na swoje konto ani na jeden z aliasów. Nie chciał, by odkryli, z kim naprawdę rozmawiają na chacie. Skorzystał więc z konta Ryuugamine. Na szczęście miał uprawnienia administratora, które pozwalały mu na znacznie więcej.

Nie martwił się o prywatne rozmowy z Mikado — zawsze używali znikających wiadomości, pomysłu, który sam wprowadził jeszcze w czasach, gdy Dolary były tylko zabawą.

Przejrzał kilka ostatnich czatów, licząc, że znajdzie wskazówki, gdzie Mikado może się teraz ukrywać. Bezskutecznie. Ku niezadowoleniu odkrył, że chłopak używał znikających wiadomości także z innymi. To utrudniało śledzenie jego poczynań.

Nagle na ekranie pojawiło się zaproszenie do nowego czatu. Widząc nick nadawcy, Izaya nie mógł powstrzymać uśmiechu. Kururi zakładała nowy pokój i zapraszała tam Mikado? Odruchowo zaakceptował.

W oknie pojawiały się kolejne powiadomienia:

— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Mai —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika TarouTanaka —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Saika —
— Użytkownik Mai zaakceptował zaproszenie —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Setton —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Indoor Scholar —
— Użytkownik TarouTanaka zaakceptował zaproszenie —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Kahlua Milk —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika MONTA —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Walker —
— Użytkownik Kuru zaprosił użytkownika Red Carpet — …

„Małe potworki coś knują” — pomyślał. Zapraszały wszystkich do wielkiej akcji. Niestety, jako TarouTanaka nie miał opcji dodania nowych uczestników do chatu. Zamknął okno, zastanawiając się, jak podejrzeć wiadomości.

Odwiedzenie Shinry i Celty po raz kolejny byłoby dziwne. Zdecydował więc, że musi odnaleźć vana Kadoty. Dota-chin zapewne pokaże mu komórkę, jeśli odpowiednio długo będzie go namawiał. W końcu jego „urok osobisty” — zwany przez Kadotę „namolnym marudzeniem” — zawsze działał.

Izaya przeciągnął się i wstał od komputera. Spojrzał na Kidę, który wyraźnie chciał przejąć maszynę, choć starał się tego nie pokazać.

— Nie robię sobie wielkich nadziei, ale nie widzieliście dziś przypadkiem pewnego vana? — zapytał, szturchając Masaomiego butem. — Ma na drzwiach blondwłosą pokojówkę z kocimi uszami. — Uniósł dłonie, obrazując gestem kocie uszy.

— Pod Animate, jakąś godzinę temu — odparł Kida, siadając przed ekranem.

Izaya kiwnął głową i nachylił się jeszcze nad chłopakiem, ciekaw, co go tak zajęło.

— I co? Znalazłeś tego Aobę? — spytała Saki, nachylając się w jego stronę.

— Pewnie używa bardziej wymyślnego nicka, więc nie wiem, czy damy radę… — odpowiedział Masaomi.

Izaya odchrząknął. Saki spojrzała za nim, lecz Kida wciąż ślęczał nad stroną Dollarów.

— Tylko nie siedźcie za długo, dzieciaki. A jak już musicie, pamiętajcie o nawodnieniu — rzucił informator.

Masaomi odwrócił głowę w jego stronę i uniósł brew pytająco.

— Izaya, co ty znowu…

— Tylko stuprocentowo czysta woda, rozumiemy się? — machnął ręką i wyszedł, zostawiając chłopaka w konsternacji.

Za drzwiami usłyszał piskliwy głos Saki:

— Kida-kun, Kida-kun…! — zapewne dziewczyna zdążyła zrozumieć jego słowa i wskazywała teraz odpowiedni nick na ekranie.

„Powinni sobie poradzić” — pomyślał Izaya z zadowoleniem.