Blog poświęcony Anime Durarara!! Znajdziesz tu opowiadania yaoi (mężczyzna x mężczyzna) Shizaya (Shizuo x Izaya), Izuo (Izaya x Shizuo) i IzaKida/Kizaya (Izaya x Kida). Jeśli nie tego szukałeś i treści tu przedstawiane ci nie odpowiadają prosimy o opuszczenie tego bloga. Pozostałych zapraszamy do czytania.

poniedziałek, 21 listopada 2016

Egzorcysta x Wampir - Inny niż wszystkie - rozdział 24


A jednak udaje mi się dodać notę dzisiaj.
Hejoł~ Pewnie się stęskniliście. Średnio nota z ułamkiem na miesiąc to nie szczyt marzeń, wiem, ale każdy w końcu pozbywa się marzeń, tak .3.
No, dziś tak depresyjnie, bo Inu strasznie chce się spać ><
Jako że Kias i tak pewnie nie wiedziałaby co tu pisać dodaję bez czekania na nią i lecę spać.
Oya~ No i...
Enjoy!








     Izaya jakby nigdy nic otworzył drzwi. Widząc gości i słysząc pędzącego Shizuo w pierwszym odruchu chciał je jak najszybciej zatrzasnąć. Jednak jeden z wampirów wpakował nogę przez co zamknięcie było niemożliwe. Po krótkiej analizie sytuacji Izaya szybko odwrócił się od Shizuo, chcąc go powstrzymać.
- Shizuo tylko nie... - Zatrzymał się widząc, co blondyn trzyma w dłoni. - Odłóż ten miecz! Bo ci nie daruję! - Popatrzył na niego zły.
- To odsuń się od drzwi. - warknął, już całkiem poważny. Już nie licząc tego, że w progu stały wampiry, Izaya był przecież półnagi. - A zresztą, cholera jasna! - Podszedł i zasłonił go, jednocześnie podając mu do tyłu złapane wcześniej w biegu spodnie. - Bądź tak miły i się ubierz, inaczej nigdzie nie idę. - zastrzegł. popatrzył gniewanie na "gości" Izayi. Jednak... Myślał o tym. W końcu to środowisko Izayi. Nie przyszedł tu, by ich wybić, więc... Dopóki nic nie zagrażało brunetowi i dopóki nie musiał bronić samego siebie, nie zamierzał wyciągać broni. Zamierzał zachowywać się pokojowo... No, kochanek-wampir jednak zobowiązywał do sporego naginania dotychczasowych reguł.
- Ale ty jesteś drażliwy~... - westchnął. Wampirami się nie przejmował, były zbyt osłupiałe żeby cokolwiek zrobić. Szybko ubrał spodnie i popatrzył na gości znad ramienia Shizuo. - Ci co ponoć mówili, że widzieli już wszystko i nic ich nie zaskoczy~... - westchnął kręcąc głową z politowaniem. - Ne Shizu-chan~? Może... zaprosimy ich do salonu? - zagadnął niepewnie, kładąc mu dłoń na ramieniu. Shizuo był cały spięty... Może wcale nie chciał ich tutaj... W sumie to byłoby nawet oczywiste.
- Rób co chcesz. - odpowiedział sucho, próbując odciąć od siebie emocje. W razie potrzeby szybkiej reakcji powinien myśleć chłodno i logicznie, w końcu uczył się tego tyle lat... I, skąd, nie był drażliwy. Był... zapobiegawczy. - Mam sobie iść, czy mogę zostać? - zwrócił się do niego, jednak nie spuszczając wzroku z nieproszonych gości.
- Zostań~... - poprosił cicho obejmując go od tyłu. - Nie bądź zły... Mogę ich wyprosić jeśli tylko chcesz... - W sumie sam? Izaya chciał by zostali... Ale przecież Shizuo może być przez to zły.
- Ekhm... Izaya-san... - zaczął jeden z przybyłych wampirów otrząsając się z szoku.
- A tak~... - mruknął Izaya. - Shizu-chan, - chyba zdrobnienie wywołało jeszcze większy szok u przybyłych - możesz zostać, nawet chcę żebyś został, ale może niekoniecznie w przejściu~! - zachichotał chcąc trochę rozluźnić napiętą atmosferę.
- Tak, może byśmy jednak najpierw weszli...
     Wampir przez to zdanie naraził się na chłodny, acz niechętny wzrok blondyna. Sam obdarzył go podobnym.
- Nie jestem zły. - stwierdził. Napięte mięśnie świadczące o tłumionej furii wyraźnie temu przeczyły. Ale tak działały na niego wampiry pijące krew niewinnych ludzi, wiec w sumie co mógł na to poradzić... Nawet nie chciał nic na to radzić. - Rób co chcesz, po prostu pójdę za tobą. - Nie odwracając się tyłem odsunął się nieco i wycofał, dając wampirom wolną rękę w komunikowaniu się.
- Izaya-san, przybyliśmy tu, ponieważ nie odpowiedziałeś na nasze listy. - wyjaśnił jeden z wampirów. - Tak się składa, że spotkaliśmy się po drodze, więc postanowiliśmy nie niepokoić cię pojedynczo, a wyjaśnić wszystko w jednym czasie...
- No tak... - Izaya pacnął się w głowę. Spojrzał na Shizuo. - Mieliśmy... Pewne problemy i jakoś tak... Zapomniałem. - Spojrzał na nich przepraszająco. - Ale... odmawiam jeśli chodzi o wszystkie zaproszenia. - Westchnął znów spoglądając na Shizuo. - Poza tym i tak nie mam już tego czego chcecie, możecie sobie iść~!
- Jak to... - Wampirowi ledwie przez usta przeszło to słowo i spojrzał z ledwie skrywaną złością na Shizuo. Zmienił temat. - To człowiek, prawda? Trzymasz w domu przekąskę, Izaya-san? - Przekrzywił lekko głowę, wlepiając świdrujące spojrzenie w blondyna. Zrobił krok do przodu i pociągnął nosem. - A jednak... Czy ta osoba nie pachnie przypadkiem... wodą święconą? - zauważył i odwrócił wzrok na Izayę. - Co to wszystko znaczy?
     Izaya przełknął ślinę. On już przywykł do tego zapachu, zapomniał, że inne wampiry są bardziej wyczulone.
- Powiedzmy~... - Podrapał się po głowie nie wiedząc, co powiedzieć. - O wiele więcej niż przekąskę. - Uściślił tylko, odchodząc w stronę salonu.
- W sumie to byłoby dziwne. - mruknął jeden z wampirów. - Przecież gdyby Izaya-san nie wypił krwi nie żyłby już od dawna, prawda?
- Nie wiadomo, idioto, nikt tego nie próbował. - Jego towarzysz zdzielił go przyjacielsko po głowie.
     Shizuo tylko prychnął i wciąż spiętym ale i sprężystym krokiem przemieścił się za Izayą w stronę salonu. Wampiry poszły za nimi, zamykając za sobą drzwi. W końcu kultura wampira w domu wampira musi być.
     Blondyn wszedł do odpowiedniego pomieszczenia i zebrał karty oraz porozrzucane ciuchy, odłożył je gdzieś w kąt po czym poszedł i oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi. Miał zamiar tylko obserwować.
     Goście weszli i oglądając się na niego porozsiadali się na kanapie i fotelach.
- Więc? - zaczął ten, który rzucał oskarżeniami w stronę Shizuo. Siedział tak, by móc przypatrywać się egzorcyście, a więc naprzeciwko Izayi. - Jak to więcej niż przekąskę? To człowiek, do tego najprawdopodobniej egzorcysta. Co tu się dzieje?
- Były egzorcysta. - poprawił gościa brunet i wstał rozdrażniony. Podszedł do blondyna i pociągnął go za rękę do foteli, by finalnie popchnąć go na swój, zmuszając, by Shizuo usiadł, i wpakować się na jego kolana. - Co ja mam wam tłumaczyć? - spytał zdziwiony.
- Tylko nie dotknij miecza. - mruknął mu na ucho zniecierpliwiony blondyn. Czy on nie rozumiał, że teraz w razie czego miał spowolnione odruchy, bo KTOŚ na nim usiadł...? Ale nie zamierzał oponować... póki co. Może to sama chęć zaznaczenia, że Izaya jest jego.
- Bratasz się z wrogiem? - zdenerwowany wampir wstał. - Jak można ufać egzorcyście? Zwolennikowi kościoła? Boga? Żaden z nich tak łatwo nie przestał i nie przestanie być sobą! - prychnął. - I może teraz powiesz nam, Orihara-san, że on nie ma ochoty nas zabić? Ciebie i nas, za samo bycie wampirami?
- Mógł mnie zabić już dawno... - mruknął udając znudzenie. - Dawałem mu sporo okazji, ale tego nie zrobił. Jak dla mnie nie jest wrogiem~... - mruknął trochę bardziej się w niego wtulając. - Przecież i tak was to nie dotyczy, prawda? Skąd ta złość~... - Pokręcił głową zdziwiony. - Zaproponowałbym wam herbatki ale z tego towarzystwa tylko Shizu-chan mógłby się napić~... - westchnął niby rozczarowany, ale obrócił się do Shizuo z uśmieszkiem. - Ne Shizu-chan może chcesz~? Wiesz zawsze mogę zaparzyć~...
- Wolałbym mleka. Ale nie waż się na razie stąd iść. - mruknął niby od niechcenia. - Chyba najwyższy czas coś sobie wyjaśnić. - zwrócił się do gości Izayi. W innym wypadku chyba sobie nie pójdą, prawda...? - Chcę tylko świętego spokoju. Nie mam najmniejszej ochoty zabić Izayi, za to was nie zawaham się zmieść was z powierzchni ziemi, jeśli dacie mi powód. Jednak to samo dotyczy duchownych. Jeśli dadzą mi powód, nie zawaham się zabić. To chyba proste? - Uniósł brew, upewniając się, że zrozumieli. - Nie działam na zlecenie kościoła. Zrobię to, na co mam ochotę. - To mówiąc, objął Izayę w pasie, trzymając przy sobie. Żeby to też nie pozostawiało wątpliwości.
- Tak, tak... Dyplomatą nie będziesz Shizu-chan~... - westchnął Izaya, zaraz chichocząc cicho. - Choć twoja mowa odniosła jako-taki skutek~! A skro mamy to za sobą porozmawiajmy o ważniejszej rzeczy~... - poprosił. - Przez to, że jest tu... - szybko przeliczył zebranych - około dwudziestu wampirów, prawdopodobnie wszyscy będący gdzieś niedaleko duchowni właśnie poznali położenie mojego domu~... - westchnął. - No, jednak musimy się ewakuować, chodź Shizu-chan~!
- No dzięki! - warknął, lustrując wampiry już jawnie wkurzonym spojrzeniem. - Teraz jak się te wszystkie robactwo zlezie... Izaya. - stwierdził, nagle nie wściekle a całkiem opanowanym głosem. - Co ze zwierzętami? Zdążymy je zabrać i ewakuować się wozem? Coś wątpię... - zignorował gości i skupił się tylko na nim i na planie ewakuacji. Szkoda mu było zamku... Zwierząt, rzeczy, które najprawdopodobniej zostaną skradzione lub zniszczone przez tych idiotycznych najemników albo co bardziej chamskich egzorcystów...
- No wreszcie przyznajesz mi rację~... - Uśmiechnął się. - Więc... mogę po prostu tam pójść to się od ciebie odczepią, nie? To dobre wyjście więc w końcu mi pozwól. - nalegał. Wiedział, że to niezbyt dobra pora ale... to było najlepsze wyjście. No, według Izayi. Wampirami się nie przejmował, w końcu i tak nie mają tu czego szukać.
- Jeszcze raz wyskoczysz z czymś tak głupim to nie dam ci walczyć, rozumiemy się? - ostrzegł go. Wstał, stawiając go obok. - A wy chyba nie macie tu czego szukać. I chyba niewiele czasu wam zostało na ewakuację. - odwrócił się do bruneta. - Jak już ci kiedyś wspominałem, mam zamiar walczyć. Jeśli coś mi się stanie, nie przejmuj się, bo będę walczył dalej, a ty nie możesz się rozpraszać, tak? - chciał się upewnić. - Ile czasu mamy?
- Jesteś idiotą... - popatrzył na niego zły. Po czym niechętnie westchnął. - Z pół godziny przed pierwszą falą~...
- Chyba ty! - warknął. - Mamy na tyle czasu, żeby ewakuować zwierzęta... Poza tym, mówiłem ci już? Jeśli ty tam pójdziesz, najpierw każą mi patrzeć na twoją śmierć, a potem będą torturowali mnie aż umrę z wycieńczenia. Jak wolisz taką opcję, to śmiało. - sarknął i ruszył do kuchni.
- Mało ich. - mruknął jeden z wampirów, rozejrzawszy się po zebranych. - Ja nigdzie nie idę. Jak można upolować kilku egzorcystów, to z chęcią się dołączę. - Uśmiechnął się. - Tylko zostawcie mi kogoś smacznego... Ej. A może tak jeszcze ktoś się dołączy, to będzie łatwiej? - spytał, widząc dwóch wychodzących jeszcze przed Shizuo.
- Nie! - Zaprotestował Orihara słysząc o torturach. - Chyba zwariowałeś! - dalej protestował idąc za Shizuo i wykłócając się z nim o to.
     W tym czasie wampiry namawiane przez kilku amatorów krwi egzorcystów, postanowiły jednak walczyć.
- To teraz... kto powie o tym Izayi? - zagadnął jeden. Natychmiast wszystkie oczy skierowały się w jego stronę. - Ja nie! - zaprotestował machając rękoma.
- No ale co? Jak tak, to nigdzie nie idź, albo idź tylko ze mną i nie daj się pokonać. - prychnął, wychodząc na dwór. Musiał wypuścić krowy i namówić konie do ucieczki w jakieś konkretne miejsce... Poza tym kury. Co z kurami...? - Jasne i przejrzyste, nie? - Nie wiedział, czy mają w ogóle jakieś szanse. Ale warto chyba spróbować, co nie...?
- Tak, tak... Pogadam ze Stefanem, Matyldą, Śnieżynką i kurami... - zgodził się wychodząc przez ogród. - A i chyba ktoś chce z tobą pomówić~... - mruknął wskazując czającego się w cieniu wampira. Był jakiś niepewny i trochę wystraszył się, że go odkryto. - No, nie martw się nie zje cię~! - rzucił nie wiadomo czy do wampira czy egzorcysty.
- I z drugim koniem. - upomniał go. Odwrócił się do czającego się wampira. No, wyglądał na tak młodego, że załatwiłby go od razu... Chyba... O co chodziło, czemu się tak czaił...? - Słyszałeś? Ja nie gryzę. - Uśmiechnął się, wyczuwając aż nadmiar ironii. - O co chodzi? - przystanął ze trzy metry przed nim, czekając, aż ten coś powie. To, że miał miecz pod ręką to był tylko odruch... Zaplótł ręce na piersi, żeby sie przed tym powstrzymać.
- Tak, tak~... - westchnął Izaya wybiegając. Zostawił z Shizuo jednego ze swoich byłych adoratorów. Oby się tam nie pozabijali.
- No więc... - zaczął niepewnie wampir. - Wolałbym porozmawiać z Izayą-sanem ale... chyba... - Westchnął głęboko. - Ja i moi przyjaciele jesteśmy chętni wam pomóc z tym kościelnym problemem... - zaczął patrząc uważnie na Shizuo. Przecież to mógł być szpieg. Nie widząc jednak żadnych oznak kontynuował. - Ale coś za coś~!
- Taaaak? - mruknął przeciągle, marszcząc brwi. Wiele mógł zrobić w zamian, byle nie dotyczyło to Izayi... - W takim bądź razie z chęcią wysłucham propozycji... na miarę moich możliwości. - dodał. Miał nadzieję, że wampiry ostrożnie dobrały życzenie i nie będzie musiał znów hamować morderczych instynktów.
- Em... To w sumie dość proste... - podrapał się po tyle głowy. - Pozwolicie nam wypić krew przeciwników których pokonamy~! Chcieli jeszcze całusa od Izayi-sana ale z tego raczej mogę zrezygnować... - mruknął ciszej przerażony, że blondyn mógł usłyszeć.
- Tak, z tego drugiego możecie zrezygnować. - parsknął, pozwalając sobie nawet na lekki uśmiech. - Jak tylko o krew chodzi, to proszę bardzo, co upolujecie to wasze. - Wzruszył ramionami. To było mu obojętne. Dopóki mógł w ten sposób zapewnić sobie więcej szans na wygraną, było dobrze. - Jedyną regułą jest to, że Izaya jest mój. Poza tym róbcie cokolwiek chcecie, mnie nic do tego. Zgoda? - Spojrzał na niego uważnie. Rąk sobie chyba nie uścisną... Ale umowa to umowa.
     Wampir pokiwał głową, ale mimo to nie powstrzymał pytania.
- Ale z drugiego musimy czy tylko możemy zrezygnować?
- Jak już mówiłem. - Shizuo westchnął ciężko. - Izaya jest mój, więc nie będę się nim dzielił. - Czy do nich naprawdę tak powoli to docierało...? - Poza tym, czemu tak uparliście się akurat na niego...? Chyba jest was dużo, więc zostawienie jednej osoby w spokoju dużo nie zmieni, prawda?
- Dobrze, dobrze tak tylko pytam, co negocjować nie wolno? - starał się go uspokoić. - Może to tylko jeden z wielu wampirów ale za to JAKI!
- Tak, tak... O tym sam się przekonałem. - Rozciągnął kącik ust w uśmiechu. Mimo wszystko denerwowało go to. Niech nawet nie myślą, że mają jakiekolwiek szanse. - Tym bardziej nie chcę się dzielić... Dlatego ten punkt z negocjacji wykreślcie i będzie dobrze. - Zawiał chłodny wiatr. Gdzieś niedaleko czaiło się niebezpieczeństwo i nie mógł się rozluźnić.
- Dobrze, dobrze... Już przekazuję wiadomość. - mruknął idąc już w stronę pokoju, by przekazać wiadomość reszcie.
- No i co Shizu-chan~? Nie pozabijaliście się? - zachichotał jego wampir pojawiając się. - Poprosiłem żeby Stefan zaopiekował się wszystkimi i sprowadził do kryjówki. To daleko, nie znajdą ich~! - zapewnił.
- To dobrze. - Rozlożył ręce. - A ja jak widać żyję. I może pożyję jeszcze dłużej. Twoi pobratymcy chcą pomóc, tylko w zamian co upolują zostaje ich zdobyczą. Dobry układ, nie sądzisz? - rzucił jakby mimochodem. - A ja pójdę przed bitwą napić się mleka... Tak na uspokojenie.
- To dobrze że o tym pomyślałem~... - Uśmiechnął się pokazując Shizuo wiaderko. - Wracam z obory, krowy już ewakuowane, a to jest ostatnia partia przed przeprowadzką~! - Podał mu wiadro do połowy wypełnione mlekiem. - Więcej się nie dało, były zbyt zestresowane tym wszystkim~... - westchnął. - Ne Shizu-chan może powinienem im jakoś podziękować za pomoc, nie sądzisz~? - zagadnął siadając przy stole i przelewając mleko z wiaderka do dzbanka.
- Dzięki. - Wpatrzył sie w białą ciecz pożądliwie. Tak, tylko to mogło go oderwać od tak ważnej bitwy... - Hę? Krowom? Opiekujesz się nimi codziennie, myślę, że za pomoc w ewakuowaniu ich samych nie trzeba jeszcze dziękować... - Dziwił się trochę, to zresztą chyba było widać. Po co dziękować komuś za to, że sam ratuje swoje życie...?
- Nie krowom~... - zachichotał. - Wampirom. Skoro chcą narażać życie~... Wiesz krew egzorcystów nie jest szczególnie smaczna więc to dziwne~! - mruknął. - No oczywiście twoja to wyjątek... Albo mam dziwny gust~! Choć w sumie ja piłem tylko krew egzorcystów albo osób z nimi związanych~... Jeśli cię to pocieszy to twoja była najsmaczniejsza~! - zapewnił.
- Dzięki. - Uśmiechnął się blado, ale chyba tylko po to, by Izaya nie tracił humoru. - A niby jak chciałbyś im podziękować? Oni chcieli tylko swojego łupu, więc raczej tak jak jest, jest w porządku, nie?
- Na pewno nie chcieli nic więcej? - Popatrzył na Shizuo podejrzliwie. To nie było normalnie.
- Nie, nalegali jedynie na to. - Wziął szklankę i nalał sobie do niej w końcu mleka. Wypił duszkiem. Pyszne... - A więc, co chciałbyś im jeszcze dać w nagrodę? - spytał, skupiony na nalewaniu sobie kolejnej szklanki. Przynajmniej pozornie. Chciałby wiedzieć, co Izaya proponuje w tej sprawie, do tego z własnej inicjatywy...
- Nie wiem... Podziękuję chyba tylko słownie, bo na nic innego mi nie pozwolisz prawda?
- Tak, raczej. - Skinął zdecydowanie głową. Część napięcia gdzieś uleciała. Skoro tylko o to chodziło... - A gdybym ci pozwolił, podziękowałbyś im inaczej? - spytał spokojnie. Nawet tego nie kontrolował, pytanie samo wyleciało z jego ust, zdradzając jednak ukryty niepokój.
- Ech... Gdybym nie był twoim chłopakiem, bo chyba nim jestem, pewnie podziękowałbym inaczej ale skoro mam ciebie poprzestanę na podziękowaniu~... Choć może mógłbym ich chociaż przytulić? - bąknął cicho.
- Tak, jesteś moim chłopakiem, dlatego też na przytulanie też się nie zgadzam. - mruknął, wpatrując się w pustą szklankę. - Po prostu nie podoba mi się ten pomysł. jasne? - Nie chciał, żeby Izaya uznał, że go ogranicza, ale też przytulanie innych, napalonych na niego zresztą osób, wcale mu się nie podobało.
- Oi. - Zacmokał z dezaprobatą. - Dla wampirów to nic takiego. Nawet jakbym się z kimś z nich przespał to nie byłaby wielka sprawa~... - mruknął, ale widząc spojrzenie Shizuo trochę spoważniał. -No przecież ci tego nie zrobię!
- No myślę, bo to dla mnie wielka sprawa. - burknął. Nalał sobie ostatnie pół szklanki, wypił i wstał. - A gdzie tak właściwie zgromadzili się twoi goście przed walką...? - Zerknął w stronę salonu.
- A skąd ja mam to wiedzieć? - zachichotał. - Organizowałem ci picie, to ty z nimi rozmawiałeś~!
- Tylko z jednym... Można ich poszukać, jak tak. - Wzruszył ramionami. - Chociaż dopóki są, nie szkodzą i nic im nie potrzeba, to chyba nawet lepiej, jak nie muszę się nimi zajmować. - Uśmiechnął się lekko. - To twoi goście.
- Tak, ale i tak nieładnie siedzieć w kuchni gdy są goście~... - westchnął wstając od stołu. - No chodź przypilnuj mnie, bo jeszcze któryś będzie chciał mnie... przytulić~! - zaśmiał się.
- Ha, ha, bardzo śmieszne... - sarknął. Ruszył za nim do salonu. - Zasada jest taka, że ja staram się wytrzymać wampirzy smród, a ty rób co chcesz... Chociaż dziwnie będzie walczyć bez koszuli, tak swoją drogą... - zerknął na swoją koszulę na Izayi. - Może byś już ubrał swoją? Jest w salonie. - zaproponował.
- Skoro ty wytrzymujesz ich smród a oni twój to chyba jesteśmy kwita~! - Uśmiechnął się przekraczając próg salonu gdzie zastał dyskutujące o czymś żywo wampiry. Natychmiast został obrzucony ukradkowymi spojrzeniami ale ciągnął dalej swoją wypowiedź - Poza tym jak chcesz koszulę to weź sobie jakąś z garderoby. Może i ta na mnie jest twoja ale... chyba nie chciałbyś żebym ją teraz zdejmował? - Popatrzył wymownie to na blondyna, to na wampiry.
- Sprytne. - skwitował, sztywniejąc mimowolnie. - Dobra, pójdę, znajdę jakąś. Ale jak przyjdą... Zresztą sam wyczuję, jak przyjdą. - Machnął ręką. - Zaraz wracam. - Wyszedł szybko do garderoby, żeby coś dla siebie znaleźć. To znaczyło, że mu ufał, prawda? Prawda. Starał się jak mógł, byle tylko nie dać się zwariować i nie chodzić za nim bez przerwy jak cień. Obsesja? Skąd. Martwił się po prostu.
- Ech... kochany blondynek~! - Izaya usiadł sobie na fotelu i zaciekawiony przyjrzał się wampirom. - No co~? - spytał niewinnie. - O czym tak tu rozmawiacie~?
- Ee... O tych nadciągających egzorcystach... - odparł jeden wampir.
- Izaya-san, dlaczego nosisz na sobie JEGO koszulę? Egzorcysty w dodatku? - odważył się zapytać jeden z nich. W końcu... Koszula egzorcysty na wampirze? Co to miało być? Nie bolało go to? Chyba wszyscy myśleli podobnie.
     Shizuo spieszył się, tłumacząc to sobie jedynie zbliżającymi się wrogami. Chociaż fakt, że przed oczami co chwila pojawiały mu się wizje obłapianego Izayi wcale nie pomagało. Coż wciąż było nie tak z rękawami, albo za słabą tkaniną... Koniec końców znalazł, czego szukał i się ubrał. Trochę piło pod pachami, ale tylko trochę. Nie będzie go to zbytnio rozpraszało. Odetchnął. Jednak spieszył się przez nich. Nie, nie, musiał mu zaufać bardziej, wołałby go, jakby coś...
      Izaya spojrzał na swoich gości zdziwiony.
- Co najwyżej lekko łaskocze jak każdy materiał~! - Uśmiechnął się przytulając się do koszuli. - Jest Shizusia, tyle chyba wystarczy nie~?
- Ne, a co ciekawego wymyśliliście odnośnie tego ataku~?
- Zawczasu dzielimy się najsmaczniejszymi...
- Ale co ci się w nim tak podoba? Dlaczego akurat wybrałeś JEGO? - zabrał głos jeden z bardziej zniecierpliwionych.
- Um... Nie wiem, tak po prostu~!- Uśmiechnął się wesoło. - Bo pewnie właśnie rozwala już trzecią koszulę spiesząc się, żeby pilnować czy nie zrobicie mi nic strasznego~! - Uśmiechnął się słysząc znajomy łomot w garderobie. - O i pewnie półka poszła~! - Uśmiechnął się zadowolony.
     Shizuo właśnie za ten czas, po zwaleniu dwóch wieszaków i, dzięki Bogu, złapaniu ich w locie, właśnie wywalił szafkę. Sam nie wiedział, jak to zrobił, skoro tylko otwierał drzwiczki... Położył ją na miejsce, wepchnął tam ciuchy obiecując sobie, że potem je poskłada, a nawet wyprasuje, złapał za biały materiał. Koszula! Przymierzył. Była dobra. W końcu, nareszcie... Chociaż czymś poplamiona, lekko, ale zawsze... lepsze to od picia w ramionach. A zresztą. Miał w niej walczyć, nie iść przed tron króla. Miało być przede wszystkim wygodnie.
- Naprawdę... Podoba ci się ktoś tak niezdarny, Izaya-san? - Wyglądający na młodego, poważny mężczyzna wyszedł spomiędzy tłumu wampirów i nachylił się nad Izayą. - Dla kogoś takiego jak ty... - westchnął, wyciągając rękę w stronę jego policzka i zabierając ją ledwie na chwilę przed dotknięciem go. - Co takiego ciekawego w kimś tak nerwowym?
- Jest zabawny~! I miły~... I nie widzi we mnie zabawki na jedna noc. - Uderzył go lekko w rękę. - Choć na początku myślałem że tak będzie~...
- Ale co w tym złego? - Wampir rozłożył ręce. - Tak jest najprzyjemniej dla każdego wampira, prawda?
- Wystarczyło powiedzieć, przecież ja na przykald mógłbym przygarnąć cię na dłużej, Orihara-san. - odezwał się inny wampir, pojawiając się znikąd po drugiej stronie jego fotela. - Poza tym, przecież nikt nie ma cię za zabawkę...
- Ale mi zależy na Shizuo~... - westchnął. - Może za jakieś osiemdziesiąt lat... o ile nie namówię go na przemianę w wampira~... - Uśmiechnął się słabo do wampira.
- Jego, w wampira? - parsknął jeden z nich. - Egzorcysta zamieniony w wampira, też mi coś! - Kolejny podszedł bliżej, reszta też nie zbijała się już w tak ciasną kupkę. - Osiemdziesiąt lat to niedużo, czekaliśmy już dużo więcej...
- Ale wtedy z pewnością musisz mnie odwiedzić, co ty na to, Orihara-san?
- Na dłużej, niż dzień, możesz siedzieć sobie do woli...
- ...u kogo chcesz. - dokończył ktoś inny. Zaroiło się od twierdzących pomruków.
- Ale powiedziałem może... To jak synonim nigdy w życiu tylko na tyle delikatny żeby was nie urazić~!
- Hee? To już było niemiłe... Nie mów nam, że kiedy on umrze nie będziesz na tyle chciał, by pójść do kogoś innego? - prychnął któryś z nich.
- O właśnie, co wtedy? Dalej będziesz żył samotnie w celibacie? Nie nudzi cię to przypadkiem, Orihara-san...?
- Nie... Dobrze mi tak jak jest... A wy jesteście nachalni. - mruknął odpychając kogoś kto prawie na niego wszedł. - Zresztą czemu wy nie znajdziecie sobie kogoś na zawsze? - prychnął.
- To niewygodne. - Ktoś wzruszył ramionami. Reszta potwierdziła.
- Niewygodne to jest to, że na niego włazicie! - zagrzmiał Shizuo, szybko przechodząc przez próg. - Może ktoś wam tego nie przekazał? On jest MÓJ. - zaakcentował ostatnie słowo. Podszedł do Izayi. Droga przed nim jakby sama się pojawiała, bo wampiry odsuwały się od niego i jego miecza. Którego gotów był użyć w każdej chwili, tak przy okazji. - Jeszcze jedna taka próba i nie ważne, czy to ja na tym ucierpię czy wy, ale was powybijam. - zagroził, pomagając Izayi wstać i przyciągając go do siebie.
- Shizu-chan~! - Uśmiechnął się wesoło przytulając do blondyna. - A może chcesz im pokazać co jest w tym przyjemnego~? - zagadnął. - No o ile ty to robisz~! - zachichotał.
- Co jest przyjemnego w czym? Bo jak dla mnie to wszystko jest przyjemne w obecnej sytuacji, święty spokój od innych wliczając... - westchnął, zrezygnowany. Ta ich nachalność go wkurzała...
- Włażenie na mnie~! - Uśmiechnął się całując go w usta. - Ale tylko jak ty to robisz~! - zachichotał.
- To może jak wyjdą... - Uśmiechnął się blado. - Moja nagroda za wygraną przepadła. - napomknął. Cały był spięty, ale nie musiał o tym przypominać... Została tylko chwila. Może tylko on był spięty...? Tak to wyglądało. Choć inne wampiry też były spięte, ale chyba z innego powodu. Jednak nikt nie ważył się im przerwać.
- No~... Przecież ci obiecałem, że dostaniesz nagrodę, a jak trochę poczekasz będzie o wiele dłuższa~! I może w końcu nie prześpisz całej nocy i nie będę się tak wtedy nudził~! - zachichotał.
- Za to prześpię dzień. - parsknął. Cóż, milej myśleć, że ten atak to nic takiego i że potem dostanie nagrodę... Tak, zdecydowanie milej tak o tym myśleć. - Zatem trzymam za słowo. - Poklepał go po włosach i rozejrzał się po pokoju. Wyglądało na to, że przychylności sobie nie zyskali prywatnym zachowaniem, ale to go mało obchodziło. - Są już blisko. - stwierdził bezbarwnie.
- Tak tak... - mruknął niechętnie. Wszyscy czuli że się zbliżają, ale czy naprawdę trzeba o tym mówić? - Mam się schować pod stół czy jednak łaskawie pozwolisz mi upolować obiad~?
- Wolałbym, żebyś schował się pod stół. - westchnął. - Ale wiem, wiem, że chcesz czy tam musisz iść... W każdym razie... Chyba nie przywitamy ich w domu, prawda?
- W sumie masz rację... Jeszcze mi wejdą z butami na dywan jak co niektórzy! - Spojrzał groźnie na Shizuo. O nie, nie miał zamiaru zapominać o tym incydencie. Kątem okaz zobaczył jak jeden z wampirów z niemrawą miną wycofuje się poza obręb dywanu. - Kolejny niekulturalny~... - westchnął.
- Oj no... To całkiem normalne, dla niektórych. Poza tym to, że wejdą z butami to jedno, to, że zniszczą budynek to drugie. - zauważył i pociągnął go do wyjścia. - No więc wychodzimy ich powitać. - zarządził.
- Tak swoimi mieczykami zniszczą mi zamek z kamienia... - westchnął ale grzecznie poszedł za blondynem. - Wziąłeś ten swój głupi krucyfiks? - zagadnął. - I noże?
- Głupi? Powiedz tak jeszcze raz, a cię nim potraktuję. - ostrzegł, naburmuszony. Na jego krzyż w taki sposób...? - Noże mam, tak samo, co ważniejsze, miecz. - Zastanowił się przez chwilę. - Zęby zabrałeś? - zażartował.
- Tak~! - zachichotał. - Nie rozstaję się z nimi od jakichś 248 lat... Znaczy od kiedy wypadły mi mleczaki~! - Uściślił. Nie skomentował głupoty miecza, wszak mózgu kawałek metalu nie posiadał. Nawet święcony kawałek metalu.
- No, to chyba wszystko mamy... Wszystkich mamy? - odwrócił się do tyłu. Z domu powoli wychodzili goście. Zapowiadało się ciekawie. A przynajmniej widowisko miało być ciekawe, z taką ilością wampirów u boku. Po raz pierwszy miał walczyć razem z nimi, a nie przeciwko nim. I było to dość nieswoje uczucie. To zupełnie tak, jakby przejść na stronę wroga. Tymczasem był jedynie po stronie swojej i Izayi.
- Pewnie tak... raczej nie mają wymówki żeby gdzieś zniknąć... Chyba że ktoś odkrył nasz "tajny pokój"~! - Ostatnie słowa wyszeptał wzbudzając tym samym zaciekawienie wszystkich obecnych. - No ale to wieczorem, teraz obiad~!
- Ten "obiad" zabrzmiał myląco. - prychnął. Chyba zgłodniał... - Właśnie... Będę musiał sobie coś zrobić do jedzenia, jak to wszystko się skończy... - zauważył. Nawet o tym nie pomyślał wcześniej. - Ale to nieważne teraz. Z której strony... - wymruczał do siebie, rozglądając się. Niebezpieczeństwo było wszędzie, musiał się skupić...
- Z prawej~. - mruknął. - A obiad ci zrobię, nie martw się. Mogę nawet poszukać dziczyzny i ci upiec z warzywami co ty na to~?
- Dziczyzna... Dobry pomysł. - skinął głową, skręcając lekko. Po namyśle nachylił się i pocałował go krótko. - To tak na zapas, nie bierz tego za żadne pożegnanie. - Puścił mu oko i uśmiechnął się, po czym wyjął miecz i wbił go przed sobą w ziemię. Gotowy.
- I co ma obraz namalować ku pamięci tej chwili~? - Zachichotał oglądając z każdej strony pozującego blondyna. - Choć tytuł byłby ciekawy "Odważny ex-egzorcysta Shizuo san wiedzie armię wampirów na krwawą bitwę z poplecznikami Boga". - Na słowo "krwawą" kilka wampirów zaklaskało z uciechą.
- Tak, entuzjazm mamy, poparcie też. - parsknął, rozbawiony. - Tylko tytuł za długi. - zauważył. - Ale ja tam się nie znam...
- Może troszkę~... - przytaknął. - Chyba też nie oddaje powagi i majestatu sytuacji... - zamruczał zastanawiając się nad tym.
- Ja się nie wypowiadam. - parsknął. - Nie mam pomysłów. - Wyjął miecz. - Zresztą najpierw mozna to namalować a potem wymyślać tytuł...?
- Może, ale nie będziesz tak mi pozował dostatecznie długo~... Są za krzaczkiem. - mruknął widząc tam delikatne poruszenie. - Albo to zwykła wiewiórka~...
- Nie... Wyżej... - mruknął, teraz całkiem skupiony. Blisko... Wysoko... Czuł to. - Strzały. - mruknął i złapał tą lecącą w jego stronę. Zaczęło się.
- Chyba mają słabego łucznika... - mruknął Izaya patrząc na strzałę tuż przy czubku swojego buta. - Albo łucznik ma dziś wyjątkowego pecha...
- Albo to ostrzeżenie. Tak czy inaczej... Może poszli po kosztach...? No, nieważne. - Kolejną przełamał mieczem w locie. Jakoś go ominęła. - To jakieś odwrócenie uwagi...? - zastanowił się. To była wyjątkowo głupia sytuacja.
- Może chcą wybić słabszych... Albo pokazać wszystkim, że mam wspaniałą tarczę odbijającą strzały... - Już druga wylądowała tuż przed nim, jednak nawet go nie drasnęła. - Albo mają mało ludzi~!
- Nie, moim zdaniem to zasadzka. - Jego zdanie się potwierdziło, gdy z góry chlusnęła woda. Święcona oczywiście. Odciągnął Izayę w ostatniej chwili. - Co za chamstwo... - prychnął. Nikt się na to nie nabrał. - Wybacz, odruch. - usprawiedliwił się brunetowi. W końcu wiedział, że on potrafi sam się uratować...
- Nie szkodzi~! Dziękuję za ratunek~! - Cmoknął go jakoś nie bardzo przejmując się publicznością. W końcu i tak zginą~...
- Wygląda na to, że nie wiedzieli, że wyjdziemy im naprzeciw. - skomentował, ciągnąc go bardziej do lasu. Jak mus to mus, wyjdą im naprzeciwko. Wampiry już się rozproszyły i częściowo poznikały, a niebawem zaczęły się ciche odgłosy bitwy. O dziwo żaden człowiek nie spadł, walka na wysokości pozostawała niewidoczna. Ale byli też tacy, co nie weszli na drzewa i bili się na ziemi. Do nich miał zamiar dołączyć Shizuo. - Trzymaj się bezpiecznie. - nakazał Izayi i zablokował jednego z wolnych najemników, który właśnie próbował rzucić sztyletem w jednego z wampirów.
- Tak bo jestem dzieciakiem którego trzeba tylko chronić~....- westchnął przy pierwszej lepszej okazji znikając Shizuo z pola widzenia. Tu było tylu ludzi, tyle krwi. Nie mógł wytrzymać, musiał... A Shizu-chan nie mógł tego widzieć. - Cholerny Iidiota który dał mi krew... - westchnął wysuwając kiełki i podlatując do jednego z łuczników. Człowiek nim go zauważył był martwy.

1 komentarz:

  1. Boszu, chichrałam się pół rozdziału xddd I yeah, na to spotkanie czekałam tyyyyyyyyyyle czasu ~ OωO Ale jestem usatysfakcjonowana, zaborczy Shizu afffff ~
    Fajne poprawienie humoru po maturach próbnych xd
    Ja ne ~

    OdpowiedzUsuń