Hej wszystkim~!
Koniec świąt walęwtyłek, bo i tak się mnoży shotów na ich cześć, czas na zapomniany dzień singla! Prawdopodobnie to i tak bliższe wszystkim święto... Nie każdy był w związku, za to każdy człowiek był kiedyś singlem, prawda~? ;3 No więc wszystkiego najlepszego kochani~!
Mam nadzieję, że ten shot się wam spodoba. >w<
Enjoy!
Yo.
Dzień singla to takie fajne święto -3- nie wiem o co wam chodzi... wśród moich znajomych obchodzone lepiej niż walentynki więc myślę, że mam przy dobie dobrych ludzi :3 Cóż mogę powiedzieć. Przepraszam za brak dnia czytania w wannie~ nie będę się wam tłumaczyć, po prostu sorry. Em. Pamiętajcie, ze zawsze możecie kliknąć po boku na banerek i nakarmić psiaki i...
Enjoy~
Dzień singla
Jak to mówią, każda potwora
znajdzie swego amatora.
Wiatr szumiał głośno, gniewnie,
poświstująco nawołując, by otworzyć mu okno i wpuścić go do
ciepłego, wygodnego mieszkania. Zawzięcie przebijał się przez
wesołą melodyjkę lecącą nieustannie z służbowego telefonu.
Urządzenie jednak, zakopane pod dwoma skrajnie różnymi bluzkami,
też nie zostało wysłuchane. Gibkie, zwinne i szczupłe ciało
Izayi zawzięcie przekopywało się przez czeluście swojej szafy,
pochłonięte tym do tego stopnia, że nie zamierzał wynurzać się
stamtąd ani na chwilę przed osiągnięciem wyznaczonego sobie
celu. Tym celem było oczywiście znalezienie sobie eleganckiej
odzieży, która pasowałaby do siebie pod każdym względem.
Niestety nie miał do tego smykałki, o czym świadczyły wyraźnie
rozwalone po całym pomieszczeniu ciuchy, których sprzątnięcie
zamierzał potem zostawić Namie. Rzecz jasna gdy ta wróci, bo póki
co w niewiarygodnym momencie okazało się, że jakimś cudem akurat
tego dnia miała wolne i znajdowała się daleko od miasta. Kazałby
jej przyjechać, gdyby nie to, jak mało czasu mu zostało.
Wreszcie, olśniony, zdjął jeden
z dalszych wieszaków i z satysfakcją zdjął pokrowiec. Garnitur.
Bingo. Nie używany od jakiegoś roku, to prawda, ale raczej z niego
nie wyrósł.
Był mu niezmiernie potrzebny,
albowiem przed ledwie paroma godzinami dowiedział się, że
Shizu-chan ma pewne plany na ten szczególny dzień. A mianowicie w
dzień singla został zaproszony na imprezę dla samotnych
pracowników... Rzecz jasna, nie przyznając się do jakiejkolwiek
więzi z nim, zamierzał iść.
A Izaya jako jeden z utajnionych
(na własne życzenie) wspólników jego firmy, nie zamierzał mu
tego przepuścić. Nie da własnemu chłopakowi iść samemu na
imprezę dla singli. A przynajmniej nie ze świętym spokojem.
- Naprawdę muszę Tom-san? - zapytał
Shizuo grzebiąc niemrawo w swoim sushi. Od chwili w której
dowiedział się, że został "zaproszony" na imprezę
pracowniczą stracił cały zapał do życia.
- Ależ oczywiście Shizuo-kun! To
dobra okazja żebyś kogoś poznał. Rozerwiesz się trochę,
potańczysz, porozmawiasz z innymi. Przyda ci się taka rozrywka. A
może przy okazji spotkasz kobietę życia! Nie uważasz, że to
lepsze od oblegania kanapy i oglądania nudnych seriali opijając się
mlekiem i zajadając budyń? - Współpracownik Shizuo nie dawał za
wygraną.W końcu dostał wyraźne odgórne polecenie, że Shizuo MA
być na wieczorku zapoznawszy dla singli. Jakkolwiek dziwnie to
zabrzmiało chciało tego szefostwo. Prawdopodobnie liczyli na
ograniczenie zniszczeń i zmniejszenie liczby skarg z powodu
połamanych kończyn jeśli Shizuo znalazłby sobie dziewczynę... i
Tanaka też na to skrycie liczył.
- Ej! - Blondyn wycelował w swojego
senpai'a pałeczki. Na jego skroni delikatnie zarysowała się tuż
pod skórą pulsująca żyłka. (Cześć Steve przywitaj się ze
światem po dwuletniej przerwie xD) - Ale od mleka i mojego serialu
się odczep. Yui ma dzisiaj w walentynkowym odcinku wyznać Takeru, że tak
naprawdę umawia się z nim tylko dlatego, że przypomina jej brata
którego straciła w dzieciństwie. To kulminacja sezonu!- By to
podkreślić Shizuo puknął kilka razy zamaszyście pałeczkami,
wycelowanymi w Toma, powietrze.
- Jezu Maria odłóż to! - Przerażony
Tanaka poderwał się z krzesła chwytając z niepokojem za pałeczki.
- Jeśli to ty celujesz pałeczkami w ludzi to już nie jest głupi
przesąd... To zaczyna być realną groźbą. - mruknął patrząc
karcąco na przyjaciela.
- Przepraszam Tom-san.
Czarna limuzyna podjechała rychło
w czas. Brunet spojrzał na zegarek. Spóźni się dokładnie tyle,
ile było trzeba. I wmiesza się w tłum też idealnie z planem.
Podśpiewując wyjątkowo irytującą melodyjkę, przedłużenie
dzwonka telefonu, wsiadł do środka i bez chwili wytchnienia nucąc
dalej, wybrał numer telefonu, po czym napisał wiadomość "Przykro
mi Shizu-chan :c". Tak, żeby pomyślał, że nic nie
kombinuje. Je sobie spokojnie swoje ootoro...
Zmarszczył brwi. No, ale miał nadzieję, że ootoro mu na tej imprezie nie zjedzą, jak wejdzie na salę pół godziny po rozpoczęciu. To byłoby wyjątkowo przykre przeżycie.
Zmarszczył brwi. No, ale miał nadzieję, że ootoro mu na tej imprezie nie zjedzą, jak wejdzie na salę pół godziny po rozpoczęciu. To byłoby wyjątkowo przykre przeżycie.
Shizuo z niechęcią przypatrywał się swojemu odbiciu w lustrze. Nie żeby miał coś przeciwko eleganckim ubraniom, w końcu codziennie chodził w muszce i białej koszuli, ale... garnitur? Kiedyś ktoś stwierdził, że dobrze, że Heiwajima nie nosi garnituru bo jeszcze bardziej kojarzyłby się ze śmiercią. I tu Shizuo musiał przyznać tej osobie racje. Wyglądał jakby szedł na pogrzeb...
Były barman westchnął z irytacją i
odpalił papierosa. Przeczesał jeszcze dłonią włosy by jakoś
przyzwyczaić się do obecnej sytuacji i wyszedł z mieszkania.
- Już Tom-san. - Powiadomił go
wyjmując papierosa z ust.
- Shizuo!- Jego przyjaciel aż
podskoczył widząc go tak. - Zrób coś z tymi włosami! Wyglądasz
jak yakuza... chcesz tam kogoś o zawał przyprawić!
- Wszystko, co zamawiałeś, Shiki-san.
Mężczyzna przejrzał dokumenty
pobieżnie, po czym znów wsunął papiery do koperty. Zerknął na
Izayę z lekkim uśmieszkiem.
- To jakaś okazja? Dotąd nie miałem
okazji widzieć cię w takim stroju nawet przy rozmowach biznesowych.
- Bo cenię sobie swobodę, Shiki-san.
- Izaya uśmiechnął się krzywo, widząc znak dany kierowcy.
Samochód się zatrzymał, a on sięgnął po klamkę. - Ale tylko
swoją. - dodał zagadkowo, po czym wyszedł i tanecznym krokiem
skierował się w stronę pasów. Nie w głowie mu było poważne
zachowanie. Przestał zwracać na siebie uwagę dopiero ulicę od
miejsca, w którym ta cała impreza miała się odbywać. Sprawdził
adres, a potem godzinę. Przyjęcie trwało od pół godziny. Mógł
wchodzić.
Shizuo siedział grzecznie na swoim
miejscu popijając soczek. Tom-san już pięć minut po rozpoczęciu
przyjęcia zostawił go dla jakiejś dziewczyny i cóż... Shizuo
był pewien, że zostanie sam do końca tego bankietu. Choć liczył,
że przynajmniej jedna z osób obecnych na przyjęciu będzie jakąś
którą on by znał... i mógłby się do niej odezwać. Ale jak na
złość nie kojarzył nikogo. Widać dane mu będzie siedzieć tu
jeszcze przez chwilę, a później jakoś mógłby się zmyć do domu.
Dopił swój napój, odstawił szklaneczkę i postanowił zapalić.
Tak na próbę, czy jego przyjaciel zauważy jego zniknięcie.
Wszedłszy do budynku brunet
odnalazł właściwą salę. Rzecz jasna z początku rozglądał się
uważnie za blondynem, jednak zauważywszy go, jak dokądś idzie, dał
się przywołać szefom blondyna. W końcu teoretycznie powinien z
nimi pogadać. Przede wszystkim jednak wiedział, że Shizuo miał na
niego nastawiony swój instynktowny alarm. A do szefów raczej nie
podejdzie... Chyba? W ostatniej chwili machnął do starszego gościa
z lekką łysinką, że zaraz przyjdzie i skierował się do grupki
dziewczyn, żeby cicho do nich zagadać. Ważnym było przecież, jak
Shizuo go zauważy. Z uprzejmym uśmiechem zwrócił na coś uwagę
dziewczynom, na co te zachichotały cicho. Jedna zawołała kelnera,
od którego brunet wziął kieliszek. Kątem oka widząc Heiwajimę.
Shizuo zaczął wyczuwać, że
powietrze wewnątrz sali się zmieniło. Śmiechy ludzi brzmiały
jakoś obco, miał wrażenie, że odgłosy jak i atmosfera tego
miejsca w jednym momencie uległa przewartościowaniu. Wiedział, że
powinien się czym prędzej ulotnić nim znów rzuci w kogoś stołem.
Na przykład w tę zdradziecką mendę flirtującą z dziewczynami! Z
warknięciem kopnął spory wazon stojący na ziemi i podtrzymujący
jakąś surrealistyczną dekorację składająca się z gałęzi
kolorowego papieru i złotej farby. Pod naporem jego siły wazon pękł
a blondyn wyjął tylko delikatnie buta odsłaniając tym samym
rozmiary dziury. Odgłos tłukącej się ceramiki w jakiś
niewytłumaczalny sposób idealnie rozbrzmiał w momencie, w którym
na sali zapadła cisza, przez co wszyscy goście wpatrywali się w
niego ze zdziwieniem. Shizuo jakby nigdy nic ruszył dalej na balkon.
Izaya uśmiechnął się pod nosem
tak, by mężczyzna nie mógł tego zauważyć. Przyszedł tu
flirtować z dziewczynami? Czy może z odgórnego rozkazu? To go nie
obchodziło. Oba poczytywał jako zdrada, w końcu to z nim miał
spędzić ten dzień. A że zamiast się do niego przyznać wolał
demolować przyjęcie i gdzieś iść... Jego sprawa. Orihara wolał
zostać na bezpieczną odległość.
Gdy ten zniknął z pola widzenia
opuścił kobiety i udał się do szefostwa. Z nimi też zagadał,
rzecz jasna żartując z wybuchu Shizusia i jego gustu artystycznego,
bo widać postanowił poprzerabiać nie pasujące mu rzeźby. W
obliczu głębokich kieszeni Izayi - czyli rzecz jasna pieniędzy
jakie zgadzał się czasami wkładać w ten biznes, dzięki czemu
firma się rozrastała - mężczyźni łatwo zmiękli i zaczęli
rozmawiać swobodniej. Jednak brunet miał dokładnie wyliczony czas
w jaki zdenerwowania bestia mogła spalić i przed jego upływem
opuścił znów towarzystwo, by z pewnym rozbawieniem zainteresować
sobą jednego z muskularnych mężczyzn, widocznie też ochroniarza.
Shizuo po spaleniu paperosa o wiele
spokojniejszy wrócił do sali. Co prawda wizja ucieczki w tym
momencie wydawała mu się o wiele bardziej kusząca niż jeszcze 5
minut temu, ale kazano mu tu przyjść, jeśli by tego nie zrobił
Tom-san mógłby mieć jakieś nieprzyjemności. Sądził też, że
ucieczka przed końcem imprezy... albo chociaż przed tym jak jego
szefowie dostatecznie się upiją raczej równała się karze za
nieprzyjście tu.
W drodze na salę przyuważył na
swojej drodze Izayę zagadującego ochroniarza. Cóż, pewnie
podpiąłby to pod kolejny ciemny interes jakim Orihara ma zamiar w
przeciągu kilku dni uraczyć Tokio, ale gdy zobaczył jak brunet
sprawdza obwód bicepsa ochroniarza ze spokojem przeszedł obok
gasząc niedopałek na ramieniu marynarki Izayi, a peta wyrzucił do
stojącego obok śmietnika.
- Łaaa! - Brunet rzecz jasna narobił
sporo krzyku machając ramieniem jakby się paliło i klepiąc je ze
zszokowanym wyrazem twarzy. W końcu opuścił je i spojrzał na
nadpalony kawałek. Prychnął w stronę Shizuo i ściągnął z
siebie marynarkę, po czym zwyczajnie wręczył ją gościowi, z
którym gadał i uśmiechając się znów lekko stanął na palcach,
żeby szepnąć mu coś na ucho. Ten skinął głową i udał się w
stronę wyjścia. Pomachał jego plecom wesoło i olewając Shizuo
podszedł do kolejnej grupki, przy okazji wymieniając pusty
kieliszek na pełen. Pogadał chwilę, zerkając widocznie na
zegarek jakby się z kimś umówił, jednak było o wiele za
wcześnie. Poza tym jednak był duszą towarzystwa - wśród młodych
sekretarek wywołał powszechny śmiech swoim opowiadaniem, które
rzecz jasna było niesłyszalne z daleka. poluzował krawat i zaczął
trochę inscenizować, wplątując w to niewinnych ludzi.
Opowiadając, jak to na ostatnim takim przyjęciu na ostatku wszyscy
się upili i jedna para, tańcząc, upadłą na podłogę, złapał
jedną z dziewczyn i przechylił się z nią, jak to na tanich
komediach romantycznych bywa. Bawił się przednio, zaraz podbierając
jednej drinka tłumacząc się, że zaschło mu w gardle.
Spojrzał jej w oczy przekazując niemą świadomość wykonania
pośredniego pocałunku, na co ta spłoniła się rumieńcem.
Shizuo stał przy szwedzkim stole
nalewając sobie mechanicznie ponczu do szklanki. Nie skupiał się
na tym. Jedyne w co wkładał w tej chwili swoją dość sporą
energię to próba zabicia pewnego wyjątkowo irytującego osobnika
wzrokiem. Orihara widać nic sobie nie robił z jego prób, nie miał
zamiaru umrzeć tak jak Shizuo mu tego życzył.
Zmartwiony stanem swojego
współpracownika Tom odkleił się od jednej z sekretarek i również
podszedł do stołu.
- Uła przelewa się! - zauważył z
pewną dozą przerażenia w głosie.
- Moja furia? Przelała się już dawno
temu. - wywarczał blondyn nawet na chwilę nie odrywając wzroku od
swojego celu.
- Nie Shizuo-san! Poncz z twojego
kubeczka się przelewa!
Po pewnym czasie z grupki, za cichą namową Izayi, oddaliła się jedna z dziewczyn. Przeszła dość okrężną drogą, podczas gdy Izaya w miarę cicho relacjonował przebieg wymyślonej przez siebie gry. Sam był rozemocjonowany, choć wydawał się, jak zwykle, nadmiernie wesoły.
- Teraz podejdzie do tego starszego
mężczyzny~... Tego koło czterdziestki, nie odwracajcie się.
Zielony krawat w paski, białe skarpetki, szeroki uśmiech,
zmarszczki w kącikach oczu, kawowe włosy...
- Yajima-san! - Jedna z dziewczyn
zgłosiła się rozbawiona tą zgadywanką.
- Dobrze~! Przechodzi do stołu, obok
ponczu, gdzie stoi Shizu-chan... Uwaga~... "Może mogłabym
wziąć ten kubeczek dla mojego towarzysza?". - Ruch ust Izayi
doskonale zgrał się z ruchem ust dziewczyny. Zmienił nawet
intonację naśladując ją. Widział kątem oka, jak ta wskazuje na
niego. Zerknął na nich przy stole i powstrzymał chęć pomachania
mu. Sam nie podejdzie, skoro Shizuo wciąż utrzymywał, że nic ich
nie łączy. Jeśli według niego publicznie byli wolni i do tego
wobec siebie wrodzy... Dał dziewczynie jeszcze sześć sekund na
komplement pod jego adresem i uzyskanie, bądź nie, ponczu.
- Jasne, już już. - Uśmiechnął się blondyn,
zgarniając szybko ze stołu jedno z ootoro i wrzucił je do kubeczka
nie przejmując się tym, że trochę płynu ściekło na palce
dziewczyny. - Skoro tak lubi poncz, ootoro i kobiety pewnie będzie
zachwycony. - warknął jeszcze i się oddalił. Wiedział doskonale,
że Izaya nie znosi profanowania swoich przysmaków czymkolwiek
innym.
Brunet skrzywił się mimowolnie,
na moment tracąc swoją maskę. Nie przeszkadzało to jednak w jego
występie przed "tłumkiem", w oczach którego Shizuś
wyszedł na wielkiego gbura. I przy okazji marnotrawcę najlepszego
jedzenia pod słońcem. Kiedyś wsypie mu do jego ukochanego mleka
sól... Gdyby to on tam stał, zapewne blond łepetyna ociekałaby
już różowawym płynem z kubeczka. Ale tak miało być, choć może
bez ofiary z biednego ootoro. Część dziewczyn na pewno straciła
ochotę na poznanie tej tajemniczej bestii. Słyszał oburzone
szmery, gdy brunetka z obrzydzoną miną podała Izayi kubeczek.
Informator jednak tylko uśmiechnął się do niej i pochwalił
słowami ,,dobra robota". Kubeczek postawił na przechodzącej
tacce, jakby nie zauważając miny kelnera.
- Nie ma się co przejmować, bestia
pozostanie tylko głupią bestią~... - rzucił beztrosko i wskazał
podbródkiem na trójkę mężczyzn wyraźnie zerkających w ich
stronę. - Chyba mają małego stracha przed zagadaniem... No,
zostawiam was~! - Ukłonił się uprzejmie i ukradkiem porwał jedną
z dziewczyn, podczas gdy reszta zajęta była rozważaniem, czy
podejść grupką do zagubionych przedstawicieli płci przeciwnej. Na
porwanie ich przyjaciółki dostał nieme przyzwolenie. Obejmując ją
więc ostrożnie w talii poprowadził na balkon, z dala od wzroku
ludzi, szepcząc jej coś od czasu do czasu na ucho - nikt z ludzi
obok których przechodzili nie mógł usłyszeć co - przez co ta
zyskała nieco nowego koloru na policzkach. Uśmiechając się z
zażenowaniem, zniknęła razem z nim.
Shizuo podszedł za Tomem i usiadł
grzecznie na krzesełku podczas gdy jego szef patrzył na niego nie
mogąc się zdecydować, czy opieprzyć Shizuo, czy jednak nie. Główny obiekt tych rozmyślań
raczej mało to obchodziło. Zacisnął pięści dopiero gdy
zauważył, że Orihara znów flirtuje z jakąś dziewczyną.
- Tom-san będziesz miał coś
przeciwko jeśli zabiorę tę jukę? - mruknął wskazując brodą na
kwiatek, na który szatyn patrzył próbując dobrać odpowiednie
słowa by jakoś zbesztać Shizuo.
Jednak nim Tom zdążył choćby
zareagować Shizuo zauważył rumieniec na policzkach dziewczyny i
wkurzony złapał za doniczkę ciskając nią w Izayę. Zareagował
instynktownie nie zauważywszy nawet, co robi.
- Hę? - Tom mruknął zdziwiony
mrugając oczyma gdy kwiatek na którym jeszcze sekundę temu
zawieszał wzrok nagle zniknął.
- Już nic. - wyjaśnił były barman i
usiadł znów na krzesełku lekko speszony uwagą jaką na siebie
zwrócił.
Słysząc świst Izaya
przygotowany na taką okoliczność przyciągnął do siebie
dziewczynę i osłoniwszy ją sobą szybko odciągnął ją na bok.
Doniczka wyleciała na balkon i tam potoczyła się do prętów, nie
uderzywszy nikogo. Trzymając brunetkę celowo dłużej, niż
wypadało, z pozornie zatroskaną miną spytał, czy coś jej się
stało. Tak naprawdę zastanawiało go, że wciąż toczy się wojna
na odległość. Gdyby Shizuo podszedł... Cóż. Albo by go
zdzielił, albo byłby zmuszony przyznać, że są razem i nic mu nie
zrobi. Byłby game over na korzyść Izayi, tak czy inaczej. Może
dlatego dalej trzymał się z dala? Widocznie za mało go
zdenerwował. Przecenił jego amebowaty móżdżek, sądząc, że
długo się nie powstrzyma.
Gdy jego skonfundowana marionetka
pokiwała głową puścił ją i złapał za rękę, ciągnąc w
najbardziej zaludnioną część sali. Tam Shizuo nie mógł ich
dopaść, ani zauważyć, jak Orihara zostawia ją w rękach kogo
innego, by ona się uspokoiła, a samemu pójść po picie.
Znalazłszy misę z ponczem napił
się łapczywie. Nie było to mleko, którego by nie zniósł, ale
spełniło swój cel. Trochę napoju spadło na jego koszulę,
sprawiając, że przylgnęła do ciała. Obejrzał się z zażenowaną
miną, po czym wrócił do jednego z ochroniarzy. Wskazał na siebie
i jednoznacznym gestem pokazał ściąganie odzienia, nawet nie
zerkając na Shizuo, gdy sugestywnie poluzował znów krawat. Moment
później wyszedł z sali razem z zaczepionym gościem, uśmiechając
się głupio.
- Tom-san. - wywarczał wkurzony już
nie na żarty Shizuo. - Muszę zapalić. - dodał jeszcze i nie
zważając na to, że jego przyjaciel zamarł w pół przydługiego
wykładu o szanowaniu własności i nieuleganiu emocjom po prostu się
oddalił.
Tymczasem jego chłopak rozpłynął
się jak we mgle. Ciężko by go było znaleźć w budynku, skoro
tego nie chciał.
Wrócił na salę dopiero dobry
kwadrans później, w nieco przydużej białej bluzce i z krawatem
niedbale przewieszonym przez szyję. Uśmiechał się, nie kryjąc
się z samozadowoleniem. Nawet krok nieco mu się zmienił. Nie
wyglądał sztywno i elegancko, ale nigdy tego nie lubił, tak samo
jak wiązania krawata. A opinia innych na bankiecie mało go
obchodziła. Złapał za przedramię swojego nowego towarzysza, też
blondyna, i śmiejąc się pociągnął go blisko kąta sali. Ludzie
szybko się upijali, albo byli zbyt zajęci nowo odnalezionymi
drugimi połówkami. Mało już było zbitych grupek, nikt nie był
specjalnie zainteresowany oglądaniem ich. Złapał więc za dwa
kieliszki i stanąwszy przed nowym znajomym wzniósł z nim toast.
Oblizał prowokująco usta z resztek szampana, pilnując, by spoczął
na nich czujny wzrok.
- Ups. Przepraszam. - warknął pełen
irytacji blondyn wchodząc przez drzwi. Tylu migdalących się ludzi,
że nie było nawet jak otworzyć.Gdy jednak odsunął drzwi i
spojrzał na to komu przywalił odwrócił się po prostu w tył i
jeszcze kilka razy z rozmachem otworzył drzwi raz po raz obijając
nimi stojącą tam parkę. Partner Izayi padł pierwszy, ale to
blondynowi w zupełności wystarczyło. Znokautowany facet w jakiś
sposób poprawił mu humor.
- Ojjj~... Shizu-chan, nie musiałeś
być taki ostry~! - poskarżył się Izaya, przezornie się odsuwając
przed upadającym towarzyszem. Jeśli już miałby czymś dostać,
wolałby, żeby to nie były drzwi. Ani człowiek. A że ten drugi
blondyn mógł teraz swobodnie obrywać zbitymi deskami to już nie
była jego sprawa. Zapłacił mu za udawanie przez tę chwilę
zainteresowania nim, i że do czegoś doszło. A że widocznie ten
blondyn miał rozumek równie mały co Shizu-chan... I zgodził się
wiedząc chyba, jak Heiwajima na niego poluje... To sam był sobie
winny~! - Co jest~? - Uśmiechnął się, zaraz znów spokojnie
zwilżając usta musującym szampanem. - Ktoś tu jest zazdrosny~? -
zasugerował, obracając się zaraz wokół własnej osi i zbliżając
tym samym. Kieliszek roztrzaskał się o podłogę gdzieś koło
głowy nieprzytomnego, a wysportowane ciałko przylgnęło do jego
ciała, jednocześnie oplątując rękoma jego szyję. Był pewien,
że jego chłopak wyczuje brak zapachu seksu. Oraz... że rękawy
pachną samym Shizuo, bo wygrzebał koszulę specjalnie z jego
zapasowych. - Przyznaj~... - mruknął, stając na palcach, żeby
zbliżyć się do jego ust. - Byłeś zazdrosny?
- Ja nie. Ale drzwi najwidoczniej miały
na ciebie chrapkę. - mruknął mimo wszystko zaborczo łapiąc
bruneta. - Nie zauważyłeś ile razy pukały tego gościa chcąc się
doprosić o twoją uwagę? - warknął patrząc w oczy Izayi. Były
tak wkurzająco radosne i pewne siebie, że Shizuo naprawdę miał
ochotę podnieść bruneta, usadzić go na klamce i odsunąć się, by
tylko spoglądać z rozbawieniem jak ten próbuje zejść z tak
dziwnej pułapki. Co też blondyn zaraz wcielił w życie. - Widzisz
jakie chętne? - warknął jeszcze odsuwając się parę kroków.
- Ach! - Izaya zrobił zdziwioną minę,
przylegając plecami ściśle do drzwi i obejmując je uniesioną
ręką. Wygiął plecy w lekki łuk i poruszył się ostrożnie,
jakby chciał podskoczyć. Zaraz jednak zmienił wyraz twarzy,
przymrużając lekko powieki, jakby mu było niesamowicie dobrze i z
tą ekspresją popatrzył prosto w złociste oczy. Nie chciał się
nadal do niego przyznać...? ...No to nie. - Shizu-chaaan, to mi się
wbijaaaa~... - jęknął tak, by najbliższe towarzystwo usłyszało.
O swój image w tym miejscu i chwili nie dbał, ale jeśli ktoś tu
się miał mścić... To właśnie on. - Shizu-chaan~... Twarde...!
- Z tego co wiem klamki nie są na
górze ostro zakończone i nie mogą ci w ten sposób sprawić
przyjemności. - Shizuo niewzruszony założył ręce na piersi i
patrzył na wygłupy chłopaka. Nie ma mowy, zejdzie stamtąd sam. -
Poza tym o ile dobrze pamiętam całkiem lubisz twarde rzeczy więc
nie powinieneś narzekać, mh?
- Ale Shizu-chaan~... - jęknął znów
smutno, hamując inne cisnące się w tej chwili emocje. Rozejrzał
się szybko po oglądających ich ludziach. Mieli pewną widownię,
więc mógł kontynuować jak planował. Zwrócił znów wzrok na
niego, sięgając wolną dłonią do góry. Drzwi lekko skrzypnęły,
przesuwając się o parę centymetrów, a on odpiął powoli dwa
pierwsze guziki. - Nnn... Ale one są na mnie chętne, sam
mówiłeś~... - burknął, rozpinając koszulę obserwowany zarówno
przez dziewczyny jak i chłopaków. Jego mina przedstawiała się
całkiem perwersyjnie, nawet jeśli nic takiego nie robił. No, może
lekko unosił ciało, jakby podskakiwał, choć podskoczyć na tak
małej, wbijającej się w niego na dodatek powierzchni nie mógł.
Liczył na zazdrość, a jedyne co na razie osiągnął, to może
parę nie do końca rozłożonych namiotów... - I chyba nie tylko one... - dodał
jednak, tak by już tylko Shizuo go usłyszał, dyskretnym ruchem
głowy pokazując swoją widownię.
Blondyn tylko bardziej się wkurzył na
to przedstawienie. Podszedł kilka kroków i złapał bruneta za
koszulę. Przyciągnął do siebie Izayę jak i drzwi razem z nim.
- Jak coś będą do ciebie czuć to
zmienię w wykałaczki, łapiesz? - warknął prosto w twarz Izayi
jednak na tyle głośno, by i reszta rozochoconych już lekko osób
zniknęła przerażona groźbą.
- Więc jednak jesteś zazdrosny o
SWOJEGO CHŁOPAKA, Shizu-chan~! - zakrzyknął wesoło, zupełnie
jakby ten akcent nie był niczym nienaturalnym. Z tymi słowami objął
go w pasie nogami, a za szyję rękoma i przylgnął do jego ust,
całując go wyjątkowo łapczywie. Blondyn nie wahał się długo i
jak na niego przystało odwzajemnił pocałunek, atakując z jeszcze
większym zacięciem.
Można więc powiedzieć, że
kolejna misja zakończona sukcesem. Po tym wydarzeniu nikt ani myślał
zapraszać Shizuo na podobne przyjęcia. Wszyscy zostali doskonale
uświadomieni, że ten potwór jest już zajęty.
Super~! Cudowne~! Kocham Was dziewczyny i nadal wspieram, ale bywa ciężko z komentarzami :c Przepraszam!
OdpowiedzUsuńJesteście niesamowite! <3
Uwielbiam (≧ω≦) ❤❤
OdpowiedzUsuń