Hej hej~... Czy tylko u mnie powinno być ciepło zważywszy na koniec czerwca a ja marznę pod kocem? T^T życie jest nie fair. W sumie nie wiem co powiedzieć, więc tylko przypomnę o nakarmieniu psiaków klikając w banerek po prawej....
Enjoy
Ohayo~
Ja też marznę Kiasarin-san, ale może to kwestia tej choroby~... Taka pogoda to jakaś kpina. >3<
Ja też nie bardzo mam co powiedzieć~... No może tyle, że w te wakacje niekoniecznie będę miała tyle czasu na pisanie co bym chciała, ale mam nadzieję, że uda mi się mimo wszystko zakończyć wreszcie parę opowiadań... Bez kasowania ich przed końcem jak to ciągle robię ostatnio.
Um... To tylko tyle. :3 A teraz~...
Enjoy~!
Ohayo~
Ja też marznę Kiasarin-san, ale może to kwestia tej choroby~... Taka pogoda to jakaś kpina. >3<
Ja też nie bardzo mam co powiedzieć~... No może tyle, że w te wakacje niekoniecznie będę miała tyle czasu na pisanie co bym chciała, ale mam nadzieję, że uda mi się mimo wszystko zakończyć wreszcie parę opowiadań... Bez kasowania ich przed końcem jak to ciągle robię ostatnio.
Um... To tylko tyle. :3 A teraz~...
Enjoy~!
- Nie sądzę, by były jakieś niezajęte swetry, chyba, że... Zresztą... Lepiej coś uszyć, spodnie też ci potrzebne... Może poprosiłbym kogoś...
- Słysząc kolejną uwagę żyłka zaczęła mu pulsować. – Odwal się! Wcale nie...
Nic nie... Nieważne, wracamy do celi i nie potrzebuję żadnego czasu w krzaczkach...
- A co powiesz na czas we dwoje w twojej celi? - zaproponował
wesoło. - Myślę, że nawet w tej formie dałbym radę~! - stwierdził wesoło. Nie
rozumiał czemu blondyn się nie śmieje tylko zaczyna warczeć...
- No bardzo śmieszne, bardzo... - mruknął w końcu. - A teraz
wchodzimy do klasztoru i nie czytaj mi w myślach aż do celi, bo sobie nie życzę...
- Najpierw proponuje takie rzeczy, potem żartuje sobie w ten sposób i twierdzi,
że tamto było naprawdę a to do śmiania się... Bardzo śmieszne, bardzo... Zresztą czy on wyglądał na ktoś,
kto wy wykorzystał takie stworzenie? Nie. Dzięki całemu temu zdenerwowaniu przynajmniej
podniecenie opadło, a wszelkie powitania na korytarzach były na tyle ciche, by udawał, że nie
słyszy.
- To co ja mam robić jak nie rozmawiać z tobą? Jestem schowany, nie pozwalasz mi posłuchać, więc? - zapytał z westchnieniem. - I nie złość się na
mnie, bo nie wiem, co zrobiłem. - dorzucił mimochodem. Jak już szalał z narzekaniem
to czemu nie?
- Cicho. - burknął pod nosem i szedł aż do celi. Tam
otworzył drzwi i zamknął się w środku. Położył go na łóżku w płaszczu. - Nie
będę rozmawiał na korytarzu... A ty chwilę chyba wytrzymujesz w ciszy, nie? Chyba,
że nie żyjesz sam i zwykle masz do kogo gadać? Więc czemu nie siedzisz z tym
kimś? - W sumie to zmieniał temat, po prostu... Przy okazji zaspokajając
ciekawość.
- Nie lubię ciszy... - przyznał zwieszając głowę. - Dlatego tak
lubię bawić się z Shizu-chan'em... Ale żeby cię nie zamęczać ciągłymi wizytami
często spraszam innych do domu. a kiedy pojadą i nikogo chwilowo nie ma,
odwiedzam ciebie~...
- No dobrze... Ale taka chwilka jak przejście korytarzem to
nic takiego, nie? Jak potrzebujesz, żeby ktoś do ciebie gadał non-stop, to ja
oznajmiam, że się nie nadaję... Ciągłe gadanie mnie męczy. Żyję we względnej
ciszy, bo ją lubię. - mruknął i wyciągnął z szafki jakieś ciuchy. Swoje
ciuchy... Jedna podarta szata. Jest. Miał ją załatać, ale jak tak... Wyciągnął
ją, nożyce i igłę z nićmi. Ech... – Nie patrz tak na mnie, nie robię tego
hobbystycznie tylko z potrzeby...
- Tak sobie myślę Shizu-chan, że jest taka jedna rzecz która
zawsze potrafi mi zamknąć usta - mruknął oblizując się. - A jak tam? Twój
potworek w spodniach już opadł? - Usiadł sobie na krawędzi, zaczynając wesoło
machać nogami.
- Znów robisz się
wredny. Nie zapominaj, że zatkać ci usta teraz mógłbym nawet grochem... Nie to
co wczoraj... Urośnij to pogadamy. - burknął i zabrał się za oznaczanie
materiału. Tak pi razy drzwi...
- Jak urosnę to ci zrobię to o czym pomyślałeś. - zapewnił go. -
Ale mnie chodziło znów o krew wiesz? A w sumie o twoją krew, którą mam nadzieję
pozwolisz mi jeszcze wypić~...
- ... - Zacisnął usta, kładąc ręce na materiale. Wdech...
Wydech... - To twoja wina, że o tym myślę... I odczep się od krwi, opiłeś się już...
- Wrócił do oznaczania, a potem cięcia materiału. Jasne wszystko wina Izayi, bo
zaczął... - I nie potrzebuję takich przysług. - stwierdził zdecydowanie. To
wina jego gadania.
- Ale ja też bym chciał - westchnął podlatując do stołu i
przypatrując się blondynowi przy pracy. - Jesteś samolubny wiesz? - mruknął
patrząc jak egzorcysta tnie. - W ogóle skąd wiesz czy to dobre będzie? Zdjąłeś
miarę na oko~?
- Nie jestem samolubny i nic nie chcę. - zamknął temat,
wracając dokrojenia. - Tak, zdjąłem miarę na oko... Na dzieci wystarczy miara
na oko, mam nadzieję, że na ciebie tak samo. - Tym bardziej, że o następne
materiały będzie musiał iść do przełożonego. No chociaż teoretycznie powinien
mieć ich dużo... Za pokonanie potworów, których ludzie się boją, wieśniacy potrafią obsypać, czym mogą. Co nie
znaczy, że zamierzał ich pozbawiać ostatnich oszczędności, więc miał mniej, iż
inni.
- Jesteś samolubny, bo tego nie chcesz. - stwierdził pewnie. - Tylko pamiętaj, że mam jednak dorosłą budowę ciała. - mruknął, podchodząc do
blondyna i wspiął się na niego po jego rękawie. Przytulił się do jego szyi.
- Przepraszam, ale chyba podsłuchałem twoje myśli...
- To nie jest samolubność, tylko mój wybór, czy chcę, czy
nie. - doprecyzował. - I jak tak to zobaczymy, czy będzie ci pasować... Może
być workowate... - mruknął, biorąc się za wycinanie kolejnych części. - I że co
podsłuchałeś?
- Oddam ci te materiały, a w sumie to chyba lepiej będzie
oddać ci pieniądze, prawda? - zapytał nadal wtulając się w jego szyję. Tym
samym chyba wyjaśnił, co takiego usłyszał.
- Nie gadaj głupstw... Nie jestem biedakiem, żeby mi trzeba
było coś oddawać potem. - Przewrócił oczami. Nie zrozumiał jego myśli i się
głupio jeszcze czymś zamartwia... - I uważaj na łańcuch od krzyża. - ostrzegł
jeszcze, czując małe ciałko na swojej szyi.
- Mhm... - mruknął, dalej go tuląc. Nic sobie nie robił z tego
łańcuszka. - To krzyż ma moc, nie łańcuch prawda? - dodał jeszcze tuląc go
mocniej. - I tak oddam... - szepnął, ale tak, by blondyn usłyszał.
- Niby tak. I nie próbuj mi nic oddawać, bo nie przyjmę. -
stwierdził pewnie, zbierając części na strój Izayi. - Nie jestem biedny, mam
całkiem sporo ciuchów. Tylko bez przesady, nie tak jak inni. - Sięgnął po
płaszcz i wyciągnął swój mieszek, rzucając nim na podłogę. Wysypały się monety.
- Widzisz? - mruknął, sięgając po igłę i nici.
- Widzę... - przyznał, podrywając skrzydełka i korzystając z
nich jak ze spadochronu zleciał na ziemię. Podniósł jedną monetę i zaczął ją
toczyć do woreczka. - Nie wiesz Shizu-chan, że nie kładzie się pieniędzy na
podłodze? - pouczył go, tocząc kolejną monetę.
- Ech, zabobony. - mruknął, zabierając się za zszywanie. Po
chwili zmuszony był wyciągnąć czubek igły z palca i szyć tak, by nie pobrudzić
ubrania. Kolejne by musiał prać...
- Shizu-chan... Czuję krew~... - zamruczał wampirek, wesoło
tocząc już ostatnią monetę. - Czy ukrywasz przede mną jedzenie~...?
- Nie ukrywam, szyję... - Oblizał kroplę krwi, ale zaraz
wyszła kolejna. Ych, czuł tylko śmieszne łaskotanie... - I nie musisz tego
sprzątać, ja pozbieram. Chyba, że ci się nudzi.
- Już posprzątałem. - zapewnił go, znów wlatując na stół. - A
może teraz jakaś mała zapłata? Albo chociaż poczęstunek dla strudzonego pracą? - rzucił oblizując się i wpatrując w krwawiący palec. - Przecież ty na tym nie
stracisz, prawda~?
- Tylko mi pracę przerwiesz... No ale dobra, chodź, bo mnie
ta cała krew jakoś niespecjalnie smakuje. - mruknął i wystawił do niego
zakrwawiony palec. Kto by pomyślał, że z
głupiego palca może się tak lać... Coś czuł, że cała kropelka zaraz skapnie.
Nadstawił buzię czekając, aż kropelka spadnie i wpadnie mu
prosto do gardła. Oblizał się i podszedł do palca. Zaczął go wylizywać
uprzednio łapiąc w swoje łapki. Przymknął oczy i mruczał zadowolony kolejnymi
liźnięciami, usuwając resztki krwi.
- Jak kot, tylko, że tu chodzi o krew. - mruknął,
przyglądając się, jak ten oblizuje jego opuszek. Jakoś... Ten wampiryzm wciąż
nie budził w nim najprzyjemniejszych skojarzeń. - Skończyłeś...?
- Jeszcze chwilkę - szepnął, pochłaniając blondyna chętnym i
rozbawionym wzrokiem spod na wpół przymkniętych powiek. Przesunął się aż do
ukłucia i zaczął je z pasują wylizywać i ssać.
Czując dość
zabawne mrowienie odwrócił wzrok na materiał i wolną dłonią obrócił go w
palcach, przyglądając się swojemu szyciu. Najlepsze to nie było, tylko
chwilówka... Ale zawsze coś... Nie powinno być chłopakowi zimno. Na tym się skupił,
czekając, aż ten skończy.
- Zamierzasz wyssać mi krew z całego palca, czy co? - spytał
w końcu, zerkając na niego.
Izaya spojrzał na niego, tym razem jego wzrok był podniecony
i rozochocony.
- Mogę wyssać co innego. - mruknął z nieukrywaną chęcią. - Z palcem już skończyłem~...
- Mogę wyssać co innego. - mruknął z nieukrywaną chęcią. - Z palcem już skończyłem~...
Wzdrygnął się i
spojrzał na niego wzrokiem niemal Bazyliszka.
- Tak? Kogoś innego możesz wyssać? - udał, że dokładnie to
usłyszał i zabrał dłoń. Przynajmniej krew nie leciała... - Jesteś niewyżytym
głodomorem. Daj sobie spokój na razie. - Wrócił do pracy.
- Nie~e w taki sposób mogę wyssać tylko z Shizu-chan'a... - mruknął siadając sobie wygodnie. - I nie poddam się, gdybym się poddał to bym
przegrał, a ja nie lubię przegrywać~...
- To masz problem, bo też nie lubię przegrywać a się nie
zgadzam. A teraz cicho, bo znów się ukłuję jak się zdenerwuję... Chyba, że
zamierzasz zmieniać temat na mniej denerwujący...
- Dobrze~... To o czym chcesz pogadać? - Uśmiechnął się nadal
trochę nieobecnie. - Kiedyś to zrobimy~... - rzucił mimochodem.
- ... - Odetchnął ciężko, nie komentując. Niech sobie żyje
złudzeniami, a on swoich przekonań nie zmieni... Pokręcił głową, zabierając się
za szycie. Izaya i tak chyba zbyt się rozmarzył, to nie będzie na razie gadać.
- Wiesz dla wielu wampirów to normalne~... Uprawiać seks ze
swoim żywicielem... - mruknął patrząc w sufit. - Nie martw się tak, nas kręcą
zakazane związki~... A z egzorcystą, do tego facetem nie może być źle~!
Zwłaszcza jeśli to ty Shizzy~...
- Nie zgadzałem się na żadnego żywiciela, nie planuję tego z
tobą robić, ustalmy, że celibat mi pasuje i uwierz, że ze mną jest źle. - stwierdził
niemal na jednym wydechu, zaprzestając na chwilę roboty. Zaraz po tym wrócił do
nieco nieudolnego szycia, które jednak... Pomimo braku reprezentacyjności
tworzyło funkcjonalne rzeczy.
- Ale... karmicielem jesteś prawda? Dbasz bardzo o mój
brzuszek. - zachichotał wesoło.
- Chwilowo... Aż wrócisz do normy. Takie komarze ugryzienia
nie robią szkód, więc pozwolenie ci na nie to nic wielkiego. I to dlatego. - Wziął
bluzkę zszytą na razie tylko częściowo i wyciągnął w jego stronę. - Przymierz,
czy na razie jest w porządku.
Izaya szybko przewiązał sobie chusteczkę tak, by mieć tylko
spódniczkę. Wyciągnął rączki chcąc by Shizuo mu ją ubrał.
- To później już nie będziesz mi dawał deserków? A jeśli obiecam nie pić dużo?
- To później już nie będziesz mi dawał deserków? A jeśli obiecam nie pić dużo?
- Jak będziesz duży? Zapomnij. - Naciągnął na niego bluzkę i
zmarszczył brwi. Przyłożył ją do jego ciałka, zwężył z jednej strony, puścił i
ściągnął, zabierając się z powrotem za szycie.
- Ale Shizu~... Podaj mi choć ze 3 merytoryczne powody, albo
wskaż przykłady w których różnię się od dużego Izayi. - westchnął. - Tylko nie mów, że rozmiarem, bo to akurat oczywiste! - zastrzegł widząc, że Shizuo otwiera już
usta.
- Dobra, jak wolisz. Masz mniejszy apetyt, nie wydajesz się
prawdziwym wampirem, nie wkurzasz mnie tak, nie jesteś tak wredny i złośliwy...
Dalej mam wymieniać? - Łypnął na niego jednym okiem i z uwagą zabrał się za przeszywanie
drugiego boku. Nożyc potrzebował... Ale to zraz je sobie weźmie... Gdzie on je
rzucił...?
- Jem tyle samo, tylko proporcjonalnie do wagi i wzrostu... -
burknął. - Mało tego! Jem więcej niż kiedykolwiek... A charakter mi się nie
zmienił... Zawsze taki byłem tylko taki ślepak który nawet nożyc nie może
znaleźć tego nie zauważył. - Fuknął na blondyna. No bo... Co on niby ma w
kieszeni jak nie nożyce? - Do tego gruboskórny. - dorzucił.
- Nie jestem ślepakiem! I jesz mało w stosunku do ubytku
krwi twoich ofiar, z ich perspektywy czasem popatrz ile pijesz! - Wyciągnął
nożyce i przeciął nitkę szybkim cięciem. Chwilę później stuknął nimi o podłogę.
- I nie jestem gruboskórny. To ty uważasz, że jak czegoś chcesz, to powinieneś
to mieć. Sztuką jest chyba powstrzymać się, a nie... - wyburczał, zawiązując
pętlę na końcu nitki i znów sięgając po nożyce.
Izaya kucnął i zatkał uszka rękoma, kuląc się w sobie.
Zamknął ślepka i tylko od czasu do czasu łypał niepewnie na blondyna jednym z
nich.
- Nic z tym nie mogę zrobić... Gdyby... Gdybyście dawali nam pić regularnie nie... Nie ginęłoby tylu ludzi... - mruknął niepewnie. Jeszcze Shizuo coś się odwidzi i go przetnie na pół tymi nożycami. - Poza... Poza tym mało która moja ofiara ginie od ugryzienia... Prędzej od zakażenia. - dodał.
- Nic z tym nie mogę zrobić... Gdyby... Gdybyście dawali nam pić regularnie nie... Nie ginęłoby tylu ludzi... - mruknął niepewnie. Jeszcze Shizuo coś się odwidzi i go przetnie na pół tymi nożycami. - Poza... Poza tym mało która moja ofiara ginie od ugryzienia... Prędzej od zakażenia. - dodał.
- Pić regularnie? Pijcie sobie ze zwierząt a nie z ludzi jak
musicie krew... Zresztą! Za tę waszą długowieczność płacą inni, którzy nie powinni
być pogryzieni w ogóle. Zabieracie życie innym, żeby żyć wiecznie.
Usprawiedliwieniem jest "gdybyście nas karmili regularnie"??? Czym,
sobą?! - Popatrzył na niego oskarżycielsko i znów walnął nożycami o podłogę. Niestety
tym razem nie wytrzymały i rozleciały się na pół. Prychnął tylko i podał mu
skończoną koszulę. Ten niewinny wygląd go nie chronił... No dobra, chronił, ale
tylko
przed śmiercią, bo niezdolnych do obrony zabijać nie
będzie...
Izaya zakrył mocniej uszy. Jako wampir miał naprawdę czuły
słuch.
- Nikt nie skraca życia wypijając krew. - fuknął cichutko. - A pić ze zwierząt nie możemy... - mruknął. - Daje nam to tyle, ile wam picie krwi zwierząt. Musi być ludzka... No chyba, że to wampir z kota, to wtedy kocia. - Odważył się zażartować. Uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał na blondyna zakryty nadal włosami i łapką.
- Nikt nie skraca życia wypijając krew. - fuknął cichutko. - A pić ze zwierząt nie możemy... - mruknął. - Daje nam to tyle, ile wam picie krwi zwierząt. Musi być ludzka... No chyba, że to wampir z kota, to wtedy kocia. - Odważył się zażartować. Uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał na blondyna zakryty nadal włosami i łapką.
- Nie. Tylko zabija taką ofiarę. Zakażenie czy nie, to od
ugryzienia. Więc wniosek jest prosty. Przymierzaj. - Skinął jeszcze na koszulę.
Pozostały spodnie, więc znów zajął się nawlekaniem nitki.
- I to wywnioskowałeś z naszej kłótni? To, że mam przymierzyć
ubranie... Dziwny z ciebie człowiek Shizu-chan... - mruknął, ale posłusznie znów
założył bluzkę. Była nawet dobra, lekko luźna, więc nic go nie uciskało. -
Przecież nikt z nas nie chce was zabić, to by nie miało sensu. - Zaczął znów
temat. Poczuł się pewniej będąc zakrytym. - Po prostu wyrywacie się i uciekacie, a
potem padacie z osłabienia w błoto czy do rzeki... To dopiero idiotyzm.
Shizuo już
zdenerwowany na niego stwierdził, że tak mu nic nie wytłumaczy. Chyba powinien
bardziej obrazowo wyjaśnić mu, czym jest strach przed istotą, przed którą nie
można uciec. Uniósł więc dłoń i zamachnął się nagle mocno, zatrzymując dłoń tuż
nad Izayą.
Izaya skulił się w miejscu i złożył ręce w X'a żeby ochronić,
choć trochę twarzy przed uderzeniem. Jednak takowe nie nadeszło.
- Hę? - mruknął, powoli opuszczając gardę, choć łapki nadal trzymał wysoko skrzyżowane i gotowe do obrony.
- Hę? - mruknął, powoli opuszczając gardę, choć łapki nadal trzymał wysoko skrzyżowane i gotowe do obrony.
- Widzisz teraz? - odezwał się Shizuo zadziwiająco
spokojnie. – Mogłem cię zmiażdżyć i nic byś nie zrobił, ale próbowałeś
odruchowo zrobić coś w swojej obronie. Jakbym teraz chciał wbić w ciebie
szpilkę, to byś się szarpał, tak? Tak. I to niby dziwne, że ludzie próbują uciekać,
gdy rzuca się na nich krwiożercza, nadnaturalna istota i nawet nie wiedzą, czy
puści, czy zabije. A nasłuchali się o was historii, przez których dziwne, że
nie umierają na sam wasz widok. - Uznał, że wyjaśnianie zakończone i zabrał się
za spodnie.
- To WY naopowiadaliście im takich historii! - pisnął
zezłoszczony. Był na tyle mały, że jeśli próbował krzyczeć zaczynał... piszczeć. - Gdybyście powiedzieli normalnie, spokojnie, nie uciekać, stać nieruchomo to
się napije i zostawi w spokoju. Nie byłoby teraz tego problemu... Przecież jak
siada na tobie osa, albo bąk to czekasz w bezruchu aż odleci, a nie uderzasz
go, bo wtedy jasne, że ukłuje...
- Może gdyby niektórzy z was nie zabijali albo nie gwałcili
to jeszcze byłoby dobrze! - warknął pod nosem. - A skoro tak robią to chyba logiczne,
że każemy się wystrzegać. Poza tym... Wampir wielkości człowieka wbijający ci
zęby w szyję tak czy inaczej budzi strach! A opowieści powstały najpierw rozpowszechniane przez ofiary,
które przeżyły, więc to jednak nie nasza wina, a wasza. Było nie pić krwi albo
nie zostawiać świadków, nie miałbym nawet teraz roboty jaką mam, nie sądzisz?
- To według ciebie trzeba było ich wszystkich zabijać? Tak
bardzo bronisz życia tych bezwartościowych ludzi?! - Znów piszczał, ale miał
nadzieję, że przynajmniej Shizuo od tego pękną bębenki albo co... - A jak myślisz, wampiry nie atakują każdego, bo nie mogą jeśli nie są naprawdę głodne czy
zdesperowane to omijają tych "świętobliwych" - Zrobił cudzysłów rękoma. -
ludzi chodzących zawsze do kościoła i prawdziwie wierzących jeśli nie przymiera
głodem zostawi ich w spokoju z bardzo prostego powodu!
- Tak? - spytał już spokojniej i odwrócił wzrok od prawie
zszytych spodenek. - I jaki to powód? - Był bardzo ciekaw, bo skoro były wampiry
wykorzystujące swoje ofiary, to niby czemu nagle wszystkie unikają
świątobliwych i niby atakują tylko w najgorszy głód. - Wykorzystują może też z głodu?
- Nie. Żaden wampir nie zaatakuje kogoś świętobliwego z
prostej przyczyny... A ty Shizu-chan? Jeśli nie byłbyś bardzo głodny a miał
przed sobą śmierdzącą rybę i parującego dopiero co upieczonego soczystego
kurczaka... co byś wybrał?- Uśmiechnął się pewnie. To była bardzo oczywista i
prosta aluzja. - A jeśli "wykorzystują" masz na myśli
"gwałcą" to powiedz mi czy normalni ludzie też tego nie robią? Wampiry
i ludzie są w gruncie rzeczy bardzo podobni, bo wszyscy kiedyś byliśmy ludźmi.
Tylko, że wampiry nie wierzą w boga, nie potrzebują go, bo nie umrą. Nie muszą
bać się śmierci. Śluby też byłyby bez sensu, ponieważ nie mamy zdolności do
prokreacji, a zostać z jedną osobą na wieczność, do dla większości z nas za
długo. W końcu nawet ci "świętobliwi" przysięgają na "do
śmierci" na co my mamy niby przysięgać?
- Kurczaka. - odpowiedział, bo uznał, że jednak powinien
odpowiedzieć. - A skoro nie potrzebujecie tylu rzeczy i na tak niewielu
rzeczach wam zależy, nudzi wam się... Nie robię wam przysługi? W moim mniemaniu
zabijam morderców. To logiczne... - Przepiłował nitkę połową nożyczek i podał
mu spodenki, wstając. Przeciągnął się i zabrał z ziemi mieszek. - Idę porządnie zjeść. - mruknął, zabierając też
płaszcz i idąc do drzwi.
- Cóż w moim mniemaniu wampiry też zabijają morderców. - odparował. - Nie tylko ludzi którzy krzywdzą innych ludzi, ale też egzorcystów, którzy zabijają nas. Dla mnie to ty jesteś mordercą więc... w sumie jesteśmy
podobni. - zachichotał. Szybko wciągnął portki na tyłek i odplątał chusteczkę.
Zawiązał ją jak pelerynkę i podleciał do blondyna. - Widzę, że moim porównaniem
narobiłem ci smaka na kurczaka? Ale idę z tobą~...
- No to po co trzymasz się mordercy swoich, co? Zresztą sam
chciałem cię zabić, więc po co? Idź sobie w swoją stronę albo na strych i kłuj sobie
innych ludzi. - Wzruszył ramionami. Tu się nie dogadają... Za bardzo
nienawidził wampirów, by tak po prostu przestać i przyjąć jego punkt widzenia. Zamknął za sobą drzwi, narzucając płaszcz na
ramiona.
Shizuo zatrzasnął wampirkowi drzwi przed nosem więc Izaya
został w pokoju.
- Ty tępy pierwotniaku! - wrzasnął wprost do głowy Shizuo. - Myślisz, że czemu ja tu siedzę z "mordercą swoich", pachnącym jakby zamiast fajki palił kościelne kadzidło, a mył się zamiast w rzece to w wodzie święconej? Odpowiedź jest prosta! Ale widać jesteś za tępy by ją zrozumieć. Tak jak moje aluzje... Chyba, że dotyczą kurczaka... - fuknął, odlatując w stronę łóżka.
- Ty tępy pierwotniaku! - wrzasnął wprost do głowy Shizuo. - Myślisz, że czemu ja tu siedzę z "mordercą swoich", pachnącym jakby zamiast fajki palił kościelne kadzidło, a mył się zamiast w rzece to w wodzie święconej? Odpowiedź jest prosta! Ale widać jesteś za tępy by ją zrozumieć. Tak jak moje aluzje... Chyba, że dotyczą kurczaka... - fuknął, odlatując w stronę łóżka.
- Chcesz wyjść? - Otworzył drzwi raz jeszcze, bo widocznie
zatrzasnął je za szybko. - Nie moja wina, że jesteś taki mały i cię nie widać.
A jak chcesz sobie iść to nie każę ci skakać z okna. - Przecież. Da mu wyjść i
sobie się żywić gdzieś we wsi, jak potrzebuje. Nie musiał z nim siedzieć. Ani sobie wmawiać, że go kocha, skoro wiecznie
był dla niego taki szorstki i próbował go zabić. Zresztą Shizuo sam go nie ogarniał...
Czemu miałby z nim siedzieć, chyba nie był ślepy i głupi... I nawet nie miał za
co go lubić. - Nie wiem, po jaką cholerę, ale jak potrzebujesz to się
rusz, bo nie mam całego dnia. - Może jak będzie taki, to przynajmniej go nie zawiedzie
potem... W końcu i tak sądził, że jak wróci "pijawa", przestanie być
jakkolwiek miły. No to po co miał się bawić z nim teraz... Jak potem będzie jak
będzie...
- A mogę iść z tobą?- Obrażony jeszcze wampirek przekręcił
się na łóżku i spojrzał błagalnie na blondyna.
- Ta... Możesz się nie pokazywać w karczmie. I... to tyle. -
mruknął. - Przechodzę na myśli, bo jesteśmy na korytarzu... - Tak, nie lubił tego,
ale co zrobić? Szedł się napić, no i zjeść, niekoniecznie ktoś musiał wiedzieć.
Izaya zgodził się kiwając głową i przesiadł się za
kołnierzyk blondyna. Tu był w miarę schowany i w razie czego zawsze mógł wejść
pod koszulę blondyna, albo do swojej kieszonki.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńShizuo Ty amebo jedna! Jak możesz być taki okrutny i nie czuły! Znalazł się abstynent. Psia jego mać, ptfuuuuuu, rzygać mi się chcę jak zaczynasz myśleć, bo z reguły nic dobrego z tego nie wynika, a już na pewno, nie w tym opowiadaniu. W "innym" też się wzbraniałeś, ale nie byłeś zatwardziałym świętoszkiem. O rajjjjjuuuuuuuuuu jak się wkurzyłam! To pierwszy raz jak się tak uniosłam, przy czytaniu. Różnie reagowałam na różne czytane opowieści dziwnej treści yaoistycznej, ale jeszcze nigdy nie byłam wściekła! Najchętniej to bym stłukła Shizuo na kwaśne jabłko! Agrr. Mam nadzieje, że zacznie już niebawem NIE myśleć tylko zacznie czuć. Nie przejmuj się Iza-chan! Ten Kretyn zawsze zdąża się opamięta. Oby i tym razem się ogarną zanim będzie za późno.
UsuńPozdrawiam, Wasza Haru-chan :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNe~ Przepraszam, ale ja wam to muszę napisać. X3 Strasznie mnie cieszy, jak bardzo jesteście za Komarkiem i jakie emocje wywołuje to opowiadanie. :3 A już twoje wkurzenie Haru-chan "zrobiło mi dzień", naprawdę. Dziękuję wam~! >w<
OdpowiedzUsuńmiło mi *//////////////////////////////////////*, chyba xD
UsuńJaki ogromny tekst! :D Porządna robota!
OdpowiedzUsuń