Hejo hejo~...
Jak się bawicie w dzień Halloween~? Kto obchodzi, a kto nie?
Zresztą w obu przypadkach życzę wam dziś przyjemnego odpoczynku~... Należy się z racji weekendu. x3
Nie wiem, co więcej dodać, więc dziś krótko, mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i NIE zajedzie pedofilią jak niektórym... x'3
Enjoy!
Inu-chan proszę cię... ostatnie zdanie tak? XD ostatnie zdanie...
A no i właśnie... tutaj nie ma wielkiego yaoi czy nawet shiunen-ai więc niech nikt się nie martwi x3
Cóż... mam nadzieję, że wy się cieszycie z racji choćby tego, że jest weekend... ja na przykład wpadłam w szał fotografowania mojej wydrążonej dyni i mojego kota siedzącego koło niej >q< przeuroczy widok!
No nic... pamiętajcie o nakarmieniu psiaków (brenek niezmiennie po prawej) i Enjoy~...
Dni powoli stawały się coraz chłodniejsze. Mimo to dzieciaki z wioski nie znały pojęcia "zimno", gdy wyprawiały się na pobliską łąkę. W tym także niepozorny szatyn, który w tym właśnie momencie spocony, z krzykiem na ustach wbiegł między nieco spłoszone dzieciaki i wykonał popisowe kopnięcie, po którym styrana piłka wbiła się w prowizoryczną bramkę, a nawet przez nią przeleciała. Zadowolony odetchnął, a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Zniknął jednak, gdy został obrzucony wrogimi spojrzeniami nawet przez kolegów z drużyny. Ich stara, jednak zarówno ostatnia piłka poleciała daleko między drzewa przez siłę, z jaką została wyrzucona. Zdenerwowany tym, że również stracił ją z oczu, a więcej ich nie mieli, powlókł się jej poszukać.
Izaya niósł właśnie kolejny już
karton ze swoimi rzeczami licząc, ze pozostawi go w przedpokoju tak
samo jak sześć które niósł przed nim. W chwili w której miał
zamiar stanąć na drugi stopień niewielkich schodków prowadzących
do drzwi coś z szumem przecięło liście pobliskiego drzewa i
spadło prosto do kartonu bruneta. Po brzdęknięciu można było
sądzić, że jedna z ramek na zdjęcia została właśnie rozbita.
Izaya obejrzał się zaskoczony i zobaczył, jak pomiędzy krzakami
przedziera się szukający czegoś dzieciak.
- Ładny strzał! - krzyknął chcąc
zwrócić na siebie jego uwagę.
Poharatany gałązkami i dwa razy
poparzony przez pokrzywę, Shizuo mimo wszystko przedzierał się
przez drzewa i krzaki. Wkurzony kopnął zerwaną gałąź i nachylił
się, by spojrzeć pod kolejny krzak. Słysząc czyjś głos jednak
poderwał się i rozejrzał czujnie. Skinął głową na komplement,
jednak dalej skamieniały i wyprostowany jak struna stał w miejscu.
Nie wiedział w końcu co ten obcy tam tak właściwie robił.
- Mógłby pan odkopnąć piłkę? -
odkrzyknął, widząc znajomą, obdrapaną kulę w kartonie bruneta.
- Odkopać ciężko, ale oddać mogę.
Chodź tutaj~! - krzyknął i zachwiał się lekko, przekładając
karton do jednej ręki, a drugą wykonując zapraszający gest. -
Może na to nie wygląda ale mam ciastka~... - dorzucił zachęcająco.
Shizuo kopnął kamyk, ukrywając
wahanie. W końcu żeby to raz słyszał, że do obcych nie wolno się
zbliżać... Ale skoro radził sobie z rozszalałymi psami, które
szczekały na jego brata, to chyba poradziłby sobie i z tym dziwnym
gościem. Tak przynajmniej sobie wmawiał. W domu miał tymczasowy
zakaz na ciastka.
Podchodząc, zlustrował go dokładniej nieufnym wzrokiem. Ani ten wesoły uśmieszek, ani ciemne
ciuchy, a już tym bardziej czarna peleryna nie wzbudzały w nim
zaufania. Do tego kusił go na ciastka. Zabrakło tylko szczeniaczków
w piwnicy.
- Mogę? - spytał, wskazując
podbródkiem karton. Ręce wsadził w kieszenie, niedbale, jakby te
ciastka go zupełnie nie obchodziły. Ale skoro proponował...
- Mhm~. - Izaya przykucnął, pozwalając
zabrać dziecku z kartonu swoją własność.
Otworzył drzwi do domu, pokazując
przybyszowi małą kartonową armię stojącą w przedpokoju. -
Uważaj, żeby się nie przewrócić. Umyj ręce i chodź do
kuchni~... - zaproponował z łagodnym uśmiechem ustawiając nowo
przybyły karton w rządku z innymi.
- Nie jestem ciamajdą. - mruknął,
wchodząc i rozglądając się uważnie w poszukiwaniu toalety. Dość
daleko w tym lesie zaszedł, nie spodziewał się w ogóle, że jest
tu jakiś dom. Zwłaszcza z kimś w środku... - Wprowadza się pan?
- rzucił, otwierając jedne z drzwi. Pudło, schowek. Otworzył więc
kolejne i dopiero wszedł do środka, odkładając piłkę, by umyć
szybko ręce. Spuścił ciemną wodę, potem rozchlapując nieco tą
czystą. Otrzepał ją z rąk i wyszedł, szukając wzrokiem
nieznajomego.
- Powiedzmy, ze zaczynam nowe życie. -
mruknął bardziej do siebie niż do przybysza i uśmiechnął się
tajemniczo pod nosem. Wyjął z jednego z kartonów talerzyk i po
opłukaniu i wytarciu go wyłożył na niego ciastka. Po chwili
zastanowienia wydobył też rondelek stwierdzając, że ciepłe mleko
powinno pasować do ciastek. Widząc kątem oka niepewną brązową
czuprynę wyglądającą przez drzwi uśmiechnął się wesoło i
znów kiwnął zapraszająco, tym razem wskazując na jedno ze
stojących w kuchni krzeseł.
- Nowe życie? - powtórzył, wdrapując
się na krzesło. Sięgnął po ciastko, ale wzrok utkwił w
rondelku. Wyciągnął szyję, żeby dojrzeć, co jest w środku. -
Mleko? - szepnął pytająco, starając się ukryć zadowolenie.
Ugryzł ciastko, unosząc ciekawy wzrok na gospodarza. - Jestem
Shizuo. - dodał głośniej i wyraźniej, po czym wstał, obszedł
stół i wyciągnął do niego rękę.
Brunet skupił się na mieszaniu mleka
w garnku. Gdy było gotowe przelał je do kubka i ustawił na
blacie.
- Mleko~! - zgodził się wesoło z chłopcem podsuwając kubek bliżej niego. Chciał usiąść naprzeciw chłopca i porozmawiać z nim chwilkę, toteż lekko się zdziwił gdy dziecko wstało, stanęło przed nim i przedstawiło się poważnym tonem. Cóż... Rozbawiło to lekko bruneta. - Izaya. Miło mi cię poznać Shizu-chan~... - Przykucnął uśmiechając się i tłumiąc wesołość, i uścisnął dziecięcą rączkę.
- Mleko~! - zgodził się wesoło z chłopcem podsuwając kubek bliżej niego. Chciał usiąść naprzeciw chłopca i porozmawiać z nim chwilkę, toteż lekko się zdziwił gdy dziecko wstało, stanęło przed nim i przedstawiło się poważnym tonem. Cóż... Rozbawiło to lekko bruneta. - Izaya. Miło mi cię poznać Shizu-chan~... - Przykucnął uśmiechając się i tłumiąc wesołość, i uścisnął dziecięcą rączkę.
- Nie ,,Shizu-chan", Shizuo. -
poprawił go i trzepnął lekko w ramię zaraz po przywitaniu. Ledwie
go musnął, ale to było jasne, że nie podobało mu się to
zdrobnienie. Nim ten wstał, szatyn znów wdrapał się na krzesło i
ugryzł ciastko, po czym popił je słodkim mlekiem, wpatrując się
w niego. Nie mógł się jeszcze zdecydować, czy mu zaufać. Ale dał
mu ciastka i mleko bezinteresownie, to już był spory plus. Oblizał
mleczne wąsy. - Co się stało z twoim starym życiem? - ponowił
pytanie, po przedstawieniu się już płynnie przechodząc na ty.
Form grzecznościowych używał tylko kiedy musiał. Albo chciał.
- Ale Shizu-chan o wiele bardziej do
ciebie pasuje... - żachnął się brunet przysiadając na drugim
krześle. Na kuchence zagwizdał czajnik, więc Izaya wstał szybko, zalewając przygotowaną sobie wcześniej w kubku kawę. Uśmiechnął
się i wraz z kubkiem wrócił do stołu. Pomieszał kilka razy
łyżeczką chcąc, by drobinki kawy opadły na dno, po czym oblizał
łyżeczkę i ustawił ją na kubku. - A moje stare życie zwyczajnie się
skończyło. Nie ma co rozpamiętywać. Bardziej ciekawi mnie co taki
mały chłopiec jak ty robił tak głęboko w lesie. - Przyjrzał mu
się zaciekawiony.
- Nieprawda. - zaprzeczył, marszcząc
czoło. Miał go za dziecko, czy co? Pf. Wiek nie czyni dziecka...
Był już dorosły! Duchem. - Rozumiem. - dodał słysząc jego
wyjaśnienie i tylko skinął na korytarz, gdzie zostawił swoją
zabawkę. - Piłka nam zniknęła z oczu. Za mocno kopnąłem. Zdarza
się. - mruknął, nie chcąc tłumaczyć, że grali aż na łące i
że czasem zdarza mu się... dziwnie nadużyć siły. Tylko
nieznajomego chcącego go zbadać albo zamknąć mu brakowało.
-"Graliśmy"? To znaczy, że
jesteś tu z przyjaciółmi? - zapytał upijając łyk kawy. Była
gorąca, ale pyszna. - Nie martwią się o ciebie? Najpierw znika wam
piłka, a później sprawny strzelec~... To dość niepokojące. -
zauważył. - Jeśli chcesz możesz ich też zaprosić na ciastka. Mam
ich całkiem sporo. - zapewnił.
Ścierając okruszki z brody, a
potem wymijająco strzepując je z koszulki, pokręcił z werwą
głową.
- Zajmą się pewnie berkiem, czy coś.
Piłkę im oddam później. - Podniósłszy wzrok złapał za mleko i
ze smakiem dopił cały kubek nim ostygł. - Zostali na łące i nie
chce im się pewnie latać po lesie. Jakby im się chciało nie
opędziłbyś się przed słodyczożercami. - dodał, pomijając to,
że sam strasznie lubił słodycze. Przecież on go nie naciągał!
Sam zaproponował, to się zgodził.
Izaya zachichotał. Ten dzieciak
wydawał mu się uroczy.
- Nie przeszkadzałoby mi to. Nie lubię
słodyczy. - mruknął podsuwając Shizuo jeszcze bliżej talerzyk z
ciastkami. - Więc nie byłbym zły, gdyby znalazł się ktoś kto
zjadłby je za mnie~... Znasz może kogoś takiego? - dopytał
wpatrując się w niego intensywnie. Był ciekaw reakcji.
- Nie lubisz słodyczy... - powtórzył
powoli, po czym spojrzał na niego nieufnie i obrócił ciastko w
palcach. - Zatrułeś je? - spytał wprost, pokazując na ciastko.
Nie lubi słodyczy, a kupił ciastka, których nie ma kto zjeść. -
Jesteś dziwny. - dodał, podsuwając mu bliżej swój kubek po
mleku, patrząc mu przy tym w oczy. Miał nadzieję, że domyśli
się, że do większej ilości ciastek potrzeba oczywiście mleka. -
I mieszkasz sam, nie?
Izaya nie wytrzymał i roześmiał się
serdecznie.
- Twierdzisz, że są zatrute, ale mimo
to chcesz je zjeść? - Przewrócił oczyma i zabrał od szatyna kubek
zaraz wlewając go garnuszka mleko i znów je podgrzewając. - I niby
to ja jestem dziwny, co? - Spojrzał przekornie na chłopczyka
opierając się rękoma o blat szafki obok kuchenki.
- I tak pewnie nic mi nie będzie. -
żachnął się i mniej chętnie ugryzł ciasteczko. Po tym popatrzył
na niego opierając głowę na dłoni. - Jesteś baardzo dziwny. Ale
chyba niegroźny. - dodał pojednawczo, po czym rozejrzał się. -
Nie ma tu zegarka?
- A skąd ta pewność? - Izaya uniósł
jedną brew. Shizuo był naprawdę dziwnym dzieckiem, ale mimo
wszystko sympatycznym. - Co gdyby się okazało, że to jednak nie
czekolada a trucizna co? - mruknął przelewając mleko z garnuszka
do kubka i znów stawiając go przed Shizuo. - A zegarek o który
pytałeś jest pewnie w jednym z kartonowych żołnierzy stojących w
przedpokoju~...
- Na mnie nie działają trucizny. -
stwierdził pewnie, otwierając trzymany w palcach kawałek, żeby
zobaczyć nadzienie. Polizał. - A to smakuje zupełnie jak
czekolada. - dodał i zamoczył kawałek w mleku, po czym zjadł. -
Hmm... Pomóf fi sie wypakofać? - zapytał bez dłuższego namysłu.
Skoro już go tak bezinteresownie częstował to wypadałoby się
odwdzięczyć, nie?
- Nie mów, że wziąłeś to na serio
Shizu-chan~... - Spojrzał na niego zdziwiony. Czyżby ten uroczy
szatynek nie wiedział na czym polega sarkazm? - A pomoc przy
rozpakowaniu by mi się przydała. - Podrapał się po głowie. - Choć
pewnie ty wolisz się pobawić z innymi, więc nie będę zabierał twojego czasu. - Pogłaskał go po głowie kudłając mu przy tym
włoski.
- Nie dodawaj ,,chan", nie jestem
dziewczyną! - fuknął na niego, odsuwając jego rękę, marszcząc
brwi. - Mogę pomóc. - dodał spokojniej. - Mam czas. A tobie przyda
się czyjaś pomoc, widziałem, jak się męczyłeś z tym kartonem.
Powiesz mi tylko co i gdzie. - Złapał za mleko, wypił całą
szklankę i otarł górną wargę, po czym wstał wzdychając cicho i
przeszedł do przedpokoju. - Od czego zaczynamy? - zapytał,
rozglądając się, a potem spoglądając na niego nieco niepewnie. -
Możesz mi dać coś przenieść, jak jest dla ciebie za ciężkie. -
odezwał się niemal dorosłym tonem.
Izaya rozbawiony poszedł za chłopcem
nie mogąc się nadziwić jego osobliwemu stylowi bycia. A mówił,
że to on jest dziwny... Przykucnął przed Shizuo tak by ich oczy
były na tej samej wysokości.
- Chwila, chwila skoro mnie było
ciężko to nieść to jak mógłbym pozwolić targać to małemu
chłopcu. A przez to, że jesteś mały będę nazywał cię
"Shizu-chan" jeśli chcesz, żebym przestał to urośnij! -
powiadomił go wesoło znów pacając go po głowie. Nic nie mógł
poradzić na to, ze polubił ten gest. Jego mały towarzysz zabawnie
się wtedy naburmuszał.
- Piję mleko, więc jestem silny, ale
i tak wolno rosnę. - powiadomił go. No nie jego wina, nic się z
tym nie dało zrobić. I jeszcze Izaya zachowywał się, jakby
faktycznie był dzieckiem... Znaczy był, ale co z tego? Nie musiał
od razu kucać i pacać go po głowie jak dobrotliwa ciotka. Tracił
przez to na powadze. - I na pewno jestem silniejszy niż ty! -
prychnął, po czym wyrwał się, żeby złapać za któryś z
kartonów. Najtrudniej było go objąć, ale że zrobił to od
krótszego boku, to się udało. Wyczuwał, że jest ciężki, bo to
ten sam, który Izaya dopiero co wniósł. Po czym go podniósł.
Lekko się zarumienił z początkowego wysiłku, ale dał radę.
Zawsze dawał. Przynajmniej kiedy pomagał w ten sposób zwykle go
chwalono. Czy to starsza pani z koszykiem, czy mama z przesunięciem
jakiejś szafy... - No? To gdzie to przenieść? - Uśmiechnął się
mimowolnie, dumny z siebie, czekając na zaskoczenie bruneta.
- Dobra, dobra jesteś silniejszy ode
mnie, zgoda. - Izaya szybko podniósł się z kucek i podszedł do
blondyna chcąc od niego zabrać karton. - Ale nie bierz ciężkich
rzeczy bo coś ci się stanie. Jeśli naprawdę chcesz mi pomóc to
mam też inne kartony. - Olśniło go. Miał przecież parę
lżejszych, ale większych, na przykład te z ubraniami czy pościelą.
- Mhm. Ale z tym sobie nie radzisz. A
ja tak. - Obrócił się do niego tyłem, zaraz spokojnie maszerując
w stronę najbliższego pokoju. Dalej się uśmiechał pod nosem,
choć reakcja nie była taka, jak się spodziewał. A może to nawet
lepiej, może tego potrzebował. Nie traktowania go jak
niewytłumaczalnego mutanta. Może dlatego tak nagle poweselał.
Jednocześnie postanowił, że nie da z siebie robić dzieciaka.
Skoro mógł pomóc, to wypadałoby tę pomoc przyjąć. Po co robić
coś samemu i się męczyć, kiedy ktoś dla kogo taka rzecz jest
łatwa może to zrobić za ciebie? No i zasłuży sobie na te
ciastka. Żeby nie było, że je wyżebrał. I mleko też. Czekał
tylko żeby mu powiedzieć, który to pokój. - Jak mi nie powiesz
gdzie to, to zacznę tam. - dodał, prawie docierając do framugi.
- Hej Shizu-chan a co jak się
przedźwigniesz i będę miał cię na sumieniu, co? - zapytał idąc
za nim z lżejszym pudełkiem w ręku. - A to ma iść na górę do
biblioteczki. - dodał widząc, że jak tak dalej pójdzie to Shizuo
zostawi je w toalecie... Choć niewątpliwie książki i w takim
miejscu byłby przydatne.
- Powiedz mi to kiedy... Um... No
nieważne. Nie przedźwignę się. - Wypiął pierś dumnie, tak
naprawdę żeby utrzymać odrobinę ciążące pudełko i zmienił
kierunek na schody. Powoli, ale sukcesywnie dotarł na górę. Tam
przystanął, żeby zlokalizować odpowiedni pokój. To było dość
trudne, z racji tego, że były zamknięte. - Kupujesz dużo mleka,
czy masz własną krowę? - zagadnął, co wbrew pozorom było dla
niego bardzo ważne.
- Nie kupuję i nie mam krowy. Tylko
dziś przypadkowo znalazło się w mojej lodówce. Miałeś
szczęście. - zapewnił szatyna wchodząc za nim z uwagą po
schodach. Żeby mu tylko nie upadł. - Ale jeśli będziesz wpadał
częściej nic nie stoi na przeszkodzie, żebym je kupować. Ciastka
upiec też mogę. Ne Shizu-chan a lubisz może czekoladowe babeczki?
- Lubię wszystko z mlekiem i
czekoladą. - potwierdził, stawiając pudełko w przedsionku tych
wszystkich pokoi. Zajrzał z lekkim wahaniem za pierwsze. Sypialnia,
najwidoczniej. Co dalej? - A najlepszy jest budyń. - dodał
wskazując drugie drzwi i patrząc na niego z oczekiwaniem. - Ale
samo mleko też jest ważne. Powinieneś je mieć. - zapewnił, jakby
od tego zależało dobro osobiste Izayi.
- Dobrze, postaram się mieć trochę
na wypadek gdyby jakaś zabłąkana piłka znów wylądowała mi w
rękach. - zgodził się opierając o balustradę schodów. Z
zaciekawieniem przyglądał się Shizuo stającemu na palcach i
otwierającemu po cichu i niepewnie po kolei drzwi po drzwiach. Ta
scena miała dla Izayi jakąś nieopisaną dziecięcą słodycz i
niewinność której wiedział, że nie powinien przerywać.
- Mhm... Dobrze. - mruknął, nie
bardzo go słuchając. Wszedł do jednego z pokojów i rozejrzał się
w środku. Widział już ładnie zmontowane, ciemne regały, ale żeby
ich było aż tyle? I wszystko to widać na książki... A może
oprócz tego miał jakąś kolekcję którą chciał wystawić? A
potem odkurzać? - To tu, nie? - zapytał, wracając do przedpokoju i
podnosząc pudło. Nic innego nie mogło być tak dobrze dopasowane i
ciężkie, jak nie książki. Chyba.
- Mhm. - Izaya pokiwał głową
ruszając za Shizuo do biblioteki, która mała być również jego
gabinetem. Swoje pudełko odstawił na biurko. Przez chwilę grzebał
w nim zastanawiając się co w sumie przywiózł. Nie przypominał
sobie, żeby coś poza książkami, papierami, lampą i czymś do
pisania było mu potrzebne... Ale żeby lampka zajmowała aż tyle
miejsca. - Miałem tu jeszcze postawić zdjęcie, ale pewna piłka mi
je pobiła. - mruknął do siebie, przyglądając się pustemu biurku.
No cóż... I tak nie potrzebował zdjęcia.
- Mh... Przepraszam. - mruknął
szatyn, stawiając pudło na dywanie. Podrapał się w kark,
opuszczając drugą rękę. - To było coś ważnego? - dopytał, w
sumie ciekawy, co za zdjęcie Izaya chciał tam stawiać. Kogoś
ważnego? Rodziców? Żony? Dziecka? I czemu tego kogoś nie było z
nim? Komu chciałoby się mieszkać tak daleko od wioski i to całkiem
samotnie? Przecież to było kompletnie zdziwaczałe. Chociaż nie w
tym bardzo złym sensie. Mężczyzna był całkiem miły, a nawet
niezwykły na swój sposób. Zbyt miły jak na dziwaka...
- Nic się nie stało. Zdjęcie jest
całe, tylko ramka pęknięta. Nie martw się. - Uśmiechnął się
głaszcząc go po głowie. Drugą ręką wydobył fotografię z
kartonu. Pokazał ją Shizuo przykucając obok niego. - Co widzisz? -
zapytał zaciekawiony. Prawdopodobnie Shizuo dostrzeże tylko lustro
i kawałek blatu na którym stoi aparat, który właśnie robi
zdjęcie. - To moje pierwsze zdjęcie. - dodał z pewną nutą dumy w
głosie.
Szczęka opadła chłopcu sama.
Wpatrywał się w niego zdumiony, nie samym tym, że Izaya sam robił
zdjęcie ale raczej... jego zawartością. Zwykle ludzie robili
zdjęcia sobie, a tu...
- Kawałek pokoju i lustro. - odparł w
końcu zgodnie z prawdą. Przekrzywił głowę, ale to nadal było to
samo. Dziwak. Zwariowany dziwak. Bardzo ciekawy dziwak. Shizuo
spojrzał za okno i zmarszczył brwi. - Chodź po więcej kartonów.
- Pociągnął go za rękaw, żeby zostawił to wszystko i szedł po
więcej. - Zachody idą coraz szybciej.
Izaya zaśmiał się serdecznie
wychodząc z pokoju za śpieszącym się chłopcem.
- Hej, hej nie uciekaj tak szybko bo mi
jeszcze ze schodów spadniesz~... - Uśmiechnął się idąc za nim i
zanucił sobie coś pod nosem. Wpatrzył się w plecy Shizuo i zaczął
snuć swoją krótką opowieść. - Zrobiłem to zdjęcie jako
dziecko. Ustawiłem aparat na szafce tak by dokładnie odbijał się
on w lustrze i mógł mnie sfotografować, ale nie przewidziałem
tego, że to moje pół czoła które sięgało nad toaletkę
zostanie zasłonięte przez aparat.
Jedynym co zleciało po schodach
był chłopięcy śmiech. Zatrzymał się na chwilę, żeby zadrżeć
ze śmiechu, po czym jeszcze szybciej zbiegł na dół, zeskakując z
ostatnich 2 stopni, Po tym obrócił się i spojrzał na bruneta z
jawnym rozbawieniem.
- Dziecko-widmo. Musiałeś być
knypkiem. - Cofnął się o parę kroków, niemal potykając się o
karton, który zaraz odwrócił jego uwagę. Uchylił go lekko, a
stwierdziwszy, że jest w nim jakiś materiał, podniósł go i
poczekał na bruneta, żeby znów z nim iść do jednego z pokojów i
odłożyć to na miejsce.
- Jeszcze większym niż ty. - zgodził
się obserwując rozbawienie chłopca. Gdy ten zachwiał się i o
mało nie przewrócił przez jeden z kartonów Izaya podszedł
szybciej chcąc go w razie czego złapać, jednak Shizuo utrzymał
równowagę. A nawet wyciągnął materiał z pudełka. - Tego nie
musimy nigdzie wynosić. - Zapewnił go widząc, co chłopiec trzyma w
rękach. - To trzeba będzie potem powiesić w całym domu. - mruknął.
- Zasłony? - mruknął do siebie.
Postawił pudło i przesunął raz jeszcze materiał w dłoniach.
Podniósł się i sprawdził w takim razie kolejną paczkę. Potem
zaniósł ją zgodnie z instrukcjami Izayi, znów biegnąc wesoło po
schodach. Gdyby nie było sporej szansy, że się wywali i narazi na
pośmiewisko, pewnie i zjechałby po drewnianej, wypolerowanej
poręczy. Jednak póki co zadowalał się bieganiem, skakaniem i
zgłębianiem zawartości kartonowych pudeł. W końcu przecierając
lekko zaróżowione czoło nabrał głęboko powietrza i odetchnął
cicho, niechętnie zerkając na zabarwione na pomarańczowo okno. -
Będę musiał już iść. - wyburczał, drapiąc się znów nerwowo
po łydce, gdzie zapewne już dobrych parę godzin temu poparzyła go
pokrzywa. - Pewnie ominęła mnie kolacja. - Jakby na dowód tego
cicho zaburczało mu w brzuchu. Podniósł więc obdrapaną piłkę,
zerknął na Izayę jakby nieco ponuro i złapał za klamkę. - Do
zobaczenia. - mruknął, już sobie otwierając.
- Czekaj, czekaj zrobię ci chociaż
kanapkę na drogę co? W końcu tak bardzo mi pomogłeś~... -
Pochwalił go idąc w stronę kuchni. - Z czym lubisz? Zobaczymy czy
to mam... - mruknął w zastanowieniu przeglądając swoje zapasy.
Cóż... Pustawo było, ale przecież nie puści go głodnego.
- Mhm... Nie zdążyliśmy z
zasłonami... - mruknął, zamykając jeszcze na moment drzwi. - Z
czymkolwiek. Z serem. - Dłuższą chwilę się wahał, ale w końcu
zajrzał jeszcze do kuchni. - Tylko zanim będzie ciemno. Nie lubię
wilków. - dodał, ściskając kulisty, chropowaty przedmiot pod
pachą. Nieświadomie nawet gładził go palcami i lekko skrobał
paznokciem, czekając. Gdyby tylko nie był tak bardzo głodny po
zabawie i pracy...
Izaya wręczył chłopczykowi kanapkę
i złapał za swój czarny płaszcz.
- Odprowadzę cię dobra? - zapytał.
Przez te kilka godzin spędzonych z Shizuo zrozumiał, że chłopiec
nie lubi być traktowany jak dziecko. Postanowił więc podejść go
inaczej. - We dwóch będzie nam raźniej a i wilki raczej nie atakują
ludzi w grupie.
- Dwójka to jeszcze nie grupa. -
zauważył, mimo to spojrzał na niego bez poprzedniego
przygnębienia. - Ale jak wezmą cię za potwora w tej pelerynie na
pewno się wystraszą! - Uśmiechnął się pod nosem i ugryzł
kanapkę, po czym doskoczył do drzwi i je przed nimi otworzył na
oścież. Wybiegł na zewnątrz, ale odwrócił się po drodze,
czekając na niego. Całkiem się cieszył, że ten raz nie będzie
szedł sam, otoczony przez przerastające go drzewa i krzaki. Wbrew
pozorom w końcu był tylko dzieckiem, a las nie był jego
środowiskiem naturalnym, jak to niektórym zdarzało się mówić.
- Oczywiście Shizu-chan, przecież jestem
najstraszniejszym potworem w tych lasach. Co mi może zrobić jakiś
wilk. - zażartował zamykając dom i podchodząc do Shizuo. Wyciągnął
do niego rękę. - Daj łapkę, żebym cię przypadkiem nie zgubił...
- Nie gubię się. - Pokręcił głową
i obrócił się, kierując między drzewa. - No, a ty jesteś
przerażający. Ta peleryna, te kły i pazury...! - Pokazał
zakrzywione palce, unosząc ramiona, zawarczał, a potem odgryzł
znów z apetytem kawałek kanapki prostując się. - Ale łakby fe
nie pszestłaszyły to je przegonię. - zadeklarował, łapiąc go
jednak za rękaw i prowadząc.
- Dobrze, dobrze Shizu-chan pozwolę ci
być moim rycerzem w lśniącej zbroi. - zachichotał wpatrując się
w małą rączkę ściskającą go za rękaw. Była niesamowicie
drobna jak na chłopca który uparł się, żeby poprzenosić
kartony. - Choć chyba nam się coś pomieszało w tej bajce skoro
rycerz broni potwora, co o tym myślisz?
- Nie kwalifikujemy się do takich
bajek. - Chłopiec wzruszył ramionami i równie nagle je opuścił.
Chyba już trochę ufał Izayi. Chyba mógł mu powiedzieć. Ale i
tak dał sobie czas, gryząc kanapkę i zapychając nią sobie usta.
Stopniowo jak chomiczych policzków ubywało, jego mina stawała się
bardziej wojownicza. - Też jestem potworem. Ale nie masz się czego
bać. - dodał od razu, odwracając na niego uważny wzrok. - Tylko
na podwórku. - zapewnił.
- W to nigdy nie uwierzę
Shizu-chan~... Potwór nie pomógłby mi z tymi pudełkami. Jesteś
na to za miły. - Zaśmiał się i pogładził szatyna po głowie. -
Niby czemu miałbyś być potworem? W jakiejś zabawie? - zapytał
ciekaw. W sumie... Do Shizuo bardziej pasowała srebrna zbroja niż
gadzie łuski, więc powinni chyba znaleźć kogoś innego na miejsce
potwora w ich zabawach.
- Właśnie potwór powinien. -
poprawił go kręcąc głową. To przecież takie jasne. - Tylko
potwór ma taką dużą siłę. - Popatrzył mu w oczy upewniając
się, czy zrozumiał. W końcu jak nie będąc potworem by mu pomógł
z noszeniem tych wszystkich rzeczy? Podszedł bliżej jednego z
krzaków i odgarnął gałąź, która zasłaniała drogę. Syknął
i przymknął jedno oko, gdy jedna z mniejszych gałązek wyleciała
mu spomiędzy palców i trzasnęła w twarz, robiąc małe nacięcie
na policzku.
- Nigdy w to nie uwierzę, potwory nie
pomagają ludziom. Jesteś za miły by nazywać cię potworem. -
powtórzył z uporem maniaka. Nie był pewien czy on i Shizuo
rozumują w podobny sposób. Szatyn puścił go i podszedł do
krzaków. Chwilę później Izaya usłyszał ciche syknięcie.
Zaniepokojony odgłosem podszedł do Shizuo i pociągnął go za
ramię obracając do siebie. Schylił się, by widzieć dokładnie
chłopca w coraz krótszych promieniach zachodzącego słońca.
Przyjrzał się uważnie jego zdziwionej buzi i gdy w końcu
zlokalizował rozcięcie na policzku poślinił swój palec i starł
krew. - Musisz być bardziej ostrożny. - westchnął uspokajając się.
Przez chwilę martwił się, że Shizuo stało się coś
poważniejszego. - Widzisz... Potwory są odporne na ból, bo nie ma
ich kto opatrzyć gdy zajdzie taka potrzeba. Ja zawsze będę się o
ciebie martwić, więc nawet jeśli do dzisiaj nim byłeś to teraz
przestałeś być potworem. - oświadczył mu z uśmiechem i puknął
go palcem wskazującym delikatnie w nos.
Cienkie, jasne brwi powoli zbiegły
się w niemal ciągłą linię. Powoli trawił jego słowa, w końcu
otworzył usta, żeby jakoś odpowiedzieć, nie przejmując się
dłużej ranką, ale został odwrócony, a nawet ktoś otarł mu krew
z twarzy. I to nie był nikt z rodziców. Ani brat. Otworzył szerzej
oczy, a nawet otworzył usta, żeby mu odpowiedzieć, ale nic się
zza nich nie wydobyło.
Jak to nie był już potworem...?
Zamknął usta, zacisnął je w
cienką linię, a w końcu z namysłem skinął głową. Może gdyby
był młodszy to by go przytulił. Ale z tego już wyrósł, przecież
to było dziecinne...
- Rozumiem. - mruknął i odwrócił na
moment wzrok. - Ale i tak będę ci pomagał, bo nie umiesz nosić
ciężarów. - burknął zerkając na niego i na powrót złapał go
za rękaw, ciągnąc za gałęzie.
- Może i nie umiem, ale jestem pewien,
że jakbyśmy zrobili konkurs wspinania się po drzewach, albo
zagrali w berka to bym wygrał. - stwierdził pewnie. Przekręcił
swoją dłoń tak by złapać za rączkę Shizuo. Mimo, że starał
się tego nie okazywać Shizuo prawdopodobnie bardzo cieszył się ze
słów Izayi dlatego brunet postanowił podwoić wysiłki.
- Bo masz dłuższe nogi! - wybronił
się, ściskając lekko jego dłoń. Odruchowo. No pewnie, że
odruchowo, a na pewno to dał mu znać, patrząc na niego
naburmuszonym wzrokiem. Mimo to kiedy spojrzał znów na drzewa przed
sobą jakby poweselał. Potrząsnął nawet jego dłonią, ciągnąc
lekko do przodu, gdy zaczęło się robić coraz bardziej granatowo
na niebie. Wiedział, że za chwilę odezwą się sowy, a nawet
wilki, a tego wolał uniknąć. W końcu dotarli na polanę, a stamtąd było już dużo łatwiej dotrzeć do domu. Spojrzał jednak
znów na niebo. Ciemno. Było naprawdę ciemno... - Nie boisz się
wracać samemu? - spytał powątpiewająco. W końcu... - Co jak
napadną cię wilki? Może chodź ze mną do wioski. Powiem mamie, że
mnie przyprowadziłeś. Na pewno cię przenocujemy. - W końcu nie
chciał tracić go zaraz po poznaniu. Już zwłaszcza w jakimś
głupim wypadku.
- Nie martw się, nie martw.- Zapewnił
go głaszcząc go po głowie.- Żaden wilk mnie nie będzie atakował. Stwierdzi, że dziwak i nie wiadomo co zrobi. - Zaśmiał się wesoło
zrównując krok z chłopczykiem. - Odprowadzę cię tylko do wioski
i zaraz wracam. - Mruknął rozglądając się. Niby byli na polance,
ale otaczające ich drzewa zlewały się w jedną czarną
wszechogarniającą ich plamę. - Jakby ktoś rysował na ziemi
ogromne atramentowe kółeczko w którego środku jest ta polanka. -
mruknął na głos
- Mhm... Tylko żebyś potem nie trafił
do doktora. - zagroził mu, ściskając znów lekko jego dłoń i
prowadząc pewnie w stronę domu. Głaskanie zignorował, chociaż
dorośli wyobrażali sobie nie wiadomo co myśląc, że im wolno
skoro tylko są więksi. Jednak z doświadczenia wiedział, że żadna
siła nie mogła ich przed tym powstrzymać... No chyba, że
zaczynali się go bać. Ale nie chciał, żeby brunet się go bał. -
Jeszcze nie słyszałeś odgłosów zwierząt. Wtedy wydaje się, że
drzewa pokazują zwierzętom gdzie jesteś, żeby cię mogły zjeść.
Słyszałem nawet, że są tu duchy, ale to bzdura, nie wierz
Kai'owi. - Pokręcił gwałtownie głową, prowadząc go wąską,
wydeptaną ścieżką i nawet odgarniając kolejne gałązki.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że
boisz się duchów Shizu-chan? - spojrzał na niego zaszokowany.
Chłopiec przecież jeszcze tak niedawno upierał się, że jest
potworem a teraz mówi, że przeraża go las? - Wracając do naszej
wcześniejszej rozmowy nie możesz być potworem, ponieważ potwory
przyjaźnią się ze zjawami. - dodał wesoło rozglądając się na
boki. - Ale jeśli naprawdę się boisz chętnie cię przytulę jeśli
zajdzie taka potrzeba~... - dodał a jego głos na chwilę wydobył z
siebie złośliwą nutkę.
- Chciałbyś! - prychnął, oburzony.
- Mówię ci to, żebyś ty się nie bał, głupku! - Konkretnie się
obraził. To on go ostrzega, a ten oskarża go o bycie tchórzem? Jak
mógł! W ramach zemsty ścisnął jego dłoń mocniej. - Niczego się
nie boję! I nie muszę przyjaźnić się ze zjawami, na pewno
wszystkie by uciekły na mój widok. - dodał butnie, pokazując
zaraz palcem na pobliskie światła. - To już wioska.
- Oi nie sądzę aby ktokolwiek uciekał
przed takim uroczym Shizu-chan'em. - zapewnił go, schylając się i
łapiąc go palcami za policzek. - Prędzej by cię zjadły niż
uznały za potwora. - zapewnił go. Podążył wzrokiem za jego palcem
spoglądając na jaśniejącą dolinkę w której umiejscowiona była
wioska. - Dobra podprowadzę cię jeszcze kawałek żeby mieć
pewność, że żaden wilk cię nie zje~...
- Nie zjadłyby mnie! Rozgromiłbym je
jedną ręką! - zaprzeczył niezadowolony, robiąc jeszcze bardziej
niezadowoloną minę gdy brunet ścisnął jego policzek. - A ty co,
stara ciotka jesteś... - burknął, oswobadzając się z tego
nieprzyjemnego uścisku. Co on nie wiedział, jakie to krępujące...?
Ile miał lat, że zdążył zapomnieć? - Ile masz lat? - rzucił ni
z gruszki ni z pietruszki, zapominając zupełnie o tym całym
przekomarzaniu się.
- Hę? Co? Dwadzieścia jeden. -
zdziwiony odpowiedział przyglądając się nowemu znajomemu. Po co
mu to było wiedzieć? - A ty ile masz lat? - W sumie nie zapytał...
A powinien był skoro Shizuo ma się za takiego dorosłego.
- Hm. Dziesięć. - mruknął,
spuszczając nieco głowę, żeby dać sobie czas do namysłu.
Dwadzieścia jeden. Ostatnio go ciągali za policzki może...
Dwadzieścia jeden... Odjąć... Powiedzmy dwanaście... To... Osiem?
Nie, zaraz... Sie... Nie. Chwilę! On to obliczy! ...Tak, dziesięć.
Całe dziesięć, to dlatego zapomniał... Czy on za dziesięć lat
też zapomni jak to jest w tym wieku? Tak się zamyślił, że prawie
zapomniał, że z nim idzie. Zawędrował aż do ulicy ze sklepikiem
Chiyo-san, gdy podniósł głowę. - Mieszkam niedaleko. Jednak
zostajesz? - Popatrzył na niego pytająco. Skoro zaszedł tak
daleko...
- Miałem zamiar wycofać się już
jakiś czas temu, ale trzymałeś mnie zbyt mocno~... - Uśmiechnął
się potrząsając ich splecionymi dłońmi. - Poza tym wydawałeś
się mocno nad czymś zastanawiać, nie chciałem ci przeszkadzać...
Ne Shizu-chan już wymyśliłeś?
- Nieprawda... - burknął pod nosem.
Spojrzał na siebie, na drogę którą musiał przejść Izaya i
ciemny las za nią. Z daleka czarna ściana wyglądała jak sama
brama do piekła. Nawet on trochę by się bał wejść tam znowu. -
To nic ważnego. - Pokręcił głową i go puścił, zamiast tego
zajmując się skubaniem piłki z resztek gumy patrząc na niego. Nie
chciał się żegnać, jakby się mieli nie zobaczyć, więc czekał,
aż Izaya sobie pójdzie.
- Prawda prawda. Miałeś taki
natchniony wyraz twarzy, a twoja łapka ściskała mnie coraz
mocniej. - Zaśmiał się wesoło i pogłaskał go po głowie ostatni
raz. - No cóż... Wpadnij jeszcze kiedyś do mnie Shizu-chan
postaram się upiec ci wtedy czekoladowe babeczki. - obiecał.
- Skupiony. - poprawił go, ale bez
złości czy czegokolwiek. Raczej trochę z rezygnacją. Dopiero na
wzmiankę o babeczkach pokiwał poważnie głową. - Sprawdzę, czy
nie zgubiłeś się w lesie. - obiecał i oparł dłoń na jego boku,
szturchając go lekko żeby już szedł. Nie chciał żeby szedł
tamtędy o północy. Może i jego bałyby się duchy, ale Izaya nie
był potworem. Tylko dziwakiem. I to miłym dziwakiem, więc na pewno
nabrałby się na ich sztuczki. - Więc się nie zgub.
- Trzymam cię za słowo. - zapewnił
go i odwrócił się spokojnie idąc w stronę lasu. Nie rozumiał
irracjonalnego strachu dziecka przed potworami. Nie rozumiał
dlaczego Shizuo mógłby się bać. - Mimo wszystko dobry z niego
dzieciak. - mruknął do siebie przechodząc już za pierwsze drzewa,
by schować się przed ludzkim wzrokiem. Uśmiechnął się wrednie
przypominając sobie słowa Shizuo jakoby duchy nie istniały. - Cóż
może nie istnieją, ale w tych lasach czai się coś o wiele
gorszego~... - zamruczał melodyjnie po czym zmienił się w
nietoperza i odleciał w stronę swojej chatki.
Ledwie parędziesiąt kroków
później Shizuo był już w domu. Po naklejeniu plastrów na kilka
ranek i opowiedzeniu co tak właściwie dzisiaj wyprawiał poszedł
spać. Śniły mu się bardzo przyjemne rzeczy - ciepłe mleko,
rozpływająca się w ustach czekolada, kruche ciastka i mięciutkie
babeczki. Ciężko było wstać. Dopiero słysząc jakąś sprzeczkę
rodziców ruszył się z miejsca i ubrał do szkoły. Dzień
zapowiadał się słonecznie, ale chłodniej niż wczoraj. I do tego
bradzo, bardzo długo.
Dopiero po lekcjach, kiedy już
zebrał wszystkie książki i wybiegł pierwszy ze szkoły, czas
jakby przyspieszył. Spoglądając na niebo i na zegarek, który
dostał z rana, jakby nigdy nic wszedł między drzewa, do lasu. Tam
też czas minął niesamowicie szybko, jednak dzięki temu też
dotarł niespodziewanie prędko do domku Izayi. Zapukał w drzwi. I
czekał.
Czekał... Czekał... Czekał...
Głucha cisza. Zaczął więc
zaglądać przez okna, słysząc niemal przyspieszający puls. Czyżby
mężczyzna nie dotarł? Coś się stało po drodze? Może jednak coś
go napadło?
- Wchodź Shizu-chan! - Izaya słysząc
przyspieszony puls i czując zapach Shizuo który dokładnie sobie
zapamiętał po wczoraj nie mógł powstrzymać się przed wesołym
uśmiechem. - Chodź do kuchni spróbujesz czegoś dobrego! - zaprosił go. Sam nie mógł podejść do drzwi gdyż mieszał
czekoladową masę w ogromnej misce.
Ciche skrzypnięcie klamki musiało
starczyć dla zaanonsowania, że szatyn wszedł. Wciągając
ostrożnie słodko kakaowe powietrze skierował się do kuchni. Tam
podszedł do piekarnika i węsząc dotarł do samego źródła
słodyczy i ciepła. Jakby Izaya wiedział, kiedy się pojawi.
- Spotkałeś wczoraj wilka? - zapytał,
wyglądając Izayi spod ramienia, co robi.
- Nikogo wczoraj nie spotkałem. Ani
duchów, ani wilków i ani jednej zbłąkanej czarownicy. - zapewnił
go nabierając na palce trochę czekoladowej masy z miski i puknął
nim Shizuo w nos. - Ale dzisiaj trochę pokręciłem się po waszym
miasteczku i okazuje się, że macie całkiem dobrą czekoladę. -
mruknął podsuwając Shizuo łyżkę, którą wcześniej mieszał
czekoladowe nadzienie babeczek. - Spróbuj~... Może dosłodzić?
- Mhm... Czarownic tu nie ma. -
mruknął, wycierając nos o rękaw z nieco niezadowoloną miną.
Zmieniła się ona jednak, gdy zauważył słodką masę. Zjadł
trochę, powoli rozkoszując się gęstą konsystencją. Uśmiechnął
się i pokazał mu uniesiony kciuk. - Nasz cukiernik robi z niej
dobre torty na urodziny. - dopowiedział, wpatrując się nieco
tęsknie w samą masę. Jednak skoro jej nie mógł więcej zjeść,
powoli wyciągnął rękę, chcąc "podebrać" upieczoną
już babeczkę. Jednak tak widzialnie, żeby Izaya się nie
pogniewał.
- Cóż, waszemu cukiernikowi pewnie nie
dorównam, ale może i moje babeczki ci zasmakują. - mruknął
udając, że wcale nie zauważył jak blondyn podbiera babeczkę. -
Tylko się nie poparz. - rzucił jakby od niechcenia, choć
faktycznie się martwił... Dopiero chwilę temu wyjął ciastka z
piekarnika.
- Ja się nie poparzam. - zadeklarował,
trzymając babeczkę za brzeg foremki. Podrapał się znów po
wczorajszym pokrzywowym poparzeniu, rozdrapując już malutkie ranki,
po czym pomachał babeczką i odsłonił nieco foremkę, stawiając
słodycz na stole. Musiał się do niej w końcu dobrać, nie?
Rozpołowił ją palcami, potem dmuchając na nie delikatnie i
czekając. - Oi, Izaya? Kim jesteś z zawodu? - zapytał, nagle
tknięty pewną myślą. Mieszkał z dala od wioski, nie szedł tam
do pracy, chyba dziś w ogóle nie miał pracy... Albo miał wolne?
To kim był?
Izaya widząc jak szatyn rozgniata jego
perfekcyjną babeczkę zacmokał z niezadowoleniem, wyjął z szafki
talerz i podłożył go Shizuo pod foremkę, tak, żeby przypadkiem
nie nakruszył.
- Możesz po prostu poczekać aż
ostygnie a nie wypruwać flaki mojej cukierniczej abstrakcji... Poza
tym wewnątrz była czekolada... I zgaduję, że rąk też nie umyłeś
co? - zapytał patrząc na niego przez chwilę protekcjonalnym wzrokiem,
po czym jednak uśmiechnął się pogodniej. - Zrobię ci ciepłego
mleka do tych babeczek, a ty idź umyć łapki, dobra? Potem mogę ci
poopowiadać trochę o mojej pracy.
- Um... - Popatrzył na niego, potem na
swoje gdzieniegdzie zazielenione od liści ręce, a w końcu schował
dłonie za siebie i się odwrócił, co oczywiście zniweczyło cały
efekt ukrycia ich. - Nie są aż tak brudne! - zaprotestował,
znikając już za framugą. Mimo to trafił do zlewu i je umył. Gdy
znów wrócił, pierwsze co usiadł na krześle i uniósł połowę
babeczki, żeby zacząć ją jeść małymi gryzami.
- Mhm... Shizu-chan nie ucz się nigdy
kłamać. - mruknął przelewając mleko do garnuszka. Szatynek był
uroczy z tą swoją dziecięcą naiwnością. To była jedna z rzeczy
które Izaya bardzo w nim polubił. Brunet postanowił, korzystając
z czasu jakiego potrzebowało mleko, żeby się zagrzać, przełożyć
masę wraz z nadzieniem do foremek i wstawić do piekarnika drugą
porcję babeczek. Gdy tylko to zrobił podsunął Shizuo miskę z
czekoladą. To mógł zjeść i nie było zbyt gorące. Do tego było
w znacznej części czystą czekoladą, więc Izaya miał nadzieję,
że jego małemu znajomemu się to spodoba.
- Mm... - mruknął tylko, oblizując
się na widok czekolady. To skutecznie odwróciło jego myśli od
innych tematów. Nałożył więcej masy na swoją babeczkę i zjadł
ją mimo gorąca, tworząc przy tym czekoladowe wąsy, a nawet
zaczątki brody na swojej twarzy. Oblizywał się mimo to ze smakiem
i zabrał za drugą połówkę. Dopiero w trakcie zorientował się,
o czym miała być mowa. - Miałeś mi powiedzieć coś o swojej
pracy. - Popatrzył na niego, przekrzywiając nieco głowę i
oblizując palce z czekolady.
- Cóż... - Izaya westchnął stawiając
przed Shizuo ogromną szklankę ciepłego mleka. Przyciągnął sobie
krzesło i usiadł na nim okrakiem opierając się rękoma o oparcie.
- Tak w sumie to moja praca nie jest zbyt ciekawa. Zbieram informacje
o różnych rzeczach, czasem coś potwierdzam albo wyjaśniam i tyle.
- mruknął ścierając palcem kawałek czekolady z czoła szatyna.
Naprawdę... Powinien uważniej jeść. - Chyba cię to troszeczkę
zawiodło co?
- Hm... - mruknął, pokrywając resztę
babeczki czekoladą. W dziecięcym umyśle zachodziły kolejne
procesy. No bo komu coś wyjaśnia? Komu potwierdza? I skąd wie? -
Ale mieszkasz na odludziu. - zauważył, zaraz pochłaniając resztę
słodyczy. Popił mlekiem, zmywając nadmiar słodyczy z kubków
smakowych. Było idealnie. Z błogim ciepełkiem w brzuchu pogłaskał
się po nim, pokazując tym samym, że pyszne.
- Mhm. - zgodził się z nim rozbawiony
dziecięcą dezorientacją. - Bo wiesz Shizu-chan~... - westchnął
wstając z krzesła i wziął szatyna na ręce. - Jestem baaardzo
mądrym człowiekiem i zatrudniłem innych, żeby szukali tych
informacji, a ja je tylko sprzedaję. - wyjaśnił mu sadzając go
wygodniej na swojej ręce i zaczął z nim iść w stronę schodów. -
Jesteś lżejszy od tego pudełka z wczoraj. - zauważył rozbawiony i
kilka razy nawet delikatnie potrząsnął szatynem jakby rzeczywiście ważąc go w rękach. - Pokazać ci jak wygląda moja
praca? - dopytał. W końcu mieli jeszcze sporo czasu nim babeczki się
upieką.
- Oi... Co ty robisz?! - krzyknął
zdziwiony, odrywając się od ziemi. Odruchowo objął go rękami za
szyję, żeby go znienacka nie upuścił. Już go dawno nikt nie
podnosił. Zwłaszcza, że to było żenujące! Tak to się nosiło
dzieci w przedszkolu! - Nikt mądry nie podnosi kogoś kto jest już
ciężki. - fuknął na niego, jednak wysunął głowę z jego szyi i
spojrzał w stronę schodów. Złapał się jeszcze mocniej, gdy nim
potrząśnięto. - Tak ale mnie puść! - postawił warunek,
poczerwieniały nieco ze wstydu i złości. Chociaż nikt nie
widział, nie mógł dawać z siebie zrobić dziecka!
- Oi przestań Shizu-chan. Gdzieś tam
w środku ci się podoba co nie? Ja na przykład ci zazdroszczę, że
możesz być dzieckiem i nikt przez to na ciebie dziwnie nie patrzy.-
Wyjaśnił mu pokonując już ostatnie stopnie. - Mam cię odstawić,
czy jednak namyśliłeś się i noszenie jest fajne?
- ... - Potrzebował chwili namysłu,
ale w końcu pokręcił głową, obijając ją przy tym o jego szyję.
- Odstaw! - zażądał, odsuwając trochę głowę. - Tylko nie
upuszczaj! - zastrzegł, przygotowany i spięty, że po prostu da mu
upaść. Ale on nie zawsze spadał na dwie nogi.
- Ale czemu Shizu-chan? Latanie jest
przecież takie zabawne~... - westchnął, jednak posłusznie i
delikatnie odstawiając go na ziemię. - Kiedyś będziesz żałował,
że jako dziecko chciałeś wydorośleć, wiesz? - mruknął do niego
uśmiechając się delikatnie. On już nawet nie pamiętał swojego
dzieciństwa, więc niech chociaż Shizu-chan będzie miał udane.
- Pf... - burknął tylko, poprawiając
pogniecione i już poharatane ciuchy. Jednak wolał prezentować się
chociaż w miarę porządnie. Uniósł głowę, ukazując
zarumienione, posmarowane czekoladą policzki i wlepiając w niego
świdrujący wzrok. - Co znaczy, że ,,mogę być dzieckiem i nikt
przez to na mnie dziwnie nie patrzy"? - zapytał, pomijając
jego przestrogi, jakby ich nie było.
Izaya spojrzał na szatyna z
naburmuszoną miną.
- Bo kiedy ja chodzę po murkach, albo
skaczę po płytach chodnikowych tak, żeby nie trafić na szparki,
albo udaję samolot to jestem brany za wariata a Shizu-chan
prawdopodobnie nadal byłby traktowany jak Shizu-chan... To nie fair,
nie uważasz?
Tym stwierdzeniem wyjątkowo
wywołał u chłopca atak śmiechu.
- N-nie... Na mnie też by dziwnie
patrzyli! - parsknął i potarł oko, potem patrząc na niego wesoło.
- Jak przyniosę piłkę, to pograsz ze mną? Albo sprawdzimy się w
chowanego! - nakręcił się, po czym złapał go za rękaw i się
uspokoił. - Ale najpierw pokaż mi swoją pracę.
- Jasne, że pogramy w cokolwiek
zechcesz~... Ale będziesz mnie musiał nauczyć kilku zabaw. - dodał.
W sumie... Od dawna w nic nie grał, był pewien, ze dziś dzieci mają
zupełnie inne sposoby na zabawę niż w czasach gdy on był
dzieckiem. - To w sumie nic specjalnego, ale jeśli chcesz~... -
zgodził się i otworzył zamknięte do tej pory drzwi. - Jeszcze nie
do końca się tu urządziłem, ale co myślisz? - zapytał ciekaw
opinii. W tym pokoju stały radioodbiorniki większe od szatyna jak i
kilka telefonów, była też wybudowana specjalnie po boku klatka
Faradaya z telegrafem w środku. A poza tym stare, solidne, dębowe
biurko, pełna biblioteka i mnóstwo pism i listów leżących na
krześle, biurku i podłodze.
- Na pewno umiesz. - Machnął tylko
ręką, zaraz milknąc i próbując ogarnąć wzrokiem całe to
urządzenie i umeblowanie. Podszedł, żeby dotknąć parę antenek,
a potem rozejrzeć się dookoła po latających kartkach. - Dużo
tego... - Zmarszczył brwi, rozluźnił, przekręcił głowę, a w
końcu popatrzył na bruneta czekającego w drzwiach. - Ale o czym
informujesz? - zapytał wciąż nie rozumiejąc.
- O wszystkim~! - Izaya zaśmiał się
wesoło okręcając się po swoim gabinecie. - Jeśli potrzebujesz
informacji czy ten albo tamten partner handlowy jest godny zaufania,
albo czy nie robi czegoś za twoimi plecami. A może chciałbyś się
dowiedzieć czy coś jest rzeczywiście takie jak się wydaje~...
Wtedy dzwonisz do mnie a ja organizuję odpowiednie dane. - Oczywiście
nie wyjaśnił dziecku wszystkiego, ale Shizuo powinien i tak
zrozumieć mniej więcej o co chodzi. - Jestem jak taka książka,
tylko, że wiem o rzeczach które ledwie co się zdarzyły i nikt nie
zdążył jeszcze o nich napisać choćby w gazecie.
- Mhm. - Shizuo tylko pokiwał głową,
po czym odetchnął i popatrzył na antenki, które dla niego
musiałyby chyba być magiczne, żeby umieć tyle powiedzieć.
Chociaż ktoś mu już tłumaczył w szkole, że teraz można się
kontaktować z tak daleka... Tak dziwnie... Ale nigdy tego nie
widział. - A gdybym ja zapytał, co teraz robi mój brat? - zapytał,
przypatrując mu się pytająco. Od tego rzecz jasna zależało całe
jego zdanie o tej pracy.
Izaya przykucnął przy Shizuo
zaciekawiony tym nagłym pytaniem. Nie wiedział nawet, że szatyn ma
brata.
- A czy twój brat ma telefon? -
zapytał przekrzywiając głowę na bok i spoglądając pytająco na
chłopca. - Albo czy wiesz gdzie się znajduje, żebyśmy mogli
wysłać mu faks z pytaniem o zdrowie? - dodał spodziewając się, że
być może jego brat nie jest nikim ważnym, ani żadnym dostojnikiem
kościelnym więc możliwe, że nie ma dostępu do wciąż nowych w
niektórych rejonach kraju wynalazków.
Brązowe włosy zafalowały, gdy
Shizuo pokręcił przecząco głową. Wydął lekko usta,
zastanawiając się, gdzie właściwie mógłby być Kasuka. Ale nie
wiedział, bo właśnie tego chciał się dowiedzieć.
- Chciałem wiedzieć, gdzie jest... -
mruknął w końcu, spoglądając już bez takiego szacunku w stronę
porozstawianych po pokoju anten. - Ale on jest młodszy ode mnie, nie
mógłby mieć żadnego telefonu. - Pokręcił raz jeszcze głową,
już wolniej. No cóż. Więc to nie była magia.
- Zaraz, zaraz chwilkę... - Izaya
spojrzał zdziwiony na szatyna. - Jest młodszy od ciebie i nie ma go
z wami w domu? - spytał spoglądając na Shizuo coraz bardziej
podejrzliwie, Przecież to nie było normalne. - Jeśli chcesz mogę
spróbować go znaleźć, ale musisz mi opowiedzieć o nim wszystko
co wiesz... I nie gwarantuję 100% sukcesu. - zastrzegł siadając po
turecku na przeciw chłopca. - No więc? - zapytał przyciągając go
bliżej siebie i starł mu czekoladę z policzków.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. -
Może siedzieć w domu, albo u cioci, albo bawić się na podwórku...
To znaczy, on próbuje czytać, albo ogląda innych... - dodał,
siadając naprzeciwko Izayi. Dziwne zachowanie, ale skoro już
siadł... To przecież on nie będzie stał. Skrzywił się na tak
brutalne oczyszczenie jego policzków i potarł jeden z nich. -
Nieważne... Chciałem tylko sprawdzić, czy umiesz to sprawdzić. -
mruknął, bawiąc się dziurką w nogawce spodni. Musiała powstać
jeszcze dzisiaj. Właściwie z reguły nie wolno mu było chodzić w
szkolnych spodniach po lesie...
Izaya odetchnął z ulgą a chwilę
później zaśmiał się cicho i melodyjnie. Shizuo chyba nie do
końca rozumiał na czym polegała jego praca.
- Nie jestem czarodziejem Shizu-chan,
tylko informatorem. Szukam zaginionych osób, albo sprawdzam czy dana
osoba robi to co powinna. Ale mam tu na myśli ludzi bogatych na
przykład szlachciców, rodzinę królewską... albo duchownych. Nie
potrafię przewidzieć co robi w wiosce twój brat... Za to mogę ci
powiedzieć, że za trzy dni nasz król przenosi się już do swojej
zimowej rezydencji bardziej na południu kraju. Rozumiesz?
- Mhm... - mruknął w zamyśleniu.
Więc tylko bogaci ludzie mogli być odnalezieni? A gdyby się
zgubili? Przecież wtedy nie świecą ani nie brzęczą. Każdy
zwyczajny człowiek jak się zgubi jest tak samo zaginiony, prawda? -
A gdyby Kasuka zaginął, znalazłbyś go tak jak tych bogatych? -
Zmarszczył brwi. Nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego jego brat
miałby być mniej znajdywalny niż oni. Ale rozumiał, że Izaya
wielu rzeczy nie potrafi. Wie je tylko zanim trafią do gazet. Jak
dziennikarz.
- Jeśli twój brat by zaginął albo
został porwany wtedy znalazłbym go, ale musiałbyś trochę
poczekać. - wyjaśnił głaszcząc po głowie szatyna. - Postarałbym
się znaleźć każdego kogo byś naprawdę szukał. Tylko, że to
nie jest łatwe ani tanie rozumiesz? - spytał przyglądając mu się
z uwagą. - Z reguły wynajmują mnie bogaci ludzie więc wiem gdzie
szukać innych bogaczy.
Brązowe włosy znów zafalowały,
tym razem przy potaknięciu.
- To dobrze, że on się nie gubi. -
stwierdził z namysłem. - Ja znikam za nas dwóch. - wyjaśnił,
gdyby Izaya nie wiedział dlaczego tak się dzieje. W końcu podniósł
się i zdziwiony powąchał powietrze. - Chodź. - Pociągnął go za
rękę, żeby się podniósł. - No wstawaj, babeczki się
przypalą... - pospieszył go, zniecierpliwiony wspomnieniem
czekolady.
- Spokojnie, spokojnie Shizu-chan, to,
że coś ładnie pachnie nie znaczy zaraz że powinieneś jak
najszybciej to zjeść. - pouczył go, a przy okazji i siebie, i chcąc
nie chcąc uległ sile niewielkiej rączki pozwalając znów się
prowadzić, tym razem do kuchni. - Ne Shizu-chan, nie lubisz jak ktoś
cię trzyma za rączkę, ale za to zawsze szarpiesz innych za
nadgarstki... Czemu?
- Wyłączyć. - Poprawił go i
pociągnął po schodach. Czy bardziej po prostu trzymał go za
rękaw, schodząc na dół i zmuszając go do tego samego tempa. -
Jak mam cię inaczej pospieszyć? - odpowiedział pytaniem na
pytanie, nie odwracając się. Dobiegłszy do kuchni, podbiegł i
otworzył piekarnik, pokazując upieczone babeczki. No i kto miał
rację?
- Pociągnąć mnie za koszulkę, albo
złapać za rękę i zacząć nią potrząsać jak wahadełkiem~...
Sposobów jest sporo. - zapewnił go idąc po schodach na tyle
ostrożnie, żeby żaden z nich nie spadł. Gdy szatyn z dumą
wskazywał na piekarnik Izaya tylko westchnął, wziął zapałkę z
pojemniczka i stroną na której nie było siarki sprawdził, czy
ciasto nie przykleja się do patyczka. - Ja miałem rację. - Pokazał
blondynowi język. - Jeszcze kilka minut. Ale masz dobry węch
Shizu-chan~...
- Mógłbym ci ją porwać. - wyjaśnił,
zaraz dodając: - A za rękę nie lubię ciągać. - I wzruszył
ramionami. Stał tak chwilę koło piekarnika, a w końcu poddając
się powlókł się na zarezerwowane już przez siebie miejsce.
Popukał palcami w stół. - Powiesiłeś te zasłony? - zmienił
temat.
- Jeszcze nie. Czekają aż mi
pomożesz. - Shizuo wydawał mu się naburmuszony, więc przyniósł
mu babeczkę ze wcześniejszej porcji. Jeszcze była ciepła. -
Widzisz, uznałem to za całkiem zabawne zajęcie dla dwóch osób.
Samemu byłoby nudno je wieszać, nie uważasz?
- Mhm. - Pokiwał głową i ugryzł
puszystą babeczkę. Zerknął przy tym na niego. - Zrobimy to teraz?
- zaproponował. I tak nie miał zajęcia na popołudnie.
- A nie mieliśmy pograć w chowanego?
Albo w betka... - Izaya posmutniał przysiadając się koło blondyna
i tym samym spychając go lekko z krzesła. - Posuń się grubasie. -
fuknął niby to naburmuszony, choć słychać było wesołość w
jego głosie.
- Gdzie, worku na kości! - fuknął,
po czym zachichotał wesoło. Poklepał go po nodze, zaraz znów
gryząc babeczkę. - Pogramy, a potem powiesimy zasłony. -
zadecydował za niego.
- Hurra!!! - wykrzyknął brunet unosząc
ręce do góry i uśmiechając się naprawdę wesoło. Zaraz jednak
opuścił ręce widząc, że Shizuo ledwie powstrzymuje śmiech. Nie
mogąc jednak wytrzymać szturchnął go delikatnie ramieniem. -
Skończyłeś? - A chwilę później po raz kolejny- Ne, ne już
gramy? W co gramy?
Chcąc czy nie chłopiec roześmiał
się na tę żywiołową reakcję. Zasłonił dłonią usta, prawie
krztusząc się babeczką. W końcu przełknął, ale dostał czkawki
ze śmiechu.
- Za- hik! Zaraz pu- Pójdziemy...
B-Berek! - Zaśmiał się, niemal przy tym się zapowietrzając na
moment.
- Oi już już~... - mruknął pogodnie
i delikatnie poklepał Shizuo po plecach. Chyba powinien malucha
jakoś przestraszyć, ale może powinni najpierw spróbować czegoś
innego. - Znasz jakieś sposoby na czkawkę? - zmienił temat patrząc
na podskakującego co jakiś czas szatyna. - Bo ja znam tylko metodę ze straszeniem, z wypiciem szklanki wody i ze zjedzeniem łyżki
cukru. - Wyliczył na palcach.
- Wo- Wody. - wydukał, już pozbawiony
wcześniejszego humoru. Teraz ta czkawka zaczynała być uciążliwa.
Wyciągnął ręce i przyjął szklankę wody, po czym wypił małymi
łykami i westchnął. - Wolisz berka z przeszkodami?
- Waa~... Jest coś takiego? - Izayi
zaświeciły się oczy. - Nigdy o tym nie słyszałem~... Shizu-chan
wyjaśnij mi zasady prooooszę~...
Szatyn widząc jego zapał
mimowolnie się uśmiechnął.
- Mamy las obok. Dlatego biegając
można zostawiać przeszkody, kije, cokolwiek znajdziesz... I wtedy
jest berek z przeszkodami. - Wyjaśnił. Proste, ale nie o
skomplikowanie tu chodziło tylko wyrównanie szans.
- A to nie będą wtedy podchody? -
zapytał drapiąc się po głowie. W sumie... Wydawało się być
podobne. - Chociaż w podchody też możemy zagrać, podchody też
lubię! - Zaklaskał delikatnie w dłonie podekscytowany tym
pomysłem. - Aj ajaja babeczki~...
- Podchody to szukanie, tu masz
powstrzymać goniącego! - Znowu się zaśmiał i przerzucił ciężar
ciała z jednej stopy na drugą, wlepiając niecierpliwy wzrok w
piekarnik. - To ja ci pokażę. - zapewnił czekając tylko, aż ten
otworzy piekarnik. Niecierpliwy nastrój mu się udzielał. - No,
szybciej, szybciej... - mruczał pod nosem, aż do wyciągnięcia
babeczek, kiedy to pociągnął go za rękaw pospieszając.
- Co ci się tak śpieszy? Przecież
babeczki będą teraz zbyt gorące, żeby je zjeść. - mruknął
zwracając tym samym uwagę na niedoskonałość planu Shizuo.
Otworzył piekarnik i wyjął pachnącą czekoladą blaszkę, odstawiając ją zaraz na drewnianą deskę żeby metal ostygł.
- Nieważne... Chodź grać. -
poprosił, choć sama prośba była dla niego dość żenująca.
Normalnie udawał, że mu to obojętne czy ktoś chce czy nie chce z
nim grać... Ale skoro Izaya też grał to czemu miałby czekać?
Izaya nie miał nikogo innego do zabawy nie? No... Przecież nie mógł
udawać.
- Gramy, gramy gramy~... - Izaya
odrzucił rękawice kuchenne na blat i szybko poszedł za Shizuo. Był
ciekaw co też szatyn sobie wymyślił. - Gramy w domu czy na dworze? -
rzucił zaciekawiony. W domu... chyba łatwiej byłoby robić
pułapki.
- Na dworze. - odpowiedział
natychmiast. Wolał nie zrobić nikomu krzywdy przypadkiem ani nie
rozwalić połowy domu... Wyszedł więc na dwór i od razu klepnął
go lekko w przedramię. - Berek! - oznajmił wesoło i zaczął biec
w stronę drzew. - Goń mnie i uważaj na pułapki! - ostrzegł, nawet
się za siebie nie oglądając.
- Ale jeszcze żadnej nie ustawiliśmy! -
krzyknął zbity z tropu zaczynając jednak posłusznie gonić
szatyna. Na ostatniej prostej przed drzewami skoczył i złapał
chłopca lądując przy okazji jak długi na ziemi. Ochronił jednak
Shizuo przed upadkiem przyciskając go do siebie i przewracając się
tak by upaść na bok.- No mam cię~... I co teraz? - zapytał nadal
mocno obejmując jego małe ciałko ramionami. Do jego nozdrzy po raz
kolejny uderzył zapach słodkiej dziecięcej krwi na którą każdy
wampir miałby ochotę.
- No nieee... - jęknął łapiąc
palcami za obejmujące go dłonie. Obrócił możliwie najmocniej
głowę żeby na niego spojrzeć. - Mogliśmy zaczynać od drzew. Nie
miałem jak cię powstrzymać. - burknął. - Poza tym powinieneś
mnie dotknąć i dać się gonić. - pouczył go i poklepał po
dłoni. - Puść już... Kto teraz goni? - zmienił od razu temat,
wyginając się by go puścił.
- Nic ci nie jest?- Izaya szybko
podniósł chłopca otrzepując go i oglądając jego ubranko z
każdej strony. Nic nie podarł, więc raczej nie rozdarł sobie też
skóry mimo to... Coś mógł sobie stłuc. - Wszystko gra
Shizu-chan?
- Nic nie czuję. - odparł trochę
zdziwiony. Gdyby to było kolejne złamanie jeszcze by rozumiał
troskę... Ale to był tylko upadek i na pewno sam oberwał mocniej.
- A ty? Przecież mnie złapałeś. - Nie rozumiał za bardzo o co
chodzi, ale chyba tak wypadało, skoro sam go o to zapytał. Może
był niezdolny do zabawy?
- Wszystko dobrze. Cieszę się, że
nic ci nie jest. - zapewnił go łapiąc i prztulił mocno do siebie.
Martwił się, że mógł mu coś zrobić. Następnym razem, o ile
Shizuo w ogóle zgodzi się z nim bawić, powinien być
ostrożniejszy.
- ...Głupek... - burknął wtulony
głową w jego tors. Przyłożył do niego dłonie i popchnął tak
żeby móc się od niego oderwać i zaczerpnąć powietrza. -
Przecież mówiłem że mi się nie może nic stać. - burknął znów
i puknął go lekko piąstką w tors. - Nie niszcz zabawy. - dodał i
pokazał las patrząc na niego stanowczo. - Tym razem zaczniemy tu. -
oznajmił, mimo zaróżowionych już policzków kategorycznie kończąc
temat rozczulania się nad nim. To uczucie było... dziwne. Przecież
właściwie go nie znał.
- Oi przepraszam... Nie chciałem psuć
zabawy. - Izaya posmutniał siadając na trawie. Mimo to nie mógł
nie zauważyć jak uroczy jest Shizu-chan gdy się czegoś wstydzi. -
Ne Shizu-chan kiedy ostatni raz ktoś cię przytulał? - zagadnął.
- Przed chwilą. - Popatrzył na niego
jak na kompletnego głupka. W końcu sam to przed chwilą robił nie?
Szatyn westchnął i sam z rozmachu klapnął na trawę. Normalnym
było że się brudził, a skoro zabawa i tak przestała być
ekscytująca... To co mu szkodziło też siąść. Dorośli za bardzo
przejmowali się takimi głupotami.
- A wcześniej? Shizu-chan zachowuje
się jakby nikt go nie przytulał. - zwrócił mu uwagę łapiąc się
rękoma za stopy podczas siedzenia po turecku. Ten dzieciak sprawiał,
że się zamartwiał, a jednocześnie cieszył jak nigdy dotąd. Chyba
powinien mu się odwdzięczyć jakoś za to, że nie boi się Izayi. -
Jak mi odpowiesz postaram się już bawić normalnie... Zgoda?
- Mama. - rzucił tylko. No bo kto
inny? - A nawet gdyby nikt, to co za różnica? - rzucił
buntowniczo, zaciskając dłonie i odruchowo wyrywając strzępki
żółtawej trawy. - Nie potrzebuję tego. - stwierdził pewnie i
rzucił trawą przed siebie. Nawet nie pytał w co pograją. Teraz
wolałby chowanego od głupiego biegania.
- Bo to bardzo smutne, tak żyć gdy
nikt cię nawet nie przytuli. - Uśmiechnął się smutno do szatyna,
napotykając jego wzrok lekko się zmartwił. Na czworakach przysunął
się do niego i palcami przekręcił grymas jego twarzy w uśmiech.-
A jako dziecko masz o tyle dobrze, że możesz bezkarnie przytulać
się do tych których lubisz, więc nie zmarnuj tego czasu, dobra? -
Uśmiechnął się mierzwiąc mu i tak roztrzepaną grzywkę i wyjął
z niej kilka pożółkłych ździebełek trawy.
- Nie mam. - Odsunął od siebie jego
rękę naburmuszony. Już to widział. Jakby nagle próbował kogoś
przytulić a ten ktoś uciekłby z krzykiem. Jakby miał kogoś
udusić. Prychnął pod nosem i popatrzył na niego ze złością. -
To nie jest smutne. Nie jestem ciapą którą trzeba ciągle
przytulać! - podniósł głos i skierował się w stronę drzew.
Mniejsza z tym czy go dogoni czy nie. Miał ochotę coś rozwalić.
Pewnie, że był zły! Inni się mogli mazać, ale on był zły!
- Skoro nie chcesz to... - Izaya wstał
i trochę zbyt szybko jak na zwykłego człowieka znalazł się przy
Shizuo szybko łapiąc go i podnosząc. Usadził go na swojej ręce
podtrzymując go by nie spadł. - Co powiesz na to, żebym to ja był
"tą ciapą" która zawsze się będzie do ciebie tulić? -
zaproponował.
- ...Po co? - burknął, zaciskając
dłonie w pięści. Dziwna rzecz, ale jego nie chciał uderzyć.
Nawet jeśli go zdenerwował. - Jesteś dorosły, poza tym ty nie
jesteś smutny. - Knykcie na bladych pięściach wręcz pobielały.
To że sam był dzieckiem też nie znaczyło, że musiał płakać!
Potwory nie płaczą! - Puść mnie. - nakazał, kręcąc się. - I
tak jestem za ciężki...
- Nie, nie, jesteś o wiele lżejszy od
tamtego pudełka. - stwierdził pewnie i z uśmiechem przysunął się
do naburmuszonej twarzy szatyna. Potarł nosem o jego malutki nosek
zaraz cicho chichocząc, ze zdziwienia jakie wywołał u Shizuo. -
Może i nie wyglądam ale dziwacy z reguły są samotni i smutni.
Chłopiec najpierw zdziwił się
tym niespodziewanie zażyłym gestem, a następnie słysząc jak ten
przyznaje się do bycia samotnym i smutnym poczuł, jak złość
ustępuje miejsca smutkowi. Ramiona opadły, oczy się zaszkliły.
Pociągnął nosem, robiąc żałośnie smutną minę i objął jego
szyję, po chwili bez słowa chowając tam też głowę. Zadrżał,
wtulając się w niego bezgłośnie.
Nigdy nie rozczulał się
niepotrzebnie. Od dawien dawna też nie płakał, zwłaszcza nie przy
obcych. A teraz tak po prostu, niewytłumaczalnie się rozbeczał,
pociągając od czasu do czasu nosem. Było mu szkoda Izayi, siebie,
a do tego czuł się zagubiony całkiem jak dziecko. I
niewyobrażalnie skrępowany, więc nawet siłą by go od siebie nie
oderwał.
- Ej, już już~... - Izaya wyszeptał
mu ciepło do ucha gładząc go delikatnie po pleckach. - Przepraszam
Shizu-chan, nie chciałem doprowadzić cię do płaczu... - mruknął
przytulając go do siebie mocniej. Czuł jak szatyn lekko drży. - To
był tylko pingwini pocałunek, więc się nie przejmuj, okej?
Szatyn tylko zadrżał mocniej i
pokręcił głową przy jego szyi. Nie mógł się wysłowić, nic
wytłumaczyć. Dopiero po dłuższej chwili zaczął uspokajać
oddech, owiewając gorącym sapaniem jego szyję. Automatycznie
poczuł się słaby i rozgrzany, jak przy gorączce. Nawet nos miał
zatkany. Nie odsuwał głowy od jego szyi, kładąc głowę na
ramieniu. Jeszcze chwilki potrzebował do spokoju. Jeszcze paru
oddechów...
- No już spokojnie. - mruknął i
cmoknął go we włosy. - Jak chcesz możesz usmarkać mi koszulę,
dobra? - pocieszał go. Odwrócił się i ruszył w stronę swojego
domu. Nie wiedział co się stało Shizuo, ale taka histeria lekko go
wystraszyła. - Zrobię ci ciepłego mleka na uspokojenie, co ty na
to? - zagadnął wciąż ciepło się uśmiechając. Zaczynał się
już martwić... Może faktycznie coś zrobił Shizuo tym, że go
przewrócił?
Chłopiec w kocu uniósł głowę
i "ukradkiem" otarł oczy rękawem. Policzki też, potem
szyję bruneta. Cicho parsknął na wzmiankę, że może go osmarkać.
Sam nie wiedział czemu go to tak nagle rozśmieszyło. Poza tym
twarz dalej miał czerwoną i podpuchniętą lekko od płaczu.
Wyprostował się w końcu i popatrzył na niego.
- N-nie płakałem. - Siąknął nosem.
Stwierdzenie może było absurdalne, ale stanowcze mimo zająknięcia.
- Ja tylko... - Zaciął się na chwilę, szukając wyjaśnienia. -
Nie płakałem, dobra? Ja nie płaczę. ...Ale napiję się mleka. -
dodał, jedną ręką przytrzymując się jego szyi. Jak miał
wyjaśnić to, że przytulanie się jest przyjemne, kiedy twierdził,
że go nie lubi? I że nikt dawno nie traktował go jak dziecko, bo
które dziecko wzbudza tyle strachu? Jak mógł wyjaśnić, że
przykro mu było, że Izaya też był sam? Nie był ciapą, przecież
nie powie mu że go to jakoś rusza. O nie. On nie płakał.
- Oczywiście Shizu-chan kiedyś mi
mówiłeś, że ty nigdy nie płaczesz. - zgodził się wesoło
odsuwając od siebie szatyna, żeby spojrzeć mu w oczka. - To chcesz
się przesiąść na barana czy wolisz żebym cię niósł tak jak
przed chwilą? - Szczęśliwy, że jego znajomemu jest lepiej
zaryzykował raz jeszcze połaskotanie go nosem w nos.
- Niewygodnie ci będzie na barana. -
Skrzywił się, w pewien sposób zadowolony, że go posłuchał i
przyznał, że nie płakał. Pociągnął tylko nosem i uśmiechnął
się lekko na to potarcie nosów. - Jesteś dziwny. - powtórzył mu,
rzecz jasna bez negatywnego wydźwięku. Nacisnął palcem na jego
nos, spłaszczając go. - Teraz jesteś wężem. - Nacisnął nos od
spodu. - A teraz dzikiem. - Zostawił jego nos i pociągnął lekko
za końcówki uszu. - A teraz niepo... Nietos... Nietoperzem! -
Zmarszczył brwi. - Nietoperzem, właśnie. - potwierdził i
przyjrzał mu się, a potem palcami ścisnął kąciki jego ust by
były bliżej. - Ryba! - stwierdził, zajęty własną zabawą. - No
zobacz Izaya, pasuje ci nawet ryba. - Zaśmiał się. - To na pewno
oznaka dziwności! Też tak umiem. - stwierdził i wyszczerzył zęby.
- Jestem niedźwiedziem! - Zamachał "łapą" jakby chciał
sięgnąć po plaster miodu.
Izaya nie mogąc już wytrzymać
zaśmiał się serdecznie z tej dziecinnej zabawy.
- Tak, tak, groźny z ciebie niedźwiadek... Boję się~... - dodał w żartach. Patrzył już bardziej na roześmianego Shizuo niż na drogę. - Ale nie chcę, żebyś był straszny... Może zrób coś przyjemniejszego... Co powiesz na chomika? - podsunął mu wchodząc na schody i otwierając jedną ręką drzwi do domku.
- Tak, tak, groźny z ciebie niedźwiadek... Boję się~... - dodał w żartach. Patrzył już bardziej na roześmianego Shizuo niż na drogę. - Ale nie chcę, żebyś był straszny... Może zrób coś przyjemniejszego... Co powiesz na chomika? - podsunął mu wchodząc na schody i otwierając jedną ręką drzwi do domku.
Shizuo chwilę się namyślał, po
czym zakrył dolną wargą górne zęby na ile mógł, zostawiając
dwa przednie i zacmokał na wzór chomika, marszcząc nos. Choć
średnio się udało parsknął krótko i przestał, odwracając
twarz w stronę wnętrza domu.
- Zachomikuję też babeczkę. - dodał.
- Jako chomik. - wyjaśnił klepiąc go dłonią lekko pod karkiem. -
Puścisz już? - spytał. Dziwnie zbyt poufały się zrobił... Teraz
po tym nadmiarze bliskości potrzebował siąść na krześle i
odetchnąć. No i wypić mleko.
- I o to mi z chomikiem chodziło~... -
Zachichotał widząc jego dziwne próby naśladowania odgłosów
chomika. - Ale masz dodatkowe punkty za pomysł z tę fajną chomiczą
minką. - pochwalił go sadzając go na krześle. Wyjął rondelek i
nalał do niego mleka, zaraz wstawiając go na kuchenkę. - Ne
Shizu-chan a może dosypać tu kakao i zrobić ci czekoladowe mleko?
- Dodatkowe punkty i dodatkowe kakao. -
mruknął sięgając po babeczkę. - Tu jest za dużo czekolady, nie
zjadłbym tyle. - Pokręcił głową, obracając babeczkę w palcach.
- A potem zawiesimy zasłony. - dodał. Zabawa już na dziś była
raczej przegrana, a zasłony czekały.
- Dobrze, w takim razie zwykłe mleko. - zgodził się z nim dolewając jeszcze szklaneczkę do już
gotującego się nabiału. W końcu Shizuo mówił o dodatkowym kakao
prawda? - Wybacz Shizzy jeszcze się kiedyś pobawimy. - mruknął i
na pocieszenie zmierzwił mu włoski. - Tylko będziesz musiał mi
dokładniej wyjaśnić zasady zabaw, bo to nie jest takie proste jak
się wydaje. - Podrapał się po włosach z przepraszającym wyrazem
twarzy.
- Mhm. Może następnym razem w
chowanego. - mruknął i oderwał kawałek babeczki po czym popatrzył
na niego. - Izaya, czemu nie jesz babeczek? - spytał w końcu,
patrząc na niego ze zdumieniem czerpanym z nowego odkrycia.
- Przecież już ci mówiłem
Shizu-chan, że nie lubię słodyczy. - Uśmiechnął się
przelewając mleko do kubka. Podał je szatynowi patrząc na niego
gdy ten wziął sporego łyka. - Masz białe wąsiki~... - zwrócił mu
rozbawiony uwagę.
- Mhm... A czemu tyle babeczek? -
Wskazał drugą blaszkę. No bo skoro nie lubił, to czemu tyle ich
piekł? On był głodomorem, ale tyle by mu ich nie zjadł... A może
miał innych gości? Tych klientów? Jak ktoś przychodzi po
informacje to częstuje się go babeczkami? Chłopiec oblizał wąsy
i wgryzł się w dość ciepłe jeszcze ciasto. Może to było po to
żeby ich zatrzymać jak za długo trwało szukanie informacji.
- Są dla ciebie. - zapewnił go
przysiadając sobie na blacie. - Mówiłeś, że lubisz, a jeśli
chcesz możesz też zabrać i poczęstować nimi swoich przyjaciół
co ty na to? - zaproponował wesoło machając nogami.
Chłopiec tylko popatrzył na
niego, najpierw nie wiedząc co odpowiedzieć, potem patrząc na
babeczki, na ich zbyt dużą ilość, a na końcu zmarszczył lekko
brwi. Sądził, że on miał aż tylu przyjaciół? No cóż... Nie
mógł tego nawet zanieść za bardzo do domu, bo mama zaczęłaby
się dopytywać czemu je u nieznajomych... Ale mógł zanieść je
staruszce z końca ulicy. I ewentualnie przemycić parę bratu. Albo
sobie na potem, gdyby powiedział, że kupił za kieszonkowe... Choć
wciąż było tego trochę za dużo jak na ludzi, których znał.
Poza tym mama dobrze się znała z cukiernikiem... O. Mógł
powiedzieć, że to od tej staruszki. Wtedy i rodzice by zjedli.
Jeśli ona się zgodzi wziąć to na siebie...
- Mhm. - Pokiwał głową. - Mogę je
zabrać. Jeśli nie masz komu ich dać. - zastrzegł. W końcu nie
powinien ich tyle piec tylko dla niego... Heiwajima nie chciał na
nim pasożytować.
- W takim razie ci je zapakuję jak
tylko ostygną. - postanowił. - Ne Shizzy co mam upiec następnym
razem jak przyjdziesz? Lubisz może szczególnie jakieś ciasto? A
może powinienem ugotować ci coś pysznego? Co lubisz poza
słodyczami?
- Hm... - Zastanowił się, starając
się coś wymyślić. W sumie sporo rzeczy lubił. Nie tylko
słodkich, chociaż one były jego ulubionymi. Zadumał się na dobrą
minutę, żując już dawno pogryzioną babeczkę, po czym go
olśniło. - Zrób coś co lubisz. - stwierdził pewnie. Miał tylko
nadzieję, że to nie coś, czego sam nie lubi.
Izaya podrapał się raz jeszcze po
głowie starając się sobie kupić trochę czasu. Z życzliwym
uśmiechem na ustach i paniką w głębi umysłu starał się
wymyślić coś co mógłby zjeść.
- Rzeczy które lubię nie należą raczej do normalnych. - zaczął po chwili starając się dyskretnie ominąć kwestię tego co to dokładnie jest. - Myślę, że lepiej będzie jeśli przygotuję coś co jest smaczne według Shizu-chan'a...
- Rzeczy które lubię nie należą raczej do normalnych. - zaczął po chwili starając się dyskretnie ominąć kwestię tego co to dokładnie jest. - Myślę, że lepiej będzie jeśli przygotuję coś co jest smaczne według Shizu-chan'a...
- Nie normalnych...? - Zmarszczył
brwi. Może on był z Francji? I lubił ślimaki? Nie zjadłby
ślimaka. Małża też. - A lubisz spaghetti? Nie można nie lubić
spaghetti. - dodał jakby po namyśle. W jego pojmowaniu nie mieściło
się, że mógłby nie lubić. On dostawał je tylko jak był
grzeczny.
- W takim razie następnym razem zrobię
dla nas spaghetti.- Zapewnił go szczęśliwy, że szatyn nie drążył
tematu jedzenia. - Ne Shizu-chan, a jakie najbardziej lubisz? Chodzi mi
o sos. Co powinien zawierać, żeby było dobre?
- Bolonezje. To ten z mięsem i sosem
pomidorowym. - Uśmiechnął się, nieświadomy swojego błędu, za
to zachęcony wizją smacznego sosu z ciepłym makaronem. No i Izaya
widocznie też je lubił, więc było w sam raz. Upił trochę mleka
i dokończył babeczkę, po czym oblizał palce. - Idziemy wieszać?
- Dobrze, zrobię to bolonezje.-
Uśmiechnął się trochę zbyt wesoło powstrzymując tym samym swój
chichot. Pogłaskał jeszcze szatyna po głowie i wytarł mu kawałki
ciasta z kącików ust, po czym wyciągnął do niego rękę z
wesołym - Yhm~! - odnośnie wieszania zasłon.
Chłopiec otarł wyimaginowany pot
z czoła. Po skończeniu wieszania i wielokrotnym wyplątywaniu się
z materiału w końcu wszystkie zasłony były porozwieszane. Czuł
się trochę zmęczony samą przeciągającą się pracą, ale
zadowolony, że się sprawdził. Uśmiechnął się do Izayi, ale
uśmiech mu zżedł gdy zobaczył zegarek. Było stanowczo zbyt
późno. Jednak powinien odrobić te lekcje... Podszedł więc do
Izayi oglądającego, czy wszystko wisi równo i pociągnął go
lekko za rękaw.
- Muszę iść.
- O już tak późno? - zmartwił się
brunet. Spojrzał na zegarek a widząc, że wybijał już szóstą, odwrócił się do Shizuo i uklęknął, żeby być na tej samej
wysokości co on.- Przepraszam, że aż tyle cię przetrzymałem. -
stwierdził i pogłaskał go po włosach. - Zaraz cię odprowadzę, tylko spakuję jeszcze babeczki dobra? - Uśmiechnął się podnosząc
z kolan i szybkim krokiem ruszył do kuchni.
- Przecież sam chciałem zostać. -
poprawił go, wciąż nieco urażony tym zniżaniem się do poziomu
jego wzroku. W końcu powiódł tylko za nim wzrokiem, przesunął
palcem po parapecie, popatrzył chwilę przez okno na rozległy
trawnik z linią drzew i skierował się za nim do kuchni. Milcząco
siadł na stołku obserwując jak pakuje babeczki. - Będziesz jutro
robił zakupy? - odezwał się w końcu, nie odrywając wzroku od
pakowania.
- Chyba tak, będę musiał kupić
makaron do spaghetti i jakieś mięso do sosu... Przydałyby się też
pomidory z puszki... - zastanawiał się na głos kończąc pakować
jedzenie. Po wszystkim wręczył blondynowi schludną paczuszkę. -
Proszę~... Możemy już iść. - zapewnił go.
- Może oprowadzę cię po miasteczku?
- zaproponował, wstając. Skoro Izaya dopiero się sprowadził,
powinien chyba poznać okolice. I wiedziałby gdzie czego szukać...
- Znam zakamarki prawie tak dobrze jak znają je koty! - zapewnił
zakładając kurtkę i plecak. - Mógłbym cię też poznać z
rodzicami. - dodał wychodząc na zewnątrz. - Pewnie są ciekawi kto
się sprowadził w te okolice... I w ogóle.
- Byłbyś uroczym kotem. - stwierdził
zakładając płacz. Wymacał w kieszeni klucze, a gdy te
zadźwięczały otworzył przed szatynem drzwi. - Jeśli taki kotek
ma zamiar mnie oprowadzić to chętnie za nim pójdę na wycieczkę. -
zapewnił go ochoczo, choć... martwił się, czy na pewno powinien
kogokolwiek poznawać. Dość oczywistym było, że ludzie go nie
polubią. - Gdzie mam na ciebie czekać?
- Hmm... Dziś pokażę ci miejsce.
Jeśli chcesz mnie odprowadzić. - dodał, niepewny czy Izaya
przejdzie z nim cały las. - To będzie tam gdzie wczoraj zawróciłeś.
Albo przy lesie, jak wolisz. - Może Izaya nie znalazłby znowu tych
domów? - I nie jestem kotkiem! - dodał za pamięci, szturchając go
lekko w bok.
- Pokażesz mi. - powtórzył po nim
stwierdzając tym samym, że znów odprowadzi go aż do
wioski. Uśmiechnął się natomiast na wzmiankę o kocie wyczuwając,
że mogą sobie trochę pożartować. - Ale gdybyś był nim na pewno
chętnie bym cię przygarnął. Poza tym mleko pijesz równie chętnie
jak one. - dodał pokazując mu język. Podobała mu się taka
dziecinna kłótnia.
- Pf! - fuknął na niego i po chwili
też dziecinnie wystawił mu język. - Kot by ci nie pomógł w domu,
bo nawet nie masz myszy. - zauważył, po czym zaśmiał się. -
Byłbyś mężczyzną z kotem! Jak starsza pani z ulicy dalej. Ma
mnóstwo kotów!
Izaya też zaśmiał się serdecznie.
Pufkający Shizuo z wystawionym językiem jeszcze bardziej
przypominał mu kota.
- Nie wiem co w tym dziwnego. Koty są
świetne~... I nigdy na mnie nie szczekają w przeciwieństwie do
psów. - poskarżył się robiąc załamaną minkę i obejmując się
rękoma za ramiona.
Chłopiec idąc obok też śmiał
się z jego min. Śmieszny był... I jednocześnie fajny. Był
zdecydowanie fajnym dorosłym.
- Psy lubią szczekać na każdego! -
zauważył rozchichotany. Klepnął pień drzewa obok którego szli i
zerknął na swoją dłoń. Chyba tej nocy miało padać... Odwrócił
znów wzrok na prawo i trochę zadarł głowę. - A koty lubią
drapać! - To mówiąc przesunął "szponami" po jego nodze
z zaskoczenia. Liczył, że się wystraszy.
- Ale skoro jesteś kotkiem to na
ciebie szczekają szczególnie? - zapytał chcąc się jeszcze trochę
podroczyć z szatynem. - Ej!- Fuknął na chłopca, jakby faktycznie
go podrapał i mógł zostać ślad. - Niegrzecznym kotkom nie daję
mleka.- Pogroził mu palcem mimo wszystko pozostając uśmiechnięty.
Chciał, żeby Shizuo zrozumiał, że nic mu się nie stało... W
końcu szatyn przejmował się swoją siłą
- Niee... Ja się z nimi bawię. -
Pokręcił głową, moment potem unosząc ją z zaskoczonym wyrazem
twarzy. Widząc, że to tylko żart, fuknął pod nosem. - Bo będę
szczekał! - zagroził, samemu jednak zaraz weselejąc. - Albo
pogryzę!
- Ale Shizu-chan jest kotem. A koty nie
szczekają. One lubią mleko - powiadomił go wesołym tonem. Zaraz
jednak dodał już o wiele straszniej: - I są łase na drapanie po brzuszku. - Rzucił Shizuo szybkie spojrzenie po czym złapał go
jedną ręką pod ramionami drugą zaczynając go łaskotać po
brzuchu.
- Aaaa! - krzyknął chłopiec, zaraz
zaczynając się głośno śmiać i wykręcać, żeby uniknąć
łaskotek. - Nieeeee hahahahaha! Puuuuść! - jęknął rozbawiony, w
końcu zwijając się w kulkę, żeby ochronić brzuch. Łapał
oddech. Wreszcie z krzykiem bojowym zerwał się i sam zaczął go
łaskotać po bokach, ściskając je obiema łapkami. - A masz! -
zaśmiał się z własnej zemsty.
Izaya zaczął się śmiać. Śmiał
się naprawdę z powodu wesołości blondyna i z jego małej zemsty.
Ale także udawał śmiech, bo przecież wampiry nie czują żadnych
dobrych uczuć.
- Stop! Stop! Nie mogę oddychać. -
krzyczał przez wesołość starając się jakoś uchronić przed
małymi łapkami. - Już! Już starczy~... - zaśmiał się opadając
na kolana obok szatyna. - Pokonany przez kota no co za złośliwość
losu~... - mruknął łapiąc mocno szatyna i podniósł się z kolan, zaraz okręcając się z nim wokół własnej osi.
- Wygrałem! - krzyknął euforycznie,
wyciągając ręce w górę. Po tym poklepał go lekko po głowie i
znów się zaśmiał. Izayi też należało się trochę
przyjemności, nie? - No, już możesz mnie opuścić. - dodał
kręcąc się lekko. Przecież nie mógł go nieść jak małego
dziecka...
- Nie ma mowy! Zawsze chciałem iść
sobie z kotem pod pachą! - zaprotestował podnosząc Shizuo tak by
znalazł się naprzeciw jego twarzy. - I zawsze chciałem też
zrobić tak~... - stwierdził pocierając swoim nosem o nos Shizuo. -
Gdybyś miał wąsiki teraz byś nimi zabawnie poruszał. - wyjaśnił.
- Cooo? - Parsknął śmiechem i
popatrzył na niego, zaraz jednak marszcząc brwi i naciskając na
jego nos. - Nie jestem kotem! Tak nie wolno. - zastrzegł, chociaż
widział, że Izaya musi bardzo lubić ten gest. A już szczególnie
na nim. Obrócił się lekko, żeby popatrzeć na drogę. - Już
blisko... - mruknął i odciągnął od nich gałąź.
- Dobrze, dobrze~... - westchnął
schylając się i stawiając szatyna na ziemi. W samą porę by gałąź
którą ten odgiął nie strzeliła go w twarz. - Pamiętaj, że po
drodze masz mi pokazać miejsce naszego jutrzejszego spotkania,
dobrze? - przypomniał mu uśmiechając się uroczo.
- Dobrze. - potwierdził poważnie i
złapał go dwoma palcami za policzek, tak że jeden kącik ust był
wyżej. Uśmiechnął się jeszcze raz i złapał go zamiast tego za
rękę, zaczynając iść w stronę miasta. Rzecz jasna potem już go
puścił. Jednak we wsi nie mogli zobaczyć, że idzie z nim za
rączkę...
Izaya był zdziwiony tym, że Shizuo
złapał go za rękę. Ale równocześnie bardzo się z tego powodu
cieszył. Uśmiechając się od ucha do ucha ścisnął troszkę
mocniej malutką rączkę, by upewnić się, że jest prawdziwa i gdy
się upewnił zaczął nią delikatnie machać. Shizu-chan mu zaufał,
więc naprawdę miał powód do świętowania.
- Trochę na wschód jest moja szkoła.
- oznajmił Heiwajima, wskazując kierunek gdy wyszli spomiędzy
drzew. Parę metrów dalej puścił jego dłoń i wskazał kolejny
kierunek. - Idziemy tam w lewo, jak wczoraj. Spotkamy się na końcu
mojej ulicy, koło takiej starszej pani i sklepu... - opowiadał,
potem przechodząc do wskazania kierunku ulubionej górki i domu pani
z kotami. Potem zamilkł, bo pojawili się ludzie. Przechodzili
rynkiem.
- Starszej pani? - Izaya z
zaciekawieniem uniósł jedną brew. Tego się nie spodziewał.
Starsze panie dzieciom kojarzyły się z czarownicami. Ba! Izaya znał
kilka takich, które faktycznie nimi były. Choć jedyną wiedźmą z
jaką się przyjaźnił był dwudziestokilkuletni okularnik lubujący
się w sekcjach i bezgłowych kobietach. Izaya jego dziwne odchylenia
komentował zgryźliwymi uśmiechami i wzruszeniem ramion. Każdy
miał własne fetysze, prawda?
- Aha. Zwykle siedzi sama, ale czasem
pomagam jej z zakupami. - wyjaśnił i pokazał na jedną z uliczek,
dokładnie tę w której stronę zmierzali. - A tam będzie
cukiernik. Jutro możemy tam wejść, jeśli chcesz go poznać. To
stary przyjaciel mojej mamy i piecze dobre rogaliki. - Rozejrzał się
w przytłumionym świetle powoli zmierzającego ku zachodowi słońca.
Miał wrażenie bycia obserwowanym j nie mylił się - niedaleko
stała grupka chłopaków, w mniej-więcej jego wieku i starszych.
Wszyscy zwrócili już na niego uwagę. Parę metrów dalej ciekawie
zerkały na nich dwie dziewczynki, dorośli na ulicy zerkali na nich
i odwracali wzrok. A więc naprawdę obserwowała ich tylko tamta
grupa. Postanowił mimo to zignorować ich, patrząc na Izayę. -
Może pomóc ci z niesieniem tego, Izaya?
- Nie, nie wszystko jest w porządku.-
Izaya otrząsnął się z chwilowego zamyślenia i uśmiechnął do
chłopca. - Może też spróbowałbym zrobić rogalików? Jeśli je
lubisz~... - zaproponował wiedząc już, że nigdy nie powinien
odwiedzać piekarza jeśli chce jeszcze trochę porozmawiać z Shizuo.
Każdy wampir miał pewną właściwość,
a umiejętnością Izayi była niewiarygodna znajomość ludzi.
Wiedział o nich wszystko, choć tak naprawdę nigdy ich nie poznał.
Po krótkim spojrzeniu potrafił słyszeć myśli danej osoby lub
przekonać ją do zrobienia tego, co Izaya od niej oczekiwał.
Dlatego też teraz, wśród ludzi i ich nieprzychylnych spojrzeń
Izaya przeżywał natłok nagle zgromadzonych informacji. Co gorsza
już wiedział, że Shizuo będzie mieć przez niego problemy. Gdy
tylko do jego uszu dotarła rozmowa dwóch staruszek a konkretniej
zdanie "Toż to wampir jakiś! Nie powinien się zbliżać do
dzieci. Nawet do młodego Heiwajimy..." widział już, że
powinien znikać.
- Hej, hej Shizu-chan przypomniałem
sobie, że dzisiaj w nocy spadną gwiazdy które chciałem pozbierać.
Pójdę już~... - zapowiedział dość głośno. Pogłaskał Shizuo
po głowie i pomachał mu życząc dobrej nocy, po czym odwrócił
się i odszedł spokojnie.
- Pozbierać...? - Przytrzymał podane
mu babeczki i powiódł za nim wzrokiem, nie rozumiejąc. Dlaczego
tak nagle sobie poszedł? Przecież do nocy było jeszcze daleko...
Patrzył za nim, aż jego plecy
zniknęły gdzieś w tłumie. Przekrzywił głowę, popatrzył wrogo
na patrzących na niego ludzi i odwrócił się, kierując się do
domu staruszki. Musiał zawrzeć z nią umowę, że przyzna się do
zrobienia babeczek. A potem wrócić do domu i zrobić lekcje.
Izaya wmieszał się w tłum, po czym
szybko wszedł do jednego z pustych zaułków między karczmą a
jakimś sklepem. Było tam kilku nieźle podpitych ludzi, więc
stwierdził, że nie będzie problemu. Uśmiechnął się do nich i
pomachał im wesoło gdyż ci już od chwili gdy wszedł na ich teren
patrzyli na niego groźnie. Izaya uniósł ręce do twarzy i otworzył
je rozprostowując palce. "Magia" mruknął tajemniczo
rozpływając się w cieniu. Jakby nikogo nie było w tym miejscu.
Dzięki tak głupawemu zabiegowi był pewien, że ci ludzie nie będą
uważali go za osobę, rzeczywistą a raczej jako wytwór
alkoholowych omamów.
Shizuo całą resztę wieczoru
zastanawiał się nad zniknięciem Izayi. Coś mu nie dawało spokoju
i to "coś" skończyło się tak, że nie spał w nocy zbyt
wiele.
Meteorytów nie widział.
Dlatego też na następny dzień
już od samego rana był nie w sosie. Przy śniadaniu nie odzywał
się zbyt wiele, w drodze do szkoły milczał równie co jego brat. W
samej szkole widocznie odtrącał samą aurą. Nawet lekcji nikt mu
nie sprawdził.
Gdy wreszcie nadeszła przerwa
szatyn usiadł na ławce na podwórku. Wyciągnął z plecaka
zabunkrowaną na potem babeczkę i ugryzł kawałek. Uśmiechnął
się do siebie leciutko, ale jego uśmiech szybko zgasł. Nie
rozchmurzył się nawet dotarłszy do czekolady. Popił mlekiem z
kartonika zastanawiając się, czy Izaya faktycznie dziś przyjdzie
tak jak się umawiali i o tej godzinie. A może już mu się znudził?
Chłopacy z klasy Shizuo zbili się w
grupkę rozmawiając o tym samym, czym do wczoraj żyła cała
wioska. Nowy dziwny człowiek, którego przyprowadził Shizuo był na tyle tajemniczy, że każdy z mieszkańców miał własną teorię
na temat tego kim był dziwny przybysz. Najciekawszą jednak, według
dzieci, przedstawił im jeden ze stałych bywalców karczmy który na
własne przekrwione oczy przysięgał, że przybysz jest wampirem a
wczorajszej nocy widział jak zmienia się w nietoperza i odlatuje.
- Ej ty! - wrzasnął jeden z nich na
Shizuo. Musieli się dowiedzieć prawdy. - Taki potwór jak ty może
kumplować się tylko z innym potworem co nie?
- Hm? - Chłopiec uniósł wzrok
marszcząc groźnie brwi. Zastygł tak, z babeczką w jednej, a
mlekiem w drugiej dłoni, powstrzymując się tylko od wstania. Nie
wiedział jeszcze do końca o co im chodzi, ale już wiedział na
pewno, że ich nie lubi. I że powinien mieć ich na oku.
Ech... I z takimi miał się
dzielić babeczkami? Co ten Izaya sobie wyobrażał...
- Ten człowiek z którym wczoraj
przyszedłeś! - krzyknął dzieciak. Cała grupka stała w tym samym
miejscu co wcześniej, uznając zgodnie, że razem wydadzą się
groźniejsi a jeśli nie podejdą to będą mieć jeszcze czas na
ucieczkę przed wkurzonym szatynem. - To taki sam potwór jak ty,
prawda?! Mama mi mówiła, że swój do swego ciągnie!
- Haa?! - warknął, miażdżąc w
dłoniach zarówno babeczkę jak i kartonik. Sprawnym ruchem rzucił
kartonowym pudełkiem w "przywódcę" owej grupki i wstał.
- Chcesz oberwać?! - warknął niesprecyzowanie do całej grupy. -
Izaya nie jest potworem!
- A czym niby? Tylko potwór potrafiłby
się uśmiechać przy drugim potworze! Albo go zastraszyłeś albo
jest taki jak ty! Bakemonozuo*! - krzyknął już
inny dzieciak i pokazał szatynowi język.
Dzieci zaprzestały swoich zabaw na
boisku z coraz większym zaciekawieniem przysłuchując się kłótni.
Większość z nich nieśmiało podeszła bliżej chcąc dokładnie
słyszeć i widzieć co się będzie dziać.
- TY...! - Shizuo momentalnie
zaczerwienił się ze złości. Rzucił na ziemię i stąpnął na
to, co zostało z babeczki, nawet nie spoglądając. Moment potem
szarżował na chłopaków, jednego łapiąc hakiem i powalając na
ziemię, drugiego łapiąc za koszulę i przykładając mu w twarz, a
kolejnego popychając na niski murek przy krzewach na terenie szkoły.
Tego ostatniego, który najbardziej obrażał Izayę, powalił na
ziemię i przygwoździwszy go sobą do ziemi zaczął okładać po
twarzy pięściami. - Nigdy... Więcej... Nie obrażaj... MOICH
PRZYJACIÓŁ!!! - krzyczał wściekle wraz z kolejnymi, coraz
mocniejszymi ciosami. Nie widział już, świat się rozmywał, ktoś
go odciągał, ale szarpnął się mocno, zabrał swój plecak i czym
prędzej odbiegł, niemal się wywalając po drodze. Naprawdę zaczął
płakać już w lesie, gdzie wbiegł nawet nie odciągając od siebie
smagających go po twarzy i całym ciele gałązek. Płuca go bolały,
mimo to nie przystawał, a po prostu spieszył się do domku Izayi,
chlipiąc głośno.
Wychodząc do jego ogródka otarł zaczerwienione i podpuchnięte oczy. On przecież nie płakał. Był potworem. Chyba zabił tego chłopaka. Potwory nie płaczą. Chyba coś pstryknęło kiedy go bił. Nie mógł się opanować. Nie umiał panować nad tą siłą...
Zastukał do domku, raz prawie je wyważając, pod koniec prawie niesłyszalnie. Może Izaya nie powinien go widzieć w tym stanie. Cały w małych rankach, z liśćmi i patykami we włosach, z zaczerwienionymi oczami. Ale jakoś tu przybiegł. I nie mógł już tego cofnąć. Nie chciał żeby brunet usłyszał o tym co się stało w mieście. Pociągnął nosem, zwieszając głowę. A może on też w końcu uzna go za potwora?
Wychodząc do jego ogródka otarł zaczerwienione i podpuchnięte oczy. On przecież nie płakał. Był potworem. Chyba zabił tego chłopaka. Potwory nie płaczą. Chyba coś pstryknęło kiedy go bił. Nie mógł się opanować. Nie umiał panować nad tą siłą...
Zastukał do domku, raz prawie je wyważając, pod koniec prawie niesłyszalnie. Może Izaya nie powinien go widzieć w tym stanie. Cały w małych rankach, z liśćmi i patykami we włosach, z zaczerwienionymi oczami. Ale jakoś tu przybiegł. I nie mógł już tego cofnąć. Nie chciał żeby brunet usłyszał o tym co się stało w mieście. Pociągnął nosem, zwieszając głowę. A może on też w końcu uzna go za potwora?
Izaya czuł Shizuo już od pewnego
momentu. Chciał jednak przywitać go z gorącymi rogalikami na
blaszce, a musiał poczekać jeszcze kilka chwil nim będą gotowe. Mimo
wszystko był zdziwiony, że Shizuo tu przyszedł do tego o takiej
godzinie. Przecież szkołę kończył dopiero za kilka godzin... No
i mieli się przecież spotkać w mieście prawda? Słysząc głośne
pukanie które jednak słabło z każdym uderzeniem naprawdę się
zmartwił i nie patrząc już na rogaliki szybko wybiegł do
przedpokoju i otworzył drzwi. Widząc zapłakanego i roztrzęsionego
blondyna trącego piąstkami oczy Izaya niemal się wystraszył.
Opadł na kolana przytulając mocno szatyna. Pogłaskał go po
plecach uspokajająco zaraz biorąc go na ręce i wnosząc go swojego
domu.
- No ciii Shizu-chan. Wszystko gra?
Zaraz się upieką rogaliki z marmoladą. Mówiłeś, że je lubisz,
prawda?
Shizuo tylko
znów pociągnął nosem i wtulił się w jego szyję. Nie wiedział,
co powiedzieć, więc całkiem zamilkł. Nie chciał mu mówić, co
się stało. Poza rodziną miał tak naprawdę tylko Izayę. A gdyby
on się go bał? Gdyby uznał go za potwora? Gdzie miałby iść?
Znów zebrało mu się na płacz, ale otarł szybko oczy i wtulił mocniej w jego szyję. Nie chciał go nawet puszczać.
Znów zebrało mu się na płacz, ale otarł szybko oczy i wtulił mocniej w jego szyję. Nie chciał go nawet puszczać.
Izaya w milczeniu usiadł na krześle w
kuchni i posadził sobie Shizuo na kolanach. Szatyn nadal mocno go
ściskał więc brunet postanowił nie odrywać go od siebie na siłę.
Głaskał go delikatnie po plecach chcąc by się uspokoił. Głowę
natomiast oparł na głowie Shizuo i wpatrzył się w piekarnik i
rumieniące się w nim rogaliki. Tak... mogą tak posiedzieć jeszcze
kilka minut, najwyżej jego wypieki będą bardziej chrupiące.
Po paru
dłuższych minutach chłopiec oderwał się od jego szyi, odrobinę
uspokojony. Oparł ją na jego ramieniu, zaciskając usta. Pociągnął
nosem. Zawsze żałował, kiedy zdarzyło mu się coś zepsuć czy
kogoś pobić. Ale teraz ten ktoś sobie zasłużył. No, może nie
aż tak, ale... Zasłużył.
- Nie mam komu dać rogalików. - szepnął cicho, żeby nie ujawnić nieco jeszcze ściśniętego gardła. - Nikt by ich nie wziął. - przyznał się.
- Nie mam komu dać rogalików. - szepnął cicho, żeby nie ujawnić nieco jeszcze ściśniętego gardła. - Nikt by ich nie wziął. - przyznał się.
- Nie szkodzi. - wyszeptał nadal go
przytulając. - Skoro twoi przyjaciele ich nie lubią więcej
zostanie dla nas, prawda? - Uśmiechnął się wesoło do Shizuo. Nie
miał za bardzo pomysłu jak go pocieszyć. Ale skoro dzieciak już
trochę się uspokoił Izaya uznał, że sensownie byłoby go jakoś
wyczyścić. Dlatego też zaczął wybierać niewielkie patyczki i
listki z jego włosów. Gdyby mógł wstać przyniósłby też
jakieś plastry i wodę utlenioną, ale póki co pozwalał szatynowi
się uspokoić.
- Nie mam przyjaciół. - burknął,
odwracając gdzieś wzrok. - Nie potrzebuję ich. - dodał, żeby nie
wyjść na całkowitą ciapę. Przecież się nie skarżył. On go
tylko informował... Tak, tylko to. Żeby na przyszłość nie piekł
za dużo. Chrząknął możliwie najciszej, żeby wziąć się w
garść, ale pociągnięcie nosem zniweczyło efekt. W końcu otarł
go rękawem, żeby się tak nie mazać. - Poza tym... Oni są głupi.
- dodał burkliwie. - Bardzo, bardzo głupi.
- Czyli... Ja nie jestem twoim
przyjacielem? - zapytał z jednej strony smutny, że Shizuo o nim nie
pomyślał, a z drugiej zmartwiony co też jego przyjacielowi zrobili
ludzie. - Poczekaj... Nie będziesz sobie brudził bluzki. - mruknął
odnosząc Shizuo. Razem z nim podszedł do szafki i podtrzymując
szatyna jedną ręką drugą wyjął chusteczki podając całe
opakowanie. - Jak już wstaliśmy to poczekaj wyłączę chociaż
piekarnik. - mruknął przekręcając gałkę temperatury na zero i
delikatnie uchylił drzwiczki.
- Jesteś... Ale nie jesz babeczek. -
bąknął, czując się głupio, że o nim nie pomyślał. Chociaż
nie, myślał, tylko... Nie umiał nazywać innych przyjaciółmi.
Jeszcze to do niego nie docierało. Puścił go, po czym wysmarkał
nos i chusteczkę wsadził do kieszeni. Otarł piekące nieco
rozcięcie na brodzie. Był już do tego przyzwyczajony, ale
irytowało trochę mrowienie na skórze. Zerknął na Izayę,
obserwując, jak ten porusza się po kuchni. Chciał mu powiedzieć,
ale się bał. Nie mógł mu powiedzieć. Nie mógł... Oni wszyscy
byli głupi. I mówili głupoty. Izaya nie był zły. W końcu nawet
go przytulał. Zacisnął usta, znów patrząc na swoje dyndające
nogi.
- Okej. Skoro jestem pewien, że twój
podwieczorek się nie przypali powinniśmy się chyba zająć twoimi
rankami co? - zaproponował wyjmując z innej szafki apteczkę.
Posadził Shizuo na stole i z uśmiechem na ustach położył
pudełeczko obok szatyna zaraz otwierając je. Wyjął wacik, wodę
utlenioną i plastry. W tym momencie naprawdę się cieszył, że
Shinra nauczył go opatrywać podstawowe ludzkie rany. Mimo, że
wcześniej nie uważał tego za zbyt potrzebne teraz był nawet
bliski wdzięczności doktorkowi. - Może lekko zapiec. - ostrzegł
Shizuo wylewając nieco wody na wacik i zaczynając zmywać brud i
zaschniętą krew z czoła i policzków chłopca.
- Mhm... - mruknął, wpatrując się w
stopy, potem w podłogę, a w końcu w Izayę. Nawet nie drgnął gdy
woda utleniona zerknęła się z rankami. Trochę piekło, trochę
swędziało. Często miewał gorsze rany. Miał nawet parę blizn po
takich wypadkach. - Nie trzeba. - zapewnił, zdziwiony jedynie, że
Izaya nie kazał mu po prostu iść umyć twarzy. Normalnie by tak
zrobił, gdyby miał ochotę się ruszyć.
- Oi Shizu-chan wszystko gra? - zapytał
skończywszy oczyszczać jego twarz. Podniósł za to jego rączkę i
uważnie obejrzał dłoń. Nie podobało mu się, że jest na niej
sporo rozmazanej krwi. Wylał więc więcej wody na wacik i zaczął
dokładnie czyścić kostki, co jakiś czas zmieniając szmatkę lub
dolewając wody. Z ulgą odkrył, że mimo stosunkowo obfitego
krwawienia dłonie Shizuo nie były zbyt poranione.
Shizuo zadrżał
lekko i poruszył się, czując się nieswojo gdy Izaya oczyszczał
jego kostki. One nie były poharatane. Nie tak jak palce czy grzbiet
dłoni. Mimowolnie zacisnął delikatnie dłoń na jego
przytrzymującej go dłoni. Tak jakby nie chciał, żeby zaraz
uciekł.
- To nie moja. - mruknął, czując, że znów szczypią go powieki.
- To nie moja. - mruknął, czując, że znów szczypią go powieki.
- Całe szczęście. - Odetchnął już
spokojniej go opatrując. Po zdezynfekowaniu skóry szatyna Izaya
wyjął plastry naklejając jeden mniejszy na policzek chłopca.
Ostatecznie dokleił jeszcze większy plaster na lekko zadrapany
nosek i zaczął zastanawiać się jak miał poprzyklejać plastry na
kostki. - Na pewno nic ci się nie stało Shizu-chan? - zapytał
unosząc za podbródek głowę chłopca.
Chłopiec
popatrzył na niego poważnie wilgotnymi, ciemnymi oczami. Czy Izaya
naprawdę nie rozumiał? Czy dla niego naprawdę nie było dziwne
posiadanie cudzej krwi na rękach?!
- Ona nie była moja! - wybuchnął, znowu bliski płaczu. - Ja... - zająknął się. Musiał wziąć głęboki wdech, żeby zachować względny spokój. - Bo ty nie jesteś zły... - mruknął ciszej, zwieszając głowę. Zaraz jednak poczerwieniał od ponownie napływających falami emocji. Nie mógł utrzymać ich w sobie. Nigdy nie umiał. - A oni... Są głupi! I ja... Wtedy... - Pieczenie powiek nasiliło się, a gardło ścisnęło mocniej. - Nie wiem, czy go nie zabiłem... - przyznał płaczliwie, przecierając oczy i zwieszając głowę, tak że łzy spływały prosto na dół. - Ale ty... Nie jesteś potworem... Tylko ja... Nie powinni cię przezywać... Nawet... Cię n-nie znają... A ty jesteś dobry... - tłumaczył nieskładnie, jednak w tym momencie urwał, niezdolny nawet, by na niego spojrzeć. Podwinął nogi na blacie, starając się zwinąć w jak najmniejszą kulkę. Teraz na pewno Izaya miał go za potwora. I do tego pewnie mordercę. I pewnie zabroni mu przychodzić, a rogaliki odda dzikim zwierzętom. Bo one nie były tak niebezpieczne jak Shizuo.
- Ona nie była moja! - wybuchnął, znowu bliski płaczu. - Ja... - zająknął się. Musiał wziąć głęboki wdech, żeby zachować względny spokój. - Bo ty nie jesteś zły... - mruknął ciszej, zwieszając głowę. Zaraz jednak poczerwieniał od ponownie napływających falami emocji. Nie mógł utrzymać ich w sobie. Nigdy nie umiał. - A oni... Są głupi! I ja... Wtedy... - Pieczenie powiek nasiliło się, a gardło ścisnęło mocniej. - Nie wiem, czy go nie zabiłem... - przyznał płaczliwie, przecierając oczy i zwieszając głowę, tak że łzy spływały prosto na dół. - Ale ty... Nie jesteś potworem... Tylko ja... Nie powinni cię przezywać... Nawet... Cię n-nie znają... A ty jesteś dobry... - tłumaczył nieskładnie, jednak w tym momencie urwał, niezdolny nawet, by na niego spojrzeć. Podwinął nogi na blacie, starając się zwinąć w jak najmniejszą kulkę. Teraz na pewno Izaya miał go za potwora. I do tego pewnie mordercę. I pewnie zabroni mu przychodzić, a rogaliki odda dzikim zwierzętom. Bo one nie były tak niebezpieczne jak Shizuo.
Izaya nie był zdziwiony kolejnym
wybuchem płaczu. Pozwolił na niego szatynowi wiedząc, że w ten
sposób powinno być lepiej. Izaya wychodził z założenia, że nie
powinno się tłamsić swoich emocji. Podszedł do Shizuo i objął
go mocno. Cmoknął go delikatnie w czuprynkę i zaczął delikatnie
gładzić po plecach. Pochylał się tak dłuższą chwilkę, dopóki
miarowe chlipanie i płaczliwe wciąganie powietrza nie uspokoiło
się zupełnie. Wtedy odsunął się lekko od Shizuo i spojrzał mu w
zapłakane oczka. Dłońmi starł mu z twarzy łezki.
- Spokojnie. Na pewno nic mu nie
zrobiłeś. - zapewnił go. Cóż... Wampiry wyczuwały świeże
ciało jak nikt inny więc na pewno pierwszy by to wyczuł. -
Poczułbym gdyby stało się coś złego. - zapewnił go z dumnym
uśmiechem. Chciał, żeby Shizuo uwierzył w iluzję którą chciał
dla niego właśnie stworzyć.
- Skąd...? - Podniósł na niego wzrok
zaczerwienionych oczu. Dłoń ocierająca mu wodę z policzków była
przyjemnie chłodna. Studziła jego zaczerwienioną i buchającą gorącem skórę.
Wyjątkowo powoli złapał za jego dłoń i przysunął ją sobie lekko do czoła, czując przy tym ulgę i zmęczenie. Czemu Izaya w niego wierzył? Przecież był... zły. Przecież coś mogło się stać. A jego tam nie było.
Wyjątkowo powoli złapał za jego dłoń i przysunął ją sobie lekko do czoła, czując przy tym ulgę i zmęczenie. Czemu Izaya w niego wierzył? Przecież był... zły. Przecież coś mogło się stać. A jego tam nie było.
- To oczywiste Shizu-chan! Jestem
magikiem~... - wyjaśnił mu tak poważnym tonem jakby była to
najrzeczywistsza rzecz na świecie. - Umiem też czytać w myślach,
latać i znikać~... Obecnie pracuję nad zianiem ogniem, ale myślę,
że jeszcze przez długi czas będę używał piekarnika do pieczenia
babeczek dla ciebie, a nie swojego oddechu... - wyjaśnił z nieco
podłamaną, ale wciąż rozbawioną miną.
Blady, ale wyraźnie wesoły uśmiech
rozświetlił lekko twarz Heiwajimy. Pociągnął nosem, otarł go
znów chusteczką i oparł brodę na swoich kolanach, przymykając
powieki. Magik. Więc on naprawdę się go nie bał, nie...?- Latanie musi być fajne... - mruknął pod nosem, otaczając nogi rękami. Chyba od nadmiaru wrażeń poza bólem głowy był strasznie senny. Kiwnął się lekko, nie mając siły długo tak jeszcze płakać i utrzymywać ciało w pionie. Jeśli Izaya się go nie bał, to był już całkiem spokojny. Jeśli mógł tu przychodzić, to wszystko musiało się ułożyć. Sam mu tak mówił, prawda? - Izaya... Położysz się ze mną? - poprosił. Chociaż od długiego czasu już z nikim nie spał... Lubił lekki chłód jego ciała. Przynajmniej nie gorączkowałby się znów przez sen. Byłoby przyjemnie, więc przemógł się do takiej prośby.
- Mhm~! Jasne. Chodź. - zaproponował
chcąc wziąć go na ręce i zanieść na kanapę albo do łóżka
dla gości. Z racji tego, że był wampirem jego sypialnia znajdowała
się w podziemiach... w trumnie. A nie chciał w ten sposób straszyć
swojego małego gościa. - Uznajmy, że dziś będziesz moją śpiącą
królewną. - zażartował sobie. - Co prawda ona skaleczyła się
wrzecionem, a nie została poharatana przez jakiś krzaczek, ale
myślę, że ujdzie. Co?
- Chcę być rycerzem. - wyburczał,
obejmując jego szyję. Dał się nieść, czując się...
bezpiecznie. Jak dawno się nie czuł. - Izaya...? - mruknął,
odpierając atakujące go macki natrętnego snu.
- Dobrze. W takim razie ty będziesz
rycerzem w lśniącej zbroi a ja złym czarnoksiężnikiem który cię
uwięził, co ty na to? - zaproponował rozbawiony śpiącą miną
szatyna. - Rzuciłem na ciebie senne zaklęcie, żebyś był tylko
moim przyjacielem. Już na zawsze! - zagroził mu z wrednym, ale i
szczęśliwym uśmiechem. Na razie może być czarodziejem... Niech
Shizuo się uspokoi i trochę ochłonie. Kiedyś Izaya powie mu, że
jest wampirem. Kiedyś na pewno. Gdy tylko przestanie się bać, że
Shizuo go wtedy odtrąci...
Shizuo uśmiechnął się sennie,
przytulając się do zagłębienia w jego szyi i zamykając oczy.- Jesteś dobrym czarodziejem. - mruknął oddychając coraz wolniej. - Lubię cię... - dodał jeszcze sennym głosem i ziewnąwszy krótko od razu zapadł w sen, jeszcze nim Izaya się z nim położył.
Nie umiał jeszcze tego nazwać, ale mimo krótkiej znajomości w dziecięcym sercu powoli kiełkowało ciepłe uczucie, które miało połączyć ich losy na wiele długich lat.
KONIEC.
*Bakemono = potwór