Hejooo~...
Wybaczcie, że tak późno ta część~... Byłam naprawdę ciekawa, ile osób się odezwie, by dodać kolejną. X3"" Przy tym miałam takiego lenia, by powtarzać codziennie, że to skończę, a skończyłam dopiero co. Wybaczycie mi~?
No, ale dziś już jest~! Jest i możecie zasiąść spokojnie i doczytać ostatnią część Boku no Stalker~... Tymczasem wypadałoby zadbać o kontynuację reszty opowiadań, zatem niedługo postaram się wrócić do bety i pisania. Wybaczcie mi, proszę. Mam tyle lekcji, że sama myśl o nich mnie paraliżuje i uciekam w pisanie, lecz zupełnie nie Shizayowatych rzeczy. To odpręża, choć tylko na chwilę.
Nie przedłużając już, oddaję głos Kiasarin-san~!
Hejo... właśnie się dowiedziałam że mam na jutro coś a'la wypracowanie X.x także ten ja tu tylko na chwilkę dodaję notkę XD
Przy okazji bardzo się ciesze, że mój Izaya i jego pomysły się wam podobają :3
I kolejne BANEREK!!!! Tak, wszyscy klikamy ładnie w banerek po prawej =3= ->
Przy okazji za kilka dni pojawi się mały "specjal" a potem najprawdopodobniej chat :3
Um a teraz Enjoy~!
Enjoy~!
Izaya wyszedł za blondynem i szedł za nim uśmiechając się wesoło.
Wsadził ręce do kieszeni i obserwował go. Nucąc coś pod nosem szybko
szedł do szatni i przebrał się. Zniknął nie mówiąc Shizuo ani jednego
słowa. A kamera w jego torbie, którą na powrót umieścił w szatni, nadal w
najlepsze nagrywała przebierającego się blondyna.
Starając się nie zwracać na niego uwagi, Shizuo przebrał
się niespiesznie i poszedł na ćwiczenia. Nienawidził zajęć z nim, ale
skoro musiał... Miał zamiar się rozładować.
Swoją drogą,
Izaya zachowywał się dziwnie... Ostatnimi czasy jakby złagodniał. To go
bardzo zastanawiało. Za dużo się przy nim kręcił...
Włożył mu pozostałą onigiri do plecaka i wyszedł.
Izaya odczekał na Shizuo przed salą i weszli razem.
- Sumimasen! - krzyknął
tak, by wszyscy zwrócili na nich uwagę. - Nauczyciel nas przyłapał gdy
próbowałem nagrać striptiz Shizu-chan'a w szatni i musieliśmy iść do
dyrektorki~!!! Ale już wszystko dobrze! - uspokoił uczniów, jakby się
ktoś o to martwił.
Heiwajima stanął jak zamurowany, po czym rzucił się na Izayę z chęcią mordu.
- TY PRZEBRZYDŁA WSZO...! - warczał, ganiając go po całej sali i rzucając w niego tym, co było pod ręką.
- Hahaha~... No co ty Shizu-chan~? Nie znasz mnie? I tak bym wrzucił to do
internetu, a tak przynajmniej wiedzą wcześniej~! - Śmiał się w najlepsze
biegnąc i po bieżni, potem przez płotki, by na końcu obiegać boisko po
trasie do sztafety. - Sensei, mam nadzieję, że za taki wyczyn zaliczysz mi
semestr na A~!!! - krzyknął, robiąc czwarte okrążenie. - I Shizusiowi też,
choć za płotki powinien dostać 0, większość ominął resztę połamał~... - krzyczał chichocząc. A Shizuo dalej biegł tuż za nim.
- ZABIJĘ CIĘĘĘĘ! - Nie zważając na krzyki nauczyciela i piski uczniów, a
nawet omdlenia, Shizuo biegł za swoim wrogiem, naprawdę zamierzając go
zabić. Rzucił w niego płotkiem i biegł dalej, tym razem naprawdę
zdeterminowany, by go dopaść i zmiażdżyć.
- No nie złość się tak, nie złość~!!! Złość piękności
szkodzi... Choć tobie to by i kultura Zen nie pomogła~... - zachichotał
oczywiście kłamiąc jak najęty. - Poza tym zapłaciłem ci, więc się teraz
nie wymiguj~... I zobacz jaki byłem miły nawet ciebie i twoje dziwne
fetysze kryłem przed dyrektorem~!!!
- TYYYYYYY!!! - zawył blondyn, przyspieszając biegu. Wykończyć go. Tylko
to łaziło mu po głowie. - ZABIJĘ CIĘ. WYSZARPIĘ FLAKI, TYLKO SIĘ
ZATRZYMAJ!!! - wrzeszczał, podbiegając to bliżej, to będąc dalej.
- Nie ma mowy Shizu-chan, wyglądasz strasznie~... - jęknął
pretensjonalnie nadal uciekając. - Do tego krzyczysz niemiłe rzeczy!!!
Co innego gdybyś zaprosił mnie na ootoro a krzyczał coś w stylu "TAK
BARDZO CIĘ KOCHAM IZAYA-KUN, ZOSTAŃMY PRZYJACIÓŁMI"~!
- I CO TY SOBIE DO CHOLERY WYOBRAŻASZ?! - Przerwał mu dzwonek, jednak
zaraz kontynuował. - SKOŃCZ ALBO CIĘ POĆWIARTUJĘ!!! - warczał, dysząc
już, ale nadal go goniąc.
- Powiedzcie nauczycielom, że spóźnimy się na kolejna lekcję~!!! - Izaya
krzyknął do oddalających się uczniów a sam pobiegł na boisko wiedząc, że
blondyn jest tuż za nim. - Ne Shizu-chan zastanawiam się czemu mnie tak
nie lubisz~? Przecież nie zrobiłem ci nic złego prawda~!!! - zachichotał
dalej biegnąc.
- WSZYSTKO!!! WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE!!! - Gonił za nim przez bieżnię,
między drzewami i wszędzie. To była prawda, cała jego zła reputacja,
nerwowe zachowania, to wszystko przez jego prowokacje!!!
- Ale to ty mnie zaatakowałeś na początku... - poskarżył się, zwalniając. Zahamował i stanął w odległym kącie boiska, między drzewami. - Naprawdę
aż tak mnie nie lubisz? - Spojrzał na niego bez szczególnego smutku czy
szczęścia, tak po prostu. Odczekał aż blondyn stanie i spojrzy na niego
zdziwiony. Szybko wtedy wyjął telefon i pstryknął zdjęcie jego minie. - A
mam cię, zdziwiony mi jeszcze nie pozowałeś~! - zachichotał.
- Ych, tyy... Mendo... - wysyczał, zwężając oczy i patrząc na niego z
wściekłością. - Jeszcze mi za to zapłacisz... - warknął, zaciskając
pięści. - I w ogóle... NA CHOLERĘ ROBISZ MI TE ZDJĘCIA! - wybuchnął,
zbliżając się do niego powoli.
- Bo chcę je mieć~... - wyjaśnił mu wesoło. Podciągnął się i przysiadł na
niższej gałęzi drzewa przy którym obaj stali. - Co w tym dziwnego
Shizu-chan~? Zbieram o tobie informacje, jak każdy, tylko ja bardziej
dogłębne~! - zamruczał.
- Odwal się do cholery!!! - warknął, patrząc na jego wspinaczkę. -
Skończ ze zdjęciami... Dezodorantem i całą resztą też, bo w końcu
zniszczę ci ten aparat i będziesz cierpiał, zobaczysz!!! - wywarczał.
- Oho!- Izaya obrócił się tak że zaczepił się nogami na gałęzi a on sam
zwisał z drzewa do góry nogami twarzą wprost przed blondynem. - Więc
jednak nie uwierzysz, że ten dezodorant to nie moja sprawka~? A onigiri
chociaż zjadłeś~? - zapytał uśmiechnięty.
- Przyznałeś się. - oznajmił, próbując go uderzyć, ale Izaya się
podciągnął. - I nie, nie zjadłem. - Wzruszył ramionami. No co? Niech
wie, że mu nie ufa!
- Cóż.... Smutno mi Shizu-chan~... - westchnął, opierając się o pień, a
nogi kładąc na gałęzi. - Jedno onigiri to nie utrata dumy, a
przynajmniej nie będziesz głodny. - westchnął. Dlaczego blondyn nic nie
rozumiał? Nie mógł po prostu zapchać się tym głupim ciastkiem? (onigiri) I dać Izayi w spokoju siebie obserwować i denerować? - Jeśli uważasz, że
to co ci do tej pory robiłem jest wredne to mogę naprawdę się taki
stać. - zagroził mu. - Chcesz tego?
- Już taki jesteś, a ja nie wierzę, że jest ci smutno. - prychnął i podszedł do pnia drzewa, zaczynając nim trząść, by Izaya spadł. - Możesz to uznać za co chcesz. Nie wierzę ci. Nie lubię cię. Nie ufam ci. I tyle. - Potrząsnął mocniej, chcąc zachwiać Izayą.
- No wiesz Shizu-chan~? Takim żałosnym występem kpisz
sobie z mojej boskiej równowagi~... - zachichotał wstając. - Popatrz,
popatrz, na jednej nodze~! - Zachichotał stojąc i nawet sie nie chwiejąc. -
I co teraz zrobisz? Wyrwiesz drzewko~?
- Żebyś wiedział! - warknął, obejmując drzewo i ciągnąc w górę z całej
siły. Niech czuje, jaki to ból, spaść z drzewa jak ten dojrzały owoc w
lato! Wyrwie to drzewo i w końcu zobaczy poturbowanego Izayę. Ta
możliwość dodała mu sił.
- Oi oi bo się przedźwigniesz Shizuś~! - zakpił, zeskakując z drzewa wprost
na jego ramiona by później wejść na ziemię. - Widzisz, zbędny wysiłek~! -
dodał, zaczynając znów uciekać.
- Do jasnej cholery mógłbyś kiedyś stanąć?! Tak w
miejscu, żebym mógł cię dopaść i rozwalić na miazgę!!! - Nie przejmując
się rozpoczynającą kolejną lekcją biegł za nim, byle tylko móc mu
przywalić.
- Nie stanę kiedy jesteś dla nie tak okrutny~!!! Poproś ładnie to może
cię posłucham~! A i musisz przestać krzyczeć o śmierci, jeśli będziesz
tak robił nikt się nie zatrzyma... - Westchnął wbiegając do budynku
szkoły.
- Ja cię tylko uczciwie ostrzegam!!! - warknął, wbiegając
do budynku za nim. Dopiero tu dotarło do niego, że ma jakieś
ograniczenia i jak zaraz się nie ulotni, czeka go niewymigiwalna kara od
dyrektora... Znowu...
Izaya zziajany wpadł do swojej klasy.
- Przepraszam za spóźnienie, to moja
wymówka~! - Wskazał na wpadającego tuż za nim Shizuo. Objął go za rękę i
uśmiechnął się rozbawiony. - Troszkę się zasiedzieliśmy~!!!
-
Chyba żartujesz! - warknął blondyn, próbując walnąć go pod żebra, ale
ten w porę zwiał. Orientując się, że został w klasie sam, bez
towarzystwa czy usprawiedliwienia, skłonił się lekko nauczycielce i
spojrzał nienawistnie na Izayę, jakby chciał powiedzieć "jeszcze cię
znajdę". - Przepraszam. - mruknął i wyszedł czym prędzej, by pójść na
swoje lekcje, a najlepiej jeszcze przed tym się przebrać.
- Nie ma za co Shizu-chan~! - Izaya wyszczerzył się wrednie i zasalutował
mu rozbawiony na pożegnanie. Na lekcji nie skupiał się za bardzo,
przeglądając galerie zdjęć i filmiki z Shizu-chan'em. W końcu miał ich
kilka z dzisiaj i mógł się tym cieszyć do kolejnej przerwy. - A wtedy znów
go zobaczę~... - Potarł z rozmarzeniem kciukiem ekran komórki. - Choć on nie
musi widzieć mnie~! - szepnął, spoglądając na zarumienionego blondyna na
wyświetlaczu.
Wkurzony coraz bardziej Heiwajima przebrał się i poszedł na lekcję,
za co do końca godziny lekcyjnej był objeżdżany przy każdej nadarzającej
się okazji. Nie pomagało mu to w uspokojeniu się. Uspokajał się tylko
tym, że to była przedostatnia lekcja, później już mógł w spokoju wrócić
do domu i do tego zabić Izayę, albo chociaż spróbować to zrobić. Tak,
jego entuzjazm do tego nie słabł, bo co chwila przypominały mu się jego
prowokacje i wkurzał się jeszcze bardziej.
Izaya naprawdę cieszył się z końca lekcji. Nauczyciel był mu wyjątkowo
nieprzychylny, więc nie mógł wyjąć kamery i obejrzeć nagrań... Musiał
zadowolić się zdjęciami w telefonie. Toteż z ulgą powitał dzwonek i
wybiegł z klasy pierwszy krzycząc do Kadoty by ten napisał mu później co
jest zadane. Pobiegł pod klasę blondyna. Jeszcze nie skończyli, więc
Izaya oparł się o ścianę tuż przy drzwiach i czekał tam ze swoim
niezawodnym uśmiechem. - Shizu-chan, Shizu-chan uśmiechnij się dla mnie
proszę~! - zanucił, nadstawiając aparat i gdy tylko blondyn został
uchwycony w kadr zrobił mu zdjęcie. I kolejne, i następne. - Dziś mam je
ochotę popstrykać na widoku, ciesz się, że pozwalam ci pozować~!
- Na widoku...? - mruknął ten niechętnie. Po całej wkurzającej lekcji
naprawdę nie miał na to humoru. - A co, zwykle robisz je z ukrycia, co?
Do jakiegoś tajnego katalogu? - prychnął, po czym błyskawicznie sięgnął
po jego telefon.
- A żebyś wiedział~! - Puścił mu oczko, zamykając telefon z trzaskiem i
szybko odsuwając rękę tak by Shizuo go nie złapał. - Mojego prywatnego~!
- Jesteś chory! - wytknął mu warkliwie, lecz koniec końców by nie
wywoływać znów problemów poszedł do wyjścia, chcąc jak najszybciej
znaleźć się w domu.
- Może, może. - polemizował. - Nie wykluczam tego~! -
Uśmiechnął się wesoło i rozłożył ręce. Gdy Shizuo go minął obrócił się o
180 stopni i krzyknął do blondyna. - Hej, a ty dokąd~? Jeszcze jedna
lekcja~... zapomniałeś? Po japońskim masz jeszcze matematykę~!
- A ja wykluczyłbym, że jesteś zdrowy! Idę do domu. - oznajmił po prostu, kierując się do wyjścia. Zaraz jednak coś go tknęło i stanął w miejscu. - Znasz mój plan lekcji na pamięć...? - spytał niedowierzająco.
- Jestem informatorem, to część mojej pracy~! - Izaya uśmiechnął się
szeroko pokazując białe zęby. Zmyślił kłamstwo na poczekaniu no ale cóż,
było wiarygodne. - A jeśli idziesz do domu, to idziemy razem~... -
Uśmiechnął się poprawiając swoją torbę. - Mam sprawę niedaleko ciebie~! - dodał, podchodząc do blondyna.
- Tsaa... Nie ma mowy. Nie idź za mną. - prychnął i poszedł do wyjścia, a następnie ruszył w swoją stronę. Nie będzie z nim szedł, chyba, że w celu przyłożenia mu znakiem drogowym i zakopaniu w ogródku jakiejś niedowidzącej i głuchej pani... na odludziu. Izaya mimo nakazu ruszył za nim, chwilę potem nawet zrównując się z nim
krokiem. Założył sobie ręce za głowę i szedł obok. - Ne Shizu-chan, co masz
dziś na obiad~? - zagadnął. - Bo chciałbym się wprosić~!!!
- Nic. Nie mówiłem przypadkiem, żebyś spadał?! - warknął, nawet na niego nie patrząc. Uczepił się jak rzep psiego ogona! - Za dużo cię ostatnio oglądam. - prychnął.
- To chyba dobrze~! Ponoć jestem całkiem ładny~... - zachichotał, nadal idąc obok. Nie odpuści mu, nie ma mowy, to zabawne a
prowokując go może zebrać więcej informacji. A przecież tego właśnie
chciał, chciał wiedzieć wszystko o Shizuo, chciał, żeby Shizuo nie był
nikogo innego tylko jego.
- Chyba w snach. - fuknął i szturchnął go w ramię tak, by odepchnąć go jak najdalej od siebie. - Idź sobie. - warknął i dłuższymi krokami ruszył w inną stronę.
- No w snach wielu ludzi na pewno się pojawiam~!- Dodał trochę zdziwiony
lekkim szturchnięciem i spojrzał na Shizuo. A więc potrafi być delikatny
nawet w stosunku do mnie... ciekawe~! - I nie, nie pójdę, tak najszybciej
dotrę na miejsce spotkania... No może nie najszybciej ale
najzabawniej~!
- Wkurwiasz mnie. - syknął i spojrzał na niego wilkiem. Dobra... Jak tak, to pójdzie inną drogą. Nie będzie szedł z nim i narażał się na dożywocie za morderstwo! Zabije go dopiero, gdy nie będzie świadków na to, że gdzieś szli razem! - Jak tak, to idź sobie na to swoje zebranie i nie zawracaj mi tyłka. - Skręcił w kompletnie inną uliczkę. - Spotkamy się jak będę miał cię zabić. - wymruczał pod nosem.
Izaya cofnął się i skręcił za Shizuo po czym podbiegł do niego. Szedł
tuż za nim więc skorzystał z okazji i z zaciekawieniem odpiął mu plecak.
- CO TY DO JASNEJ CHOLERY ROBISZ?! - wybuchnął, odwracając się gwałtownie. Złapał plecak w jedną dłoń, drugą wymierzając mu szybki cios w żebra. - Miałeś iść na to swoje spotkanie, więc spadaj, jak najdalej stąd!!! - warczał, dalej próbując go walnąć. Buty Izayi zaszurały o ziemię a on sam odleciał na kilka kroków.
Uśmiechnął się, krzywiąc nieznacznie. Trzymał się jedną ręką za brzuch, w
drugiej miał kulkę ryżową - Shizu-chan, dałem ci to po to żebyś zjadł
drugie śniadanie... - mruknął. - Więc zjedz to tak jak proszę. -
Podszedł i wręczył blondynowi jedzenie. - Nie jest zatruta, widziałeś, że
jadłem drugą, więc co ci przeszkadza? - zapytał. Wyprostował się powoli,
od czasu do czasu się krzywiąc. - Chyba nic mi poważnie nie
uszkodziłeś... - mruknął, unosząc koszulkę. - No pięknie, i już mój brzuch
nie jest tak ładny jak mówią... - skwitował, siląc się na dramatyczny ton. - Będę
miał wielkiego siniaka...
Shizuo na chwilę zamurowało, po czym zirytowany spojrzał na Izayę.
- Serio? Ciekawa próba wywołania współczucia. Mówiłem, że nie chcę. Zjedz ją sobie, w końcu jest twoja. - mruknął i włożył ją do jego ręki. Włożył ręce do kieszeni i zgarbił się lekko, odchodząc. Wyciągnął papierosa i podpaliwszy, po prostu ruszył przed siebie. Cholerny Izaya... Próba wzbudzenia współczucia w taki sposób była po prostu...
Izaya znów do niego podszedł. O nie on nie da się tak łatwo...
- Skoro
jest moja to chcę ci ją dać. Shizu-chan burczy ci w brzuchu, więc... - Przemyślał wszystko przez krótką chwilę. - Jeśli uważasz, że to ze
współczucia, to się mylisz, ja też mam interes w tym żebyś ją zjadł.
Najlepiej teraz~! - Minął go i stanął przed nim, zagradzając drogę.
Wysunął przed siebie paczuszkę i czekał.
- Masz w tym interes? Tym bardziej nie zjem. - Wzruszył ramionami, coraz bardziej wkurzony tym, że Izaya przeszkadza mu w drodze do domu. - Idę do domu. Zjeść coś. A ty. Mi. Zagradzasz. Drogę. - wycedził ostatnie słowa.
- No nie taki interes, jak myślisz! - zaprotestował, nadal trzymając
wyciągniętą kulkę. - To nic strasznego, nic ci się nie stanie, a obiad
ugotujesz sobie najwcześniej za pół godziny. Co ci tak bardzo
przeszkadza ją zjeść? - fuknął na niego. Zaczynał być naprawdę lekko
zirytowany, w końcu to tylko ryżowa kulka prawda? No cóż dla niego nie,
ale Shizuo pewnie tak o niej myśli.
- Jak już mówiłem nie ufam ci. - prychnął. - I nie zaufam. Nie zamierzam jeść nic od ciebie. Kiedy to w końcu zrozumiesz...? - Odsunął go na bok i przeszedł obok. - Zresztą jakby nic z nią nie było, to czemu zależałoby ci na tym, żebym ją zjadł... - prychnął pod nosem.
- A odpowiedzi na chemię wziąłeś....- Burknął, idąc za
nim. - Naprawdę nic tam nie ma, przecież było fabrycznie zamknięte! Do
tego zjadłem jedną, nic mi się nie stało, jakiego jeszcze dowodu
potrzebujesz! - krzyknął, znów za nim biegnąc. - Ja mam powód ale to wcale
nie znaczy, że czymś nafaszerowałem ta kuleczkę!
- Wziąłem z ciekawości. - mruknął, niezadowolony, że mu to wypomina. - A jak nie to, to jaki masz interes w tym, żebym to zjadł, co?
Izaya uśmiechnął się cwanie, wyjął komórkę otworzył ją i
koniuszek klapki przysunął do ust. - Chcę zdjęcie Shizu-chan, tylko
tyle~! - wyszczerzył się wesoło. - Zdjęcie jak jesz, nic prywatnego, to
jak, umowa stoi? Kulka za tak niską cenę~?
- Nie. - zgasił go, nie przerywając chodzenia. - I nie rób takiej miny, jak jakiś stalker... I w ogóle skończ z tymi zdjęciami!!! Wykasuj najpierw tamto! - prychnął. Co on miał za głupie pomysły?!
- To zabawne Shizu-chan i nie wykasuję go nigdy, nigdy, nigdy! - zachichotał rozbawiony. - A może... chcesz mi zapozować? - zaproponował
znienacka. W sumie pozowana sesja z Shizu-chan'em nie była złym
pomysłem, mógłby z nim spędzić trochę czasu i nikt inny by mu go w tej
chwili nie zabrał. Żaden dzwonek na lekcje, żaden Kasuka czy Shinra.
Byłby tylko jego.
- Nie. Mówiłem, wykasuj to i skończ ze zdjęciami. - warknął na niego. - SKOŃCZ. - powtórzył, widząc, że Izaya już otwiera usta. - Nie lubię zdjęć. Nie lubię ciebie. Nie lubię gadaniny. Jasne? To idź już sobie. - fuknął. Może i był niemiły, ale Izaya nie dość, że go irytował i prowokował, to jeszcze zachowywał się jakoś dziwnie.
- Ne Shizu-chan, w takim razie dobijmy innego targu~! - zaproponował od razu. Nie zrażał się odmową czy ostrymi słowami. W sumie
były nawet zabawne gdy się do nich przywyknie. - Dasz mi zrobić zdjęcie
jak jesz tę kulkę a ja w zamian zniknę ci z oczu dobra~?
- NIE. - Wiedział, że pójście na jedną ugodę znaczy, że Izaya będzie chciał czegoś od niego rządać za każdym razem. - Nie chcę żadnego zdjęcia. A ty masz się zmyć!!! - denerwował się. No nie zrobi tego, nie będzie jadł jedzenia od Izayi i koniec! I nie da sobie zrobić zdjęcia. To chore, by robić mu zdjęcia na każdym kroku.
- Ale to JA chcę zdjęcie. - doprecyzował. - Jak wolisz, zgoda, bez zdjęcia,
tylko pamiętaj nie możesz już zmienić decyzji. - mruknął niewzruszony i
wyjął z poakowania ryzową kulkę. Ugryzł ją, potem drugi raz, przeżuł i
połknął. Dalej szedł za blondynem. - No to cóż, co mamy dziś na obiad
Shizu-chan~? - Wyszczerzył się wrednie. O nie, teraz sobie nie pójdzie,
będzie z nim siedział ile tylko się da.
- MY nic nie mamy. TY idziesz na to swoje spotkanie. Tak? - Zaczął go przewiercać spojrzeniem.
- Nie~e, moje spotkanie jest za parę godzin~! Więc mam czas, żeby zjeść z
tobą obiad. Co mi dziś zaserwujesz Shizu-chan~? W sumie nawet odgrzana miso z wczoraj byłaby cudna~! - zapewnił go. Musiał jakoś ukryć że jego
"spotkanie" to bliska znajomość z dachem naprzeciwko Shizuo, którą
zawarł wczoraj podczas kąpieli blondyna i późniejszej wizyty brata.
- Nic nie zaserwuję. Idę odnieść plecak, złapię kanapkę i wychodzę, więc na nic nie licz. - mruknął niechętnie. - Nie wiem, gdzie chcesz się podziać, ale znajdź sobie inne miejsce.
- Hoooo~... - jęknął niezadowolony. - A dokąd idziesz~? Mogę z tobą? - Przysunął się bliżej blondyna, nadal jedząc kulkę.
- Jasne, że nie możesz. Idę do rodziców i Kasuki. - Zmarszczył nos. W sumie to czemu on w ogóle z nim gadał?! - I nie interesuj się, to do cholery w ogóle nie jest twoja sprawa! - prychnął.
- No to rodzicom przedstawisz mnie jako swojego chłopaka. - Wzruszył
ramionami, nie widząc w tym żadnego problemu. - Coooo~o??? - Dalsza część
była gorsza. - Czemu znów Kasuka, przecież był u ciebie wczoraj~...
Shizuo zatrzymał się nagle i wwiercił się w niego spojrzeniem. Nie wyglądało na to, by prędko miał odpuścić.
- TY. Moim chłopakiem? - Sam nie wiedział, co do tego dodać, bo go zatkało. - Idź się lecz. I poza tym... Skąd wiesz, kto wczoraj u mnie był? Śledzisz mnie, czy co? MÓW, do cholery!!! - warknął mu prosto w twarz.
Izaya wykorzystując, że Shizuo jest tak blisko, cmoknął go w nos.
- Ciesz
się, to mogły być usta~... - zachichotał. - Choć po twojej reakcji wnoszę,
że wcale nie jesteś w 100% hetero~! To dobrze~!!! - dodał jeszcze wesoło.
Jakoś nie spieszył się z odpowiedzią na inne pytania.
Shizuo zamknął uchylone z szoku usta, ale krew i tak masą napłynęła mu do twarzy wraz z napływającą furią.
- SPADAJ ZANIM CIĘ ZABIJĘ. - wywarczał tylko, po czym odepchnął go mocno. Nie ważne, że byli w mieście, nie ważne, że ktoś na to patrzył. Naprawdę miał go dość.
- Jakiś tu uroczy~... Troszczysz się żebym za bardzo nie
ucierpiał przy twoim wybuchu furii~? Niepotrzebnie~! - zapewnił go. -
Wystarczy, że się trochę uspokoisz, nie? A może... za bardzo ci się
spodobało i jesteś za to na siebie zły... Albo~! - Klasnął w dłonie. - Już
wiem, to napięcie seksualne, albo frustracja, że jesteś inny~!!! Zgadłem?
Ne, zgadłem Shizu-chan~?
- NIE ZGADŁES! - ryknął tak, że najbliżsi ludzie się rozpierzchli. - I zgadnij co?! TERAZ cię zabiję!!! - Z niemal szaleństwem w oczach złapał za najbliższy słupek i rzucił w niego, po chwili biegnąc po następną amunicję. Śmietniki, słupy, znaki drogowe, cokolwiek.
- Tsyk. - Zacmokał niezadowolony. - A byłem taki pewny~... - mruknął,
odskakując od pocisku. - Skoro nie to to co cię wkurzyło~... Przecież
byłbym dobrym materiałem na kochanka, na pewno bym cię zadowolił! -
powiedział dumnie. - W końcu taka bestia nie może mieć bardziej
wygórowanych wymagań niż ostry seks, prawda~?
- Jesteś... - Zabrakło mu słów, więc po prostu rzucił w niego kolejnym znakiem. - Odwal się!!! Nie znasz mnie mendo!!! - warczał za nim, rozrzucając kosze na śmieci, kopiąc nimi w jego stronę.
- Ale chciałbym poznać~... - mruknął, unikając kolejnych przedmiotów. - To
twoja wina, że cię nie znam, nie pozwalasz mi się zbliżyć, jesteś zbyt
oziębły Shizu-chan!!! - Zaśmiał się i nadal unikając przedmiotów podbiegł do blondyna. -
Z twojej winy nie mogę cię poznać, więc nie zarzucaj mi, że cię nie znam.
Możesz wierzyć lub nie ale bardzo staram się zmienić ten stan rzeczy~!
- Mam to gdzieś, po prostu się ode mnie odwal!!! - warknął głosem pełnym furii i zamachnął się znakiem w niego. - Nie chcę cię znać, nie chcę cię poznawać, nie chcę twojego zbliżania się!!! - warczał dalej, zamierzając się na niego. - Niczego się o mnie nie dowiesz!!!
- No to mamy konflikt interesów Shizu-chan~... - westchnął. - Bo ja chcę
wiedzieć o tobie wszystko, być zawsze koło ciebie, tylko ja~! - jęknął
rozmarzony. - Żadnego głupiego brata, żadnych rodziców, żadnych uczniów,
żadnych nauczycieli byłbyś tylko MÓJ~!!!
- Chyba cię powaliło mendo!!! - warknął głośno, zamierzając się na niego znakiem od góry. - Żaden twój, nie jestem zwierzęciem!!! Jestem, kurwa, żywą osobą, więc się odczep!!! - krzyknął na niego, już nie tyle wściekły, co jednocześnie zdumiony jego zachowaniem. O czym on mówił???
- "Jestem kurwa" to chyba źle brzmi, prawda Shizu-chan~...? - odparł
zmartwionym głosem, odsuwając się minimalnie w lewo i unikając tym samym
ciosu. - A może chcesz żebym tak właśnie pomyślał~? To jakaś propozycja? -
Spojrzał na niego z fascynacją. - Tak bardzo ekspresyjny, tak bardzo
prawdziwy, aż chce się dotknąć.. .-mrucząc do siebie cicho podszedł i
wyciągnął rękę w kierunku policzka blondyna.
- CHYBA ŻARTUJESZ! - Z braku amunicji, pacnął jego dłoń swoją, nie bacząc na siłę. - Idź stąd. - Zatrząsł się z tłumionej furii. JUŻ! Bo naprawdę się postaram i coś ci zrobię!
Izaya z fascynacją patrzył na to jak jego ręka odskoczyła. Przysunął ją
do siebie i zauważył, że się zaczerwieniła.
- Niewiarygodne... - Znów ją
uniósł, próbując dotknąć Shizuo. - Taka siła, tak po prostu... Nie wierzę... - Przysunął się blisko, a rękę uniósł przed twarz blondyna,
żeby mógł zobaczyć, co zrobił. - Nie wierzę~... - Uśmiechnął się chytrze i
strzelił Shizuo palcami w nos. - Że dałeś się tak po prostu nabrać~!!! -
Drugą ręką wyjął telefon i pstryknął zaskoczonemu blondynowi fotkę. - Nie
jest tak dobra jak byłaby ta z ryżową kulką, ale może być~! - stwierdził
wesoło
- Już ci mówiłem, idź się lecz!!! - warknął, wymierzając mu ponownie cios pod żebra. Jeszcze chyba w życiu nie miał go tak dość jak teraz, to się w nim wręcz kumulowało...
- Jak będziesz mi dalej serwował ciosy w żebra to chyba pójdę... - przyznał słabo, krzywiąc się. - Obyś mi tylko płuc nie przebił... - dodał,
prostując się po ciosie i odsłaniając swój wysportowany w gonitwach i
ucieczkach brzuch. - Zaczyna już mi się robić siniak? - zapytał blondyna. Sam nie mógł ocenić. Podwinął koszulkę jak najwyżej się dało. - Jak ja się
tak pokarzę na wf'ie?
- Nie obchodzi mnie to. - Wzruszył ramionami i odsunął się od niego, jakby roznosił zarazę. - Naprawdę miło by było spróbować ci przebić to płuco, ale może innym razem. Spieszę się do brata i rodziców. - przypomniał sucho, po czym odszedł jak najszybciej, licząc, że brunet da spokój.
Informator zacisnął dłoń w pięść, spuścił wzrok i zazgrzytał zębami.
Naprawdę nie był w stanie go zatrzymać? Czy Shizuo musiał potrzebować
kogokolwiek poza nim? W takiej sytuacji nie pozostawało mu nic innego
jak go śledzić. Szybko odbiegł w przeciwnym kierunku, dla podtrzymania
pozorów. Wspiął się z gracją na dach i przebiegł po nim, zaraz skacząc na
następny. Patrzył na Shizuo z góry.
Blondyn zerknął za siebie i upewniwszy się, że Izaya przynajmniej za nim nie idzie, wypuścił z płuc nagromadzone powietrze. Pozostawał czujny, ale też szybko zwijał się do domu, żeby uniknąć służb porządkowych.
W końcu dotarł, otworzył drzwi, zmienił ciuchy i zmył z rąk smród śmietników. Po czym wyszedł na spotkanie ze swoją rodziną. Naprawdę się na nie cieszył...
A Izaya dla odmiany był zirytowany. Nie podobało mu się, że Shizuo spędza czas z kimś innym. W końcu mógł go spędzić razem z nim
prawda?
- Głupi pierwotniak, pewnie się nawet przed nimi nie przyznał do
swojej orientacji. - burknął, siedząc na dachu i obserwując to rodzinne,
pełne czułości, aż do mdłości, spotkanie. - No przynajmniej MI nie
zaprzeczył, a więc jestem lepszy~! - Uśmiechnął się dumnie, poprawiając
sobie nastrój.
- Zbyt dawno nas nie odwiedzałeś...
- Mamo, dusisz...
- Gotujesz sobie codziennie, czy tylko, kiedy Kasuka do ciebie przychodzi? - Wwierciło się w niego surowe spojrzenie, na co nie potrafił się nie rozchmurzyć.
- Jasne, codziennie.
- Może zrobiłabym ci bentou na jutro...
- Mamo, nii-san dobrze sobie radzi.
- Widzisz kochanie, siadajmy do stołu...
W towarzystwie najbliższych Heiwajimie znacznie polepszył się humor. Rozmawiał z nimi normalnie, prawie zapominając o Izayi i uczuciu obserwowania, które go prześladowało. Mógł tam siedzieć jeszcze długo...
- Nie tul go tak... - warczał. - Nie klep go przyjacielsko po ramieniu... Nie róbcie rzeczy, których ja nigdy nie mogłem! - Omal nie rzucił czymś w
okno. Na szczęście on nie był Shizuo i umiał się pohamować. - I co się
szczerzysz? - warknął na blondyna. - Aż tak ci z nimi fajnie? To po co się
wyprowadzałeś co? Sam pewnie mówiłeś, że już ich nie potrzebujesz, bo
jesteś niezależny a teraz wracasz i masz czelność się cieszyć! Przecież
mówiłeś im że ich nie potrzebujesz, prawda? Ja jestem jedynym którego
potrzebuje Shizu-chan!
Shizuo, nieświadom niczego, dalej śmiał się z rodziną. Wiele przegapiał, mieszkając samotnie - a to przesłuchania Kasuki, a to awans mamy w pracy, a to wyjątkowo intrygujące wydarzenie z życia ojca. Normalnie na co dzień go to nie interesowało, ale jak widział ich raz na jakiś czas, stawało się ciekawe...
- Ne nii-san, a ty kogoś masz?
Blondyn na chwilę zmarszczył brwi na wspomnienie głupich przekomarzań Izayi.
- Nie. Wolę to niż takie końskie zaloty, jak u mamy w pracy. - Uśmiechnął się lekko do swej rodzicielki, na to ta parsknęła śmiechem. A Shizuo wraz z nią, choć nie było w tym nic szczególnie śmiesznego.
Izaya spojrzał na Shizuo zdziwiony. Pytanie o to czy ma kogoś zbiło
go na chwilę z tropu... Czyżby jednak rozważał ofertę Izayi? Brunet
uśmiechnął się wrednie, przyjmując tę wersję za pewnik.
- Ale mogłeś im
powiedzieć, a nie kłamać~... - fuknął, choć blondyn na pewno tego nie
dosłyszał. Wkurzały go śmiechy i wesołość, ale... w ten sposób mógł się
czegoś dowiedzieć od Shizuo.
Odrzucił połączenie od Dota-china... pewnie z lekcjami... i
wrócił do oglądania blondyna przez lornetkę i czytania z jego warg. Był w
tym mistrzem, co powiedzieć.
Uśmiech Kasuki to już była przesada. Naprawdę miał ochotę rzucić czymś w
nich. Najlepiej tak żeby zniknęli wszyscy, a Shizuo został sam. Nie
mógł się też nic nowego o nim dowiedzieć. Ale był cierpliwy i czekał
dalej.
Jednakże Shizuo bawił się dalej. Po wszystkich swoich opowieściach przyszedł czas na opowieści z pracy ojca, a potem Kasuka krótko opowiedział, jak mu idzie w szkole i w końcu oznajmił wszystkim, że dostał małą rólkę w jakimś filmie. Oczywiście wszyscy byli tą wiadomością naprawdę zachwyceni, więc otworzono szampana. Shizuo mimo, że miał lekcje, postanowił zostać jeszcze trochę. Sam wzniósł toast jako pierwszy.
W końcu jednak "impreza" rodzinna się skończyła, więc zadowolony pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł, by wrócić do siebie. Był pełen i w dobrym humorze. Coś czuł, że tym razem sam się wszystkiego nauczy i cokolwiek by się jutro działo, to wyjątkowo udane spotkanie może powstrzyma choć trochę jego agresję. Byłoby wspaniale...
- Przeklęty pijak... Ja tu usycham! - krzyknął w
przestrzeń, zaraz chowając się przed złością jakiegoś sąsiada, który
próbował się zdrzemnąć o tej godzinie. Nie zauważył Izayi... Uff~... Brunet
uśmiechnął się, widząc wychodzącego Shizuo. Był dziwnie szczęśliwy i
trochę się kiwał. Izaya uznał, że do dobry moment, by wykorzystać okazję.
Zbiegł z dachów i po chwili jakby nigdy nic wyszedł z jednego z zaułków
wprost na blondyna.
- Shizuś??? - perfekcyjnie udał zdziwienie.
- Hę? - Odwrócił się do niego, przestając nucić pod nosem. Przypatrzył mu się przez chwilę, a potem tylko mentalnie machnął na to wszystko ręką. Przypadek. Na pewno Izaya wracał z tego swojego spotkania. - Cześć, mendo. - Odwrócił się i ruszył w stronę swojego mieszkania, machając mu przez ramię jakby nigdy nic. A co. Nie będzie sobie psuł humoru czymś takim.
Izaya wyszczerzył się wrednie.
- Cześć potworku~! - odparł, podbiegając do
Shizuo i łapiąc go pod ramię. - Tak się chwiejesz, że zaraz mi
upadniesz~... A oszpecić betonem taką ładną buźkę to grzech~!!! - mówił
licząc, że Shizuo jutro o wszystkim zapomni, albo lepiej, będzie udawał, że
zapomniał. - Szkoda, że nie upijasz się na smutno~... Nie mam cię jeszcze
płaczącego~!
- Chyba żartujesz? - Zabrał rękę z jego uścisku i uniósł jedną brew w niedowierzaniu. - Właśnie wypiłem dwa kieliszki szampana. Jeśli od tego da się upić, to jestem owocówką. Rodzice by mnie nie puścili. - Schował ręce w kieszeniach i ruszył przed siebie, ponownie zadowolony. - Kiwam się do muzyki, tylko właśnie mi przerwałeś. A teraz żegnaj. - pożegnał się i przeszedł przez ulicę razem z małym tłumkiem ludzi, wracając do nucenia.
- No to trzeba to zmienić~! - Izaya pojawił się po drugiej stronie
blondyna i zaczął go wyciągać z małych uliczek na jakąś główną arterię. -
Znajdziemy jakiś fajny bar i wieczór będzie jeszcze lepszy~! - zapewnił
go, skrycie licząc na wciągnięcie go do baru dla gejów albo chociaż
normalnego i dolanie mu takiej ilości alkoholu, by nie wiedział jak to
się stało, że jest bezpiecznie we własnym łóżku, oczywiście z Izaya.
- Hę? Masz mnie za pijaka? - Popatrzył na niego pobłażliwie. - Lepiej daj sobie spokój. Idę do domu, więc nie psuj nastroju, tylko wracaj do siebie. - Wyprostował się, z lekkim uśmiechem, zamyślając się już nad własnymi sprawami. Kasuka miał grać poboczną rolę w filmie... Ciekawe, kiedy to będzie w kinach. Na pewno pójdzie na premierę, by móc to zobaczyć...
- Możemy się napić u ciebie w domu~! - Informator wzruszył
ramionami i dalej szedł koło blondyna. Spojrzał na niego, a widząc
uśmiech na jego twarzy stwierdził, że nie może być gorszy. Sam uśmiechnął
się szeroko i spojrzał w niebo. Przez światła i neony prawie nie widać
było gwiazd.
Blondyn najzwyczajniej w świecie go zignorował. Nie żeby jego obecność mu nie przeszkadzała... Przeszkadzała, tylko nie chciał denerwować się bardziej. Zresztą milej było wyobrażać sobie miłe rzeczy, niż skupiać się na tym.
W końcu przystanął pod swoim blokiem i wyjął klucz do klatki schodowej.
- Ty nigdzie nie wchodzisz. - zastrzegł. - Nie jesteś mile widziany. - Otworzył drzwi tylko na tyle, by móc przejść samemu.
- No cóż spróbować było warto~! - mruknął wesoło i odbiegając pomachał
blondynowi na papa. Uśmiechnął się wrednie i poraz kolejny wszedł na
dach. Pamiętał, że Shizuo zostawił otwarte oko w kuchni i postanowił z
niego skorzystać. Szybko wszedł do mieszkania, wyjął kieliszki i ruszył na
poszukiwanie jakiegoś barku.
Blondyn uspokojony pokojowym odprawieniem bruneta wszedł na górę i do domu. Jednak po otwarciu drzwi usłyszał jakieś szuranie i odgłos otwieranych szafek. Zdenerwowany, wyszedł na spotkanie domniemanemu złodziejowi z zamiarem obezwładnienia go, kimkolwiek by nie był.
Izaya nie zapalał światła, a na dworze była już noc, więc było naprawdę
ciemno. Usłyszał skrzypnięcie drzwi i jakieś kroki. Chciał już
odpowiedzieć "cześć Shizu-chan", ale ktoś załapał go od tyłu za ręce i
zmusił do klęknięcia przed sobą. Z tą siłą zmusić mógł tylko Shizuo.
-
No, no~... - zagwizdał informator. - Wiedziałem, że masz ochotę się ze mną
zabawić, ale wystarczyło powiedzieć, a nie grać sadystę~! Choć może tak
lubisz?
- To ty?! - warknął, zirytowany. Ze złością popchnął go na ziemię. - Jak się tu do cholery dostałeś??? Wynoś się stąd i to już. - nakazał, po czym poszedł zapalić światło. Co on, do cholery sobie wyobrażał?! Mógł go obezwładnić a potem pytać, nie?! Ciekawe, co wtedy by zrobił. - Mówiłem, że nie jesteś tu mile widziany. - Jak tak dalej pójdzie, jego dobry nastrój wyparuje... Wszystko przez tę mendę.
Izaya nie przejął się popchnięciem. Rozłożył się na dywanie w całej
okazałości prezentując, oczywiście pod ubraniem, swoje zwinne ciałko.
Koszulka trochę podjechała do góry odsłaniając brzuch i kawałek już
pojawiającego się fioletowego siniaka, którego brunet nabył parę godzin
temu. - No wiesz~... Po "takim" przywitaniu liczyłem na miły i upojny
wieczór~!
- Idź marzyć gdzie indziej. - rzucił, idąc po plecak. Pouczy się, tak jak zapowiadał. Czas najwyższy... I nikt nie zepsuje jego cierpliwości... Izaya się wyniesie... Tak, z pewnością...
- Ne... To co masz zamiar zrobić? - Izaya poderwał się do siadu, a widząc
plecak i blondyna siadającego z nim przy niskim stoliku podszedł do niego na czworakach i usiadł obok, zaraz układając głowę na ramieniu
swojego obiektu stalkingu. Popatrzył na książki zastanawiając się, czy
zaproponować pomoc, czy trwać w ciszy i delektować się bliskością Shizuo.
- Masz trzy sekundy na odsunięcie się. - Shizuo zastygł w obojętnej pozycji ze stronicą podręcznika między palcami. - Jeden... Dwa...
- Już, już...- Zamachał rękoma, odrywając głowę od wygodnego sybstytutu
poduszki. - Mogę ci pomóc jeśli chcesz~ !- zaproponował. - Nie koniecznie
ściągą tym razem~!
- Nadrabiam tylko materiał, nie musisz w niczym pomagać. Nie chcę ci być cokolwiek winny. I nie zapraszałem cię tu, więc ostatni raz mówię grzecznie, wyjdź. - odezwał się, przewracając strony. A naprawdę tak dobrze się czuł...
- Przecież nie będziesz~... - Izaya zamruczał kusząco. - Nie będziesz mi nic dłużny, po prostu się poddaj i pozwól mi działać~...
- Mówiłem skończ! - warknął, natychmiast łapiąc go w mocnym uścisku za szyję. - Jeśli się stąd nie wyniesiesz w dziesięć sekund, mój dobry humor, czy raczej jego wątłe resztki w niczym już nie pomogą i zabiję cię na martwiąc się nawet, że będę za to siedział! - Puścił go. - Skończ z zachowywaniem się jak zboczeniec i wyjdź. - warknął gardłowo.
- Lubisz podduszanie? - Zachichotał trochę słabo przez brak możliwości
zaczerpnięcia normalnego oddechu. - Nie skończę, mówię co myślę~! Ale
mogę się opanować jeśli zgodzisz się, żebym ci pomógł~!
- Trzy... - warknął, skupiając się na nie podarciu podręcznika. - Cztery... Nie będę długo czekał, aż wyjdziesz...
- Oi no Shizu-chan... - westchnął. - Przecież jestem grzeczny, co ci szkodzi~?
- To grzecznie wyjdź do cholery! Nie chcę cię tu widzieć. - Popatrzył na niego wilkiem. Miał dosyć ciągłego bezskutecznego wywalania go, no... - Siedem...
- Tego jednego nie mogę zrobić, chcę spędzić z tobą trochę czasu, Shizu-chan nie odczepisz mnie tak łatwo~!
- Osiem... Wywalę cię za drzwi i zrzucę ze schodów... - wymamrotał.
- To nadal spędzanie z tobą czasu. - Wzruszył
ramionami. - Nabijesz mi tylko kilka nowych siniaków~! To co takiego
ciekawego powiesz, żeby jakoś wykorzystać pozostałe nam sekundki? - Puścił
mu oko.
- DZIEWIĘĆ... - Ramiona mu zadrżały z tłumionej złości. W jego wzroku
czaiło się tylko ostrzeżenie, nic poza tym. Naprawdę miał ochotę zrzucić
go ze schodów i uznać to za bardzo przykry wypadek... Czemu by nie!
Naprawdę go nienawidził i nie zamierzał tak z nim siedzieć!!!
- Oi oi spięty jesteś~!- Izaya stwierdził i przesiadł się
za blondyna. Położył mu ręce na ramionach i zaczął go delikatnie
masować. - No już, będzie lepiej, musisz się tylko odprężyć~... - zamruczał
mu do ucha.
Wręcz przeciwnie, blondyn cały się spiął.
-
Izayaaaa... - Chwycił go pod ramiona i wstał, trzymając na wyciągnięcie
ramion jak wyjątkowo śmierdzącą pieluchę. Postawił go tylko na chwilę,
wciąż jednak przytrzymując za koszulkę, żeby nie wrócił do jego domu.
Otworzył drzwi i wypchnął go szybko na zewnątrz, od razu je przymykając,
tak by nie mógł wejść. - Dziesięć. I nie wracaj. - mruknął, po czym
zamknął drzwi z trzaskiem, tak by Izaya nie włożył tam stopy.
- CZEEEMU!!! - Izaya wydarł się na klatce schodowej i
zaczął dobijać do drzwi. Liczył, że zdenerwuje Shizuo na tyle, by ten
otworzył drzwi na oścież i krzyknął, a Izaya w tym czasie prześliznąłby mu się pod ramieniem. Plan idealny, tylko jeszcze trzeba go wprowadzić w
życie.
- BO TAK! - odwarknął zza drzwi, przytrzymując je swoim
ciężarem na wypadek, gdyby Izaya miał jakiś sposób na dostanie się do
niego bez klucza. Nie miał zamiaru otwierać mu przypadkiem drzwi, byle
tylko Izaya nie właził mu do domu... Ach, cholera, z tego wszystkiego
nie zepchnął go ze schodów! No, może tylko to by poprawił... - IDŹ STĄD
zanim przyjdą jakieś skargi!!!
- Niech przychodzą! Wpuść mnie i daj ze sobą posiedzieć! Z
rodzicami mogłeś gadać kilka godzin, nie możesz ze mną posiedzieć choć
godzinki!!! - darł się jak najgłośniej mógł, z premedytacją, a niech
przychodzą i go zaskarżają proszę bardzo, Shizuo będzie miał problem, nie
on.
- SKĄD DO CHOLERY WIESZ, CO ROBIŁEM CAŁY TEN CZAS! -
Ledwo powstrzymał się od rąbnięcia w drzwi, bo najpewniej by je połamał.
Odetchnął głęboko. Ten mały... Popsuł mu całą radość z życia na dziś!!!
- Nie będę z tobą siedział. Jesteś chory i niezrównoważony i mam cię
kurwa dość, idź sobie! - Walnął pięścią lekko w drzwi i odszedł do
salonu. A niech się dzieje co chce. Izaya i tak nie wejdzie.
Za to brunet pojawił się na balkonie i zapukał w szybę.
-
Shizu-chan~!!! - Zawołał zwracając na siebie uwagę. Chuchnął na szybę i
narysował na niej serduszko. Cóż, nie było przymrozków i było całkiem
ciepło, ale to naprawdę było zabawne. Uśmiechnął się wesoło i złożył
dłonie w serduszko. Ułożył je na szybie gdyby Shizuo nie zauważył co
rysuje.
Blondyn tylko gapił się na to, zszokowany. Zaraz podszedł, upewnił
się, że drzwi od balkonu są zamknięte i przeszedł się po pokojach,
zamykając wszystkie okna. W końcu się dowiedział, jak ten czubek się tu
dostał... Naprawdę musiał? Nie tylko w szkole, ale i napastować go we
własnym domu?!
Wrócił do pokoju i zabrał swoje podręczniki do innego pokoju. Tam go chyba nie będzie prześladował...
Izaya lekko zasmucony zmianą miejsca przeszedł do pokoju
blondyna i usiadł na parapecie. Shizuo zamknął mu okno, no cóż... będzie
się na niego patrzył i tyle. Uśmiechnął się do siebie wrednie. Shizuo
nie miał żaluzji ani zasłon w pokoju, więc nie mógł schować się od jego
wzroku.
Shizuo spiorunował go wzrokiem.
-
Zwalę cię z parapetu pięć pięter w dół. Odejdź stąd w końcu! - warknął,
naprawdę mając dosyć ciągłego obserwowania, zwłaszcza przez niego.
Ciągle i ciągle... Nie mógł być sam!!!
- Nie-e nie chciałeś grzecznie zjeść kulki, nie chciałeś
ze mną posiedzieć, więc teraz "cierp". - odparł pewny siebie, bardziej
rozsiadając się na parapecie.
- MAM CIĘ DOSYĆ. - Z rozmachem zabrał podręcznik i poszedł zaszyć się w
łazience. Tam miał zasłony do okien, więc w końcu mógł się osłonić... W
końcu.
Izaya jednak był szybszy dotarł do łazienki i zastał okno otwarte na tak
zwany lufcik. Delikatnie manewrując palcami udało mu się zabrać sznurek
którym można by zasunąć roletę. Wyciągnął go na zewnątrz i zacisną na
nim mocno dłoń. Nie odda go.
- IZAYA! - warknął, niemal doprowadzony do szaleństwa. - Co ty do jasnej myślisz, że robisz, co?! - Podszedł do okienka i otworzył je. Było za małe, by mógł dostać się nim człowiek, więc... - Oddawaj ten sznurek do cholery! - Wyciągnął rękę, choć to mogło być niebezpieczne.
- Nie! - Pokazał mu język, rozbawiony, a gdy pojawiła się
ręka blondyna ugryzł go w palec wskazujący. Oblizał się ze smakiem. - Masz
dobrą krew Shizu-chan~! Myślałeś, że tylko ty jesteś sadystą~? - Spojrzał
na niego rozbawiony.
- Ty już w ogóle przekraczasz jakieś normy! - zignorował lekko krwawiący palec i złapał za sznureczek, wyrywając mu go z ręki. Zamknął szybko okno i spuścił zasłonkę. To się robiło straszne, ile Izaya o nim wiedział, w dodatku ostatnio jakby nie odpuszczał go na krok... - A co jak od tego wda się jakieś mendowate zakażenie? - Popatrzył na swój palec wskazujący. - Pójdę to lepiej odkazić...
Po tych słowach zza okna dobiegł dźwięczny śmiech.
Shizuo ruszył do kuchni a Izaya oknami w krok za nim. Pojawił się na
parapecie. - Ne Shizu-chan, masz grupę
krwi 0 nie~? - zagadnął.
Ten nic mu nie odpowiedział. Wziął tylko apteczkę, polał palec wodą utlenioną i stwierdził, że wystarczy, po czym odłożył apteczkę i wrócił do łazienki.
- Co nic nie mówisz~? - zdziwił się. - Wiesz~... Ja też mam 0 dlatego uważam, że jesteśmy podobni~!!!
Nie mówiąc nic, tylko prychnął pod nosem i zignorował Oriharę. Wrócił do łazienki, gdzie przynajmniej mógł pozbyć się jego natrętnego spojrzenia. Gdyby nie był pewien, że Izaya zaraz by zwiał, wezwałby policję... A może powinien...? W końcu by odpuścił...
Wyciągną telefon i udał, że wybiera numer, tak naprawdę nie wciskając mocno guzików.
- Shizu-chan! - Izaya zapukał w zasłonięte okno. - Otwórz, bo jeszcze
pomyślę, że robisz coś zboczonego napawając się świadomością, że jestem
obok!
- W marzeniach... Myśląc o tobie mógłbym tylko wymiotować. - burczał pod nosem, opierając się o chłodne kafelki i czytając podręcznik. Czy ten idiota nie mógł sam spaść...?
- Hoo~... Milczysz, czyli naprawdę wstyd ci odpowiedzieć~? Uroczo... A
nie, czekaj, może właśnie sobie robisz dobrze i wstyd ci, że cię przejrzałem
a jedyne co możesz to odpowiedzieć jęcząc~?
- Zabiję go... Zabiję... - warczał, nie wytrzymując tego ciągłego nerwowego napięcia. Prawie rozerwał książkę. Znowu. Odłożył książkę i wziął kij od mopa, po czym otworzył okienko tylko po to, by od razu dźgnąć Izayę kijem z rozmachu. Najlepiej, gdyby spadł...
- Au! - Izaya zachwiał się lekko, ale nie spadł. - Już
skończyłeś Shizu-chan~? Czy może ten kijek ma ci pomóc w zaspokojeniu
się~? - chichotał złośliwe.
- Nie. Ale jak chcesz mogę go wsadzić w tyłek tobie. - prychnął, łapiąc za kij mocniej i znów próbując dźgnąć nim Izayę tak, by stracił równowagę.
- No wreszcie zrozumiałeś~! - Rozweselił się unikając
"broni" Shizu-chan'a. - Choć jak miałbym wybierać wolałbym mieć co innego
nie kijek od szczotki~... - westchnął.
- Jesteś chory i zboczony, a teraz spadaj! - warknął, mierząc dokładnie w jego żebra, żeby go zaskoczyć. Już i tak był pełen furii, nie przeszkadzało mu zabicie go...
- Nie jestem chory, nie kicham ani nie kaszlę prawda? - zwrócił mu uwagę. - A zboczony jestem tak jak ty. - Pokazał mu język. - Wiem, że to ci się
podoba~!
- Widziałeś, żebym kiedykolwiek zachowywał się jak zboczeniec?! - warknął na niego, dalej perfidnie próbując wcelować. Kiedyś przecież musi się udać!!! - A chory jesteś psychicznie i na to już nic nie poradzisz! - prychnął, uparcie dźgając kijem powietrze i próbując trafić bruneta.
- Swój gen zboczeńca pokazałeś na "włamywaczu"~! - zachichotał znów omijając kijek. - A teraz starasz się mnie nabić z taką
pasją i systematycznością jakbyś robił co innego~... - zamuczał
zadowolony.
- To tylko twoje głupie skojarzenia! - Zamierzył się mocno, trafiając na tyle, że chociaż zahaczył kijem o jego bok. W końcu!
Izaya skrzywił się z bólu i złapał za uderzone miejsce.
- Kolejny siniak?
Nie masz litości~... - jęknął. - Jak ja to niby mam potem wytłumaczyć jak
nie tym, że jesteś sadystycznym zboczeńcem lubującym się w podduszaniu i
biciu takich kruchych istotek (pod tobą) jak ja~...?
- Nie waż się nawet! - warknął i wciągnął kij do środka, patrząc na niego z nienawiścią w oczach. - Już? Zejdziesz i wrócisz do siebie w końcu?!
- Heeee? - Spojrzał na blondyna. Odpuścił mu? Im dłużej
przebywał z Shizuo tym bardziej ten go zadziwiał. - Co to ma być, akt
łaski? - prychnął. - Jeśli tak to wyjątkowo nieudolny Shizu-chan!
- Jasne, że nieudolny, bo to nie jest akt łaski. Wynoś się. - nakazał raz jeszcze i zamknął mu okienko przed nosem. Jeszcze raz i chyba osobiście go zepchnie, własnymi rękoma...
- To chociaż daj mi obiad. - Zastukał w okienko. - Tę zupę miso z wczoraj, jestem głodny!!! - Wrzasnął licząc, że kogoś obudzi i narobi Shizuo
problemów. Wiedział, że się zasiedział ale... nie miał ochoty jeszcze
wracać do domu.
- A mówiłem idź do domu! - W obliczu tego, jak go wkurzył po tym, jaki wspaniały miał humor oraz jak go prześladował, nie zamierzał dawać mu niczego. Zresztą zawsze mógł sobie coś kupić po drodze, nie? No więc Shizuo nie było go szkoda.
- Shizu-chan przecież i tak ją wyrzucisz. Zrobimy jak
wczoraj, daj mi obiadek i już cię zostawiam~... - Pukał dalej w szybę.
Cóż miał powiedzieć. Polubił kuchnię Shizuo i chciał jej więcej.
- Nie. Znikaj teraz, a szybciej zjesz coś gdzieś indziej. To z twojej winy nie poszedłeś do domu. - mruknął i po cichu wyszedł z łazienki. W końcu Izaya przez zasłonkę nie mógł zobaczyć, że wychodzi i go nie słucha.
Izaya westchnął.
- Przecież słyszę kroki pierwotniaku... -
burknął, przechodząc znów do salonu w którym zastał Shizuo. - W domu nic
nie mam! A jestem głodny Shizu-chan, zlituj się nade mną po tym całym
biciu... - Zrobił smutną minkę. Jak on się musiał dla niego wysilać to
przechodziło ludzkie pojęcie.
- To zrób zakupy. Nie prosiłem się o odprowadzanie, ani o nawiedzanie mnie w domu, ani nic takiego. Możesz iść gdzieś indziej i będę wręcz bardzo zadowolony. - zapewnił.
- Dobrze, jak wolisz. - Naburmuszony Izaya usiadł na
parapecie i zaczął denerwująco pukać w szybkę. Wiedział, że Shizuo parę
dni temu zniszczył swoje jedyne słuchawki więc nie mógł w żaden sposób
wyciszyć irytującego dźwięku.
- Po prostu IDŹ DO SKLEPU! - wybuchnął, rzucając w ścianę poduszką, koło której siedział. Gdyby rzucił w szkło, rozbiłoby się... - Aż tak bez grosza nie jesteś, więc po prostu idź sobie po coś, zjedz sobie sushi, czy coś! - fuknął wściekle. Jutro wszystko zawali, jak tak dalej pójdzie...
- A postawisz mi~? - Zapytał rozochocony - I dotrzymasz towarzystwa~? - dodał, by wyjaśnić możliwe niedomówienia.
Blondyn już nawet na niego nie spojrzał. To chyba było oczywiste, że nie? Co on, żebrak jakiś, żeby prosić o stawianie mu jedzenia...? I jeszcze siedzenia z nim. Jakby naprawdę chciał go nakarmić, już odgrzałby mu tę zupę.
- Nie zamierzam iść na żadne ugody. Idź sobie w końcu, nie jesteś przecież biednym żebrakiem... - burknął, otwierając podręcznik. Szczerze mu się odechciało. Już i tak miał za dużo nieprzyjemnych wrażeń na dziś.
- Może na co dzień nie, ale chwilowo jestem bez
portfela~... - wyjaśnił. - Jak chcesz możesz mnie przeszukać. - Przemyślał
wszystko, tak... Miał kamerę w szkole, ale wszystkie filmiki usunięte a
dziś nic szczególnego nie nagrał... niestety. - To jak? Nakarmisz mnie~?
- Serio? - burknął, zerkając na niego. - A co jak znajdę portfel? Co wtedy zrobisz?
- Um... - Izaya zastanowił się porządnie. - Zaproponowałby coś, ale
dostałbym za to w pysk, a jestem przyzwyczajony do mojej ładnej buźki
więc chyba będziemy musieli umówić się tak. Jeśli znajdziesz mój portfel
przestanę cię nachodzić w domu... ALE! Jeśli go nie znajdziesz będziesz
mi przez tydzień robił obento do szkoły~! Albo nie, lepiej~! - Zaklaskał w
dłonie. - Będę do ciebie codziennie na obiadki przychodził~!
- Nie. Wpuszczę cię, bo nie masz pieniędzy a włóczyłeś się za mną jak ostatni idiota i ponoć zdychasz z głodu. Ale jeśli je masz i skłamałeś, to i tak dostaniesz w pysk i wyjdziesz. - Podszedł do szyby. - Tak? - Spojrzał na niego surowo z ręką na klamce od drzwi balkonowych.
Shizuo chyba jeszcze nigdy nie widział tak szczęśliwego
uśmiechu na twarzy Izayi. Brumet pokiwał głową i potwierdził że rozumie i
się zgadza. Czekał tylko aż okno się otworzy. Powstrzymał się też od
jakiegoś wrednego komentarza... no przynajmniej do kiedy nie wejdzie
Shizuo do mieszkania.
- Nadal ci nie ufam... - wymamrotał blondyn, po czym westchnął w duchu i wpuścił go do mieszkania. - A teraz poproszę twój bagaż, najpierw sprawdzimy twoją prawdomówność. - mruknął, powstrzymując Izayę przed udaniem się od razu do kuchni.
Izaya bez gadania podał mu torbę.
- Tylko nią nie rzucaj
proszę... - dodał. - Ne Shizu-chan, mam zdjąć buty~? - zagadnął. Zawsze
zdejmuje się i zostawia je przy wejściu, ale on wszedł oknem czyli, że
zgodnie z zasadami japońskiego wychowania powinien je zostawić obok
okna, ale... przecież nie zostawi ich w salonie. Mógłby iść do
przedpokoju ale wtedy i tak przejdzie w nich przez cały dom.
- Jakoś wcześniej się nie kłopotałeś. - mruknął niechętnie, bezpardonowo otwierając i przeszkując jego torbę. - Usiądź lepiej tutaj na widoku... Albo nie. Stój i się obróć. - Zarządził. Wykluczy schowanie portfela w kieszeniach.
- Bo wtedy zostawałem tylko chwilkę a dziś liczę, że troszkę dłużej~... -
mruknął rozcierając ramiona. - Chciałbym się jeszcze troszkę ogrzać~... -
Odwrócił się do niego tyłem. - Ne Shizu-chan, co chcesz sobie popatrzeć na
mój tyłek? - Zakręcił nim delikatnie. Ale Shizuo tylko prychnął i go
zignorował, spróbował go znowu. - Po kieszeniach też sprawdzasz~?
- Nie będę cię dotykał poniżej pasa, bo to poniżej mojej godności. - prychnął. Podszedł i klepnął go po jednym razie w kieszenie bluzy. - Dobra, przeszukany. - Wrócił do plecaka, zaczynając powoli przesiewać rzeczy.
Izaya wzruszył ramionami i podszedł do blondyna, zaglądając mu przez ramię.
Nie był pewien co ma w tej torbie, ale chyba nic dziwnego prawda? Tylko
kamerę z nagranym meczem klasy Shizuo... z niepokojąco dużą ilością
ujęć samego blondyna. No i korytarz pełen ludzi, na którym jakimś cudem
jest też blondyn i to w centralnej części.
- Ne, jestem czysty...~?
Shizuś, pobladły, wpatrywał się w całą tę kolekcję zdjęć. Odsunął je i szukał dalej. W końcu za coś Izaya kupował te onigiri z rana, tak...?
- Nawet nie spytam o to... - Wskazał zdjęcia i kamerę. W końcu to, że Izaya jest szurnięty to już wiedział, chociaż nie, że aż tak... - Powiedz mi lepiej, skoro portfela tu ne ma, to za co kupowałeś kulki ryżowe z rana?
- I prawidłowo~! - Zachichotał. Wsunął ręce do kieszeni i wyjął z nich
monetę 5-jenową. - O tyle mi zostało z tych onigiri... Nawet gumy za to
nie kupię, o ciepłym obiedzie nie mówiąc. - westchnął. - Jak chcesz możesz
wziąć za tę zupę~! - zapewnił.
- Bez przesady. - westchnął. - Za to wezmę sobie zdjęcia, co ty na to? I tak ja na nich jestem. - Uśmiechnął się kącikiem ust i położył dłoń na stosiku zdjęć. Miał zamiar je sobie przejrzeć... - Zupa jest w lodówce, więc odgrzej sobie za ten czas.
- O nie! - zaprotestował. Niby miał kopie ale... to i tak
było zbyt ważne. - Nie umawialiśmy się, że cokolwiek ci oddam. Sprawdziłeś
mnie, jestem czysty, w takim razie poproszę o WSZYSTKIE moje rzeczy i
zupę. - Założył ręce na piersi. No odda mu, nie ma mowy, te zdjęcia był za
dużo warte... - Widzę tylko jedną możliwość żebyś dostał te zdjęcia. -
mruknął, uśmiechając się. O tak, to był nawet dobry pomysł.
- No ciekawe... W sumie mogę ci je oddać, chociaż zastanawia mnie, po co ci one. - Wzruszył ramionami i popatrzył na niego uważnie. W sumie to wiedział, że to mu się nie spodoba, ale musiał zapytać... - Niby co chciałbyś w zamian?
- Całusa w policzek - odparł pewnie. - Ale zejdź na ziemię
kochanie~... - Puścił mu całusa w powietrzu. - Nie takiego prawdziwego,
możesz udawać. Ale chcę zdjęcie tego jak to robisz~! I masz mi pozwolić
zachować to zdjęcie. Za jedno takie oddam ci wszystkie te~! - zapewnił.
Blondyn przesunął ręką zdjęcia, zerkając na nie. Nic szczególnego.
- Nie. - prychnął. - Pójdę po tę zupę, a potem masz się wynieść. - Wstał i poszedł podgrzać miso.
- Hai hai~! - odkrzyknął mu wesoło ciesząc się, że zdjęcia
zostały nietknięte. Ułożył je tak jak były poprzednio i schował do torby.
Sprawdził też co z kamerą, na szczęście była cała. Na wszelki wypadek
wyjął baterie, żeby Shizuo nie mógł jej włączyć... Dopiero dotarło do
niego, że ma tam nagranie kąpiącego się blondyna, bo nie miał serca go
wczoraj usuwać.
Po kilku chwilach Shizuo zawołał bruneta do jedzenia. Wrócił do salonu, upewniając się, że ten spakował co jego.
- No, idź już zjeść i wynoś się. Nie zniosę tego dłużej... - Oparł się o framugę, rozmasowując skroń.
- Bo do tej pory uprzejmie znosiłeś. - sarknął, mijając go w progu. - A
garnek wygiął się przypadkiem. - dodał, widząc coś, co bardziej przypominało
nowoczesną rzeźbę niż jakiegokolwiek z przyborów kuchennych czy naczyń.
Z garnka chyba miało najmniej. Brunet usiał na krześle przed parującą
miseczką. Powąchał ją uśmiechając się i krzyknął wesoło: -
Itadakimasu~!!! - po czym klasnął w ręce i rozejrzał się za łyżką lub
choćby pałeczkami. - Ne Shizu-chan, a sztućce?
- Albo ją wypijesz albo skombinuj. - westchnął i wyszedł z kuchni. Wszędzie, byle nie z nim... Zaczynał się wyżywać na własnym mieniu, to już było kosztowne... Zbyt kosztowne jak na niego... W końcu z czegoś musiał żyć, a nie uzupełniać zniszczone rzeczy. - Byle szybko.
Izaya westchnął wstał od stołu i poszedł poszukać choćby łyżeczki do
herbaty. Jak miał niby wypić zupę z warzywami? Do tego Shizuo pokroił to
tak grubo, jakby nigdy noża nie używał. Informator znalazł na szczęście
łyżkę stołową i zabrał się do jedzenia. Martwił się, czy Shizuo nic nie
robi z jego zdjęciami czy kamerą, ale nie chciał jeść szybciej, bo wtedy
musiałby już znikać.
Heiwajima za ten czas poszedł opłukać twarz zimną wodą. Spakował podręczniki na następny dzień, bo ich widok już go denerwował. Przez kogo? Przez Oriharę. A kogo właśnie gościł? Tak, Oriharę. Z kim poszedł na układ? Z Oriharą. Gdyby mógł wywaliłby jego plecak przez okno, a jego samego w końcu zrzucił ze schodów. Gdyby nie to, że jeszcze miał się za człowieka, który nie chce iść do więzienia...
- Shizu-chan~!!! - krzyknął wesoło, na chwilę przerywając dmuchanie na
gorącą zupę. Na razie była za ciepła, by jeść. - Chodź się uczyć do kuchni, nudno mi tu samemu~...
- Nie będę się uczył ani znosił twojego towarzystwa, po prostu zjedz jak taki jesteś głodny i idź sobie! - warknął z łazienki i przyjrzał się swojemu odbiciu. Potarmoszone blond włosy, usta wykrzywione ze złością... Uczesał się, ale grymasu nie potrafił zmienić.
- Nie mogę, jest za gorące. - odkrzyknął. - Ale możemy wykorzystać nasz
wspólny czas i pomóc ci z nauką, co ty na to~? Mogę ci obiecać nie być
zboczonym psycholem jeśli jakoś cię to przekona~... - dodał rozbawiony. W
końcu tak nazwał go jeszcze niedawno blondyn.
- Byłeś nim i będziesz. - prychnął dość głośno, by go usłyszał. - I teraz nie gadaj mi o nauce, bo przerwałeś mi ją tyle razy, że mi się odechciało. - Nawet nie hamował gniewu, wydobywał się wraz z głosem. Dlaczego, do cholery, podgrzał tę zupę tak mocno...
- A mogłeś mnie wpuścić od razu~... Zobacz ile byśmy obaj
czasu zaoszczędzili~! - zachichotał wesoło. - Ale skoro to "przeze mnie" ci
się odechciało to ja postaram się, żeby znów ci się chciało. Więc bierz
książkę i siadaj~! - poprosił na swój Izayowaty sposób.
- Mowy nie ma. Zjedz i wyjdź. - stanął w progu, patrząc na niego wilkiem. - Na pewno już dość ostygło, a tobie jeszcze zaraz zachce się spać czy coś i skończysz na wycieraczce. - zagroził. Nie kłamał, miał zamiar to zrobić gdyby Izaya zamierzał zostać.
- No to liczę, że jest wygodna~! - Puścił mu oczko. - Bo to
jest nadal wrzątek~! - Puknął palcami w łyżeczkę w misce. - Musimy
poczekać, więc~!!! Co ciekawego powiesz Shizu-chan~?
- Nie wierzę. - Podszedł i złapał za łyżeczkę. Ciepła, ale nie gorąca.
- Nie jest tak gorąca jak ci się wydaje, możesz już jeść. - Wyszedł z kuchni, byle tylko się nie denerwować jego obecnością.
- Dla ciebie~... - jęknął. - Dla mnie to wrzątek, nie ma
mowy żebym to teraz zjadł... Mam delikatny język Shizu-chan~... -
marudził dalej, choć faktycznie było jeszcze zbyt gorące. Izaya lubił
letnie rzeczy, jedyne co mogło być gorące to kawa.
- Trzeba mi było od razu powiedzieć, że wolisz zimne jedzenie. - prychnął, włączając telewizor. Przynajmniej jakoś się zajmie za ten czas...
Izaya poddał się. Wziął łapkę kota, która robiła za rękawice kucharską i
ostrożnie przeniósł miseczkę do salonu. Ułożył ja na niskim stoliku a
sam przysiadł się koło blondyna.
- Fajna rękawica~! - Zamachał kocią
łapką. - Skąd masz~?
- Od Kasuki. Bardzo lubi koty, więc byłbym wdzięczny, gdybyś jej nie zniszczył przypadkiem. - Odwrócił się z powrotem do telewizora. Akurat leciały reklamy, więc nie miał w co się wciągać...
- Dobrze, dobrze już odkładam. - Szybko zdjął rękawice i
odłożył na stolik. - Zadowolony~? Kupić ci kocie uszka, albo ogonek do
kompletu~? - Pomyślał chwilę i to... w sumie nie był taki zły pomysł.
Albo fartuszek z jakimś zabawnym napisem w typie "Muszę nakarmić mojego
kocurka". Gdyby Shizuo w tym gotował Izaya byłby stałym bywalcem nie
tylko na obiad ale też na kolacje śniadania i podwieczorki.
- Nie, nie mam takich dziwnych zachcianek... - mruknął, leniwie przeskakując po kanałach. - Potrzebowałem rękawicy kuchennej, więc dostała mi się akurat taka. - Wzruszył ramionami. - Tak w ogóle kiedy ty się uczysz, jak ciągle gdzieś biegasz...?
- Nie uczę~! - mruknął przeciągając się. W końcu zrobiło się już późno.
Wcześniej brunet nie czuł zmęczenia, bo siedział na dworze gdzie było zimno.
Teraz w ciepełku przy Shizuo jakoś tak zachciało mu się spać~... Chcąc
się jakoś rozbudzić chwycił za zupę i podmuchawszy 20 razy na łyżeczkę
jakoś spił jej zawartość.
- Jak to "nie uczysz"? Chyba zdajesz z dobrymi ocenami, nie? - burknął, zatrzymując na jakimś programie przyrodniczym. Natura uspokaja i tak dalej. To on się próbuje uczyć i nie dość, że jego chęci są niweczone, to jeszcze ledwo zdaje, a Izaya się nie uczy a ma dobre oceny? Przekupuje nauczycieli?
- Mam fotograficzną pamięć Shizu-chan~... Wystarczy, że raz na coś
spojrzę i już to pamiętam. Więc wertuję tylko książkę i zeszyt i
przypominam to sobie na sprawdzianie~! - Uśmiechnął się wesoło. - Ja ci
powiedziałem coś o sobie, teraz ty~... Tylko postaraj się żeby to było
coś czego nie wiem~! - poprosił.
- Nie zgadzałem się na wymianę informacji. - mruknął sucho i zerknął na jego miskę. - Nadal nie jesz? Pewnie już zimne.
Życie było niesprawiedliwe. Dlaczego on tak łatwo nie zapamiętywał, tylko ta menda...?
- No Shizu-chan~... Jeden, malutki nawet nie musi być sekrecik~... -
jęknął prosząco. Chwycił ostrożnie za miskę z zupą i zaczął ją powoli
siorbać z łyżeczki. Tak żeby napawać się jej smakiem dłużej. - Ach~! - westchnął na chwilę przerywając. - Pyszna~... - Uśmiechnął się do miseczki.
- Nic ci nie potrzeba o mnie wiedzieć. - Oparł się wygodniej o oparcie. - Nie jestem dla ciebie nikim prócz wroga, a to tym bardziej powód, żeby nie mówić, prawda? - Poczuł lekką ulgę widząc, że Izaya zaraz skończy jeść w tym tempie. Naprawdę tego mu brakowało. Ciszy, spokoju i samotności. I najlepiej snu.
- Shizu-chan... - Izaya odstawił na stolik wypitą w 1/4
zupę i spojrzał na blondyna. Wytarł rękawem brodę. - Tak się nie bawimy~! -
naburmuszył się. - Powiedz chociaż jaki masz dziś kolor bokserek. - rzucił
mimochodem. - Choć pewnie skoro wczoraj miałeś te w serduszka to dziś masz
niebieskie, nie~?
- Wczoraj... - Patrzył na niego, zaskoczony, dopóki nie zdał sobie sprawy, jak wygląda. - Odczep się od moich bokserek, co?! - prychnął. Co on sobie wyobrażał...? To jego PRYWATNA, INTYMNA poniekąd sfera!!! - Mam jakie mam i nie próbuj nawet sprawdzać, zboczeńcu. - Naciągnął i tak już luźną koszulkę. - Kończ jedzenie, skoro dobre i jak już mówiłem wynoś się. Chce mi się spać.
- Oi no nie złość się, w końcu sam mi je pokazałeś, prawda~? Ja tylko
zapamiętałem. - Puknął się lekko 3 razy palcem wskazującym w skroń. - Ne
zacznę jeść ponownie póki nie powiesz mi czegoś ciekawego... Nie chcesz o
bokserkach dobrze, nie naciskam~... Ale chcę się czegoś
dowiedzieć~... - mruknął prawie prosząco. Naprawdę chciał~! - A właśnie, możesz sobie spać, wyjdę oknem nie martw się. -Uśmiechnął się ciepło. - Jak
chcesz udostępnię ci nawet kolana jako poduszkę. - zaoferował się.
- Nie zamierzam zasnąć, dopóki jesteś w moim domu. A co do ciekawostek... Nie ma we mnie nic ciekawego, więc nie wiem, o co ci chodzi. - stwierdził obojętnie. - Chciałeś tylko zjeść, więc po jaką cholerę wypytujesz mnie jeszcze i denerwujesz??? To aż tak przyjemne, że nie możesz się oprzeć, czy jak?
- Przyjemne. - zgodził się. - Przyjemnie jest wiedzieć wszystko o
Shizu-chanie a skoro uważasz że nie jesteś ciekawy odpowiedz mi tylko na
jedno, małe pytanko i więcej cię o to nie męczę~! - Uśmiechnął się i
zanim blondyn coś dodał: - I skończę jeść zupę. Chcę tylko wiedzieć czy
kiedykolwiek chodziłeś na siłownię albo robiłeś coś żeby mieć taką
kondycję i siłę. Nic osobistego nie~?
- Skoro już zadałeś konkretne pytanie... - Co mu szkodziło... Jeśli miał przestać go irytować... - Nie, nie chodziłem na siłownię. Zresztą miałbym bardziej umięśnioną figurę, nie? A nie mam aż tak. Taka siła przyszła sama. Shinra wie dokładniej w jaki sposób, a jak nie on, to nikt. No a teraz zbieraj się już... - Ziewnął, zakrywając usta ręką. - Muszę się jeszcze wykąpać.
- No ale przecież jesteś umięśniony. - Szturchnął go kilka
razy palcem w biceps. - Czujesz mięśnie~? - Zachichotał. - Już już sobie
idę tylko zjem, jak chcesz idź się kąpać~! - zapewnił go, oblizując się
lekko. Dziurka od klucza musi mu pomóc dziś sobie też to obejrzeć. O tak, nie przepuści takiej okazji. Oblizał się wesoło zaraz łapiąc za zupę i
udając, że to prze nią.
- Mam mięśnie, ale nie jak u kogoś chodzącego regularnie na siłownię. - Pokręcił głową. Nie rozumiał, czemu nagle normalnie z nim rozmawia... Ale było mu wszystko jedno. Byle odpocząć od tego męczącego dnia... - Oblizałeś się jak rasowy zboczeniec. - parsknął. - Nie, nie pójdę, wolę mieć cię na oku aż wyjdziesz.
- To nie moja wina. - odburknął, pochlipując zupę. - Ne, Shizuś~... - Oblizał zupowego wąsa nad wargą. Jeszcze nie skończył obiadu, połowa jeszcze została. - Pokaż mi się bez koszulki~... - poprosił. - To
ocenię, czy jak z siłowni czy nie~...
- Nie, nie będę się rozbierał. Widziałeś wiele razy w szatni, a twój limit życzeń na dziś się wyczerpał. Nie wywalam cię za drzwi tylko dlatego, że wolałbym odzyskać tę miseczkę po zupie, wiesz? - mruknął, mając nadzieję, że brunet załapie aluzję, że już go męczy i przegiął. Zawsze mógł go obezwładnić i gdzieś wyrzucić, ale to by było nie w jego stylu...
- Czyli że jutro mam nowy limit i rozebranie ciebie się w nim mieści?
Wspaniale~! - Uśmiechnął się dopijając zupę. Wyjadł warzywa które zostały
na dnie. - Umyć ci miseczkę?- Uśmiechnął się idąc do kuchni tanecznym
krokiem.
- Nie dam się rozebrać, a już na pewno nie tobie. Limitu
masz na tyle, żebym cię nie zabił przez kilka chwil. - Podszedł i
odebrał od niego miseczkę. - Sam umyję. Zmywaj się już. - burknął.
Włożył naczynie do zlewu, mając nadzieję, że Izaya zniknie jak tylko się
obejrzy.
- A co jeśli... sam zdejmiesz sobie koszulkę, ja popatrzę a w zamian za
to jutro mnie nie zobaczysz na oczy~? - zaproponował, opierając się o
framugę drzwi. Cóż, spróbować zawsze mógł a Shizu-chan rozbierający się
dla niego to uczciwa wymiana.
- Co jeśli nie będę się dla ciebie rozbierał? - warknął. Choć nie
widzenie go na oczy byłoby wspaniałe... Ale jednak jakąś godność miał i
nie miał zamiaru słuchać jego życzeń, tak...? - Nie ma mowy... Idź już. -
Wskazał mu drzwi.
- Hmm... Jeśli się nie rozbierzesz będę cię nawiedzał tak jak dziś... Tyko będę efektywniejszy, bo mam już klucze~! - Pomachał pęczkiem
kluczy... Dla wyjaśnienia pęczkiem kluczy z przyczepionym breloczkiem z
uśmiechniętym budyniem co znaczyło, że to MUSZĄ być klucze Shizuo. - Oddam
ci je jak się rozbierzesz~!
- Chyba żartujesz! - warknął, od razu rzucając się za kluczami. W końcu
czym on będzie drzwi zamykał?! - Oddawaj to! Ty podła mendo, to ja cię
wpuszczam do domu, a ty...?! - Z całej tej irytacji stracił zdolność
mowy, skupił się tylko na złapaniu kluczy.
- No, już już uspokój się~... - Izaya chichotał podrzucając i łapiąc
klucze uciekał przed Shizuo. Nie odda mu ich, to jego bilet do nagiego
blondyna. - Wyglądasz jak kotek goniący za światłem laserka~... -
zachichotał. - Ale jest sposób na odzyskanie kluczy więc co podejmujesz
się~?
- Dopiero jak je oddasz. - Zacisnął zęby i stanął z wyciągniętą dłonią. -
A w zamian nie zobaczę cię przez tydzień. - Cholerne ugody, dogadywać
się z Izayą to był chyba najgorszy interes w jego życiu... Obiecał sobie
już nigdy w życiu nie wpuszczać go do domu.
- Nie, nie zobaczysz mnie jutro, masz ściągnąć koszulę, za
oddanie kluczy jeszcze spodnie~! - Uśmiechnął się jeszcze weselej o ile
to możliwe. - Cóż mogę ostatecznie pójść na ugodę i nie zobaczysz mnie
przez dwa dni co ty na to~?
- Przez dwa dni i tylko koszulę! - warknął, oburzony. To
już i tak była ogromna ugoda, striptizu robił nie będzie! Nawet za te
cholerne klucze, prędzej zaśnie, biegając za nim po mieście!
- Przez trzy dni, ale spodnie też! - Wykłócał się. Jak już wpadł na tak
genialny pomysł to nie będzie z niego rezygnował. - Albo tylko koszulę i
dasz mi buziaka! - Uśmiechnął się perfidnie. No tego Shizuo na pewno nie
zrobi nie ma mowy. - W usta! - doprecyzował.
- MOWY NIE MA! - Wzdrygnął się. - Koszula i dwa dni, to moje ostatnie
słowo. - W gruncie rzeczy nie miał zamiaru robić czegoś tak bardzo
upokarzającego. Za ŻADNE skarby!
- Koszula, spodnie, dwa dni i oddam ci dezodorant to moja
ostatnia oferta albo pożegnasz się z kluczami i będziesz musiał
przywyknąć, że pojawiam się zawsze, przesiaduję tu godzinami, wyjadam ci
jedzenie, zabieram rzeczy, denerwuję cię i może nawet któregoś dnia
znajdziesz mnie pod prysznicem albo z tobą w łóżku. - wyliczył. No po
takiej terapii szokowej MUSI się udać... Bo cóż, nie miał już chyba innych
argumentów.
Heiwajima warknął gardłowo i zagryzł wargę aż popłynęła
kropelka krwi. Nie żeby zdawał sobie z tego sprawę, zbyt ciężko się
zastanawiał...
- Więc to jednak twoja sprawka z tym
dezodorantem. - warknął w końcu. - Nie zależy mi na nim. - Popatrzył na
niego uważnie. Wiedział, że Izaya jest nieobliczalny, ale żeby aż
tak...? Najwidoczniej... - Zgodzę się, jeśli najpierw oddasz klucze. I
TYLKO koszula. Nie ściągnę przy tobie spodni. - prychnął. - W życiu.
- Na wf ściągasz a skoro się nie zgadzasz to~... -
Odwrócił się na pięcie i złapał za swoją torbę. - W takim razie przygotuj
się że przyjdę gdzieś koło 3 w nocy i zafunduję ci bardzo niemiłą
pobudkę~! - wymruczał. - Oczywiście dorobię klucze i dogadam się ze
wszystkimi, którzy mogą wymienić drzwi lub zamki żeby nie przyjmowali od
ciebie zgłoszenia... Hm... Mogę też nas zamknąć od środka i wyrzucić
klucz przez okno, mieszkasz tak wysoko, że nawet zdesperowany nie
skoczysz~... - rozważał na głos, tanecznym krokiem idąc do drzwi. Cóż, bez
spodni nie odda kluczy, koszula nie jest tego warta... Choć może jakby
dostał ją na zawsze...? Nie, chyba nawet nie to, w końcu jedną mu już
kiedyś podkradł.
Blondyn rzucił się za nim z furią w oczach, ale
brunet akurat jak chciał, to potrafił tego uniknąć. Zagrodził mu więc
drogę.
- Koszula. Spodnie. W zamian klucze, trzy dni i zakaz
robienia mi w tym stanie zdjęć, rozumiesz?! Na inną umowę nie pójdę! -
warknął głośno, nie zważając na późną godzinę. Już i tak wstyd palił go
od środka, nie zamierzał poddawać się za łatwo.
Izaya odwrócił się do niego z uśmiechem jaki tylko on
potrafił wykonać, w oczach tańczyło mu szczęście i podniecone iskierki.
Oddał Shizuo grzecznie klucze i pociągnął go do salonu. Usiadł sobie
wesoło na kanapę torbę rzucając obok. - Możesz zaczynać Shizu-chan~!!!
- A miałeś wyjść. - warknął pod nosem i pokręcił
głową, jak najszybciej rozpinając guziki koszuli. Miejmy to za sobą,
powtarzał w myślach. - To nie żaden striptiz, więc weź tak na mnie nie
patrz z łaski swojej, dobra? - warknął na niego i ściągnął z siebie
koszulę. Tu już wolniej... Bo teraz miały być spodnie... To chyba nie
dziwne, że czuł się jak idiota, nie?! Zaraz znów Izaya wyciągnie
jakiegoś asa z rękawa i tyle będzie z jego negocjacji, co nie? Albo w
ogóle go nie posłucha... Na cholerę on miał ściągać te spodnie?! Nie
lepiej było go zabić, teraz?! A on się potem dziwił, że go nienawidzi!!!
Ręce mu zadrżały z gniewu, gdy sięgał, by odpiąć guzik od
spodni. On mu jeszcze za to zapłaci... Dla własnego interesu nie
powinien się zbliżać najbliższy miesiąc... Nie, całe życie.
- Strasznie wolno ci to idzie~...- Izaya jęknął i zszedł z kanapy.
Klęknął przed Shizuo, szybko i sprawnie odpiął pasek od spodni a chwilę
później guzik i rozpiął mu rozporek. Zsunął z blondyna zbędny w tym
momencie materiał. Przez chwilę walczył ze sobą czy nie ściągnąć z niego
też bokserek nie zrobić mu nagiemu zdjęcia i nie ewakuować się szybko
przez okno, no ale... ale. Zsuwając spodnie przyłożył policzek do
bokserek w miejscu w którym ukrywało się przyrodzenie blondyna. Ze
zdziwieniem stwierdził, że jest jeszcze cieplejsze niż powinno być.
Wyszczerzył się wrednie. - Odprowadzisz mnie jeszcze do wyjścia nie~? W
tym stroju~... - zamruczał, powoli się podnosząc. Spojrzał na blondyna. W sumie to dziwne, że tak mu na to pozwolił... Shizuo stał jak
skamieniały nie mogąc się zdecydować czy ma się wstydzić czy złościć.
Izaya wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. - Masz super minę! - Pisnął
prawie, pokładając się ze śmiechu.
- Wynoś się. - zdołał wykrztusić, czując, że krew napływa mu do twarzy, a
skóra na plecach robi chłodna. Zacisnął pięści. Gotów był zabić go
jednym walnięciem, gdyby tylko go nie wmurowało. - JUŻ. - pospieszył go.
W głowie miał chaos, wiec to było ostatnie ostrzeżenie. Wręcz
mechanicznie podciągnął i zapiął spodnie. Zabić. Już, teraz. Tego się
nie spodziewał. Nie, to był totalny absurd... Zabiłby go. Najlepiej by
było, gdyby zginął.
Izaya szybko złapał za torbę i nim Shizuo zdążył zapiąć
spodnie wyjął telefon i pstryknął mu fotkę.
- Reszty umowy dotrzymam~! -
Obiecał, biegnąc do wyjścia. - A teraz cię zostawiam, będziesz się mógł
zaspokoić w spokoju~!!! - Zaśmiał się, zeskakując po kilka schodków.
- ZABIJĘ CIĘ!!! - wybuchnął, biegnąc za nim. Zerwał się
do biegu tak szybko, że sam nie wierzył, że nie spadł ze schodów.
Wszystko jedno, jak on nie skasuje tego zdjęcia, to może trafić
wszędzie!!! NIGDY W ŻYCIU!!! Teraz go dorwie i zmiażdży, przegiął!!!
- Uważaj bo jeszcze ci spadną spodnie~!!! - Śmiał się
wesoło biegnąc ulicą. - O co się tak złościsz~... Mam przecież dużo
twoich zdjęć~! Zachowam je dla siebie i powieszę nad łóżkiem~! - obiecał mu, nadal uciekając.
- LEPIEJ DLA CIEBIE, ŻEBY COŚ CIE ROZJECHAŁO! - wydarł
się, rzucając w niego tym, co było pod ręką, a to akurat był przydrożny
słupek. - W NIC CI JUŻ NIE UWIERZĘ!!! - warczał dalej, ale nagle Izaya
jakby rozpłynął się w ciemności. Czuł, że jest blisko, ale nie mógł go
wyśledzić. Dopiero teraz przypomniało mu się, że nie ma koszuli i do
tego zostawił otwarty dom. - Jak cię znajdę to zabiję! - obiecał,
zawracając do domu. Naprawdę miał zamiar go zabić... Tym razem
naprawdę!!!
- Na pewno Shizu-chan~... - Izaya stał na pobliskim dachu i z lornetką w
ręku i patrzył na blondyna. Uśmiechał się kpiąco. Ale cóż, umowa to umowa, nie pokaże się Shizuo na oczy przez 3 dni. Co nie znaczy, że spuści z
niego wzrok. - I trzeba będzie zacząć podkradać jedzenie Kadocie. - westchnął. - I znów chodzić na sushi nie ciepły obiadek u
Shizu-chana. - westchnął i otworzył telefon. Obejrzał zdjęcia które zrobił, bo cóż... Zaprogramował sobie serię 32 i jeśli szybko je przewinął
miał teraz animacje dezorientacji, zdenerwowania i chęci mordu,
później wyciągnięcie pięści i ruszenie do biegu. Ostatnie zdjęcie to
jego roześmiana twarz, a z tyłu w kadrze za ramieniem informatora widać
było wkurzonego i rumianego blondyna. - O taaak~... - zamruczał
rozochocony, wpatrując się w prawie nagiego blondyna. - Trzy dni jedzenia
kupnych i zimnych rzeczy i śledzenia cię z ukrycia są tego warte~!
Heiwajima wrócił do domu, wściekły i padnięty. Ciepły prysznic
nie odprężył go tak bardzo, jak by tego chciał. Naprawdę był tak
wykończony, że zdołał zasnąć dopiero poło drugiej w nocy... Co
poskutkowało niewyspaniem następnego ranka.
Zjawił się w szkole, podejrzliwie rozglądając się na boki.
Coraz bardziej zirytowany i mrukliwy, zniechęcił nawet Shinrę. Cały czas
czuł się obserwowany. Przez Izayę. Jakby był wszędzie. Jakby każda
kamera, wszystkie oczy, wszystko skierowane było na niego przez Izayę i w
ten sposób rejestrowane. Miał obsesję? Ale to nie zdarzało się pierwszy
raz! Już od dłuższego czasu... Czuł się po prostu śledzony na każdym
kroku, a Izaya tylko go w tym upewniał... To było wręcz niezdrowe...
I cóż, blondyn się nie mylił. Izaya
siedział w pokoju kontrolnym kamer bezpieczeństwa szkoły i popijał kawę.
Szczególnie skupiał się na drodze do szafki z butami. Przyszedł do
szkoły wcześniej właśnie po to, by zostawić tam dla Shizuo prezencik. Nie
mógł mu się pokazać ale mógł coś napisać, prawda? Przyjrzał sie jeszcze
dokładniej małemu ekranikowi, chciał zobaczyć minę blondyna gdy ten
przeczyta karteczkę... Tak samo jak Shinra zaglądający mu przez ramię.
"Wczoraj było cudnie, musimy to szybko powtórzyć Shizu-chan~...
P.S. miałeś urocze bokserki z uśmiechniętymi budyniami załóż je jeszcze kiedyś dla mnie ;)
Izaya aka pchła"
Dołączył do tego oczywiście sześciopak budyniów wraz z łyżeczką. Na każdym ''serku'' markerem narysował uśmiechniętą buźkę.
W końcu dotarł do swojej szafki. Otworzył ją,
zamknął, spojrzał na numer i powtórzył raz jeszcze. Nie, faktycznie
skoro jego nume... Zaraz, a kto inny mu to tu włożył, skoro
nikt normalny nie odważyłby się tknąć jego szafki?
...No i co za głupie pytanie...
Nie czytając
liściku, zgniótł go i wywalił do kosza. Budyń po prostu postawił na
szafkach trochę dalej. Może kto inny się otruje.
Zmienił buty na szkolne i w spokoju zamknął szafkę.
Zabije go jak nic, jeśli się na niego natknie...
Izaya
westchnął niepocieszony. Przecież budyń był dobry... Cóż, przynajmniej
widział, że Shinra przeczytał liścik i nawet złapał go, zanim Shizuo go
wywalił, żeby się upewnić, czy dobrze zrozumiał. Przyszły lekarz
otworzył szerzej oczy i poprawił okulary. Ustawił się z listem przodem do
Shizuo w pozycji, która aż zbyt dobitnie pokazywała, że chce powiedzieć
"Shizuo, chcesz ze mną o czymś porozmawiać?".
- Co? - Popatrzył na doktorka, nie rozumiejąc, o co chodzi. - Że odłożyłem
budyń? Nie, nie jestem chory, to tylko kolejny podstęp tej podłej
mendy... - Wzruszył ramionami i uznając, że to wszystko, spróbował
przejść koło szatyna.
Izaya z wielkim uśmiechem na twarzy oglądał ich kłótnię, a
potem to, że Shinra zabrał budyń i pobiegł za Shizuo.
- Dobry
pionek~... - westchnął, szczęśliwy. - I jaki domyślny~!
- ODCZEP SIĘ SHINRA! - warknął na niego, już dobitnie pokazując, że nie
ma zamiaru go wysłuchiwać dalej. - Nie tknę nic, co zostawiła ta menda,
nie będę czytać tego listu, chcę od niego ODPOCZĄĆ, czy ty wiesz, co to
wyczerpanie psychiczne?! - Nie zważając na wmurowanych ludzi przepchnął
się między nimi, byle dalej od jakichkolwiek wzmianek o Izayi. Gowa go
od nich bolała.
Na szczęście było to tak blisko pokoju kontrolnego, że Izaya
usłyszał krzyk. Shizuo szedł w tę stronę, to chyba dobry moment, by
podsłuchiwać dalej. Podszedł do drzwi i słuchał:
- Ale
Shizuo-kun, nie możesz go tak traktować! Wczoraj w nocy... W-wiesz co mu
zrobiłeś... - Na ostatnim głos Shinry stracił całą pewność. Słychać było, że się rumieni. - Nie możesz go dziś traktować tak okropnie! Nawet dał ci
prezent, Shizuo powinieneś go wysłuchać, Izaya naprawdę nie jest tak zły
jak myślisz! - Głos zaczął się oddalać, więc brunet po cichu i
niezauważenie wymknął się z pokoju i ruszył w ślad za blondynem.
- I że niby co mu zrobiłem...? - syknął Shizuo jadowicie przez ramię. -
Nakarmiłem, znosiłem, nie zabiłem i do tego mnie zaszantażował... I to
JA okropnie go traktuję...? - sarknął i zaśmiał się, jednak nie wesoło.
Ten śmiech co wrażliwszym osobom powinien zmrozić krew w żyłach i zmusić
do ucieczki. - Jeśli nie powiedział ci CO DOKŁADNIE się stało, to nie
próbuj mi wmawiać, że to ja jestem tym najgorszym...
- Ale to wynika z liściku! Dobrze widać co mu zrobiłeś. Chociaż mu to
wyjaśnij! Shizuo tak nie można, zrobiłeś sobie z niego zabawkę na jedną
noc i nawet tego nie wyjaśnisz...? - Izaya w duchu skręcał się ze
śmiechu ale jego ciało wytrwale dalej śledziło parkę przyjaciół. Cóż, napisał ten liścik tylko żeby zdenerwować troszkę Shizuo, choć Shinra
może wziął go zbyt poważnie? Cóż, w oczach okularnika to Izaya był bym
pokrzywdzonym a Shizuo winowajcą. Informator nie miał zamiaru
wyprowadzać go z błędu czy mówić, że jest dokładnie na odwrót.
- Nic. Mu. Nie. Zrobiłem. - Spojrzał na niego palącym spojrzeniem. - Nie
tknąłbym tej zawszonej mendy choćby małym palcem, jeszcze bym się czymś
zaraził. Jak tak ci zależy to idź go szukaj i sprawdź, czy płacze. -
prychnął, rozbawiony. Izaya z pewnością wywołałby płacz na zawołanie,
gdyby tylko wiedział, co on właśnie... Nie, cały czas czuł jego
obecność. Uświadomiwszy to sobie, sztywnym krokiem zaczął się oddalać,
byle na jakąś bardziej otwartą przestrzeń.
- Okrutny jesteś Shizuś~... - westchnął, chowając się
bardziej by obrażony Shinra go nie zauważył. Doktorek minął go i ruszył w
stronę klasy od japońskiego gdzie Izaya powinien mieć pierwszą lekcję.
Brunet pobiegł w przeciwną. Do Shizuo. Chciał zobaczyć co wymyśli tym
razem. Jaką rozrywkę mu sprawi.
Blondyn oddalił się z dala od ludzi, by móc w spokoju zapalić.
Cóż, póki to był teren poza boiskiem... Potem mógł pójść do klasy...
Tylko mrowiło go od czyjegoś wzroku...
Odwrócił się nagle,
ale nikogo nie zauważył. Przystanął więc i zapalił, mając nadzieję, że
to go jakoś rozluźni. Dobrze by było...
Izaya musiał wdrapać się na dach i stamtąd w ukryciu obserwować Shizuo.
-
Ech, jak ja się dla ciebie poświęcam... - westchnął, trzymając lornetkę i
obserwując go jak pali. Widział to tyle razy, a nadal mu się podobało. - Nigdy nie będę miał cię dość~...
Shizuo zdążył spalić dwa papierosy, co nieco go
uspokoiło. Zdeptał ostatniego butem i pobiegł do szkoły, słysząc
dzwonek. Zdążył na lekcję w ostatniej chwili. Ignorując szepty, powstałe
zapewne po dzisiejszym wybuchu, wyjął podręcznik i zeszyt i czekał na
zwyczajowo przeprowadzoną lekcję. Już nie czuł się aż tak obserwowany...
A może...? Mignęły mu czarne włosy i podobna postura, i w ostatniej
chwili zorientował się, że to nie Izaya, bo już miał wstać. Paranoja...
Izaya wbiegł do klasy tuż
po dzwonku na szczęście nauczyciel też się spóźnił więc nie dostał
nagany. Usiadł sobie na krzesełku i zaczął coś wesoło nucić. Kątem oka
widział Dota-china który o coś się martwił tylko nie wiedział, jak to
powiedzieć. W końcu chłopak podrapał się po głowie i niepewnie zaczął.
- Czy coś... się stało?
- Nie~... A skąd wiesz?
- Od Shinry. - przyznał niechętnie, na co Izaya wybuchnął śmiechem.
- Nie przejmuj się Dota-chin, Shinra gada dużo, ale nie koniecznie prawdziwie. W tej kwestii strzelił kulą w płot~!
Wyraźnie już uspokojony Kadota odetchnął.
- Miałeś mnie nie nazywać Dota-chin! - dodał cicho, bo nauczyciel właśnie wpadł do klasy.
- Jasne Dota-chin. - odparł Izaya i już oboje skupili się na lekcji.
Shizuo prawie zasnął na lekcji. Trzymała go nieufność do otoczenia -
wszelkie doniczki, kwiaty, ludzie, nauczyciel, miał wrażenie, że w
każdej chwili może się stać coś nieoczekiwanego. Dobrze, że jakimś cudem
doczekał końca lekcji... Z kolei na przerwie kręcił się w tę i z
powrotem, unikając ludzi jak najbardziej się dało. Shinry szczególnie.
Izaya rozbawiony też całą przerwę chodził w kółko za blondynem. Nie
rozumiał czemu aż tak się kręci... Czyżby go wyczuwał? No cóż o tym w
umowie nie było.
Blondynem aż trzęsło. Zupełnie, jakby nie mógł zostać sam. Przez chwilę
rozważał nawet, czy nie rozwalić kamery w korytarzu pudełkiem z
oobento, ale zrezygnował. W końcu jedzenie... Wrócił do klasy i usiadł
sobie, próbując zjeść w spokoju. Tak, tym razem ZJE W SPOKOJU. Nikt nie
będzie mu przeszkadzał, podjadał, ani nic...
Izaya westchnął i wrócił do pokoju kontrolnego. No cóż nie mógł popatrzeć jak je na żywo to chociaż z kamery.
Nadeszła kolejna lekcja i tym razem Shizuo nie mógł
się powstrzymać - zasnął. Po ciężkim wieczorze i nocy należało mu się...
Wydawało się, że nauczyciel, całkiem zajęty tablicą, nie zauważył...
- Oho, zmęczony po aktywnej nocy~... - zachichotał Izaya, oglądając na na telefonie transmisję z jednej z kamerek. Poprosił Shinrę, żeby ta nagrywała Shizuo podczas lekcji. Nie mógł go bezpośrednio
obserwować, bo był po drugiej stronie budynku. Kadota spoglądał mu raz po
raz przez ramię pewnie coraz bardziej wierząc w wersję Shinry, nie Izayi, ale brunetowi to nie przeszkadzało, z Kadotą też miałby sporo zabawy.
Blondyn obudził się dopiero na podniesiony głos nauczyciela. Na
szczęście nie było to skierowane do niego... Nikt nie zauważył...?
Otarł kącik ust i wpatrzył się w tablice, by jak najszybciej spisać to,
co było tam napisane. Odetchnął, gdy w ostatniej chwili tablica została
zmyta. Zdążył...
Izaya po cichu fangirlował... fanboyował? Zapisał sobie w
myślach, żeby wyciąć ujęcie śliniącego się blondyna. Na pewno barwnie
wzbogaci jego kolekcję. Kadota chyba nic nie zauważył, tylko spisywał do
zeszytu cytaty z tablicy. Ach, tak się zaoglądał, że nie wiedział co robią...
- Ne Dota-chin. - Szturchnął go. - Co robimy?
Z kolei ofiara jego prześladowań zajęta była skupianiem się na
lekcji. Miał wrażenie, że nie może się skupić, ale dzielnie trzymał się
dalej. W końcu jak nie teraz, to kiedy będzie się uczył...? Tak
przynajmniej mógł coś z tego wynieść...
Izaya zdychał na ławce mrucząc pod nosem "Przerwa... Przerwa... Przerwa." Nawet Kadota dał sobie spokój i zaczął normalnie notować i dla
siebie i dla Izayi, no bo oczywiście ten będzie chciał jego notatki.
W końcu zadzwonił upragniony dzwonek. Shizuo
próbował się rozluźnić i w spokoju przetrwać przerwę, bez tej głupiej
manii prześladowczej. W tym celu udając, że nic się nie dzieje, podszedł
do dziewczyn z klasy, poprosić je o notatki z lekcji, bo "czegoś chyba
nie zanotował". Nie chciał prosić Shinry, bo ten nie dość, że bazgrał
jak większość lekarzy, to jeszcze wciąż uważał go za winnego jakiejś
szkody u Izayi... A notatek z tego, co przespał, to akurat potrzebował.
Izaya słysząc dzwonek wyleciał z sali jak najszybciej.
Pobiegł do klasy blondyna i delikatnie wyjrzał przez drzwi. Shizuo gadał
z jakimiś dziewczynami... Izaya aż się najeżył. No nie, tak to nie
będzie! Złapał za piłeczkę którą podrzucała właśnie jakaś przechodząca
osoba. Pewnie szli grać w tenisa bo mieli tez rakiety i stroje sportowe.
Zamachnął się i rzucił piłka trafiając wprost w głowę Shizuo. Zaraz
oczywiście czmychnął, chowając się za jakąś grupką. Shizuo się wkurzył,
ale przynajmniej wystraszył dziewczyny.
- CO JEST? - warknął, oglądając się dookoła. Shinra? Nie... Więc...
Izaya...? Oj, lepiej dla niego, żeby nie... Miał się trzymać z dala od
niego, do cholery!!! Dlaczego miałby tu być?! - Wybaczcie... - mruknął
do dziewczyn, masując lekko uderzone miejsce. Ta, taka precyzja, kto
inny, jak nie Izaya...? - Czy mógłbym te notatki...? Za chwilę je
oddam... - Spróbował grzeczniej niż wcześniej. Rany, dlaczego one tak
się bały... Nic mu nie zawiniły, więc chyba oczywiste, że nic by im nie
zrobił, nie...? A jednak wyglądało na to, ze notatki dostał tylko ze
strachu.
Izaya uśmiechnął się triumfalnie. Shizuo wyszedł na chuligana
zastraszającego biedne uczennice...
- I prawidłowo~! - zamruczał do siebie, zadowolony. Jeszcze by którejś się spodobał a wtedy naprawdę by były
problemy... dla dziewczyny oczywiście.
Biedny blondyn przepisał tych kilka zdań, które
przespał i oddał dziewczynie zeszyt, uśmiechając się i dziękując, tak
by chociaż trochę załagodzić wcześniejszy efekt. Nie chciał uchodzić za
potwora nawet wśród dziewczyn z własnej klasy, to już byłaby porażka...
Chociaż one mogłyby znać go jako spokojnego człowieka, byłoby miło.
Usiadł z powrotem w swojej ławce, kątem oka dostrzegając
czarne włosy za drzwiami. Nie, o czym on myślał... Nie, to na pewno
przypadek. Znów mu się przywidziało. Lepiej zostać w miejscu.
- Dajcie mi piłkę a go walnę! - warczał, chowając się za ludźmi. Co za
potwór, nie powinien się tak uśmiechać jeszcze popsuje swoje
przerażające wrażenie! Mimo, że zaciskał mocno ręce na nogawce Kadoty za
którym się schował, wcale nie był mniej zły. Tak ON był ZŁY przez
Shizu-chan'a.
Heiwajima odetchnął głęboko, starając się uspokoić.
Zmusił się do zamknięcia oczu i pomyślał o czymś przyjemnym.
Odwzajemniony uśmiech, spokojny wieczór z telewizorem, dobrze napisany
sprawdzian, Kasuka grający w filmie... Tak, to były przyjemne myśli.
Szczególnie relaksująca była ta o braku podglądacza za oknem dziś i
jutro i jeszcze później. Cisza i święty spokój. Aż się do siebie
uśmiechnął, marząc dalej.
- Nie mówcie mi że tak się uśmiecha fantazjując o tym babsztylu! - Izaya
wbił w Kadotę paznokcie tak mocno ze chłopak syknął. - Dota-chin~! - zanucił, uśmiechając się wesoło. - Idź do Shizu-chana i go czymś zajmij~!
Rozmową, żeby nie myślał o tej lafiryndzie~! - poprosił, uśmiechając się
obrzydliwie. Kadota po prostu westchnął i poszedł.
- Shizuo? - mruknął niepewnie Kadota.
Shizuo początkowo nie zareagował. Wydaje mu się. To wszystko mu się
wydaje, nie ma potrzeby reagować na cokolwiek, bo przecież będzie miał
ciszę i spokój... A przynajmniej w to kazał sobie wierzyć...
- SHIZUO. - Kadota szturchnął go lekko, powtarzając to samo głośniej.
-
Hę? - Blondyn popatrzył na niego niechętnie wzrokiem podkrążonych oczu
wściekłego człowieka. Dotachin otworzył lekko usta ze zdziwienia. - Co
chcesz?
- No, tego... Izaya coś chciał, więc może byś poszedł z nim
pogadać? - Wzruszył ramionami i odsunął się, widząc początki wybuchu.
Jednak Shizuo się opanował.
- To idź mu powiedz, żeby się
odwalił, bo ma się trzymać z daleka ode mnie, tak daleko, jak to możliwe
przez te trzy dni. - warknął tylko i znów zamknął oczy. Chciał być
tylko spokojnym, szczęśliwym człowiekiem, to tak wiele?
- Nie tylko ty wariujesz, on też już zachowuje się jak wariat...
-
To idź i ty również trzymaj się od niego jak najdalej. A co ważniejsze,
nie dawaj się do mnie wysyłać. Bo mam zamiar mieć SPOKÓJ przez
najbliższe dni. - zaakcentował, poniekąd z groźbą "jeśli mi
przeszkodzisz, wywalę przez okno".
Cóż było robić? Kadota wyszedł z klasy.
Izaya pokiwał głową na znak , że zrozumiał.
- Etto... -
zastanowił się i wyjął z plecaka Kadoty kartkę i długopis. Napisał na
karteczce "Właśnie dlatego Shizu-chan wysyłam Dota-chin'a, bo nie mogę
się z tobą zobaczyć. A jeśli nie chcesz też rozmawiać możemy pisać :)" -
Przekaż mu proooooszę~... To już ostatnia wiadomość. - Złożył prosząco rączki
i wpatrzył się w przyjaciela z miną aniołka. Kadota tylko westchnął i
zabrał kartkę, znów wkraczając do klasy Shizuo. Niepewnie wkraczając, co
trzeba dodać.
- Co? - warknął, już tym razem nawet na Kadotę patrząc z chęcią mordu w oczach.
-
Kazał ci to przekazać. Rób co chcesz... - Podał mu kartkę i odsunął się
o kilka kroków. Blondyn musiał powstrzymać się przed chęcią zgniecenia
karteczki. Przeczytał, zgniótł, wrzucił do kosza i założył ręce za
głowę, znów próbując odpocząć.
- Nie. Możesz już iść. - Zresztą w tej chwili zadzwonił dzwonek...
Shizuo znów uśmiechnął się lekko do swoich myśli. Spokój, cisza,
luz~...
Izaya na sekundkę wychylił się zza rogu i rzucił w
Kadotę kulką zmiętego papieru. Szatyn nie wiedząc co zrobić rozprostował
ją. "Do Dota-chna: Przekaż tę karteczkę Shizusiowi, proszę~ Do Shizusia:
Tęsknię Shizu-chan :c"
Kadota z westchnieniem zrobił efektowny obrót o 180 stopni i
odchrząknął po raz trzeci zwracając uwagę blondyna. Pokazał mu
rozprostowaną kartkę.
- Powiedz mu niecenzuralnie, że mam go gdzieś. - wywarczał, nie
otwierając oczu. - Sensei zaraz tu będzie, wiec tobie radzę lecieć tym
bardziej. - mruknął, rozprostowując się na krześle.
- Co konkretnie mam mu powtórzyć? W sensie "niecenzuralnie" jakim
słowem? Jak będzie niedokładnie to mi zarzuci, że ty byś tak nie
powiedział i każe wracać, więc?
- Mam go w... - Zamilkł. Musiał chwilę trawić, co
zamierzał powiedzieć temu zboczeńcowi. - Niech spada na drzewo i to jak
najdalej ode mnie, bo flaki wypruję. Niech się nie zbliża, nie odzywa,
nie patrzy na mnie. To za wczoraj. To mu możesz przekazać. I znikaj
lepiej! - syknął, prostując się, gdy zobaczył nauczyciela.
- Ale w tym nie ma nic niecenzuralnego. - syknął, zaczynając wybrzydzać. Nauczyciel przeszedł po korytarzu, ale nie wszedł jeszcze do klasy.
- No przekaż to po prostu! Albo powiedz mu, żeby
poszedł się pieprzyć, mnie nic do tego! - warknął, już poważnie
rozzłoszczony. Naprawdę prostego przekazu nie mógł powtórzyć?! Miał mu
to rozpisać?!
Widząc czarnowłosą głowę za drzwiami klasy tylko bardziej się
nachmurzył. Wciąż i wciąż czuł na sobie jego wzrok, ileż można?! Czuł
ogarniającą go potrzebę, by po prostu się stamtąd wynieść...
Izaya uśmiechnął się perfidnie. Złożył ręce w tubę i
krzyknął.
- Dota-chin nie przyniesie ci pewnie odpowiedzi bo się będzie
wstydził więc ten jeden raz mnie posłuchaj~!!! Wolę z tobą!!!
Shizuo cały się spiął, nakazując sobie nie odzywania się. Musiał sobie przypomnieć, że jak to zrobi go wywalą i że zabójstwo jest karalne i że Izaya wykorzysta to przeciw niemu... Dopiero wtedy w ogóle jakoś zdołał się opanować. Nauczyciel wszedł do klasy, więc Shizuo mógł tylko rzucić w myślach pocieszeniem, że pewnie przynajmniej ta dwójka się spóźni.
Izayi już nie było, więc nawet nie usłyszałby ewentualnej
odpowiedzi. Na lekcję on zdążył, Kadota niestety nie, choć Izaya
postanowił bronić swojego cennego posłańca i wyjaśnił nauczycielowi, że
Kadotę przycisnęło po starym jogurcie który wypił na przerwie i może się
troszkę spóźnić. Co prawda nauczyciel na Dota-china patrzył trochę
niepewnie, ale nic nie powiedział i nie wpisał spóźnienia.
Shizuo za to we względnym spokoju dotrwał do kolejnej przerwy. Nie powiedziałby, że "ukrył" się... Po prostu poszedł do toalety. Na całą przerwę. Odetchnąć od uczucia obserwowania... A potem musiał przetrwać kolejną lekcję... Strasznie mu się dłużyły.
Izaya uśmiechnięty zajął kabinę obok. Teraz mogą rozmawiać nie widząc się więc nie łapał obietnicy.
- Tak cię podnieciła nasza wymiana zdań na ostatniej przerwie, że musisz sobie ulżyć~? Shizu-chan~...
Blondyn niekontrolowanie warknął z oburzenia.
- Miałeś trzymać się z dala! - przypomniał mu. No co z nim było nie tak?! Rany... Nawet na toalecie nie dawał mu się skupić...? I co on w ogóle insynuował?!
- Miałem nie pokazać ci się na oczy. - Doprecyzował, siadając po turecku
na zamkniętym sedesie. - Na czym się tak skupiasz~? Ponoć chodzisz dziś
niewyspany, miałeś wczoraj bardzo przyjemny wieczór sam ze sobą~? A
mówiłem, że mogę zostać i się tym zająć~... - westchnął niby rozżalony.
- Żadne sam ze sobą. - prychnął tylko i spłukał po sobie. Skoro Izaya miał mu się nie pokazywać na oczy nie mógł wyjść, póki on nie wyjdzie z łazienki... Zabrał się więc szybko za mycie rąk.
- Och... - Jego głos zabrzmiał dziwnie smutno. - A więc... był ktoś u
ciebie~? - Teraz jakby silił się na szczęście. Izaya wiedział jak to
brzmi, ale nie potrafił nic z tym zrobić. Zwyczajnie było mu źle. Ktoś był
u jego Shizu-chana. Ktoś zabawiał się z jego blondynkiem... I to nie
był on!
- Ta, akurat. - sarknął. - Albo jesteś głupi, albo świetnie grasz. Twoja wizyta nie była w stanie wywołać nic prócz zmęczenia, pogódź się z tym. I najlepiej nie zbliżaj się. - dodał jeszcze, po czym nie czekając na odpowiedź wyszedł i podążył do klasy. Serio, co on sobie wyobrażał... On chciał tylko świętego spokoju...
- Ale... - Izaya uśmiechnął się do zamkniętych drzwi
kabiny. - 'To' miejsce było takie cieplutkie~... - dodał wesoło, ale jakoś
tak... rozmarzony. - Miałem wrażenie, że zaraz ożyje~...
Shizuo najchętniej zakryłby się jakąś płachtą. Nawet, jeśli Izaya się nie zbliżył, czuł, że na niego patrzy. Po prostu czuł, że go obserwuje. Przeczuwał. Nawet powrót do domu nie był tak właściwie spokojny. Po prostu widział wszędzie jego włosy, słyszał śmiech, czuł spojrzenie. Miał wrażenie, że w całym tym tłumie słyszy wesoły rytm wybijany przez jego buty. Jakby był obserwowany bez przerwy. Ani chwili spokoju...
Izaya szedł za Shizuo trochę zmartwiony, jakim kłębkiem
nerwów jest blondyn. Cóż, nie mógł z nim pogadać jeszcze przez dwa dni
chyba, że zawiąże mu oczy. Ale naprawdę się o niego martwił, więc szedł
powoli do przodu, zawsze za Shizuo.
Gdyby go teraz zobaczył, zgniótłby go na miazgę. A przynajmniej tak sobie powtarzał. I tak to sobie wyobrażał. Gdy dotarł do domu, położył się na kanapie i przykrył kocem tak, że tylko głowa wystawała, a i ją przykrył częściowo poduszką. Włączył sobie film tylko po to, by nie słyszeć żadnych innych odgłosów. W końcu chwila przerwy od bycia obserwowanym... A przynajmniej tego uczucia... Aż się zdrzemnął.
I tak było przez następne dni. W szkole starał się chować i trzymać jak najdalej, choć cały czas czuł na sobie czyjś wzrok. Wszędzie widział i słyszał Izayę - jego ubranie, jego fryzurę, jego
kroki, jego głos. Czuł, że powoli wariuje. A w domu siedział z zasłoniętymi oknami i włączonym telewizorem. Niby go nie widział, a jego obecność była coraz bardziej wyczuwalna. Nie mógł tak dłużej...
Izaya ziewnął, siorbiąc kawę z puszki. Od paru dni Shizuo
zaczął się wręcz barykadować, w szkole śledził go i to wychodziło, ale w
domu... Przesiadywał parę godzin na dachu tylko po to, żeby zobaczyć
skrawek bond czupryny. A czasem nawet i nawet nie tyle. Nie mógł, już
nie wytrzymywał, przeglądał zdjęcia, filmiki znał na pamięć i nie mógł się
nasycić, a Shizuo umyślenie utrudniał mu dostęp. I jeszcze nie mógł go
dzisiaj zobaczyć w szkole, bo było święto. Nic nie mógł, po prostu tak
siedział. Chciał Shizuo, tylko jego. Nie widział go na żywo już
od... Trzydziestu godzin... Wczoraj koło 17 blondyn wychylił się na
chwilę zabrać do domu kwiatka i więcej go nie było. Była 23, a on nadal
czekał. Zastanawiał się, czy nie dotrwać jeszcze godziny i nie wpaść do
niego minutę po północy... No cóż, formalnie by mógł.
Shizuo naprawę zaczynał się już dusić w swoim domu. W kółko te same ściany, te same podłogi, te same meble. Izaya chyba dał sobie spokój o tej godzinie, prawda? Miał taką nadzieję. Już o tej godzinie chyba go nie śledził. W związku z tym postanowił iść na spacer. Przejść się do jakiegoś parku, czy coś, odetchnąć świeżym powietrzem.
Chwilę mu zajęło przygotowanie się, a potem ubranie. A w końcu wyciągnął klucze i zamknął za sobą drzwi.
- Na pewno nie widzi. - rzucił sobie cicho pod nosem, dla większej odwagi i mniejszej czujności.
Izaya przyglądał się z nudów drzwiom. Gdy nagle pięć
minut przez północą coś się poruszyło. Klamka! Brunet szybko dał
nura i położył się płasko na dachu. Chciał zobaczyć, czy Shizuo gdzieś
idzie, jeszcze 5 minut - upewnił się, spoglądając na telefon. Tak, za pięć
minut zaskoczy Shizuo w mieście~! A póki co ruszył za nim. Niestety
chodzenie po budynkach gdy jest ciemno może być niebezpieczne, więc Izaya
zszedł i podążył drogą i chodnikami jak zwykli śmiertelnicy.
Shizuo był niemal pewien, że to zwykła mania, że czuje na sobie jego wzrok. Że jeśli tylko go zobaczy, to i tak ma nad nim przewagę siłową i wystarczy go odprawić. Tyle wystarczy, powtarzał sobie. Postanowił pójść do tego bardziej oddalonego parku, nie patrząc na zegarek. No przecież się nie bał! Chciał go tylko zatłuc, dla świętego spokoju i czystej satysfakcji!
Izaya podążał za nim jak cień. Widział, że blondyn czymś
się denerwuje. Ale nadal nie wiedział czym... Był na siebie zły. NIE
WIEDZIAŁ, nie wiedział czegoś o swoim Shizusiu.
- Wszystko przez tę
umowę... - westchnął. - A może... mój widok poprawi mu humor? - Uśmiechnął
się do siebie, odliczając sekundy... Jeszcze 136... 135... 134 i wybije
ostatnia godzina~! Oczywiście tego dnia, bo następnego znów będzie ich
dwadzieścia cztery.
Shizuo w końcu dotarł do parku. Odetchnął głęboko, mając wrażenie, że tym razem czuje jego zapach i słyszy oddech gdzieś w pobliżu. Ale to przecież był absurd... Przecież był na pewno w swoim domu...
Chciał usiąść na ławce, ale zamiast tego nerwowo zmierzał dalej. Czuł na sobie wzrok, który tak go męczył, wzrok istoty kompletnie nieuchwytnej...
Zegar na pobliskiej wierzy zaczął wybijać północ. Nim przebrzmiało
ostatnie uderzenie przed Shizuo pojawił się Izaya. Brunet uśmiechał się
szeroko, miał czerwone policzki i rozbiegany wzrok łaknący całego blondyna.
-
Shizu-chan~~!!! - Miał ochotę się na niego rzucić, rzucić i nigdy go
nie oddać. - Tak długo cię nie widziałem~!!! - krzyknął, uśmiechając się
chciwie. Zaczął biec w stronę Shizuo chcąc go złapać.
Shizuo momentalnie rozszerzył oczy z szoku. Cofnął się chwiejnie krok, potem drugi... By w końcu odwrócić się i zacząć uciekać przed szaleństwem, jakim był Izaya.
Tak oto poraz pierwszy jego dzielnica miała okazję oglądać, jak to Shizuo ucieka przed Izayą.
/KONIEC/