'hayoo kochani~!
Dziś się napracowałam z betą dla was, ale uważam, że było warto i mam nadzieję, że tym nieco długim rozdziałem wynagrodzę coniektórym, że nie wiem, kiedy pojawi się kolejny~... Chwilowo mam masę roboty i chcę się na niej skupić, chociaż chyba nie potrafię~! X33"
Niom~! Ale pomijając to~! Dziękuję za przecudne komentarze pod "Marzeniami", naprawdę jest mi po prostu słodko i tak miło i... i... Kocham was~! <33333 I dziękuję za życzenia~! :33
A co do komentarzy pod ostatnim Wampirkiem~! Szczerzę się jak głupia, jak je czytam. >w< Także ten, dziękuję wszystkim, którym chce się napisać coś od siebie po przeczytaniu~! >w<
Chyba sama muszę zacząć komentować u innych, tylko, że Roppi nie chce mi się zalogować na blogspota - i nie mam jak odpowiadać w komentarzach/komentować, to wszystko dlatego~! >3<""
No dobra, chyba dość z mojej strony~... X33 Gomenne, znów rozpisałam się troszkę za dużo~! Teraz oddaję głos Kiasarin-san~! :3
Wyjaśnij ludziom, że "Roppi" to twój telefon bo dziwnie brzmi... to tak primo
A sekundo X3 Hejo~!
Standardowo po prawej banerek -> wszyscy ładnie klikamy i karmimy psiaki :3
Poza tym jak ktoś jeszcze o tym nie wie to grupa skalacyjna AmaiAkuma na swojej stronce udostępniła tłumaczenie dj Durarara!! zatytułowanyego "Cinderella Akademy" - To jest część 2 przetłumaczonego przez nas Love Delic więc jak ktoś chce kontynuacji to tam może ją znaleźć ;) co prawda tylko w wersji do pobrania, ale zawsze ne? Jest jeszcze 3 część zatytułowana "End Station Eden" jednak puki co po angielsku niestety :c - to tak tylko informacyjnie.
Uhu to może je jeszcze powiem tak... Dziękuję za wszystkie głosy w ankiecie. Przemyślałam wszystko i w sumie na to żebym napisała coś z Roppim i Tsukim jest o 10 głosów więcej, ale nie chcę też dyskryminować mniejszości która jest przeciw więc~
Wymyśliłam to tak:
- one-shot z nimi - jakoś niedługo
- krótkie (3 rozdziały max) opowiadanie, też z nimi, w jakiejś nieokreślonej przyszłości, o ile nie stracę chęci.
- Rezygnuje z pomysłu na dłuuugie opowiadanie z nimi ;3
Mam nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni~!
A teraz już nasz kochany wampirek i Enjoy~!
Enjoy~! ;3
Powoli przetarł oczy wolną ręką. Zaczynał się budzić. Nie do końca jeszcze kojarzył, co się dzieje... A potem otworzył oczy i zobaczył przy sobie Izayę.
Zmarszczył brwi, rzucając mu niemal palące spojrzenie.
- Można wiedzieć, co tu robisz? Ty raczej nie śpisz, szczególnie, że niedawno się pożywiałeś... Więc?
Izaya westchnął, otwierając oczy.
- A było tak przyjemnie~...- mruknął. Podniósł się na łokciach z uśmiechem patrząc na blondyna. - Słuchaj Shizuś, miałeś jakiś koszmar i jak przyszedłem sprawdzić co u ciebie wciągnąłeś mnie do łóżka i nie chciałeś puścić. - No cóż, trochę podkoloryzował tę wersję, ale tak było!... No prawie. - I żebyś słyszał swoje zaborcze wyznania~! - zachichotał. - Nie ukrywam, sprawiłeś mi tym wielką przyjemność~...
- Tsh, ta, jasne. - mruknął niechętnie. On zachowałby się tak przez sen...? Nie sądził, że to możliwe. I tak akurat pod to, czego Izaya by chciał w tamtym momencie...? Bardzo wątpił. - Niemożliwe, żebym celowo cię wciągał do łóżka przez sen. - Spojrzał na niego poważnie, po czym wstał z łóżka. - Nieważne. Wychodzę. - wyburczał.
- Hej, hej dokąd idziesz~... - jęknął niepocieszony, przekręcając się na łóżku tak, by leżeć na brzuchu. - Uciekasz po takiej milusiej nocy... To okrutne Shizu-chan! - zaczął się awanturować, choć chyba każdy poznałby, że to żart, po jego zmienionym tonie głosu.
- Bez takich żartów. - mruknął tylko. - Idę się wykąpać. Wrócę za jakiś czas. - dodał i zabrał swój tobołek na plecy, po czym ruszył do wyjścia. Jeszcze powinien w końcu zabrać z wozu miecz... Dotąd zawsze trzymał go przy sobie poza klasztorem, nie powinien tego zmieniać. Poza tym już dawno nie wzmacniał jego właściwości do ezorcyzmowania... w sensie wykańczania wampirów.
Izaya z głośnym westchnieniem klapnął na łóżko. Nie ukrywał, liczył na trochę milszy i czluszy poranek po takich nocnych wyznaniach, ale dobre i to. Może później odwiedzi Matyldę i da Stefanowi te obiecane marchewki... Tak za chwilę...
Heiwajima wyszedł i ruszył najpierw po miecz, a potem nad wodę. Wyparł ze świadomości wszelkie rozważania na temat dzisiejszego poranka, jakby to była spowszedniała codzienność. No cóż, może
ostatnio codzienność, ale żeby spowszedniała... Nie, nie chciał myśleć o tym, jaki to niecodzienny obrazek stanowił wampir w jego łóżku. Nie chciał słyszeć ani kojarzyć tych słów... Po prostu chciał o tym zapomnieć. Dlatego gdy dotarł na miejsce, tylko rozebrał się całkowicie i wskoczył do wody, nie martwiąc się różnicą tempratur. W końcu on dałby sobie radę...
Izaya w końcu zwlukł się z łóżka i trochę posmutniały zeszedł na dół. Nie ukrywał, że po takiej nocy liczył na o wiele inny pranek...
- Mógł mnie chociaż od niechcenia przytulić na dzień dobry~... - burknął, napełniając kotom miskę i wystawiając ją przed dom. Później wszedł z wiaderkiem na ogródek i wyrwawszy kilka dorodnych marchewek ruszył do stajni.
Stefan zadowolony ze śniadania podziękował głośnym rżeniem. Izaya uśmiechnął sie lekko do niego i pogładził po grzywie życząc smacznego.
Później poszedł na łąkę do Matyldy. Chciał chwilę z nią pogadać, poza tym Shizuś pewnie cieszyłby się ze świeżego mleka do śniadania.
A blondyn przez ten czas nieustannie pływał. Przez głowę przelatywały mu dziesiątki myśli, od przeszłości przez zakon, a kończąc na Izayi. Miał dość myślenia o nim, rozpamiętywania...
Zanużył się na jak najdłużej mógł. Woda była lodowata, ale już dziś lepiej mu szło przyzwyczajanie się...
Nim wyszedł minęło mnóstwo czasu. Czuł, jaki zrobił się głodny, więc wyszedł i otrząsnął się, po czym ubrał się w nową (świeżą) bieliznę i wczorajsze ciuchy. Tak sobie myślał, że pewnie trzeba by zrobić pranie... Jednak chłodny wiaterek smagający jego mokre ciało pod zamokłymi ciuchami skutecznie zapędzał do domu...
Izaya wracał szczęśliwy z łąki z całym wiaderkiem mleka. Zawsze był szczęśliwy po rozmowie z Matyldą i tak też było tym razem. Krowa, jakkolwiek dziwnie to brzmi, pocieszyła go i sprawiła, że Izaya postanowił się nie smucić tylko samemu postarać się o więcej przyjemności ze strony Shizuo. Wpadł więc do domu.
- Shizu-chan mam mleczko~!!!
Usłyszał go aż na górze.
- Dobra, zaraz zejdę! - odkrzyknął. Przeczesał włosy palcami jeszcze raz, zaczesując je do tyłu. Z mokrą koszulą i całą resztą nie dało się nic zrobić, więc tylko założył na siebie płaszcz. Zszedł na dół. - Mogłeś powiedzieć, żebym w czymś pomógł... - mruknął, widząc, że wszystko gotowe.
- No, no~... - zagwizdał cicho Izaya, oglądając blondyna od stóp do głów. - Przyznam, byłem trochę zły o poranek i wczorajszy wieczór ale wynagrodziłeś mi to z nawiązką~! - zachichotał. - Choć lepiej byłoby bez koszulki niż z tak mokrą, że wszystko prześwituje~... Jeszcze złapiesz jakieś przeziębienie...
- Zły...? - Uśmiechnął się niewidocznie kącikiem ust. Nie wyobrażał sobie Izayi złego... Nie tak naprawdę. - Gorzej by mi było bez niej. Na mnie szybciej wyschnie. - Wzruszył ramionami.
- Daj spokój~... Nie bądź takim świętoszkiem~... - jęknął brunet, podchodząc do Shizuo i zaczynając rozpinać guziki jego koszuki. Po trzecim stwierdził - Widzisz, tak jest lepiej... - zamruczał i rozpinał je dalej.
- A może w ten sposób będzie mi zimno? - Uniósł brew w wyrazie chłodnego niedowierzania. - Pomyślałeś o tym? - Zabrał się za ponowne zapinanie guzików. Nie wiedział, o co dokładnie chodziło, ale wyglądało to podejrzanie... Ustępliwy zwykle Izaya nagle chciał "pomóc" mu się rozebrać...?
- Zawsze mogę cię rozgrzać~! - zachichotał, rozpinając ponownie zapięte przez blondyna guziki. Pewnie dla Shizuo cała ta akcja była dość niezwykła, ale przecież brunet postanowił sobie, że będzie im lepiej prawda?
- Z ciałem zimnym jak skała na pewno. - zakpił. - O co tak naprawdę chodzi, co? - mruknął, oczekując prawdomównej odpowiedzi. W końcu było widać jak na dłoni, że on coś kombinuje.
- Oi~... - westchnął, rozpinając do końca koszulę i przejeżdżając reką po zarysie mięśni. - O nic takiego~... Chcę, żeby było ci dobrze~... Gwarantuję ci, że się rozgrzejesz. - mruknął zadowolony.
- Taaa, bo o niczym innym nie marzę... - mruknął wyjątkowo ironicznie, spiąwszy się zupełnie. Po bardzo krótkim namyśle odsunął się i szybko usiadł przy stole. - Dziękuję za posiłek. - mruknął tylko, sięgając po chleb. Czymkolwiek była ta gierka Orihary, nie miał zamiaru dawać się wciągać...
- Smacznego~! - Uśmiechnął się tylko i postanowił nalać blondynowi mleka do szklanki. W końcu jakby to wyglądało gdyby pił z wiadra? Izaya starał sie nie zrażać postawą blondyna. W koncu to oczywiste, że nie bedzie tak łatwo... ale Shizuo w końcu się przełamie i ujdzie z niego cała frustracja. Postawił pełną szklaneczkę na stole, a że mleka było tak dużo, odrobina wylała mu się na palce. Nie przejmując się tym zbytnio zaczął to zlizywać.
Blondyn odwrócił gniewnie wzrok. Może to i jego wina, ale to brunet zaczął, więc też nie do końca jego wina, że miał skojarzenia...
Zaczął jeść, popił mleka i wrócił do jedzenia, wpatrując się i skupiając tylko na śniadaniu. Oczywiście, że nie miał zamiaru brać w tym udziału...
- Jak rozumiem znów jesteś o coś zły? - westchnął cicho, siadajac na siedzeniu. - I nadal nie chcesz się rozładować, żeby było ci trochę lepiej? - upewnił się, tym razem wprost.
- Nie jestem zły. - zaprzeczył. Irytowały go tylko te głupie próby pozbawienia go kontroli... - I nie mam zamiaru rozładowywać się w taki sposób, jeśli o tym mówisz. - dodał, po czym zapchał się kawałkiem sera.
- Wczoraj mówiłeś że masz ochotę. Pomyślałem, że ci pomogę. - burknął, odwracając wzrok i patrząc w szybę. - Chciałem dzisiaj pozbierać śliwek, pomożesz mi? - zagadnął, wymyślając jedyny neutralny temat jaki widział za oknem.
- Mówiłem też, że cię nie tknę w takim sensie. - dopowiedział spokojnie. - Jasne, możemy iść już teraz. - Wzruszył ramionami. Przed wiatrem ochroni go płaszcz jak się w końcu zapnie, a praca zawsze mogła uciec... Przynajmniej takie wrażenie odnosił w tym miejscu.
- Nie teraz, jak wyschniesz i dokończysz śniadanie. - pouczył blondyna trochę zbyt sucho i dalej wpatrywał się w okno.
Blondyn zacisnął zęby i odłożył śniadanie na tyle delikatnie, by talerzowi nic się nie stało. Co znów było nie tak, w końcu ponoć to dla jego wygody mieliby robić "to" albo w ogóle... Gdyby miał coś z nim robić to dla swojej przyjemności, bo wampirowi ponoć na tym nie zależało. Więc o co on się teraz boczył???
Odetchnął bardzo powoli, tłumiąc narastającą irytację.
- Więc za ten czas pozmywam. - zaproponował i od razu wstał, zabierając z sobą puste naczynia.
- Jak wolisz~... - mruknął, wpatrując się w delikatnie zachmurzone niebo. Wiał też wiatr. - Ech, śliwki same będą spadać~... - mruknął cicho. Uśmiechnął sie wrednie, zrozumiawszy wypowiedź blondyna. - Tylko bardziej się nie pochlap, bo pomyślę, że to propozycja~!
- Ty już i bez tego widzisz propozycje. - prychnął cicho. Przegapił fakt, że Izaya i tak go słyszy. - Może lepiej jak wyjdę je pozbierać zanim spadną same? - zaproponował nieco głośniej, kierując się do misy
z wodą. - Albo chociaż nabiorę nowej wody ze studni, zanim nadejdzie burza, ulewa, czy coś...
- Nie musisz zbierać, takie z ziemi też bedą dobre... Mamy zrobić powidła~! - Uśmiechnął się. - Ty to się lepiej przebierz ja mogę nabrać tej nowej wody~...
- Nie chce mi się. Wyschnę. - Wzruszył ramionami. - Powidła mówisz? To będzie potrzeba dużo wody. Masz jakieś wiadra? - Nagle nabrał energii. W końcu mógł coś zrobić i na coś się przydać...
- Jasne~! W schowku są~... - Uśmiechnął się, taszcząc wielką balię do wyjścia. Wyglądało to dość komicznie zważywszy na niewielką posturę bruneta. - Drzwi do schowka są koło wyjścia na ogród~... - dodał jeszcze domyślając się, że Shizuo nie będzie wiedział gdzie szukać.
- Dobra... A ta balia ci po co? - Popatrzył na niego dziwnie. To naprawdę wyglądało conajmniej komicznie... Izaya, to chuchro, dźwigał ogromną balię... Blondyn niemalże zapomniał, że on jest PRAWDZIWYM wampirem, ze wszystkimi jego mocami, nawet jeśli ich nie używał na codzień.
- Um... Mówiłeś, żeby wymienić wodę, to wymieniam, nie~? - Obrócił się energicznie, wylewając przy tym odrobinę wody. - Ups~... - Spojrzał na kałużę i wzruszył ramionami.
- Przecież wystarczy to wylać, a ja zniosę ci wodę wiadrami... Nie musisz dźwigać całej balii... Gdzie wylewasz brudną wodę? - Podszedł i stanął za nim, żeby w razie czego zabrać od niego balię. Albo złapać ją jakby spadała. Izaya nadal mimo wszystko wyglądał, jakby zaraz miał się załamać pod tym ciężarem. Przynajmniej w oczach Heiwajimy.
- Straszę nią koty~! - zachichotał. - A jak już zwieją a ja jeszcze nie wylałem wody to wylewam na kompostownik~! A ty co? - fuknął na blondyna. - Pomógłbyś, a nie sie gapisz...
- Taa, skoro taki masz plan... Mogę ją zanieść za ciebie? - spytał, wyciągając ręce i czekając, aż Izaya się zgodzi. No bo wyrywać mu jej nie będzie... - No chyba, że przez pomoc masz na myśli nalewanie wody do wiader.
- Ponieś balię, ciężko mi~... - westchnął. - Nie mam siły na używanie mocy wampira... - dodał ciszej, pozwalając Shizuo zabrać balię. - To może ja pójdę po te wiaderka~! - Uśmiechnął się i szybko pobiegł w stronę schowka.
- To dlatego im sprawniejszy wampir tym więcej miał ofiar na koncie... - westchnął i zabrał zbiornik z wodą na dwór, szukając kompostownika. - Te koty jak raz mogłyby pomóc to ich nie ma... - wyburczał.
- To normalne, wampiry żyją dzięki krwi ludzi~... - odmruknął idąc za Shizuo z siedmioma wiadrami. Choć zmieściły mu się po 3 w jednej ręce ostatnie wsadził sobie na głowę tak, że robiło za czapkę. - Pomożesz mi z nimi wrócić, nie~? - zagadnął, poprawiając się.
- Hej Shizu~... Shizuo~! - Izaya próbował obudzić blondyna z dziwnego zamyślenia, jak widać bezskutecznie. Postanowił więc zastosować terapię szokową. Chwycił za czepek pokojówki i włożył go na głowę blondyna. - Słodko~! - skwitował ze śmiechem. - A teraz się rozbieraj, przebierzemy cię za pokojówkę~!
- No i co jeszcze. - warknął, ściągając czepek i odkładając go na miejsce. Nie jego wina, że ciężko mu było oderwać wzrok. Lubił przedmioty, które należały do historii... Ogółem lubił historię. - To lepiej znajdźmy ciuchy dla mnie. - Przemilczał, że pewnie będzie mu w nich nieswojo, skoro należały do ojca Izayi i poszedł do garderoby, która okazała się niczym oddzielny pokoik.
- A może ja mam się dla ciebie przebrac za pokojówkę? - zapytał, uśmiechając się słodko. Przytulił się do pleców blondyna, pocierajac znów nosem jego kark. - No Shizuś i jak, chciałbyś?
W myślach Shizuo odliczył od pięciu w dół.
- Nie. - uciął po prostu. Nie chciał kontynuować tematu. - Pomożesz mi szukać czegoś w moim rozmiarze? - postanowił odwrócić jego uwagę.
- Mmmm... Jasne~! - Uśmiechnął się, dalej wtulając w plecy ukochanego. - Garnituru nie chcesz, nie? - zapytał. - Tylko białą koszulę od niego.
- Tak, samą koszulę. - potwierdził. - Jak mnie puścisz to i te spodnie znajdę. - parsknął. - Zresztą ciebie też deszcz trochę ochlapał, może chcesz się przebrać, co?
- Masz ochotę mnie przebrać~? Ale w co~... - zachichotał. - Za wodę podziękuję, ale jak znajdziesz mi jakiś fajny kostium to może pozwolę ci się przebrać~! - zachichotał. Puścił Shizuo i wszedł w głąb pokoiku po obiecaną koszulę.
- Nie, serio mówię, nawet ktoś taki jak ty chyba nie lubi być przemoknięty... - westchnął i poszedł za nim. Przy okazji szukał jakichś dobrych na siebie spodni.
- Proszę~... Powinna być dobra, nie~? - Uśmiechnął się, podając blondynowi nowiutką koszulę. Jego ojciec kupił ją kilka dni przed śmiercią i nigdy nie zdążył założyć. - Powinna pasować~!!! - Rozejrzał się za jakimiś spodniami.
- Dziękuję. - mruknął, zakładajac koszulę. Pasowała jakoś. No może rękawy były odrobinę dłuższe. - Sądzisz, że te spodnie będą pasować? - Podniósł jedną z par i przyłożył do siebie. Nie chciał zbytnio tu buszować, bo wciąż czuł, że to rzeczy należące do drogich krewnych Izayi i nie powinien tego ruszać... Ale spodni potrzebował, więc wolał jakieś w końcu wybrać...
- Powinny, w razie czego trochę ci je podwinę~!- Uśmiechnął się zachęcająco. - zaskakująco dobrze ci w tych rzeczach. - skomentował mimowolnie.
- Dobra. - Zaczął ściągać spodnie, które miał na sobie. - Serio? Nie, wyglądam zwyczajnie... - Spojrzał na siebie. No, zwyczajnie. Ściągnął swoje i założył spodnie ojca Izayi na tyle szybko, na ile potrafił. Faktycznie były trochę dłuższe. - Powinny być w porządku dopóki nie pojadę kupić na miarę. - skomentował.
- Poczekaj~!- Zachichotał i ukucnął przed blondynem, podwijając mu nieco nogawki. - Teraz to przydałby się krawiec~... - westchnął brunet. Mógłby chyba zatrudnić jakąś służbę, skoro teraz miała ona dla kogo przyrządzać jedzenie i komu pomagać... Musiałby ich tylko zwalniać co kilka lat, żeby nikt niedowiedział się o tym, że Izaya się nie starzeje.
- Przydałby się, ale jak sam mówiłeś za parę dni do jakiegoś pójdziemy. - zbagatelizował. - Na razie mam w czym chodzić, na to wychodzi... Możemy już chyba iść. - Nie chciał przeszukiwać cudzych szaf czy w ogóle rzeczy, póki to nie było niezbędne. A może raczej to się tyczyło tylko szaf u Izayi...
- Ale mówiłeś, że coś dla mnie wybierzesz~... - naburmuszył się i tupnął nogą jednocześnie przytrzymując blondyna tak, by sobie nigdzie nie poszedł. - Wybierz dla mnie coś fajnego~...
Shizuo mimowolnie parsknął śmiechem. Co za dziecinne zachowanie...
- A nie masz przypadkiem swojej garderoby? - spytał, rozbawiony. W końcu skądś brunet musiał brać ciuchy na przebranie...
- W sumie to mam~... Ale miałeś wybrać kostium, nie normalne ubranie~! Miałeś mnie ubrać tak żebym się tobie podobał, więc~... Znajdź coś, Shizu-chan~!
- Przebranie... W ciuchach swojego ojca chyba byś tonął... - Uśmiechnął się złośliwie i przeszedł na drugi koniec pokoiku. Złapał za jakąś sukienkę. - Twoja matka była drobniejsza, więc się zmieścisz, nie? - Zaśmiał się, pokazując mu czerwoną suknię. - No dobra, żartuję... - mruknął szybko, próbując odłożyć ją na miejsce. W końcu chciał sobie z niego pożartować, ale jeszcze Izaya uzna go za zboczeńca, który faktycznie lubi coś takiego... Lepiej nie...
- Shizu-chan~... Naprawdę chcesz, żebym to ubrał? - zapytał odrobinkę niepewnie. Nie miał nic przeciw sukienkom, jesli miałoby to sprawić, że Shizuo bedzie odrobinę szczęśliwszy. - Mam się w to przebrać? - wskazał na wieszak.
- Nie, no przecież mówię, że żartowałem... - westchnął, ale uśmiechnął się kącikami ust. Może i momentami, a dokładniej bardzo często, denerwowało go, że Izaya jest taki naiwny. Ale momentami to bywało nawet zabawne... - Gdybyś to ubrał to pewnie do wieczora kombinowałbyś, jak to zdjąć. - spróbował zażartować. - O ile do tego czasu zdążyłbyś to założyć.
- Dałbym radę~! - fuknął. - I oczywiście musiałbyś mi pomóc zawiązać całą masę wstążeczek... Ale dałbym radę! - bronił się. - Ale skoro nie~... - wzruszył ramionami. - to pójdziemy do drugiej garderoby~!
- Jak kobiety mogą marnować tyle czasu na takie rzeczy... - Pokręcił głową. - Kolejna? To już będzie trzecia... Ile wy ich macie...? Znaczy... Ile ich masz?
- W sumie to dwie. Jedna z kostiumami, druga rodziców i służby... I mam jeszcze swoje własne ubrania w mojej prywatnej szafie~! Ale teraz zabieram cię go tej garderoby w której są przebrania~... Słowo kostium zobowiązuje~! - zachichotał.
- Byliśmy w niej przedwczoraj... - mruknął pod nosem. Nieszczególnie lubił kostiumy. - Nie chcę cię przebierać. - Przystanął i chwycił go za nadgarstek, tylko żeby go zatrzymać. - Wolałbym zrobić coś innego. Cokolwiek. Może najpierw rozpalić w kominku, bo zrobiło się zimno... - napomknął przy okazji.
- Cokolwiek mówisz~? - zamruczał, ocierając się o blondyna. - Hmmm. Nie~! Pewnie nie zrobiłbyś tego o co proszę, ale niech ci będzie Shizuś~! Ty rozpal w kominku a ja zmienię spodnie, bo przez ciebie są mokre na tyłku~!
- Nie myśl za dużo. - parsknął nerwowo i pokręcił głową. - Idź, idź. - Skierował się do salonu i zaczął rozpalać w kominku. Napiłby się wina... Ale pewnie go nie było. Westchnął w duchu.
- Ale burza~... - westchnął brunet schodząc do salonu, przebrany w suche spodnie. - Coś mi się wydaje, że dziś nigdzie nie wyjdziemy... Ani przez najbiższe dni~... - westchnął. - Ale mam świeczki~! - Dodał wesoło i pokazał, co trzyma w łapkach. - Nie używamy ich w sypialni to może chociaż tu, co~? - zachichotał.
- Ta, przynajniej coś będę widział. - parsknął Heiwajima, ironicznie spoglądając w ogień. Akurat jak pojawiła się możliwość pracy to zaczęła się burza... Niech to szlag. Może zaryzykuje pytanie... - Masz może jakieś wino, czy coś? - spytał z rezygnacją. Pewnie nie będzie. Poszedłby do karczmy. Jedzenie od karczmarza nie zawsze było dobre, ale wino już tak. Nie żeby był pijaczyną, jak większość karczmiennego plebsu. Po prostu w dni takie jak ten chciał wypić ze dwa kieliszki. Po tym łatwiej było myśleć i głowa tak nie bolała od huków burzy.
- Um... A jakie chcesz? - Zapytał zdziwiony. Nie wiedział, że Shizuo lubi sobie wypić... - Mam nadzieję, że lubisz takie z przed 200 lat, bo tylko takie jest~... - westchął.
- Jest? - Uniósł brwi w zdziwieniu, po czym je zmarszczył i odwrócił się do ognia. - Patrzysz na mnie, jakbym pił co najmniej co drugi dzień. - mruknął, nie patrząc na niego. - Nie jestem pijakiem. Nie musisz go wyciągać, jak masz tak na to patrzeć.
Może i był trochę przewrażliwiony... Ale nie lubił tych kpiących spojrzeń innych z zakonu, gdy "świętoszkowaty Hewajima dotknął wina". No naprawdę... To nie było nic niezwykłego, poza tym nie pił na
umór...
- Nie patrzę się dziwnie, to przez ogień, rzuca dziwne cienie! - próbował się wybronić. Podszedł do blondyna. - I tak musisz ze mną pójść, nie wiem na jakie masz ochotę~! - Uśmiechnął się wesoło. - Chodź, piwniczka z winem jest blisko, a za ten czas ogień się dobrze rozpali~!
- Skąądże... - mruknął i wstał niechętnie, ociągając się. - Jakiekolwiek... Słodkie najlepiej... Po co ci cała piwniczka, jak nikt z tego nie korzysta...? - westchnął. Izaya równie dobrze mógł otworzyć najlepszą gospodę w okolicy.
- Mój ojciec był koneserem wina~! Dlatego się tak dziwnie spojrzałem... Przypominałeś mi go w tamtej chwili~! - zachichotał. - No dobrze, słodkie, więcej konkretów, poproszę~...
- To teraz będę wybitnym nie koneserem i powiem ci tylko, że ma być słodkie. - Uśmiechnął się mimowolnie. Dotąd nikt go o takie rzeczy nie pytał, a nawet jak pytał, nie chciało mu się wymyślać. - Krytykiem nie jestem, wybacz. Chodzi mi tylko o trochę rozluźnienia. - Jak tak teraz myślał, to może tego ostatniego nie powinien mówić... Nie miał zamiaru rozluźniać się aż tak, jak Izaya mógł sobie pomyśleć.
- Jasne~... - Izaya nie załapał omyłkowej dwuznaczności wypowiedzi Shizuo tylko z uśmiechem na mordce ruszył w stronę piwniczki z winem. - Słodkie, słodkie, słodziutkie jak ja~! - zachichotał, otwierając klapę do piwnicy.
- Och, Boże... - westchnął egzorcysta, widząc ten uśmiech. Teraz jedyne czym się martwił, to że jednak faktycznie rozluźni się za bardzo. Gdyby nie ufał swojej samokontroli, odwołałby to wino... - Może lepiej nie tak słodkie jak ty...? - parsknął pod nosem, tak żeby Izaya tego nie dosłyszał z dołu. - Nie będę szedł za tobą, wystarczy, że ty jesteś na dole nie? - chciał się upewnić.
- Czeeemu~... - Izaya zrobił nadąsaną minkę, po czym zniknął w ciemnościach piwnicy. - Nie jestem dla ciebie słodki~? - Echo poniosło jego głos. Brunet szybko dotarł do półki z winem i wyjął pierwsze lepsze słodkie jakie znalazł. Wrócił i pokazał je Shizuo. - To?
- Nie trafiłeś. Półwytrawne. - poinstruował go. Jak tak będzie szukał to w życiu nie znajdzie, coś tak czuł... A na poprzednie pytanie wolał nie odpowiadać, tak dla własnego bezpieczeństwa. Zaśmiał się na tę myśl.
- Ne~... To jakiego mam szukać? - westchnął. - Tu nie ma światła Shizuś... Westchnął, wracajac do półki i przynosząc inne. - A to?
- Półsłodkie... Dobra, zostaw, może być to. - machnął ręką. Przeboleje. - Nie wiem, jak u was poustawiane są półki, ale na pewno smakami. Tak sądzę. Pomóc ci wyjść?
- Nie... Shizu-chan słuchaj... Mogę użyć wampirzego wzroku i spróbować znaleźć w pełni słodkie... Ale musisz mi coś obiecać... - westchnął, zabierając butelkę w piwniczne czeluści.
- Nie no, nie musisz... - mruknął, jednak ciekawość zwyciężyła. - A co bym miał niby obiecać?
- Że "przypadkiem" rozetniesz sobie delikatnie palec żebym mógł uzupełnić krew... Jeśli tego nie zrobię będzie jej za mało i będę mógł się na ciebie w każdej chwili rzucić... A tego nie chcę... - dodał cicho, dalej na ślepo oglądając butelki z winem. - To jak? - Zapytał, przysuwając oko centymetr do etykietki... Chyba zaczynał widzieć litery... Choć to równie dobrze mogły być mroczki.
- To akurat żaden problem. - prychnął. - Możesz szukać, długo ci to chyba nie zajmie.
Chciał dodać, że gdyby się na niego rzucił, to by go odepchnął a potem zabił albo chociaż przetrącił kark, ale nie był już tego taki pewny... Chyba zbyt go lubił... Dał się zaślepić na tyle, że chciał mu ciągle oddawać swoją krew. Zaraz, co mu się do cholery stało...?!
Roztarł skronie. Nie rozumiał, dlaczego nadal nie widzi w Izayi wampira, tak jak powinien.
- Um... To będzie tylko kropelka, obiecuję~! - Zapewnił i włączył swoje oczy na dosłownie sekundkę by zobaczyć, gdzie znajduje się słodkie wino. Tak jak podejrzewał. Jego ojciec wcale nie klasyfikował wina po smaku/roczniku czy czymkolwiek innym. To byłoby zbyt normalne, a rodzina Izayi słynęła z niezwykłości i ekscentryczności. Jego ojciec zatem posegregował butelki... kształtem butelki. Izaya westchnął i zabrał trzy różne słodkie wina... Może któreś będzie dobre.
- Mhmmm... - mruknął, zamyślony. W końcu Izaya wyszedł, więc spojrzał na niesione przez niego butelki. - Po co aż trzy? - spytał, zdziwiony. Nie miał zamiaru wypić nawet jednej do końca...
- Bo może jak cię spiję będziesz łatwiejszy~? - zażartował. - A tak naprawdę to liczyłem na to, że może szczęśliwym trafem zdarzy się, że któreś wino bardziej ci posmakuje~! - Z usmiechem podał mu butelki. - A teraz bądź tak miły i mnie stąd wyjmij~! - dodał.
- Na pewno posmakuje. - skwitował, pomijając żart i położył butelki na podłodze, zajmując się bardziej wyjęciem Izayi z dołu i postawieniem na podłodze. - I tak otworzę tylko jedno, więc... Chyba najlepiej metodą wyliczanki, co? - parsknął. Dziecinne to było, ale jakoś wybrać musiał. - Chodź z nimi do salonu. - Podniósł wina i ruszył, patrząc, czy brunet za nim idzie.
- Yay~! - Izaya zaśmiał się, gdy Shizuo podniósł go i postawił na podłodze. - To ty znasz dziecięce wyliczanki Shizu-chan~? - spytał zaciekawiony, idąc za blondynem. - Ponoć wychowałeś się w klasztorze~...
- Tak. Ale mam brata. Poza tym dzieci na podwórku może i czasem się mnie bały, ale przecież wszystko słyszałem, w cokolwiek się bawiły. - Wzruszył obojętnie ramionami. - No i nikt nie mówił, że będę stosował te dziecięce wyliczanki... Chociaż faktycznie te przetaczające się przez zakon nie były zbyt cnotliwe... delikatnie mówiąc. - sarknął. Jak on nienawidził tego miejsca, momentami nie dało się tego opisać.
Izaya przechylił zdziwiony głowę.
- Jak to nie były? To w końcu zakon, nie~? Powinni być jak najbardziej święci~... Asceza, pokuty i takie tam... - mruknął zdziwiony.
- Sam dobrze wiesz, że to chciwe małpy. - prychnął. - Chciwe, łakome i sprośne. Jeśli ktoś mnie tam uczył pokory, to po to, żeby samemu więcej dostać. Może i powinni być, ale nie byli święci, więc życie w takim przekonaniu to zwyczajne życie w kłamstwie. Sam sobie jestem świętym, a w porównaniu do nich to już powinienem potrafić czynić cuda. Zresztą tępienie wampirów i to, że jeszcze żyję to dla niektórych cud, ale to też życie w kłamstwie. - Zmarszczył brwi. Tak to mógł długo, więc lepiej przestać. - Czyhają na twój majątek, jakby było im mało tego, co już mają. Ani w tych ludziach pokuty, ani celibatu, ani niczego. - Rozsiadł się na kanapie.